Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Go down

Pisanie 17.12.18 15:00  •  Zewnętrzne mury - Page 7 Empty Re: Zewnętrzne mury
Pizgało złem. Tak okrutnie i niemożebnie pizgało złem, a ona i tak wylazła na te cholerne mury, gdzie pizgało jeszcze gorzej. Owinęła się szczelnie kurtką jakby to miało coś pomóc. A mogłaby sobie siedzieć spokojnie w barze, tylko ktoś postanowił zrobić tam burdel, straszyć klientów, którzy w następstwie tego tratowali się nawzajem. Szkoda jej było tego dzieciaka, który wgryzał się w umysł i przemawiał bez wydawania dźwięków, ale w całym tym zamieszaniu nagle straciła go z widoku. Nie szukała go, nie miała po co, nic ją nie łączyło z wyrostkiem wyglądającym na zmęczonego całym życiem jeszcze bardziej niż ona. A mimo to było mu go w jakiś sposób żal. Zdawał się zagubiony, szukał czegoś lub kogoś. Chciała mu pomóc z czystego odruchu, ale...
Pokręciła głową, zbliżając się do muru, opierając o niego przedramionami. Dzieciak zaczepi kogoś innego, a może odszukają się jeszcze na tym beznadziejnym pustkowiu. Nie była niańką tylko najemnikiem, byłym wojskowym, człowiekiem wywalonym z Miasta na zbity ryj, który teraz musiał trzymać się w kupie i dbać o swój zadek. Patrząc w dal ponad pokracznymi drzewami przypomniała sobie motyla w barze. Skąd się to tam wzięło i czemu postanowiło latać jej tuż przed twarzą? W M3 lubiła obserwować jak siadają na kwiatach, trzepoczą skrzydłami, całymi stadami przelatują przez ogrody. Tu mogły być niebezpieczne.
Poprawiła kurtkę jeszcze raz, zawiało mocniej trzepocząc jej włosami. Spoglądając w niebo wiedziała, że nadciąga zmiana pogody, na gorsze. Że jeszcze trochę i zacznie padać. Cholerne pizganie wiatru i cholerne wyczuwanie w stawach każdego atmosferycznego frontu. Ziewnęła, rozcierając lewy nadgarstek. Przewietrzy się tylko trochę, a potem zaszyje w swojej pieczarze. To dobry plan. Tam chociaż było ciepło i sucho.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.18 22:41  •  Zewnętrzne mury - Page 7 Empty Re: Zewnętrzne mury
Wietrzyła się już na zewnątrz od kilkunastu minut, a mimo przeraźliwego chłodu i tak nie miała dość.
Smocze komnaty były ciasne, zatłoczone i niewygodne, a tym, co najbardziej Nevinie w nich przeszkadzało, był brak przewiewu i świeżości w pokojach. Choćby ktoś wylizał wszystkie pomieszczenia na błysk, wyskrobał wszystkie cholerstwa z kątów, jakie tylko znalazł, i do tego wywalił stare, brudne graty –  w wieży nadal byłoby duszno, a wszędzie czuć byłoby przeterminowaną naftaliną.
Zresztą po drugie – cała Desperacja śmierdziała, tfu, to nawet mało powiedziane, zajeżdżała zgniłymi szczurami i ludźmi, ropiejącymi ranami, nieumytymi ciałami, kałem, stęchlizną, wymiocinami i Bóg jeden wie czym jeszcze. Szło się do tego zapaszku, co prawda, po dwudziestu latach życia tu przyzwyczaić, co więcej, smocze siedziby były nieco mniej śmierdzące, w końcu Drugonsi, w porównaniu do pospolitych mieszkańców z Desperacji, znajdowali o oczko czy pół wyżej w hierarchii.
Ale nadal – to nie zmieniało faktu, że życie tutaj nie pachniało lawendą, więc każdy wietrzny wieczór i świeże powietrze były dla Neviny na wagę złota. Zresztą zawsze wolała siedzieć na zewnątrz, przycupnięta w jakimś kącie. Na otwartej przestrzeni łatwiej było uciec, gdyby nagle pojawiło się zagrożenie.
Wraz z kolejnym podmuchem nabrała do płuc dużo powietrza, po czym usłyszała, jak ktoś wszedł na mury. Cóż, miała raczej nadzieję pobyć sama. Ale nie miała też zamiaru zmykać stąd jak dziecko tylko dlatego, że ktoś tak jak ona zapragnął świeżego powietrza.
Siedziała po turecku pod murem, niedaleko wejścia, więc wchodząca najpierw jej nie zauważyła. Nevina patrzyła więc na jej plecy w milczeniu, postanawiając przywitać się dopiero po parunastu sekundach:
O, Skuld – rzuciła, jakby Salamandra dosłownie przed momentem zaskoczyła ją swoim przyjściem.
Nie chciało jej się marnować więcej słów na przywitanie, zresztą znała Skuld na tyle, aby wiedzieć, że ta do gaduł również nie należała. Poderwała się więc z wolna i podeszła do niej.
Dyskretnie zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów, bo słyszała o jakimś choróbsku, które się do niej przypałętało, ale nie zauważyła żadnej zmiany. Skuld była starą Skuld, z przekrzywionym nosem i rozwianą lwią grzywą. Nie miały nigdy ze sobą na pieńku, więc Nevina wątpiła, by groziło jej też celowe zarażenie.
Farba ci schodzi – wskazała palcem na jej potargane włosy – O, tu. Chyba musisz skombinować kolejną.
W Desperacji raczej nie znalazłaby niczego, co tak ładnie pokryłoby jej czarne włosy (i przy okazji nie wyżarło skóry wraz z czaszką), więc Nevina podejrzewała, że Skuld skombinowała poprzednie specyfiki z M3. A że znała niechęć Salamandry do metropolii, domyślała się też, ile wysiłku musiała w to włożyć.
Oparła się łokciami o mur i zwróciła w stronę miasta, choć znajdowało się pierdyliard kilometrów stąd i za kij nie było go widać. Przy okazji mocniejszego podmuchu dostała jakimś zgniłym liściem w twarz.
Myślisz, że u nich też jest tak przyjemnie? – spytała ze znużeniem, nic nie precyzując, bo założyła, że Skuld i tak się domyśli, o co chodzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.12.18 7:49  •  Zewnętrzne mury - Page 7 Empty Re: Zewnętrzne mury
Ostatnie do czego ją ciągnęło to kiszenie się w jaskini czy ciasnym, ciemnym korytarzu. Za dzieciaka nie dało się jej zagonić do domu, za nastolatka włóczyła się z kolegami po jakichś zadupiach, szukając przygód, który w Mieście znaleźć się nie dało, a potem wstąpiła do wojska, gdzie nic się nie zmieniło i na każdą wieść o możliwości opuszczenia murów reagowała nieopisaną radością. Znaczy... wewnętrznie. Na zewnątrz uśmiechała się właściwie tylko w pobliżu ziomeczków z drużyny, kiedy rzucali żarciki na różne tematy. Ciśnięcie po dowódcach było chyba najlepsze. Zresztą, nawet kiedy sama skończyła jako kapitan, razem z załogą wybuchała śmiechem słysząc kolejną kąśliwą uwagę na temat generała czy majora. Nie dla niej była duchota pomieszczeń pod ich stopami. Szło tam dostać depresji i cholera wie czego jeszcze.
Smród Desperacji nie przeszkadzał komuś, kogo nos i tak był upośledzony od lat po wielu bójkach dla zabawy i obrony własnego życia. Albo miała katar albo musiała oddychać przez usta, bo nosem nie dałaby rady. Idealne miejsce dla kogoś, kto nawet nie musiał korzystać z węchu. Aż żal się robiło tych wszystkich wymordowanych, którzy zmuszeni byli do jeszcze gorszych doznań przez te ich czułe zmysły. Chociaż sami sobie byli winni i głównie to oni tu cuchnęli. Marne zdechlaki. Ostatecznie to wcale ich nie żal.
– O, Skuld.
Wyrwała się z zamyślenia, zamrugała parę razy, przestała masować nadgarstek i uniosła rękę w górę, otwartą dłonią witając się ze znajomym głosem. Nawet się nie obróciła. Cholerne stawy i tak już zaczynały dopiekać. Gdyby to był wróg, to pewnie właśnie spadałaby z murów na ryj, żegnając się ze światem, dałaby się podejść. Ale kto normalny wlazłby w gniazdo żmij(ów) i próbował zaciukać jakiegoś smoka? Jeszcze żadnego zlecenia nie olała, wszystkie wypełniała tak jak chciał tego zleceniodawca, jeszcze nigdy cel jej nie przekupił. Nawet nie była pewna czy ma jakiegokolwiek wroga, skoro wojsko było przekonane o jej śmierci, a wszelkich mordobić unikała, nie mieszała się w sprawy, które jej nie dotyczyły.
– Farba ci schodzi.
Ciche och? wydobyło się spomiędzy jej warg. Wygrzebała telefon z kieszeni spodni i skorzystała z przedniej kamery do przyjrzenia się włosom. Ciężko było, ale też zauważyła naturalną barwę wstępującą powoli na swoje miejsce. Zapasów farby już nie miała, a nie zamierzała póki co napadać posterunku dla takiej głupoty. Szkoda też było marnować pieniędzy w jakiejkolwiek formie, żeby zapłacić komuś, kto by ją dostarczył z samego Miasta.
- O nie, będę teraz brzydka - rzuciła ironicznie. I tak pięknością nie była, nie przeszkadzało jej jak nagle będzie kurzyć się i taplać w desperackim błocie z odrobiną niedofarbowanych kłaków. Równie dobrze mogła zgolić grzywę na łyso, tylko wtedy w zimę byłoby jej zimniej w czaszkę. A ciepełko było fajniejsze. Przeczesała palcami pasma. Może po zimie się za to zabierze. Albo ktoś się natknie na barwnik podczas swojej wyprawy. Jakby się postarać to i zwykła woda utleniona załatwiłaby robotę, ale to już by było marnotrawstwo zasobów.
Powędrowała wzrokiem za jej spojrzeniem. Tak, domyśliła się. Może gdyby nie panowała tak ponura pogoda, dostrzegłyby zarysy tego burdelu na kółkach. Choć ze szczytu było podobno łatwiej zauważyć odległy mur. Nie była w M3 od... dwóch lat? Trzech może, nie więcej. Raczej nic tam się nie zmieniło, wciąż było idealnie, nigdy za zimno i nie za gorąco. Kontrolowali wszystko, dosłownie.
- Znając ich wygodne zadki, to nie mają takiego wiatru - odpowiedziała spokojnie. Przynajmniej spotkał ją drugi człowiek, a nie jeden z tych zwierzęcych dziwolągów. Odwróciła się plecami do pozostającego poza wzrokiem M3, opierając plecami i łokciami o mur. Była jakaś taka... zmęczona. Raczej Bob nie dolał jej niczego do szklanki, chociaż kto go wie. Nie ufała prawie nikomu na tych terenach. Sąsiad potrafił poderżnąć gardło sąsiadowi dla pary butów zrobionych z kory drzewa zarąbanej aniołom z Edenu, więc nie byłoby problemu podrzucić jakiejś trucizny choćby dla zdobycia tego kawała żelastwa, którym zdarzało jej się walczyć. W otwartej walce przy jej posturze i sile nawet wymordowani mieli problem, choć była zwyczajnym człowiekiem i to jeszcze babą.
- Jakby im zaczęło napieprzać kwasem to byłoby im przyjemniej - uniosła kącik ust w górę w osobliwym uśmieszku. Mieszkała tam ponad trzydzieści lat. Teraz zrównałaby wszystko z ziemią, patrzyła jak kilkanaście milionów ludzi płonie i cierpi, tracąc swoje domy tak jak i ona straciła swój na skutek kretynizmu strażnika przy bramie. Jemu za to połamałaby każdą kość w ciele, po kolei, osobno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.12.18 22:58  •  Zewnętrzne mury - Page 7 Empty Re: Zewnętrzne mury
Nawet jej automatycznie odmachała, mimo że Salamandra była odwrócona do niej tyłem. Tak już miała, że podczas rozmowy przejmowała gesty czy nawyki innych, byleby się im przypodobać. Trudno to wykorzenić – zwłaszcza gdy naturalne, szczere i niezobowiązujące pogadanki zdarzały jej się rzadko.
Przyjrzała się przez moment kobiecie, po czym znowu zwróciła wzrok w stronę M3. Gdyby miała zbędną farbę, nawet mogłaby jej coś zrobić z tymi włosami. Tylko że słowo zbędna było tu kluczowe.
Brzydsza od umarlaków nie będziesz – wzruszyła ramionami – zresztą czy jakaś piękna paniusia z miasta przeżyłaby na Despie?
Nevina swoją urodę zawsze określała mianem niewyróżniająca się i uważała, że jej wygląd jest jej na rękę. Nie była ani ładna, ani brzydka, chyba nie dało jej się nawet określić mianem przeciętna. Po prostu była i tyle, komuś, kto widywał ją podczas szmuglerki tylko przez sekundy, nie mogła zapaść w pamięć. Jakieś cechy, które wyróżniałyby ją spośród innych typowych Japonek, dało się zauważyć dopiero z bardzo bliska, a Nevina zawsze czuwała, żeby niepotrzebnie do nikogo nie podchodzić, jeśli nie trzeba było.
Oni nie mają wiatru, my nie mamy słońca, równowaga zachowana – uśmiechnęła się pod nosem, zgarniając kolejny liść, tym razem z włosów.
To znaczy – słońce na Despę docierało, ale według Neviny jakieś takie smutne, ułomne, jakby zawiedzione tym, że swoje światło musi przesyłać też w tę część świata i że ni jak nie udało mu się oszukać fizyki, aby jednak nie musieć tutaj zaglądać. W sumie to się temu nie dziwiła, gdyby była gwiazdą, podziękowałaby za współpracę z tego typu planetą, a już na pewno z takim miejscem jak Desperacja.
À propos kwasu – zaczęła spokojnym tonem, nadal patrząc w stronę M3 – to raz zdarzyło mi się przemycać coś, co można by uznać za wyrób kwasopodobny –nie miała pojęcia, czym dokładnie był narkotyk, klient tylko nazwał go „kwasem” i tyle. Znając życie, gościu już dawno zaćpał się na amen – tylko, wyobraź sobie, nie z Miasta, ale wręcz przeciwnie – od nas, do mieszczuchów. – Nadal nie rozumiała, dlaczego ktoś z cywilizacji chciał cokolwiek z zewnątrz, ale nie narzekała wtedy, bo dostała godziwą wypłatę. – Więc tak naprawdę myślę, że im w sumie brakuje biedy – mruknęła, odwracając się w końcu w stronę Skuld i opierając podbródek o dłonie. – Nudzi im się i tyle. Za wesoło im, potrzebują trochę ciemnej rozrywki.
Ostatnio miała tygodnie zbytniego spokoju i zastoju, jeśli chodzi o pracę, więc może dlatego wzięło ją na wspominki. To, że nikt jej nie prosił o wywóz czegoś z Miasta, to norma, w końcu wypady tam robiło się naprawdę rzadko i odpowiednio przygotowywało, ale nawet tutaj, w Desperacji, żaden Smok czy po prostu odrobinę mniej ubogi mieszkaniec niczego nie potrzebował. I choć wcale nie zamierzała sama szukać dla siebie zlecenia (po sześciu latach w Drugonsach wreszcie mogła sobie pozwolić na to, by to ją ludzie o coś prosili, nie ona ich), to musiała przyznać, że nieco się już zaczynała nudzić. Z natury była raczej spokojna i nie rwało ją do działania, ale wszystko miało swoje granice.
Swoją drogą, wyglądasz na padniętą. Co ci? – spytała, marszcząc brwi i przyglądając się jej twarzy.
Skuld była dla niej twardzielem, który nigdy się nie męczył, nawet po wbiegnięciu na samą górę tej popapranej i chorej wieży, więc jej przygaśnięta postawa nieco Nevinę zdziwiła. Może po prostu – wbrew sobie, bo nie lubiła wypytywać ludzi, jeśli nie przynosiło jej to konkretnych korzyści – chciała się dowiedzieć czegokolwiek o jej zdrowiu: czy faktycznie choruje, jak mówi plotka, na co i czy zaraża. Cóż, właściwie to ostatnie było najważniejsze.
Nevina miała na tyle szczęścia (bo w Desperacji chyba tylko od tego zależało zdrowie lub niezdrowie), że jeszcze nikt nie zaraził jej żadnym cholerstwem, które by ją zabiło lub doprowadziło do stanu nieużywalności. Owszem, jak każdy mieszkaniec brudu, nieraz chorowała i łapała różne syfy, ale zawsze łagodne i tylko przejściowe. Właściwie bała się chorób, w końcu trochę o nich czytała i niejedno widziała, ale oczywiście była świadoma, że wiecznie zdrowia nie utrzyma. Prawdę mówiąc, realnie widziała siebie umierającą na Wirusa czy inne badziewie (o ile, rzecz jasna, nikt jej wcześniej nie zabije podczas szmuglerki), ale jakoś nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby teraz zacząć umierać. To zawsze była kwestia przyszłości – za x lat dowie się, dlaczego (w jej domniemaniu) SPEC zgarnął jej brata i zaciukał. Za x lat nie będzie już mieć sił na przemyt, więc sobie odpuści życie. Za x lat może nawet SPEC-a wreszcie weźmie jasna cholera i ich wszystkie oddziały zostaną wyrżnięte, a ona będzie tego świadkiem. Za x lat... umrze sobie spokojnie na choróbsko. Ale jeszcze nie.
Podczas igraszek potrafiła nawet wybiec z łóżka jak oparzona w najgorętszym momencie, jeśli już zdarzyło jej się z kimś sypiać, gdy zauważyła u partnera dziwne zmiany naskórne. Wszystko, byleby tylko się jeszcze nie zarazić i nadal żyć. Taką od jakiegoś czasu była paranoiczką – pewnie dlatego prawie z nikim nie utrzymywała bardziej zażyłych relacji niż „cześć, pa”. No ale cóż, coś za coś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.19 13:03  •  Zewnętrzne mury - Page 7 Empty Re: Zewnętrzne mury
Prychnęła lekko z rozbawienia. Fakt, umarlaki były tak wyjątkowo obrzydliwe z mord, że gdyby ją niedźwiedź po twarzy przeorał pazurami, to dalej byłaby ładniejsza od trzech czwartych ich populacji. Co tam włosy – zawsze mogłaby je ściąć nawet i na zero, nie były jej jakoś niezbędne do życia, a czasem w walce wręcz przeszkadzały. Ostatnio jednak nawet rozważała zapuszczenie ich, żeby nie golić boków co parę tygodni. Po środku grzywa i tak wyglądała dość nieźle, krótsze dość szybko powinny nadgonić braki, a zawsze mogła też podciąć końcówki w obecnej fryzurze, gdyby jednak nie rosły tak szybko jak by chciała. Dbanie o wygląd było ostatnią rzeczą, jaką by robiła próbując przetrwać na pustyni. Cała Desperacja cuchnęła, mieszkańcy nie mieli czasu i chęci na marnowanie zasobów do regularnego mycia się.
- Sztuczne słońce to nie słońce – mruknęła, przymykając na moment powieki. Raz zdarzyło jej się widzieć pomieszczenia, z których kontrolowano cały ten pogodowy burdel. W środku lata mogli po prostu wcisnąć parę przycisków i strzelić cudowną temperaturę minus trzydziestu stopni. Od tamtej chwili zdarzało jej się rozmyślać czy kiedykolwiek przydarzył się jakiś wypadek, poważna awaria urządzeń, co stałoby się, gdyby dokonano ataku od tej strony zamiast po raz kolejny rozwalać dziurawe jak ser szwajcarski mury. Było tyle świetnych sposobów na rozwalenie tej śniegowej kuli, a wszyscy wybierali zbyt oczywisty i nudny. Najtrudniejsze było tak naprawdę dostanie się do środka, przeciskając pomiędzy patrolami, w martwych punktach wzroku kamer.
Ułomne słońce Desperacji zdawało się nigdy nie mieć humoru. Albo świeciło na tyle słabo, że trupia dupa była cieplejsza, albo serwowała istne piekło, podnosząc temperaturę do pięćdziesięciu stopni, że czułeś się jakbyś się rozpuszczał żywcem, jednocześnie gotując od środka. Skoro ci dziwni wymordowani krzyczący, że nie są wymordowanymi tylko aniołami potrafili panować nad różnymi aspektami natury, to czemu wciąż nie naprawili chociaż tego fragmentu świata? Wyspa nie mogła być jakaś nieskończenie wielka, skoro wciąż otaczał ją ocean, z tego co słyszała. Po prostu chuj, a nie anioły. Zmyślone stworki z kosmosu nie istniały. Ludzie wymyślili je jak nie umieli wytłumaczyć istnienia ognia i innych całkowicie normalnych zjawisk.
- I pomyśleć, że kiedyś słysząc o przypadku ćpuna osobiście wywalałabym go za mur. Nieźle się cholery kryły ze swoimi nałogami. Nawet alkoholika potrafiliśmy wrzucić do pierdla – wyznała. Utopijne Miasta musiały być koniecznie idealne, bez żadnych skaz w postaci nieposłusznych, zdegenerowanych mieszkańców. Miałeś od urodzenia jakąś chorobę, która wykluczała cię z życia w społeczeństwie, bo nie dało jej się uleczyć? Pyk, lecisz do zakładu-przykrywki, który się ciebie pozbędzie. Jesteś zramolałym starcem jedną nogą w grobie? Pyk, zakład. Bezrobotny z wyboru? Nie ma opcji. Jakikolwiek nałóg? Czasem odwyk, czasem wygnanie, czasem więzienie. Spróbowałeś coś ukraść? Za mur albo do pierdla. Władze się nie pierdoliły w resocjalizację. Sora zastanawiała się po co w ogóle istniało więzienie, a przynajmniej w postaci tak rozległej. Obiekty testowe jajogłowi trzymali sobie w pobliżu laboratoriów, a wszystkich niecnych obywateli się wywalało. Rebelianci? Po przesłuchaniu na odstrzał. Czasem ginęli podczas przesłuchania, jak nie chcieli przechodzić do fazy odstrzału.
- Pewnie przemęczenie albo idzie zmiana pogody. Chciałam chwilę odpocząć w barze to zrobili tam jakiś burdel, a że w burdele zombiaków się nie mieszam, to zastosowałam taktyczną ewakuację – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie miała pojęcia co jest przyczyną pogarszającego się powoli samopoczucia, ale czymkolwiek to nie było – miała nadzieję, że jej żaden przypadkiem nie ugryzł w kostkę. Już by chyba wolała czyścić kible w Apogeum niż zmienić się w jedno z nich. Domyślała się, że to tylko kwestia czasu, jeśli jakoś na krzywy ryj nie wróci do względnie bezpiecznego M, ale czepiała się myśli, że niektórzy desperaci bardzo długo zachowują swoje niezarażone życie. Może prędzej umrze z jakiejś nienaturalnej przyczyny, ale przynajmniej jako człowiek? – Sporo ostatnio pracowałam, mało spałam, dużo łaziłam. Pewnie nic groźnego, mogło mnie nawet przewiać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.19 18:35  •  Zewnętrzne mury - Page 7 Empty Re: Zewnętrzne mury
 Było późne, deszczowe południe kiedy wracał do siedziby. Tak jak przypuszczał Desperacja okazała się niezwykle zmienna w swojej aurze, podobnie jak kobieta. Ubrania szybko oblepiły jego ciało, a przenikający chłód, wykluczający innych z marszu jemu dodawał przyjemnego orzeźwienia. Przemierzając przez pustynię zdążył nawet lekko przeschnąć czego nie odczuł na skórze.
 Emanował spokojem i dziwnym zamyśleniem. Z trudem ukrywał niepokojące go myśli, krążące wokół zakapturzonego Jeźdźca oraz wszystkich wydarzeń z nim związanych. Zakątki Desperacji szeptały, zlęknione obawiając się o własne życie.
 Lecz Jeździec ich poszukiwał. Poszukiwał przywódców i ich artefaktów.
 W Drug-on, władza zmieniania się jak w kalejdoskopie, dzięki czemu rudzielec mógł zachować anonimowość przed potencjalnymi wrogami; a tych było wielu. Otaczali go poza murami, jak również wewnątrz siedziby, czekając aż powinie mu się noga. Niechęć zyskał również na ostatnim zebraniu, gdzie jasno dał komunikat innym —  muszą go zabić, jeśli chcą władzy. Poza nieprzychylnymi spojrzeniami do dnia dzisiejszego nikt nie zgłosił sprzeciwu.
 Wszedł do lasu, z którego prosta była droga do siedziby.
 Obawiał się o Yen. Pozostawanie jej samej z bandą pomyleńców mogło się okazać najgorszą z możliwych jego decyzji. Ze skołatanym sercem zbliżał się do monumentalnej góry.
 Widział dom.
 Stopy dobrze znały wydeptaną drogę. Szły instynktownie znając każdy kamień i przeszkodę. Słuch również wychwycił znajomy głos. Głos który często koił jego agresywne myśli, temperował go. Dla tego głosu stawał się potulny jak owca, miękki nad czym bardzo ubolewał.
— Shane!
Biegnąca do niego istota kompletnie obezwładniła go i sprawiała, że od bardo dawna czuł się ludzki. Trzeźwy. Obudzony ze snu.
Poczwarka, bo tak ją pieszczotliwie nazywał, biegła w jego stronę początkowo mając problem z otwarciem ciężkich drzwi.  
 Odrzucił obszerny kaptur w tył, w pełni odsłaniając swoją twarz. Rozchylił ramiona tak samo jak za każdym razem, gdy wracał z długiej podróży.
 Objął ją trzymając na rękach, pomimo iż Yen dawno przestała być małą dziewczynką, ale on nie potrafił wyzbyć się tych myśli odkąd zobaczył ją po raz pierwszy.
 Rozmawiali. Z większej odległości ciężko byłoby powiedzieć o czym. W pewnym momencie wyprostował się jak struna. Ponad przeciętny słuch ostrzegł go.  Ktoś tu był.
 Yen szybko uciekła z powrotem do środka zatrzaskując wrota.
Łagodna postawa Shane'a stała się nagle niezwykle zacięta.
Wyłaź i mów czego chcesz.
Rzucił w eter. Słuch go nie mylił. Ponadprzeciętny słuch był jego unikalną umiejętnością, która niejednokrotnie ratowała mu życie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.19 11:46  •  Zewnętrzne mury - Page 7 Empty Re: Zewnętrzne mury
Już od dłuższego czasu przebywała w pobliżu terenów Smoczej Góry — zakładał to jej początkowy plan, którego cały czas się trzymała, nie pozwalając sobie na choćby najdrobniejsze odstępstwo. Wydawało jej się, że doskonale wie co robi — skrywała się za nielicznymi, ogołoconymi drzewami i równie łysymi krzewami, nie wychodziła z cienia, gdy nie było takiej potrzeby. Prawdopodobnie koczowała w tym miejscu już któryś dzień z kolei. Jej czujne ślepia obserwowały uważnie okolicę. Doskonale wiedziała kogo szuka, doskonale wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała na niego natrafić.
Starała się zbyt wiele nie myśleć — wolała koncentrować się na działaniach i obserwacjach. Była spokojna, siedziała na niedużej skale, którą zakrywało kilka wyniszczonych pni, więc niełatwo było ją od razu dostrzec. Kuszę już wcześniej zdjęła z pleców i oparła o prawą nogę, by w razie potrzeby móc szybko za nią złapać. Co prawda z ostatniego spotkania z jedną z najemniczek udało się jej wyjść bez szwanku, ale nie mogła być pewna czy tym razem będzie podobnie — o ile ktokolwiek miał pojawić się w tej okolicy w najbliższym czasie.
Po kilkunastu minutach dostrzegła kogoś — zakapturzona postać szła w stronę ciężkich drzwi. Po sylwetce mogła podejrzewać, że sylwetka jest typowo męska, ale z tak dalekiej, bezpiecznej odległości wiele rzeczy mogło jej się zwyczajnie wydawać, więc nie była do końca pewna. Chwyciła za broń i powolnie ruszyła przed siebie, wciąż chowając się za wszystkim, co mogło ukryć jej drobną sylwetkę. Chciała podejść bliżej, dowiedzieć się więcej. Mrużyła oczy, żeby dostrzec jak najwięcej szczegółów.
Chwilę później jej oczom ukazała się mała dziewczynka, co mogła stwierdzić, gdy tylko usłyszała piskliwy głos. Nieznajomy zrzucił z głowy kaptur — ślepia Opętanej otworzyły się szerzej, gdy okazało się, że mężczyzna ma rude włosy. Do głowy kobiety natychmiastowo napłynęły myśli, wspomnienia zaatakowały ją nagle — próbowała sobie wszystko przypomnieć. Czuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie — przystanęła nawet, łapiąc się wolną dłonią pobliskiego pnia, który częściowo skruszył się, gdy tylko ułożyła na nim rękę.
Głośno przełknęła ślinę, robiąc krok do przodu. Wzięła głęboki oddech, jakby miało jej to pomóc w oczyszczeniu głowy z niepotrzebnych myśli. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej, odruchowo przycisnęła dłoń do łomoczącego serca. A nawet nie miała pewności czy to on.
Posuwając się kilka następnych metrów do przodu jej stopa musiała nadepnąć na jakąś gałąź, która pękła pod wpływem ciężaru jej ciała. Nawet mżawka nie zagłuszyła tego dźwięku. Nie była w stanie stwierdzić czy nie zrobiła tego specjalnie — może chciała zwrócić jego uwagę, zobaczyć jego twarz i upewnić się, że ma do czynienia z tym, którego tak długo szukała. Dziewczynka w międzyczasie zdążyła uciec do środka — został tylko on, mogła wyjść mu naprzeciw.
„Wyłaź i mów czego chcesz.”
Usta jej zadrżały, gdy tylko usłyszała jego głos — teraz była prawie pewna. Brzmiał bardzo znajomo, miała coraz mniejsze wątpliwości, to mógł być naprawdę on. Na chwilę zmarła — nie była w stanie się ruszyć, jakby nogi oplatały jej korzenie, zatrzymując jej i nie pozwalając na zrobienie choćby jednego kroku.
Kilkanaście sekund później zrobiła krok, a następnie wyłoniła się zza pnia. W ręku trzymała naładowaną kuszę — wskazujący palec był bardzo blisko spustu. Niebieskie włosy zasłaniały jej twarz, blade usta miała zaciśnięte. Stała przed nim jak kiedyś, choć teraz nie żywiła do niego tych samych uczuć.
Podmuch wiatru na chwilę osłonił jej zmęczoną twarz. Bursztynowe ślepia wpatrywały się w niego jak w ducha. Granatowe cienie do powiek tylko podkreślały widoczne wory pod oczami, nadawały całemu obliczu jeszcze bardziej znużonego wyrazu. Była brudna, wyglądała tragicznie — miała poszarpane ubrania, długie, ufajdane paznokcie i twarz, z której nie dało się wyczytać zbyt wiele.
Nie była pewna, czy w ogóle ją rozpoznał.
Uniosła nieśmiało wolną dłoń, jakby chciała mu pomachać. Nie zrobiła tego. Nie odezwała się też nawet jednym słowem.
Obserwowała go tylko, zupełnie tak, jakby była w ukryciu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.04.19 12:53  •  Zewnętrzne mury - Page 7 Empty Re: Zewnętrzne mury
 Oczy pojaśniały od złości, kiedy krucha sylwetka Yenewelii schroniła się za potężnymi, dębowymi drzwiami. Wcześniejszy niepokój minął, a świadomość, że Poczwarka jest bezpieczna, rozbudziła jego zmysły.
Strach rozmył się z kolejnym haustem mocnego wiatru. Uderzył w jego w twarz studząc buchający ogień gniewu, który wolno kiełkował na zewnątrz. Rudzielec nienawidził kiedy ludzie zbyt blisko podchodzili jego domu w akcie zemsty.
 To go źle nastrajało.
 Nie widział postaci, jednak ją dobrze słyszał. Najwidoczniej wytrącona z równowagi straciła czujność, gdyż stawiane kroki wydawały się być niezwykle chwiejne.
 Wolno zbliżały się.
 Czyżby były niepewne?
 Czyżby nieznajomy kryjący się w krzakach czego się obawiał?
 Wyprostował plecy, ściągając ciasno ze sobą łopatki. Złote ślepia w końcu utknęły w jednym punkcie, a dokładniej w miejscu, w którym pojawiła się Jillian. Shane w pierwszej chwili naprawdę się zdziwił, gdyż nie spodziewał się kobiety. Jego pierwsze założenia krążyły koło mężczyzn, którzy zazwyczaj nie darzyli go sympatią. Kobieta okazała się ciekawym zjawiskiem, zwłaszcza, że ostatnimi czasy nie miał zbyt wiele czasu na łamanie damskich serc.
Poza tym — nie rozpoznawał twarzy. Przyjrzał się jej bardziej w momencie, kiedy postanowiła wyjść ze swojej kryjówki w postaci pnia. Wydawała się niezwykle zniszczona, zmęczona i... zrozpaczona?
 Przesunął wzrokiem w załadowaną kuszę. Nie znał nikogo, kto posługiwał się tym narzędziem. Najwidoczniej miała wprawę w polowaniu na duże zwierzyny, jedynie tym razem cel był zupełnie inny.
Czego ode mnie chcesz?
Rzucił w jej stronę, nie spiesząc się z podejmowaniem żadnych pochopnych decyzji. Minęło wiele lat odkąd przestał się gorączkować, a cierpliwość stała się jedną z jego dobrych koleżanek, z którą nieźle się dogadywał.
 Pradawny nie musiał słyszeć od niej odpowiedzi, aby domyśleć się, że musieli się dawniej spotkać. Został na chwilę na jej drodze, a potem zniknął — jak to bywało często w jego przypadku. Shane bardzo szybko nauczył się nie przywiązywać do ludzi, rzeczy i miejsc, jednak nie wszyscy stosowali tę zasadę.
 Przywiązał dłuższą uwagę do jej włosów, a także kuszy. To co widział wydawało mu się niezwykle znajome, jednak pamięć niechętnie podsuwała obrazy ludzi, z którymi miał większą bądź mniejszą przyjemność się poznać.
 Miewał rzadko na pieńku z kobietami, zazwyczaj te były świadome jego zawodu i raczej nie robiły sobie szczególnych nadziei wiążących go z zakładaniem rodziny i budowaniem domu.
Mowę ci odjęło?
Lekko się niecierpliwił, wydawać się mogło, że ta chwila trwała wieki, a on zbyt dużo czasu zmarnował na czekanie. W ciągu tych paru minut wszystko miało się wyjaśnić, mimo iż ryzyko postrzelania zdawało się być niezwykle wysokie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach