Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 17 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 17  Next

Go down

Pisanie 08.10.17 9:15  •  „Bunkrowisko”. - Page 11 Empty Re: „Bunkrowisko”.
Wcale się nie dziwiła, że nie ujrzała spojrzenia w pół martwego mężczyzny. Co prawda nie wiedziała, czym był ból, jak boli i w jakiej dawce nie byłaby wstanie myśleć, ale nawet jej ciało odmawiało posłuszeństwa, kiedy było go zdecydowanie za dużo.
Słysząc pierwszy dźwięk, który w zasadzie dochodził do jej pleców, instynktownie odwróciła głowę, a za nią poszło całe ciało, będąc zwarte i gotowe do ewentualnego ataku lub obrony. A jednak żył. I nawet był wstanie mówić. Gdyby nie fakt, że dziewczyna była nieczuła na podobne cudy, podziwiałaby go za wytrwałość i determinację. Zmarszczyła brwi, podchodząc do niego bliżej, zachowując wszelakie środki ostrożności.
Jaką wiadomość? — spytała w lekkiej dezorientacji, nie zadając zbędnych pytań. Nie było na to czasu, kiedy on w każdej chwili mógł wyzionąć ducha. A ciekawość sprawiła, że zależało jej na tym, aby usłyszeć ową wiadomość. Jeśli ją miał, to od kogo w takich układach była?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.10.17 22:15  •  „Bunkrowisko”. - Page 11 Empty Re: „Bunkrowisko”.
Poczuwszy dotyk Wilczura, nabrał nieco większej pewności siebie. Po chwili wahania, wreszcie ruszył na przód, chociaż kiedy nieprzyjemna woda zaczęła sięgać zbyt wysoko, wyciągnął w tył dłoń i złapał za nadgarstek Growa, chcąc się upewnić, że na sto procent jest za nim i że w razie kłopotów go złapie. Chociaż trzeba przyznać, że przez rudowłosy łeb przemknęła myśl, że Grow mógłby zamiast go ratować, utopić. Zawsze istniała taka możliwość, czyż nie?
Na całe szczęście woda wreszcie zaczęła ustępować, chociaż chłód jaki wywołała skutecznie wywoływała dreszcze i drżenie ciała. Przykucnął przy zakręcie, gdy usłyszał pierwsze głosy. Niedobrze. Oczywiście nie zakładał, że to będzie bezproblemowa misja ratunkowa, ale nie spodziewał się, że kłopoty znajdą ich już tak szybko.
Wychylił się lekko, próbując ocenić sytuację. Jedna osoba. AŻ jedna osoba.
Ciężko też było się do niej podkraść. Prędzej dosłyszy ich, jak zaczną sobie torować drogę poprzez zdejmowanie tych cholernych ustrojstw. Musiał przyznać, że nie ma najmniejszego pomysłu na to, co dalej. Chyba że….
Złapał Growa za rękę i pociągnął do siebie na tyle, by móc przysunąć się ustami do jego ucha i wyszeptać.
- Mogę spróbować pod postacią nietoperza odwrócić jego uwagę, Grow. – bał się, ale jeżeli to było ostatecznością, był gotów się tego podjąć. Wystarczyło słowo Growa. Tym razem go nie zawiedzie.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.10.17 9:13  •  „Bunkrowisko”. - Page 11 Empty Re: „Bunkrowisko”.
Jericho po chwili walki z ptakami, dał w końcu za wygraną. Rozglądał się więc po okolicy w poszukiwaniu wrogów, których należało unicestwić. Tych jednak przez długi czas nie było. Upiorne ptaszyska siedziały i łypały na jego broń wzrokiem.
Kruki były jednymi z tych zwierząt, na widok których Mokugawie, nie wiedzieć czemu, przechodził ciarki po plecach. Pojawiały się zawsze tam, gdzie były trupy, wyglądały upiornie, a ich udokumentowana przez naukowców z zeszłego milenium inteligencja sprawiała, że można je było porównać nieco do szympansów, pod względem ukształtowania i funkcjonowania mózgów. Zadziwiające. Ponoć umiały też korzystać z narzędzi.
Co było jednak najmroczniejsze w tych zwierzętach to to, że gdziekolwiek się nie pojawiły, tam była śmierć. Wyczuwały ją, pasożytowały na niej, dzięki niej żyły. Han dałby się założyć, że Śmierć, jeśli byłaby osobą, to nie trzymałaby na ramieniu papugi jak piraci, a kruka. Zresztą, według mitologii greckiej jeden z głównych bogów miał za doradców dwa kruki.
Mężczyzna skupiał się na patrolowaniu terenu, gdy usłyszał nagle, jak jeden z kruków rozdarł dziób i wydał z siebie przenikliwy skrzek. Jericho nie dał się jednak wytrącić z równowagi. Wtem dojrzał nagle coś. Pomiędzy ruinami kucała jakaś postać, która, najprawdopodobniej, porozumiewała się z kimś przez krótkofalówkę lub coś w tym rodzaju. Intruz wydawał się być bardzo przejęty szeptaniem do mikrofonu, na co Han jedynie się uśmiechnął. Wróg nie zdawał sobie sprawy, iż DOGS przyszło nie tylko z oddziałem szturmującym oraz patrolującym, ale i z jednostką wspierającą w postaci snajpera.
Świetnego snajpera, nieskromnie mówiąc.
Mężczyzna wziął wdech, wycelował spokojnie, uwzględnił odrzut, prędkość wiatru i jego kierunek, odchylenie standardowe, po czym wypuścił powietrze i pociągnął za spust. Rozległ się dźwięk wystrzału, po czym niemalże w tym samym momencie Jericho zobaczył, jak napastnikowi odskakuje głowa i upada na ziemię. Dostał kulkę prosto w puls. Zwykłe uderzenie może być śmiertelne, gdy trafi się w tamto miejsce. Strzał z karabinu snajperskiego musiało być śmiertelne. Zresztą, to nie istotne. Przeciwnik został wyłączony z walki.
- Mam cię. - szepnął do siebie ucieszony. Miał nadzieję, że kruki przestraszyły się odgłosu wystrzału i odleciały. Wtem Jericho zdał sobie sprawę z jednej rzeczy. Kruk zakrakał tuż przed tym, jak Han znalazł napastnika. Wyczuły zbliżającą się czyjąś śmierć. Wzdrygnął się na tę myśl. To było dosyć przerażające. Niemniej jednak, podbudowując własne morale, kontynuował patrolowanie okolicy. Zdawał sobie sprawę z tego, że zaraz może zrobić się niebezpiecznie. Wystrzał, mimo tłumika, z pewnością był słyszany dosyć głośno, co zapewne już zaalarmowało straże. Jeśli takowe jeszcze tutaj były.
I dobrze! Były wojskowy chciał sobie postrzelać. Dawno nie bawił się z ruchomymi celami.
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.10.17 21:45  •  „Bunkrowisko”. - Page 11 Empty Re: „Bunkrowisko”.
 Nie drgnęła mu powieka, gdy wszedł po biodra do chłodniej cieczy – być może zbyt mocno przywykł do surowych warunków Desperacji, aby robiło to na nim wrażenie. A może zwyczajnie jego umysł krążył wokół innych tematów; na przykład tego, co spotkają dalej, skoro teraz woń krwi tuszowała wszystkie inne zapachy? To już nie te czasy, by pamiętał historyczne szczegóły, jednak na wojnie – pierwszej, drugiej? - wykorzystywano przecież podobne zagrywki. Gdy za zbiegiem puszczano wściekłe psy, uciekinierzy chowali się w kominach – pies gubił trop natychmiast. Tutaj mogło być identycznie; tym razem to oni byli jak psy węszące za celem, by, kto wie, może zaraz ogłupieć na środku jakiegoś przypadkowego budynku, bo zapach popiołu i osiadłego dymu był silniejszy niż woń ciała?
 Co mieli jednak do stracenia? Gavran czekał i – w porównaniu do zwykłych kundli – oni znali jego położenie. Najważniejsze, by nie natrafili na...
 — Wysłaliście ludzi na północną bramę?
 But Growlithe'a opadł właśnie na suchszą część ziemi, kiedy do uszu dobiegły przytłumione głosy. Wzrok nie był przyzwyczajony do światła, działała więc wyobraźnia — przed oczami od razu stanęły mu obrazy dwóch mężczyzn stojących naprzeciwko siebie. Ich twarze zmieniały się rotacyjnie, gdy sylwetka pozostawała ta sama.
 Byli tak blisko...
(ale krew tuszuje też waszą woń)
 Cichy szept odezwał się z dołu. Źrenice Wilczura gwałtownie się rozszerzyły, a on sam zacisnął szczęki; był tak zajęty myślą o wrogach i tak wsłuchany w nowy głos, że dotyk Shiona wywołał u niego niemal natychmiastową chęć wyrwania się. Powstrzymał się tylko dlatego, że w porę oprzytomniał. Lekkim szarpnięciem cofnął nadgarstek.
 Nie dotykaj mnie bez pozwolenia. Kim myślisz, że kurwa jesteś?
 Czaszkę rozerwał mu wybuch szczekliwego śmiechu jednej z mar. Kim jest? Kim jest? Nieposłusznym zdrajcą. Czego się spodziewałeś? Czego się spodziewałeś po KOCIE? To głupota brać go na wrogie tobie tereny. Dla niego to RAJ. Tutaj był KIMŚ. Stąd jego pewność siebie. Rozumiesz?
(ROZUMIESZ?)
 Palce drgnęły, ale nie zacisnęły się w pięści. Czuł między nimi chłód metalu – kiedy dokładnie chwycił za kastet, nakładając go sobie na rękę? — jednak nie ulegało wątpliwościom, że postanowił trzymać emocje na wodzy, bo koniec końców pochylił głowę i wsłuchał się w szept Shiona.
 „Mogę spróbować...”.
 Choć plan nie wydawał się najgorszy, Grow od razu go odrzucił — nie mógł pozwolić, aby jedyna osoba, która posiadała jakąkolwiek orientację w tych tunelach, jako przynęta została zraniona lub odłączona od reszty. Białowłosy ruszył wzdłuż ściany, by zatrzymać się u jej zakrętu — przywarł plecami do płaskiej powierzchni i ostrożnie wyjrzał w głąb tunelu. Kątem oka dostrzegł regał zastawiony butelkami, szklanymi pojemnikami, pudełkami... Powieki przykryły oczy. Chryste, gdyby puścił tędy Christophera, byliby zgubieni. Pudel poradziłby sobie z jednostką z palcem w nosie, ale nie zmieniało to faktu, że musiałby wpierw przejść między dyktami, a znając jego wadliwe szczęście — połowę z nich strąciłby na ziemię. Przy takim hałasie ten jeden z pozoru niegroźny przeciwnik wszcząłby alarm na całą Desperację i akcja o kryptonimie CICHO I SZYBKO zmieniłaby się na DOGANIAJĄ NAS, TYM RAZEM NIE UTKNIJ, GROW.
 Powoli wypuścił powietrze, przyklękając na jedno kolano. Nałożył na siebie dłonie. Ręce nie przylegały do siebie wnętrzami, tworzyły niewielką klatkę, jaką zwykle tworzyło się za dzieciaka dla motyli lub biedronek. Przez chwilę nic się nie działo; Grow klękał nieruchomo i tylko na ścianie leniwie drgało światło rzucone przez pochodnię.
 Mieli do czynienia z kotem, racja?
 Pisk, przypominający jazdę pisakiem po tablicy, przeszył dotychczasową ciszę. Grow rozwarł palce jednej ręki i uniósł je, odsłaniając ruchliwy kształt. Szczur był naturalnej wielkości i jedyne, co różniło go od pobratymców, to ten niezdrowy czarny kolor — z zerowymi przebłyskami innych odcieni.
 Ale co jest lepsze na kota? Nietoperz czy mysz?
 Opuścił przedramię, pozwalając cienistemu gryzoniowi zejść na twardy grunt. Szczur uniósł się na zadnich łapach i podniósł łeb, węsząc dookoła.
 No jazda, ty mysia idiotko. Rób to, co szczury robią najlepiej.
 Ruszyła, ciągnąc za sobą gruby, sztywny ogon. Miała przejść przez otwór między dyktą a drugą powierzchnią i — znalazłszy się blisko wroga, przystanąć jedynie na ułamek sekundy. To badanie terenu. Każde głodne zwierzę tak robi. Popiskiwała nieustannie, z każdym uderzeniem zimnych łapek o podłoże; jeżeli zatrzymała się, to tylko na sekundę, aby przeciągnąć wypukłymi, paciorkowymi oczkami po plenerze i znów śmignąć przed siebie. Czarna smuga biegła prosto na Kota; między jego nogi, może nawet po to, aby złapać za nogawkę? Grow zaczął szeptać, mówił szybko i krótko.
 Rozwarł ponownie palce.
 Kolejny pisk.
 Opuścił dłonie na podłogę. Drugi szczur poruszył żwawo nosem naszpikowanym długimi wąsami. Potem wypruł przed siebie uderzając w ścianę.
 Jezu Chryste.
 Grow złapał go w dłoń i przestawił o dziewięćdziesiąt stopni, a potem pchnął na korytarz. Szczur, wiedziony odgłosami swojego pierwowzoru, śmignął w tamtą stronę. Trójka Psów usłyszała głuchy, szklany huk, gdy mara strąciła jeden z pojemniczków na ziemię, dopiero po tym wydostając się w obręb płomieni pochodni; już widoczna przez wroga przystanęła w półkolu światła i siadła na zadzie, przyglądając się w milczeniu, jak przeciwnik radzi sobie z pierwszym kandydatem.
 Plan wygląda tak.
 Grow uniósł spojrzenie na Shiona i Chrisa.
 To tunele, więc wątpliwe, aby Koty bały się czegoś tak popularnego jak cholerne szczury — mimo wszystko istniał cień szansy na to, że mary pociągną za sobą wroga. Mogły go rozwścieczyć na tyle, że chciałby spróbować je zdeptać za wszelką cenę, a wtedy pociągnęłyby go w głąb tunelu, daleko do tego stopnia, by nie był w stanie dostrzec intruzów.
 Jeżeli jednak wciąż będzie się tu kręcił, reszta zależy od Shiona.
 Sam nie mógł przejść przez regał — straciłby zbyt dużo czasu na ściąganie dupereli. Chris z kolei prędzej zabiłby sam siebie, niż dotarł do przeciwnika. Shion był kompaktowy — w formie nietoperza również niezauważalny, a przynajmniej niewzbudzający szczególnych podejrzeń. To spichlerz, mało tu tałatajstwa chcącego podeżreć żarcie Kotom?
 — Przelecisz ten kawałek. Szczury go rozproszą. Odwróci wzrok. Zmienisz formę. Chwycisz szkło. Poderżniesz gardło. Jasne? — dokończył szeptem, co jakiś czas zagłuszonym przez kolejny wysoki pisk. Wtedy spojrzał na Chrisa — jeżeli pierwotny plan nie wypali i Shion naprawdę będzie musiał się zmienić, aby zlikwidować cel, to będzie potrzebny ktoś, kto zajmie się podrzędnymi sprawami — przykładowo zabraniem jego ubrań i oręża.
 — Obiekcje?
 Tylko jedna. Czy psychiatrzy byli poczytalni, gdy wypuszczali cię z ośrodka?

Użycie mocy
 — Umbrakineza: 1/3.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.10.17 23:21  •  „Bunkrowisko”. - Page 11 Empty Re: „Bunkrowisko”.
.......Prawie jak piąte koło u wozu, ale Chris niespecjalnie zamierzał oszukiwać samego siebie. Nie miał specjalnie przydatnych mocy, a w tak wąskich pomieszczeniach przemiana w harpię zdecydowanie odpadała. A ponieważ znał swojego Pecha (nadzwyczajnie bliski towarzysz), to nawet nie zamierzał wychylać się do przodu. Wiedział, że najprawdopodobniej narobi więcej szkód, niż korzyści. Co nie zmieniało faktu, że uważał zaistniałą sytuację za bardzo, ale to bardzo niekomfortową. Za to możliwość ujrzenia, jak Wilczur używa swoich mocy była miłym dodatkiem. Dotychczasowo Grow rzadko sięgał po te środki, a przynajmniej w obecności Pudla.
Trybiki w umyśle sekretarza pracowały na wysokich obrotach, gdy próbował znaleźć inne, bardziej bezpieczne wyjście z tej sytuacji. Z drugiej strony, przecież byli na terenach wroga, stąd też raczej nic nie było pewnym działaniem. Trochę patowa sytuacje, ale...
Jeśli jednak Rudy miał się narażać (gdyby szczury nie zadziałały) to przynajmniej Pudel mógł to nieco osłodzić.
- Masz - szepnął, wyciągając w kierunku Shion'a drobną zawieszkę. - Jednorazowego użytku, ale umożliwia uzyskanie niematerialności na pewien czas. Na wszelki wypadek, gdyby sytuacja przybrała bardziej krytyczny moment. Niestety niewiele można zdziałać w okresie działania artefaktu, ale lepszy rydz, niż nic.
Przemilczał fakt, że wtedy on i Grow zostanę we dwójkę. Nie uśmiechało mu się to specjalnie, nawet jeśli teoretycznie miał drugi artefakt - w końcu nie zostawiłby się tego (pożal się Boże) kompana na pożarcie... zresztą z ich trzech i tak to Chris miał najgorsze tempo poruszania się.

| Przekazanie jednego artefaktu Shion'owi, gdyby faktycznie musiał samodzielnie zmierzyć się z Kotem, dającego niematerialność na okres 3 postów.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.10.17 18:33  •  „Bunkrowisko”. - Page 11 Empty Re: „Bunkrowisko”.
Kiedy Hemofillia zmniejszyła dzielącą ich odległość, usta mężczyzny wykrzywiły się w zagadkowym uśmiechu. Można było zauważyć, że spokój osiadł na jego napiętej twarzy, która i tak wystarczająco długo wykrzywiona była w potwornym, nieudawanym bólu.
  — Od pewnej dziewczyny. Była tu. Z kimś. Znała cię na tyle dobrze, że wiedziała — kontynuował pomimo kaszlu — że zdążysz nim dobiegnie czas. — Zaśmiał się jakby próbował rozładować panującą gęstą atmosferę, która z minuty na minuty zasilała martwe powietrze.  — Wiedziała, że tu będziesz. Wiedziała. — Chichotał pod nosem, ale dźwięk jego chrobotu uwalniającego się z gardła był wręcz nie do wytrzymania. Coś zabulgotało w jego gardle, a wtedy splunął z trudem. Ale zamiast trafić w ziemię, krew pociekła mu po wargach i podbródku brudząc koszulkę. — Kazała mi ci to dać. Abyś wiedziała, że cały czas za tobą tęskni
  Ręka która wciąż spoczywała przy kieszeni poruszyła się lekko i zagłębiła w pobrudzonej tkaninie. A kiedy szczupłe, zimne palce wyciągnęły przedmiot, który w niej zalegał, rozległo się tylko krótkie, miarowe pikanie.
  Odliczanie.
  Pik, pik, pik.
  Na lodowatej dłoni spoczywał okrągły, metalowy przedmiot. Na wyświetlaczu przesuwały się liczby.
  0:11
  0:10
  0:09
  Człowiek ostatkami swoich sił uniósł koszulkę. Poza głębokimi zadrapaniami i wielkimi czarnymi siniakami na uwagę zasługiwało coś jeszcze — ładunki wybuchowe otaczały jego klatkę piersiową. Matowe oczy faceta, były teraz niesamowicie pewne. Jakby zadanie, które miał wykonać w końcu się ziściło. A co za tym idzie — jego cierpienie w końcu się ukróci.
  Hemofilia miała mało czasu. Jeśli zamierzała wybiec, wybuch i tak z pewnością powaliłby ją na ziemię.

  Pocisk Jericho trafił w przeciwnika tak subtelnie, że oponent — nawet w ułamku sekundy swojego życia — nie zdołał zauważyć, że pędzi w jego kierunku kula z prędkością przeciętnego błyśnięcia światła.  Wypuścił krótkofalówkę z dłoni; potoczyła się pod wystający kamień. Z tej odległości pies nie był w stanie dosłyszeć, czy osoba po drugiej stronie próbuje skontaktować się z mówcą, choć jak można było się domyśleć — wystrzał jaki rozległ się w okolicy i świst powietrza tuż przy uchu szpiega, musiał uświadomić patrole, że kocia jednostka nie odezwie się już nawet szeptem. Przy głowie i karku nieprzyjaciela rozlała się czerwona plama krwi.
  Gdzieś za ruinami — trochę na zachód — pojawiła się kolejna postać. Była nią kobieta. Włosy miała spięte w wysoki kok. Wychyliła ostrożnie głowę, próbując zauważyć wrogów — na daremno. Z perspektywy Jericho cała ta sytuacja mogła wydawać się niesamowicie zabawna, bo tylko on miał pełny wgląd na rozciągające się pod nim pole bitewne, przynajmniej tak było do czasu.
  Kobieta wsadziła zakurzone palce do ust i zagwizdała. Głośny świst przeciął martwotę.
  Jeden z paktów siedzących na budynku gwałtownie obrócił głowę w jej kierunku. Zareagował. Zaskrzeczał i uniósł się na skrzydłach, zataczając sprawne koło nad budynkiem. Kobieta gwałtownie uniósł wzrok na niebo i ptasi ślad lotu zakreślany przez jego czarne skrzydła. Zza ruin przy którym się ukrywała wybiegło jeszcze dwóch uzbrojonych w karabiny mężczyzn. Oboje mieli szpiczaste, białe uszy. Dziewczyna uśmiechnęła się perfidnie i wyciągnęła przed siebie broń. Ukryła się. Pierwsza seria strzałów została wymierzona w dach na którym ukrywał się mężczyzna.
  Czyżby czarnopióry zdradził jego pozycję? Działały dla niej?
  Ptaki gwałtownie poderwały się w niebo.  

  Koci strażnik osnuty mrokiem korytarzy stał niepewnie. W dłoni dzierżył pochodnię, której jaskrawe światło odbijało się za jego plecami i chybotało niesione chłodnym powiewem przeciągu. Oglądał się raz w jedną, raz drugą stronę; co dziwne, rzadko zdarzało mu się patrzeć na zasłonięty regał, który jako jedyny z tej perspektywy okazywał się być wręcz paranoicznie niespokojny. Mrok jaki rozciągał się za półkami był niedostępny dla jego oka, pomimo iż jasność pochodni dochodziła leniwie kilka centymetrów za jej pierwsze dykty. Może właśnie dlatego mężczyzna unikał spojrzenia w tą odległą czeluść? Przerażała go nieznanym obliczem, której musiałby odważnie stawić czoła. W korytarzach nadal panowała cisza. Tylko gdzieś w oddali, najprawdopodobniej w innej części holu, skraplała się woda i uderzała o kamienną podsadzkę.
  Kiedy w korytarzu rozległ się pierwszy dźwięk, drgnął.
  — Kurwa!
  Obrócił swoją wychudzoną, przestraszoną twarz, po raz pierwszy od długiego czasu kierując jej brzydotę w kierunku tego co wydawał się unikać. Pisk, potem drobne kroki przeniosły stworzenie kilka metrów bliżej jego zmartwiałego ciała. Dopiero kiedy zaciekawione zwierzę poruszyło wąsikami i wymierzyło w jego kierunku zaciekawione spojrzenie, wybuchł, a nerwowy śmiech ukrył się w jego głebokim głosie:
  — Ty cholera, pierdolona kreaturo!
  Krzyczał, nie wiedząc czy robi to bardziej z nienawiści do poruszających się tymi tunelami gryzoni, czy ze strachu, jaki wydawał się oblać w jednej chwili jego twarz, pokrywając obsypaną pryszczami gębę białym prześcieradłem.
  — Niech ja cię dorwę!
  Wyciągnął za pasa kij, który wydawał się dzierżyć tam od samego początku. Zamachnął się na stworzenie, gdy te ruszyło naprzód. Zaczął przeskakiwać z nogi na nogę jak w kabarecie, nie dając gryzoniowi do siebie podejść, uderzał w podsadzkę jak szaleniec, śmiejąc się przy tym głośno i chrapliwie, dając upust przerażeniu, które tak łatwo zdołało nim zawładnąć. Wydawać się mogło, że nie zauważył jeszcze kolejnego mysiego prezentu. Był zbyt zaabsorbowany, zabiciem pierwszego.
  Czy był zbyt głupi czy niedoświadczony? Najwidoczniej jedno mogło łączyć się z drugim.

► Czekam na wasze odpisy do: 19 października.
Obrażenia, których nie uwzględniałem wcześniej:
Ailen: uszczerbiony lewy płatek ucha; krwawi.
Jericho: lekkie zadrapanie na szyi.
Arcanine: płytkie draśnięcie na prawym barku.
Arcanine, Skoczek, Shion: jesteście przemoczeni, odczuwanie wyraźny chłód. Towarzyszy wam zapach ustrojstw, który przyległ do waszych ubrań.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.10.17 22:59  •  „Bunkrowisko”. - Page 11 Empty Re: „Bunkrowisko”.
Odszukał w ciemności twarz Wilczura, trzymając jednak wystarczający dystans, by przypadkiem go nie dotknąć. Aż za dobrze pamiętał, jak Grow sam wyrwał się z jego uścisku, jasno dając tym samym do zrozumienia swojemu słudze, żeby trzymał się z daleka. I zamierzał się do tego dostosować.
Wysłuchawszy jego polecenia, delikatnie skinął głową, chociaż nie był do końca pewien, czy ten gest w ciemności został zauważony przez Growa. Niemniej, czekał. Czekał cierpliwie, nie zastanawiając się jakoś specjalnie nad tym, czy pierwszy pomysł wypali, czy też nie.
Spojrzał na Skoczka i położył dłoń na jego, odsuwając ją od siebie, kręcąc jednocześnie głową. Nawet jakby to wziął, to w zwierzęcej formie nie mógłby tego zabrać. Ale doceniał jego gest. Gdyby nie otaczająca ich ciemność, z pewnością obdarzyłby Skoczka delikatnym uśmiechem.
Rozległo się przekleństwo.
Pierwszy plan nie wypalił.
Przymknął oczy, skupiając się na bezszelestnej przemianie. Parę chwil później ubrania bezwiednie opadły, a spod materiałów wygramolił się w swojej zwierzęcej formie. Bycie nietoperzem w takich sytuacjach jak te było o sto razy lepsze, niż przemiana w ptaka. Bo odgłos poruszania skrzydłami był bezszelestny. Wymordowany wzbił się w powietrze i przemykając nad ich głowami, bez problemu przeleciał pomiędzy półkami, wbijając spojrzenie w swoją ofiarę.
Nie myślał, nie zastanawiał się, kierował się czystym rozkazem. Bo tak powinno być, prawda?
W momencie, gdy znalazł się po drugiej stronie, jeszcze w locie zaczął przekształcać się w człowieka, by miękko opaść na ziemię i bez zatrzymywania pochwycić za jeden z odłamków szkła po rozbitym słoiku, a następnie doskoczył do wrogiego wymordowanego-
Halliel. Ma na imię Halliel
-i jeżeli mu się udało, z całej siły wbił odłamek w jego szyję, zwalając się z nim na ziemię. Siedząc na nim okrakiem, wyszarpnął prowizoryczną broń i uderzył jeszcze raz. A potem kolejny. I następny.
”- Hej, Shion. Co tak siedzisz sam? Chodź tu do nas, udało nam się podkraść trochę więcej sera, hahahaha. Martwisz się, że Nathan nie wróci? Wróci. Zawsze wraca! No chodź!”
Ciepła krew oblepiła jego dłoń, mieszając się z jego własną. Nawet nie poczuł, kiedy ściskał szklany odłamek zbyt mocno, rozcinając skórę. Musiał go zabić. Musiał uciszyć. Taki był rozkaz. Zamroczyło go. Nic nie czuł, tylko swojego głośno bijące serce. Tak samo jak było wtedy. Kiedy Ryan pojmał tamtą kobietę. Musiał udowodnić, że nie jest zdrajcą.
Halliel był miły. Był jednym z tych Kotów, który był miły. Uśmiechnięty. Wesoły. Trochę bojaźliwy.
Uderzenia powoli zwalniały, a ręka zaczęła drżeć. Odór krwi był nie do zniesienia. Podrażniał i ściskał jego żołądek. Po brudnych policzkach spływały łzy od dłuższego czasu. Był dobrym Psem. Wykonał polecenie. Prawda? Prawda?
Nie jestem zdrajcą. Wykonałem swoje zadanie. Nie jestem zdrajcą. Halliel był miły. Miał marzenia. Chciał…. Jestem zdrajcą. Jestem?
Odwrócił się gwałtownie i zwymiotował obok pustym żołądkiem. Zapach śmierci był okropny, wtłaczał się w jego organizm.
Zdradziłem. Kogo? Psy? Koty? Kogo właściwie zdradziłem? Jestem Psem. Jestem? Jestem. Wykonałem zlecenie. Czemu musiałem zabić? Nigdy nikogo… Czemu Halliel? Czemu ja? – podniósł głowę i odwrócił głowę, spoglądając w stronę Growa, a w jego załzawionych oczach pojawiła się taka nienawiść, jakiej jeszcze nigdy nie odczuwał. To jego wina. Nigdy nie byłem w jego oczach Psem. Przecież mógł sam to zrobić, zabić cieniami. Jego wina. Nie chce, bym był Psem. Kim jestem?
Spojrzenie wymordowanego wreszcie złagodniało, a wewnętrzny chaos się uspokoił. Chciał się podnieść, ale potrzebował jeszcze drobnej chwili. Nogi odmówiły posłuszeństwa. Nie mógł jednak spojrzeć w stronę Halliela… nie. W stronę K O T A. Martwego kota.
- Jestem Psem. – powiedział ledwo słyszalnym szeptem. A potem odszukał wzrokiem dwukolorowych tęczówek Wilczura.
- Jestem P S E M. – dodał pewniej, choć wciąż szeptem, by nikt inny go nie dosłyszał, zaciskając dłoń na trzymanym odłamku tak mocno, że pojawiły się na nim pierwsze kraksy.

                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.17 3:20  •  „Bunkrowisko”. - Page 11 Empty Re: „Bunkrowisko”.
Zatrzymał spojrzenie na piwniczce. Zwolnił przy niej kroku, niemal zatrzymując się na jej wysokości. Czarna pustka ziejąca z dziury wydała mu się szalenie kusząca. Okazała się być diabłem, który choć utarło się, że pochodził z rozgrzanego Piekła, zamiast ogniem, kusił go chłodem odsłaniającej się jamy. Upał dotkliwie dawał mu się we znaki, podsuwając głupie myśli o zrzuceniu z siebie przynajmniej górnej części odzienia, byleby choć w małym stopniu przestać czuć się jak duszony pod garem homar. W cieniu kryjówki mógłby schłodzić się bez ryzyka pozostawienia po sobie tropu w postaci koszulki na środku terenu wroga, a także zacząć wcielać swój plan w życie ze względnie bezpiecznej pozycji.
Niemniej zawahał się, kusząc nogi o jeszcze kilka dodatkowych kroków naprzód, jakby dla upewnienia, że na terenie nie byłoby nikogo, kto byłby w stanie przyuważyć jego próby przeciskania się w piwniczkę. I mógłby sobie pogratulować, bo z dna dziury trudniej byłoby mu uciec przed strzałą.
Niemal poleciał na kolana, natychmiast przytulając dłonią zranione ucho. Ból skrzywił go okrutnie, odbierając wiele gracji instynktownemu odwróceniu się za siebie. Przeciągły pisk nie pomagał w szybkim wybadaniu sytuacji, zagłuszając nie tyle co chrzęst deptanej jego butami ziemi, ale i świdrujący warkot dobermana, który podobnie jak jego aktualny szef, wybadał przenikający między ruinami cień. Kurt zacisnął zęby, czując przepływającą pomiędzy palcami krew.
- Zabij.
Komenda wyszczekana w równie agresywnym tonie, co odgłosy wyrywające się z psiego gardła. Dobermanowi nie potrzeba było mówić więcej - akurat ten rozkaz potrafił przyjmować z niezwykłą łatwością. Ruszył w pogoń za cieniem, gotów spełnić wymagania pana. Wyprzedził Ailena, dominując nad nim sprawnością, jednak nie wyprzedzając go w pełnej motywacji do działania. Rana bolała go jak diabli, ale ani trochę nie skłaniała do opadnięcia w bierność. Wręcz przeciwnie: adrenalina tym bardziej wstrzeliła mu siły w mięśnie, a porządna irytacja pognała jego drobnym ciałem za psem. Kroki nieco przytępione przez postrzał, powinny szybko się wyrównać i nie ustępować mu w prędkości. Kurt oderwał rękę od ucha, czując, jak w palcach zbiera mu się ciepło – był gotów użyć ognia w razie konfrontacji z przeciwnikiem, ewentualnie w celu obrony czworonożnego towarzysza.
Przez głowę, poza kilkoma okazałymi przekleństwami, przemknęła mu myśl o Jericho… czy był w stanie zauważyć jego sylwetkę z góry?
Jeszcze nie wiedział, że nie był jedynym, który napotkał problemy…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.17 18:32  •  „Bunkrowisko”. - Page 11 Empty Re: „Bunkrowisko”.
Ciężko było powiedzieć, czy po dziewczynie bardziej było widać zaskoczenie, zdziwienie, a może skromny dreszczyk ekscytacji, którą wywołała nagła adrenalina. Z początku była ciekawa tego, co ma do powiedzenia jej mężczyzna. Z czasem jednak ciekawość zaczęła mieszać się ze zdziwieniem, a kiedy dotrwała do końcówki jego słów, można było zauważyć w niej niezrozumiałą ekscytację. A może podziw? Ciężko stwierdzić, co to dokładnie było.
Uśmiechnęła się szeroko. Było to dziwne, zaważywszy na okoliczności. Dziewczyna. Pewna dziewczyna. Wiedziała, kim była ta dziewczyna. Ale bardziej nie mogła wyjść z podziwu, że ten mężczyzna był skłonny oddać się jej rozkazom do tego stopnia, aby pozwolić sobie na coś takiego. Cóż za poniżenie. To właśnie była dla Hemofilii definicja słabszego.
Ty sukinkocie — wycedziła przez zęby zadziwiająco spokojnie jak na okoliczności i nie mogąc sobie odmówić konkretnego uderzenia w jego zapchloną gębę, najprawdopodobniej ostatniego w jej życiu, zrobiła to, dopiero wtedy porywając się do biegu, przy którym towarzyszył jej uśmiech psychopatki. I śmiech. Tak głośny, że z pewnością dotrą do uszu tej dziewczyny. Gdziekolwiek ona teraz była. I nawet jeśli biegła szybko, aby uciec jak najdalej od wybuchu i/lub schować się za czymś, co uchroni ją od niego, nie była pewna tego, czy w ogóle to przeżyje.
Oj Hemo, jak mogłaś tak łatwo dać się złapać w jej pułapkę?
Cóż za poniżenie...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.17 20:11  •  „Bunkrowisko”. - Page 11 Empty Re: „Bunkrowisko”.
Jericho z zadowoleniem patrzył, jak głowa Kota odskakuje w bok, a ciało upada na ziemię. Wkrótce potem zaczęła się rozlewać czerwona plama krwi wokół głowy i szyi napastnika.
Śmierć.
Tak, to było coś, co Jericho lubił najbardziej. Zadawać śmierć, kończyć czyjeś życie, kończyć jego marzenia, jego cele. Wszystko dzięki kuli ważącej coś koło dwóch gramów. Dwa gramy ołowiu były dawką śmiertelną dla przeciętnego człowieka.
Mężczyźnie nie dane było jednak długo napawać się tą słodką chwilą, tym drobnym zwycięstwem nad drugą osobą. Osobą, która, nawiasem mówiąc, miała całkiem ciekawą dziurę w głowie, przez którą powoli, acz systematycznie wypływała krew wymieszana z mózgiem.
Mężczyzna dostrzegł ruch kątem oka. Skierował więc swoje spojrzenie oraz karabin nieco bardziej na zachód. Tam przez oko lunety dostrzegł kobietą z włosami upiętymi w wysoki kok. Była niczego nie świadoma. Nie świadoma tego, że snajper ma ją na muszce, że zaraz dołączy do swojego martwego już kolegi. Już miał pociągnąć za spust, gdy tuż koło jego ucha rozległo się przeciągłe skrzeczenie. Mężczyzna wzdrygnął się i ruszył o milimetr lufą karabinu. Strzału jednak nie oddał. Po jego plecach przeszły ciarki, gdy kobieta, którą miał na muszce uśmiechnęła się i skryła. Ptaki zaś poderwały się do lotu.
W tej samej chwili pojawiły się kolejne dwie osoby, które w dłoniach dzierżyły karabiny. Mężczyzna wycelował w nich uznając, iż skoro tamta kobieta się skryła, to oni będą łatwiejszym celem. Nagle usłyszał strzały skierowane w jego kierunku. Instynktownie przypadł do ziemi najbardziej jak się dało zakrywając głowę rękami. Jericho przecież powinien być poza ich zasięgiem! Zwłaszcza karabinów. Czymże więc strzelała kobieta? Bo to ona bez wątpienia wymierzyła serię w dach.
"Jak mi Bóg miły, za każdym razem jak będzie widział kruka, gdziekolwiek, to go zastrzelę. Co za przeklęte stworzenia! Jak ja ich nienawidzę!", złorzeczył w myślach czekając, aż seria ustanie. Gdy to się stało, to szybko wrócił okiem do lunety lokalizując mężczyzn ze spiczastymi białymi uszami. Z jednej strony cieszył się z takiego obrotu spraw, gdyż wreszcie zaczęło się coś dziać. Z drugiej jednak wiedział, iż jego kryjówka była spalona. Przynajmniej dla tamtej trójki napastników, która teraz na niego czyhała. Mężczyzna wycelował szybko, acz najdokładniej jak się dało i oddał strzał w mężczyznę idącego po prawej stronie. Jericho tym razem celował w klatkę piersiową, gdyż zależało mu na jak najszybszym unieszkodliwieniu napastników. A przynajmniej na chwilowym ich spowolnieniu. W klatkę piersiową najciężej było spudłować. Nie zastanawiając się długo, zaraz po oddaniu jednego strzału skierował lunetę na drugiego mężczyzna i powtórzył czynność. Czy mu się udało? Jeśli unieszkodliwił ich obu, co najprawdopodobniej się stało, to skierował swoją snajperkę na miejsce, gdzie ukrywała się kobieta. Czekał. Czekał aż się wychyli, aż popełni chociażby drobny błąd, który z pewnością będzie dla niej opłakany w skutkach. Jeśli jednak jakimś cudem chybił w obu mężczyzn, to ponowił próbę ich zastrzelenia w ten sam sposób co wcześniej, mając jednocześnie nadzieję, że tym razem uda mu się dosięgnąć ich kulami, dzięki czemu nie splugawi się już dyshonorem chybiącego strzelca wyborowego.
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.10.17 2:05  •  „Bunkrowisko”. - Page 11 Empty Re: „Bunkrowisko”.
 Wzrok podążył za zawieszką, a umysł zwolnił blokady – ruszyła maszyna, która po wielu miesiącach rehabilitacji zbyt mocno zardzewiała. Trybiki skutecznie drgnęły w startowym odruchu, koła zębate zazgrzytały mechanicznie – Grow przymrużył ślepia, starając się przeanalizować sytuację jak najdokładniej.
 Był tutaj w formie obrony – nic ponadto. Nigdy nie odznaczał się wybitnymi planami, przez co pluł sobie w twarz na każdym kroku. Desperacja nauczyła go pewnych odruchów i to fakt niepodważalny. Potrafił dyrygować innymi tonem nieznoszącym sprzeciwu i zamykać gęby rozszczekanym towarzyszom jednym spojrzeniem. Ale przecież nie był taktykiem i daleka droga przed nim, aby osiągnąć choć połowę sukcesu, jaki miał już w garści Rumcajs, dlatego teraz zżerała go przede wszystkim ciekawość – jaka jest szansa na to, że plan wypali?
Sądząc po wrzaskach wroga – nie do końca. Nić jaka łączyła go z wypuszczonymi marami była bardzo niestabilna; jak zawsze zresztą. Nie mógł nimi dyrygować wedle widzimisię, chociaż tak drobne żyjątka wciąż były pod lepszą kontrolą niż reszta tych cholernych kreatur. Teraz nie zdały egzaminu i oczy Wilczura spotkały się z oczami Shiona. Przytaknął.
 Shion musiał działać szybko i bez zawahania – w przeciwnym wypadku Kot ściągnie tutaj zbyt dużo ciekawskich osób, co dopiero teraz przyszło Wilczurowi na myśl. Wcześniej był pewien, że ten inwalida intelektualny zwyczajnie zaciśnie zęby i dopiero wtedy zacznie tupać w takt kankana – dlaczego od razu nie pomyślał o tym, że zacznie przy tym wrzeszczeć? Do chuja ciężkiego, ON SIĘ ŚMIAŁ.
No debil, pomyślał Grow, wychylając się zza rogu. Spojrzał akurat w chwili, w której usta Kota rozchylały się w kolejnym wrzaśnięciu rechotu. Faktycznie. Zabawne jak diabli. Daj dziecku zabawkę to wybije ci nią i zęby, i oko. Nie tak? Teraz Wilczur przycisnął sobie do skroni palce, będąc gotowym ponieść konsekwencje idiotycznych wyborów – skąd mógł jednak wiedzieć, że miał do czynienia z kompletnym kretynem? Na nieszczęście cuchnęli tak samo jak ci myślący.
 Ciche szurnięcie ubrań wybiło go jednak z rozmysłów. Bezdźwięczny trzepot nietoperzych skrzydeł musiał mieć miejsce akurat wtedy, gdy Grow unosił rękę. Jego palce dotknęły przedramienia Pudla; w tych ciemnościach nie widział praktycznie niczego. Światło ledwie muskało okalający ich mrok i w nielicznych momentach, gdy Kot trzymał pochodnię bliżej niż dalej, z czerni wyłaniał się skrawek twarzy sekretarza.
 Grow się nachylił.
 — Szybko.
 Powinien zamiast tego powiedzieć: „ostrożnie”, ale nie mieli na to czasu – akcja faktycznie powinna zostać przeprowadzona przede wszystkim żwawo, dlatego kiedy pierwszy odgłos szamotaniny rozległ się na korytarzu Grow wypadł zza rogu i ruszył ku regałowi, aby ściągnąć z niego duperele.
 Wciąż mieli szansę – jeżeli grupa dywersyjna nie schrzaniła roboty, a cicho liczył na to, że dawali sobie radę, to większość członków CATS powinna być teraz poza Kryjówką lub blisko wejść. W każdym razie – powinni wyjść na spotkanie Psom. Cień sukcesu wyrysował na twarzy Wilczura ironiczny uśmieszek, kiedy on sam chwytał w rękę jeden ze słojów i odstawiał go na ziemię.
 Jeżeli zrobią to szybko i cicho, być może nikt ich nie dostrzeże, nikt tu nie przyjdzie...
W razie sukcesu przepuści wpierw Skoczka – był szczuplejszy i to bardziej prawdopodobne, że prześlizgnie się bez szwanku. Dopiero potem ruszy w jego ślady, aby przecisnąć się między regałem, już zaczynając myśleć na tym, co zrobić z ciałem, o ile okaże się wystarczająco martwe, aby nie przeszkodzić ich dalszej wędrówce.
 Pytanie tylko, co było teraz większym problemem – zaatakowany Kot czy Shion? Shion i to puste spojrzenie mówiące: „przecież zrobiłem co chciałeś, dlaczego więc mnie nie chwalisz? Byłem dobrym chłopcem. Bardzo dobrym chłopcem”. Zaś twarde spojrzenie Wilczura mówiło co innego.
To dopiero początek.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 17 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 17  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach