Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Go down

Miejsce: Miasto-3, jakieś ulice, jakiś klub
Czas: Kilka miesięcy temu

Dziennikarstwo dla portalu plotkarskiego „Buldożek” idealnie odzwierciedlało to, jaką Mercury miał postawę do życia. Robił co tylko mu się podobało, mówił co tylko chciał, a jego życie było jedną, wielką zabawą, pomieszaną z chaosem. Ludzie, którzy go spotykali, nie wiedzieli, czy powinni go kochać, czy nienawidzić. Sam Mercury niczym się nie przejmował, a na pewno nie opinią innych. Nie brał w ogóle swojej pracy na poważnie, ale lubił ją. Sprawiała mu wiele radości. Nie jeden raz wpadał w karuzelę śmiechu, czytając rzeczy, jakie wydobywały się spod jego palców. Najczęściej były to przekręcone słowa lub zdania wyrwane z kontekstu. Czasami zdarzało mu się użyć swojej anielskiej mocy, ale zazwyczaj tego nie potrzebował. Wystarczyło trochę wyobraźni i umiejętności przerabiania neutralnych wypowiedzi w coś fascynującego, by sobie poradzić. Szef zawsze był zachwycony jego materiałem i chwalił go za dobrze wykonaną robotę. Nie bez powodu zdjęcie Mercury’ego wisiało na ścianie najlepszych pracowników.

Był piątek wieczór i mężczyzna już niedługo miał skończyć robotę. Normalnie to wysyłał swoje reportaże z zacisza domu, ale tym razem był zmuszony przyjść na spotkanie firmowe, na którym zebrali się najważniejsi ludzie „Buldożka”. Oczywiście pojawił się spóźniony, ale wszyscy już się przyzwyczaili do jego lekceważącego podejścia. Najważniejsze by artykuły były dobre i choć to nad czym aktualnie pracował, nie zapowiadało się być jego najlepszą pracą, to i tak miało potencjał zwrócić uwagę potencjalnych odbiorców. Jednakże najbardziej był chyba dumny z ostatniej publikacji, która trafiła na główną stronę portalu. Nagłówki głosiły o możliwym romansie między Oficerem S.SPEC, a Łowcą. Było to niesamowicie absurdalne, ale jednocześnie skandaliczne. Takie rzeczy przyciągały nawet najbardziej drętwych ludzi. Kto mógłby się oprzeć pikantnej historii? Naturalnie, wszystko w tamtym reportażu było jednym, wielkim kłamstwem. Najprawdopodobniej nie istniał żaden związek miłosny pomiędzy członkami dwóch, najbardziej wrogich organizacji. Ci ludzie to najchętniej by ruszyli w stronę swoich gardeł, a nie ust. Mimo to, odpowiednia narracja, kilka słów podanych bez kontekstu i plotka się sprzedała. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie tej nudziarskiej kobiety, która podawała mu najbardziej zdawkowe odpowiedzi jakie się dało. Ciekawe, czy wiedziała jak mocno mu się przysłużyła. Miał nadzieję, że tak.

Wychodząc z biura nie czuł zmęczenia. Czuł ekscytację. Piątki oznaczały o wiele większy tłum w klubach i o wiele więcej chaosu. Uwielbiał takie rzeczy i dzisiaj on miał zamiar naprawdę dobrze się zabawić. Może nawet uda mu się poderwać kogoś uroczego? Wyjął z tylnej kieszeni przetartych jeansów, paczkę papierosów i odpalił jednego. Jego nałóg tytoniowy chyba nigdy nie da mu już spokoju. Trochę żałosne, by wielowieczny anioł poddawał się czemuś tak przyziemnemu, ale on się tym nie przejmował. Często zapominał, że różni się od innych ludzi, że nie jest jednym z nich. Czasami wydawało mu się, że jest bardziej człowieczy niż większość. Zaciągnął się w zamyśleniu gryzącym dymem. Gdzie, by teraz pójść? Tyle możliwości, tyle czasu.
                                         
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Gabriel/Jibrill | Mercury Okonma


Powrót do góry Go down

To były spokojne dni, tak nielegalnie spokojne, że nawet urzędnicy S.SPEC zaczynali grać po kryjomu w karty i testować swojego farta, zakładając się również o to, gdzie i kiedy coś najzwyczajniej w świecie pieprznie. Nie było oburzonych mieszkańców, wojsko stało gdzieś z boku i nie wchodziło im pod nogi, można było dosłownie usnąć, gdyby nie wspaniała kawa i ploteczki. Mimo iż Luiza nie była fanem tego trybu życia typowej Grażynki, tak jednak powoli przejmowała nawyki koleżanek z biurek obok, czując po prostu okropne znużenie takim, a nie innym stanem rzeczy. Coś jednak w końcu walnęło, a pech chciał, żeby to ona odczuła wybuch najmocniej. Niby bzdura - jakiś żurnalista zaczął się czaić wokół, węsząc dramy godne artykułów, a S.SPEC musiało się go jakoś pozbyć. Luiza była wtedy na zmianie i poproszono ją, jako osobę, która miała minimalne obeznanie z walką przeciwko plotkarzom, aby zanudziła go na śmierć.
Nie lubiła ich. Jeszcze parę lat temu, zanim Berenika ujawniła swoją prawdziwą twarz, a jej wyczyny w grach były cytowane przez niektóre serwisy, musiała się użerać z podobnymi. Czego to nie naczytała się na swój temat, to była poezja! Dlatego wiedziała, jaka broń zazwyczaj na nich działa - kurewska nuda. Koleś, który trafił na nią, sam ją wyśmiał, więc sądziła, że wygrała.
Ale się pomyliła. Boże, jeżeli tam patrzysz... Jak ona się, tym razem, pomyliła.
Jej słowa zostały tak przekręcone, że sama góra aż się popłakała i kazała jej się zająć problemem, a internet był zaskakująco pomocny - jej znajomi i starzy fani wiedzieli, że nie potrafiłaby z taką pasją gadać o nieistniejących romansach S.SPEC i Łowców, więc pomogli jej znaleźć koleżkę, który był solą w oku nie tylko jej, ale też i Władz. I nawet zdołali wskazać, gdzie potrafi się kręcić. Moc Internetu ponownie pozwoliła jej odetchnąć.

Jako iż technicznie nie robił nic nielegalnego, sama musiała mu wyjść naprzeciw, choć niewątpliwie wolałaby, cóż, zwyczajnie tego nie robić. Koleś się kręcił na imprezach i na 90% miał w głębokim poważaniu, że taka Brenia wyrywa sobie włosy z głowy. Takie miejsca były po prostu nie dla niej - było głośno, chaotycznie, dużo ludzi, większość z nich po paru godzinach nawet nie wie co robi od nadmiaru alkoholu... A pomiędzy nimi ona. Widoczna na pierwszy rzut oka, mimo luźniejszego jak na jej typowy styl ubioru, bo co jakiś czas cudem nie odbijała się od ludzi, przepraszając za nieuwagę. Rozglądała się za człowiekiem, który napsuł jej krwi...
I wtedy się pojawił. Tę masę kolczyków zapamiętała z pierwszego spotkania, potem tylko musiała się upewnić, co i jak. Nagła fala paniki skutecznie ostudziła jej wściekłość, bez tego rzuciłaby się z pazurami od razu. Przecież była tu masa ludzi. Ona sama. I chce się wykłócać, Panie drogi, toż to prośba o zawał na miejscu...
I tak stanęła jak kompletna pizda w tłumie ludzi, gapiąc się na żurnalistę tak, jakby tylko w myślach była zdolna go zamordować na miejscu.
                                         
Berenika
Ochotnik
Berenika
Ochotnik
 
 
 

GODNOŚĆ :
Luiza Emilia Kamińska, dalej znana jako Berenika


Powrót do góry Go down

Kluby wyłaniały z człowieka to, co najbardziej ludzkie i prymitywne. Żadnych intensywnych przemyśleń, żadnych gruntownych obowiązków, żadnego opanowania. Była tylko głośna, dudniąca muzyka, zaduch oraz ludzie w stanie dalekim od trzeźwości. Mieszanka burzliwych zapachów roznosiła się w powietrzu, gdy próbowałeś choć przez chwilę odetchnąć od nawału ciał. Z uśmiechem robiłeś rzeczy, których wiesz, że będziesz żałować. Trzymasz się myśli, że może dzięki alkoholowi zapomnisz. Mercury wręcz uwielbiał coś takiego. Ten kontrolowany chaos i uwłaczające uczucie na skórze; jakby wszystko było brudne, zgrzeszone. Mimo tego, w ten piątkowy, chłodny wieczór mężczyzna udał się w kierunku pobliskiego pubu, nie klubu. Nie do końca wiedział, co skłoniło go do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. Chęć urozmaicenia swojej rutyny? Niewytłumaczalny kaprys? Zmęczenie po czterech godzinach udawania, że coś robi? Powód nie był ważny, ważne było to, że była to zła decyzja.

Na razie najciekawszą atrakcją była pijana kobieta koło czterdziestki, która przedłużonymi samogłoskami i niedokończonymi zdaniami, opisywała jak to on zaskakująco piękny nie jest. Z cichym śmiechem słuchał jej, przyglądając się swoim paznokciom, z których zaczął odpryskiwać złoty lakier. Niedługo będzie musiał pomalować je na nowo. Ciepłym, spokojnym głosem pomógł jej, gdy przez kilka sekund siłowała się z wymówieniem słowa „trwalsze”. Nie do końca pamiętał do czego się ono odnosiło, ale to nic, bo ona chyba też nie; zamilkła, a na jej obliczu wyrysował się obraz zamyślenia i frustracji. Szybko to jednak znikło i nieznajoma znowu się odezwała, tym razem z kompletnie inną historią. Kilka osób śmiało się głośno do siebie, a muzyka była za cicha i zdecydowanie przestarzała. Zbyt ambitna, by naprawdę pochłonąć się w nicości głupiego tańca. Nie było to miejsce jakiego dzisiaj szukał. Ludzie byli tu rozproszeni, niczym figury szachowe, nie ściśnięci, jak gdyby byli jednym, niejasnym organizmem. To był lokal dla tych typów, co chcieli się napić i pogadać w gromie znajomych, tymczasem Mercury nie posiadał żadnego przyjaciela, z którym chciałby tu gadać.

Z nudów wyrwała go twarz, na której tliło się zarówno zirytowanie, jak i panika. Ciekawa mieszanka. Dziewczyna wyróżniała się z tłumu. Może nie swoim ubiorem, ale zachowaniem i niepewnością, jaka biła od niewysokiego ciała. Zielone oczy wpatrywały się w niego i po pewnym czasie zrozumiał; widzieli się już wcześniej. Gadali już wcześniej. Na dotychczas znudzonej facjacie mężczyzny, wymalował się wielki uśmiech ukazujący śnieżnobiałe zęby. Jak jej było na imię? Łucja? Luzia? Lily? Zmarszczył lekko czoło. Ah tak, Luiza! Całkowicie zignorował poprzednią pijaczkę i biorąc swoją szklankę z jasnoorzechowym płynem, podszedł do rudowłosej.

—Oh to ty!—powiedział, może trochę za głośno, bynajmniej nie przejął się tym. On nigdy niczym się nie przejmował—Luiza tak?

To ta nudna ochotniczka S.SPEC. Czy czytała jego artykuł? Miał nadzieję, że tak. Ile to by dał, by zobaczyć wyraz jej twarzy, gdy go ujrzała, musiało być to bezcenne. Uśmiechnął się pod nosem na samą myśl.

—Czytałaś może co napisałem?—spytał z widoczną ekscytacją w oczach, które pod obecnym oświetleniem wydawały się różowawe—Niezłe, nie?
                                         
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Gabriel/Jibrill | Mercury Okonma


Powrót do góry Go down

Widok kobiety przyklejonej do Mercurego z pewnością rozbawiłby Luizę, gdyby nie fakt, że w głębi duszy miała ochotę rzucić w niego czymś na tyle ciężkim, ale ciekawszym od zwykłego kamienia. Może i z takiego bubla wymyśliłby ciekawą historyjkę, tworząc urban legendę? Wyobraźcie to sobie, jakby dostał tomiszczem jakiegoś taniego, kiczowatego romansu. Wizja sama w sobie była silniejsza od jej złości, wywołując na twarzy rudowłosej niewielki, złośliwy uśmieszek, jednak ten zniknął równie szybko, jak się pojawił, gdy ich spojrzenia się spotkały. A przynajmniej tak się Berenice wydawało. I co teraz? Rozpoznał ją? A może nie? Ucieknie? Zostanie? Kołowrotek nakręcał się raz jeszcze ze zdwojoną prędkością, a i jeszcze bardziej się wyrwał, gdy Mercury zwiał od pijanej kobiety bez krzty zawahania, wołając do niej.
Nawet nie zapomniał jej imienia, szacun. I to naprawdę duży szacun, zważając, że zwyzywał ją od nudnych i wyszedł z niezadowoloną miną. Teraz jednak przed Kamińską stanęła przeszkoda, którą już nie da się ominąć, trzeba tylko dobrze skakać. Polka zmarszczyła brwi i wypuściła nerwowo powietrze, kręcąc głową.
- Dobry wieczór, cóż za okazja pana spotkać! - Wow, spokojnie, Luizo, ten jad jest tak niewyczuwalny, że gdybyś była Łowcą, to S.SPEC wcale by cię dawno temu nie zamknęło. - Ależ oczywiście, że czytałam! Powie mi pan, nie planował pan nigdy wydać książek w życiu? Te zwroty akcji, napięcie od początku do końca...
Dobra, nie, zapędzasz się, dziewczyno. Ale Luiza nawet nie wiedziała, jak powstrzymać ten słowotok bzdur, bo gdy tylko patrzyła na te świecące się oczy, to myślała, że zwariuje. Jakim cudem ten koleś irytował ją do granic samym spojrzeniem czy własnym imieniem?
- Za tę pieprzoną wyobraźnię na dniach powinnam Cię pozwać do kurewskiego sądu za znieważenie. Czegoś Ty się naćpał, pisząc to? - Luiza zacisnęła zęby, krzyżując ręce. - Romans, kurza Twoja mać. Jak tak bardzo pragnąłeś jednego, trzeba było po prostu pójść do najbliższej biblioteki, odpalić telewizor, albo sobie wymyślić jeden i napisać, bez wykorzystywania prawdziwych imion. Szanuję, że za takie pierdolenie ktokolwiek komu płaci.
Taka była smutna prawda, i dobrze wiedziała że nic mu nie zrobi. Chyba, że serio wytoczy proces o znieważenie - zważając że byłaby to rywalizacja pomiędzy pracownikiem S.SPEC a jakimś Mercu spod Buldożka, efekt byłby prosty do przewidzenia, szczególnie zważając na tematykę jakiej piździelec się podjął. Chętnie by mu szybko starli uśmieszek z twarzy.
                                         
Berenika
Ochotnik
Berenika
Ochotnik
 
 
 

GODNOŚĆ :
Luiza Emilia Kamińska, dalej znana jako Berenika


Powrót do góry Go down

Słowa rudowłosej brzmiały formalnie i profesjonalne, aczkolwiek ich treść kompletnie nie pasowała do wrogiego tonu, jakiego użyła lub gniewnych piorunów zaistniałych w jej zielonożółtych oczach. Było to dość zabawne, jak bardzo próbowała pozostać spokojna, choć wszystko w niej wydawało się pragnąć przywalić mu najmocniej jak tylko się dało. Nie dziwił się—on pewnie też by się wkurzył, gdyby ktoś włożył w jego usta zdania, których nigdy nie powiedział. Mimo to nie odnalazł w sobie za grosz poczucia winy, bądź zakłopotania. Słuchał z małym zafascynowaniem, gdy coraz więcej sarkazmu i irytacji przebijało się w jej wypowiedziach. Wpierw stał cicho, chciał zobaczyć jak daleko Luiza zajdzie, jak daleko odsunie od siebie tą maskę fachowości. Jednakże, Merc nienawidził bycia cicho bardziej, niż nienawidził tej denerwującej reklamy samochodowej, która przerywała wszystkie najlepsze seriale.

—Po co wymyślać historie od zera na potrzeby książek, skoro tyle dzieje się wokół nas, w rzeczywistości? Wystarczy trochę pokombinować—spytał z dzikim blaskiem w spojrzeniu i w głosie—Chociażby taka Biblia. Pismo Święte. Kojarzysz? To jest przykład świetnie połączonych faktów z szaleńczą fantazją ludzką. Moje artykuły wykorzystują to samo, co wykorzystywała Biblia.

Zastanowił się, co zrobiłby mu Rafael lub jakikolwiek anioł z świętą dumą w sercu, gdyby teraz go usłyszał. Ciekawe co zrobiłby on sprzed kilku tysięcy lat, gdyby teraz siebie słyszał. Załamałby się, strzeliłby sobie w łeb, zaniósłby się pod drzwi KNW. W tej kolejności. Stare czasy, kiedy był głupi i starał się pozostać posłuszny.

Komu?

Sam nie wie, bo Ojca przecież już wtedy nie było.

Wyszczerzył się szeroko na kolejne zdanie Luizy. W końcu nie wytrzymała i puściły nerwy. Potrwało to krócej, niżeli przypuszczał; bał się, że będzie musiał męczyć się jeszcze kilka minut z Ochotnikiem S.SPEC, zanim pozna faktyczną Luizę. Na szczęście tak się nie stało. Westchnął teatralnie rozkładając dłonie, a wyraz twarzy ukazał przesadzony, cierpiętniczy obraz.

—Niestety nie ćpałem niczego. O ile mogłoby być to lepsze!—powiedział dramatycznie, ale szybko porzucił swój żartobliwy akt i na licu znowu wymalował się obraz satysfakcji, tym jednak razem połączony z czymś tajemniczym—Możesz pozwać, nie mój pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Powiem ci tylko tajemnicę, Lusia. Nigdy nie przegrałem sprawy i nigdy to się nie stanie.

Zamyślił się na chwilę, odchylając się na piętach obserwując ciemny sufit.

—Luiza, Luiza, Luiza—mruknął do siebie cicho, ale po chwili niespodziewanie schylił się, by jego głowa była na tym samym poziomie, co głowa dziewczyny—Luzia to nie jest japońskie imię. Nie wyglądasz też na Japonkę. Luiza, Luiza. Brzmi portugalsko lub słowiańsko. Rosji, ani Portugalii już nie ma. Oba kraje poszły się jebać.

Nagle przez jego ciało przeszło olśnienie i roześmiał się głośno.

—Cesarz czesał włosy cesarzowej, cesarzowa czesała włosy cesarza— polski łamaniec językowy wybrzmiał gładko, bez żadnego akcentu—Jesteś Polką Luiza?
                                         
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Gabriel/Jibrill | Mercury Okonma


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach