Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 12.03.17 21:37  •  Pokój S-13. Empty Pokój S-13.
Pokój S-13. 1wYRZ2q
Niewielki pokoik wyposażony w kilka stalowych, wąskich szafek, piętrowe łóżko oraz małą łazienkę wyłożoną potłuczonymi kafelkami oraz zaopatrzoną w bieżącą wodę lecącą z kranu. Na lewo od wejścia znajduje się biurko zawalone starym, niedziałającym już sprzętem w większości pozbawionym bebechów, które przygarnięte zostały przez kogoś wieki już temu. Aby dojść do tego pomieszczenia należy wejść w głównym holu w lewy korytarz, zejść na dół po schodach i na drugim skrzyżowaniu skręcić w prawo - za metalowymi drzwiami umieszczonymi na końcu tejże wędrówki znajduje się ten właśnie pokoik.



Słońce przewędrowało już ponad połowę swej łukowatej, niekrótkiej drogi po szafirowym, lekko zachmurzonym nieboskłonie, kiedy to Karyuu ujrzała - dzięki A'tar - zarys znajomego jej, acz rzadko odwiedzanego budynku. Biorąc pod uwagę fakt, że wyruszyła w tę stronę niedługo po cudownym, orzeźwiającym oraz zalewającym świat płomiennym pomarańczem świcie, to śmiało i bez wahania można stwierdzić, iż przemaszerowanie do zbawiennego, cudownego celu zajęło jej dłużej niż zwykle. Nie było to ani troszeczkę, jednakże, dziwne, zważywszy na targające brutalnie, bezlitośnie jej organizmem zatrucie pokarmowe - zmuszające ją do zatrzymywania się co jakiś czas podczas tej samotnej wędrówki, uzupełniania umykających z ciała płynów i zrzucające na jej zgrabne barki tonowy ciężar czystego, uginającego osłabione kolana zmęczenia. Przystanęła na krótki, prędko przemijający moment, łapiąc chrapliwy, szorstki oddech i zgarniając, zbierając w sobie siły na przebrnięcie ostatnich kilkunastu metrów dzielących ją od przywodzącego na myśl jarzący się na horyzoncie raj hotelu. Wypuściła wreszcie powoli, miarowo nagromadzone w płucach powietrze, ażeby ruszyć następnie ku wspomnianemu, mogącemu pomóc jej w aktualnej sytuacji wielce i ogromnie przybytkowi.

Doczłapawszy do dwuskrzydłowych, nieco obdrapanych drzwi wejściowych, Karyuu natychmiast i bez zbędnych ceregieli przekroczyła je na tyle pewnym, stabilnym krokiem, na jaki tylko mogła sobie w teraźniejszej chwili pozwolić. Ociężałe, ospałe ciało domagało się głośno, żałośnie słodkiego odpoczynku, lecz zapalona w umyśle czerwona lampka nie pozwalała poddać się temu duszącemu, skręcającemu wnętrzności pragnieniu - w pierwszej kolejności złotowłosa musiała poradzić sobie z niespodziewaną, nagłą chorobą, która zalęgła się boleśnie w jej żołądku.
- Ten, co zwykle - zwróciła się słabym, wątłym głosem do stojącego na baczność za kontuarem, świetnie ją pamiętającego androida, wkrótce potem, po załatwieniu wszystkich koniecznych formalności, otrzymując kluczyk do 'swojego' pokoju. Miast wspiąć się na któreś z wyższych, oferujących 'ładne' pomieszczenia pięter, szkarłatnooka niewiasta skręciła na parterze w lewy korytarz, zeszła stromymi schodami na dół i na koniec skręciła na drugim skrzyżowaniu w prawo, zatrzymując się - w końcu - przed metalowymi drzwiami prowadzącymi do skromnej klitki, którą to zazwyczaj w tymże hotelu wynajmowała. Nie czuła się pewnie i dobrze w większych pomieszczeniach, luksusy wspanialsze i dosadniejsze nie interesowały ją, zaś obsługi jakiejś szczególnej nie potrzebowała. To tutaj - mały pokoik z piętrowym łóżkiem, dawno niedziałającym już sprzętem, paroma stalowymi szafkami oraz doczepioną do niego, niewielką łazienką o potłuczonych kafelkach i z bieżącą wodą lecącą z kranu - w zupełności jej wystarczyło.

Przemierzyła niedużą przestrzeń trzema chwiejnymi już, wypalającymi się krokami, po drodze chwytając z jednej z półek kubek wykonany ze stali nierdzewnej i wreszcie wbijając się - niemal dosłownie - do wystarczająco wyposażonej ubikacji. Załatwiwszy ponaglające jej jelita i pęcherz sprawy, Karyuu przemyła dokładnie zgarnięte naczynie, starannie je wytarła, po czym wrzuciła na jego dno schowany podczas podróży do kieszeni kwiatek mający załagodzić zjadające ją od środka, gryzące objawy. Podgrzała denko od spodu trzymaną w drżącej dłoni zapalniczką, opierając się ciężko o nadtłuczony, delikatnie popękany - acz dalej świetnie funkcjonujący - zlew. Przypiekłszy roślinę do odpowiedniej, właściwej temperatury - przynajmniej miała nadzieję, że takową uzyskała - zalała ją świeżą wodą z kranu i leciutko, ostrożnie wymieszała kręcąc stalowym kubkiem. Uzyskawszy pożądany roztwór, złotowłosa wróciła do wynajętego pokoiku - który kiedyś, kiedyś musiał być najprawdopodobniej pomieszczeniem dla służby lub czegoś podobnego, jako że nie nadawał się najzwyczajniej w świecie dla wybrednych klientów czy zamożnych gości - i opadła na dolne łóżko. Materac nie był może najmiększy i najprzyjemniejszy, lecz dla niej spełniał swoje zadanie idealnie i doskonale, tak samo czysta - w miarę - pościel. Zrzuciwszy z siebie ciężki, podróżny płaszcz - o którym kompletnie wcześniej zapomniała - Karyuu wypiła ciepły jeszcze, rozgrzewający jej wnętrzności wywar, tuż po tym odkładając naczynie na ziemię i samej układając się do snu - nie miała w tej chwili jakichkolwiek problemów z zaśnięciem, ponieważ była po prostu wypruta z wszelkich sił.


Theme | Ubiór i wygląd: Jak w profilu | Obrażenia/Choroby: Zatrucie pokarmowe, przemęczenie
Dodatkowe informacje:
Brak


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 24.06.19 20:01, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Dodanie opisu pomieszczenia pod obrazkiem.)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.17 21:27  •  Pokój S-13. Empty Re: Pokój S-13.


Ciemność ją otaczała, głęboka i dusząca, i liżącą leniwie całe jej ciało swoim giętkim, lepkim językiem mroku. Nie widziała nic - nawet czubka własnego nosa - pośród tego bezkresnego oceanu czerni, trwając tak w kompletnym bezruchu w tej pustej, głuchej Nicości. Cisza rozbrzmiewała wokół niej delikatnymi, niesłyszalnymi nutkami, przywodząc na myśl bycie zamkniętym w uszczelnionym, małym pomieszczeniu - dokładnie takim, jakie używa się do testowania oraz sprawdzania słuchu pacjentów. Tylko że w tym przypadku nie było słuchawek, przez które protetyk wysyła piski i szumy - niskie, wysokie, ciągłe oraz przerywane - jak również nie sposób było znaleźć w tym ciasnym, napawającym klaustrofobicznym uczuciem miejscu nawet i grama cudownego, podnoszącego na duchu światła. Wyłącznie flauta wirowała w przepięknym, akrobatycznym tańcu wewnątrz tegoż pokoiku, ciągnąc za sobą porozrywane, poszarpane niteczki szczerzącej zębiska mroczności.
Ból!
Przenikliwy, żrący, wgryzający się zakrzywionymi, niemożliwymi do zliczenia kłami w umysł jasnowłosej niewiasty. Desperacja wbiła się do bijącego prędko, zbyt szybko serca niczym strzała o rozżarzonym, morderczym grocie, natychmiast niemal dominując na płaszczyźnie emocjonalnej i wypychając z niej wszelkie inne doznania. Spokój i neutralność roztrzaskały się na mikroskopijne, nierówne kawałeczki, kiedy to organizm zapłonął palącym, rozdzierającym mentalność cierpieniem. Otworzyła czerwone usteczka w niemym krzyku, zacisnęła kurczowo blade palce na materiale przykrywającym jej klatkę piersiową, zamknęła oczka - szafirowe, zalewane z każdą mijającą sekundą coraz większą ilością szkarłatnych pigmentów - gdy to otoczenie rozświetlone zostało nagle i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia mocnym, białym błyskiem. Mroczki - skaczące, migoczące i błyszczące złośliwie - pochłonęły jej wizję, nie pozwalając ujrzeć niczego nawet mimo faktu, iż światło unormowało się łaskawie i lśniło jedynie na tyle, aby przeistaczać przytulającą ją wcześniej czerń w mdłą, przygnębiającą szarość.
- Idealna.

Wyrwała się ze swego snu gwałtownie, energicznie, siadając - praktycznie nieświadomie - na średnio miękkim materacu i łapiąc łapczywie, desperacko powietrze. Płuca nie chciały współpracować, kłując i piekąc, zaś ciało wstrząsane było niekontrolowanymi, szarpiącymi drgawkami. Pochyliła się do przodu, opierając czoło o uniesione, złączone kolana i zaciskając mocno, jak najsilniej tylko potrafiła powieki. Przez moment było jej niedobrze, lecz uczucie to stosunkowo szybko przeminęło, zostawiając za sobą gorycz na języku i lód na pokrytym potem karku. Odetchnęła - krótko, urywanie, płytko - raz, drugi i trzeci, dotykając - muskając bardziej - trzęsącymi się palcami suchych rzęs. Jakże marzyła, żeby były mokre; żeby po policzkach obdartych z kolorów popłynęły słone, świeże łzy; aby z gardła wyrwał się chociażby najmniejszy, najżałośniejszy szloch. Nic takiego, jednakże, się nie stało, toteż Karyuu - po długich, ciągnących się minutach - wstała z łóżka i udała się do łazienki się odświeżyć oraz, nieco później, napić podgrzanej w przemytym kubku wody. Przyodziawszy swoje ubrania i ułagodziwszy nieco rozwichrzoną grzywkę, kobieta spojrzała w swoje odbicie majaczące w niepolerowanym już od dawien dawna lustrze. Nie stanowiła najlepszego, najzdrowszego okazu, cała bladziutka i z cieniami pełzającymi pod oczyma, lecz zignorowała to i odwróciła się od gładkiej, szydzącej z niej tafli. Pozbierawszy wszyściutkie swoje zabawki, ex-Łowczyni wyszła z wynajętego pokoju i udała się do głównego holu hotelu.

Tam przystanęła - między kolumną zasłaniającą jej widok na drzwi wyjściowe a konturem, za którym znajdował się noszący wytarty garnitur robot - i zamyśliła się na chwilę, przypominając sobie, dlaczego tu przywędrowała. I co było wcześniej. Rozmowa z androidem i nieznanym osobnikiem - najprawdopodobniej Wymordowanym, chociaż na sto procent pewna nie była - w lesie oraz łaknienie pozyskania dodatkowej broni - palnej - zmusiły ją do zastanowienia się nad tym, gdzie mogła rzecz taką zdobyć. Stare magazyny rozsiane po Desperacji wieki już temu były ograbione z dóbr, broni i zapasów; kryjówki najróżniejszych działających na terenach tego skromnego piekła organizacji nie wchodziły w grę, będąc zbyt pilnie strzeżonymi; Miasto 3... Zerknęła na noszoną na lewym nadgarstku fałszywą przepustkę, zaciskając usta w wąską linię, aby zaraz wypuścić niespiesznie, ciężko powietrze zgromadzone w niekooperujących dzisiaj najlepiej płucach. Mogła wybrać się do M-3, lecz jeżeli pójdzie sama, to znalezienie upragnionego sprzętu, nie wspominając o przetrwaniu ewentualnych konfliktów, może okazać się trudne. Czy naprawdę broń ta była jej aż tak potrzebna, żeby narażać się dla niej na potyczki, rany i potencjalną śmierć? Tak, jeśli spojrzeć na przygnębiające, wykazujące braki w repertuarze jej zdolności oraz dostępnych środków obrony i ataku wydarzenia z baru. Dotąd udawało jej się radzić z egzystencją na Desperacji posiadając wyłącznie wierną łopatę, jednakże... to będzie niewystarczające, jeśli dane jej będzie wcinać się w sytuacje takie, jak tamta. Wzrok jej powędrował mimowolnie do blatu kontuaru, na którym spoczywało paręnaście zgrabnych, ułożonych równo karteczek: profili, ogłoszeń i innych drobnostek. Pośród nich dostrzegła ręcznie robioną, prostą wizytówkę najemnika nienależącego do żadnej grupy bądź organizacji - rzadko kiedy spotykane, ponieważ wolnych strzelców albo desperacko rekrutowano, albo zabijano dla zmniejszenia konkurencji. Przechyliła delikatnie głowę, żeby po namyśle i ułamku zawahania chwycić za nią pod czujnym okiem eleganckiego, acz starego robota wydającego klucze do apartamentów. Po tym ruszyła miarowym marszem ku wyjściu, nakładając na głowę przed opuszczeniem tegoż zacnego lokalu głęboki kaptur i otwierając na wbudowanym w przepustkę, mało przez nią używanym komunikatorze okienko nowej wiadomości do wysłania.

z.t.


Theme | Ubiór i wygląd: Jak w profilu | Obrażenia/Choroby: (lekkie) przemęczenie
Dodatkowe informacje:
Brak
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.19 23:27  •  Pokój S-13. Empty Re: Pokój S-13.
Pokój S-13. BcBUAYU

Mimo najkrótszej obranej drogi, to dłużyła się ona niemiłosiernie dla Karyuu i sprawiała wrażenie o wiele dłuższej, żmudniejszej niż rzeczywiście była. Po tym, jak obrała prowadzenie w celu pokierowania ich wędrówką, jasnowłosa raz tylko zerknęła przez ramię dla sprawdzenia tego, czy młodzieniec za nią podąża. Dopiero po kilkunastu pokonanych metrach - kiedy kierunek marszu był jasny i wyraźny - zwolniła kroku i zrównała się z nim, idąc z nim ramię w ramię, lecz przy tym uważając na to, aby przypadkiem go nie szturchnąć, nie zahaczyć smukłym barkiem. Nie znała jeszcze jego granic przestrzeni osobistej i nie chciała go całkowicie niepotrzebnie stresować, toteż pilnowała każdego swojego ruchu i kroku, jaki podejmowała. Nie omieszkała, jednak, zerkać na niego co jakiś czas, oceniając jego stan i poczucie humoru, i generalnie nastrój - ciężko musiało mu być po ostatnich wydarzeniach w Barze, jej z pewnością było. Przełknęła, przypomniawszy sobie zarażonego jakimś tajemniczym syfem mężczyznę, jego twarz i głos, i zachowanie - nic dobrego w tym nie było, nic pozytywnego i właściwego. Nie wyglądało to na normalne, typowe choróbsko, ale z drugiej strony Karyuu nie znała się na medycynie na tyle, żeby móc takie coś na sto procent stwierdzić. Nie było to po prostu coś, z czym wcześniej się zetknęła czy o czym od kogoś słyszała, a nie było wątpliwości odnośnie tego, że takie informacje by pamiętała dzięki swojej cudownej, fotograficznej pamięci.

Rozmyślania przerwało jej wyłonienie się w oddali znajomego, odwiedzanego już przez nią parokrotnie budynku, na widok którego odetchnęła krótko i z ulgą. Tutaj będą mogli w spokoju odpocząć i odetchnąć - może nie w jakimś świetnie urządzonym, wyposażonym w nie wiadomo co pokoju z pięknym widoczkiem z okna, ponieważ nie miała na coś takiego funduszy, ale przynajmniej będą mogli przespać się w łóżku i napić chłodnej, orzeźwiającej wody. Gdy byli już praktycznie przed samymi drzwiami, bez większego zastanowienia chwyciła Shirōyate za nadgarstek i poinformowała łagodnie Arashi'ego, żeby ten znalazł sobie jakieś wygodne miejsce na którymś z pobliskich drzew. Nie była pewna, czy dozwolone było wnoszenie zwierząt do hotelu, lecz nie chciała niczego w momencie tym ryzykować, więc postąpiła właśnie tak, a nie inaczej. Gawrak zakrakał z niezadowoleniem i dziobnął ją uszczypliwie w bok szyi, lecz po krótkiej, naszpikowanej błagalną nutką rozmowie dał się namówić na pozostanie na zewnątrz - prędko ulokował się na grubej, mocnej gałęzi obsianej mniejszymi patyczkami i nieukontentowanym, obrażonym wzrokiem wpatrywał się w wejście do przybytku. Będzie tu siedział i pilnował, tak. Będzie tu tkwił i trzymał wartę, aż Złoty Kłos i Cherlawa Panda nie wypoczną i nie wyjdą z Czarnej Melancholii. Tak, dokładnie! Karyuu zerknęła na niego z iskierką poczucia winy i niemych przeprosin, po czym przekroczyła próg ze szczupłymi palcami dalej obejmującymi nadgarstek Shirōyate.

Tym razem za pobyt w niedużym, skromnym pomieszczeniu zapłaciła zadbaną, wyczyszczoną i cudownie ostrą maczetą - będzie musiała znowu poszukać jakiś błyskotek i drobnych rzeczy na przyszłe wymiany, ponieważ malutko już ich jej zostało. Praktycznie nic. Odkładając ten problem na bok, kobieta chwyciła podany jej klucz i udała się do znanego już jej, małego pokoju z doczepioną do niego łazienką. Wnętrze niewiele zmieniło się od jej ostatniej wizyty, gdyż mało kto wybierał właśnie to, praktycznie najtańsze miejsce, kiedy do wyboru miał te bardziej dystyngowane, dobrze wyposażone - jak na warunki Desperacji - opcje. Spojrzała na Wymordowanego i otworzyła usteczka, żeby zapytać go, czy woli spać na górze, czy na dole, kiedy dobrnął do niej galopem fakt, że w dalszym ciągu trzyma go za nadgarstek. Puściła go niby poparzona i zerknęła na bok z zakłopotaniem, bo przecież przez calutką drogę uważała, żeby nie naruszyć jego przestrzeni osobistej, a tutaj targa go za sobą jak podekscytowana nastolatka swoją przyjaciółkę. Albo przyjaciela. Tak. Odchrząknęła nerwowo, niepewnie, zajmując się ściągnięciem z siebie ciężkiego, magicznego płaszcza podróżnego i zawieszając go z niemalże czułością na prostym, prawie że obskurnym krześle stojącym przy zawalonym starą techniką biurku.
- Wolisz... wolisz górę czy dół? - zapytała, machając sztywno dłonią w kierunku piętrowego łóżka i dopiero wtedy zwracając na niego swoje czerwone ślepka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.19 3:16  •  Pokój S-13. Empty Re: Pokój S-13.
Już naprawdę niemal do tego przywykł. Do bliskości drugiej osoby, do nagłego dotyku. Do tego, że ludzie, tak po prostu, potrzebowali czasami naruszyć czyjąś strefę. I większość z nich nie robiła tego w złych intencjach.
 Nie zmieniało to jednak faktu, że przez umysł młodego wymordowanego przemknęło kilkadziesiąt, kilkaset, kilka tysięcy obrazów z przeszłości. Zbliżenia na ręce ociekające gęstą, półprzeźroczystą cieczą. Na usta wypowiadające słowa. Na nagi tors. Biodra wciśnięte pod jego uda. Wciągnął powietrze przez zęby, ale nie wyrwał się Karyuudo, choć pod palcami złotowłosej drobny nadgarstek wyraźnie nabrał twardości, gdy wszystkie mięśnie Shirōyate napięły się gotowe do przyjęcia ataku.
 Znał cenę swojej naiwności. Płacił za nią słono za każdym razem, gdy zdawało mu się, że wyczerpał już limit pecha i każda kolejna transakcja będzie na miarę jego możliwości, tej jego metaforycznej kieszeni. Ilekroć postanawiał sobie, że tym razem nie da się zerżnąć przez życie, życie postanawiało wybuchnąć śmiechem — czyżby?
 Miał jednak dość dzisiejszego dnia, dość tego, że Zawiść i Furia pilnowały każdego jego ruchu, jakby nie można go było zostawić samego. Miał dość Sheby i jego siły, władzy, którą wykorzystywał do znęcenia się i...
 Hiroki odepchnął od siebie i te myśli. Zmusił się, aby skupić uwagę na teraźniejszości. Na schodach, po których się wspinał, na odcieniu jej kosmyków, na cieple jej ręki i wreszcie na tym, że nie tylko ta ręka była ciepła. Twarz chłopaka pozostawała nieodgadniona; nie dałoby się określić tego, nad czym się zastanawiał. Tym jednak razem gorąco przebiło się przez chorobliwie bladą skórę i wykwitło na policzkach i nosie w postacie mocnych, czerwonych plam. Nie zdawał sobie z tego sprawy aż do teraz.
 Zdążył wsunąć palce na zarumienioną skórę akurat w chwili, w której łowczyni się zreflektowała. Nadgarstek, który puściła, zawisł luźno wzdłuż wychudłej sylwetki młodzieńca, ale on sam się nie poruszył.
 Śledził uważnie jej ruchy, rozmasowując zaczerwienione miejsce. Nie do końca wiedział, co powinien zrobić. Z braku lepszych opcji skrzyżował ramiona na wątłej klatce piersiowej i zmusił się, aby wbić wzrok w piętrowe łóżko, na które wskazała. Góra czy dół?
Nie mógłbym spać z tobą? Cały się spiął, gdy wreszcie zdobył wystarczającą porcję odwagi na zadanie tego pytania. Kiedy je wypowiadał, miał wrażenie, że przeklina w kościele. Z równym zdenerwowaniem wsłuchiwał się w ciszę, jaka zapanowała chwilę po tym.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.19 21:32  •  Pokój S-13. Empty Re: Pokój S-13.
Pokój S-13. BcBUAYU

Och?
Mrugnęła ze zdziwieniem, dostrzegłszy czerwony rumieniec malujący się na policzkach i nosie młodzieńca niczym pole pięknych tulipanów kwitnących pośród idealnie zielonej, pozbawionej innych kwiatów trawy. Na pewno nie takiej reakcji się spodziewała, lecz z drugiej strony nie oczekiwała też ostrych słów ze strony młodzieńca czy jakiejś agresywnej, fizycznej reakcji obronnej - w ogóle nie myślała, kiedy pochwyciła jego nadgarstek w swoje smukłe, blade palce i nie zastanawiała się nad konsekwencjami swoich zadziwiająco śmiałych czynów. Ulgę słodką i dźwięczną przynosiło jej to, że nie dość, że Shirōyate dał się zaciągnąć do wnętrza hotelu i potem tego pokoju bez żadnych protestów, sprzeciwów czy negatywnych zachowań, to jeszcze nie wydawał się zastraszony lub zaszczuty niby bite, katowane w przeszłości zwierzę. Desperacja, niestety, pełna była takich smutnych, żałosnych i wyniszczonych jednostek i ona sama tańczyła na takim pograniczu, ponieważ przygniatana i jednocześnie pchana do przodu była przez własne, wżerające się w jej serce poczucie winy oraz dawne, wbite w jej pamięć niby stalowe gwoździe wydarzenia. Nie miała jak ich zapomnieć, nie miała jak się ich pozbyć i nawet nie chciała, mimo że czasami życie z nimi przewijającymi się przez myśli było naprawdę ciężkie oraz przytłaczające. Wyniszczające. I budujące zarazem. Hah. Przełknęła i przygryzła dolną wargę od wewnątrz, skrycie, powstrzymując się przed wyciągnięciem dłoni i tyknięciem muśniętych szkarłatem policzków. Takiego widoku - niewinnego i słodkiego, i orzeźwiającego szarość Desperacji - dawno już nie dane jej było widzieć, z jej samotnymi podróżami i stronieniem od innych osób, i unikaniem tłumów, i generalnie natykaniem się na jednostki niezdolne - fizycznie albo emocjonalnie - do takich reakcji.

Wyrwana ze swoich bezczelnych obserwacji - przez ostatnie miesiące często przyszło jej pytać samą siebie, co też ona wyrabia i wyczynia. Doprawdy... co się z nią ostatnio dzieje? - została przez pytanie Shirōyate, które na krótki, acz dobitny moment wprowadziło ją w osłupienie i czyste, niepozwalające pochwycić jakichkolwiek słów zdumienie. Tego też się nie spodziewała, ani odrobineczkę i troszeczkę. Nie sądziła, że młodzieniec będzie chętny do wchodzenia z kimkolwiek w kontakt fizyczny, a tym bardziej w inicjowanie go - nie tak dużo ludzi, jakich przyszło jej napotkać na swojej drodze czuło się komfortowo z czymś takim, a i ona ze swoim samotnym stylem życia nie miała wiele ku temu okazji. Chociaż z drugiej strony... to, iż nie wyrwał się wcześniej z jej uchwytu i ten jego rumieniec dalej rozsmarowany po jego policzkach świadczyły o tym, że wcale nie był negatywnie czy wrogo nastawiony wobec obcego dotyku. Może nawet go potrzebował? Zwłaszcza po tym, co stało się w Barze? Odetchnęła i, podjąwszy decyzję, obdarowała go jednym z tych swoich delikatnych, lecz widocznych uśmiechów - kruchych i niepewnych, i zabarwionych melancholią.
- Nie mam nic przeciwko - powiedziała, ściągając z szyi swój biały czas i odkładając go razem z łopatą na blat niewielkiego, zawalonego niedziałającą i wiekową technologią biurka. Po tym przemyła twarz w małej, skromnej łazience i usiadła na, oczywiście dolnym, materacu piętrowego łóżka. Dała tym samym możliwość Shirōyate wybrania tego, czy woli spać przy ścianie, czy też na krańcu, samej zamierzając dostosować się po tym, jak ten dokona decyzji. Nie chciała przytłaczać go swoją obecnością, a żeby było mu wygodnie i bezpiecznie - to się teraz dla niej najbardziej liczyło. Sama czuła nutkę niepewności i jednocześnie czegoś jeszcze - podekscytowania? - ponieważ od zdezerterowania rzadko zdarzało jej się spać w obecności kogoś innego, zwłaszcza w takiej małej odległości od tej drugiej persony. Było to, więc, coś dla niej nowego i innego, i... dobrego?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.19 19:56  •  Pokój S-13. Empty Re: Pokój S-13.
Nie miała nic przeciwko.
 Sens wyrazów docierał do niego o wiele za długo, jakby zbyt solidnie zabarykadował się pewnością, że nieznajoma odmówi. Dźwięk potwierdzenia wywołał u niego krótkie drgnięcie jakiegoś nerwu. Brew ściągnęła się na moment, wargi zacisnęły. Nic przeciwko, droga wolna. Rozumiesz? Tykały następne sekundy, a on stał gdzie go postawiono i wpatrywał się tępo w dwupiętrowe łóżko. Mur, jakim się obwarował, przepuszczał echo jej słów i kiedy wreszcie runęła część konstrukcji, Hiroki zmusił się, aby spojrzeć na Karyuudo. Patrzył jej prosto w twarz, oczekując następnej reakcji. Wybuchnięcia śmiechem, któremu daleko do sympatycznej wesołości albo skrzywienia się, po którym sarkazm zostanie namacalnie wyczuwalny.
 Tymczasem kobieta ułożyła jasne usta w uśmiech i tylko tym jednym zburzyła całą fortecę, za którą ukrył swój sceptycyzm. Trzymając ręce skrzyżowane na piersi poczuł jeszcze jak palce oparte dotychczas luźno na przedramieniu, nagle mocniej się zakleszczają. Naprawdę się zgodziła.
 Wszystkie załamania na jego twarzy z powrotem się wygładziły, przywołując na oblicze nastolatka typowy, niezainteresowany wyraz. Śledził uważnie jej ruchy, gdy odkładała łopatę na biurko, a potem kierowała się do łazienki. Sam nie do końca wiedział, co powinien zrobić i na ile może sobie pozwolić.
 Ubranie, które na sobie posiadał, dawno straciło datę ważności. Domyślał się tylko jaką masą zapachów musiał pachnieć — ziemią, drewnem, kobiecymi perfumami, od nielicznych dziwek Jinxa, na które było stać na flakoniki. Czy jeśli znajdzie się bliżej Karyuudo, uzna te wonie za przyjemne?
 Machinalnie złapał za zamek bluzy i rozpiął ją z głośnym „bzzzz-t”. Odsłonił tym samym białe ramiona z dziesiątkami zadrapań i otarć, z którymi od jakiegoś czasu już się nie krył. W jego życiu było wystarczająco dużo wstydu, aby nauczyć się z tym wstydem działać. Nie mówiąc o tym, że chciał się pozbyć okrycia, które najbardziej przesiąknęło burdelem.
 Położył bluzę tuż obok łopaty, na blacie biurka, przyglądając się o kilka chwil za długo prowizorycznej broni. Przez myśl przemknęła ochota, aby dotknąć metalowej blachy, ale teraz każda czynność, którą nieznajoma mogła uznać za zbytnie panoszenie się, wydawała mu się niewarta świeczki. Poza tym, ile to razy mordował w sobie iskierki ciekawości tylko po to, by przeżyć?
 A jednak wyszedł z inicjatywą i teraz, kiedy podszedł do łóżka i samą gestykulacją starał się jej przekazać, aby położyła się pod ścianą, zaatakowały go nowe warianty. Być może za często tchórzył i dlatego trafił na dno łańcucha pokarmowego? Dotknął starej, ciężkiej kołdry, jaką personel Czarnej Melancholii posłał łóżko. Może gdyby częściej wychodził przed szereg, zdołałby sam opłacić ten niewielki pokój i to Karyuudo byłaby „skazana” na jego „tak” lub „nie”?
 Położył się na brzegu, wpierw na plecach, a potem nagle przerzucając się na bok. Uznał, że przynajmniej tyle mógł zrobić. Częściowo rozumiał niebezpieczeństwo, jakie czyhało na każdym kroku i być może dlatego uznał, że wariant wtargnięcia do pomieszczenia był więcej niż realny. Jeżeli ktokolwiek czymkolwiek zaatakuje...
 Uniósł stalowoszare oczy, chcąc skrzyżować swoje spojrzenie ze wzrokiem jasnowłosej. W klatce piersiowej miał kolibra, który tłukł się o żebra, szukając ujścia. Uderzenia niespokojnego serca musiały być słyszalne w drugim lokum.
Opowiesz mi — chciał zapytać, ale słowa, jakie zabrzmiały wewnątrz głowy Karyuudo, przybrały formę twierdzenia. Nieruchomymi ślepiami wpatrywał się w nią wyczekująco.
 Nie chodziło o żadne bajki, choć jego dziecięca twarz mogła wymuszać pewne wątpliwości. Tak na serio Shirōyate chciał przede wszystkim posłuchać o niej i o świecie, w jakim przyszło jej walczyć. O zagrożeniach, z którymi sobie poradziła, trzymając niecodzienną broń. O wartościach, którymi płaciła za schron taki jak ten. Co sprawiło, że mimo szarości, jaka ich otaczała, pozwoliła na bliski kontakt?
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.19 2:21  •  Pokój S-13. Empty Re: Pokój S-13.
Pokój S-13. BcBUAYU

Bycie sceptycznym było jak najbardziej naturalne i normalne na Desperacji, gdzie wiara w chociażby neutralność drugiej jednostki, a tym bardziej w jej szczerość i dobre intencje, mogły szybko oraz sprawnie doprowadzić jakiegoś nieszczęśnika nazbyt ufnego do tragicznej katastrofy. W sumie wiele rzeczy zagwarantować tu potrafiły marny, absolutny w swej postaci koniec - związanie się z nieodpowiednią, toksyczną personą, uwierzenie kłamcy podłemu i śliskiemu niby olej, zawahanie się w krytycznej sytuacji, zabłądzenie na terenach zamieszkałych przez wygłodniałe drapieżniki, potknięcie się na prostej pozornie ścieżce, wyjście poza bezpieczne oraz doskonale znane granice i wiele, wiele więcej. Calutki praktycznie czas trzeba było trzymać się na baczności, podważać słowa rozmówcy, patrzeć nieustannie pod stopy, wypatrywać czających się na obrzeżach niebezpieczeństw i wątpić we wszelki przejaw pozytywności napotkany na tych niewybaczających błędów, upstrzonych metaliczną w smaku krwią terenach. Postawa Shirōyate, toteż, była jak najbardziej słuszna i uzasadniona, tym bardziej zważywszy na jego przeszłe doświadczenia i ciągnące się za nim niby szydercze cienie wspomnienia. Nie mogła nie dostrzec tego zaskoczenia i niedowierzania malujących się w jego postawie jak szkarłat zachodzącego słońca na czerniejącym niebie, nim na powrót przykryte one zostały przez beznamiętną maskę niezainteresowania - sama taką po zdezerterowaniu nosiła, pustą i chłodną, i trzymającą rozpaczliwie wszystko te potłuczone, zamiecione pod dywan emocje. Coś gorzkiego i ciężkiego zalęgło jej na sercu, niezrozumiałego i niepojętego z początku, nim chwilę później zdała sobie sprawę z tego, że to samo czuje wtedy, gdy natyka na swoje odbicie w lustrzanych powierzchniach. Podobni do siebie byli, prawda? Może właśnie dlatego zdecydowała się mu pomóc; wyciągnęła ku niemu rękę; zaoferowała wsparcie i kącik do odsapnięcia od brutalnego świata zewnętrznego? Przemycie bladej twarzyczki chłodną wodą z kranu ułagodziło te myśli, zepchnęło je głęboko na dno świadomości, a przysiądnięcie na skraju materaca pogrzebało je dodatkowo pod cienką warstwą wysuszonych, szeleszczących liści.

Nie czas teraz na tego typu rozmyślania.

Przesunęła się posłusznie dalej, w głąb piętrowego łóżka, lecz zatrzymała się z nagłym łomotaniem pulsu w uszach w momencie, w którym plecy jej zetknęły się ze ścianą. Oddech uwiązł jej w gardle tak niespodziewanie, że aż się zakrztusiła, zaciskając mocno powieki i czując nieprzyjemny, kwaśny posmak na języku. Znała go, to... to, co się teraz z nią i wiedziała, co powinna uczynić, aby to stłamsić i zwalczyć. Wiedziała. Przechyliła się do przodu, uciekając od chłodnego dotyku ściany - nic jej do niej nie przyciskało, nic jej siłą nie trzymało, nikt nie zaciskał palców na jej gardle, wmawiała sobie uparcie przez zamglone, poszatkowane obecne myśli - i w próbie znalezienia jakiegoś gruntu oparła dłonie na materacu, jedną z nich natrafiając na chudziutki, jakże prawdziwie jawiący się nadgarstek Shirōyate. Otworzyła gwałtownie oczy, natrafiając natychmiast na spojrzenie leżącego na boku, przodem do niej młodzieńca i nie potrafiąc oderwać od niego wzroku. Nabrała drżącego wdechu - z trudem, topornie, boleśnie, paląco w płuca - a mieszanka, jaka otaczała Opętanego - słabiej, ale dalej - ukoiła wbrew pozorom jej nerwy, sprowadziła jej rozklekotany umysł na ziemię i zakotwiczyła go w rzeczywistości. Przełknęła, opadając bezwładnie do pozycji leżącej i zaciskając nieco mocniej, ale nie krzywdząco trzęsące się delikatnie paluszki na nadgarstku młodzieńca - potrzebowała tego... czegoś, co trzymać ją będzie skutecznie na ubitym, stabilnym gruncie. Odetchnęła, również leżąc na boku i z dystansem od czającej się za plecami ściany, przez co znajdowała się z kolei dość blisko Shirōyate.
- W... wybacz - rzuciła cicho, ochryple i na wydechu, starając się pozbierać do jako takiej całości. Jak zawsze. Jak przy każdym upadku. Chociaż teraz sprawniej, szybciej to poszło i to pewnie dzięki zbawiennej, uziemiającej obecności Wymordowanego.

Patetycznie musiała teraz wyglądać, hah. Kompletnie zapomniała o swojej awersji do stykania się plecami z jakąkolwiek pionową powierzchnią, ponieważ przeważnie nie dopuszczała do takich sytuacji, szczególnie kiedy znajdowała się w obecności drugiej, jakiejkolwiek persony. Tutaj, jednakże... co się stało? Opuściła lekkomyślnie gardę, pozwoliła sobie na chwilę swobody i swawoli, za co ciągle depczący jej po piętach strach i skrzywienia mentalne srogo ją ukarały, przypominając o sobie dobitnie oraz donośnie. Nie powinna o nich zapominać, nigdy.
- ... opowiedzieć - chwyciła się tego słowa jak tonący brzytwy, przerzucając na niego calutką swoją pokruszoną uwagę. Coś czuła, że nie chodziło o żadną bajkę, historyjkę czy mit magiczny, a o coś prawdziwszego, realniejszego. - Trafiłam... trafiłam na Desperację kilkanaście lat temu - zaczęła niepewnie z drżącym jeszcze nieznacznie głosem nie wiedząc, jak dokładnie powinna zacząć i pociągnąć tę opowiastkę. Gdzie i w jakim kierunku? - I... i od tamtego czasu wędruję nieustannie, przemieszczam się z miejsca... z miejsca na miejsce, snując się po mniej zaludnionych terenach i... pomagając tym, którzy tego potrzebują - snuła nieco urywanie, czując, jak serce jej zwalnia do zadowalającego tempa i czując w zamian pod opuszkami palców to, jak prędko bije to należące do Shirōyate. Przejechała bezwiednie kciukiem po jego skórze, jakby łaknęła ujarzmić, ukoić szalejący pod nią puls. - Nie było to proste, ale tutaj nic chyba nie jest. Nic dobrego nie jest proste do osiągnięcia, znaczy się - mówiła już bardziej stonowanie, gładko, bez przerw, chociaż głosik dalej miała zachrypnięty jakby łyknęło wiadro gwoździ. Ale to chyba nigdy się nie zmieni, biorąc pod uwagę rzadkie jego stosowanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.19 22:39  •  Pokój S-13. Empty Re: Pokój S-13.
Chciał się uśmiechnąć, ale oczywiście nie mógł. Czasami, stojąc przed lustrem, zastanawiał się, co było nie tak. Problem z układem nerwowym? Coś z psychiką? A może po prostu przez jego żyły przepływał beton, który zastygł wieki temu w kąciku warg? W tę ostatnią opcję wierzył do piątego roku życia, ale teraz na powrót ją przywołał, kiedy poczuł na nadgarstku dotyk jej ciepłych palców. Wzdłuż całego ramienia przebiegł impuls, trafił do mózgu i rozprowadził dreszcze po linii kręgosłupa. Zdziwienie wprawiło serce w szybszy trzepot, ale chwilę potem nastąpiło rozluźnienie, jakby wybudzono go w środku nocy z głębokiego snu i właśnie odzyskał jasność umysłu.
 Powtarzał sobie jak mantrę, aby nie robić gwałtownych ruchów. Nienawidził tego u innych, dlaczego więc nie założyć, że Karyuudo także tego nie lubi? Nie odsunął też ręki, choć miał wrażenie, jakby ktoś wstrzyknął mu w mięśnie dłoni lód.
 Nie miał pojęcia co się z nią dzieje, jaką walkę musi ze sobą stoczyć, aby zrobić coś tak absurdalnie podstawowego jak położenie się. Najpierw wydawało mu się, że jeśli zajmie miejsce u wylotu, to zrobi jej wręcz dżentelmeńską przysługę — gdyby ktoś tu wpadł z rewolwerem albo z nożem, albo z jakąkolwiek inną bronią i gdyby wycelował w ich stronę, plecy Hirokiego przyjęłyby przecież najwięcej ciosów. Teraz chłopiec nie był tego taki pewien. Co jeśli nie obawiała się napaści tylko czegoś o wiele gorszego?
 Czarne palce wymordowanego drgnęły, wbijając się opuszkami w materac.
 „W... wybacz”.
 Przymrużył oczy, wspierając się na łokciu. Chciał spojrzeć na kobietę z szerszej perspektywy, z góry, z wysokości, na którą nie było go stać. Znów doświadczył ukłucia rozczarowania na myśl, że w ciągu ostatnich czterech lat nie urósł ani o milimetr.
 Wsłuchując się w jej przerywaną historię przechylił nieco głowę na bok, niemal stykając się polikiem z uniesionym ramieniem. Nie oceniał jej, nie wchodził w słowo, w zasadzie przemodelował się na szablonowy typ — słuchacza. Dopiero kiedy między nimi zaległa cisza, usta Shirōyate zacisnęły się lekko, nim nie zapytał:
Czy ty także pochodzisz z Miasta-3?
 To wydawało się teraz takie odrealnione. Czyste pokoje, proste chodniki, środki transportu, telewizja, pieniądze. Jakby Hiroki obudził się z pięknego snu, trafiając w bezlitosną rzeczywistość. Brudną. Szarą. I pełną postaci taką jak ta przed nim — postaci chcącym pomagać, ale nie mających do tego środków.
 Spojrzał na jej dłoń, wciąż obejmującą jego nadgarstek.
 Dlaczego się nie odsunął?
Czy jest szansa, aby tam wrócić? Jest szansa, żeby pozbyć się tego, co jest... tutaj? Tutaj, gdzie teraz jesteśmy? To miejsce... nie ma tu nic, co przypominałoby dom. Nawet luster. Tylko od innych słyszę, że nic się nie zmieniam. Może tak być?
 W jego oczach pojawił się ten sam dziwny, tajemniczy błysk, świadczący o braku wiary w wariant, który właśnie opisywał.
Można się nie starzeć, żyć wiecznie i... nie, to chyba niemożliwe, prawda? Gdyby tak było, nie byłoby ludzi. Z jakichś powodów ludzie nie chcą być nieśmiertelni i... — mamrotał bez ładu i składu, nagle jednak milknąc. W zasadzie sam nie znał praw działających na Desperacji. Czy to co właśnie mówił, było normami znanymi przez mieszkańców pustkowi? Nie, to chyba nie ma sensu. Sam już nie wiem, co jest prawdą.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.19 20:26  •  Pokój S-13. Empty Re: Pokój S-13.
Pokój S-13. BcBUAYU

Od samiutkiego początku - od pierwszej, lekkomyślnej wyprawy na Desperację; od przemknięcia poza mury bezpiecznego Miasta 3 wraz z jej najlepszym, najukochańszym przyjacielem; od podjęcia tej katastrofalnej w skutkach, napędzanej łaknieniem zwiedzania i zaspokojenia ciekawości decyzji - przeszłość deptała jej uparcie, złośliwie po piętach, trzymając ją silnie w swoich stalowych szponach i zaciskając je brutalnie, boleśnie w najmniej oczekiwanych momentach. Wspomnienia z jednej strony toksyczne i napawające duszącym cierpieniem, z drugiej zaś wypełnione gorzką, melancholijną słodyczą ciągnęły się za nią jak cień głęboki, nigdy nie niknący i nie blednący, i nie rozpraszany jakimkolwiek, najmocniejszym nawet światłem. Świetnie i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż była to jej własna wina, ponieważ nie potrafiła o nich zapomnieć; nie miała zamiaru wypuszczać ich ze swojego kurczowego, maniakalnego wręcz uchwytu; nie chciała ich stracić. Bo mimo że często wywoływały one kłujący, dźgający prosto w serce ból i wrzucały ją bezlitośnie w ataki paniki w najmniej odpowiednich chwilach, i prześladowały ją po nocach z szydzącym i kpiącym z niej wyszczerzem, to mimo wszystko te dawne dni, miesiące i lata; te wydarzenia tragiczne i w umyśle jej niemożliwie do wymazania wypalone były częścią niej, jej obecnego charakteru i usposobienia; były czymś, co pchało ją calutki czas do przodu, co pomagało podnieść się po każdym upadku, co przypominało jej wiecznie - wciąż i wciąż, i wciąż, każdej doby i sekundy - o tym, dlaczego stała się tym, kim jest. Potykała się na nich, owszem, ponieważ niektóre wspomnienia były zbyt przytłaczające i traumatyczne, ciężkie do wysunięcia na front bez negatywnej, histerycznej reakcji z jej strony, ale radziła sobie z nimi - czasami lepiej, kiedy indziej gorzej, lecz za każdym razem udawało jej się posklejać te wszystkie ostre, popękane odłamki w jako taką całość.

Musiała to robić i nieistotnym było to, jak ciężkie i wyczerpujące niekiedy to było - pozbieranie się do kupy i wznowienie swojego upartego, mozolnego marszu naprzód.

Drgnęła delikatnie, leciuteńko, kiedy to młodzieniec podniósł się trochę do góry i podparł na łokciu, zyskując tym samym przewagę nad nią jeśli chodzi o wysokość. Mimo że serce zabiło jej szybciej raz i drugi, to nie zmieniła swojej własnej pozycji, dalej leżąc na boku i tylko obracając głowę tak, aby móc wygodnie na jego uniesiony pyszczek patrzeć. Nie zamierzała odbierać mu tej obecnej, chwilowej dominacji, gdyż podczas ich wcześniejszych interakcji to ona nad nim górowała, przebijając go wzrostem o kilka dobrych, porządnych centymetrów. Niech ma więc to ździebko satysfakcji tu i teraz, podczas gdy ona sama stosunkowo prędko uspokoiła własne, łatwe do zszargania lub napięcia nerwy - nie było, przecież, powodów do niepokojenia się czy lękania, czy też martwienia. Mrugnęła krótko, usłyszawszy jego pytanie burzące ciszę, jaka zapanowała po jej wcale nie takiej długiej wypowiedzi. Miasto 3...
- Tak - odparła krótko, nieskomplikowanie, przymykając powieki i przypominając sobie tamte utopijne w porównaniu do życia na Desperacji czasy. Czysto, higienicznie, bezpiecznie, z technologią towarzyszącą im przy każdym kroku, dostatkiem podstawowych rzeczy do spokojnej egzystencji i wspaniałą, zapierającą dech w piersiach zielenią będącą na wyciągnięcie dłoni. Tak pięknie i kojąco, i bezstresowo. Szkoda tylko, że była to tylko marna, idylliczna zasłona dla tego, co kryło się poza chroniącą ich kopułą; tego, jaki naprawdę był ten szary i niebezpieczny, i groźny świat zamieszkały przez krwiożercze potwory; tego, jacy rzeczywiście byli ludzie po tym, jak wystawiono ich na głód i biedę, i choroby, i ciągłe, nieustanne zagrożenie. Kto tak naprawdę jest bestią wściekłą i brutalną, a kto personą dobrą i przyjazną? Nierzadko doprawdy trudno było to odgadnąć.

Wyrwała się z tych wspomnień gorzkich i nieprzyjemny posmak na języku pozostawiających po tym, jak usłyszała dalszą część przemowy Shirōyate, jego pytania przeładowane nadzieją i wątpliwościami, i niewiedzą. Otworzyła szkarłatne ślepia, wbijając je w te należące do Wymordowanego i nie potrafiąc powstrzymać tego dźgnięcia smutku oraz nuty współczucia na myśl, że błądzi on jeszcze w nieprzyjemnym, lepkim mroku; że nie do końca jeszcze wie o tym, w jak wielkim syfie, najpewniej przypadkowo, się znalazł. Milczała przez moment, zastanawiając się nad tym, co powinna w sytuacji takiej uczynić - nie była najlepsza w międzyludzkich relacjach, zwłaszcza w pocieszaniu innych osób... nie po tym wszystkim, przez co przeszła i co ją spotkało. Po chwili wahania zmieniła więc tor myśli - co zrobiłby tutaj Giri? Przełknęła, zaduszając usilnie i zawzięcie nagle rozgorzały ból rozdrapanej, starej rany i zmusiła się do skupienia się na teraźniejszej okoliczności.
- Tylko Anioły mogą żyć wiecznie, podczas gdy Wymordowani i Łowcy przetrwać mogą bardzo, bardzo długo - powiedziała w końcu, podnosząc się powoli do siadu z nogami po bokach, coby nie być za wysoko i przypadkowo nie uderzyć głową w dół górnego łóżka. Co dalej? Co teraz? Co powinna... Przygryzła nerwowo dolną wargę, aby wreszcie rzucić wszystko na jedną kartę i z oddechem utkniętym w gardle - oraz wspomnieniem przyjaznego, pozytywnie na nią działającego dotyku Eve - przechylić się do przodu, zgarniając zaraz młodzieńca w luźny, swobodny uścisk - tak, aby w razie jego dyskomfortu mógł się z niego spokojnie, bezproblemowo wyrwać. - Obawiam się... obawiam się, że nie da się... że nie możesz tam wrócić. Jeżeli to uczynisz, to najpewniej złapią Cię Wojskowi i zrobią Ci krzywdę - wykrztusiła z trudem i żalem zalegającym na żołądku niby tonowy głaz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.19 2:03  •  Pokój S-13. Empty Re: Pokój S-13.
 Jakaś jego część znała już tę historię. Nie będzie żadnego innego scenariusza, nikt nie zmieni zakończenia ze względu na jednostkę — miał świadomość. Zachował w sobie ostatni ogień nadziei — nie większy niż płomyk od zapałki. Chronił go jak się dało; bezsensownie. Równie mocno pragnął, by wreszcie zgasł. Świat bez ciepła i jasności wciąż był lepszy od ciągłego karmienia się wizjami, które w ogóle nie nadchodziły. Z czasem zaczął się tym dławić i krztusić; nie rezygnował. Uparty jak nigdy wcześniej szukał alternatyw. Ale Karyuudo... Ona była kolejną. Kolejną, która potwierdzała słowa Jinxa. I tym razem to nie tylko chłodny podmuch racjonalności — to uderzenie butem w ten lichy płomień. Ciemności jakie zapanowały we wnętrzu Hirokiego były czarne jak smoła.
 „Wojskowi zrobią ci krzywdę”.
 Absurd. Zdanie miało słodko-gorzki smak absurdu. Chciał wyprzeć ten fakt, ale miał też dość walki z wiatrakami. Ostatnie trzy lata spędził na wmawianiu sobie wielu rzeczy. Na dyktowaniu tego, co  w jego opinii było najbardziej rzeczywiste. Patrzył na czarne dłonie, których nie dało się doczyścić i raz za razem mówił, że to tylko tak źle wygląda. Może to jakaś dziwna choroba? Odmiana czegoś nieszkodliwego, bo przecież czuł się dobrze, ale czegoś, co miało nietypowe efekty uboczne? Czas najwyższy z tym skończyć.
 Ufać nowo poznanej kobiecie to jakaś kpina. Jeżeli mógł się czegoś nauczyć w trakcie pobytu na Desperacji, to właśnie tego, by nie zawierzać nikomu. A jednak ledwo nadążał za biegiem wydarzeń; jeszcze przed sekundą leżał na boku, patrzył na nią z dołu. W następnym kadrze wspierał się na łokciu i czuł jej rękę na swojej ręce; była ciepła i drżąca. Teraz już siedział, bo chyba (tak sądził) usiadł, kiedy i ona usiadła. A później dał się objąć i wtedy coś głęboko w nim pękło. Rozerwały się ostatnie napięte nitki, runęły przytrzymywane na słowo honoru mury.
 Zaczerpnął tchu; tak, zdecydowanie musiał odgrodzić się od poprzednich przekonań. Stawić czoła rzeczywistości? Na litość boską, od czego miał zacząć?
 Od przytaknięcia, że UMARŁ?
 Czy i tutaj Sheba mógł mieć rację? Wspominał o wymordowanych. Mówił, że Hiroki również nim jest, tym potworem. Takim samym jak to bezmyślne stworzenie, którego łeb roztrzaskał się przy wtórze huku. Z broni unosił się jeszcze szary dym, ale zapach gryzł już dawno i wykręcał żołądek; nigdy nie zapomni ostrej woni prochu i śmierci. Shirōyate poczuł, jak pod wpływem tamtego wspomnienia zaczynają trząść mu się dłonie; zwinął je w pięści, mocno.
 Karyuudo powiedziała, że wymordowani...
że ja
 … że można przetrwać bardzo, bardzo długo.
 Jakby tracił kontakt z rzeczywistością albo jakby nie panował już nad odruchami; bo przecież przed momentem czuł zapach Karyuudo i jej dotyk, i dziwił się temu, że są tak blisko, choć w ogóle się nie znają. A zaraz potem sam uniósł dłonie i oparł je na jej policzkach; ostrożnie i powoli, jakby miał zamiar dotknąć rozjuszone zwierzę. Wsunął czarne opuszki na jej skórę, gładko się po niej prześlizgując, aż nie dotarł do jasnych pasm włosów, w które pobieżnie wplótł palce. Szukał jej spojrzenia z apatycznym otępieniem, które wciąż nie opuszczało jego własnej twarzy. Ale wzrok miał poważny.
Jak długo możemy żyć? — zapytał najpierw, lekko marszcząc jasne brwi. Włosy opadały mu na twarz; były już zdecydowanie za długie, w panującym w pokoju półmroku rzucały głębokie cienie. Doskonale jednak widział oblicze towarzyszki. Kiedy zacznę rosnąć, Karyuudo? Kiedy to ciało stanie się wreszcie pożyteczne? Muszę to wiedzieć, żeby... — zamilkł gwałtownie, zdając sobie sprawę, że przesuwa kciukiem tuż pod linią jej ust, jakby paznokciem zarysowywał kształt jej dolnej wargi. Żeby co? Przez chwilę milczał. Nie trwało to więcej niż dwie sekundy; dla niego zdawało się rozwleczoną wiecznością, podczas której zmusił się, aby odsunąć ręce. Cała drżysz... Co się dzieje?
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.19 2:37  •  Pokój S-13. Empty Re: Pokój S-13.
Pokój S-13. BcBUAYU

Bycie nosicielem - ha! - tragicznych, przytłaczających wieści było dla wielu zajęciem niewdzięcznym oraz unikanym za wszelką niemalże cenę, podczas gdy inni - bezlitośni i bezwzględni, i pozbawieni skrupułów wszelakich - obowiązku tego nieprzyjemnego dokonywali z czystą, słodkawą satysfakcją i uśmiechem niemożliwie szerokim, radosnym i w pełni ukontentowanym. Ona przynależała do tej pierwszej grupy, nie tylko najzwyczajniej w świecie nie cierpiąc przekazywać komukolwiek jakichkolwiek informacji czy nowinek - nierzadko wymagało to umówienia się zawczasu na spotkanie w najczęściej zatłoczonym i dusznym, i gwarnym, i bezpiecznym dla obu stron interesu miejscu, jak również wejścia w niepewną, potencjalnie szemraną transakcję z nieznaną jej personą, co już samo w sobie było dla niej stresujące i podgryzające uporczywie nerwy - ale też ze względu na to, że coś ciężkiego i duszącego, i zostawiającego kwaśny posmak na języku zalęgało się w jej organizmie wtedy, kiedy miała wcisnąć w czyjeś trzęsące się dłonie karteczkę z wieściami ponurymi i niechcianymi, i załamującymi doszczętnie nieszczęsnego odbiorcę. Poczucie winy i współczucie pożerały oraz paliły ją od środka, gdy zmuszona była do poinformowania niewinnej, sponiewieranej przez Desperację osoby o dramacie bezpośrednio ją dotykającym; gdy przekazać komuś miała nowinę, która to zdruzgotać mogła go kompletnie, zawalić dach nad jego głową i popchnąć z krawędzi i tak już się kruszącej; gdy spoglądać dane jej było na iskrę nadziei brutalnie gaszoną, deptaną i przysypywaną prochami czarnymi, ciężkimi, drapiącymi w nos oraz gardło.

Jak teraz.

Jaki miał powód ku temu, aby jej całkowicie zaufać? Aby uwierzyć w wypowiadane przez nią wszyściutkie słowa? Wyciągnęła go, owszem, z przybytku chaosem zalanego i wzięła go ze sobą do tegoż zakątka w miarę spokojnego, umożliwiającego odetchnięcie przed kolejnym ciężkim dniem, jednakże według standardów ziem tych szarych i zgliszczami obsypanych nie oznaczało to, iż spijać miał zaraz każdy wyraz spływający z jej warg niczym spragniony od wieków człowiek opróżniający w sekundę butelkę stęchniętej wody. A jednak... a jednak fakty, których tak uporczywie się jak dotąd trzymał - kurczowo i mocno, i z desperacją, można by śmiało rzec - poczęły powolutku umierać, więdnąć i topnieć jak lód pokrywający wnętrze zamrażarki odłączonej od prądu. Nie zamierzała go okłamywać czy wymijać bolesną, uderzającą prosto w serduszko prawdę, lecz część niej liczyła tak po cichutku oraz wątle na to, że Opętany przyjmie jej wypowiedź z minimalną chociażby dawką soli; że nadzieja tląca się wewnątrz niego nie zostanie zdruzgotana bezpowrotnie i ostatecznie, i na dobre. Życie w ułudzie jest egzystencją smutną i fałszywą, ale jeżeli ta iluzja cudowna i słodka była jedyną rzeczą, jaka trzymała kogoś przy zdrowych zmysłach... Przełknęła, nagle zdając sobie sprawę z tego - spadło to na nią gwałtownie, zamykając oddech w płucach na kilka dobrych sekund i rozszarpując wnętrzności świeżymi, nowymi wątpliwościami - że może nie powinna wyszarpywać go tak niespodziewanie z jego bezpiecznej, acz kruchej wobec otaczającej go rzeczywistości bańki. Zawahała się, roztrząsając na szybko kwestię tego, czy winna dalej tę rozmowę ciągnąć, odpowiadać na jego pytania i zasypywać go informacjami, które miały szansę zrzucić go do otchłani czarnej i zimnej, i obłędem wymalowanej.

Rozważania te - wraz z wszelkimi innymi myślami - rozpierzchły się po jej umyśle niczym spłoszone stado ptaków, kiedy poczuła ostrożny, delikatny dotyk jego drobnych dłoni na swoich bladych, lecz i przyprószonych lekkim rumieńcem policzkach. Skamieniała kompletnie pod natarciem palców gładzących jej nagle rozgrzaną skórę i niemalże zachłysnęła się wtedy, gdy wplotły się one niespiesznie, powolutku w jej jasne, rozpuszczone kosmyki. Zdumionymi, prawie że zszokowanymi ślepkami wpatrywała się w nacechowane apatią oczka młodzieńca, przez dłuższą, ciągnącą się mozolnie chwilę zapominając o oddychaniu i całej tej rozgrywającej się tutaj oraz teraz konwersacji. Zamrugała parę razy, ledwo rejestrując zadane przez niego pytania i z trudem wyrywając się z otępienia, jakie zawładnęło jej umysłem oraz ciałem - nie całkowicie, jednakże, ponieważ dalej częściowo w odrętwieniu tym swoistym tkwiła, jednocześnie kojącym i targającym szklane jej nerwy.
- ... wieki - wychrypiała pomiędzy nieregularnymi, urywanymi oddechami. Co było potem? O co pytał dalej? - Nie... nie wiem. Ja. Nie... - Drżała? Huh. Ostatnią osobą, która dotykała jej twarzy była Eve i to wyłącznie w celu pozbycia się zalegającego na jednym z policzków siniaka, chociaż Karyuu pamiętała też mgliście, iż Anielica głaskała ją po włosach, gdy ta zażywała tak potrzebnego jej wtedy, leczniczego snu. Lecz tamta sytuacja była inna, zabarwiona ranami i wyczerpaniem, i koniecznością wystawienia się - fizycznego oraz psychicznego - nieznanej osobie w celu przetrwania, podczas gdy tutaj... Wypuściła powietrze ciążące w płucach i w spontanicznym, a może i nie tak bardzo, akcie zaufania przymknęła powieki, starając się przyzwyczaić na nowo do tego obcego, czającego się w odległych wspomnieniach uczucia i rozluźnić spięte na pograniczu boleści mięśnie. - To jest... - zacięła się w poszukiwaniu właściwego, odpowiedniego wyrazu - ... miłe. - Nie do końca, nie na sto procent, bo musi na nowo się z tym dotykiem ostrożnym oswoić, ale określenie to było najbliższe temu, jak go obecnie odbierała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Pokój S-13. Empty Re: Pokój S-13.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach