Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 03.03.20 13:30  •  Wyschnięte jezioro - Page 2 Empty Re: Wyschnięte jezioro
 Trwał w bezruchu, uważnie obserwując zbliżające się zagrożenie. Gdy dźwięk silnika zaczął się oddalać, kącik ust łowcy drgnął nieco w wyrazie ulgi, ale sekundę później płynnie przeszedł w grymas niezadowolenia, gdy Boris zauważył, że samochód zawraca. Splunął na bok, cudem nie trafiając w Bubusia. W jego ostatnią siatkę maskującą, którą zazwyczaj zarzucał na samochód zaplątała się ta psia bestia, a on nie znalazł jeszcze kolejnego naiwnego żołnierza, który zorganizowałby mu kolejną. Zgrzytnął zębami ze złości, wiedząc, że buggy jakimkolwiek gruchotem by nie było, na pewno nie zmieni właściciela.
 Nie za jego życia.
 Odczekał tyle, ile musiał, by upewnić się, że nieznajomi usłyszą jego słowa. Sam słyszał ich przecież doskonale, nie umiał jeszcze rozszyfrować co było ich pierwotnym celem. Ale kim byłby, gdyby nie próbował wykorzystać takiego strzępka informacji.
Nie radziłbym dotykać tego grata – powiedział, by zwrócić ich uwagę i spokojnie wyjść zza wraku z podniesionymi rękoma – Podobnie jak i strzelać. Gramy w jednej drużynie.
 Karabin został w kryjówce, podobnie jak pilnujący go pies, a jedyną widoczną przy Lazarusie bronią była maczeta przy pasie, która nie stanowiła absolutnie żadnego zagrożenia, póki po nią nie sięgnął. Teraz jednak zajęty był szukaniem na nieznajomych jakichkolwiek oznaczeń przynależności do rozrzuconych po Desperacji organizacji bądź choćby rozeznaniem się czy ma do czynienia z wymordowanymi.
Sam widziałem jak jego właściciel coś przy nim majstrował. Sądzę, że to pułapka, więc nawet tego nie ruszam. Ścigam gnoja od kilku dni i myślę, że wspólnie możemy go dorwać, a wtedy ja biorę jego łeb, a wy samochód – rozgadał się na dobre, jakby zagadanie ofiar na śmierć było jego jedynym planem – Moje informacje i wasze uzbrojenie. Razem możemy się nieźle dorobić na nim i jego towarzyszach.
 Mimo iż wychylił się zza wraku tak, by go zauważono to w każdej chwili był gotowy zwiać jak szczur (którym był) z powrotem za metalową osłonę. Póki co sądził jednak, że nie trafił na idiotów, którzy marnować będą amunicję na niegroźne jednostki, gdy faktycznie był ktoś, kogo należało tu upolować.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.20 19:28  •  Wyschnięte jezioro - Page 2 Empty Re: Wyschnięte jezioro

Rhett

  Pies...wilk...coś innego? Wszystko jedno! Szczeniak to szczeniak - co prawda nie taki malutki, ale bezbronny, samotny i przestraszony obecnością obcych w pobliżu. Kundelek zwróciwszy większą uwagę na otoczenie i cały ten niewyobrażalny burdel, nie zauważył jak młode stworzonko wychyliło się, by go obwąchać. Było ślepe, aczkolwiek natura wynagrodziła to bardzo dobrze rozwiniętymi zmysłami. Delikatne pieszczoty uspokoiły chwilowo "wilczka". Za to dały kolejne informacje. Jego skóra miejscami porównywalna była do zbitej stali. Szczególnie na barach, ale kto by zwrócił na to uwagę na Desperacji? Tu wiele bezpańskich psów posiadało pewne udziwnienia - czy to przez zadziwiające mieszanki genetyczne, czy odniesione rany.

  Szlachetne serduszko trzeba docenić i na pewno znajdzie się ktoś, kto to uczyni. Choćby sam piesek, który wtulił się niepewnie, łaskawie nie próbując czy jego chwilowy opiekun jest smaczny. Chwilowo, bo zaintrygowany jego osobą. Przeciskanie się przez kable było...cóż, cholernie uciążliwe i nieprzyjemne. Tu jeden odsuwasz, a drugi uderza Ci w twarz z impetem. Zdradziecki korytarz łapał co rusz za kostki, to zaczepiał zalotnie ramiona, jednak ostatni odcinek był utorowany. Na dole pręty, kable i inne bajkowe stwory zostało poprzecinane w sposób umożliwiający sprawne przejście pochylonym w pół. Ewentualnie na czworakach.
    Ta da! Oto przed oczami ukazał Ci się najbardziej uporządkowane pomieszczenia, jakie dotychczas widziałeś na wraku. Oprócz splecionych kawałków kabli, zapewne z korytarza, na podłodze nie leżało nic. Kolejne, bliżej nieokreślone zapachy. Zwierzęce. Parę kroków dalej, przy dwóch, otwartych skrzynkach klęczała postać postawy samego Opętanego. Długi, puchaty koci ogon przesuwał się po podłodze to w prawo, to w lewo. Tak hipnotyzujące ruchy potrafiły przyprawić o senność. Nie jego właściciela. Ewidentnie Wymordowana o dłuższych, mysich włosach. Skupiona na grzebaniu w zawartościach skrzynki nie zwróciła uwagę na dodatkowych gości. Ledwo co wyciągnięty klucz francuski upadł na podłogę z łoskotem, strasząc przy tym szczeniaka, który zerwał się z rąk Rhetta. Za to Wymordowana zjeżyła się od ogona po czubek wystających uszu, łapiąc ponownie za klucz francuski, uznając narzędzie za idealne do obrony. W końcu niczego innego prócz uroku osobistego i pazurów nie miała.
- H-hej! Zostaw go, zostaw go, nie zawaham się tego użyć! - Groźnie wymachiwała przedmiotem, co by towarzysz zauważył w jak poważnym znalazł się niebezpieczeństwie nastroszonej wymordowanej-kotki. Natychmiast rozejrzała się w poszukiwaniu zaginionego szczeniaka. W całym tym zamieszaniu gdzieś znikł. Możliwe, że ruszył w drogę powrotną do poprzedniego legowiska, a może schował się gdzieś po kątach. Wszystko było przesiąknięte jego zapachem oraz tym nowej znajomej. Nie była tu pierwszy raz.
- Nie pozwolę ich skrzywdzić! Zwyrole! Tylko na pieniądze łasicie się, co?! - Trzymając w obu dłoniach jakże niebezpieczną broń, ruszyła na potencjalnego kłusownika z jasnym zamiarem solidnego przysolenia mu ciężkim kluczem francuskim.



Łajza

   Heroiczne wyjście Łajzy spowodowało oczywiste skierowanie luf karabinów w jego stronę. To odwaga czy już głupota? Przypuszczalnie jeden z tamtej trójki mógł pociągnąć za spust choćby z nerwów, a Boris prędko straciłby nerkę, płuco, rękę, łeb, niepotrzebne skreśl, własną opcje dopisz w okienku poniżej. Nieważne czym tak właściwie był czyn mężczyzny, ważne, że nie został natychmiastowo podziurkowany. A nawet działało!

  Wielce zdziwieni spojrzeli po sobie, nie do końca wiedząc jak zareagować na to święte objawienie. Jeden, ten zdecydowanie spokojniejszy (#3), upuścił broń w przeciwieństwie do drugiego. Wyglądał na tego bardziej myślącego, jednocześnie wycofanego i dającego działać temu silniejszemu. Ubiór miał stosunkowo prosty, tak jak każdy z nich tutaj. Ot, pomieszane cywilne ubrania z elementami pustynnego kamuflażu. Tylko ten jeden, wpatrujący się z czystym zainteresowaniem w Lazarusa, nosił pasoszelki aka Belkit. To właśnie on odezwał się pierwszy, uciszając wyrywającego się do darcia mordy kompana.

- Jaki masz interes w dorwaniu tego gnoja i dlaczego miałbyś "oddać" nam samochód za ta niewielką cenę? - Początkowo mężczyzna chciał zapytać o coś innego. Na twarzy jego towarzysza malowało się nieme pytanie "co do kurwy". Nie wiedział o co chodzi. Właściwie żaden z nich nie wiedział, ale lider grupy nie miał zamiaru przepuścić okazji. Taka trafia się dość rzadko. A jeśli gościu będzie gadał z sensem, kto wie, może faktycznie dorobią się dodatkowo na jakimś randomowym tempie do ustrzelenia? Łatwa, przyjemna robota. Nic, tylko brać!

- Ilu ich jest? - I choć cisnęło mu się na usta pytanie o kim kurwa mowa, nie miał zamiaru udawać, że doskonale wie, sprawiając wrażenie, jakby cały ten teatrzyk trafił idealnie w punkt i cel przybycia tu tej trójki. Pan-Wielki (#2), ruszył się w stronę ich nowego wspólnika zbrodni. Oh, Laz, chyba nie wiesz na co się piszesz.


 Rzut dla obu panów~

Informacje:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.20 17:40  •  Wyschnięte jezioro - Page 2 Empty Re: Wyschnięte jezioro
[ rzut - 51, powodzenie ]

 Przyzwyczajony do znajdowania się na celowniku, choć trzeba było przyznać częściej ze strony swoich towarzyszy niż faktycznych wrogów, chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Od zawsze była to tylko gra, zwyczajny pokaz siły, a Łajza bez większych oporów mógł wcielać się w rolę ofiary, byle tylko dostać to, czego chciał. Nie miał też większych trudności z namierzeniem przywódcy tego osobliwego stadka, wlepiając czerwone ślepia w rozgadanego typa.
To osobista sprawa, panowie. Nic wartego roztrząsania – stwierdził, mimo wszystko delikatnie przesuwając nadal uniesione dłonie tak, by palcami wskazującymi pokazać im swoje blizny na pysku – Zależy mi tylko i wyłącznie na tym, żeby gnój wiedział, że to ja go dorwałem. Nie potrzebuję tego złomu. Dziwi mnie, że wy potrzebujecie... Przecież tego nie da się zeżreć.
 Jakby na samo wspomnienie o czymkolwiek do jedzenia, w brzuchu łowcy zaburczało solidnie, a do pyska napłynęły hektolitry śliny, mimo że nie zdążył pomyśleć nawet o niczym konkretnym. Przełknął ją ostentacyjnie.
Tylko on i jego zmutowany wilk. Rozumiecie, że sam ich nie ubiję. Potrzebuję waszej broni, waszych umiejętności. Polowanie w pojedynkę jest mało efektowne. To to zapchlone ścierwo jest głównym problemem – początkowy opanowany ton głosu, powoli i nieuniknienie zmieniał się w gardłowy warkot godny zezwierzęconych wymordowanych, w którym już trudno było się doszukać czegokolwiek innego niż czystej wściekłości.
 A wystarczyło tylko wspomnienie wyimaginowanego wilka, by skrywana nienawiść obudziła się na nowo.
 Przeniósł spojrzenie na zbliżającego się mężczyznę. Jeszcze brakowało mu żeby którykolwiek z nich się do niego zbliżał. Cudem powstrzymał się od posłania mu pełnego odrazy spojrzenia.
Wypierdalaj. Wypierdalaj. Wypierdalaj. Wypierdalaj. Wypierdalaj.
 Powtarzane jak mantra słowa najwidoczniej nie zadziałały, więc ponownie przeniósł spojrzenie na tego, którego już wcześniej uznał za przywódcę.
To jak, szefie?
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.20 22:09  •  Wyschnięte jezioro - Page 2 Empty Re: Wyschnięte jezioro
rzutko na unik - 65
rzutko na urok osobisty - 100


 Nie był przekonany do dziwoty szczeniaka. Niby na Desperacji podobne odchyły nie były niczym szczególnym, a jednak w tym konkretnym stworzeniu coś zwyczajnie mu nie pasowało. Nie wiedział tylko co dokładnie. Jednocześnie jednak piesek był na tyle uroczy, by na razie odepchnąć wątpliwości na bok i zająć się zapewnieniem mu bezpieczeństwa.
 Wtulony w pierś zwierzak został nagrodzony kolejnymi pieszczotami. Wymordowany przemknął palcami między uszami pupila, podrapał go po łebku, pomiział po puchatym poliku. Jak miałby się oprzeć tej słodyczy? Niegdysiejszy strach przed psami już dawno przekuł w uwielbienie. Teraz czworonogi były mu najwierniejszymi towarzyszami i najlepszymi przyjaciółmi.
 Kolejne pomieszczenie wyrwało westchnienie z gardła młodzieńca. Jak wiele ścieżek miał jeszcze do pokonania i jak wiele pomieszczeń do zwiedzenia? Czy ten wrak w ogóle miał koniec?
 Nabrał powietrza w płuca i napiął mięśnie, chcąc rozejrzeć się dookoła. Pokój wyglądał, jakby cały czas go używano. Był uporządkowany i jakiś taki mieszkalny, całkiem inny od tych, które Marshall wymijał dotychczas.
 Kolejną różnicą była rezydentka.
 Lis przechylił głowę na bok, z uwagą oglądając odwróconą tyłem postać. Gabarytami przypominała jego samego, ale z drugiej strony nigdy nie należał do wybitnie wysokich czy umięśnionych, więc może i jej sylwetka nie był wcale zadziwiająca. Miała jednak ogon i akurat ten element zdołał go zainteresować. Wyciągał już rękę, by dotknąć jej ramienia i dać jakikolwiek znak o swojej obecności, gdy klucz huknął o podłogę, przytulając lisie uszy do czaszki. Nie zdążył się nawet odezwać, a kociczka już gotowała się do ataku.
 Musiała tym zrywem zaskoczyć szczeniaka, bo wymordowany nie zdążył się nawet obejrzeć, a pupila już nie było.
 – Wystraszyłaś go! – powiedział z wyrzutem, marszcząc przy tym brwi. Nie budował linii zaufania z tym małym zwierzątkiem tylko po to, by została zerwana przez jakąś narwaną panienkę; straciła w jego oczach, a jeszcze się nawet nie odezwała.
 W końcu jednak otworzyła usta i chyba nie mogło być gorzej.
 Stawiając krok w tył i pochylając sylwetkę, uniknął jej ciosu.
 – Jakich znowu pieniędzy... o czym ty w ogóle mówisz, kobieto? – był skołowany. Chyba bardziej niż ona sama. Wiedział jednak, że nie powinien jej odpowiadać atakiem. Uniósł więc obie ręce w górę i postąpił kolejny krok w tył. Chciał, by zobaczyła, że nie miał w zamiarach ataku. – Spokojnie... znalazłem go w innym pomieszczeniu. Był sam i wyglądał na wystraszonego, więc wziąłem go ze sobą, żeby poszukać jakiegoś... czegokolwiek, najlepiej wyjścia z sytuacji. Możesz już odłożyć tę zabójczą broń? Chcę tylko pomóc – nieruchomy ogon świsnął przez powietrze. Chłopak miał nadzieję, że widok zwierzęcego atrybutu nieco uspokoi napastniczkę.
 – O jakich pieniądzach mówisz? – zapytał po chwili. Podniósł spojrzenie na twarz dziewczyny, przyglądając jej się z uwagą. – I co to za pies? Skoro tak zaciekle go bronisz, to musisz coś o nim wiedzieć.
 Obejrzał się przez ramię, w stronę korytarza, z którego przyszedł. Uciekł tam? Cholera wie, wszystko tu pachniało tak samo i równie intensywnie z każdego miejsca.
 Skrzywił się nieco, po czym zacmokał w powietrze i zagwizdał cicho pod nosem, mając nadzieję, że w ten sposób skłoni szczeniątko do powrotu lub wyjścia z ukrycia. Co innego mu pozostało?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.20 0:53  •  Wyschnięte jezioro - Page 2 Empty Re: Wyschnięte jezioro

Rhett

     Kocica wyglądała na...cóż, po pierwsze przerażoną, co było widać już w samych jej ruchach i niepewności w głosie, po drugie szczerze zaskoczoną spotkaniem. Strzygła uszami, nie wiedząc zbytnio co począć, w momencie, w którym jej cios został sprawnie uniknięty. Nigdy nie była jakoś specjalnie dobra w walce, ale hej! PRZYNAJMNIEJ spróbowała, a to już dużo. Zawsze mogła krzyczeć wniebogłosy i dać się zaciukać z miejsca. A tego nie chciała, życie jej jeszcze miłe. Tak, jak życie szczeniaczka skrytego w bliżej nieokreślonym miejscu.
      Kurczowo ściskając w dłoniach przedmiot służący jej za broń, zrobiła krok w tył, stale trzymając go przed sobą. Jakby w obawie o nagły atak. Wszystko jedna wskazywało na to, że towarzysz nie miał zamiaru jej skrzywdzić ani tej malej buły, gdziekolwiek obecnie była. Bądź był, nie zaglądajmy pod ogon!

- O-oh... -
wypuściła głośno powietrze z wyraźną ulgą, mimo, że nie miała pewności co do nieznajomego, ten wydawał się całkiem prawdomówny. Wystarczyło jedno spojrzenie, by pomyśleć sobie "a po co miałby mnie okłamywać? Czy te oczy mogą kłamać?". Ostatecznie opuściła klucz, starając się wyłapać charakterystyczny kształt szczeniaka. Na marne. Ani widu, ani słychu. Powróciwszy kocimi oczyma do rozmówcy, widocznie się zawstydziła. Rhett najwyraźniej miał coś w sobie takiego, jakiś urok osobisty, pozwalający na uspokojenie kociej damy. Jeszcze zanim odpowiedziała, wychyliła się za niego, zamiatając ogonem podłogę, by spojrzeć czy oby na pewno nie przyszedł z kimś. Po upewnieniu się przegryzła wargę, myśląc nad czymś intensywnie, by dostrzegając ogon odetchnąć głębiej. Tak, wszystko w porządku!

- Nie chciałam go przestraszyć! Zresztą...! To miłe, że chciałeś mu pomóc, ale - zaczęła nieco nerwowo, właściwie wciąż nieco niepewna. - ...nie powinieneś. Jego matka może tu wrócić w każdej chwili. - Kolejne, głośnie westchnięcie. Chyba nie potrafiła pozbierać myśli. Uciekała co rusz wzrokiem, nasłuchiwała.  - Wybacz...Ja, ja chcę tylko je chronić. Kilka dni temu jakaś banda uwzięła się na te biedne stworzenia, bo ich skóra i w ogóle jest cenna. Kłusownicy. Rozumiesz to?! Chcą zabić je dla pieniędzy. Z siostrą próbujemy coś wykombinować, ale jest ciężko. Są strasznie agresywne. Tylko kiedy im podrzucamy jakiś kawałek mięsa, jakby uspokajają się i tylko obserwują z daleka. Chyba przemieszczają się w poszukiwaniu jedzenia. Tak mi się wydaje. - Wytłumaczyła, klękając, by dołączyć do nawoływań. Między gwizdami ciągnęła dalej, starając się jak najlepiej odpowiedzieć na zadane pytanie.

- Sarghal. To sarghal. Nie nazwałyśmy go, bo nie wolno się przywiązywać. Chociaż kusi...Wiesz...jest taki uroczy! - Pokiwała głową, kierując się w stronę korytarza, z którego przybywał Kundelek. Kilka kroków do środka i niemal natychmiast wróciła się, dopadając do skrzynki, w której wcześniej grzebała.
- To co, p...pomożesz nam? Boję się, że ci ludzie mogą tu być w pobliżu. Już raz wiedzieli moją siostrę i o mało jej nie zabili. Nie mogę zostawić go tutaj na pastwę tych okrutników! - Spojrzała błagalnie, niemal tak, jak ten słynny kot w butach. Pomimo złego pierwszego wrażenia nie była wcale aż taka zła, prawda? Nieco strachliwa, ale empatyczna i szczera! - Możesz coś wziąć, jest tu pełno narzędzi, jakieś nożyce, liny...Nie wiem, może znajdziesz coś ciekawego? Chyba nawet nóż tam widziałam. - Gestem dłoni zaprosiła go do siebie, odsuwając się na tyle, by mógł sam przeszukać zawartość skrzyni.

- Mógł wrócić do legowiska. Albo usłyszał matkę. Nie wiem, widziałeś gdzieś w pobliżu ślady jego rodziny? Na pewno nie oddalili się daleko, nie zostawiliby go tutaj całkiem samego.


Łajza

      Łajza był dobry w tym co robił. Cholernie dobry, jeśli być tu szczerym. W słowach, a nawet w ruchach tkwiła pewna szczerość, przekonująca zebranych tu ludzi do jego osoby na tyle, by nie uważać go za faktyczne niebezpieczeństwo. Jakby, i tak mieli przewagę liczebną, a to, że nie widzieli u niego broni palnej dawało dwójce kolejne powody, by mu zwyczajnie na chwilę obecną odpuścić, skupiając się w pełni na zadaniu. A wizja zdobycia kolejnego pojazdu była piekielnie kusząca. Tak, jak łatwego zysku, jeśliby tak opylić furę za grube pieniążki. Oh, tyle możliwości!

  - Stary, to chyba oni. Niezła okazja, co? Psia mać, lepiej być nie mogło, serio! - Podchodzący do Laza mężczyzna w jednej chwili wyszczerzył się, niemal klasnął w dłonie, przystając w połowie drogi do Azarowa. Ten to chyba nie mógł trafić lepiej. Żeby aż tak przekupić kogoś swoją ckliwą historyjką? Nawet ten, uważany za głowę całego przedsięwzięcia, wydawał się przekonany do pomocy. Cóż, bandytom w biedzie zawsze się pomaga, by potem i ich okraść!
- Nie podniecaj się tak, kurwa. W każdym razie...Jakkolwiek Ci tam, jesteśmy w stanie podać pomocną łapę. Zabieramy furę, a Ty rozprawiasz się z tym całym Wilkiem czy innym gównem, które Cię tak nęka, pod warunkiem, że to, co ma przy sobie, wędruje do nas. Masz jakąś broń oprócz tego - wskazał na maczetę. - ...czy mam rozumieć, że chciałeś rozprawić się z nim na "gołodupca"? - zapytał ruchem głowy przywołując do siebie wielkoluda. Ten niechętnie się wrócił, choć widocznie zainteresował się wspomnianą bronią białą Lazarusa. W pewnym momencie mógłby przypuszczać, że ten najchętniej podpierdoliłby mu ją. I tak właściwie, nie pomyliłby się za bardzo, bo ślepia mężczyzny stale wracały do owej maczety. Co z tego, że sam dysponował o niebo lepszym sprzętem? No, nie oszukujmy się, pierwsza klasa to to nie była, ważne, że w ogóle strzelało. Tymczasem facet grzejący miejsce za kierownicą niezbyt był zainteresowany pogadankami, wpatrzony w cudowny krajobraz Desperacji.

- Luo, ten to Gezi, fury pilnuje Long. - Role zamieniły się, teraz to on podlazł bliżej, przyglądając się uważnie rozmówcy. - Koniec tego pierdolenia, robota czeka. Wskaż nam gdzie jest ta dwójka. Rozdzielimy się. Pójdę sprawdzić w poszukiwaniu naszych kochanych piesków, Gezi, Ty pójdziesz z "panem". W razie czego krzycz. -  Skinął głową, oddalając się w stronę drugiego, oddalonego spory kawałek wraku. Za to ten, który pozostał i zerkał raz za razem łapczywie co by tu zajebać Lazowi, spojrzał wyczekująco.
- Wyparować nie wyparowali, co? Siedzą w środku? - zapytał pokazując lufą karabinu na wrak przy którym stali.


Informacje:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.20 17:25  •  Wyschnięte jezioro - Page 2 Empty Re: Wyschnięte jezioro
 A więc słusznie uznał, by mieć się na baczności. Wściekła matka mogłaby zareagować znacznie gorzej niż ta drobna kociczka. Fakt, że szczenię siedziało na jego rękach spokojnie, nie zmieniało absolutnie niczego. Instynkt macierzyński zadziałałby w sekundę.
 – To dość kiepscy kłusownicy, skoro zabijają dla pieniędzy – mruknął, spoglądając w stronę wyjścia. – Kasa nigdy nie miała przecież znaczenia w tym padole – wzruszył ramionami i choć wypowiadał się o kłusownikach dość lekceważąco, to jednak niepokoił go fakt wypowiadania się o nich w liczbie mnogiej. Postanowienie o udzieleniu pomocy psiakowi z góry przyczepiło mu naklejkę przeciwnika. W pojedynkę nie miał zbyt wielkich szans przeciwko grupie ludzi, to się zwyczajnie nie kalkulowało.
 Chciał już wrócić do Lazarusa i przedyskutować z nim sprawcę.
 Ogon szurnął nerwowo po podłodze.
 – Sarghale... – powtórzył za nią, czując, jak wszystkie siły spłynęły z ciała na brudną podłogę. Podniósł dłoń do twarzy i przemknął po pobladłym licu palcami. To nie mogło dobrze się skończyć. Nie, gdy w grę wchodziły bestie tak niebezpieczne, jak Sarghale. Gdyby wcześniej znał gatunek zwierzęcia, które do siebie przyciskał...
 ... pewnie niczego by to nie zmieniło. Potrzeba pomocy mimo wszystko było większa.
 Naprawdę potrzebował teraz Azarowa.
 – Pomogę – skinął głową, przechadzając się po pomieszczeniu. Skoro rzeczywiście mieli na głowie rodzinę Sarghalątko i jeszcze stado kłusowników, to wolał mieć przy boku coś przydatnego, nawet jeśli miał to być połamany widelczyk. – Co z twoją siostrą? Gdzie jest i kiedy ją spotkamy? Wiesz... Wolałbym uniknąć sytuacji, w której mnie zaatakuje tak samo, jak ty przed chwilą – na sekundę obrócił głowę, by posłać dziewczynie zaczepny uśmiech. Zaraz jednak wrócił do grzebania w gratach; masa rzeczy przelewała mu się przez ręce. Odrzucał liny i kawałki metalu, szukając noża, o którym wspomniała. Znalazł go po kilku minutach, od razu wsuwając za pasek od spodni.
 – Nie, widziałem tylko jego. Leżał skulony w jakiejś szmacie. Na zewnątrz też nie było żadnego śladu innych zwierząt. Przyjechałem tu z mężem partnerem, ale został poza wrakiem, może on coś zobaczył – ramiona drgnęły pojedynczo w bezwiednym geście. Błędem było oddalanie się od Borisa już na samym początku.
 – Mówisz, że uspokajacie Sarghale mięsem... Masz jeszcze jakieś? Może niegłupio byłoby wziąć trochę ze sobą. Wolałbym, żeby wściekła matka rzuciła się na jakiś ochłap, a nie na nas – zerknął porozumiewawczo na kociczkę.
 Gdy była gotowa, ruszył w drogę powrotną, z uwagą obserwując otoczenie.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.20 0:41  •  Wyschnięte jezioro - Page 2 Empty Re: Wyschnięte jezioro
 Granie ofiary przychodziło mu nadzwyczaj łatwo, zupełnie jakby robił całe swoje życie. Wycwanił się na tych pustkowiach, skurwysyn jeden. Sprzedanie godności za przeżycie nie było przecież aż tak wygórowaną ceną.
 Czerwone ślepia łowcy przesuwały się od jednej twarzy do drugiej, uważnie zapisując sobie nastawienie jego nowych kolegów, by w chwili w której jego plan zacząłby się sypać, mógł przyczepić się do najsilniejszego z nich i skłócić całe towarzystwo, jak to zwykle miał w zwyczaju.
Pewnie. Wszystko jest wasze, nie potrzebuję rzeczy. Nie pogardzę jedynie futrem tego mutanta, przyda mi się dowód jego ubicia – westchnął, jakby sam miał chrapkę na połowę dobytku swojego wyimaginowanego wroga, ale doskonale wiedział, że i tak nie miałby szans przy podziale łupów – Coś nie tak z moją maczetą? To dobra broń. Cicha, skuteczna no i nie kończą się w niej naboje.
 Ale o tym przekonają się sami, gdy rozłupie tym ostrzem ich czaszki, gdy tylko uda mu się ich rozdzielić i odseparować od reszty.
 Boris widząc rzucane przez jednego osobnika spojrzenia w kierunku jego broni, udał zaskoczonego i aż musiał opuścić wzrok, by upewnić się na co ten patrzy i choć doskonale wiedział, że ten czai się na maczetę to ostentacyjnie zerknął na swoje krocze, a później wrócił zmieszanym spojrzeniem do zuchwałego typka. Powinien mrugnąć, póki ten jeszcze zerkał, ale zamiast tego udał zniesmaczoną minę i spojrzał na kolejnego gościa. Nie będzie komentował wyborów wielkoluda, miłość nie wybiera.
 Rzucili krótkimi ksywami, więc nie chciał pozostać im dłużny.
W porządku, możecie mówić mi Boris.
 Niechętnie odprowadził tego mądrzejszego wzrokiem, gdy postanowił zostawić go z tak chętnym by bliżej poznać się z jego pasem od spodni typem, ale nie mógł marudzić. Rozdzielenie się było tym czego nie powinno robić się na horrorach, i mimo że Gezi został w najliczniejszej grupie to jeszcze nie wiedział kto tu tak naprawdę jest potworem.
No właśnie kurwa siedzą. Wleźli tam i nie wychodzą. Nie wiem ile już na nich czekam – mruknął niezadowolony, prowadząc swojego nowego kolegę prosto do wyrwy, w której wcześniej zniknął Rhett – Może pod spodem są jakieś korytarze i błądzą pod nami... albo czekają tam z siekierą by uciąć łeb pierwszej osobie, która wejdzie do środka...
 Och, biedny, słaby Lazarus, jak on sobie poradzi? No nie poradzi sobie. Tylko silniejszy kompan mógłby okazać się wsparciem. Gdyby tylko był odważniejszy niż łowca.
Masz jaja żeby tam wejść? – spytał konspiracyjnym szeptem – Bo ja nie.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.20 14:56  •  Wyschnięte jezioro - Page 2 Empty Re: Wyschnięte jezioro

Rhett

      Dziewczę najwidoczniej zauważyło chwilowe zawieszenie towarzysza na myśl o tym niewielkim, a jakże groźnym w przyszłości stworzeniu. Sama doskonale wiedziała, że co jak co, ale Sarghale były...no, niebezpieczne. Bardzo. A mimo to nie odmówiła sobie udzielenia pomocy. Być może wiedziała wraz z swą siostrą o rzeczach, o których reszta nie wiedziała. Być może w rzeczywistości delikatne ciałko i dusza nie były aż tak delikatne, jak mogłoby się wydawać. Pozory potrafią mylić. Jednak, skoro już o siostrze Kocicy mowa...!

- Szuka pomocy w okolicy, organizuje pułapkę. Jest niczym kameleon, ciężko dostrzec ją wśród piasku i może pojawić się w każdej chwili... Ależ spokojnie, jest bardziej opanowana - zachichotała cicho, obserwując poszukiwania. - Dziękuje. Masz dobre serce, wiesz? Nie każdemu chciałoby się ryzykować własnym życiem, nawet za...Oczekujesz późniejszej zapłaty? - Bystre spojrzenie uraczyło kompana, zadając to jedno, istotne pytanie. Dla Rhetta mogło oznaczać to pewien zysk w zależności od odpowiedzi, a na pewno wyrobienie sobie opinii u tej Wymordowanej.

- Gdyby spotkał któregoś z nich, zapewne już byśmy to usłyszeli. Wiesz...Sarghale to naprawdę cudowne stworzenia. Niebezpieczne, ale tak...Dostojne i królewskie. Nie powinniśmy wchodzić z buciorami w ich życie, mimo, że są bestiami. Nie zabijają z nudów - mruknęła pod nosem, sięgając po rzuconą w kąt pomieszczenia skórzaną torbę. Przełożyła ją przez głowę, w odpowiedzi poklepując bok torby. Mięso musiało być zamknięte w szczelnym pojemniku bądź w jakimś opakowaniu, który skutecznie osłabiał jego intensywny zapach. Bez słowa ruszyła za Rhettem, uważając na zwisające kable. Musieli trochę uważać, by nie zrobić sobie krzywdy i w tym momencie. Im bardziej zbliżali się do wyjścia, tym bardziej słyszeli niesione echem głosy wydobywające się z zewnątrz. Ktoś na nich już czekał? Lisica zatrzymała się, łapiąc Opętanego za ramię.
- Co robimy? - szepnęła cichutko strzygąc uszami na boki.



Łajza

      Miłość nie wybiera, tak jak miłość do pieniędzy i kusząco wyglądającej broni. No kto by nie chciał położyć łap na kolejnej zdobyczy? I, wbrew temu co można było odczuć, nie chodziło o coś skrywanego w spodniach. Wielkolud poprawił trzymaną w łapach broń, rzucając towarzyszowi taki iście głupkowaty uśmiech.
- Czy ja wiem. Przy takim cacku, to co najwyżej w dupę możesz ją sobie wsadzić. - Wzruszył ramionami. A może jednak Lazarus miał racje co do zapędów bandyckiego kompana? W każdym razie nie wyglądało na to, by miał czelność odebrać mu broń siłą. Z kolei do negocjacji i targowania nie miał łba, co raczej było widać już na pierwszy rzut oka. Robił tu za żywą tarczę, takie siłowe wsparcie na wszelki wypadek. Wpierw spojrzał na Borisa unosząc brew w geście "Ja miałbym nie mieć? Potrzymaj mi piwo", by następnie skierować spojrzenie za siebie, na leniuchującego w samochodzie kierowce. Chciał go zawołać, by ruszył z nimi, ale ktoś musiał pilnować nie tylko fury, co otoczenia. W każdej chwili mógł zjawić się ktoś, kto zechce im przeszkodzić. W dodatku trzeba nadzorować działania drugiej strony.
Mężczyzna zawahał się, jakby miał powody do obaw. Parsknął śmiechem, dość nerwowym, nakazując Lazowi odsunięcie się od wyrwy. Dla nich była za mała, a więc trzeba było użyć nieco siły, by odpowiednio ją rozszerzyć. Przynajmniej tak, by mogli tam wczołgać się bez problemów i obaw, że utkną raz na zawsze. To, co zrobił, mogło dać wiele do myślenia. Pod wpływem dwóch, silnych uderzeń uszkodzony przez wpływ lat i czynniki atmosferyczne metal ugiął się z łatwością, a nawet ułamał, ułatwiając zadanie. Zadowolony z siebie Gezi klasnął w dłonie.
- Nie pierdol, właź. - Lufą karabinu pchnął go w kierunku wyrwy.



Informacje:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.20 15:32  •  Wyschnięte jezioro - Page 2 Empty Re: Wyschnięte jezioro
  – W okolicy? – podchwycił, spoglądając na kociczkę z powątpiewaniem. – Trochę się naszuka, jesteśmy na środku cholernej pustyni – westchnieniem zwieńczył wypowiedź. Razem z Borisem jechali tu samochodem, a i wtedy zajęło to chwilę czasu. Nie chciał sobie nawet wyobrażać jak długo szukanie zajmie drobnej panience... pod warunkiem, że nie miała jakiegoś doładowania do szybkości. Wzruszył jednak ramionami. Skoro nazywano ją bardziej opanowaną, to postanowił zawierzyć w te słowa; grunt, by nie przywitała go prawym sierpowym.
  Później kociczka zaczęła znów mówić i miał ochotę złapać się za głowę.
  Odwrócił się ku niej, podniósł rękę i sprzedał jej zaczepnego prztyczka w sam środek czoła.
  – O czym ty mówisz, dziewczyno? Nie chcę żadnej zapłaty. Wystarczy, że podasz mi swoje imię i będziemy kwita – zdobył się nawet na drobny półuśmiech. – Mi możesz mówić Rhett – skinął jej powoli głową. Tyle. Nie było czasu na dalsze uprzejmości, jeśli chcieli odnaleźć małego uciekiniera.
  Lisie uszy stale podrygiwały, wyłapując echo każdego, nawet najmniejszego dźwięku. Metal, od którego odbijał się dźwięk słów, nieco je zniekształcał, wymordowany nie mógł więc na razie rozróżnić poszczególnych zdań. Znał jednak brzmienie jednego z głosów i tyle mu wystarczyło.
  Obrócił się, kładąc dłoń na boku kocicy, by pchnąć ją delikatnie w cień.
  – Schowaj się na razie. Znajdź miejsce, z którego na pewno nikt cię nie zobaczy. Jeśli szczeniak gdzieś się pojawi, to wyjmij mięso, powinien je wyczuć i do ciebie podejść, prawda? Będziesz musiała go popilnować, ale przecież dasz sobie radę, jesteś zdolna i doświadczona w opiece nad takimi jak on – dłonią zmierzwił jej włosy. Posłał jej jeszcze jeden pokrzepiający uśmiech. – Ja zajmę się tymi na zewnątrz. Niedługo wrócę.
  Ostatnim, co mogła zobaczyć, była jasna końcówka długiego ogona znikająca za stertą żelastwa.
  Nie śpieszył się przesadnie, nie chciał przecież wzbudzić niczyich podejrzeń odgłosem przyspieszonych kroków. I choć zwykle poruszał się całkowicie bezdźwięcznie, to tym razem dołożył starań, by stojąca u wejścia dwója na pewno wyłapała dźwięk zbliżającej się osoby; wolał nie zarobić przypadkowego dźgnięcia w żebra lub serii z karabinu.
  Znalazłszy się w świetle wpadającym do wnętrza przez powiększoną wyrwę, skonfrontował wzrok z dwiema sylwetami – pierwsza była mu kompletnie obca, lecz druga...
  – Jesteś! – ogon świsnął energicznie przez powietrze. Wymordowany przyspieszył znacznie kroku, by wpaść na ciało Azarova i objąć jego tors rękoma. Twarz chłopaka zniknęła, gdy wtulił ją w koszulkę Łowcy.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.03.20 0:23  •  Wyschnięte jezioro - Page 2 Empty Re: Wyschnięte jezioro
 Własnie, broń wielkoluda. Łowcy nie podobało się to, że ten ma tymczasową przewagę. Nie dało się jednak ukryć, że każdy z nich z chęcią położyłby łapy na własności tego drugiego. Czasem chciwość wygrywała ze zdrowym rozsądkiem.
Spasuję, ale ty się nie krępuj.
 Na szczęście jego przynęta w postaci wjechania gorylowi na ambicję podziałała perfekcyjnie, ale za sekundę Boris tego pożałował. Nie tak przedstawiał się jego plan. Na pewno nie miał zamiaru iść pierwszy, a już tym bardziej nie poganiany przez lufę nieznajomego. Zgrzytnął zębami i chcąc nie chcąc władował się do wraku.
 Nie miał przynajmniej obaw, że tam utknie, bo skoro metal łamał się z taką łatwością i skoro Gezi dał sobie z nim radę to siła łowcy też sobie z tym spokojnie poradzi w razie jakichkolwiek problemów. Bardziej bał się teraz tego, że tak niestabilny wrak może się zawalić jeżeli nieodpowiednio naruszą konstrukcję.
Chyba nie powinniśmy tu włazić. To będzie w chuj głupia śmierć – mruknął niepocieszony do swojego nowego przyjaciela.
 W półmroku dostrzegł na ziemi jakiś podejrzany kształt i zamarł w bezruchu. Wąż? Kabel? Ślepia nieprzyzwyczajone do tak ciemnego pomieszczenia nie potrafiły jednoznacznie zinterpretować tego, co pewnie od razu rozpoznałby na nasłonecznionym piachu. Odpiął maczetę od pasa i zważył ją w dłoni, układając najwygodniej do ewentualnego zadania ciosu.
 Już miał odwrócić się do swojego towarzysza, do którego z powodu łączącej ich przyjaźni, wolał nigdy nie odwracać się tyłem, gdy w zasięgu wzroku pojawił się wymordowany. Boris nawet nie zdążył pokręcić łbem na boki, by dać mu do zrozumienia, że powinien wiać. Jak najszybciej i jak najbardziej niezauważenie.
 Za późno.
... i to nie sam, sprowadziłem pomoc – warknął głucho, bo trudno było mu się silić na cokolwiek innego, gdy jedyne co miał teraz przed oczami to wizję bydlaka robiącego użytek ze swojego karabinu.
 Stać go było jedynie na szarpnięcie Rhetta za przedramię, by zmusić go do zaprzestania obejmowania go rękoma. Jeżeli Gezi strzeli to przynajmniej nie trafi jego łapek, a wtedy pozostawało mieć nadzieję, że kule nie przejdą przez niego na wylot i nie trafią szczeniaka.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.20 11:52  •  Wyschnięte jezioro - Page 2 Empty Re: Wyschnięte jezioro


Spotkanie tej dwójki nie uszło uwadze wielkoluda, który w pierwszym odruchu miał pociągnąć za spust. A to oznaczałoby niechybne trafienie jednego z tej dwójki. Jednak to nie stało się. Żadnego huku wystrzału, żadnego przeszywającego bólu. Nawet obyło się bez bolesnego szturchnięcia w akompaniamencie wkurwionego, szorstkiego głosu. Mężczyzna cofnął się otwierając już usta, a wtedy rozległ się krzyk za nich. Siedzący w samochodzie facet, przez ten cały czas ewidentnie nudzący się w całym tym syfie, podjechał niemal pod sam wrak. Dudniąc cholernie głośno silnik potrafił zagłuszyć niejedne myśli, przypominając chmarę irytujących much czy komarów, krążących wokół głowy akurat kiedy chce się zasnąć po dniu ciężkiej pracy. Warknął coś wychodząc na moment z pojazdu, by pociągnąć za bar Geziego. Z tego, co dało się usłyszeć mówili o złapanym łupie i problemach przy pracy. Rozmowa ucięła się tak gwałtownie jak zaczęła. Najwyraźniej mieli w poważaniu faktyczną pomoc Łajzie, stawiając na pierwszy miejscu własną korzyść. No bo - po cholerę? Desperacja rządziła się własnymi prawami.
Odjechali.
Za to gdyby Rhett próbował cofnąć się do kociej towarzyski, zobaczyłby, że zniknęła pozostawiając na podłodze zapakowane szczelnie surowe mięso. Wokół cisza, nawet dudnienie silnika gdzieś ucichło w oddali. Być może, gdyby zostali w tym miejscu dłużej, tamta trójka powróciłaby, co oznaczałoby dość nieprzyjemne spotkanie.
Lepiej zabrać dupę w troki i znaleźć inne miejsce.


Wydarzenie zakończone.
Otrzymujecie po 20 punkcików, sama nic nie biorę. Powodzonka w dalszym pisanku. Nie macie obowiązku tutaj pisać, róbta co chceta dzieci.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach