Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Za pierwszym razem, gdy zwierzę wylądowało na ziemi, spojrzało na nią z wielkim wyrzutem. Jak śmiała go zrzucać, pozbawiać miejsca, które mu się należało? W końcu był mózgiem niejednego człowieczka, zaczynając od jego poprzedniej właścicielki, poprzez Philipa, kończąc aktualnie na Niji. Jako istota dawnej, światłej rasy, która jeszcze w starożytnym Egipcie wiodła prym nad dwunożnymi zwierzętami, ów kot doskonale wiedział gdzie znajdowało się jego miejsce. Na głowie anielicy.
- Gadam, latam, pełny serwis. - Stwierdzenie to było tak bardzo przepełnione opryskliwością, że równie dobrze mogło brzmieć jak najzwyklejsze kocie prychnięcie. Ogon ponownie zakołysał się z niezadowoleniem, łaskocząc dziewczynkę za uchem.
Nie do końca odpowiadało mu jednak to legowisko. Czaszka była twarda, włosy wcale nie były aż tak miękką poduszką, a w dodatku cała głowa kołysała się za każdym razem, gdy Niji decydowała się poruszyć. Nie tak zachowują się posłuszni służący. Kot musiał ją ukarać, wyrażając swoją dezaprobatę. Wstał na cztery łapy i, wysuwając pazury, zeskoczył z anielskiej łepetyny, z pełną gracją lądując tuż przed nią. Nie poranił jej jakoś wyjątkowo, ale uczucie też nie było jakieś wyjątkowo przyjemne. Para złotych ślepi zmrużyła się groźnie.
- Ty nie lubisz mnie, a ja ciebie. Ale mój zakładnik utknął gdzieś w jednej z tych puszek, a ja nie mam zamiaru siedzieć i czekać aż wyjdzie. To nudne. - Nonszalancja biła z jego głosu. Przeszedł się z jednego końca zaułka do drugiego, wyprostowany jak struna, z postawionym ogonem. W końcu ponownie spojrzał na dziewczynkę. - Wiem jak się stąd wydostać. Idziesz, czy chcesz tu zdechnąć, żelkowa pało?
W sumie wypadałoby powiedzieć, że kot był kotką i miał kobiecy głos, ale kogo to obchodzi? Przysiadł na ziemi, zawijając ogon przy łapach i spojrzał wyczekująco.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mózgiem? Dobre sobie! Niji nie da mu się zmanipulować. Gadający kot to było zbyt mało, by nią sterować. Miała swój rozum, który podpowiadał jej, by nie ufać futrzakowi, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Niby jak takie małe gówienko miało jej w czymkolwiek pomóc? Od razu było widać, że nie zna ludzkiego świata, obserwując go jedynie przez pryzmat własnej, kociej osoby, o ile można to tak w ogóle ująć.
A ton, w jakim się do niej zwracał, jednoznacznie wskazywał na samolubność kocura. Jeszcze mu pokaże, kto jest górą! Niech no tylko poczeka!
- To może teraz stąd łaskawie odlecisz, co? Czy mam ci pomóc kopniakiem w dupę? Zobaczymy, czy masz do tego talent. – Warknęła w podobnym tonie co odpowiedź futrzaka. Ponownie machnęła ręką, by odgonić przeszkadzający ogon zwierzęcia, z trudem powstrzymując się, by za niego nie złapać. Nim jednak zdążyła cokolwiek zrobić, kocur postanowił zmienić legowisko i zeskoczył z jej głowy, jednocześnie wbijając jej pazury w skórę. Krzyknęła cicho, od razu łapiąc się za głowę, by sprawdzić, czy nie zrobił jej jakiejś większej krzywdy. Na szczęście, na rękach nie zauważyła żadnych śladów krwi, więc tylko spojrzała na niego nienawistnie. Miała ochotę go zabić, udusić, obedrzeć ze skóry, coś ją jednak powstrzymywało. A co, jeśli to jednak było jakieś święte zwierzę i zabicie go ściągnie na nią klątwę gorszą od tej, z którą teraz musi się borykać? Z takimi to nigdy nic nie wiadomo.
- Nigdzie z tobą nie idę. – Zmrużyła oczy, przyglądając się badawczo zwierzęciu. Nie miała pojęcia, jakie miała wobec niej plany. No i wiadomo, kot przemknie wszędzie, w przeciwieństwie do pięcioletniej dziewczynki, która z pewnością jest szukana przez władzę. Z drugiej strony, mogłaby spróbować uciec, szczególnie, że teraz Cronus był zajęty mordercą jej matki. Ale skąd mogła mieć pewność, że już nie zarobił kulki w łeb?
- Zresztą, jak ty to sobie wyobrażasz? Jesteś kocurem, ciebie nikt nie zaczepi, nie zapyta o przepustkę. A ja jestem dzieckiem, nie wiem, czy zauważyłeś. I to nie byle jakim, bo córką samego dyktatora, którego ktoś przed chwilą jak gdyby nigdy nic zamordował. Nie sądzisz, że wyglądałoby co najmniej dziwnie, gdybym sobie tak spacerowała przez miasto bez niczyjej opieki?
Mimo to kotu i tak nie zamierzała ufać. Musiała wymyślić coś innego, by wydostać się z miasta. Może nocą będzie łatwiej... Do tej pory, gdy była dyktatorem, mogła robić co chciała, a teraz? Teraz nie wiadomo, czy przeszłaby bez kontroli przez wyrwę. Strażnicy z pewnością już o wszystkim wiedzieli.
Nie, zdecydowanie nie mogła zaufać kocurowi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Puszysty ogon zakołysał się w geście niezadowolenia. Zwierzę ponownie łypnęło na dziewczynkę i odwróciło się do niej tyłem.
Trzy kroki. Przysiadło. Zerknęło za siebie, zaszczycając Niji kolejnym miauknięciem.
- To wysmaruj twarz sadzą i udawaj, że wyprowadzasz kota na spacer. - Wyższość w jego kocim głosie rozbrzmiała po raz kolejny. Taka mądra z niego była istotka, takie szczwane fortele wymyślał! - - W dodatku co ty sobie myślisz, że wojsko będzie sprawdzało każdego dzieciaka? Przecież one zawsze mają większy luz, niezależnie do tego czy są dziećmi robotów czy nie.
I po tych słowach najzwyczajniej w świecie uniósł swój zacny tyłeczek i ruszył w stronę wyjścia z zaułka. Za chwilę zostanie sama, zupełnie sama i nie będzie mogła liczyć na pomoc nikogo poza swoją własną. A kot, mimo że był zadufany w sobie i egoistyczny, jak to zwierzęta jego gatunku, to jednak miauczał z sensem. Tego nie mogła mu odmówić.
A co do zmierzchu, to wcale nie musiała długo czekać, ponieważ dziewczynka okazała się tak zaabsorbowana rozmową z sierściuchem, że nawet nie zauważyła, gdy słońce zaczynało zachodzić. Teraz już znajdowało się niemal nad horyzontem, oświetlając ścieżkę, którą uparcie wędrował mruczek.
Ten zaś nie miał zamiaru się odwracać po raz kolejny. Jak będzie szła to pójdzie, jak nie to nie jego problem. Najwyżej wyruszy dalej, w poszukiwaniu swojego nowego człowieka i odbije go ze szponów tyrana i porywacza, którego nazywają bodajże Konusem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Miała coraz więcej wątpliwości. Z jednej strony za nic w świecie nie chciała zaufać kotu, przecież ta nędzna kreatura z pewnością nie chciała dla niej dobrze. No bo jaki niby miałby w tym cel? Żadnego.
Z drugiej jednak strony ta futrzasta kreatura naprawdę mówiła z sensem. To mogło się udać. Przecież dzieciaków takich, jak ona, było na pęczki. Wystarczyło trochę zmienić wygląd, umazać się, jak to dzieciaki i popędzić przez miasto, nie pokazując strachu czy jakichkolwiek obaw. Mogła wyprowadzać kota na spacer, prawda? W mieście, gdzie nie ma bólu, strachu, czy nienawiści, wszystko jest możliwe.
Szczególnie, że już zrobiło się wystarczająco ciemno, by mogła w miarę niezauważona przemknąć przez miasto. A na terenach zielonych już nikt jej nie będzie zaczepiał...
- Uh... Zaczekaj! – Zawołała za kotem, gdy ten ruszył w stronę zachodzącego słońca. Podniosła się z ziemi i otrzepała sukienkę, po czym podreptała za kotem, a jej obcasiki stukały o bruk. Zarzuciła jeszcze kaptur na szyję, by przysłaniał jej twarz i pewnym krokiem podążyła za kociakiem.
- Spróbuj mnie tylko zrobić w chuja, a zrobię z ciebie torebkę. – Dodała jeszcze, zanim wyszli z zaułka. Musiała mieć jakieś zabezpieczenie, że nie zrobi nic głupiego. A kocur chyba nie był na tyle głupi, by ryzykować własną skórą. Dziewczyna naprawdę nie zawahałaby się obedrzeć go ze skóry.

//zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy wygląda się jak bezdomny nikt nie wini Cię za przesiadywanie w takich miejscach. Zimno tu było, brudno, a w powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach zepsutego jedzenia - no, prawie jak w domu!
I nawet nie przeszkadzało mu tak bardzo, że jego widzenie było w tym momencie bardzo upośledzone. Utrudnienia w wykonaniu jego misji to tylko nowe wyzwania, które z chęcią podejmuje. Dzisiejsze zadanie - zdobyć zwierzynę, która posłuży mu potem do badań. Dzisiejsze przeszkody - Prawie całkowita ślepota; fakt, że zwierzęta wyjątkowo go nie lubią.
Oh, to będzie iście interesujące!
Archie zajął taktyczną pozycję koło większych rozmiarów kontenera, usadowił się wygodnie i czekał. To zadanie dla eksperta, wymaga precyzji - a on ma przecież całą noc, to nie tak, że ktoś na niego w domu czeka. Z obiadem, jakąś ciepłą i smaczną zupą. I ładnie nakrytym stołem, wszystkie łyżeczki byłyby takie czyste i błyszczące, a talerze nieskazitelnie białe. Czułby ciepło płynące z kominka znajdującego się nieopodal, wygodę drewnianego krzes-
Miau.
Z rozmarzenia wyrwał go dźwięk upragnionej zdobyczy. Naukowczyk wytężył wzrok w celu odszukania ofiary. Kiedy zlokalizował cel wyjął z torby wcześniej już otwartą puszkę z kocim jedzeniem niewiadomej marki, zgarnął trochę nieprzyjemnie wyglądającej papki dłonią i wystawił przed siebie.
- No chodź, kotku. Koteczku. Chodź.- mówił cicho swym nieco startym i ochrypłym głosem, licząc, że dzięki temu zwierzątko przyjdzie do niego szybciej. Uwierzcie mi, to była najmniej przyjemna część eksperymentu, jaki ma zamiar przeprowadzić. A właśnie, jakże mogłam o tym nie wspomnieć! Otóż, w domu ma przygotowaną już substancję odurzającą, [warto zaznaczyć - własnej roboty!] ale nie miał jeszcze okazji jej przetestować. Jednego leniącego się czworonoga już ma, potrzebny mu kolejny, który posłuży za próbę kontrolną.
- Chodź - powtórzył raz jeszcze nieco agresywniejszym tonem, nadal zachęcająco machając łapką.
- Pewnie nie jadłeś już od dawna, jesteś głodny, na pewno jesteś głodny, chodź, nakarmię Cię - przekonywał dalej, niestety- bezskutecznie. To może być trudniejsze niż początkowo zakładał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Śledzenie ludzi za pieniądze jest całkiem przyjemne, można dowiedzieć się wiele ciekawych rzeczy, można  zjeść coś smacznego podczas bacznego obserwowania każdego najdrobniejszego ruchu potencjalnego spiskowca, można nawet doświadczyć tego miłego poczucia bezpieczeństwa, kiedy to w zimną noc siedzimy w ciepłym miejscu i patrzymy zza noktowizora na cel, popijając gorącą kawę z cynamonem i dodatkiem mleka o smaku wanilii. Ciężej bywa, gdy wóz trzeba opuścić i zrezygnować z konwencjonalnych, wygodnych metod przyglądania się oskarżonym. Dzisiejsza noc była wyjątkowo ciemna i nieprzyjemna, a delikwent podobno wyjątkowo wredny. Jesse mocno zaciskał dłoń na miniaturowej lornetce, czując pod opuszkami palców nieprzyjemną, chropowatą, antypoślizgową teksturę. Podczas praktycznie nieruchomego skanowania okolicy wzrokiem, w swojej wciśniętej w ramiona głowie próbował powstrzymać niezbyt mądry pomysł wjechania pomiędzy ściany zaułku autem. W końcu i tak wygląda w pewnym sensie jak śmieć, nikt chyba nie zauważy, prawda?
Po dobrych kilku minutach bezowocnego wpatrywania się w pustkę, postanowił ruszyć w kierunku kontenerów na odpady. Ostrożnie stawiając kroki, z lornetką wciąż przykutą do patrzałek, zagłębiał się w wąską uliczkę z każdą sekundą czując nasilający się zapach przegniłego prowiantu. Nieustraszony, niepowstrzymany i nieostrożny wraz z upływem czasu przyspieszył. Jego cierpliwość była wprost proporcjonalna do temperatury oraz widoczności.
Osoba, która oprócz niego zamarzała dziś wśród śmieci była naukowcem - sprytnym, pozbawionym skrupułów, charakteryzującym się wyjątkową pogardą wobec etyki medycznej i co najbardziej niepokojące - wyrzuconym z S.SPECu. Cokolwiek zrobił były pracownik służb specjalnych było najwyraźniej wystarczająco okropne by wydalić go z organizacji chwalącej się wynikami najmniej humanitarnych eksperymentów przeprowadzanych na ludziach, zwierzątach i wszystkim pomiędzy. Jesse nie zwykł czuć niepokoju, więc każdy najmniejszy dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa tłumaczył sobie warunkami atmosferycznymi. Wyświetlacz na binokularach wskazywał od dobrych kilku godzin tylko 6 stopni. Korytarzyk zdawał się nie mieć końca. Hej, co jeśli namiary nie są poprawne? Co osoba z tytułem naukowym robiłaby wśród zepsutych skrawków jedzenia? Rzucanie w ludzi główkami kapusty po terminie ważności to broń biologiczna, którą nie posłużyłby się raczej żaden wartościowy uczony, mam rację? Jego marsz gwałtownie ustał gdy to za jednym z pojemników zauważył zgarbioną postać wyciągającą rękę w kierunku czegoś co zdawało się być niewielkim kotem. Niski, pozornie niegroźny i najwyraźniej bezdomny. Jeśli tak, to zna się na tym miejscu lepiej niż ja - stwierdził. Postanowił obrać defensywną postawę i ukryć się po przeciwnej stronie kontenera. By zwrócić na siebie uwagę doktora, dość mocno uderzył kilka razy w blaszaną ściankę za jego głową. Głośny, metaliczny odgłos odbił się lekkim echem od ścian zagraconej uliczki. Teraz pozostawało tylko czekać w stanie pełnej gotowości. Napiłbym się kawy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Naukowiec, nie zdający sobie jeszcze sprawy z wydarzeń, które niebawem nadejdą, uparcie starał się przekonać czworonoga do współpracy. Mimo wszystko miejsca takie jak te nigdy nie należały do jego ulubionych, wolałby poradzić sobie ze swoim problemem szybko i wracać do domu. Może tym razem w drodze powrotnej nie napotka na jakiegoś ze swoich sąsiadów. Po ostatnich skargach dotyczących hałasu w mieszkaniu raczej nie spodoba im się fakt, że przygarnął nowego podopiecznego. Nie podziałały wyjaśnienia, że i tak za tydzień wszystkie skończą martwe gdzieś pod blokiem - z resztą, raczej nie sądził, że uznają to za dobry argument. Czasami lubił się z nimi droczyć.
- Hej, koteczku. No już, to nie tak, że coś Ci zrobię, naprawdę. Chodź, kicikici. Będziesz siedział sobie w pudełeczku, całkowicie bezpieczny i całkowicie żywy, potem może nawet Cię wypuszczę, nie oszukuję. - utrzymując ciepły i przyjazny ton głosu powoli zaczął zbliżać się do swojego celu. Już opracowywał plan ogłuszenia zwierzęcia, czując się jak lew czyhający na swą ofiarę, już smakujący ofiary na swych ostrych kłach. Porównanie go do króla dżungli nie byłoby jednak zbyt trafne, bo jak bardzo by chciał, tak majestatycznie niestety nie wyglądał. Bardziej przypominał teraz jakiegoś brudnego, wygłodniałego starca, wyciągający ręce, coby dobrzy przechodnie jakimiś groszami obsypali.
Ponownie zaczerpnął trochę jedzenia z puszki - co zbyt przyjemnym procesem nie było - i, wytężając swój wzrok bardzo intensywnie, ujrzał jak kotek nieśmiele się do niego zbliża.
- Takk, grzeczna kicia, dobry stworek, jedz jedzonko, ty biedna, głodna istotko - na nic jednak miłe słowa, na nic starania, ponieważ hałas stworzony przez Jessiego na dobre odstraszył zwierzę, które pobiegło przerażone gdzieś w głąb uliczki.
- Halo? - Archie natychmiastowo podniósł się na nogi, miotając głową nieco panicznie na wszelkie strony. W miejscach takich jak te, takie głośne i nagłe dźwięki nie mogą wróżyć nic dobrego. To nie tak, że był przestraszony, przecież mu się to zupełnie nigdy nie zdarza. Po prostu rana w nodze nieco uniemożliwia skorzystanie z szybkiej ucieczki, a to był jego standardowy sposób na ratunek. Zero irracjonalnego strachu spowodowanego ograniczeniem widzenia. Czasami martwił się tylko, że wszystkie te potwory znajdujące się poza bezpieczeństwem miasta kiedyś znajdą się w tym samym miejscu co on, o tym samych czasie.
- Pokaż się. - Rzucił już nieco odważniej, nadal bacznie badając otoczenie.
Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że ktoś miałby go śledzić. W końcu - po co? Jest Naukowcem, jest poważnym uczonym zajmującym się sprawami, o których istnieniu przeciętny obywatel nawet nie ma pojęcia! Zupełnie stabilnym i niegroźnym. Pogodzonym z losem i faktem, że niestety, ale aktualnie posiada status bezrobotnego, a wszystko co robi kłóci się z kodeksem prawnym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ojej, ilość odwagi w tym poleceniu. Ukryty za śmietnikiem, zmarznięty, wcale-nie-przestraszony, pozostawiony sam na sam w wąskiej alejce z szalonym i uzbrojonym w puszkę karmy dla kotów uczonym. Obecna sytuacja nie była może zbyt niebezpieczna, ale z pewnością niepokojąca i nieprzyjemna; tak jak znaczna większość misji w terenie. Nie miał większego planu działania, szczerze liczył, że jegomość raczy powłóczyć się do niego, zanim będzie zmuszony się ujawnić. Najgorzej jest, gdy uciekają, wtedy zamiast ruszać za nimi zazwyczaj wygodniej jest ciskać pod nogi kamieniami lub ogółem wszystkim co jest pod ręką. Nowo opracowana strategia nie była skomplikowana - składała się z jednego etapu, którym było czekanie. Ciekawość od zawsze pchała naukę do przodu, a naukowiec to taki człowiek-nauka czy coś. Nic nie mogło w sumie pójść źle, najgorszy scenariusz jak na teraz, to ten, w którym podejrzany ma przy sobie broń. Nie liczył na bójkę, nie w takiej temperaturze i nie z kimś kto wygląda jakby miał się wywrócić kilka razy zanim dotrze do ukrytego za zbiornikiem agenta. Jess odkaszlnął najciszej jak tylko był w stanie. - No dalej. Dalej, dalej, dalejdalejdalej, wiem, że chcesz wiedzieć co wydało ten odgłos. - myślał i starając się nie przymarznąć rozruszał kończyny po raz kolejny uderzając o kontener. Odkaszlnął drugi raz, tym razem nieco mocniej, z lekką obawą otarł rękawem twarz. Schował lornetkę do kieszonki i zatkał usta. Kujący gorąc w jego gardle zdawał się chcieć za wszelką cenę wydostać na zewnątrz, robiąc przy tym sporo hałasu. Atak kaszlu, połączony z wierzganiem nogami, które można było bez trudu zobaczyć stojąc po drugiej stronie kontenera, nie był częścią jednoetapowego planu A. Po długich piętnastu sekundach bitwy z własnym układem oddechowym sytuacja nieco ucichła. Poczuł jak odetkały mu się uszy, powoli przestawało kręcić mu się w głowie. Wziął głęboki oddech i akceptując własną porażkę, podniósł się na trzęsące się odrobinę nogi. Złapał się pokrywy i wyszedł naprzeciwko rozmówcy, pokazując się w całej, zgarbionej, okazałości. Minęła chwila przerażającej ciszy zanim bardziej ochrypłym niż zwykle, lekko zadyszanym głosem wypalił - Stój. Albo siedź, czy kucaj, cokolwiek tam robiłeś, ale masz się nie ruszać, rozumiesz? Jestem... - zaciął się i wziął kolejny głębszy wdech - Jestem weterynarzem i tutejsza spółdzielnia chce bym zajmował się tymi biednymi sierściuchami. Odpowiedzialność, wiesz. - W myślach właśnie uderzał się mocno po żebrach, kolanach, łokciach i skroniach. Nie było lepszego pretekstu na zatrzymanie potencjalnie niebezpiecznego kryminalisty niż oskarżanie go o znęcanie się nad bezpańskimi kociętami, co? - Powiesz mi teraz po co Ci te kociaki i nie będziesz wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, dobra? - powiedział tonem głosu weterynarza, w głębi duszy kwestionując swoje umiejętności aktorskie.
W sumie to trochę współczuł biednemu miłośnikowi przerośniętych szczurów, właśnie był świadkiem zdecydowanie za wielu rzeczy. Był pewien, że gdyby przyjrzałby się twarzy doktorka używając noktowizora, dostrzegłby niemało zdziwienia na jego obliczu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To miała być szybka, krótka i przyjemna akcja - ona i dwóch innych oficerów za zadanie mieli zgarnąć podejrzanego, mieszkającego w pobliskim bloku mieszkalnym. W planie mieli również się rozdzielić, oczekując, że ten może mieć współpracowników - ona miała stać z boku i pilnować, czy nikt podejrzany nie pojawi się przed budynkiem, chcąc, z premedytacją, bądź nie, zniszczyć cały ich misterny plan cichej wywózki na przesłuchanie. Z panem X nie miało być nawet dyskusji - z tej więc racji nie zakładali, że zajmie im to dłużej niż 20 minut, a że znaleźli się na miejscu przed czasem, zatrzymali się pod niezbyt obiecująco wyglądającym sklepem monopolowym. Panowie spojrzeli na nią z wyraźnie malującym się na twarzy pytaniem. - Tak, możecie - westchnęła cicho, a ci, uszczęśliwieni jak dzieci, wylecieli z nieoznakowanego samochodu prosto w stronę kolorowej witryny. Była w stanie zrozumieć, że nałóg nikotynowy nie wybiera, ale żeby nie zaopatrzyć się przed pracą? Oj, gdyby tylko przełożony się dowiedział.
Otworzyła drzwi, przerzucając przez nie nogi, w jednej dłoni trzymając telefon, w drugiej zaś zapalniczkę. Odpaliła nią papierosa trzymanego w ustach i zaciągnęła się mocno, jednocześnie sprawdzając godzinę. Pozostało jeszcze około dwudziestu minut do wyjścia żony podejrzanego. Bidulka, pracująca na nocną zmianę, nie miała nawet zielonego pojęcia co wyprawia jej ukochany pod jej nieobecność. Pomaganie łowcom to był zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Chłopcy wrócili na szczęście dość szybko, zgarnęli rzeczy i równo z wyznaczonym czasem weszli do budynku, chwilę po tym, jak żona zniknęła za rogiem. Blanche ustawiła się na swoim miejscu, bacznie obserwując wejście i podjazd. Połowicznie schowana w cieniu, wyglądała jak byle mieszkaniec, czekający na znajomych, z papierosem w ustach i kapturem na głowie. Kto by zgadł co chowa za plecami?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Szwendał się po ulicach częściej wieczorami niż dniami, lubił swobodę, jaką dawała mu ciemność i brak obecności tłumów. Zapominał, jak bardzo ulice M-3 potrafią być zatłoczone. W takich chwilach zapewniał sobie spokój i czas na refleksje – nie przekraczał murów niesiony nadzieją na oddanie się oferowanym przez utopię rozrywkom, o nie, on tu pracował. Zazwyczaj wiązało się to z otrzymaniem jakiegoś zlecenia, czasami napadał z szajką na bogate dzielnice, zaś dzisiaj… dzisiaj okazja sama podsunęła mu się pod nos.
 Przechodził uliczką, szukając po kieszeniach paczki papierosów (cholera, czyżby wypalił rano ostatnią sztukę?), więc początkowo nie dostrzegł postaci kobiety przylegającej niczym cień do ściany budynku. Dopiero kiedy rzucił kontrolne spojrzenie na drogę pod stopami dostrzegł charakterystyczny znak na plecach nieznajomej. Chciał zwolnić kroku, ale postanowił nie ryzykować – może już go usłyszała? Kontynuował więc, tym razem z kieszeni wyciągając telefon. Ot, niech uzna go za kolejnego mieszkańca zapatrzonego w swój smartfon. Minął ją, a wiatr rozwiał ciemne kosmyki włosów, ukazując znudzoną twarz cywila oświetloną neonową poświatą z ekranu urządzenia. Zerknął w stronę jedynego zaparkowanego samochodu na ulicy, a później na pobliski sklep. Przez przednie szyby dostrzegł dwójkę mężczyzn. Nie zdziwiłby się, gdyby towarzyszyli kobiecie.
 Kącik warg zadrżał mu na powitanie pewnego pomysłu. Dawno nie podejmował się spontanicznych akcji, w takich sytuacjach dobrze było mieć wspólnika, a on znał kogoś, kto mógłby zainteresować się pojmaniem speca.
 Włączył kontakty w telefonie, wybrał właściwy i wysłał smsa.
„Ikra wypadła z sieci.”
 W drugim podesłał współrzędne. Ustawił wibracje, wsunął komórkę z powrotem do kieszeni, a wcześniej zniknął z pola widzenia kobiety, trzymając się blisko prostopadłej do uliczki ściany.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jak inaczej niż przeznaczeniem nazwać fakt, że niecałą godzinę temu rzucał tęskne myśli w kierunku Uszatego, a ledwo po wyjściu z apartemantu Ishidy dostał od swojego ulubionego kuzyna wiadomość? Może to też szczęśliwe zrządzenie losu. W żyłach łowcy wściekłość dosłownie wrzała, a skoro nie wyładował się na biednym chłopcu to agresja musiała znaleźć inne ujście.
„Ikra wypadła z sieci.”
Łowcze kły pokazały się w nieprzyjemnym, niezwiastującym nic dobrego uśmiechu na widok wiadomości. Bez wahania wklepał w telefon odpowiedź i schował go na powrót w kaburze na jeden z noży i poprawiając kaptur stroju kamuflażowego ruszył ulicami miasta. Nie musiał tego robić, był niewykrywalny dla oczu cywilów, których mijał po drodze. Wszystkie inne obowiązki były teraz niesamowicie mało istotne, liczyła się tylko ta biedna ikra. Gdyby nie był zajęty marszem na miejsce spotkania to zacierałby łapki jak paskudne muszysko na skraju śmietnika.
Jednak na podanych mu współrzędnych nie znalazł ani Uszatego ani tym bardziej ikry.

Spoiler:

Dopiero po chwili namierzył przeklętą rybę czającą się pod ścianą jak ostatnia ofiara podczas szkolnej dyskoteki w podstawówce. Bez wahania czmychnął w stronę wymordowanego, zatrzymując się tuż przy nim i przejeżdżając dłonią po jego brzuchu. Niech wie, że wspólnik przybył. Dla pewności uszczypnął jeszcze Uszka w tyłek. Niech zna potęgę kamuflażu i dzikich pomysłów. Jedynym plusem całej sytuacji był fakt, że w tym stanie Lazarusa nie było w ogóle słychać, więc łowca nie miał innego wyboru jak dostosować się do poleceń wspólnika bez szemrania.

→ Użycie SPECTRE: 1/4
→ Ładowanie: 0/5
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach