Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Miasto 3 - Zachodnia część
Około dwa tygodnie przed główną fabułą.



Tam gdzie błękit nieba styka się z soczystą zielenią pastwisk, tam gdzie słońce zamiast palić skórę otula ją przyjemnym ciepłem, tam gdzie żyje się piękniej... właśnie tam, oparty o pień samotnego drzewa stał Ergomion.
Zima przyszła do M-3 wprawiając anioła w podły nastrój. Zniknęła zieleń pól, niebo zasnuły szare chmury i pewnie niedługo spadnie śnieg, a wtedy Ergo będzie zmuszony poszukać sobie innej pracy. Ale jeszcze teraz stał w cieniu wielkiej korony pozbawionej liści, gdzieś na środku jednego z oddalonych pastwisk. Wystawiał twarz na podmuchy zimnego wiatru, nie, nie dlatego, że to lubił. Po prostu nie miał wyboru. Na otwartej przestrzeni wiatr był wyjątkowo kąśliwy.
Z pod przymrużonych powiek obserwował pasące się w oddali puchate owce. Dłonie splótł na piersi, a w ustach memłał długie źdźbło zeschłej trawy. I myślał, choć nie chciał. O ile łatwiej by było zupełnie nie przejmować się przeszłością, a być tylko jak te owce, których jedynym zmartwieniem są burzowe chmury i zimowe chłody. Ale nie był owcą. Nie był nawet człowiekiem i w swoim nie-człowieczeństwie czuł się cholernie samotny. Sądził, że skoro Vess nie żyje i on powinien przestać istnieć, a pozostał. Sam. Bez celu. Może wcześniej brzydziłby się chęcią posiadania jakiegokolwiek, brzydziłby się pragnieniami, które musiał odczuwać, ale teraz rozumiał. Doskonale wiedział dlaczego ludzie są w stanie targnąć się na własne życie, gdy było pozbawione celu. Rozumiał beznadziejność egzystencji i bał się. Na początku jeszcze wznosił oczy ku niebu niemo prosząc Boga by zabrał go do siebie, by pomógł mu stać się na powrót istotą pozbawioną uczuć... ale Bóg głuchy był na prośby, więc i to Ergomion zrozumiał. Tym była frustracja i zwątpienie.
Może powinien spotkać się z innymi aniołami? Może powinien wyjść do nich, szukać ukojenia w słowach, które na pamięć znał każdy z nich? Ale nie potrafił. A może nie chciał? A może przez zaniedbanie stał się człowiekiem? Wzgardzoną istotą rzuconą na pastwę bólu, żalu i wątpliwości? I w chwilach skrajnego zwątpienia pozwalał swoim skrzydłom się rozwinąć, szukał oparcia w znajomym atrybucie, ale i on nie miał już tej mocy. Był niczym, ot zwykłym pierzem. Równie dobrze mógł być wynikiem mutacji. To nie miało znaczenia. Jedyne znaczenie miały teraz jego uczucia, jedyna realna i do bólu ludzka rzecz jaka mu pozostała - zapychacz przerażającej pustki.
Odepchnął się od drzewa i niemrawym krokiem ruszył ku stadu. Pod nogami szeleściły martwe liście samotnego drzewa. Nie patrzył na nie. Teraz właściwie nie patrzył już nawet na owce, wzrok utkwiwszy w horyzoncie na niewyraźnych kształtach domów i pól. Było mu zimno i na zewnątrz i wewnątrz. Nieświadomie objął dłońmi ramiona kuląc się w sobie. Źle się czuł sam na sam ze swoimi myślami, ale nadal gorzej było szczerze przyznać się do nich przed światem. Tkwił więc wśród umierających pastwisk z grupką owiec. I myślał, choć nie chciał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niby jeden z cieni, towarzyszących każdej owcy, przemykała wśród puszystych, skrytych pod płaszczem ciepłej wełny kulek, leniwie pasących się na pastwisku. Łapy miała długie i smukłe, na nich zaś wznosiła się sylwetka godna charta – płytka klatka piersiowa i średniej długości, proporcjonalny tułów. Szyja, okalana bogatą kryzą brudnobiałej barwy, dźwigała trójkątny łeb; szerszy u nasady i zwężający się w kierunku nieznacznie ciemniejszego od czekoladowej sierści, nosa. Uszy, czujnie postawione na sztorc, gotowe były wyłapać każdy, nawet najcichszy odgłos, zakłócający przyjemną ciszę, od czasu do czasu przecinaną odgłosami wydawanymi przez stado. Puszysty ogon, na wzór głowy, znajdował się poniżej linii grzbietu, podrygując nerwowo na boki. Cała postawa była jakby skulona, przywodząca na myśl polującego drapieżnika. Ugięte kończyny pracowały szybko i sprawnie, pozwalając psicy przemieszczać się cicho i niezauważenie, lawirując wśród zdecydowanie większych od niej zwierząt. Chwilę tak błądziła, aż nie znalazła się mniej więcej w samym centrum kłębowiska. Wtedy właśnie z krtani wyrwał się pierwszy, piskliwy szczek, wprawiając grupę owiec w osłupienie. Dopiero kolejne, jakże nieznośne dźwięki, dobywające się z psiego pyska, poruszyły stadem. Zdezorientowane owce poczęły się o siebie obijać, w popłochu biegając w tę i z powrotem, byleby tylko znaleźć się jak najdalej od rozwrzeszczanego owczarka, który pomykał w kółko, drąc mordę.  Na tę chwilę wymordowana zapomniała o pasterzu, o ile w ogóle kiedykolwiek przejęła się jego obecnością, pozwalając instynktom działać. Rzecz w tym, że owe instynkty były najwyraźniej nieco wypaczone, bowiem miast zebrać stworzenia w jednym miejscu, jak przystało na prawdziwego psa pasterskiego, Rayissa rozgoniła je we wszystkie strony. I świetnie się przy tym bawiła. Włochata kita powędrowała ku górze, raz po raz przecinając chłodne powietrze z charakterystycznym świstem, a uszy nawet nie myślały oklapnąć, jak to czasem miały w zwyczaju. Poszczekiwała więc, ni to radośnie, ni jak wściekły kundel, hasając bez ładu i składu, jakby ją pchła w tyłek ugryzła. Nie, żeby jakieś miała. Było zbyt zimno na pchły.
Sielanka trwałaby pewnie jeszcze przez dobrych kilka minut, jednak stała się rzecz niesłychana – oto baran, wyraźnie sfrustrowany i zirytowany zachowaniem intruza, odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i zaszarżował. Ray zawróciła w miejscu, momentalnie podkulając przydługi ogon. Prawe ucho oklapło bezradnie. Role się odwróciły i teraz to ona pędziła przed siebie, szukając ratunku przed agresorem. Tyle dobrego, że była o wiele szybsza, toteż wkrótce udało jej się umknąć, czego, naturalnie, nie odnotowała. Uciekając przed niczym, skierowała się w kierunku ludzkiej sylwetki, uznając nieznajomego za idealnego potencjalnego obrońcę. Im bliżej była, tym bardziej przyspieszała, zmuszając organizm do pracy na najwyższych obrotach. Do momentu, aż znalazła się na tyle blisko, by miękko odbić się od gruntu i polecieć prosto w ramiona mężczyzny. Mógł albo ją złapać, albo dostać żywym pociskiem centralnie w klatę. Może i była mała, ale odpowiedni rozpęd robił swoje.
Przez cały ten czas wydawała niezidentyfikowane dźwięki, będące mieszaniną histerycznego skomlenia i pisku, jakby ją co najmniej obdzierano ze skóry. Serce waliło jak oszalałe, oddech zaś był szybki i urywany. Bo… Bo ta wściekła kupa wełny chciała ją zabić! To wszystko dlatego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiepski z niego pasterz skoro dopiero gdy podniósł się wrzaskliwy szczek, zwrócił uwagę na stado. Odruchowo stanął na palcach próbując dostrzec coś pomiędzy pobudzonymi owcami. I dostrzegł. Przez stado pędził niewielki pies, szczekając przeraźliwie.
Głupi, czy co? To pierwsza myśl jaka mu się nasunęła. Potem zastanawiał się czy czasem nie jest wściekły. Cmoknął z niezadowoleniem. Teraz będzie zmuszony albo złapać zwierzę, albo je przegonić zanim sprawi, że owce wpadną w panikę.
- Hej! Poszedł stąd! - Zagrzmiał, ale nawet gdy podnosił głos miał on w sobie przyjemną miękkość.
Pochylił się, a potem udał, że rzuca czymś w stronę psa. Większość wioskowych burków panikowała na widok kamienia i zwykle udawanie działało. Niestety na tego burka nie. Ergo skrzywił się widząc, że nie zrobił na psie żadnego wrażenia, a nawet nie zwrócił jego uwagi. Już ponownie ruszył ku stadu, (tym razem szybkim, marszowym krokiem) kiedy okazało się, że jego pomoc nie będzie potrzebna. Bystre zwierzęta same potrafiły sobie radzić z potencjalnym niebezpieczeństwem. Ergo zatrzymał się i z cieniem uśmiechu obserwował jak baran napędza stracha psu. Pozostałe owce znów zbiły się w ciasną grupkę i przetoczyły po pastwisku z dala od epicentrum hałasu. Tymczasem baran gnał przestraszonego burka w górę wzgórza ku samemu Ergo. Mężczyzna ze zdumieniem zauważył, że pies szarżuje wprost na niego i nawet gdy starał się zejść mu z drogi, ten uparcie biegł w jego kierunku, by w ostatnim momencie szarży wyskoczyć do przodu. Pies miał szczęście, że nie szczerzył przy tym kłów, a jedynie skomlał jak opętany. Ergo nie wahałby się bronić gdyby został zmuszony, a tak jęknął tylko "cholera!" i bez problemu złapał psa w ramiona. Odetchnął głęboko i poczochrał go po głowie w uspokajającym geście. Byle tylko przestał tak skomleć.
- No już. I po co ci to było? Z baranem nie ma żartów... - Postawił psa na ziemi. Uśmiechnął się na widok wielkich, przestraszonych ślepi. Od zejścia na ziemię miał słabość do zwierząt. Były szczere w wyrażaniu emocji i Ergo czuł się przy nich dużo pewniej i bezpieczniej niż wśród ludzi. - No, uciekaj zanim wróci. Ja cię drugi raz nie obronię, nie patrz tak na mnie. - machnął głową w kierunku zabudowań, ale uśmiechał się pod nosem. W duchu zastanawiał się dlaczego jeszcze nie sprawił sobie jakiegoś psa. Może nie czułby się wtedy tak samotny?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Głupi, głupi baran… Przeszło jej przez myśl, gdy zerkała w kierunku stada, nienawistnie mrużąc patrzałki. Nieświadomie warknęła nawet, tuląc uszy do łba i kryjąc je w długiej, obfitej kryzie. Ogon poruszał się nerwowo, dając częściowy upust emocjom skumulowanym w smukłym ciele. Z zamyślenia, pełnego planów odwetu na stworzeniu, wyrwało ją dopiero postawienie na ziemi. Jak gdyby nigdy nic pacnęła na zadzie, wysoko zadzierając łeb i wbijając wzrok w oczy mężczyzny. Uciekać? Ona? Przecież była takim dzielnym psem! Prychnęła w odpowiedzi, chociaż nieznajomy mógł to uznać za zwykłe kichnięcie, wszakże czworonogi ludzkiej mowy nie znają, to i trudno o to, by jakkolwiek zareagowała w reakcji na jego słowa.
Psica nie wydawała się zainteresowana oddaleniem, upierdliwie wgapiając w towarzysza. Nie wiedząc, w jaki sposób wyrazić cokolwiek, uniosła przednie kończyny, przysuwając je do klatki piersiowej i prostując grzbiet. Wykonawszy stójkę, często nazywaną „proszeniem”, szczeknęła krótko, jakby czegoś chciała. Nie, żeby sama wiedziała, czego. Nim zdążyła ułożyć myśli, nadając im jakiś kształt, powstała i zaczęła obracać się w kółko. Jeden raz, drugi, trzeci… Kłapała przy tym paszczą, niemal chwytając białą końcówkę puszystej kity, która majaczyła tuż przed nosem, to oddalając się, to znów przybliżając. Z gardła wydostawały się niezidentyfikowane odgłosy, niby zduszony szczek, bardziej przypominający bulgotanie podszyte warkotem.
Trwało to dłuższą chwilę, lecz w końcu zrozumiała. Chciała się odezwać, ale nie mogła. Powiedzieć, że nie ma gdzie iść i że baran jest niebezpiecznym psychopatą, którego powinno się przerobić na baraninę. I że jej zimno, ale nawet lubi zimę, i że jest głodna i… I wszystko inne też! Olśniona, zatrzymała się w tej samej sekundzie, w której rozgryzła dręczący ją problem, znów wbijając złociste ślepia w przyszłego rozmówcę.  Źrenice skurczyły się, pożerane przez powiększające obręcze tęczówek, nadając spojrzeniu prawie bystrego wyrazu. Ray chciała rozmawiać, bardzo. Bardzo, bardzo. Jedyne, co musiała zrobić, to zmienić formę, ale… Było zbyt chłodno. Jak miała powiedzieć, że mróz nie pozwala na przemianę, bo ludzkie ciała nie mają futra, a ona woli ciepło i że jeszcze się przeziębi? Sfrustrowana, wróciła do obracania się, nie widząc żadnego rozwiązania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy nie zareagowała na poganianie, przez jedną, dziwną chwilę patrzyli się na siebie w skupieniu. Ergo pamiętał jak jakiś czas temu jeden z sąsiadów mówił mu, że nie należy patrzeć psu prosto w oczy. Co oni tam wiedzieli! Sam doskonale radził sobie ze zwierzętami, więc teraz bez problemu wyczuł, że z tym jest coś... nie tak. Wprawdzie nie wiedział jeszcze co, ale miał pewne podejrzenia.
Kucnął, gdy (jak zauważył stawiając ją na ziemi) samiczka stanęła na tylnych łapach prezentując jedną z typowych, psich sztuczek. Sam przechylił głowę, jakby chciał jej powiedzieć samym wyrazem niezrozumienia na twarzy, że nie wie o co jej chodzi.
- Czego chcesz? Ja nic dla ciebie nie mam... - Wyciągnął dłoń żeby poczochrać ją pod brodą, ale nie zdążył. Suczka opadła na smukłe łapki i zaczęła gonić za swoim ogonem, czym wprawiła Ergo w szczere zdumienie. Może chciała zasłużyć na smakołyk? A może po prostu się bawiła? Nie był pewny, ale jego podejrzenia powoli stawały się bezpodstawne. Bo jak tak bezsensowne zachowanie można by było podpiąć pod (nawet mocno zmutowanego) człowieka?
Przyglądał się szalejącemu psu najpierw jedynie z uśmiechem, by po chwili nie móc już powstrzymać parsknięcia.
- Pocieszne... - mruknął pod nosem, ale pies nie przestawał, a więc straciło to urok. Ergo zmarszczył brwi.
- Ej, bo się porzygasz - Brak reakcji - Ej! - Schylił się i chwycił psa pod przednie łapy. Uniósł bez problemu i zajrzał w złote ślepia - Co jest z tobą nie tak, co? Tylko mi teraz nie zwymiotuj... - skrzywił się i nagle odsunął suczkę na wyciągnięcie ramion, tak w razie gdyby zrobiło jej się niedobrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Prawdopodobnie obracałaby się jeszcze długo, głucha na jakiekolwiek prośby, nakazy, zakazy, czy krzyki, ale ją podniesiono, przerywając zachowanie tak bezsensowne, że żadna rozumna istota by się go nie dopuściła. Zziajana, wlepiła szeroko rozwarte patrzałki w twarz nieznajomego. Poza śliną skapującą z różowego, wywieszonego jęzora, nic nie wydostało się ze smukłego pyska, który niedługo potem został zamknięty, w akompaniamencie głuchego kłapnięcia zębów o zęby. Psica oblizała jeszcze mordę, zamachała ogonem i… Zmieniła formę. Przemiana była niezwykle szybka, toteż w jednej chwili mężczyzna trzymał niedużego futrzaka, a w następnej drobnej kości dziewczynę, w pewien niejasny sposób wciąż podobną do burka, którym jeszcze przed chwilą była. Może dlatego, że spomiędzy burzy włosów wyłaniały się psie uszy, kręgosłup zaś przechodził w puszysty, długi ogon, bez przerwy radośnie kołyszący się na boki. Oczy, choć teraz ludzkie, zachowały kolor płynnego złota i z tą samą intensywnością wwiercały się w zielone tęczówki pasterza.
- Z-zimno! – Oznajmiła odkrywczo, drżąc w reakcji na chłód kąsający nagą skórę. Wyciągnąwszy ręce przed siebie, splotła je na karku towarzysza i jednym, błyskawicznym ruchem przyciągnęła się doń tak, że ich ciała się stykały. Nogami oplotła sylwetkę mężczyzny w pasie, wczepiając się do tego stopnia, że próby uwolnienia raczej nie przyniosłyby żadnego skutku. W ten dziwaczny sposób owijając się wokół Zielonookiego, oparła brodę na jego ramieniu, próbując się nie trząść.
- Z-z-zimno! – Powtórzyła, najwyraźniej zbyt zaaferowana mroźnym powietrzem owiewającym odkryte plecy, by poczuć się niezręcznie w pozycji, którą odruchowo przybrała, lgnąc do jedynego ciepłego obiektu, znajdującego się w zasięgu jej łapek. Nie licząc owiec, oczywiście.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nagle puf! I zwierzątko znacznie zwiększyło swoją wagę, sprawiając, że Ergo nie zdołał jej utrzymać, choć właściwie nie musiał. Dziewczyna rzuciła się na niego (o ironio, już drugi raz dzisiaj) wytrącając z równowagi. Zatoczył się do tyłu i ciężko klapnął tyłkiem na ziemię. Dobrze, że podparł się rękami, bo inaczej leżałby jak długi przygnieciony ciężarem dziewczyny. Cóż... nigdy nie znalazł się w podobnym położeniu. Przytulanie kobiet w tańcu nijak nie mogło równać się z... czymś takim. Nie było więc mowy, by przez zaskoczenie i jej nagość nie poczuł się zażenowany, ale to trwało jedynie chwilę. Wprawdzie przez tę chwilę trwał w kompletnym osłupieniu, ale potem westchnął płytko i wziął się w garść. Co też właściwie się stało? Jak, gdzie i na Boga, po co? Cmoknął pod nosem. Miał nadzieję, że dziewczyna sama w końcu się odczepi, jednak nic takiego nie następowało. Westchnął jeszcze raz, tym razem głośniej, wyraźnie okazując swoje niezadowolenie. Przecież nie mógł siedzieć tu cały czas. Dajesz, chłopie! Przecież to tylko naga laska, która była psem. Nawet w myślach brzmiało to wyjątkowo niedorzecznie. I tak już widziałeś ją nago. Zaś ta myśl była małą iskierką niedorzeczności z jego strony, a choć żart był ewidentnie suchy, to i tak go rozbawił.
- Ej... Możesz się już odkleić - przezornie spojrzał w niebo na stalowoszare chmury, w razie gdyby dziewczyna była zbyt zawstydzona jego spojrzeniem. Ale z drugiej strony, na boga, przecież właśnie dość dobrze czuł miękkość jej piersi nawet przez ciepłe ubranie, a jej uda oplatały go zdecydowanie za ciasno - Dam ci swoją kurtkę, ej, słyszysz? - Chwycił ją za przedramiona i łagodnie pociągnął ku tyłowi. Jak rzep. Ani drgnęła. Westchnął kolejny raz. Jeśli nie siłą, to może sposobem? Ludzie są wszak niewolnikami swoich emocji, więc gdyby tak wywołać właściwe? Obrócił twarz w stronę splątanych włosów.
- Trochę mi, wiesz, niezręcznie. Poza tym, wywalą mnie z roboty jak zobaczą, że zamiast pracować obściskuję się na pastwiskach z gołymi babami, więc jak byś mogła... - Zrobił wymowną pauzę - A możeee... może jednak zrobię sobie małą przerwę w pracy skoro tak nalegasz, hm? - Szepnął nachylając się do puchatego ucha, zaś dłońmi bezceremonialnie złapał dziewczynę za pośladki. Jeśli to nie podziała, to chyba będzie zdany na łaskę jej widzimisię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skuliła się, czując jak Zielonooki traci równowagę, lecz dzielnie się trzymała, nawet nie myśląc puścić, czy choćby poluzować chwytu. Jakby nie było, to on uderzył o trawiaste podłoże, kiedy jej było całkiem miękko i ciepło. Obejmowała go zadziwiająco mocno, jakby zupełnie ignorując to, co do niej mówił, chociaż na słowo „kurtka” lekko się poruszyła. Czyżby rozważała propozycję? Nim jednak zdążyła podjąć ostateczną decyzję, nieznajomy kontynuował próby pozbycia się natręta, zmierzające w dziwnym kierunku. Jedno z uszu drgnęło w odpowiedzi na szept, który doń dotarł. Rayissa prychnęła i już nawet chciała się cofnąć, zdając sobie sprawę z niezręczności sytuacji, kiedy dłoń mężczyzny wylądowała tam, gdzie zdecydowanie być jej nie powinno. Dziewczyna momentalnie znieruchomiała, czując dziwny dreszcz, leniwie pełznący wzdłuż kręgosłupa. Rozhuśtany ogon zatrzymał się w pół machnięcia, a porastające go futro stanęło dęba. Była w nie mniejszym szoku niż owce w momencie, kiedy nagle się rozszczekała. Teraz mniej więcej wiedziała, jak się wtedy czuły i nawet żałowała tego, co zrobiła. Ale tylko troszeczkę, bo zabawa w gonitwę była przednia.
Cisza zawisła w powietrzu, uporczywie się przedłużając. On tak na poważnie? Nie miała pojęcia, jak zareagować, a fakt, że dotyk uznała za całkiem przyjemny, nijak nie ułatwiał sprawy. Bo to prawie jak głaskanie, prawda? Trochę inaczej, ale podobnie. Kita powoli zaczęła się kołysać, spokojnie i miarowo, jak gdyby żyła własnym życiem, wszak wymordowana wciąż była wyraźnie spięta. Chciała się odezwać, acz głos zamarł w krtani, zrezygnowała więc z prób komunikacji i przedyskutowania problemu. Mijały kolejne sekundy, minuty… A wewnątrz umysłu psicy toczyła się batalia. Ukąsić, nie ukąsić? Odsunąć się? Wrócić do poprzedniej formy? Uciec? A może…
- Podrap mnie za uchem. – Zarządziła, cicho i jakby niepewnie. Nie rozluźniła się nic, a nic. Tylko ogon poruszał się z lewa na prawo, i z powrotem. Trudno było się na coś zdecydować, więc czemu by nie odciągnąć werdyktu na później?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Konsternacja. Do głowy wdarła mu się jedna, jedyna myśl Poważnie?! Zamarł z rękami na jej pośladkach. Długie kłaki porastające jej ogon ocierały mu się o dłonie. Wyczuł w jej głosie niepewność, ale kompletnie nie potrafił jej umieścić w ramach tej sytuacji. Była niepewna czego? Tego czy podrapie ją za uchem?
- A sama nie możesz? - Padła niechętna odpowiedź. Jakiś czas już żył wśród ludzi, niemal jak jeden z nich, a nadal potrafili go zaskoczyć, jak nie głupotą, to czymś kompletnie oderwanym od rzeczywistości - Poza tym, było ci zimno. Od drapania za uchem nie zrobi ci się cieplej - Porażająca logika, ale co miał powiedzieć? Po chwili wprawdzie przyszło mu do głowy, że być może psina ma fetysz uszu i zrobi jej się cieplej... Czy to czasem nie była forma molestowania? Zaraz, zaraz... jak zachowałby się człowiek na jego miejscu? Pewnie zależy jaki. Nie miał w pamięci zbyt wielu ludzi, których mógłby wziąć na wzór, a nawet gdyby miał, to skąd do cholery miał wiedzieć jak zachowaliby się w tak niedorzecznej sytuacji? Z drugiej strony, mógłby to wykorzystać. Tak pewnie zrobiłaby znakomita większość ludzkiego gatunku, a on ostatnio czuł się wystarczająco ludzki, by robić głupoty. Mógłby więc drapać ją za uchem, a potem przewrócić na trawę i... Jak oparzony odjął dłonie od jej pośladków. Odetchnął głęboko. W nos załaskotał go ciepły zapach jej ciała. To jakieś szaleństwo. Za jakie grzechy? Wzniósł oczy ku niebu. Jak będzie się nakręcał, to do niczego dobrego to nie doprowadzi, a mimo to nieznośne podniecenie zaczęło się krystalizować. Przeklął w myślach. Nienawidził tego, a już na pewno nie w takiej sytuacji. To było chore.
- Słuchaj, nie wiem skąd się urwałaś, ale rzucanie się na obcego faceta bez ubrania jest kiepskim pomysłem. No chyba, że masz chcicę, ale to... eee... - Pierwszy raz od dawna ktoś sprawił, że stracił płynność wypowiedzi, bo nie wiedział co powiedzieć - ...To ja ci nie pomogę, okej? Nie ten adres, panienko. A teraz odklej się i sio do domu zanim ktoś cię zgwałci - Ostatnie słowa poparł ostrzejszym, mentorskim tonem i lekkim pociągnięciem jej za ramię. No przecież nie oderwie jej siłą. Wyglądała na niegroźną wariatkę. W pewien sposób było mu jej nawet szkoda. Upierdliwe, anielskie odruchy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co… Co… Co?
- Co? – Cofnęła głowę na tyle, by móc zajrzeć w zielone tęczówki. W jej własnych nie odbijało się nic, poza zadanym przed chwilą pytaniem. Przynajmniej w pierwszej chwili. Później pojawiło się… Wszystko. Pytania, odpowiedzi oraz mniej znaczące fakty. Natłok myśli zaczął się kumulować, toteż przystąpiła do mówienia, jak zwykle popadając w słowotok.
- No, nie zrobi. Ale lubię być drapana za uchem. Co jest dziwnego w drapaniu psa za uchem? Poza tym jest mi już trochę cieplej, chociaż i tak zimno, ale cieplej niż zimniej. Czy coś. No, nie tak ciepło jak w futrze, ale nie tak zimno jak wcześniej. Bo ludzie nie mają futra, wiedziałeś? I to jest bez sensu. Powinni je mieć, nie musieliby nosić ubrań. Jest coś złego w ich braku? Przecież… Jako pies nie muszę. Psy nie noszą ubrań, po co mi ubrania? I niby skąd mam brać ubrania po przemianie? Nie będę biegać przez cały czas ze szmatami w ryju. – Zrobiła pauzę, bo zabrakło jej powietrza. Jeden szybki, głęboki oddech wystarczył, by mogła kontynuować. – I znikąd się nie urwałam. Biegam to tu, to tam. A dom jest wszędzie, może być nawet pod tym drzewem. Czasem odwiedzam jakiś ludzi w ich domach, ale nie zmieniam wtedy formy, bo nie. Przychodzę, jem, śpię. Udaję psa. A właśnie! Masz może jakieś jedzenie? – Umilkła, błyszczącymi z podekscytowania patrzałkami uparcie się w niego wpatrując. Nie doczekała odpowiedzi, bo coś sobie przypomniała.
- JUŻ WIEM CO CHCIAŁAM CI POWIEDZIEĆ! Tamten baran, o, tam… - Poluzowała ciasny chwyt i minimalnie się odsunęła, wyswobadzając jedną rękę, by wskazać nią w kierunku stada.- On jest niebezpieczny. Miej go na oku.
Jeżeli mężczyzna zastanawiał się, czy zmieniła formę tylko po to, by go ostrzec przed baranem… To odpowiedź brzmiała – tak. Jakby nie było, jakiekolwiek próby wpasowania zachowań Rayissy w te typowo ludzkie nie miały sensu. Wirus zaatakował nie tylko ciało, ale też umysł, tworząc dziwną mieszankę cech zwierzęcych oraz człowieczych, zamkniętych w drobnej sylwetce.
Tematu gwałtów, chcic i całej reszty nie tknęła, nijak nie rozumiejąc, o co może chodzić… Bo co niby było dziwnego w owijaniu się wokół kogoś, będąc zupełnie nago? Nagość była przecież zupełnie naturalna!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No właśnie, co? Odwzajemnił spojrzenie będąc równie zaskoczonym, co dziewczyna. Co tu się wyrabiało?
Jego oczy rozszerzały się z każdym kolejnym słowem nieznajomej. No i dopiero teraz mógł jej się swobodnie przyjrzeć. Swobodnie! Właśnie! Nie przyglądał się, skorzystał z chwilowej nieuwagi dziewczyny i zepchnął ją z siebie. Zwinnie i szybko, trochę zbyt szybko jak na ludzkie możliwości. Chwilowo nie przejął się tym, że mógł sprawić jej ból choćby przez użycie zbyt dużej siły. Musiał się uwolnić i zrobił to.
Zbierając się z ziemi, przezornie wyciągnął dłoń przed siebie, trochę tak jak wtedy, gdy próbuje się nauczyć psa, ze nie wolno skakać na ludzi.
- Siad! Waruj! Zostań! - Może to podziała. Nie chciał być już więcej przytulany. Nie przywykł do tego i wcale nie miał ochoty się przyzwyczajać, a już tym bardziej gdy przytulający był goły. I nie chodziło o to, że nie sprawiało mu to przyjemności, chodziło to, że sprawiało zbyt dużą.
W pośpiechu ściągnął z ramion kurtkę i narzucił ją na ramiona dziewczyny. Wprawdzie była za krótka by wszystko zakryć, ale powinna odrobinę uchronić przed szalejącym po pastwisku wiatrem. Dopiero wtedy mógł jakoś racjonalnie odpowiedzieć na wszystkie poruszane przez obcą kwestie, a nawet wtedy nie patrzył wprost na nią.
- Nie jesteś teraz psem więc powinnaś nosić ubrania. To po pierwsze - wyjaśnił cierpliwie, puszczając mimo uszu wzmiankę, ze nie miała jak ich ze sobą nosić - Po drugie: nie mam przy sobie jedzenia, A po trzecie, ten baran - wskazał dłonią pasące się owce - nie goniłby cię, gdybyś tylko wykazała się większą stanowczością - Zerknął na nią z ukosa. I co on miał z nią zrobić? Właściwie nic nie musiał, sama przecież powiedziała, ze doskonale radzi sobie sama, ale... patrząc tak na nią, na te jej skołtunione kłaki i trzęsące się ramiona...
Nerwowo przeczesał palcami włosy. Westchnął ciężko i przestąpił z nogi na nogę. Czasem był zły na siebie za to, że nie mógł pogodzić się z samym sobą. Z jednej strony chciał, a nawet czuł się w obowiązku jej pomóc, ale z drugiej nie chciał brać na siebie kłopotu. Mimo wszystko dużo mniej zmartwień przynosiły jedynie własne problemy niż łączenie ich do spółki z czyimiś. W końcu więc przetarł dłonią twarz, zmywając z niej grymas niezadowolenia. Zastąpił go łagodny, wyrozumiały uśmiech. Jesteś aniołem, do cholery. Nad czym ty się zastanawiasz?
- Dobra, dziecinko. Zrobimy tak, ty pomożesz mi zagonić owce, a ja dam ci jedzenie i schronienie na dzisiejszą noc, co ty na to? - Tym razem spojrzał wprost na nią, ale ograniczył się do patrzenia jej w twarz. Nie żeby się wstydził czy coś, ale wiedział, że nie powinien wykorzystywać naiwności chorej dziewczyny. Ona była chora... tak jak Vess. Opanował poczucie winy, które próbowało wkraść się do jego myśli. Nie miał teraz czasu się nad sobą użalać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach