Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

 W między czasie, gdy ona przedstawiała mu swoje racje, on zaopatrzył się w dwa pistoletu. Zabrał także swój ukochany nóż z wygrawerowanym napisem w rodzimym języku matki Kido.
 — Skoro chcesz, to droga wolna, ale ostrzegam, że bez skrupułów wykorzystam cię jako mięso armatnie. Nie poddam ci ręki, gdy będziesz zdychać. Co najwyżej podepczę twoją własną, żeby się o nią nie potknąć. — Jego słowa miały prosty przekaz: Jeżeli będziesz mi kulą u nogi, Zaneri, rozprawię się z tobą w pierwszej kolejności. — I, jak już ci to wcześniej objaśniłem, to ja tutaj rządzę, więc wybacz, ale nie przystanę na twoją prośbę. Przyzwyczaj się, będę marudzić jeszcze więcej, aż w końcu zwiędną ci od tego uszy.
 Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś, z czym się nie rozstawał podczas pracy w terenie. Nie odnajdując tego na widoku, w końcu sięgnął dłonią pod pryczę. Wyczuł pod palcami zgromadzony tam kurz i śmieci, ale wreszcie opuszki natknęły się na strukturę szukanego przezeń przedmiotu. Przyjrzał się mu uważnie. Wkrótce będzie musiał zaopatrzyć się w nową parę; ta już ledwo żyła, o czym świadczył stan oprawek. Może powinien powiedzieć tej o to, stojącej w pewnym oddalaniu smarkuli, że jeśli chce mu się przypodobać, powinna ruszyć swój zgrabny tyłek i załatwić mu nówki? Wszak rozchodziło się tutaj o jego wzrok, więc ta usługa powinna mieścić się w zakresie jej kompetencji.  
 — Chcesz wiedzieć, co mam zrobić? — zapytał, zerkając na nią z powątpiewaniem, nawet, by to zaakcentować uniósł ku górze brwi, a na czole pogłębiła się bruzda. — Splądrować edeńskie miasto i spalić kilka domów, a  potem odnaleźć archanioła i nabić jego łeb na pal, gdy już przyniesie w zębach artefakt przywódcy — wyrecytował, jakby z pamięci, jednakże nie przytoczył autentycznej treści zlecenia. Zamiast tego ponownie spróbował zniechęcić anielice do towarzyszenia mu na każdym kroku, choć powoli brakowało mu pomysłów. Czyżby przemoc nie była jej obca? Nie miewała mdłość na widok płytkiej, krwawiącej rany? Nie wzdrygała się, gdy ktoś umierał na jej oczach?
 Na jego ustach ponownie ukazał się ten sam uśmiech, co kilka minut wcześniej. Zwiastował niebezpieczeństwo, bo oto w jego głowie narodził  się plan, który z pewnością ją zniechęci i pobudzi do życia instynkt samozachowawczy, którego istnienie jak na razie podległa wszelkim dyskusjom. Nasunął na nos okulary z przyciemnianymi soczewkami, które zawsze chroniły skutecznie skażone jaskrą ślepię przed intensywnym, wdzierającym się pod powieki słońcem.
 — W każdym razie — wyjął z kieszeni zapalniczkę piromana — to maleństwo pomoże nam dokonać tego dzieła. — Nie obyło się bez krótkiej demonstracji; z przedmioty uleciał niewielki, ognisty pocisk i uderzył w ścianę, lecz oprócz czarnej plamy, nie narobił większych szkód w kamieniu. Wiedział jednak, że z anielskimi, drewnianymi domkami będzie inaczej. Zostaną strawione w przeciągu kilka godzin - jeden po drugim, o ile wcześniej nie zjawi się skrzydlata eskorta w postaci kilka żołnierzy władających żywiołem wody. — Masz ostatnią szansę, by się wycofać, księżniczko. — Podszedł do drzwi i zacisnął palce na klamce. — Gdy wyjdę za próg tego pokoju, los twoich pobratymców będzie przesądzony, a ty, jako, że masz mnie bronić, nie będziesz mogła powiadomić ich o zagrożeniu, bo przecież nadstawiasz za mnie karku, więc gramy w jednej drużynie, co nie?
 Wyszczerzył się paskudnie, demonstrując pakiet pożółkłych zębów i zerknął ku niej, jednocześnie szarpiąc za klamkę. Drzwi stanęły przed nim otworem.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

 Słuchała uważnie, a im bardziej brutalniejsze leciały w jej stronę słowa, tym ona miała stuprocentowe wrażenie, że Yury zepsuł się na padole Desperacji. Przesiąknął śmiercią i goryczą. Widok, który miała przed oczami bolał ją niesamowicie, dlatego zamierzała chociaż w małym stopniu uśmierzyć ból.
Dobrze, że potrafię się wyłączyć i nie słuchać tego co się wokół mnie dzieje.
Objaśniała z pełną powagą, doskonale zdając sobie sprawę, że ten typ będzie z czasem znacznie gorszy. Nie zapowiadało się na dobrą, miłą i przyjacielską atmosferę. Uświadamiał jej, że ich droga zamiast usłana różami będzie kolcami. Rzucił jej wyzwanie przejścia przez tę drogę prosto do niego; jego wnętrza. Zamierzała się przedrzeć przez mrok panujący w sercu najemnika i odnaleźć jego pierwotne człowieczeństwo. Zadanie nie łatwe, jednak miała dużo czasu.
—  Splądrować edeńskie miasto i spalić kilka domów----
 Wypowiedziane słowa były niczym wybuch bomby. Przyszło ogłuszenie, a echo słów rozbrzmiewało się w jej czaszce boleśnie, uderzając do każdy najciemniejszego zakątka. Serce znieruchomiało, a następnie wyrwało się niczym spłoszony ptak uderzając nerwowo w klatce piersiowej.
 Nie mogła uwierzyć w okrucieństwo jakiego zamierzał dokonać. Sparaliżowana wpatrywała się w plecy Wiecznego, jakby oczekując, że jego słowa są jedynie przykrym żartem.
 Oczami wyobraźni przeniosła się do Edenu; do wszystkich mieszkańców, którzy po rządach Metatrona próbowali odzyskać nić zaufania jakie utracili. Pomyślała o swoim domu. Pomyślała o Nasceli.
 Serce na nowo zamarło, skurcz wywołał grymas na jej ustach. Ogarnął ją strach. Niezaprzeczalny, niepodważalny strach wyboru między nim, a tym co znała, kochała.
 Co miała robić.
 Rozdarta i zrozpaczona czuła, że Yury swoimi słowami wbił jej sztylet prosto w serce, a im dalej wyobraźnia go ponosiła, tym ona miała wrażenie, że obracał rękojeścią mocniej i brutalniej. Przymknęła powieki, uchylając lekko zaróżowione wargi. Uleciał z nich niesłyszalny jęk.
To niesprawiedliwe — pomyślała.
Ni-nie.
Wychrypiała z trudem, nie bardzo precyzując swoją wypowiedź. Zbliżyła się do niego, łapiąc za nadgarstek obiema dłońmi, a następnie zsuwając palce na jego.  Splotła ich dłonie ze sobą, a twarz ukryła w łopatce Wiecznego.
To okrutne, Yury.
Zaczęła cichym głosem, wpatrując się w podłogę.
—  Jest mi ogromnie przykro, że zamierzasz tak ze mną postępować. Nie oczekiwałam od ciebie uwielbienia i akceptacji, a jedynie zrozumienia---
Mówiła, wcinając mu się w zdanie. Wsunęła wolną rękę do kieszeni płaszcza.
Nie mogę się wycofać. Nie mogę zawrócić. Jestem tobie przypisana i nawet jeśli chciałabym odejść nie mam takiej możliwości. Nie pozbędziesz się mnie. Rozumiesz?
Westchnęła mówiąc nieco głośniej. Złapała za drewnianą rączkę lusterka.
Czy naprawdę chcesz zabić archanioła i spalić Eden?
—  ...A potem odnaleźć archanioła i nabić jego łeb na pal, gdy już przyniesie w zębach artefakt przywódcy.
Zapytała dla upewnienia się, ale on wcale nie zamierzał wycofać się ze swoich słów. Parł uparcie naprzód, a lusterko w jej kieszeni drgało nerwowo, wykrywając niosące się kłamstwo. Już w chwili pierwszych zdań Zaneri wyczuła drganie, jednak premedytacja jaką posługiwał się Yury porażała ją.
 Zimny. Okrutny. Bezwzględny.
Jesteśmy drużyną, Yury. Zamierzam cię chronić, ale także powstrzymywać przed głupotami. Wiem, że nie masz takiego zlecenia. Nie kłam. Nie przy mnie. Wiem, kiedy będziesz to robił.
Nie wyjaśniła mu nic więcej. Na razie lusterko znajdujące się na dnie jej płaszcza zostało ukryte przez obliczem Wiecznego. Miał wiele tajemnic przed nią, ona również musiała mieć kilka asów w rękawie. Grał niebezpiecznie, igrał z jej uczuciami.
Ruszajmy. Za niedługo się ściemni.
Puściła i pierwsza wyszła przez otwarte drzwi. Nie obejrzała się za siebie. Czuła jego wzrok na plecach, kiedy wolno zmierzała korytarzem Smoczej Góry. Palce miała odrętwiałe, a uczucie ulgi oblało ją wraz z falą gorąca. Przyjemna świadomość blefu jakim ją poczęstował. Tym razem się udało, jednak nie miała pojęcia co dalej ją czeka.[/color]


Ostatnio zmieniony przez Zaneri dnia 19.05.19 18:29, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Anielica nie była takim przyjemnym towarzyszem jak chociażby milczący anioł stróż Pradawnego. Kojarzyła mu się z latającą nad uchem muchą, która pojawiała się akurat wtedy, gdy nadchodził sen, o czym mu przypomniała za każdym razem podczas otwierana ust.
 — Recytujesz te regułki z pamięci? Uczą was tego w Edenie? — Ironia znowu została przetworzona przez jego struny głosowe i nawet się przed nią nie wzbraniał. Nie miał natomiast najmniejszego zamiaru umilić Zaneri żywota. Sama zgotowała sobie ten los, upierając się przy swoim, a tak się (nie)szczęśliwe złożyło, że Yury, by komuś coś udowodnić, nie przebierał w środkach, a ona – jak sama mu to wyeksponowała  - nie panowała tak dobrze na emocjami, jak myślała, że panuje. Miał nad nią minimalną przewagę w postaci braku skrupułów i sumienia. Nie był też obdarzony dobrocią; takowa wyparowała na przestrzeni tych wszystkich lat, aczkolwiek jej wymarcie zaczęło postępować na długo przed tym, zanim stał się pełnoprawnym Desperatem. Już podczas służby ojczyźnie były momenty, kiedy się jej wyrzekł. Jego zepsucie rozpoczęło się podczas procesu dorastania; dostał je po ojcu w genach. Mógł ją przyrównać z korozją – z roku na rok coraz bardziej się nasilało, aż w końcu przybrało format kopuły otaczającej miasto. Dla wielu było nie do zniesienia i szczerze wątpił, że jego tymczasowo towarzyska stanie się wyjątkiem potwierdzającym tą regułę. — Mniejsza o to, mam wrażenie, że ty po prostu nie rozumiesz, co się do ciebie mówi. Powiedz mi, której części z mojej wypowiedzi nie zrozumiałaś, ślicznotko? To nie ja jestem okrutny, tylko ty i to dla siebie samej. Zadając się ze mną, wyrządzasz sobie krzywdę. To co teraz widziałaś, to przedsmak tego, co cię czeka, więc lepiej się do tego przyzwyczajaj albo zjeżdżaj stąd, dopóki się do ciebie nie przywiązałem. Gdy to się stanie, twój koniec będzie bliski.
 Słowp „przywiązanie” z jego ust zabrzmiało jak dowcip przekazywany podczas każdej imprezy, który w końcu przestał wzbudzać rozbawienie w słuchaczach. Musiał przyznać, że miał też dziwny posmak - metaliczny i kwaskowaty. Pot, krew i łzy. To zacznie wyciekać z Zaneri, gdy nazwie ją swoją własnością, a raczej zabawką. Przez chwilę zastanawiał się co się z nią wówczas stanie. Podzieli los Ego? Przekształcił się w kłębek nerwów, który nie może rozstać się z środkami uspokajającymi? A może pójdzie po rozum do głowy i go zabije? Matthew nie nacisnął na spust, mimo iż miał pistolet w ręku, notabene sam mu go wręczył. Dał mu wybór, a on, z nogami uginającymi się w kolanach, z niego nie skorzystał. Zmarnował być może jedyną szansę na wydostanie się z toksycznej relacji. Biedny chłopaczek.
 Wrócił myślami do Zaneri, gdy ta znowu zaczęła paplać, co jej ślina na język przyniosła. Zmarszczki na czole się pogłębiły.
 — Powstrzymywać przed głupotami? Mój czas to pieniądz, a większość swojego czasu spędzam w pracy. Jestem n a j e m n i k i e m, Zaneri. I racja, nie mam, ale mogę mieć, bo pewnie ci tego jeszcze nie mówiłem, ale planuję złożyć wizytę innowiercom. Mam rozumieć, że będziesz mi towarzyszyć?
 Zerknął kątem oka na obce palce zakleszczającego się na jego nadgarstku. Nie wyszarpał się z jej uścisku, choć podejrzewał, że podczas wykonywania tej czynności nie napotkałby oporów z jej strony. Nie protestował nawet wtedy, kiedy zdecydowała się jako pierwsza opuścić cuchnący papierosami pokój. Dostosował się do zasady panie przodem, którą w gruncie rzeczy nieczęsto respektował, jednakże w tym przypadku czerpał z tego przyjemność z dwojakiej przyczyny.  Pierwsza i najważniejsza – niezły widok na zgrabne pośladki.
 — Noc jest wylęgarnią strachu, tak? Powiedz mi, Zaneri, boisz się ciemności? Jeśli tak, najwyższy czas do niej przywyknąć, bo akurat ja nie mam nic przeciwko niej. Gdy trwa noc, przynajmniej słońce nie grzeje mi w skórę i nie zagląda w ślepie  — rzekł, idąc tuż za nią, aczkolwiek nie był na tyle uprzejmy, by ją wyprzedzić i wskazać właściwy kierunek. Z rozbawieniem przypatrywał się, jak wybiera pierwszy zakręt, podejmując tym samym błędną decyzje. Kilka lat wcześniej sam błądził po Kamiennej Wieży, niczym dziecko w mgle, zatem obserwowanie kogoś, kto mierzył się z tym samym problem, było nie tylko ciekawym doświadczeniem, ale także przednią rozrywką. Nie interweniował ani razu, choć wiedział, że wkrótce staną się ofiarami ułożonych w labirynt korytarzy. To właśnie głównie z tego powodu dotychczas nikt nie przejął Smoczej Góry i nie przegonił stąd najemników. Prędzej, by się pogubił niż to uczynił. Wątpił w to, czy którykolwiek ze Smoków poznał każdy zakamarek ich schronienia. Zapewne nie było takiej możliwości; wkrótce sam utraci orientacje w terenie.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

 Yury wolno działał jej na nerwy. Drażnił, sprawdzał i dźgał ją uparci między żebrami, starając się wytrącić z równowagi, a ona musiała pozostać bierna na wszelkie zaczepki. Nascela wielokrotnie powtarzał jej, aby nie kierowała się emocjami, a do zadań podchodziła z dystansem i rezerwą. W tym przypadku musiała skorzystać z jego rad, zważając na niechęć jaką pałał do niej Wieczny. Nie wiedziała czym uwarunkowane jest ów uprzedzenie, jednak nie było wątpliwości, że było niesamowicie krzywdzące.
Próbuję do ciebie dotrzeć, bo widzę, że z myśleniem trochę ciężko.
Sarknęła pod nosem, jednak na tyle głośno, aby im jej podopieczny był wstanie wychwycić kąśliwy przytyk. Westchnęła wewnętrznie zdając sobie sprawę, że Nascela nie pochwaliłby jej zachowania. Zapewne uparcie, do znudzenia powtarzałby jej, że musi się powstrzymywać, gdyż jako kobiecie nie wypadało podobne niewłaściwe zachowanie.
 Spojrzała w ciemny korytarz, przypominający jej ten sam za czasów swojego uwięzienia. W pewnym momencie oblała ją fala niepokoju i chęć powrotu do domu. Nie spodziewała się, że może tęsknić za swoim małym domkiem w Edenie; za porannym słońcem i piciem zielonej herbaty na werandzie w bujanym fotelu.
Długo będziemy prowadzić ten bezsensowny dialog?
Zapytała w końcu, zatrzymując się po kolejnym źle wybranym zakręcie. Świadomość rozbawienia Wiecznego jej błądzeniem, niezwykle działała jej na nerwy. Z trudem powstrzymywała się przed nie przyłożeniem mu w twarz.
Będę.
Odwróciła się do niego przodem.
 Zerknęła na żałosny obraz i faktycznie przez chwilę zastanawiała się, dlaczego to sobie robiła. Cynizm i krew zabitych ludzi spływały po Wiecznym, a smród jego czynów rozciągał się za nim niczym czerwony dywan.
Nie boję się ciemności, nie boję się krwi, ani tym bardziej martwych ciał. To chcesz usłyszeć?
Mruknęła przez zęby. Zbliżyła się do niego i wymierzyła w niego wskazujący palec, dźgając go w klatkę piersiową przydługim paznokciem. Zmrużyła powieki, zadzierając nieco głowę ku górze, mając świadomość jak komicznie może wyglądać to z boku.
Długo będziesz tak pajacował i rzucał bezsensownego farmazony na prawo i lewo, czy zamierzasz zachować się jak facet, i normalnie zapytać o to co cię interesuje?
 Nie miała na niego słów. Im bardziej myślała, że Yury cokolwiek rozumiał, tym on zachowywał się, jak gdyby dostał małpiego rozumu. Podejrzewała, że zamknięcie w tak paskudnym miejscu jak Smocza Góra, może prowadzić do depresji i lekkich załamań, jednak Wieczny ewidentnie cierpiał na deficyt interakcji społecznych.
I przestań się tak głupio cieszyć. Wyprowadź nas już z tego miejsca.
Skapitulowała. Założyła ręce na piersi, mając dość kluczenia po parszywej norze, jaką jej podopieczny nazywał domem.
 Wypuściła powietrze z ust, uspokajając się. Nerwy powoli schodziły z jej napiętych barków, wędrując przez kręgosłup, a kończąc na palcach u stóp, z których uszła cała zła energia.
 Na nowo wróciła myślami do Nasceli. Zastanawiała się czy mężczyzna sobie radził i czy przypadkiem nie zaszył się w czterech ścianach, całkiem izolując od swoich pobratymców; w innym wypadku mógł skończyć jak jej podopieczny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Wyczuł w jej głosie zdenerwowanie i poczuł przyjemne ukłucie w klatce piersiowej, satysfakcje.
 Czyżby komuś puścił nerwy?
 Nie ma za co, Zaneri. Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu.
 Jeden do zera. Dla mnie.
 — Chcę usłyszeć prawdę, Zaneri. Przecież chciałaś mnie poznać, a to działa w dwie strony - ja chcę poznać ciebie, skoro masz zamiar deptać mi po piętach przy każdej nadarzającej się okazji — odparł, niezbyt przyjęty jej słowami; takowe nie wywarły na nim absolutnie żadnego wrażenia. Na jego ustach nadal widniał ten sam, świadczący o rozbawieniu uśmiech, który już wcześniej uwidocznił zmarszczki na jego czterdziestoletnim obliczu. Słyszał na swój temat o wiele grosze rzeczy; niektóre z tych epitetów zapewne nigdy przeszłyby tej ślicznotce przez przełyk.
 Rozejrzał się dookoła, by zorientować się, gdzie są, gdyż najwyraźniej anielica zdała sobie sprawę z tego, że nie trafi do wyjścia, chociaż chwilę temu parła na przód jak szalona.
 — Ja? Przecież to ty idziesz przodem, więc to logiczne, że to ty jesteś przewodnikiem, co nie? — Uśmiech na wargach się pogłębił; ponownie zademonstrował jej pakiet swoich zębów. Co prawda wśród nich brakowało dwóch siódemek i jednej piątki, ale przynajmniej jedynki, dwójki, trójki i czwórki prezentowały się w miarę przyswoicie, jak na taki nieprzyzwoity stan zaniedbania. Po chwili jednak zdecydował, że czas przejąć inicjatywę. Nie marzyło mu się umrzeć z głodu i pragnienia wśród wilgotnych, ciemnych korytarzy budynku, którego od kilku lat nazywał swoim domem. — Musimy się zawrócić. No chyba, że chcesz błąkać się przez kilka dni o suchym pysku i w końcu skonać z głodu. Chodź.
 Wykonał tył zwrot i skierował się we właściwą stronę, a raczej drogę powrotną do części mieszkalnej Kamiennej Wieży, bo właśnie tam były ulokowane schody na niższe kondygnacje najemniczej kryjówki.
 Po drodze wyjął z kieszeni kolejnego papierosa i włożył go sobie do ust, jednakże nie od razu skonsultował jego końcówkę z płomieniem trzymanej w dłoni zapalniczki. Rozważając wszelkie za i przeciw, w końcu schował przedmiot do kieszeni, zaciskając zęby na filtrze.
 — Jeźdźcy apokalipsy — wyrzęził przez niemal zaciśnięte zęby. Poluzował szczękę, uświadamiając sobie, że po dorzuceniu do zestawu chrypy, jego słowa mogą stać się dla kobiety niezrozumiałym bełkotem. — Mówi ci coś ten termin? — zapytał, gdy pokonywali kolejne metry kwadratowe wąskiego korytarza. W pewnym momencie musical się zgarbić, by nie skonfrontować głowy ze ścianą, lecz, trwając dłużej w skulonej pozycji, pożałował, że wybrał drogę na skróty. Kark uraczył go pulsującym bólem w okolicy potylicy, czyli dokładnie tam, gdzie go wcześniej uderzyła.  — Jeden z przykurczy określający się tym mianem podpalił desperacki burdel. Jego właściciel zwrócił się do nas o pomoc. Chce poznać jego lokalizacje, aby odpłacić się mu tym samym. Niektórzy twierdzą, że to wy, anioły, znowu manifestujecie swoją siłę, jakby za mało było wam kłopotów po tym debilu, Metatronie. Powiedz wszystko, co wiesz. Inaczej naprawdę zwrócę się przeciwko twoim braciom.
 Gdy skończył swój monolog, w końcu mógł wyprostować plecy, bo oto znaleźli się w punkcie wyjścia, w pobliżu drzwi do jego zakwaterowania. Podczas wykonywaniu tej czynności, poruszył kilkukrotnie głową – to w lewo, to w prawo, by rozruszać mrowiejący kark. By to uczcić, na powrót wyjął z kieszeni zapalniczkę i tym razem bez żadnych "ale" skonsultował płuca z dawką życiodajnego dymu. Potrzymał go odrobinę dłużej w płucach, a potem wypuścił. Musiał przyznać, że Jinx dysponował pierwszorzędnymi wyborami tytoniowymi.
 — Dobra, księżniczko. Dam ci fory — stwierdził po chwili, wydmuchując opary z płuc, chociaż taki był plan od początku. Wszak z informatorem, podrostkiem o imieniu Rhett, był wstępnie umówiony dopiero nazajutrz, pod warunkiem, że wstawi się w tak krótkim przedziale czasowym u podnóża Smoczej Góry. Do rano brakowało wielu godzin, więc planował odwiedzić stołówkę i napełnić żołądek czymś wysokokalorycznym, by nie utracić energii w połowie drogi. Dziewczyna mogła spożytkować ten czas na odpoczynek po długiej podróży. Zmęczona na nic się nie przyda. — Zmykaj do łóżka i to już, póki się nie rozmyśliłem. Pobudka o szóstej rano — powiadomił ją krótko, wskazując właściwie drzwi. Od razu udał się w przeciwległym kierunku, ku wielofunkcyjnej jadłodajni. I nawet nie zerknął przez ramię, by się upewnić, że dostosowała się do polecenia.  Zwykle nie był skory do takich aktów dobroci, zatem liczył, że ślicznotka to doceni.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

 Potrzebowała snu, dlatego też z ulgą przyjęła jego propozycję, jednak nadal zachowując czujność. Podejrzewała, że za jego zamiarami nie stoją szlachetne pobudki, gdyż na pierwszy rzut oka, Yury sprawiał wrażenie człowieka pozbawionego wszelki hamulców i przyjętych przez cywilizowane osoby zasad. Z nutką podejrzliwości prześwietlała go wzrokiem, jak gdyby zajrzała mu pod skórę, szukając ukrytych zamiarów.
— Mówi ci coś ten termin?
Oczywiście, jednak wszelkimi informacjami podzielę się z tobą nad ranem, zaraz jak wyruszymy.
Za wiele nie wiedziała, ale nie mogła mu tego powiedzieć wprost. Przeczuwała, że cwaniak wykorzystałby jej informacje.
Spotkamy się rankiem, Yury. Śpij dobrze.
Uśmiechnęła się lekko, spoglądając na jego paskudną, pokrytą bruzdami twarz.
 Ruszyła ku pokojowi, włócząc ołowianymi nogami po holu.
 Zamknęła za sobą drzwi, nawet nie ściągając z siebie ubrań. Położyła się pod kocem, a tuż obok siebie dwa miecze, aby w każdej chwili móc się bronić. Ciężka głowa opadła na zużyty materac. Kurz osiadł na długich, pachnących włosach, a powieki zamknęły się, opadając jak kurtyna.
 Pochłonął ją mrok. Objął szczelnie ramionami, podsuwając jej złe sny. Odkąd wyruszyła poza granice Edenu, koszmary nękały ją co noc. Więziły ją w kajdany, zmuszając do spoglądania w masakryczne oblicze bestii. Tym razem bestia przybrała wygląd Wiecznego. Ślepia błyszczały mu złotym szaleństwem, a twarz wykrzywiała się w nienaturalnym grymasie; w poszerzonym uśmiechu. Im mocniej to robił, tym kąciku ust zaczęły pękać. Dusił ją i mroził zimnymi dłońmi, a ona nie mogła złapać tchu.
 Strząsł szarpnął nią w bok, a kiedy otwarła oczy znajdywała się w głębokim dole.
 Bestia zasypywała ją ziemią.
 Próbowała się wydostać, ale ziemi przybywało coraz więcej. Zakopana do połowy, nie mogła się uwolnić. Dopiero wtedy Bestia pierwszy raz do niej przemówiła. Głosem zimnym, demonicznym.
— Głupia. Wracaj do domu. Umrzesz.

 Nie wróciła do domu.
 Umarła.

 Obudziła się z krzykiem, tuż nad ranem. Wyjrzała przerażona w kierunku wchodzącego słońca.
Szósta.
 Dobiegła do okiennicy, szukając wzrokiem Wiecznego, jednak jedyne co zobaczyła to oddalające się plecy.
I tak cię znajdę.


[zt x 2 ]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach