Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Eden :: Góra Babel :: Katedra


Strona 2 z 15 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 15  Next

Go down

Pisanie 17.11.15 2:40  •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu


Dwóch rosłych aniołów wprowadziło wyjątkowo rzucającego się na wszystkie możliwe strony wymordowanego. Doprowadzili go na sam środek, gdzie długi łańcuch przypięli do wystającego z podłoża koła. Pomieszczenie było wypełnione ciekawskimi aniołami, którzy szeptali między sobą. Najwidoczniej sądy stały się dla nich swego rodzaju rozrywką, o którą w Edenie było tak ciężko. Oczywiście żaden z aniołów nie życzył źle Infinitiemu. Każde z nich żywiło współczucie w stosunku do wszystkich żywych istot, aczkolwiek proces to było zupełnie coś nowego. Coś, czego anioły, głównie młodsze pokolenia, nigdy przedtem nie widziały na oczy.
Metatron odchylił się nieco do tyłu siedząc na swym tronie i przesunął spojrzeniem po twarzach zgromadzonych. Właściwie wystarczyło jego jedno spojrzenie, aby w Sali zapadła cisza jak makiem zasiał. Ustały wszelakie rozmowy, szepty, miało się wrażenie, że zebrani przestali nawet oddychać, w napięciu oczekując pierwszych słów ich nowego archanioła. Ciemnowłosy spojrzał na boki, witając się z osobami odpowiedzialnymi za przebieg procesu, wyraźnie licząc na ich obiektywny osąd. Odchrząknął, przechylając się tym razem nieco do przodu, uważnie przyglądając się twarzy wymordowanego.
- Wyznaj swoje grzechy, które nosi twa dusza i poplamione krwią ręce. – cicho głos prześlizgnął się niszcząc ciszę, jaka powstała. I chociaż Metatron mówił cicho, to jego dźwięk dotarło każdego, nawet tych oddalonych w ostatnich rzędach. Wszyscy go słuchali. Miał władze.
- Śmiało. Mów.


Koleja:

Inf
Lilo
Ktoś, kto będzie sądził, ale jeszcze nie wiem kto |:
Ja

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.15 1:38  •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu
Wszystko wyglądało tak oficjalnie. Sala aż lśniła. No i nie można zapomnieć o pięknie ubranych aniołkach siedzących w ławach - ich pióra aż błyszczały w delikatnym świetle wpadającym do pomieszczenia. Największą uwagę przyciągał jednak oczywiście zasiadający na głównym miejscu Archanioł oraz jego przyboczni. Niestety, cały ten piękny obrazek psuło jedno, małe, szarpiące się i warczące gówno.
Było bardziej niż oczywiste, że Infinity zacznie się rzucać, kiedy tylko wyciągną go z klatki. Wiedział, naprawdę wiedział, że nie da rady uciec tym osiłkom, którzy go wlekli. Tym większy był jednak jego zapał. Poza tym, Inf po prostu się przestraszył. Kiedy w celi spróbował ugryźć jednego z aniołów, a ten zamiast odgryzionej kończyny skończył ledwo z kilkoma śladami zębów na skórze, białowłosy dostał po prostu chwilowego ataku paniki. Przez całe swoje życie, całe! mógł polegać na swoich zwierzęcych atrybutach. Nawet jeśli durne fartuchy założyły mu kaganiec, nawet jeśli związali ręce, by nie mógł ich drapać... nadal je miał. A teraz? Choć próbował je wywołać, nie pojawiały się. Jego zęby nadal były ludzkie, paznokcie również, a ogonów całkowity brak. To tak jakby zabrali mu część jego samego. Dość... przerażająca wizja.
Ale to może dlatego w końcu się uspokoił. Kiedy w końcu przykuli go do koła zamocowanego w podłodze, Inf skulił się. Czuł się tragicznie, wystawiony tak na widok publiczny. Znowu jak na jakimś pokazie, tylko że zamiast ludzi, za widownię miał rzeszę aniołów. No i cel zbiegowiska był inny. Poza tym jednak wszystko się zgadzało. Białowłosy jęknął cicho, łapiąc w dłonie chłodny metal łańcucha. Spróbował go szarpnąć, ale oczywiście bez większych sukcesów. Rozejrzał się szybkim ruchem po sali. Jakże żałosny widok musiał sobą w tej chwili prezentować.
Słysząc głos, który zwrócił się w jego stronę, Inf powoli podniósł głowę. Spróbował przywołać na twarz tę złość, którą teraz odczuwał. Warknął, rozdrażniony. Przeklęte pierzaste pokraki!
- I co niby chcesz usłyszeć, co? - charknął.
Zimno ciągnące od posadzki sprawiło że na jego skórze pojawiła się gęsia skórka. Miał wyznać swoje grzechy? Czyli co, to co zrobił złego? Jasne, czemu nie. Proszę bardzo. Szkoda tylko że potem nie dostanie gwarancji, że jego byli oprawcy też zostaną skazani.
- Że ukradłem? Się mogło zdarzyć raz czy dwa. Że byłem niemiły? Ano byłem. - skrzywił się, podzwaniając łańcuchem. - Że... zabiłem? Jak każdy. Ale tylko w obronie własnej.
No bo policzmy na palcach sytuacje kiedy Inf pozbawił kogoś życia. Ucieczka z siedziby S.SPEC a potem jeszcze podczas przenosin z wysypiska śmieci do Desperacji. Tak to... raczej nie miał innych okazji zabijać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.15 16:53  •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu
Nie czuła się swobodnie za sądową ławą. Zupełnie tak, jakby sama przebywała teraz w miejscu oskarżonego i to nad nią miały się odbywać sądy. Bardzo silnie utożsamiała się z przesłuchiwanym, chociaż jeszcze nawet go nie widziała na oczy. Współczuła jednak każdemu, kto musiał przejść przez to trudne przeżycie. Nikt nie chciałby być zmuszony do przypominania sobie swoich win i ponoszenia za nie wyraźniej odpowiedzialności; wiedziała jednak, że tak być musi. Anioły nie mogły czekać i bezczynnie patrzeć na tych, którzy siali postrach i zamęt pośród innych. Takim trzeba pomagać, naprowadzać ich na właściwą ścieżkę, co do tego nie miała wątpliwości. Otrzymawszy prośbę o uczestnictwo w procesie jako jedna z sędziów, nie śmiała odmówić. Był to nie tylko swego rodzaju zaszczyt, ale również i obowiązek. Od samego początku była nastawiona na to, że nie będzie wcale łatwo. Ze względu na swoje łagodne usposobienie miała problem z byciem obiektywną. Czasami miała wrażenie, że po prostu nie potrafi być sprawiedliwa; zbyt mocno wierzyła w innych, w ich dobrą wolę i poczucie moralności. Można by się zastanowić, czy któregoś dnia taka postawa nie doprowadzi jej do zguby.
I oto zaczęło się. Nieznany jej osobnik został wprowadzony na salę, a Metatron zabrał głos. Choć Lise nie miała osobiście nic przeciwko Archaniołowi, był on dla niej postacią odrobinkę przerażającą. Starała się walczyć z tym wrażeniem, bo dobrze wiedziała, że sama nie ma się czego obawiać. Zamiast więc oddawać się czczym rozmyślaniom, skupiła się na trwającym procesie.
Przysłuchując się wszystkim tym warkom i wyjaśnieniom, westchnęła nieznacznie. Nie był to dla niej czas ani miejsce, by w jakiś bardziej rozwinięty sposób napominać sądzonego. Póki co inna kwestia była tą ważniejszą, ale i tak nie mogła się powstrzymać, by nie wtrącić zdania od siebie. Zaczekała jednak najpierw, czy nie będzie się wypowiadał archanioł i dopiero jeżeli znalazła się chwila, zabrała głos.
- Jesteś w błędzie. Wbrew temu, co uważasz, nie każdy ucieka się do morderstwa - powiedziała łagodnym tonem, spoglądając na wymordowanego z czystą uprzejmością. Mogłaby sprawiać wrażenie dobrej dziewczyneczki, a nie poważnego sędziego. Ktoś musiał mieć niezłe poczucie humoru zapraszając właśnie ją do tej roli.
Czekała na dalszy rozwój sytuacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.15 17:35  •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu
"Nie jestem sędzią", co Hope?
Nie odezwał się nawet słowem w odpowiedzi, wodząc wzrokiem po sali. Nie mógł powiedzieć, że był to pierwszy sąd na jakim miał okazję się znaleźć. Niemniej po raz pierwszy to właśnie on miał sądzić stojącą przed nimi osobę. Nie sam, rzecz jasna. Nie odwracając głowy, przesunął wzrok na siedzącą niedaleko anielicę o złotych włosach. Obszerny kaptur skrywający jego twarz, uniemożliwiał mu szczegółowe obserwacje, niemniej mógł bez wątpienia stwierdzić jedno. Nie kojarzył jej. Nie żeby było to czymś dziwnym. Wyglądała jak klasyczny przykład anielicy w ludzkich wyobrażeniach. Drobna o delikatnych rysach, jasnych włosach i dużych niebieskich oczach. Jak z obrazka. Nie przyglądał jej się dłużej niż dwie sekundy, zaraz zwracając swój wzrok ku Metatronowi, mimo brzęczących łańcuchów, krępujących wymordowanego. Głos archanioła wżynał się w jego umysł, a jedyną jego reakcją w tym momencie, było pochylenie głowy w wyraźnym geście szacunku. Nie robił tego często, niemniej jeśli była na świecie osoba, która na podobny gest zasługiwała to był nią właśnie Metatron.
Dopiero wtedy odwrócił wzrok, kierując go na tego, na którym miał zostać dokonany osąd. Wyglądał jak dzikie zwierzę, zagonione do ciemnego zaułka. Szarpiące się i warczące na swoich oprawców, gotowe przekopać się pazurami choćby i przez kamienną ścianę - bądź ich trzewia - byle znaleźć drogę ucieczki.
Boi się.
Boi się, czy próbuje wywołać podobne wrażenie?
Patrzył na niego bez wyrazu. Nie odczuwał żadnych emocji w związku z zaistniałą sytuacją. Nawet, gdy istota charknęła chłodno w stronę Metatrona, jego usta nawet nie drgnęły, wyraźnie czekając, aż przejdzie do sedna. Wysłuchał co mają do powiedzenia inni, smakując ostrożnie słowa, które chciał wypowiedzieć.
- Niewielu zdaje sobie sprawę z tego jak olbrzymim brzemieniem jest odebranie życia drugiej istocie. Życie to najcenniejszy dar nadany wam przez Boga. Jesteś w stanie powiedzieć w pełni zgodnie ze swoim sumieniem, że śmierć była jedynym wyjściem? - zbyt wcześnie na osąd. "W obronie własnej", od kiedy sięgał pamięcią, było ulubioną wymówką, spływającą z ust ludzi. Czy rzeczywiście obrona nie mogła zakończyć się ogłuszeniem i ucieczką? Dlaczego posunął się do morderstwa?
Jeden z palców jego dłoni stuknął o ławę, po czym znieruchomiał, a Hope nie wydał już żadnego dźwięku, ponownie nieruchomiejąc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.15 16:24  •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu


Metatron przechylił się lekko w bok, poprawiając na zapewne niezbyt wygodnym tronie, nawet przez chwilę nie spuszczając swojego spokojnego i o dziwo łagodnego spojrzenia z wymordowanego. Słuchał, nie przerywał. Kiedy w katedrze zapadła cisza, wręcz namacalna, unosząca się pomiędzy zebranymi i nawet ich spokojne oddechy nie były w stanie jej zakłócić. Gdy pozostałe anioły wypowiedziały swoje kwestie, a oczy zwróciły się ku Metaronowi, ten odchrząknął cicho i otworzył opasłą księgę.
- W obronie własnej. – powtórzył niemal bezdźwięcznie, lecz jego głos rozniósł się echem.
- Rozumiem. – sięgnął po pióro i zamoczył jego koniec w kałamarzu. Mruknął jeszcze coś pod nosem i zaczął notować. Trwało to zaledwie ulotne sekundy, chociaż zdawało się ciągnąć w nieskończoność, kiedy anioł odłożył wszystko na bok i oparł dłonie o siebie układając je w małą piramidkę.
- Dobrze. Jak zostało powiedziane, każde życie jest święte. I tylko Bóg, nasz Ojciec, ma prawo decydować komu je odebrać. – przymknął oczy na krótką chwilę. – A mymi ustami dzisiaj przemawia nasz Ojciec. Odpowiadasz przed nim, nie przede mną. Powiedz mi, mój synu, ile było tych śmierci w obronie własnej. Jedna? Dwie? Dziesięć? – jasne spojrzenie wbiło się w wymordowanego, świdrując go niemal a wylot.
- Wyglądasz na dużego chłopca. Chłopca, który pozwala, by emocje nim rządziły. Chłopca, który prowokuje. Oczywiście są to tylko pozory, którymi uraczyłeś nas w tym miejscu, mogę się mylić. Zatem powiedz mi, ile tych złych osób rzuciło się na ciebie a ty musiałeś ich pozbawić tego, co mieli najcenniejsze, życia? Bo to chcesz nam powiedzieć, prawda? Że jesteś ofiarą a nie oprawcą. – odchylił się lekko opierając wygodnie.
- Pamiętaj, liczy się prawda. Bez względu na to, jak bardo brutalna ona nie jest.

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.15 21:27  •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu
Warknął i zerknął po kolei na każdego z aniołów przed sobą. Takim to dobrze. Mogą sobie siedzieć na wysokich, ciepłych stołkach, pleść swoje bzdury. Infinity zastanawiał się, czy oni naprawdę w to wierzą. Chyba tak, skoro bawili się w tę szopkę.
- Nie zastanawiałem się nad tym kiedy robiłem za tarczę strzelniczą. - odpowiedział na uwagi dwójki skrzydlatych siedzących po bokach głównego bobka. Może ta dziewuszka miała rację, nie każdy posunąłby się do morderstwa? A może Desperacja będzie kiedyś krainą mlekiem i miodem płynącą?
Westchnął cicho. Czy się bał? Trochę. Ale wiedział, że nie może tego okazać, a przynajmniej musi ukryć tak bardzo jak to tylko możliwe. Początkowa panika powoli zaczęła ustępować, teraz czuł już głównie wściekłość, choć i tę próbował ukrywać. Gdyby nie ten łańcuch, krępujący mu ruchy i blokujący moce, Inf zapewne zrobiłby to, o czym pomyślał Hope - przegryzłby się na wolność, nie zważając na koszta. Już nie raz zostałby postawiony w takiej sytuacji. Pamiątki po poprzednim razie nadal nosił na swoim ciele.
Kiedy już białowłosy powiedział, co miał powiedzieć, ponownie skupił swoją uwagę na łańcuchu. Zacisnął na nim mocniej dłonie, obejrzał, zważył. Ocenił jak bardzo jest wytrzymały. Nie znał się na metalach - przynajmniej nie w takim sensie jak, na przykład, rusznikarz albo inny Ktoś dobrze obeznany w sztuce metalurgii. Ale widział już w swoim życiu tyle krat, na tylu ostrzył zęby i stłukł sobie mięśnie podczas prób sforsowania ich, że mniej więcej mógł rozpoznać dany stop: głównie w kategoriach "słaby", "dość solidny", "wytrzymały" lub "choćbyś się zesrał, nawet nie zadrapiesz".
I choć nigdy nie oglądał metalu podobnego do tego, który właśnie oplatał mu przeguby, mógł się założyć, że należy on do ostatniej grupy. Nie znaczyło to oczywiście, że nie chciał spróbować po raz kolejny. Odsunął się do tyłu, tak daleko jak łańcuch pozwalał, a potem zaczął ciągnąć. Nie zważając na ból nadgarstków, ciągnął z całych sił. Kiedy to nic nie dało, zaczął się znów rzucać na wszystkie strony. Towarzyszyły temu warknięcia, najpierw ciche, potem dużo głośniejsze. Zupełnie nie zwracał uwagi na przyglądające się mu anioły. Szarpał tak mocno aż w końcu z nadgarstków zaczęła kapać mu krew, a on z frustracji wydał z siebie ryk i zaprzestał swoich poczynań. Stanął w rozkroku, i spojrzał spode łba na Metatrona. Słyszał. Słyszał wszystko co tamten powiedział. Rzucił się do przodu, zupełnie jakby chciał pognać do zasiadającej na podwyższeniach trójki aniołów. Oczywiście łańcuch powstrzymał go, prawie wyrywając mu przy okazji ręce ze stawów. Nie zważając na ból, nadal wychylał się w ich stronę tak mocno, jak tylko mógł. Wyszczerzył zęby, spoglądając prosto na Metatrona.
- JUŻ NIĄ NIE JESTEM. - ryknął.
Przez chwilę stał w ciszy, lekko dysząc. Przełknął ślinę.
- Wyobraź sobie, że nie liczyłem. - wycharczał. Splunął na ziemię a potem cofnął się dwa kroki. Kiedy już poczuł na nadgarstkach luz, klapnął na ziemi, siadając po turecku. - Ale powiem ci jedno, pierzasty gnojku. Widzisz te wszystkie bandaże? Kiedy twoje przydupasy mnie znalazły, było dużo gorzej. Może dzień-dwa i już nie mielibyście kogo sądzić, podziurawili mnie prawie jak sito. Więc czy było ich dziesięciu, czy pięćdziesięciu... Ja żyję, oni gryzą glebę. Dla mnie tylko to się liczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.15 18:56  •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu
Tak naprawdę nie wiedział, bo przecież nie mógł wiedzieć, w jak wielkim był błędzie. Wymordowanemu mogło się zdawać, że anielscy sędziowie nigdy nie byli w takiej sytuacji, jaką teraz poddają ocenie - nic bardziej mylnego. Skrzydlate istoty wcale nie miały w życiu tak łatwo, jak niektórzy w dalszym ciągu myśleli. Lata prześladowań, trudu i pracy, czuwania nad rasą ludzką; podsumowanie tego wszystkiego w suchym wyrażeniu siedzenie na stołku to już w zasadzie obraza.
Obserwowała sądzonego osobnika z mieszanką uprzejmości i zrezygnowania wypisana na twarzy. Chciała dla niego jak najlepiej, ale stawiał wyraźny opór wobec dobrych rad, jakich mu udzielano. Dlaczego oni zawsze musieli być tacy oporni? Nie mogła zrozumieć, dlaczego niektórzy z takim zapałem próbują udowadniać, że morderstwo nie ma na nich żadnego złego wpływu. Tłumaczenie tego w kółko i w kółko już naprawdę blondynkę męczyło. Na co dzień przebywała przecież wśród Łowców, którzy nie byli wcale łatwą grupą odbiorców. Nie było się co łudzić, że przekona do swoich racji wszystkich, czy chociaż większość, ale z niezmiennym uporem starała się mieć na rebeliantów jak najlepszy wpływ. Ile po drodze było porażek - trudno to zliczyć, jednak to nie one były ważne, a choćby najdrobniejsze sukcesy, każda życzliwa dusza, która zechce posłuchać głosu sumienia.
Nagły ryk wystraszył ją nie na żarty. Chociaż już wcześniej widziała i słyszała szarpaninę jasnowłosego chłopca, to ów dźwięk dosłownie wcisnął Lise w krzesło. Właściwie to może poprawniejszą nazwą byłoby tron, który nomen omen dla drobniutkiej medyczki był zdecydowanie zbyt duży. Musiała wyglądać komicznie, jak dziecko, gdyż usadzona na swoim miejscu nawet nie dosięgała stopami podłogi.
Po chwili, gdy wymordowany zaprzestał krzyków i gwałtownych działań, wyprostowała się na powrót. Potrzebowała kilku głębszych oddechów, by uspokoić skołatane nagłym przestrachem serce. Choć patrzyła wciąż na zakutego w łańcuchy biedaka, zbielałe dłonie złapały za krawędź sweterka i zacisnęły się mocno na materiale, pomagając tym samym na powrót do normalności.
- Spokojnie, kochany. - Wyciągnęła ręce przed siebie, jak gdyby miała właśnie zabrać się za ujarzmianie dzikiego tygrysa. Właściwie to jej obecne działanie wcale nie odbiegało aż tak bardzo od tego obrazu. - Krzyki i szarpanina nic ci nie dadzą, tylko zrobisz sobie krzywdę. Nie ma potrzeby się rzucać. - Znów się uśmiechnęła, choć teraz już nieco niepewnie. - To zrozumiałe, że bronisz swojego życia. Każdy powinien o nie dbać, ale to nie powinno się odbywać kosztem innych. Pomyśl, że ci, którzy zginęli z twojej ręki, tez pragnęli życia i mieli do niego równie święte prawo, co ty. Jesteś całkowicie pewien, że nie było żadnej możliwości przeżycia bez zamordowania tych wszystkich osób? Bądź szczery, z nami i ze sobą.
Chciała, by wszystko potoczyło się pomyślnie. Naprawdę wierzyła, że sumienie odezwie się w wymordowanym i podpowie mu właściwą drogę, tak samo jak mocno ufała, że rzeczywiście nie miał złych zamiarów. Nie był to zresztą żaden wyjątek, na miejscu sądzonego mógłby się znajdować ktokolwiek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.15 15:48  •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu
Cisza. Gdyby tak mogła potrwać nieco dłużej.
Hope rejestrował rzeczy dziejące się na sali jedynie kątem oka, nawet na moment nie odwracał bowiem wzroku od oskarżonego wymordowanego. Nawet gdy głos zabrał Metatron, nie zwrócił głowy w jego kierunku, po prostu obserwując.
Co za szopka.
Nie tobie oceniać.
Wierzysz w jego wersję, Hope?
Ludzie bywają okrutni. Niemniej nie każde okrucieństwo trzeba tłumić, gasząc ich życia.
Walczył o przetrwanie. Na tym właśnie polega życie na ziemi, na przetrwaniu. Nie zrobił niczego złego.
Wedle twoich standardów, z pewnością.
Uciął temat, zamiast tego skupiając swoją uwagę na próbach urwania łańcucha. Szarpanina i narastający warkot nie robiły na nim większego wrażenia, choć tym razem oderwał na ułamek sekundy wzrok od wymordowanego, by obrócić nieznacznie głowę w stronę siedzącej obok anielicy, wystraszonej nagłym rykiem. Gdyby miał w sobie choć trochę ciepłych odruchów, posłałby jej zapewne jedno z pokrzepiających spojrzeń, może uśmiechnął się nieznacznie, by przypomnieć jej, że jest bezpieczna i nic jej się nie stanie.
Niestety Hope nigdy nie należał do podobnego gatunku. Potrafił jedynie przyglądać jej się w milczeniu, pustym wzrokiem, by zaraz zwrócić się w stronę oskarżonego. Wysłuchał słów anielicy, zabierając głos dopiero, gdy w sali zapanowała względna cisza.
- Przemawia przez ciebie agresja. Zachowujesz się jak ktoś, kto pożarłby wyciągniętą ku niemu dłoń oferującą pomoc, by ocalić własny interes i uchronić się przed ryzykiem zranienia. Każdy chce żyć. - wpatrywał się w niego ze stoickim spokojem, nie poruszając nawet o milimetr. Jedynie jego usta rozchylały się nieznacznie co jakiś czas, by wypuścić spomiędzy nich kolejne słowa.
- I każdy ma własne ideały, których przestrzega. Dla jednego będzie to zachowanie wolności i dążenie do celu po trupach. Dla innego podziurawienie kogoś jak sito dla dobra ogółu. Każdy z nas mógłby znaleźć się na twoim miejscu, a tym czego wtedy byśmy oczekiwali byłaby pomoc. Przelano wystarczająco dużą ilość krwi. Krwi, która już zawsze będzie na twoich rękach. I rękach twoich oprawców. - jego wzrok, choć skryty pod obszernym kapturem, świdrował wymordowanego na wylot, zupełnie jakby chciał zajrzeć w najdalsze zakamarki jego duszy, by poznać pożądane odpowiedzi.
- Pytanie brzmi, czy chcesz otrzymać pomoc. Czy zmienisz swoje ideały "życia kosztem innych" i odrzucisz wypełniającą cię agresję, czy uraczysz nas ładnym słowem, by przy najbliższej okazji ponownie upuścić komuś krwi pod kolejnym pretekstem obrony własnej. To trudne pytanie. I równie trudne jest podjęcie decyzji. - zamilkł nie mając w tym momencie więcej do dodania, zupełnie jakby chciał dać wymordowanemu czas na zastanowienie się. Nie mieli gwarancji w żadnym z tych przypadków. Jeśli puszczą go wolno, być może zabije kolejne osoby, a na nich spocznie odpowiedzialność za te czyny. Bo przecież mogli go powstrzymać.
Z drugiej strony jeśli nie dadzą mu szansy, której chłopak faktycznie by się pilnował, być może stracą duszę, która wyraziła skruchę i postanowiła się zmienić.
Ciężka decyzja.
I wielkie brzemię spoczywające na tych, którzy będą musieli ją podjąć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.15 2:02  •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu
Właściwie nie mam nic do dodania, dlatego też kontynuujcie tą kolejkę dalej, bo Metatron póki co słucha i notuje.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.15 0:12  •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu
Kiedy już usadowił się na ziemi, zdawało się, że Inf wyraźnie się uspokoił. Była to jednak tylko ułuda, wewnątrz Infinity nadal buzował od gniewu. Dało się to wyczytać w jego postawie - ramiona miał sztywne, spojrzenie które wbijał w trójkę aniołów przed sobą było twarde jak stal. Ręce trzymał przed sobą, kiedy tylko rana na nadgarstkach przestała być podrażniana, natychmiast rozpoczęło się gojenie. Już po kilku minutach skóra była jak nienaruszona.
Przerażenie jakie wywołał w jednej z jego sędziów sprawiło mu niejaką satysfakcję. Niech się boi. Ma czego.
- Nie było - swoim zwyczajem wywarczał odpowiedź. Czy on naprawdę musiał się powtarzać. Mówił już przecież, jak wyglądała sytuacja podczas tamtych dwóch zdarzeń. Naprawdę nie było żadnego sposoby, by zakończyć to pokojowo. Infinity nawet próbował, ale nie przyniosło to pożądanych skutków, a przynajmniej nie w takim stopniu w jakim on potrzebował - Próbowałem ucieczki. Nie chciałem walczyć. Nie zdało to egzaminu.
Gdyby dalej tylko uciekał, na pewno zostałby w końcu zasypany takim gradem kul, że w końcu nie dałby się rady podnieść. Ale nie zabili by go. Zawlekliby go z powrotem do laboratoriów S.SPECu i jego koszmar zacząłby się od nowa. Aż zadrżał na tę myśl. Nie dałby się więcej zamknąć w klatce. Nigdy więcej.
Przeniósł spojrzenie na drugiego anioła, zasiadającego u boku Metatrona. Ten to w ogóle się nie podobał Infowi. Wyglądał jak jakaś pieprzona rzeźba przebrana w kaptur. Głosem i ogólnym odbiorem bardziej przypominał białowłosemu te durne maszyny ze S.SPECu. Tylko mówił zdecydowanie więcej i przynajmniej na temat.
- Nie masz prawa mnie pod tym kątem oceniać. W całym moim życiu nikt nigdy, nigdy! mi nie pomógł. - odpowiedział chłodno. Kiedyś, kiedy jeszcze siedział w klatce, Inf miał przyjaciela. Przynajmniej miał go za przyjaciela. Razem planowali ucieczkę, ale tak jakoś się stało, że na wolność wydostał się jedynie jego kompan, Wrona. Czy wrócił po swojego druha? Oczywiście że nie.
Jednak Infinity drgnął lekko. Nigdy nikt mu nie pomógł? Nie... Była jedna taka osoba. Jedna jedyna. Pamiętał swoje zdumienie, kiedy bezinteresownie przejęła jedną z jego poważniejszych ran na siebie. Było to niewiele kiedy porównać to do skali obrażeń, których doznał... ale jednak był to akt miłosierdzia. Białowłosy opuścił głowę, wbijając wzrok w podłoże. Z tego co pamiętał, podziękował jej. Ale teraz nie pamiętał nawet, jak miała na imię. Zasmuciło go to. Jak mógł je zapomnieć?
To jednak nic nie zmieniało.
- A jak niby ta wasza pomoc miałaby wyglądać, co? Dacie mi anioła stróża żeby wszędzie za mną łaził i truł dupę, kiedy będę chciał bądź będę zmuszony zrobić coś złego?
Infinity naprawdę nie był złym człowiekiem. Może nie był zbyt uprzejmy, ale jeśli nie zachodziła taka potrzeba, nie zabijał. No, chyba że ktoś bardzo zaszedł mu za skórę, jak na przykład jeden z naukowców ze S.SPECu, niejaki Hirako, któremu Infinity w szale oderwał całe ramię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.15 18:02  •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu
Głębokie oddechy: jeden, drugi, trzeci. Kilka pocieszających słów w myślach do siebie samej, szczególnie jakże pokrzepiające wszystko będzie dobrze. A nawet jak nie będzie, to jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było.
Nagły zryw trochę wytrącił ją z równowagi. Bała się? Oczywiście, chociaż w rzeczywistości nie było czego. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, ze przykuty łańcuchem wymordowany nie ma szans zrobić krzywdy któremukolwiek ze swoich sędziów. Miała już jednak wyrobiony odruch błyskawicznej reakcji na każdy dźwięk czy obraz, który mógłby choćby w najmniejszym stopniu stanowić dla niej zagrożenie. Jako istota nieposiadająca umiejętności samoobrony po prostu musiała się nauczyć być nieustannie czujna, gdyż w razie ataku jej jedynym ratunkiem były uniki i żwawa ucieczka.
Na odpowiedź w formie warknięcia najpierw zareagowała wyłącznie nieznacznym westchnięciem. Zaczynała rozumieć, czemu postawiony przez sądem chłopak tak się irytuje. Sama chyba też nie byłaby szczególnie zachwycona, gdyby ktoś ją w taki sposób wałkował. Niestety, cała idea tego właśnie wymagała - najpierw rozpoznania, jakiegoś dialogu i wymiany informacji, a następnie dopiero można było takiemu delikwentowi udzielić pomocy. Żeby jeszcze tylko na to pozwolił, to już w ogóle byłoby cudownie. Różne jednak było podejście tych, którym przyszło stawić się przed anielskimi sędziami. Im dłużej Liselotte przebywała w tym miejscu, tym bardziej zastanawiał ją wynik całego przedsięwzięcia. Z jakichś nieznanych powodów naprawdę zależało jej na tym, by jasnowłosy dał sobie pomóc i mógł opuścić górę Babel bez kłopotów. Może jakiś niespełniony instynkt macierzyński?
- Rozumiem. Przykro mi, że tak się musiało stać - skomentowała w końcu. Sama też przyjmowała taką taktykę, nawet gdy już zdarzało jej się uczestniczyć czynnie w akcjach rebelii. Nie chciała nikogo krzywdzić, nawet jeżeli byli to przeciwnicy. Doskonale rozumiała położenie wymordowanego, który najwidoczniej nie miał innej drogi, jeśli chciał przeżyć. Ostatecznie ta kwestia została wyjaśniona.
-My zamierzamy ci pomóc - podkreśliła z całą stanowczością. Teraz już bez strachu patrzyła na stojącego naprzeciwko chłopca. Zaczynała się coraz bardziej identyfikować z jego położeniem i miała coraz większe wrażenie, że po prostu musi zrobić wszystko, żeby mu pomóc, żeby jej na to pozwolił - bez względu na to, co powiedzą pozostali sędziowie.
- Nie chodzi o to, żeby za tobą ganiać i pilnować na każdym kroku. Zależy nam, żeby pokazać ci dobrą drogę i na niej wspierać. Nie myśl o tym jak o nadzorze, to nie tak. - Pokręciła głową, rozsypując złote pasemka wokół drobnej twarzyczki. Naprawdę wierzyła w jego dobre intencje. Ba, w tej choćby chwili głowę by dała, że przy odrobinie dobrej woli i wsparcia z tego chłopaczka jeszcze będą ludzie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Sala Sądu - Page 2 Empty Re: Sala Sądu
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Eden :: Góra Babel :: Katedra

Strona 2 z 15 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 15  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach