Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

CZAS — 14 luty 3006 roku
MIEJSCE — M3, Południe, Dom Hayesów
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kolejny raz święto zakochanych pod patronatem świętego od chorób psychicznych i padaczki miało go ominąć szerokim łukiem i nie zrobić większego wrażenia. Czym by się miał przejmować, że znowu nie będzie marnował czasu na wdzięczącą się, wystrojoną laseczkę, która ściągnie mu z portfela ile wlezie podczas nudnej randki, włóczeniu się po kinach i innych niezbyt fajnych miejscach? Byłby skłonny wywalić resztkę swoich oszczędności właściwie tylko na jedną osobę, która na pewno nie odwzajemniłaby chęci włóczenia się z nim po romantycznych knajpkach zawalonych od góry do dołu szczebioczącymi parami. Cała ta atmosfera wszechobecnej miłości i słodkości po prostu go mdliła, dlatego znacznie bardziej wolał sobie przesiedzieć jeden dzień w spokoju w domu. Może sam, ale bez latających serduszek, maślanych wzroków i ciężkich perfum wystrojonych laleczek.
Rodziców nie było. Standard. Robili sobie randeczkę ze wspólną kochanką - pracą. Taki osobliwy trójkącik, w którym się spotykali codziennie i to nałogowo. Jak mieli wolne to nie potrafili usiedzieć na zadkach i zaraz brali nadgodziny. Ale przynajmniej cała chata wolna, dla jednej osoby i gromady zwierzaków była wręcz za wielka. Był jednak na tyle nudnym studentem, że nie imprezował, dlatego nie dało się wykorzystać ogromu czterech ścian. Na dodatek dzisiejszą egzystencję postanowił wypełniać w piwnicy, w swojej pracowni. Drzwi zostawił uchylone, żeby słyszeć co dzieje się na górze. Wątpił, żeby ktokolwiek postanowił wbijać się do domu z niespodziewanką, raczej kontrolował oba psy, bezszelestne koty i drącą się co chwila świnkę morską. Ten ostatni domownik był idealnym alarmem. Piłował japę o żarcie jak tylko wyczuł ruch na parterze. Albo usłyszał szelest. Albo jak po prostu chciał popiłować japę. Odgłos przygryzanych krat potrafił doprowadzić do szału, ale na szczęście na dole był znacznie słabiej dosłyszalny.
Kolejne pseudo święto, w które będzie sam.
W ciszy i spokoju.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Jeżeli coś może pójść źle, najczęściej źle pójdzie. Na przykład wtedy, gdy czerwone ślepia czegoś, co nigdy nie powinno znaleźć się na ulicach utopijnego miasta, skierują swój wzrok na twój dom. Jednak pech zmieni się w prawdziwe nieszczęście dopiero, gdy ślepia wpatrują się w swój cel dostatecznie długo, by ich spojrzenie zostało podszyte głodem. A w końcu każdy głód stanie się tak uciążliwy, że przyćmi każde ryzyko.
 W pierwszej chwili wysiadło zasilanie. Cała elektronika poddała się, gdy wojskowy nóż wbił się bezceremonialnie w kable na zewnątrz domu odcinając tym samym prąd i powodując krótkotrwały wysyp iskier. Boris bał się kamer bardziej niż ewentualnego porażenia i poparzonych dłoni.
 W kolejnej chwili rozległ się huk tłuczonego szkła, a następnie dało się usłyszeć agonalne chrzęszczenie kawałków szyby pod czyimiś ciężkimi buciorami zwiastujące najgorsze - ktoś wszedł do domu. Wślizgnięcie się do środka przez wybitą szybę wcale nie było takie proste jak początkowo się wydawało, niemniej zostało zakończone sukcesem. Azarow znalazł się w cudzym mieszkaniu.
 Trwał nieruchomo przez pierwsze kilka sekund, rozglądając się dookoła i uważnie nasłuchując.
 Coś piszczało. Jednostajnie, irytująco i nieustępliwie. Ale to nie był alarm.
 Boris powoli ruszył w kierunku źródła dźwięku, wyraźnie zaintrygowany. Wiedział, że nikogo nie ma w domu, więc mógł pozwolić sobie na myszkowanie po cudzej własności. Ten dom był dziwny. Już kiedyś zwrócił na niego uwagę. Mógłby niemal przysiąc, że nikt w nim nie bywa, a mimo to nie sprawiał wrażenia opuszczonego. Dziś należało mieć więc podwójną pewność, że nikogo tu nie spotka. W końcu dziś było święto oblegania centrum przez obywateli.
 Piszczałka została w końcu namierzona i łowca zatrzymał się przed klatką zwierzaka. Chwilę popatrzył jak ten szarpie za kraty i zawahał się. Tak jak nie wahał się przy hordach dzikich desperackich psów tak zawahał się przy tym małym długowłosym szczurze. Zwierze krzyczało i szarpało swoim więzieniem. Boris zmrużył groźnie ślepia.
 - Grozisz mi, mały kurwiu? - warknął cicho, zniżając się do poziomu morskiego świniaka i dopiero, gdy ten się spłoszył słysząc całkiem obcy głos, otworzył drzwiczki klatki i wyciągnął zwierzaka.
 Miał wprawę z obchodzeniem się ze ściekowymi szczurami, więc złapanie tego żywego tupecika tak, by nie zatopił w nim swoich czterech ząbków nie było wybitnie trudne. Nawet przez rękawiczki czuł jakie stworzenie jest przyjemnie miękkie i cieplutkie. Chciało tego czy nie, ale zostało właśnie oficjalnie zaadoptowane. Angel padnie jak zobaczy jakiego fajnego szczura udało się Lazarusowi znaleźć.
 Dzierżąc w dłoni swoją zdobycz, pomaszerował do kuchni. Narwał z rolki papierowych ręczników, owinął je dookoła świniaka w zgrabne buritto, by zapobiec ewentualnemu świnkowemu przeciekaniu i tak zapakowanego wsadził do kieszeni na klatce piersiowej, by stworzonko mogło mimo wszystko nadal zerkać na świat.
 Poruszanie się w panujących tu ciemnościach przychodziło łowcy nadzwyczaj łatwo, ale w momencie, gdy otworzył lodówkę i jej wnętrza nie zalała fala światła pomyślał, że przydałaby mu się latarka. Sięgnął po leżącą z brzegu paprykę, wgryzł się w nią jak w jabłko i powoli przeżuwając zabrał się za inwentaryzację całego jedzeniowego dobytku, pozwalając jednocześnie nowemu zwierzątku na podgryzanie warzywa w przerwie między kolejnymi kęsami.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Cóż może być piękniejszego w ten cudny, pełen romansów i serduszek dzień niż pobyt z płótnem na osobności? W cichym akompaniamencie muzyki puszczonej z telefonu przez bezprzewodowy głośniczek w totalnym braku konkretnych emocji ciapał jakiś obraz, raz po raz poprawiając ten czy ów fragment, perfekcyjnymi ruchami dłoni rozprowadzając barwy po powstającym z wolna dziele. Nie spieszył się, nic mu przecież w piwnicy nie ucieknie - ani ulotność uwiecznianej chwili ani tym bardziej nagła zmiana pogody nie były mu straszne. Co by mu niby mogło popsuć bazgrane z wyobraźni tygrysy w puszczy?
...no na przykład ten brak światła.
I odgłos tłuczonego szkła, który wcale nie wskazywał, że Kapitan Pazur postanowił strącić kolejny wazon w iście kocim stylu "ten przedmiot mnie obraził, nie ma prawa żyć".
Kierując się poblaskiem światełka głośniczka dotarł do telefonu, odłożył trzymaną paletę oraz pędzel i sięgnął po komórkę, wyłączając muzykę. Od razu odpalił latarkę, bo zabiłby się pewnie o jakąś puszkę zanim dotarłby do wyjścia. Jakoś niekoniecznie spieszył się do zakończenia żywota w tak beznadziejny sposób jak ten, skoro było wiele innych ciekawych wyjść. Na tyle nie zamierzał opuszczać tego łez padołu, że po drodze zgarnął wolną ręką jedno z dłutek. Najgorsza broń ze wszystkich możliwych, ale lepsze to niż szukanie butelki i robienie z niej tulipana, jeszcze po ciemku. Hayes ostrożnie zaczął wspinać się po schodach, dokładnie w tym momencie, w którym świnka przestała się drzeć. Serce próbowało wyskoczyć mu nosem, bo nikt go przecież jeszcze nie napadł w jego własnym domu. W ogóle nie został nigdy napadnięty, to o czym my tu mówimy? Nie wierzył w istnienie wymordowanych i życia pozamiastowego, zostawali tylko rebelianci. Po co Łowcy by mieli atakować jakiś wywalony w kosmos domek, z pozoru pozbawiony na tę chwilę domowników? Will zamarł w pół kroku. Co jeśli starzy zaszli komuś za skórę, był obserwowany i zaraz go zgarną jako zakładnika? Rozważał przez dłuższą chwilę zawrócenie z połowy schodów i zamknięcie się cichutko w pracowni, do której z zewnątrz nikt by się tak łatwo nie dostał.
Zrezygnowawszy z nagłego planu, powrócił do skradania się w górę. Nadal miał intruza w domu, a czując powiew chłodnego powietrza - wybite okno. Nie po to mieli nagrzany dom, żeby teraz ktoś go wyziębiał dla własnej zachcianki! A co, jak mu zajuma konsolę? Albo to jakiś fetyszysta i połasi się na skarpetki mamy? Nie liczył na pomoc zwierzaków, one też nie były przyzwyczajone do konieczności pilnowania obejścia. Purrfect nawet teraz bezszelestnie podeszła do nieznajomego, bo zobaczyła otwartą lodówkę. Przysiadła koło niego, wlepiła wzrok i miauknęła cicho, żebrząc o żarcie. Drepczące pazurki Woofganga nadciągnęły zaraz za kotką. Pies radośnie machając ogonem przyglądał się włamywaczowi. Chłopak wyjrzał zza rogu, widząc jakąś sylwetkę w kuchni. Już po drodze odkrył pustą klatkę. Świniak sam otwierać jej nie potrafił, choć bardzo się starał, więc na pewno była to zasługa jakiejś obcej siły z zewnątrz.
- Proszę zostawić Wafla i dać mi dobry powód, żebym nie zawołał patrolu - odezwał się nagle, stając w pobliżu wejścia do kuchni. Ścisnął dłuto w lewej dłoni, prawą trzymał cały czas telefon z palcami niebezpiecznie blisko przepustki. Wystarczyło jedno stuknięcie, a nawiązałby połączenie z linią alarmową, przesłałby im swoją lokalizację i mógł słownie drzeć się o pomoc.
Jeszcze mu żarcie z lodówki wyżerał. Co z niego za złodziej?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Byłoby znacznie łatwiej, gdyby Lazarus potrafił przeczytać te enigmatyczne krzaczki na opakowaniach produktów znajdujących się w lodówce. Co z tego, że po ilustracjach mógł mniej więcej domyślić się z czym ma do czynienia, jeżeli nie potrafił rozszyfrować sposobu przygotowania tego ani tym bardziej sprawdzić daty. Przecież to mogło leżeć tu od zeszłej zimy, albo co gorsza - być jakimś wytrawnym jedzonkiem dla świnki morskiej.
 Albo dla pozostałych zwierzątek, które postanowiły przywitać się z łowcą. Lodówka od zawsze była kluczem do zostania księżniczką Disney'a otoczoną wszelkiej maści rozśpiewanymi stworzeniami, więc teraz włamywacz musiał nie tylko znaleźć coś dla siebie, ale i dla swoich nowych przyjaciół. Pomachał nad kocicą losowo wybranym opakowaniem z nadzieją, że podpowie mu czy to jest dla kotów czy nie jest nawet godne uwagi. Widocznie wybrał źle, bo kotka nie okazała większego entuzjazmu, więc ponownie sięgnął do lodówki i właśnie wtedy usłyszał czyjś głos.
 Przyłapany na wyżeraniu zamielił mordą znacznie szybciej, przeżuwając to co zdążył do niej wpakować w trybie ekspresowym i szybko przełknął wszystko za jednym razem, jakby się bał, że ktoś zaraz podejdzie i mu to z gardła wyciągnie.
 - Ale to papryka, a nie wafel... - jęknął bezradnie, niemal z przyzwyczajenia podnosząc ręce w geście poddania, nie wypuszczając jednak warzywa zbrodni z dłoni.
 Świnia, którą tym samym pozbawił możliwości podgryzania rozdarła się z oburzeniem, najpewniej próbując uświadomić łowcy, że to co właśnie zrobił to znęcanie się nad zwierzętami i zgnije za to w pierdlu jeżeli natychmiast papryczka nie trafi z powrotem do jej przepastnej mordki.
 Nie padł żaden strzał, a ktokolwiek go przyłapał nadal nie zadzwonił po wsparcie tylko czekał na odpowiedź.
 Ale Lazarus uparcie milczał, nie wiedząc co powinien odpowiedzieć. Każdy powód jaki przychodził mu na myśl był jednocześnie doskonały jak i najgorszy z możliwych. Łowca powoli odwrócił głowę w bok próbując kątem oka namierzyć przeciwnika. Brak źródła światła skierowanego na jego sylwetkę niczego nie ułatwiał. W dodatku lokator zdawał się coś trzymać w ręku. Na pewno broń. Od razu porzucił pomysł przetestowania jego cierpliwości i powolnego opuszczenia rąk.
 Boris mimowolnie zerknął na kuchenne blaty w poszukiwaniu porzuconego noża, a najlepiej tasaka o potężnym ostrzu, które z miłą chęcią zastąpi mu maczetę.
 - Masz bardzo ładny dom. Wyobrażasz sobie jak niefortunnie będzie wyglądał po przybyciu patrolu? Wiesz, w wypadku gdybym stawiał opór przy aresztowaniu.
 Mieszkańcy miasta byli dla Borisa niemal jak bezmyślne roboty zapatrzone we własne bezpieczeństwo i własną wygodę, więc skoro już naruszył to pierwsze to musiał odwołać się do tego drugiego. Kolejne kocie ponaglające miauknięcie skierowane prosto do łowcy zostało uznane za podpowiedź. Należało się zastanowić po czyjej stronie teraz stały zwierzątka. Azarow nie był pewny wyłącznie psa, bo zdążył go wyłącznie usłyszeć, ale jeszcze nie zobaczyć.
 - Chyba nie chcemy żeby ucierpieli na tym twoi przyjaciele, prawda? Przecież teraz nic wam nie grozi. Może tego nie zmieniajmy, co? Powoli się odwrócę i opuszczę ręce, a ty odłożysz to co masz w ręku...
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach