Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 15 z 21 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 21  Next

Go down

Pisanie 21.03.19 17:45  •  Wąskie uliczki - Page 15 Empty Re: Wąskie uliczki
 Przełknął akurat drugi kęs burgera, kiedy nadgarstek zadrżał, uderzając fast foodem w jego zęby. Był to bardziej efekt zaskoczenia niż mocy ID, ale tak czy inaczej ciemnowłosy spotkał się z rozbawionym spojrzeniem kelnerki sprzątającej przeciwległy stolik. Spuściła oczy, kiedy bokiem lewej ręki przeciągnął po ubrudzonym kąciku ust. Mały zegarek w konwulsyjnych napadach mrowił go w przegub, ale po jednym poleceniu znieruchomiał gwałtownie; prostokątny hologram zamigotał nad tarczą, odsłaniając wiadomość, na której skupiły się czarne jak węgiel źrenice. Krótka notka. Tak czy nie? Rekrut odpowiedział na wezwanie, zrywając się z miejsca i pochłaniając przekąskę w trzech wielkich gryzach.

 Czuł jeszcze smak kolacji, kiedy po niespełna siedmiu minutach znalazł się na odpowiedniej ulicy. Świeżo spadły śnieg chrupał pod oficerskimi butami, z którymi, choć formalnie miał wolne, najwidoczniej się nie rozstawał. Pewne rzeczy wsiąkają w człowieka; i jak reporterzy nawet po godzinach pracy przechadzają się z podręcznym aparatem w kieszeni, tak u niego normą stało się wciąganie wojskowego obuwia, kiedy tylko poranne promienie słońca wymuszały pobudkę z krótkiego snu. Uderzył twardą podeszwą o biały puch; lekkie szturchnięcie wystarczyło, by starł ślad psiej łapy, na który natrafił i na którym skupił wzrok. Zmarszczył brwi nad przymrużonymi oczami; okolica była cicha, niemal martwa. Wydawało się, że nie minął żadnego człowieka, choć przed paroma chwilami wyszedł z zatłoczonej, żółtej od świateł restauracji. Żadnych szumiących busów, odgłosów wydobywających się zza nieszczelnych okien mijanych domów; ani jednego klaksonu.
 Rūka przeciągnął rękoma po kołnierzu kurtki, jednocześnie strzepując z niej nadmiar śniegu. Rozpadało się na dobre. Ciepły materiał jednak nie pomagał — chłód wślizgiwał się pod ubranie i dotykał lodowatymi rękoma jego napiętej skóry. Coś wisiało w powietrzu; a kiedy po następnych dwóch minutach dostrzegł mężczyznę z uczepionym smyczy dalmatyńczykiem, uczucie niepokoju tylko się pogłębiło.
 Odpowiedział na wezwanie machinalnie — nigdy wcześniej nie widział trupa i prawdę mówiąc, nawet nie miał pomysłu, co miałby z tym fantem zrobić. Zakładał zresztą, że dzięki procedurom nie stanie na wyżynach podium. Przesłucha świadka, klepiąc go po ramieniu i zapewniając, że ze zdaje sobie sprawę, jak traumatyczne jest to przeżycie, niemniej, każdy szczegół może być ważny dla śledztwa, potem zobaczy denata, przytaknie, że rzeczywiście nie żyje, a później, nie ruszając ciała, zawiadomi odpowiednie służby, aby oznakowały ewentualne poszlaki i zabrały zesztywniałe zwłoki do patologa.  
 Im bliżej był jednak nieruchomo stojącego mężczyzny, tym coś mocniej zalegało mu w żołądku, a kiedy ten obrócił minimalnie twarz, Kyōryū rozpoznał profil jednego z oficerów S.SPEC.
 — Dobry wieczór — schrypnięty głos szarpał za struny, jakby od wieków nic nie mówił. — Starszy rekrut, Kyōryū Rūka. Przybyłem... — „na wezwanie” kompletnie utknęło mu w gardle, kiedy wzrok ześliznął się z ramienia Auricha i padł na postać dotychczas zasłoniętą przez posturę wojskowego. — W ramach wsparcia — dokończył wolniej, przystając o krok za majorem. Wzrok na stałe utkwił w Verity. Teraz w przełyku miał nie tylko gulę, ale też piasek, który skutecznie utrudniał mówienie. Jednak kiedy już się odezwał, ton był spokojny i rzeczowy; bez śladu zdenerwowania, które tak silnie podniosło ciśnienie w żyłach. — Jak do tego doszło?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.19 14:35  •  Wąskie uliczki - Page 15 Empty Re: Wąskie uliczki
 Spojrzała jeszcze raz na wyświetlacz przepustki, jednak cyferki oznajmiające godzinę nie zdążyły się jeszcze zmienić. Było to dość oczywiste, w końcu od ostatniego spojrzenia na nie zdążyła tylko obrócić się nerwowo i rozejrzeć po najbliższej okolicy, gdzie nadal próżno wypatrywać żywego ducha. Pozlepiane płatki śniegu pokryły już kolorową czapkę, włosy i ramiona, powoli upodabniając dziewczynę do ulepionego przed wieżowcem bałwanka. Obchodząc malutkie ósemki wzdłuż chodnika zorientowała się, że powoli zaczyna tracić czucie w stopach, klnąc w myślach na pomysł ubrania się nieco lżej niż na taką zimę. Pozostawiony przed wyjściem sweter leżał pewnie na oparciu krzesła i zaśmiewał się wniebogłosy z frazy: W pociągu będzie ciepło, która przypieczętowała odstawienie dodatkowego elementu garderoby. Tak, w komunikacji publicznej grzali porządnie, czasem aż nazbyt porządnie, a droga na stację i ze stacji była wystarczająco krótka, by podczas niej nie zmarznąć.
 Stanie w padającym śniegu przy jakiejś zapomnianej uliczce to już była inna sprawa.
 Chociaż to nie zimno doskwierało najbardziej, powodując gorączkowe spoglądanie na zegarek minimum kilka razy na minutę. Nie dająca spokoju myśl, że kilka metrów dalej dopiero co zginął człowiek skutecznie przypominała o własnej śmiertelności. Z czarnych scenariuszy, które zdążyły przeciąć myśli Greenwood przez tych kilka minut można by złożyć serię bardzo brutalnych, choć kiepskich jakościowo horrorów. O mało nie ugryzła warg do krwi, kiedy w polu widzenia w końcu pojawił się jakiś żywy duch. Najpierw stojąca tuż za plecami Panika podszepnęła, że to pewnie morderca. Zdrowy Rozsądek zaraz przekrzyczał ją, że pewnie jakiś przeciętny obywatel spacerujący z psem. Dopiero kiedy podszedł i zadał pytanie, głosy z tyłu głowy przymknęły się wreszcie. Napięte mięśnie zelżały odrobinę.
 — Dobry wieczór. — Załamujący się na każdej sylabie głos brzmiał dziwnie obco. Odchrząknęła dyskretnie, chowając na moment twarz za naciągniętym wysoko szalikiem. — Tak, to ja. — Próbowała utrzymać kontakt wzrokowy z mężczyzną, jednak krążący wokół pies skutecznie ją rozpraszał. No pewnie, musiała być dość solidnie przesiąknięta zapachem własnego zwierzaka, nie mogła się więc dziwić tym solidnym oględzinom ze strony nakrapianego koleżki. O tym zresztą teraz wolałaby myśleć, niż o przykrym obowiązku poinformowania majora o sytuacji. Nie mogła jednak odwlekać nieuniknionego.
 — Leży tam, zaraz za zakrętem. — Wskazała na uliczkę lekkim skinieniem głowy, zahaczając przy tym wzrokiem o wyciśnięte w śniegu ślady. Kiedy dotarła na miejsce, było jeszcze coś widać; teraz nawet ścieżka którą ona kilkanaście minut temu przeszła do zaułka została już solidnie przysypana.
 Nie minęło wiele, gdy ponad ramieniem Auricha dostrzegła kolejną zbliżającą się postać. Przed momentem zdążyła zdziwić się w duchu, czemu mimo jej odpowiedzi nadal stali przy jezdni, chociaż oczywiście, trupowi raczej nigdzie się nie spieszyło. Przytłumiony dywanem z białego puchu odgłos kroków podsunął myśl, że może po prostu czekali na jeszcze kogoś. To już jej nie zaskakiwało; morderstwo to nie było przecież takie byle co, więcej rąk do pracy z pewnością miało szanse się przydać.
 Minę i tak już miała nieszczególną, stąd na widok znajomej twarzy niewiele się zmieniło. Tylko głębszy oddech mógł zdradzić, że coś w tym kłębku nerwów drgnęło inaczej niż w dotychczasowym chaosie. To jednak nie miało znaczenia, bo kolejne słowa przywróciły myśli na tor makabrycznych wydarzeń. Nie była ich naocznym świadkiem, ale wystarczył jej sam obraz skutków czyjegoś działania, który z młodego chłopaka zostawił niemalże papkę. Obraz zakrwawionego, posiniałego od mrozu ciała znów pojawił się przed oczami i wzdrygnęła się, niespokojnie krążąc wzrokiem między jednym a drugim mężczyzną.
Jak do tego doszło?
 Wahała się między "chciałabym wiedzieć" a "nawet mi nie mówcie".
 — Nie wiem — wydusiła z siebie wreszcie, niemal szeptem. — Kiedy tu przyszłam, musiał nie żyć od jakiegoś czasu.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.19 20:58  •  Wąskie uliczki - Page 15 Empty Re: Wąskie uliczki
Włożył dłonie do kieszeni. Chłód przeniknął pod materiał kurtki; nie była przystosowana do ujemnych temperatur. Drżał z zimna, ale starał się nie zademonstrować tego stojącej nieopodal dziewczynie, która pewnie zachodziła w głowę, dlaczego mężczyzna, choć znał lokalizacje trupa, nie udał się w tamto miejsce. Aurich, w oparciu o swoje doświadczenia, nie miał absolutnie żadnych wątpliwości, że śnieg zatarł większość śladów, a  nawet wszystkie, więc śledztwo będzie opierało się głównej mierze na obrazach z pobliskich kamer, bo chcąc czy nie chcąc oprawca musiał natknąć się na jedną z nich, zanim znalazł się w ślepym zaułku z ofiarą. Nie przedstawił tych faktów Daisy. Dokładnie jej kolejny zmartwień nie leżało w jego kompetencjach. Rozumiał, co czuła. Natknął się na pierwsze zwłoki będąc mniej więcej w jej wieku i na miejscu zbrodni opróżnił żołądek z wcześniej skonsumowanego posiłku.
  Przełożył smycz z ręki do ręki. Cholera jasna. Nie potrzebnie ciągnął ze sobą Kropka. Choć jego węch nie raz przyczynił się do rozwikłania sprawy, w tym momencie był bezużyteczny, ale odprowadzenie go do domu po otrzymaniu wezwania zajęłoby mu kolejne półgodziny. Wypowiedziawszy krótką komendę [i]do nogi[i] przywołał go od siebie, po czym wbił spojrzenie w złamaną przez światło latarni ciemność, ale rekrut nadszedł z drugiej strony, z czego major zdał sobie sprawę, słysząc zbliżające się ku nim kroki. W momencie, gdy młodzieniec się przedstawił, wystawił ku niemu dłoń.
  — Major Rokuro Aurich — Ucisnął odpowiedniczkę adepta, jeżeli ten odwdzięczył ten gest. Było mu wszystko jedno, jak chłopak będzie się do niego zwracał. Ważniejsze od uprzejmości było wzajemne zaufanie, a skoro otrzymali rozkaz współpracy, chciał aby Kyōryū poczuł się w jego towarzystwie swobodniej.
  Przez krótką chwilę milczał, analizował, wsłuchując się w rozmowę między Daisy a rekrutem. Doszedł do wniosku, że są znajomymi, może nawet bardzo dobrymi znajomymi. Czy w takim wypadku powinien udzielić mu zgody na udział w śledztwie? Emocjonalne zażyłości zwykle nie pełniły roli dobrego doradcy, ale nie chciał podejmować decyzji teraz. Postanowił zatem ocenić jego możliwości w trakcie jego trwania, ale wpierw przejął inicjatywę.
  — Mogłabyś się nim przez chwilę zająć?
  Wbił spojrzenie w twarz świadka, szukając na niej potwierdzenia, ale nie czekał na odpowiedź. Wręczył dziewczynie smycz, choć wcześniej się przed tym wzbraniał. Nie wiedział bowiem, czy preferowała towarzystwo psów, ale skoro dotychczas dzielnie znosiła nachalne zachowanie dalmatyńczyka, to może nie będzie miała nic przeciwko temu? Tak czy owak nie mógł pozwolić jej odejść. Miał do niej kilka pytań, ale to musiało poczekać.
  — Chodźmy. — Zwrócił się do Kyōryū i uczyniła kilka kroków na przód, aby mieć to już za sobą  — Widziałeś już wcześniej ofiarę morderstwa? — zapytał, gdy Daisy znikła im z oczu. Nie dodał nic więcej. Żadne słowa nie były wstanie przygotować na widok, którego zaraz będą świadkami, lecz może wcale nie było tak źle, jak przypuszczał. Może...
  Zatrzymał się kilka sekund po zadaniu tego pytania. Jego spojrzenie skonfrontowało się z podłożem i zahaczyło o częściowo pokryte śniegiem ciało. Wypuścił ze świstem powietrze z ust, uwalniając parę w kontakcie zimnego powietrza z ciepłem. Widział już wiele w swojej siedemnastoletniej karierze wojskowego, ale do tej pory nie przywykł do widoku zmasakrowanych ciał, które należały do młodych ludzi. Było znaczniej gorzej niż przypuszczał.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.03.19 17:07  •  Wąskie uliczki - Page 15 Empty Re: Wąskie uliczki
 O sytuacji nie wiedział w zasadzie niczego. Szczątkowe informacje podane przez identyfikator w ogólnym założeniu sprowadzały się do jednego — trup w zaułku, jest świadek. Czego mógł się spodziewać i jak się do tego przygotować — tego nie wyjaśniano ani w wiadomości, ani na żadnym wykładzie. Zwykle ograniczono się do wygodnego stwierdzenia w stylu „Każdy reaguje inaczej”, „To zależne od psychiki”, „Znałem gości, którzy rezygnowali z zawodu, bo zobaczyli trupa, normalna rzecz, zobaczysz, jak już doświadczysz” — co nijak nie ułatwiało teraz patrzenia na Verity.
 Podskórnie czuł się w obowiązku, aby odhaczyć tę sprawę szybko i jak najmniej boleśnie dla niej. Bądź co bądź zadzwoniła pod numer alarmowy, bo oczekiwała wsparcia; tymczasem otrzymała kolegę z dawnej szkoły i faceta z psem.
 — Major Rokuro Audrich.
 Majora z psem, poprawił się w myślach, po czym wyciągnął zesztywniałą od mrozu dłoń i uścisnął rękę mężczyzny, wreszcie konfrontując się z jego spojrzeniem. Skoro już tu byli, niech przynajmniej pobieżnie wszystko wygląda na profesjonalną robotę.
 Chrupiący pod butami śnieg był jedynym dźwiękiem w zaułku, do którego weszli chwilę później. Rūka pokręcił głową, dla podkreślenia swoich następnych słów.
 — Nie, nigdy.
 Zdjęcia, filmy i bardzo dokładne raporty były rzeczywiście niczym, bo kiedy wzrok przyzwyczaił się do ciemności, jedzenie w żołądku Kyōryū gwałtownie podeszło pod przełyk. Mógł się tego spodziewać, choć jakaś jego część — pewnie ta, która codziennie wyciskała siódme poty na treningach — uważała, że bez względu na wszystko zachowa zimną krew.
 Musiało być jakieś oberwanie chmury — śnieg prószył szaleńczo, coraz mocniej zacierając ślady. O ile, rzecz jasna, jeszcze jakiekolwiek tu były. Niska temperatura, której Rūka nie spodziewał się dzisiejszego ranka (tak jak Aurich zarzucił na siebie lżejszy płaszcz), częściowo zatrzymała rozkład ciała, być może oszczędzając najgorszych widoków i zapachów. Mimo tego przez mroźne powietrze przebijał się słaby swąd śmierci.
 Rekrut trzymał się o dwa kroki za mężczyzną, ale mrużył powieki z uwagą śledząc rozłożenie ofiary. Omijał przede wszystkim twarz, choć wiedział, że prędzej czy później będzie zmuszony na nią zerknąć. Przelotem dostrzegł jednak wystające z oczodołów dłuta i to przez nie do teraz przełykał ślinę zdecydowanie częściej niż to było konieczne.
 — Nie będą mieli czego szukać — mruknął o ton ciszej niż zazwyczaj. Chociaż odeszli już jakiś kawałek, nie chciał, aby przypadkiem stojąca na ulicy Verity usłyszała o czym dyskutują.
 Pochylił się nagle, przytykając nadgarstek do ust. Żółć wciąż paliła go w gardło. Każdy ruch mógł być tym, który zapoczątkuje gwałtowny, dławiący zryw i choć domyślał się, że towarzyszący mu mundurowy oglądał gorsze pokazy u początkujących „stróżów prawa”, Rū zawziął się, że będzie przeciągał swój niechlubny występ za wszelką cenę. Tym razem schylił się, bo coś zauważył. Trzymał dłoń przy twarzy, jakby spodziewał się, że każdy płatek śniegu, który opadnie na zastygnięte w jednej pozycji ciało, może wywołać nagły zryw ze strony denata.
 — Może pan tutaj poświecić? — zapytał wreszcie, palcem wolnej ręki wskazując gdzieś w okolice pasa zamordowanego. Rūka czuł, jak wilgotnieją mu włosy; jak zaczynają przylegać do jego czoła, skroni, policzków i karku. Zrobiło mu się gorąco; z emocji i przez myśl, że coś nie dawało mu spokoju, choć dopiero tu przyszedł, choć nie miał do tego powodu, choć to jego pierwsze rzeczywiste śledztwo — o ile w ogóle można to tak nazwać. Zdławił w sobie opcję, że zaczyna panikować.
 — Tu, widzi pan? — Ruchem dłoni objął kawałek uda ofiary. Widać było strzępy materiału od bielizny, które najeżone ku górze, odsłaniały skrawek skóry. Obecnie przykrytej białą warstwą, ale... — Pod kątem — dodał mimowolnie, samemu przekrzywiając nieco głowę. Jeden ze strzępów tkaniny przekrzywił się ku ranie, tworząc marnej jakości „zadaszenie”; tyle najwidoczniej wystarczyło, aby uchronić kilka centymetrów ciała od opadów. Kiedy zmieniło się perspektywę, pod skrawkiem materiału... — Wygląda jak okrąg, ale resztę przykrywa śnieg. Ktoś się nad nim pastwił? Pomijając brak ubrania, co samo w sobie musiało być poniżające. — Spojrzał na Auricha, powoli prostując sylwetkę w plecach. — Nie powinniśmy najpierw przesłuchać świadka? — Coś w oczach Kyōryū stężało, jakby pod wpływem chłodu powietrza jego spojrzenie także mogło zlodowacieć. — To młoda osoba, im szybciej znajdzie się w ciepłym domu, tym lepiej.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.03.19 21:44  •  Wąskie uliczki - Page 15 Empty Re: Wąskie uliczki
 Nie za bardzo wiedziała, co będzie dalej. Spodziewała się na pewno konieczności opowiedzenia całej historii o tym, skąd w ogóle wzięła się na miejscu zdarzenia. Będzie musiała pogodzić się z najtrudniejszym scenariuszem i przyjąć do wiadomości, że to właśnie jej dawny szkolny kolega leżał w śniegu za zakrętem, choć na razie tak usilnie próbowała wyprzeć tę myśl.
 Słowa majora wyrwały ją z chwili zadumania. Niemal odruchowo wzięła do ręki wręczoną jej smycz i posłusznie skinęła głową. Skąd miała wiedzieć, czy pies był potrzebny przy śledztwie czy tez przypadkiem znalazł się tu wraz z właścicielem, wyrwany nagłym wezwaniem z wieczornego spaceru. Tak czy owak z pewnością raźniej będzie jej spędzić najbliższe minuty w towarzystwie sympatycznego zwierzaka niż niemal całkiem samotnie na mrozie.
 — Będę w zasięgu wzroku — zapewniła, poprawiając chwyt na smyczy. Uznała za bezsensowne stanie w miejscu przy wylocie alejki, skoro stopy już niemal przymarzły jej do chodnika, a nakrapiany czworonóg też by pewnie chciał zażyć trochę ruchu. Ledwie więc obaj wojskowi zagłębili się w zaułek, zdecydowała zapoznać się z nowym kolegą.
 — No hej, malutki — przywitała się cicho. Zdjęła jedną z rękawiczek i niepotrzebną wcisnęła do kieszeni płaszcza, psu prezentując zmarzniętą dłoń. Dalmatyńczyk kontynuował obwąchiwanie, a nawet pozwolił się pogłaskać. Czułościom pewnie nie byłoby końca, gdyby nie przejmujący chłód, który dodatkowo motywował do ruszenia się z miejsca. Przeszli się więc kawałek wzdłuż chodnika, w międzyczasie Greenwood wciągnęła rękawiczkę z powrotem. Zerkała co jakiś czas w kierunku ciemnej uliczki, czy panowie nie wracają z oględzin; nie wiedziała jednak, ile czasu im to zajmie. Przynajmniej nie planowała uciekać, co z pewnością utrudniłoby pracę i spowodowało nie lada kłopot.

// Jak chcecie posiedzieć nad trupem dłużej, to po prostu sobie piszcie. Pojawię się na wezwanie. o7
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.19 19:10  •  Wąskie uliczki - Page 15 Empty Re: Wąskie uliczki
Zanim skonfrontował spojrzenie ze zwłokami, pomyślał o niedopitym piwie, które właśnie wietrzało na blacie stolika w salonie. I dopiero potem przyjrzał się temu, czego młode dziewczyny pokroju  Daisy Greenwood nie powinna być świadkami. Z ledwością utrzymał skonsumowaną wcześniej kolacje na swoim miejscu. Zachował zimną krew, ale wszystko się w nim zagotowało.
  Mieli do czynienia z sadystą, co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. Ciało denata było do połowę nagie, pozbawiony ramienia, a jego trupioblada twarz wykrzywiona w bólu, sprawiła, że major zaklął pod nosem. Już teraz wiedział, że określenie czasu zgonu nie było możliwe. Nie musiał wzywać specjalisty, by uzyskać potwierdzenie. Minusowa temperatura zrobiła swoje. Wcześniej wychodziła ciało. Aurich nie musiał dotykać trupa, żeby sprawdzić, czy pozbawiona życia skorupa była zimna niczym ulatujący z nieba śnieg.
  Z wbitym w podłoże spojrzeniem próbował wypatrzyć jakiekolwiek ślady, choć wiedział, takowe już dawno przestały istnieć. Łapał się po prostu płonnej, nieuzasadnionej niczym nadziei. Do rzeczywistości przywrócił go głos rekruta. Skierował ku niemu głowę. Jego rzeczowa ocena sytuacja wprawiła Rokuro w lekkie zakłopotanie, ale nie dał tego po sobie poznać.
  — Obowiązują nas procedury — przypomniał mu. — Do czasu przyjazdu wsparcia, nie możemy pozwolić,  aby osoby niepowołane kręciły się przy miejscu zbrodni. To nasz obowiązek. — Po tej krótkiej reprymendzie oświetlił wskazane przez chłopaka miejsce. — Technicy muszą zabezpieczyć ewentualne dowody przed przetransportowaniem zwłok do prosektorium.
Nie wykluczone, że to napaść na tle seksualnym, przemknęło mu przez głowę, ale nie podzielił się tym spostrzeżeniem z młodszym kolegą. W zasadzie nie odniósł się do jego wypowiedzi o stanie zwłok, bo miał racje. Ich właściciel zaznał wiele bólu przed śmiercią i żadne słowa nie przywrócą mu utraconej godności.  
  — Wezwij wsparcie z przynajmniej jednym radiowozem. Musimy czymś przewieźć świadka na komisariat. Ja zajmę się resztą.
  Sięgnął do panelu identyfikatora, ale po chwili się rozmyślił. Przypomniał sobie bowiem o wcześniejszej rozmowie dziewczyny i chłopaka. Skierował strużkę światła z latarki na swojego pomocnika. Nie na wysokość, która przyczyniłaby się do jego oślepiania, rzecz jasna. Dokonał pobieżnej oceny jego stanu. Trzymał się całkiem dobrze, jak na kogoś, kto pierwszy raz ujrzał zwłoki w takim stanie. Czyży miał do czynienia z obiecującym stróżem prawa? W każdym razie prezentował postawę godną do naśladowania.
  — Kyōryū, muszę o to zapytać: co łączy cię z Daisy Greenwood? — Mógł mieć jedynie nadzieje, że rekrut zrozumie jego intencje. Przede wszystkim nie interesowały go szczegóły ich znajomości, ale nie mógł pozwolić na to, by emocje przejęły kontrolę nad tym młodzieńcem.
  Zacisnął mocniej palce na trzymanej w dłonie latarce. Niech będzie co ma być, najwyraźniej później znowu zostanie zrugany przez pani generał, które - jak mniemał – już dawno założyła osobną teczkę z jego przewinieniem, aby mu je recytować przy okazji kolejnych przewinień, a lista była długa. Postanowił mu zaufać; w końcu po to odpowiedział na wezwanie.
  — Podejrzewam, że dotychczas nie przesłuchiwałeś świadków, więc podczas niej będę ci towarzyszyć — dodał zatem. Wybrał najbezpieczniejsza z możliwych opcji, wszak musiał trzymać rękę na pulsie, ale skoro rekrut miał wynieść jakąś wiedzę z tego zajścia, to właśnie nadarzyła się ku temu odpowiednia okazja.
  Poddał mu latarkę, a sam zajął się przepustką. Wysłał dwie wiadomości. Jedną do techników, drugą do patologa i jednocześnie kobiety, z którą zawarł układał. Wiedział, że była do dyspozycyjna o każdej porze. Wielokrotnie ściągał ją na miejsce zbrodni w środku nocy i do tej pory nigdy nie miała mu tego za złe.
 W tym czasie, Kropek, pod tymczasową nieobecność swojego właściciela, stanął na dwóch łapach, opierając przednie o biodra Veirty i szturchnął chłodnym nosem ludzką dłoń. Ogon, kołyszący się na prawo i lewo podkreślał jego nieposkromioną radość z powodu jej obecności.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.19 2:22  •  Wąskie uliczki - Page 15 Empty Re: Wąskie uliczki
 „Obowiązują nas procedury”.
 Wiedział o tym, oczywiście. To jednak nie umniejszało jego ciekawości — cały czas przyglądał się nieruchomemu ciału, pozwalając, by wartki nurt myśli szalał po czaszce. Chciał wiedzieć, czy domysły, które powoli kiełkowały, mogły być prawdziwe; czy rozumowanie mogło pomóc w rozwiązaniu sprawy albo przynajmniej — w pchnięciu jej naprzód. Zdawał sobie sprawę, że nie dopuszczą go do dalszych etapów śledztwa; postoi tu moment, pokręci się co najwyżej po okolicy, a potem przyjedzie „wsparcie” i odeślą go do domu, zakładając z góry, że nie jest dostatecznie przeszkolony, aby odegrać lepszą rolę niż kręcący się pod nogami kundel.
 Może dlatego tak bardzo uwziął się, aby zweryfikować obrażenia, choć kiedy światło latarki przemknęło po sinej od zimna nodze denata, Kyōryū poczuł lekki zawód; nawet jeżeli dostrzegł ten element, nic mu to nie mówiło. Na pierwszy rzut oka nie było w zasadzie żadnej poszlaki.
 Wyprostował się, wypuszczając powietrze przez usta.
 „Wezwij wsparcie z przynajmniej jednym radiowozem”.
 — Dobrze — przytaknął mimowolnie, unosząc nadgarstek i odciągając rękaw płaszcza z identyfikatora. Zegarek, nieczuły na temperaturę, zamigotał, kiedy tylko palce Rūki przebiegły po jego tarczy. Jednym zdaniem poprosił o to, czego od niego żądano.
 Kwas w żołądku podchodził mu do gardła; miał wyjątkowe szczęście, że znajdował się w okolicy i mógł cokolwiek zrobić, nawet jeżeli to „cokolwiek” ograniczyło się do ujrzenia trupa do połowy przykrytego świeżym śniegiem. Poza tym jednak odzywała się w nim zaborcza chęć sięgania po więcej; dostawania ważniejszych zadań i bardziej poufnych informacji.
 Tymczasem na wszystko odpowiadał „tak jest, sir” jak grzeczny chłopiec, któremu zaprogramowano tylko jedną wersję wypowiedzi.
 Cieszyłby się, gdyby tak było. Nie musiałby odpowiadać na kolejne słowa majora Auricha. Ciemne spojrzenie, dotychczas skupione, nagle nerwowo drgnęło; obejrzał się na twarz mężczyzny, przez krótką chwilę milcząc, jakby oczekiwał wyjaśnień.
 — Znamy się.A przynajmniej kiedyś znaliśmy. Zna pan to uczucie? Kiedy nie widzi się z kimś tydzień, miesiąc, pół roku, a potem nagle, nie wiadomo czemu, ta osoba pojawia się w twoim życiu, a ty nawet nie możesz się cofnąć, bo już i tak zabrnąłeś za daleko? Ten stan, kiedy wszystko każe ci sądzić, że gdybyś wziął tę osobę na stronę, mogłoby być jak dawniej? Rūka odetchnął, wypuszczając gęsty obłok pary. — Jeżeli uzna pan, że podchodzę do tematu niekompetentnie z powodu prywatnych znajomości, zawsze można mnie odesłać. Taki układ brzmi rozsądnie?
 A jednak mimo wszystko jego głos zlodowaciał, jakby wraz z następnym wdechem oziębił również ton. Wrażenie zniknęło, kiedy tylko zacisnął wargi; w sekundę zmienił się z kogoś, kto — mimo uniżonej postawy — stawia komuś warunki w miejskiego dzieciaka, któremu dano w rękę odbezpieczoną dłoń.
 Kiwnął głową i zawrócił; skostniałe w kolanach nogi wydawały się dwukrotnie bardziej toporne w obsłudze niż wcześniej.  
 — Greenwood? — zwrócił się do niej, kiedy tylko znalazł się w zasięgu wzroku. A przynajmniej w rejestrze jej słuchu. — Mogę zadać kilka podstawowych pytań?
 Czy potrzebujesz jeszcze paru chwil na to, aby pozbierać myśli?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.19 17:24  •  Wąskie uliczki - Page 15 Empty Re: Wąskie uliczki
 — No co, maluszku? — zagadnęła półszeptem, wracając do przerwanego głaskania. Całe szczęście, że major jednak zostawił jej psa na czas oględzin ciała, bo pewnie zaczęłaby mówić sama do siebie. Tak to przynajmniej miała koło siebie jakąś inną żywą istotę i mogła przynajmniej udawać, że dalmatyńczyk rozumie każde jej słowo. Wyglądał zresztą tak, jakby rzeczywiście zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i z tej przyczyny nie chciał dziewczynie pozwolić na zwrócenie myśli w nieodpowiednią stronę. Była mu za to niezmiernie wdzięczna, choć te wysiłki nie były w stanie wystarczyć na długo. Wkrótce trup zostanie obejrzany, padną pierwsze pytania i będzie zmuszona powiedzieć im...
 — Szkoda, że ma tu teraz Bajzla, na pewno od razu byście się polubili. — Przerwała samej sobie strumień rozważań, zwracając ich bieg z powrotem ku czworonożnemu przyjacielowi. Przykucnęła naprzeciwko dalmatyńczyka, przez co znalazła się twarzą na poziomie jego łba i mogła przyciszonym głosem kontynuować opowieść. Tylko w ten sposób mogła jeszcze utrzymać psychikę w ryzach i powstrzymać powolne staczanie się ku histerii, które, jak miała nadzieję, przy odrobinie szczęścia w ogóle nie nastąpi.
 — Greenwood?
 Drgnęła, urywając szeptany do psiaka monolog w pół słowa i automatycznie spojrzała w kierunku ciemnej alejki. W pierwszej kolejności w ogóle zdziwiła się, słysząc własne nazwisko padające w sposób niemal bliźniaczy szkolnemu wywoływaniu do tablicy. Poluzowany sznur wokół płuc zaczął znów się zaciskać, w miarę jak myśl o nadchodzących nieuchronnie obywatelskich obowiązkach brzęczała coraz głośniej. Kusiło, by odpowiedzieć nie, by zwinąć się w kłębek i zacząć płakać lub z przeraźliwym krzykiem uciec jak najdalej, póki starczy sił i oddechu. Żadna mentalna gadka, żadna psychologiczna sztuczka nie mogła jej pomóc przygotować się na takie starcie, prawdziwy pojedynek Dawida z Goliatem. Nie sądziła, że kiedyś jeszcze będzie zmuszona do stanięcia w podobnej sytuacji, gdy strach próbował rozerwać ją na strzępy, a umysł nagle odmawiał współpracy. Kiedy cztery lata wcześniej zalana łzami wpadła na najbliższy przy domu posterunek, pierwsze pół godziny zajęło uspokajanie szlochów i przekonywanie dziewczyny, żeby wreszcie wyrzuciła z siebie jakieś składne zdanie. Dyżurujący wykazali się wtedy godną podziwu cierpliwością. Nie wątpiła, że pewnie i tym razem każdy rozsądny człowiek okazałby wyrozumiałość straumatyzowanemu dzieciakowi; problem leżał w tym, że wcale nie chciała w tej roli występować.
Wdech i jazda. Szybciej będzie po wszystkim.
 — Tak, proszę. — Skinęła głową i stanęła wyprostowana, próbując choć trochę przygotować się w duchu na nieuniknione pytania. Odrętwiałe palce mocniej zacisnęły się na końcówce smyczy, zaborczo strzegąc jedynej pociechy, jaką jeszcze w tym momencie miała.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.19 19:02  •  Wąskie uliczki - Page 15 Empty Re: Wąskie uliczki
Dalmatyńczyk wsłuchiwał się w nieskrywaną uwagą w słowa swojej tymczasowej opiekunki, a jego krótkowzroczne ślepia były skierowane w jej twarz. Przybliżył się do niej nieco bliżej i musnął językiem jej podbródka, choć nie uczynił tego z typową dla psów nachalnością. Aurich mówił mu, że nie powinien stosować takich zagrywek w stosunku do obcych, ale nie mógł się przed tym powstrzymać. Po tym złym postępu zamerdał ogonem w ramach manifestacji swojego zadowolenia.

Znamy się.
  A więc jego przepuszczenie okazało się całkiem słuszne.
  A więc mógł sobie pogratulować dedukcji.
  A więc nie powinien powierzać tego zadania rekrutowi, ale...
  — Pewnie. Liczę na twój profesjonalizm, rekrucie Kyōryū, ale jednocześnie z nim nie przesadź — odezwał się po krótkiej analizie faktów. Nie miał wątpliwości, że pani generał wyciągnie konsekwencje z tego posunięcia, ale w tym momencie miał inne zmartwienia. Po M-3 grasował niebezpieczny morderca, który bezlitośnie pozbył się młodego mężczyznę w ciemnym zaułku, gdzie nie dosięgły go kamery.  Efekt zamierzony czy przypadek?
  Rzucił okiem na blade oblicze swojego towarzysza, ale nie protestował, gdy Kyōryū ruszył przodem ku Daisy Greenwood. Odprowadził go wzrokiem do wyjścia z uliczki, po czym wrócił spojrzeniem do pozbawionego tchu ciała. Wypatrywał wokół niego śladów, ale nowa warstwa śniegu przykryła jakiekolwiek poszlaki, którymi mogliby się podłużyć w trakcie śledztwa. Musiał zatem liczyć na spryt i wiedze techników.
  Zerknął kontrolnie na tarczę przepustki. Mayahem odpisała kilka minut wcześniej, potwierdzając swoją gotowość do pracy. Przez jego twarz przeszedł niewyraźny cień uśmiechu, który znikł tak szybko jak się pojawiło, bo już po chwili za jego plecami rozległ się dźwięk policyjnego koguta. Wsparcie nadjechała szybciej niż mógłby przypuszczać, ale najwyraźniej jeden radiowóz został już wcześniej wezwany w formie patrolu po nadaniu komunikatu na numer alarmowy. Po chwili w uliczce pojawiło się dwóch innych mężczyzn, tym razem w pełni umundurowanych.
  — Zabezpieczcie teren.  Zaraz zjawią się technicy i patolog. Ja w tym czasie przesłucham świadka. — Krótkie polecenia padło spomiędzy jego warg. Po krótkim tak jest oddalił się ku rekrutowi i jego koleżance.
  Nie chciał przeszkadzać im w rozmowie, ale Kropek przejął inicjatywę. Natychmiast wyczuł zapach swojego właściciela; zaczął szarpać smyczą, by się do niego przedostać. Aurich w takim razie podszedł do Daisy i uchwycił w palce smycz.
  — Dziękuję. — Żałował, że nie może wysłać dziewczynie pokrzepiającego uśmiechu, ale wolał nawet nie próbować. — Chodźmy do samochodu. Tam będzie cieplej— zasugerował. Nie chciał, aby ich jedyny świadek zachorował na zapalenie płuc albo inne paskudztwo, toteż nie czekając na ich odpowiedź, poszedł do radiowozu. Otworzył drzwiczki. Kluczyki nadal znajdowały się w stacyjce. Kropek usadowił się na fotelu kierowcy, a Rokuro nawet nie miał siły zaprotestować; pies bywał prawdziwym uparciuchem.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.19 21:20  •  Wąskie uliczki - Page 15 Empty Re: Wąskie uliczki
 Cały dzień był nużący. Od ranka aż po wieczór wynudziła się jak ten mops, za jedyne zajęcie obierając podróże od jednego końca laboratorium do drugiego. Raz piechotą, raz przy użyciu fotela na kółkach. Wygodne połączenie siedzenia i oparcia pozwalały na nie lada podróż w każdym kierunku. Problem pojawił się wtedy, gdy i to zajęcie z czasem nie okazało się wystarczające.
 Długo szukała alternatyw. Od pedantycznego poukładania całej zawartości szafek i szuflad, przez krzyżówki genetyczne aż do próby przejęcia czyjegoś zadania. Każda z tych rzeczy prędzej czy później kończyła się fiaskiem. Ostatecznie kilka ostatnich godzin, które normalnie poświęciłby na badania, spędziła w towarzystwie zamkniętych na zamki trupów, nużącej atmosfery i dźwięku brzęczącej żarówki.
 Może właśnie dlatego migająca wiadomość poderwała kobietę do pionu. Szybko przeczytała zawartość przysłaną przez znajomego wojskowego i jeszcze szybciej wybiegła z laboratorium, wypełniając opustoszały korytarz echem trzepoczącego płaszcza lekarskiego i stukotem obcasów.
 Śnieg okrywający ziemię skutecznie wyciszył odgłos stawianych kroków, natomiast gruby szał okrywający usta wytłumił wszelkie przekleństwa. Doktor Kevorkian pokonywała kolejne metry z kubkiem parującej kawy w osłoniętej materiałową rękawiczką dłoni i z grymasem na wargach. Pogoda była psia. Prószący śnieg nie miał jednak absolutnie żadnego znaczenia wobec smakowitego kąska, który skusił kobietę do wyjścia o takiej porze i przy takich warunkach. Gdyby mogła, to podleciałaby do znajomego na skrzydłach.
 Nie fatygowała się z żadnym przedstawianiem miana. Porozstawianym dookoła mundurowym musiał wystarczyć uniesiony w górę identyfikator, bo myśli Mayhem już od kilkunastu minut lawirowały wokół jednego tematu. Całe otoczenie straciło jakkolwiek wartość. Liczył się tylko ten jeden, leżący na śniegu nastolatek.
 Nie szukała wzrokiem Rokuro. Dobrze wiedział, gdzie powinien jej szukać, toteż nie traciła czasu na zawiadamianie o swojej obecności. Któryś z wojskowych z pewnością zdążył już pójść w kierunku oficera i zdać mu drobny raport.
 Ona w tym czasie podeszła do obiektu swojego zainteresowania. Stojącemu obok mężczyźnie podała — po uprzednim skosztowaniu napoju — kubek kawy oraz ciemną rękawiczkę, którą wymieniła na lateksowy odpowiednik służący do badań. Opuszkami osłonionej dłoni przemknęła po stężałej twarzy młodzieńca, odgarniając z niej zaległe płatki śniegu. Wystające z oczu dłutka przykuły jej uwagę, lecz nie na długo. Znacznie ciekawszy okazał się rysunek, po którym również przesunęła palcami. Podwinęła odrobinę górną część ubrania, oglądając każdą pojedynczą ranę oraz sine miejsca przez kilka długich sekund. Obejrzała również rękę pozbawioną dłoni, nie bez trudu unosząc ją nad ziemię.
 — Biedne dziecko — mruknęła nagle pod nosem, nie do końca nawet rejestrując moment, w którym słowa przeobraziły się w kłąb białej pary.
 — Pani Doktor? — padło niepewne pytanie. Stojący obok mężczyzna wyglądał, jakby przebywanie w tym miejscu było dla niego bardzo niekomfortowe. Wcale mu się nie dziwiła. Mało kto spoglądał bez problemu na tragedie najmłodszych. Machnęła tylko ręką, odwodząc go od pomysłu rozmowy.
 Jeszcze kilkanaście długich minut spędziła na oględzinach. W końcu jednak zsunęła gumową rękawiczkę, wymieniając ją na ciepły odpowiednik, który ze sobą przyniosła. Odebrała również kawę i po zorientowaniu się o miejscu pobytu Auricha ruszyła w jego kierunku.
 — Rokuro — zawołała, opatulając się materiałem ciemnego płaszcza, gdy mocniejszy podmuch wiatru przemknął między budynkami. Zdążyła porządnie zmarznąć. — Co za okropna pogoda. Zaraz zamarznę.
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.19 20:50  •  Wąskie uliczki - Page 15 Empty Re: Wąskie uliczki
 Omal drgnął, kiedy gęstą ciszę przeszył dźwięk koguta policyjnego. Śnieg rozbryzgiwał się na boki spod kół; chrupało przy każdym nacisku wozu na świeżo spadły puch. Wkrótce to czerwone, to niebieskie światła padały na ściany i twarze obecnych. Kyōryū zdążył obrzucić spojrzeniem bok pojazdu, kiedy nagle — jakby spod warstw bieli — wyłonił się Aurich.
 „Chodźmy do samochodu. Tam będzie cieplej”.
 — Tak — wymamrotał, powracając wzrokiem do Verity. Bała się? Była roztrzęsiona? Potrzebowała wsparcia czy zimnego profesjonalizmu? Rozpoznała denata? Gula w gardle nie pozwoliła na nic więcej niż wymamrotanie bezmyślnego: „proszę tędy”, kiedy ruchem nadgarstka wskazywał mruczące auto.
 Mężczyźni, którzy wygramolili się z ciepłej kabiny, zniknęły już w zaułku, gdy Rūka docierał do uchylonych drzwi. Samochód był typowym volswagenem t6 — co nie oznaczało, że bezkompromisowy popis Kropka obył się bez komentarza. Usta rekruta poruszyły się w proteście. Inaczej go wychowano; był szablonowym typem chłopca obarczonego sztywnymi zasadami. Potrzebował tego w życiu — książkowych wytycznych, w których zwierzęta słuchają swoich właścicieli, a mordercy wpadają w sidła służb porządkowych. Mimo wszystko zmusił się, aby nie zwrócić żadnej uwagi właścicielowi dalmatyńczyka. Bądź co bądź był tutaj jedynie wsparciem.
 Uśmiechnął się więc do Greenwood — nie żałował jej żadnego z gestów w porównaniu do Majora. Najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy lub przymknął oko na fakt, że mogło to tylko bardziej podkreślić ich prywatne stosunki.
 Oparł rękę na klamce do tylnej kabiny i szarpnął za nią, rozsuwając drzwi. Przepuścił wpierw dziewczynę, a potem sam wsiadł. Zostawił drzwi uchylone; nie wiedzieć dlaczego, chciał mieć wgląd w to, co dzieje się w ciemnościach zaułka.
 Usiadł na skórzanym fotelu, obok Verity. Dotknął palcami nadgarstka; zimno bijące od identyfikatora było nawet gorsze niż zimno panujące ogólnie.
 — Będę nagrywał rozmowę, aby nas nie rozpraszać. Możesz opowiedzieć, krok po kroku, jak doszło do zdarzenia? — Uniósł oczy; w półmroku panującym wewnątrz radiowozu, jego tęczówki zdawały się równie czarne co źrenice. — Ofiara znajdowała się w ciemnym zaułku. Skąd pomysł, by się tam zajrzeć?
 Tym razem nie powstrzymał skrzywienia; ledwo zadał pytanie, a ponad panującą tu, niemal świętą ciszą, rozległo się wołanie nowego głosu. Rūka mimowolnie posłał majorowi niemal błagalne spojrzenie. Obecność patolog była konieczna, ale nie podczas przesłuchania.
 Nawet nie zauważył kiedy oparł palce na wewnętrznej klamce i pomimo wcześniejszych ustaleń zamknął drzwi.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 15 z 21 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 21  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach