Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 07.01.20 22:34  •  Zrujnowana autostrada Empty Zrujnowana autostrada
ZRUJNOWANA AUTOSTRADA


Niegdyś łączyła północ z południem kraju, samochody szusowały po idealnie gładkiej nawierzchni pozostawiając za sobą kolejne kilometry. Wraz z nadejściem kataklizmów, trzęsień i wód wdzierających się w głąb wysp, wielkie konstrukcje autostrad uległy. Bardzo wiele z nich, jak ta, pękły i zawaliły się, a potem niemal w całości zniknęły pod czerwonozłotym piaskiem. Betonowe monolity, pamiątki po dawnej cywilizacji nadgryzione zębem czasu wyglądają ponad gruntem w miejscu, gdzie Desperacja nie zdołała ich w całości pochłonąć. Kawałki dróg leżą na powierzchni albo wiszą ze słupów na grubych, żelaznych prętach. Stare, ciemnozielone tablice z wydrapanymi znakami wskazującymi kierunek spoglądają posępnie z góry na wszystkich, którzy postanowią przespacerować się dawną trasą. Nikt nie odważył się jednak naruszać tej konstrukcji z obawy przed gwałtownym zawalaniem się monstrualnego tworu. W deszczowe dni na betonowej i asfaltowej powierzchni zbiera się woda, dlatego pomimo przytłaczającej atmosfery, miejsce jest stosunkowo znanym punktem orientacyjnym położonym niedaleko najbardziej cywilizowanej części Apogeum.
Fragmenty autostrady przypominają cmentarzysko samochodów. Niektóre tunele, których piach jeszcze nie pożarł kryją w sobie surrealistyczne węże stworzone z martwych pojazdów. Po maszynach ostały się wyłącznie zardzewiałe karoserie, wszystko inne zostało dawno rozkradzione i prawdopodobnie do dzisiaj wala się gdzieś w innej części Desperacji. Natura upomniała się o wreszcie o swoje, zamieniając wielką autostradę, symbol potęgi dawnego państwa japońskiego, w betonową nekropolię.


                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.20 14:46  •  Zrujnowana autostrada Empty Re: Zrujnowana autostrada
Obudził się pod jednym z metalowych szkieletów. Słońce było już tak wysoko i przypiekało tak mocno, że nie pozostał się nawet centymetr cienia. Liam przetarł oczy wysuszonymi i uwalonymi w pyle dłońmi, zaklął parę razy na swoją głupotę, a potem się dźwignął do siadu. Ściągnął natychmiast koszulkę i zarzucił ją sobie na głowę. Uff, od razu lepiej.
Potrzebował, hm...
Zmacał dłonią podłoże. Sucho jak pieprz. Czyli raczej nici z wody, zresztą, było gorąco, ale zawsze jednak wolał mieć nadzieję, że gdzieś po chłodnej nocy uda mu się dostać chociaż odrobinę skroplonej cieczy. Tak go nauczył Len, metal przyciąga wodę, szybko robi się zimny, a jak się go wystawi rankiem na słońce to idzie zdobyć trochę wody. W każdym razie jakoś to tak brzmiało, a ponieważ nie był aż tak wykształcony, to nigdy się nad tym z grubsza nie zastanawiał jak to działa. Tylko, że zdaje się przespał moment, chociaż...
Wymordowany położył się i zajrzał pod resztkę samochodu, ale nic z tego, wszystkie części były już ciepłe i nie nadawały się do sztuczki. Cholera. Mlasnął parę razy językiem. No niby mógł na coś zapolować i napić się samej krwi, ale miał wrażenie, że jeszcze raz tak spróbuje uzupełnić braki w organizmie i chyba zacznie tym wymiotować. Tym bardziej, że on wolał jednak padlinę, jeszcze taką z dodatkowym białkiem. Albo taką prosto z pustyni. Jak suszone mięsko. Liam się rozmarzał, a tutaj trzeba było poszukać cienia.
Tylko ciekawe jak miał znaleźć cień pośród sterty niczego. Podrapał się po dupie i znów mlasnął. No niby mógł iść w stronę miasta, pomyślał, zerkając w tamtą stronę, ale na razie nie chciał się tam zbliżać, cholera wie dlaczego. Coś z tyłu głowy mówiło mu, że to nie jest dobry pomysł. Może jak najpierw coś zabije, przyniesie jako dostawę, nie zeżre tego po drodze... Lepiej nie iść tak z gołą dupą, lepiej nie...
Ruszył przed siebie, przez ten martwy scenariusz, z koszulą na głowie, gołą klatą i spodniami na dupie. Bo butów też przecież nie miał, znaczy kiedyś może i tak, a teraz. Chyba mu je zabrali jak dobrze pamiętał. Przysmażał sobie właśnie stopy o rozgrzany asfalt, ale to nie szkodzi, był przyzwyczajony. Kichnął za którymś razem, za sucho, za sucho.
Ostatecznie szedł tak długo, aż trafił na wrak, którego częściowo zeżarte drzwi dawały wystarczającą ilość cienia. Tam klapnął na dupie. Musiał poczekać do nocy, albo chociaż do wieczora.
Zaraza z tym słońcem.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.05.20 16:03  •  Zrujnowana autostrada Empty Re: Zrujnowana autostrada
-Kuuuuuuuurwa, co za piekło. - Skomentowała, stojąc tak na środku jebanej autostrady, której asfalt rozgrzany do czerwoności czuła pod stopami pomimo butów z dość grubą podeszwą. Ręce wsadziła bezradnie w kieszeń, wyjątkowo nie czując nawet chęci na zapalenie papierosa, od których jest uzależniona od dobrych, kurwa, dziewięciu dych! - Ja pierdolę, gdzie ja w ogóle jestem. - ...i po co tu przyszłam?! Rozglądnęła się raz jeszcze, wyglądając mniej więcej tak:

Zrujnowana autostrada GrotesqueScaredKingfisher-small

Pot spływał po jej czole, a włosy, zawsze puszyste i roztrzepane na wszystkie strony, teraz mokre i przyklapnięte. Skóra wręcz błyszcząca, również mokra. W tamtym momencie Marcelina, przyzwyczajona do lekkich luksusów marzyła nie o niczym innym, jak o wodzie właśnie - zarówno tej, dzięki której zgasi cholernie pragnienie (ostatnio takie czuła na kacu po swoich urodzinach, podczas których złamała nieszczęsną poręcz od schodów w kasynie, po których próbowała jeździć na prowizorycznych nartach...) jak i tej, w której zwyczajnie zmyje z siebie piętno desperackiej pustyni.
Westchnęła ciężko. Nie może tak tutaj stać w nieskończoność, bo nim się obejrzy zamieni się w skwierczącą kiełbaskę. Spojrzała w górę - gdzieś w oddali latały już sępopodobne, które tylko na to czekały. Żegnając je środkowym palcem ruszyła przed siebie, mając za cel znalezienie jakiegoś schronienia. Nie będzie przecież wędrowała pod takim słońcem - musi poczekać do nocy. Zostało jej jeszcze jakieś dwa, długie dni drogi. Nie liczyła kroków, ani sekund. Po prostu szła, mając nadzieję, że na horyzoncie pojawi się... cokolwiek. I na całe jej szczęście, powoli wyłaniał się jakiś nieduży kontur. Gdy wymordowana podeszła bliżej, stwierdziła, że jest to jakiś opuszczony, dziwny budynek. Gdy zbliżyła się jeszcze bardziej, zrozumiała, że jest to jakiś opuszczony wrak. Odetchnęła z ulgą - być może znajdzie tam skrawek cienia.
Nieznajomego mężczyznę zauważyła dopiero, gdy podeszła zbyt blisko. Ten z pewnością usłyszał chociażby jej kroki. Marcelina była jednak zbyt zmęczona, by wdawać się w kłótnie czy walkę, dlatego po prostu przystanęła i oparła się dłońmi o kolana, oddychając ciężko. Otarła pot z czoła, przeklinając panujący tu gorąc, po czym kichnęła. - Kurwa, okropnie tu.
Poczekała do wieczora i wyruszyła dalej.

z/t
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.01.21 23:17  •  Zrujnowana autostrada Empty Re: Zrujnowana autostrada
Nie czuł się jak księżniczka zamknięta na cztery spusty w Kamiennej Wieży i to nie była ucieczka. Poszedł na... na spacer. Wprawdzie nie tak sobie wyobrażał wyprostowanie nóg, ale oto właśnie tu był, na cmentarzysku samochodów i asfaltowym torfowisku. Na wpół był pełen wątpliwości, a drugie jego pół miało tak na wszystko wywalone, aż miło się w tych skrajnościach równoważył. Na razie nic jeszcze go nie zaatakowało, porwało ani żaden śmiertelny grzyb czy pleśń nie zagnieździł się w jego płucach. Choć pewnie była to tylko kwestia czasu. Na razie bolały go nogi i znów stracił oddech. Dlatego szedł nieśpiesznym spacerkiem, zaglądając przez rozerwane drzwi i potłuczone okna do wnętrz samochodów. Czasem odganiał się łomem od małych dzikich krwi jego żądnych zwierzątek, ale nic ponad to.

Był ciekawy, co na to wszystko powiedział by Yury. Pewnie miałby to w nosie. Może by się wkurzył, że jak ostatni kretyn Ego wyszedł poza terytorium Smoczej Góry, na którym w bardzo naciąganej teorii, był mniej więcej bezpieczny. Fakt, że przez pół drogi myślał o Yurym był wystarczającym dowodem na to, że potrzebował poznać kogoś nowego. Trudność stanowiło to, że jak Desperacja długa i szeroka, tak nie znał nikogo innego poza jednym sadystycznym biomechem. Kiepsko robiło to na psychikę. Co więcej, lubił swój warsztat u Smoków. Hej, chwila. Swój warsztat? Już nazywał to chłodne, obce miejsce swoim, nawet pomimo tego, że szyld wyraźnie mówił "Warsztat Smolistej Hydry"? Nie miał nawet pojęcia kim Smolista Hydra był! A raczej była, co zdążył wywnioskować z pozostawionych przez nią resztek ubrań. Które z powodów praktycznych, takich jak przerażająca bieda i brak materiałów na Desperacji, zaanektował jako swoje. Dlatego teraz miał na sobie ekscentryczny zestaw ubrań złożony z przemieszanych ubrań byłej pani mechanik smoków i swoich ubrań z M3. Zawsze wyglądał jak cyrk na kółkach, nic się nie zmieniło. Fakt, że wyglądał nie najgorzej wychodził stąd, że nosił je ze stuprocentową pewnością siebie, jakby wszystko było zaplanowane od początku. Jego podkrążone głęboko oczy, lekko rozczochrane, ale związane w krótki mysi ogonek blond włosy dodawały mu "uroku" niewyspanej osoby, która potrzebowała natychmiast napić się kawy. Ale nikt mu jeszcze nie zaproponował kawy. Nie był zdziwiony. Był za to ciągle zdziwiony, że tu był. Na Desperacji, w Smoczej Górze. Myślał o tym, że nie łatwo też pewnie o darmowych mechaników. Nic dziwnego, że kiedy Yury wyczuł okazję, pozwolił mu ze sobą pójść i zaproponować ich mały układ. Ale Smocza Góra ostatnimi czasy była jeszcze bardziej chłodna i cicha niż zazwyczaj. Mało kogo widział na korytarzach czy w tawernie. Wszyscy zdawali się zapaść w jakiś letarg, czekając na nie wiadomo co. Ego bał się spytać o co chodzi.

Dlatego teraz przeskakiwał pomiędzy prętami wystającymi z betonowych szczątek. Od niechcenia i z pewną dozą nieznanej mu dotąd satysfakcji brał zamach i... trzask! Wybijał łomem resztki okien w zardzewiałych ramach samochodów. Nie przejmował się kompletnie tym, że ktoś może się zainteresować dźwiękiem. Na tym etapie mógł umrzeć tyle razy, że równie dobrze mógł kusić los dalej. Tak więc informatyk, który został najwidoczniej mechanikiem, poszedł plądrować i myszkować wśród wraków samochodów na niekończącej się autostradzie, która według jego skromnej wiedzy prowadziła dosłownie donikąd. Miał nadzieję, że zdoła wrócić do dom--- do warsztatu tą samą drogą.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.21 1:57  •  Zrujnowana autostrada Empty Re: Zrujnowana autostrada

Dlaczego Abraham znajdował się całkowicie sam na betonowym cmentarzysku wszelkiego rodzaju żelastwa i śmieci, szumnie określanego mianem autostrady?
No cóż.
Nie kryła się za tym żadna wielka intryga Kościoła Nowej Wiary.
Co więcej – mało kto w ogóle wiedział, że chłopak opuścił bezpieczne korytarze Gór Shi. Zameldował się grzecznie z faktem wyjścia u proroka (który prawdopodobnie nawet nie zwrócił uwagi, że Ab cokolwiek mówi. I bardzo dobrze – sam sobie będzie winny jak jego Egzorcysta zaginie albo zostanie przez coś zeżarty. Ciekawe kto wtedy nie będzie słuchał) i wyszedł.

Na spacer?
Na samobójczą misję?
Na schadzkę z tajemniczym, przystojnym adoratorem, który mógłby go niczym w romantycznej komedii wyrwać z ucisku sekty i z którym mógłby do końca życia wieść sielskie życie gdzieś za murami Miasta-3 w jakimś drewnianym domku położonym w malowniczej okolicy sztucznych jezior?
Niestety...

Postanowił wrócić do podstaw – do tego cholernego rdzenia, o którym KNW tak często zapominało. I wyjątkowo nie chodziło tu o pastwienie się nad skrzydlatymi, choć nie miałby nic przeciwko, gdyby się jakiś po drodze trafił – w końcu darowanej ofierze w zęby się nie zagląda.
Abraham chciał tylko trochę… pomóc.
Komukolwiek.
Chciał odnaleźć jakąś marną, zniszczoną (nie)życiem owieczkę i powolutku, słówko za słówkiem, zaciskać na jej szyi powróz oczekiwań i nadziei. A potem… potem mógłby ją pociągnąć wprost do Gór Shi. Oglądać jak powoli popada w obłęd, jak zresztą każdy w tej pieprzonej grupie. Rozszarpać, zniszczyć, podporządkować sobie.

Cmoknął do siebie pod nosem, kręcąc z dezaprobatą głową. Za bardzo sobie ostatnio pozwalał, zbyt często odpływał w świat marzeń i indoktrynacji.
Anyway.
Abraham nie był na tyle głupi, żeby nawracać w samym centrum. Mimo wszystko posiadanie głowy naturalnie przytwierdzonej do karku należało do jego nielicznych fizycznych atutów. Wolał go nie tracić na rzecz głupiej sprzeczki z jakimś podpitym Desperatem czy innym, narwanym DOGS'em.
Dlatego właśnie od kilku godzin przemierzał bardziej ustronne przestrzenie. Mimo to… Desperacja wydawała się być całkowicie opustoszała. Martwa chciałoby się rzec.
Dziwne uczucie pustki towarzyszyło mu już w Górach. Zupełnie jak gdyby jakaś niewidzialna siła wyciągnęła ze wszystkich chęć do… istnienia? Przedziwne i wyjątkowo niepokojące wrażenie.
Początkowo zupełnie to zignorował, zrzucając winę na charakter Kościoła jako taki. Skądinąd, nigdy nie było ich zbyt wielu.
Wrażenie wróciło, gdy przekroczył umowne granice Apogeum. Cisza. Pustka. Osamotnienie.
Cisza przed burzą. Jaką? Nie miał pojęcia.

Chłopak przysiadł na dachu zdemolowanej Toyoty, machając przez chwilę nogami w powietrzu – jak dziecko na placu zabaw, które tylko czeka aż spóźniony rodzic wpadnie zdyszany je odebrać.
Odchylił głowę, obserwując bezchmurne niebo.
Nie znalazł żadnej potencjalnej owieczki, co było dość frustrujące, ale chociaż rozeznał się w okolicy, nakarmił komórki wirusa x w swoim organizmie paskudnym powietrzem Apogeum, zabił częściowo nudę… Co tam jeszcze…
Ciężko było mu znaleźć jakieś większe plusy tak bezowocnej wyprawy.
Chwilę już siedział na swoim miejscu, gdy usłyszał z oddali dźwięk tłuczonego szkła. Potem kolejny – nieco bliżej. Natychmiast odwrócił głowę, szukając źródła hałasu. Przy okazji upewnił się, że ma pistolet na podorędziu – tak na wszelki wypadek.
Zmrużył oczy. Ktoś kierował się w jego stronę, raz po raz biorąc czymś zamach i wybijając kolejne, Ao winne, szyby. Chłopak prychnął pod nosem na tak ewidentny (w jego odczuciu) popis dominacji. Chamska popisówka wannabe samca alfa.
- Hurr durr patrzcie na mnie. Mam rurę i pokażę jaki jestem silny i będę nią walić o szyby, hurr durr.- Burknął do siebie pod nosem Abraham.
Wtedy też uznał, że on też nie będzie gorszy i na znak dominacji… Absolutnie nie ruszy się z miejsca. Czy istnieje wyższa forma pokazania swojej pozycji niż nonszalancka ignorancja?
Założył nogę na nogę, splatając dłonie na kolanie.
I obserwował nieznajomego.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.21 12:07  •  Zrujnowana autostrada Empty Re: Zrujnowana autostrada
Kolejny zamach i... trzask! Przejechał łomem dookoła, żeby wyczyścić wystające resztki okna w ramie. Jasne, mógł się szarpać z klamką i otworzyć samochód jak człowiek, ale po co? Po co, skoro można było nachylić się do środka szukając czegoś wewnątrz i przy okazji zahaczyć się o resztki szkła czy wygiętego metalu zadrapując się na przed ramieniu do krwi? Syknął i zerknął na świeżą rankę. Świetnie, gangrena, cholera i dżuma gwarantowane. No i pewnie w jego stronę już biegła sfora dzikich zmutowanych psów. Dodał zadrapanie do swojej niekończącej się kolekcji przypadkowych i nieprzypadkowych siniaków, ran i odcisków. Coś wydało niezrozumiały dźwięk. Z wybitego wejścia wyleciało coś małego, kudłatego i zamotało się przy twarzy Ego. Obydwoje więc odtańcowali taniec zaskoczenia i przestrachu połączony z piskami zwierzęcia i niekontrolowanym niezrozumiałym bełkotem Ego, aż wreszcie dziwaczny nietoperz odleciał w swoją stronę.

I wtedy też Matt poczuł na sobie spojrzenie. Gorzej, mógł spokojnie stwierdzić, że spojrzenie to miał już na karku od dłuższej chwili. Odwrócił się powoli i zlokalizował sylwetkę siedzącą na samochodzie. Było za daleko, żeby mogli zetknąć się spojrzeniem, ale ewidentnie udało im właśnie nawiązać ja-widzę-ciebie-a-ty-mnie sytuację. Powinien teraz przejść się po widowni z kapeluszem i zebrać pieniążki za komediodramat Ego kontra samochody do tego ekstra finał Ego kontra natura? Ktokolwiek to nie był, wyglądał na nie wyższego i zdecydowanie nie starszego od niego. Ale pozory mylą, to lekcja numer jeden na Desperacji, i Ego nie był na tyle głupi, żeby o tym zapomnieć.

W zastanowieniu postukał końcówką łomu o zrujnowaną kryjówkę nietoperza. Ciche stukanie metalu o karoserie wypełniło przestrzeń jakby w rytm jego nerwowego rozmyślania. W końcu uniósł rękę i pomagał wesoło.
- Hej! - zawołał. I tyle. Małymi kroczkami. Nie ma co wypadać z monologiem i setkami pytań. Trzeba było... zbadać z kim miał do czynienia. Może z kimś, kto nie miał ochoty na towarzystwo.

To była prawdopodobnie najdziwniejsza rzecz jaką zrobił w swoim życiu. Nikt o zdrowych zmysłach w M3 nie stawał na środku drogi i nie zaczepiał ludzi dookoła tylko dlatego, że chciał z kimś pogadać. Do tego Ego rozmawiający z nieznajomymi z własnej woli? Co za pełen niespodzianek dzień!
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.21 15:05  •  Zrujnowana autostrada Empty Re: Zrujnowana autostrada
Oglądanie nieznajomego było całkiem niezłą rozrywką. Z tej odległości wciąż ciężko było dokładnie stwierdzić czemu konkretnie miało służyć znęcanie się nad i tak zezłomowanymi samochodami, ale… Może po prostu Egzorcysta  nie był jedyną znudzoną istotą na tym świecie?
Abraham zmarszczył delikatnie brwi. Dźwięk bezwiednego obijania metalu o karoserię, któremu towarzyszyło zgrzytanie resztek szkła, przyprawiało go o dreszcze.
Czyżby była to kolejna próba ukazania swojej pozycji? Nie był pewien. Nie do końca widział co dokładnie zaatakowało nieznajomego. Równie dobrze mogło to być jakieś małe stworzonko, co napad jakiejś autoagresji spowodowanej wirusem.
Parsknął pod nosem słysząc radosne Hej. I to machanie ręką. Jak do starego przyjaciela albo dawno nie widzianego kuzynostwa.
Szczerze mówiąc nie spodziewał się żadnej pozytywnej interakcji. Z reguły to on musiał szukać kontaktu z potencjalnymi owieczkami (w odczuciu Aba nie było na świecie osoby, która by się nie nadawała do szerzenia woli jego Ao, niektórzy po prostu nie odkryli jeszcze swojego potencjału. Ale od czego żyły na świecie tak dobre istoty jak Abraham?), niczym jakiś cholerny akwizytor szwendający się od jamy do jamy. A tu proszę. Nieznajomy sam szukał jego uwagi. Jak miło.

- Hallo~! – Zawołał w odpowiedzi. Uniósł dłoń, która wcześniej spoczywała nonszalancko wsparta o kolano, w geście pozdrowienia. Ba, nawet poruszył przy tym parokrotnie palcami. Nie znał bardziej serdecznego przywitania.
Co prawda druga ręka nadal spoczywała na pistolecie, ale nie oszukujmy się – nikt na Desperacji nie był tak głupi, żeby nawet witać się będąc całkowicie bezbronnym. Poza tym odległość nadal działała na jego korzyść. Tak długo przynajmniej, aż nie znajdzie się w zasięgu metalowej zabawki jego przypadkowego towarzysza.

Abraham wciąż nie poruszył się z miejsca, ewidentnie oczekując, że to ten drugi do niego podejdzie. Przynajmniej na tyle by mógł mu się lepiej przyjrzeć. Jakby nie patrzeć dzieliło ich jeszcze kilka całkiem zdatnych do zbicia szyb.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.21 19:45  •  Zrujnowana autostrada Empty Re: Zrujnowana autostrada
Pierwszy kontakt zaliczony! Z ogromnym sukcesem, pozwolił sobie zauważyć w myślach Ego. Ciągle żył i mu odmachano, istne szaleństwo, uznał to wszystko za dobry znak, bo miał bardzo nisko zawieszoną poprzeczkę. Skrócił więc dystans pomiędzy nimi, aż znalazł się na tyle blisko by mogli rozmawiać bez zdzierania sobie gardeł na całą autostradę. Jednocześnie upragniony wentyl bezpieczeństwa w postaci odpowiedniej odległości potrzebnej na ucieczkę czy obronę został zachowany. Ale gość nie wyglądał na żadnego typowego grabieżcę czy rozbójnika. Cóż, zawsze mógł być nietypowym grabieżcą, ale Ego nie miał ochoty wpadać w spiralę paranoi, tej miał już po same uszy. Chciał się cieszyć dzisiejszym dniem, chociaż tymi paroma godzinami, kiedy czuł się względnie dobrze. Czuł się super dziwnie, że czuł się w miarę okej. Zaczynało go to niepokoić, więc znów - odwrócił od tego swoją uwagę i skupił się na nieznajomku. Chciał rozmawiać. Rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać, szybko zanim przejdzie mu ochota.

Uśmiechnął się krzywo - uśmiechanie ogólnie nie było jego mocną stroną - przekrzywił głowę, zagryzł wargę, na jego zmęczonej twarzy wyraźnie widać było, że zbierał myśli, że kontemplował sytuację w ulotnym natchnieniu. Przyglądał się siedzącemu. Był on... był ładny, stwierdził. Poza tym, że wyglądał jak ktoś kto mieszka na Desperacji, a tu najwidoczniej obowiązkowe było bycie zmęczonym i trochę poszarpanym tu i ówdzie, było coś delikatnego w jego dłoniach i zarysie twarzy.
- H-hej - powtórzył, tym razem nie krzycząc, a miękkim tonem. - P-pomyślałby kto, że t-takie tu pustki, hm? S-s-słowo daję, ani razu nikogo nie s-spotkałem po drodze. Jesteś pierwszy - zagaił i wzruszył ramionami, jakby tylko to było powodem dla którego go zaczepił.
- Taka średnia miejscówka na wypoczynek - powiedział, pytająco wznosząc brwi i podbródkiem wskazując jego sytuację - piknik na dachu samochodu w dzień, który choć nie był szczególnie brzydki, też nie był też ładny. Cichy nijaki dzień na zniszczonej drodze.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.21 23:07  •  Zrujnowana autostrada Empty Re: Zrujnowana autostrada
Och.
Czyli nie był jedynym, który zauważył jak beznadziejnie pusta stała się Desperacja.
- Cóż…- Postukał delikatnie palcami o dolną wargę. Rozejrzał się przy tym na boki. Cisza. Nie pałętał się koło nich nawet żaden znędzniały wymordowany z kulawą nogą.
Niemal natychmiast wrócił wzrokiem do nieznajomego. Kluczowa zasada przetrwania? Nigdy nie odwracaj się od potencjalnego zagrożenia. Ale… Abraham wyczuwał w jego głosie drżenie, lekkie zawahanie. Dziwne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że parę chwil wcześniej chłopak radośnie wymachiwał łomem niczym wielki Pan Desperacji,
- To miejsce – machnął lekko ręką, tak dla pewności zaznaczając, że mówi o pustynnej okolicy, a nie o dachu zdezelowanej Toyoty.- z założenia jest dość martwe. Ale fakt – od lat nie widziałem tu takiego marazmu. Może w centrum jest lepiej? W barze?

Parsknął pod nosem na komentarz o swoim małym kawałku podłogi. A raczej sufitu.
- Nie jest idealna to fakt. Ale spełnia zadanie.- Nie planował jeszcze schodzić. Nieznajomy na oko nie wydawał się być szczególnie wysoki czy mocno zbudowany, ale pewnie i tak by miał na Abem przynajmniej kilka centymetrów przewagi. A nic nie godziło w serduszka i ego maluczkich jak te nieszczęsne centymetry. Siedzenie na dachu może nie należało do najbardziej komfortowego spędzania czasu – zwłaszcza, że blacha stopniowo zaczynała się wychładzać, a przy każdym minimalnym ruchu przerdzewiały metal ostrzegał zgrzytem przed rychłym zawaleniem, ale przynajmniej mógł dosłownie i przenośnie patrzeć na towarzysza z góry. A to już było wiele.

Zorientował się, że zapadła krótka, ale dość niezręczna cisza. Nawet przeszło mu przez myśl, żeby zapytać chłopaka o imię. Zawahał się nad tym. Po czym uznał, że taka informacja byłaby pewnie bezwartościowa. O wiele ciekawsze było…
- Co tu robisz?- Zapytał dość dosadnie. Ta sytuacja była zbyt abstrakcyjna jak na jego upodobania.- Nie spotkałem nikogo od kilku godzin, po czym pojawiasz się Ty. Jak gdyby nigdy nic skaczesz sobie po drodze, rozbijasz szyby…
Nie rozumiał.
Naprawdę próbował, ale nie był w stanie pojąć absurdu całego ich spotkania na samym środku autostrady.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.01.21 14:57  •  Zrujnowana autostrada Empty Re: Zrujnowana autostrada
Nadstawił uszy. Centrum, bar? Oczywiście, że mieli centrum, bar, i pewnie inne budowle mające imitować miasto i ośrodek życia towarzyskiego. Apogeum Desperacji, tak to szło? Yury coś wspomniał o Apogeum. I że kiedyś tam Ego zabierze jeśli ten będzie "grzeczny i zasłuży", cokolwiek to miało znaczyć. Na pewno się świeży desperat nie łudził, że doszedłby tam sam w jednym kawałku. Nawet jeśli, to poza zaspokojeniem turystycznej ciekawości nie wiedziałby co samemu mógłby tam robić. Potaknął jednak na słowa rozmówcy - może w centrum jest lepiej.

Ego był mistrzem przebywania w ciszy, a jego osobowość składała się co najmniej z 3/4 niezręczności. Dlatego krótki moment niezręcznej ciszy potraktował jak fotel w którym mógł się zanurzyć i zobaczyć co będzie dalej. Cały czas zerkał na Abrahama, choć w tym całym obserwowaniu jakoś nigdy nie patrzył mu w oczy. Złapanie kontaktu wzrokowego z Ego graniczyło z cudem. Miał już coś mówić, ale został uprzedzony. Drgnął nawet, chyba zaskoczony pytaniem, choć nie było takie trudne do przewidzenia. Rozejrzał się dookoła szukając odpowiedzi wśród betonu i piasku.
- Och, wiesz... - mruknął i machnął dłonią w mało precyzyjnym geście, który można było przetłumaczyć na "och wiesz, robię to i tamto, ale głównie to i siamto". Na komentarz o wybijanie szyb zacisnął palce na łomie z zawstydzonym niemal spojrzeniem i pokręcił przepraszająco głową. Westchnął i przeszedł parę kroków na bok. Oparł się o dużego dostawczego Nissana, brudząc sobie przy tym trochę plecak i bluzę.
- S-sprawdzam resztki wraków? T-to moja wymówka na to, że po prostu rozprostowuję nogi - powiedział, patrząc w niebo. - Poza tym, zniszczona autostrada to świetna metafora - dodał, chyba już w zamyśleniu do siebie, bo nie doprecyzował metafora czego.

- T-tak przy okazji, s-skoro już rozmawiamy... Jestem Ego - przedstawił się, głównie dlatego, że czuł się dziwnie tego nie robiąc. - Więc, umm, straszne pustki, prawda? N-nie oszukujmy się, trochę liczyłem na to, że s-spotkam kogoś kto nie będzie miał wysokich morderczych skłonności - w tym miejscu zawiesił głos i zmrużył oczy, kiedy jego myśli automatycznie powędrowały do mijających go na korytarzach Smoków, którzy albo go ignorowali albo od niechcenia obdarowywali spojrzeniem jakby był walającym się po kątach kłębkiem kurzu. Jeszcze chwila minie zanim uda mu się wrosnąć w to miejsce i zademonstrować swoją użyteczność - oraz będzie chętny na małą... umm, konwersację? - Dokończył, posyłając pytające spojrzenie rozmówcy.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.01.21 16:25  •  Zrujnowana autostrada Empty Re: Zrujnowana autostrada
Dostrzegł bardzo ciekawą rzecz.
Chłopak, choć go niewątpliwie obserwował, za nic nie chciał nawiązać kontaktu wzrokowego, choć Abraham już z dwa razy próbował go do tego nakłonić. Dyskomfort? Strach? Wykluczył wrodzoną nieśmiałość – Desperacja była ostatnim miejscem
Mimo wszystko postanowił odpuścić sobie tak baczną obserwację – nie chciał krępować jedynej żywej osoby w okolicy.
Zamiast tego wysłuchał go dość uważnie.

Ułożył dłoń na klatce piersiowej, mniej więcej w okolicach serca. Przechylił przy tym głowę, pozwalając kilku kosmykom opaść na twarz. Przysłoniło mu to trochę pole widzenia, ale teraz liczył się w sumie tylko teatralny efekt.
- Wyglądam na kogoś o…- jak on to określił?- wysokich morderczych zdolnościach?
Nie czekał w sumie na odpowiedź. Od razu machnął ręką, prostując się z powrotem.
- Nie, jednak nie mów. Jeszcze mi złamiesz serduszko niesatysfakcjonującą odpowiedzią.
Abraham nie był głupi. Wiedział przecież, że wygląda na wszystko tylko nie predatora, handlarza żywym towarem czy nawet osiłka o troglodyckim IQ i obyczajach.

Chłopak przeszedł parę kroków w bok – taka odległość była bardzo satysfakcjonująca. Abraham wciąż był poza zasięgiem morderczego łomu, ale z drugiej strony mógł całkiem swobodnie sobie porozmawiać z nieznajomym.
Nie. Już nie nieznajomym.
Twarz blondyna dostała swoją własną etykietkę. Ego. Pseudonim jak ich wiele w tych okolicach. Zawsze go to zastanawiało – co powstrzymywało wszystkie te nieszczęsne dusze przed używaniem imion. Czemu kryli się pod fantazyjnymi ksywkami – miały im dodawać animuszu? A może liczyli, że będą po prostu bardziej anonimowi? Albo chłopaczyna po prostu miał na imię Ego i Ab to najzwyczajniej w świecie nadinterpretował.
Jak zresztą w s z y s t k o inne.
- Mam na imię Abraham.
Pozycja w której siedział stawała się powoli wyjątkowo niewygodna. Głównie dlatego skorzystał z okazji, że jego towarzysz odszedł trochę w bok, a przy okazji nie sprawiał wrażenia jakby miał się na niego rzucić. Ab przekręcił się nieco w stronę Ego, na tyle by znów rozmawiać z nim twarzą w twarz. Skrzyżował nogi w siadzie tureckim i oparł wygodnie łokcie o kolana, splatając palce dłoni przed sobą. Po raz pierwszy puścił też pistolet, pozostawiając go jednak w zasięgu.
- Wszystko zależy od tematu konwersacji.- Uniósł kąciki ust. – Podejrzewam, że nic w nich nie znajdziesz. – Zamilkł na chwilę.- We wrakach znaczy się. Desperaci handlują czym popadnie, każda część, każdy kabel czy rurka mogą być ceną kolejnego skradzionego dnia. To też może być ciekawą metaforą, prawda?
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach