Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Czas: Gdzieś w 3006 roku, M-3.
Postacie: Warner i Berenika
(zanim ta buła dostała amnezji i uciekła na stronę Łowców)

Czas leciał nieubłaganie, przypominając nawet szarym mieszkańcom, że życie nie zawsze było usiane różami. Kamińska odczuwała to na własnej skórze - jej rutynową zmianę w bibliotece zniszczył jeden telefon od Anety, który został ustalony na najwyższy priorytet. Jej wiadomość była krótka i zwięzła:
"Luiza, do szpitala. Stan taty się pogorszył, jest bardzo słaby."
Tyle wystarczyło, aby wyrwać biedną Polkę z mig, napełniając jej głowę całą masą zmartwień, które ciężko jej było wyciszyć. Co się stało? Dlaczego jest osłabiony? Czy znowu przemęczał się dla dobra obywateli, zarywając kolejne noce w laboratorium? Musiała dojść do tego nieszczęsnego szpitala, choć serce waliło jej jak szalone. Modliła się w duchu, aby wszystko było w porządku. To był ostatni członek jej rodziny - nie przeżyłaby, gdyby ojciec się wykończył.
Aneta była tylko repliką.
A nie miała już nikogo blisko siebie. Samotność, po raz pierwszy od lat, napawała Luizę strachem.

Szczęście w nieszczęściu, było to osłabienie. Poważne, acz nie zagrażające życiu - Berenika jednak musiała przymusowo pójść na urlop, aby pomóc ojcu. Szczęśliwie nikt nie stawał jej na drodze, nie próbowali jej wmówić, że android zrobi to lepiej za nią. Chciała być blisko swojego rodzica. Rozmawiała z nim, pytała, czy wszystko w porządku, czy ma częściej zachodzić do laboratorium, ale ten zarzekał się, że jak wyzdrowieje, to będzie lepiej.
Dość jednak rzec, że poza szpitalem i domem nie ruszała się za bardzo. Zagrywała się w gry, doczytała kilka książek, czasem zrobiła coś dla S.SPEC z poziomu własnego komputera w domu - ale jednak doskwierało jej smutne uczucie, że jest sama.
Z czasem trzymanie tylu zmartwień okazało się być dla niej zbyt mocne - pewnego późnego wieczora obudziła się przerażona, omal nie spadając z kanapy, na której się położyła, aby odespać parę godzin. Okrutny widok przejazdu do M-3 i grobu jej matki zaczął ją wręcz prześladować, wiercić jej jeszcze większą dziurę w głowie, nie dając nawet spokojnie oddychać. Co jednak zdziwiło ją mocniej - złapała wtedy za telefon, drżącą ręką wykręcając numer pewnej osoby.
- Hej... - zapytała cichym głosem, gdy usłyszała, że osoba po drugiej stronie odebrała telefon. - Przepraszam, że dzwonię tak nagle o dziwnej porze, ale... C-czy masz teraz chwilę? Nie zajmę ci długo, obiecuję.
                                         
Berenika
Ochotnik
Berenika
Ochotnik
 
 
 

GODNOŚĆ :
Luiza Emilia Kamińska, dalej znana jako Berenika


Powrót do góry Go down

  Przypatrywał się ciemnej tafli z cieniem niezadowolenia w błękitnych oczach. Praca pochłonęła go do tego stopnia, że ponownie zapomniał o zaparzonej godzinie temu kawie. Utraciwszy temperaturę, ucierpiały na tym jej walory smakowe i chociaż nie był to główny powód, dla którego spożywał kofeinę, lubił rozkoszować się tym gorzkim smakiem na języku.
  Spojrzał za okno — słońce już dawno schowało się za horyzontem, ustępując miejsca ciemności. Miasto rozświetlały jedynie latarnie, światła przejeżdżających samochodów oraz otwarte wciąż sklepy. Czas w murach specu mijał mu zaskakująco szybko, gdy skupiał się na wypełnianiu swoich obowiązków. Wyrabiał ponad normę, ale nigdy nie odmawiał nadgodzinom, w efekcie potrafił przesiedzieć całą noc nad raportami.
  Chcąc nie chcąc, czasami musiał jednak oddać się ramionom Morfeusza i zregenerować siły. Efektywność nie mogła zmaleć przez takie zaniedbanie z jego strony.
  Plany zmienił jeden telefon.
  Akurat wychodził z budynku, opatulając się szczelniej płaszczem, gdy telefon w kieszeni zaczął agresywnie wibrować. Wyciągnął urządzenie, zerknął na wyświetlony kontakt, zastanawiając się przez moment, czego potrzebuje Kamińska o tej godzinie, i odebrał połączenie.
  Ton głosu Bereniki i jej słowa brzmiały niepokojąco. Dzisiejszy wieczór obiecywał wypoczynek we własnym łóżku i w końcu długi, nieprzerwany niczym sen, ale w obliczu takiej sytuacji nie mógł zignorować prośby współpracownicy. Należała do grona nielicznych osób, na którym, w jakimś stopniu, Warnerowi zależało.
  Poprosił ją o adres, a pół godziny później zjawił się na miejscu. Po drodze zdążył wstąpić do apteki w celu zakupu środków uspokajających — sam nie odnajdował się w roli pocieszyciela czy wsparcia, wierzył, że leki pomogą kobiecie bardziej niż jego obecność.
  Nacisnął dzwonek do drzwi.
                                         
Jarvis
Wtajemniczony
Jarvis
Wtajemniczony
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie przewidywała za wiele. Gdy już tylko w pełni zrozumiała, że naprawdę wykręciła czyjś numer - i to w dodatku Warnera, ze wszystkich osób - to gdzieś tam w głowie zapaliła się jej lampka, że nie powinna się tak po prostu mazać, powinna się uspokoić. Być może krótka rozmowa przez telefon i czyjś głos jej wystarczy. Jej głos jednak falował jak chorągiewka na wietrze, nie mogła do końca się uspokoić, brzmiała wręcz jakby była w jakimś transie. Miała nadzieję, że Warner w końcu nie wytrzyma i rzuci coś krótkiego, po czym pożegnają się, a następnie sama Luiza będzie go unikać miesiącami ze wstydu...
"Podaj adres."
...Och.
Najwyraźniej sam Moriyama miał inne plany, i zanim Kamińska miała okazję odmówić, ten rozłączył się, a ona sama wbiła pusty wzrok w drzwi, nie wiedząc, co zrobić. Przyjdzie? Przyjdzie. Właśnie to powiedział. Co do...
O Boże. Właśnie się wkopałaś.
Czas leciał za szybko i zanim się obejrzała, usłyszała dzwonek do drzwi. Luiza pokręciła energicznie głową parę razy, aby wybudzić siebie z szoku, z jakiego nie była w stanie wyjść od momentu gdy odłożyła telefon, i zerwała się, prawie zrzucając go na ziemię z hukiem. Nie wyglądała najlepiej, ale co miała teraz zrobić? Co jak co, Moriyama był już pod jej drzwiami - gdyby po tym wszystkim spróbowała zignorować całą sprawę, to już w ogóle nie potrafiłaby spojrzeć mu prosto w twarz. Wzięła głęboki oddech i przykryła się kocem, łapiąc za leżące na stoliku oprawki, a następnie ruszyła powoli w stronę drzwi.
- Hej. - rzuciła przytłumionym głosem, gdy tylko jej oczom ukazała się sylwetka wojskowego. - Naprawdę nie sądziłam, że będziesz chciał tu przychodzić o takiej porze, do centrum jest spory kawałek... Przepraszam, że cię tak wyrwałam. Rozgość się.
Szybkim krokiem wycofała się na bok, robiąc przejście dla niego, starając się uśmiechać. Co z tego, że była owinięta w koc jak naleśnik, a na jej głowie panował niemały nieład, jako że miała rozpuszczone włosy.
                                         
Berenika
Ochotnik
Berenika
Ochotnik
 
 
 

GODNOŚĆ :
Luiza Emilia Kamińska, dalej znana jako Berenika


Powrót do góry Go down

  — Dobry wieczór, Luizo. — Mimo kilku lat znajomości i to bliższej ni jeżeli polegającej jedynie na wymianie grzeczności, wciąż nie mógł pozbyć się potrzeby zwracania do niej formalnie, a zatem nazwiskiem. To śmieszne, że za każdym razem musiał skupić się na jej imieniu. Nie chciał okazywać zdystansowania większego niż to konieczne.
  Pozwolił sobie otaksować kobietę krótko wzrokiem, bynajmniej nie w celu skwitowania jej wyglądu jako beznadziejny (a co z niezrozumiałego powodu dla kobiet zawsze było czułym punktem — hej, przecież jak jest się chorym, to wiadome, że aparycja na tym cierpi, komu chciałoby się w takiej chwili dbać o idealną prezencję?). Szukał objawów choroby, próbując zarazem wyczuć, jak poważne są dolegliwości, aczkolwiek wcale nie wyglądała na przeziębioną. Słaby głos w słuchawce sugerował, jakby z jakiegoś powodu straciła siły, ale może wcale nie przez bakterię lub wirusa?
  — Nic się nie stało. Zadzwoniłaś akurat, kiedy wychodziłem z pracy. — Nic zaskakującego w przypadku tego pracoholika, przecież potrafił nawet przespać noc przed swoim biurkiem, byle jak najszybciej wrócić do roboty, zwłaszcza od kiedy awansował na generała eliminatorów. — Zatem... co się stało? — Nie lubiąc domysłów ani strzelanek, przeszedł od razu do rzeczy, wciąż obserwując ją uważnie kątem oka, gdy przekroczył próg mieszkania i ściągnął buty. — Nie byłem pewien, co kupić, dlatego przyniosłem Ci zarówno coś na przeziębienie, jak i na uspokojenie... sprawdzone leki nasenne — mruknął, pozwalając na pewną sugestię w stronę jego problemów z bezsennością. Położył reklamówkę z apteki na stole, poprawił mechanicznie okulary i skrzyżował luźno ręce na piersi, wpatrując się z uwagą w posturę bibliotekarki i czekając na słowa wyjaśnienia. Prawdopodobnie wyglądał teraz jak rodzic, który oczekuje usprawiedliwienia się z otrzymania niedostatecznej oceny ze sprawdzianu, bynajmniej jednak nie takie żywił intencje.
                                         
Jarvis
Wtajemniczony
Jarvis
Wtajemniczony
 
 
 


Powrót do góry Go down

Sam fakt, że Moriyama pojawił się przed nią, kusił Luizę do ponownej gry pozorów. Gdy przychodziły sytuacje, w których zaczynała się komuś żalić i wręcz tłumaczyć, z jakiego powodu jest jej źle - i to dosłownie, a nie w żartach - cała resztka odwagi uciekały najbliższym pociągiem w stronę Desperacji. Tłumaczyła sobie uparcie, że są ludzie, którzy mają gorzej. Nie ona musiała wychodzić poza bezpieczne tereny aby walczyć z Wymordowanymi, ani tym bardziej spotykać się łeb w łeb z Łowcami, oni jej na dobrą sprawę nawet nie widzieli... W porównaniu do takich rzeczy, niewielkie problemy Polki nikły w chwilę, a przynajmniej sama to sobie wmawiała.
Odetchnęła, gdy ten wspomniał, że już wyszedł z pracy. Była to co prawda dosyć nieludzka godzina sama w sobie, aczkolwiek wychodziła z założenia, że byłoby jeszcze gorzej, gdyby zaskoczyła go w trakcie zajęć.
"Zatem... co się stało?"
Usta Luizy ścisnęły się w wąską linijkę, a ona sama podrapała się po głowie, unikając na tę chwilę kontaktu wzrokowego z wojskowym. Nie do końca wiedziała, jak w ogóle cokolwiek zacząć, skoro już tu był. Koszmary? Za dużo wolnego? Od czego tak naprawdę zacząć? Na jej twarzy pojawił się niewielki cień rozbawienia, gdy Warner rozłożył na stoliku całą masę leków, mieszających się miedzy uspokajającymi, a takimi na katar, ale doceniała szczere chęci pomocy. Mogła brzmieć jak chora, w to nie wątpiła.
Przez chwilę poczuła nieco odwagi, aby jednak zepchnąć najgorsze myśli na bok i z lekka ominąć temat swoich problemów, jednak twarde spojrzenie eliminatora miało zbyt dużą moc. Czuła się przez chwilę na przesłuchaniu, na którym trzeba było powiedzieć prawdę, prawdę, i samą najprawdziwszą na świecie prawdę. Zresztą, nie mogła tak uciekać.
Powolnym krokiem powróciła na kanapę i usiadła, kierując wzrok w stronę Moriyamy.
- Szczerze mówiąc, nie wiem jak zacząć, aby tego nie przeciągać - zaczęła niepewnie, biorąc głęboki wdech. - Mogłeś zauważyć, że od jakiegoś czasu mnie nie było w pracy. Mój ojciec trafił do szpitala, poprosił, żebym przez jakiś czas z nim była. W tym nie ma niczego złego, ale... Może zaczęło mnie dołować te siedzenie w domu. - tutaj zrobiła pauzę, tłumiąc krzywy uśmiech w zarodku. - Chyba potrzebowałam odezwać się do człowieka, aniżeli maszyn. Szczególnie po tym, jakie myśli i sny kręcą mi się w głowie.
Zwiesiła głowę, dając sobie chwilę.
- Przyznaję szczerze, że ten telefon był impulsem. Nie sądziłam, że odbierzesz, a już na pewno, że przyjdziesz. Nie było to nawet moim zamiarem, serio - zaśmiała się delikatnie, ponownie kierując wzrok na Warnera. - Dziękuję Ci za to z całego serca.
                                         
Berenika
Ochotnik
Berenika
Ochotnik
 
 
 

GODNOŚĆ :
Luiza Emilia Kamińska, dalej znana jako Berenika


Powrót do góry Go down

  — Nie przejmuj się przeciąganiem. Wiem, jak czasami trudno pozbierać myśli, nie czuj zatem presji czasu. Jeśli nie goni Cię sen, mamy całą noc. — W końcu i tak prawdopodobnie nie zmrużyłby dzisiaj oka. Tyle raportów do napisania, tyle analiz do wykonania... po każdym zadaniu znajdowałby kolejną wymówkę do odwleczenia chwili odpoczynku. Zresztą on wcale nie był zmęczony. Niestety działało to na zasadzie adrenaliny - w chwili stresu nie czujesz głodu, zmęczenia, ale kiedy czas ochronny minie, to wszystko dopada Cię z podwójną siłą. Dlatego co dwa-trzy dni zmuszał się do regeneracji sił i snu. To nie ten dzień.
  Objął salon wzrokiem, zastanawiając się przez krótki moment, czy powinien usiąść obok niej na kanapie, ostatecznie dochodząc do wniosku, że gdyby wciąż tak stał, godziłoby to w gościnność Luizy, a ponadto stwarzałoby niepotrzebną atmosferę protekcjonalności. Ruszył więc powolnym krokiem w stronę kanapy i zajął miejsce po drugiej stronie.
  — Znany jest termin jego wypisania? — zapytał spokojnie. Pytanie "czy to coś poważnego" brzmiałoby odrobinę głupio, wszakże do szpitala nie trafiało się z byle błahostką. Ale jeśli wiadomo, co trawi człowieka i jak temu zaradzić, z pewnością lekarze oszacowali czas rekonwalescencji. — Powinnaś wrócić do codziennych zajęć. Ich niewątpliwą zaletą jest skupienie na sprawach... przyziemnych. — Wrócił myślami do okresu po zaginięciu Araty. Jedynie ciągłe treningi pozwalały mu uwolnić się od negatywnych uczuć i czarnych myśli. Nie na długo, ale przynajmniej trochę działało.
  — Jakie sny? — Pociągnął temat, obserwując ją bacznie, ale nienatarczywie z ukosa.
  Nie skomentował ostatnich słów. Nie miał w zanadrzu żadnej poprawnej odpowiedzi, ale poczuł drobne zadowolenie, że jego gest został doceniony.
                                         
Jarvis
Wtajemniczony
Jarvis
Wtajemniczony
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Technicznie rzecz biorąc, nie goni mnie nawet praca... - odpowiedziała, siląc się na śmiech. - Wyrwałam jednak Ciebie i założę się, że masz sporo na głowie.
Była doskonale świadoma, że w przeciwieństwie do niej, ludzie wokół mieli życie i pracę, która wcale nie pozwalała do końca tak sobie po prostu siedzieć i wysłuchiwać historii życia innych, bo tak. Ona sama niedługo będzie zmuszona wrócić, i wiedziała, że będzie chociażby jedna osoba, która zapyta się o jej stan i powód zwolnienia, jeżeli uprzednio nie słyszała o nagłym zasłabnięciu, co jak co, jednego z naukowców. Jak więc powrót do biblioteki nie był aż tak zły, tak siedziba S.SPEC może być dla niej ciężkim miejscem, gdzie będzie trzeba jednak silić się, aby nie płakać w kącie jak małe dziecko.
- Mhm, już niedługo. Jeżeli jego stan się nie pogorszy, powinien wrócić do domu pod koniec tego miesiąca - wzrok bibliotekarki przeniósł się na telefon, na którym pojawiła się obecna data - Na oko tydzień.
Dość rzec, że i tak pozwolili jej długo spędzać czas w domu. Przez lata pracy nazbierała tyle dni urlopu, że nawet jeden z pracowników HR złapał się za głowę, widząc jej jakże nieludzkie terminy, szczególnie zważając na fakt, że jest urzędnikiem, a nie wojakiem, który musi być gotowy na wszystko w każdej chwili.
- Mam taką nadzieję, ale trochę martwię się o swoje samopoczucie, szczerze mówiąc - zaśmiała się nerwowo. - W bibliotece łatwo, bo mało kto z Tobą rozmawia. Na Północy... Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Jak to mówią, trzeba patrzeć pozytywnie, inaczej czarne myśli złapią cię i nie wypuszczą. Ona w tym momencie jednak nie była w stanie zbyt dobrze przyjąć tej logiki.
- To... Ciężko mi opisać. To tak, jakby moje zmartwienia osiągały poziom tak realny, że zaraz mogłyby wyskoczyć z mojej głowy i wydarzyć się naprawdę. - powiedziała cicho, zwieszając wzrok na swoje ręce, które zaczęły jeszcze bardziej drżeć. - Ponownie ktoś z mojej rodziny może zniknąć, a ja nic z tym nie mogę zrobić. Znowu zostaję sama wokół maszyn... Nawet pracownicy S.SPEC, których miałam przyjemność znać, znikają. Powoli. Ale skutecznie.
Głęboki wdech. Koszmary, które krążyły po jej głowie, zaczęły ponownie zapełniać jej głowę, bezlitośnie.
- W takich chwilach mam wrażenie, że niedługo naprawdę zostanę sama, i nikt nie zauważy, jak również zniknę. Albo napadnie mnie ten kurewski psychopata z przeszłości... - na samą myśl zrobiło jej się niedobrze. Wyprostowała plecy i parę razy pokręciła energicznie głową, a jej wzrok niepewnie znowu skierował się ku Moriyamie. - Przepraszam, pewnie sama brzmię jak jakiś szaleniec.
                                         
Berenika
Ochotnik
Berenika
Ochotnik
 
 
 

GODNOŚĆ :
Luiza Emilia Kamińska, dalej znana jako Berenika


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach