Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 02.11.13 20:41  •  Jezioro Calenhad Empty Jezioro Calenhad
W sumie ciężko nazwać to miejsce jeziorem. Za rezydencją, idąc dróżką z usypanego żwiru i jemu podobnych czynników sypkich, idzie się w kierunku gór. Dotarcie do tego miejsca nie zajmuje wiele czasu, a samo jezioro jest formą "oczka wodnego", dzięki specyficznemu ułożeniu gór wokół niego, pozwalającym na spłynięcie wody i uformowanie sie w kształt niewielkiego, acz głębokiego jeziorka. Ześlizgnięcie się tam nie jest nawet najmniejszym problemem, a kąpiel w dosyć zimnej wodzie, ciężkiej do ogrznania przez formę terenu prawie nigdy nie jest niczym miłym. Jaki jest więc plus tego miejsca? Atmosfera. Wiatr tu niemal nie dociera, więc można sobie spokojnie usiąść i w formie medytacji zjednać się z ciszą wody... Usiąść i odprężyć, a może nawet wyznać jakieś romantyczne słowa? Gdy księżycowe światło opadnie na to miejsce, jest to zaiste piękny zakątek...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.11.13 23:03  •  Jezioro Calenhad Empty Re: Jezioro Calenhad
Zupełnie niespodziewanie na drodze do rezydencji pojawiła się pewna osóbka, słynąca z niedużego wzrostu. No, zgadnijcie o kogo chodzi? Nie, nie o żadną Tsukumo, ani też Hankę z naprzeciwka, o Toshiko przecież! Nie było jej stać na żadną taksówkę, ani nic takiego, więc musiała ujść na pieszo. Rzecz jasna trochę podjechała metrem, ale do przebycia reszty drogi zmuszona była użyć swoich własnych nóżek. Nie, żeby był to dla niej jakikolwiek problem. Przyzwyczaiła się już od czasów szkolnych. A po za tym... Trzeba przyznać, że zawsze lubiła chodzić, jedynym problemem było jednak to, że wieczorny chłodek dawał się we znaki, a wiatr rozwiewał jej niebieską grzywkę, przynosząc ze sobą zimno. Wspominałam już, że Yoshi nie cierpi zimna? Nie? To już wiecie. Czasem nawet ta nienawiść przeradzała się w strach przed odmrożeniem sobie czegoś, podczas ekstremalnych temperatur na minusie. Na szczęście to była dopiero jesień, a pogoda postanowiła się trochę ulitować nad mieszkańcami Miasta-3.
Tak czy inaczej… Pewnie chcielibyście zapytać o to, jak to się stało, że tak nagle przyszła na jakiś bal? Bo przecież ona nie znosi żadnych imprez! I powiem wam, że… To jest bardzo dobre pytanie, ale niestety was zaskoczę – odpowiedzi nie znam. Mogę się jedynie domyślać. Osobiście sądzę, że mogło to być spowodowane tym, iż była to okazja do włożenia kostiumu. Pewnie nie wiecie, ale Ishikawa wprost uwielbia się przebierać. Zazwyczaj swoje stroje obmyśla swoje kreacje na długo przed wydarzeniem, podczas którego ma je założyć. Nigdy nie zdarzyło jej się jeszcze kupić gotowego stroju w sklepie. Zawsze wszystko projektuje sama, korzystając ze swoich umiejętności rysowniczych, po czym wraz z Tsukumo i zaprzyjaźnioną, okoliczną krawcową szyją z materiałów, zakupionych przez kuzynkę Pasożyta. Czasem kupują jakieś gotowce, jak na przykład gorset, ale nie ma mowy, by uprzednio go jakoś nie zmodyfikowały.
Kolejny powód? Hm, jedzenie. Grzechem jest opuścić miejsce, w którym rozdają dużo darmowego żarcia, według studenckiej ideologii. A, że jest studentką, Akademii Sztuk Pięknych w dodatku, to… macie odpowiedź! Są to jednak tylko przypuszczenia, aczkolwiek sądzę, że mogą być trafne, lecz nie jedyne.
Istnieje również jedna zagwozdka, która ewentualnie może zainteresować… Skąd ona w ogóle wiedziała o tym wydarzeniu? Szczerze powiedziawszy to również bardzo podchwytliwe pytanie. Ale myślę, iż usłyszała o tym w jakimś warzywniaku, albo gdy stała w kolejce, w mięsnym. Nie wiecie, że kolejki źródłem informacji? Przed każdym weekendem wszystkie babcie skupiają się w, załóżmy, mięsnym na rogu i wystarczy, że zajrzysz choćby i na chwilę, a już wiesz co nowego w parafii, rządzie, jakie nowe, satanistyczne oczywiście, imprezy niebawem będą miały miejsce, w co ostatnia ubrała się ta niewierząca Kryśka spod dwunastki. Będziesz właściwie nawet lepiej doinformowany niż z tanich, kłamliwych szmatławców. Jeśli nie wiesz kiedy jakaś twoja sąsiadka ma urodziny to, mówię poważnie, wystarczy że się przejdziesz do pobliskiego skupiska starych babć, a już wszystko będziesz wiedzieć. Nawet to, gdzie i o której godzinie urządza imprezę oraz jak bardzo niezgodna z chrześcijaństwem ona będzie. Nie gwarantuję jednak, że wszystkie podane informacje, będą zgodne z prawdą… No i oprócz tego mogła usłyszeć to w szkole. W końcu artystka, jej rówieśnicy na pewno lubują się w chodzeniu na jakieś dziwne imprezy z dodatkiem mrocznej psychodeli.
Pozwolę sobie jednak przejść do bieżących wydarzeń… Minori wesoło tuptała dróżką, patrząc pod nogi, co by wietrzysko jej nie wiało w twarz. Co więcej, postawiła sobie również kołnierzyk czarnego, gotyckiego płaszcza, żeby później gardło jej nie bolało. Ta, a szalika to się nie wzięło, bo po co, no nie? Eh, i już widać jak bardzo Social jest przygotowana na zbliżające się wielkimi krokami mrozy.
Ale jak to mawia moja nauczycielka od matematyki: „Nie bądźmy tacy do przodu, bo jeszcze się zgubimy. Chociaż praktycznie już jesteśmy w lesie”. No, może ten las się trochę nie zgadza. Nasza niebiesko włosa w końcu nie była na żadnym terenie zalesionym! Obecnie znajdowała się tuż przed bramą rezydencji. Uniosła głowę, a jej oczom ukazała się przepiękna, gotycka rezydencja. Przypominała jej trochę katedrę. Naprawdę, mogłaby się na nią gapić godzinami. Te zdobienia, ozdoby, tajemnicza mgła okalająca budynek…! Naprawdę, mogłaby tam zamieszkać. Normalni ludzie pewnie by wyzwali potencjalnego sprzedawcę od idiotów, gdyby chciał im coś takiego wcisnąć, w końcu na pewno tam straszy, i ta przerażająca groteskowość, i na pewno pięćset tysięcy tam szczurów, pleśni, wszystkiego, ale gdyby Kimiko dostałaby taką ofertę, a miałaby dużo pieniędzy, to jeszcze dopłaciłaby, żeby to zdobyć! W każdym razie… Z zamyślenia wyrwało ją skrzypnięcie bram. Podskoczyła, zdezorientowana i lekko wystraszona. Uświadomiwszy sobie, że to tylko spory kawał metalu uspokoiła się, po czym niewzruszona wprosiła się do środka. Drogę do wejścia wyznaczały bardzo ładne, poruszane przez wiatr, lampiony. Dziewczyna absolutnie aprobowała ten rodzaj dekoracji, bo w końcu przyjemne dla oka i równocześnie pożyteczne! Szczególnie wśród tej wielkiej, mlecznej zupy, która uderzyła ją dopiero teraz.
Przystanęła na chwilę, po czym zaczęła się zastanawiać… Czy na pewno chciała iść już teraz na bal? Jest przecież wcześnie, pewnie jeszcze nikogo jeszcze nie ma! Stwierdziwszy ten fakt, pomyślała sobie że fajnie by było zwiedzić również okolicę. Uniosła niebieski czerep do góry i rozejrzała się. Cóż, niczego nie było widać, oprócz… Jakiejś ścieżki, prowadzącej nie-wiadomo-dokąd! Nie ważne, że to mogła być bardzo niebezpieczna opcja, szczególnie że prowadziła w kierunku gór, a co z tym idzie – tereny pod lasem, który w nocy mógł być bardzo niebezpieczny! Dla niej to była pokusa nie do odrzucenia. Po za tym wolała poruszać się wyznaczonym szlakiem, niż jakimś trawnikiem, nie widząc absolutnie niczego. Przecież mogłaby na coś, nie daj boże, wpaść, prawda? A na wydeptanych dróżkach raczej nie rosną jakieś niezapowiedziane sosny czy cokolwiek innego.
Tak czy inaczej zaczęła maszerować, patrząc przed siebie. Zupełnie nie przejmowała się faktem, iż trasa się okropnie wydłuża, w końcu to zobaczyła później wszystko jej wynagrodziło! To jezioro było… piękne! W dodatku nie wiał tam głupi, wkurzający wiatr, który jeszcze oziębiał temperaturę. Bez wahania postanowiła tu zostać do czasu aż nie uzna, że bal się już zaczął na dobre i może pójść do budynku. Stanęła na trawie i wgapiała się w nieskazitelną taflę wody, w której odbijały się gwiazdy. No cholera jasna, tu jest tak ładnie! Aż dech zapiera! Jaka szkoda, że Tsukumo, Jace albo Arthur tego nie widzą!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.13 18:06  •  Jezioro Calenhad Empty Re: Jezioro Calenhad
A on z kolei kluczył w nieznanych sobie uliczkach. Parę razy natrafił na gburów, pedofilów, maniaków komputerowych, później dwie panienki w strojach, które odsłaniały więcej niż mniej, finalnie zaś udało mu się złapać stopa i przejechał się kawałek z miłym gościem imieniem Gorge, który był rudym homoseksualistą, z fryzurą na koguta, kolczykami w bardzo dziwnych miejscach (całowanie go było równie przyjemne co przyssanie się do metalowej rury) i buty aż pod uda. To właściwie wyjaśniało, dlaczego tak dziwnie siedział, o jego krzywym wyrazie twarzy nie wspominając w ogóle. Niemniej, prędko się pożegnali. Gorge z marudnym wyrazem twarzy, Jace w ostatniej chwili umykając ustom nieznajomego, które cmoknęły powietrze centymetr od jego warg. Trzasnął jeszcze drzwiczkami idealnie w momencie, gdy marchewkowe włosy nieprzyjemnie potraktowanego gościa najeżyły się jeszcze bardziej, a on sam – najwyraźniej – miał zamiar coś powiedzieć, skutecznie jednak zostając uciszonym.
Jak to właściwie jest, Jonathanie, że zawsze trafisz na dziwnych ludzi? Na dziwnych, niechcianych, na samych pedałów i dziwki, na strachy i malutkie, słodkie dziewczynki, z wyrzutnią rakiet w kolanie? Jak to jest, że życie kopie, gdy upadniesz, a ty wciąż żyjesz?
A jak to jest, że mimo ostrzeżeń, wciąż nie zamykasz pyska?
Naprawdę? – rzucił z uśmiechem, idąc przed siebie w dość mozolnym tempie. Przynajmniej nie robił tego, bo chciał czy był wyzuty z sił. Ot, obok niego wlokła się staruszka, lat osiemnaście plus sześćdziesiąt siedem, w dłoni trzymała torebkę (Jace bał się torebki, parę razy dostał nią już po łbie). Z pozoru wydawała się całkiem w porządku, ale chyba nie rozumiała, że młodzieniec jest zmęczony i próbuje na każdym kroku zakończyć tę niewdzięczną rozmowę.
Wtedy moja wnusia miała tylko osiem lat, ale też przebierała się za takie kotki jak ty, mój drogi, Martinie!
Syonie.
Nieważne! To.jest.nie.waż.ne! Gdybyś chciał wiedzieć, to byś wiedział, że są ważniejsze terminy niż jakieś tam sobie... pff, imię!
Gdybyś tylko wiedziała, babciu, jak niewiele dziś osób obchodzi Halloween. My nie praktykujemy tego święta. My nawet nie chcemy przebierać się za wampiry czy strzygi. My zwyczajnie nie mamy wyboru. To gorsze.
I wtedy uszyłam jej puszysty ogonek...
Jonathan mimowolnie zerknął na bok, wiedząc przecież, że czegokolwiek by teraz nie powiedział, pogrążonej w opowieści staruchy nic nie uspokoi i nie uciszy. Prawdopodobnie nie skończyłaby nigdy, a Jace jak na złość nie skręciłby w swoim kierunku, gdyby nie fakt, że zadzwoniła jej komórka.
Poczuł tylko ostre szarpnięcia za rękaw, tych starych, spróchniałych paluchów, później jakiś bełkot, że to, że ona nie dowidzi, że jakieś okulary, że ma jej odebrać. Natychmiast wykonał polecenie, podał jej nawet telefon, niemalże wsadzając go w twarz ozdobioną zmarszczkami, a później — bezczelnie! — babsztyl odwrócił się do niego tyłem i zaczął gaworzyć, wymachując ręką. Tą samą, cholerną łapą, która wciąż uzbrojona była w śmiercionośną broń.
Ta torebka będzie mu jeszcze wiele nocy przerywać błogi sen.
Oh, oh, oh!
Byłeś zbyt miły, Jonathan! To do ciebie takie niepodobne!
Jasne brwi drgnęły lekko, gdy kolejny krok równał się następnemu osądzeniu. Dlaczego właściwie tak się dzieje, Boże? Dlaczego rasa ludzka, pionierzy innych gatunków, cudownie stworzeni i obdarowani miłością bożą... okazują się być tępymi idiotami? Nieczułymi, egoistycznymi szumowinami, chcącymi brać więcej i więcej pełnymi garściami.
Gdy jest się potworem, ludzie dziękują ci za każdym razem, gdy zachowasz się jak człowiek. Prawda, Abstract? – zapytał, a pies, który w całkowitej ciszy kroczył dumnie u jego boku zerknął nagle w jego kierunku. To trwało ledwie sekundę czy dwie. Wystarczyło. Kontakt wzrokowy, gdy tylko nastąpił... wystarczył, naprawdę. Już Jonathan wiedział, że pies pojął znaczenie słów. Wiedział nawet tyle, że byłby w stanie mu odpowiedzieć, gdyby gdzieś wieki temu, Bóg zdecydował się dać głos psom, a nie ludziom.
Nie tym głupcom i naiwniakom!
Nie poddamy się, Jace. Nawet jeśli wystawią nas na próbę!
Chłopak prychnął cicho, chowając usta za cienkim szalem w szaro—czarne pasy.
Ty... i ja.
Abstrac wdrapał się nagle na wyższy stopień gleby. Zaczekał na pana, bo droga zdawała się... po prostu inna. Nierówności stawały się nader wyraźne, jakby ziemia przestała w tym momencie martwić się o bezpieczeństwo gap. Wysoko, w górę, w górę, nagle drastyczny spadek. Znów w górę. I znów spadek. Dwa kroki, pięć następnych, jednak trzy szybkie i osiem wolniejszych. Noc zdawała się nie mieć końca.
Ty i ja przeciwko ludzkości. Przeciwko światu, Jonathanie!
Warknął cicho, pod nosem, rozdrażniony i napuszony. Przypominał przez moment zwierzę, któremu z impetem nadepnęło się na ogon. I w istocie — tak przecież mogło być.
Mogło być, prawda, Jace? A może Syonie? Pierdolony kłamco?
Skrzywił się. Ale nie dlatego, że głos w jego głowie odbijał się wciąż o cienkie ścianki umysłu, jak natrętne echo. Do jego nozdrza doleciał słodki zapach wspomnień.
Tak dawno się nie widzieliśmy. Mam nadzieję, że głupi ludzie nie zerwą cienkiej nici, która nas łączy.
Nawet nie musiał się wysilać. Zapach był intensywny i śmiały. Trop został podjęty od razu, nie tylko przez samego wilczura. Jego wierny, kruczy towarzysz pociągnął nosem, przytknął go do gleby i ruszył przed siebie lekkim truchtem. Istotnie, potrzeba mu było ledwie paru chwil, aby wypaść na pozbawione pofałdowań miejsce. Gleba przyjemniejsza dla twardych poduszek łap sprawiła, że pies zerwał się szybszym biegiem, pokonał dzielącą przestrzeń między nim, a Minori i... zatrzymał się raptownie, jakieś dwa czy trzy metry od niej, spuszczając nagle swój smolisty łeb. Para błyszczących, miodowych ślepi utkwiła w twarzyczce dziewczęcia, ogon drgnął i podkulił  się, uszy odchyliły się na chwilę na boki, później do tyłu, na lewo i do przodu, w kierunku dziewczyny.
Całkowita cisza.
Rzeczywiście, księżyc był cudowny tej nocy. Wiatr nie naglił, gwiazdy migotały. Pies niespokojnie drgnął. Uniósł nagle pysk i przechylił go na bok, wpatrując się gdzieś całkowicie poza Social. Niesforne ucho drgnęło, gdy tylko...
Sama? – odezwał się Jace, obejmując siostrę na wysokości ramion. Nie wiadomo skąd się tam wziął, jakim sposobem i w od kiedy właściwie czaił się na dziewczynę.
Ty... i ja... tylko...
Nie za chłodno? – Cichy głos.
Jego dłonie drgnęły lekko, jakby chciał odsunąć się od dziewczyny, dać jej zaczerpnąć powietrza, dać możliwość odsunięcia się i skorzystania z potrzebnej przestrzeni. Ale co by mu to dało? Nie lepiej było stać tak za niebieskowłosą, z brodą na jej ramieniu i obejmować jej wątłe, zmarznięte ciało?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.13 22:18  •  Jezioro Calenhad Empty Re: Jezioro Calenhad
Cóż, jak widać pieskie życie jest… pieskie. Najpierw jakiś facet, później babcia… Nawet sobie nie wyobrażacie jak wielkie miał szczęście, że Toshiko nie wiedziała co się z nim działo, zanim nie natrafił na zgrozę ostateczną – ją właśnie. Może i bzdurą by było porównywanie jej do jakichkolwiek seryjnych zabójców, grzeszników numer jeden i innych takich szumowin, ale ta nadopiekuńczość… Cóż, czasem bywa naprawdę straszna. I wyrazy podziwu dla tych, co jeszcze to wytrzymują bez zmrużenia oka.
W każdym razie… Widoczki, które można było zaobserwować u podnóża gór były, jak już mówiłam, naprawdę ładne. Coś czuję, że gdy Yoshi tylko wejdzie do swojego domu, to rzuci wszystko w cholerę i nawet w tym swoim halloweenowym stroju zacznie przeszukiwać salon, obecnie pełniący funkcję czegoś w rodzaju pracowni, w celu znalezienia jakiegoś większego kawałka brystolu, kartki, albo lepiej – usztywnionego papieru akwarelowego, czy też najlepiej – ogromnego płótna. Założę się, że już układała sobie w głowie których kolorów i odcieni farb użyje, jak mniej-więcej będzie wyglądał szkic i w jaki sposób nałoży cienie. Tak, to całkiem prawdopodobne, że o tym myślała. Chociaż… Kto wie, może gdzieś w niej czai się ukryty kawałek romantyzmu lub jakiejkolwiek innej, bajeranckiej cechy, dzięki której mogłaby kontemplować ten widoczek, myśląc o czymś bardziej… mniej materialnym? Cholera no, nie mam pojęcia jak to nazwać. Czymś, co mogłoby być związane ze sferą duchową. Ale… To całkiem możliwe. Nie w sposób jest odkryć jej myśli. No, chyba że ktoś potrafi czytać w myślach. A z tego, co sądziła Parasite to… nikogo w jej pobliżu nie było. Tak się jej przynajmniej zdawało. Prawda jest jednak taka, że przez większą część życia każdego z nas ktoś nas obserwuje. Nie ważne czy to pająk, gdzieś tam biegający sobie w trawie, mucha, żuk, kot, seryjny zabójca czy też tak zwana „straż osiedlowa”, znana również pod kryptonimem „babcia z okienka”. Bardzo niebezpieczna istota, służba zdrowia radzi, by w razie potencjalnego zauważenia takowego osobnika zmienić nazwisko i wyjechać z kraju w przeciągu dziesięciu dni… Moment, co? Cholera, co ja tworzę?
Tak czy inaczej – Soc odczuwała niezmierną potrzebę dotknięcia lodowatej tafli wody jeziorka. Wiedziała jednak, że może się to okazać cholernie niebezpieczne. Szczególnie w jej przypadku. Bo w końcu, jak to się mówi w dzisiejszych czasach: Bycie Ishikawą – plus dziewięćdziesiąt do głupich, niespodziewanych wypadków, takich jak wpadnięcie do zimnej wody, odmrożenie sobie czegoś, złamanie i inne różne takie. Tak. Nie da się ukryć, zawsze była niezdarą. Oh, kiedyś to nawet gorszą niż teraz. Choćby jeden miesiąc bez odwiedzin w szpitalu nie istniał. Głupie, prawda?
Z zamyślenia wyrwało ją przytuptanie jakiejś istotki. I widzicie? Moja teoria się nie myliła! Ktoś ją obserwował! A przynajmniej czuł… Teraz dołączył do tego również zmysł wzroku. Dziewczyna spojrzała na psisko z pogodnym wyrazem twarzy. Kocha zwierzęta jak mało kto. Ich ucieszone pyski, gdy są szczęśliwe, smutny wyraz oczu, kiedy się smucą, postawione uszy na sztorc przy nasłuchiwaniu… Niektórzy ludzie twierdzą, że zwierzęta nie mogą mieć wyrazów twarzy. Kłamstwo! Bzdura! Bujda! Grzeszne burżuje, chyba jeszcze nigdy nie widzieli uszczęśliwionego kota po długiej drzemce na parapecie, ani smutnego, wygłodniałego psa bez opieki! Jakby to powiedziała Minori: „Świata nie widzieli, a chcą pouczać”. I uprzedzając wszystkie pytania: nie, nie jest żadnym zoofilem. Po prostu fascynuje ją fauna tego świata. Taka szkoda, że nie dane jest jej zobaczyć go całego. Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo chciałaby zobaczyć co się dzieje po drugiej stronie muru. Niby coś tam wie na ten temat, ale to tylko nic nie znaczące ziarno wiedzy. Zdaje sobie sprawę, iż istnieją takie stworzenia, jak Wymordowani, że są to mutanty powstałe przez zakażenie wirusem, którego kazano jej unikać szerokim łukiem. Wymordowani to nie tylko ludzie, mówiono, ale także i zwierzęta. I właśnie ich ma się wystrzegać. Bo ugryzą, otrą się, obślinią i nie daj boże, w jakiś sposób „x” dostanie się do układu pokarmowego. Nie ważne w ogóle, że przenosi się poprzez wdychanie oparów. Przecież zło czai się wszędzie, co nie? Może mają wściekliznę? Nie wiadomo w końcu jakie jeszcze zarazy mogą się czaić na Desperacji. Lecz zdradzę w tajemnicy, iż… Nasza niebieskowłosa ma na to wszystko głęboko wywalone i pewnie któregoś dnia przejdzie sobie przez jakąś dziurę w murze, nie bacząc na konsekwencje, które mogą ją czekać po powrocie.
Gdy pies się już przed nią zatrzymał – wpatrywała się w niego uważnie. Kojarzył jej się z kimś. Kimś ważnym, kto zajmował dość ważną posadkę w jej serduszku. No i właściwie jego samego też prawdopodobnie znała. Zaraz, zaraz, już sobie przypominała, gdy nagle... Poskoczyła przestraszona. Obróciła głowę za siebie, a jej oczom ukazały się doskonale znane, niebiesko-żółte tęczówki. Chyba nie muszę mówić, że strach ją opuścił na dobre, a wręcz przeciwnie – ucieszyła się jakby dostała wymarzony prezent na gwiazdkę?
- Jace! – Wykrzyknęła zaraz, obracając się do niego przodem. Nie, nie chciała żeby jej puszczał. Przecież nie była taka niedotykalska. Po za tym… Zdawało jej się, że nie widziała go całe dekady, nawet gdyby była niedotykalska jak jasny szlag to miałby pełne prawo ją tulić! W końcu również i ona w akcie desperackiej chęci wyrażenia swoich emocji przytuliła się do niego, kładąc policzek na obojczyku (i chyba przy tym musiała stać na palcach… wybaczcie, nie jestem takim super hiper biologiem i matematykiem, żeby wiedzieć czy będzie sięgać Charles’owi do obojczyka). – No… no tak – odpowiedziała na oba pytania jednocześnie. Co prawda to prawda – marzła, ale chyba jakoś nie spieszyło jej się do opuszczenia tego miejsca. Oderwała na chwilę swój policzek od ciała Wilczka i zaczęła spoglądać w celu znalezienia jakichś ran. Bandaż na szyi…
Nh, znowu na siebie nie uważał” – stwierdziła w myślach. Lecz tym razem nie miała najmniejszej ochoty robić mu z tego powodu afery, jakby to pewnie zwykle zrobiła. Kij wie co ją do tego nakłoniło, może to, że…
- Tęskniłam – odparła i utkwiła wzrok gdzieś daleko za białowłosym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.11.13 20:39  •  Jezioro Calenhad Empty Re: Jezioro Calenhad
Gdy odwróciła się do niego przodem kącik ust drgnął mimowolnie, a w oczach zalśnił jasny błysk ekscytacji. Dawno się nie widzieli i choć Growlithe nie był do nikogo przywiązany na tyle, aby nie móc wytrzymać miesięcy bez jego obecności, to jednak widok Minori całej i zdrowej pozwolił mu odetchnąć z — ukrywaną — ulgą.
Te same gęste włosy o niebieskim odcieniu, to same duże, harde spojrzenie, ten sam temperament i osobowość, którą poznał jakby wieki temu. Bo znali się przecież od dawna. Może cieleśnie, w formie fizycznej spotkali się ledwie parę(naście) miesięcy wstecz, ale wilcza dusza czuła, jakby dziewczyna znała go całkowicie. To by wyjaśniało, dlaczego nie lubił jej spojrzenia. Przeszywało go na wskroś, a nie mógł sobie darować tej bezsilności.
„Jace!”
Tsshh, bo truchła wybudzisz, księżniczko.
I o ile pierwsze słowa wypowiedział swawolnie i z charakterystyczną dla siebie nutą rozbawienia, tak ostatnie wydukał przez zęby, z nieograniczonym pokładem zaskoczenia. Sam nie mógł tylko określić czy było to coś pozytywnego czy jednak niekoniecznie.
Ale co innego mógłby zrobić, jak nie wzmocnienie uścisku, gdy i ona stwierdziła, że może pozwolić sobie na ten drobny gest? Przez myśl mu zresztą nie przeszło, że Toshiko może być na niego zła. Za cokolwiek. Za to, że nie stawiał się nigdy w Mieście-3, aby ją odwiedzić, że nigdy nie próbował się z nią skontaktować, ani — tym bardziej — nie pomyślałby, że mogłaby być zła o bandaż nasiąknięty tak śladowymi ilościami krwi.
Przecież równie dobrze to mogła być część durnego przebrania na bal, co nie? Fakt faktem, Jonathan nie lubił takich imprez, ale to nie oznaczało, że akurat ona musiała o tym wiedzieć. Był przecież całkowicie niewinny dopóty, dopóki nie udowodni mu się winy.
Udowodnienie tego było równie prawdopodobne, jak to, że Ishikawa rzeczywiście tak szalenie za nim tęskniła.
Daruj sobie, nee. Noc jeszcze młoda, a ty chcesz gadać o takich głupotach?
„Słuchaj, za mną się nie tęskni” — mówiły jego oczy, a jak na dość nieme części ciała, te u Jace'a były wyjątkowo rozgadane.
Lepiej powiedz, co u tej twojej pokręconej rodziny, co w szkole, jakich masz kolegów i stopnie. No wiesz. Pogadaj ze mną tak, jak pogadałabyś z każdą inną osobą. Chciałbym choć na chwilę przestać żyć jako ja i poznać twój punkt widzenia.
Bynajmniej nie dlatego, że nie znosił swojego życia. Paradoksalnie uwielbiał chwile, które mógł oczekiwać jedynie od swojego aktualnego bytowania. Ot, codzienne polowania, codzienne sprzeczki w barze, w którym czuł się znacznie lepiej, niż w sztucznej cywilizacji, ze sztucznymi manierami. Próżno tu było doszukiwać się wrażeń. Poukładane życie wielu poukładanych jednostek. Bo i nawet już nie ludzi. Ludzie czują, myślą, pracują dla siebie. Stworzenia z Miasta-3 dawno zapomniały kim są i jak powinni się zachowywać, skoro uważają się za tak wielce wybujały gatunek.
Tak niewielu ludzi można spotkać w rozrośniętej cywilizacyjnie metropolii. Ale czego on się niby spodziewał? Że jak pozrywa jabłka z drzewa, to wszystkie będą równie słodkie?
Zresztą... mam też dla ciebie niezłe zadanie — zaznaczył szczególnie słowo „niezłe”, spoglądając na nią z góry i wreszcie odsuwając się o te parę niezbędnych centymetrów. Cichy mamrot dobiegł gdzieś obok, gdy Abstract zniecierpliwiony, postanowił przypomnieć o swojej zakichanej obecności. Według Jace'a mógłby teraz pójść na spacer. Najlepiej długi i bardzo daleki. Do Afryki, przez most Poniatowskiego w tę i na zad... i z powrotem.
Ale to może zaraz. Najpierw twoje sprawy, później moje — burknął, zdejmując ciemną bluzę i zarzucając ją na szczupłe ramiona siostry.


| Ale mnie coś pod koniec bezwenie złapało. @@ |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.13 0:11  •  Jezioro Calenhad Empty Re: Jezioro Calenhad
Oczywiście reakcja Charles’a nie umknęła uwadze Toshiko. I wiecie co? Nawet się ucieszyła, że i on jest podekscytowany na swój własny, pokręcony sposób z ich pierwszego od dawien dawna spotkania.
- P-przepraszam… - odrzekła z ledwo dosłyszalną skruchą. Co jak co, ale w takich sytuacjach zawsze, według niej oczywiście, najlepszą drogą są przeprosiny, bo nigdy nie jest pewna, czy dana osoba faktycznie jest na nią zła i zdegustowana jej zachowaniem, czy to tylko coś w rodzaju droczenia się. Tak, wiem, kolejna głupia cecha charakteru, ale nic nie poradzisz.
I w sumie… Ona raczej nie mogła być na niego zła za takie coś. W sensie, za brak kontaktu. Zdawała sobie sprawę z tego, jaki był Wilk i zdenerwowana była tylko na samym początku, kiedy zniknął bez śladu, ale w końcu zdała sobie sprawę, że to głównie dlatego, że nienawidzi tego miejsca. I nie miała mu tego za złe. Też w końcu nie przepadała za M-3.
W każdym razie jedną rzeczą, której nie znosi u Jace’a jest fakt, iż rzadko na siebie uważa. Sądzi, że to bulwersujące i jeśli nadal zupełnie nie będzie zważać na swój los to kiedyś gdzieś padnie i nawet tego nie zauważy. Nie ważne w ogóle, że Wymordowani są praktycznie nieśmiertelni. Ona miała swoją własną ideologię. No i w końcu to, że nie mogą umrzeć nie sprawie, iż nie odczuwają również bólu. Ale, wierzcie lub nie, ale ona mimo wszystko nie chciała, by jej bliscy skręcali się z bólu w jakimś pobliskim zaułku.
Doskonale też wiedziała, że nie powinna za nim tęsknić. Ale to było tak jakby… silniejsze? Bo czyż to nie oczywiste, że jeśli przez odpowiednio długi okres czasu nie będzie się widziało z jakąś ważną osobą to po pewnym czasie odczuwa się coś w rodzaju delikatnego smutku, spowodowanego jej nieobecnością? Wykluczając oczywiście wszelakiego rodzaju istoty niezdolne do odczuwania takich emocji, ze względu na charaktery, przyzwyczajenie, nieznajomość tego uczucia, brak przyjaciół, fakt iż skonstruowane zostały jedynie z jakiegoś materiału blacho-podobnego. Powodów może być wiele, aczkolwiek jedno jest pewne – Yoshi nie mogła wypełnić niemej prośby/zakazu, wydanego przez jedynego brata.
- A to ważne? – spytała, kierując swoje nienaturalne, turkusowe oczy na twarz Wilkowatego. Szybko jednak się zreflektowała. No tak, długo się nie widzieli, przecież miał prawo wiedzieć. – No… Wszystko tak, jak zwykle. Rodzice nadal się nie odzywają, w sumie nawet nie wiem czy żyją, jedynie kuzynka utrzymuje kontakt. W szkole zrobiło się nieco lepiej. Jeszcze dwa lata… - wymamrotała, wlepiając wzrok w trawę. Tak, w sumie nigdy nie wiedziała co mogłaby o sobie powiedzieć. Że z braku zajęć w domu coraz częściej chodzi na uczelnię? Że wciąż nie ma pracy, a tym samym – pieniędzy? Że ma mnóstwo prac do nadrobienia? Że w sumie trudno mówić o jakichkolwiek kolegach, skoro ich nie ma? Kto chciałby o czymś takim słuchać? Ishikawa nie przyjmowała do siebie myśli, jakoby ktoś mogłoby interesować życie jakiejś szarej, nudnej artystki z problemami finansowymi, bo uparcie nie chce sprzedawać swoich obrazów, nawet pomimo że mogłaby się znaleźć choćby garstka kupców. – Więc tak w zasadzie nic ciekawego. A ty? Co robiłeś? – Powiedziała już bardziej żywo, a na jej sine od zimna usta wpłynął lekki uśmiech. Ponownie spojrzała prosto w dwukolorowe oczy.
Na słowo „zadanie” zaciekawiła się bardzo mocno. Z pewnością można zaliczyć ją do grona osób, lubujących się w wyzwaniach. Pewnie gdyby miała coś w rodzaju zwierzęcych uszu to byłby teraz postawione na sztorc.
- Zadanie? Jakie zadanie? – W jej głosie czaiła się nuta ciekawości. Koniecznie chciała wiedzieć i to jak najszybciej, że aż przez kilka momentów, nawet mimo upomnienia, zapomniała o psie. Szybko jednak sobie o nim przypomniała, odwracając głowę w jego kierunku i parskając uprzejmym śmiechem. Włożyła ręce do rękawów bratowej bluzy. Hn… Czy teraz jemu, z kolei, nie będzie zimno?

//Oj tam, oj tam. Mój post z kolei napisany tak bardzo na szybko, bo muszę spać. :c
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.13 1:18  •  Jezioro Calenhad Empty Re: Jezioro Calenhad
Jakim prawem? Przecież niczym sobie nie zasłużyłem, na to stęsknione stwierdzenie i zaciekawione spojrzenie. Mimo wszystko Jace uśmiechnął się do niej lekko, przyglądając się intensywnie każdemu fragmentowi jej zziębniętej twarzy, zerkając czasami na końcówki poszarpanej sukni, z powrotem, na szyję, brodę, usta — uszy drgnęły — nos i w końcu z powrotem na oczy. Miał wrażenie czy ona zawsze robiła wszystko, aby mówić jak najmniej o sobie? Szczególnie wtedy, kiedy on tak szalenie był ciekaw jak to jest żyć w M-3.
W końcu istniał cienki promyk ewentualności, że jego wizja tego idealistycznego świata jest zgubna i stworzona przez pryzmat goryczy i żalu. W końcu setki, ba, tysiące ludzi mieszkało pod ogromną kopułą i na pozór nikt przecież nie protestował. Nie wybuchały powstania, nie chodzono z transparentami. Nie słychać było na ulicach marudnych głosów mieszkańców, obgadujących Władzę.
Przeczesał palcami włosy z tyłu głowy.
Nie. On doskonale zdawał sobie sprawę, że coś tu nie gra. Są osoby, które giną za własne zdanie. Reszta nie zna świata poza murami. Dlatego żyje. I tylko dlatego.
Skoro Social żyła, znaczy, że grała według ich zasad. Miała też życie takie, jakie jej zaplanowali w większym czy mniejszym — ale zawsze jakimś — stopniu. Mimo to, zawsze z ochotą wysłuchiwał wiecznie tych samych zdań. „Nic nowego”. W skrócie.
Pewnie, że ważne — sarknął pod nosem, dokładnie tak jakby zarzuciła mu najgorszą zbrodnię wszchświata, porównywalną chyba tylko do szczeniaczka zapakowanego w worek i wyrzuconego do rwącej rzeki. Było coś gorsze od tego widoku? Wo`olfe zmarszczył nagle brwi i westchnął cicho. — Twoi rodzice są do bani. Powinnaś się wydziedziczyć. — Gdyby to tylko było takie proste! Jace schylił się nagle, przesuwając palcami po ziemi, tylko po to, by w chwilę później znów stać wyprostowanym. — Dwa lata, co? Nie chciałabyś czasami spojrzeć na to... no nie wiem, z nieco innej strony? — Owszem. Social wiedziała naprawdę dużo i Jonathan liczył się z faktem, że narażał ją na śmiertelne niebezpieczeństwo. To była swego rodzaju próba Władzy. W jak krótkim czasie wykryją, że Minori koleguje się z kreaturą wymordowanego, psem pustyni? Jak prędko uda się ją później wytropić, porwać i zatuszować całą sprawę? Fakt. Dziewczyna nie była gwiazdą telewizji, ani muzyki. Nie posiadała wspaniałych przyjaciół. Ktoś jednak zwróciłby uwagę na jej brak. Jak prędko ją zabiją? I jak bezuczuciowych metod użyją? — No wiesz. Niektórzy chcieliby chodzić do szkoły. — Chciałbyś, Jace? — Czy coś — warknął nagle, uniósł ramię i zamachnął się. Świsnął w powietrzu płaski kamyk, który po uderzeniu parę razy o taflę wody plusnął i zatopił się w głębinach jeziora. Chłopak przyglądał się chwilę stworzonym przez siebie okręgom i pofałdowaniom, dotychczas niezaprzeczalnie gładkiej powierzchni.
Ale jak chcesz. Rozumiem. Bez szczegółów.
Spuścił wzrok na dłoń, która jeszcze chwilę temu ściskała kamień. Zacisnął mocniej palce, zwijając je zaraz w silną pięść. Prędko jednak się rozweselił. Choć jego usta na to nie wskazywały, w oczach pojawił się blask rozbawienie, gdy skierował spojrzenie ku Social.
Miałem parę, khm, spraw do załatwienia. I właśnie tu pojawia się zadanie dla ciebie. Żyjesz w Mieście-3 o wiele dłużej niż ja.
Naprawdę trudno, aby było inaczej!
Jace spuścił dłonie i skierował je ku kieszeniom spodni. Wpierw włożył obie w przednie, zaraz lewa powędrowała do tylnej. I tym właśnie sposobem udało mu się ogarnąć burdel garderobiany. Wysunął z kieszeni niewielki kawałek złożonej kartki. Rozłożył ją natychmiast i pokazał dziewczynie.
Od jakiegoś czasu szukam tych dwoje.
Na zdjęciu, bardzo starym w dodatku, jak na aktualną technologię, widniała dwójka ludzi. Mężczyzna był w średnim wieku, postawny i raczej zwykły. Dziewczyna... choć raczej dziewczynka, mogła mieć maksymalnie trzy lata.
To znaczy... nie mam pewności czy gość jeszcze żyje. Zdjęcie było robione dobre dziesięć lat temu... może nawet jest starsze. Dziewczyna też się trochę zmieniła. Jest gdzieś tego wzrostu, ma brązowe włosy, takiego koka czy jak to się nazywa... no i pcha się z nosem tam gdzie nie trzeba.
W momencie, gdy mówił, pokazał też wzrost dziewczyny. Była niższa od niego o parę centymetrów.
Dlaczego, Jace, nadal jej szukasz? Już dawno nie żyła.
Głupie nadzieje. Złudne wizje. A może? Może nie? Może to właśnie on przeciągnie ludzką duszyczkę na czarną stronę Desperacji? Może to właśnie ona zostanie tym, kogo tak zaciekle szukał? Do diaska, musiał się spieszyć. Być może poszukiwał igły w stogu siana, ale miał wrażenie, że krew nieznajomej byłaby diabelnie smakowita.
Wiem, że to dość idiotyczne pytanie i raczej nie skojarzysz kogoś po tym, jak wyglądał za młodu, ale... bo ja wiem? Mogła być w twoim wieku. Może się znałyście czy coś takiego. Albo kojarzysz z gęby tego faceta. Prawdopodobnie jeśli znajdę jego, znajdę i ją.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.13 20:47  •  Jezioro Calenhad Empty Re: Jezioro Calenhad
Wyszła z rezydencji i skierowała się w stronę jeziorka. Mieszanka uczuć, które w tym momencie wybuchały, skutecznie zablokowały jej umysł, sprawiając że nie interesowało ją wokół dosłownie nic. Była szczęśliwa, zawstydzona, stęskniona i czuła swoją winę. Miesznaka wybuchowa a w jej przypadku bardzo. Bo najczęściej chciała dać upust swoim emocją poprzez zniszczenie przedmiotów, przez co często w domu Akihiko latał pierze spowodowane tym że CS-9701 rozerwała poduszkę. Taka już jest. Jeśli uzna że te emocje są negatywne i to co robi uzna że nie powinno mieć miejsca i będzie zła na siebie to musi jakoś tą złość rozładować. To był obcy teren, więc teoretycznie mogła zniszczyć parę - byle nie na widoku gości - przedmiotów. Spokojnie podeszła na skraj jeziora i usiadła przy nim. Spojrzała na leżące obok siebie kamienie, podniosła trzy za pomocą woli i rzuciła tak mocno w taflę wody, że zrobiła parę kaczek a na końcu kamienie uderzyły o coś twardego i wpadły do wody. Podniosła następne trzy i ponownie rzuciła. Przy następnym "pobraniu" kamieni, jednego z nich zatrzymała sobie i postanowiła do złamać. Zacisneła lewą dłoń, na tyle mocno, że poczuła że poznokcie wybijają się jej pod skórę. Po chwili kamień pękł na trzy nierówne kawałki z czego dwa z nich wpadły do wody a trzeci spadł tuż koło Dim. Spojrzała na swoją rękę, która zacisneła. Miała czerwone ślady po paznokciach. Westchneła cicho. I znów wzieła kamienie i wrzucała z całej siły. Mogłaby to robić do usranej śmierci, ale jak inaczej miała się rozładować?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.13 22:39  •  Jezioro Calenhad Empty Re: Jezioro Calenhad
Piękny, księżycowy, zimny wieczór, który Tsukumo wybrała sobie na przechadzkę na jakiś bal, zapowiadał się nieciekawie. Wiał lodowaty wiatr, a ona szła na piechotę, ponieważ głupi taksówkarz nie mógł przyjechać. Ech… life is brutal, jak to mówią koledzy ze szkoły. Tak z innej beczki o balu dowiedziała się od swojej kuzynki, która tam się właśnie wybierała. Ponieważ nie lubiła ani jednego z rodzajów spotkań towarzyskich, pomogła Toshiko zrobić makijaż, który wyszedł cudnie! Więcej informacji zdobyła od szkolnych plasticzków, które na przerwach nie ruszają się na krok od łazienkowych luster.
- Żeby być prawdziwą kobietą trzeba pokazywać swoje wdzięki. – tutaj poprawiały sobie włosy. –Tobie by też się to przydało.
Te dzisiejsze czasy… Zgadzam się ze stwierdzeniem, że wygląd jest ważniejszą ludzką cechą, ale bez przesady! To nie były klimaty Tsu. Po prostu tam nie należała i nigdy nie będzie należeć. Taką miała nadzieję.
Powód jej przyjścia powinien chyba być zrozumiały dla wszystkich. Jako że od dawien dawna bała się zimna i nie miała nikogo bliskiego, widząc Minori wychodzącą z bloku ubraną nie na tę porę roku, zmartwiła się niemiłosiernie. Dlatego też ówcześnie upchnąwszy pierwszą lepszą sukienkę do przepastnej torby i zabrawszy najcieplejszą kurtkę dla niej, podążyła jej śladem.
Po drodze wstąpiła do kawiarni, by zaczerpnąć łyka ciepłej kawusi. Niestety jej nadzieje okazały się żmudne, ponieważ sprzedawca podał jej zimną jak lód, mrożoną kawę. Serio? Yotaka nie miała na tyle odwagi, by powiedzieć, że zamawiała coś innego… Dlatego poszła dalej z zimną kawą w łapce.
W ciągu dalszej drogi dowiedziała się, że Grzegorz i Miłek z naprzeciwka są gejami, Pani Stasia wyjechała do Anglii, a z kolei jakaś tam inna starsza babci przeszła na stronę satanistów, nosząc czarną, skurzaną kurtkę. Ulice źródłem informacji… Aż przypomniała mi się pewna piosenka, której słowa brzmiały jakoś: Ta informacja odmieniła nasze doczesne życia…
Obecnie czarnowłosa zmagała się z kamieniami raz po raz wystającymi z nierównej ziemi. Tyle pułapek dla jej małych nóżek. Nawet zaczęła się zastanawiać, czy tą drogą gdziekolwiek zajdzie, kiedy stanęła przed wysoką, żelazną bramą. Za nią była już tylko mgła, którą zapewne dałoby się nożem kroić. Gdy brama nagle otworzyła się, pisnęła cicho. Nie spodziewała się takiego powitania. Niepewnie zrobiła krok do przodu i drżąc na całym ciele zanurzyła się w ten gęsty, biały twór.
Gdyby nie ścieżka, od razu by się zgubiła. Szła raz małymi, to znów trochę większymi krokami po deptaku zanikającym w nicości. Błoga ciszę przerwał dźwięk. Coś jakby… rzucanie kamieniami do wody. Tak! To na pewno musiała być Toshiko! Szybko podążyła w stronę, z której dochodziły te odgłosy, a im bliżej ich była, tym mgła się rozrzedzała. W ciągu kilku sekund przed ślepiami Tsu jak byk było sobie jezioro. I to nie byle jakie jezioro. Było wprost przepiękne! Ach, i jeszcze te góry przysypane białym puszkiem!
Podziwiając widoki zapomniała o całym otaczającym ją świecie, jak to miała już w zwyczaju robić. Chwila nieuwagi wystarczyła, by potknąć się o kamień i wylać połowę kubka kawy na ubranie dziewczyny siedzącej na brzegu.
- Ech... Przepraszam. Proszę mi wybaczyć! – powtórzyła te zwroty przynajmniej z dziesięć razy, po czym szybko podniosła się i zanim nieznajoma zdążyła zareagować, wstała. Pogrzebała chwilę w swojej przepastnej torbie i wcisnęła jej do rąk szmateczkę i płyn do naczyń Pur, w małej, przenośnej buteleczce. Nie czekając, aż siedząca cokolwiek zrozumie przeskoczyła ją i ruszyła wzdłuż jeziora.
Zamyślona i w głębokim przestrachu nie zauważyła, że zbliża się do dwóch postaci wyróżniających się na tle mgły. Skutkiem tego było, że wpadła na pewnego chłopaka, który stał akurat tyłem do niej. Zachwiała się i prawie co nie wpadła do lodowatej wody. Takie przypadki też zaliczały się do tych częstszych. Po jednej, długiej sekundzie odzyskała równowagę i upadła na tyłek. Siedząc tak miała czas na przyglądnięcie się stojącym. Za osobnikiem, na którego wpadła, stała dziewczy… Zaraz, to przecież była jej kuzynka! Stoi z tym kolesiem? Czy to jej… Nie, to nie możliwe. Gdyby to był jej chłopak Sayuki by wiedziała o tym w pierwszej kolejności.  Poza tym Kimiko była aseksualna! W takim razie kim był tajemniczy chłopak?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.13 19:14  •  Jezioro Calenhad Empty Re: Jezioro Calenhad
- Już się wydziedziczyłam – powiedziała, wzruszając ramionami. Było jednak w tym ziarno kłamstwa, gdyż nie tyle co ona siebie wydziedziczyła, a oni ją. A teraz pytanie za sto punktów – dlaczego? Otóż któregoś dnia, kiedy już Jace nie zamieszkiwał w domu Toshiko, skapnęli się że mieszkał. Zadziwiające, czyż nie? Mieszkać z kimś przez kilka dobrych miesięcy, a dopiero gdy się wyprowadzi – spostrzec się, że faktycznie tam mieszkał. Do tamtej pory sądzili, że tylko od czasu do czasu nocował i przychodził w odwiedziny. Czyli jednym słowem – no logic. Prócz tego uczepili się kierunku studiów, który wybrała Parasite. Dotychczas mieli w głębokim poważaniu to, co robi ze swoim życiem ich córka. Nie obchodziło ich do jakiej szkoły chodzi, ile ma lat, czego się uczy i przede wszystkim – jak się uczy. Ciągle tylko praca, praca, praca… Lecz tamtego dnia jakby wszystko „zauważyli” i wszczęli wojnę domową. No i kiedy już się wyprowadziła (a nie trwało to zbyt długo), zupełnie przestała utrzymywać kontakt. Zapewne próbowali się później z nią jakoś porozumieć, ale nic z tego nie wyszło. I w sumie bardzo dobrze.
Przez cały czas obserwowała poczynania przyrodniego brata i można powiedzieć, że… Zauważyła ten moment, w którym próbował wyrazić swoją chęć do pójścia do szkoły, czy coś w tym rodzaju. I jeśli mam być szczera to czasem żałowała, że Wilk nie może żyć normalnie... Nie ważne, że w tym społeczeństwie to pojęcie jest błędne. Bo w końcu w czym możemy się doszukać tej „normalności”? Ani pod kopułą, ani również na desperacji czegoś takiego nie ma. W sumie nigdzie tego nie ma. Weźmy na przykład taką kanapkę – jaka to jest normalna kanapka? Albo normalny człowiek? Wszyscy się od siebie różnimy, więc tutaj potwierdza się moja teza. Mniejsza jednak o to.
- W sumie mogłabym – mruknęła, a gdzieś w powietrzu utknęły niewypowiedziane słowa „… ale nie chcę”. Nie lubiła miejsca, jakim jest szkoła i w sumie wątpliwe, by cokolwiek się w tej kwestii zmieniło. Powodów jest wiele. Chociażby taki, że większość z rzeczy, których ją nauczają nigdy w życiu się jej nie przyda, może za wyjątkiem krzyżówek… No bo w końcu po co komuś jakieś całki, funkcje, trygonometria czy chociażby kombinatoryka? Szczególnie, że nie była na żadnej ekonomii, tylko ASP, do jasnej Anielki! W dodatku na wydziale malarstwa. Rozumiem, gdyby jeszcze była na jakiejś architekturze. Może coś z tego by jej się przydało, ale… Serio? Na malarstwie? W opinii profesorów – najgłupszym kierunku na całej uczelni? Bez sensu. Skoro poszła na taki wydział to raczej oczywiste, że będzie chciała pracować w zawodzie, a nie jako jakiś specjalista od matematyki, neh.
W każdym razie, kiedy wyciągnął zdjęcie – zaczęła się mu uważnie pokazywać. I w zasadzie… Niewiele jej to dało. Nie była aż taką dobrą obserwatorką, żeby rozpoznać jakąś dziewczynkę jedynie po jej zdjęciu z dzieciństwa. A opis Growlithe’a… Już mógłby coś dać, ale takich osób widziała mnóstwo. Jakby nie patrzeć – było bardzo wiele dziewczyn od niego niższych, a zarazem wyższych od Toshiko, o brązowych włosach związanych w kok. Ta konkretna mogłaby jej się w sumie gdzieś przewinąć, ale potrzebny by było teraźniejsze zdjęcie. Albo przynajmniej jakiś szczegółowy opis.
A ten facet… Cóż, miała wrażenie, że już go kiedyś gdzieś widziała. Kojarzyła skądś tą starą, lekko zmęczoną życiem twarz. Zamyśliła się na chwilę, usilnie próbując sobie przypomnieć gdzie go właściwie widziała. Może w jakiejś galerii (artystycznej, rzecz jasna)? Albo w sklepie?
- Tą dziewczynę raczej trudno mi jest skojarzyć, natomiast on… - tutaj wskazała palcem starszego człowieka na fotografii – wydaje mi się, że już go gdzieś widziałam. Nie znam jednak jego imienia i nazwiska, wybacz – dopowiedziała, lecz miała wrażenie, że jej kuzynka mogłaby…
Chwila! Moment! O wilku mowa…
- Tsukumo?! – zawołała w momencie, w którym czarnowłosa wpadła na Charles’a. Jak… Jak ona się tutaj znalazła?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.13 20:06  •  Jezioro Calenhad Empty Re: Jezioro Calenhad
Skoro się wydziedziczyła, to dobrze. Nie pasowała mu wizja, by jego przyrodnia, samozwańcza siostrzyczka wciąż mieszkała pod jednym dachem z parą zadufanych w sobie pierdoł życiowych. Być może nie spędził z nią samych kwiecistych chwil, ale fakt, że ani razu, zza drzwi sypialni, nie usłyszał od nich pytania o jej zdrowie, samopoczucie czy chociażby dzień, który właśnie przeżyła (w końcu mogła być już martwa), sprawiał, że tylko bardziej utwierdzał się w przekonaniu; rodziców lepiej mieć zajebistych albo nie mieć ich wcale. Na co komu niezajebiści rodzice?
Nie interesowali się nią. Powinni byli zdechnąć gdzieś pod jakimś głazem. Co z tego, że nie traktowali jej patologicznie? Już samo to, że nie raczyli spojrzeć na nią choćby przez sekundkę, bo byli zbyt mocno pochłonięci papierkową, gównianą robotą, odbierał im możliwość prawienia jej jakichkolwiek morałów — nie mogli więc robić tego, do czego rola rodzica zwykle się ogranicza.
I być może dlatego, że tak bardzo skupiał się teraz na Social i jej ewentualnych problemach przyczynowo-skutkowych, nie zareagował na odgłosy, które jednak wyraźnie dobiegły od niego z oddali. Wpierw plusk wody, później nieznajomy głos, niezadowolenie Abstracta.
Jace był teraz zbyt zajęty. Zdecydowanie. Zbyt.
Przypatrywał się jej bez chwili wytchnienia, jakby teraz od niej zależały losy psiego żywota. Ściskał lekko fotografię, wręcz błagając niebiosa, aby choć jedna osoba w całym zakichanym Mieście-3 była w stanie rozpoznać tę dwójkę. Zresztą, co za dwójka! Wystarczył facet z gębą, jakby życie kopnęło go o wiele zbyt mocno w bardzo bolesne miejsce i nie zechciało na końcu przeprosić, prześmiewając się z upadku mężczyzny.
Być może to właśnie te wygórowane oczekiwania wobec Social sprawiły, że gdy ostatecznie mu odmówiła, jego usta od razu ściągnęły się w wąską linijkę, a oczy straciły blask rozbawienia.
Są mi potrzebni na wczoraj — warknął, nie szczędząc przy tym zirytowania. To absolutnie nie jej wina, że nie kojarzyła dziewczyny, która od zdjęcia mogła się przeobrazić choćby i w Kaczora Donalda, ale... do diabła rogatego, dlaczego nikt nie kojarzył tego półłysego gościa? Chyba, że S.SPEC zrobiło swoje, przewinęło mu się przez myśl. To nie pierwszy raz, gdy poddawali korekcie jakieś błędy czy wycieki.
Ilu wie, że dwie-trzy setki lat temu mur w wielu miejscach posiadał tak ogromne luki, że wymordowani wałęsali się swobodnie po ulicach, nie starając się nawet ukryć tego, kim byli? Kto wie, że poza terenami M-3 tworzy się nowe życie, nowa historia? Kto wie, że ludzie tutaj są mordowani lub poddawani okrutnym eksperymentom?
Słuchaj, chodzi o to, że...
„TSUKUMO?!”
Hę? —  tyle wyrażała jego mina.
Chwilę później już otwierał usta. Że nie. Że Jace. Że płeć zmieni dla niej kiedy indziej, bo teraz jest naprawdę zajęty i właściwie nie przyszedł na bal po to, aby się bawić, tylko... cholera. Problem pojawił się tam, gdzie nagle coś z impetem przywaliło w jego plecy, wyrywając powietrze z płuc. Mięśnie naprężyły się, a on sam zacisnął szczęki, dusząc w sobie warknięcie.
Patrz jak leziesz, kurwa...
Powolnym, wręcz mozolnym, mechanicznym ruchem odwrócił głowę na bok. Błękitne ślepie skierowało się ku postaci, która akurat w tej sekundzie wylądowała na ziemi. Wściekły błysk fiknął koziołka w kąciku jego oczu, by chwilę później utonąć za żarem znajdującym się gdzieś na samym ich dnie. Szybka analiza otoczenia sprawiła, że powstrzymał się od głupich, acz niezmywalnych już odruchów przywalenia komuś w ramach zasady „jak Kubuś Bogu, tak Bóg Kubańczykom”.
Skoro jednak Minori wydarła się wprost w jego ucho, to chyba znaczyło — ale tylko w teorii — że znała tę dziewczynę. Skoro ją znała i nie kazała mu jej rozszarpać, choćby miał później trafić do pierdla... to najzwyczajniej nie była to osoba, która zatruwała jego siostrze życie na tyle, by ta chciała się jej pozbyć. I pewnie tylko dlatego Jonathan wsunął zdjęcie z powrotem do tylnej kieszeni spodni, odwrócił się do Tsukumo i opierając jedną z dłoni nad kolanem, drugą wyciągnął w jej stronę, tylko w pomocnym geście.
Wszystko w porządku? Zrobiłaś sobie coś? — Z pewnością ma wstrząs mózgu i złamanie otwarte jednej kości w trzech miejscach. Nigdy nie wiadomo, jak wielki atak wyprowadzi przeciw nam... taka zwyczajna gleba, nie? — Jestem Jace, brat Minori.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach