Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 29.12.14 23:32  •  Pustkowie niedaleko Smoczej Góry - Page 6 Empty Re: Pustkowie niedaleko Smoczej Góry
Gdyby musiała tak tu siedzieć jeszcze pięć minut dłużej to nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś znalazł ją śpiącą. Kij, czy to by była dobra dusza, która by ją obudziła, czy jakaś menda, która wykorzystałaby chwilę nieuwagi tej lekko wyróżniającej się osoby - ktoś i tak by ją znalazł. Gorzej, gdyby mimo takiego upływu czasu nikt by się nie pojawił. To by było, delikatnie mówiąc, tragiczne dla samej Sette. Nie po to w końcu ruszyła swoje cztery litery z miasta w celach ubicia nudy po to, aby usnąć na terenach Desperacji.
Tak się nie po prostu nie robi. Jeżeli odwiedzasz zdesperowanych przyjaciół, to na powitanie drzwi traktujesz mocnym kopniakiem.
- Na boga Twaroga, narzekasz. - rzuciła nagle do nie wiadomo kogo, czyli pewnie znowu do siebie. Tak, te tereny nie patrzyły na nią aż tak źle, kiedy gadała ze sobą. Gorzej, jak to byli wojskowi. - Trzeba było znaleźć jakiś bar. Podobno najweselszą gromadką na tej całej Desperacji są... Psy. DOGS, jak dobrze pamiętam, oho. Tamci się wam nawet raz na chatę wkopali. Szkoda, że wtedy byłaś zbyt daleko, aby ich powitać. Najlepiej lewym sierpowym.
Tak, o tamtej akcji sporo słyszała. Podobno wpadli do nich, bo kogoś tam porwali. SPECowcy, nie pieski. I się troszkę wkurwiły. Opowiadał jej to co prawda gość, którego wyobraźnia rozłożyłaby niejednego pisarza na łopatki, jednak prawda była taka, że do czegoś takiego doszło. A jej wtedy za kija nie było. Jak tak można, proszę państwa? Żeby ją takie balangi omijały? Pewnie z tego powodu nie mogła się doczekać momentu w jej życiu, gdzie spotyka takiego pieska. Sette dała im już mały kredyt zaufania w sprawach związanych z zabijaniem nudy. Szkoda, że nie wiedziała, iż jeden z ich członków niedługo wpadnie na nią zupełnie przypadkiem.
Ale wiecie, jak to jest. Los bywa wredny.
Ziewnęła, kiedy to coś jej powiedziało, że dobrym pomysłem byłoby włączenie skanera. Tak o, zobaczyć, czy może coś się nie zbliża. Eliminatorka poprawiła oprawki i włączyła tryb zwykłego skanowania. Pogoda jak na razie spokojna, godzina jest, jaka jest, dopiero po szesnastej... Ale nie to ją interesowało. Spojrzała przed siebie i poczekała na wyniki. Lekko się zdziwiła, kiedy pojawił się jakiś bliżej niezidentyfikowany punkcik. Nie był jednak taki, jak zwykle - gdyby skan był człowiekiem, powiedziałby, że za wuja nie jest pewien, co idzie w jej stronę. Taki cel nie mógł być człowiekiem czy Wymordowanym - a więc połowa możliwości poszła się kochać. Nie, żeby jej to przeszkadzało...
Sette ziewnęła, czekając na nieznaną jej duszyczkę. Zdjęła nawet w tym czasie swoje cudne gogle i schowała do specjalnego pudełka. Kiedy ponownie spojrzała w tym kierunku, ujrzała dosyć wysokiego chłopa. Jego włosy były niczym neon. Ciekawe, farba, czy cud podczas narodzin? Wstała jednak, kiedy zaczął coś do niej gadać. I tak już musiała podnosić głowę do góry, żeby móc spojrzeć na twarz, a nie na resztę ciała. Zainteresowały ją jednak dwie rzeczy. Primo - pałka. W dodatku niedawno używana. Secondo... Chusta. Jeżeli jej wzrok nie mylił, właśnie takową ujrzała na lewym nadgarstku nieznajomego. W dodatku żółta. Czyżby los zesłał jej pieska?
- Oja, oja. Patrzcie, kogo mi los przysłał. - powiedziała z lekko rozbawionym tonem, widząc, że stara się utrzymać odległość. Spokojnie, masz pięć minut ochrony. Potem ewentualnie zrobię się wroga. Nie przesłyszałeś się, towarzyszu, jest tu jak na razie dosyć nudno. Z kim mam przyjemność?
Kule raczej nie pójdą... Prędzej miecze. Kule są zbyt nudne. Tak, weselej jest, jak podchodzisz bliżej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.14 23:56  •  Pustkowie niedaleko Smoczej Góry - Page 6 Empty Re: Pustkowie niedaleko Smoczej Góry
Nie tylko ją to ominęło. Jakoś anielskie, Dobermanowe bliźniaki też się na to nie załapały, tym bardziej że została porwana ich "siostra krwi", można powiedzieć. Jakby nie było - między aniołami, bez względu na to jakimi - jest jakieś powiązanie zawsze. Wszyscy wszak pochodzą od jednego, prawda? Owszem, niektóre później, ale jednak... Nie wszystkie, nie zawsze. Zupełnie zignorował jej słowa, puszczając je mimo usłyszenia, choć fakt iż chciała szukać Dogs'ów trochę nim poruszył. Chciała szukać? Niech nie idzie dalej. Jeden właśnie idzie ją przywitać w iście pieskim stylu.
Pałą przez twarz, jeśli nie pójdzie sobie.
Kobieta wydała się rozbawiona przybyciem zupełnie obcej osoby, o której nie miała więcej informacji, niż z wyglądu. Nie za duża pewność siebie? Czyżby trafił swój na swego? Biorąc pod uwagę pewność siebie - mogą ze sobą konkurować o nagrodę główną.
"Oho, zaczyna się... Nie widzisz że to ktoś z miasta, lub od tych najemników? Po co nawiązujesz rozmowę? Mogliśmy ją ominąć i dać jej spokój..."
- Ktoś tu ma sklerozę, jak słyszę. - Tak, on to wypowiedział na głos. I nie, nie do osobniczki na przeciw niego, chociaż wgapiał się bezpośrednio z nią. Zdanie całkowicie wyrwane z kontekstu dla osobniczki, a dość pasujące w formie odpowiedzi.
"Hm? ... A... Fakt..."
Yup, w ten sposób siostrzyczka została przyjemnie zgaszona, a Ashley mógł się skupić na osobie przed nim, wyraźnie zadowolonej z faktu, że ktoś się tu zjawił. Złote włosy, nienaganny strój, wyglądający jakby dopiero wyszedł z pralki... Tak, zdecydowanie nie jest tutejsza. A jak nie jest tutejsza, i dość rozluźniona, to opcje są dwie, już wspominane. Najemnik raczej odpada, chociaż... Ciężko powiedzieć. Przekręcił głowę lekko na lewy bok, sprawiając że kucyki z tyłu głowy lekko się zakołysały, nieco ukazując zza jego ramienia. Hm...
- Całe pięć minut? Co za szczodrość... - Skwitował jej słowa cichym prychnięciem. Osóbka wydaje się być jednak nader potwornie pewna siebie, a dlaczego? Czyżby wiedziała z kim ma do czynienia? Wątpliwe, chociaż... Chusta jest dość widoczna, prawda? No nic... Może znać skąd przychodzi - ale czy zna czym jest i co może? Pewnie nie.
- Jeśli ci zbyt nudno, możesz się skierować trochę dalej. Jakiś stwór z chęcią cię pozna, nie sądzisz? - Podniósł głowę do pionu, chwilowo ignorując pytanie o imię. Nie, nie był niekulturalny, broń Boże, chwilowo chciał jej wskazać lepszy kierunek...
Ale pewnie nie obejdzie się, prawda? Ysh... Problemy. Ludzie to same problemy.
Ale od tego są aniołki, by naprostować problemy które robią ludzie. Czasem perswazją bezpośrednią, dość kontaktową. Ale skoro o perswazji i mówieniu mowa - wciąż się nie przedstawił. Hm... - Wybacz, trochę mi umknęło odpowiedzieć na pytanie od razu... Hm... Chyba Ashley. - Wzruszył barkami, jakby to imię było zupełnie mu obce lub niezbyt go interesowało. Fakt faktem, to nie jest imię prawdziwe, ale... Jakoś nie lubił swojego realnego. Takie... Zbyt anielskie, i w ogóle bleh. Kiwnął lekko głową w jej stronę, chcąc tym gestem wymóc, by odwdzięczyła się tym samym. - Jesteś z M-3, prawda? Aż tak nudno tam? - Tak, nie ma to jak zwyczajna rozmówka między dwojgiem istot, które zaraz będzie się chciało sobie rzucić do gardeł. Tak, dokładnie, wprost idealnie. Brakuje herbaty i ciasteczek. Są tu gdzieś? Nie ma? Oj... To smutne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.14 13:00  •  Pustkowie niedaleko Smoczej Góry - Page 6 Empty Re: Pustkowie niedaleko Smoczej Góry
Ktoś mógłby powiedzieć, że to los kazał im się spotkać. Skoro zarówno Sette, jak i Pan Neonowe Włosy ominęła taka akcja na wielką skalę, to teraz mogli sobie w pewien sposób to naprawić. Co prawda nie byłoby aż tak epicko i wesoło, jak wtedy, ale to zawsze coś. No chyba, że jego słowa są trzy razy ciekawsze od umiejętności bitewnych - pamiętajcie, że Sette nie rzuca się na każdego, jak popadnie. Potrafi rozmawiać z tymi, którzy mieli mniej szczęścia. Taka niewielka różnica, a może naprawdę zmienić podejście pechowców. Co prawda zawsze się będą rzucać, jak ujrzą znaki, dziwną broń i domyślą się, że jest wojskowym wiecznie gotowym do bitki, ale... Posiedzi miesiąc, dwa, dziesięć, aż w końcu pójdzie po terenach, że jest sobie taka jedna wojskowa, co da Ci całe pięć minut na to, abyś ją zaciekawił sobą. To jest naprawdę wystarczająca ilość czasu. Jeżeli nie jesteś osobą, przy którym umarlak wydaje się tańczyć i skakać po swojej trumnie, to ona i tak to wyłapie. Wystarczy tylko ograniczyć buczenie i inne typowe reakcje.
Bo pięć minut może przerodzić się w dziesięć. Dwadzieścia. Potem całe sześćdziesiąt. A jak coś pójdzie aż za dobrze, to może zyskasz całkiem ciekawego znajomego. Lepsza taka Eliminatorka niż psychopaci z laboratorium, czyż nie?
Chwilowo czuła się zbita z tropu, kiedy neon ni z gruchy, ni z pietruchy wyrzucił jej, że ma sklerozę. Czekaj, czy to na pewno było do niej? Patrzył się na nią. Nawet nie zerknął na boki. To tak, jakby naprawdę powiedział to do niej. Ale to było niemożliwe. Mimo iż usłyszał gadkę o DOGS, to nic tam raczej nie było do zmiany. Typowa wiedza mieszczucha. No dobra, nietypowego, bo lata z bronią. Patrząc na to przez swój pryzmat osoby, którą oskarżano o schizy stwierdziła, że chyba znalazła wariata podobnego do siebie. Zresztą, nawet nie skomentował jej gadki do siebie. Czyżby...?
- Zastanawiające, do kogo mówisz. Rozdwojenie jaźni? Bliźniak w głowie? A może jakieś schizy, towarzyszu? - spytała z niezbyt dobrze ukrytą ciekawością. No co, mogła spytać. On już wiedział, że ta zbyt dobrze wyglądająca panna gadała do siebie, teraz on coś mógł rzucić od siebie. Byliby kwita.
Tak, całe pięć minut. Jak już zostało wspomniane wyżej, to naprawdę wystarczająca ilość czasu. Lepiej, niż gdyby miała już od razu drzeć ryja i wykrzykiwać głupie teksty, jakich uczyli w odpowiednich szkołach, czyż nie? Denerwuje to przyszłą "ofiarę", a i sam napastnik brzmi jak skończony idiota.
- Przecież to jest dużo czasu. - odpowiedziała spokojnie - Nikt nie powiedział, że pięć minut nie zamieni się, przykładowo, w dziesięć. Zresztą, to jest o niebo lepsze powitanie niż darcie mordy z bronią w łapie, jak to typowe małpy z miasta potrafią.
Tak, możliwość opierdzielenia innych wojskowych nie trafiała się tak często, jak na Desperacji. A czasem naprawdę się to przydawało. Do dzisiaj nie rozumiała, kto wymyślił te wszystkie bzdury. Dla początkujących rekrutów były jeszcze jako tako, ale z biegiem czasu nikt na tych ziemiach nie bierze Cię na poważnie. Ba, nawet nie planuje Ciebie słuchać. Po prostu szykuje nogi do ucieczki albo broń do walki. Zanim Ty skończysz swoją wykutą na blachę wypowiedź, to cel już wykona pierwszy krok. Powinni nie prać im tak bardzo mózgów. Ciekawe, czy schizy były jej defensywą w tym czasie, czy efektem ubocznym.
- Nie morduję zwierząt. - Sette lekko się oburzyła. Że co, ma stworki mordować? Co jej zrobiły? Nic. Dopóki nie szczerzyły ząbków, mogły sobie wokół niej biegać tyle, ile wlezie. Lubiła zwierzaki. Prędzej by sobie takiego przygarnęła do domu i zamknęła w klatce do czasu, jakby się przyzwyczaił, że ma nowy dom, aniżeli miałaby go pociąć. - Co to za radocha, szkodzić takim uroczym potworkom? Póki nie gryzą, mogą sobie żyć. Ciekawsze są osobniki przypominające ludzi. A my raczej człowiekiem nie jesteśmy, czyż nie, towarzyszu?
Dowodów na nieludzkość neona nie miała, mogła się tylko domyślać. Co prawda kilku tutaj już mieszkało, ale gdyby tak było, to jej skan wykryłby go bez żadnych problemów. W zamian za to pokazywał dziwną kropkę. I to kazało Sette podejrzewać, że nie jest zbyt ludzki.
Początkowo też planowała się lekko zrazić faktem, że nie odpowiedział na jej grzecznie zadane pytanie o imię, ale cóż, neonowy ogarnął się w ostatniej chwili i przedstawił się. Ashley, co... Nie brzmi jakoś dziko. W miarę normalnie. Tak czy siak, odpowiedziała mu na kiwnięcie głową tym samym, po czym na chwilę wyciągnęła z torby notatnik i długopis. Zapisała imię i to, że ma włosy jak neon i zielone oczy... Czemu teraz na myśl przyszły jej truskawki? No nic, po zapisaniu notatnik schowała i zasalutowała.
- A więc "miło" poznać, towarzyszu Ashley. Mnie możesz nazywać Sette. Hmm, czy jestem z M-3... Sporo najemników chyba tam kiedyś mieszkało, nie? Tak, pewnie też stamtąd pochodzę. I jest okropnie nudno. Nie ma z kim nawet wyjść. Dlatego zdecydowałam się odwiedzić, hmm... "Przyjaciół" z tych terenów.
Ciekawa była, czy wyglądała aż tak wojskowo, czy jednak jeszcze mogłaby grać zbyt ciekawskiego mieszczucha. Z tą bronią - raczej nie. Niemniej jednak jej lewa dłoń spoczywała bardzo blisko rękojeści średnio ukrytego ostrza, tak więc gdyby piesek zaczął skakać, to by mógł oberwać. Pytanie, czy do tego dojdzie, a jak tak, to kiedy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.14 16:47  •  Pustkowie niedaleko Smoczej Góry - Page 6 Empty Re: Pustkowie niedaleko Smoczej Góry
Oj no, ale czy od razu trzeba sobie odbijać to wszystko? Nie miał na to ochoty, szczerze powiedziawszy, ale też zostawienie jej tutaj by sobie stała i była... Też nie jest najlepszym pomysłem. Coś trzeba z nią zrobić. Jakieś, ludzko-podobne zaczątki zemsty chciały go zmusić do tego, by spalić ją na popiół za to, co zrobili Ev... Ale anielska natura chciała to wstrzymać, krzyczała wprost o to, że to przecież TYLKO człowiek. Tylko człowiek, jeden z tworów Najwyższego, i nie można go oceniać od razu tak subiektywnie, poddawać się emocjom...
Trzeba... Spokojnie do tego podejść...
Ale gdyby miał spokojnie do tego podchodzić, nie dołączałby do tego gangu. Nie stawałby się z siostrą rangą wojownikami, mordercami. Więc zostaje wybór - walczyć wbrew powołaniu, czy nie walczyć, wbrew zasadom grupy? Niezbyt łatwy wybór...
Ale czy ona na pewno jest żołnierzem? Może udałoby mu się wymigać jakoś od tej walki, a w razie pytań powiedzieć, że nie wiedział o tym, iż to członek wojska. Byłoby wtedy dużo prościej, milej i przyjemniej...
Ale te niepodważalne fakty biją bo gębie. Jest zbyt pewna siebie, zbyt dobrze wygląda, i z pewnością gdzieś chowa broń. Tak może wyglądać tylko Drug-On, lub wojskowy wybierający się na wycieczkę krajobrazową. Aż dziwne że nie boi się wirusa X... Hm, a może to przedstawiciel jakiejś innej, bardziej egzotycznej rasy? Drugi anioł? Nie... Kij, ciężko powiedzieć. Może się dowie czegoś więcej w trakcie.
A co do "trakcji" działania i myślenia - właśnie został spytany o coś. Hm... Czy faktycznie aż tak wyraźnie mówi na głos do Sunae? Jeny... Musi z tym trochę przyhamować. W sumie oboje - bo oboje mówią do siebie na głos. Cóż... Przyzwyczajenie, bo jak pojawiają się na raz, to miotanie myślami nie daje nic, więc... Czasem ciężko się tak nagle "przełączyć".
W każdym razie - kobieta zadała pytania, warto na nie odpowiedzieć, prawda?
"Nie mów jej!"
- Czemu nie? Przecież to nie jest jakaś nader potworna informacja. Owszem, Panienko, a dokładnie nie bliźniak, a bliźniaczka. Przedstawiłbym ją ci, ale jest dość... Wybuchowa, i niecierpliwa. - Westchnął cicho, ujawniając na twarzy przepraszający uśmiech i lekko odwracając wzrok od osobniczki przed nim, na co jednak "bliźniaczka" nie była zdolna pozostać bez odpowiedzi. "Hej! Nie myśl że tego nie słyszałam! Nie ignoruj mnie!"
Och, doprawdy? Właśnie w tej chwili ją zupełnie olewa, he. Co z tym patentem zrobiś, Sunny? Nic, póki cię sam nie wezwie. Taaak... Zdecydowanie nic. Nawet zagłuszył jej słowa poprzez dźwięk strzelających kości gdy przeciągał się, wyciągając ramiona wysoko nad siebie, z cichym stęknięciem. Tak, trochę się zastał w tym łażeniu, a poobijanie paru pysków wcale go nie poruszyło zbytnio... Ale ktoś to zrobić musiał. Nie mogły sobie od tak przejść koło gangu DOGS niestety.
Na kolejne słowa złotowłosej zareagował cichym, pytającym "och", ukazując (nieco skryte) zaskoczenie faktem, że osoba przed nim wydaje się być dużo bardziej cywilizowana od większości żołnierzy, którzy na widok chusty wpadliby albo w panikę, albo w szał, rzucając się ze wszystkim co można uznać za broń na biednego aniołka. Bu. - Mądra z ciebie osoba, ale zapomniałaś wspomnieć o tym, że też jakikolwiek element zaskoczenia szlag trafia, czyż nie? Hm... A ile mi zostało czasu zatem? Nie mam niestety zegarka. - Pokazał jej lewy nadgarstek poprzez podniesienie go na wysokość swoich oczu, dalej posiadając na twarzy subtelny uśmiech. Nadgarstek, jaki obwiązywała żółta chusta z wyszytym znakiem bojowego psa - Dobermana. Po krótkiej chwili opuścił dłoń, po czym zakręcił lekko prawą dłonią, przy okazji wprawiając w ruch pałkę teleskopową. Nie był to jakiś znaczący ruch - ot, co by mu nie zdrętwiała dłoń, ściskając rękojeść. Nic ponadto.
- Zwierząt? Ostatnio takich tu nie widuje... - Przyznał, podrapując się lewą dłonią po tyle głowy, opierając przy tym jej bok o ramię. Szczerze powiedziawszy - ostatnie "zwierzęta" faktycznie jakie widział, były w Edenie, ewentualnie w M-3. To coś tutaj to zwyczajne, bojowe kreatury, które gdy tylko cię zobaczą, rzucą ci się do gardła. Jej kolejne słowa postanowił rozbić na wypowiedzi, by nie poplątać kolejności, więc gdy skończyła mówić, opuścił ramię w dół, wtykając kciuk do kieszeni płaszcza, znów lekko wzdychając. - Większość z tych uroczych potworków rzuca ci się do gardła gdy tylko cię zobaczy. Takie stworki trzeba albo butem, albo pałką przymusić by nie zbliżały się do wyznaczonych miejsc. Nie zabijam ich - dlatego mam to. - Podniósł koniec pałki teleskopowej na wysokość swoich oczu, na chwilę skupiając ich wzrok na skrzepniętej krwi. Hm... Musi je wytrzeć w sumie, co by się stało gdyby ta skażona krew przypadkiem dostała się do krwioobiegu osobniczki przed nim? Och, jakie straszne... Stąd też pochwycił połę swojego płaszcza lewą dłonią i wytarł "kulkę" na końcu pałki, odpowiadając przy okazji też na pytanie. - Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Wyglądam chyba dość ludzko, prawda? No dobrze, może włosy są dość nienaturalne, ale to nie moja wina. Zawsze "świeciłem" przykładem. - Parskną śmiechem (i Sunae zawtórowała mu w myślach), kończąc wycieranie resztek krwi z pałki teleskopowej, która wróciła na miejsce, czyli swobodnie opadająca razem z dłonią wzdłuż ciała.
Hm, dość specyficzny sposób przedstawienia się ukazała mu osóbka przed nim. Wojskowy dryl się kłania? Chyba tak, choć głowy nie mógł dać. Równie dobrze mogła być byłą członkinią wojska, i jak sama powiedziała po chwili, nawiązując do nich - najemnikiem.
Czemu jednak coś nie pasowało mu w niej? Członkowie Drug'On są trochę... Inni, przynajmniej tak mu się wydawało. Hm... Splótł ramiona na klatce piersiowej, przez co pałka wystawała z niego jak antena dalekiego zasięgu. Jego niedowierzające spojrzenie, w połączeniu z lekko przekręconym i odsuniętym w tył łbem dało połączenie mówiące "no chyba nie".
- Coś w twojej historyjce troszkę pada. Po pierwsze - skąd wiesz jak zachowują się żołnierze? Po drugie - gdybyś była tylko mieszkańcem miasta, w tej chwili byłabyś śmiertelnie przerażona wszystkim wokół. Po trzecie - wyglądasz trochę zbyt... Czysto, świeżo, powiedzmy. Nawet tamci... - Machnął głową w kierunku Smoczej Góry, która nie znajdowała się nader daleko i była widoczna w sumie jak na dłoni. - Nie wyglądają tak czysto. Mam też kilka innych powodów by ci troszkę nie dowierzać, ale zamiast podawać ich, wystawię konkluzje - jesteś żołnierzem. Teraz pytanie - czemu, mimo widoku tej chusty na moim nadgarstku jeszcze nie skoczyłaś mi do gardła, jak na przykładnego członka żołnierskiej familii przypada? Poza intelektem, który już przez fakt że nie rzuciłaś się od razu mówi, że jesteś mądrzejsza od trzech czwartych wojska. - Mowa prokuratorska zakończona, niech obrońca i oskarżona zarazem wniosą wnioski o obronę, lub przyznają się do winy! Albo coś w tym stylu, zanim sąd zaklepie wyrok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.14 17:55  •  Pustkowie niedaleko Smoczej Góry - Page 6 Empty Re: Pustkowie niedaleko Smoczej Góry
Zauważcie, towarzyszu, iż użyliśmy tu "może", a nie "już, teraz". Sette też czasem wolała uniknąć zbyt częstych walk, bo w połowie mogło jej zawsze coś wyskoczyć. To naprawdę zależało od drugiej osoby. Skoro jej towarzysz nie wyglądał jak na razie zbyt chętnego do walki, to ona na siłę tego robić nie będzie. W końcu jesteśmy wychowanymi ludźmi, tak, kapitanie? No właśnie. Dlatego Laura odpuści sobie. Przynajmniej na jakiś czas. Jeżeli się zacznie nudzić lub druga strona da jej powód do ataku - zrobi to. Nie ma co się zastanawiać. Choć określenie napastnika brzmi czasem fajnie, są momenty, kiedy przydaje się tekst w stylu "To był akt samoobrony, tylko się broniliśmy", czy coś. Zresztą, mieszanie jej do tamtej akcji było nie na miejscu. Była zbyt daleko, żeby coś wiedzieć. Jeżeli tamtą osobą zajmowali się naukowcy, to rzeczywiście, można jej współczuć. A jak wojskowi... Cóż, oni też nie grzeszą porządnymi mózgami. Ktoś zbyt długo ich trzymał w wirującej pralce.
Tak więc jak na razie mieli trochę czasu, aby uciąć sobie miłą pogawędkę. Tak, przydałoby się teraz załatwić jakąś kawiarenkę, ciastko do przegryzienia i kawkę. Albo herbatkę, co kto woli. Wiedząc jednak to, co mówili na temat DOGS, sama Sette chciała wątpić, że się to przeciągnie. Ktoś tutaj padnie, tak jak w barach, kiedy kumple stawiają sobie kolejki i czekają, kto pierwszy rzuci kuflem. Szklanką. Widelcem. Ewentualnie krzesłem. Albo poleci po stół, co kto woli. Tutaj jednak efektem przegranej były role atakującego i tego, co się "tylko" bronił. Swoją drogą, co by było, gdyby Sette jakimś cudem udało się nieźle obić tego pana neona? Czy nagadałby o niej swoim przyjaciołom? Jeżeli tak, to by się na nią rzucili w czasie jednej z podróży? Po części to fajnie, bo by miała komitet powitalny, ale z drugiej strony, nie lubi takich podchodów i zasadzek. Woli im się sama wkopać na chatę. Choć to zaliczałoby się do prób samobójczych.
Brwi jej nieznacznie powędrowały do góry, kiedy Ashley bez żadnych zahamowań potwierdził, że nie jest sam. W dodatku opisał tę drugą osobę. Wow, bez żadnego rzucania się? Grożenia? Machania pałką w celach opierdzielenia, że niby o co się ona pyta? Dostajesz kilka minut spokoju więcej, nie ma co.
- Wybuchowa? Jak ta gwiazda, którą jakoś tak ciężko zauważyć na waszych terenach? - yup, miała na myśli słońce. Wydawało jej się, że ostatnio chowało się po kątach i nie chciało się sobą pochwalić. A czasem jednak dobrze by było, żeby wyszło. - Powinieneś się z tego cieszyć. Masz z kim porozmawiać. A lepiej, żeby to było takie wybuchowe słoneczko, aniżeli ktoś z osobowością trupa.
Mówiąc o słońcu, aż się uśmiechnęła. Żółta chusta, wybuchowa siostrzyczka, jeżeli i pieski określają ją jako słońce, to całkiem fajnie się to łączy. Zresztą, cała ta "grupka" była całkiem wybuchowa. Czyli nieźle do nich pasowała. Co innego można powiedzieć o Neonowej Truskawce aka Ashley - gdyby nie ta pałka i chusta, pomyślałaby, że miał po prostu gorszy dzień. Ale i tak wydawał się być o niebo spokojniejszy od reszty, kiedy przypominała sobie opowieści tych, co ich widzieli. Fajnie się dobrali. Ciekawe, kto był starszy. Pewnie któreś z nich pojawiło się na tym świecie kilka sekund wcześniej.
Cichutko westchnęła, kiedy usłyszała o elemencie zaskoczenia.
- Żeby tamci idioci wiedzieli o czymś takim. - odpowiedziała z zadziwiającą szczerością. - To chyba ostatnie, co by im weszło do głowy. Przynajmniej większej części. Co do czasu, hmm. Kilka minut pewnie już minęło. Choć i tak dostałeś więcej czasu. A właściwie - dostaliście. Niech Twoja siostrzyczka nie czuje się olana.
Mimo iż jej ton i podejście cały czas dokładnie nie zaznaczało, czy jest wojskową, czy najemniczką, sądziła, że jednak bliżej jej do tego pierwszego. Zresztą, nawet przez ani chwilę nie przeszło jej na myśl, aby się z tym ukrywać. Jeżeli ktoś ją o to osądzi - jego sprawa, co z tym zrobi. W mundurze nie wyskoczy, chyba, że ma misję i ktoś ją prowadzi. A tak to jest zawsze pomiędzy. Niby wygląda nieźle, ale nie rzuca się i nie udaje fajnej, lecz na odwrót. Zastanowił ją jednak ruch truskawki. Tak, już zauważyła tę chustę, więc po co jej to pokazywał? Pewnie myślał, że jej jeszcze nie widziała i zaraz złapie za broń, bo DOGS. Oj, nie, jeszcze nie. Nie doceniliście wzroku dwukolorowych tęczówek.
- "Zwierzę" brzmi o wiele bardziej przyjaźnie. Albo potworki. Niby takie rozkoszne, a praktycznie każdy winien wiedzieć, o co chodzi. Chyba mam jakiegoś pecha, bo rzadko je spotykam, a jak już, to nawet nie chcą się na mnie rzucić. Chyba za mną nie przepadają. Albo wiedzą, że mogę je powitać butem w mordkę. Ale co zrobisz. - Sette westchnęła, po czym rozejrzała się szybko na boki. Yup, nawet teraz niczego zbyt blisko nie było. Pewnie to, co było, zostało ubite za pomocą pałki Ashleya. Swoją drogą, wytarł to. Szkoda tylko, że w ubranie. Ciekawe, po wuja to robił. Wyglądał groźniej z zabrudzoną pałką, ale nic. Kij wie, jak to jest z krwią tych zwierzaków. Woli się w niej nie babrać, jeżeli nie trzeba. A jak już, to warto mieć przy sobie przynajmniej jakieś chusteczki. A tych, jak na złość, nie wzięła ze sobą dzisiaj. No cóż.
Zastanowiła się niby przez chwilę, jak odpowiedzieć na to pytanie. Okulary spoczywały sobie spokojnie w pudełeczku, a jej się nie chciało ich wyciągać.
- Wszyscy wyglądają zadziwiająco ludzko. No chyba, że jakiemuś androidowi wystaje kilka śrubek, anioł rzuca fajerbolami lub drze sobie ubranie skrzydełkami, a jakiemuś Wymordowanemu wystają rogi. - stwierdziła, chwilowo udając, że chce uniknąć jego pytania i przejść zaraz na inny temat. - Powiedzmy, że ciężko mi uwierzyć w istnienie zbyt wielu ludzi na tych terenach. A nawet jeżeli, to jednak wolą być mniej rozpoznawalni, czy coś. No chyba, że są takimi najemnikami, obładowanymi bronią.
Ciekawe jednak, co w tym było śmiesznego. Raczej nic. Chyba nie sądził, że tak po prostu uwierzy, że trafiła na człowieka mieszkającego tutaj? Możliwość spotkania takiego zawsze była stawiana na szarym końcu.
Sette podrapała się po głowie. Czasem załowała, że nie umie czytać w myślach osób, które przed nią stoją. Ciekawa była, co mogło teraz ewentualnie skakać po jego głowie. Nie zdziwiłaby się, gdyby niedługo ją oskarżył o bycie jakimś szpiegiem S.SPEC, który źle trafił. Pieski skakały, kiedy widziały niemiło widzianych (wat) ludzi. A S.SPECowcy się do nich jak najbardziej zaliczały. Ciekawe więc było, czy skoczy na nią, jak tylko będzie pewien, iż ta dziwna panna przed nim się do nich zalicza. Powinien jednak się wtedy zastanowić, dlaczego ona tego jeszcze nie zrobiła.
Po chwili jednak zadał pytanie. Nie... To było niczym oskarżenie. Prokurator zakończył swoją mowę, teraz był moment obrony. Tylko że obrona nie miała żadnych dowodów na jej niewinność. Sąd już mógł powiedzieć jedno - ta osoba jest winna! Ale, jak już wspomniano, ona ani przez chwilę nie planowała się z niczym ukrywać.
- Niedomówienia a ukrywanie prawdy to dwie różne rzeczy. - zauważyła. - Nie było moim celem udawać kogoś, kim nie jestem. Rozpocznę jednak swoją gadkę. Niby obrona, ale jednak nic nie ukrywa... Dobra, cicho tam, wy, za mną.
Chwilowo skrzywiła się i spojrzała na bok, jednak wróciła szybko do neona.
- Skąd mogę wiedzieć, jak zachowują się żołnierze... Gdybym była najemnikiem, mogłabym powiedzieć, że ich widziałam. A jeżeli jestem wojskowym, to pewnie sama byłam w ten sposób trenowana. Dalej, od razu chyba widać, że daleko mi do miastowego. Rzeczywiście, powinnam mieć nogi jak z waty. Trzy, najemnicy wyglądają tak, jak wyglądają. Podobno niektórzy nadal mają jakieś magiczne sposoby na dostawanie się do miasta. Wystarczą znajomości. Resztę sam sobie dopowiedziałeś, gratulacje. Jestem żołnierzem. I jak sam zauważyłeś, dosyć spokojnym. Mam w nosie nauki, które mówiły, że powinnam atakować tutaj wszystko, co się rusza. To jest bez sensu. Po co mam marnować swoje ostrze i nerwy, kiedy sporo istotek jest w stanie przynajmniej chwilę ze mną porozmawiać? W każdej grupie znajdują się wyjątki, towarzyszu. Ciekawe, co z Tobą. Pieski nas raczej nie lubią. I co, rzucisz się teraz na mnie tylko dlatego, bo jestem wojskową?
Ciekawa była, nie ma co. Jednak myślała, że aż tak szybko nie zaatakuje. W końcu już wcześniej musiał ją co najmniej podejrzewać o bycie kimś z miasta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.14 21:57  •  Pustkowie niedaleko Smoczej Góry - Page 6 Empty Re: Pustkowie niedaleko Smoczej Góry
Nie zmienia to faktu że pomimo tego zaplątania, możliwe iż nasze pisanie MOŻE się skończyć szybko lub nie. Zobaczymy jak to wyjdzie.

To że nie był bojowy w tej chwili nie sprawiało, że nie będzie za moment czy dwa kolejne. To jest bardzo płynny i niestabilny stan, w którym mógł, i to serio mógł - za dosłownie momencik rzucić się z mieczem na jej pohybel i pozbycie się jej głowy/wystających członków ciała/żywota z oblicza zniszczonej Desperacji. Mógł, a czy to zrobi? Ciężko powiedzieć co, pomimo tego spokoju, może się kryć na jego twarzy, prawda? Równie dobrze teraz, tak spokojnie rozmawiając z panienką Sette, obmyślać plan działania i ataku, taki, by w jak najmniejszym nakładzie sił osiągnąć jak największy efekt...
Lub w ogóle mógł nie myśleć o walce, tylko dyskutować sobie z nią na spokojnie. Mógł robić/myśleć/działać wszystko - i tak osobniczka przed nim nie będzie mieć świadomości co, dlaczego i jak robi, prawda? Dokładnie.
Nie przeciągnie się, prawda? Sette wkroczyła na teren bestii, wymordowanych, a także i gangu DOGS. Tak, teoretycznie zasięg gangu pokrywa całą Desperację, ale oczywiście gdzieś się uchowują punkty do których takowy nie ma żadnego dostępu, albo nawet gorzej, czyli choćby wieża najemników, Kościół Nowej Wiary (brrr, tego to zwłaszcza Ashley i Sunae muszą omijać szerokim łukiem, banda psycholi), a także kryjówki tych skurwiałych CATS, którzy sobie uznają, że mogą ni z tego ni z owego atakować psią familię. Ysh... Z pewnością będzie miał z nimi do czynienia, prędzej czy później. Jak już nie miał, tylko akurat ich nie rozpoznał.
Ysh...
A dlaczego miał grozić i miotać się? Co prawda ona nie miała świadomości jak bardzo są ze sobą "zżyci", on i jego siostra, i jak blisko są... Oraz faktu, że siostrzyczka jest jak najbardziej "materialną" istotą, która może się tu pojawić... A jak się zjawi, to będzie bum. I deszcz strzał, więc lepiej jej nie wołać.
- Trafiłaś w sedno. Nawet mówimy na nią Sunny. Takie małe słoneczko z niej.
"Sam jesteś mały, debilu!"
Po raz kolejny zignorował fakt mówiącej w jego umyśle (w sumie wrzeszczącej) dziewczyny, a kolejne słowa kobiety tylko w tym pomogły. Jak dobrze że wewnątrz swoich ciał nie mogą używać kończyn - miałby już siniaki od wewnątrz, tsh.
- Jakbyś ją znała na co dzień to byś zmieniła zdanie. - Rzucił krótko, uznając że faktycznie ktoś o osobowości trupa mógłby być lepszy od niej. Przynajmniej byłoby cicho.
"Przestań mnie oczerniać! Albo..."
"Albo co? Poskarżysz się Growlithe'owi? Już widzę jak cię słucha. A jak doniesiesz na mnie, to i sama będziesz mieć problem."
Celny argument zgasił chwilowo anielicę, która zamilknęła, wracając do podziwiania sytuacji przez oczy, uszy i inne zmysły i organy ciała Ashley'a. Dzięki Bogu żadne z nich nie ma wzajemnej kontroli nad sobą. Gdyby mieli, byłby to... Spory problem... Tak, zdecydowanie byłby to spory problem.
To że wydawał się spokojniejszy nie oznacza, że zawsze taki jest. Z odpowiednią motywacją, więcej mogło w nim być diabła niż anioła. Dosłownie. Gdyby był wtedy... Oj. Dosłownie, oj. Puściłby pół tego cholernego miasta z dymem za to, co zrobili Ev...
Ale sha, nie było go, nic nie zrobił, nie zrobi, póki nie będzie ku temu potrzeby. Teraz też nie było. Chyba. Jeszcze. Może.
Och? Kobieta otwarcie skrytykowała żołnierzy z M-3. Yey, choć jedna osoba podziela myślenie ludzi z Desperacji. Może to nawet nie jej miejsce tam, tylko powinna być tu? W końcu - co jak co, ale gdzie będzie lepiej, jak nie tu? Zapewniamy całodobowe atrakcje, zerowe wyżywienie i bezpieczeństwa, oraz potencjalną możliwość zostania zarażonym wirusem który na niemal 100% cię zabije i zmieni w zmutowane monstrum, jak będziesz mieć szczęście. Jak nie, to zostaniesz na glebie i nie wstaniesz. Jak się nie zgodzić na taką ofertę?
- I tak nie skorzysta z niego. Gdybym jej na to pozwolił, pogawędka by mogła się skończyć a byśmy przeszli do rękoczynów... Choć pewnie i tak do nich dobijemy, nie? - Tak, wiedział doskonale, że to się nie uda, że w końcu dojdzie między nimi do starcia. W końcu - choć o tym wzajemnie nie wiedzieli - oboje byli na pozycjach które naznaczały ich piętnem zabójców i morderców... No a poza tym - zasady zasadami. Wojsko i S.Spec nie ma wstępu do Desperacji, chyba że chcą skończyć jako wymordowani. I wcale nie pokazywał swojej chusty po to, by popisać się że jest z psami. Po prostu wskazał że faktycznie nie ma zegarka, i tyle. Skąd by niby wziął tu, jeszcze dość sprawny, zegarek, hm? Dokładnie, więc to nie tak, że się popisuje. Sha, cicho być i w ławce siadać, pała za rozpoznawanie mowy ciała.
- "Potworki" rzadko zbliżają się do murów M-3 i mają swoje określone habitaty. Gdyby częściej wizytowały pod miastem to ludność cywilna wpadłaby w drobną dozę paniki, prawda? - Jakby nie było - słyszenie skrobiącej o mur i ryczącej Mantykory nie byłoby dla nikogo zachęcające, prawda? I raczej nie dałoby się eliminować przypadków pojedyńczo, uznając że "oni zapadli na chorobę psychiczną", prawda? Nu, więc tak czy tak. Dlaczego wytarł? Cóż, wyjaśnione było wcześniej, choć i tak jeśli mieliby walczyć - to nie byłaby broń której by użył. Yup, nie byłaby. Ale o tym sha.
- Hm, a ja aż tak się rzucam w oczy? Jeny, człek sobie używa podwędzonej pałki teleskopowej i ma ostry kolor włosów i już jest uważany za dziwadło, ysh... - Westchnął, choć faktycznie trzeba przyznać że do "człowieka" to mu trochę brakuje. Troszkę. Ma tylko jedno skrzydełko więcej, i jak trzeba, to robi za przenośny piecyg. A i jest go dwoje. Tak jakby. Coś w ten deseń.
Nu więc, jego prokuratorska mowa okazała się słuszna. Brawo aniele, trafiłeś w dziesiątkę, masz przed sobą wojskową z krwi i kości. Dość twardą, nieustraszoną nawet, a w dodatku spokojną i nawet na swój sposób ciekawą. Co z tym zrobisz? Zabijesz? Zjesz? Spalisz? Zgwałcisz? A może wszystko na raz?
...
Albo wymyślisz coś innego, nie?
Milczał, gdy skończyła mówić przez kilka, krótkich chwil, po czym sięgnął wolną dłonią do płaszcza, jaki rozpiął. Gdy został rozpięty, uniósł pałkę, którą następnie dłonią (i odpowiednim klikaczem na rękojeści) schował do dość małych rozmiarów i przypiął do plecaka, by następnie odpiąć małe zapięcie na jego klatce piersiowej prawą dłonią, a lewą sięgając za plecy. Spod takowych wydobył całkiem długie ostrze, skryte jednak w futerale. Trzymał za takowy, tuż przy krzyżowej rękojeści, prawą dłoń opierając o swoje biodro i przechylając głowę lekko na lewo, uśmiechając się odrobinę szerzej. - Biorąc pod uwagę że ciągle trzymasz jedną dłoń w pewnym miejscu, wnioskuje że masz tam broń. Gdyby był to pistolet, miałabyś rozpięty płaszcz lub też w inny sposób schowaną to broń, więc wnioskuje że chowasz tam ostrze. Pokażesz je? Jestem ciekaw czym walczy żołnierz. Ja, jak widzisz... - Uniósł poziomo klingę na poziom swojej twarzy, po czym objął dłonią parcianą, materiałową rękojeść, która układała się z ostrzem w krzyż. Kiedy miejsce zacisku było dość podniszczone od widocznego użytku, tak zarówno osłona, jak i koniec rękojeści wydawały się wyglądać całkiem ładnie, choć wydawały się być nieco zaśmiedziałe w swoim, lekko srebrnawym poblasku. Powoli wysunął ostrze, ściągając pokrowiec z takowego. Trzymając pochwę w lewej dłoni, prawą ułożył ostrze pionowo ku górze, płazem do twarzy, schylając przed nim głowę i mrużąc oczy, jakby oddawał mu swoisty hołd. Chłodna stal była wyraźnie zadbana i lśniąca, jakby była chlubą tego osobnika. Był to długi, obosieczny miecz, przypominający dość wyraźnie średniowieczne, rycerskie ostrza. - O to moja broń. Ukazuje ją tylko tym, którzy na to zasługują... Lub którym niedługo odejdą w niebyt. Zdecydujesz sama która opcja będzie ci bliższa. - Szybki ruch i stalowy brzdęk ostrza skrywanego w pochwie był nader wyraźny. Wydawało się że w trakcie ułamka sekundy wprost skrył to ostrze, choć mogło to być złudne wrażenie, gdyż podczas swojej mowy powoli opuszczał ostrze i obracał nim, a lewa dłoń zbliżała pochwę.
- A zatem - czy ty ukażesz mi swoją broń, Sette? - Dopiero teraz otworzył oczy które zwrócił na nią, więc teoretycznie do tej chwili był całkowicie wystawiony na ciosy.
Teoretycznie...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.14 23:31  •  Pustkowie niedaleko Smoczej Góry - Page 6 Empty Re: Pustkowie niedaleko Smoczej Góry
Jasne, nie ma problemu.

Podobnie było z Sette - na chwilę obecną była ona całkiem rozluźniona i rozmowa jak najbardziej była dla niej wystarczająca, ale za pięć minut mogła zacząć ziewać i stwierdziłaby, że koniec zabawy, osobnika można się wreszcie pozbyć. Albo przynajmniej nieźle pociąć. Co jak co, miałaby jeszcze gorzej przewalone, gdyby czegoś nie robiła poza murami, kiedy tak często wychodzi. A że tyle osób myśli, że prowadzi barek z jedzonkiem dla Wymordowanych, tworzonych z mięsa mieszkańców... Cóż, to zupełnie inna baja, ale twórcy chyba nieźle się nudzili. Ale co zrobisz? No właśnie. A więc spotkały się dwie osoby o podobnym podejściu do walki. Wszystko może się zmienić. Ale czy dzięki temu nie było o wiele ciekawiej? Kapitanie, sądzimy, że ta sytuacja zalicza się do takich, które Sette lubi. Użeranie się z papierami, wkurzającymi zastępcami dyktatorów i zbyt ciekawskich kolegów po fachu jest w kij nudne. Co innego, jak jej wyskoczy taka wesoła istotka. O wiele ciekawiej.
Eliminatorka nawet nie przejmowała się faktem, że była na terenie, który mógł ją zabić w każdej minucie. W końcu... Im niebezpieczniej, tym lepiej. Są te emocje. Krew buzuje w żyłach. Wiesz, że za chwilę coś może na Ciebie skoczyć. Są ludzie, którzy uwielbiają takie klimaty. I Sette się do nich zaliczała. Być może mieszkanie na takich terenach by było fajne, gdyby nie to, że jest mocno ograniczone w kwestiach żywienia, wypadów ze znajomymi i innych tego typu. Dlatego jej aktualna sytuacja była całkiem dobra. Może wspomnieć, że idzie na zwiady. Że musi coś sprawdzić. Że słyszała kilka ciekawych faktów i musi je sprawdzić. Jako osoba, uznawana za kogoś, kto lepiej działa samemu lub w niewielkiej grupie wiedziała, że jej najprędzej wybaczą za takie akcje, jak coś przesoli.
Uśmiech Sette poszerzył się, kiedy usłyszała Ashleya. Więc nawet pieski mają swoje słoneczko, co... Cóż, wiadomo, jak to jest, kiedy zbierze się kilka osób i spędza ze sobą czas. Czy to buntownicy, czy to zwykli mieszkańcy - zawsze jest wesoło, kij, jaka jest ich sytuacja. Ciekawe, jak sobie te biedactwa radziły. Trzeba kiedyś zgarnąć kilku "znajomych" z wojska i wpaść im na imprezę. Oczywiście drzwi potraktuje solidnym kopem.
- "Małe"? Zawsze lepsze takie, jakby go w ogóle miało nie być. Swoją drogą, Desperacji by się takowe przydało. Jest u was dosyć ponuro. Dziw, że jeszcze nie popadliście w depresje i choroby. Choć nie, choroby i tak macie. - Laura kiwnęła głową do samej siebie i zamyśliła się. Tak, nie dość, że mają wirusa X, to jeszcze od wuja chorób, przy których najsilniejszy może się zgiąć wpół na samą myśl. Jeszcze więcej niebezpieczeństw. Ale dzięki temu życie tutaj robi się jeszcze weselsze.
- Tak sądzisz? - Sette uniosła brew - Pożycz mi ją na tydzień. Zdam Ci potem sprawozdanie. Co prawda mogliby mnie udusić za ściąganie "szumowin", jak to niektórych nazywają, ale uciekłaby zanim jajogłowi chcieliby ją ściągnąć do siebie.
Tak, chyba jeszcze nie odnotowała ani jednego przykładu istoty, którą wysłałaby z własnej woli do laboratorium. Co to, to nie. Nie pomoże tym pierdzielonym psychopatom, za nic w życiu. Niee ma mowy. Można jej nieźle zaleźć za skórę, ale i tak wtedy będzie wolała zabić Ciebie. Wbrew pozorom, lepiej zdechnąć, aniżeli trafić do tych szaleńców.
Motywacja działa na każdego, yup. Przecież podobnie było z panną Yoshioka. Daj jej solidny powód, dla którego miałaby Cię wysłać tam, gdzie trzeba, a zrobi to. Wbrew pozorom, całkiem łatwo ją wyprowadzić z równowagi. Taka już była, zmienna jak cholera. I choć anioł-piesek miał już powody, aby pozbawić ją życia i spalić całą siedzibę S.SPEC tylko dlatego, bo zaciągnęli jedną z nich do siebie, tak Sette nie planowała ich wybić, bo zamordowali jednego z dyktatorów. Szczerze mówiąc, nie kojarzyła go zbyt dobrze. Od jakiegoś czasu mocniej się skupia na władzy, naprawdę. Zresztą, niektórzy z nich byli naprawdę denerwujący. Nie wiedziała, jak było z tamtym, ale była przynajmniej jedna osoba, za którą nie przepadała. Ze wzajemnością. Tutaj pewnie można zaznaczyć różnicę między S.SPECowcami a psami.
- Ach, jest aż tak wybuchowa? - Sette westchnęła, choć nadal na twarzy miała swój uśmiech. Lekko niepokojący, jak zawsze, ale lepsze to od wiecznego ponurakowania. - Cóż za przyjazna ludziom istotka. Nie ma co, z nią się w ogóle nie masz jak nudzić. Pewnie też grasz tego starszego, mądrzejszego i bardziej rozgarniętego brata?
Porównując jego aktualne zachowanie a opis siostrzyczki, musiała wysunąć coś takiego. I nie zdziwiłaby się, gdyby Ashley się z nią zgodził.
- Co do bitki, kto wie... Może niekoniecznie będzie miała ona charakter "Byleby tylko zabić". Równie dobrze może się skończyć na lekkich ranach. Albo treningu. Nigdy nie miałam nic przeciwko takim "przyjaznym" walkom z mieszkańcami Desperacji. Szkoda tylko, że nikt nie potrafi zrozumieć moich pozytywnych sygnałów i sądzi od razu, że chcę ich zabić.
Co prawda w pewnej części ukrywała się natychmiastowa chęć, ale nie u każdego. Takiego neonowego od razu raczej by nie planowała zabić. Choć coś jej mówiło, że tak szybko się nie da, nawet, jeżeli spróbuje. Dlatego też wyrzuciła z siebie tamtą wypowiedź - po części miała ona dać mu do zrozumienia, że Sette może go zaatakować w każdej chwili, choć nie musi mieć intencji godnych mordercy. No właśnie, może. To od niego zależy, w co uwierzy, tylko szansa, że to będzie "chęć na jakieś treningi" jest wyjątkowo niska. Żaden mieszkaniec Desperacji nie chce wierzyć wojsku, ale nic w tym dziwnego.
Na wypowiedź o potworkach kiwnęła tylko głową i ponownie zamyśliła się na chwilę. Tak czy siak, jakie one nie były, Sette nie stała przy bramach i murach, więc to nie była jej sprawa, co robili strażnicy. Ona po prostu unika tych zwierzaków i kopie, jak trzeba.
- Nie martw się, towarzyszu, każdy z was się wyróżnia. - przyznała - Tylko że nie każdy wywołuje u mnie skojarzenia związane z truskawkami.
No co, taka prawda. W dodatku posądzała go o to i owo. Nie miała jednak dowodów, a więc nie mogła zamienić ról i zostać prokuratorem. Nie sądziła również, żeby dał jej jakieś w najbliższym czasie. Wydawało jej się, że nie jest osobą, która od razu postawi na swoje niezwykłe umiejętności. Tylko wydawało. Prawda mogła być zupełnie inna, kij z tym. Kiedy jednak on zajmował się czymś za sobą, pewnie jakąś bronią, przypuszczalnie mieczem (takie zawijątka na plecach zawsze kojarzyły się jej z mieczami, zawsze), ona jak gdyby nigdy nic sięgnęła do torby po... Wodę. Tak jakoś zachciało jej się pić. Bez żadnych zahamowań odkręciła korek praktycznie nowej i nietykanej butelki wody, po czym upiła ze dwa, porządne łyki. Po tym lekko zakręciła ją, jednak spojrzała na Ashleya zastanawiając się, czy uwierzyłby w jej dobre chęci, gdyby podała mu ją. W sumie dała już dobry przykład, że zatruta raczej nie jest, bo tak to by jej nie mogła pić... Wyciągnęła jednak lekko rękę z butelką w jego stronę.
- Skusimy się, towarzyszu? Jak widzicie, my piliśmy i nic nam nie jest, a trucizny w zębach nie posiadamy. - zachęciła go, wykonując lekki ruch ręki do góry. No co, potrafi być czasem miła. Jakby miał jej osłabnąć z powodu pragnienia, to by nie było fajnie. Tylko nudno. W tym czasie ukazał swój całkiem niezgorszy miecz. Ha! Miała rację.
- Pistolety są... Nudne. - stwierdziła, spoglądając na swoją lewą rękę. - Czasem mam wrażenie, że są dobre dla tchórzy, którzy boją się do Ciebie podejść i porządnie wygarnąć, co im gra na duszy. A jak ktoś zbliży się do nich z takim mieczem, to już w ogóle kaplica. Wracając do Twojego pytania, towarzyszu, to tak, rzeczywiście, mam tutaj broń.
Nawet złapała za rękojeść i raz poruszyła rękę w lewo, prawo, górę i dół. W ten sposób mogła spokojnie wyciągnąć ostrze. Trzymała je jednak nadal przy sobie, czekając na jakieś większe zachęty. Jak na razie tylko się pochwalił, stwierdził, że albo jego broń będzie czymś, czym tylko zaszpanuje, albo Set niedługo na własnej skórze przekona się, jak szybko może przynieść jej pamiątki po spotkaniu (no chyba, że straci dla tego chłopa głowę - ale tego wolimy uniknąć) i yup, koniec. I te zamknięte oczy, uch. Nie lubiła atakować osób, które po części wyglądały na takie, które w ogóle jej się nie przyglądają, jednak głos w głowie podpowiedział, że może ją tylko i wyłącznie prowokować. Eliminatorka wyciągnęła szybko ostrze i zrobiła porządny krok do przodu dopiero wtedy, kiedy Ashley otwierał oczy. Z drugim krokiem mogła już do niego spokojnie doskoczyć i wycelować. Jeżeli neon chciał się obronić, ostrze by najpewniej zahaczyło wcięciem o jego broń, a w razie czekania na cud - zatrzymałoby się przed nim. Chciał ujrzeć - proszę bardzo. Przy okazji chciała zobaczyć, czy jednak z nią pogrywa, czy naprawdę jej nie docenia. I będzie mieć dobre zbliżenie do broni.
- Proszę, Ashley. To jest broń wojskowego. I bez skojarzeń z nożem, bo jeszcze niedługo naprawdę zamienię się w szefa tajnej kuchni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Można zawsze powiedzieć że mogliby zamarkować jakąś walkę, udając że biją się na śmierć na życie w razie bycia obserwowanym przez kogoś/coś, a potem się rozstać, w miarę dobrych, można tak powiedzieć - stosunkach, jak na wojskowego i członka DOGS. Kto wie, może potem znów by się odnaleźli na placu boju, a wtedy by byli zmuszeni do odkrojenia sobie łbów? Nu, więc póki jest miło, spokojnie i przyjemnie - skorzystajmy z tego, na tyle, na ile się da. Bo czemu nie? Jakiś powód przeciw, poza różnicami organizacyjnymi? Chyba żaden. No i nie zmieniajmy faktu że z założenia wojsko ma służyć do obrony M-3, jako tamtejsza policja i ośrodek sprawiedliwości, chyba, nie jako siła bojowa do pakowania się na tereny Desperacji. Chciałby kiedyś zobaczyć jak próbują się przebić pieszo przez Czerwoną Pustynie, po drodze natykając się na stada pustynnych robali, zmutowane zwierzęta, Mantykory i jeszcze kilka, mniej lub bardziej przyjemnych w odbiorze gatunków przeciwników. No chodźcie, czym chata bogata!
Tak jakby.
Oj no, jakby nie było, to zawsze mogłaby sobie robić jakieś zapasy żywności w mieście i gdzieś się tu osiedlić, tylko musiałaby wtedy swój domek i przybytek odpowiednio zabezpieczyć... Chociaż na pomysłowość wymordowanych nie ma co narzekać, więc nawet najbardziej wymyślne pułapki mogłyby się wyraźnie nie udać. Nie ma co jednak się sprzeczać - jej przykrywka też była dość niczego sobie, i mogła sobie pozwolić na pójście tam i ówdzie, gdzie by się jej zachciało.
... Nie takie słoneczko, zboczuchu. Sunny była takim małym, słodkim promieniem słońca, który albo ogrzewał za mocno, jak upał na pustyni, albo palił ogniem po gałach, przez co było jeszcze gorzej, to też... Cóż, różnie wychodzi. I pewnie zaproszenia na imprezę nie byłyby takie ekskluzywne - pod warunkiem że przynieśliby ze sobą jakieś żarcie, to nawet można by się dogadać, nie? I nie pomordować w pierwszych pięciu sekundach...
- Depresje też się znajdą, ale nie ma się co martwić. Przynajmniej nie cierpimy na rutynę życiową. - Uśmiechnął się nieco wyraźniej. Co to to prawda, zero rutyny życiowej. Nie wiesz czy za pięć minut ktoś ci nie zrabuje domu, nie wyskoczy na ciebie z tępym nożem, lub jakaś bestyjka nie uzna sobie ciebie za obiad. Albo cię nie zgwałcą, o, to tez.
- Kuszące, pomyślę o tym. - Przyznał, a na jego twarz wstąpił chytry wyraz, gdy tak pomyślał że oddałby Sunae jakiejś obcej wojskowej, a potem się w ogóle nie pojawiał.
Prawdopodobieństwo pożaru? 100%. Prawdopodobieństwo że Sunny nie chciałaby go po tym zabić? 0%. Przeżycie? Różnie. Ciekawa perspektywa w sumie...
"Hej, hej, nie dyktuj tak moim losem, co?"
"Mieszkanie u wojskowej, która mogłaby cię nieco nauczyć o kontaktach międzyludzkich i bliskoludzkich... Czy to nie byłby dla ciebie dobry obóz treningowy?"
"Ty... Ty... Morda w kubeł, ysh!"
Yup. Tsundere jak się widzi, prawda? Cała Sunae, Sunny Gemini.
A co do wizyt w laboratoriach... Nie porówna, chociaż... Hm...
Nie, ciężko powiedzieć w sumie. Może był...
Może...
Cóż, tu jest różnica, prawda? DOGS to gang, który traktuje swoich członków i siebie wzajemnie jak jedną, wielką rodzinkę, i w razie jak chociaż jeden członek familii jest zagrożony - obnaży kły i puści nawet cały świat z dymem, byleby ocalić tą osobę. To nie relacje wojsko-rządzący, gdzie wszystko opierało się na szacunku do władzy i fakcie, że "im się za to płaci". To było poczucie obowiązku, honoru swoistego... I takie odczucie że skoro wszyscy są w tym samym bagnie, to nie warto porzucić swoich, prawda? Rodzinka to rodzinka - nawet jeśli taka dzika i porąbana jak ta, z szczekliwym Growlithe'm na czele, i Ryan'em-lodówką.
- Niestety. - Wzruszył barkami z dość aktorskim westchnięciem. Tak, ta wybuchowość czasem doprowadzała ich na skraj śmierci...
A jego raz przyprawiła o skrzydło mniej, ale o tym sha.
- Ktoś musi, prawda? - Spytał retorycznie w odpowiedzi, przechylając głowę lekko na bok. Tak, niestety on musiał tu robić za starszego i ogarniętego. A szkoda - też chciał czasem zaszaleć, i uwolnić ten wewnętrzny "ogień", który trawi ich oboje, jako anioły władające płomieniami. Dość często żywioły jakimi posługują się anioły mają też swoje przedłożenie w ich charakterze. Władający wodą są chytrzy lub flegmatyczni, ci od powietrza są często spokojni i cisi, acz potrafią się zmienić w huragan... No a ogień, właśnie. Wybuchowość, ognistość, żarliwość, i przy okazji szczekliwość w komplecie. O to i ogień.
- Ciężko posądzić wojskowego o chęć "przyjaznego" treningu. I co do Sunny - muszę cię rozczarować. Gdybym teraz pozwolił jej tu wpaść, wprawdopodobnie musiałabyś się uchylać od gradu strzał. - Słowa conajmniej dziwne, biorąc pod uwagę że nie miał przy sobie żadnej broni dystansowej, a nie było widać, by nosił przy sobie jakiś składany łuk lub kuszę, albo cokolwiek, co miota strzałami. Czy to nie dziwne że mówi coś takiego, nie mając nawet tego typu broni?
Hm... SUSPICIOUS!
- Truskawkami? To coś nowego. Zazwyczaj mnie ja robię za księżyc wokół Sunny... Ewentualnie kojarzą mnie z płomieniami, ale truskawki to coś nowego. - Przyznał, ściągając palcami jeden z czerwonych kosmyków przed swoje oko by mu się przyjrzeć. Hm... Może i coś jest w tym, że kojarzy się z truskawką. W sumie z wiśniami też, ja się uprzeć. I paroma innymi rzeczami. I pomidorem. Tak, zwłaszcza pomidorem. I papryką!
Dobra, już, koniec z żarciem, bo robię się głodny.
Początkowo zignorował jej pytanie o wodę, będąc zajętym "prezentacją" broni z należytymi jej honorami. W końcu broń, jako przedłużenie ramiona, i coś z czym czasem można niemal zjednoczyć duszę trzeba szanować, nawet czcić, pielęgnować jak samego siebie. Bo jeśli broń zawiedzie, to tak jakby i nasze ciało zawiodło. Jakbyśmy i my zawiedli.
- Więc dobrze myślałem. Używasz tylko jednej broni do walki? - Spytał, z ciekawością, choć wciąż jeszcze nie spojrzał w jej stronę, będąc dalej zajętym prezentacją ostrza z zamkniętymi oczyma. Może i było to prowokacyjne, może nie, lecz to był jego sposób okazywania szacunku wobec swojej broni. To nie narzędzie - ona jest jak siostra, na którą często stawia swoje życie. Tak jak łuk dla Sunny jest jak Ashley, na którego stawia swój żywot często.
Uchylając swoje oczy, spostrzegł jak eliminatorka nadciąga. Musiał przyznać, że była całkiem szybka jak na żołnierza, to fakt. Stał w bezruchu, obserwując jej kroki i gesty.
Ale tylko on był tak spokojny...
"Ośle, nie widzisz że ona atakuje?! RUSZ SIĘ! UNIK! PODNIEŚ BROŃ! COKOLWIEK! ASHLEY!"
- Zaufaj czasem ludziom, Sunae. - Szepnął cicho pod nosem, tuż przed tym, jak ostrze zatrzymało się przed nim. Nie, to nie tak że był pewien... Ale poprostu uznał, że nie zrobi tego. Nie z tym charakterem czy podejściem. Atak na przeciwnika nieświadomego chęci mordu nie przyniósłby jej rozrywki, tylko znudzenie... Więc nie spodziewał się że to zrobi.
I nie zrobiła, a miał okazje przyjrzeć się jej broni. Wychylił się trochę w jeden bok, a potem drugi, przesuwając kciukiem po tępej stronie klingi z zaciekawieniem. - Dość egzotyczna budowa. Na zamówienie? - Spytał, docierając kciukiem do czubka ostrza, na które nawet nie musiał mocno nacisnąć, by nieznacznie go skaleczyło w kciuk. Odsunął go i opuścił dłoń, uśmiechając się. - Dość ostre, widzę że dbasz o niego. Broń jest jak przedłużenie ręki - tak samo jeśli zawiedzie broń czy ręka, jesteś na straconej pozycji. Co do tej wody o której wspominałaś - skoro już jesteś bliżej, to chętnie... Zapasy wody w Desperacji są raczej w opłakanym stanie. - Po chwili namysłu dodał. - Przynajmniej pitnej. - Yup, bo tego brudnego ścieku w niektórych jeziorach, pełnego zdechłych ryb i stworów to było sporo nawet...
- Jeśli jednak potwornie nalegasz na poznanie Sunny - mogę ci to umożliwić. Chcesz? - Spytał dośc nagle, uśmiechając się wyraźnie. Co prawda zdradzi tym swoją zdolność, ale niekoniecznie zdradzi to jego rasę - zawsze może się wymigać że to jakiś artefakt pod skórą, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.14 13:29  •  Pustkowie niedaleko Smoczej Góry - Page 6 Empty Re: Pustkowie niedaleko Smoczej Góry
No taak, bo nam się jeszcze widownia zanudzi. Rzuci w aktorów popcornem i zacznie buczeć, bo chyba im się scenariusze pomyliły. "Że niby jak to, wojskowy i DOGS na jednej scenie i jeszcze sobie mord nie obiji?! Za co my płaciliśmy? Oddawać moje pieniądze!" Blablabla. Nie. Im za to przedstawienie nikt nie płaci, więc mogą robić to, co im się żywnie podoba. Jak chcą gadać, będą gadać, a jak zdecydują, że czas obić komuś twarz, to i za to się wezmą. Jednak na razie nikomu nie musieli pokazywać, że są typowymi dzikusami, którzy naprawdę nie mają niczego innego do roboty, poza mordem i walką, więc jak na razie mogli sobie pozwolić na chwilę spokoju. Tak, póki były takie możliwości. Aż dziw, że trafiła na takiego DOGSa. Wojskowi przyjaciele twierdzili jednogłośnie, że wszyscy od nich rzucają się niczym wściekłe pieski. Zawsze. A tutaj miała spokojniejszą wersję. Aż dziw. Ale wiadomo, że w każdej grupie znajdzie się kilka wyjątków. Sette była wyjątkiem z wojska, Ashley - z grupki psów. Tak, to chyba wredny los kazał się spotkać takim odskoczniom od reguły.
Taa, wyobraźnia Wymordowanych nigdy nikogo nie rozczarowała. W dodatku nie tylko ich miałaby na głowie. Łowcy by pewnie chętnie wykorzystali okazję, że jakiś Eliminator oddzielił się od grupy. Najemnicy mogliby dostać niezłą sumę za jej głowę. Wcześniej wspomniane DOGSy mogłyby to uznać za naruszenie ich terenów, że co sobie ta menda z wojska myśli, żeby pomieszkiwać na Desperacji... Chyba tylko Kościół dałby jej spokój. Bardzo pocieszająca wizja... Ale były plotki, że niektórzy z wyżej wymienionych łażą po mieście z fałszywymi godnościami i papierami, więc byliby kwita. Z tym, że oni się ukrywają. A Sette raczej nie chowałaby faktu, że daleko jej od wygnanego człowieka.
Ajaj, ajaj, zostaliśmy źle zrozumieni. W naszej wypowiedzi nie było nic, co mogłoby zaliczać się do "zboczuszkowania", panie kapitanie. Ale przeżyjemy, po prostu enterów żałowaliśmy. Wiadomo, jak to jest. Skoro jednak to słońce było takie ostre, to naprawdę musiało tam być wesoło. Szkoda, że w wojsku ostatnio nie widywała takich podobnych istotek. Może nie aż tak wybuchowych. No i jednak oni mają nad głową Władzę, więc muszą być na swój sposób poważni i w ogóle wychowani. I coś tam jeszcze, ech.
- Lepsze to niż użeranie się z mniej przyjaznymi paniusiami co pięć minut. Plotki są, jakie są, ale są małpy, co się muszą uczepić. - taa, wysłuchiwanie ostrzeżeń generałów i innych tego rodzaju to pół biedy. Gorzej, kiedy przychodziła jej ukochana panienka, o której jednak nie musiała się pluć. Czasem miała ochotę powiesić jej głowę nad kominkiem. Już samą swoją twarzą i niechęcią do wojska potrafiła wkurzyć niejedną osobę. Szkoda, że jej nie zabito ileśtam lat temu, jak zaczęli strzelać. Nie miała jednak możliwości zrobienia czegoś z tą cholerną babą, bo wygnanie w takim wypadku byłoby najdelikatniejszą karą, jaką by otrzymała. Może DOGSy będą kiedyś na tyle miłe, że przypadkiem namierzą ją. Taak, wtedy by im nawet mogła rezydencję postawić. I rozłożyć czerwony dywanik. Ale nie dla niej takie marzenia, taki traf jest prawie niemożliwy.
Łoł, widać, że jednak braciszek Truskawka miał czasem dosyć swojej siostry. Ale! Kto się czubi, ten się lubi, nie? Pewnie teraz tak gada, a gdyby coś jej się stało, to by dostał choroby nerwowej i w końcu by po nią wrócił. Może za kilka dni, tygodni, może za parę lat... Ale ciężko jej było uwierzyć, że nigdy. No cóż, zawsze to jest miła odskocznia od narzekań towarzyszy, którzy znowu mają dosyć osobnika x, bo nie mogli wybrać się na misję y, pomyślała. Wolała czasem posłuchać mini-kłótni brata i siostry. Szkoda tylko, że nie mogła ich usłyszeć... Była w stanie tylko zgadywać, co im łazi po głowach.
Więc DOGSy traktują się aż tak dobrze? Rany, uważajcie, bo jeszcze naprawdę Sette spróbuje do was wpaść na herbatkę. Co prawda musiałaby mieć chyba jakiegoś towarzysza z owej grupki, coby zaznaczył, że ta wojskowa menda jest dzisiaj całkiem przyjazna i tylko wpada na herbatkę, ale chyba i to by nie przeszło. Jeden członek może jeszcze uwierzy w jej "dobroć", ale znajdzie się przynajmniej jeden niedowiarek. Nic dziwnego, gdyby to był sam szef wesołej gromadki. Albo ofiara z tamtego incydentu. Szkoda. Choć zastanawiające, gdzie byłoby trudniej wpaść na ciastko - do nich, czy może do Łowców? W tym wypadku nawet Sette nie wiedziała, która opcja byłaby gorsza do załatwienia.
- Cóż za ironia losu. Jeżeli Twoje opisy i opinie nie były przesadzone, to współczuję, że musisz być aż tak blisko. - dorzuciła po chwili, zastanawiając się, jak to właściwie z nimi jest. Może jedno z nich było martwe i wcisnęło się do głowy jako duszek? A może mieli jakieś dziwne połączenia i byli jednym? Albo to może jednak rozdwojenie jaźni, a Ash posiada moc związaną z iluzją, która wmówiłaby jej, że są różnymi osobami? Wersji było tutaj tak dużo, bo wyobraźnia Sette nie była aż tak bardzo ograniczona. Zaiste ciekawe.
Tym bardziej, że teraz wspomniał o gradzie strzał. Skąd miałaby je wziąć? Przecież on nie posiadał żadnego kołczanu ze strzałami, ani łuku. Może ten miecz potrafi zmienić się w łuk? Ale wtedy nadal pozostaje problem ze strzałami. Może wywołuje je jakoś magicznie? Albo... Mają dwa oddzielone od siebie ciała, tylko się jakoś zamieniają? I mogą mieć nawet różne uzbrojenie. Cholera, samemu tego chyba nie ogarnie.
- Strzały znikąd? Jak to w końcu z wami jest? Możecie jakoś zmieniać swoje ciała? Uzbrojenie? A może to jakaś dziwna moc? Przyznaję, że nawet moja wyobraźnia zaczyna się buntować. Więęc? I dlaczego miałaby mnie od razu ostrzelać, aż tak bardzo mnie nie lubi?
Można było ujrzeć bez problemu, że Ashley cholernie ją zainteresował. I ta cała Sunny też. Szczególnie przez te całe przemiany. To było coś, czego za wuja nie umiała wytłumaczyć. Pół biedy z nią, gdyby naukowcy ich dorwali w swoje ręce, to by mieli przewalone. Trzeba będzie po części uważać na siebie po powrocie. A gdyby ich namierzyli... O nie, to jej cel. Dopóki jeszcze ją interesują, to żaden psychopata z laboratorium ich nie dorwie. Zresztą, byli teraz chyba zajęli tym, co mają. Nie prosili o żadne prezenty zza murów.
- Księżycem też możesz być, jeżeli chcesz, towarzyszu. Ale ja preferuję Neonową Truskawkę, o. - wszystko byłoby okej gdyby nie fakt, że lekko zgłodniała na samą myśl. Ale naje się, jak wróci do miasta. Tutaj ciężko znaleźć jakiś bar z dobrym jedzonkiem. Ech, co za kicha. Powinni sobie kiedyś coś ogarnąć, nawet jakiś jeden, ale porządny, bar. Bo nie restaurację. Może kiedyś im się uda, jak podwędzą racje żywnościowe z M-3. A wtedy będzie wesoło i przyjemnie, huh.
- Różnie bywa. - powiedziała, przyglądając się swojemu ostrzu. Drugiej broni co prawda nie miała, bo okularów do tego nie zaliczysz. Druga rzecz bardziej ją wspomagała w wykrywaniu wroga. Mogła mieć co prawda jakiś pistolecik, czy coś, ale nie chciała. Niech inni sobie strzelają, jak mają taką potrzebę. Sette lekko drgnęła, kiedy przejechał palcem po tępej stronie, ale na dobrą sprawę nie wykonała jakiegoś ruchu, który miałby mu zaszkodzić.
- Raczej takich rzeczy dla każdego nie produkują. - przyznała, przypominając sobie inne miecze, którymi niektóre chłopy się chwaliły. Czasem wyglądali tak, jakby byli gotowi wymienić najmniejszą informację na ich temat przed wrogiem, który by ich ciachnął. Bo nie słuchali. - Po części racja. Warto dbać o swoją broń, ale o rękę też. Możesz mieć broń, a nie mieć ręki, a wtedy będzie problem. Widząc parę osób, które musiały złapać w czasie treningu miecz do lewej ręki, będąc praworęcznym, z trudem dusiłam swój śmiech. Nie wszyscy chcą trenować drugą rękę, nie wiem tylko, czemu.
Były też nieciekawe przypadki, jak ona - mimo treningów nadal średnio szła jej średnio.
Skoro teraz zainteresował się wodą, to Sette wykorzystała fakt, że była bliżej. Rękę z ostrzem oddaliła już wreszcie od twarzy Ashleya, a w zamian za to podarowała mu butelkę wody. Zrobiła dwa mniejsze kroki do tyłu i już miała jakoś schować broń, kiedy usłyszała o możliwości wezwania jego wesołej siostry.
- Neon Truskawka, który ze mną rozmawia, czy pani Słoneczko, która może mnie zasypać gradem strzał... A co na to sama siostra? - szczerze mówiąc, nawet nie wiedziała, czy aktualnie czuje potrzebę bicia się z wybuchową panienką. Tak więc chciała usłyszeć jej opinię. Z ust brata, ale cóż.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.14 17:46  •  Pustkowie niedaleko Smoczej Góry - Page 6 Empty Re: Pustkowie niedaleko Smoczej Góry
Może "wredny" to zbyt negatywne określenie? Fakt że trafili na siebie osobnicy o podobnym podejściu do walki nie oznacza, że to od razu złe zagranie ze strony losu. Może nawet ta znajomość w przyszłości okaże się owocna, a jeśli przypadkowo Sette popadnie w coś, co się śmiercią zwie, a potem powróci jako wymordowany...
To może wtedy przypomni się to miłe gadulcowanie z jednym z bojowych psów, który być może ją przyjmie, w zależności od warunków i potrzeb. Bądźmy dobrej myśli i ufności. Co może pójść źle?
... Od cholery rzeczy, fakt...
Łowcy jako takowi chyba nie są zbyt częstymi gośćmi Desperacji, jeśli wzrok go nie myli. Dość często można widywać jedynie dezerterów, indywidualistów, a także łowców, którzy nie zagrzali zapewne długo miejsca w organizacji, szukając sobie lepszego działania by przetrwać - nagle dziwnie wydłużony - żywot. Na swój sposób można nawet poczuć coś na styl "zazdrości" wobec tych krótko-żywnych ludzików. Anioł jak on czy Sunae, żyjący już lat ilość czterocyfrową... Może nawet pięcio czy sześcio, albo siedmio, kto wie? Jakoś nigdy nie obnosił się z wiekiem, i chyba dotąd nikomu nie podał ani on, ani Sunny konkretnego przedziału wiekowego z jakiego pochodzą... Ale w porównaniu do ledwie dobijających setki ludzi, taka setka wydaje się być miesiącem, albo nawet ledwie tygodniem dla anioła. Tsh... Cóż, przekleństwa długożywności, prawda?
Zawsze co prawda życie da się skrócić mieczem czy też inną metodą uśmiercenia, ale o tym sha, to nie należy do śmierci naturalnych, a o takowych mówimy, czyż nie? Nu, właśnie.
Dobra, pomińmy tą kwestię, tsh.
- Och? Wolisz więc gryźć się z na wpoły zdziczałymi wymordowanymi? Wiesz, czasem zaczyna mi brakować konfliktów, które dało się rozwiązywać w inny sposób, niż pięścią. - Przyznał z uśmiechem, po raz kolejny podrapując się po tyle głowy w zamyśleniu. Tak, dokładnie. Czasem brakowało mu chwil siedzenia w niebie i tego, jak to jedynym problemem tam było wytrzymać na sobie wzrok kogoś wyższej rangi, ewentualnie przystać na jakieś zanudzające spotkanie, gdzie nawet herbata i ciasteczka nie uratowałyby sytuacji, a większość "aktywnych" aniołów pokroju Ashley'a lub Sunny by zasnęła przy stole obrad czy czymkolwiek w ten deseń. Choć mu tego brakuje czasami... To jednak tu nie da się liczyć nawet na moment spokoju czy chwilę wylegiwania się w łóżku. Ba, łóżko! Jakby w ogóle coś takiego się miało to by było ciekawie...
Gdyby coś się stało Sunny i on mógł coś na to zrobić, bez względu na to skąd i jak, nawet z drugiego krańca świata, gnałby bez chwili wytchnienia, aż dotarłby do niej, a potem obdarł ze skóry każdego, kto jej śmiał cokolwiek zrobić. Yup, mniejwięcej tak by to wyglądało. Więcej, niż mniej, bądźmy szczerzy.
Jeśli przypadkiem zdarzy się jej umarnąć i wrócić jako wymordowana - czemu nie? W innym przypadku musiałaby się liczyć z tym, że ta organizacja niemal terrorystyczna odstawiłaby ją w kawałkach pod mury M-3, a nawet to by mógł być zbytkiem łaski - takie świeże i zadbane mięsko... Można by było skorzystać z niego na wiele, wiele, wiele sposobów, prawda? Przesłuchać choćby! (Gdzieś pod koniec, gdzie wtedy byłoby to powiązane z tym, że umrze szybciej, jak powie to i owo).
- Nie zawsze jest tak źle, ma dość ognisty charakter, ale w gruncie rzeczy to miła i ciepła osoba. - Przyznał, bez szemrania czy marudzenia komplementując Sunny. Mówił prawdę, czystą prawdę. Ognista i wybuchowa otoczka szczeekliwej i wrednej dziewczynki to przykrywka, pod którą skrywa się uczynna, miła i przyjemna dziewczyna, która da sobie łeb odciąć za kogoś, kogo nawet ledwie zna, a jest jedną z osób, na której jej zależy. Ot, empatia, na swój sposób, hm?
Och, czyżby wprowadził ją w zmieszanie faktem o tych strzałach? Wydawała się być nader zainteresowana, a zarazem skonfundowana faktem jego słów, miotając różne sposoby wytłumaczenia na to, o co mu chodzi. Jedyne jednak co mógł zrobić w tej chwili, to unieść nieznacznie ręce, gdzieś na poziom pasa i rozłożyć je lekko na boki, wzruszając barkami, z uśmiechem na ustach. - Póki obie się nie zgodzicie na poznanie siebie wzajemnie, mam związane ręce i zakneblowane usta. Kto wie? Może mam w rękawie małe wyrzutnie strzałek? Może umiem wezwać ruchem dłoni armię anielskich gwardzistów, jacy zasypią cię strzałami? Nigdy nie wiesz wszystkie o swoim wrogu.
"Strasznie mnie demonizujesz. Jak w końcu się zjawię to sobie pomyśli że jestem jakimś diabłem wcielonym i ucieknie na mój widok, heh."
- Wiesz, czasem potrafisz być straszna, Sunny. - Znów nie zauważył faktu, że powiedział to na głos, ciągle wlepiając swój wzrok w osobę przed nim. To trochę tak jakby jednym okiem był tutaj, a drugim w jakimś prywatnym pokoiku, siedząc tam z siostrzyczką i, np. grając w warcaby czy coś, przy okazji sobie dogryzając z każdym ruchem, lub też nie. Mimo to jednak - nie zamierzał pozwolić Sunny na pojawienie się, póki obie nie wyrażą wyraźnej zgody na poznanie siebie nawzajem.
- Dalej? Może gdybyś widziała mnie z płonącymi włosami, jak kiedyś mi je podpalili, to byś zmieniła zdanie.
"Sam je sobie podpalasz, dość często przy używaniu mocy."
- Sha, nie musi o tym wiedzieć. - Tak, nie ma to jak rozmowa z jedną osobą przed nim, a drugą wewnątrz jego umysłu. Podzielność uwagi bardzo. A nawet bardzo bardzo, lub i za bardzo, a i tak nic to nie daje, bo informacje z jednego "świata" przedostają się do drugiego, choć - na szczęście - nie vice versa.
- Mówisz? Moją drugą znasz - ta pałka. Wolę sport kontaktowy, mimo wszystko. - W końcu czy walka (nawet na śmierć i życie) to nie jest forma sportu? Kiedyś chyba widział film, lub czytał książkę, gdzie w wojnie żołnierze uczestniczyli w jakimś reality show, gdzie w razie pojedynków "gwiazd" wojny obstawiało się zakłady, kto przeżyje, jak w sporcie... Poza tym, że przegrany często kończył w piachu. Musi za tym poszperać, bo koniec końców nie zna zakończenia tej historyjki, a warto by sprawdzić.
- Dla kucharzy i owszem, w ilościach hurtowych. - Puścił jej oczko z dowcipnym uśmiechem, mając w głowie to, że jeszcze chwilę temu mówiła, by nie kojarzył jej broni z nożem kuchennym. A co, nie może też podogryzać i jej, nawet jeśli ma broń tuż przed nim?
Przysłuchał się, nie przerywając jej wywodu. Hm... Nie mógł odmówić faktu, że miała racje, a on nieco zaniedbuje lewą dłoń, która służy mu zazwyczaj tylko do trzymania pochwy w trakcie walki, lub ewentualnie do chwycenia rękojeści oburącz.
- Przyznam że sam nie używam często lewej dłoni, ale przynajmniej umiem się nią posługiwać w miarę. Najczęściej jednak wolę polegać na prawej, lub - jeśli przeciwnik wart jest uwagi - obu. Wiesz że cięcie ostrza, trzymanego obiema dłońmi ma większą siłę niż jednoczesne uderzenie dwoma ostrzami? To w sumie wiedza podstawowa, ale parę osób już nauczyłem tej różnicy łopatologicznymi metodami. - W miarę gdy on mówił, kobieta nieco odsunęła się i wysunęła butelkę z wodą. Skłonił głowę, w ramach podziękowania, po czym pochwycił ją prawą dłonią, i, chwilowo wtykając broń w pochwie pod pachę - odkręcił butelkę i upił dwa, skromne łyki, ukazując tym swoje przyzwyczajenie do skrupulatnego oszczędzania wody. Był na tyle oszczędny...
Że nawet żadnej przy sobie nie nosił, he. Zakręcił butelkę i oddał kobiecie, z cichym, acz uprzejmym "dziękuję". Zaraz po tym wydostała się propozycja a pro po siostry. Hm... Objął z powrotem lewą dłonią pochwę spod pachy i ponownie trzymał przy boku, po czym umilkł, czekając na reakcje siostry.
"... Hm... Myślisz że jeśli ją poprosimy, dotrzyma tajemnicy o naszym małym triku?"
"Sądzę że tak."
"Więc dobrze. Nawet możesz jej przekazać że nie będę strzelać, o, tak będę miła."
- ... Co za szczodrość, nie ma co. Sunny twierdzi że może się ujawnić, jeśli obiecasz zachować dla siebie to, co tu zobaczysz. Powiedziała że nawet nie będzie atakować, jak to obiecujesz. Więc? - Spytał, z wyczekiwaniem odpowiedzi wpatrując się w Sette. Niech więc powie - czy chce czy nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.14 19:04  •  Pustkowie niedaleko Smoczej Góry - Page 6 Empty Re: Pustkowie niedaleko Smoczej Góry
Lepiej się na samym początku nastawić na to, że los nie jest po Twojej stronie. Wtedy przynajmniej nie czujesz się smutno, jeżeli wyjdzie na to, że to prawda. Prawda, ich znajomość aktualnie w przyszłości mogła im dać plusy, ale nie można być aż tak pewnym. Równie dobrze może się wydarzyć to i owo, a znajomość nagle okaże się nieprzyjemna, niewygodna. Może jakiś atak jednej strony na drugą. Może kolejne spotkanie w towarzystwie osobników z danego organizacji. Cholera wie, co się może wydarzyć. Oczywiście, Sette by się wcale nie obraziła, gdyby to jej przyniosło jakieś plusy w przyszłości. Nawet, jeżeli kiedyś umrze i z powodu wirusa X powstanie jako Wymordowana. Tego chciałaby uniknąć jak jasna cholera, jeżeli jednak kiedyś do tego dojdzie, to przyjmie to jakoś z "honorem". Choć wtedy dopiero będzie mogła opierdzielić los. Wyobraźcie sobie wojskowego, który został zabity i wstał z grobu, po czym właściwie znalazł się na drugiej stronie. Jego dawni przyjaciele raczej nie powitają jego szampanem, prędzej wykrzyczą "Ten Wymordowany udaje naszego zmarłego towarzysza!" i ostrzelają. Bam, bam. A mieszkańcy Desperacji pewnie będą w nim widzieć starego wroga.
Tak, taka sytuacja byłaby naprawdę ciężka. Ale pewnie już kilku wojaków musiało ją pokonać. Gdyby padło też na nią, wykorzystałaby fakt, że nie była aż tak zła. I pewnie byłoby jej minimalnie łatwiej wstać, gdyby za życia pokazała kilku osobom, tak jak Ashleyowi, że potrafi być całkiem ogarnięta. Może będzie jeden procent szansy na ogarnięcie się więcej. Zawsze coś. Co do Łowców, od dawna dziwił ją fakt, że nie krzyczeli, że są, czekają i będą się bić. Kiedyś byli o niebo żywsi. Teraz ich fuchę zabierały pieski.
Prychnęła, słysząc wypowiedź Truskawki. Cholera, jej natomiast czasem brakowało kilku ofiar. Jak dostała pierdzielca w mieście, tak nie mogła się na nikim wyżyć. Co prawda mogła napaść na "niewinnych" mieszkańców Desperacji, jakby na nich wpadła, ale jakoś jej się ta wizja nie podobała. Przynajmniej w pewnych momentach. Najlepiej by było się wyżyć na irytujących mendach, tak. Ale wiemy dobrze, że nie może tego zrobić.
- W takim razie zamień się szefami. I ich zastępcami, oo, tak. Wtedy poczekam, aż wrócisz do mnie i zaczniesz błagać o kolejną wymianę. W sumie, zaproponuj to swoim. Jak ktoś zacznie na nich narzekać, niech wpadnie do mnie na trochę. Potem będziecie pewnie swoich po nogach całować. - Sette przymknęła oczy i pokręciła głową. Skoro DOGSy to była taka fajna, zżyta rodzinka, to pewnie i tych na górze mieli całkiem ogarniętych. Jakich dokładniej - kij. Spora szansa, że w takich założonych prawie że na zaraz grupach góra musi być całkiem dobra, skoro jeszcze nikt nie chciał ich rozwiązania. Chociaż, niektórzy z góry u niej też wydawali się być całkiem w porządku. Nie wszyscy, oczywiście. Takie osoby liczyło się na palcach jednej dłoni. Być może przesadzała, a być może po prostu uniknęła tej części prania mózgu, gdzie mieli jej wmówić, że każda władza jest cudowna i wspaniała. Po części też w końcu poczuje to na własnej skórze. Nie wiedziała jak i dlaczego, ale coś w jej głowie tak mówiło. Pewnie jej głosy. Nic nowego.
- Każdy ma swoje zboczenia. Patrz, mówią, że jestem nienormalna i mam nie po kolei w głowie, a i tak potrafią do mnie podejść i pogadać. Tak więc i wasze Słońce musi mieć w sobie coś pozytywnego. W końcu nie ma osób typowo pozytywnych i negatywnych. Chyba, że mówimy o przesiąkniętych dobrem i niewinnych aniołkach lub diabłach. Większość istot jednak musi mieć trochę cech zarówno z jednej, jak i drugiej strony. - o rany, Set, bo jeszcze zaczniesz wyglądać jak ktoś mądry. Cóż za rozkminy! No ale to była prawda. Nie licząc prawdziwych wyjątków, to każdy był na swój sposób dobry i zły. To się tylko w jakiejś części wyrównywało. Tak przynajmniej widziała to Laura. Tak więc pewnie i ta cała Sunny miała swoje dobre strony, jak właśnie wspomniał Ashley. Skoro jednak najpierw mówi się o jej charakterze wulkanu/słońca, to znak, że ostro ludzi do siebie zniechęca. No nic, widocznie trzeba przy niej być kimś naprawdę upartym, żeby Cię polubiła.
Cóż, nikt by jej nie uwierzył w mieście, gdyby powiedziała, że spotkała kogoś, kto bił jej rozmowy samej ze sobą bez problemu. Ashley chyba znowu zapomniał, że siostrę ma w głowie, a przed nim jest jakaś dziwna baba z wojska, bo znowu patrząc na nią, nie mógł jakoś tak do niej mówić. Tym bardziej, że użył "Sunny", które wcześniej jej przypisywał. To ją utwierdziło w przekonaniu, że cały czas są w kontakcie i urządzają sobie miłe rozmowy. Trochę smutne. Ale skoro ogarniał zarówno Sette, jak i Sunny, to chyba musiał mieć już dosyć dobrą podzielność uwagi. Ale będąc takim przypadkiem, to nic dziwnego.
- Podpalają Ci włosy, ale nie muszę o czymś wiedzieć? Może to Twoja siostra chodzi z zapalniczką i to robi? A może... A może sam je sobie podpalasz, bo posiadasz taką zdolność? - to by do końca wyjaśniło sprawę związaną z jej wykrywaczem. Zgodnie z jej przypuszczeniami, Ashley był albo androidem, albo aniołem, no chyba, że na Desperacji żyją o wiele bardziej egzotyczne przypadki. W końcu nie miałaby problemów, gdyby był zwykłym człowiekiem, czy Wymordowanym. Tak, te malutkie problemy techniczne na coś się jej przydawały. Mogła się po części spodziewać, z czym rozmawia. Można powiedzieć, że po części czitowała, ale na wojnie wszystkie ruchy dozwolone!
Palce jej drgnęły, kiedy usłyszała o kucharzu. Wiecie, taki jakiś tik nerwowy. Po częsci jednak tutaj nie miała co się wkurzać, skoro wcześniej wspomniała o porównaniach tego typu. Sette zagryzła delikatnie dolną wargę i policzyła w myślach do pięciu, po czym się uspokoiła.
- Wątpię, żeby Ci kucharze sobie poradzili z taką sztuką. Musieliby się nauczyć przyrządzać Wymordowanych. - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. Mimo chwilowego poddenerwowania całkiem szybko się uspokoiła. Łał, Set, Cud nad Wisłą na terenach dawnej Japonii.
Cóż, nie zdziwiła jej jego reakcja na temat ręki. Sporo praworęcznych miało problem ze złapaniem czego lewą. Ale wiadomo, lewą ręką niektóre rzeczy trzeba naprawdę dziwnie trzymać. Wystarczy spróbować pisać. Możesz sobie zasłonić to, co piszesz, jeździsz po atramencie ręką i masz po chwili uwaloną rękę i jeszcze inne takie. Ale za to lewus też się krzywi, bo przyzwyczajony do dzikich ruchów widzi, że przy prawej ręce nic nie dają.
- Nie, żebym ja nie miała problemów z prawą. - przyznała - Chociaż ja od kilku lat trenuję ją. Ale i tak ciężko się zawsze przestawić na drugą stronę. Lepsze jednak to, jak nic.
Jak słodko, przyjął jej podarek bez żadnych buntów. Wiadomo jednak było, że oskarżenia dotyczące tej wody były nie na miejscu, skoro sama Sette wypiła ją i umarła. Rozbawiło ją jednak to, że Ashley nie pozwolił sobie na zaszalenie wtedy, kiedy wreszcie mógł. Kiedy chciał jej oddać butelkę, Laura pokręciła głową.
- Zatrzymajcie ją dla siebie, a co. Chyba bardziej się wam przyda. Uznajmy to za dobry gest z mojej strony. - przez chwilę wyglądała zadziwiająco przyjaźnie. Aż sama się zdziwiła. Zresztą, dla niej to była jedna, głupia butelka wody, ona sobie może takowej nakupić od cholery. Niech ją piesek uzna za coś w stylu "Teraz chwilowo nie jesteśmy wrogami, korzystaj z okazji, bo zbyt szybko się pewnie nie powtórzy". Po tym odczekała chwilę, aby poznać opinię siostry dotyczącej jej wyjścia. W tym czasie jej broń powędrowała za pas. Nie planowała jej jednak do końca zabezpieczać i balować bez gotowości, niee. Jej ręka nadal spoczywała na rękojeści i każdej chwili mogła ją szybko wyjąć, jeżeli coś miałoby się wydarzyć.
Jednak propozycja sprawiła, że się lekko zdziwiła.
- Nigdy nie czułam potrzeby chwalenia się na temat "tych szumowin z Desperacji", jak to niektórzy potrafią was określać. W końcu mogłoby to dojść do uszu tych psychopatów z laboratorium. A więc... Niech będzie. Ale niech to działa w obydwie strony. Ja zachowam dla siebie wiedzę na wasz temat i tego, co z wami jest nie halo, a wy w zamian za to nie piśniecie o mnie słówka swoim towarzyszom. Przynajmniej bez żadnych dokładnych określeń. Myślę, że nie będzie z tym problemu, nie? - Sette nawet zasalutowała, kiedy z jej ust padła część dotycząca jej obietnicy. Wolała jednak dodać tę cząstkę, żeby nie było.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach