Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Eden :: Góra Babel :: Katedra


Strona 5 z 15 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10 ... 15  Next

Go down

Pisanie 08.03.16 13:18  •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
Dalszy ciąg rozprawy zdawał się przebiegać poprawnie, choć każdy kolejny świadek, który śmiało podpierał zeznaniami oskarżenia, jedynie pogrążał czwórkę mężczyzn. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby znalazł się przynajmniej jeden, co zeznawałby na ich korzyść. Nikt nie zdecydował się im pomóc. Może nie zasłużyli na wybaczenie? Może faktycznie wszystkiemu byli winni? Od słuchania krwawych opowieści Ergomionowi robiło się niedobrze. Nim znów zdecydował się spojrzeć na środek sali wysłuchał w milczeniu wielu historii i do każdej podchodził z mieszanymi uczuciami. Po pewnym czasie jednak złapał się na tym, że w duchu naprawdę uważa ich za winnych w myśl zasady, że tak wiele osób przecież nie może się mylić. I pewnie wcale nie sprzeciwiałby się karom jakie mogły na nich spaść. Z czystym sumieniem, skoro już się tu pojawił, poparłby świadków i werdykt Metatrona, ale wtedy stało się coś, co ciężko było zignorować. Metatron chciał śmierci. Największe obawy wywróciły żołądek Ergomiona, a potem ścisnęły go boleśnie. Serce rozpoczęło szaleńczy bieg popędzane przez gniew i niedowierzanie. Archanioł oszalał! Ergo długo odsuwał od siebie widmo nałożenia na oskarżonych kary śmierci, tak długo, że nigdy nie sądził, że stanie się tego świadkiem. A więc gdy już to usłyszał, aż go zatkało. Odruchowo wstał, zacisnąwszy pięści. Nie szukał wsparcia wśród zebranych, wiedział, że go nie otrzyma. Był świadom, że sam nic nie wskóra, ale przynajmniej będzie miał satysfakcję i czyste sumienie, że nie godził się z tym, nie siedział bezczynnie.
Metatron w stronę którego Ergo kierował pełne pogardy spojrzenie zapewne nawet nie zwrócił na to uwagi, ale były stróż już nie krył swojej niechęci okazując ją wszystkim wokół, nie tylko jemu.
- To szaleństwo. - Warknął, wcinając się w wypowiedź archanioła, ale ten zaślepiony pragnieniem upuszczenia krwi śmiertelnych, nie słuchał. Ergo zacisnął zęby. Teraz to już nie była kwestia lojalności, a życia zgodnie ze swoja naturą. Żaden anioł nie powinien z taką łatwością skazywać kogoś na śmierć. Bluźniercze słowa, jedno za drugim opuszczały usta Metatrona, sprawiając, że Ergomion czuł się coraz bardziej bezsilny, a bezsilność wywoływała w nim masę negatywnych emocji, z którymi do tej pory nie potrafił sobie poradzić. Ale nadeszła pora by coś z nimi zrobić, by obrócić ją we właściwą stronę. Może tak właśnie działali ludzie, przekuwali negatywne cechy i emocje na tarczę i broń? Gdy w końcu archanioł zwrócił się do jednego ze stróżów, Ergo pękł. Nawet jeśli oskarżeni byli winni i nawet jeśli Metatron chciał pozbawić ich życia nie powinien kazać robić tego stróżowi. To zakrawało na największe bluźnierstwo! Godziło w samo istnienie aniołów.
- Jak jesteś skory do rozlewu krwi, sam weź miecz i utnij im łby, pieprzony sadysto. Nie wyręczaj się innymi, nie nazywaj mordu odkupieniem win. - cedził. Nawet nie podniósł głosu, nie w tamtym momencie. Dopiero kiedy zwrócił twarz do tłumu, głos przetoczył się nad nim niemal dorównując sile głosu Metatrona. - Na boga, ludzie! - Powiódł rozognionym spojrzeniem po zebranych.  - Co się z wami dzieje? Pozwolicie na to? Nie widzicie co tu się wyprawia?! - Uderzył otwartą dłonią w blat przed sobą - To gwałt na naszej naturze! Nie ma prawa tego wymagać! - a mimo to młody stróż sięgnął po miecz. Ergo zacisnął dłonie na brzegu blatu i rozpaczliwie pokręcił głową wbijając spojrzenie w Nathaira.
- Nie słuchaj go, nie musisz tego robić. - Łagodność wypowiedzi złamały zdesperowane nuty. Nie wierzył w to co widzi. Czy naprawdę tylko on miał tutaj otwarte oczy? Nie, nie tylko. Z roztargnieniem spojrzał na nieznajomego, który również zdecydował się odezwać i jakoś mu ulżyło. Chyba gdzieś na dnie duszy zaczynał sądzić, że wariuje sprzeciwiając się woli archanioła.
Był  wściekły na siebie, że czekał do ostatniego momentu, aż do końca nie wierząc, że stróż podniesie rękę na swojego podopiecznego. Dopiero z chwilą gdy eteryczne ostrze rozbłysło w górze gotowe spać na kark Grimshawa, Ergomionowi udało się uwolnić wrośnięte w podłogę nogi i wypełnić salę zwielokrotnionym przez echo sprzeciwem.
Przeskoczył przez blat wyciągając ręce, byle tylko powstrzymać ogłupiałego anioła. Spóźnił się o kilka strasznych sekund. Szeroko otwartymi oczyma spojrzał na opadające bezwładnie odcięte kończyny. Krew bryznęła na ziemię malowniczymi strugami, ochlapując mu buty. Zamarł z wyciągniętymi rękami, zbyt osłupiały, by wydać jakikolwiek dźwięk. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko i Ergo zdał sobie sprawę, że znalazł się w cholernie kiepskiej sytuacji. Między przysłowiowymi młotem i kowadłem.
Jego neutralność została wystawiona na ciężką próbę. Musiał opowiedzieć się po którejś ze stron, choćby jedynie po to, by ratować własną skórę. Nie miał czasu na zastanawianie się po której stronie ma większe szanse, wybrał tę najwłaściwszą, tę która bez wątpienia została tutaj skrzywdzona. Sam był kiedyś stróżem, do cholery. A może tak naprawdę nigdy nie przestał nim być.
Obejrzał się przez ramię na Metatrona i Zachiela oceniając ich położenie, a potem gwałtownie wyrzucił ramiona w bok. I niemal w tym samym momencie w którym chłód wypełnił salę, potężna ściana ognia z hukiem strzeliła w górę odcinając sędziów i anioły zastępu od epicentrum zdarzeń. Ogień zachłannie lizał sklepienie, obficie smoląc misterne freski. Ergo nie dbał o to czy przy tak śmiałym manewrze skrzywdzi kogokolwiek po drugiej stronie, a nawet nie czuł by się winny. Nie było czasu na zastanawianie się. Gorąc splótł się z chłodem sycząc i skwiercząc, pogrążając salę w kłębach pary. Powietrze stało się wilgotne, lepką mgiełką osiadając na ciałach zebranych. Przejmujące zimno wpełzło Ergomionowi na plecy, przecząc wykorzystaniu ognia, ale syk płomieni podpowiedział, że wszystko poszło zgodnie z zamysłem. Tylko o mały włos, a lodowe kolce zrobiłyby z niego sito.
- Nie mamy z nimi szans, jest nas za mało. - Jęknął półgłosem. Może nie był to najlepszy czas na czarnowidztwo, ale ciężko było zaprzeczyć faktom. Grupka anarchistów była niczym w porównaniu do siły jaką reprezentowały zaślepione, a może zastraszone anioły.
- Uciekajcie, ratujcie się! Nie warto za niego ginąć! - Wrzasnął nagle, przekrzykując trzask własnych płomieni i ogólną wrzawę. Liczył na to, że przynajmniej część zgromadzonych bardziej ceniła własne życie niż posługę dla archanioła.

MOCE:
- Pirokineza 1/3

PLAN:
1. Ergo drze się na archanioła i podburza tłum.
2. Skacze przez blat chcąc powstrzymać Nathaira. Sądzę więc, że zmieści się koło oskarżonych, za lodową ścianą. Jakby co, może mu się trochę oberwać, bo wszystko działo się szybko.
3. Tworzy ścianę ognia mniej więcej na wysokości podwyższenia sędziów. Wysoką i obejmującą znaczną szerokość sali, żeby na kilka dłuższych chwil zatrzymać i podpiec anioły po drugiej stronie. Kto wie, może ktoś się przypiecze, jak już biegł w ich stronę? ♥ Nie bardzo wiem czy obniżenie temperatury przez Fuckera nie miało sprawić, że pirokineza będzie działała słabiej, ale uznałem, że nie i dzięki temu zrobiła się sauna xD
4. Nawołuje do ucieczki pozostałe anioły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.16 2:44  •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
Chaos. Jednym słowem można było opisać to, co działo się aktualnie w katedrze. Jedni krzyczeli, inni płakali, a jeszcze inni modlili się. Ciężko było połączyć głosy z ich właścicielami, ciężko było skupić się na paru aniołach, a co dopiero mówić całym zgromadzeniu.
A wszystko działo się w zastraszającym tempie.
Już w chwili kiedy Ismael ruszył się z miejsca, rozsypując na posadzkę część swoich fasolek, chcąc dać reprymendę archaniołowi, wyrażając tym samym kotłujące się w nim uczucia, mógł raptownie poczuć, jak jest otoczony przez dwie, zakapturzone postacie, które z pewnością należały do osobistej straży samego Metatrona. Jedna z sylwetek znajdowała się tuż za nim, a pomiędzy łopatkami Ismael mógł wyczuć coś ostrego. To samo z przodu, w okolicach podbrzusza. Sztylety
- Bez jakichkolwiek gwałtownych ruchów, bo inaczej będziemy zmuszeni splamić swoje dłonie twoją krwią, aniele. – wyszeptał jeden z nich, ten, który znajdował się z przodu. I choć ton, w jaki wypowiadał słowa był raczej spokojny i cichy, to nie można było odegnać wrażenia, że jest w pełni poważny.
Z tym, że oba anioły nie przewidziały wcześniejszego ruchu Ismaela.
Cichy dźwięk pękania zwiastował niebezpieczeństwo, ale i on nie kupił czasu aniołom. W końcu do góry wystrzeliły pnącza wyposażone w małe kolce, i chociaż te nie mogły zrobić zbyt wielkiej szkody, to jednakże mogły skutecznie uprzykrzyć życie pojmanemu. Pnącza oplotły skrzydlatego znajdującego się z przodu i choć ten szarpał i próbował się wyswobodzić, ostatecznie sztylet trzymany przez niego upadł głośno na posadzkę, wydając z siebie przy tym charakterystyczny, metaliczny dźwięk. W przeciwieństwie do pierwszego z aniołów, drugiemu udało się odskoczyć, unikając tym samym nabicia na kolczaste kaktusy, które to wyrosły spod jego nóg, jednocześnie wyrzucając przed siebie sztylet. Ostrze, owszem, nie wbiło się w miękkie ciało Ismaela, ale przecięło ubranie i skórę na prawym ramieniu, pozostawiając niegroźną, acz szczypiącą krwawą pręgę.
Metatron nie słuchał. Żadne słowa, które miały na celu przywołanie go do porządku nie działały. Jego twarz, do tej pory niewzruszona, teraz była wykrzywiona w irytacji i zniesmaczeniu zaistniałą sytuacją. Wiedział, że sprawy wymknęły się spod jego kontroli. A przyczyną niepowodzenia obarczył w tej Sali tylko jedną istotę.
Pierwszy szok minął, i skrzydlaty, któremu udało się uniknąć pułapki Ismaela, otrząsnąwszy się, przystąpił do ataku, trzymając bezpieczny dystans, smagnął w jego stronę wodnistym biczem z zamiarem pochwycenia Ismaela. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
W chwili, w której z ziemi wyrosła lodowa ściana, a Growlithe rozpoczął walkę z kajdankami, wejściowe wrota już się zamykały i właściwie w ostatniej chwili zostały powstrzymane przez moc Grimshawa. Pozostała jedynie szpara, przez którą mógł przecisnąć się dorosły osobnik tylko w chwili, kiedy dostatecznie mocno wciągnie brzuch. Strażnicy jeszcze przez moment siłowali się z drzwiami, jakby do ostatniej chwili wierzyli, że uda im się je domknąć. Koniec końców zrezygnowali z tego. Aczkolwiek zamiast rzucić się do walki, jeden z nich pozostał przy drzwiach pomagając w ucieczce spanikowanym skrzydlatym, a drugi ruszył z mieczem w stronę mglistej wilczycy, która właśnie rozszarpywała gardło jednego z widzów. Już będąc dosłownie parę metrów od niej wyciągnął rękę, z której zaczęły błyskać języki ognia, lecz w tym samym momencie Ergomion wykorzystał ten sam żywioł. Strażnik gwałtownie się zatrzymał, tracąc zainteresowanie wilczycą i skupił się na Ergo.
-Zdrajca! – krzyknął oskarżycielsko i ruszył w jego stronę, zatrzymując się dopiero przy aniele i zamachnął mieczem w bok, by przeciąć go na pół, jednocześnie emitując sporo ognia przed sobą, tak, że gdyby Ergomion chciał odskoczyć w bok napotka małą ścianę ognia, która z pewnością go przypiecze.
Nagłe zderzenie różnic temperatur wywołało parę w Sali, co ograniczyło widoczność zebranym. Już po kilku uderzeniach serca, mlecznobiała zasłona spadła na wszytych dookoła, a lodowa ściana, jaką Ryan postawił zaczęła w zastraszającym tempie topnieć. Zachiel, który wkroczył na scenę, w ostatniej chwili zamachnął potężnym mieczem, przecinając na pół Shivę w chwili, kiedy wyskoczyła w jego stronę, ale nie uniknął ataku cienistego jastrzębia, który zaorał swoimi pazurami jego lewy policzek, pozostawiając krwawe bruzdy po sobie. Nie zwracał jednak dłuższej uwagi na niego, gdyż w sekundzie, kiedy w powietrze wbiła się ognista ściana Ergomiona, przeskoczył ją, dzięki czemu uniknął spalenia żywcem, pozostawiając po drugiej stronie Metatrona, jego czterech popleczników i cienistą broń Wilczura. Podrzucił lekko broń trzymaną w dłoniach, zlizując koniuszkiem języka krew, która zdążyła spłynąć do jego ust, po czym zamachnąwszy się uderzył w i tak już naruszoną konstrukcję lodowej ściany, która zaczęła pękać, w ostateczności rozsypując się z jednej strony na drobniejsze kawałki, bezczelnie wchodząc do środka i uśmiechając się lekko.
- Zimno tu u was. – mruknął nieco zbyt wesoło jak na zaistniałą sytuację. Uniósł nogę i jednym, silnym kopnięciem posłał anielskiego strażnika na bok, który właśnie podnosił się z ziemi otumaniony po uderzeniu Growlithe’a. Zachiel wbił miecz w posadzkę, który, jak można było się bliżej przyjrzeć, wyjątkowo z obu stron był zaostrzony.
- Sprawa jest krótka. Za parę chwil zjawi się więcej zastępów i będzie trochę ciasno. Albo będziesz złym i głupiutkim wilkiem, który zajmie się gonieniem i kąsaniem głupiutkich i naiwnych owieczek.... – wskazał podbródkiem gdzieś ponad ramię Growa, aluzyjnie nawiązując do skrzydlatych, którzy pełni funkcję obserwatorów podczas sądu. – Albo będziesz Wilczurem, który zamiast bawić się, odgryzie głowę wężowi, i koniec końców zakończy tę idiotyczną szopkę, jaką nam pewien osobnik sprawia. Wiesz, nam aniołom nie wypada. Sprawy wyższej wagi bla bla. Ale wy to co innego. Powiedzmy, że wiem o pewnym wyjściu, nieoficjalnym, gdzie możliwość spotkania zastępów jest znikoma. No i po odcięciu głowy moje zastępy będą zajęte, khm, innymi sprawami. To jak? – zapytał dłubiąc sobie w uchu, po czym uważnie przyjrzał się jasnowłosemu, ignorując nieco stojącego nieopodal Grimshawa.
Grimshawa, który właśnie miał zupełnie inny problem na głowie. W jednej chwili poczuł przeszywający ból w okolicach lewego uda, z którego buchnęła krew, a materiał jego spodni bardzo szybko zaczął nasiąkać czerwoną cieczą. Co ciekawe – przeciwnika nie było widać. Odgłos tupotu butów, któremu towarzyszyło uderzenie w bok głowy. A potem kolejne ciosy, jeśli Ryan nie zrobi niczego, by móc się obronić.
Trzask.
Lód zaczął pękać. Jeszcze chwila a runie, odsłaniając wymordowanych i Zachiela. To była kwestia paru sekund. Zapewne cholernie cennych sekund.
Natomiast po drugiej stronie Sali, Zero rozpoczął walkę ze strażnikiem, który, dość desperacko, walczył, byle tylko pozbawić go przytomności. Nie przewidział jednak, że więzień będzie w posiadaniu broni. Nawet tak marnej, jak kawałek szkła. Ostra część weszła w miękką część szyi jak w masło. Krew prysła na boki i twarz jasnowłosego, a anioł zaczął niebezpiecznie charczeć i dusić się własną krwią. Trwało to dosłownie parę chwil, kiedy jego ciało przeszyły ostatnie konwulsje, a życie ostatecznie uszło, wpatrując się martwymi oczami pełnymi niedowierzenia w twarz Zero.
Leslie czuł pieczenie i drapanie w gardle, które skutkowało nagłym atakiem kaszlu, ale bez większych problemów odnalazł klucz i uwolnił dłonie z kajdan, czując, jak moc wraca. Nathair, oddychając coraz ciężej, spojrzał na niego przez ramię i przez moment rozważał jego słowa, jakby do końca nie był przekonany, czy rzeczywiście powinien dezaktywować barierę. Ostatecznie skinął głową i opuścił dłonie, a świetlista powłoka rozproszyła się jakby była senną marą.
Muszę… Ryan… – wysapał, podnosząc się na nogi, I chociaż się zachwiał pozostawiając po sobie parę piór, ostatecznie złapał równowagę I przełknąwszy ślinę, ruszył w stronę lodowej, popękanej kopuły, zmuszając się do biegu. I kiedy Heather zniknął za ścianą, Zero poczuł, jak coś oplata się dookoła jego kostek, a potem następuje mocne szarpnięcie do tyłu. Straciwszy równowagę przedzwonił głową o podłogę, aż zagrało w jego uszach hejnał Mariacki, a potem wszystko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, odwracając go i unosząc do góry, aż zawisł z dwa metry w powietrzu. Kolejne pnącza zaczęły zaciskać się na nim, dookoła tułowia, szyi, ściskając coraz mocniej i mocniej…
- Poddaj się, a cię oszczędzę. – cichy, kobiecy głos wdarł się do jego głowy. Była blisko, to było wiadomo. Ale gdzie dokładnie?
Tymczasem Nathair wślizgnąwszy się do kopuły, przeskoczył nad jęczącym aniołem, który próbował zebrać się z ziemi, przebiegł obok Zachiela i oraz Growlithe’a i skierował się w stronę Ryana.
Nagle wszędzie zrobiło się zaskakująco jasno, a potem rozległ się charakterystyczny dźwięk pękającego lodu. Jednakże nim ostatnie kawałki opadły, błysk ponownie wypełnił wszystko dookoła. Ryan poczuł uderzenie miękkim ciałem Nathaira, który osunął się tuż przy nim, kaszląc i plując krwią, trzymając się dłonią za klatkę piersiową, z które ciurkiem kapała krew, w bardzo szybkim czasie tworząc kałużę pod nim, aż wreszcie przekręcił się i upadł bokiem na ziemię, oddychając szybko i ciężko. Do środka wkroczył Metatron trzymający długi miecz, który emitował jasną poświatę.
- Koniec przedstawienia. – powiedział cicho i spojrzał wzrokiem pełnym pogardy w stronę dogorywającego Nathaira, jednocześnie unosząc dłoń z mieczem, by zadać kolejny, zapewne w jego mniemaniu ostateczny cios.
Obok archanioła pojawiła się, dosłownie znikąd, zamaskowana sylwetka anioła, dzierżąca w prawej dłoni zaostrzony i zakrwawiony sztylet. Trwało to zaledwie parę ulotnych sekund, kiedy ponownie rozpłynęła się w powietrzu.
- Szybka decyzja, Wilczurze. – rzucił Zachiel wyciągając miecz z ziemi w chwili, w której w ich stronę zmierzały trzy inne, zakapturzone postacie. Jedna z nich uniosła nogę i uderzyła w ziemię. To było muśnięcie czasu, gdy pod nogami Growlithe’a oraz samego Zachiela podłoga zaczęła drżeć i pękać…

------

Ja nie wiem co ja napisałam D: Mam nadzieję, że wszytko jest zrozumiałe. W razie co - pisać.

Ryan - brak obu dłoni (zatamowane cienistymi dłońmi. 1/3); głęboka rana lewego uda - krwawi; parę siniaków.
Zero - obity tyłek (będą siniaki); ból jednego żebra z lewej strony; ból głowy z lewej strony - krwawienie + otępienie. Dyndasz.
Grow - stare rany.
Ergomion - cały i zdrów.
Ismael - rana po ostrzu na prawym ramieniu. Niegroźna i płytka, acz szczypie.
Nathair - stare rany + wycieńczenie. Bariera 2/2 + przecięta klatka piersiowa od prawego barku aż do pępka - mocne i silne krwawienie. Jak zarzynany prosiak.

Metatron - zdrowy i wkurwiony. Świetlisty miecz = 2/nie wiadomo ile użyć.
Zaphiel - zdrowy (no w sumie już nie bo ma trzy rany na policzku, krwawią) i wesoły. Duży miecz, ostry z obu stron.
Anioł #1 - lekko obity; martwy.
Anioł #2 - obity, dość mocno. Otępiony, powoli zbiera się z ziemi. Znajduje się dość blisko Growa.
Anioł #3 - zdrowy; stoi przy drzwiach i pomaga w ucieczce.
Anioł #4 - zdrowy; atakuje Ergomiona. Pirokineza 1/3 + miecz
Anioł #5 - zdrowy; trzyma się z boku.
NPC #1 - zdrowy; niewidzialność 1/3 + sztylet; w pobliżu Ryana.
NPC #2 - zdrowy; atakuje Growa
NPC #3 - zdrowy; atakuje Growa
NPC #4 - zdrowy; atakuje Growa, kontrola ziemi 1/3
NPC #5 - brak sprecyzowanego ; miejsca znajdowania
NPC #6 - zdrowy; użycie hydrokinezy 1/3
NPC #7 - poraniony kolcami; nie może się ruszyć z racji pnączy, które go oplatają.
NPC #8 - brak sprecyzowanego miejsca znajdowania
NPC #9 - brak sprecyzowanego miejsca znajdowania
NPC #10 - zdrowa; kontrola ziemi  1/3; atakuje Zero

TERMIN: 16.03


Ostatnio zmieniony przez Nathair dnia 14.03.16 1:46, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.16 22:25  •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
|| Ja się tu tylko wtrynię na moment, by powiedzieć, że jak ktoś bazuje na kolejce, a bardzo mu się spieszy, to może mnie przeskoczyć. W ten weekend jestem niedostępny dla istot nieżywych, czyli dla was, i nie chcę blokować tych bardziej ambitnych. B|
- - - - -
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.16 17:22  •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
Przypominam, że macie tylko 3 dni na napisanie postów. >:c Jak nie będzie to i tak dam post MG i wszyscy będziecie mieć bolesne kuku. Wszyscy, oprócz Growlithe'a, który zgłosił nieobecność >:c
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.16 21:00  •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
Rebeka była w innej grupie ratunkowej, a mimo tego słyszał w głowie jej krytyczny głos komentujący wszystko co wymordowany teraz robił. Gdy tylko jego drużynie udało się oswobodzić z walki przeciwko zastępowi, ignorując sporo drobnych uszkodzeń własnego ciała zaczął szarżować ku miejscu, gdzie wedle jego zmysłowi węchu znajdowała się główna część tej imprezy. Nie było to szczególnie trudne, bo gdy zbliżał się korytarzami, co raz więcej aniołów ewakuowało się z wielkich drzwi, a te zamykały się powoli.
Niedoczekanie, mruknął w myślach poruszając się w swój ulubiony sposób, a więc niewidoczny i niewyczuwalny dla nawet najczujniejszego strażnika dzięki swojej niematerialności. Pędząc niczym gazela, nie tak daleka kuzynka żyrafy, biegł przez ściany, od czasu do czasu wyglądając zza jej krawędzi w celu upewnienia się, że trzyma dobry kierunek.
Finałową przeszkodę w postaci wielkich drzwi zostawił sobie na sam koniec, przez ułamek sekundy zaglądając do wnętrza gdzieś z boku, co przy uciekającym tłumie było niemal niemożliwe do dostrzeżenia. Cofnął się i w myślach dopowiedział sobie wszystko, czego ten krótki zwiad mu nie dostarczył. Oddychał ciężko, starał się uspokoić. Czasu nie było wiele, miał jedną szansę na atak z zaskoczenia i miał zamiar wykorzystać ją w pełni.
Podobno anioły żyją bardzo długo, a więc upewnię się, że zapamiętacie mnie na tysiąclecia.
Ruszył nadal w ścianie w stronę drzwi, a potem przenikając przez nie częściowo dostał się pod zwężającą się szparę. Z tego miejsca widział już strażników pomagających w ewakuacji, a także stojącego kawałek przed nimi uzbrojonego przeciwnika. Nie wiedział, czy Growlithe go widzi, ale Kirin widział wilczura bardzo dobrze. Niebawem przybędzie reszta odsieczy, więc będzie łatwiej, ale to właśnie on zdecydował się na atak w stylu kamikaze by wywalczyć jak najlepszy start dla pozostałych. Wskoczył w ciało jednego ze strażników i jednocześnie przeleciał przez niego chowając się jak najdłużej wewnątrz anioła. Wyskoczył do przodu i sięgnął ku twarzy Zachariela mając nadzieję zaskoczyć go od tyłu. Rozłożył wszystkie pięć palców jak najszerzej i na moment sprawił że wnętrze jego dłoni stało się materialne. Natychmiast szarpnął do tyłu chcąc pociągnąć uzbrojonego anioła w stronę strażnika przez którego wcześniej przenikał doberman, zderzyć ich ze sobą, a kiedy już ciało jednego anioła zatrzyma się na ciele drugiego, wypuścić jego twarz i sięgnął wgłąb ciała zaciskając długie palce na sercu i jeżeli tylko wszystko pójdzie zgodnie z planem, wyrwać je z piersi przeciwnika, a następnie schować się ponownie w ścianie/drzwiach.

Przenikanie: 1/3 użycia.
Obrażenia: pocisk w łydce (łydka zaciśnięta paskiem by osłabić krwawienie), podkurcz mięśni 1/1, wychłodzenie (miało być do ogrzania się, nie wiem czy mogę uznać, że skoro jest we wnętrzu, to tu już jest ciepło I: ), dwa cięcia prawego barku (opatrzył się w poprzedniej fabule), nóż wbity między lewą łopatką i kręgosłupem (wyjęty, opatrzone na poprzedniej fabule), poparzone lewe ramię, lekko zranione ramię.

I plan posta:
1. Jestę Kirinę, biegnę sobie w ścianach, ponieważ używam mocy przenikania.
2. Czaję się niczym asasyn w ścianie, widzę co się dzieje, bo wyściubiam nos i oczka korzystając z tłumu, który mnie zasłania.
3. Robię skrytobójczy atak na pana Zachariela, a to wredny aniołek, każdy aniołek jest be. No i przy okazji może dostać się w głowę panu aniołkowi-strażnikowi przy drzwiach.
4. Chowam się w ścianie, jeżeli atak się udał. Jeżeli nie, to w sumie też. Zawsze lepiej być w ścianie, niż w niej nie być.

/Gdyby coś było niejasne, to mówić, w mojej głowie to wygląda łatwo, ale może jest źle opisane. Chętnie nawet zrobię cudowny szkic poglądowy |D
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.03.16 18:31  •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
„Pieprzony sadysto”.
Prawie jak uderzenie łopatą o blachę ─ paradoksalnie właśnie z takim huknięciem te dwa, ciche słowa rozbiły się w głowie wymordowanego, powodując jednosekundowe zaskoczenie. Ledwo drgnęły mu powieki, nim ponownie ich nie przymrużył w nonszalancji. Nałożył na twarz warstwę obojętności już chwilę później i choć emocja nie mogła być widoczna dla wszystkich, a jeszcze mniejsza liczba potrafiłaby ją odczytać i zrozumieć, tak nie mógł się wyzbyć wrażenia, że to, co dzieje się na sali, zaczyna przybierać obrót spraw, którego się nie spodziewał. O ile początkowo, nawet po tym, jak domyślił się, który głos sumienia przebija się do Nathaira, trzymał się najoczywistszej wersji, tak teraz kolejne perspektywy wyrysowywały się w umyśle, nawołując do wybrania korzystniejszej wersji.
Chyba nie było osoby, która nie czułaby teraz rozdarcia pomiędzy jedną a drugą stroną. Nie było jednak sensu, by zastanawiać się nad moralnością ─ większość albo brała nogi za pas, albo prowadzona była wewnętrznym, chrypliwym głosem, który objawia się zawsze w trakcie walk, gdy zaczyna działać instynkt. Wymordowany ostatni raz zerknął w kierunku Lesliego, posyłając mu rozbawione spojrzenie. Jak na kogoś, kto powinien czuć lodowate, wyostrzone do grubości kartki papieru ostrze kosy samej śmierci, wydawał się zaskakująco rozluźniony.
I wtedy, gdy padały oskarżycielskie słowa, i później, kiedy rozgorzała walka.
Brzdęk. Brzdęk. Zzzzgrzyt.
Growlithe prawie się potknął o leżące na ziemi ─ Ryan, do kurwy nędzy, patrz gdzie gubisz te swoje łapy ─ dłonie Grimshawa i złapał równowagę w ostatniej chwili, odchylając się na bok. Prawie czuł, jak miecz anioła śmiga mu przy uchu. Ludzie różnie to opisują. Dla Growlithe'a było to jak świst wiatru przepchniętego do wewnątrz budynku przez dziurę w ścianie. Nie zdążył ponownie ustawić ciała, a powietrze znów świsnęło, gdy strażnik z rozmachu wzniósł broń nad głowę i opuścił gwałtownie ramiona.
„Miecz, który przetnie wszystko.”
Błysnęły mu ślepia, gdy przekręcał miecz, postępując krok na bok, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę, mocniej ściskając oburącz za rękojeść. A jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, już wkrótce ostrze przeciwnika mogło przejść do historii jako wierny, acz bezużyteczny towarzysz, gdy uderzało w klingę Growlithe'a.
Haye?
Tuż przy jego uchu rozległ się potulny pomruk. Growlithe uniósł nogę i wyprostował ją w kolanie, uderzając oponenta w biodro, wyprowadzając kolejny atak mieczem ─ tym razem na skos, od prawej, do lewej, celując od jego lewego barku w głąb korpusu.
Tymczasem pojawiła się kolejna mara. Wysunęła się zza bezpiecznego płaszcza cienia swojego właściciela. Wpierw kwadratowy pysk, zaraz gruba szyja, barczysta sylwetka i długi, ruchliwy na końcu ogon. Haye warknęła, odsłaniając niemieszczące się w paszczy zęby i za sprawą niewidzialnego dla innych znaku ─ Grow ledwo kiwnął głową ─ przeskoczyła na podłoże i ruszyła do anioła z kontrolą ziemi. Korzystała ze wszystkich aspektów, które za zapewniało jej zwinne i silne cielsko.
„Zimno tu u was”.
Growlithe przesunął językiem po dolnej wardze, nawet na niego nie patrząc. Skupił się na drugim z najbliżej stojących aniołów. Palce prawej dłoni zacisnęły się wtedy mocniej na chwycie miecze, podczas gdy lewa dłoń sięgnęła do paska spodni.
Głupota aniołów nie zna granic, co?
Wymordowany odbezpieczył Berettę, kładąc palec na spuście. Trzymane przez niego ostrze prześlizgnęło się po powietrzu w chwili, w której unosił ramię, wycelował i puścił pierwszy pocisk, mierząc w klatkę piersiową. Zaraz potem dłoń przeskoczyła na prawo, by pociągnąć za cyngiel jeszcze dwukrotnie, do dwóch następnych przeciwników.
Rindou, warknął w myślach, uderzając butem o posadzkę, gdy przesuwał się do tyłu, nie chcąc pozostawać nawet na sekundę w bezruchu. To zbyt korzystnie wpływało na stworzenie sobie z niego nieruchomego celu, a akurat na to nie miał zamiaru pozwolić.
Nie słuchał Zaphiela.
Miał ciekawsze rzeczy do roboty. I w chwili, w której wymierzał z pistoletu do następnego anioła ─ tym razem tego, który stał blisko Ryana i Nathaira, poczuł, jak na lewym nadgarstku zaciska się obręcz. Skrzywił się, naciskając na spust. Huk wystrzału rozległ się po pomieszczeniu w tej samej w chwili, w której z sufitu na grubej jak liana nitce pajęczyny zsunął się dwumetrowy pająk. Jego odnóża były grube i włochate, a pełny odwłok ledwo unosił się nad posadzką. Hakowate kończyny postukiwały po ziemi cicho, gdy bestia ruszyła ku Erogmionowi. W ostatniej chwili Growlithe warknął, zmieniając jej kierunek nie na stróża Vess, a strażnika, używającego hydrokinezy.
Brzęknęły kajdany Zero.
Wilczur wyłapał ten dźwięk, gdy zmierzał już do Metatrona, sadząc na tyle wielkie susy, by oddalić się jak najbardziej od trzęsącej się pod nim podłogi. Jeżeli ktoś postanowił stanąć mu na drodze, w ruch poszedł miecz o lśniącej klindze. Berettę jednym, wyuczonym ruchem wsunął z powrotem do kabury, chwytając oburącz rękojeść.
Osłaniaj mnie! ─ charknął ponad wrzawą i choć nie patrzył na Grimshawa, drżące od warkotu powietrze musnęło czuły słuch drugiego wymordowanego, pozwalając mu odczuwać intencje. Nie chodziło o to, że Ryan miałby sobie nie dać rady z archaniołem; problemem był tutaj ekwipunek, który Rottweiler miał ograniczony i uszczuplony już na starcie rozgrywki. W porównaniu do Growlithe'a, jemu nie trafił się miecz Światła, który już teraz świsnął w powietrzu.
Białowłosy wymierzył uderzenie, uważając, by nie uderzać płazem, tylko klingą na tej jednej trzeciej jej długości. Jeśli wierzyć doświadczeniu, przełożenie siły ataku jest wtedy największe. Pamiętał o poprawnej mechanice sylwetki, jak wydech przy ataku, wyprost rąk, użycie całego ciała, a nie samych ramion, jak to zwykle bywało i uderzył w prawe otwarcie Metatrona, jednocześnie nakierowując i Shatarai, i Livaia, w stronę samozwańczego archanioła.
Miało to na celu nie tylko osłabienie jego obrony, ale również umożliwienie znalezienie przez Wilczura najbliższego „otwarcia”. W czasie, w którym miecz Światła sunął ku prawemu barkowi, Shatarai skoczyła z lewej strony Metatrona, celując prosto w jego brzuch, tuż pod linię żeber, chcąc zatopić kły i szarpać go do tyłu. Livai zapikował z góry, składając gwałtownie skrzydła i rozłożył je dopiero, gdy znalazł się najbliżej Metatrona. To właśnie wtedy rozpostarł górne kończyny i wysunął szpony, nie tylko próbując mu zaorać twarz, ale ─ co było głównym celem ─ chwycić za długie włosy, za które nie zawahał się szarpnąć do tyłu.
„Jest nas za mało.”
Te słowa dotarły do Wilczura, gdy unosił wzrok na twarz Metatrona.
Nie szerz defetyzmu.

- - - - -
|| UŻYCIE MOCY:
- Umbrakineza: 2|3 (odpoczynek: 0|4);

|| EKWIPUNEK:
- Miecz Światła.
- Beretta (naboje: 17/20).

PLAN WYDARZEŃ:
1. Walka z aniołem (tutaj będzie numer, ale muszę się skontaktować z Ev, bo nie ogarnąłem), w czasie której za pomocą miecza Światła ma zamiar przeciąć ostrze przeciwnika niszcząc mu broń.
2. [G] Uderza anioła w biodro i wyprowadza cios na skos ─ od prawej (z góry). Liczy na to, że ostrze przetnie przeciwnika na tyle głęboko, by go wyeliminować z dalszej walki.
3. [Umbrakineza] Stworzenie następnej mary ─ Haye, tygrys. Ruszyła zaatakować kłami i pazurami NPC#10.
4. [G] Sięga do kabury, wyjmuje Berettę. Strzela do najbliżej stojącego anioła (NPC #3).
5. [G] Strzelił jeszcze 2 razy (NPC#4, NPC#2).
6. [Umbrakineza] Stworzenie Rindou, dwumetrowego pająka. Mara atakuje anioła z hydrokinezą (NPC#6).
7. [G] Krzyknął do Ryana, by go osłaniał (no shit); zaatakował Metatrona z pomocą Shatarai (wilk) i Livaia (jastrząb).
* Cały atak polegał na wyprowadzeniu uderzenia w prawy bark Metatrona. Dokładnie w tym samym czasie nadciągnęła Shatarai, która zaatakowała lewy bok Metatrona (tuż pod linią żeber, wszystkie te chamskie mięśnie, które zwykle wykrzywiają człowieka >D) oraz Livai, uderzający od góry ─ jeżeli nie udało mu się zadrapać szponami twarzy archanioła, to w drugim odruchu chwycił go za włosy i pociągnął do tyłu.

Skracałem jak powalony. Jeżeli coś ominąłem... mówcie.

I pytanie ode mnie: jak wygląda dokładnie ten miecz Światła, którym walczy Growlithe? To ciężkie ostrze? Duże? Plus jakie są jego zastosowania ─ rozumiem, że przetnie wszystko. Ale tak wszystko-wszystko, czy wybiórczo-wszystko? Plus to co mnie też zastanawia: on przecina cały czas czy to działa na zasadzie jakiejś... ja wiem? Mocy?


                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.03.16 23:26  •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
Głosik skryty w głowie zaśmiał się z anioła zastępu, dość głośno zastanawiając się ile jeszcze będzie im dane pożyć. Ismael starał się jednak zachować zimną krew i nie kląć – ani w duchu ani na głos. Mimo hałasu i ogólnego zamętu panującego aktualnie w sali, ciemnowłosy zdawał się być niezwykle spokojny, nawet z dwoma sztyletami grożącymi jego marnemu życiu. Uśmiechnął się lekko, patrząc spod kaptura na pierzastego przed nim. Delikatnie pokręcił głową. Do czego to doszło, że istoty stworzone jako czyste i niewinne mogły być tak zaślepione. Były bardziej ludzkie niż być powinny.
Naprawdę zabilibyście swojego brata za to, że próbuje powstrzymać rozlew krwi? Co się z wami stało… – odpowiedział równie cicho i z wyraźnym niedowierzaniem w głosie. To bestie, stwierdził Achrazjel. Światłość Stwórcy nie dociera już do ich serc, ogłuchli na Jego głos. Są gorsi od Lucyfera… I choć Vex zwykle ignorował szept znajdujący się gdzieś w jego umyśle, w tym momencie musiał przyznać mu rację. Jeśli uda mu się stąd wyjść żywym, jego dotychczasowa egzystencja bardzo się zmieni. Prawdopodobnie powrót do Edenu będzie się równał więzieniu bądź karze, niekoniecznie łagodnej i pozbawionej krwi. Nie podobała mu się perspektywa spędzania czasu w Desperacji, a w Mieście był zbyt łatwym celem. Skończy się jego beztroska.
Starał się nie poruszać, oddychać płytko i nie nadziać się na sztylety ani od przodu ani od tyłu. Próbował szybko wymyślić jakiś plan, ale każdy następny brzmiał bardziej beznadziejnie niż poprzedni. Nawet jeśli przeniósłby świadomość w ciało tego przed nim, mógł nie zdążyć cofnąć ręki i przypadkowo wbić sobie ostrze w brzuch. Co innego, gdyby stał nieruchomo na czas transferu, ale to było niemożliwe do osiągnięcia, jeśli nie poprosiłby o pomoc swoich roślinnych przyjaciół. Nie miał jak się poruszyć, przynajmniej dopóki nie pojawił się niespodziewany gość w postaci pnączy. Podziękował im w duchu za ratunek, ale nie czekał, aż któryś z napastników dojdzie do siebie. Poprosił pnącza o zaciskanie się, jeśli tylko opleciony osobnik zacznie próbę uwolnienia się. W tym samym czasie doskoczył do drugiego anioła i zamachnął się kosturem, mierząc w głowę. Miał zamiar uderzyć go na tyle mocno, by choć na chwilę go oszołomić, ale nie skrzywdzić. Spróbował jednocześnie zrobić unik przed biczem lub osłonić się bronią, by nie zostać schwytanym zanim walka rozpocznie się na dobre. Ramię szczypało nieznośnie, ale próbował nie zwracać na nie większej uwagi, nie tylko ze względu na obrzydzenie do krwi, ale też małą ważność rany. Starał się nie patrzeć nawet na plamę szkarłatu, która pojawiła się na białym materiale szaty. Takie draśnięcia zdarzały mu się nawet przy pracach w ogrodzie, nie robiły na nim wrażenia.
Nie walczcie, proszę. Ocalcie swoje życia i dusze. Nie jest warto umierać w taki sposób – rzucił do obu tak przekonująco jak tylko potrafił. Nie był pewien siły swojej perswazji ani tego, jak bardzo mogli mieć wyprane mózgi. Równie dobrze mógł zapewne rozmawiać z kamieniami rozrzuconymi w piekielnej otchłani. Nie podobało mu się, iż musi używać przemocy, zwłaszcza w stosunku do innych aniołów. – Zaraz będzie tu więcej takich jak oni. Nie okażą litości, jeśli rozpoznają w was wrogów – dodał, ciągle wierząc, że może mu się udać. Cóż, wierność ideom przede wszystkim, prawda? Ale patrzac od innej strony, nieoczekiwana zamiana stron mogła wywołać zamęt, jeśli obaj skrzydlaci sprzeciwiliby się rozkazom Metatrona.
Ismael starał się nie zwracać uwagi na nagłe zawirowania w temperaturze pomieszczenia. Chłód zaczął lizać go po stopach, głaskać po palcach zaciśniętych na broni, ale bijące szybko serce mogło go ogrzać póki nie stał jak sparaliżowany. Przesunął się kilka kroków, obserwując skrzydlatego z hydrokinezą. Próbował unikać jego ataków i złapać go roślinami za ręce bądź nogi.
Zerknął na chwilę w inną część sali, a jego wzrok zatrzymał się na oskarżonym stróżu, którego złapały i uniosły pnącza. Wyciągnął prawą rękę, machnął skomplikowanym gestem, próbując nagiąć rośliny do swojej woli i rozluźnić uścisk. Jeśli mu się to nie udało, wysłał swoje „sadzonki” na pomoc w celu oswobodzenia Zero i znalezienia anioła, który go zaatakował. Szybko powrócił jednak do swojego najbliższego otoczenia, pozostając możliwie jak najbardziej biernym.


***
Wydarzenia:
1. Początkowo obmyśla sposób ucieczki przed dwoma aniołami, ale roślinki zadziałały i nie musi.
2. Mocą rozkazuje swoim pnączom zacieśniać się, jeśli schwytany anioł (NPC #7) będzie próbował się uwolnić.
3. Doskakuje do drugiego (NPC #6) z zamiarem zdzielenia go kosturem przez łeb, jednocześnie starając się uniknąć wodnego bicza lub zasłonić się bronią. Nie chce wyrządzić przeciwnikowi krzywdy, a jedynie nieco go ogłuszyć.
4. Próbuje przekonać oba anioły do poddania się/zaprzestania walki/ ucieczki/przejścia na jego stronę i ostrzega przed możliwym pojawieniem się większej ilości wymordowanych. Wizja niechybnej śmierci, jeśli będą walczyli.
5. Obserwuje wszelkie poczynania NPC #6, próbuje złapać go pnączami za ręce lub nogi.
6. Zerknięcie w stronę innych walczących, dostrzeżenie oplecionego Zero, próba zmuszenia pnączy do wypuszczenia go. W przypadku niepowodzenia wysyła swoje w celu oswobodzenia i znalezienia atakującej stróża anielicy.
7. Po chwili dekoncentracji powraca do obserwacji NPC #6, stara się używać jak najmniej przemocy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.16 17:15  •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
Cholera, zdążyło przemknąć mu przez myśl, gdy postąpił o krok przed siebie, chcąc dobiec do lodowej ściany. Na tym etapie nie potrafił stwierdzić, czyją sprawką było odgrodzenie Syona. Dookoła roiło się od aniołów, z których każdy mógł okazać się być przeciwko nim. Wolał być na miejscu, jeśli coś miało mu się stać, tym bardziej, że gdzieś wewnątrz jego podświadomości aż kotłowało się od informacji, że O'Harleyh miał kłopoty, a to jego dobro było priorytetem skrzydlatego. Nie udało mu się dotrzeć na miejsce na czas, gdy coś podcięło mu nogi, doprowadzając do nagłego zderzenia jego głowy z posadzką. Obraz na chwilę zupełnie zaszedł czernią, gdy zacisnął powieki od przeszywającego bólu, a w uszach rozbrzmiał najprawdziwszy gong. Uchylił powieki mierząc się z rozmytymi plamami i uporczywymi mroczkami, które postanowiły urządzić sobie krótką imprezę w polu jego widzenia. Odzyskawszy rezon, który powrócił do niego po kilku dłużących się sekundach, warknął pod nosem poirytowany i szarpnął się niespokojnie, czując oplatające się dookoła jego ciała pnącza.
Spokojnie, Zero.
Spróbuj dyndać głową do ziemi i jeszcze być spokojnym, sarknął w myślach, ale istotnie przestał się wiercić, kiedy rośliny oplotły się dookoła jego szyi. Cofnął nieznacznie głowę w tył, licząc, że to spowolni proces duszenia, ale byłto daremny trud. Zacisnął zęby i przesunął wzrokiem po otoczeniu, odnajdując stojącą nieopodal anielicę. Nieznośne dudnienie w czaszce nie pozwalało mu w pełni skupić się na jej słowach, choć wystarczyło pobieżne przeanalizowanie zasłyszanych s słów, by Vessare zrozumiał dokładniejszy przekaz. Parsknął sucho, ściągając jasne brwi w nieprzyjemnym dla oka wyrazie.
Po moim trupie.
Właśnie do tego zmierza. Uważaj, o co prosisz.
Nie pozwolił jednak zareagować skrzydlatej na wysyczane wręcz słowa. Spod oplatających się dookoła Cillian'a gałęzi, wystrzeliły łakome języki ognia, które łapczywie zaczęły dobierać się do pnączy, zamierzając strawić je kawałek po kawałku, a także dostać się do samej atakującej go kobiety, by na własnej skórze przekonała się o sile palącego żywiołu, nawet jeśli swoją barwą przywoływał raczej chłodne odczucia.
Blondyn szarpnął się mocniej, sprawdzając, czy rośliny zwęgliły się na tyle mocno, by złamać się pod działaniem dodatkowej siły. Jeśli tak, z pewnością przeżył kolejne niemiłe spotkanie z posadzką, na której jednak nie wylądował już jako człowiek. Ze zwierzęcego gardła wydobył się przeciągły pomruk niezadowolenia, kiedy masywny tygrys zaczął podnosić się na równe łapy. Anioł odruchowo otrzepał się i zawiesił czujny wzrok dwukolorowych, drapieżnych oczu na atakującej go kobiecie. Płomienie nie ustawały, a ich właściciel w momencie pokonał parę dzielących go od przeciwniczki kroków i by w odpowiednim momencie odbić się od posadzki z zamiarem przyparcia jej do parteru i skutecznego ograniczenia jej ruchów ciężkim cielskiem. Pazury zwierzęcia wysunęły się w pełnej gotowości do przebicia jej skóry, a uzbrojona w zęby paszcza rozwarła się w akompaniamencie głośnego ryku, zdradzając chęć przegryzienia jej gardła.

MOCE:
Kontrola emocji: 2/3 – opisałem skutki w poprzednim poście. Skoro bariery nie ma, a Zero ma aktualnie negatywne nastawienie, moc oddziałuje na wszystkich dookoła.
Kontrola ognia: 1/3.
Zmiennokształtność: 1/5 – przemiana w kremowo-czarnego tygrysa. Jeżeli wróci do ludzkiej formy przed upływem 5 postów, nie będzie mógł przemienić się z powrotem w żadne inne zwierzę do końca sesji.

WAŻNIEJSZE PODJĘTE AKCJE:
→ Użycie mocy ognia na pnączach anielicy i próba zaatakowania nim także przeciwniczki. Płomienie przemieszczają się wzdłuż pnączy, próbując strawić je w całości.
→ Jeśli się udało, szarpnął się, by wyrwać się ze zwęglonego już zielska, a w trakcie upadania na ziemię, przemienił się w tygrysa. Upadł na bok, więc zaraz podniósł się z ziemi.
→ Zaatakowanie skrzydlatej w zwierzęcej formie. Podbiegł bliżej, odbił się od ziemi i spróbował powalić ją na posadzkę, wbijając przy tym pazury w jej ciało. Przy okazji stara się ograniczyć jej manewry swoim ciężarem. Zębami zamierza wgryźć się w jej gardło. Resztę pozostawiam Ev.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.16 17:37  •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
Pomruk niezadowolenia przetoczył się przez gardło ciemnowłosego, zupełnie nie wpasowując się w jego ludzką wizję. Wystarczyło, że ostrze niespodziewanie wbiło się w jego udo, zmuszając go do gwałtownego cofnięcia się. Ból w jego odczuciu nie był na tyle przeszywający, jak odczułby to niejeden szarak, ale nowa rana dała o sobie znać, powodując odczuwalny dyskomfort. Smoliste źrenice zwęziły się do formy pionowych kresek, gdy starał się wychwycić źródło zagrożenia. Mimo tego na ułamek sekundy zerknął w stronę Zaphiela, jakby za sprawą tego krótkiego spojrzenia miał pomóc mu w domyśleniu się, że zamiast stać bezczynnie i przekazywać brudna robotę w ręce innych, powinien ruszyć swoją dupę, choć Grimshaw nie zdziwiłby się, gdyby anioł miał równie małe poparcie, co Metatron, skoro zdolność przemawiania nie była jego mocną stroną. Za co pokarało ich takim popierdolonym towarzystwem. Może nawet pokręciłby głową z politowaniem, gdyby nie to, że po tym nędznym ułamku sekundy, który nie wystarczył nawet na wzięcie pojedynczego, pełnego oddechu, postanowił ponownie skupić się na walce.
Tym bardziej, że kolejne uderzenie skutecznie odwróciło uwagę. Słuch skupił się już wyłącznie na odgłosie butów uderzających o posadzkę, ale nie minęła chwila, a Ryan trzasnął podeszwą buta o ziemię, z której w akompaniamencie głośnego huku, wyrosły kolejne lodowe kolce, zakończone ostrymi szpikulcami. Otoczyły całą sylwetkę ciemnowłosego, mierząc swoimi szpikulcami co najmniej na wysokość mostka dorosłego osobnika. Wyprowadzenie ataku było na tyle szybkie, by zaistniała szansa, ze jego oponent niepostrzeżenie znajdzie się na linii wystrzału. Chwilę później kopnął nogą w jeden z kolców, pod wpływem czego ten rozpadł się posłusznie, rozsypując na ziemi w postaci tysiąca niewielkich kostek, uwalniając wymordowanego ze zlodowaciałego schronu. Machnął ręką w stronę dwójki aniołów, dostrzegłszy, że Growlithe wyciąga z kabury broń. Nie potrzebował specjalnego polecenia, by w tym momencie ułatwić Wilczurowi sprawę, a przynajmniej spróbować to zrobić. Grube cieniste macki, które pojawiły się jakby znikąd, zaczęły oplatać się dookoła dwójki aniołów, usiłując zmusić ich do pozostania w jednym miejscu, kiedy białowłosy pociągał za spust, by naboje trafiły w przeznaczone dla nich punkty ciała.
W tym całym zamieszaniu nie miał nawet czasu, by zwrócić uwagę na biegnącego w jego stronę Nathaira, choć to on był sprawcą jego wybuchu. Dopiero gdy cała sala zaszła oślepiającą wręcz jasnością, a coś upadło mu pod nogi, opuścił wzrok na posadzkę, na której już formowała się całkiem spora kałuża krwi. To właśnie ona jako pierwsza przykuła jego uwagę, ale źródło świeżej juchy było na tyle blisko, by chłodne, srebrzyste tęczówki bez większego trudu odnalazły je już po chwili. Nie poczuł nawet drobnego tknięcia wyrzutów sumienia, spoglądając na chłopaka, który sam sobie zgotował taki los. Cieniste palce ugięły się i wyprostowały leniwie, gdy jeszcze przez chwilę spoglądał na Heathera w być może jego ostatnich chwilach życia.
„Osłaniaj mnie!”
Raptownie zadarł głowę do góry, przechodząc ponad ciałem chłopaka, które aktualnie stało mu na drodze. Zbliżył się do Growa i Metatrona na tyle, by otoczyć dwójkę cienistą kopułą, która miała odgrodzić ich od reszty otoczenia i pozwolić białowłosemu na walkę jeden na jednego. Wiedział, że przywódca DOGS był w stanie znacznie lepiej poradzić sobie w ciemnościach. Jak jednak było z archaniołem? Choć prawa łopatka zaczęła pulsować ostrzegawczo, zignorował ten sygnał, zdając sobie sprawę, że obecne wydarzenie zmuszało do wyciśnięcia z siebie wszystkiego.


MOCE:
Kontrola cieni: 2/3 – ręce nadal zmaterializowane są w formie cieni.
Kontrola lodu: 2/3

WAŻNIEJSZE PODJĘTE AKCJE:
→ Gdy został zaatakowany przez niewidzialnego przeciwnika, osłonił się kręgiem lodowych kolców (wygląda to mniej więcej tak). Mimo wysokiej temperatury, powstały lód jest na tyle grubi i ostry, by nie stopnieć od razu. W pierwszej chwili wystrzelił z ziemi z tak dużą prędkością, by bez trudu wbić się w ciało, jeśli tylko jakieś pojawiło się obok.
→ Licząc na to, że pozbył się na moment NPC #1, rozbił pojedynczy kolec i wyszedł ze swojego schronu, w tym samym czasie atakując cieniami dwójkę NPC atakujących Growa. Oplótł jego ciało cieniami, próbując przytrzymać ich na linii strzału, gdyby mieli się z niej sprzątnąć (NPC #2, NPC #4).
→ Gdy usłyszał polecenie od Growa, spróbował odciąć jego i Metatrona cienistą kopułą od otoczenia. A tu jak to wygląda.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.16 0:48  •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
Zdrajca. To słowo miało słodko-gorzki smak. Świadczyło o porażce, ale i wygranej. Było wybawieniem i przekleństwem, czymś, co prawdopodobnie miało zmienić monotonne, pełne goryczy życie Erogmiona. Może nawet by się uśmiechnął, gdyby nie fakt, że ściągnął na siebie niebezpieczeństwo. Spodziewał się go, jakże inaczej. Przecież faktycznie był zdrajcą. A że głupi strażnik ostrzegł przed atakiem, Ergo miał chwilę na reakcję, szkoda tylko, że tak mało miejsca na manewry. Rzucił aniołowi krótkie, oceniające spojrzenie. Sam był spokojny, jak zwykle w sytuacjach podbramkowych. Nie dał przeciwnikowi satysfakcji poprzez okazanie strachu, nawet nie drgnęła mu brew. Ściana ognia rozproszyła się kiedy z gracją kota skoczył do tyłu, przyklejając się plecami do topniejącej, lodowej ściany. Z trudem opanował odruch ucieczki od zimna, ale nie miał innego wyboru. Albo mokre, zimne plecy, albo stal w bebechach, więc tylko szaleniec przejmowałby się chłodem. Miał nadzieję, że nawet jeśli ostrze dosięgnie go samym końcem, to nie poczyni wielkich szkód. Nienawidził bólu i kiepsko go znosił.
Niemal w tym samym momencie na lewym boku poczuł gorąc wytworzonego przez przeciwnika ognia i w duchu podziękował losowi, że cofnął się, a nie odskoczył w bok. I tylko dzięki ognistej zasłonie nie zdążył się przyjrzeć wielkiemu pająkowi, który opadł miękko po drugiej stronie. Całe szczęście, bo widok szarżującej bestii mógłby go zdezorientować. Tylko tego mu brakowało, aby obie strony uważały go za wroga. Nie czekał więc. Nagle świat skurczył się do kilkunastu najbliższych sekund, które mogły świadczyć o byciu lub niebyciu zebranych w sali istot. Nim wnętrze wypełnił huk wystrzałów wybijając się na tle ogólnej wrzawy, nim wyłapał z chaosu kilka znajomych głosów, wyciągnął objętą przez własne płomienie dłoń i wycelował w przeciwnika rzucając mu oskarżycielskie spojrzenie. Żar buchnął do przodu wściekle pomarańczowym wachlarzem, na tyle szerokim i długim, by dosięgnąć napastnika. Ergo liczył, że nawet jeśli nie skrzywdzi nim anioła, to chociaż go zdezorientuje. Musiał kupić sobie odrobinę czasu żeby wyjść z samego środka walki. Nie był wojownikiem, nawet nie miał broni, czego teraz bardzo żałował. Najchętniej rozpłatałby mu ten durny łeb i sprawdził czy tak jak podejrzewał, naprawdę nie ma tam mózgu. Nie przyszło mu do głowy, że nagła chęć zrobienia komuś krzywdy i ogólna niechęć nie bierze się z faktycznego pragnienia, a jest wynikiem manipulacji. Na szczęście zdrowy rozsądek wygrał zagłuszając nagły wzrost negatywnych emocji.
Nie miał ani czasu ani chęci podsłuchiwać nonszalanckiego Zaphiela, który nagle znalazł się niebezpiecznie blisko, ale on i Growlithe stali najbliżej największego cienia, który rzucał podest i trony. Z chwilą kiedy Ergo zduszał płomienie, rzucił się szczupakiem w kierunku anioła zastępu, by po chwili... zniknąć. Zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu. W istocie jednak posłuszne anielskiej mocy ciało Ergomiona stopiło się z cieniem Zaphiela ukrywając anioła przed wzrokiem zebranych. Wprawne oko wprawdzie mogło dostrzec ten manewr, ale wątpliwe, by ktoś tak bardzo skupiał się akurat na Ergo, podczas prób ratowania bądź odbierania komuś życia. Chaos panujący w sali działał na jego korzyść. Mógł mignąć zebranym tylko raz, kiedy robił krok w największy cień, który obrał sobie za cel. Tam miał zamiar zastanowić się, co właściwie byłoby najwłaściwsze w obecnej sytuacji. Obawiał się najgorszego i pierwsza myśl dotyczyła ucieczki tylko że... nie miał dokąd uciekać. No i tchórzostwo nie leżało w jego naturze, podobnie jednak było z heroizmem. Ale może gdyby miał broń... Odruchowo rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś przydatnego.

MOCE:
Ogień 2/3
Jedność z cieniem 1/3

PLAN:
1. Stara się uniknąć ciosu uskakując ku tyłowi.
2. Atakuje/dezorientuje Anioła #4 ogniem.
3. Próbuje ukryć się w cieniu Zaphiela, a potem jeśli mu się udało, przechodzi w cień podestu (albo jakikolwiek cień mebla/kolumny/ściany w okolicy sędziowskich tronów - ciężko było mi to opisać, bo nie wiem jak dokładnie wygląda sala xD)

Swoją drogą, Nath, miecze zwykle są ostre z obu stron. Jeśli jest ostry tylko z jednej, to wtedy jest to coś nietypowego (;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.16 23:50  •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
Ismael
Jakby ktoś pchnął duszę w pnącza, te ożywiony wiły się niczym wypuszczone węże, zaciskając się coraz mocniej i mocniej dookoła ciała schwytanego skrzydlatego, który już po paru próbach szamotania się, znieruchomiał, najwidoczniej szybko orientując się, że w ten sposób tylko pogarsza swoje położenie. W tej samej chwili Ismael spróbował doskoczyć o drugiego przeciwnika, chcąc uniknąć wodnego ataku. Niestety, bicz smagnął prawą stronę jego głowy, co w efekcie odrzuciło go na bok, nim ten zdołał doskoczyć do drugiego anioła. I choć woda nie wyrządziła mu większej krzywdy, to na parę oddechów zamroczyło go. To dało wystarczająco czasu, by anioł dopadł do niego, przewracając go na ziemię i siadając okrakiem na jego biodrach. Uniósł wyżej dłoń, w której ściskał sztylet z zamiarem zadania ostatecznego ciosu, lecz najwidoczniej zapomniał o wijących się pnączach, które słuchając poleceń swojego właściciela, oplotły dłoń przeciwnika i szarpnęły do tyłu, wyswobadzając Ismaela spod niepotrzebnego ciężaru.
- Z-zamknij się! – krzyknął anioł, lecz jego głos, pomimo krzyku i czynów, wydawał się niepewny, a nawet drżący. – Jesteś po ich stronie! Oni są źli! Są… są mordercami! Jeśli ich nie powstrzymamy, to zamordują jeszcze więcej osób! Naszych braci! – krzyknął zrozpaczony. W tym samym momencie, zza pleców Ismaela dobiegł cichszy głos pochwyconego anioła.
- Cayenne, uspokój się. On ma rację. Spójrz na to, czym się staliśmy. Mało brakowało, a sam stałbyś się jednym z nich. – suchy i rzeczowy głos na moment wyłączył wszystko dookoła nich. Jakby w pomieszczeniu inne anioły wyparowały, a pozostała tylko ich trójka.
- Ja… – Cayenne spojrzał wystraszony i blady na twarz Ismaela, a jego warga lekko zadrżała.
- Co ja uczyniłem. Przesiąkłem złem chcąc zabić. Zabić mojego własnego brata. – potrząsnął głową z niedowierzeniem. – Nie ma już dla nas ratunku, bracie. Nie ma. Światło opuściło nasze serca i dusze. – jęknął spuszczając jeszcze niżej głowę. Najwidoczniej chwilowa agresja opuściła jego ciało i umysł. I choć brzmiał szczerze, to czy jego słowa były tym, czym miały być? A może to była kolejna zagrywka kukiełek Metatrona? W czasie, kiedy Cayenne poddawał wątpliwościom swoje czyny, Ismael w tym samym czasie wykonał gest w stronę Zero…

Zero
…. Który czuł coraz dotkliwiej otarcia wywołane skrępowaniem przez pnącza. Wgryzały się, wręcz wrzynały w jego ciało, haratając ubranie oraz delikatną skórę, pozostawiając po sobie czerwone i piekące ślady. Anielica, z pewnością pewna swojego tryumfu, uśmiechnęła się zawadiacko, robiąc krok w stronę spętanego anioła, jednakże błysk jasnej poświaty i buchnięcie ognia wprost w jej twarz sprawiło, że w ostatniej chwili odskoczyła na bok, sycząc z bólu, kiedy prawe ramie zajęło się ogniem. Tak samo jak pnącza, które oplatały złotowłosego anioła. Anielica wymówiła coś po hebrajsku, ściskając się za ranne rękę, zaciskając mocno palce na niej, wbijając nienawistne spojrzenie w Zero, który powoli opadł na ziemię wraz ze spalonymi skrawkami tego, co jeszcze przed paru momentami pełniło funkcję żywych lin. Kobieta krzyknęła wyciągając rękę ku Zero, który przystąpił do przemiany w zwierzaka, ale w ciągu jednego oddechu poczuła szarpnięcie w dół. Zaskoczona spojrzała na zielone pnącza, które zaciskały się dookoła jej dłoni, nie rozumiejąc czemu jej własna moc zwróciła się przeciwko niej. Zajęło jej dobre parę chwil, żeby zrozumieć, że to nie była jej własna moc. Ale było już za późno, kiedy Zero doskoczył do niej. Anielica zdążyła jedynie zasłonić się ramieniem, przygotowana na najgorsze, jednakże ostre kły zwierzęcia nie zacisnęły się na jej miękkim ciele. Zamiast tego Zero mógł poczuć uderzenie w bok, pomimo otaczających go płomieni, co na moment wybiło go z rytmu ataku. Nim pierwszy szok uderzenia minął, przed jego ślepiami mignęły czarne włosy, kiedy drobna sylweta odwracała się i z całej siły uderzając w głowę skrępowaną kobietę, która upadła na posadzkę nieprzytomna.
- Wiem kotku, że palisz się do zabijania. – cichy, melodyjny, być może nieco rozbawiony głos Layli wdarł się do umysłu Zero, kiedy mała anielica spojrzała na niego z wesołym błyskiem w oku.
- Ale postaraj się tego nie robić jeśli to nie jest konieczne. Proszę? – wyszczerzyła perliste zęby w uśmiechu, ukazując jednocześnie dwa urocze dołeczki w policzkach.
- A! Jestem po twojej stronie. Mój zastęp też. Zostali jednak na zewnątrz, żeby powstrzymać przez trochę napływ innych, którzy niekoniecznie chcieliby wam pomóc. – wzrok Layli spoczął na Metatronie. –Obyśmy do tej pory strącili z padołu tego szaleńca. – mruknęła obracając w dłoni trzymany miecz. Miecz, który sekundę później przeciął powietrze i skonfrontował się z inną bronią, wydając z siebie charakterystyczny, metaliczny dźwięk. Nieznajomy anioł zaatakował nagle, wykorzystując przewagę wagową i przewalił się z Laylą na ziemię, napierając mieczem na jej broń, który usilnie trzymała przed swoją twarzą.
-Zdychaj. – wywarczał anioł, raptownie zabierając jedną z dłoni i wyciągnąwszy nóż z cholewki buta – wbił go z impetem w bok kobiety, z której gardła wydobył się krzyk bólu i złości.
- Mówiłam, żebyś tego nie robił jak nie jest to konieczne, nie? Teraz chyba jest! – krzyknęła, czując jak jej ramiona słabną, nie spoglądając nawet w stronę Zero, ale doskonale zdając sobie sprawę, że ją słyszy.
W tym samym momencie z drugiego końca Sali do nieprzytomnej anielicy dopadła Haye, zatapiając swoje ostre kły w jej krtani, którą rozorała, barwiąc podłoże szkarłatem. Ale w tej jednej chwili nikt nie zwracał na to najmniejszej uwagi…

Ergomion
Tymczasem Ergomion w ostatniej chwili odskoczył do tyłu, wbijając się plecami w lodową ścianę za nim, cudem unikając przecięcia na pół, choć ostrze zahaczyło o jego górną część odzienia, rozrywając materiał i wpuszczając chłód na napięty brzuch. Ogień, który wypuścił w stronę atakującego go strażnika podziałał tak, jak Ergomion chciał. Skutecznie zatrzymał i zdezorientował i, jak się okazało, cholernie wystraszonego strażnika. Ten cofnął się o parę kroków jak poparzony, choć w rzeczywistości ogień Ergo jedynie musnął swoimi językami jego ciało, nie powodując jakiś większych obrażeń, i z przerażeniem wymalowanym na twarzy spojrzał wprost w oczy Ergomiona.
-P –przestań! – wydarł się sparaliżowany, drżąc jak osika, czując zimny pot spływający po jego karku. I zamiast atakować, zaczął powoli wycofywać się do tyłu, jakby totalnie stracił rozum, bądź jakaś inna, nieznana mu dotąd siła opanowała jego umysł. Ergomion nie chcąc tracić czasu, sukcesywnie zaczął poruszać się do przodu. Najpierw z powodzeniem chowając się w nikłym cieniu, jaki rzucał Zaphiel, choć w tym przypadku musiał uważać, gdyż była to kwestia zaledwie paru sekund nim anioł ponownie ruszył do ataku, a następnie niepostrzeżenie przemknął dalej, chowając się bezpiecznie w cieniu jednego z tronów, na którym zasiadał Zapiel. Na ziemi porozrzucane były różne przedmioty. W głównej mierze były to raczej drobiazgi należącego do uciekających aniołów, których notabene na Sali pozostało już zaledwie garstka, ale znalazł się również mały sztylet. Problem był taki, że znajdował się od Ergomiona w odległości dobrych sześciu metrów. Bez cienia i możliwości ukrycia. Za to z potężnym tygrysem obok. Na domiar złego, Ergomion zaczął odczuwać przenikające go przerażenie. Miał ochotę krzyczeć, płakać i lamentować…

Kirin
Kirin bohatersko przybył jako jeden z ostatnich. I chociaż w jego wyobrażeniu pragnął poruszać się szybko, niczym gazela, to rany, jakie otrzymał w poprzednim starciu były aż nadto odczuwalne. Kulał a każdy kolejny krok nadwyrężał jeszcze bardziej ranne miejsce, wywołując parszywy ból, który smagał aż po same koniuszki nerwów. Ponadto jego mięśnie były napięte do granic możliwości, toteż nawet najzwyklejszy ruch wywoływał salwę nieprzyjemności. A to sprawiało, że jego koncentracja balansowała i od czasu do czasu jakaś część ciała stawała się materialna na kilka uderzeń serca i obijała się o przedmioty martwe, czy też anioły przemykające jak najdalej od miejsca chaosu.
Wparowawszy do Sali Kirin może i miał dobry plan, ale nie oszacował najlepiej odległości od strażnika a Zaphiela. Wskoczywszy w ciało skrzydlatego, od razu odczuł uderzenie negatywnych emocji, głównie żalu, strachu i rozpaczy, które ogarnęły jego serce. Negatywne uczucia wciąż utrzymywały się wymordowanego, nawet w chwili, gdy wyskoczył z ciała strażnika i pomknął w stronę dowódcy zastępu. Lodowa pokrywa pękała w zastraszającym tempie, a kiedy jej lodowe odłamki upadały i roztrzaskiwały się niczym pęknięte lustra, na kilka uderzeń serca obraz stawał się zamazany. Mimo to w chwili, kiedy dowódca zastępu odwracał się, Kirinowi udało się złapać za twarz skrzydlatego. To były jednak sekundy, a nawet ułamki, kiedy poczuł na materialnej dłoni jak palce anioła boleśnie się zaciskają i szarpią do tyłu, zrywając kontakt fizyczny z twarzą drugiego mężczyzny. W tym samym momencie Kirin poczuł, jak ziemia pod jego nogami pęka, tworząc sporej szerokości wyrwę (tak na metr szerokości) a on sam powoli zaczyna się osuwać w dół…

Growlithe i Ryan
Lodowe szpikulce wystrzeliły w powietrze, z pewnością tworząc praktycznie śmiercionośną pułapkę dla każdego, kto znalazłby się w ewentualnym jej zasięgu. Niestety, żaden z nich nie dosięgał żadnego z przeciwników. No, prawie, gdyż czuł spojrzenie Grimshawa mogło wyłapać parę kropel krwi, które zabarwiły posadzkę i cichy syk dochodzący właściwie…. Znikąd. Ciężko było określić położenie przeciwnika, ale plamy krwi, które pozostawiał po sobie z pewnością miały mu to ułatwić.
Nie było jednak czasu się nad tym zastanawiać. Nie w chwili, kiedy cała sytuacja ruszyła z jeszcze większą prędkością. Growlithe totalnie ignorując Zaphiela, skupił się na otaczających go przeciwnikach, a raczej tych, którzy go atakowali. Już w sekundzie, kiedy sięgał po broń z kabury, kątem oka mógł dostrzec jak smoliste cienie oplatają dwa z aniołów, chcąc najwyraźniej ich unieruchomić. No, przynajmniej taki był zamiar, gdyż jednemu z nich udało się w ostatniej chwili wyślizgnąć, niestety, w czasie próby ucieczki potknął się o jeden schodek prowadzący na piedestał i upadł, uderzając potylicą o kant, przestając się ruszać. Strzały, jakie oddał Wilczur były precyzyjne, choć zdecydowanie trudniej strzelać w ruchome cele. I o ile pierwsza kula posłana w stronę przygwożdżonego anioła trafiła go wprost w czoło, rozbryzgując krew, kawałki mózgu oraz kości na boki, pozbawiając go momentalnie życia, tak kolejna kula nie trafiła, a trzecia przeszła na wylot przez lewie ramię trzeciego z aniołów, na krótką chwilę wykluczając go z walki.
A potem zapadła ciemność.

Ismael
Dwumetrowy pająk niemalże pojawił się znikąd, kiedy spadł swoim cielskiem na Cayenne. Ten krzyknął zrozpaczony, próbując się wyrwać się, lecz pnącze, które krępowało jego ruch, skutecznie uniemożliwiło mu ucieczkę. Pająk wgryzł się mocno w bark młodzieńca i szarpnął główką z jarzącymi się ślepiami, wyrywając spory kawałek mięsa. Cayenne zdążył jedynie spojrzeć zrozpaczony, wręcz błagając o pomoc wprost w oczy Ismaela.

Zero
I kiedy Zero w postaci tygrysa szykował się do ataku, a u jego nóg Layla toczyła zażartą walkę z innym aniołem, poczuł, jak jego bok przeszywa okropny chłód z towarzyszącym mu bólem. W pierwszej chwili ciężko było określić z której strony nastąpił atak dwoma cienkimi, aż mocno ostrymi szpikulcami lodu, ale była to kwestia zaledwie paru uderzeń serca, kiedy anioł w powłoce zwierzęcia dostrzegł stojącego nieopodal anioła z wyciągniętymi w jego stronę dłońmi. Na jego twarzy malowało się istne szaleństwo. Z palców pokrytych szronem wystrzeliły kolejne trzy szpikulce wprost w Zero.

Ryan
Świst skutecznie zmusił Grimshawa do cofnięcia głowy w bok, kiedy niewidzialna anielica (teraz już widzialna, lel) zaatakowała Ryana dwoma nożami trzymanymi w dłoniach. Ostrze przecięło jedynie skrawek skóry na policzku, pozostawiając po sobie krwawą pręgę. Atakowała, wręcz szarżowała wymordowanego wyprowadzając krótkie, acz cholernie szybkie ataki. Niczym wściekła osa, która próbuje za wszelką cenę użądlić swoją ofiarę. Niestety, przebita łydka na wylot (wcześniejszy efekt lodowych szpikulców) sprawiło, że jej ruchy nie były aż tak płynne, jak mogło początkowo się wydawać. Kobieta była wściekła. I nastawiona na jedno – zabić. W pewnym momencie poślizgnęła się na kawałku lodu, o zgrozo, acz i w tym momencie nie straciła rezonu walecznej kobiety i rzuciła dwa sztylety w stronę ciemnowłosego, jeden na wysokości torsu, drugi okoli bioder, jednocześnie wprawiając w wirowanie powietrze dookoła wymordowanego. Wszystkie drobne przedmioty, które znajdowały się na ziemi, w tym porzucone drobniejsze bronie czy też odłamki lodu – jak podczas małego tornada zostały poderwane w górę i skierowały się w stronę Grimshawa z zamiarem zadania mu jak najwięcej ran i kupienie czasu anielicy na podniesienie się z ziemi.

Growlithe
Ciemność otaczała Growa dookoła, choć dla niego to nie było problemem. Doskonale widział zarysowaną sylwetkę Metatrona, który rozglądał się gwałtownie na boki. Czyżby jego serce zalała groza? Palce zacisnęły się mocniej na rękojeści w chwili, kiedy nastąpił zmasowany atak. W pierwszych sekundach Metatron wyraźnie nie wiedział co się dzieje. Livai z łatwością zaatakował jego twarz orając ostrymi pazurami miękką skórę, a Shatarai wgryzła się w lewy bok archanioła, wypełniają kokon intensywnym zapachem zgorzkniałej krwi. Na domiar złego, oczywiście dla archanioła, Growlithe również nie próżnował i zaszarżował tnąc mieczem z prawej strony.
Czy sprawa była przesądzona?
Oczywiście, że nie.
Brzdęk uderzenia stali o stali oznajmił głośno, że miecz światła dzierżony w dłoniach wymordowanego spotkał się z bronią anioła. Świetliste ostrze przesunęło się po drugim, wydając z siebie charakterystyczny dźwięk, kiedy ciało skrzydlatego nie wytrzymało naporu siły jasnowłosego. Grow mógł poczuć, jak ciało pod nim ugina się, z pewnością ciągnięte i opanowane spazmem bólu, gdy Shatarai zagłębiła swoje kły w jego ciele, a następnie jak ostrze wsuwa się w miękkie ciało jak w masło, w zagłębienie szyi, ale.... Minęło zaledwie jedno uderzenie serca, kiedy dookoła rozbłysnęło ostre światło, oślepiając wszystko to, co znajdowało się w środku. Z wyłączeniem samego dzierżącego tę moc. Kolejne uderzenie serca, a Wilczur poczuł, jak niewidzialna moc ściąga go na ziemię, wciskając jego ciało w zimną posadzkę a jakaś nieznana siła wbija go w ziemię. Wilczur mógł przysiąc, że słyszy a nawet czuje, jak jeszcze kilka godzin niemalże idealnie wypolerowane posadzki zaczynają pękać. Krzyk Lavai oznaczał jedno – spotkał się z ostrzem Metatrona i udaje na spoczynek do krainy cieni. Nim dwukolorowe spojrzenie mogło cokolwiek wychwycić, ramię wymordowanego przeszył silny ból, kiedy ostrze wgryzło się w jego ciało, przebijając je na wylot i przyszpilając do posadzki.
- Już nie jesteś taki pewn— – głos Metatrona ugrzązł w warkocie, kiedy Shatarai ogarnąwszy się z pierwszego szoku z powodu błysku, doskoczyła do niego wgryzając się w nogę archanioła. Ostrze przebijające Growa raptownie wysunęło się z jego ciała i wbiło w tułów wilczycy. Ale co ważniejsze – uczucie jakby dziesięć Matyld usiadło na Growie zniknęło. Znów był wolny.


---------------------------

DOBRA. Jeżeli coś pominęłam (a obawiam się, że tak) to... nie krzyczeć, nie pisać z pretensjami, tylko powiedzieć ._. Każdy z was robi sto dwadzieścia osiem rzeczy i.. jest was dużo i... i... D: No. |: A jak coś niezrozumiałego to też mówić, wiadomo. A pewnie w tym chaosie... |:

Ryan - brak obu dłoni (zatamowane cienistymi dłońmi. 2/3); głęboka rana lewego uda - krwawi; parę siniaków; płytka rana na lewym policzku.
Zero - obity tyłek (będą siniaki); ból jednego żebra z lewej strony; ból głowy z lewej strony - krwawienie + otępienie. Już nie dyndasz. Dwie dość głębokie rany po lodowych szpikulcach z prawego boku. Mocno krwawi. Boli jak skurwysyn.
Grow - stare rany. Przebite prawe ramię (problem z poruszaniem prawej ręki). Oślepienie 0/2 posty. (z każdym postem będziesz widział coraz lepiej) + ból oczu i głowy.
Ergomion - Zdrowy, rozdarte ubranie z przodu.
Ismael - rana po ostrzu na prawym ramieniu. Niegroźna i płytka, acz szczypie. Lekko ogłuszony.
Nathair - stare rany + wycieńczenie. Bariera 2/2 + przecięta klatka piersiowa od prawego barku aż do pępka - mocne i silne krwawienie. Jak zarzynany prosiak. Nieprzytomny.
Kirin - rany z pozostałej walki. Kuleje i problemy z poruszaniem. Powolna utrata sił. Brak koncentracji - a co za tym idzie moc możliwa jest tylko na dwa posty. +przerażony; rozżalony (wpływ mocy Zero z powodu bliskiej odległości)

Metatron - cztery krwawe pręgi na twarzy; głęboka rana szarpana na lewym boku; głęboka rana szarpana na lewej nodze.
Świetlisty miecz - 3/4 użycia.
Kontrola grawitacji - 1/3 użycia.
Trzecia moc - nieznana.
Zaphiel - zdrowy (no w sumie już nie bo ma trzy rany na policzku, krwawią) i wesoły. Walczy z Kirinem.
Anioł #1 - lekko obity; martwy.
Anioł #2 - obity, dość mocno. Otępiony, powoli zbiera się z ziemi. Znajduje się dość blisko Growa.
Anioł #3 - zdrowy; stoi przy drzwiach i pomaga w ucieczce.
Anioł #4 - lekko poparzony. Przerażony. Niezdolny do walki (wpływ mocy Zero)
Pirokineza - 1/3
Anioł #5 - zdrowy; trzyma się z boku.
NPC #1 - przebita lewa noga, zwolnione ruchy. Atakuje Ryana.
Niewidzialność 1/3
Kontrola wiatru 1/3
NPC #2 - zdrowy; atakuje Growa nie żyje.
NPC #3 - Obita potylica. Nieprzytomny.
NPC #4 - Przestrzelone ramie.
Kontrola ziemi 2/3
NPC #5 - zdrowy. Atakuje Zero.
Kontrola lodu 1/3
NPC #6 (Cayenne) - Brak sporego kawałka mięsa w lewym ramieniu, mocno krwawi
Użycie hydrokinezy 1/3
NPC #7 - poraniony kolcami; nie może się ruszyć z racji pnączy, które go oplatają.
NPC #8 - zdrowy; atakuje Laylę.
NPC #9 - brak sprecyzowanego miejsca znajdowania
NPC #10 - zdrowa; kontrola ziemi  1/3; atakuje Zero nie żyje
Layla - walczy z NPC 8; ranny prawy bok.

TERMIN: 25/03 do godziny 20.00
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Sala Sądu - Page 5 Empty Re: Sala Sądu
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Eden :: Góra Babel :: Katedra

Strona 5 z 15 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10 ... 15  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach