Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: M3 :: Centrum


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Trzy dni.
Tyle mieli tylko dla siebie. Ruuka po sytuacji przy murze dostał trzy dni wolnego, aby dojść do siebie, i choć początkowo Ylva widziała w jego spojrzeniu niezadowolenie, bo przecież "nic mi nie jest", to ostatecznie udało jej się namówić go do pozostania w domu. No i miała go teraz tylko i wyłącznie dla siebie.
Wskazówka zegara właśnie minęła godzinę szesnastą.
Ylva uniosła głowę znad przygotowanego stołu, opierając obie dłonie na biodra, uśmiechając się sama do siebie. Wszystko było gotowe. Skoro Ruu miał teraz okres wypoczynku i nie mógł iść z nią na randkę (na która chciała go zaprosić już od dwóch tygodni, ale nie mogła zebrać się w sobie), to przyniosła randkę do niego. Nakarmiła kota, wyprowadziła Kropka, który teraz spokojnie drzemał w kuchni na posłaniu - zostało najważniejsze. Obudzić śpiącego królewicza.
Klasnęła lekko w dłonie, odwróciła się na pięcie i podeszła do odsuwanych drzwi, które oddzielały mały pokój od salonu. Wsunęła się cicho do środka, a egipska ciemność momentalnie ją pochłonęła. Starając się nie wpaść na nic, co oczywiście ostatecznie nie udało jej się, gdyż zdołała chyba z dwa razy zaryć kolanem o meble, raz łokciem o ścianę i prawie twarzą o wiszącą lampkę, w końcu dotarła do okna i lekko odsłoniła rolety, wpuszczając nieco światła do pokoju.
- Pobudka~ - w końcu odezwała się przerywając ciszę, ale nie czekając na odpowiedź chłopaka, podeszła bliżej i zaczęła gramolić swoje cielsko na jego, kładąc się na jego plecach.
- Ruuuuchaaaan~ Pooobudka~ - - wymruczała do jego ucha, jednocześnie wsuwając palce w ciemne, już odrastające włosy. Gdy wyczula ruch pod sobą, wyprostowała się do pozycji siedzącej, schodząc z niego i siadając tuż obok, wciąż wpatrując się roziskrzanym spojrzeniem w chłopaka.
Czemu dopiero teraz zdawała sobie sprawę, jaki bywał uroczy po przebudzeniu?
- Ekhm. - odkaszlnęła a potem wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Drogi Ruuko, czy zechciałbyś udać się ze mną na randkę? Oferuję domowej roboty spaghetti, deser składający się z lodów z pudełka a na koniec obejrzenie wspólnie filmu na laptopie i obżerając się niezdrowym popcornem i zapijając go bombą cukrową w postaci coli? - zapytała, uśmiechając się szeroko, niemalże nie zabijając swoim promiennym uśmiechem.
No cóż, nie do końca ich pierwsza oficjalna randka miała tak wyglądać, ale od czegoś musieli zacząć.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

   Kiedy był młodszy, często buszował po nocach, grając na konsoli albo oglądając filmy puszczone jeden za drugim – tak długo, aż nie usypiał z głową wspartą na ręce i wysypującymi się na pościel przekąskami. Ylva, choć oczami szkolnych koleżanek roztrzepana i niewiarygodna w roli „pani domu”, doskonale radziła sobie z zadaniami godnymi żony – budziła braci, przygotowywała śniadania, pilnowała ubioru i fryzur rodzeństwa. Do tego wszystkiego musiała reagować na budzik, czego Kyōryū szczerze jej zazdrościł. Sam przesypiał alarmy, a potem – ubierając się w biegu – klął na grę, która pochłonęła mu przed snem tyle cennego czasu na odpoczynek. Rzecz w tym, że nie miało to w zasadzie znaczenia. Pod wieczór i tak wciskał klawisz, jakby zapominając o skutkach z ekstremalnej pobudki i poddawał się rozrywkom. W dni wolne potrafił przesypiać do południa.
   Dopiero wojsko nauczyło go regularnego podnoszenia się bladym świtem. Organizm buntował się przed tak radykalną zmianą, umysł był jednak nieugięty. Minęło kilka tygodni, nim wyrobił sobie nawyk zasypiania o stosunkowo wczesnej porze, by być zwartym i gotowym na porannych apelach. Ale działało. Zwlekał się z materaca wściekły – ale niespóźniony. Tyle się dla niego liczyło. Prawie już zresztą zapomniał o tych beztroskich momentach, gdy mógł wylegiwać się w pościeli; bez żadnych rozkazów wykrzykiwanych za oknem, bez kroków przechodzących mu przez pokój i rozmów współlokatorów obgadujących najbliższy trening.
   Praca wżarła się w niego tak mocno, że gdy wrócił do domu, do Ylvy, i wyszeptał w jej ramię, że rozkazano mu siedzieć w mieszkaniu i lizać rany, odruchowo chciał się tego wyprzeć, szukając poparcia w jej oczach i słowach; jak niczego innego pragnął usłyszeć, że jest w pełni zdrów i – na litość boską! – po co go w ogóle odsyłali? Tylko marnuje czas na nicnierobieniu.
   Szybko się jednak okazało, jaką siłę przyciągania ma zwykłe łóżko. Aż do chwili, w której się położył, nie miał pojęcia o swoim wyczerpaniu. Nie chodziło wyłącznie o misję; nadmiar wrażeń, zbyt intensywny rozkład dnia. Naraz zamknął się wewnątrz snu; mocno i dobitnie, regenerując się po miesiącach spędzonych na poligonie. Wybiła czwarta w południe, a on nie obudziłby się bez ostrych promieni słońca, które nagle padły mu na twarz.
   Odetchnął głębiej w poduszkę, sięgając bezmyślnie ręką za siebie. Przekręcając się bardziej na bok, dotknął palcami pościeli, a później nogi usadzonej tuż obok dziewczyny. Jak przez warstwy barier słyszał głos; łapał słowa i starał się je zrozumieć, ale część była jak kruche i dziwnie obłe przedmioty; wypadały mu z dłoni i roztrzaskiwały się na krawędzi między snem a jawą.
   Był półprzytomny, kiedy wsparł się na łokciu i przechylił do Ylvy, kładąc rozgrzany od snu policzek na jej barku. Palce, wsparte na kościstym kolanie, wsunęły się wyżej na udo i dotknęły jej biodra. Nie było to potrzebne, ale Rūka zdawał się średnio kontaktować, gdy objął ją ramieniem i przyciągnął bliżej siebie.
   – Heeej – wymamrotał, z twarzą wtuloną w szyję dziewczyny. Ciepłe usta musnęły fragment odsłoniętej skóry, zostawiając na niej lekki dotyk. Dalsze słowa też wymówił przytłumionym przez jej bluzę głosem. – Skąd ten oficjalny ton, panno Harakawo?
   Zmusił napuchnięte od snu powieki do rozchylenia się, choć obraz, jaki miał przed sobą, okazał się rozmyty i bezkształtny. Stracił niemalże osiemnaście godzin na wypoczynek, a mimo tego najchętniej opadłby z powrotem na poduchy.
   Ale dość lenistwa.
   Podciągnął się do pozycji siedzącej, pozwalając pościeli opaść z torsu na uda. Jednocześnie odsunął się od rudowłosej, aby móc uważniej spojrzeć na jej twarz; zdawało się, że powoli mijało otumanienie. Wybudzone trybiki stopniowo nabierały tempa w swej mechanicznej pracy. Czarny wzrok uniósł się na niebieskie tęczówki i wtedy, w jednej chwili, odeszła cała senność.
   – Brzmi świetnie – przyznał, przerywając zastygłe między nimi milczenie. Zsunął z niej rękę i chwycił w palce pościel, którą odrzucił na bok. Prawa nogawka dresowych spodni była podwinięta do połowy łydki, odsłaniając tym samym świeży bandaż – w zasadzie niepotrzebny dodatek, który jednak, pod ostrzałem rozeźlonych spojrzeń pielęgniarki, ostatecznie i tak przykrył niegroźne zadrapanie. – Jakie rozkazy, generale? Nakryć do stołu?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Uśmiechnęła się lekko, gdy poczuła ciepłe ciało chłopaka przylegające do jej. Instynktownie uniosła swoje dłonie i objęła go mocniej, przyciągając jeszcze bliżej. Już od jakiegoś czasu zaczęła powoli przyzwyczajać się do tego typu gestów. Bardziej delikatnych, intymnych, przyjemniejszych. Dawniej nie zwracała na takie błahe, jak jej się wtedy wydawało, rzeczy. Klepali się, przytulali, trzymali za ręce. I to wszystko było jedynie przyjacielską bliskością, nic ponadto. Od momentu, kiedy oficjalnie stali się parą... nie, od momentu, kiedy Ylva zrozumiała co do niego czuje, jej dotyk był ostrożniejszy, jakby dotykała kruchy posąg, bojąc się, że w każdej chwili może rozpaść się na drobne kawałki.
Nie chciała go stracić.
Teraz jednak wszystko się zmieniło. Było inaczej. Coraz częściej sama sięgała dłońmi w jego stronę, obejmowała go czy też dotykała, tak bez powodu. Bo mogła. Bo chciała. I wiedziała, że Ruuka i to, co zbudowali do tej pory nie rozpadnie się z taką łatwością, jakby było jedynie zamkiem zbudowanym z piasku. Jego dusza należała do niej, a jej do niego.
Trwała w uścisku jeszcze przez chwilę, ociągając się niemalże do samego końca, aż ich kontakt fizyczny został leniwie zerwany. Sama podniosła się z łóżka i poprawiła część bluzy, która zsunęła się z jej ramienia.
- Oficjalnie, bo to nasza pierwsza randka! Taka oficjalna, Ruuchan! - powiedziała głosem pełnym entuzjazmu.
- Co prawda dzisiaj nie będzie niczego nowego, czego do tej pory nie robiliśmy, ale... ale dzisiaj to wyjątkowy dzień. Ta kolacja i wspólne oglądanie, jest wyjątkowe. - dodała, wyciągając dłoń w jego stronę i delikatnie zaciskając na niej palce. Zapadło pomiędzy krótkie milczenie, które zostało przerwane odgłosem pazurów uderzających o drewnianą posadzkę, gdy do pokoju wpadł Kropek, od razu niemalże wskakując na chłopaka, opierając o niego swoje łapy.
- Oho, usłyszał że już nie śpisz. - zaśmiała się, samej sięgając ręką do głowy psa i podrapała go za uchem.
- Chcę, żebyśmy oboje zapamiętali dzisiejszy dzień.... więc... no... - odwróciła lekko głowę czując narastające zażenowanie swoją ckliwą wypowiedzią.
Dlaczego tak się denerwujesz?
Nabrała więcej powietrza do płuc, potem odetchnęła.
- Dobra, przyszykuj się, ja też się przebiorę. Wszystko jest już przygotowane na stole. Widzimy się w salonie za piętnaście minut! - rzuciła mu jedynie krótkie spojrzenie, a potem nucąc pod nosem wybiegła z pokoju, i od razu skierowała się do łazienki, gdzie wcześniej przygotowała już sobie sukienkę. Rzeczywiste przebranie zajęło jej raptem parę nic nie znaczących minut. Nawet musnęła błyszczykiem usta, aby co nieco zmienić w swym ogólnym wyglądzie. To wpatrywanie się w swoje odbicie zajęło jej więcej czasu.
- Dobra Ylva. To ma być wasz dzień. Przecież już cię widywał w sukienkach. Wyglądasz dobrze. Tak. Wyglądasz świetnie. - wskazała na siebie palcami niczym rasowy Alwaro, klepnęła się lekko w policzki i wyszła z łazienki.
- Gotowa! - zakomunikowała, zatrzymując się przed stołem. Kiedy jednak była pod odstrzałem jego spojrzenia, cała pewność siebie uleciała z niej jak z pękniętego balona.
- Wyglądam dziwnie, co nie? - mruknęła pod nosem, owijając rudy kosmyk dookoła wskazującego palca i odwróciła wzrok. Na pewno wyglądała dziwnie. Krzywe nogi, płaska, zero seksapilu i kobiecości.
- W... w każdym razie siadaj! Zjedzmy najpierw, dzisiaj nic nie jadłeś.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

   Długo zastanawiał się czy powinien wystosować odpowiedni argument. Chociażby taki, że nie potrzebował aż piętnastu minut na przygotowanie się. Potrzebował za to łazienki. Przespał kilkanaście godzin, zakopany po czubek głowy w miękkiej, grubej pościeli i teraz, kiedy wreszcie odegnał rozleniwienie, chciał się przede wszystkim odświeżyć. Sięgał już w zasadzie po tę ciężką artylerię, ale Ylva zawsze była od niego gwałtowniejsza. Zerwała się i w niemal dwóch ruchach znalazła poza pokojem. Jej kroki niknęły, zakończone trzaskiem drzwi; trzaskiem, który pozostawił w Rūce dziwne osłupienie. Odczuwał pęczniejącą wdzięczność, choć tego nie pokazywał. Harakawa nie zmieniła się aż tak bardzo. Miał przeświadczenie, że właściwie nie zmieniła się wcale. Jej radykalna metamorfoza była tym, czego obawiał się najbardziej. Przecież mijały dni, miesiące, wreszcie lata – a ona nigdy nie dała choćby znaku. Traktowała go jak przyjaciela – dobrze, ale z kategoryczną rezerwą. Linia, jaka ich oddzielała, była cienka, lecz nieprzekraczalna. Pogodził się z tym, że mógł nadepnąć na kreskę, ale nie miał prawa przechodzić na drugą stronę całkowicie. Po prostu nie. Zatracił się zresztą w rachubie i gdyby nadepnęła mu na odcisk, przycisnęła do muru, zażądała odpowiedzi... nie byłby w stanie znaleźć momentu, w którym zaczął traktować ją szczególnie. Początkowo wmawiał sobie, że to kilka nic nieznaczących epizodów zazdrości, które nie mają nic wspólnego z samą Ylvą. Zazdrosny bywał przecież także o Harumi, Momoji i matkę; działał jak wściekły rottweiler, który broni lokatorów przed obcymi.
   A każdy był obcy.
   Dopiero z czasem pojawiły się wątpliwości, a zaraz po nich coraz częstsze i coraz nachalniejsze warianty. Widząc jej bezgraniczne oddanie, nie mające nic wspólnego z fizyczną miłością, nauczył się tłamsić żądze. Stopniowo przyzwyczajał się do tego, że pewnych relacji nie można zmieniać. Że dwoje ludzi będzie ze sobą koegzystować tylko na pewnych warunkach. Złamiesz zasadę – wypadasz z gry. Wszystkie te ciągnące się w nieskończoność wieczory, wszystkie wiadomości kasowane i pisane raz jeszcze, wszystkie głuche telefony, przechowywane zdjęcia, bliskość, która – jak podkreślał – miała być wyłącznie przyjacielska, wszystko to tylko po to, aby pewnego popołudnia obudzić go kubłem zimnej wody. Randka, jasne?
   Jasne.
   Dźwignął się z łóżka, odsuwając od siebie psa Majora. Mijając komodę wyciągnął z niej jedne z licznych dżinsów i biały t-shirt, leżący na stercie innych, równie białych t-shirtów. Sięgając po zawieszoną w szafie marynarkę doszedł do wniosku, że jego styl stał się przerażająco monotematyczny. Zniknęły nadruki, ironiczne napisy i nawiązujące do gier loga. Ograniczył się do rzeczy tak prostych, że aż nijakich.
   W porównaniu do niej.
   Czekał już w salonie, wpatrzony w zastawiony stół i wciąż ciepłe dania, kiedy rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Ciemne spojrzenie potoczyło się po ścianach, obrazach, szafkach kuchennych, aż wreszcie natrafiło na stojącą w przejściu Ylvę. Zawiesił oczy na białej, koronkowej sukience, która spływała jej na uda, odsłaniając szczupłe nogi.
   „Wyglądam dziwnie, co nie?”
   – Nie – zaprotestował od razu jak dzieciak, który lada moment ma zamiar wszcząć kłótnię o byle błahostkę. – Wyglądasz dobrze. Tak. – Zaciął się, jakby odczytywał dopiero co wypowiedziane w łazience hasła. Po twarzy widać było, że jest o krok od uśmiechnięcia się – trochę zbyt szerokiego, trochę zbyt głupkowatego. Udało mu się to stłamsić tylko dzięki temu, że w porę podszedł do Harakawy i ujmując ją wpół, przyciągnął do siebie. Usta zetknęły się z kącikiem jej ust, muskając je w przedsmaku pocałunku. – Wyglądasz świetnie. – Odsunął się od niej, sugestywnie unosząc wzrok. Rozczochrane, czarne pasma odrosły od ostatniego spotkania z nożyczkami i teraz wiły się we wszystkie strony, nieujarzmione nawet przez zwykłe przeczesanie ich palcami. – Muszę się ogarnąć, żeby przy tobie nie odstawać. Daj mi moment, okej? – Wrócił do niej spojrzeniem i na krótką chwilę wpatrywał się w umalowane błyszczykiem wargi; ta mentalna godzina zakończyła się niechętnym krokiem w tył, a potem następnymi, które poprowadziły go ostatecznie do łazienki.
   Przemywając twarz nad umywalką, spojrzał sobie w oczy. W lustrzanym odbiciu dostrzegał przede wszystkim roztargnienie. Wolnego dnia nie miał od... ile to już będzie?
   Ile ona na niego czekała?
   – Weź się w garść – nakazał sobie, sięgając po ręcznik. Szorstkim materiałem starł krople wody ściekające aż do podbródka. Ostatnie zerknięcie, przeczesanie włosów, wygładzenie połów marynarki.
   Siadając do stołu, nie zdejmował z niej spojrzenia. Dzieliła ich tylko zastawa i kawałek cholernego, drewnianego blatu, ale – ponieważ i tak była poza zasięgiem dotyku – nie różniło się to niczym od odległości między mieszkaniem a uczelnią.
   Boże, że on w ogóle nazywał to szkołą.
   To prędzej ona...
   – Jak na zajęciach? – Nawinął makaron na widelec, ale wydawało się, że ledwo rejestruje fakt, że kokon, który rósł i rósł, lada moment może okazać się za duży, by zjeść go z ludzką przyzwoitością. – Dawno nikogo nie zapraszałaś.
   NIGDY nikogo nie zapraszała.
   Uśmiechnął się do niej, chociaż przez myśl przeszło mu, jak bardzo musi tu być samotna.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Kiedy zajęła miejsce na przeciwko niego, cały stres przygotowania randki uleciał z niej jak powietrze z pękniętego balona. Póki co wszystko szło zgodnie z jej planem, z drugiej strony... Dopadło ją lekkie zmartwienie. Bo chociaż była to ich pierwsza oficjalna randka, to jednak miała wrażenie, że jest tak, jak zawsze. Wspólny posiłek, rozmowa na temat szarej codzienności, a potem oglądanie filmów. Ile razy robili coś takiego wspólnie? Z tą różnicą, że byli ubrani w wygodne dresy, dzięki którym mogli przyjmować przeróżne pozycje na kanapie, kiedy siedzenie w jednej zaczynało uwierać. Może rzeczywiście powinna poczekać z tym wszystkim, aż kostka Ruu będzie w pełni sprawna i wtedy wybrać się gdzieś na miasto, na taką prawdziwą randkę? Wtedy być może nie będzie przypominała normalności, do której przywykli.
- Hm? Ach, zajęcia... - uniosła głowę znad talerza i uśmiechnęła się do niego. Zwyczajna rozmowa, bez żadnych fajerwerków, bez powiewu świeżości. P r z y j a c i e l s k a rozmowa.
- Całkiem dobrze. Ostatnio pracowaliśmy na martwej krowie. Nie spodziewałam się, że aż tak normalnie to zniosę. Mój żołądek o dziwo nie dostał rewolucji kiedy ją kroiliśmy. - zaśmiała się wciągając nieco makaronu ustami.
- W sumie ty też nikogo nie zaprosiłeś, Ruu. Chętnie poznałabym twoich znajomych z akademii. - dodała po chwili zastanowienia. Właściwie jak tak bardziej zagłębić się w tym, to Ruuka praktycznie nigdy nie opowiadał o osobach ze swojej szkoły. Oczywiście raz o nich wspomniał, że byli zbyt zajęci swoim prywatnym życiem, że po wyjściu zza mury umarliby dość szybko. I to byłoby na tyle.
W głowie dziewczyny momentalnie pojawił się pomysł na zorganizowanie jakiejś większej imprezy, na którą mogłaby zarówno ona, jak i on zaprosić swoich znajomych. Szybko jednak porzuciła tę myśl. Znając Ruukę, byłby temu przeciwny, albo zgodziłby się, bo ona chciałaby tego, i zrobiłby to wbrew sobie. Westchnęła ledwo zauważalnie skupiając się na swoim talerzu. Jadła przez chwilę w milczeniu, a gdy cisza zaczynała jej ciążyć, podjęła kolejny, równie trywialny temat.
- Zaprosiłam Majora do nas! Oczywiście jak wróci z misji. - uśmiechnęła się, choć było to bardziej skierowane do niej samej, aniżeli do chłopaka. Widelec zatopił się w spaghetti, które wydawało się być pozbawione jakiegokolwiek smaku.
Nie, wszystko nie idzie tak, jak chciała. A jak się zorientuje?
- Nawet nie wiedziałam, że się znacie. Pewnie go nie pamiętasz, ale bardzo mi pomógł po śmierci taty. W pewnym stopniu próbował wypełnić pustkę po nim. Jest dla mnie ważny. Jak drugi ojciec. - zjadła ostatki spaghetti, upiła łyk... spory łyk wina, niemalże opróżniając kieliszek i odetchnęła. Koniec z tą sztywnością. To miał być ICH dzień. Specjalny dzień, którego nigdy nie zapomną. Tylko w którym momencie miała wrażenie, że to wszystko szlag zaczęło trafiać? W chwili, gdy usiadła? Czy może gdy wzięła pierwszy kęsa kolacji? Miało być magicznie, a zaczęło się od zwykłej codzienności.
Straciła apetyt.
- Ale się obżarłam. Chcesz dokładki? - próbowała brzmieć całkiem naturalnie, ale Ruuka zapewne zdążył zauważyć, że coś jest nie tak. Że zaczęła się stresować, może nawet panikować. Powoli podniosła się z krzesła i zaczęła zbierać talerze ze stołu, kątem oka dostrzegając, że chłopak wychyla się z zamiarem pomocy.
- Chcesz najpierw obejrzeć filmy czy zjeść deser? - zagadnęła, zatrzymując się w miejscu.
Nie. To nie tak miało wyglądać. Gdzie ta magia?
Czuła się dziwnie. Zero zadowolenia, zero satysfakcji. Gdzie to podekscytowanie z rana, kiedy wszystko przygotowywała?
Zacisnęła mocniej wargi muśnięte błyszczykiem.
Specjalny dzień, który zapamiętają. Nie oglądanie filmów, które mieli każdego dnia. Nie kolacja, choć przy świecach winie. To nie to.
Odstawiła talerze i wyciągnęła dłoń, zaciskając palce na białym materiale koszulki, robiąc krok w jego stronę, aż przycisnęła ciepłe czoło do jego ramienia. Poczuła ścisk serca, ale nie ze strachu czy bólu. To było inne uczucie, coś, czego do tej pory nie czuła. Coś zupełnie nowego. Musi to teraz zrobić. Powiedzieć. Nie dopuści, by wszystko rozpadło się w drobny mak niczym roztrzaskane lustro. Teraz, albo nigdy.
- Sukienka. Zdejmij ją ze mnie, Ruuka. - wyszeptała, nie unosząc głowy, by na niego spojrzeć. Wiedziała, że jej twarz w tym momencie odznaczała się czerwonym kolorem, a ciało zaczęło drżeć. Ale zrobiła to. Powiedziała to. Odetchnęła przez nos, próbując zagłuszyć bicie serca.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.19 18:48  •  Kawalerka na dziewiątym piętrze - Page 2 Empty Re: Kawalerka na dziewiątym piętrze
  Mogli rozmawiać o krojeniu krowy podczas ich randki, ale kiedy napomknęła o akademickich przyjaciołach, twarz Rūki spochmurniała. Dłubał widelcem w swoim spaghetti, jednocześnie zastanawiając się, czy powinien powiedzieć prawdę. Właściwie nie była taka tragiczna – bez problemu załagodziłby tak przykry, tak nienaturalny obraz samego siebie, kilkoma zapewnieniami, że nie zależy mu na towarzystwie. To też nie pierwszy raz, kiedy uświadomił sobie kolosalną przepaść między obecnym podejściem jakie reprezentował a tym, którym się szczycił w Shiroi. Ylva z pewnością także dostrzegła te zmiany.
  Dlatego wspomniała o Majorze?
  Zobaczyła zmianę w jego zachowaniu i zareagowała?
  Opuścił wzrok, wreszcie ładując do ust kęs kolacji.
  Jeszcze kwadrans temu jak huragan biegała po domu, drżała od entuzjazmu, niecierpliwiła się... a teraz ciągnęła rozmowę – jednostronną rozmowę, monolog praktycznie – i widać było, że coraz bardziej traci ochotę na podtrzymanie swojej energii.
  Zawsze była energiczna.
  Co ich tak zmieniło?
  – „Znamy” to za duże słowo – nawinął kolejne nitki makaronu na sztuciec. – Pracowaliśmy razem. Przez chwilę. Jest o wiele wyższy stopniem i czeka mnie dużo pracy, żebym mógł go lepiej poznać.
  Kiedy Ylva wypiła wino duszkiem, uniósł tylko brwi. Załadował sobie akurat potężną część dania do paszczy i choć najchętniej przytaknąłby na pytanie o dokładkę, ostatecznie tylko pokręcił głową w zaprzeczeniu. Rozmowa się nie kleiła i oboje wiedzieli dlaczego. Mieli oczekiwania, które wcześniej trzymali w zakamarkach, gnietli je w szafach podświadomości, kneblowani, kopali, robili wszystko, absolutnie WSZYSTKO, aby nie pozwolić wyjść tym oczekiwaniom na zewnątrz. Kłamali, uśmiechali się, obiecywali; doszło do tego, że nauczyli się w tym fałszu żyć. Prościej było wmówić sobie, że jej nie kochał, niż zaryzykować beztroskie lata będące fundamentem ich relacji.
  Teraz miliardy tłumionych myśli puszczono luzem. Jak mieli być tym nieprzytłoczeni? Jak mieli to zrozumieć? Gdzieś wewnątrz wciąż siedziały dzieciaki – niepewne, niedoświadczone, jednocześnie zainteresowane i przerażone.
  Rūka, wstając z miejsca, omiótł wzrokiem całą sylwetkę Harakawy. Wyglądała zjawiskowo, ale przecież zawsze taka była. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak prezentowała się według niego.
  Może w tym problem?
  Rozchylał już wargi, ale dokładnie w tej samej sekundzie spody naczyń stuknęły o blat stołu, a zaraz potem dłoń Ylvy zacisnęła się na jego podkoszulku. Z pewnością wyczuła szybki rytm serca, gdy do niego przywarła. Objął ją odruchowo, opierając usta o czubek rudej głowy.
  – Posłuchaj... – ale w tym rzecz, nie słuchała. Wyszeptała słowa, które nie wydawały mu się dziwne albo nienaturalne; były jak najbardziej na miejscu i właściwie nie miało znaczenia, co sam chciał jej powiedzieć. Prośba zadziałała jak odbezpieczony granat; huknęła i wewnątrz umysłu nie pozostało nic prócz tępego, pulsującego echa wybuchu.
  Ręce Rūki zsunęły się niżej; wzdłuż jej boków, nakreśliły całą sylwetkę, zamierając na szczupłych udach; zrobił krok do przodu, wszedł na nią, niemal siłą zmuszając, aby wsparła się na blacie. Gorąco bijące z jej ciała przeszło na niego. Wcześniej chłodne usta stały się ciepłe, a gdy pochylił głowę i odnalazł jej wargi – parzyły. Długi pocałunek zwieńczył cichym cmoknięciem; zszedł niżej, muskając jej brodę, żuchwę i wreszcie szyję. Dłonią odnalazł zamek i akurat w tym momencie ktoś głośno, NATRĘTNIE zapukał do drzwi. Z gardła Kyōryū wyrwało się niezadowolone mruknięcie, ale nie przestawał. Chwycił w palce metalowy przedmiot kształtem przypominający zawleczkę i kiedy już miał pociągnąć w dół, całe mieszkanie przeszył dzwonek, a zaraz potem niskie, groźne ujadanie Kropka.
  Pies znalazł się przy drzwiach, powarkując i szczekając na przemian; sierść na plamiastym karku zjeżyła się z rozdrażnienia.
  – No rany boskie, jednak Major? – wychrypiał w dekolt Ylvy, rzucając krótkie spojrzenie w stronę wejścia.
  Rūka zdał sobie sprawę, że opierał się już jedną ręką o brzeg stołu, drugą wciąż trzymając na jej plecach. Prostując się w łopatkach, spojrzał Harakawie w oczy.
  – Zaszczekszczekszczek... cam.
  Odstąpił od niej na krok, a potem przekierował się do drzwi. Dalmatyńczyk przeszedł na jałowy bieg i tylko burczał pod nosem, wystawiając zęby. Rūka na wszelki wypadek złapał go za obrożę, odciągając nieco od progu; wzmianka o Majorze była żartem. Kiepskim, ale tak naprawdę to kto inny mógł ich przywitać? Właściwie nikt poza Aurichem
  – O rany, ale wyglądasz – przywitał go rozbawiony, roześmiany ton, choć Rūka ledwie nacisnął na klamkę i jeszcze dobrze jej do siebie nie pociągnął.  – I co to za bajeczne zapachy?! Nie mówiłeś, że potrafisz goto... ooo!
  Między drzwiami a framugą pojawiła się głowa z burzą włosów. Ciemnoblond fryzura wyglądała, jakby chłopak czesał się, odpalając w kudłach petardę. Szeroko otwarte, brązowe oczy wpatrywały się prosto w Ylvę.
  – To twoja siostra, Kyōryū?
  – Nie, moja dziewczyna – padło natychmiast. – Co tutaj robisz?
  Oczy blondyna zrobiły się dwa razy większe i zajmowały już co najmniej połowę jego twarzy.
  – Generał Kitō mówiła, że coś cię nieźle ujebało w nogę, jako twój najlepszy przyjaciel czułem się w obowiązku zweryfikować sprawę. Mam przekąski – podsunął już potulniej, nie zdejmując jednak spojrzenia z Harakawy. – Mam też coś mocniejszego, mogę wejść? Pies mnie polubił, tak głośno mnie wita. Z radości.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

To było najgorsze rzecz, jaka mogła się komukolwiek przytrafić. To trochę tak, jakby ktoś dawał jej coś wspaniałego, coś, o czym zawsze marzyła, a po chwili najzwyczajniej w świecie ktoś wyrwał jej to z rąk.
Jeszcze przez moment wpatrywała się przed siebie, gdzie stał chłopak. Nadal czuła jego ciepłe dłonie na swym ciele, a wargi pulsowały stęsknione za pocałunkiem. Przyjemne uczucie rozpłynęło się jednak dość szybko, wpuszczając do siebie jedynie nieprzyjemny chłód. Zsunęła się niespiesznie ze stołu, instynktownie, wręcz machinalnie poprawiając swoją sukienkę, jednocześnie odgarniając parę rudych kosmyków za ucho, sięgając po talerze.
Przecież mogli udawać, że nie ma ich w domu, pomyślała z cieniem zgryzoty. Nawet jeżeli za drzwiami staliby jej bracia, siostry Ruuki i ich matki, to przecież świat nie zawaliłby się, gdyby im nie otworzyli. Ylva zacisnęła usta w wąską linię, kierując swoje kroki w stronę kuchni, kiedy usłyszała nieznajomy głos, pomimo głośnego szczekania psa. Zaciekawiona przesunęła się lekko w bok, tym samym wychylając zza ściany, aby móc zobaczyć kto to. Znajomy Ruuki? Ktoś od niego ze szkoły? Chłopak tak rzadko o nich wspominał, a właściwie w ogóle o nich nie mówił, że Ylva nikogo nie znała od jego strony, przez co jej ciekawość momentalnie urosła dwukrotnie.
- Wpuść go. - odezwała się wreszcie, wtrącając pomiędzy szczekaniem Kropka. Atmosfera, która pomiędzy nią a Ruuką wytworzyła się parę chwil temu, a którą chłopak postanowił przerwać - zniknęła bezpowrotnie. A przynajmniej tego wieczoru.
- Co prawda właśnie skończyliśmy obiad, ale nadal pozostał deser. Możesz się dołączyć. - dodała po chwili posyłając nieznajomemu delikatny uśmiech, a potem zniknęła na moment w kuchni.
Skoro jej... ICH wieczór i tak się rozsypał.... to przecież zawsze mogła w r e s z c i e poznać kogoś ze szkoły chłopaka. W końcu nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Czy jakoś tak to leciało.
- Kropek. - skarciła psa, gdy wróciła z kuchni, spoglądając na zwierzę. Ten przechylił głowę lekko na bok, warknął jeszcze raz na nieznajomego, a potem pobiegł za rudowłosą do salonu. Ylva postawiła pokrojone w kostkę ciasto na stole, a potem podeszła do nieznajomego aby móc przywitać się poprawnie.
- Harakawa Ylva. Miło cię poznać. - miło mi poznać kogokolwiek.
- Wejdź do środka i się częstuj. - zachęciła go, aby wszedł głębiej do ich małego mieszkania. Odczekała aż ten zajmie miejsce przy stole, po czym sama usiadła na przeciwko niego.
- Napijesz się czegoś?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.01.20 23:45  •  Kawalerka na dziewiątym piętrze - Page 2 Empty Re: Kawalerka na dziewiątym piętrze
Nuka nie musiał dostawać pozwolenia dwa razy. Ton Ylvy najwidoczniej nie dał mu do myślenia, bo starczyło samo „wpuść go”, aby blondyn oparł dłoń o drzwi i pchnął je szerzej, wślizgując się z rozmachem do środka. Na ustach malował mu się gigantyczny uśmiech kogoś, kto wygrał na loterii.
  — Deser? — podjął z błyszczącymi oczami. W orzechowych oczach tańczyły białe płomyki. — Nie wierzę, że to słyszę! Mogłem mieć większe szczęście?
  Mogłeś, przemknęło Rūce przez głowę, gdy zamykał za niespodziewanym gościem. Mogłeś dożyć spokojnej starości, a tymczasem...
  — Łał, jesteś zdecydowanie śliczniejsza niż mówił! — Głośny ton Nuki uciszył nie tylko myśli Kyōryū, który zacisnął gwałtownie wargi, ale nawet Kropka. Pies, ze zmarszczonym nosem, zawołany zresztą przez Harakawę, w końcu postanowił się uciszyć. Przeszedł pod ścianę i tam usiadł, kierując uszy w stronę nieznajomego.
  Zaszeleściło, kiedy Nuka odłożył zakupy na blat stolika. Gdyby była taka fizyczna opcja, przewierciłby już Ylvę na wylot.
  — Marakawa — padło od Rūki, kiedy dostrzegł ten namolny, niemal bezczelny wzrok. Nie silił się na więcej; gdzieś podskórnie zdawał sobie sprawę, że pozbycie się towarzysza będzie ciężkie. Nie niewykonalne, ale ciężkie, bo Ylva, razem ze swoją urażoną dumą, mogły postanowić przeciągnąć to dziwne, nieswoje spotkanie.
  I miałaby rację.
  Niepotrzebnie zareagował jak kundel; biegł do drzwi, bo gdzieś podskórnie zakładał, że za ich konstrukcją mógł stać Major. Albo jakikolwiek inny wojskowy, przynoszący wezwanie.
  Paranoja i rosnąca obsesja powoli brały nad nim kontrolę. Musiał się ogarnąć. Powstrzymać.
  Z tym postanowieniem usiadł na krześle — pomiędzy nimi. Specjalnie skrzyżował ramiona na stole, żeby łapy Nuki nie zawędrowały dalej niż do talerza z przyniesionym ciastem. Choć wątpił w celową prowokację kolegi, zdążył się poznać na Marakawie wystarczająco, aby trzymać go na dystans od Ylvy. Ciemne spojrzenie świdrowało więc Nukę, który — jakby zapominając, że siedzieli tu we trójkę — skupiał się wyłącznie na dziewczynie.
  — Dokładnie tak — podjął zaczepnie, pokazując białe zęby. — Marakawa Anuka. Ale wszyscy mi mówią po imieniu, ty też możesz. I jasne, napijmy się! Przyniosłem wino. Dużo, dużo wina!
  Zaśmiał się rozbawiony tym swoim śmiechem za milion jenów.
  — Mam nadzieję, że w porównaniu do swojego — zarzucił cudzysłów — „chłopaka” dasz się namówić na trochę alkoholu?
  Rūka, mimowolnie, zerknął w stronę Ylvy. Gdzieś za wąskimi źrenicami czaił się mord, który z ledwością w sobie dusił. Wyglądało zresztą na to, że czeka na sygnał.
  Na krótkie, porozumiewawcze spojrzenie z jej strony. Na zgodę, żeby...
  — To może być początek rewelacyjnej i niezapomnianej relacji!
  ... chama zamordować.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.20 23:31  •  Kawalerka na dziewiątym piętrze - Page 2 Empty Re: Kawalerka na dziewiątym piętrze
Marakawa Anuka wydawał się miły.
Ten typ kumpla, z którym zawsze trafiały się najfajniejsze przypały, był najlepszym śmieszkiem w grupie, czasami robiąc z siebie błazna, ale człowiek wiedział, że nigdy nie będzie się nudził w jego towarzystwie. Ylva wewnętrznie czuła radość, że to właśnie on został znajomym Ruuki i miała cichą nadzieję, że Anuce uda się nieco rozweselić kamienną i ponurą aurę Ruu, która otaczała go od momentu, kiedy zaciągnął się do wojska. Skoro Ylva w tej kwestii pozostawała bezradna, to może jego znajomy posiadał w sobie tyle mocy i uroku osobistego, by wreszcie komuś udało się rozbić mur, którym otoczył się Ruu.
Słuchała go, od czasu do czasu potakując i delikatnie uśmiechając się, rozważając który moment będzie najbardziej odpowiedni, aby pod pretekstem jakiejś ważnej sprawy wycofać się i pozostawić ich samych, żeby sobie na spokojnie porozmawiali. Z doświadczenia wiedziała, że czasami chłopacy potrzebowali spokoju i swojego własnego towarzystwa. Wszakże nie wszystko można powiedzieć w obecności dziewczyn, prawda?
Marakawa Anuka NAPRAWDĘ wydawał się miły.
Wystarczył jednak jeden gest. Z pozoru błahy, nic nie znaczący. Ale wystarczający, aby w głowie rudowłosej przestawił się jeden trybik a znajomego Ruuki postawił na naprawdę mało korzystnej pozycji. Gdy Anuka zrobił gest cudzysłowu nazywając Ruukę jej chłopakiem, na skroni dziewczyny zapulsowała niewidoczna gołym okiem żyłka.
- Ahahaha, schlebiasz mi! - zaśmiała się cicho w niezwykle dziewczęcy sposób. Niebezpiecznie dziewczęcy sposób, co jedynie mógł poznać ktoś, kto spędził z nią praktycznie całe życie. Ktoś, kto widział ją niemal każdy dzień, poznał jej wszystkie najgorsze strony.
- I dziękuję, ale muszę odmówić. - dodała po chwili, sięgając swoją dłonią do Ruuki i delikatnie ujęła jego palce w lekki, acz stanowczym uścisku, pochylając się delikatnie do przodu, jakby chciała właśnie zdradzić największy sekret, który skrywała przez całe swoje życie.
- Ale dzisiaj jest nasza rocznica, a po alkoholu robię się bardzo senna. Sam rozumiesz. - ponownie uśmiechnęła się do niego niemalże w promienny sposób, który mógłby przegonić najczarniejsze chmury.
- Ale ty się nie krępuj. Pij ile chcesz. Nam to nie przeszkadza, prawda kochanie? - spojrzała na Ruukę, doskonale rozumiejąc jego nieme sygnały. Nie zamierzała odpuścić. Nie zamierzała wycofać się i podnieść kotwicę.
- Bardzo się cieszę, że martwiłeś się jego stanem zdrowia, ale jak widzisz, nic mu nie jest! Ruuchan od dziecka był wytrzymały! Mówił ci? Znamy się od lat szczenięcych. Czyż to nie jest romantyczne? Historia prawie jak w dramach, które puszczają w telewizji. - ponownie zaśmiała się dziewczęco, delikatnie odrzucając nieco rudych kosmyków do tyłu, które w buncie uciekły z koka, a który zdążył zostać nieco sponiewierany przez Ruukę.
- W sumie nie pytałam. Głodny jesteś? - przechyliła głowę na bok, posyłając mu ciepły uśmiech.
A wystarczyło nie poddawać wątpliwości istnienia ich związku.


Wątek zakończony
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.06.20 23:57  •  Kawalerka na dziewiątym piętrze - Page 2 Empty Re: Kawalerka na dziewiątym piętrze
  Centrum miasta o tej porze, jak zwykle tętniło życiem. Aurich z trudem przeciskał się przez wylewający się na ulice tłum. Chociaż zwykle takie wysyp ludzi w przeróżnym przedziale wiekowym nie wywoływał u niego żadnych emocji, dzisiaj był podirytowany tempem, który został mu przez to narzucony, jak i duchotą unoszą się w powietrzu. Chciał wrócić do rozłożonej na łopatki Mayhem tak szybko, jak to tylko możliwe, ale w drodze na przystanek, kiedy w końcu mógł wyjść z domu, postanowił odebrać Kropka. Jego pobyt u Ylvy i jej chłopaka przedłużał się w nieskończoność. Na czas narzuconej mu odgórnie kwarantanny nie mógł wyjść z domu i odebrać czworonoga. Dom pozbawiony jego obecność był pusty, bez wyrazu, a Rokuro czuł się w nim tak nieswojo, jakby nie był u siebie, a przecież mieszkał w tym budynku odkąd pamiętał, z krótką przerwą, kiedy to wynajął kawalerkę, by się usamodzielnić i uwolnić spod wpływu matki, zaraz po tym jak zaczął służbę.
  Przeciwieństwie do większości miejscowych, nie zachwycał się lokalnymi kawiarniami i witrynami sklepowymi. W centrum jego zainteresowań znalazł się jeden, konkretny  punkt - kilkupiętrowa kamienica wciśnięta między dwa bliźniacze budynki spełniające analogiczną funkcje, co ona. W końcu, kiedy znalazł się tuż przy niej i zweryfikował jej lokalizacje z drobną pomocą GPS, odczuł ulgę. Był tu tylko raz. Nie znał całej topografii miasta na pamięć. Rzadko bywał w centralnym rewirze, zwykle tylko przejeżdżał główną ulicę, by znaleźć w zachodniej części M3.
  Już szykował się, żeby wybrać na domofonie właściwy numer mieszkania, ale ręka ledwie zawisła nad panelem urządzania, bo wówczas zamknięte drzwi stanęły przed nim otworem. Wszedł do środka, gdy tylko pani w podeszłym wieku wyszła na skwar. Chłód klatki schodowej miał na niego zbawienny wpływ. Odetchnął, ścierając krople potu z czoła i dopiero po tym krótkim odpoczynku zdecydował co dalej. Obrzuciwszy schody przelotnym spojrzeniem, ale ostatecznie wybrał szybszą formą dostania się na dziewiąte piętro - skorzystał z windy.
  Po upływie minuty lub dwóch stanął przed właściwymi drzwiami i nacisnął dwukrotnie na dzwonek. W pierwszej kolejności do uszu doleciał znajomy szczek. Kropek był tuż obok. Wraz z nagłym zrywem radości przyszło też zwątpienie. Co jeżeli nie było ich w domu? Przecież istniała taka możliwość. Czemu nie pomyślał, aby dać im znać, że przyjdzie odebrać dzisiaj psa? Wcześniej o tym nie pomyślał. Wydarzenia z ostatnich dni – choroba Mayhem i ten nagły, nieoczekiwany awans – wybiły go z rytmu. Pod drzwi kawalerki przywiódł go impuls, tęsknota z zakrapianym czworonogiem. Ich rozłąka trwała stanowczo zbyt długo. Ale dalmatyńczyk nie był jedynym powodem pojawia się Aurich pod drzwiami mieszkania wojskowego. Więc liczył, że zastanie w nim Kyōryū.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Kanały przeskakiwały jak pingpongowa piłeczka. Rozwrzeszczany, wysoki głosik rzekomo dwudziestodwuletniej kobiety stojącej w rozkroku tuż przed przerażonym chłopakiem zmienił się nagle w monotonny głos reportera będącego na otwarciu nowej wystawy androidów zaprojektowanych przez niejakiego...
Rūka już nie słuchał.
Siedział na twardym krześle kuchennym, z łokciem wspartym o blat stołu, przy którym z rana jadł śniadanie z Ylvą. Naczynia wciąż piętrzyły się w zlewie, bo w nagłym przebłysku pożyteczności zaoferował się, że wszystko posprząta. Trzymał za nią kciuki na spotkaniu – i może martwił się tym bardziej niż ona, bo zamiast skupić się na telewizji, co rusz zerkał na nadgarstek. Identyfikator milczał; co prawdę mówiąc nie powinno być niczym zaskakującym. Kyōryū nie pamiętał, kiedy ostatnim razem dostał wiadomość inną niż nagłe wezwanie. Musiał jednak przyznać, że patrolowanie ulic albo pukanie do drzwi osób, które nie zauważyły, że ich przepustka się zepsuła, wydawało się stratą czasu od kiedy po raz pierwszy zobaczył trupa.
A potem?
Potem była wyspa.
I o niej nie mógł zapomnieć wcale.
Pierwsza noc w M3 była burzliwa; w trakcie kwarantanny budził się co kilka godzin, zgrzany i lepki od potu, z oddechem astmatyka. Koszmary prędko się jednak skończyły. A może to on przestał na nie reagować tak gwałtownie?
Po tym jak mały chłopiec przeobraził się w bestię tuż pod murami Miasta-3 Rūka był pewien, że więcej nie zniesie. Jak miałby walczyć z czymś co potrafi przybrać tak ludzką, niewinną formę? Z czymś co wzbudzało w nim litość nawet wtedy, gdy zrywał zawleczkę granatu ze świadomością, że jeden ruch ramienia starczy, aby zakończyć życie kogoś, kogo cały czas próbował ochronić? A jednak z dnia na dzień napięcie znikało.
- Widzisz, Kropek, jakie to wszystko irracjonalne?
Pytanie zawisło między nimi, ale pies nawet nie spojrzał w jego kierunku. Siedział wyprostowany jak posąg, z pyskiem zwróconym ku drzwiom. Minęło ledwie kilka chwil, kiedy ogon przesunął się po posadzce. Po tym Kyōryū zdążył jedynie zmarszczyć brwi, by zaraz usłyszeć dzwonek.
Harakawa nie napisała, że wraca.
Dalmatyńczyk zerwał się jednak na łapy; z jego gardła wyrwało się szczeknięcie, które nawet komuś, kto nie znał się na zwierzętach, przywiodło na myśl zadowolenie. Jakby krzyknął do kogoś: „wreszcie!”.
Rūka wyciszył telewizor, nawet nie zauważając, że zdążył zmienić kanał na animowaną kreskówkę z jakąś zachodnią produkcją. Bose stopy uderzały o deski, kiedy przeciął aneks kuchenny. Złapał za klamkę drzwi, lewą ręką chwytając Kropka za obrożę.
Widać było, że Kyōryū nabrał wdechu aby coś powiedzieć – zdradzały to lekko rozchylone usta, które zamarły jednak, kiedy wzrok napotkał twarz stojącego naprzeciwko mężczyzny. Palce od razu puściły psa, który wyrwał się do przodu, by powitać prawowitego właściciela. Przez jedną chwilę słychać było tylko głośny, rozentuzjazmowany oddech czworonoga.  
- Generał Aurich? – wymsknęło mu się tonem, którym jednocześnie dał znać, że spodziewał się tu absolutnie każdego... z tym jednym wyjątkiem. Nie wyglądał jednak na zdenerwowanego. Zaskoczenie prędko zresztą zniknęło, zastąpione maską wyważonego chłodu. Zrobił krok do tyłu, uchylając szerzej drzwi.
- Proszę, niech pan wejdzie. Na zewnątrz jest piekło, a Ylva zrobiła mrożonej herbaty dla całego wojska.

Ubiór: czarne, dresowe spodnie. Zwykły szary t-shirt. Ręcznik przewieszony przez kark i lekko wilgotne po prysznicu włosy.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: M3 :: Centrum

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach