Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 22.01.21 0:14  •  Zrujnowana autostrada - Page 2 Empty Re: Zrujnowana autostrada
Kątem oka zerknął jak dłoń Abrahama zostawia pistolet. Ciągle miał go pod ręką, ale jednak... Ego parsknął śmiechem, ale tylko w swojej głowie. Na zewnątrz pozwolił sobie jedynie na mały dwuznaczny, choć tak na prawdę niewiele znaczący uśmiech. Desperacja była niesamowita. Ktoś w ramach własnego bezpieczeństwa próbował trzymać dystans od niego? Od jego małej, szarej, nudnej, nic nie wartej osoby? No komedia!

Desperacja zmieniała go. Sam się zmieniał. Gdyby tego nie zaczął robić, przepoczwarzać się w bardziej dostosowaną wersję siebie, nie miałby szans. Yury nie był szczególnie szczodry w szczegóły na temat czegokolwiek związanego z przetrwaniem albo okolicą. O nie, znów myślał o Yurym? Dramat. A skoro wcześniej była komedia, to teraz znów mieli komediodramat, tym razem Wewnętrzne Rozterki Ego. Jego życie było bardzo słabym przedstawieniem. Dlatego starał się analizować to widział i wyciągać wnioski, może zbuduje lepszą podłogę do swojej sceny. Teraz obserwował zasadę ograniczonego zaufania w praktyce - obydwoje liczyli na to, że druga osoba będzie neutralna, jednocześnie będąc świadomy potrzeby obserwacji czy zaufanie to nie zostaje złamane przez podejrzane zachowanie zagrażające bezpieczeństwu. Miał fantastyczny kontrast myśląc o zjawisku społecznym w miejscu ekstremalnych warunków, patrząc przy tym na małego księcia (miał wrażenie, że diadem i szarfa powinny mu coś mówić, ale nie bardzo wiedział co) siedzącego na samochodzie tak starym, że jego pełne cierpienia skrzypienie można by zamknąć w słoikach i sprzedawać jako artefakty przeszłości. Na akt dobrej woli zostawił łom oparły o samochód. Tak czy siak, nie miał szczególnych szans przeciwko pędzącej kuli. Choć zależało to też od celności strzelca i prędkości z jaką mógłby się schować albo atakow--- Powściągnął myśli i skupił się na jednej nowej. Desperacja była okropna. Podświadomie obmyślał i analizował sytuację w kontekście obrony lub ataku? Niedorzeczne! Nie chciał nic nikomu robić!

Ten cały monolog myśli przeszedł w nim w ciągu krótkiej chwili, pomiędzy dwoma prostymi czynnościami. Od odłączenia się dłoni Abrahama od pistoletu do odłożenia łomu. Miał niejasne wrażenie, że żaden z nich nie miał szczególnie niecnych planów. Bał się zaufać temu wrażeniu, odłożył je więc na później.
- N-nie chcę niczego robić. W sensie, niebezpiecznego. Z-znaczy się, więc, ech... - zauważył, że się zamotał więc przerwał. Rozmasował nasadę nosa, próbując ogarnąć rzeczywistość. Będą tak na siebie patrzeć, analizować każdy swój ruch? Miało to sens, było w tym coś elektryzującego, ale z drugiej strony...
- N-zaprawdę, chcę tylko porozmawiać. O czymkolwiek. Nawet o metafizycznym kontekście przemijania w miejscu gdzie wartość życia jest dyskusyjna, choć nie powinna. Albo o metaforach. Choć ta twoja brzmi bardziej jak kawałek poezji - zauważył. Ale Abraham miał rację, a przynajmniej do tej części z nie znajdowaniem niczego. Udało mu się wprawdzie dostać do kawałka małego przegryzionego kabla, który w teorii mógłby się na coś przydać, ale w warsztacie miał o wiele lepsze, nie ogryzione przez faunę kable.
- Zazwyczaj w-wolę bardziej... logiczne i praktyczne spojrzenie na sytuacje? Ale ostatnio metafory przychodzą mi zbyt łatwo. Są nienajgorsze do porządkowania uczuć. - Jak łatwo mówiło się do nieznajomego. Świadomość, że prawdopodobnie nigdy już Abrahama nie spotka - nie sądził, żeby mieli się wymienić numerami telefonów ani wysyłać gołębie pocztowe - ułatwiała otwieranie ust.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.01.21 10:57  •  Zrujnowana autostrada - Page 2 Empty Re: Zrujnowana autostrada
Powieka mu lekko drgnęła, gdy Ego poruszył łomem. Nie powinien był tak szybko pozwalać sobie na wypuszczenie pistoletu z dłoni. Jak mógł być tak głup… Och.
Wewnętrzną naganę przerwał fakt, że chłopak… Odłożył łom.
A to nowość. Czyżby nieświadomie zasygnalizował swoją neutralność i niechęć do konfliktu? Wystarczyło tak niewiele jak tylko odłożenie broni?
- Hm...- Mruknął tylko pod nosem, dając blondynowi czas na przeprowadzenie tak wielu monologów wewnętrznych jak tylko chciał. Abrahamowi się jakoś nieszczególnie dziś śpieszyło. Jego samochód wciąż miał jeszcze szyby, ba, chyba nawet widział w środku kawałek tylnego siedzenia, na którym mógłby spędzić noc przed powrotem w Góry lub ewentualną dalszą wędrówką w nieznane.
- Ależ przecież cały czas rozmawiamy.- Stwierdził, leniwie przeczesując palcami włosy i zgarniając je z twarzy.- Na Desperacji nawet oddychanie jest niebezpieczne.- Tu akurat już nie było żadnej romantycznej metafory.- Ludzie spędzają lata zagrzebani pod gruzami, byleby tylko nie pojawić się w złym miejscu o złym czasie. Nie dać się wplątać w sąsiedzką zamieszkę, która w parę sekund od zwykłej bójki może zamienić się w ludobójstwo na skalę masową, tylko dlatego, że komuś nie spodobał, albo co gorsza spodobał się wyraz twojej twarzy…
To było ciekawe. Ego był ciekawy. I właśnie dlatego Abraham nie miał absolutnie nic przeciwko rozmowie. Zwłaszcza, że jak Desperacja długa i szeroka, szansa, że spotkają się ponownie była niewielka.
Pod warunkiem oczywiście, że ów nie pojawi się na wpółmartwy pewnego dnia na progu Katedry, błagając o ratunek.
Jak oni wszyscy.

Zorientował się, że zamilkł w połowie myśli, zawieszając przy okazji wzrok na twarzy blondyna. Otrząsnął się szybko, uciekając wzrokiem.
- W każdym razie… Ludzie kulą się na myśl o wyściubieniu nosa z lepianek i nor, a ty hasasz sobie radośnie po autostradzie. To nie pasuje do „Ja nie chcę robić nic niebezpiecznego”. Uniósł lekko dłoń dając mu znak, aby nie próbował nawet przerwać odpowiedzią.- Mam trzy teorie. Albo masz na tyle mocne plecy, żeby wiedzieć, że nikt cię nie tknie jeśli tylko rzucisz nazwisko swojego protektora. Albo jesteś cholernie niebezpieczny, ale zachowujesz pozory. Albo jesteś tu nowy i nie ogarniasz jeszcze powagi sytuacji.

Hej, to Ego chciał rozmawiać, prawda?
A czym innym był tak bezpośredni wywiad środowiskowy jak nie rozmową?
Nikt przecież nie powiedział, że Abraham da się wciągnąć w nic nieznaczącą rozmowę o pogodzie (która swoją drogą była dziś wyjątkowo nijaka) albo pozwoli skierować tok rozmowy na swoją osobę. Co miałby zresztą powiedzieć? "No wiesz, jestem Aoistą. Miałeś może jakiegoś anielskiego wujka? Och. No to już nie... Sorry."
Pewnie.

                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.01.21 19:46  •  Zrujnowana autostrada - Page 2 Empty Re: Zrujnowana autostrada
- ...tylko dlatego, że komuś nie spodobał, albo co gorsza spodobał się wyraz twojej twarzy... - Ego podniósł brew do góry. Do tej pory wpatrywał się niebo, chłonąc jego słowa, ale teraz przekrzywił głowę zerkając na Abrahama.
- Coś o tym wiesz? - rzucił mimochodem, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Nie trudno było się domyśleć, że odnosił się do jego młodego wyglądu i delikatnych rysów twarzy. Ale wszystko co Abraham robił i mówił nie zgadzało się z jego niewinną, nastoletnią aparycją. Nawet tak prozaiczne gesty jak ruchy palców we włosach zdawały się mieć grację kogoś, kto trzymał w dłoniach o wiele bardziej ważkie rzeczy niż długopis czy łom.
- A wmawiali nam, że najniebezpieczniejszy jest wirus. Ale to zawsze człowiek, co nie? Nie ważne gdzie i w jakiej formie. Po prostu... ludzie.
Cóż, to było trochę smutna konkluzja. Desperacja była jaka była, ukształtowana przez jej mieszkańców. Może gdyby inaczej potoczył się los, mieliby tu wspólnotę i enklawę, która mimo wszystko współpracowałaby ze sobą na bardziej przyjaznych warunkach? Spokojna apokalipsa. Miła myśl, niewykonalna sprawa. Ta gorzka myśl osiadła gdzieś z tyłu głowy Ego.

Na pytanie wzruszył zakłopotany ramionami i znów zapatrzył się w niebo. Ha! Dobry był. Miał co do powiedzenia, obserwował i jak widać wyciągał jeszcze dobre wnioski. Ego czuł jak prostuje mu się kręgosłup od satysfakcji z tego jak na razie nie długiego, ale treściwego spotkania. Przywykł do innego rodzaju konwersacji - takich, po których kończył wewnętrznie zgryziony i dziwnie zagubiony. Cmoknął cicho i oparł się bokiem o samochód, a bardziej przodem do Abrahama, żeby nie musieć ciągle kręcić głową w jego kierunku. Najwidoczniej żaden z nich nie chciał być oczywisty i bezpośredni na pierwszym spotkaniu. No dobrze, zagrajmy w twoją grę.  
- Ja sobie hasam, ale to ty sobie wypoczywasz jak gdyby nigdy nic, jakbyś nie miał nic innego do roboty i żadnych innych zmartwień. D-dwie pierwsze teorie mógłbym skierować na ciebie. Trzecia w twoim przypadku odpada - ostatnie słowa były tak oczywiste, że machnął przy nich niedbale dłonią jakby odpędzał je miotełką.

Zacisnął zęby myśląc o Yurym. Mógł on być jego "protektorem"? Zaśmiał się gorzko w duchu. Gdyby doszło co do czego, Yury nie poświęciłby pół złamanego yena, żeby wstawić się albo go ratować. A jednak... Ego zmarszczył brwi, najwidoczniej jakoś jednak poruszony słowami Abrahama. A jednak... Yury był... miał pewną skłonność... do bycia bardzo... zaborczym? Zazdrosnym? Posesywnym? Mania wielkości? Wszystko na raz? Na pewno nie zabrał Matta ze sobą tylko dlatego, że mu się nudziło. W jakimś odległym stopniu zdawał sobie sprawę, że miał nie najzdrowszą ze Smokiem relację, niekoniecznie zastanawiał się jak ona wygląda ze strony Yurego. Ha. Potrząsnął głową i zaczesał kosmyki włosów do tyłu.

- To są dobre teorie - przyznał, ciągle majstrując przy włosach, a kiedy te nie chciały zostać ułożone do tyłu, ściągnął gumkę recepturkę znalezioną w warsztacie i związał je, ciaśniej, jeszcze raz. - Co powiesz na teorie numer cztery? Niekoniecznie konfliktuje ona z żadną z poprzednich- wszystko jedno mi czy umrę, czy nie. Równie dobrze mogę się przejść i poszukać czegoś odmiennego do roboty niż zazwyczaj. - Powiedział, choć nie do końca było to prawdą. Przytłaczało go, że sam nie mógł wysnuć własnej teorii na temat Abrahama. Zwyczajnie brakowało mu danych. Nie o nim, ale informacji o kontekście i całym tym świecie. Nie błądził jak we mgle, pewnych rzeczy można było się domyśleć, do dyspozycji miał logikę. Jego oczy błyskały ciekawością.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.01.21 21:37  •  Zrujnowana autostrada - Page 2 Empty Re: Zrujnowana autostrada
Uniósł lekko kąciki ust, postanawiając jednak nie zaspokajać ciekawości blondyna. Niech pozwoli swojej wyobraźni pobłądzić i sam sobie odpowie na pytanie jeśli tylko chce.
- Och nie.- Machnął od niechcenia ręką.- Wirus jest piekielnie niebezpieczny. Zabija, podsyca instynkty, trochę jak nieproszony gość w głowie, który każe ci przetrwać za wszelką cenę. A przy okazji jest świetną wymówką dla tych, którzy tak po prostu z natury są sukinsynami.
Trochę mu było szkoda chłopaka. Nie chciał niszczyć żadnych wielkich filozofii czy smutnych rozmyślań nad istotą ludzkości w ich małym dystopicznym światku. Ale z drugiej strony nie mógł odmówić mu racji – gdyby ludzie nie byli hienami, pewnie nawet Desperacja mogłaby być przyjemniejszym miejscem.

- Bo nie mam.- Nie sprecyzował czy chodziło mu o rzeczy do roboty czy też zmartwień. Tak naprawdę nie miał ani tego ani tego. Pewnie dlatego wydawał się tak oderwany od rzeczywistości.
- Dwie pierwsze teorie mógłbym skierować do ciebie.
Mógłby?
- Mógłbyś. – Przyznał.- I może nawet miałbyś rację. Może.- A może nie. Skomentował krótko, trochę ucinając temat wszelkich potencjalnych szych, które mogłyby się zainteresować, gdyby znalazł się w potencjalnym zagrożeniu.
Narażanie się dla atencji było chyba jedną z najgorszych cech Abrahama. Ale jego nowy znajomy nie musiał o tym wiedzieć.

- Fakt. Jestem tu już cholernie długo… Są momenty, kiedy mam wrażenie „yep, to dzisiaj. Dziś na pewno coś przekręci mi kark!” po czym…to dzisiaj mija. I tak wciąż i wciąż…- Po raz pierwszy od początku ich rozmowy wbił wzrok w martwy punkt, gdzieś ponad ramieniem Ego. Trwało to niedługo, może kilka sekund, ale Ab wyraźnie odpłynął myślami od rzeczywistości. Uniesione kąciki ust opadł; zmarszczył delikatnie brwi. Cały zresztą zastygł bez ruchu. Cokolwiek zaprzątnęło mu myśl na tą krótką chwilę nie było najwyraźniej nazbyt przyjemne. -… to dzisiaj zawsze mija.- Dokończył w końcu szeptem. Ego mógł go usłyszeć tylko dzięki panującej wokół nich ciszy.
Odchrząknął, szybko wracając do swojej nonszalanckiej postawy.
- Urodziłem się na Desperacji.- Dodał, chcąc upewnić Ego, że udało mu się wyeliminować choć jedną z teorii. Trochę jak w programie dla dzieci, gdzie irytująca prezenterka stoi przed samymi drzwiami drewnianego domki. i radośnie pyta „Widzicie gdzie może mieszkać nasz przyjaciel miś?” i dopiero, gdy radosny chórek dzieciarni zacznie wykrzykiwać „Tu! Tu!”, brudząc palcami ekran odbiornika, ta wreszcie się zlituje i doda „brawo! Udało wam się znaleźć domek misia!”

- Mało kto w tych okolicach nie wpisuje się w twoją czwartą teorię.- Przewrócił oczami. Nieświadomie wydął lekko dolną wargę, niczym niezadowolone z odpowiedzi dziecko. Chciał więcej informacji, jak najmniej ogólnikowych najlepiej.- Śmierć jest za bardzo kusząca w tych warunkach, żeby się nią przejmować.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.21 0:11  •  Zrujnowana autostrada - Page 2 Empty Re: Zrujnowana autostrada
Ego roześmiał się, po prostu wybuchnął śmiechem. Pierwsza mocna zewnętrzna reakcja czy emocja jaka się w nim wykluła w czasie rozmowy. Odchylił głowę do tyłu, trzęsąc się od autentycznego rozbawienia. Uśmiechnął się szeroko i odetchnął, kiedy już zdołał złapać oddech. Przez głowę przechodziły mu wszystkie słowa Abrahama, obierał je ze skórek jak ziemniaki i wrzucał gara obserwacji. Może nawet było to niegrzeczne czy nietaktowne, zwłaszcza po niektórych wypowiedzianych rzeczach. Boże, koncepcja umierania była dla niego histeryczna.
Zmrużył oczy, chyba zaskoczony swoim zachowaniem. Dotknął ostrożnie brzucha, powiódł dłonią do serca, szukając w tych miejscach źródła radości, która ciągle go łaskotało pod skórą. Westchnął, a kolejne wciągnięte powietrze znów zaległo w jego płucach goryczą.
- To dzisiaj zawsze mija - powtórzył szeptem powoli jak uczeń powtarzający mantrę po nauczycielu, dostrzegając w jego chwili zawieszenia coś, z czym każdy mógł się utożsamić. - Ból jest wszędzie ten sam. - Powiedział tylko, krzyżując się na ulotne dwie sekundy spojrzeniem z Abrahamem. Niebieskie spojrzenie z niebieskim, jasnobłękitna tafla Abrahama z jego własną głębią podbitą szarością podkrążonych oczu. Abraham odchrząknął, Ego wbił wzrok w ziemię, rozgniatając piętą grudkę ziemi i uważnie wbijając ją w asfalt.

Zaśmiał się znowu, tym razem zduszonym parsknięciem. Dobry boże, jaki miał dziś dobry humor. Nawet ta dziwna plątanina filozofii i skocznej rozmowy jeszcze go nie zirytowała ani znużyła. Coś na prawdę było z nim nie tak. Teraz wyglądał jakby rozbawił go żart, którego jeszcze nie zdążył Abrahamowi opowiedzieć.
- Jak d-d-dramatycznie, z tym umieraniem. Pozdrawiam, spróbuj pomieszkać tydzień ze Smokami. Oni bardzo dbają o nieumieranie. I zamordują wszystko co próbuje ich mocnej zasadzie nieumierania zaszkodzić. Sądzę, że jeszcze trochę mi zajmie zrozumienie o co w tej uporczywej chęci życia chodzi.
No cóż, żadna tajemnica narodowa, że gdzieś Ego mieszkał. Ale że w Smoczej Górze? Kryjówce bezwzględnych, wytrwałych Drug-on? Zdecydowanie nie wyglądał jak ktoś, kogo by tam wpuścili, a co dopiero żeby sam był jej członkiem.
- S-skoro obydwoje s-siedzimy i marnujemy dzień na, cóż, "nic nie r-robienie" - zmienił temat, zostawiając widomo ludzkiego i wirusowego okrucieństwa za sobą - to znaczy, że obydwoje mamy dokąd wracać. Do miejsca, gdzie jedzenie i jest, i nie trzeba się nad nim przejmować priorytetowo. W innym wypadku pewnie byśmy go teraz szukali. Albo próbowali się zabić, okraść czy coś w tym stylu, żeby zdobyć materiały. Więc, Abrahamie, który urodził się na Desperacji, dokąd ty dziś wracasz?
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.21 9:41  •  Zrujnowana autostrada - Page 2 Empty Re: Zrujnowana autostrada
Śmiech był problematyczny. Trudny do odczytania, a co gorsza z natury dość zaraźliwy.
Pewnie dlatego na ten niespodziewany wybuch tak autentycznego śmiechu, Egzorcysta zareagował zduszonym chichotem. Zasłonił przy tym usta wierzchem dłoni, bardzo nie chcąc pokazać po sobie szczerego rozbawienia.
Radość nie była w żadnym razie onieśmielająca.
Odczekał aż Ego skończy się śmiać i złapie głębszy oddech. Nie odzywał się zresztą, nie chcąc przypadkiem wejść mu w słowo i przegapić jakąś istotną informację. Której zresztą się doczekał – i to dość szybko.
Smoki.
Szczerze mówiąc mniej by Abrahama zdziwiło, gdyby naraz okazało się, że blondyn jest pupilkiem czy inną zabawką jakiegoś DOGS’a. Ewentualnie wolną duszą czy jakimś pomniejszym rzezimieszkiem, który dopiero co odkrywa potencjał Desperacji.
Ale najemnikiem?
Zmierzył go uważnym spojrzeniem. Od stóp po czubek głowy.
- Nie wyglądasz na zabójcę na zlecenie.- Stwierdził dość uczciwie. Smoki wydawali się być indywidualistami, działającymi trochę na zasadzie „każdy sobie rzepkę skrobie”. Zapewne mieli jakąś hierarchię czy strukturę organizacyjną, ale… Nie był sobie w stanie wyobrazić co ktoś, kto wydawał się tak niepozorny jak Ego, mógł robić w szeregach najemników.
- Może odpowiedź wcale nie jest tak głęboka jak ci się wydaje?- Rzucił rozbawiony.- Smoki lubią złoto.- Robił już interesy z najemnikami i tych kilka krótkich interakcji mu wystarczyło, jak miał być szczery.- Nie zarobisz zbyt wiele będąc martwym.
Uśmiechnął się pod nosem.

Palcami dłoni opartej o dach Toyoty zaczął wystukiwać jakiś nic nieznaczący rytm. Odchylił się przy tym trochę do tyłu, odrzucając głowę. Zupełnie jakby poważnie się zastanawiał nad odpowiedzią i analizował wszelkie za i przeciw.
- Cóóóż… Do Domu.- Odparł słodko.
Wyprostował się, spoglądając dość mocno rozbawiony na swojego towarzysza. Skąd w ogóle pomysł, że mu powie? Skąd taka naiwna wiara, że skoro sam się zdradził z tak wrażliwą informacją, to Abraham postąpi równie głupio? Przecież blondyn mógł go (i to byłby naprawdę niezły plot twist) najzwyczajniej w świecie okłamać, próbując schować się w cieniu rozpoznawanej i całkiem respektowanej w okolicy organizacji.
Poza tym… Chłopak sprawiał wrażenie nieopierzonego pisklaka i Ab miał przeczucie, że żaden ze Smoków nie miałby problemu z wyciągnięciem od niego informacji z kim, kiedy i gdzie się spotkał. Kościół miał swoich wrogów, ba, każdy wyższej rangi Anioł zapłaciłby chętnie za głowę Egzorcysty. Gdyby tylko ktoś połączył fakty i przypisał imię do twarzy – nie, wolał o tym nawet nie myśleć.
Znów zapadła pomiędzy nimi cisza, nieznacznie tylko mniej niezręczna niż z początku. Zamiast tego Abraham postanowił całkiem zmienić temat.

- Ego…- Zaczął, po raz kolejny spoglądając na niebo. Tym razem szukał kluczowego punku – słońca. W pochmurne i tak nijakie dni był to wyjątkowo upierdliwe zajęcie. Ale nie miał przy sobie żadnego innego zegarka.- Zdążysz przed zmrokiem wrócić w góry?
W jego głosie nawet dało się usłyszeć cień lekkiego zaniepokojenia. Nie żeby się szczególnie przejmował, szczerze mówiąc, ale łom był prawdopodobnie najgorszą możliwą bronią przeciw bestiom żerującym w nocy.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.21 14:42  •  Zrujnowana autostrada - Page 2 Empty Re: Zrujnowana autostrada
Parsknął smutnym śmiechem, potwierdzając swoją pokojową naturę. Całe szczęście, że nie wyglądał na zabójcę na zlecenie. Poniekąd słowa Abrahama podniosły go na duchu. To jednak otwierało w nim wewnętrzną dyskusję na temat tego jaką osobą trzeba być, żeby tu przetrwać. Zawahanie odbiło się na jego twarzy i pozostało tam na dłuższy moment. Zmrużył oczy i przeczesał włosy, aż wreszcie zahaczył dłoń o szyję, skrobiąc się o nią nerwowym ruchem. Otworzył usta jakby chciał o coś Abrahama spytać, wyrzucić jakieś problematyczne w swojej naturze pytanie o etos Desperacji, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Zawsze czuł się moralnie niejednoznaczny, ale do tej pory żył w technologicznym luksusie zamkniętej, wysoko kontrolowanej społeczności Miasta, która nie wymagała od niego żadnych drastycznych decyzji. Tu zaś nie uniknie dylematów, które będą domagały się od niego pewnego rodzaju świadomych lub też nie... DecyzjiTM. Poświęcił temu nie jedną myśl w czasie sprzątania warsztatu. Segregował wkrętki, śrubki i przesuwał złom z lewa na prawo, zastanawiając się nad satysfakcją i zgrozą płynącą z odkrycia siebie w wymiarze dotąd dla siebie nie znanym. Ha.
- Myślę, że na trudne rzeczy nie ma łatwych odpowiedzi. Życie i umieranie... jest t-trudne. K-koncepcyjnie. I fizycznie.
No patrzcie państwo na niego, informatyk z wykształcenia, mechanik z braku laku, teraz najwyraźniej jeszcze desperat filozof samouk.

- Świetnie pytanie! Które w zasadzie podsumowywane nasze spotkanie - stwierdził Ego, również rozglądając się za słońcem na niebie. Zgarnął swoje narzędzie zbrodni, którego wybór przed wyjściem na zewnątrz był oczywisty. Nic bardziej akuratnego nie wpadło mu w oko w warsztacie pełnym śrubek, śmieci i smarów. Zarzucił go sobie teraz na ramię. Marszcząc nos rozejrzał się po niebie, samochodach, gruzach i drodze w dwie strony prowadzącej nie wiadomo dokąd. Znaczy się, on nie wiedział dokąd, a cała reszta mieszkańców Desperacji zapewne swobodnie używała jej jako deptaka i charakterystycznego punktu odniesienia i nawigacji.
- Hmmm, m-miejmy nadzieję, że zdążę. Bo inaczej pr-pr-prawdopodobieństwo naszego ponownego spotkania będzie minimalne. Więc, Abrahamie, miło było cię poznać – powiedział. I było to prawdą. Oczywiście, że zaintrygowało go kim był osobnik na swoim zardzewiałym tronie dachu Toyoty. Chciał wiedzieć tyle rzeczy, ale wahał się co do ich rzetelności, więc ile było sensu z przepytywania kogoś nieznajomego? Z drugiej strony, perspektywa drugiej osoby zawsze będzie cenna, niezależnie od tego na ile będzie się zgadzać z jej światopoglądem. Gdziekolwiek dom Abrahama był, tego się dziś Ego nie dowie, o ile w ogóle. Sam wybór słowa „dom” wzbudził w nim krótkie ukucie bólu. On nie wiedział dokąd wracał ani jak to miejsce na prawdę nazwać. Na razie ogólnie doceniał fakt, że miał dokąd wrócić. To z kolei w jakiś sposób rozgrzewało jego bardzo smutne serce poczuciem jakiejkolwiek, nawet tak żałosnej, niepewnej i przez nikogo innego nie zatwierdzonej przynależności.

Nie miał jeszcze ochoty wracać, zwłaszcza że jego chęć konwersacji ciągle była żywa. Ciężko było teraz o rozmowy, głównie dlatego, że nikogo nie mógł do nich znaleźć. A żeby ten ktoś znaleziony jeszcze nie chciał go zamordować, to już w ogóle! Spotkanie z Abrahamem było… zaskoczeniem. Ciekawym zdarzeniem. Ale Desperacja była zbyt duża, żeby ponownie się na siebie natknęli, prawda?

Ukłonił się lekko, intencjonalnie naśladując, z odrobiną sympatycznej drwiny, zauważoną wyważoną teatralność gestów Abrahama. Wyprostował się i machnął krótko ręką żegnając się. Nie mając innego wyboru jak odwrócić się plecami, obrał kierunek z którego tu przyszedł i zniknął gdzieś w torze przeszkód samochodów i wyrw w drodze. W oddali dało się jeszcze słyszeć ostatni dźwięk tłukącego się szkła, a później nastała cisza.

[zt]
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.21 13:47  •  Zrujnowana autostrada - Page 2 Empty Re: Zrujnowana autostrada
Abraham skinął delikatnie głową na pożegnanie. Teatralny pokłon Ego był… uroczy.
Nie mógł zaprzeczyć... Byłby w stanie się do tego wręcz przyzwyczaić.
Oi!
Zganił się za tak swobodną, nierozważną myśl. Kłaniano się prorokom i Ao. Nikomu innemu. Ale...
Oi!
Powstrzymał się przed kolejną, jeszcze bardziej niebezpieczną myślą, zamiast tego odprowadzając Ego spojrzeniem.

- Miło było Cię spotkać.
Niebywałe, że po tylu latach nadal udawało się natrafić na kogoś, kto był wdzięczny za zwykłe, wydawałoby się ludzkie zachowanie.
- Niech Cię Ao prowadzi.- Rzucił jeszcze na odchodne, nawet nie zwracając uwagi na to czy mówi odpowiednio głośno, by być usłyszanym. Dopiero gdy otoczyła go na nowo całkowita cisza – Abraham postanowił zeskoczyć na ziemię.
Po raz pierwszy w ogóle zajrzał do Toyoty – w środku nie było nic ciekawego. Parę śmieci porozrzucanych po podłodze, ostra sprężyna wystająca z jedynego ocalałego, tylnego siedzenia.
Otworzył bagażnik, niemal natychmiast zmuszony do odskoczenia o półkroku przez chmarę much. Abraham machnął parokrotnie dłonią, starając się odstraszyć zarówno upierdliwe owady jak i rozwiać zapach zgnilizny. Pochylił się nad wpół rozłożonym trupem porzuconym w bagażniku. Nie wyglądał zbyt świeżo, mógł tu już leżeć z kilka tygodni. Biedny Ego, ominęło go takie znalezisko…
Zacmokał niezadowolony. Nie było sensu nawet rozbierać truchła, bo cokolwiek go zaatakowało zadbało, żeby reszta ubrań była w strzępach. Z pewnością zabrało też wszystko co mógł mieć przy sobie cennego. Żadnej gotówki, żadnych błyskotek. Jedyną ostałą rzeczą były okulary przeciwsłoneczne wciąż tkwiące na złamanym nosie zwłok.
Abraham ściągnął je z łatwością, obracając parokrotnie w palcach. Nawet nie były jakoś szczególnie zarysowane…
- Pożyczam. Nie masz nic przeciwko, prawda?- Zapytał. Grzecznie odczekał parę sekund, w między czasie czyszcząc szkła z resztek skóry i krwi, wycierając je we własną szarfę.- Tak sądziłem.
Zatrzasnął z hukiem bagażnik, nakładając okulary na nos.

Czy była to udana wyprawa? Nie.
Ale może największa nagrodą i radością były przyjaźnie, które udało nam się zawrzeć po drodze.- Przemknęło mu przez myśl, gdy tak stał sobie oparty o samochód, jeszcze przez chwilę obserwując – teraz już pustą – autostradę. Parsknął pod nosem.
Jasne.
Rozejrzał się. Nie było sensu zostawać tu dłużej. Dlatego właśnie po prostu ruszył w swoją stronę.
W stronę Domu.

[z/t]
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.21 22:41  •  Zrujnowana autostrada - Page 2 Empty Re: Zrujnowana autostrada
  Ciepła blacha samochodu w kontraście z chłodem powietrza wydawała się rozgrzewać tak dobrze, jak robiłby to porządny kominek w domu jakiegoś miejskiego bogacza. Po słonecznym poranku w powietrzu unosił się zapach rozmokłej trawy, która wychylała się za wcześnie spod fałd wilgotnego śniegu. Tylko oddech w formie obłoczków przypominał, że temperatura na zewnątrz trzymała się minusowych wartości. Było wręcz nieznośnie przyjemnie. Za przyjemnie, aby tylko siedzieć i grzać pośladki.
  Kirin jednak nie zwracał uwagę na czas uciekający po niebie w formie słońca, która lada moment miało schować się za horyzontem. W zimowej porze niewiele to oznaczało. Ciemność nadchodziła dużo wcześniej, ale wiele bestii zostanie w swych jamach jeszcze przez kilka godzin. Ciszę, która miała niebawem nadciągnąć przerywały wyłącznie odgłosy ludzkiej zabawy.
  Daleko w tle grupa kundli spiknęła się z prostytutkami, a jego zgarnęli ze sobą wyłącznie po to, by chronił ich, nagie w tym momencie, tyłki.
  Nie interesowała go tego rodzaju aktywność. Właściwie to nawet go irytowała. Myśli niektórych krążyły niemal wyłącznie wokół pieprzenia się.
  Prawie jakby nie było już na tym świecie innych wartości. Podpowiedział mu głos wewnątrz głowy.
  W odpowiedzi wymordowany zagryzł drobną gałązkę, którą ze znużeniem przerzucał między zębami.
  Może Alicja miała rację, ale trudno było myśleć o głębszym sensie życia, kiedy w powietrzu poza wyciem zmutowanych kojotów rozlegały się krzyki i jęki zarówno ludzkiego zadowolenia, jak i bólu. Zwierzęcy ogon bił w blachę samochodu, ale rytmiczne stukanie nie mogło zagłuszyć stada DOGS zabawiających się w oddali.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.21 23:39  •  Zrujnowana autostrada - Page 2 Empty Re: Zrujnowana autostrada
Ile tu już się błąkała po Desperacji? Tydzień, może dwa, może trochę dłużej nawet. Czas płynął jak pojebany gdy miało się co robić. A ona miała zdecydowanie plan. Musiała odszukać jednego delikwenta żeby mu się odwdzięczyć za pomoc. Ubrana w dość ciepły, sięgający nieco za kolana ciemno szary płaszcz obszyty kożuchem od środka, czarne bojówki i bluzę zapinana na suwak. Na rękach miała rękawiczki, przy pasie dwie katany. Czarna chusta z szarym jastrzębiem wyhaftowanym czerwoną nitką w rogu symbolizował przynależność do łowców. A przynajmniej tak słyszała. Pamięć nie zdążyła wrócić, a może Angel już tak bardzo nie naciskała na jej powrót. Nie miała odwagi żeby wyciągnąć katany z pochw, te które Lazarus jej przyniósł. Podobno były jej własnością. Jedyne co zabrała ze sobą to chustę która zakrywała usta.
Przez ramię miała przerzucony pas torby w której miała parę rzeczy. Dowiedziała się w jakiej okolicy może go znaleźć chyba tylko dzięki temu że ich organizacje żyły w sojuszu. Krzywe spojrzenia nie kryjące zaskoczenia gdy padło imię 'Kirin' z jej ust, ale informację zdobyła.
Parę godzin w konkretną stronę i natknęła się na zgraję 'nudystów' świetnie bawiącą się ze sobą. Żółte chusty przykuwały uwagę i z zażenowaniem próbowała wyłapać spośród zebranych osoby której szukała. Bezskutecznie w końcu idąc dalej przed siebie z oddali dostrzegła jakiegoś typa siedzącego na masce auta. Nadal biedna czerwona na mordzie starając się ignorować jęki i okrzyki zgrai zboczeńców utkwiła czerwone ślepia w postaci do której się zbliżała. Lekki uśmiech wpełzł na usta gdy go rozpoznała. Stając przy aucie złapała za krawędź czarnej chusty ciągnąc ją w dół. - Nie powiem żeby znalezienie cię na tym zadupiu należało do najłatwiejszych rzeczy.. - powiedziała nie stroniąc od lekkiego uśmiechu. Kątem oka rzucając w stronę zgrai Dogs z którymi był. Nie czułą się specjalnie swobodnie wśród tego co się odwalało niedaleko nich. - Dobrze cię widzieć w jednym kawałku.. - dodała po chwili wkładając ręce w kieszenie płaszcza.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.21 10:42  •  Zrujnowana autostrada - Page 2 Empty Re: Zrujnowana autostrada
  O ile nie chciał skupiać swoich zmysłów na podłych zabawach swoich koleżków, o tyle nadal musiał nasłuchiwać podejrzanych odgłosów jako ich czujka. W nagrodę dostanie być może większą porcję na obiedzie, ale tylko jeśli podchmielone kundle nie zapomną natychmiastowo o jego przysłudze.
  W takim wypadku natychmiast wychwycił odgłos kroków kobiety, która nie ukrywała przesadnie swojej obecności. I poprawnie. Wymordowany zdążył odwrócił łeb i z pewnej już odległości dokładnie się jej przyjrzeć.
  Czy była niebezpieczna? Być może. Każdy kto swobodnie szwendał się po Desperacji miał w zanadrzu kilka asów. Czy była niebezpieczna dla nich? W to szczerze wątpił. Nie próbowała się do nich zakraść, a sądząc po jej reakcji na swobodne harce psów, miała do zaistniałej sytuacji podobny stosunek co doberman.
  Ciemne brwi Kirina opadły w grymasie ostrożnego zaciekawienia. Nie od razu ją poznał, ale temu nie należało się dziwić. Z ostatniego spotkania zapamiętał głównie to, że nie nosiła bielizny.
  Zmalał z zażenowania, gdy wreszcie zorientował się z kim ma przyjemność.
  — Hoo, czyli jednak stać cię na jakieś lepsze ciuchy. — Zakpił z niej w ramach powitania przyglądając się trochę zbyt ciekawsko jej niezniszczonemu odzieniu. Dla desperatów już to było wartościowym kąskiem - kawałek materiału, którego powierzchni nie zdobiły dziury i przybrudzenia.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach