Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Wtargnięcie w fabułę nr 852934
Syczenie kota. Ten dźwięk kazały jej skręcić w jakąś ciemną uliczkę - a raczej zaułek. Mimo, że szła akurat do najbliższego spożywczaka, szukała również Hadesa, swojego czarnego kota. Zgubił się, biedak ostatnio, a właśnie znalazła małe i przytulne mieszkanie, a co za tym idzie - spełniła marzenie o kocie i tłustym, spasionym szczurze.
Jej nozdrza złapały jakiś zapach. Podeszła do jednej ze skrzynek, zauważając czarną, futrzastą kulkę. - Hades! - jej pyszczek przeorał wielki uśmiech, pełen szczęścia i radości. Ah, te happyendy! Objęła biedaka swoimi dłońmi, głaskając go po karku i stawiając na skrzynce. Chciała chwycić jego zranioną od szkła łapę, gdy wtedy usłyszała odgłos upadającego... czegoś. Czegoś ciężkiego. A potem jakieś krzyki za sobą. Nie porywaj mnie! Jestem brzydka, lepiej będzie jak złapiecie jakąś inną dziewczynę, bo co wam po takiej jak ja! - Było ciemno, w końcu to CIEMNY ZAUŁEK, cholibka! Kotowata przyzwyczaiła więc wzrok do wiecznie panującego tu mroku, dzięki czemu po kilku sekundach mogła widzieć już wyraźniej zarysowane sylwetki. Niedaleko stała mała, dość chudziutka, zdecydowanie dziewczęca postać, blisko niej ktoś masywny, chyba wysoki, dobrze zbudowany. Nie była ogarnięta w całej tej sytuacji, dlatego z góry założyła, że owy nieznajomy to wróg, który z chęcią skrzywdziłby tamtą bezbronną dziewczynę.
Była pewna, że obydwoje widzą tu kolejnego człowieka. Skąd Cyśka miałaby wiedzieć, że Nathaniel to anioł? Ani Bogiem, ani wszechwiedzącą nie była, a Aragot dostał dwudniowy urlop na wyjazd do rodziny (obiecała, że nie opuści swojego mieszkania nawet na pół stopy). Podeszła do dwójki bliżej, by obydwoje mogli ją zauważyć. - Ejj! - wrzasnęła, przy okazji zdzierając gardełko i wskazując palcem na anioła. - Straszenie przypadkowych, bezbronnych dziewczynek sprawia Ci przyjemność? - jej prawe oko zrobiło sie teraz jaskrawo czerwono-żółte. Ciało przybrało przestraszono-bojową posturę - sierść na grzbiecie zjeżyła się, ogon zesztywniał, pazury u stóp same od siebie ujrzały światło dzienne. Zrobiła cztery kroki, stając koło dziewczyny. Nie umknął jej widok zakrwawionej dłoni nastolatki. Dopiero gdy się zbliżyła, mogła dokładniej określić jego gabaryty... japierdolejezusmaria, prawie złapała się za głowę. Facet był był od niej znacznie wyższy, ona sama sięgała mu ledwo do klatki piersiowej, wliczając w to oczywiście jej wielkie uszy. Utrzymała obowiązkowy dystans dwóch metrów, który na niewiele się zda, gdy ten wpadnie na doskonały pomysł zaatakowania jej. Uj, to chyba był zły pomysł. I to jest właśnie sztuka wpadania w kłopoty. Przygryzła wargi, a gdy adrenalina opuściła jej drobne ciało, palec zaczął się... trząść. Podobnie z resztą jak nogi, które nagle przybrały postać galaretek. Cholera, były jak z waty! Opuściła rękę i przełknęła ślinę. Serce zaczęło szybciutko bić, sprawiając wrażenie uwięzionego. Dobra, to serio był zły pomysł. - Może lepiej... - szepnęła do Molly. - ...udawać martwe? Tja. Jesteś genialna! To brzmi jak dobry plan. Tylko gorzej, jeśli to nekrofil.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 11.09.14 21:26, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Nie porywaj mnie!”
- Nie…
… dane było mu skończyć wyjaśnień, których nawet na dobre nie zaczął, jako że do akcji wkroczyła kolejna istota zatrważających rozmiarów. {Zapamiętać; osoby o gabarytach nieprzekraczających metra sześćdziesiąt omijać szerokim łukiem.}
Straszenie bezbronnych dziewczynek sprawia Ci jakąś przyjemność?
Czyli tak; Nath stoi z kotem w łapie – nie z żadną maczetą, nie z kałachem, nie ze sznurkiem do wieszania bielizny, a właśnie z wyrywającym się, wychudzonym, zapchlonym, rannym sierściuchem – i wszyscy od razu zakładają, że chce czynić zło oraz występek. W sumie dzień jak co dzień... tyle że nie. Nie mógł powstrzymać się od przeciągnięcia dłonią po twarzy w geście zmęczenia czczą paplaniną. Dobra, Levitoux, weź się w garść – w końcu chłop czy kaczka jesteś? Westchnął, zbierając siły do batalii, która wedle jego przewidywań miała się tu za moment rozegrać. Bo wbrew opiniom przedstawicielek płci przeciwnej nie zanosiło się na rękoczyny, a wręcz przeciwnie; na długie wytłumaczenia, proszenie i dyskusje, a na samą myśl o tym anioł już czuł się zmęczony. Ale co poradzić, kiedy trzeba to wszystko jakoś naprostować?
- Nie jesteś brzydka, ale tu nie chodzi nawet o twoją urodę – zwrócił się do brunetki wciąż pokładającej się na ziemi. Następnie przeniósł spojrzenie na nowoprzybyłe dziewczę, otworzył usta i… zmarszczył brwi. Co z tymi uszami? Tylko, żeby to nie była kolejna wymordowana menda. Miał już takich zdecydowanie za wiele w swoim życiu {tak, Grow, patrzę na ciebie XD”}. Zresztą nieważne, kim była, co tutaj robiła i właściwie czemu oskarżała jego, Nathaniela Chodzącą Prawość i Życzliwość o tak haniebne czyny, jak znęcanie się nad dziećmi. Ważne, ze była świadkiem tego niefortunnego zdarzenia i teraz Nath musiał się tłumaczyć. Bycie stróżem jest jednak dużo łatwiejsze, kiedy pilnujesz jednej osoby, a nie całego społeczeństwa… – Nikogo nie straszę. Chcę tylko, żeby przestała tarzać się po potłuczonym szkle i dała się opatrzyć – tu nastąpił dramatyczny wymach anielskiej łapy w stronę sprawczyni całego zamieszania. Zaraz za ręką podążyło spojrzenie albinosa, który w tym samym momencie jakby coś sobie przypomniał. – Właśnie, mogłabyś wreszcie wstać? – w jego głosie słychać było niemalże błagalną prośbę.
Brakowało tu jeszcze tylko podkładu muzycznego poruszającego serca, a byłoby prawie jak w brazylijskiej telenoweli. W ogóle najlepiej, żeby był grany przez bandę mariachi, bo czemu nie. Zresztą może i oni się tu zjawią, skoro w tym ciemnym, opustoszałym zaułku zaczynało robić się tłoczno jak na stacji metra w samo południe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

I wtedy nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji, bo oto do ich dwójki przyszedł kolejny osobnik. I już po pierwszym spojrzeniu na czerwonowłosą, serce Seiko niemal stanęło.
Wymordowana!
Nie dość, że łowca, to jeszcze to! Często czytała o nich na necie i z tego co się dowiedziała, to nie dość, że są jacy są i zazwyczaj zdziczali i w ogóle trzymaj się z daleka, to do tego mogą cię zarazić tym wirusem i sam się taki stajesz! Wyrastają ci rogi i łuski a potem tracisz umysł i stajesz się dziką bestią! I chociaż w pewnym stopniu wizja ta była nadzwyczajnie kusząca, to jednak teraz, kiedy miała przed sobą prawdziwą wymordowaną... Teraz to tylko zakołowało jej się w głowie i czuła, że zaraz się przekręci.
Ale nie! Bo oto kolejny zwrot akcji i co się okazało, dziwny stwór był po jej stronie! Czerwonowłosa próbowała jej bronić. Przynajmniej do czasu, kiedy nie oceniła przeciwnika. Nie dość, że olbrzym, to jeszcze łowca! Umrą! Nie! Ona umrze! Wymordowani mają te swoje różnie takie zdolności, to ucieknie i przeżyje. Za to co miało uratować biedną Molly..?
Powinna już dawno zejść na zawał, albo przynajmniej zemdleć, a mimo to wciąż się trzymała i o dziwo, słuchała słów mężczyzny, który teraz bardzo zapierał się, że wcale skrzywdzić jej nie chciał. A kiedy wskazał na nią palcem... W sumie nie do końca wiedząc czemu, poderwała się z ziemi, jak gdyby na rozkaz. I wtedy też zerknęła na swoje dłonie. Tak czerwone, że kawałków szkła nie było już w nich widać. A potem znowu na albinosa, a potem na ogoniaste coś i... i już sama nie wiedziała co zrobić. To wszystko to było za dużo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

CO TU SIĘ DZIEJĘ.
Teraz Marcelina po prostu ogłupiała. Stanęła i z miną pokerface godną najlepszego pokerzysty spojrzała na Molly, a potem na Nathaniela, znowu na Molly, na jej zakrwawione ręce, a teraz na swoje ręce. I znowu na nieznajomego. - Dobra ziomy, hłe-hłe, wyluzujmy - powiedziała, podnosząc otwarte dłonie do góry na znak neutralnego nastawienia. Chwyciła nadgarstek dziewczyny, przyglądając się dość głębokim ranom, nadal jednak czując nieprzyjemne dreszcze. Nie czuła się zbyt komfortowo w towarzystwie tegoż anioła. - No mała... nie ciekawie to wygląda. - puściła jej rękę i spojrzała na... nos mężczyzny. W oczy to tak nie wypada, no... dobra, nie była ekspertką w dziale "co wypada młodej damie" więc szybko skierowała wzrok na poziom jego oczów. Były dziwnie... ekhem... wyśmienicie piękne! No tak, Marcelina wpatrywała się w nie przez dobre pięć sekund, dalej by to robiła, gdyby nie lęk. Dlatego szybko spuściła wzrok, nie chcąc, by ten zorientował się, że jego nadzwyczaj ciekawe gałki oczne stały się ósmym cudem świata (ah, gomen nasai, dziewiątym - ósme miejsce należy do kremówek z małej cukierni w mieście-3) bo na taką osobę jak ona działały bardzo hipnotyzująco, można wręcz rzec, że dla nich Cyśka zrobiłaby wszyst... ej!
To wszystko zbiło ją z tropu. Z jednej strony chciała uniknąć kontaktu wzrokowego, ale z drugiej... ten wzrok przyciągał ją bardzo. Za bardzo. Niebezpiecznie bardzo. Mimo ciemności mogłaby się im długo przyglądać. Aragot, cholera, raz byś się przydał do czegoś! Wyjechał czarny skurwiel do rodziny, zostawiając Marcelinę na pastwę losu. Na całe dwa dni! No dobra, miała zostać w mieszkaniu, miała się z niego nie ruszać, miała płakać przy hiszpańskich serialach o ratowaniu krokodyli, chrupiąc przy okazji stare chipsy paprykowe. Przygryzła jednak wargi i uparcie gapiła się w zakrwawione ręce dziewczyny. - Znam się na medycynie, ale do opatrzenia takiej rany nie potrzebne są większe kwalifikacje. - Przysiadła na ziemi, otwierając swoją torbę. Grzebiąc tak, nerwowo spychała mniej-ważne-rzeczy na bok, szukając obowiązkowej mini-apteczki, bez której żaden medyk się nie obejdzie. - Znasz jakiś punkt medyczny w okolicy? - Pytający wzrok przeniosła na twarz anioła, szybko wracając do zawartości swojej torby. Komórka, aparat. Monety, chusteczki. Spinacz, durexy... znaczy ukochany szwajcarski scyzoryk i równie ukochana fajka. Niestety, nie znalazła nic, co by dziewczynie pomogło.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 11.09.14 21:31, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Dobra, ziomy, wyluzujmy”
Święte słowa. Levittoux skinął łbem na znak aprobaty, po czym wrócił do doskonale wyćwiczonej przez siebie pozy Skały-Która-Tak-Sobie-Tu-Tylko-Stoi. Skoro ktoś inny zajął się gadaniem i działaniem, wreszcie mógł pozwolić sobie na nieodzywanie się. Nie da się ukryć, że to mu pasowało. W końcu kto jak kto, ale on z pewnością nie należał do fanów bezsensownego tłumaczenia się porównywalnego do rzucania grochem o ścianę. Może i są ludzie, którym to odpowiada, po świecie ostatecznie chodzą różni dziwacy, jednak Nathaniel nigdy nie był specjalnym fanem groszku. Nie zajmując się sprawą poranionych rąk brunetki, mógł natomiast w pełni oddać się niezwykle zacnemu zajęciu zatrzymywania kota w swych objęciach. Sierściuch bowiem najwyraźniej nie był zwolennikiem pokojowych rozwiązań i właśnie zaczął się wyrywać. I tak zachowywał spokój zaskakująco długo - pewnie do tej pory był zbyt zszokowany faktem, że ktokolwiek ośmielił się tak bezceremonialnie go obłapiać. Teraz jednak nic już nie przeszkadzało mu w wymierzeniu sprawiedliwości i znalezieniu zemsty na bezczelnej ręce. Ostre kły zatopiły się w dłoni anioła, sprawiając, że ten rozluźnił nieco uścisk. Na to tylko czekał ten cholerny pchlarz. Wykonał oszałamiające salto w tył i już zbierał się do lądowania godnego samego Małysza, gdy w ostatnim momencie pochwyciła go druga, zdradziecka łapa. Zwierzak syknął z wyraźnym niezadowoleniem. Nic dziwnego, w końcu wrócił do punktu wyjścia…
W międzyczasie mimowolne towarzyszki albinosa zdążyły zająć się sobą nawzajem. Właściwie to jedna postanowiła pobawić się w lekarza i pomóc drugiej, która zachowywała się teraz jak ranne, przerażone zwierzątko. Zważywszy na to, która z nich była posiadaczką pary dorodnych, kocich uszu, ta sytuacja stawała się jeszcze bardziej absurdalna.
- Szpital - mruknął odruchowo w odpowiedzi na rzucone w niego pytanie. Nic dziwnego zresztą - jako stały bywalec tego przytułku, nie musiał zbyt długo się nad tym głowić. Nie, żeby sam często doznawał urazów, kontuzji, czy stawał się roznosicielem tropikalnej choroby. Doskonale znał jednak pewną osobę potrafiącą powrócić do swojej jaskini w stanie przypominającym jednocześnie ofiarę powodzi, bombardowania oraz erupcji wulkanu. Takie już życie ulicznego rapera anielskiego pachołka, że trzeba być na bieżąco z podobnymi kwestiami.
Pchlarz tymczasem nie dawał za wygraną; pazury bestii przejechały po ramieniu białowłosego. Chłopak zaklął pod nosem, puszczając zwierzaka, który bezzwłocznie skorzystał z okazji i poszedł w długą. Nathaniel prychnął podirytowany, opuszczając rękawy bluzy. Tak właśnie wszechświat odpłaca mu się za próby pomocy! Dalej, wszechświecie, dawaj wszystko, co masz. Levittoux z miłą chęcią pomoże jakiemuś krwiożerczemu staruszkowi w pieleniu ogródka, albo przygarnie pod swoje skrzydła bandę zdziczałych psów - nasyłaj na niego wszystko, koleś!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stać tak niemal nieruchomo, jedynie z podrygującymi mimowolnie dłońmi, z których z każdą chwilą wypływało coraz to więcej krwi, która to już zdążyła stworzyć uroczą kałużę na ziemi, gdzie na jej szkarłatnej tafli dryfowały szklane kry. Mogła tak stać, a oni mogli się rozejść. Tak by chyba było najlepiej. Mogła też rzucić się do biegu i czmychnąć szybko do swojej groty, zaszyć się pod kołdrą i nie wychylać się nawet na moment przez najbliższe tysiąclecie.
Lecz strach, jak i ból, który dopiero teraz zaczął dawać o sobie znak, skutecznie ją sparaliżowały. A ta przerażająca dwójka ani myślała sobie pójść.
-Ykh! - stęknęła z zaskoczeniem, kiedy futerkowa chwyciła ją za nadgarstek. Wtedy też dostrzegła, jak bardzo poranione są jej dłonie. A nie dość, że całe we krwi, to jeszcze gdzieniegdzie wystawały srebrzyste, szklane igły. I chociaż szok wciąż jeszcze skutecznie tłumił ból, to jednak widząc to jej kolana się ugięły, a płuca wyrzuciły z siebie całe powietrze. -J-j... - zaczęła, kierując spojrzenie na oczy uszatej, jednak kiedy ich spojrzenia tylko się napotkały, odwróciła speszona głowę, kierując swe oczy na krwistą taflę, podrygującą delikatnie przy uderzeniu kropli ściekających z jej rąk. -D-dam... dam sobie r-radę... - wydukała, na tyle cicho, że nie zdziwiłaby się, gdyby towarzyszące jej osoby tego nie usłyszały.
Przez to całe zamieszanie, zapomniała już całkiem o sierściuchu, który podczas swej emocjonującej ucieczki, zaplątał się w jej nogi. I kiedy pobiegł dalej, to Molly niemal ponownie znalazła się na ziemi. Tym razem miała jednak na tyle szczęścia, że dobroduszna ściana postanowiła ją przytrzymać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaprzeczyła, energicznie poruszając głową na "nie!" z dodatkowym wyrazem twarzy "Ty jesteś nienormalna?!" <the awesome poker face>
Spojrzała na anioła. Umilkł, co wydawało się podejrzane. Dla Marceliny BARDZO podejrzane. Spojrzała na niego pytająco, ledwo powstrzymując śmiech, gdy Hades próbował wyrwać się z jego uścisku. - Ejj, no! - powiedziała głośno, odbierając niespokojnego kota z jego rąk. - Zostaw go! On też ma uczucia. Kim ty jesteś, co? - pogłaskała lamentującego sierściucha, najwyraźniej obrażonego na anioła. - Koty nie traktuje się w ten sposób. - dobrze wiedziała, JAK się je traktuje. W końcu sama wiele wiedziała na temat życia KOTA... włóczki, mleczko, rybka i te sprawy, no ale pomińmy ten ciekawy i znaczący dla fabuły fakt. Uraczyła mężczyznę możliwością wypowiedzenia się na ten cały pogmatwany temat. - Nie, nie dasz sobie rady. - wiedziała już, że Molly była osobą bardzo nieśmiałą i strachliwą. Tylko dlaczego? Jaka szkoda, że nie potrafiła czytać w myślach, we wspomnieniach czy lękach. Aragot to potrafił, ale nigdy, przenigdy nie powiedziałby Marcelinie ważnych informacji z życia KOGOKOLWIEK (tak, złamanie prawa bogów śmierci. Pogmatwane to...) Co bardzo Marcelinę irytowało. Tja, kodeks, te sprawy, ale z myśli czy fantazji innych śmieje się w najlepsze, nie raz nie mogąc ustać na swoich łapskach...  - To jak, holujemy ją? - spytała w końcu, patrząc przez chwilę na Nathaniela.
No w końcu dziewczynę trzeba było ratować... wykrwawi się na śmierć! pomyślała kotowata, co wyprowadziło ją trochę z równowagi.
Cholibka, wykrwawi się tu, po czym umrze jej na rękach! Będzie miała jej krew na palcach. Potem ten wielkolud okaże się kanibalem, albo, co gorsza, nekrofilem! I w dodatku zoofilem i pedofilem. I bez szwajcarskiego scyzoryka, gryzienia po łapskach i drapania po żebrach się nie obędzie. Najpierw rozpruwacz, teraz ten. Pewnie to kolejny s.p.e.c od dostarczania żywego towaru i nowych zabawek. Tacy najczęściej są mili, a potem bum! Do wora, sznurek, do samochodu i nikt o niczym nie wiedział, a twoje dane znikają. Pff, w sumie one nigdy nie istniały, bo każdy wymordowany to praktycznie zero w świecie-3. A desperacja? Szkoda gadać...
I jeszcze ten ból głowy. Cholera, no migrena ją złapała! Jeszcze chwila a czerwonokrwista ciecz wypłynie z jej nosa, wystrzeli, pobrudzi wszystkich dookoła, a osoba trzecia stwierdzi, że to ulica sadystów. Kichnęła, wydając trochę kocio-podobny dźwięk alergii. Wyciągnęła chusteczkę jedną, wolną ręką i modliła się, by nie spojrzała na wcześniej bialutki, a teraz czerwony, delikatny materiał.
Dobra, biały. Uff.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby jego wzrok mógł zabijać, z pewnością pchlarz, który teraz wylądował na rękach dziewczyny i u niej zachowywał się bardzo przyzwoicie, już by nie żył. Jeszcze ta akcja z przewracaniem Bogu ducha winnej, poranionej i przestraszonej brunetki… Oj, grabił sobie, grabił. Jako że Levittoux nie posiadał jednak takiej mocy sprawczej, mógł jedynie westchnąć, przenieść spojrzenie na twarz czerwonowłosej nieznajomej i bardzo wymownie wzruszyć ramionami. Nie wiedział, jak powinno obchodzić się ze zwierzętami i prawdę powiedziawszy, mało go to obchodziło. Złapał tamtego sierściucha tylko dlatego, że czuł się w obowiązku mu pomóc. I tyle. W tym wypadku pieszczoty nie były jego działką.
- Nie, nie dasz – odpowiedział czarnowłosej praktycznie w tym samym momencie, w którym zrobiło to drugie dziewczę.
To musiała być telepatia… albo zwyczajne kojarzenie faktów. Biedna Molly – tak bardzo nikt w nią nie wierzył. Wracając jednak do naszej wesołej gromadki; na pytanie uszastej Nathaniel skinął jedynie łbem, po czym delikatnie chwycił niższą dziewoję za ramię. Jeżeli ta w tym momencie się na niego spojrzała, spróbował złapać kontakt wzrokowy i użyć swego nadnaturalnego daru przekonywania:
- Pójdziesz z nami do szpitala, tam cię opatrzą, a potem będziesz mogła iść gdzie ci się żywnie podoba, okej?
Jeśli nie doszło do kontaktu wzrokowego, jego uspokajające słowa najprawdopodobniej uleciały w eter, ale cóż, takie życie, że nie wszystko nam się udaje. A już w szczególności, kiedy jesteśmy aniołem, nazywamy się Nathaniel Levittoux i jest środa… W każdym razie albinos uczynił to co zapowiedział – zaprowadził obie pannice do szpitala, czy im się to podobało, czy nie.

| zt x3 → możecie pisać już tutaj |
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie miała pojęcia, jak daleko od głównej ulicy zabiegła, gdy w końcu się zatrzymała. Bolało ją wszystko, płuca, nogi, kolka kłująca w boku. Łapczywie łapała oddech, starając się nie udusić. Musiała odpocząć.
Czuła się względnie bezpieczna. Nikt jej nie gonił, nikt nie chciał jej porwać i zabrać do laboratorium. Wciąż pewnie nie wiedzieli, że była aniołem. To dobrze. Dłużej pożyje.
Skuliła się za jednym z kontenerów, opierając plecami o ścianę. W jednej chwili straciła wszystko. Pozycję, dom, matkę... Znów była sama. Oplotła ramionami kolana, przyciągając je bardziej do piersi, opierając później o nie policzek. Znów była zdana tylko na siebie. Chyba jeszcze nigdy nie czuła się tak bezradna...
Nie miała żadnych widoków na przyszłość, żadnych perspektyw, gdzie mogłaby się udać. W mieście była już skończona, do Edenu jej nie wpuszczą, a w Desperacji nie przeżyje ani dnia. To jest już koniec. Wszyscy ją zostawili. Hex przecież też szlaja się nie wiadomo gdzie. Od sytuacji w jej apartamencie, ani razu go nie widziała. Może nie żyje? Przecież wtedy był chory, a ona mu nijak nie pomogła...
- No i co, teraz nie pozostało nic innego, jak zdechnąć, maleńka... Skończyła się twoja przygoda.... – Westchnęła, przymykając oczy.
Z zadumy wyrwało ją miauknięcie.
Miauu.
Miauu.
MIAUU!
Uchyliła powieki, a jej oczom ukazał się plaskaty pysk bestii należącej do nieznajomego mężczyzny. Spojrzała na niego groźnie, ale kot zdawał się tym nie przejmować. Jego spojrzenie było pełne pogardy i wyższości, tak typowej dla tych zwierząt.
- I czego chcesz, pchlarzu? Twój pan już nie żyje. Zdechł i teraz nawozi ogrody miasta swoim śmierdzącym ciałem.
Miauuu.
Kot nie dawał za wygraną, wciąż domagając się uwagi. Podszedł do dziewczynki i zaczął ocierać się o jej nogi. Odsunęła go zdecydowanym gestem, nie kryjąc obrzydzenia.
- Wynoś się, ale już! – Warknęła na niego, a jej głos niebezpiecznie się załamał.
Miała dość. Naprawdę. Wszystko obracało się przeciwko niej, a ona nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić. Nie było nikogo, na kogo mogłaby zrzucić odpowiedzialność. Nie mogła działać, póki po okolicy krążyli żołnierze Cronusa. Była tu uziemiona co najmniej do wieczora.
Miauu!
No tak. Nie była tak do końca sama. Za towarzystwo miała przeklętego kota, który przyczepił się do niej jak rzep do ogona. Patrzyła na niego gniewnie, przelewając tym spojrzeniem na niego całą swoją złość i rozpacz. Zwierzak zdawał się być jednak niewzruszony całą tą sytuacją.
Miauu, gdzie jest mój zakładnik?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W którymś momencie miauczenie ucichło. Nadal patrzył na nią ślepiami, w których błyszczało płynne złoto. Wydawały się wibrować, słać nieznaną energię, która wwiercała się w duszę kociej ofiary.
Miau. Doskonale wiem kim jesteś, aniołku.
Miau. Mogę to wykorzystać, jeśli nie zrobisz tego, czego od ciebie oczekuję.
Mrrr... ale najpierw się zabawimy. Na mój sposób, oczywiście.
Cisza, która nastała po tych otwartych zwierzęcych groźbach, zdecydowanie zwiastowała burzę. Gdy tylko Niji na moment odwróciła wzrok, został na nią przeprowadzony wściekły atak czterech łap. Zwierzę zwinnie wparowało na kolana dziewczynki, by później jeszcze sprawniej wskoczyć jej na głowę. Tak też ułożyło się wygodnie, wydając z siebie kolejne pomruki godne najlepszego traktora. Czy innego ciągnika rolniczego.
Długi ogon dachowca kołysał się miarowo, wyrażając dezaprobatę, zapewne względem wisielczych myśli nowego kociego zakładnika.
- Miau, nudzi mi się. Zrób coś, miau.
Zapewne dziewczę się nie przesłyszało. Istota na jej głowie rzeczywiście się do niej odezwała, po czym przeciągnęła leniwie. A jeśli Niji nie zareagowała, to powtarzała owe dwa zdania do skutku.
Miau.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wreszcie się zamknął. Upierdliwe miauczenie ucichło, mogła więc w spokoju zająć się swoimi myślami. Musiała szybko wykombinować, jak wydostać się z miasta. Nie mogła tu zostać, Cronus z pewnością szybko domyśli się, że to wszystko było zręczną mistyfikacją i zacznie jej szukać. A wtedy... Lepiej, żeby jej tu nie było. Ani gdziekolwiek indziej.
Spojrzała gdzieś w bok, opierając policzek o kolana, gdy w następnej sekundzie przed oczyma pojawiły jej się futrzaste łapy, a ona sama została zaatakowana przez kocura. Z jej ust wyrwał się krzyk, a ona sama złapała zwierzę i zrzuciła je ze swojej głowy. No jeszcze tego brakowało, by jakiś kocur siedział jej we włosach!
- Złaź ze mnie, paskudo! – Warknęła, ściągając go z siebie i odrzucając go tak daleko, na ile pozwoliły jej dziecięce rączki. Bestia jednak jak gdyby nigdy nic wylądowała na czterech łapach i ponownie przypuściła atak na jej głowę. Dziewczynka tym razem westchnęła zrezygnowana, opierając podbródek o kolana i burcząc pod nosem przekleństwa pod adresem zwierzaka. Mimo wszystko nie miała ochoty z nim walczyć. Zostali sami, skazani na swoje towarzystwo. Oboje nagle zostali pozbawieni opiekunów, choć zaczynała wątpić, czy tajemniczy dyktatorobójca faktycznie był jego właścicielem. Pchlarz wydawał się zbyt głupi... Z drugiej strony, zwierzęta podobno upodabniają się do swoich właścicieli, a ten nieznajomy też nie wyglądał na zbyt rozgarniętego. Gburowate, samolubne gnojki!
- I co mnie to interesuje...- Zaraz, ty mówisz? – Uniosła zaskoczone spojrzenie na kocura, którego ogon kołysał się gdzieś w okolicach jej ucha. Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się badawczo. Owszem, zdawała sobie sprawę z istnienia istot nadnaturalnych, sama była jedną z nich. Ale do tej pory nie spotkała nikogo takiego tutaj, w centrum Miasta, w ostoi ludzkości. A tu proszę, kociak zdawał się być bardziej inteligentny, niż początkowo sądziła.
Powoli jednak zaczynał ją irytować. Machnęła zniecierpliwiona ręką w okolicach ucha, chcąc odgonić irytujący ją ogon zwierzaka.
- A zresztą, nieważne... Co tak głupi kocur jak ty może mieć do powiedzenia... - Prychnęła z pogardą, drapiąc się w policzek podrażniony kocią sierścią. Jeszcze tego brakowało, by dostała wysypki!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach