Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 11.02.20 21:13  •  Wyschnięte jezioro Empty Wyschnięte jezioro
WYSCHNIĘTE JEZIORO


Niegdyś nosiło dumną nazwę Miyagase i znajdowało się w dystrykcie Aiko prefektury Kanagwa. Obecnie utraciło nie tylko swoją nazwę, ale także status jeziora. Kiedy wirus zatruł wodę, a wysokie temperatury doprowadziły do jej wyparowania w miejscu potężnego kiedyś zalewu pojawiła się głęboka, mulista dziura. Zwierzęta jeszcze przez długi czas wędrowały w te okolice chcą zaspokoić pragnienie, ale padały martwe w ostrym słońcu. Okolica opustoszała, budynki zamieniły się w ruiny, ruiny w drobne kamienie, a na końcu w piach, który do dzisiaj miesza się z rudozłotym pyłem przyciągniętym tu przez silne wiatry. Ostatecznie Miyagase stało się płytką niecką wypełnioną niedużymi wydmami, suchą roślinnością i pamiątkami po dawnej potędze ludzkości.

Zardzewiałe do cna i w większości bezużyteczne wraki łodzi wyrastają na horyzoncie jak grzyby w lesie, jest ich tu kilkadziesiąt. Od dwuosobowych łodzi po szerokie parowce, które musiały kiedyś służyć bogatym mieszkańcom okolicznych osad albo właścicielom przewozów turystycznych. We wrakach zadomowiły się przede wszystkim gady i pajęczaki, które polując na siebie wzajemnie potrafią przetrwać wielotygodniowe susze. Mniej uważni szybko mogą paść ofiarą węża albo skorpiona, które szczególnie podczas wysokiego słońca uwielbiają wygrzewać się na rozgrzanych burtach.

Wyschnięte jezioro znajduje się na szlaku wielu istotniejszych punktów Desperacji, dlatego pomimo nieprzyjemnej charakterystyki pełno tu wydeptanych ścieżek, odsłoniętych skał, na których mnóstwo jest śladów starych ognisk czy nawet zbitych z suchego drewna drogowskazów, które wskazują kierunek do Nowej Desperacji, w okolicę murów M-3 czy Edenu.


                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.20 19:12  •  Wyschnięte jezioro Empty Re: Wyschnięte jezioro
 Nigdy wcześniej nie miał do czynienia z żadnym pojazdem. Czasami widywał je w oddali, ale nigdy nie było okazji, by wpierw się zbliżyć, później dokładnie obejrzeć.
 Gdy więc padła propozycja, nie zastanawiał się ani sekundy. Z wielkim uśmiechem na twarzy chwycił za klamkę i wskoczył do środka, zatrzaskując za sobą drzwiczki. Nie bawił się w żadne tylne siedzenia. Zajął miejsce tuż obok kierowcy, choć ciężko było mu usiedzieć w miejscu. Wszystko wewnątrz wydawało się takie dziwne i nienaturalne, że oderwanie wzroku od mechanizmów graniczyło z cudem. A to jeszcze wcale nie była najlepsza część.
 Zabawa pojawiła się wraz z odsunięciem szyby.
 Od razu wychylił łeb, przyjmując na twarz uderzenie ciepłego powietrza Desperacji. W tamtym momencie bliżej mu było do rozentuzjazmowanego szczeniaka niż człowieka z rozumem. Sekundy dzieliły ciało od przeważenia na drugą stronę; jeden mocniejszy podmuch wywiałby go poza samochód, bo już ponad połową ciała wystawał z okna. Nie mógł się jednak nacieszyć i nie można go było o to winić. W porównaniu do reszty wymordowanych o setkach i tysiącach lat na karku był zwyczajnie młody. Brakowało mu doświadczeniu.
 – Rany, jakie to świetne – odetchnął, siadając w końcu na miejscu. Ogon – mimo iż ograniczony miejscem – nie przestawał się ruszać. – Dzięki za zabranie mnie na przejażdżkę – dodał zaraz, szczerząc białe zęby w szerokim uśmiechu.
 Udało mu się zapanować nad energią. Oparł nawet łokieć o blachę, później podbródek na wnętrzu dłoni i wlepił ślepia w okolicę.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.20 20:04  •  Wyschnięte jezioro Empty Re: Wyschnięte jezioro
 Pojazd pozwolił im zaoszczędzić cenne godziny, które musieliby poświęcić na ewentualne wybranie się pieszo w te tereny. Dawał też marną, bo marną, ale jednak jakąkolwiek ochronę w postaci znacznie szybszego wyminięcia zagrożeń. Mimo to Lazarus i tak nie pędził nim tak szybko jak zawsze, pilnując, by szczeniak nie wypadł mu przez okno. Wystarczyło już, że biedny Bubuś latał jak szmaciana lalka po całym wnętrzu, nie mogąc znaleźć sobie żadnego miejsca i non stop testując nowe.
 Boris rzucił kontrolne spojrzenie na wychylającego się przez okno dzieciaka, omijając od razu kamień, by buggy nie podskoczyło na tyle, by nabić Rhettowi guza. Nie zliczyłby ile już minęło, kiedy ostatnim razem czarna czupryna zajmowała miejsce tuż obok niego i poczuł nieprzyjemny ucisk w brzuchu, więc szybko wrócił spojrzeniem na teren przed sobą.
Zawsze do usług – odchrząknął, próbując przywrócić swój głos do normalnego brzmienia.
 Przed nimi majaczyły się już pierwsze wraki statków, alarmując, że zbliżają się do jeziora Miyagase. Boris skierował pojazd na niewielkie wzniesienie, przejechał przy jego krawędzi tak, by móc zorientować się co do ewentualnego towarzystwa i gdy oględziny wypadły pomyślnie, zjechał w dół - między przeżarte rdzą wraki. Pod jednym z nich zresztą urządził sobie tymczasowy parking.
Póki nikt się tu nie kręci, przygotujemy ci śliczne obozowisko otoczone wilczymi dołami, a gdy zapadnie zmierzch rozpalimy przypadkiem widoczne z daleka ognisko – wymruczał z zadowoleniem, wysiadając z pojazdu i wypuszczając z niego psa – Porobisz za wabik. Kto by nie chciał się zaczaić na takie bezbronne szczeniątko.
 Mrugnął do dzieciaka wiedząc, że gdyby powiedział mu o całym planie na samym początku podróży to ten niekoniecznie mógłby przypaść mu do gustu. Teraz przynajmniej miał wybór - albo się zgodzi albo wraca na pieszo. Boris zresztą nie przyjmował odmowy.
Chodź, trzeba poszukać jakiegoś żelastwa.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.20 22:34  •  Wyschnięte jezioro Empty Re: Wyschnięte jezioro

Chrzest Bojowy Mistrza Gry Letycji

 

  Faktycznie otoczenie wydawało się nad wyraz spokojne. Zero żywej duszy na horyzoncie. Natknięcie się na węża bądź skorpiona było dość prawdopodobne, a tu proszę. Żadnego nieprzyjemnego syczenia w tle, śladów kłów jadowych na skórze, ani bolesnego uszczypnięcia. W normalnych okolicznościach cisza ta dawałaby niepokojące wrażenie obserwacji. Aczkolwiek, to nie były normalne warunki. Cholernie palące słońce skutecznie utrzymywało wszelkie życie egzystujące na piaskowych terenach z dala od przybyłych.  Nawet największe pustynne zakały chowały się w swoich norkach, bacznie wyczekując na łatwą zdobycz. Jakby idąc w ślady nieproszonych gości. Cóż, przynajmniej w chwili obecnej żaden z nich nie rzucał się w oczy, co mogło być złudzeniem dobrego kamuflażu przystosowanych do klimatu tych rejonów żyjątek. No bo powiedzmy sobie szczerze, kto chciałby usmażyć się żywcem w tej istnej patelni? Od dawien dawna nie pojawiają się tu zwierzęta, chcące zaspokoić pragnienie, a więc i większe drapieżniki. To tak, jakby czyhać na ofiarę, której następnie nie ma możliwości złapania przez wykończenie ciągłym ochładzaniem ciała.
  A podobno odpoczynek nigdy nie szkodzi...
  Zaparkowanie przy jednym z wraków było na plus. Długi, przewalony na bok statek rzucał spory cień z jednej strony, czyniąc je potencjalnym miejscem do obozowiska. Co prawda cień nie dawał jakiegoś wielkiego ukojenia, ale wciąż był znacznie przyjemniejszy. Przyglądając się nieruchomemu obiektowi, można było dostrzec jak bardzo czas go doświadczył. Pokryty rdzą w wielu miejscach, z znacznymi wgnieceniami i szramami. Płetwy sterowe i mieczowe urwane, po części sprawiające wrażenie nadgryzionych. Z kolei na granicy kadłuba z dnem widniała dziura. Wyrwa ewidentnie powstała przy użyciu osób trzecich, z użyciem siły. Na wysokość miała gdzieś metr sześćdziesiąt, jednakże szerokością niewielka. Ot, mógłby zmieścić się tam szczupły człowiek, z całą pewnością dziecko. Nic tylko korzystać, prawda? W dodatku żelastwo, którego tak poszukiwali, było na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło wejść do środka albo poszukać jakichkolwiek wystających elementów. Na pierwszy rzut oka mało co nadawało się do potencjalnego wyrwania, ale kto wie?

Informacje:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.20 0:02  •  Wyschnięte jezioro Empty Re: Wyschnięte jezioro
 Żar lał się z nieba. Odczuł to dopiero gdy silnik pojazdu zgasł, a dotychczas wiejący w twarz wiatr stanął w miejscu. Teraz nie czuł na skórze nawet najmniejszego podmuchu i od razu pożałował. Jedynym plusem okazało się miejsce parkowania, bo mimo iż na pustyniach Desperacji nawet cienie niewiele dawały, to zawsze można było się w nich skryć.
 Od razu po wyskoczeniu na zewnątrz zsunął z siebie koszulę, konfrontując wytatuowane w całości ręce z otoczeniem. Ubranie złożył w schludną kostkę i wrzucił do zostawionego na tylnym siedzeniu plecaczka. Nie zabrał go jednak ze sobą, bo wszystko, co najpotrzebniejsze miał przy sobie.
 Może właśnie dlatego w jego ramionach wylądowało psiątko należące do Łowcy.
 Podrapał Bubusia za kosmatym uchem i ruszył krok w krok za Borisem, wpatrując się w intensywnie w jego plecy, gdy ten mówił. Padające między nimi słowa marszczyły brwi; gdyby samym spojrzeniem mógł rozkładać materię Lazarus miałby już kilka dziur tułowiu.
 – Nie jestem bezbronnym szczeniątkiem – zaprotestował, odsuwając od szyi mordę psa, gdy ten spróbował złapać w szczęki skrawek żółtej chusty. Żeby odwrócić jego uwagę, zaczął go znów głaskać między uszami. – Dobrze wiesz, że sam też potrafię o siebie zadbać – wytknął. Zaraz też przyspieszył, żeby zrównać się z towarzyszem i spojrzeć na niego od boku.
 Dwubarwne tęczówki przemknęły po licu Azarowa z nadzwyczajną uwagą.
 Przez chwilę chciał coś powiedzieć, drgnęły mu nawet usta. Zaraz jednak zacisnął je w wąską linię i odwrócił wzrok.
 Przekręcił głowę na bok i ziewnął, pozwalając kłom wyłapać promienie słońca.
 – Hej, co powiesz na to? – przyspieszył nieco, zmierzając ku wyżłobionej w korpusie statku dziurze. Stojąc tuż przed nią, przyjrzał się brzegom, później spojrzał po sobie i znów na Borisa. Łowca nie miał szans przecisnąć się przez szparę nawet przy wielkich chęciach, ale on sam czy nawet Bubuś mogli bez większego wysiłku pokona drobną przeszkodę. Kto wie, co znaleźliby w środku? – Może nie rozkradli jeszcze wszystkiego. W pośpiechu te durne bestie nie bawią się w szczegóły. Coś mogło komuś umknąć – tak naprawdę nie pytał o zdanie; podjął decyzję w momencie ujrzenia szczeliny.
 Ogon świsnął przez powietrze.
 Odstawił kundelka bezpiecznie na ziemię i przemknął między rozerwanym metalem.
 W chwilach takich jak ta nie żałował zwierzęcych genów. Ślepia, mimo iż potrzebowały chwili, to przystosowały się do ciemnego wnętrza bez trudu.
 Zawsze wolał przebywać w ciemnościach. W mroku czuł się wyjątkowo pewnie.
 Rozpoczął więc poszukiwania.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.20 0:49  •  Wyschnięte jezioro Empty Re: Wyschnięte jezioro
 Tęsknił za tym nieznośnym ciepłem, którym Desperacja zabijała nie tylko chęci do życia, ale i samo życie. Nie liczyła klejąca się do ciała koszulka, a jedynie to, że w końcu mógł tu wrócić, nie będąc skazanym na zimno miejskich podziemi. Do pełni szczęścia brakowało mu tu jedynie jego maski, ale tą musiała zastąpić wisząca na szyi chusta. Nie umywała się do tej noszonej przez towarzysza, ale była jedynym zastępstwem jakie aktualnie posiadał.
 Rozejrzał się po najbliższym terenie, w myślach już rozrysowując dookoła układ wszelkich pułapek, które pozwolą im niekoniecznie zabić, ale przede wszystkim uniemożliwić większości ofiar ucieczkę z tego miejsca. Ludzkie mięso mogli spokojnie wymienić w Schronie za jakiś lepszy nocleg, ale tym na co naprawdę liczył Lazarus, było dorwanie żywego towaru. Na tym zbijało się prawdziwe fortuny. Tym jednak wolał nie dzielić się z Rhettem.
Dobrze, groźny i potężny lisie – zgodził się łaskawie, na odczepne.
 Pies od razu próbował porwać chustę dzieciaka, dobrze wiedząc, że jego właściciel właśnie na takie polował, a Lazarus tylko prychnął rozbawiony. Gdyby ktokolwiek powiedział mu, że włóczyć się będzie po pustkowiach w towarzystwie DOGSa to już dawno uznałby tego kogoś za wariata. Nienawidził Psiarni.
 Wyłapał spojrzenie Rhetta, jego zawahanie i już z chęcią chciał odpowiedzieć mu jakąś złośliwą uwagą, kąśliwym komentarzem dotyczącym ostatniej ich imprezy, ale durny uśmiech wykwitły na jego ustach i najwyraźniej zbyt żywe wspomnienie spowodowało, że sam odwrócił wzrok.
Przytargaj tu wszystko co ostre, tylko sam się nie pokalecz.
 Sam nie miał zamiaru pchać się w szczelinę. Szkoda mu było i podarcia ubrań i upewnienia się w tym, że jego gruby zad się nigdzie nie zmieści. Gwizdnął na psa, samemu obchodząc wrak, by rozejrzeć się za czymkolwiek przydatnym. Na dobrą sprawę nadałoby się wszystko, więc każdy ostrzejszy kawał złomu lądował zniesiony do miejsca potencjalnego obozowiska.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.20 20:37  •  Wyschnięte jezioro Empty Re: Wyschnięte jezioro


 


Rhett

  Kundelek bez najmniejszego problemu wślizgnął się do środka, zastając istny burdel. Czego można było spodziewać się po opustoszałych wrakach? Wewnątrz wyglądał jeszcze gorzej, jakby przeszło tamtędy tornado. Pojedyncze kable niewiadomego pochodzenia leżały luzem, przypominając czujne, nieruchome węże. Jeden z nich nawet poruszył się nieznacznie. Oh, faktycznie wąż. Zestresowany obecnością człowieka schował się w fałdach ciemnego, mocno wymiętoszonego materiału. Dzięki swym genom, Rhett, z łatwością mógł dostrzec, że była to poplamiona granatowa koszulka, służąca obecnie gadowi za schronienie. Najprawdopodobniej nie jemu jedynemu. Oprócz walającej się aluminiowej puszki, nic ciekawego nie przykuwało uwagi. Rzeczy pozostawione wewnątrz mogły dać pewne wskazówki, właściwie sam ich widok powinien dać trochę do myślenia. Jedyna droga wgłąb wraku prowadziła obok skrytego gada, wydającego z siebie raz po raz ostrzegawcze syczenie. Oprócz nich można było usłyszeć jeszcze coś. Ciche, zawodzące piski, niosące się echem aż do wejścia. Posiadanie wyostrzonych zmysłów było jednak świetną sprawą. Szczególnie, kiedy można było uratować małego, popiskującego szczeniaka, prawda?



Łajza

  Tymczasem pan i mózg całej operacji nazbierał nieco materiałów na obozowisko. Zadanie to nie było jakoś szczególnie ciężkie. Parę nieszczelnych rur, kawałki metalicznych pływy wystających tu i ówdzie, pozostałości po puszkach. Ludzie często zatrzymywali się przy wrakach, licząc na odrobinę odpoczynku. Idąc tym tropem wykorzystanie dzieciaka na przynętę cholernie opłacało się. Pod warunkiem, że tej nocy ktokolwiek zechce zapuszczać się w te okolice. Wszystko szłoby dość sprawnie, gdyby nie palące słońce, sprawiające, że najprostsze czynności wymagały nieco więcej wysiłku niż zawsze. Niestety dalsze poszukiwania zostały przerwane przez poszczekiwanie psa. Ktoś zbliżał się do obozowiska, a sądząc po bojowej postawie zwierzaka, nikt przyjaźnie nastawiony. Wkrótce dało się usłyszeć cichy warkot silnika samochodowego.
Informacje:


Ostatnio zmieniony przez Letycja dnia 20.02.20 18:55, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.20 21:15  •  Wyschnięte jezioro Empty Re: Wyschnięte jezioro
 Zmrużył nieco ślepia.
 Stan wraku już na zewnątrz pozostawiał wiele do życzenia, ale to, co działo się wewnątrz... Był pewien, że gdyby nie przyzwyczajone do ciemności oczy i podbite zwierzęcymi genami zmysły, to już dawno spotkałby twarz z podłogą. Na szczęście był w stanie omijać wystające kawałki metali, przedmioty i nieruchome kable.
 Problem pojawiał się wtedy, gdy kable przestawały być nieruchome.
 Ze zmarszczonym nosem i postawionymi na sztorc uszami śledził trasę węża. Nigdy nie miał problemu z gadami, niemniej wolał uniknąć scenariusza, w którym ten konkretny okazałby się jadowity. Stanął więc w miejscu i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu skrzynki, wiaderka lub czegokolwiek, czym mógłby zakryć schowanego w fałdach materiału zwierzaka. Nie chciał przecież zrobić mu krzywdy, a i sam wąż działał jedynie w obronie własnej.
 Nagle lisie uszy drgnęły.
 Coś popiskiwało?
 Wymordowany przechylił głowę wpierw na jedną stronę, później na drugą. Cóż, nie mógł przejść obok tego obojętnie.
 Idąc naprzód, zważał na kroki, dokładając szczególnych starań, by nie naruszyć konstrukcji, którą zakrył węża. Obserwował również otoczenie, nie chcąc nagle i niespodziewanie wpaść na ewentualnego rodzica popiskującej istotki. Nie miał wszak pewności, czy matka nie odeszła na chwilę od młodego, by przynieść jedzenie, a starcie z wściekłym zwierzęciem w tak nieprzychylnym, zagraconym korytarzu mijałaby się całkowicie z celem.
 Lisem był zbyt dużym. W ludzkiej formie zyskiwał na drobności, lecz ubywało mu punktów do ataku czy obrony.
 Palcami dotknął przymocowanego do paska spodni artefaktu. Nie było sensu na razie go używać, chciał jedynie poczuć chłód maski pod palcami. Nie była mu aż tak potrzebna, natura obdarzyła go przecież talentem do znikania sprzed cudzych oczu. Kroki stawiał wszak bezdźwięczne, a sylwetka pozwalała skrywać się w miejscach, które dla innych pozostawały poza zasięgiem.
 Ruszył więc w kierunku, z którego dochodził dźwięk.
 Dłonią czysto zapobiegawczo chwycił za luźny kawałek metalu. Zawsze warto było mieć przy sobie nawet marną broń, a skoro dookoła walało się mnóstwo gratów, to czemu by z nich nie skorzystać?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.20 23:12  •  Wyschnięte jezioro Empty Re: Wyschnięte jezioro
 Ostatnia partia żelastwa wylądowała na stercie, która zdawała się przybierać na wielkości z każdą chwilą, a Lazarus wytarł brudne dłonie w jeszcze brudniejsze spodnie na udach. Nie wiadomo tak naprawdę czemu zaszkodziło to bardziej. Sam łowca nie miał nawet czasu na ewentualne zastanawianie się nad tym, bowiem już jego spojrzenie biegało po piachu, wymierzając potencjalny rozstaw pułapek. Nawet nie zaczynał zabawy w kopanie dołów, bo byłby idiotą, gdyby do tego nie wykorzystał swoich psich towarzyszy. Podejrzewał, że jak tylko Rhett w lisiej formie zabierze się za kopanie jam, to Bubuś od razu się do niego przyłączy. A on sam będzie się tylko wygrzewał w słońcu i obserwował... Znaczy, on będzie dowodził całą akcją logistycznie.
Bury, zamknij ryj – zganił psa, wdzięczny mu jednak za podniesienie alarmu i gwizdnął na niego przywołująco, zdążywszy pogłaskać go krótko za uchem, gdy ten znalazł się tuż przy właścicielu.
 Zbliżające się towarzystwo nie było widziane, zwłaszcza tak wcześnie. Czy oni nie wiedzieli, że w dobrym tonie było się spóźnić na imprezę?
 Boris cofnął się w tył, w kierunku wraku, by z jego cienia obserwować skąd nadchodziło nieproszone towarzystwo. Nie miał zamiaru niepokoić Rhetta, niech kontynuował buszowanie po wraku. Przez tutejsze tereny prowadziło wiele szlaków, więc łowca nie widział potrzeby by bić na alarm z powodu każdego wędrowca. Zwłaszcza takiego poruszającego się autem. Zawsze istniała nadzieja, że wcale się tu nie zatrzyma.
 Sam nie chciał robić za wabik ani wzbudzać niczyjego niepotrzebnego zainteresowania, więc wycofał się jeszcze bardziej, odnajdując najdogodniejszą do obserwacji jak największej połaci terenu stertę złomu i wiedziony przeczuciem ściągnął z pleców karabin, przełączając akumulator w tryb gotowości do strzału. Przez celownik optyczny karabinu było też znacznie łatwiej, już z daleka, zauważyć czy gra jest watra świeczki, bo nie trudno było się domyślić, ale dźwięk silnika sprawił, że Łajza z chęcią połasiłby się na kolejny pojazd do swojej kolekcji.
 Czekał i obserwował, czując jak Bury kładzie się u jego boku, najwidoczniej przyzwyczajony do zabaw w chowanego.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.20 20:22  •  Wyschnięte jezioro Empty Re: Wyschnięte jezioro


 


Rhett

   Zamknięcie węża w puszce wydawało się dobrym pomysłem. Jeśli się postarać, złapać go za łeb i szybciutko w całości schować pod nią...Jednakże do tego potrzebna była zwinność i szybkość przewyższająca gada, a po co się tak męczyć, skoro ten postanowił nie zwracać większej uwagi na kręcącego się nieznajomego? Chwilowy niepokój zastąpił czystym wyjebaniem na gościa, uznając go za kąsek niewarty poświęcenia. Co prawda szmata (nie, nie waż, ta koszulka) wciąż delikatnie poruszała w dyktando wężowych ruchów, przypominając o jego obecności tam. Skupione na sobie zwierzę umożliwiło chłopakowi swobodne przejście, całkowicie zajmując się sobą.
   Prowizoryczną bronią okazała się podłużna, metalowa płyta, ułamana z jednej strony. Gdyby się uprzeć, zrobienie nią krzywdy było możliwe. Ba! Zadanie większych ran nie stanowiłoby problemu pod warunkiem dobrego wymierzenia oraz zwrócenia uwagi na kruchość materiału, który mógł nie wytrzymać mocnego uderzenia. Mimo metalu, płyta sama w sobie była stosunkowo cienka i nie nadawała się na tarczę. W rzeczywistości nie zakrywała w jakikolwiek sposób ciekawskiego kundelka.
   Uważne stawianie kroków okazało się dobrym posunięciem. Co rusz pod nogami walały się pozostałości po odwiedzinach wędrownych bądź te bezpośrednio po wraku - wewnątrz rozpadał się, pożerając sam siebie - niczym wygłodzony żołądek. Porównanie te raczej nie należy do zbyt optymistycznych, ale hej! Po dłuższej przechadzce...Proszę się uśmiechnąć, oto przed państwem nieco większe pomieszczenie. Szersze od korytarza, przez który musiał przeciskać się nasz bohater uciśnionych zwierzątek. Stąd wychodziły dwa korytarze - jeden niezwykle wąski, poddający w wątpliwość wydostanie się z niego w przypadku utknięcia; drugi o wiele szerszy, aczkolwiek poruszani się w nim utrudniały sieci zwisających kabli. Wyglądało na to, że wyżej ulokowany był system mechanizmów. Kable same w sobie nie stanowiły żadnego zagrożenia. Co najwyżej trzeba było uważać na oplątanie się w nich.
  Z kolei pomieszczenie, do którego wszedł, nie różniło się jakoś szczególnie od pozostałego, przynajmniej w kwestii udekorowania. O ile wcześniej Rhett widział wymiętoszoną koszulkę, tak tutaj mógł dostrzec rozszarpane kawałki materiału, najprawdopodobniej jeansów. To stąd dobiegały niepokojące piski, ucichające stopniowo wraz z zbliżającym się Rhettem.
Pisk.
Nawoływanie.
Cholernie blisko. Wręcz pod nosem - oh, tutaj, w poszarpanych spodniach spoczywał dość sporych rozmiarów szczeniak. Nie byle jaki. Po zbliżeniu się można było dostrzec znaczące szczegóły - budową przypominał nieco przypakowanego wilczura, jednak odróżniał go długi ogon. Podchodząc jeszcze bliżej było widać jak na tacy dość charakterystyczne włosie. On wyczuł nieznajomego. Widocznie przestraszony zaczął głośno piszczeć, podnosząc się z legowiska.


Łajza


   Jak cudownie było posiadać prawdziwego przyjaciela w postaci psa. Wierny towarzysz na całe życie! Bądź do momentu podrzucenia smakowitego kąska. Niektórzy, szczególnie zauważalne wśród ludzi, z łatwością dawali się przekupić za przeróżne dobra materialne. Potem zaciągając się w pożyczkach, zakopując w niezliczonych długach szukali ratunku, usiłując wymigać się od uiszczenia zapłaty. Kojarzysz to skądś? Bardzo możliwe. Nie żebym coś sugerowała...skądże znowu. Aczkolwiek muszę powiedzieć, że niektórzy mają zaprawdę ciężko w życiu i tym razem nie miało być lepiej.
  Odgłos silnika stopniowo nabierał donośności. Pracował dość ciężko, więc nie trudnym było usłyszenie go z tej odległości, pozostając niezauważalnym. Czekając Lazarus mógł wyłapać męskie, zniekształcone przez szum głosy, chwilowe cichnięcie silnika, a następnie powrót do poprzedniej tonacji. Oddalał się, a jednak zawrócił w ich stronę. W dodatku ktoś bardzo głośno rozmawiał bądź prowadził monolog. W końcu wszystko nabrało na sile. Samochód przyjechał zza wraku. Osoba kierująca tym gruchotem najwyraźniej dostrzegła zaparkowane cacko. To by tłumaczyło nagłą zmianę trasy. Ostatecznie Łajza zobaczył dwóch wędrownych jakimś zlepku wszystkiego, na co można było natknąć się na złomowiskach. Ta niedbałość o jego wygląd dawała mu pewnego uroku. Jeden z mężczyzn wysiadł, trzymając w dłoniach karabin na wzór słynnego ARC-741. Rozejrzał się, rzucając krótkie spojrzenie za siebie, na towarzysza w pojeździe.
- Kurwa, ktoś nas ubiegł? Nie pierdol, że taszczymy się tu niepotrzebnie. Dobra, jeden chuj. Widzisz? Los się do nas uśmiechnął. Jak nie to kurewstwo, to niezły sprzęt. Na jedno wyjdzie, nie? - Szybko sklecione zdania, rzucane w pośpiechu, z pewną nerwowością w głosie. Wskazanie w kierunku skrywającego się w cieniu wraku cacka Laza. Z tylnego siedzenia wychylił się ktoś jeszcze. Było ich trzech.
- Nie pal się tak, nigdzie nie spierdoliły. - Wysiadł. W pojeździe został jeden. Dwóch pozostałych, uzbrojonych, leniwie ruszyło się w kierunku wraku. No tak, w końcu ich pojazd zatrzymał się ledwie kawałek dalej. Zanim dotrą masz czas na działanie. Co zrobisz?

Informacje:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.20 22:00  •  Wyschnięte jezioro Empty Re: Wyschnięte jezioro
 Przechodząc obok węża, obrzucił go krótkim spojrzeniem. Najwyraźniej żaden z nich nie chciał wchodzić w drogę drugiemu.
 Szedł dalej przed siebie. We wraku było zdecydowanie chłodniej niż na zewnątrz, gdzie wciąż buszował Lazarus, toteż młody nie miał na co narzekać. Stawiał krok za krokiem aż do momentu, w którym nogi zaprowadziły go do kolejnego, teraz już nieco większego pomieszczenia. Panował tu syf równy temu, który zastał już na samym początku, ale wymordowany nie wyglądał ani na zniechęconego, ani na obrzydzonego.  Mieszkali na Desperacji, tu wszędzie walały się graty.
 Rozejrzał się uważnie dookoła, aż spojrzenie padło na sponiewierane jeansy. W tym samym momencie rozległ się pisk wprawiający lisie uszy w ruch. Również ogon świsnął przez powietrze. Wymordowany obniżył poziom ciała do kucek, by móc z bliska przyjrzeć się znalezisku.
 A jednak szczeniak. Dziwny, ale szczeniak.
 Odłożył kawałek znalezionego wcześniej żelastwa na podłogę, by móc powoli wyciągnąć dłoń w kierunku psa... wilka? Nie był pewien. Zależało mu przede wszystkim na tym, by psiątko poznało jego zapach i nieco się z nim oswoiło. Również pachniał zwierzęciem, więc nie mógł stanowić zagrożenia, prawda?
 Czekając na ruch wilczka, sam uniósł wzrok i raz jeszcze obejrzał pomieszczenie. Miał do wyboru dwa korytarze, trzy, jeśli liczyć ten, którym przyszedł. Powinien w ogóle iść dalej? Znalazł tu coś żywego, a Łowca wyraźnie kazał szukać metalowych części do obozowiska. Czy to był czas na powrót? Z drugiej strony Azarow go nie wolał. A skoro tego nie robił, to znaczy, że go nie potrzebował.
 Logiczne.
 Palcami spróbował dotknąć głowy popiskującego szczeniaka. Pogłaskać, podrapać za uchem, zwyczajnie pokazać, że nie było się czego bać. Jeśli rzeczywiście młode było tu z matką, to nie chciał jej zwabić przerażonymi popłakiwaniami.
 – Zaczekaj tutaj – mruknął do szczeniaka, mimo iż ten go nie rozumiał. Z początku chciał zabrać go ze sobą, lecz po minucie rozważań uznał, że nie było sensu narażać zwierzątka na niebezpieczeństwo.
 Postanowił wpierw zbadać teren, później wrócić po psa.
 Złapał znów za prowizoryczną broń i ruszył naprzód korytarzem wypełnionym zwisającymi kablami. Z dwojga złego wolał bawić się w odgarnianie i rozplątywanie węzłów, niż utknąć w jednym miejscu i nie móc ruszyć nawet powieką.
 Zatrzymał się w przejściu. Zamarł z ręką opartą o blaszaną ścianę, z nogą wysuniętą do następnego kroku. Obrócił głowę, popatrzył na zawiniętego w szmaty szczeniaka i westchnął.
 Wrócił i złapał młodego za skórę na karku, tak samo, jak robiły to matki, gdy chciały przenieść potomstwo w inne miejsce. Przyjrzał mu się uważnie i zaraz przycisnął przedramieniem do piersi, mając nadzieję, że trochę ciepła bijącego od ciała wpłynie na zwierzę kojącą.
 Z takim pakunkiem mógł ruszyć dalej.
 Wkroczył w końcu w korytarz, lecz szedł stosunkowo nisko, nie chcąc co rusz uderzać twarzą w zwisające kable.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach