Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Słuchał jej z wyrozumiałością. Nie przerywał i nie dał jej odczuć, że wcale nie ma ochoty słuchać ciekawostek dotyczących psiego życia. Nieśpiesznie jadł posiłek, od czasu do czasu nawiązując z dziewczyną kontakt wzrokowy. Musiał przyznać, że jak na kogoś kto rzadko przybiera ludzką formę, zaskakująco elokwentnie się wyrażała. No nie licząc momentów kiedy mówiła od rzeczy.
Gdy skończyła jeść i przeciągnęła się, uśmiechną się już bez wymuszenia. W tamtej chwili chciał nawet zaproponować, by przychodziła do niego gdy będzie w pobliżu, zamiast podkradać ludziom jedzenie, ale w efekcie nie zrobił tego. Więcej było przeciw niż za. Miałby kłopoty gdyby ktoś ją tu znalazł, a przecież nie szukał kłopotów. Już kiedyś musiał się o kogoś martwić i nie chciał tego powtarzać, tym bardziej jeśli wynikałby to jedynie z dobrej woli, a nie silnego poczucia obowiązku wobec istoty mu wpojonej.
Jeszcze nim zadała mu pytanie, skorzystał z chwili milczenia.
- Chcesz jeszcze? - Wskazał na pustą miskę.
Potem uśmiechnął się uprzejmie. Był małomówny? Faktycznie. Nie był sobą. Gdzie podziała się wesołość i gadatliwość? Gdzie drwienie z rzeczywistości? A może nigdy tego nie było? Może właśnie teraz ściągnął maskę, zmęczony jej nakładaniem?
Spojrzał na szczere oblicze dziewczyny. Zmusił się do szerszego uśmiechu nie chcąc sprawić jej zawodu. Twarz jednak miał taką jak od początku, szarą, bez wyrazu i choćby cienia prawdziwej weosołości.
Co chciała usłyszeć? To, że całe swoje życie na ziemi przeżywał nie zaznawszy niczego, co oferowało? Nie chciał o tym mówić, nie chciał mówić o stracie Vess i o tym, że jest zwyczajnie nieszczęśliwy. Wieczność, choć pozornie spokojna, dobijała go. Życie pozbawione celu było udręką. Niby jako anioł nadal miał misję, ale z każdym kolejnym rokiem, dniem, godziną, czuł, że to bezcelowe. Nie zmieni świata. Teraz już nawet nie chciał. Jaki więc sens był w ciągłym staraniu się? Pieprzyć to.
- Możesz mi mówić Ergo. - Odparł. Chciał dorzucić, że nie ma ochoty na rozmowy i najchętniej podłożyłby się spać, ale zrezygnował. Musiał wziąć się w garść, przynajmniej przy ludziach. Pokazać dobrą minę do złej gry, jak zawsze. I być silniejszym, niż się czuł.
Na wzór Rayissy oparł łokcie na blacie stołu i przechylił się przez niewielki stół. Zielone oczy, które do tej pory zdradzały zmęczenie dużo większe niż mógł odczuwać mężczyzna w jego wieku, rozpogodziły się. Śmiały się do spółki z ustami, a był to uśmiech jaki wypracował już dawno, pełen zadziorności ze szczyptą ironii. - Ty gadasz za nas dwoje, dziecinko. - Nonszalancko oparł policzek o wierzch dłoni. Druga sięgnęła po zanurzoną w gulaszu łyżkę. - Co chcesz wiedzieć, hm? - rzucił dziewczynie krótkie spojrzenie w przerwie leniwego mieszania sosu. - Jestem pasterzem, mieszkam sam i jakoś żyję. - lekceważąco machnął ręką - Czasem coś poczytam, czasem przejdę się do klubu, a czasem po prostu patrzę w sufit nie robią nic. Moje życie nie jest ciekawe. - Tu przynajmniej nie kłamał. Był nudny jak flaki z olejem. - No, nie licząc niespodziewanych, psich gości. - mrugnął do niej wesoło, łapiąc jej spojrzenie. - Masz zamiar zostać na noc? Jak tak, muszę przygotować dodatkową kołdrę i poduszkę. - wcale nie starał się żeby zabrzmiało to dwuznacznie, ale w zestawieniu z jego obecną postawą było bardziej niż dwuznaczne. Nie zdawał sobie z tego sprawy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ledwie opanowała energiczne machanie ogonem, gdy uszu doszła wzmianka o dokładce. Puszysta, dumnie prężąca się kita świsnęła cicho, przecinając eter, nim zawisła w bezruchu. Rayissa wzięła głęboki wdech, wypełniając płuca umiarkowanie ciepłym powietrzem i przetrzymawszy je chwilę, przesunęła spojrzenie ku naczyniu, w którym znajdował się sos. Wolny wydech towarzyszył upartemu świdrowaniu miski i przeciągającemu się milczeniu. Złotooka głośno przełknęła ślinę, walcząc z pokusą. Przyjemny aromat drażniący nozdrza przeciwko uczuciu sytości. Może jeszcze trochę? Troszeczkę? Zjedzona porcja w zupełności wystarczyła, aby napełnić skurczony żołądek, skutecznie odganiając głód na dwa dni, jeśli nie dłużej. Nie, żeby nie planowała z samego rana odwiedzić Starszej Pani Numer Siedem, która w każdy czwartek raczyła ją surowizną z wyższej półki. Taaak, psica miała swój grafik, którego ściśle przestrzegała, regularnie odwiedzając karmicieli oraz karmicielki. Mimo to wiecznie chodziła głodna i trudno było stwierdzić, czy to sprawka piekielnie szybkiego metabolizmu, czy zwykłego, psiego obżarstwa. Przy czym jedno wcale nie wykluczało drugiego.
- Nnn… Nie. – Bąknęła, wciąż uparcie wpatrując się w potrawkę. Zaglądając w głąb zmrużonych ocząt, dało się dostrzec toczącą wewnątrz batalię. Zjeść, czy nie zjeść? Oto jest pytanie. Bielutka końcówka ogona zadrżała w tym samym momencie, w którym wymordowana nerwowo poruszyła się na krześle, minimalnie odchylając w tył. Wyraźnie się wahała. Westchnęła raz jeszcze i, ignorując unoszący się znad miski zapach pokarmu, powróciła oczętami do twarzy rozmówcy. – Nie. Dziękuję, ale nie. Wystarczy. Nie.
Brzmiała trochę tak, jakby próbowała samą siebie przekonać o słuszności takiej, a nie innej decyzji. Sprzeciwiając się pokusie, skupiła (prawie) całą uwagę na słowach Ergo. Słuchała ze szczerym zainteresowaniem, jak przystało na prawdziwie ciekawską istotę, wszakże lubiła nie tylko dużo mówić, ale też wysłuchiwać i poznawać. Jarzące się nieludzko ślepia rozwarła szerzej, intensywnie przyglądając się zielonym tęczówkom mężczyzny, jakby czegoś szukała na ich powierzchni. Niewiele zdradził ponad to, co zdążyła wywnioskować, lecz nie zamierzała naciskać. Najwidoczniej nie był tak gadatliwy jak ona. Nie oszukujmy się… Mało kto tyle paplał, tym bardziej w czasach, gdy ufanie obcym było oznaką skrajnego debilizmu. Ray jednak, jak przystało na psa, była stosunkowo naiwna, co sprowadzało się do tego, iż bez namysłu była w stanie powiedzieć o sobie niemalże wszystko.
- Na noc? – Podłapała, przechylając głowę w bok. Bynajmniej nie dostrzegając żadnych dwuznaczności, uznała propozycję za godną rozważenia. Poświęciła jej całe pół sekundy, nim udzieliła odpowiedzi. – Jeśli to nie problem, to… chętnie. Wiesz, zazwyczaj śpię gdziekolwiek, miło będzie zdrzemnąć się tak… po ludzku. Raczej nie sypiam w tej formie, bo to mało bezpieczne, no i bez futra jest mi zimno. Bo, jak już ci mówiłam, ludzie nie mają sierści i to jest bez sensu. Gdyby ją mieli to nie musieliby nosić ubrań, a ubrania są głuuupie! Kiedyś zapomniałam się rozebrać i zmieniłam się w psa i wieki całe walczyłam, żeby się oswobodzić!
Mówiąc wszystko, co tylko jej ślina przyniosła na język, niby przypadkiem zerknęła ku potrawce. Skarciwszy się w myślach za chwilę nieuwagi, z trudem skierowała patrzałki w innym kierunku. Padło na kominek. Obserwowała tańczące języki ognia ni to zamyślona, ni oczarowana żywiołem. W rzeczywistości za wszelką cenę chciała odwrócić własną uwagę od żarcia. No bo ileż można?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ergo dokończył swoją porcję, kiedy Ray uparcie wpatrywała się w miskę. Bez trudu można było odczytać jej rozterki. Rozumiał je na tyle na ile mógł ktoś, kto nigdy nie zaznał prawdziwego głodu, czyli z mieszanką współczucia i tkliwości. Powodowały nim odruchy, anie świadome działanie, ale postanowił poddać się im. Działanie na dawno wpojonych skryptach powinno przynieś teraz lepsze efekty niż siedzenie z nosem na kwintę i zamartwianie się o rzeczy, które w praktyce teraz nie miały znaczenia. Liczy się tu i teraz, ważniejsze od gdzieś i kiedyś.
- Więc może później. Daj znać, jak zgłodniejesz. Możesz też wziąć prysznic, jeśli chcesz. W łazience powinien być złożony, świeży ręcznik. - Wskazał dłonią w kierunku uchylonych drzwi i wstał, po drodze zabierając puste już naczynia. Wrzucił je do zlewu, ale nawet nie trudził się zalaniem ich wodą. Miał zamiar później zająć się takimi drobiazgami. Teraz skierował się do szafy i z najniższej półki wyjął zwiniętą, niepowleczoną kołdrę. Nosiła na sobie ślady intensywnego używania i z daleka pachniała drewnem, sugerując, że od wielu lat nie opuszczała swojej półki. Rozłożył ją i strzepnął. Przewiesił przez oparcie fotela, a wziąwszy się pod boki jak prawdziwy gospodarz, zapewnił:
- To żaden problem. - Uśmiechnął się krzywo i powrócił do przerwanej czynności.
Nie miał drugiego łóżka, ale doskonale wiedział, co należało zrobić, nawet jeśli podświadomość warczała na niego, że to nie ma sensu. Altruizm w obecnym świecie to jak podpisanie na siebie wyroku, a mimo to wszedł po drabince na antresolę i ściągnął z materaca swoją pościel, bezceremonialnie upuszczając ją na podłogę. Przygotowaną wcześniej kołdrę oblekł, podobnie postąpił też z jedną z trzech poduszek jakie posiadał. Oblekł ją w nową poszewkę. Całość zatargał na górę i ułożył na materacu.
- Gotowe. Możesz się położyć, kiedy chcesz. Na górze jest zdecydowanie cieplej. - Obwieścił jeszcze z poziomu antresoli. Potem po prostu zeskoczył nie trudząc się schodzeniem po drabince i chwyciwszy z ziemi swoją pościel, zaczął układać ją na fotelu przed kominkiem. Gdy ułożył ją w niezbyt równe kostki zauważył, że drwa w palenisku już porządnie się spaliły, dorzucił więc kolejne. Dopiero wtedy wyprostował się, otrzepał ręce i odsunął z oczu namolną grzywkę, która i tak zaraz wróciła na swoje miejsce.
Znów krzątał się po domu zdając się zapominać o gościu, ale tak naprawdę jego obecność siedziała mu głęboko w świadomości. W duchu miał nadzieję, że przez swoją dobroć nie zostanie obarczony jego obecnością na dłużej.
- Masz jakąś rodzinę? - Zapytał po tym jak już oparł się lędźwiami o kuchenny blat. Z kieszeni spodni wyłuskał zmiętoszoną paczkę papierosów i małą zapalniczkę. Odpalił, zaciągnął się. Widać było, że ten drobiazg sprawił mu przyjemność. Po chwili wypuścił kłąb szarego dymu uśmiechając się bezwiednie. Bez zastanowienia obracał w palcach zapalniczkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Więc może później.
Trzy słowa wystarczyły, aby rozwiać męczący ją od kilku minut dylemat. Czemu sama na to nie wpadła? Nie zaprzątając już sobie głowy posiłkiem, powoli wstała od stołu. Dłuższy moment tylko wodziła spojrzeniem za krzątającym się mężczyzną, z zainteresowaniem przyglądając codziennym zajęciom. Robiła wrażenie zafascynowanej zwyczajną, z pozoru nudną rzeczywistością. Ileż by dała, aby znów być normalną… Zatapiając się w swych szczątkowych wspomnieniach, jakby nie do końca świadomie skierowała się ku łazience. Naturalnie, o zamknięciu za sobą drzwi zapomniała, albo zwyczajnie o tym nie pomyślała. Pozostały kusząco wręcz uchylone.
Dziewczyna zsunęła dres, aby złożywszy go w kostkę, odłożyć gdzieś na bok. Z ogromną ulgą przyjęła uczucie nagiej, nieskrępowanej niczym skóry. Wkrótce koszulka, nieumiejętnie zwinięta, dołączyła do dolnej części garderoby. Ray, nim weszła do kabiny prysznicowej, przyjrzała jej się dokładnie, oceniając, na ile bezpieczne jest korzystanie z takich wynalazków. Preferowała raczej kałuże… Uznając, że doprowadzenie się do jako takiego porządku nie zaszkodzi, odkręciła kurek z wodą. Ciepłą, zimną… Nie robiło jej to żadnej różnicy. Strumień cieczy otarł się o ciało, w pierwszej chwili powodując dreszcz i nastroszenie mokrego futra. Wymordowana stała pod prysznicem stosukowo długo, jakby w nadziei, że woda prędzej, czy później zmyje brud. Przeliczyła się.
Sięgnąwszy po cokolwiek, co było pod ręką, użyła tego jako mydła i szamponu w jednym. Wyszorowała głowę oraz ogon, temu drugiemu poświęcając zdecydowanie więcej uwagi, niźli powinna. Całkiem zadowolona z efektów, spłukała powstałą pianę, a wraz z nią pyłki, patyki, tonę psiej sierści, ludzkich włosów i wszystkiego innego. Czysta, opuściła kabinę, aby stanąwszy w centrum niedużej łazienki, po psiemu się otrzepać, przyozdabiając wszystko skrzącymi się drobinkami. Ręcznika też użyła, a jakże. Przetarła się materiałem, ścierając resztki wilgoci, aby następnie owinąć nim sylwetkę. Zerknęła przelotem ku ubraniom, jakby zastanawiała się, czy powinna je na siebie narzucić. Ręcznik wydawał się wystarczający, wszakże zasłaniał wszystko, co powinien. Z tą myślą wróciła do głównej izby, gdzie spoczęła na krześle.
- Kiedyś miałam rodzinę, ale nie mam pojęcia, ile czasu minęło… Więc raczej już jej nie mam. No chyba, że jakaś dalsza, kilka pokoleń wprzód, nic mi jednak o niej nie wiadomo. – Odparła, zakładając nogę na nogę. Jedną dłonią przytrzymując skrawek tkaniny, drugą jakby od niechcenia wsparła na blacie. – A Ty? Masz jakąś rodzinę? Węch mi mówi, że raczej nikt tu z Tobą nie mieszka, chociaż mogę się mylić. Nie, żeby mi się to często zdarzało, ten zmysł raczej dominuje w moim życiu. Niezależnie od formy, zawsze… – Urwała w pół słowa, gdy czułe nozdrza podrażnił papierosowy dym. Ni to kichnęła, ni prychnęła, rzucając rozmówcy niemalże mordercze spojrzenie.
- Mógłbyś tutaj nie palić? To… cuchnie. – Wysyczała przez zaciśnięte, mimowolnie obnażone kły. Może i był u siebie, jednak…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dobrze, że nie zajrzał do łązienki, kiedy dziewczyna ją opuściła. Pewnie załamałby ręce widzac rozgardiasz jaki tam pozostał. A tak również je załamie, ale dopiero za jakiś czas. Teraz odprowadził wzrokiem jej owiniętą w ręcznik sylwetkę. Brzeg materiału sięgał jej ledwie do połowy uda i odsłaniał zdecydowanie więcej niż powinien... Kiedy ostatni raz widział kobietę w takim stanie w jego własnym domu? Zaraz, zaraz... nigdy? Brew mu drgnęła, ale nie skomentował jej zachowania, a przynajmniej nie na głos. Czyżby starała się go w jakiś sposób uwieść? Nie, niemożliwe. Była na to za głupia. Skrzywił się, westchnął. Przysiągł sobie, ze jeśli spróbuje jakiejś sztuczki, wyrzuci ją za drzwi jak nieposłusznego burka.
Siłą woli zmusił się do odwrócenia wzroku od wilgotnej, jasnej skóry. Starał się trzymać wyobraźnie, ale i irytację na wodzy. Niestety irytacji nie udało mu się powstrzymać i dziewczyna znów sama o to zadbała. Lecz nim to, najpierw spokojnie słuchał jej słów. Nie spodziewał się innej odpowiedzi niż ta, którą otrzymał. Jeśli dziewczyna żyła na świecie już bardzo długo, pewnie faktycznie nie miała nikogo. Przynajmniej pod tym względem się nie różnili.
- Niektórzy powiedzieliby, że mam ogromną rodzinę, ale ja tak na to nie patrzę. Nie mam rodziny w takim sensie w jakim ty to rozumiesz. - Odparł. Tajemniczy, nieco drwiący uśmiech mógł spowodować niechęć u rozmówcy, wszak czy nie oznaczał tego, że był zbyt ograniczony, by zrozumieć o czym mówił Ergo? Mężczyzna może nie sądził, że dziewczyna jest aż tak głupia, ale akurat to zagadnienie ciężko było pojąć komuś, kto przez większość życia ganiał jako pies. Nawet Ergo nie do końca to rozumiał. Przecież widział doskonale, że aniołowie łączyli się ze sobą jak ludzie, a stworzono ich jako braci i siostry, nie po to by się rozmnażali. Dlatego z jednej strony był częścią wielkiej rodziny, a z drugiej był sam jak przysłowiowy palec.
Zachowywał się tak, jakby wyszczerzone kły i niechęć nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Po tym jak odpowiedział na pytanie jeszcze raz zaciągnął się dymem. Jak gdyby nigdy nic, strzepnął popiół do zlewu. Nie zgasił papierosa, smużka siwego dymu cały czas uciekała w eter. Oparł dłonie na blacie za sobą i skierował wzrok na wykrzywioną w brzydkim grymasie twarz dziewczyny. Jego sama była wręcz obrzydliwie spokojna i nosiła ślady gorzkiej ironii. Bez współczucia i wyrozumiałości jego oblicze było odległe, a spojrzenie zimne i twarde.
- Mógłbym, ale obawiam się, skarbie, że jestem u siebie, a to ty jesteś tu gościem. Lata zdziczenia odebrały ci nie tylko część rozumu, ale i maniery? - Zakpił, śmiało i z premedytacją chcąc sprawić dziewczynie przykrość, albo przynajmniej wzbudzić wstyd. Był wyrozumiały, a do tego cholernie cierpliwy, ale Rayissa trafiła w najgorszy okres w jego życiu. Był na skraju rzucenia w diabły całej misji, całego dotychczasowego życia. Psina nie pomagała mu swoim zachowaniem. Powoli utwierdzała Ergo w przekonaniu, że ludzie nie zasługują na pomoc, a nawet jeśli zasługują, to on nie chce im jej udzielać. - Więc jeśli coś ci nie odpowiada, to ja cię nie trzymam. Możesz iść. - Dłonią z papierosem wskazał jej drzwi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skuliła się lekko w reakcji na nieprzyjemny ton, rozbrzmiewający w pomieszczeniu. Przydługie, puszyste uszy skryły się wśród wilgotnych kosmyków, kaskadą opadających na plecy i ramiona, ogon zaś znieruchomiał, owinąwszy się wokół jednej z nóg. Rayissa uspokoiła się momentalnie, wyraźnie speszona, wzrok wbijając w nierównomierne, abstrakcyjne wręcz wzory, wijące się na powierzchni drewnianego blatu. Kontemplowała je konsekwentnie, sunąc spojrzeniem wzdłuż nieregularnych linii, niby zupełnie pochłonięta nowym zajęciem. Nie potrafiła jednak utrzymać języka za zębami, toteż wciąż oglądając strukturę desek tworzących stół, odezwała się cicho, ostrożnie. Nie chciała bardziej rozgniewać rozmówcy, nie przepadała za konfliktami.
- Czasami jesteś strasznie niemiły. – Westchnęła z rezygnacją, nijak nie potrafiąc zrozumieć zachowania gospodarza. – Przecież tylko zapytałam. Nie rozkazałam, nie rzuciłam w ciebie ręcznikiem, nie zaczęłam gryźć stołu. Tylko zapytałam. Bo widzisz, mam bardzo wyczulony węch i dym w zamkniętym pomieszczeniu nie jest zbyt przyjemnym doznaniem. Wybacz, że nie sprecyzowałam od razu, co mam na myśli. Mógłbyś chociaż uchylić okno?
Dziewczyna siedziała w całkowitym bezruchu i tylko żółte, jarzące się delikatnie patrzałki krążyły od punktu do punktu. W milczeniu oczekiwała odpowiedzi, mając nadzieję, że Ergo pozytywnie rozpatrzy jej prośbę. Końcówka białobrązowej kity podrygiwała co kilka sekund, dając minimalny upust emocjom kłębiącym się w filigranowej sylwetce. Naturalnie, mogła wyjść, zostawić go samego i spędzić tę noc tak, jak każdą inną, od wielu, wielu lat, lecz czuła się winna całemu złu świata, toteż nie znając źródła poirytowania mężczyzny, uznała to za własne przewinienie. Nie znała przeszłości, a będąc przy tym naiwną i niezbyt domyślną, stwierdziła, że jest powodem jego zmartwień, złości i wszystkiego innego, co niedobre i negatywne. Nic dziwnego, że z miną zbitego psa wpatrywała się w stolik, obawiając się choćby ukradkiem zerknąć ku Ciemnowłosemu. Postawa ciała i przedłużające się milczenie tylko potęgowały przykrą atmosferę, przepełnioną smutkiem i skruchą. Mało brakowało, aby wymordowana zaczęła go przepraszać za to, że żyje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Świetnie. Wobec tego nie rozumieli się oboje z tym, że Ergomionowi nie zależało na rozumieniu przypadkowej, zagubionej psiny. Albo ubzdurał sobie, że mu nie zależy. Podczas niekończącej się egzystencji można wpoić sobie masę kwestii. Ergomion właściwie nie pamiętał już siebie sprzed ostatnich kilku stuleci. W pamięci zatarły mu się też te chwile gdy w wierze niczym nie ustępował Rosie, a misję ratowania ludzi przed nimi samymi uważał za najwspanialszy dar. Dawno minęły chwile w których czuł się potrzebny.
Popatrzył na nią z ironicznym niedowierzaniem. Gdyby zaczęła się rzucać, na pewno wywaliłby ją na zewnątrz nawet się nie oglądając. A nawet więcej, gdyby starała się go skrzywdzić, nie wahałby się odpłacić pięknym za nadobne.
- Nie rozkazałaś, ale szczerzenie kłów i złowrogie syczenie nie brzmi jak prośba. - Mimo wciąż nieprzyjemnie brzmiącego tonu odwrócił się, odkręcił wodę i zgasił papierosa pod strumieniem. Niedopałek wyrzucił do kosza pod zlewem. Akt pojednania. Kurek zaskrzypiał kiedy Ergo go zakręcał. Nie odwrócił się. Nie od razu. Najpierw przetarł dłonią twarz i odetchnął kilka razy. Starał się wmówić sobie, że dziewczyna naprawdę niczemu nie zawiniła. Była głupiutka, trochę chwiejna, może przez wirus, ale nie była winna jego krzywd. Powinien przestać obwiniać ludzi jako całość o wszystko, co się stało. Niektórzy również nie byli winni. Co się z tobą dzieje?
Wyprostował się i odwrócił. Uśmiechnął słabo. Przez chwilę w ciszy przyglądał się dziewczynie jak siedzi smutna i niepewna. Teraz widział doskonale, że człowiek może zachowywać się jak pies. Rzeczywiście wyglądała na burka, który coś przeskrobał. A jego serce było miękkie jak masło, nie miał sumienia dalej karać jej niechęcią, nawet jeśli naprawdę ją odczuwał.
- Ubierz się. - Polecił łagodniej. - Jeśli jesteś jeszcze głodna, w tej szafce są miski. Częstuj się.
Pozbierał rozbiegane myśli, uciszył te, które warczały na niego, by nie odpuszczał i nie dawał sobie wchodzić na głowę. To nie jej wina
W końcu oderwał się od blatu. Deski zaskrzypiały pod jego ciężarem gdy przemierzał pokój.
Zdjął pościel z fotela i rozłożył przed kominkiem. Nie silił się na dbałość. Nie miał zamiaru jeszcze się kłaść. Dorzucił drzewa do kominka by podsycić ogień i podszedł do półki z książkami. Nie zastanawiał się długo nad wyborem. Sięgnął po jedną, a potem, jak gdyby nigdy nic, usiadł na przeciw ognia i wyciągnął nogi do ciepła. Dopiero wtedy obejrzał się na gościa. Mając nadzieję, że zdążyła się już przebrać, odezwał się.
- Rayissa, tak? Mam chęć poczytać. Chcesz posłuchać? Niestety mam w domu tylko jeden fotel, ale śmiało możesz wspiąć się na górę albo położyć tutaj. - Gestem wskazał na rozłożoną pościel tuż po prawej stronie fotela - Na górze na pewno będzie ci wygodniej...
Ostatnie słowa mówił już bardziej do siebie. Właśnie bowiem otwierał książkę. Stare, wytarte wydanie ulubionych opowiadań. Przekartkował, z łatwością odnajdując poszukiwaną stronę. Przesunął opuszkami po szorstkim papierze. Zastanawiał się czy kiedykolwiek czytał komuś na głos. Szukał w pamięci takiej chwili, ale nie znalazł jej. Nie, żeby wydawało mu się to niezwykłe, ale poczucie, że będzie robił coś pierwszy raz w życiu było przyjemne. O ile oczywiście dziewczyna będzie chciała słuchać. Przecież przed chwilą gotów był ją wyrzucić za drzwi, ale czy nie była psem? Psy okazywały emocje bez względu na konsekwencje. Nad tymi zastanawiały się później. Tak samo zdawała się postępować dziewczyna, więc teraz powinna zamerdać ogonem i grzecznie cieszyć się chwilą. Obojgu by się to przydało, a może Ergomionowi nawet bardziej. Z resztą dziewczyna jutro i tak odejdzie i prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkają.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pod tym kątem byli swoimi zupełnymi przeciwieństwami. Rayissa chciała poznać, zrozumieć i bynajmniej nie potrzebowała ku temu powodów. Nieodpuszczająca jej na krok ciekawość dodatkowo podsycała chęć rozszyfrowania mężczyzny, sprawiając, że Złotooka pragnęła spędzić z nim więcej czasu, choćby kilka dodatkowych godzin. Poza tym, choć momentami był surowy i drażliwy, w ogólnym rozrachunku dziewczyna uznawała go za miłego, dlatego też nie chciała, aby się na nią złościł. Popsucie komuś humoru i wyjście bez słowa dręczyłoby ją bardzo długo, dlatego też siedziała sztywno na krześle, w nadziei na wybaczenie.
- Przepraszam. – Bąknęła ostrożnie, wciąż niezmordowanie wpatrując się w blat niedużego stolika, przepełniona poczuciem winy. Słysząc ostry ton, skuliła się jeszcze bardziej, kurczowo przyciskając puszysty ogon do jednej z nóg. Z nienaturalnego bezruchu wyrwał ją dopiero szum wody. Nieświadomie zastrzygła uszami, podnosząc wzrok ku Zielonookiemu. Z nieskrywanym niedowierzaniem zerkała to na gasnącego pod strumieniem cieczy papierosa, to na oblicze gospodarza. Zamrugała kilkukrotnie, a bursztynowe tęczówki błysnęły, rozjaśnione od wewnątrz wesołymi iskierkami. Niewiele było trzeba, aby ją ucieszyć, a drobny gest pojednania w zupełności wystarczył, by końcówka psiej kity zakołysała się niepewnie na boki. Na wpół szczęśliwa, a na wpół spłoszona, coraz śmielej przyglądała się zwróconej tyłem sylwetce. Kąciki ust podjechały lekko ku górze, gdy tak napawała się radością. Do czasu. Kiedy Ergo się odwrócił, ich spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy. Rayissa momentalnie spuściła wzrok, wbijając patrzałki we wsparte o stół dłonie. Burza wijących się w nieładzie kosmyków przesłoniła twarz wymordowanej, ukrywając niechciany rumieniec.
Polecenie dotyczące narzucenia ubrań okazało się być ratunkiem, przyjęła je więc z ogromną ulgą. Zerwała się z siedziska i pomknęła do łazienki, nieomal nie potykając się na tym krótkim odcinku o własne nogi. Zamknąwszy za sobą drzwi, przylgnęła plecami do ich chłodnej powierzchni. Odetchnęła ciężko, kryjąc ślepia za kurtyną powiek. Kilka głębokich wdechów i następujących po nich wolnych, leniwych wydechów wystarczyło, aby uspokoić dziwne myśli. Odkleiwszy się od wrót, Ray sięgnęła po zwinięte wcześniej i rzucone w kąt ciuchy. Naciągnąwszy luźny, czarny dres oraz tegoż samego koloru koszulkę, powiodła wzrokiem po zalanych wodą ścianach i podłodze. Sufit również ucierpiał, stając się jedną z ofiar kąpieli. Nie zastanawiając się długo, pochwyciła wilgotny ręcznik i wytarła tyle, ile była w stanie. Jako, że wzrostem poszczycić się nie mogła, efekt starań był całkiem zabawny – do pewnej wysokości wszystko było suche, reszta jednak, do której nie dosięgła, pozostała przyozdobiona kroplami cieczy. Materiał wycisnęła nad brodzikiem i rozwiesiła. Dumna z dobrego uczynku, wróciła do głównej izby.
Stałaby tak pewnie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, gdyby się do niej nie odezwano. Spojrzała ku mężczyźnie, nieznacznie przechylając głowę w bok, jak zdziwiony burek. Zaraz, zaraz. Poczytać? JEJ poczytać? Szerzej rozwarła oczęta, a okalająca je koronka hebanowych rzęs tylko podkreśliła malujące się na dnie tęczówek niedowierzanie. Gapiła się na rozmówcę, nie kryjąc następujących po sobie emocji. Szok, radość, wzruszenie… Blask rzucany przez ogień zatańczył na powierzchni zaszklonych ślepi. Ray stała przez chwilę nieruchomo, nim w kilku krokach nie znalazła się przy fotelu. Obeszła go dwukrotnie, nie bardzo wiedząc, jak zareagować. Ogon ze świstem przecinał powietrze, kilka łez zdążyło skapnąć na deski. Ostatecznie szybkim ruchem wpełzła pod zalegającą na ziemi kołdrę, chowając się pod nią niemal całkowicie. Wystawała tylko bielutka końcówka kity.
- T-To takie miłe. – Zaszlochała w poduszkę, uprzednio wciągnąwszy ją pod okrycie. Nie dodała nic więcej, zwinięta w mały kłębuszek i skryta przed wzrokiem pasterza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie dostrzegł ani rumieńca, ani radości. Za bardzo skupiony na swoich myślach, wykonywał czynności machinalnie, nie zastanawiając się, że drobnym gestem sprawił komuś przyjemność. Świadomie natomiast, chciał sprawić radość inną rzeczą i co najważniejsze, udało mu się. Tylko w dość dziwny sposób została okazana. Spojrzał znad książki na kręcącą się dziewczynę i już, już chciał się odezwać widząc załzawione oczy, kiedy czmychnęła pod kołdrę. Nie widziała więc ciepłego uśmiechu zmieszanego ze szczyptą konsternacji, za to poczuła ciężar dłoni, która przez materiał kołdry pogłaskała ją po głowie. W ciszę przerywaną jedynie odgłosem trzaskającego w kominku drewna popłynął łagodny, czysty głos. Dłoń została na swoim miejscu, a jej ciepło czuć było nawet pomimo blasku ognia, przed którym oboje siedzieli.
Minuty mijały leniwie. Za oknem słońce schowało się za horyzontem ozdabiając niebo kolorem indygo. W końcu wnętrze małego domku stało się zupełnie ciemne. Blask ognia jako jedyne źródło światła miękko obrysowywało kontury mebli i dwie zwrócone w stronę ciepła sylwetki. Napięcie, które wzbierało w Ergo przez cały dzień, powoli odpuszczało. Gdy myśli zajęte miał przez dobrze znaną historię, nie mógł zastanawiać się nad innymi sprawami. Spokój wygładził mu twarz, a wiedząc, że dziewczyna go nie widzi pozwolił sobie na pełen melancholii uśmiech. Obecność gościa przestała mu przeszkadzać. I jeśli wcześniej był na nią zły, teraz z przyjemnością odkrywał, że jej towarzystwo, szczególnie gdy usłyszał stłumione przez kołdrę słowa, stało się mu bardzo miłe. Niby wmawiał sobie, że samotność jest lekiem na wszystkie rozterki, ale mylił się, choć jeszcze się do tego nie przyznawał. Teraz po prostu chłonął chwilę spokoju.
Odrywał rękę od schowanej Ray jedynie po to, by przewrócić kolejną stronę. Nie spieszył się czytając. Znał każde słowo niemal na pamięć, więc ani razu się nie zająknął. Opowiadanie było historią o brzydkiej księżniczce, która zakochała się w ostatnim smoku. Opowieść pełna ciepła i melancholii, doskonale wpasowująca się w obecny stan czytającego.
Kiedy przeczytał ostatnie zdanie, westchnął cicho i na chwilę odchylił głowę na oparcie fotela. Przyglądał się niknącym w ciemnościach deskom, których każdy sęk i każdą rysę znał równie doskonale co kartki książki, którą trzymał w ręku. Po chwili ciszy zamknął ją i odłożył na podłokietnik. Dla takich chwil jak ta warto było wykazać się cierpliwością, zaciskać zęby, żeby potem zostać nagrodzonym spokojem.
Spojrzał na oddychającą miarowo, zwiniętą w kłębuszek dziewczynę. Nie widział jej twarzy, ale domyślał się, że zasnęła. Uśmiechnął się tkliwie. Może gdy wyruszy w dalszą drogę będzie choć odrobinę spokojniejsza i szczęśliwsza?
Wstał i ściągnął koszulkę, a potem lekko uklęknął obok pogrążonej we śnie Ray. Cichy szelest wypełnił uśpione wnętrze, gdy miękkość piór otuliła jego sylwetkę. Biel skrzydeł skrzyła się w ciepłym świetle kompletnie pozbawiając Ergomiona ludzkiego wizerunku. Nawet ogień lekko przygasł, posłuszny woli anioła.
Delikatnie wsunął dłonie pod ciało dziewczyny i łagodnie je uniósł. Rozłożenie skrzydeł na pełną szerokość graniczyło z cudem, ale spróbował. Długie lotki smagnęły ściany gdy wykonał gładki skok, by znaleźć się na poziomie antresoli. Szelest stał się głośniejszy, gdy skrzydła utrzymywały jego stabilność. On natomiast starał się możliwie najdelikatniej odłożyć Ray na materac, który przecież właśnie dla niej przygotował.
Głupia tkliwość nie pozwoliła mu pozostawić dziewczyny śpiącej na podłodze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szybko usnęła, otulona miękkością pierzyny oraz głosem łagodnie płynącym w głąb izby. Dłoń ciężko spoczywająca na jej głowie, doskonale wyczuwalna przez materiał okrycia, uspokajała, dawała poczucie bezpieczeństwa, jakiego wymordowana nie mogła doświadczyć na co dzień. Było trochę tak, jak wtedy, gdy pod psią postacią odwiedzała starszych ludzi, tylko jakby… inaczej? Gospodarzowi daleko było wszakże do sędziwego, pomarszczonego dziadka, a i ona nie stąpała teraz na czterech łapach. Okoliczności były równie dziwne, co interesujące. Pozornie drobne różnice oddzielały ten dzień nieprzebytą przepaścią od pozostałych, minionych. Rayissa nie rozumiała obcych emocji, targających drobnym ciałem, nim jednak zdążyła zrozumieć, zmorzył ją sen. Oddech wygładził się, wyrównał, mięśnie zaś rozluźniły. Poburkiwała czasem, raz nawet jakby szczeknęła nieświadomie. Zdawać by się mogło, iż sen miała mocny i stabilny. Nic bardziej mylnego.
Subtelny szelest zaalarmował uśpioną świadomość, chociaż dziewczyna nie drgnęła nawet. Długie lata spędzone na obszarach Desperacji wymusiły na Złotookiej odpowiednie reakcje, stosowne do sytuacji takich, jak ta. Jakkolwiek szybko zdała sobie sprawę z faktu, iż nic jej nie grozi, zwykle nie mogła mieć tej pewności. Noce poza murami były długie i obfite w niebezpieczeństwa. Jeden zły ruch wystarczył, by ściągnąć na siebie uwagę drapieżnika. Jeden zignorowany odgłos, by już nigdy się nie obudzić.
Mimo narastającej ciekawości, wciąż uparcie symulowała sen. Ni dotyk, ni dziwne wrażenie zawiśnięcia w powietrzu nie zdołały zmusić jej do otworzenia oczu. Do czasu, aż poczuła stabilny grunt, w postaci materaca. Ślepia błysnęły w półmroku, szeroko rozwarte i wlepione w Ergomiona. Niedowierzanie przeplatało się z fascynacją, tańcząc na powierzchni złocistych tęczówek. Zassane wraz z wdechem powietrze uwięzło w płucach. Wydech. Pamiętaj o wydechu. Nie pamiętała.
- Eee… Dalej śpię? - Wydukała tylko, wspierając się na łokciach, by unieść tułów. – Wiesz, wydawało mi się, że się budzę, ale przecież… Przecież wyglądałeś trochę inaczej. Znaczy, no wiesz. – Zerknęła wymownie za mężczyznę, zawieszając spojrzenie na skrzydłach. Jego skrzydłach. – No. Wiesz, o co mi chodzi. Ich tam nie było. Ale przecież się obudziłam. Chyba. Bo obudziłam się, nie? Czy dalej śpię?
Zrobiła pauzę, powoli wypuszczając powietrze. Wdech!
- Nic nie rozumiem. – Skwitowała, a brzmiało to równie żałośnie, co skomlenie psa.  W normalnej sytuacji spuściłaby wzrok, speszona i zmieszana, lecz sytuacja normalną nie była. Wymordowana nie potrafiła oderwać wzroku od bieli piór. Miała ochotę ich dotknąć, poczuć pod opuszkami miękkość pierza i przekonać się, czy są prawdziwe. Nieświadomie przysunęła się do krawędzi łóżka i usiadła, wychylając się ku pasterzowi.
- Śpię? – Zapytała raz jeszcze, jakby samej siebie, ostrożnie wyciągając dłoń w kierunku Ergo. Chcąc musnąć jedno ze skrzydeł, musiała wesprzeć się na barku mężczyzny. Dopiero wtedy, czując ciepło jego skóry, zdała sobie sprawę z braku koszulki, co z kolei otrzeźwiło ją i wyrwało ze swego rodzaju transu. Właśnie macała półnagiego faceta. Pal licho, że unosił się w powietrzu. Nim choćby tknęła jedno piórko, cofnęła się jak oparzona, pod samą ścianę.
- Wybacz. Jeśli to sen, to mam bardzo dziwne sny. – Wyrzuciła z siebie na jednym oddechu, patrząc na własne ręce. Rumieniec mocno odcinał się na tle jasnej karnacji, choć i bez niego nietrudno było zauważyć skrępowanie w zachowaniu Rayissy. Postawa, spojrzenie, a nawet podrygująca nerwowo końcówka ogona zdradzały zmieszanie i coś na wzór skruchy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mógł się spodziewać. Czujny psi sen. Tak naprawę to nie zależało mu bardzo na ukrywaniu przed nią właściwej tożsamości. Od dawna nie miała znaczenia nawet dla niego, a wymordowany nie miał żadnej mocy żeby go wsypać. Uznał więc, że nie ma sensu kombinować, nawet jeśli głupiutka dziewczyna dawała mu pretekst do kłamstwa. Poza tym jej zaskoczenie i zaciekawienie miło go połechtało. Uśmiechnął się niespeszony, jakby nie stało się nic nadzwyczajnego, pozostając w kompletnym bezruchu, nie licząc łagodnie kołyszących się skrzydeł. Pozwolił jej nawet wesprzeć się na swoim ramieniu gdy wyciągała rękę, by dotknąć piór. Co zabawne zdawała się być bardziej poruszona dotknięciem nagiego ramienia właśnie, a nie skrzydła.
- Nie, nie śpisz. - Zapewnił miękko, a potem chwycił się brzegu antresoli i pozwolił skrzydłom zniknąć przy wtórze kojącego szelestu piór. Zawisł na dłoniach. Do podłogi miał nie więcej niż metr, ale nie skoczył. Z wprawą godną linoskoczka wdrapał się na antresolę w nie więcej niż kilka sekund, a siadając zwiesił nogi za krawędź i zamachał nimi jak przedszkolak. Teraz Ray miała przez moment widok na nagie plecy bez choćby najmniejszego śladu piór, zupełnie jakby nigdy ich tam nie było. Później obrócił się bokiem do dziewczyny, patrząc na nią jedynie kątem oka. W mroku widział ledwie zarys jej sylwetki skulonej pod ścianą. Czego się bała? Ergo sądził, że ludzie raczej pozytywnie reagowali na anioły, chociaż... chyba powinien zaktualizować swoje informacje. Ludzkość się zmieniła, podobnie anioły. Nic nie było jak dawniej. I tylko jedna rzecz, która mogła ją niepokoić, przyszła mu do głowy.
- Nie chciałem cię budzić ani tym bardziej robić czegoś dziwnego. - Nie mówił głośno uznając szept najodpowiedniejszym dla obecnej pory dnia. -  Liczyłem, że uda mi się przenieść cię bez niepotrzebnego zamieszania. A koszulkę zdjąłem, żeby jej nie podrzeć. Rozumiesz, przy materializacji skrzydła potrzebują przestrzeni. - I tyle, żadnego tam mówienia o swojej anielskości. Po prostu. Były skrzydła, nie ma skrzydeł. A anioł, cóż, jest, ale to i tak niczego nie zmieniało.
- Możesz spokojnie wracać do spania. Nie będę cię niepokoił. - Zasalutował niedbale, a potem z gracją zeskoczył z antresoli. Z góry mogła zobaczyć jak poprawia poduszkę, zakłada koszulkę, ściąga spodnie. Nawet raz nie spojrzał w jej stronę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach