Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 23.12.16 0:20  •  Wyschnięte bagna Empty Wyschnięte bagna
Opis wery sun!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.12.16 0:25  •  Wyschnięte bagna Empty Re: Wyschnięte bagna
Było ciepło. Sidhe lubił pracę w swoim ogrodzie. O ile nie miał w swojej chacie zbyt wielu osób, którym należało pomóc, a on miał czas wolny, to zakopywał swoje dłonie w wilgotnej ziemi. Poletko uprawne nie było duże, ale to co na nim rosło, wystarczało by wymordowany mógł zgromadzić zapasy dla siebie i osób, które do niego przychodziły. Tuz obok poletka uprawnego znajdowało się specjalnie wyznaczone miejsce na zielnik, gdzie rosły zioła i i rośliny lecznicze. W końcu jak na uzdrowiciela przystało, Sidhe nie mógł pozwolić sobie na to, by zabrakło mu składników na jakąś maść, napar czy lekarstwo. Od tego zależeć mogło życie wielu osób.
Praca w ogrodzie go uspokajała. Nie doszukiwał siew tym głębi i nie uważał, że w ten sposób łączy się z naturą. Odprężało go to i mógł zająć swoje myśli czymś innym niż widok krwi, wnętrzności czy złamanych kończyn.
Nabrał wody do glinianego naczynka, które sam ulepił. Nie było ono idealne i miało brzydkie wybrzuszenia i krzywizny, ale najważniejsze, że było szczelne i tym samym użyteczne. Zaczął podlewać rośliny, a na końcu umył swoje ubrudzone dłonie. Zawsze po skończonej pracy musiał się umyć, bo nie mógł znieść myśli, że mógłby być brudny.
Po wszystkim wrócił do swojej chatki i przejrzał wszystkie swoje szafki i półki. Szybko ogarnął, czego mu brakowało. Musiał zdobyć te wszystkie rzeczy, chociaż one nie były mu wyjątkowo potrzebne, ale najlepiej być przygotowanym.
Po zioła i inne składniki udał się do jedynego logicznego miejsca. Wyschnięte bagna, chociaż nazwa nie brzmiała jakoś szczególnie zachęcająco, były sekretnym miejscem wymordowanego. On zawinięty w białe szaty odważnie i wytrwale maszerował w tamtym kierunku zawsze, gdy czegoś mu brakowało, a nie rosło u niego. Wiedział, że właśnie tam, jeśli ktoś potrafi szukać, to znajdzie tętniące życiem miejsce, jakby potworna katastrofa nie miała w ogóle miejsca.
Ukląkł na ziemi i zaczął kopać dłońmi niewielki dołek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.17 11:05  •  Wyschnięte bagna Empty Re: Wyschnięte bagna
Już od dłuższego czasu planował zaszczycić Sidhe'a swoją obecnością. Przez zaniedbanie swoich stróżowskich obowiązków nie widział go już spory kawał czasu, a przecież doskonale wiedział, że stale powinien mieć go na oku. Miał wrażenie, że nie potrafiłby się pozbierać po stracie kolejnego podopiecznego, dlatego też nie dopuszczał do siebie wiadomości, że Dananna mogło by kiedyś nie być. Dudley niesamowicie szybko przywiązywał się do osób, którym stróżował, choć zwykle nie dawał tego po sobie poznać, jakby uznawał to za słabość, którą skrywał, a której powinien się wyzbyć. Czasami nie radził sobie z ludzkimi uczuciami, a aniołem był już kupę czasu.
Poprawił plecak, w którym miał złom potrzebny do produkcji amunicji dla najemników. Przed powrotem do Smoczej Góry uznał, że koniecznie powinien odwiedzić Bansheego. Musiał mu powiedzieć o kilku sprawach, które diametralnie odmieniły jego dotychczasowe życie. Chciał namówić podopiecznego, by ten również dołączył do Drug-on — wtedy miałby go pod ręką i nie musiałby się martwić o to, że Sidhe wpadnie w jakieś bagno, z którego to właśnie Dude musiałby go wyciągnąć.
Najpierw ruszył prosto do chaty uzdrowiciela. Pukał w drzwi, stukał w okna, obszedł domek kilka razy dookoła i na sam koniec uznał, że białowłosego po prostu w niej nie ma. Zmarszczył nos, zastanawiając się chwilę gdzie powinien szukać mężczyzny. Na szczęście dość szybko przypomniał sobie o miejscu, w które Banshee lubił się udawać i o którym wiedział tylko on i Dudley. Bez dłuższego namysłu ruszył w stronę wyschniętych bagien, w nadziei, że odnajdzie tam swojego podopiecznego.
Dotarcie do celu nie zajęło mu zbyt długo, bo bagna były umiejscowione dość blisko chatki Sidhe'a, by ten w razie konieczności mógł bez problemu wrócić się po jakieś nasiona lub inne rzeczy. Oczywiście bez problemu dostrzegł klękającą na ziemi postać odzianą w białe szaty. Zbliżał się bezszelestnie, a gdy był już dostatecznie blisko zatrzymał się, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Nie powinieneś nakładać jasnych ubrań do pracy w ogrodzie, szkoda by było gdyby się ubrudziły — rzucił na powitanie, postępując jeszcze kilka kroków do przodu, by znaleźć się dokładnie obok Bansheego. Ukląkł, chcąc znaleźć się mniej więcej na tym samym poziomie co on. Wciąż się uśmiechał. — Dawno się nie widzieliśmy, Ban. Tęskniłeś? — Pytanie, które zadał było oczywiście pytaniem retorycznym, przecież oczywiste było, że tęsknił. Sam Dude bardzo ucieszył się na widok Sidhe'a. — Wiedziałem, że Cię tu znajdę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.17 0:29  •  Wyschnięte bagna Empty Re: Wyschnięte bagna
Starannie odkładał grudki gliny na bok, uprzednio otrzepując je ze zbędnego piachu i pyłu. Glina była na wagę złota, można było z niej ulepić dzbany albo inne przydatne naczynia. Glina miała też właściwości lecznicze Sidhe nie był do końca pewny, dlaczego tak było, ani czemu zawdzięczała te cechy, ale skoro mógł z tego korzystać, to zbierał glinę. Przykładał ją pacjentom na miejscach urazu i po jakimś czasie opuchlizna schodziła.
W wykopanym dołku tętniło życie. Było tam pełno larw much. Małe i tłuste robaczki przemykały w wydrążonych tunelach. Może dla niektórych było to dziwne i obrzydliwe, ale Sidhe uważał takie larwy za wyjątkowy przysmak. Odpowiednio doprawione i przyrządzone były całkiem smaczne. Zebrał więc wszystkie do niewielkiego słoiczka, który miał przy sobie i który następnie zawinął w jakąś szmatkę i schował do torby.
Przez wzgląd na odosobnienie, nie przykładał uwagi na to, co działo się wokół niego. Być może było to z jego strony niewiarygodnie nieostrożne, ale o tym miejscu wiedział tylko on i zaufane mu osoby. Wiedział, że jest tutaj bezpieczny i że raczej nic mu nie grozi. Nie był też znów taki bezbronny. Wciąż pamiętał wiele sztuczek, których nauczył się podczas swojego najemniczego życia. Pozwolił swoim wyostrzonym zmysłom odpocząć, dlatego nie zauważył, gdy Dudley się do niego zbliżył.
Mam tylko białe szaty – odpowiedział szybko, wpatrując się w odzienie, które rzeczywiście było ubrudzone ziemią. Gdy był w siedzibie KNW to lubił nosić się w bieli, którą uważał za czystą i spokojną. Tak mu już zostało i nawet nie wpadło mu do głowy, by wprowadzić do swojej garderoby nieco kolorów.
Zawsze tęsknię za bliskimi, których nie widzę długi czas – odpowiedział, uśmiechając się lekko. Również cieszył się na widok anioła. Nie często było mu dane spotykać się z osobami, które dążył ciepłymi uczuciami. Na Desperacji zawieranie znajomości było trudne, a życie Sidhe opierało się tylko i wyłącznie na kontaktach z pacjentami, którzy później odchodzili w siną dal. Tych których znał i lubił starał się trzymać blisko.
Co cię tutaj sprowadza? – zapytał, odkładając wykopane zioła obok grudek gliny. Nie chciał tracić czasu, więc od razu zaczął obwiązywać korzenie roślin kawałkiem tkaniny, by glina nie wyschła i nie uszkodziła delikatnych elementów. Chciał,żeby zioła, które odnalazł, przyjęły się w nowym miejscu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.17 21:39  •  Wyschnięte bagna Empty Re: Wyschnięte bagna
„Mam tylko białe szaty.”
Uśmiech skrzydlatego mimowolnie się poszerzył — jego usta delikatnie rozwarły się, odsłaniając rządek białych jak na desperackie warunki zębów. Zmrużył delikatnie oczy, jakby chciał się jeszcze uważniej przyjrzeć swojemu podopiecznemu.
Faktycznie, kompletnie o tym zapomniałem. Biel do Ciebie pasuje, do twarzy Ci w niej. — Zamrugał entuzjastycznie oczyma, a ton jego głosu był bardzo spokojny. W towarzystwie Bansheego czuł się bardzo swobodnie, to właśnie bez problemu mógł go obdarzyć takim niewinnym komplementem. Oczywiście bez większego problemu dostrzegł, że jasne odzienie mężczyzny jest nieco brudne. Od razu wyciągnął przed siebie dłoń, by następnie złapać nią za ubrudzony skrawek materiału i kilkoma trzepnięciami pozbyć się przyczepionych do niego grudek ziemi. Zaraz po tym poluźnił uścisk, pozwalając szacie spokojnie opaść. — I po brudzie. — Jego uśmiech nieco się poszerzył, a on sam wsparł się na dłoni poprawiając nieco swoją pozycję, bo wcześniej kucał tak, że mu trochę noga mogła zdrętwieć, a bardzo nie lubił tego uczucia. Chyba nikt go nie lubił.
No widzisz, ja też tęskniłem. Dawno mnie tu nie było — powiedział powoli, rozglądając się na boki, w poszukiwaniu zmian, które mogły zajść pod jego nieobecność. Jego noga dawno tu nie stała, ale na szczęście sekretne miejsce Sidhe'a nie zmieniło się zbyt mocno. Było dokładnie takie, jak je Dude zapamiętał.
Banshee wyglądał na zdrowego, i co najważniejsze — szczęśliwego. Praca w ogrodzie zawsze sprawiała mu przyjemność, co do tego nie było najmniejszych wątpliwości. Był urodzonym zielarzem i medykiem, takich jak on na Desperacji trzeba było ze świecą szukać.
„Co cię tutaj sprowadza?”
Chciałem po prostu sprawdzić czy wszystko u Ciebie w porządku i jak się trzymasz. No i jak mówiłem... stęskniłem się trochę. Poza tym żeby dobrze wykonywać swoje powołanie, muszę mieć na Ciebie oko, choć powiem Ci szczerze, że nie jesteś kłopotliwym podopiecznym. — Uśmiech nie zniknął z jego twarzy nawet na chwilę. Dudley był w bardzo dobrym nastroju, spotkanie się z białowłosym od razu poprawiło mu humor, którzy wcześniej nie był najlepszy. — Opowiadaj, co porabiałeś jak mnie nie było. — Ton głosu miał proszący, a wzrok wbił gdzieś przed siebie. Dopiero po chwili powrócił nim do Sidhe'a. Usiadł na ziemi, nie zważając na to, że z pewnością pobrudzi sobie ubranie. — Mogę Ci w czymś pomóc? — zapytał, przechylając głowę delikatnie w bok. Postanowił zacząć rozmowę dość naturalnie, nie wyjeżdżając na samym starcie z kluczowym pytaniem, które miał mu zadać.
Dołączysz do najemników, Ban?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.17 18:18  •  Wyschnięte bagna Empty Re: Wyschnięte bagna
Kiedyś nie lubił bieli. On sam był na tyle jasny, że myślał iż biel powoduje, że staje się nijaki na tle innych. Mutacje związane z wirusem X nie były dla niego zbyt łaskawe. Oczywiście mogło być znacznie gorzej. Banshee na swojej drodze spotkał wielu wymordowanych, z których tylko niewielka część została ułaskawiona przez chorobę i zachowała swój nieskazitelnie wręcz ludzki wygląd, poza zmianą tęczówek czy niewielkimi różkami, które znakomicie chowały się we włosach. Dużo istot zostało jednak pokrzywdzonych i musiało znosić trudy swoich mutacji. Wiele razy natknął się na wymordowanych, którzy w większym stopniu przypominało zwierzęta. Cieszył się, że jego to ominęło, ale czasem zastanawiał się czy jego wygląd nie jest zbytnio odstraszający. Nie wyglądał bowiem normalnie.
Umiłowanie do bieli przyszło z wiekiem. Sidhe zrobił z tego swój znak rozpoznawczy. Każdy wiedział, że to on, gdy tylko na horyzoncie pojawiał się biały ślad, który stopniowo powiększał się i przybierał kształty ludzkiej sylwetki.
Dziękuję – wymamrotał, gdy tylko zabrudzenie zniknęło z jego szat. Uśmiechnął się lekko. Jakoś nigdy nie miał w zwyczaju zbytnio okazywać swoich emocji. Przez lata nauczył się nad tym panować, a później w ogóle przestał uważać, że emocje są potrzebne. Dla niego było lepiej i łatwiej, gdy nie emanował zbytnią wylewnością uczuciową. Przez większość swojego długiego już życia nie miał nikogo, z kim mógłby dzielić się swoją radością i swoimi smutkami, więc odzwyczaił się od tego. Tylko w obecności Dudley'a w jakiś sposób lekko się otwierał.
Trochę nieobecny z ciebie stróż – mruknął niby z wyrzutem, ale oczywiście żartował. Przez wiele lat życia na własną rękę nauczył się o siebie dbać i chociaż wyglądał niepozornie, a dla niektórych zupełnie nieszkodliwie, to tak naprawdę nie warto było wchodzić w jego drogę i robić sobie z niego wroga. Chociaż postanowił nie krzywdzić innych, to umiał skutecznie się obronić, przed wszelkimi natrętami. Niemniej jednak świadomość tego, że ktoś mu stróżuje, była całkiem przyjemna. – Jestem już chyba zbyt stary na sprawianie kłopotów – zamyślił się – ale jeśli chcesz, mogę się postarać, żebyś miał jakąś rozrywkę – dodał na szybko, chowając ostatnią roślinę do torby, uważając, żeby jej nie połamał. W obecnych czasach każde zioło, które było wykorzystywane do leczenia i mogło wydać dużo nasion, było na wagę złota. Westchnął, zastanawiając się. – Potrafisz wyrabiać garnki z gliny? Przyda mi się kilka nowych naczynek, więc możesz wziąć tę glinę i przenieść ją do mojej chaty. Ja zostałem przed chwilą wyczyszczony, więc brzydko by było, gdybym na powrót się zabrudził – powiedział, wstając z ziemi. Glina była ciężka, a jemu nie chciało jej się nieść.
Nie działo się zbyt wiele, jeśli mam być szczery. Mój ogród został zniszczony, dlatego zbieram nowe rośliny, bo poprzednich wiele zostało zniszczonych, a bez nich moja praca tutaj nie ma sensu. Muszę jednak powiedzieć, że męczy mnie już takie bezczynne siedzenie. Odkąd opuściłem Góry Shi siedzę tutaj niemal cały czas. Monotonia nikomu nie służy – opowiedział na prędce. – Moje życie jest nudne, opowiedz lepiej, co przydarzyło się Tobie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.17 18:46  •  Wyschnięte bagna Empty Re: Wyschnięte bagna
Dude z kolei uważał, że Banshee niezwykle wyróżniał się na tle innych. Białe ubrania, które przyodziewał z pewnością przyciągały wzrok, zwłaszcza gdy nie były mocno ubrudzone. Towarzyszył mu rzadko spotykany blask, momentami mogłoby się zdawać, że mężczyzna urwał się z innego świata. A podobno mówi się, że tylko anioły zostały obdarzone niezwykłą urodą i czystością wręcz bijącą po oczach. Szarowłosy czasami zapominał, że jego podopieczny nie jest aniołem, naprawdę. Delikatna twarz i cała to dobroć, którą szerzył niemalże od razu przywoływały przed oczyma Dudley'a obraz najprzykładniejszego sługi bożego. Potem dziwił się sam sobie, gdy po kilku minutach namysłu przypominał sobie, że Banshee jest wymordowanym, a raczej aniołem w nieco splamionym i zmutowanym ciele wymordowanego. Kto by pomyślał?
Starał się robić wszystko, by Sidhe w jego towarzystwie mógł czuć się swobodnie, bo sam tak się czuł. Niby na początku miał małe problemy z rozpoczęciem rozmowy i długo się zastanawiał od czego zacząć, w końcu trochę go tu nie było, ale finalnie udało im się pochwycić nić porozumienia.
„Trochę nieobecny z ciebie stróż.”
Spuścił wzrok, a mina mu zrzedła. Słowa podopiecznego uderzyły w niego z niewiarygodną siłą. Skrzydlaty w pierwszym momencie nie wiedział jak ma zareagować. Pogrążył się w myślach, wzdychając ciężko, jakby dostał jakiegoś ataku astmy. Wypuścił powietrze nosem, zamykając przy tym na moment oczy. Po ponownym rozwarciu powiek swój spokojny wzrok skierował od razu na Bana, który jedynie wypowiedział bolesną prawdę.
Masz rację, przepraszam. Wszystko naprawię — zapewnił, kiwając głową. Przełknął głośno ślinę, bo wyraźnie dostrzegał swój błąd. Już dawno zaniedbał swoje obowiązki, mogłoby się zdawać, że próbował żyć własnym życiem, odstawiając na bok cel swojego istnienia. Było mu przez to wstyd, ale nie dawał tego po sobie poznać. Postanowił ogarnąć się i wziąć sprawy w swoje ręce.
Jeśli nie sprawiasz kłopotów to nawet lepiej. Ale wiesz... zawsze inni mogą sprawiać kłopoty i Cię w nie wciągać. Nie mogę na to pozwolić. — Kolejne zapewnienie i kolejna obietnica, która tym razem miała zostać spełniona. Koniec z rzucaniem słów na wiatr — teraz będzie spędzał o wiele więcej czasu z Sidhe'em. Postanowione.
„Potrafisz wyrabiać garnki z gliny?”
Nie potrafię, ale zawsze mogę się nauczyć. Zwłaszcza, gdy miałbym dobrego nauczyciela. Poza tym... chyba nie ma zbyt wielkiej filozofii w wyrabianiu glinianych naczyń, prawda? — Posłał mu lekki uśmiech, zapominając o tym uczuciu smutku i zwątpienia, które zaatakowało go chwilę temu. Powinien się cieszyć, wszystko było dobrze. — Jasne, już ją biorę. — Pochwycił w dłonie grudki gliny, które ładnie były ułożone obok. Trochę jej było, ale niespecjalnie odczuł jej ciężar, a nawet jeśli, to nie dawał tego po sobie poznać, zdecydowanie bardziej wolał pokazywać jedynie swoją siłę, a nie słabości.
„(...) męczy mnie już takie bezczynne siedzenie.”
Przesadzasz, na pewno nie siedzisz tu bezczynnie. Na Desperacji zawsze się coś dzieje, z pewnością dużo pomagasz innym. A pomoc nie jest bezczynnym siedzeniem. — Jego uśmiech nieco się poszerzył. — Co u mnie? — Zastanowił się, choć w głowie już dawno miał przyszykowaną odpowiedź na to pytanie. Nie wiedział jednak jak powinien Sidhe'a poinformować o tym, że dołączył do najemników. To nie było takie proste, powinien to najpierw z nim skonsultować, czuł taką powinność, a mimo wszystko nie zrobił tego. Było mu z tym źle. — Chyba wiem co mogę Ci zaproponować byś pozbył się tego przeszywającego uczucia bezczynności. — Specjalnie zrobił krótką przerwę. — Ostatnio dołączyłem do organizacji najemników. Podobnie jak Ty czułem się trochę bezczynnie, musiałem coś zmienić w swoim życiu. I teraz dostrzegam swój problem... Nie wiem czy będę potrafił pogodzić opiekę nad Tobą ze sprawami organizacji. Łatwiej by było gdybyś był przy mnie. — Ta cicha sugestia. Coś pięknego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.17 16:59  •  Wyschnięte bagna Empty Re: Wyschnięte bagna
Banshee nie miał spokojnego życia. Jedyne przyjemne chwile, jakie pamiętał wydarzyły się już tak dawno temu, że obecnie były zamglone i niewyraźne. Sidhe nie wiedział do tej pory czy nie są one wynikiem jego marzeń i złudzeń, które wytworzył stęskniony za normalnością umysł. Czasem w snach rozkoszował się tymi ulotnymi chwilami, które przeżył w rodzinnym gronie, w swoim własnym mieszkaniu. Czasem czuł zapach świeżo wypranej poszewki na poduszkę, która przesiąknięta była lawendowym zapachem proszku, którego wtedy tak bardzo nie lubił. Oczami wyobraźni widział siebie, gdy jeszcze bardziej przypominał człowieka, długo przed tymi przeklętymi mutacjami, które zrobiły z niego osobę, tak różną od tego, kim był dawno temu.
Sidhe nigdy nie miał się za dobrego człowieka, czy raczej istotę, gdyż człowiekiem przestał się określać już bardzo dawno temu. Pogodzenie się z tą myślą, było ciężkie. Czuł się jak wyrwany z jakiejś powieści potwór, obdarty z człowieczeństwa i praw do jakiejkolwiek, nawet najpodlejszej egzystencji. Był zły. Robił potworne rzeczy, których nie mógł wytłumaczyć chęcią przeżycia, bo przecież mógł odmówić i pozwolić, by jego życie w tej potwornej powłoce dobiegło końca. Był jednak egoistą, myślącym o sobie i w zaślepieniu wykonując polecenia innych. Z resztą pomaganie innym też nie wyszło z jego dobroci serca, ale z pragnienia uciszenia szalejących w nim wyrzutów sumienia. Czyste chęci, bez krztyny egoizmu, przyszły dopiero z czasem.
Po reakcji swojego stróża, Ban jasno stwierdził, że jego słowa, chociaż wypowiedziane w żarcie, mocno go uderzyły. Cóż, nie mógł przyznać, że Dudley był przy nim bez przerwy, jednak wiedział, że i anioły mają swoje sprawy i że gdyby coś się działo, to mógłby na niego liczyć. Tyle mu wystarczyło. Poza tym potrafił zadbać o siebie.
Raczej nie ma, ważne żeby trzymały płyn i nie przeciekały, chyba że chcemy cedzak – zastanowił się i uśmiechnął lekko. – Cedzak też by mi się przydał, jeśli się tak zastanowię. No nic, coś wymyślimy. Miałem jeden dzban, ale się rozbił i muszę mieć nowy i jeszcze takie małe pojemniczki na maści, bo już nie mam gdzie ich trzymać. W sumie to przydałaby mi się szafka jakaś na to wszystko – dodał. Nie przyznał się, że potknął się i przy upadku zbił ogromny dzban. Zamyślił się nad tą szafką. Ostatnimi czasy miał tak dużo różnych maści i leków, że nie mieściły się już one w miejsca, gdzie normalnie stały medykamenty, dlatego wymordowany był zmuszony przetrzymywać je na podłodze. Trochę to było nieprofesjonalne. Taka duża szafa kusiła, nawet bardzo.
Gdy już miał wszystko zebrane i zabezpieczone, to razem ruszyli do jego chaty. Dom w którym mieszkał Sidhe był całkiem przyjazny dla oka. Nie był brzydki, bo wymordowany o niego dbał. Nauczył się, by pielęgnować to, co los mu zsyłał, a przy drobnej pomocy jego pacjentów, którzy nie uciekli i zgodzili mu się pomóc, doprowadził domek do porządku.
Gdy zadał pytanie, co Dude robił ciekawego podczas nieobecności, to nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Znał taką jedną organizację i kilku jej członków. Jeden z nich nawet pomógł mu wykaraskać się z choróbska.
Już byłem najemnikiem, nie wspominam tego zbyt dobrze. Z resztą, co ja miałbym tam robić? – odpowiedział. Rozumiał swojego anioła. Jednak wspomnienia, które tkwiły w jego głowie i związane były z najemniczą częścią jego życia, nie były przyjemne. Najemnicy stworzyli z niego maszynkę do zabijania, a ten etap chciałby zostawić już za sobą. Jednak możliwość obcowania z Dudem była zachęcająca.
Też chciałbym być przy tobie – odpowiedział, gdy weszli do wnętrza chatki. Położył torbę na stoliku, uważając by nie strącić stamtąd żadnego naczynka. – Powiedz mi, czemu zdecydowałeś się na ten krok?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.17 18:30  •  Wyschnięte bagna Empty Re: Wyschnięte bagna
Prawdopodobnie mało kto miał w Desperacji spokojne życie, skoro praktycznie na każdym kroku napotykało się mniejsze lub większe nieprzyjemności, które trzeba było potrafić zwalczać, by nie dać się pokonać trudnym warunkom. Życie w miejscu, w którym niemalże wszystko próbuje się zabić, pożreć lub po prostu w najokrutniejszy sposób wykorzystać nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza gdy po niebezpiecznych terenach poruszało się samotnie. Z Dudleyem bywało różnie — były momenty, w których niczym odludek maszerował przez pustynne tereny Desperacji, unikając kontaktu z kimkolwiek, kto chociaż w małym stopniu wzbudzał w nim niepokój. Z jednej strony dobrze było unikać tych podejrzanych typów, a z drugiej strony samotna wędrówka nie była taka prosta. Ale były również momenty, w których podróżował wraz ze swoimi podopiecznymi, niestety pamiętał je jak przez mgłę, bo z czasem zaczynał miewać lekkie problemy z pamięcią, wszystko zaczynało mu się poważnie mieszać. Kilka razy zdarzyło mu się nawet uwierzyć, że przeżył te własne, wymyślone historie, które w rzeczywistości nigdy nie miały miejsca. Nie ma się jednak co dziwić, w końcu sześćset przeżytych lat to niemała liczba, z pewnością jego słabej pamięci umknęła znaczna część anielskiego żywota.
Cały czas przyglądał się Sidhe'owi — raz kryjąc się z tym, jakby właśnie rozpoczynał grę w podchody, by chwilę później bez problemu odszukać jego spojrzenie i posłać mu kolejny delikatny uśmiech. Mogłoby się zdawać, że momentami go podziwiał, wpatrywał się w niego jak w obrazek, nie mogąc się nadziwić dlaczego go właściwie zostawił na tak spory kawał czasu. Z pewnością tego żałował, a w głowie szukał jedynie sposobu, aby nadrobić te stracone chwile.
No dobra, to jak mnie odpowiednio poinstruujesz to na pewno Ci pomogę. Z początku pewnie będę miał problemy, bo mam dwie lewe ręce do takich spraw... ale postaram się. Lepienie z gliny nie może być bardzo trudne, szybko się nauczę. — Kiwnął głową, jakby chciał dodatkowo utwierdzić Bana w przekonaniu, że faktycznie ma zamiar mu pomóc. — Wszystko jakoś załatwimy. Cedzak i inne gliniane pojemniki zrobimy, a szafkę możemy skonstruować z jakiegoś złomu. Zawsze mogę też przejść się po opuszczonych budynkach, może coś się znajdzie. — Głęboko wierzył w to, że bez problemu uda mu się zdobyć potrzebne dla podopiecznego rzeczy. O ile z naczyniami nie było problemu, bo je mogli stworzyć wspólnie, tak z szafeczką mogłoby być więcej zachodu. Ale był dobrej myśli — wystarczyło trochę pogłówkować, dołożyć odrobinę starań i załatwienie nowego mebla stawało się całkiem realne.
Ruszyli do chaty Sidhe'a, a ten krótki dystans pokonali dość szybko. Dude mimo wszystko uważał pod nogi, by nie wywrócić się i co najważniejsze nie pogubić całej gliny, którą wcześniej zebrał Banshee. Szkoda by było, gdyby całą po drodze zgubił, bo nie mieliby z czego zrobić naczyń.
Skrzydlaty stanął przed domem, przyglądając mu się chwilę uważnie. Bez jakiegokolwiek słowa wszedł do środka, rozglądając się i jednocześnie badając pomieszczenie. Prawie zapomniał o tym jak bardzo porządny był jego podopieczny, serio. Budynek był na tyle zadbany, że momentami można było odnieść wrażenie, iż jest jakiś zbyt idealny, co było dość dziwne zważywszy na trudne, desperackie warunki.
Nadal jesteś tak samo porządny i poukładany. A dom... wydaje mi się, ze wygląda coraz lepiej — powiedział, a w jego głosie słyszalna była nutka podziwu i dumy. Nie każdy potrafił tak bardzo pielęgnować to, co dawała Desperacja. A dawała naprawdę mało i tylko ktoś niezwykle inteligenty i pomysłowy potrafił przerodzić to w coś przydatnego.
Wiesz co? Zdziwiło mnie bardzo, że wśród najemników jest wielu skrzydlatych, z którymi dość szybko odnalazłem wspólny język. Wiesz... wymiana doświadczeń i takie tam. Anioły pełnią tam głównie funkcje niebojowe, zajmują się głównie leczeniem. Nikt nie przymusza nas do robinia krzywdy innym, Ty też nie musiałbyś robić nic złego jeśli byś nie chciał. — Bo tak rzeczywiście było, Dude wcale nie kłamał by bardziej zachęcić Bana do przyłączenia się do Drug-on. On sam nie był przymuszany do niczego, czuł się bardzo swobodnie i było mu dużo łatwiej, bo miał stały dach nad głową. — Czemu? Chyba lubię zmiany w życiu. Poza tym... Dobrze jest się czuć potrzebnym, zawsze mam co robić, nie nudzę się. A gdybyś jeszcze Ty dołączył, to już w ogóle byłbym spełniony. Miałbym Cię blisko siebie, nie musiałbym się o Ciebie martwić. Ale z drugiej strony... co z Twoim domem?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.17 16:46  •  Wyschnięte bagna Empty Re: Wyschnięte bagna
Uśmiechnął się. Porządek był ważną cechą u medyków. Gdy ktoś nie dbał o to co miał i w jakim stanie się to znajdowało, to ryzykował utratą ważności i właściwości. Banshee nie mógł sobie pozwolić na to, by jakakolwiek maść czy lek uległ zniszczeniu lub zaniedbaniu. Nie dysponował dużą ilością ziół, więc dbał o to, co miał.
Muszę o coś dbać, a to jak wygląda chata świadczy również o mnie. Nikt nie chciałby korzystać z usług medyka, który nie potrafi zadbać o swoje własne domostwo – odpowiedział, uśmiechając się. Zabrał od anioła ginę i ułożył ją na stole. Nie był on mistrzem wyrabiania glinianych garnków, jednak nie miał co do nich szczególnych wymagań. Najważniejsze było to, żeby trzymały substancje i chroniły je. Więcej nie potrzebował. Bez zbędnego gadania zaczął formować glinę. Niestety podczas wędrówki wyschła ona nieco, więc musiał polać ją odrobiną wodę, by nieco zmiękła. Dopiero wtedy mogli przystąpić do zabawy.
Nie przyznałby się do tego, ale lubił bawić się w takie rzeczy. Czuł się wtedy jak dziecko, któremu dano ulubioną zabawkę. Sprawiło mu to niewysłowioną frajdę. Nie chciał się powstrzymywać przed zabawą i odzyskaniem chociaż odrobiny utraconego dzieciństwa. Gdy zlepił już wszystkie grudki w jedną całość, zorientował się, że nie powinien robić tego w domu lecz na zewnątrz, by zbytnio nie nabrudzić. Spojrzał na to wszystko, ale nie mógł się wycofać, więc miał nadzieję, że razem z Dudem nie narobią dużego bałaganu.
Nie zrozum mnie źle, ale nie wyobrażam sobie was jako szczególnie bojowe jednostki – powiedział, mając na myśli anioły. Skrzydlaci zawsze kojarzyli mu się z pokojowo nastawionymi istotami. Oczywiście zdarzały się wyjątki, jak te cholery, które zniszczyły mu ogród. Niestety po ziemi krążyły różne indywidua.
Zaprzestał na chwilę wyrabiać glinę i spojrzał na swojego stróża. Zaciekawił go. Co prawda źle wspominał swoje poprzedni życie jako najemnik, niemniej jednak przynależność do organizacji była kusząca zwłaszcza, gdy nie musiałby nikomu działać na szkodę ale tylko pomagać i leczyć. Westchnął. Pamiętał swoje pierwsze lata w KNW. Było tam całkiem miło i Sidhe czuł się jakby należał do prawdziwej rodziny. Co prawda nie wiedział, czy z najemnikami mógłby zbudować jakąkolwiek bliską relację, ale może z niektórymi mu się uda, no i miałby przy sobie swojego stróża.
Już miał podejmować decyzję. O dziwo poszło mu to bardzo szybko. Niestety kolejne słowa anioły sprawiły, że Banshee się zawahał. Rzeczywiście, nie miałby pojęcia, co też stałoby się z jego chatą. Nie wiedział, czy chciałby ją tak zostawić bez opieki i porzucić to wszystko. Przenosiny do innej organizacji byłyby też niezwykle męczące, bo Sidhe miał wiele rzeczy, których nie miał zamiaru zostawiać, a zabranie tego wszystkiego równało się z faktem wielokrotnych powrotów i dróg w tę i z powrotem. No i ogród. Ci miałby zrobić z tym? I czy miałby możliwość uprawiania ogrodnictwa tam?
Byłoby miło, gdybym ja również miał ciebie blisko, ale zabranie tego wszystkiego – wskazał wszystko dłonią, pokazując ogrom rzeczy, które posiadał. – Poza tym jest jeszcze ogród i zioła – dodał nieco markotniejąc. Nie wiedział, czy komukolwiek chciałoby się pomóc mu w przeprowadzce.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.17 23:55  •  Wyschnięte bagna Empty Re: Wyschnięte bagna
Szarowłosy doskonale wiedział, że porządek jest ważny, zwłaszcza u medyków, którzy w swoich kryjówkach i norach trzymali ręcznie zbierane zioła i przyszykowane medykamenty. Lekarstwa i rośliny mogły się mieszać, niektóre substancje w fiolkach mogły być niemalże identyczne i jedynie utrzymanie porządku pozwalało odnaleźć się w tym wszystkim. Z drugiej strony zachowanie ładu wcale nie było takie proste, w końcu w Desperacji czaiło się wiele bezmózgich bestii i buntowniczych organizacji, którym niszczenie cudzego dorobku sprawiało niemałą przyjemność. Cud, że Sidhe'owi udało się to wszystko utrzymać w jednym miejscu, a jego domu jeszcze nie zniszczyli, tak jak większości, tych już doszczętnie splądrowanych chat. Miał szczęście.
W dawnych czasach dom może i był wizytówką człowieka, ale teraz? Naprawdę myślisz, że ktoś przywiązuje wagę do wystroju budynków? Dla większości liczy się jedynie „przeżycie do jutra”, zaspokojenie głodu i pragnienia. Nastały zbyt ciężkie czasy. — Westchnął ciężko, gdy tylko jego głowę napełniły myśli dotyczące niełatwego życia w Desperacji. Tylko Ci wytrwali i pracowici, którzy nie zniechęcali się po odniesieniu porażki mogli sobie pozwolić na taki luksus, jak ten, w którym żył Sidhe. Pozostawienie tego dobrobytu wcale nie byłoby proste. — Medycy są bardzo potrzebni, Ty pewnie też jesteś tu szanowany, co? W sumie to nigdy Cię chyba o to nie pytałem, ale... Ty od zawsze tak pomagasz innym? Tak bezinteresownie? — Momentami sam nie był pewny czy właściwie kiedyś o tym rozmawiali, bo jego pamięć czasami po prostu buntowała się. Z początku zapominał jedynie o drobnych rzeczach, później mylił imiona, a na sam koniec wydarzenia, często dopowiadając sobie rzeczy, które nigdy nie miały miejsca, a w które głęboko wierzył.
Posłusznie podał podopiecznemu glinę, bacznie go obserwując, jakby chciał z rąk mężczyzny wyczytać jego zamiary. Białowłosy niemalże od razu zajął się grudkami, by te całkowicie nie zaschły. I dobrze zrobił, bo szkoda byłoby stracić przydatny materiał, z którego można było zrobić nowe naczynia.
„Nie zrozum mnie źle, ale nie wyobrażam sobie was jako szczególnie bojowe jednostki.”
I nic dziwnego, w końcu anioły mają świecić przykładem, a nie rzucać się w wir walki. Co prawda mamy kilku skrzydlatych, którzy są nieco bardziej bojowi, ale większość i tak zajmuje się medycyną. Wpasowałbyś się w towarzystwo, w to nawet nie wątpię. — Wciąż się uśmiechał, jakby swoją mimiką chciał jeszcze dodatkowo przekonać Sidhe'a do swojej racji. Skoro Dude'owi udało się nawiązać z innymi wspólny język, to Banshee z pewnością też nie miałby żadnych problemów. — Ja na przykład potrafię walczyć, ale bojowych zadań unikam, bo nie chcę działać wbrew swojej naturze. — Bo tak, z natury był dobrym, pomocnym aniołem, a nie bezmózgą bestią, która z pazurami i zębiskami rzucała się na połowę mieszkańców Desperacji. On był tym dobrym, choć pustynia widocznie go zmieniała. Cały czas stawał się coraz bardziej ludzki, a jego anielskie odruchy zdawały się powoli zanikać.
Wiem, że takie przenosiny wcale nie są łatwe. Długo pracowałeś na ten dom, więc całkowicie rozumiem dlaczego wciąż się wahasz. Rozumiem. A decyzji i tak nie musisz przecież podejmować od razu, wszystko sobie na spokojnie przemyśl. Bez pośpiechu. — Kolejny uśmiech, kolejne kilka chwil spędzonych ze swoim podopiecznym. — Ogród... Myślę, że pewnie znalazłby się jakiś kawałek ziemi, na którym mógłbyś dalej siać swoje rośliny. Gorzej byłoby z przeniesieniem tego wszystkiego, zdecydowanie. — Ale nie zniechęcał się, a co ważniejsze, nie chciał zniechęcić również Sidhe'a, bo to przecież głównie o niego chodziło.
Jeśli czujesz się niezręcznie to po prostu porzućmy ten temat, porozmawiajmy o czymś innym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach