Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Co się odwlecze to nie uciecze! [walka bronią białą] V95Gwd1

Cel: Nauka walki bronią białą.
Czas: Przypadkowy.
Miejsce: Równie przypadkowe co czas. Jakiś opuszczony hangar/magazyn na Desperacji.
Mistrz: Patariko Mikkakune
Uczeń (ofiara): Skuryu Kinzoku

Pierwsze spotkanie między tą dwójką minęłoby tak szybko jak szybko opróżnia się wódkę z kieliszka, gdyby nie fakt iż Skyu postanowił się nieco bardziej zaangażować i znaleźć dla Paratiko kompana do bitki. Gość wydawał się bardzo sympatyczny... Jak sympatyczny w skali dziesięciu mógł się wydać rudzielcowi koleś z kosą na plecach, że aż dał mu się wyzwać do walki? Jak zwykle lekkość szczęśliwego ducha wygrała z rozumem. Mimo namów nikt jednak nie zdecydował się udzielić 'pomocy' Patariko i stanąć z nim do małego sparingu. Cóż innego w końcu może oznaczać przyjacielskie poklepywanie się dwójki dorosłych facetów aniżeli zacieśnianie przyjaźni? Rudzielec bez namysłu się zgodził. A potem... a potem już go nie było. Zwiał. Tak nagle jak się pojawił, wraz ze swoją obietnicą walki.
Tak się dzieje, kiedy ktoś najpierw robi, a dopiero później uruchamia myślenie. Powinien zapamiętać sobie aby nie robić niczego pod wpływem chwili bądź emocji. Bardzo szybko doszły do niego plotki o tym kim naprawdę jest Patariko. W sumie to chłopak nie wyglądał na takiego co się kryje ze swoją profesją. Zupełnie jak Skyu. Nietrudno było więc wypatrzeć tę rudowłosą, barwną jednostkę siłującą się z kawałkiem żelaza w pobliżu jakiegoś opuszczonego hangaru, który prawdopodobnie kiedyś służył za garaż lub magazyn wojskowy. Aktualnie żarty przez rdzę i ścierany przez czas oraz piasek, nęcił młodego mechanika obietnicą udanych łowów. Zardzewiały łańcuch z łatwością ustąpił pod naciskiem dwuręcznych nożyc do metalu, odpadając niczym cienka gałązka potraktowana sekatorem. Skyu usunął resztę zalegających przed wejściem śmieci i traktując drzwi solidnym kopem, utorował sobie drogę do środka. Zarzucił nożyce na ramię i rozpoczął oględziny. Prawdę mówiąc to spodziewał się iż w magazynie znajdzie jakiś pojazd, silnik czy coś co przypominałoby wybrakowane części do robota. Trochę się rozczarował. Wnętrze budynku było puste. Kilka zakurzonych skrzyń. Parę stołów i przypadkowe śmieci. Nic wartościowego. Zdjął z pleców swoje własne pudło i odstawił pod ścianę, zajmując się zgarnianiem co ładniejszych kawałków śmieci do worka. Najprawdopodobniej właściciele zabrali wszystko ze sobą. Budynek był wysoki, a okna znajdowały się jedynie w dachu. Poza tym, na środku było miejsce dla jednej sporej ciężarówki, bądź nawet trzech mniejszych maszyn. Idealne okoliczności do złapania rudzielca w pułapkę. Stąd nie ucieknie już tak ławo przed młodym łowcą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skyu po chwili przebywania w magazynie usłyszał dziwny hałas na dachu. Był to Patariko, który wspiął się na dach dzięki kosie. Będąc na górze wszedł przez okno, zawsze uważał, że wchodzenie przez otwarte drzwi jest dla ciot. W dodatku nie wiedział czego może spodziewać się po swojej "ofierze", Nie zważając na zostanie zauważonym wszedł po jednej z belek centralnie nad Skyu, zawinął kosę na belce i "spuścił się" po niej zawieszając nad chłopakiem.
-Chyba nie myślałeś, że Cię nie znajdę. Zgodziłeś się na pojedynek po czym zwiałeś. Co to niby kurwa ma być?
Pat zdążył się już rozejrzeć po całym pomieszczeniu i wiedział co może wykorzystać w walce. Szybko zeskoczył z kosy stając między Skyu, a drzwiami tak by odciąć chłopakowi ewentualną drogę ucieczki. W locie odwinął kosę tak, że jej ostrze opadając wbiło się w ziemię za "rudzielcem".
-Twoje zachowanie było całkowicie niehonorowe, domyślam się jednak, że po ucieczce dowiedziałeś się kim jestem dlatego przewiduję, że znowu zaczniesz uciekać... teraz jednak do tego nie dopuszczę... Mam więc nadzieję, że szybko wyjaśnisz co Tobą kierowało.
Burknął Pat odsuwając delikatnie płaszcz co odkryło dwie katany przy boku, w prawej ręce dalej trzymał jedną część kosy, jej łańcuch bez przerwy delikatnie brzęczał - wynikało to z drżących rąk chłopaka.
Oczy Pata zdawały się nie wyrażać żadnych emocji, były wręcz puste... puste w swej pełni koloru... Niby patrzył na Skyu ale tak jakby nie zwracał do końca na niego uwagi... tak jakby patrzył na coś za nim, mimo to był czujny... cholernie czujny...
-Dużo tu miejsca wiesz? I raczej nikt nam nie przeszkodzi...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Aż podskoczył usłyszawszy ten hałas. To stary budynek. Nie chciałby aby nagle zawalił mu się na głowę jakiś kawał metalowego szkieletu czy ostry płat blachy. Zaczął się nerwowo rozglądać za ewentualnym zagrożeniem. Jednak nie dostrzegł niczego podejrzanego. Tej wyjątkowo zwinnej małpy, która wdarła się do środka przez dach również... a przynajmniej nie tak od razu. Chyba nawet nie planowała się ukrywać. Nie wróżyło to niczego dobrego dla rudzielca.
- Co do..?! - zaczął się nerwowo uśmiechać - Czy to w ogóle możliwe, schować się przed tobą? Muszę być bardzo zdolny w takim razie. Uznam to za komplement. - Ukłonił się teatralnie, rozglądając za innym wyjściem z hangaru.
A jednak niebezpieczeństwo uderzyło na niego z góry... założenie nie było takie do końca błędne. Coś w końcu spadło na niego z tego dachu. Gdyby jednak miał wybierać, wolałby kawałek blachy aniżeli tego gościa. Wciąż miał ze sobą przecinak. Łatwiej rozprawiłby się z metalowym odpadem jak z nim.
- Wiesz, byłem nieco zajęty... wiem, że powinienem zostawić jakąś wiadomość i w ogóle. Zadzwonić może? Jak człowiek... aż mi głupio za siebie. - rozłożył dłonie, odsuwając się jak najdalej od ostrza kosy na łańcuchu - Właśnie! Nikt mi nie przeszkodzi! Ale pojawiłeś się ty chociaż nie byłeś umówiony. Więc może... ja już sobie pójdę? Wpadniesz w środę? Może być w to samo miejsce. Adres już znasz. A co do tej zabaweczki... to ja bym radził się tak nie bujać. Ostrze Ci się stępi i będzie problem. Może Ci je naprawię? Szybka obsługa! RAZ CIACH!- nie czekając na odpowiedź spróbował przeciąć łańcuch od kosy. Gdyby stała się mniej mobilna może miałby jakieś większe szanse?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

-Jesteś zabawnym facetem.
Burknął Pat jednak wyraz jego twarzy nie wyrażał uśmiechu... w sumie czy wyrażał cokolwiek? Chyba nie, dalej miał ten nieobecny wzrok.
-Widzisz, byłem umówiony... Kiedy ktoś umawia się ze mną na walkę odbywa się ona natychmiast... wyjątkiem jest wcześniejsze ustalenie czasu i miejsca...
Mówił spokojnie, jego głos zdawał się wręcz kojący, co przeczyło słowom jakie wypowiadał. Oczywiście widział nożyce chłopaka, kiedy więc powędrowały one w stronę łańcucha ruszył delikatnie ręką co sprawiło, że łańcuch zaczął "uciekać" od ostrza. Nie był to jednak do końca naturalny ruch, coś sprawiało, że był mocniejszy...
-O ostrze się nie martw, nic mu się nie stanie.
Runy pokrywające całą kosę zaiskrzyły delikatnym światłem.
-Bo widzisz... to nie jest zwykła kosa...
Burknął dodatkowo dalej "uciekając" łańcuchem przed nożycami.
-A teraz daruj sobie... to narzędzie jest chyba dość przydatne... szkoda by było je uszkodzić...
Dodał nagle z zawadiackim uśmiechem. Drażnił się z chłopakiem coraz bardziej... prowokował go... chciał zobaczyć jego reakcję... jego odruchy... chciał zobaczyć jak działa jego instynkt... napawał się jego niepewnością skrywaną pod płaszczem śmieszka... Uśmieszek oczywiście szybko zniknął z twarzy Pata na której znów zagościł chłód...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rzeczywiście. Jakby jego pewność siebie minimalnie spadła kiedy nożyce kłapnęły z charakterystycznym sobie odgłosem, nie trafiwszy w łańcuch. Spróbował jeszcze raz... i kolejny... on naprawdę mu na to pozwala? Bawi się z nim. Opuścił lekko narzędzie i podrapał się po policzku stwierdzając, że nie tak to sobie wyobrażał.
- Wierzę. Pierwszy raz widzę taki niepraktyczny złom. Często Ci wypada z ręki? Może pora pomyśleć o czymś mniejszym? - głupkowaty uśmiech mu raczej nie pomoże. Ale tak jak łowca niemal wcale nie zmieniał swojego wyrazu twarzy, tak Skyu niemal non stop się uśmiechał. Spojrzał jeszcze raz na kosę i na swój biedny przecinak.
-Dobra... schowam to. - zaczął zbliżać się do łowcy. Jakby nigdy nic. Jakby mijał się z randomowym przechodniem na korytarzu. W drugiej ręce wciąż miał worek, do którego udało mu się nazbierać nieco metalowych odpadów. Będzie mu ich szkoda. Rozbujał go lekko - dość naturalnie - idąc raźno te parę kroków naprzód i dokładnie dwa metry przed łowcą, zamachnął się nim gwałtownie. Ostre śmieci i odpady poleciały w stronę niesympatycznej buźki Patariko, rozrywając wręcz lnianą szmatę na strzępy. Nie czekał wcale aż dolecą do celu. Natychmiast przyśpieszył, aby schować się między pustymi skrzyniami. Coś co go osłoni przed gniewnym ciosem, zanim uda mu się dobiec do drugiego wyjścia. Gorzej jeśli zawias nie puści i drzwi się nie otworzą. Za mało czasu na rozstawianie pułapek. Żałował też, że swoją skrzynkę z zabawkami zostawił w tak nietaktycznym miejscu. Na widoku. W pustej przestrzeni. Toż to cios w kolano... ale któż by się spodziewał, że jakiś psychopatyczny koleś weźmie jego żarty i zalecenia na poważnie. Naprawdę wyglądał na godnego przeciwnika? Może powinien częściej uderzać do kobiet skoro ma takie branie? Tylko czy to dobra pora na takie rozmyślania? Zaraz skończy się jego dobra passa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Patariko cały czas obserwował Skyu toteż samo wprawienie w ruch obrotowy torby z żelastwem było dla niego podejrzane. W momencie kiedy zawartość worka poszybowała w jego stronę ten nagle chwycił mocniej kosę i przyciągnął się w miejsce gdzie była wbita w ziemię przejeżdżając w pewnym momencie plecami po ziemi. Natychmiast połączył ostrza i zakręcił bronią kilka razy, przed twarzą, dopiero po tym wstał podpierając się. Powolnym krokiem ruszył w kierunku chłopaka.
-Wiesz, że zaczynasz mnie irytować? Powiedz szczerze, nie umiesz walczyć prawda?
Mruknął zażenowany, zaczepił kosę na uchwytach na plecach, powoli sięgnął po dwie katany, obie tej samej długości więc nie było to wakizashi. Machnął kila razy aby wyczuć ciężar...
-Ehh... wyłaź, masz fory... dawno nie walczyłem tak lekką i małą bronią...
Krzyknął w stronę rudego, zaraz po tych słowach rzucił kataną w jego kierunku. Ostrze wbiło się zaraz obok głowy Skyu.
-To nie tak, że nie trafiłem... celowałem nieco dalej od Ciebie... Łap... nauczysz się walczyć
Krzyknął, nie czekał długo tylko ruszył sprintem w kierunku chłopaka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pewne zboczenia nakazywały mu się głupio zatrzymać pośród skrzyń i gapić na tę dziwną, nieproporcjonalną broń, przy której samo stanie czyniło z Ciebie potencjalnego kalekę. Czy to był jakiś mechanizm? Dziwnie się świeciła. Nie sądził też aby łowca chętnie zaprezentował mu ją w inny sposób niż wypruwając zeń flaki. Przełknął zalegającą ślinę, zwilżając uprzednio wyschnięte usta. Pewny był, że tak schowany jest niewidoczny. W końcu jak Cię zły nie widzi to Ci krzywdy nie zrobi. Brakowało jeszcze by naiwnie zasłonił sobie oczy... Schował głowę ponownie, kiedy niebezpiecznie utalentowany typek wstał i ruszył w jego stronę.
- Mamo - wyszeptał, a zaraz po tym ogarnął się i znów zaczął gadać jak to ma w zwyczaju - SKĄD MASZ TAKIE INFORMACJE MISTRZU?! Nigdy nie potwierdziłem, ani nie zaprzeczyłem jakobym był uzdolniony w podobny sposób! Po prostu mnie zaskoczyłeś niespodziewaną wizytą. To nie jest mój najszczęśliwszy dzień. Na pewno nie wolisz wpaść w środę i... - Za dużo gadał. Chciał jeszcze dodać kilka oburzonych pretensji więcej, jednak katana, która wbiła się tuż obok jego głowy aby mógł się w niej przejrzeć i zobaczyć jak głupi wyraz twarzy miał w tymże samym momencie, przyprawiła go o skurcz żołądka. Niedobrze mu się zrobiło.
- Umrę... umrę...
To nie wyglądało jak fory, tylko ewidentne znęcanie się nad słabszym. Złapał za katanę drżącą ręką i szarpnął. UTKNĘŁA!? Chyba nie włożył w tę czynność zbyt wiele siły. Kątem oka, przyuważył, że jego przeciwnik jest tuż tuż. Zaparł się butem i szarpnął ponownie w przypływie adrenaliny - puściło! Ucieszył się w duchu z tego małego sukcesu, zapominając o tym po co mu ona była. W ostatniej chwili przypomniał sobie o przeciwniku. Wręcz się przestraszył z jego nagłego pojawienia. Odruch na szczęście wygrał z brakiem umiejętności... albo i nie. Zamiast zamachnąć się darowaną bronią, chłopak użył przecinaka, którego wciąż miał ze sobą, zatrzymując pierwszy cios. O ile ten w ogóle nastąpił.
Jeśli gość nie zabije go przez przypadek, to na pewno zrobi to z rozczarowania i irytacji posiadania tak kiepskiego i wkurwiającego ucznia. Trudno stwierdzić, czy miał nadzieję na to że utnie mu ten miecz, czy po prostu z narzędziami w ręku czuł się bezpieczniej, czy jednak krzyżowe łączenie nożyc wydało mu się o wiele sensowniejsze do blokowania ciosów? To była jego pierwsza myśl i równie szybko wyparowała, jak się pojawiła. Nie miał bladego pojęcia co dalej. Powinien zaatakować? Dość powolnie ruszył kataną, chcąc wbić ją niczym igłę w przeciwnika.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Patariko początkowo nie planował wyprowadzenia ataku, dopiero kiedy zauważył teoretyczną gotowość Skyu wykonał lekki zamach. Trzeba przyznać, że wykorzystanie nożyc do blokowania było ciekawym pomysłem.
-Interesujące... dobre wykorzystanie tego co już znasz do walki z nowymi doświadczeniami... Brawo
Sarkazm? Nie sarkazm? Kij go wie... zaraz po tych słowach jednak Pat pociągnął katanę i zbił tą podążającą w jego stronę tak, że czubkiem zahaczyła o ziemię.
-Katana to nie rapier... nie pchamy... tniemy...
Natychmiast, płynnym ruchem uniósł broń wyżej, nieco bliżej rudzelca tak, by tępa strona przejechała po jego ręce.
-Pamiętaj, że mogłem przekręcić ostrze w górę... Mogłeś być już bez ręki... nie chcesz chyba stracić ręki prawda?
Szyderczy uśmiech na twarzy Pata wyrażał więcej niż to co mówił.
-Musisz zacząć walczyć pewniej. Twoje myśli nie mogą brzmieć "a co jeśli mnie zabije" tylko "zaraz go pochlastam". Strach blokuje siłę...
Odskoczył do tyłu i patrzył przeszywającym wzrokiem na rudzielca... nie był to już nieobecny wzrok... był straszny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ostrze szczęknęło o jego przecinak, a zaraz po tym zbiło nieudolną próbę ataku. I to miało być zaskoczenie? Skyu zachowywał się tak jakby chciał mieć pewność, że zginie szybko i nie zaboli tak bardzo. Od uśmiechu jakim obdarzał przeciwnika, a któremu zdecydowanie bliżej było do szczękościsku, zaczynały boleć go zęby. To żałosne. Te zmagania są żałosne - pomyślał sobie. Ile rudzielec by dał, aby teraz stać gdzieś z boku i po prostu przyglądać się ze śmiechem jakiemuś innemu nieszczęśliwcowi. Na pewno nie odżałowałby mu żadnej kończyny i jeszcze zaproponował jakąś ładną protezę na pocieszenie. Czyli tak jak to miał w zwyczaju, odnajdywał pozytywną stronę w każdym możliwym nieszczęściu... tylko nie swoim. Kiedy chodziło o niego to zawsze była katastrofa na miarę kosmiczną. Ktoś uwziął się na niego i jego małe nieznaczące życie, albo któryś z breloczków przestał działać. Tak, to na pewno to.
- Dla Ciebie to też muszą być nowe doświadczenia! - Urwał czując twardy metal na swojej dłoni. Nawet przez rękawiczkę nie było to przyjemne uczucie i chociaż nie bolało, to jego wyobrażenia były zupełnie inne. Upuścił przecinak i odskoczył przyciskając rękę do siebie. - Tsk... Tsk... OSZALAŁEŚ?! Oczywiście, że nie! Skoro o tym wiesz to po co tak robisz?! - Obejrzał uważnie swoją kończynę. Chyba w porządku, to tylko strach.
Tym razem złapał miecz nieco pewniej. W obie dłonie. Czuł się głupio. Nie był typem wojownika, tylko gnojka który lubi cackać się ze sobą przy każdej możliwej okazji. Gdyby miał walczyć to wysłano by go do szkoły wojskowej, a nie trzymano w laboratorium jak maskotkę aby się naukowcom nie nudziło podczas przerw obiadowych oraz mieli czym podbudowywać swoje małostkowe ego. Nawet jeśli oznaczało to chwalenie się swoimi mizernymi osiągnięciami przed sześciolatkiem. W końcu Skyu doceniał je dużo bardziej niż maszyna czy wymagające szefostwo.
- To chyba mamy problem... - wyprostował się - Nie nienawidzę Cię i nie czuję wewnętrznej potrzeby robienia z Ciebie salami. - Tak, właśnie niebezpośrednio nazwał go osłem. - Uważasz, że to w porządku jeśli spróbuję Cię... dajmy na to... zabić? W końcu o to Ci chyba chodzi, prawda? - Wewnętrzny pacyfista się odezwał. Póki ktoś nie zbije mu się tego uśmiechu z twarzy, to raczej nie ma szans aby Skyu wziął cokolwiek na poważnie. Nawet teraz zachowywał się głupkowato, próbując wyjść zza skrzyń i nie potknąć się przy okazji o jakieś śmieci. Gdy już stanął na nogi, to zaczął machać na próbę kataną. Przyzwyczaić się aby zaraz nie wypadła mu z ręki. Góra, dół i na boki, byle ostrzem do przodu.
- Byłbym silniejszy gdybyś się nie na mnie tak nie gapił... - Wymamrotał. Bał się, że jak znowu spojrzy otwarcie na Patariko to jego morale spadną i zamiast walczyć spróbuje dać nogę. W końcu do drzwi nie jest tak bardzo daleko. Tylko koleś nieźle rzuca. Kiepsko byłoby oberwać w plecy. - Obiecasz mi, że jak zrobię Ci krzywdę to nie będziesz się na mnie mścił? - Za cel obrał sobie nogę, tą którą pierwszą wystawia zza poły płaszcza kiedy się porusza. Gdyby udało mu się ją ciachnąć i wyminąć jednocześnie złego typa, to może by go zaraz nie dogonił? Brzmi jak plan! Ruszył do przodu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pat uśmiechnął się tylko słysząc o salami.
-Wiesz... najpierw Twoje ostrze musi mnie sięgnąć, a jak narazie nie starasz się atakować tylko łapać czas by zwiać... mylę się?
Zapytał stanowczo. Nie z nim były te numery ze śmieszkowaniem i obracaniem wszystkiego w żart... Pat nie był raczej typem z "rozbudowanym poczuciem humoru"... jego humor ograniczał się do flaków, krwi i łez.
-He... uważasz, że tak szybko się czegoś nauczysz by zranić mnie jeszcze w tym pojedynku? Niech będzie, zrań mnie, a uznam że jednak nie jesteś takim nieudacznikiem.
Istna prowokacja, nawet jego poza przybrała wygląd bardziej pewny siebie, Bardziej wysunięty, bardziej podatny na ataki. Nagle jednak, widząc jak Skyu na niego biegnie, chłopak wyrzucił swoje ostrze... w górę, delikatnie tylko w kierunku Skyu, natychmiast ruszył mu naprzeciw, Kawałek przed rudzielcem wykonał on coś jak piruet w prawą stronę zabierając obie nogi jak najbardziej w tył. Zaraz po piruecie wykonał przewrót przez ramię i wstał przy ostrzu. Był teraz odwrócony plecami do chłopaka jednak widział wszystko w odbiciu pochodzącym z miecza wbitego tuż obok.
-Zdajesz sobie sprawę, że Twoje gadanie sprawia, że mam miliony okazji do ataków? Musisz się skupić. Nie dawać przeciwnikowi czasu na myślenie.
Stał nadal odwrócony plecami do przeciwnika.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- To jest jednostronna propozycja prawda? - Skuryu, starał się nie tracić rezonu. Jednak gdy przeciwnik wykonał nieoczekiwany rzut i ruszył w jego stronę, wewnętrzne ja kompletnie spanikowało. To prawie jak zderzenie czołowe motoru z ciężarówką, umrzesz albo zostaniesz kaleką do końca życia. Dawno temu rudzielec słyszał opowieści o gangach motocyklowych. Aby nie musieć znosić hańby kalectwa, zakładali sobie metalowe żyłki na szyję. Po co? Aby mieć pewność, że w razie wypadku nie będą dla nikogo ciężarem. Po prostu nie będzie już czego ratować. Głowa wystrzeli w górę jak z procy i potoczy się kilka metrów dalej, pozbawiając ciało ducha. Czyżby spodziewał się czegoś takiego w tym przypadku? Bardzo prawdopodobne. I chociaż nie było nikogo, dla kogo miałby stać się ciężarem to lubił swoje życie. Szkoda byłoby aby się skończyło. Przecież dostał szansę. Może walczyć. Wystarczy zranić raz tego dziwnego kolesia i będzie wolny. WOLNY?! To jakaś kpina! PRZECIEŻ JESTEM WOLNY! Zawsze byłem!
Mimo iż już wcześniej zakodował sobie w głowie to co ma zrobić aby się nagle nie wycofać, to ta nieoczekiwana zmiana sytuacji, która sprawiła iż jego miecz ciął powietrze, zatrzymała go już po kilku krokach, paraliżując tym samym nową niepewnością - to się nie ma prawa udać.
- Miliony okazji do ataków? Wiec przestań tańcować i walcz! Gdybym wiedział, że umawiam się z tobą na takie balety to włożyłbym garnitur! Nudzi Cię moje gadanie?- Starał się zrzucić z siebie podenerwowanie za pomocą sarkazmu. Cóż za hipokryzja. Oszalał... sam zaczął wyzywać go do walki. Nie czekając na odpowiedź, odwinął się i uderzył ponownie, korzystając z okazji iż łowca stoi do niego tyłem. Miał minimalną szansę na to, że zdąży zanim jego przeciwnik schyli się po swoje ostrze. Ciął w bok, pod łokciem, sądząc iż ten obszar ciała znacznie trudniej ochronić kiedy nie ma się zbroi czy innej tarczy. W najgorszym wypadku trafi go w rękę... w katastrofalnym, w ogóle nie trafi i będzie musiał wyprowadzać cios za ciosem aby nie wyjść z ofensywy.
Póki ten niewesoły ziomek nie ma zamiaru atakować go na serio, będzie starał się go dosięgnąć. W kieszeniach powinien mieć jeszcze trochę śrubek i narzędzi. W razie czego będzie wstanie nieco przeszkodzić mu w unikach. Tyle ile będzie w stanie. Aktualnie bowiem, obie jego dłonie zaciśnięte były nerwowo na trzonku katany. Traktował ją jak wyjątkowo twardy kij. Zdzielisz raz, mocno i porządnie, to nawet i kość złamie. Musi tylko pamiętać o tym by wyprowadzać ciosy odpowiednią stroną. Do tej pory takie miecze widywał jedynie przy pasach podróżnych w mieście, albo w gablotkach kolekcjonerów. Nawet nie sądził, że to może być ostre. Traktował to bardziej jako ekscentryczną ozdobę. Sentyment do starego świata. A tu proszę... trzyma podobny sentyment w dłoniach i próbuje nie zrobić sobie nim krzywdy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach