Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 11 1, 2, 3 ... 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 05.11.14 22:07  •  Sala balowa. Empty Sala balowa.
Sala balowa. BqyerAs

Today from their graves they get up,

and to you knocked...


Czarne, powykrzywiane, podziurawione łapy drzew pochylały się ku metrowemu budynkowi o szpiczastym dachu, krzywych ścianach, wieżach w tle i malutkich oknach. Co poniektórzy mogliby określić to kościołem, ale anioły bardzo burzyłyby się na podobne stwierdzenia; czuło się stamtąd zło. Niemożliwe do wyjaśnienia, śmierdzące, gryzące w gardło zło. Coś jak zapach, ale bardziej psychiczny, niż fizyczny. Zewsząd unosiła się mgła tak gęsta, że nawet spojrzawszy w dół nie dało się dostrzec czubków butów - jakby biel ucinała ciało w połowie, przenikając przez nie na wskroś.
Pola uschniętej pszenicy i słoneczników ciągnęły się aż do ścieżki, która slalomem prowadziła do wrót, otwierających wydarzenie. Drzwi domu górowały. Przypominały łudząco te od wiejskich stodół. Ogromne, straszne, niezachwiane. Do nich szło wielu. Nie widzieli się. To przez mgłę. Ciągle gęstniała. Tylko co jakiś czas z jej puszystych ścian wychylał się jakiś zzieleniały nagrobek z zatartymi nazwiskami bestii bez twarzy lub noga potykała się o coś niekształtnego - ale czy kogoś obchodziło, czym to w zasadzie jest? N i k o g o.
Szli, wspinając się pod górę, prosto do Domu Strachów, przyciągani za niewidzialne łańcuchy uczepione ich szyi. Siłą. Jak skazańcy na odstrzał, nie mający żadnego wyboru, żadnej woli, żadnych nadziei.
Nawet najwytrwalsi łapali się na tym, że ich myśli przekierowują się na dziwne tory. Wizje morderstw, najgłębiej zakamuflowane wspomnienia bólu, wszystkie groźby, jakie próbowaliśmy w sobie zdusić w ciągu wieloletnich prób; na marne. Im bliżej bezkształtnego budynku, tym rozsądek zdawał się szaleć, kołysać na granicy istnienia i niebytu, zastępowany instynktem przetrwania. Może by uciec? Może ktoś właśnie czyha za rogiem? Za kolejnym drzewem? Za następną tablicą z martwym, nieistniejącym duchem..?

Dopiero, gdy byli już wszyscy - wiedźmy, szakale, wilkołaki i wściekłe koty, dynie, duchy, demony i potwory - wrota stęknęły, uchylając się powolnym, mozolnym ruchem. Ze środka buchnęło cuchnące, gorące, tłuste powietrze. Obrzydliwe.
Więc tak cuchnęła śmierć?
Coś okropnego, podłego, grobowego, ale nie będące czynnikiem, który pozwoliłby przerwać wędrówkę, zerwać żyłki ciekawości i odejść z tego powykręcanego, nieumiejscowionego nigdzie domu.
Drzwi rozwarły się jak kleszcze mięsożernej rosiczki i czekały, aż zbieranina przebierańców wejdzie im do gardła.

W środku panował półmrok. Z sufitu zwieszał się drogocenny, choć chyba niepełny, ale na pewno zakurzony żyrandol. Nie użyto go jednak, nawet jeśli zajmował niemal połowę powierzchni, więc spokojnie oświetliłby całą salę. Salę, która znajdowała się wiele metrów pod poziomem gleby, do której prowadziły kręte, spróchniałe, wybrakowane schody, spiralą ciągnące się od wejścia z zewnątrz na sam dół. Tylko co jakiś czas w ścianie tkwiły świece, nie dające żadnego poczucia bezpieczeństwa.
Wszędzie było brudno.
Ze ścian falą spływały kotary - ciemnopomarańczowe, czarne i brązowe - do których poprzyczepiano niewielkie nietoperze z dziwnie realistyczną krwią, maski potworów lub powycinane kawałki ludzkiego ciała. Liczne twarze na obrazach wychylały się zza ciężkiego materiału zasłon, nie odstępując gości na krok. Nie słychać było żadnej muzyki i nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek się tu znajduje. Stoły pachniały starym drewnem, uginającym się od zakurzonej zastawy z licznymi pajęczynami.

Teraz nie było już odwrotu.
Przyszli wszyscy, nakierowani jakąś tajemniczą siłą. Na zaproszeniu nie było wszak adresu czy choćby nazwiska Gospodarza. Nikt tego nie potrzebował. Wystarczyła nadana rola - owcy lub wilkołaka, niewinnej duszy albo zdrajcy - a reszta okazywała się nie mieć znaczenia. Konieczny był strój: to wiedział każdy.

Żelazne, ołowiane wrota zatrzasnęły się z głuchym echem.


We are terrible, very dangerous

phantoms from us ghosts.


@Mistrz Gry: każdy otrzyma na pw swoje zaproszenie z przydzieloną rolą. Już na wstępie szczerze was proszę, żebyście nie zdradzali nikomu kim tak naprawdę jesteście, bo całą rozgrywkę szlag jasny trafi, a gra przestanie mieć jakikolwiek urok. Oczywiście, mam tu na myśli osoby fizyczne, nie postacie na fabule (tam możecie nawet rzucić zaproszenia na stół i pokazać, że jesteście Wilkołakami/Owcami). Dokładne zasady tej niedługiej zabawy poznacie dopiero w następnym poście.

To gdzie i jak wasi bohaterowie znaleźli zaproszenia jest obojętne.

Przypominam, że stroje są obowiązkowe.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.14 18:41  •  Sala balowa. Empty Re: Sala balowa.
Cóż. To z pewnością nie było coś, czego się spodziewała.

Nie potrafiła powiedzieć, jakim cudem zaproszenie znalazło się w jej plecaku. Podejrzewałaby, że ktoś wcisnął je, gdy przechodziła ulicą, ale było wyraźnie zaadresowane imiennie. Czyżby któryś z najemników? Tylko w takim razie po co te sekrety?

Mimo niewyjaśnionego pochodzenia bileciku - a może właśnie przez niego - Luka była niesamowicie zaintrygowana balem. Do tej pory świętowała Halloween tylko dwa razy, pierwszy raz na jakiejś imprezie (którą niespecjalnie pamiętała), a drugi raz ze współlokatorami, gdy chcieli zrobić niespodziankę małej Natsuko i przystroili całe mieszkanie papierowymi nietoperzami.
Niewiele się zastanawiając wymyśliła zaimprowizowane przebranie i ruszyła na bal. Cokolwiek nie miało się stać, na pewno będzie ciekawie.

Właśnie, przebranie. Nie była najlepsza w rękodzielnictwie i nie przewidziała, że ciężar masy papierowej nie utrzyma się dobrze na włosach tak krótkich, jak jej. Opaska, do której przyczepione były rogi, co chwilę spadała, czego wynikiem było ułamanie jednego z nich. Luka musiałaby powstrzymywać się od gwałtowniejszych ruchów głową, co w jej przypadku nie było łatwe. W ramach kompromisu przez większość drogi podtrzymywała opadający rekwizyt ręką, mając nadzieję, że uda jej się go jakoś przymocować po dotarciu na miejsce.

Gdy tylko znalazła ścieżkę prowadzącą do rezydencji, wyczuła coś szczególnego; niewątpliwie okolica była świetnie ucharakteryzowana na Halloween, ale wszystkie zmysły Luki krzyczały, że w pobliżu czai się niebezpieczeństwo. Chociaż rozglądając się po pustych polach trudno jej było w to uwierzyć, wolała nie ignorować swojego instynktu. Już parę razy uratował ją przed pewną śmiercią.
Cieszyła się, że zdecydowała się nie chować broni pod ubrania. Bliskość, a przede wszystkim możliwość szybkiego dobycia noży uspokajała ją.

Lepka mgła otoczyła jej ciało, a jej myśli z jakiegoś powodu powróciły do nawiedzającego ją ostatnio powidoku - agonii żołnierza SPECu, umierającego od wirusa X. Poczuła mdłości. Zmusiła się, by wbić wzrok w mgłę przed sobą, ignorując silną reakcję swojego organizmu na echa strachu. Nienawidziła siebie za tę słabość i nienawidziła samej słabości, przede wszystkim dlatego, że ten koszmarny, pierwotny, głęboki lęk uświadamiał jej, jak łatwo może stracić wszystko, co miała - człowieczeństwo.

Widok w końcu zniknął, nie jednak po to, by dać jej chwilę wytchnienia, ale by zmienić się w sekwencję wszystkich śmierci od zarazy, jakich była świadkiem. Miała wrażenie, że z każdym krokiem obrazy nasilają się, jakby bliskość rezydencji odcinała kolejne plastry jej umysłu, dążąc do jądra jej strachu. Chciała zawrócić, albo chociaż przystanąć, ale z jakiegoś dziwnego powodu czuła, że zwłoka tylko pogorszyłaby wszystko. Ta pewność była jak wyjęta ze snu; nie wiedziała, czemu wiedziała, ale wiedziała.

Upiorne obrazy w końcu się skończyły, a jej oczom ukazało się miejsce wydarzenia, niczym groteskowe katharsis. Mgła rozrzedziła się nieco, pozwalając Luce odetchnąć głębiej. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że przez ostatni etap drogi wstrzymywała oddech. Rozluźniła palce, ściśle zaciśnięte. Gdyby miała chociaż trochę dłuższe paznokcie, pewnie na jej dłoniach pozostałyby krwawe ślady.

Wraz z resztą tłumu wlała się do środka. Wreszcie mogła zobaczyć innych uczestników; jednocześnie ucieszył i zaniepokoił ją fakt, że wszyscy wydawali się być w podobnym stanie psychicznym co ona. Czuło się namacalną niepewność w powietrzu, a może był to tylko odór pomieszczenia?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.14 20:12  •  Sala balowa. Empty Re: Sala balowa.
Zaproszenie leżało najzwyczajniej w skrzynce na listy. Nic nadzwyczajnego. Po prostu karteczka, którą w pierwszym odruchu chciała wyrzucić. Ale nie, jakaś niewidzialna siła powiedziała jej „ej, otwórz to dziadostwo, a nuż coś ciekawego”. I proszę, zaproszenie. Uśmiechnęła się wtedy tylko. Nie obchodziła halloween. Nie chciała iść na ten bal.
A jednak poszła. Z pieczołowicie przygotowaną atrapą maski gazowej (dlaczego? Bo tak.) i karabinem kupionym w sklepie z zabawkami. Najlepszy strój jaki kiedykolwiek powstał, prawda? Nie myśląc za wiele dotarła do miejsca balu. Nie wiedziała skąd to wie, nie obchodziło ją to, cieszyła się jak małe dziecko. Dopóki nie weszła na ścieżkę i nie poczuła zapachu… śmierci. Tak przynajmniej jej się wydawało. Normalnie zapewne uciekłaby stąd, ale coś ją ciągnęło do środka. Instynkt samozachowawczy gdzieś sobie poszedł, stracił znaczenie. Dopadała ją coraz głębsza rozpacz, a mimo to nie umiała powstrzymać się od podążania w stronę domu, miejsca balu. Zdjęła maskę z twarzy, ze względu na to, że widoczność nawet bez niej była mocno ograniczona. Mgła opatulała ich wszystkich, jakby chciała ich przytulić i udusić. Przed oczami zaczynała widzieć rzeczy, które można by wziąć za halucynacje. Ewentualnie bujną wyobraźnie. Nagle wszędzie czuła zagrożenie, a myśli zaczęły jej przesiąkać koszmarem z dzieciństwa. Tą najgorszą wizją porwania przez najemników takich jak ojciec. Teraz ten strach zagubił się gdzieś, zapomniany, jednak pod wpływem tego miejsca powrócił. Powróciły wieczory, kiedy przez zamknięte drzwi słyszała, jak ojciec opowiada o swojej ostatniej ofierze i sposobie, w który odeszła z tego świata. Później zazwyczaj wybuchała kłótnia, której temat był zawsze jeden i ten sam. Matka nie chciała, by ojciec pracował w ten sposób, a on nie widział innej opcji. Właśnie temu zawdzięcza setki nieprzespanych nocy, koszmary i strach, który przeszkadza jej w normalnym funkcjonowaniu jako łowca. Oczywiście wtedy, kiedy się uaktywnia, a zazwyczaj odkopuje on się z odmętów myśli w najmniej odpowiednych momentach. Kiedy musi wykonać ważne zlecenie, kiedy wiele zależy od tego, co ona zrobi. Wtedy staje przed nią wizja taka jak teraz: ona, przesłuchiwana przez najemnika. Przesłuchiwana. Chyba raczej powoli zabijana, nie, powoli zdychająca. Jak setki ludzi, którzy zawinili tym, ze się urodzili.
Wróciła częścią siebie do świata realnego, gdy stanęła na szczycie schodów. Uświadomiła też sobie, że telefon od jakiegoś czasu wydaje z siebie dźwięk gdzieś w czeluściach małego plecaka. Ale olała to, nie obchodziło jej teraz nic. Chciała zejść w dół i jednocześnie nie chciała. A jednak zeszła, jak inni. Ludzie, których do tej pory chyba nie zauważyła, mimo, że szła razem z nimi, niczym zombie. Przerażał ją wystrój, realistyczność wszystkiego, a jednocześnie nie mogła się zmusić do czucia faktycznego strachu. Czuła się… dziwnie. I wszyscy wyglądali dziwnie. O ile ktoś nie miał maski, to widać było tą niepewność. Ten efekt, jakby ktoś wyprał wszystkim mózg. Ktoś się postarał, naprawdę. Bo w głębi serca Karen nadal łudziła się, że to wszystko tylko dekoracje i zaraz zacznie grać muzyka. Wszyscy jeszcze będą się z tego śmiać. Prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.14 22:16  •  Sala balowa. Empty Re: Sala balowa.
Zaproszenie Travisa tak po prostu znalazło się na jego stole. Chciał wziąć telefon i zadzwonić do przyjaciółki, a zamiast telefonu, złapał to. Było to dziwne, bo nie miał zielonego pojęcia, kto mu to przysłał, gdzie ma iść i dlaczego wtedy jego mózg zaczął wołać "Idź tam, idź tam!" Nie mając zbyt wiele do roboty, poszedł więc. Gdzie? Sam nie wiedział.

Ubrany jak jakiś czołgista z mrocznego science-fiction, dotarł do jakiegoś niezbyt zaniedbanego budynku. Ktoś widocznie bardzo lubi klimaty ala Tim Burton. Jakaś dziwna siła kazała Travisowi iść dalej w stronę domu, mimo iż atmosfera była tu bardzo, ale to bardzo przytłaczająca.

Mgła otoczyła jego i resztę, a oni dalej szli w kierunku domu. W dodatku T zaczynał mieć dość dziwne wizje. Wizje śmierci, cierpienia. W dodatku znów miał przed oczami ten wypadek, przez który jest teraz jaki jest. Czuł się nieswojo. Bardzo nieswojo. Niepokój, chociaż teraz można go nazwać prawdziwym strachem, postępował z każdym krokiem do przodu.

Gdy tylko dotarli pod drzwi budynku, te otwarły się, uwalniając zatęchłe, niby cmentarne powietrze. Dobrze, że Travis miał na twarzy maskę i nie czuł tego smrodu. Wszedłszy do środka, nie czuł już takiego dyskomfortu psychicznego, jak tam na drodze... A potem ujrzał dekoracje. Normalnie by się nie przestraszył, bo ma już za sobą kilka Halloween, ale TE dekoracje niezbyt przypominały te jego. Wyglądały bardzo prawdziwie. A zwłaszcza te kończyny. A może rzeczywiście... Nie! Wyluzuj, Travis. To tylko dekoracje... Chyba...

Drzwi zatrzasnęły się za grupą. Odwrócił się i spojrzał na nie. Super. Jesteśmy tu uwięzieni. Normalnie jak w jakimś starym horrorze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.14 22:39  •  Sala balowa. Empty Re: Sala balowa.
Dlaczego dostał zaproszenie? Nie miał pojęcia.Po prostu pewnego dnia obudził się, a w dłoni ściskał kopertę z kolorowym kartonikiem. Dłuższą chwilę zajęło mu rozszyfrowanie tego, co było na nim napisane, jednak gdy już w końcu udało mu się to odczytać, karteczka momentalnie spłonęła, parząc go w palce. Syknął odruchowo, dmuchając na poparzone opuszki, by szybciej przestało boleć. Co jednak miało oznaczać to zaproszenie? Wyglądało na to, że dowie się tego jedynie na miejscu.
Nie zwlekając wiele zaczął kompletować strój. Musiał przyznać, że tworzenie kreacji na bal sprawiało mu naprawdę wiele przyjemności. Przerabianie starej sukienki, szukanie odpowiednich butów i innych dodatków, samo kreowanie osoby, jaką miał się stać na wieczór, było fascynujące. Dopiął wszystko na ostatni guzik, tak, by nic go nie zaskoczyło.
Filigranowa laleczka ruszyła w stronę willi, w której miała się odbyć cała ta maskarada. Nie miała pojęcia, skąd znała adres. Intuicyjnie kierowała się do budynku, prowadzona przez tłum ludzi zmierzających najwyraźniej na tę samą imprezę co ona. Mgła spowijająca ten cud architektoniczny nieco ją zaniepokoiła. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Przed wyjściem zdążyła jeszcze wciągnąć kreskę amfetaminy, więc w jej głowie panował istny natłok myśli. Może w ogóle nie powinna tutaj być? Ale ktoś jej potrzebował, czuła to. Ktoś chciał, żeby tutaj się znalazła.
W jej głowie zaczęły się pojawiać dziwne myśli, tak różne od tych, które miała na co dzień, a jednocześnie tak uderzająco do nich podobne.
Nikt Cię tu nie chce, moja mała. Powinnaś zgnić w piekle, tam, gdzie Twoje miejsce...
Kolejne głosy domagały się swojej uwagi, podsuwając Tiago kolejne obrazy. Swoje ciało, roztrzaskane o chodnik, kolejne rany, które nie chciały się goić, biała kość wystająca ze złamanej nogi, ból w oczach Eveline, za każdym razem, gdy ją zawodził, jej martwe ciało... Pomiędzy nimi przewijały się też inne, których zupełnie nie rozpoznawała, a należące pewnie do którejś z wielu osobowości, jakie w sobie piastowała. O tak, ich wspomnienia traktowała jak własne.
Chłodne macki niepokoju natychmiast czule ją objęły, gdy tylko do jej nozdrzy dotarł trupi odór. Dreszcz przebiegł po jej plecach, a ona sama przez chwilę nie była zdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Dopiero gdy ktoś ją potrącił, była w stanie powoli ruszyć naprzód, za tłumem. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że przez cały ten czas wstrzymywała oddech. Wciąż czuła ucisk w piersi, niepokój, jaki towarzyszył jej od samego początku. Rozejrzała się niepewnie po ludziach, którzy szli razem z nią, utwierdzając się jedynie w przekonaniu, że coś tu jest nie tak. Chciała zawrócić, uciec, schować się gdzieś głęboko, jednak jakaś tajemnicza siła pchała ją naprzód, nie pozwalając nawet choć odrobinę zboczyć z góry ustalonej trasy.
Gdy drzwi zamknęły się za nią z głuchym łoskotem, niemalże przyprawiając ją o zawał. Przez dłuższą chwilę nie rozróżniała kształtów w otaczającym ją półmroku, jednak każdy kolejny szczegół wynurzający się z ciemności przyprawiał ją o dreszcze. Chyba jeszcze nigdy tak się nie bała...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.14 0:08  •  Sala balowa. Empty Re: Sala balowa.
Bywały chwile, kiedy doskonale wiedział, co ma robić. Ba, nie zdarzały się nawet szczególnie rzadko. Gdy ktoś podnosił na niego rękę z niechybnym zamiarem wykonania ciosu, natychmiast przygotowywał się do bloku czy uniku. Jeżeli do jego uszu docierały wieści o alarmie, niemal od razu przygotowywał się do ucieczki. Kiedy jego oczy wyłapywały cokolwiek, co nadawało się na określenie mianem „jedzenia - w miarę zjadliwego”, długo się nie zastanawiał i wysyłał pożywienie pierwszym ekspresem do swojej wiecznie głodnej paszczy. Mimo wszystko, jeszcze mu się nie zdarzyło, by po zlokalizowaniu jakiejś karteczki, leżącej na łóżku, kiwnąć ze zrozumieniem głową i od razu rozejrzeć się za jakimś strojem. Jakim cudem pogodził się z tą informacją w tak spokojny sposób? Nie wiedział dlaczego nie zawładnęło nim ogromne uczucie niepokoju, które zmusiłoby go do nabrania podejrzeń, co do pojawienia się zaproszenia w jego skromnych czterech kątach. Któryś z jego licznych współlokatorów robił sobie jaja? A może ktoś przez przypadek pomylił pokoje i bezkarnie wlazł na terytorium Ailena, obciążając jego łóżko o ten specyficzny papierek? Żadna z tych możliwości nie przemknęła mu nawet przez myśl. Był pewien, że słowa były kierowane do niego i choć zazwyczaj wykazywał wyraźną niechęć do słuchania się kogokolwiek, tym razem postanowił zrobić wyjątek.
Jakim cudem wybrnął z problemu załatwienia sobie stroju?
Ba, trzeba być zdolnym!
W Desperacji było wszystkiego i dużo, i mało jednocześnie. Na próżno było szukać jedzenia czy czystej, zdatnej do spożycia wody, choć wszelakich śmieci innego typu, było tutaj od groma i trochę. Wystarczyło tylko wiedzieć, gdzie dobrze poszukać. Jasne. Z większości tych bibelotów nie skonstruowałby godnego siebie (ta) stroju, chyba, że zachciałoby mu się kandydować na „Miss Brudów 3001”. Jednak pewien brzydki nawyk uratował go od beznadziejności tej sytuacji. Zerknął do swojej dotkliwie pogryzionej zębem czasu szafy i ogarnął wzrokiem wszystkie ukradzione jak dotąd szmaty. Bez wahania przegrzebał swoje skarby i wyjął z niej białą koszulę, która była najlepiej dopasowana do jego drobnej aparycji. Nie ma to jak kradnięcie rzeczy dzieciom. Nałożywszy ją na siebie, przewiązał sobie na szyi kawałek czerwonej wstążki, oderwany od innej kreacji z jego bezdennej szafy i narzucił na siebie przyduży płaszcz, który z podniesionym kołnierzykiem, wyglądał prawie, jak autentyczna replika stroju Draculi. Gdy tylko ogarnął w popękanym lustrze całą swoją sylwetkę, uznał, że wybrał sobie bohatera dosyć trafnie. Z naturalnie bladą karnacją i mocno kontrastującymi, czarnymi włosami, wyglądał całkiem znośnie. Ba. Miał nawet ułatwione zadanie, bo nie musiał wkładać sobie żadnego plastiku do mordy, będąc zaopatrzonym we własne, kocie kły, które z pozoru nie różniły się wiele od tych wampirzych.
I oto przed państwem Hrabia Lśniący Edwardzik ze Zmierzchu Kurt Sullivan, we własnej osobie.
Nie zastanawiając się długo, wybył z siedziby, kierując się prosto w stronę… którą stronę? Nazwijmy ją tą właściwą, o. Kolejne przeczucie, którego usilnie chcesz się słuchać, Ai?
Paradowanie w tak śmiesznym stroju nie sprawiało mu zbyt wiele frajdy. Halloween obchodziło go równie mało, co Wigilia czy Wielkanoc, jednak to specyficzne święto miało w sobie coś, co mocno go denerwowało. Przebieranek nigdy nie lubił… i choć w zeszłym roku postanowił zbagatelizować obowiązek nałożenia na siebie jakiejkolwiek kreacji, w obecnej sytuacji jakaś siła nakazywała mu zrobić z siebie pośmiewisko. Nie dość, że wyglądał jak typowy dzieciak, bawiący się w „Cukierek albo Psikus!”, to jeszcze czuł się strasznie źle ze świadomością, że ciężko mu zobaczyć choćby czubek własnego nosa.
Mgła była gęsta, jak gwiazda neutronowa. W pewnym sensie czuł się, jak ćma, która tępo kierowała się w stronę światła. Dla niego takim światłem był ledwie wyraźny zarys domu, który jakiś czas temu zdążył wychwycić. Oby nie okazał się tak destrukcyjny, jak lampa dla nieszczęsnej, nocnej siostry motyla.
Z wyraźną niechęcią wypisaną na twarzy, przekroczył próg domu, od razu zniesmaczony obrzydliwym zapachem, unoszącym się po dosyć obszernym pomieszczeniu. Zmarszczył nos, choć nie wyrzucił z siebie żadnego przykrego komentarza, co prawdę mówiąc nie zdarza mu się często. Chłopak potrafił coś zbesztać, nie potrzebując do tego wyraźnego rozmówcy czy choćby zainteresowania ze strony innych. Mówił, co myślał, co często przysparzało mu wielu kłopotów. Tego mrocznego dnia postanowił darować sobie złośliwości. Zresztą nie zamierzał nawiązywać kontaktu z żadną mijaną przez niego osobą. Stanął na uboczu, jak typowy samotnik i z pewnym narastającym – nareszcie? – niepokojem zaczął rozglądać się po dekoracjach. Typowo halloweenowe.. ale po cholerę on tu w ogóle jeszcze stoi i się na nie gapi? Z rozmyślań wyrwał go huk zamykanych drzwi, które jak dotąd, były przyjacielsko otwarte, wręcz zapraszając innych do tego, by przekroczyli ich próg. Pułapka? Rozejrzał się po ludziach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.14 0:19  •  Sala balowa. Empty Re: Sala balowa.
Znalazła zaproszenie. Tak nagle i niespodziewanie... Nie wiedziała, skąd się ono wzięło i ani myślała nad tym rozmyślać. Skoro było i dzięki niemu mogła udać się na dość interesujące wydarzenie, to dlaczego nie miałaby skorzystać? Nie interesowało ją, czemu nie ma napisanego konkretnego miejsca - instynkt mówił jej, że doskonale wie, gdzie to jest, więc to też zostawiła w spokoju. Gorszym problemem był sam strój; musiała się w coś przebrać. Czarownica? Upiór? Wolałaby coś oryginalnego, a zarazem prostego i ciekawego... Ostatecznie zainspirowała się postacią Alicji z "Alice Madness Returns". Zamiast wybrać pierwszą formę Alicji, zaczerpnęła pomysł od tej drugiej - ręce pomalowała krwią po same łokcie. Swoje włosy tego dnia zafarbowała na czarno. Zdecydowanie dziwnie wyglądała w nich, ale za to jak efektownie. Ubrała białą sukienkę, którą również poplamiła krwią. Twarz również pomalowała, a z oczu i ust ciekła jej krew - a przynajmniej taki efekt dawał zrobiony makijaż. Ubrała czarno białe w paski podkolanówki (jednak zrezygnowała z butów oraz tasaka) i udała się na to całe wydarzenie. 
Kiedy dotarła na miejsce, jej ciało spowiła gęsta mgła. Oczarowana jej widokiem, prawie wpadła na któregoś z gości. Koniec końców drzwi od budynku zaczęły się otwierać, a tłum powoli wchodził do pomieszczenia, gdzie miała się odbyć cała impreza. Pierwsze co ją uderzyło, to specyficzny, silny i zarazem ciekawy zapach pomieszczenia. Doskonale kojarzyła ten zapach i ani trochę nie był jej zupełnie obcy. Tak pachniała śmierć. Wystrój pomieszczenia również był niczego sobie. Zdecydowanie Anemia odnajdywała się tutaj - świadczył o tym przypływ przyjemny dreszczyk emocji na jej plecach. Będący w pewnym amoku, a raczej zaczarowana wnętrzem, przestraszyła się, kiedy usłyszała głośny huk zamykających się drzwi. Przerażenie w ułamku sekundy zeszło z niej, a wzrok krwistych oczu znowu błądziły po wystroju pomieszczenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.14 19:06  •  Sala balowa. Empty Re: Sala balowa.
Koniec października. Najwyższa pora pochować już co niektórych zielonych przyjaciół do domu. Kami zaczęła się krzątać w jednym z dwóch balkonów i przemieszczać pomarańczowe, ceglastoczerwone donice. Do domu powędrowały między innymi storczyki, pelargonie i lawenda. Przycinając nieco pędy tego ostatniego, znalazła podobną kolorystycznie, sztywną karteczkę. Z początku myślała, że to niewyrwana do tej pory metka od rzeczonej rośliny, ale znajdujący się na niej obrazek nie kojarzył jej się z firmą produkującą dany produkt. Zerknęła, przeczytała i... Zasłoniła sobie usta dłonią. Nadzwyczajne, aby ktoś wysyłał jej coś takiego, zwłaszcza z uwagi na jej usposobienie i sposób spędzania wolnego czasu. Ale, jak widać nie pomylił się. Na świstku było wyraźnie napisane Ren. Trawiła zaistniałą sytuację przez dłuższy czas, aż wreszcie stwierdziła, że to dobra odskocznia od nudnej codzienności. W porządku. W takim razie czas brać się do roboty, ale najpierw warto by było skończyć dotychczasowe zajęcie. Kwiaty same się nie schowają.
Po skończeniu prac ogrodowych, Kami zaczęła rozmyślać nad przebraniem. Widząc z balkonu szykujące się także do obchodów święta osoby, z wymyślnymi i wykwintnymi sukniami czarownic, stwierdziła, że nie chce wyglądać tak przeciętnie. Z długim nochalem, z wystającymi brodawkami, w których zagnieździły się brunatne trzy włosy i z miotłą w rękach. Nie. Ponadto ze swoim szczęściem przez te tysiące wstążek i obcasy na pewno zaliczyłaby co dziesiątą płytę chodnikową. Pomysł na czarownicę odpadł. Po za tym, nawet nie miała pieniędzy na sam wynajem tak upiększonego kostiumu.
Szperała po gazetach, szperała w Internecie i nic. Nic, dopóki nie zaczęła przeglądać ściągniętych z sieci grafik potworów w którymś z folderów. No jasne! Jak można było tak długo nad tym rozmyślać? Ren ze świecącymi oczyma pobiegła do brązoworudej szafy i zaczęła wyszukiwać nierozpinaną, białą bluzę z głęboką kieszenią na środku. No i naturalnie z dużym kapturem. Później wyszperała jakiś hebanowy dres, a w szafie z obuwiem znalazła kolejne Converse do kolekcji, tyle, że czarne. I voilà! Strój na bal gotowy. Najważniejsze, to żeby czuć się komfortowo i wygodnie, czego nie zapewniłyby rozbudowany zagraniczny badziew.
Pozostała charakteryzacja twarzy. Hmmm… Rozcięte wargi wykonała z odpowiednio poszarpanych bandaży, sklejonych wikolem i uformowanych łukowato na stelarzu z technicznej kartki. Elementem przytrzymującym wymyślny rekwizyt do twarzy miała być ciasno związana gumka z tyłu głowy, schowana pod włosami.
Do ideału pozostał już tylko makijaż. Po południu przeszła się po mieście, kupując dwie pomadki i specjalne kredki do malowania twarzy.
Półtorej godziny przez zbiórką, Ren zaczęła się charakteryzować. Poszło dość sprawnie. Przed samym wyjściem wyprowadziła jeszcze albinosa na spacer, aby nie czuł potrzeb przez dłuższy czas. Kto wie, ile będzie trwał ten rzeczony bal.
O określonym czasie udała się w określone miejsce z metalem noża "w zębach". Stając przed zaledwie ścieżką do celu, z ust Kami po raz pierwszy od dłuższego czasu wydobyło się przekleństwo. Karcąc siebie, zasłoniła sobie usta. Sam początek wydawał się mocno klimatyczny, a co dopiero, kiedy dojdzie do końca?
Powoli stawiała pierwsze kroki na udeptanej dróżce i jak ten wół w stadzie, zaczęła iść za zebraną kolejką. To z zimna, to z podniecenia zaczęła się dziwnie trząść. Miała do siebie żal, że nie umiała nad tym zapanować.
Idąc w małej zadumie i spoglądając co jakiś czas na drogę, dostrzegała słabe, tonące we mgle zarysy innych zgromadzonych uczestników. Dziwny, klimatyczny zapach stęchlizny, bagien i mokradeł roznosił się w powietrzu. Także wysoka wilgotność dawała się we znaki. Kami miała wrażenie, że zaraz na twarzy skropli się jej rosa, a na zmarzniętym czubku nosa może nawet urosnąć sopel.
Wokoło panowała niemalże ciemność. Jedynie światła odległego domostwa, które było potencjalnym celem i zarazem miejscem balu, rozświetlały okolicę. Słabo, bo słabo, ale jednak.
W pewnym momencie, gdzieś w jednej trzeciej drogi, grobową ciszę zakłóciły jakieś wrzaski z oddali, jęki i płacz. Zimno jeszcze bardziej przytuliło do siebie wystraszoną nasilającym się napięciem Kami. Nawet poczuła, jakby coś ją objęło i przyciskało do siebie. Ponad to do nozdrzy wdał się nieprzyjemny zapach padliny w pełnym rozkładzie. Pomieszany swąd z wilgocią, coraz bardziej uniemożliwiał swobodne, lekkie oddychanie. Nastolatka zaczęła rozmyślać, czy na pewno da radę wytrzymać to nadzwyczaj realistyczne przedstawienie. Mimo wszystko jednak chęć przeżycia przygody zwyciężyła, więc mała Ren brnęła w to dalej.
Podążając głębiej, jak owce prowadzone na rzeź, Kami nadal miała wrażenie, że jakaś zjawa nie chce jej odstąpić i puścić. Jej ścisk nie odstępował szesnastolatki, a ponadto Ren poczuła, jak z jeszcze nie do końca zagojonej razy sączy się jakaś wydzielina. Otworzyła szerzej oczy i wyjęła panicznie ręce z kieszeni. Jej oczy jeszcze bardziej przyjęły okrągłe kształty, kiedy po wewnętrznej stronie nadgarstków samoistnie zaczęły się rysować poprzeczne, głębokie i niezwykle piekące rany, z których czarna krew ciekła niczym woda w kaskadzie flowforms. Ren napięła każdy mięsień swojego ciała. Zaparła się dalszej wędrówki, a nawet rzuciła się już do ucieczki, ale tajemnicza zjawa przytrzymała ją i obróciła ponownie na odpowiedni tor. Ren w oczach widziała, jak z każdą chwilą jej ubywa. Ponad to znowu z okolic jak wilgoć i smród, wydzielały się krzyki, jęki i błagania. Usłyszała wystrzał, a przed jej oczyma ukazał się obraz spod tego śmierdzącego kontenera, kiedy postanowiła śledzić rodziców. Ten wieczór. Widok upadającego ciała ojca, ciężko bijącego potylicą o bruk. I wciągana do czarnej furgonetki matka. A potem po raz pierwszy podcięcie sobie żył. Później jakby retrospekcje zaczęły się niechronologicznie mieszać. Moment uśpienia siwej Ryuki. Moment, kiedy zaczęły spadać te wielkie lodowe kule...
Wszystkie obrazy z przeszłości, jak i tnące się ręce zniknęły, kiedy grupa stanęła przed gmachem. Posłusznie wszyscy weszli do środka. Odór stamtąd bijący, wydawał się jeszcze gorszy, niż ten na dworze. Ren wstrzymała na chwilę oddech, a gdy wirujące powietrze z zewnątrz nieco mieszało się z tym odorem z wewnątrz, ponownie mogła zaczerpnąć tlenu.
Goście zaczęli nieregularnie schodzić po zdradzieckich schodach w dół. Wyglądało to jakby ktoś przepychał ich łyżką, jak papkę z miski do miski. Po zejściu pierwszych skazańców, schody groźnie zaskrzypiały. Schodząc nieśmiało w pewnym momencie jeden ze stopni nie wytrzymał ciężaru białogłowej i zarwał się pod jej stopą. Na szczęście Ren nie wywinęła koziołka, opierając się w ostatniej chwili o ścianę. Instynktownie zerknęła, o co tak właściwie się wsparła. Nadzwyczajnie realistyczne dekoracje wystraszyły ją na tyle, że puściła się swojej podpory, jakby dotknęła wrzątku.
Zeszła prędko na dół, by nie wstrzymywać chmary schodzących się jeszcze gości. Podeszła do stołu i wyciągnęła swój nóż z paszczy. Nastawiła się dziwnie i uniosła czubkiem metalu jedną z niezwykle rozciągliwych pajęczyn. Jej zabawę przerwał przeciąg i zamykające się gwałtownie drzwi z wielkim hukiem. W pewnych członkach zawrzała w niej paniczna chęć ucieczki, zaś w innych, tych głębszych, dalsza ochota przeżycia przygody.
Rozejrzała się po zgromadzonych, jak i po sali. Podniosłość, atmosfera, klimat i wystrój sprawiały wrażenie jak z jakiegoś horroru. Komu chciałoby się tak starać? Kto byłby na tyle szalony, by dbać o tak szczegółowe detale i magię przyjęcia?

<--


Ostatnio zmieniony przez Kamikaze dnia 21.02.15 8:39, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.11.14 14:59  •  Sala balowa. Empty Re: Sala balowa.
Blizzie właśnie siedziała i pisała sobie opowieść na ławce przed swoim domkiem, kiedy obok pojawiła się koperta. Anielica prychnęła ze zdenerwowaniem i wróciła do zeszytu.
Wtedy  Ailen z szelmowskim uśmiechem zdjął koszulę, pokazując umięśniony tors. Podszedł powoli do Blizarre, która zadrżała. Jednak nie ze strachu, a z radości. Wiedziała, co ją teraz czeka.
Jak ten KTOŚ mógł jej przerwać w tak ważnym momencie? No nic, dopisze resztę później. Różowowłosa otworzyła kopertę i przez chwilkę wczytywała się w tekst.
- ŁO KURCZĘTA JA CHCĘ. - wykrzyknęła i poleciała do swojej sypialni, gdzie znajdowała się szafka. Wyszukała już trochę na nią za mały i nieźle zakurzony... strój wiedźmy. Fioletowa sukienka, czarne buty, rajstopy oraz kapelusz i miotła. Zostało jej z ostatniego Sylwestra, gdzie... w sumie to dłuższa historia. Po prostu działy się tam różne rzeczy, które zapewne nie przystoi robić aniołom.
W każdym razie Blizka ubrała, zadowolona zrobiła jeszcze kreskę na oczach i wyszła. Poszła. W końcu trafiła do mało przyjemnego miejsca, gdzie mały tłumek kierował się w stronę dziwnego domku. Była bardzo ciekawa tego balu. Rozglądała się, pewna, że to wszystko to ozdoby na Halloween.
- No nieźle. Pierwszy raz widzę takie świetne ozdoby. Klimat jest niezły, ha~! - powiedziała na głos.
Wreszcie doszli do ogromnych wrót. Blizka rozejrzała się, wodząc wzrokiem po twarzach. Na szczęście nie zauważyła jeszcze swojego obiektu westchnień, bo wtedy na pewno nie mogłaby się skupić na zabawie.
Drzwi otworzyły się, a pełna zapału Blizka rzuciła się do środka. I...
Cóż.
Skrzywiła się i zasłoniła usta dłonią, jednak uznała, że to nadal zabawa. Takie tam powitanie, hehe~ Zaraz będzie dużo lepiej.
Zerknięcie na kotary.
... realistycznie!
Naprawdę, bardzo... bardzo tu ładnie.
Dziewczyna zaniepokoiła się dopiero wtedy, gdy drzwi zamknęły się z głuchym łomotem. Spojrzała po wszystkich ze zgrozą.
- Pójdziemy na narządy... - wyszeptała na tyle głośno, by każdy ją usłyszał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.14 19:53  •  Sala balowa. Empty Re: Sala balowa.
Przerażona, będę rozszarpana przez wilka w masce...
Obudziła się jak zwykle, nagle otwierając oczy. Uniosła się powoli, odrywając od skutecznie działającej grawitacji poduszki, czując coś w zaciśniętych palcach. Spojrzała na karteczkę, na której wesołe, pokręcone, malutkie literki szybko ją zirytowały. Gdy w końcu przeczytała wiadomość, poczuła zimne dreszcze. Wpadła w amok.
Szybko wzięła się za poszukiwanie odpowiedniego stroju - w końcu to bal! Nie musiała długo grzebać w mrocznych czeluściach szafy, sama bowiem wyglądała jak przebieraniec. Podkreśliła jedynie tajemnicze oczy, malując paznokcie na jeszcze ciemniejsze. Założyła białą maskę, przypominającą tą z okresów greckich dramatów - jedyne, co wyróżniało się na tle białego, twardego materiału to para elipsopodobnych otworów na oczy, oraz smużka czerwonej farby, ciągnąca się niczym łza z prawego ślepia. Kreacja na ten wyjątkowy dzień to króciutkie ciemne spodenki, równie krótka, obcisła i czarna koszulka na ramiączkach z wizerunkiem czaszki. Na kreacje nałożyła puchaty komin z kapturem z naszytymi uszami, imitujący głowę wilkołaka.
I właśnie w takiej postaci przyszła na bal. Dobrze wiedziała, kiedy i gdzie - nie umiała tego wytłumaczyć, ale kierowała się wewnętrznym głosem. Czuła na sobie sporą odpowiedzialność. Z melancholią przystanęła, wsłuchując się w zamykane drzwi, które w końcu zatrzasnęły się za nią. W głębi duszy Marcelina słyszała szepty pełne politowania i współczucia. Dlaczego?
Spojrzała na przybyłych już gości. Była "lekko" przerażona. Wzięła głęboki oddech i ruszyła przed siebie, obserwując każdego z osobna. Próbowała odgonić tajemniczą mgłę, aurę, która zaczęła się do niej dosłownie przyczepiać. Przeklęła pod nosem, a jej oko stało się teraz żółto-fioletowo-czerwone. Robiło ciekawe wrażenie, gdyż mimo zakrycia maski widać było jego różnobarwne blaski i złowrogie iskry. Nie ufała nikomu, pamiętała dokładnie każde słowo z listu. Nie chciała nikomu ufać, tak głosiła karteczka...
...z imieniem z urodzinowej kartki.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 30.11.14 18:11, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.11.14 19:30  •  Sala balowa. Empty Re: Sala balowa.
Zaproszenie leżało na podłodze. Najwyraźniej ktoś wsunął je przez szparę w drzwiach gdy spała. Czy się zdziwiła? Zapewne, choć nie był to pierwszy raz jak ktoś komunikował się z nią w ten sposób. Przyjdź o północy, będę nagi. Tak, tym razem jednak list nie zakrawał na podteksty seksualne, co niezmiernie ją ucieszyło, a wręcz zmotywowało do opuszczenia chłodnych jaskiń Świątyni. Najpierw jednak musiała się przebrać, a strój był wyzwaniem niesamowitym. Czy powinna zostać Prorokiem? Jego peleryny wisiały na wyciągnięcie ręki. A może mitycznym Bogiem który wszystkich opuścił? Nawet inkwizytor przeczołgał się przez jej myśl, gdy spojrzenie wylądowało na lakowanej szafie. Podeszła, powoli, niepewnie, niczym dzika istota wyczuwająca zagrożenie. Dopiero po chwili szukała, grzebała i odnalazła.
Sukienka. Niegdyś biała, dziś pożółkła i poszarpana na dole. Nie była długa, zakrywała jedynie połowę uda. Do "zestawu" dołączony był welon, muślinowa chusta, którą zakryła rude włosy, chcąc tym samym utrudnić rozpoznanie. Całość uwieńczyła wiankiem ze sztucznych kwiatów, przypalonych w kilku miejscach. Zapewne zabrała je kiedyś z cmentarnego wieńca. Spojrzała na siebie w jednym z wielu luster. Czy powinna się malować? Środków miała niewiele. Cieliste mazidło sprawiło, że usta stały się blade, niemal sine. Naturalne sińce pod oczami idealnie odgrywały makabryczny element przebrania. Panie i panowie, południca w pełnej krasie.
Wyruszyła, jak wszyscy, pozwalając by chłód mgły otulił ją niczym całun. Potarła ramię, chcąc ukryć gęsią skórkę, jednak nagłe dreszcze jej to uniemożliwiły. Było zimno, a ona nawet nie wzięła ze sobą butów. Jedynie trzy noże na udzie, ukryte pod rąbkiem sukienki utrzymywały ją w przekonaniu, że nadal panuje nad sytuacją.
Było jednak coś kuszącego w całej tej atmosferze, coś związanego z jej nowym domem, gdzie zwłoki, krew i kończyny nie były niczym niepokojącym. Może właśnie dlatego jej krok zelżał, stał się niemal taneczny. Całun przerodził się w ramiona dawno utraconego kochanka, zaś mżawka zastępowała pocałunki na bladej, łabędziej szyi Fechmistrzyni. W tym momencie zarys domu przed nią był zarazem przekleństwem jak i błogosławieństwem. Mara rosła, pozwalając odnaleźć otwór gębowy, który miał ich pochłonąć na kolejne godziny. Drzwi. Zaśmiała się w duchu i przyspieszyła, wyprzedzając jedną czy dwie osoby. Przebierańcy, zamaskowani i przerażający, a później już tylko schody.
I trzask.
Zduszone krzyki i cichy chichot Branki. Oparła dłoń na ścianie, kontynuując spacer. Część świec zgasła. No tak, przeciąg. Nie pozostało jej jednak nic innego jak iść, iść, iść. Inaczej byliby zgubieni. Pochłonięci przez panikę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Sala balowa. Empty Re: Sala balowa.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 11 1, 2, 3 ... 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach