Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 18 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 12 ... 18  Next

Go down

Pisanie 13.01.15 22:26  •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
L całkowicie zignorował androida, który wdał się w rozmowę z barmanem. To wszystko stawało się jedną, wielką komedię. Słowa Marceline też nim nie ruszyły, tak samo jak ten "zabójczy wzrok" czy coś. Patrzył się w ścianę, pijąc w spokoju piwo. W sumie to nie chce mu się w to mieszać, dla niego ważne jest tylko to, by anioł zginął. Jeśli ona go nie załatwi, to on sam się nim zajmie i to w sposób dość brutalny oraz bardzo fascynujący, taki pełen rozkoszy i krwi. Tego właśnie mu trzeba w tej chwili. Tęskni za widokiem tej pięknej, czerwonej cieczy i rozrywanych ciał. Kiedyś robił rzeź za rzezią, a teraz to nie ma gdzie się tak bawić. Jego umysł tylko czeka na wygodną chwilę, by w szybkości przelecieć jak kosa przez tłum niewinnych istot, przy czym zrobi trochę roboty dla śmiertki. Kościaty cwel na pewno się ucieszy. On zawsze był pracusiem, zresztą nie miał co innego do roboty, a słowa "będę robił to do końca życia" zawsze brzmiały zabawnie z jego ust. Gościu zawsze miał te swoje poczucie humory, które tylko syna Szatana mogło rozbawić.
A wracając do sytuacji w barze, Gorgio właśnie wypił wystarczającą ilość alkoholu, po czym zapalił kolejnego papierosa, delektując się ciemnym dymem. Spoglądał kontem oka na androida. Zastanawiał się ile on pucuje swoje ciało i czy kiedyś będzie zardzewiały. Doprawdy ciekawa byłaby z nim walka. Pełna... Emocji i śrub. Może ma jakąś ludzką część, chociaż przypuszczam, że nawet mózgu nie ma. Może by tak wgrać mu wirusa? Idealny morderca z niego, ponieważ mógłby wybić nawet swoją rodzinę bez mrugnięcia okiem. Blondy zamachał ogonem, kończąc peta. Myślał co by tu teraz z sobą zrobić. Pogłaskał psa lewą ręką, a prawą założył maskę na twarz. Jego myśli krążyły wokół wszystkiego. Może by załatwił anioła? Albo wyszedłby stąd gdzieś indziej? Praktycznie to teraz nie ma nic do roboty. Może jedynie oglądać całą tą komiczną sytuację. Wokół niego zgęstniał czarny dym, który i na podłodze przybrał postać chmurnej "plamy", że tak to ujmę. Gdyby ktoś chciał podejść, zostanie ładnie unieruchomiony. Wolał być na wszystko ubezpieczony, bo nie wie jak obróci się cała ta sytuacja.
Swoje chłodne spojrzenie zawiesił na wilczurze, który zmaterializował się w kącie. Jack też dokładnie się mu przygląda, ale na L nie zrobił on żadnego wrażenia. W piekle widział o wiele gorsze, większe i mordercze stwory, a taki kundel to byłby dla nich smaczny posiłek. Oczywiście był silniejszy od jego psów i uroczy też był, ale co z tego? Jego czarne futerko i masywna postura nie zauroczą Gorgia! O nie! Bo on już ma swoje pieski (i to nawet trochę za dużo ich ma). Przeczesał swoje włosy, obojętnym wzrokiem wracając na odgrywaną szopkę.

||sorka, że tak długo, ale choroba mnie niszczy. I weny nie mam||
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.15 0:20  •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
// Dobra, bo Freedy'ego nie ma i nie ma, więc napiszę już ten post, najwyżej kolejka się zmieni. W sumie krótki post, gdyż wypadłam nieco z rytmu.

.......Gorgio, android, barman, reszta tłumu... skoro oni ignorowali jego, to on nie miał zamiaru tej sytuacji zmieniać. Jednak cały problem polegał na tym, że na własne życzenie ktoś się nim zainteresował. A tym „ktosiem” okazała się panna, która niewątpliwie dzisiejszego dnia w planach miała zabójstwo pewnej osoby. Skoczek tymczasem perfidnie przerwał jej to jakże ważne dla wszystkich przedsięwzięcie. Podsumowując; skoro powiedziało się a, trzeba powiedzieć też b.
- Też wzrostem nie grzeszysz – mruknął, uśmiechając się krzywo.
Wyprostował się, swobodnie strzepując jakieś drobinki brudu ze swojej bluzy, jakby miało to diametralnie zmienić jego wygląd. Tak naprawdę po prostu musiał zrobić coś ze swoimi dłońmi, przeczuwając, że w innym wypadku dostanie jakiegoś tiku nerwowego. Tym bardziej, że wypowiedź androida nieco go rozbawiła, chociaż bardziej zakrawało to na czarny humor.
Kończąc jednak już ów wątek z czarnym humorem, Christopher w miarę szybko wyłapał kolejny ruch, wykonany przez dość niespodziewanego osobnika... po prostu nie widział tutaj wcześniej psowatego pobratymca. Przekrzywił subtelnie głowę, kierując po chwili spojrzenie na Marcelinę i mimowolnie unosząc lewą brew do góry. Owszem, wiele faktów rejestrował z pewnym opóźnieniem, ale... nie przegapiłby chyba przejścia przez próg baru ów stworzenia. Ogólnie rzecz ujmując równie dobrze mógł być to jakiś wymordowany, albo gość będący tu wcześniej, ale mina barmana raczej nie wskazywała na taką ewentualność. Poza tym, wątpliwie, by wpuścił tutaj psa albo wymordowanego w takiej formie. Umysł Christophera już zaczął pracować na wysokich obrotach, tworząc możliwe scenariusze, analizując to, co dotychczas zdążył zaobserwować. Niemniej jak na razie jego uwaga w znacznym stopniu koncentrowała się na nieznajomej i jej ofierze, a Skoczek wolnym, bardzo uważnym krokiem (coby przypadkiem się nie potknąć) zaczął podchodzić bliżej, bo przecież w niektórych momentach jego instynkt samozachowawczy brał sobie wolne. Nie chciał dopuścić to nagłego podpalenia mężczyzny z poprzednich powodów oraz kolejnych, że mogłoby wtedy generalnie dojść albo do wielkiej paniki (gdzie pewnie zostałby stratowany) albo do jakiejś cholernej bójki (gdzie najpewniej musiałby się chować pod stołem).
- W każdym bądź razie niewątpliwie miłym byłoby założenie, że dzisiaj jest szczególny dzień, w którym można komuś podarować życie – powiedział ostrożnie, zatrzymując się pod ladą baru, w odległości paru kroków od nieznajomej – poza tym, zabójstwo to przecież indywidualna sprawa, nie lepiej robić to w jakimś zaciszu?
Hmh, jeśli dalej tak ta rozmowa będzie przebiegać, to najprawdopodobniej Skoczka uznają za świrniętego. Aczkolwiek lepsze to niż nic. Ponoć.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.15 14:38  •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
Na zewnątrz z każdą kolejną minutą robiło się coraz zimnej. Nathair naciągnął bardziej czapkę na głowę, oraz podsunął wyżej szalik, chcąc chociaż trochę bardziej ochronić twarz przed siarczystym mrozem, który coraz bardziej szczypał go w skórę. Mimowolnie przyspieszył, nie odwracając się nawet za siebie, by sprawdzić czy pozostała dwójka podąża za nim. Wzrok miał jedynie utkwiony przed siebie, mając nadzieję, że już niebawem na horyzoncie zacznie majaczyć się zarys budynku, miejsca gdzie zmierzali.
Nathair osobiście nie przepadał a tego typu miejsca. Śmierdzące piwskiem i starymi ludźmi zbiorowiska, gdzie przychodzono tylko po to, by się urżnąć i nic ponadto. Może i myślał oraz kierował się stereotypami, aczkolwiek nigdy też nie miał zbytniej okazji ich rozwiać. No i sam ku temu też nie zmierzał.
Kiedy wreszcie wszedł do środka, ciepło pomieszczenia wręcz uderzyło w niego z namacalną siłą. Od razu poczuł jak rozchodzi się po jego kościach wywołując przyjemny dreszcz. Ściągnął czapkę strzepując śnieg na brudne, poplamione deski podłogi i wcisnął ją do kieszeni kurtki, którą rozpiął wchodząc w głąb baru.
- Coś chcecie? Stawiam. Skoro telefon mam dostać od ciebie za darmo, to pozwól mi chociaż coś postawić tobie I twojemu bratu. Nie lubię być dłużnikiem. – rzucił cicho podchodząc do baru i wymusiwszy jakże przyjemny uśmiech, odezwał się do barmana.
- Dla mnie coś ciepłego, jak da radę. Cokolwiek, byle bez alkoholu. – poprosił i kiedy Rhy oraz jego drugi towarzyszy złożyli swoje zamówienia, wyjął z tylnej kieszeni jakieś drobniaki, wręcz kotlaki i zapłacił nimi. Każdy pieniądz miał swoją wartość w tych czasach. Czekając na zamówienie zajął miejsce przy obskurnym stoliku, który zdawał się, że lada moment runie na ziemię pod ciężarem samego kurzu. Dopiero teraz mógł pozwolić sobie na przesunięcie wzrokiem po zebranych osobach a barze, na dłużej zawieszając spojrzenie na dziwnej dziewczynie… samicy? Czymkolwiek ona nie była. Doprawdy, dziwne stworzenia w tej Desperacji. Szybko jednak oderwał od niej wzrok i przeniósł na jasnowłosego. A raczej na jego żółtą chustę. Jeden z Kundli. Mimowolnie usta anioła wykrzywiły się nieznacznie.
Straciwszy nimi zainteresowanie, nachylił się bardziej w stronę swoich towarzyszy i szepnął tak, żeby tylko oni usłyszeli.
- W razie co nie jestem aniołem. Nie na terenach Desperacji. – ostrzegł, by przypadkiem nie zwrócili się do niego w ten sposób przy obcych. Nathair wolał nie zdradzać się przed kimkolwiek odnośnie swojej rasy. Zwierzęta zamieszkujące te miejsca bywały bardzo… okrutne i zachłanne. Żyjące stereotypami. Mogłyby wziąć Nathaira za znakomity kąsek jeśli chodzi o jedzenie czy też inne dobra materialne, a tego chłopak nie chciał. Jeszcze brakowało mu wymorowanych pałętających się po jego domu w Edenie. No już ci.
W końcu mogli odebrać swoje zamówienie. Chłopak zerknął w swój obszarpany kufel, wpatrując się w dziwną, złocistą ciecz z pewną dozą niepokoju. Nachylił się i powąchał. W sumie pachniało nawet ładnie. Jak miód. Niepewnie wsunął koniuszek języka do kufla i posmakował dziwnej cieczy. Yup, zdecydowanie miód. Ale taki dziwny, bo ciepły i trochę cierpki. Ale generalnie nie wyglądało to aż tak źle. A po dwóch łykach było całkiem dobre. Plus, momentalnie poczuł jak ciepło rozchodzi się po jego ciele, a na policzkach widnieją dwa, śliczne rumieńce. Zdecydowanie to, co mu podali było pyszne.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.15 15:32  •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
Im zimniej się robiło tym większy ogarniał ją niepokój.
Mrozy naprawdę nie były jej przychylny, a zaczynała się obawiać, że ten rzekomo utrzymujący temperaturę ciała strój prędzej czy później zacznie zawodzić. Naprawdę nie chciała wylądować znowu na stole operacyjnym. Tak jakby mało musiała się zajmować wszystkimi tymi sztucznymi częściami. Bo tu coś skrzypi, tam przestaje łączyć, tu zaczyna drażnić skórę, tam pada zasilanie. Już raz miała przygodę, gdy ledwo wyszła poza mury, gdy nagle jedna z nóg odmówiła jej posłuszeństwa i zaryła twarzą o śnieg.
Zdecydowanie zima była najgorsza.
No i rzecz jasna moment, w którym zdaje sobie sprawę, że zapomniała zrobić pod wieczór przeglądu. Czuła się jak ludzki mechanik!
Poszła w ślady Nathaira naciągając mocniej czapkę na głowę i przywołała Rileya bliżej nogi, by choć odrobinę skorzystać z jego ciepła.
W końcu zauważyła zarys budynku. Zerknęła kątem oka na Nathaira. Właściwie jej odbiór podobnych miejsc niemalże zgadzał się z jego, choć do zapachu piwska dodałaby też odór nawalonych studentów i innych uczniakow szukających jednonocnej przygody. Z tą różnicą, że ona w podobnym towarzystwie obracała się w każdy weekend, w końcu pracowała jako kelnerka. Czasem zastanawiała się nad zmianą lokalu. Zawsze przecież mogła poszukać zatrudnienia w jakiejś spokojniejszej kawiarence, czy coś w ten deseń. Niemniej kluby bardzo dobrze płaciły, a warunki w "GoGo" nie były takie złe. W końcu nikt jej nigdy nie zaczepiał, wiedząc że zaraz wyleciałby na zbity pysk. Ostatnimi czasy to bardziej ona zaczepiała klientów. Niemalże się uśmiechnęła na samo wspomnienie.
Weszła do budynku tuż za Nathairem i poszła w jego ślady zdejmując zarówno czapkę, jak i szalik. Pozostawiła jednak narzucony na głowę kaptur, tak by inni znajdujący się w barze mieli trudności z rozpoznaniem jej twarzy.
- Riley, spokój. - rzuciła krótko, a pies niemalże od razu przestał płonąć. Wczłapał tuż obok jej nogi do baru i powęszył w powietrzu, niemalże od razu kichając. Spojrzała na niego z niejakim współczuciem. Pomimo ślepoty jego pozostałe zmysły były wzmocnione, nie potrafiła więc sobie wyobrazić jak mocno odczuwał woń alkoholu, która nawet zwykłym ludziom mogła się wydawać nieprzyjemna. Albo wręcz przeciwnie. Wszystko zależało w końcu od pojedynczej jednostki.
Poklepała go po łbie i rozejrzała się dookoła, idąc w ślad za Nathairem.
- Dla mnie to samo. - nie kłóciła się z nim. Każdy powinien mieć jakąś możliwość odwdzięczenia się za przysługę. Rhyleih właściwie nigdy nie piła alkoholu. Przed wypadkiem była tym 'w miarę grzecznym typem', który unikał używek jak ognia, natomiast po nim... poradzono jej, by po niego nie sięgała. Tak na wszelki wypadek, by nie obciążać ciała. Czy też jego resztek.
Usiadła naprzeciwko różowowłosego przywołując psa do swojego boku, tak by usadził się obok krzesła. Miała tylko cichą nadzieję, że nie zacznie kichać. A jak już będzie mu się na to zbierać, będzie musiała odwrócić mu pysk w drugą stronę. W końcu nie chciała zostać zapamiętana jako "Ta, która spaliła bar wraz ze swoim psem, wróg Desperacji numer jeden". Była pewna, że ten lokal był dość mocno ceniony przez Wymordowanych mieszkańców.
Ona również przez chwilę rozglądała się wokół. Właściwie to kiedyś myślała, że nic jej już nie zdziwi. W końcu nie na co dzień twój brat zostaje pajęczym zombiakiem. Niemniej każda istota, na którą tu wpadała była zupełnie inna. Niektóre łączyły puchate uszy, ogony, inne długie kły, pazury... ale nadal pozostawali zupełnie odmiennymi ludźmi. Potarła policzki dłońmi, chcąc przywrócić nieco krążenia w zamarzniętej twarzy, choć raczej nie miała co liczyć na zdrowy kolor skóry. Zawsze była cholernie blada. Jak jakiś wampir. Pewnie gdyby podobnie jak brat stała się wymordowanym, zmieniałaby się w nietoperza. Albo w popiół, pył, prochy czy inne paprocie. Czy to w ogóle było możliwe? Pewnie nie.
- A ja... wiesz kim. Zabiliby mnie w ciągu sekundy. Nawet nie miałabym czasu nic wytłumaczyć. - parsknęła niezbyt rozbawionym śmiechem. Taka była prawda. Szpieg S.SPEC w Desperacji? W dodatku poniekąd stojący po ich stronie? Bzdura. Nikt by w to nie uwierzył, próbowaliby pozbawić ją głowy bez zastanowienia. Tak szczerze mówiąc to Rhyleih nie lubiła walczyć. Bić się - owszem. Potyczki zawsze były w cenie, pozwalały jej utrzymać formę. Ale mordercza walka, gdzie atakują cię niczym dzikie zwierzęta chcąc jedynie twojej śmierci... musiałeś odpowiadać tym samym. Albo zginąć.
Rhyleih naprawdę nie lubiła mieć krwi na rękach. W dodatku wplątywanie w to Nathaira i Webbera? Nie. To nie miało prawa się wydarzyć.
Po odebraniu swojego zamówienia, zerknęła na nie z niejaką ciekawością i poruszyła parę razy kuflem. Zerknęła na Nathaira badając jego reakcję, po czym sama postanowiła spróbować. Przy takiej pogodzie podobny napój był wręcz idealny. Odstawiła kufel na stolik, oplatając go dłońmi.
- Tak właściwie to co tu robisz, Nath? Znudził ci się twój... ogródek? - zapytała zastępując 'Eden' pierwszym lepszym słowem jakie przyszło jej do głowy. W końcu wycieczki do Desperacji... może usłyszenie podobnych słów z jej ust byłoby hipokryzją, ale raczej nie było to miejsce, w które udawali się znudzeni osobnicy. Szczególnie zimą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.15 16:37  •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
Spojrzała na Skoczka z nieudawaną obojętnością. Straciła nim zainteresowania dość szybko - nie mogła go nazwać piątym kołem u wozy czy wrzodem na pewnej części ciała - był jej mocno obojętny, mimo wszystko nie omieszkała się go wysłuchać, nie przerywając, a nawet mu odpowiedzieć. - Zabójstwie? - zapytała, odchylając znacznie lewe ucho, robiąc lekko zdziwioną minę. Wzruszyła ramionami i odwróciła się w stronę drzwi - doskonale słyszała skrzypnięcie starych drzwi i kroki, które kierowały się w ich stronę. Zupełnie nieznajoma twarz - i cisza jego myśli, co wykluczało opcję kolejnego wymordowanego w barze. Udawała. Z wielką chęcią wgryzłaby się w szyję tego tchórza. Nie, nie była wampirem, ale wgryzając się w nadgarstek, raczej nie spowoduje jego śmierci, a przynajmniej nie tak efektownej, jak ta spowodowana przegryzieniem tętnicy.
W końcu spojrzała dyskretnie na dwójkę nowo przybyłych - czerwonowłosa również nie była zarażoną wirusem X. Po jej wyglądzie Marcelina była niemal pewna, że należy do Łowców - dopóki nie zauważyła heterochromicznych oczów. Wtedy i jej lewe oko, mieniące się dotąd mdłą czerwienią, stało się kolorem łamanym rubinem i fioletem.
Do jej nozdrzy dotarł bardzo znajomy zapach, od którego ponownie zjeżyła jej się sierść na karku, kły niemal wysunęły się, niczym u wampira czującego słodką, płynącą jeszcze krew. - Pies... znowu - warnęła cicho, nagle odskakując, niemal przewracając leżące krzesło. Przed sobą dostrzegła ogromną, niemal dwumetrową sylwetkę - cień zakrywał jej twarz, jednak Marcelina doskonale wiedziała, kim był owy mężczyzna. - C... - zaczęła, rzucając w końcu oskarżającym spojrzeniem jej starego znajomego, który bezradnie patrzył na dwójkę, ze zdziwionym spojrzeniem - TY! - warknęła, a w mgnieniu oka dwie wielkie, przednie kończyny ogromnego mutanta chwyciły ją za bluzę i uniosły ponad sześćdziesiąt centymetrów nad ziemią. Lodowe oczy patrzyły wprost na wyrywającą się w szale i narastającym przerażeniu. - W końcu... - zaczął, a jego męski głos rozniósł się po sali - Ej, czego ty chcesz, kolo?! - zaczęła, próbując chociaż rozluźnić uścisk. Bez skutków - To nie moja wina, że zgarnęłam całą wygraną! Nie umiesz przegrywać? Wiem, że dalej Cię to boli, frajerze. - ...myślałaś, że Ci wszystko przejdzie, kurwa, płazem? - przestała się wierzgać. Tylko napastnik dostrzegł lekki uśmieszek na jej twarzy. Owszem.
Jej ciało stało się przezroczyste. Prześlizgnęła się przez jego palce niczym woda, piasek, popiół - nawet nie upadła, a wsiąknęła w ziemię, zupełnie jak duch. On wściekł się, nie zauważając, jak ta pojawia się za nim. Środkowy palec uniósł się prosto w jego stronę. Rzuciła się w stronę drzwi, które... zatrzasnęły się zbyt szybko, by zdązyła ponownie się zdematerializować. Uderzyła w nie z dość dużą siłą. No tak, Daniel nie był człowiekiem. Był aniołem i również posiadał telekinetyczne zdolności. Odwróciła się i naparła na drzwi plecami, marszcząc niebezpiecznie brwi. Jakoś się stąd wydostanie. Jego usta uniosły się, pokazując szereg białych zębów - Zapłacisz mi za to. - Wal się. Hazardziści...
Odepchnęła go, gdy ten przybliżył się jeszcze bardziej. - Co, chcesz wojny? - warknęła, łapiąc za klamkę - To będziesz ją miał. - dodała cicho, niemal szeptem, otwierając drzwi i wychodząc. Bar mógł odetchnąć. Podpalaczka wyszła, wcześniej przeganiając kilku klientów.
z/w


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 28.03.15 12:47, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.03.15 14:25  •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
Zimno... robiło się coraz zimniej, czy tylko jemu tak się wydawało? Chłopak co rusz pocierał ramiona dłońmi, starając się ogrzać. Nie było tak źle prawda? Bywało o wiele gorzej. Tylko w takich momentach, mógł się objąć wszystkimi odnóżami, to dawało ciepło. Później zawijał się w swoisty hamak, mając w tej samej jaskini te ogniste Psisko.
Teraz jednak nie miał tej możliwości, ukrywał swoją prawdziwą naturę, ale na jak długo? Westchnął cicho gdy zobaczył cel ich wędrówki. To znaczyło, że będzie musiał mijać się z innymi przedstawicielami różnych ras i tak dalej. Lepiej można powiedzieć, że będzie musiał znów być wśród "ludzi". No nic, jak mus to mus.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że mimowolnie zwolnił tępo w jakim się poruszał. Anioł niemalże dochodził do drzwi, siostra też był dużo przed nim. Potrząsnął głową chuchając na dłonie i tak będzie przecież musiał tam iść. Nie chciał tak szybko rozstawać się z siostrą. Przyspieszył by ich dogonić.

Od razu na wejściu uderzyła go znajoma mieszanka... woni i ciepła. No nic, jak zwykle to po prostu przełknie. Mógł się tutaj przynajmniej ogrzać, szybko rzucił okiem na wszystkich zebranych. Nie przyglądał się zbyt długo - to mogło być niebezpieczne - po prostu sprawdził, kto i gdzie. Ruszył za siostrą automatycznie wyłapując kilku "znajomych" w różnych częściach lokalu. Nie mówił nic o nich, Rhy mogłaby tego nie przeżyć. WRÓĆ. Oni. Mogli by tego nie przeżyć.
Nie chcąc się jakoś szczególnie wyróżniać zamówił to samo. Skoro i tak nie on płacił to czemu nie? Osobiście brał zawszę coś co można było nazwać pochodną herbaty. Okoliczne chwasty miały nawet dobry posmak...
Usiadł obok siostry dbając oczywiście o bezpieczny odstęp między nimi. Na słowa towarzyszy zaśmiał się cicho.
- Tylko ja nie muszę się kryć? - mruknął bardziej do siebie niż do nich, już raczej bez wesołej nutki w głosie. Zerknął na sytuacje przy barze. Wyglądało na to, że zaczyna się kolejna burda? W sumie nie było to tutaj nic nowego, dlatego szybko wrócił do swojego kufla, który lata świetności miał już dawno za sobą, ale cóż zrobić. Chyba jako pierwszy bez obaw przechylił swój kufel wlewając jego zawartość do ust. Najważniejsze by rozgrzewało, a jeśli będzie nawet smakować.. to jeszcze lepiej. Mlasnął zadowolony i spojrzał w stronę sufitu, by przywitać się z małym mieszkańcem tej rudery, który powoli zaczął się opuszczać w ich stronę. Później przysłuchał się rozmowie... ogródek? Czy odkodował przekaz przesłany Aniołowi? Możliwe, chociaż na takiego nie wyglądał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.03.15 17:08  •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
Oczywiście, że nie miał zamiaru zdradzić komukolwiek, kim była Reylih. Nie był ani głupi, ani też nie był jakąś podłą szują. Choć kobieta okropni go denerwowała, niejednokrotnie przyprawiając o białą gorączkę, to mimo wszystko aż tak jej nie nienawidził. Miewała swoje odpały, nawet dosyć często, aczkolwiek była do wytrzymania. Wszakże aż tak często się nie widywali, tak więc nawet swoim męczącym zachowaniem nie przytłaczała go aż tak bardzo.
Co prawda pomieszczenie do najciekawszych nie należało, było brudno, parno i śmierdziało, ale Nathair bywał w zdecydowanie gorszych miejscach. To było znośne, a i tak nie zamierzał siedzieć tutaj znowu aż tak długo. Wypije do końca zawartość kufla, pożegna się ładnie, umówi z dziewczyną na jakiś dzień i tyle po nim śladu będzie.
Z każdym kolejnym łykiem złoty napój smakował mu coraz bardziej, przyjemnie rozgrzewając od środka i pozostawiając w gardle oraz na wargach słodkawy posmak. W sumie potem zapyta barmana, co też za magiczny specyfik mu podał.
- Chcę się z kimś spotkać. – odparł  automatu, nie chcąc zdradzać o kogo chodzi. Rhyleih wiedziała o Nathairze stosunkowo mało. To, że był aniołem, mieszkał w Edenie i jak się nazywa. To wszystko, nawet nazwiska jej nie podawał. Chłopak uważał, że mimo wszystko nie powinno się zdradzać swoich danych nowo napotkanej osobie. Bo w sumie z Rhy dość… mało się znali. Parę razy na siebie wpadli i właściwie to wszystko. Nie ufał jej. Zresztą, tak szczerze powiedziawszy to Nathair ufał może czterem osobom z całego grona jego „znajomości”. Taki już jego urok.
Z zamyślenia wyrwało go małe zamieszanie parę metrów od ich stolika. Z nieco znudzonym wyrazem twarzy odwrócił głowę w tamtą stronę, przyglądając się scenie, która idealnie wkomponowała się w wystrój i codzienność takich miejsc ja te. Nie zamierzał reagować ani też ingerować. Nie chciał się mieszać, bo to ściągnęłoby na jego osobę niepotrzebną uwagę otoczenia. A tego nienawidził. Wolał nie rzucać się w oczy. Z drugiej zaś strony, cóż, był aniołem. Może nie stereotypowym, może nie do końca krystalicznie czystym i dobrym, ale wciąż. Musiał coś zrobić. Cokolwiek, bez oficjalnego mieszania się.
Poruszył lewą stopę, nieco ją uniósł i delikatnie stuknął o brudne i splamione jakimiś dziwnymi cieczami deski. Nikt nic nie widział, niepostrzeżenie. Po drewnie przemknęło coś jasnego i iskrzącego się, i nim agresor oraz damski bokser w jednym zdążyliby w jakikolwiek sposób zauważyć, bądź zareagować, elektryczny mały wąż przesunął się po ciele, skupiając w okolicach lewej części klatki piersiowej.
TRZASK.
Porażenie prądem nie było mocne, nie na tyle, by zabić, ale strzeliło wprost w klatkę piersiową, w okolice serca. A to wystarczyło, by oponent dziewczyny odskoczył gwałtownie w tył, piszcząc przy tym jak zarzynany prosiak, czując nieprzyjemne kołatanie w klatce piersiowej oraz mrowienie lewej strony. Łapczywie łapiąc oddech, przykucnął na jedno kolano, zaciskając palce na swojej piersi i wpatrywał się szeroko otwartymi oczami przed siebie. To powinno wystarczyć, by poczuł się skołowany oraz otumaniony. Kobieta powinna odczytać aluzję i skorzystać z momentu, by uciec. A jeżeli tego nie zrobi – no cóż, niech radzi sobie sama. Nathair i tak sporo zrobił.
Wciąż jak gdyby nigdy nic wypiły kolejny łyk gorącego napoju. Czerwone policzki po mrozie bardzo szybko zaczęły zastępować rumieńce wywołane alkoholem. Oczywiście, że Nathair nie był pijany, jednakże, cóż. Po pierwsze, nigdy nie pił alkoholu. Po drugiej, nie miał od południa niczego konkretnego do jedzenia w ustach a po trzecie, nie wiedząc co pije, mimowolnie sam sobie narzucił dość spore tempo, by w efekcie końcowym w jego kubku została jedynie połowa zawartości napoju.
- Długo tu mieszkasz? – zagadnął chłopaka siedzącego z nimi przy stoliku.
- I swoją drogą chyba się nie przedstawiłeś. – Nathair, wow, taki uczący kultury, a menda sam się nawet nie przedstawił. Ale dobra. W sumie tak naprawdę był ciekawy jakim cudem chłopak został wymordowany. Znaczy się domyślał się paru rzezy i w jego głowie pojawiło się sporo różnych teorii na ten temat, drugiej jednak strony nie chciał zbytnio pakować się butami w ich życie prywatne, dlatego też…
- I jak umarłeś? - …. Dlatego też powinien zachować wszelką subtelność, której nie posiadał. A nie, jakąś posiadał. Nazywało się to subtelnością walca drogowego.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.15 0:13  •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
Kogoś.
Nie wnikała jakoś specjalnie kogo. Skoro nie wymienił z imienia to ani tej osoby nie znała, ani on nie chciał by ją poznała. Nie drążyła więc tematu.
Uszy Rileya uniosły się do góry, gdy bar wypełniły podniesione dźwięki.
Dziewczyna zerknęła na niego kątem oka i podążyła wzrokiem ku zamieszaniu, które się rozgrywało.
Wyglądało to na jakieś niedokończone porachunki na zasadzie spłacenia długu czy coś w ten deseń. Zerkała na potyczkę z pewnym przejawem zaciekawienia. Zwłaszcza, gdy dziewczyna zrobiła tę sztuczkę ze znikaniem.
Rhyleih miała ochotę zaklaskać, lubiła podobne 'przedstawienia'. Całe szczęście powstrzymała ten dość głupawy odruch, oszczędzając sobie zajęcia miejsca wroga na kolejnej liście innej osoby.
Upiła kolejny łyk z kufla i zamachała nogą pod stolikiem zaraz zauważając jednak, że jej faworytka niestety nie do końca zdołała uciec. Drzwi zamknęły się tuż przed jej nosem.
Cała ta scena przestała wyglądać ciekawie. Rhyleih drgnęła nieznacznie na siedzeniu i zerknęła na swoje psisko gotowa do wydania mu rozkazu, jak i zerwania się w kierunku nadgorliwego napastnika.
Nie było jednak takiej potrzeby.
Nagle bez najmniejszego ostrzeżenia przeciwnik dziewczyny odskoczył w tył jakby go prąd kopnął. Przyglądała się całej scenie z niejakim zdumieniem i obróciła w stronę towarzyszy z nieco niedowierzającą miną.
- O rany, widzieliście to? - zapytała podnieconym głosem niczym mała dziewczynka, ponownie patrząc w stronę niedysponowanego hazardzisty.
Postukała palcami w stolik, kręcąc przy tym głową z wyraźnym niedowierzaniem. Ten świat, do którego powinna rzekomo być przyzwyczajona, cały czas ją zdumiewał. Ile jeszcze rzeczy zobaczy, które doprowadzą ją do podobnego stanu?
Ciekawe czy to dziewczyna miała podobne moce oprócz dematerializacji? Trzeba było na nią uważać, zdecydowanie.
Riley zawarczał cicho pod stołem, uciszyła go jednak, głaszcząc po łbie.
- Cicho piesku. Nie potrzebują nas. - ruda była jedną z tych osób, które wierzyły, że zwierzęta rozumieją co do nich mówi.
I miała gdzieś czy rzeczywiście tak było, czy też reagowały wyłącznie na ton jej głosu i inne podobne bzdety. Najważniejsze, że psisko z powrotem opuściło łeb na łapy i zaczęło 'drzemać'.
No ale taką scenę trzeba było uczcić! Zwłaszcza, że jej kufel, w którymś momencie zrobił się pusty. Ale ten napój był taki smaczny... ciekawe co to było.
Przeprosiła swoich towarzyszy machając dłonią i podeszła do lady z uśmiechem, nachylając się ku barmanowi.
- Jeszcze jedną kolejkę tego samego. Albo nie. Dwie kolejki. Tak. - zapłaciła z wyraźnie wesołą miną, zaraz wracając do stolika i usiadła na swoim miejscu nucąc coś pod nosem.
Nie chciała się wtrącać do pytań, które Nathair zadał jej bratu, dopóki nie usłyszała tego dotyczącego jego śmierci. Momentalnie umilkła, przybierając poważną, nieco odległą minę i spojrzała na różowłosego przechylając głowę w bok.
- Ja go zabiłam. - wyprzedziła Suzuyę z odpowiedzią, zaraz odchylając się na krześle, by wlepić wzrok w sufit.
Cóż za ciekawy obiekt obserwacji. Mogłaby spędzić tak całe życie kontemplując nad sensem życia, jak i śmierci, sprawami politycznymi, tym jak się wyrwać spod władz S.SPEC... albo po prostu uciekać od przeszłości.
W tym momencie chodziło głównie o to ostatnie.
Ostatecznie spojrzała jednak na Webbera i uśmiechnęła się nieco nieobecnie, dopóki nie postawiono przed nimi kolejnych kufli.
- Jej! - no proszę jak niewiele potrzeba dziecku, by było szczęśliwe. Wystarczyło nieco miodu.
Szkoda tylko, że nie miała zielonego pojęcia co właściwie pije.
Ona.
KELNERKA, która musiała rozróżniać wszelkie alkohole w swojej pracy, by móc je polecać klienteli. Było to tak absurdalne, że aż niemożliwe.
Cóż, z reguły jednak poznawała je po butelkach, nie zapachu czy smaku. Nie była koneserem i piła po raz pierwszy w życiu.
Co spodobało jej się do tego stopnia, że z cichym śmiechem zarąbała kufel swojego brata, nie przejmując się tym, że ma przed sobą drugi własny.
Ciekawe czy spróbuje jej go ukraść?
Zerknęła na niego sponad naczynia z cwanym uśmieszkiem... jej oczy pozostały jednak chłodne.
Tylko spróbuj to urżnę ci ręce.
Miiiłość rooośnie woookół naaas~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.15 17:56  •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
Spokojnie siedział i kołysał delikatnie kuflem wprowadzając znajdującą się w nim ciecz, w delikatny ruch. Przysłuchiwał się rozmowom w barze jak to miał w zwyczaju, przyglądając się co jakiś czas pajęczakowi, który z wolna wspinał się, to opuszczał na swojej sieci. Nie uszło też jego uwadze dziwne zachowanie dwójki przy barze. Czy też raczej szczególnie jednej - dość agresywnej osoby. Uniósł delikatnie brew w momencie, gdy napastnik odskoczył gwałtownie w tył z krzykiem i zwalił się na kolano, łapiąc się za pierś. Czyżby kolejna z umiejętności Wymordowanej? Trzeba przyznać, że widział już przeróżne umiejętności czy też moce wszelakiej maści Wymordowanych. Te jednak potrafiły go zaskoczyć za każdym razem. Uśmiechnął się delikatnie widząc reakcje siostry. Wystarczyło udać się w kilka "ciekawych" miejsc, żeby obejrzeć takie 'przedstawienie'. Jednak tam nie było gwarancji, że nie zostanie się przez przypadek wciągnięty w scenę.
- Lepiej po prostu się nie mieszać - mruknął wzruszając ramionami. W końcu mieli się nie wyróżniać prawda?
Ostatecznie to teraz on został zaatakowany pytaniami przez Anioła. Zaśmiał się cicho słysząc pierwsze z nich.
- Czy długo? Kto wie ile to już minęło... Wystarczająco długo by wiedzieć jak przeżyć. - dalej kołysał delikatnie kuflem. Szczęśliwi czasu nie liczą huh?
- O ile się nie mylę, chcąc poznać czyjeś imię, wypadałoby się samemu najpierw przedstawić? Chyba, że coś się pozmieniało ostatnio. Wiesz, nie docierają tutaj te wszystkie nowinki - wykrzywił usta w coś co zapewne miało być uśmiechem.
Kufel zastygł w bezruchu, gdy tylko usłyszał ostatnie pytanie.
Przez chwilę zaczął zastanawiać się co powiedzieć... za późno.
Rhy odpowiedziała za niego. Palce mocniej zacisnęły się na kuflu. Przez ułamek sekundy, cała konstrukcja delikatnie zadrżała sygnalizując granicę wytrzymałości. Odstawił kufel zanim udało mu się go zmiażdżyć.
W jego głowie zaczęły szaleć myśli. Więc ona naprawdę uważa, że to jej wina? Czy przez cały czas tego nie dostrzegał, czy też może nie chciał dostrzegać. Unikał tego, chciał zapomnieć.
Spojrzał na nią nieco mechanicznie, przez to wszystko jego emocje znów schowały się za lodową maską. Naprawdę chciałby teraz parsknąć śmiechem. Jednak przytłoczyła go ten fakt, nie potrafił zaprzeczyć czy powiedzieć cokolwiek.
Na szczęście z tego wszystkiego wyrwały go dodatkowe kufle, które pojawiły się na stole.
Następna chwila nieuwagi i jego kufel zniknął! Nie! Został skradziony przez Rhy!
- Ej...ej! - wyciągnął rękę by odebrać swoją należność, ale wychwycił jej spojrzenie. Zastygł w bezruchu. Nie wiadomo czemu, ale przeszedł go dreszcz, pojawiła się dziwna wizja utraty kończyny, a przecież on nie chciał tego kraść! Chciał to po prostu odzyskać, a to co innego.
Cofnął rękę i odpowiedział jej uśmiechem, dlaczego? Oj to nic takiego~ Nie był tu w końcu sam prawda? Scen robić nie będzie~
- Noo... oddaj noo... nie zmuszaj mnie by użyć... SIŁY! - wyszczerzył się nakładając duży nacisk na ostatnie słowo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.15 19:40  •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
Naprawdę musiał się powstrzymać przed krzywym uśmieszkiem, by nie zdradzić się przed Rhyleih oraz jej bratem. Dlatego też machnął lekceważąco ręką na wychwyty dziewczyny, niemo objaśniając, że takie rzeczy w Apogeum były na porządku dziennym. W sumie to było nawet zabawne. Obserwować, jak zwykła sztuczka potrafi wprowadzić kogoś w zachwyt. Ciekawe co Rhyleih powiedziałaby na pokazanie jej mocy w pełnej krasie. Albo jakby zobaczyła jakąś efektowną przemianę wymordowanego. W głowie już widział jej czerwoną twarz z podniecenia i ekscytacji. Aż miał ochotę roześmiać się pod nosem. Może kiedyś będzie miał szansę ujrzeć jej minę w takiej sytuacji.
Zmarszczył nieco brwi słysząc jej odpowiedź. Co prawda niby oficjalnie spodziewał się czegoś takiego, z drugiej zaś strony ciężko było coś takiego słuchać. Zastanawiał się ile w tym było prawdy a ile dziewczyna po prostu brała na siebie. Jakoś nie potrafił wyobrazić sobie czerwonowłosej w roli kata. I to w przypadku jej ukochanego braciszka. Bo wszelkie znaki na ziemi oraz nieba wskazywały na to, że chłopak był jej małym oczkiem w głowie. Nie zamierzał jednak drążyć tego tematu. Są rzeczy, które powinno się odpuścić. Zresztą, nie chciał też psuć dobrej atmosfery i relacji z Rhyleih, choć te i tak nie były jakieś bardo zżyte. Przynajmniej nie ze strony anioła.
Chłopak burknął coś niezrozumiałego pod nosem, zamierzając się wykłócać, że czemu niby to on ma pierwszy się przedstawić, ale koniec końców wymówił cicho swoje imię. Tak, że tylko wymordowany oraz jego siostra mogli je usłyszeć. Nathair nie lubił dzielić się z ludźmi swoimi danymi. Było to coś osobistego i mniej osób znało jego personalia, tym lepiej.
Sytuacja w barze zdawała się w końcu uspokoić. Anioł naprawdę miał nadzieję, że nie będzie już więcej niepotrzebnych burd, które przeszkadzałyby mu w upijaniu cudownego napoju. Właśnie, skoro mowa o tym, co pił….
To było cholernie dobre.
Ale tak dobre, że nawet nie wiedział kiedy opróżnił prawie dwa kufle. Nie bacząc na to, że Rhyleih postawiła kolejkę, on sam zapłacił za jeszcze jedną z własnej kieszeni. A co się będzie. Kto bogatemu zabroni.
A z każdym kolejnym łykiem czuł się dziwniej… ale przyjemnie. Nigdy przedtem czegoś takiego nie czuł. Kręciło mu się w głowie, czuł się, jakby balansował pomiędzy rzeczywistością a jawą, odrywany od codzienności, a wszystko dookoła zdawało się być odległe. Czerwone policzki, nieco przymulone, acz wciąż błyszczące oczy oraz szeroki uśmiech. Bo humor to mu dopisywał. A że język nieco się zaczynał plątać? Mały mankament.
Nathair raptownie przysunął wierzch dłoni do ust i zaśmiał się cicho, co z boku mogło wyglądać dość dziwnie. Niczym debil śmiejący się sam do kufla.
- W sumie… – zaczął I spojrzał na dziewczynę siedzącą obok niego, marszcząc przy tym brwi manifestując w ten sposób, że zastanawia się nad czymś głęboko.
Chwila napięcia.
- Rhyh. Rhyhlej. Powiedz mi… – kolejna dramatyczna przerwa na czknięcie - Czy ja wyglądam na geja? – – zapytał poważnie o czym świadczyła ta mała zmarszczka pomiędzy jego brwiami. Wpatrując się w dziewczynę niezwykle intensywnie po chwili kontynuował.
- Raz w dupę to chyba nie jest gejostwo! Gejoswtwo. Gejw… Gej… No. Lubić mężczyzn. Prawda? No. Może dwa razy. Ale nie więcej! – powiedział jeszcze bardziej marszcząc brwi i nachylając się w jej stronę.
- I nie myśl sobie, że mówię o mnie, ale o kimś innym. Tylko bądź ze mną szczera, Ryhelej. – dodał wreszcie odsuwając się i zwracając jej przestrzeń osobistą. Zerknął do swojego kufla i westchnął ciężko, orientując się, że nic tam nie ma. Rozejrzał się po stole i zauważywszy inny kufel do połowy pełny – zabrał go. A swój pusty postawił na miejscu tamtego.
Szkoda, że to był kufel Webbera.
I szkoda, że Nathair nie zauważył, że obok jego łokcia jest inny, pełny kufel.
Widocznie spodobał mu się bardziej Webberowy.  
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.03.15 15:36  •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
"Lepiej po prostu się nie mieszać".
Zerknęła na brata zachowując chwilowe milczenie. Szczerze mówiąc chyba nie spodziewała się po nim podobnej znieczulicy. Niemniej z pewnością miał rację. Teraz kiedy ta dała już sobie radę z napastnikiem, raczej nie było potrzeby mieszania się do spraw innych. To tylko mogłoby ściągnąć na nich niepotrzebną uwagę. Od początku natomiast ich planem było pozostanie niezauważonym w miarę możliwości.
Reszty wypowiedzi słuchała jedynie połowicznie. Ile już żył jako Wymordowany? Tyle co ona jako Android. Mniej więcej. Nie wiedziała jak długo trwa u nich przemiana.
Na dobrą sprawę sama tez nie wiedziała ile czasu właściwie spędziła w laboratorium, więc wierzyła im na słowo. Bo co innego jej pozostawało?
Kiedy jednak usłyszała wypowiedź brata o przedstawianiu się, niby to przypadkiem kopnęła go w piszczel. Uciekła jednak zaraz wzrokiem w bok udając, że to nie ona.
Taka niewinna!
Niewinność wręcz od niej biła.
- Co ej, co ej? Jak ty się do siostry zwracasz? Nie jestem psem. Bez urazy, Riley. - zerknęła na psisko kątem oka i zaraz zmarszczyła brwi w wyraźnej konsternacji, widząc jego wyszczerz.
- Och tak? Siły powiadasz? Możemy to rozstrzygnąć siłując się na ręce, mi pasuje. - oparła się łokciem lewej, mechanicznej ręki o stół i poruszyła parę razy palcami, zaraz zaciskając je w pięść. Uniosła przy tym jedną brew, patrząc na Webbera wzrokiem typu "No dawaj, cwaniaczku".
A drugą uniosła kufel wypijając jego zawartość do dna.
- Albo masz. - rzuciła bezczelnie przysuwając mu naczynie jakby nigdy nic z pokpiewającym uśmieszkiem.
Przemiana wymordowanego? Widziała je dość często choćby przez brata. Odrzucały ją. Zwłaszcza to przerażające łamanie kości za każdym razem, gdy chował odnóża. Na samą myśl robiło jej się słabo.
Niemniej zobaczenie podobnej mocy prawdopodobnie wprawiłoby ją w zachwyt. Przyprawiony nutą strachu, w końcu nic nie jest tak groźne dla androidów i innych jej podobnych, jak właśnie elektryczność. Nadal ją to jednak fascynowało. Ciekawe czy kiedyś bardzo pożałuje własnej ciekawości.
Pewnie nawet gdyby tak się stało i tak niewiele by z tym zrobiła. Pozbawić Rhyleih ciekawości to jak pozbawić ją życia.
Dziewczyna popijała napój równo z Nathairem, bujając się wesoło na krześle na boki z wyraźnym zadowoleniem. Właściwie sama nie wiedziała dlaczego się tak cieszy, ale niezbyt jej to przeszkadzało. W końcu trzeba cenić wszystkie podobne momenty!
Do momentu kiedy świat nie zaczął jej nieco wirować.
- Myślałam, że jesteśmy w barze, a nie na karuzeli. - powiedziała powoli, dokładnie wypowiadając każde słowo z osobna. Miała lekkie problemy ze skupieniem się, co wyraźnie ją zastanawiało. Nie miała pojęcia skąd taki, a nie inny stan.
Przyglądała się jednak Nathairowi, który wyraźnie zaczął coś do niej mówić.
- Geja? - zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu marszcząc brwi w wyraźnej konsternacji. Czy wyglądał na geja?
- Ktoś ci tak powiedział? Nakopię mu. - burknęła jeżdżąc kuflem na boki po stole. Może przyczepili się do koloru jego włosów? Lubiła je. Były takie... inne. Wyróżniał się w tłumie. Znała i widziała też dużo chłopaków podobnych mu wzrostem czy posturą. W zasadzie byli dosć popularni, szczególnie wśród tych 'hipsterskich dziewczyn'. Wymruczała coś pod nosem niewyraźnie i potrząsnęła głową.
- Czy ja wiem. Możesz być, możesz nie być. To nic złego. - zabujała się ponownie na krześle, niebezpiecznie odchylając sie do tyłu. Zaraz ponownie jednak nachyliła się nad stołem i oparła twarz na dłoni przyglądając mu z uwagą.
- Ale jak dwa razy to chyba jesteś. Jest. Albo... może bi? Nie lubi dziew... dziewczyn? Ty... ten ktoś? - raz po raz poprawiała się drapiąc po głowie z niejakim zakłopotaniem i ponownie odchyliła w tył, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Ale to nic złego. Jakby Webber przyprowadził chłopaka to... - nie dokończyła co by się stało, bo ponownie jej uwagę pochłonął miód. Był po prostu zbyt dobry, by go sobie odmawiać!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  BAR  - Page 7 Empty Re: BAR
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 18 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 12 ... 18  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach