Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 27.11.19 23:11  •  Północna część wyspy - Page 2 Empty Re: Północna część wyspy
  Nikt jeszcze nie wrócił z wyspy żywy.
  Ta myśl jak echo kotłowała się w głowach wszystkich mężczyzn i kobiet zebranych na brzegu Sekainoowari. Otaczająca ich atmosfera była gęsta i przygnębiająca, a po pierwotnej ekscytacji nie było już śladu. Ludzie zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, na co się zdecydowali. Nikt nie traktował jako osiągnięcie bezpiecznego dostania się na wyspę, dopiero ci, którym uda się z niej wydostać będą mieli prawdziwe powody do dumy.
  Edenward przytaknął na słowa Jekylla.
  — Dziewczyny, wypakujcie to co najważniejsze. Resztę poukładajcie w ciężarówce. Będzie nam służyła za schronienie, zanim znajdziemy lepszy punkt na rozłożenie się. — Machnął ręką do przybranych córek, które zaspanym nadal wzrokiem wyglądały z wnętrza naczepy. Towarzyszący im w trakcie jazdy uzbrojony mężczyzna usiadł na krawędzi i machając nogami w powietrzu oczekiwał na jakieś rozkazy. Najwyraźniej nie planował dołączyć do ekipy, która wybierała się w głąb zarośniętych ruin, albo może oddelegowano go do ochrony zapasów medycznych i nie miał prawa za bardzo się oddalać. Przez całą jazdę prawie się nie odzywał, a teraz wymienił z młodymi dziewczynami tylko kilka zdawkowych słów.
  Brodaty desperat odczekał, aż Jekyll znajdzie się obok niego i ruszył, oddalając się od reszty bardzo posuwistym krokiem.
  Plaża nie przypominała brzegów otaczających starą Japonię. Przede wszystkim więcej tu było kamieni, niżeli piasku, ale bliższe przyjrzenie się jej powierzchni zdradzało, że to pierwsze nie znalazło się przy wodzie naturalnie. Pokruszone betonowe fragmenty, skały które naturalnie nie występowały na powierzchni, a czasami nawet oszlifowane do kształtu idealnych okrąglaków szkło - wszystko to chrupało pod butami mężczyzn, gdy oddalali się od pojazdów i reszty bandy.
  Gęsta mgła otwierała przed nimi kolejne widoki i zalewała przestrzeń za ich plecami. Poza wodą nie widzieli w tym momencie niczego więcej, a po chwili nawet odgłosy ich chwilowego obozu ucichły. Edenward parł jednak na przód, pozostawiając za sobą ślady na brzegu. Wężyk odcisków czasami ginął na kamieniach, ale pojawiał się, gdy przemierzali akurat grząski fragment.
  — Spodziewałem się ujrzeć jakiś port, albo chociaż jego pozostałości, skoro tunel łączy się z wyspą gdzieś w tym miejscu... — zaczął cicho mężczyzna, poddając się przytłaczającej atmosferze wyspy. — Ale pewnie tunel wychodzi na powierzchnię głębiej w lądzie. Z zewnątrz wszystko wygląda jak egzotyczny raj. Tylko pogoda nam się nie udała.
  Zaśmiał się cierpko schodząc nieco na lewo i oddalając się od wody, która zaczynała pienić się wściekle za sprawą rosnących fal. Wiatr, który dotychczas stał w miejscu zaczął nagle wydobywać się od strony wyspy. Obok nich zaszeleściły zarośla, która po kilku krokach wyłoniły się z mgły.
  Gigantyczne, dzikie drzewa wyrastały z ziemi tak nagle, że miało się wrażenie starcia z naturalnym murem. Ich szerokie konary pochłaniały ruiny, obrastając je z każdej strony. Natura odzyskiwała to, co kiedyś straciła. A wyspa oddychała głośno, śpiewała przeganiając wiatr z gęstego mroku drzew. Ponad ich głowami wylądował nagle ptak. Zaskrzeczał głośno i dźwięk ten przeciął powietrze jak nóż.
  Nóż, który wylądował ze świstem obok buta bernardyna.
  Obok Jekylla stał Edenward, któremu jakiś nieznajomy osobnik - trudno powiedzieć czy w pełni człowiek - zaciskał na gardle palce.

---
Termin: 48/48 (Kary za spóźnienie nie będą obowiązywać ze względu na nieobecność)
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.19 23:32  •  Północna część wyspy - Page 2 Empty Re: Północna część wyspy
Atmosfera panująca wśród członków ekspedycji udzieliła się także jemu, jednak nie była mowy o odwrocie po pokonaniu tylu mil. Idąc kilka kroków za medykiem, rozglądał się na wszystkie strony, ale wszechobecna mgła nie odkrywała przed nim nawet skrawka wyspy. Nie przerywał przejmującej ciszy, która zapadła pomiędzy nim a mężczyzną. Walczył natomiast z chłodem coraz skuteczniej wdzierającym się pod poły ubrań, a także lekkim napadem paniki, z sekundy na sekundę zwiększającym swoją objętość, wobec tego zdarzał, kiedy do jego uszu doleciały pierwsze słowa. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale w obawie, że struny głosowe odmówią mu posłuszeństwa, wciągnął do ust gwałtownie powietrze i zaraz je wypuścił. Nawet one było inne – gęste, przesiąknięte zapachem siarki, a może to jedynie jego wyobraźnia płata mu figla?
  — Może port wcześniej został zburzony? — zasugerował, aczkolwiek nie znał się na architekturze, niemniej jednak wszędzie walały się ślady dawnej cywilizacji. Czuł je pod podeszwami butów - odłamki szkła, kawałki asfaltu i ścian szeleczce pod naporem ciał. — A może jego brak to celowy zabieg? Ta wyspa jest zbyt starannie ukryta przed wzrokiem intruzów. Kto wie, co tutaj przechowywano. Może Japończycy niegdyś budowali tutaj własny arsenał, chcąc dorównać Staną czy też Rosji? — wymamrotał te słowa pod nosem, bardziej do siebie niż właściwie do swojego rozmówcy. Nie wiedział, z której epoki był mężczyzna. Mimo wieku średniego, równie dobrze mógł być dużo młodszy od lekarza, bo kto by powiedział, że Kyle ma na karku już ponad tysiąc lat? Pewnie żadne pospólstwo zamieszkujące odratowane, chronione przez mur kolebkę cywilizacji.
  Przystanął nagle, kiedy rzucił ukradkowe spojrzenie za swoje plecy i oprócz mgły nie dostrzegł żadnych znajomych kształtów, które jeszcze niedawno majaczyły za ich oddalających się coraz bardziej od brzegu sylwetkami.
Wracajmy. — Głos miał stanowczy, pozbawiony charakterystycznego dla zdenerwowania drżenia. Doktor nie był tchórzem, ale przeżył wystarczająco wiele, żeby wyposażyć się w zdrowy rozsądek, który podpowiadał mu powrót na plażę, zanim ich buty na dobre skonfrontują się z innym, bardziej płaskim podłożem. — Mam wrażenie, że mgła jest tu jest jeszcze gęstsza, a ty? — skonsultował swoje spostrzeżenie z towarzyszem, jednak bez żadnej pewności, czy mężczyzna w ogóle usłyszał dźwięk, który wydobył się z jego garda.
  Skrzek ptaka zabrzęczał w uszach mężczyzn, zaraz po tym, jak z ust doktora uleciały pierwsze słowa. Potem obok butów bernardyna wylądował jakiś przedmiot swoim kształtem przypominający nóż. Ręka Jekylla mimowolnie powędrowała do kieszeni. Zacisnął palce na pokrowcu, w którym przechowywał skalpel właśnie na takie okazje, jak ta. Spojrzał wprost w oblicze ptasiego wymordowanego, ale nie był w stanie dojrzeć rysów jego twarzy.
  — Czego od nas chcesz? Nie mam przy sobie niczego wartościowego. Wszystko zostało przy samochodach — rzucił na jednym wydechu. Jego ślepia przesunęły się po szyi złapanego mężczyzny, na której zaciskały się obce palce. Usta doktora wykrzywiły się w nerwowym uśmiechu. Nigdy nie odebrał lekcji pokory. Nie miał zamiaru ratować tyłek swojemu towarzyszowi kosztem własnego zdrowia - uważał, że jego życie było znacznie cenniejsze. — Czego od nas chcesz? — powtórzył, głównie po to, by uśpić czujność oprawcy, które mógł wyłapać w jego głosie strach - udawany. Nogi już szykowały się do ucieczki, a on dla niepoznaki cofnął się kilka kroków w tył, chociaż wiedział, że musi uciekać w drugą stronę - w kierunku morza.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.12.19 10:19  •  Północna część wyspy - Page 2 Empty Re: Północna część wyspy
  Zanim sytuacja gwałtownie się zmieniła, mężczyzna miał jeszcze moment, by odpowiedzieć w rozmowie z Jekyllem. Na wspomnienie o porcie mruknął w zastanowieniu i pokiwał lekko głową. Najwyraźniej zgadzał się z tym tokiem rozumowania, skoro sam przejazd był ukryty pod wodą, to logicznie, Japończycy nie chcieli zdradzać się wielkimi budowlami na brzegach wyspy. Mimo wszystko, walające się wszędzie pozostałości po cywilizacji zdradzały, że gdzieś w okolicy musiał stać większy gmach. Ukryte za mgłą widoki nie pomagały wyjaśnić tych nieścisłości.
  — Jeżeli potrafili zachować wyspę w tajemnicy przed swoim własnym krajem, a jednocześnie usypać ją tak blisko oryginalnej Japonii, to pewnie mieli coś, co zapewniało im niewidoczność na satelitach i radarach. Może nawet w bezpośrednim kontakcie? Nie wierzę, że nikt nigdy nie popłyną tutaj łodzią. Mogli oznaczyć teren jako wojskowy i zakazać zbliżania się, ale nikt nigdy w ogóle nie słyszał o takiej wyspie. — Edenward potarł skraj brody, zwijając kosmyk podkręconego włosia pomiędzy palcami.
  Nie wydawał się nawet w połowie zaniepokojony tym, że odgłosy za ich plecami powoli znikają. Nie podejrzewał przecież, że nagle zgubią się w mgle tylko dlatego, że nieco odeszli. Ślady za ich plecami były oczywiste, mogli w każdej chwili wrócić, prawda? Nie było czego się obawiać.
  A mimo to, kiedy Jekyll zadecydował, że powinni wracać, stary zielarz zastygł w miejscu. Odgłos ptaka zatrzymał go w pół kroku, a potem, w przeciągu kilku sekund wszystko się zmieniło. Coś unieruchomiło go od tyłu, wąskie palce zacisnęły się na gardle zgniatając krtań, uniemożliwiając mu mowę, ale przede wszystkim oddychanie. Nie wydał z siebie nawet odgłosu, rozchylone usta nie były w stanie złapać powietrza i poprowadzić go wgłąb organizmu.
  — Nie można tutaj wchodzić — oznajmił napastnik. Teraz, gdy początkowe zamieszanie zamieniło się w statyczny niepokój, Jekyll był w stanie stwierdzić, że osoba, która dusiła Edenwarda na pewno była człowiekiem. Może nie w tym momencie, ale nieco wcześniej. W pełni wyprostowana sylwetka, wszystkie kończyny i twarz, która bez wątpienia mogła należeć do każdego desperata. Nie tajemniczy mutant, ani kosmita nie z tej ziemi, a mężczyzna jakiego ciekawość zaprowadziła kiedyś na Sekainoowari. Jego ciało bez wątpienia zdobiły oznaki choroby. Nie były to drastyczne zmiany i równie dobrze mogły wskazywać na marną higienę i niedożywienie. Usta mężczyzny były sile, jego paznokcie podchodziły krwią, a wargi były blade i wąskie. Kiedy mówił, było widać, że robi to z trudem. Zanim bernardyn zdołał podjąć decyzję o ucieczce, nieznajomy wypuścił Edenwada zrezygnowany. — Nie... nie... nie! Może być już po wszystkim! Ty! — Wskazał palcem na Jekylla. Nie przejął się nawet, że brodaty zielarz padł mu pod nogi charcząc w bolesnych próbach oddechu. — Prowadź do miejsca z którego przyszliście! Szybko!
  Ojciec anielskich bliźniczek podpierał się na przedramieniu, nie chciał wdychać piachu, na którym leżał bokiem. Jego ciało, chociaż uszkodzone zostało wyłącznie gardło, telepało się z niedotlenienia. Oczy miał przekrwawione, a twarz siną. Na jego szyi już teraz zaczęły pojawiać się ciemne plamy zmasakrowanych tkanek, a miejscami, tam gdzie krzywe paznokcie przebiły skórę pojawiły się skąpe kropelki krwi.
  Sam nie był w stanie usiąść tak, aby przywrócić sobie poprawnych oddech, ale nieznajomy napastnik nalegał, aby bernardyn poprowadził go do obozu.

---
Termin: 48/48 (Kary za spóźnienie nie będą obowiązywać ze względu na nieobecność). Liczone od 08.12 z racji lekkiej zmiany treści posta.

Jekyll: zmęczenie
Przez przypadek nie wpisałam go w poprzedniej turze, ale nadal jest.

Dla sprostowania: Ptak który siedzi na drzewie nie musi być wymordowanym, póki co widzisz tylko zwierzę, które przysiadło na drzewie i zaskrzeczało. Osoba przy Edenwardzie to ktoś o humanoidalnym kształcie, nie ptasi wymordowany.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.19 23:32  •  Północna część wyspy - Page 2 Empty Re: Północna część wyspy
Racjonalizm nakazywał bernardynowi spojrzeć prawdziwe w oczy. Stał przed nim znacznie silniejszy osobnik, który przez walory fizyczne z powodzeniem mógł dyktował warunki i w zasadzie lekarz powinien potulnie przystać na jego Prowadź do miejsca, z którego przyszliście, bowiem powrót na plaże kwantował mu niewielkie, ale przynajmniej godny do rozpatrzenia szanse na przeżycie. I mieściło się w zakresie jego obecnie ograniczonych możliwości, niemiej jednak dwa czynniki w charakterze zmęczenia oraz może nikły, ale nadal odczuwalnego przez doktora niepokoju mąciły mu w umyśle, podsycając w nim tą najbardziej absurdalną stronę jego osobowości - ciekawości. Ile razy powtarzano mu, że wykopie sobie nią grób? Cholera jasna, przeczcież to ona zaprowadziła go na brzeg tej przeklętej wyspy. Chociaż ciekawość chodziła w parze z ambicjami. One były znacznie gorsze. Jak bakterie pożerające organizm, pożerały w doktorze instynkt samozachowawczy.
  — Po wszystkim? O czym ty chrzanisz? — spytał, przenosząc spojrzenie to na jednego, to na drugie, całkowicie ignorując obecność ptaka, mimo iż czuł jego małe, paciorkowate ślepia na swoim karku.
  Trafiła mu się w okazja jeden na milion. Mógł zostawić tutaj Edenwada, skonfiskować wszelkie dobra, które zgromadził i przywlekł ze sobą na wyspę, a córką wcisnąć kit, że bernardyn stracił go z oczu w tej mgle, a potem usłyszał mrożący krew w żyłach krzyk, więc spanikował i uciekł, ale jak wytłumaczyć obecność tego człowieka, który niekoniecznie musiał potwierdzić jego wersje wydarzeń? Dojrzał w nim oznaki choroby, aczkolwiek nie miał pewności, czy to jakiś nowy szczep grypy czy innego paskudztwa, czy może konsekwencje braku higieny. Jednego był pewny - napastnik wyglądał i poruszał się jak człowiek, posługiwał się mową ludzką, a więc być może myślał całkiem trzeźwo. Być może, ale Jekyll stopniowo odrzucał tą możliwość, bo niby czemu zaczął ich znajomości jak neandertalczyk, od tak drastycznego akcentu? Co go skłoniło do takiego aktu agresji? Ból? Napad szału? Strach? Brak cywilizowanych odruchów?
  Bernardyn w obliczu tego gradu pytań zbliżył się to agresora, i ofiary, ale ciężko było wyczytać z jego zaciętej twarzy jakikolwiek zamiary. Toksycznie zielone oczy były natomiast skierowane głównie na górującego wzrostem mężczyznę, ale po chwili je spuścił – wpierw na własne, ledwie widoczne w mgle obuwie (uchwycił kątem oka nóż), potem na stękającego poszkodowanego.
  — Jak go tutaj zostawimy, nie puszczą nam tego płazem — rzucił, kucając przed niemogącym złapać tchu mężczyzną; zrobił się purpurowy na twarzy, cały pośniał od własnej niemocy. Incydent, który odprowadził go do takiego stanu, nie tylko zakłócił proces oddychania, ale przede wszystkim podniósł mu ciśnienie. Jekyll przyłożył palec do szyi, aby zbadać tętno. Po chwili poczuł pod opuszkami puls – był znaczniej podwyższony. Z niezbyt imponującymi zasobami tkwiących w nich sił, podniósł się lekko na ugiętych w stawach nogach, próbując ułożyć towarzysza podróży w bardziej dogodnej pozycji, która umożliwiłaby swobodniejsze oddychanie, ale znowu bez chcianych efektów. — Co tak stoisz, pomóż mi! — krzyknął ku oprawcy. Rzucił mu jeszcze pojedyncze, stylizowane na wrogie spojrzenia, ale nadal nie otrząsnął się z pierwszego szoku po ich kontakcie wzrokowym. Poza tym nie wiedział, co go podkusiło, by aż tak narazić swoje życie i przyjść z pomocą bliźniemu. Mógł o tutaj zostawić i wyspa mu świadkiem, że cokolwiek powiedziałby jego córką, czy ludziom z obozu, uwierzyliby mu na słowo, jednakże istniał cień szansy, że kilka sztuk muskulatury nieobleczonej w rozum ruszyłoby medykowi na ratunek i co wtedy? Cały misterny plan Jekylla ułożony w całe dziesięć sekund ległby w gruzach. Znowu spróbował dźwignąć cielsko brodacza – z marnym wynikiem 2:0 dla ledwie dyszącego.  — Rusz się!  To szycha nad szychami. Ich as w rękawie. Najlepszy medyk, za wyjątkiem mnie, jakiego mają w swoich szeregach, lecz nie wiem czy jesteś w stanie objąć tego swoim prymitywnym rozumem, neandertalczyku, ale przynajmniej spróbuj!
Mniej mnie w opiece, medycyno!, mruknął w myślach, łudząc się,  że Edenwad był człowiekiem honoru i spłaci właśnie zaciągnięty u Jekylla dług wdzięczności z niemałą nawiązką. Bo to zmęczenie odebrało mu rozum!


Północna część wyspy - Page 2 PC6kp6x
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.12.19 18:29  •  Północna część wyspy - Page 2 Empty Re: Północna część wyspy
  Ręce obcego mężczyzny drżały gwałtownie, od czasu do czasu jego palce zaciskały się w pięść pozostawiając na skórze głębokie zranienia po paznokciach, ale napastnik nie zwracać na to uwagi. Cała jego sylweta składała się jak gdyby wyłącznie z nerwów, nad którymi z trudem panował. Z bliska Jekyll mógł dostrzec, że w istocie stojący przed nim osobnik był człowiek, lecz jego ciało za sprawą licznych, niepokojących obrażeń było wyraźnie zniekształcone. Opuchlizna i pogruchotane kości, mimo których zachowywał niemalże wyprostowaną pozycję skrywały osobę taką jak on, desperata albo wymordowanego, których rzekomo nie miało być wcale na wyspie.
  Zdarzyło się tu coś niepokojącego.
  — Nie można tam wchodzić... — z trudem opanował głos starając się ułożyć słowa w zadowalającą formę logicznego zdania, ale stanowczy ton bernardyna go speszył. Mimo poprzedniej nieuzasadnionej gwałtowności, teraz zachowywał się jak zagonione w kąt zwierzę. To on wykonał krok w tył, a potem wbił palce we własną twarz, drapiąc brutalnie oczodoły i wrzeszcząc z bólu. Ślady na zmaltretowanej twarzy świadczyły o tym, że nie pierwszy raz zadawał sobie takie obrażenia.
  Napad trwał zaledwie kilka sekund, ale mężczyzna i tak zdołał rozdrapać sobie skórę. Na jego policzkach i dłoniach znajdowała się świeża krew i zdrapane fragmenty skóry. Znowu jednak zachowywał się tak, jakby nic podobnego nie miało miejsca, w jego oczach znowu zalśniła inteligencja i zwrócił się do Jekylla:
  — Nie mogę. Sam musisz to zrobić. Póki jeszcze pamiętasz drogę... — Zadygotał, a jego kolana zachwiały się wyraźnie. Mocna opuchlizna na udach mogła świadczyć o poważnych ranach wewnętrznych pomimo których mężczyzna poruszał się, chwiejnie, ale jednak.
  Nie czekając na decyzję bernardyna, napastnik minął go kopiąc przypadkowo rzucony wcześniej nóż i ruszył za śladami na piachu i kamieniach, zanim wiatr i wilgoć wchłonął je na dobre. Za sprawą kilku sekund zniknął w gęstej mgle pozostawiając doktora z rannym Edenwardem.
  Brodaty lekarz ułożony w dogodniejszej pozycji odzyskał oddech. Nadal był siny i nie miał siły samodzielnie usiąść, ale z pomocą opętanego przestał się w końcu dusić. Patrzył do góry obolałym, lekko nieobecnym spojrzeniem na jasnowłosego. Poruszył czubkami palców wbijając je w piach, a potem zemdlał.
  Przeżył, ale teraz był zdany wyłącznie na łaskę Jekylla.
  Tymczasem ptak, który dotychczas siedział w oddali na wyłaniających się ponad mgłą czubkach drzew sfrunął z gałęzi i zaczął krążyć ponad ich głowami. Był wielki, gdyby wylądował miałby zapewne wysokość przeciętnego człowieka, a jego wielkie skrzydła poruszały powietrzem na dole nawet z wysokości kilku metrów. Wykonał kilka ciasnych okręgów, następnie zaskrzeczał, jakby ponaglająco i zniknął w mgle ponad miejscem, w którym po raz ostatni widzieli rannego nieznajomego.

---

Wykonaj w temacie jeden z rzutów, w zależności od twojej decyzji. Możesz też zaproponować własne rozwiązanie, wtedy nie musisz ich wykonywać, a wynik zostanie oceniony tradycyjne, w następnej kolejce:

1. Jeżeli postanowisz zostawić Edenwarda i wrócić:
1-80 - Udaje Ci się wrócić po śladach do reszty grupy.
81-100 - Idziesz po śladach, ale jeszcze nie dotarłeś do reszty grupy.

2. Jeżeli postanowisz zabrać ze sobą Edenwarda:
1-33 - Udaje wam się wrócić po śladach do reszty grupy.
34-66 - Idziecie po śladach, ale jeszcze nie dotarliście do reszty grupy.
67-100 - Błądzicie we mgle, śladów nie widać.

3. Jeżeli postanowisz zostać jeszcze na miejscu i udzielić pomocy Edenwardowi:
1-40 - Udaje Ci się udzielić pełnej pomocy mężczyźnie. Edenward jest w stanie iść o własnych siłach, nadal widzicie też ślady.
41-80 - Udaje Ci się udzielić pełnej pomocy mężczyźnie, jednak nie widzicie już śladów.
81-100 - Udzielasz pomocy mężczyźnie, ale mimo to Edenward nie ocknął się.

Termin: 48/48 (Kary za spóźnienie nie będą obowiązywać ze względu na nieobecność).

Jekyll: zmęczenie
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.19 2:16  •  Północna część wyspy - Page 2 Empty Re: Północna część wyspy

Zachowanie jegomościa z nożem było osobliwe. Bernardym, obecnie skoncentrowany na obserwacji jego iście masochistycznych czynów, jedynie kontrolnie zerkał na purpurowego na twarzy walczącego z oddechem medyka.
  — Powiedz mi, czego nie wiem, kapitanie oczywistości — rzucił coraz bardziej zirytowany enigmatycznym stylem wypowiedzi nieznajomego, który utwierdzał Jekylla w przekonaniu, że ta wyspa śmierdziała przekrętem na kilometr i zdecydowanie nie powinien się tutaj zapuszczać, nawet owładnięty ambicjami.
  Cień strachu, który na niego padł, znacznie się pogłębił, kiedy Edenward z powodu niedotlenienie zemdlał. Jekyll poczuł jak po ciele prześlizguje się kolejna dawka zimnych dreszczy. Uderzył go dwukrotnie w oba policzku, ale ten czyn nie przyniósł żadnego rezultatu. Już sięgał dłonią do plecaka, by wyjąć z niej bukłak z wodą i w ramach ocucenia wylać ją na starcze oblicze, jednakże wówczas jedyna niepozbawiona przytomności, w miarę rozumna (ale przy tym niepoczytalna!) jednostka z jego najbliższego otoczenia zniknęła mu z oczu, nurkując w gęstej mgle.
  — Niech cię piekło pochłonie, starcze — warknął nieprzytomnemu mężczyźnie prosto w twarz.
  Wstał i uczynił dokładnie to samo, co jego towarzysz niedoli, z coraz większą, rosnącą w oka mgnieniu pewnością, że zaraz dokonana żywota na tej ziemi niczyjej, z dala od ulotnej, desperackiej cywilizacji.
Medycyno, królowo nauk, ty co ludzkie życia trzymasz w objęciach, mniej mnie, wiernego sługę, w swej matczynej opiece, powtarzał w myślach z coraz mniejszą gorliwością. Ptak skrzeczący nad jego głową  utwierdzał go w tym przekonaniu. Był jak symbol śmierci. Kojarzył mu się ze sępem, a to zdecydowanie nie przynosiło żadnej otuchy, a  jedynie pogłębiało strach.
  — Kim jesteś do cholery?! — wykrzyczał w enter, w mglistą przestrzeń przed sobą, sapiąc i dysząc na zmianę. — Czemu uciekasz?! — W biegu spróbował złapać oddech, ale w połączeniu z dźwiękami, które wypadały spomiędzy warg, rezultat nie był obiecujący, wręcz karkołomny. — Kim jest ten pieprzony ptak, który lata nad naszymi głowami? Żądam wyjaśnień! — krzyczał na wydechu bez pewności, czy owe dźwięki dolatywały do uszu znajdującego przed nim mężczyzną mającego nad nim przewagę w formie kilku pokonanych metrów. Nawet nie był w stanie dojrzeć jego pleców, chociaż po prawdziwe i tak był skupiony na śladach, które pozostawiły na piasku podeszwy jego obuwia. Szedł w dobrym kierunku, ale im szybciej przebierał nogami, tym bardziej ogarniało go zmęczenie. Doigrał się, tym razem naprawdę się doigrał!
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.19 13:27  •  Północna część wyspy - Page 2 Empty Re: Północna część wyspy
  Zaledwie wstąpił w objęcia mgły, a obraz za jego plecami natychmiast rozpłynął się w mlecznobiałych obłokach. Szum fal po lewej stronie przynajmniej upewniał go, że nie zawędrował przypadkiem wgłąb wyspy, ale zarówno woda jak i ściana roślin oraz ruin pozostały dla niego niewidoczne. Najpewniej gdyby nie przystosowanie wymordowanych do czujniejszej analizy terenu innymi niż wzrok zmysłami, zgubiłby się już teraz.
  Na szczęście ślady nadal widniały na sypkim podłożu. Chaotyczny marsz nieznajomego napastnika miał pewne plusy - Jekyll mógł dostrzec, że miejscami drobne kamienie były rozrzucone, jakby mężczyzna upadł, a od czasu do czasu w piasek wsiąkała świeża plama krwi. Musiał być niedaleko osobnika, który bez wyjaśnienia rzucił się w kierunku, z którego przybyli bernardyn i Edenward.
  Co do samego brodatego medyka, ten najwyraźniej nie miał szczęścia. Pozostawiony omdlały, we mgle i na chłodzie, nie miał wielkich szans by samodzielnie wrócić do obozu. To jednak nie było już zmartwieniem jasnowłosego, który krzycząc w przestrzeń nie doczekał się odpowiedzi.
  
  ...

  Mijały kolejne minuty. Już teraz bernardyn mógł mieć pewność, że w drodze powrotnej spędził dużo więcej czasu, niż kiedy w towarzystwie postanowił zbadać kawałek brzegu. Mgła płatała mu figle, chociaż ani razu nie wpadł na swoje własne ślady idące w kierunku przeciwnym, nie krążył i w teorii nie błądził, a mimo to nie potrafił wrócić.
  Samotny, marznący za sprawą wilgoci osadzającej się na ubraniu stracił całą resztę orientacji. W pewnym momencie nawet odgłosy morza ucichły. Pod nogami miał tylko ciemny piach, a wokół siebie mlecznobiałą chmurę. Pogłębiająca się atmosfera niepokoju nawet w najtrwalsze serca potrafiła wnieść uczucie strachu.
  I w jeden chwili wszystko się zmieniło.
  W oddali rozległy się strzały, głuchy huk dochodził jakby zewsząd, a potem z bieli wypadł na niego ptak. Pikował pod ostrym kątem, nie do końca panując nad swoim torem lotu. Pióra na jego skrzydłach były poszarpane, chociaż kilka chwil wcześniej prezentował się nienagannie. Z rany na pierzastej piersi spływała mu ciemna krew. Z łoskotem spadł dokładnie na Jekylla i oboje bez ładu potoczyli się po plaży.
  W następnej chwili w miejscu gdzie chwilę wcześniej stał bernardyn pojawiła się ciężarówka. Pędziła po grząskim gruncie rozsypując w każdym kierunku kamienie. Miała włączone światła, które bez specjalnego efektu próbowały przebić się przez mętne opary. Zahamowała gwałtownie i niemalże obróciła wokół własnej osi, a kiedy wreszcie z dymem uciekającym spod przestrzelonej maski całkowicie znieruchomiała, z siedzenia kierowcy wyskoczył mężczyzna, który wcześniej zaatakował Edenwarda.
  — Wsiadaj! — wrzasną desperacko, raczej do ptaka, niż Jekylla. — Zwijamy się stąd!
  Zwierze leżało jednak razem z bernardynem na piachu, oboje poobijani, ale żywi.
  Jedno ze skrzydeł bestii leżało pod nienaturalnym kątem na twarzy opętanego, ale po kilku sekundach w miejscu piór pojawiły się palce, a potem w końcu złamana wyraźnie ręka. Wymordowany przekształciła się w drugiego człowieka, chłopaka w okolicach dwudziestki, który krwawił mocno z miejsca, gdzie kula trafiła go w pierś. Z ust wyciekała mu zabarwiona na czerwono ślina, ale mimo bólu podniósł się do klęczek i na czterech kończynach zaczął powoli przemieszać się w stronę pojazdu. Całkowicie zignorował Jekylla, na którym kilka sekund wcześniej wylądował.

---

Termin: 48/48 (Kary za spóźnienie nie będą obowiązywać ze względu na nieobecność).

Jekyll: zmęczenie. Drobne otarcia na łydkach i przedramionach, obite biodra. Jedna ze szklanych buteleczek zawartych w ekwipunku roztrzaskała się i fragmenty szkła wbiły się w okolice lędźwi - krwawią, ale w tym momencie nie utrudniają ruchu.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.19 15:55  •  Północna część wyspy - Page 2 Empty Re: Północna część wyspy
Mgła chyba posiadała złowrogie właściwości. Szedł i szedł, ledwo łapiąc oddech. Wzrok ledwie przebijał się przez ową mlecznobiałą zasłonę, utkaną chyba z jego najgorszych wyobrażeń o śmierci. Błądził, jak zagubione dzieci, chociaż przecież wiedział, gdzie iść. Wzdłuż plaży, kilka metrów dalej powinno znajdować się obóz, ciężarówka przepełniona rozmaitymi skrzyniami ze sprzętem medycznym i dwoma urodziwymi anielicami.
  Po pokonaniu znacznego dystansu już nie miał siły krzyczeć, czy nawet biec. Stawiając krok za krokiem, potykał się zarazem przez pokraczny, nastarczający mu coraz więcej trudności. Czuł jak krople potu spływają mu skórze, aż w końcu opadł z sił zupełnie. Dość miał już przygód jak na jeden dzień.  
  Umęczony, z opóźnieniem zarejestrował zbliżające się ku niemu zagrożenie. Ptak uderzył w niego z impetem, co poskutkowało utratą równowagi i konfrontacją z piaszczystym podłożem. Poczuł jak granulki wdzierają mu się pod ubrania, do ust, nosa i uszu. Zakaszlał, nasłuchując niepokojących odgłosów raz po raz przeszywających cisze. To piekło, nie raj, najprawdziwsze piekło!
 Pojawienie się ciężarówki nie wywołało na bernardynie wrażenie. Już wiedział, jak mógłby czuł się popękany kubek, gdyby posiadał uczucia. On się tak czuł. Potłuczony na milion odłamków. Dopiero bodziec w postaci krzyku ostrego jak wcześniejsze odgłosy wystrzałów zmusiły go do reakcji, bo - do cholery! - nie zjawił się na tej przeklętej wyspie, aby w proch się obrócić.
  — Kurwa, kurwa, kurwa — przeklinał pod nosem, po cichu, nie zdolny do wytwarzania mocniejszych dźwięków.
  Umysł miał otumaniony, spętany zmęczeniem, zatrutym myślami, które niczym trucizna przelewały w nim fale goryczy, jednakże obezwładniający strach paraliżujące mięśnie, wkrótce wyparował zupełnie na rzecz adrenaliny sprowokowanej przez podniesione tętno, szybsze bicie serca i przede wszystkim usilną chęć przetrwania. Mimo bólu, które osiadł się niemalże na wszystkich komórkach w jekyllowym ciele, bernardyn zmusił swój organizm do wysiłku. Uchwycił w palce skalpel, który dotychczas spoczywał bezpiecznie w futerale, w kieszeni. Chciał dożyć do kolejnego spotkania z Yunem i nikt, NIKT nie miał prawa zaburzyć namiastki szczęścia, która pojawiła się niespodziewanie na horyzoncie. Było tak delikatne, tak ulotne, jak prymulka kwitnąca przed samym nadejściem wiosny, ale pierwszy raz w jego zasięgu!
  Zaszedł krwawiącego młodzieńca od tyłu i przyłożył mu do szyi ciążące mu w dłoni ostrze. Poniekąd, podrzynając mu gardło, wyświadczyłby mu jedynie przysługę, ale ranny wymordowany był jego kartą przetargową. Być może jedyną opcją na przeżycie!
  — On umrze, jeśli mu nie pomogę, a nie pomogę mu, jeśli nie zabierzecie mnie z dala od tego szaleństwa! — warknął z nieskrywaną już nerwowością, która zakradła się do ulatujący z spomiędzy warg słów w formie drżenia i chrypy, ale pobrzmiewała w nich pewność, podkreślona przez, choć obolałe, ale chłodne spojrzenie. Rana postrzałowa wymagała konsultacji z lekarzem. O jej głębokości świadczyła choćby ubywające z niej szybko, bardzo szybko krew, ciemnymi plamami kąpiące na piaszczyste podłoże.
  Wsiadł do ciężarówki wraz z idącym przodem młodzieńcem. Miał nadzieje, że jego obecna ocena sytuacja była słuszna. Daj medycyno! Młodziak w aktualnym stanie powinien mieć jeszcze mniej siły niż całkiem zdrowy Jekylll! Lekarz nie marzył o gwiazdce z nieba. Chciał jedynie jak najprędzej wydostać się z tych głębokich odmętów piekła!
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.12.19 22:06  •  Północna część wyspy - Page 2 Empty Re: Północna część wyspy
  Ostra woń brunatnej krwi była, zdawało się, jedynym wyraźnym bodźcem w mlecznobiałej, mdłej przestrzeni, w której przyszło utknąć bernardynowi. Głuchą ciszę przerywało jedynie rwane mruczenie silnika, który walczył z chłodem i wilgocią równie wyraźnie, co ubrania Jekylla. Na moment czas zwolnił, kierowca patrzył drapieżnie na ciągnącą się po piachu dwójkę, a wymordowany ptak - teraz już człowiek - zastygł wyczuwając chłodną stal chirurgiczną przy krtani. Cofnął się ostrożnie, ale nie spanikował. Z każdą sekundą oczekiwania ranę na jego piersi otaczała plama o intensywniejszym kolorze szkarłatu.
  — Pozwól mu — wycharczał chłopak, który mimo wyraźnych obrażeń zachował stanowczy ton. Niemal natychmiast rozkaszlał się, a z jego ust wylało się odrobinę rozrzedzonej śliną krwi. Pomimo sytuacji w której się znalazł, na jego twarzy pojawił się ostrożny uśmiech. — Jest głupi, ale i odważny. Może się przydać.
  Trudno powiedzieć, czy słowa młodzieńca miały swoje źródło w strachu o własne życie, czy rzeczywiście uznał Jekylla za interesującego osobnika. On i kierowca rozmawiali między sobą, prawie jakby opętanego nie było obok nich.
  — Przybył z tamtymi. Niczego nie wie o wyspie — odparł siedzący za kierownicą mężczyzna, ale w jego głosie wyraźne było zwątpienie. Zastanawiał się, a to wystarczyło, aby młodszy z dwójki w towarzystwie bernardyna znalazł się blisko samochodu. Wtedy nie miał już czasu zaprotestować, warknął tylko w bardzo zwierzęcy sposób i pchnął silnik do działania, kiedy tamci wślizgnęli się na tył pojazdu.
  Maszyna natychmiast ruszyła i po kilku nerwowych grzebnięciach w rozmokłym piasku ruszyła się z miejsca, by zatopić się w gęstej mgle.

  Niemal natychmiast, gdy dwójce wymordowanych udało się znaleźć na tyle pojazdu, młody chłopak odepchnął od siebie ramię Jekylla uzbrojone w jego medyczne narzędzie. Teraz, kiedy oboje trafili do jadącego samochodu nie było sensu silić się na groźby, żadne z nich nie miało zapewne siły, aby potrzymać ten stan rzeczy. A poza tym, ptasi mutant miał zamiar zmusić bernardyna do wzięcia odpowiedzialności za słowa, którymi wkupił się w jego łaskę.
  Szybkim ruchem ściągnął z siebie przemoczoną już krwią koszulę i niemal natychmiast skrzywił się na widok paskudnej rany. Kula rozprawiła się gładko z mięśniami, niewiele wyżej serca widniała opuchnięta już dziura z kawałkami naderwanego ciała otaczającymi ją z każdej strony. Właściwie to, że chłopak miał jeszcze siłę siedzieć o własnych siłach było cudem, albo tajemnicą związaną z mocami jego ciała.
  Oparł brudnym ciuchem krew z podbródka, a potem cisnął materiałem na bok. Jego wzrok podążył mimowolnie za fragmentem garderoby, ale nagle zastygł w nieskrywanym szoku.
  W kącie pojazdu kuliła się nad ciałem siostry jedna z córek Edenwarda.

  Pojazd mknął cicho przez chmurę, aż w końcu gdzieś ponad nimi rozległo się ciche chlupanie wody.

---

Termin: 48/48 (Kary za spóźnienie nie będą obowiązywać ze względu na nieobecność).

Jekyll: zmęczenie. Drobne otarcia na łydkach i przedramionach, obite biodra. Jedna ze szklanych buteleczek zawartych w ekwipunku roztrzaskała się i fragmenty szkła wbiły się w okolice lędźwi - krwawią, ale w tym momencie nie utrudniają ruchu.

Kierowca: stan nieznany, poza dziwnymi napadami i podrapaną twarzą.
"Ptak": rana postrzałowa powyżej lewej piersi + poszarpane fragmenty skóry dookoła wlotu kuli. Złamana prawa ręka.
Lala: stan nieznany
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.12.19 23:29  •  Północna część wyspy - Page 2 Empty Re: Północna część wyspy
Głupi? Odważny? Co to paskuda potwarz! Jeszcze nikt nigdy go tak nie obraził! Z wrażenia aż splunął na podłoże. Musiał im jednak przyznać racje. Zaiste, głupota często chodziła w parze z odwagą, często też jedno z drugim było tym samym.
  Wsiadł do samochodu, wykorzystując tymczasowo niedyspozycje kierowcy, ale w dalszym ciągu nie miał zamiaru dać za wygraną, o czym poświadczyły jadowicie zielone tęczówki skupione na jednym punkcie - wpatrywały się w tył głowy mężczyzny, który siedział za kierownicą. Niepotrzebnie zresztą ponosiły go emocje. Owy był zbyt zaoferowanym kierowaniem pojazdu. Co go obchodziły humory pasażerów? Pewnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. W jekyllowej głowie tliła się świadomości, że każdy jego obecny czyn śmierdział z kilometra niczym innym jak desperacją, ale czy nie przesiąkł tym smrodem na wylot, mieszkając wśród Desperatów i sam nim będąc?
  Nabrał do ust powietrza, oddychając ciężko.
  —  Wyjaśnicie mi w końcu łaskawie czemu wyglądacie jak z krzyża zdjęci? — warknął, wycofując rękę ze skalpem, choć miał nieprzemożoną ochotę przycisnąć jej do gardła tego cholernego ptaka i odebrać mu ostatnie tchnienie, lecz ostatecznie, nie chcąc nadużywać gościnności agresorów, zachował odrobinę zdrowego rozsądku i pozwolił mu na trochę swobody. Sam też nie miał już na nic siły. Wszystko się w nim skumulowało. Wysiłek fizyczny. Prawie bezsenna noc. Odczuwalne zmęczenie. Chciał spać, ale wiedział, że zasnąć w takich warunkach mu się nie uda. Nie w otoczeniu dwóch wrogich mord, które zapewne myślał tylko, jakby się go tutaj pozbyć. Poza tym jego ciekawość nadal nie została zaspokojona. Był lekarzem, naukowcem, do cholery, gromadzenie wiedzy to jego zakichany obowiązek wobec przepełnionego parszywością świata!  — Co u licha się tu wyprawia?
  Po wyduszenie z siebie kolejnego pytania, w końcu zainteresował się wystrojem pojazdu. W tym celu omiótł spojrzeniem jego wnętrze, żeby przede wszystkim zorientować się w swojej podbramkowej sytuacji. Wzrok skierował wpierw na skrzynie z ciemnego drewna oznaczoną medycznym symbolem, a potem po krótkiej, niecierpliwej wędrówce, zatrzymał go na pochylonej nad zwłokami anielicy. Zmarszczył brwi. Z deszczu pod rynnę. Kiedy jego pech się wyczerpie i czy to w ogóle kiedyś nadejdzie?
 — Musieliście koniecznie skrzywdzić jej siostrę? Przecież one dwie były potulne jak baranki — warknął nieuprzejmie, acz głownie posłużył się charknięciem, nadmiar wszystkiego niebrzmiącym jak ludzka mowa. Odchrząknął i przełknął ślinę, by nawilżyć suche gardło. — Co tu się stało? — Zbliżył się do szlochającej w kącie kobiety, szeptem próbując wymusić na niej jakiekolwiek zeznania. — Napadał na was ten społeczny degenerat?
Waszego ojca też prawie ubił.
  Przyłożył palec do tętnicy szyjnej (chyba) trupa, ale nie wyczuł pod opuszkami palców pulsu. Nie było już dla niej ratunku, ale dla tej drugiej... Nie życzył jej źle, ale gdyby miał do wybór własne życie lub jej… Nie miał zamiaru pójść w stronę światła.
  — Słuchaj — zacisnął dłoń na drobnym ramieniu, mocno, wbijając palce w jej ciało — twoja siostra nie żyje, ale tamten sukinsyn jeszcze dycha i to od nas zależy poprawa jego stanu, ale nie ma nic za dramo — szeptał jej wprost w ucho. Jekyll nie miał zamiaru zawierzać im swojego życia, niedoczekanie! Wykorzystać też się nie da. Tamtemu hultajowi źle z oczu patrzy, a ten ciągnący już na jednym nie był zapewne od niego lepszy. Potrzebował sojusznika, a zmarnowany anioł był jednym nadającym się materiałem na takowego. Nie wiedział tylko czy dobro zakodowane w jego genach nie pokrzyżuje mu planów. — Jak już mówiłem, możemy odratować ptaka, ale jaka gwarancja, że głos z głowy nami nie spadnie i bezpiecznie wróćmy na Desperacje? Wasze plany pewnie nie pokrywają się z naszymi.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.19 22:47  •  Północna część wyspy - Page 2 Empty Re: Północna część wyspy
  Kierowca zaśmiał się ochryple na pytanie Jekylla. Wiedział, że bernardynowi nie chodzi wyłącznie o ich najnowsze rany, ale swoją wiedzę postanowił zataić. Cmoknął bagatelizując prawdziwe źródło problemu.
  — Twoi przyjaciele nie chcieli oddawać nam swojego pojazdu. Bronili się — zakpił, unosząc na moment dłoń, na której pojawiły się nowe zranienia. Nie tak groźne jak w przypadku ptaka, ale ilość krew lejąca się po skórze robiła wrażenie. Nie skaleczył się wyłącznie w paluszek. Dezorientacja jasnowłosego go cieszyła, wszystko co stawiało go ponad przybyłym niedawno na wyspę odnosiło taki skutek.
  Dwoje porywaczy wydawało się przede wszystkim zdesperowanych, niekoniecznie złych. Ciężar popełnionego czynu wisiał nad nimi jak czarne chmury. Humor dopisywał im dlatego, że inne emocje zawiodły.
  Zanim anielica zabrała głos, a przychodziło jej to z wielkim trudem, wymordowany skrzydlaty zapełnił ciszę swoim głosem.
  — To wasi ją postrzelili. Celowali w opony, ale niezbyt dobrze. — Kiwnięciem głowy wskazał na dziury w otaczającej ich plandece i destrukcji, którą uczyniły zabłąkane kule. Dziewczyny musiały znajdować się w pojeździe, kiedy bez ostrzeżenia rozpętało się piekło. — Obie by umarły na tej wyspie, robimy wam przysługę wlokąc ze sobą.
  Utkwił w bernardynie wymowne spojrzenie i kiwnięciem głowy wskazał mu swoją ranę. Jekyll obiecał zapewnić mu pomóc, leżącej na podłodze anielicy nie był w stanie uratować już nawet najlepszy medyk. Młodszy z porywaczy ponaglił go do spełnienia swojego obowiązku, nadal mogli stoczyć bratobójczą walkę we wnętrzu ciężarówki.
  Kiedy opętany wyszedł do porywaczy z nową propozycją, ciężarówka zachwiała się gwałtownie rozrzucając całą czwórkę na podłodze, jak rzuca się kostkami w grze. Lala złapała drapieżnie ciało siostry, zbyt oszołomiona, aby odpowiedzieć składnie Jekyllowi. Kiwnęła tylko lekko głową, zgadzając się na cokolwiek, co miał jej do zaoferowania. Za jej plecami w powolnym procesie zaczęły materializować się skrzydła. Rosły, rosły i... przestały nagle, ale bez wątpienia ich forma była ostateczna. Karłowate, anielskie narządy owinęły się wokół ramion dziewczyny, a jej oczy zaświeciły lekkim blaskiem. Rana ptasiego wymordowanego pokryła się identyczną poświatą.
  — Dobra dziewczynka... — zaśmiał się ptak spoglądając potem na Jekylla z perspektywy podłogi. Oparł ramiona za plecami odzyskując powoli siły, a kiedy był zdolny usiąść, zajrzał za tylną barierkę i zaśmiał się szaleńczo. — Wygląda na to, że złapał nas przypływ. Umiecie pływać?
  Odchylił przesłonę, pokazując pozostałym... co to właściwie było?
  Za mlecznobiałą mgłą znajdowała się niemalże płaska struktura, czarna z jasnymi odblaskami. Hipnotycznym rytmem unosiła się i opadała.
  Mężczyzna skierował pojazd na betonowy tunel, który powoli zalewało morze.
  I kiedy wydawało się, że nie może być już gorzej, ptasi wymordowany zachwiał się i plasną z okrzykiem bólu na podłogę. Blask wokół jego rany zniknął, a Lala wpatrywała się w mężczyznę ze wściekłością.
  — Nie umiem leczyć... nie na tym polega moja moc. Mogę wzmocnić czyjeś ciało na chwilę, ale nic poza tym. Lola potrafiła leczyć. — Zacisnęła zęby odsuwając się mocniej w kąt. Zanim całkowicie się wycofała, spojrzała na Jekylla z bólem w oczach. — Czy... Czy Edenward był z tobą?
  
---

Termin: 48/48

Jekyll: zmęczenie. Drobne otarcia na łydkach i przedramionach, obite biodra. Jedna ze szklanych buteleczek zawartych w ekwipunku roztrzaskała się i fragmenty szkła wbiły się w okolice lędźwi - krwawią, ale w tym momencie nie utrudniają ruchu.

Kierowca: stan nieznany, poza dziwnymi napadami i podrapaną twarzą.
"Ptak": rana postrzałowa powyżej lewej piersi + poszarpane fragmenty skóry dookoła wlotu kuli. Złamana prawa ręka. Wzmocniony chwilowo mocą anielicy.
Lala: stan nieznany
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach