Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 15 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 15  Next

Go down

Pisanie 06.08.14 0:16  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 2 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Miażdżyca miał przed sobą prosty wybór - odsunąć od siebie odrobinę cennej godności, zacisnąć zęby i pochylić głowę przed osobą, której nienawidził lub pokazać jej środkowy palec. Nie wziął chyba pod uwagę jednego szczegółu. Owa znienawidzona osoba była tym, który jako jedyny w świecie kłamstw dawał mu jasne perspektywy, podżegał do dalszego trzymania się przy swoim marnym życiu i - paradoksalnie - dawał ochronę.
Widzisz, Nathanielu?, westchnął w myślach, przyglądając się rozczarowanym spojrzeniem twarzy Miażdżycy. Właśnie to go ogarnęło - rozczarowanie w czystej postaci. Widocznie podświadomie liczył na inny obrót spraw, który byłby korzystniejszy dla obu. Wygodniej by mu było, gdyby jednak dzieciak okazał tę odrobinę skruchy, ale skoro nie zamierzał, nie było powodu, aby tu dalej siedzieć. Miał inne sprawy do załatwienia, za dużo spraw, aby marnować się przy kimś pokroju Miażdżycy. Od nicnierobienia nie odmłodnieje, straconego czasu nikt mu nie zwróci, a tym mianował spotkanie z byłym członkiem gangu - zmarnowanym, straconym, bezsensownie wydanym czasem, jaki mógł przeznaczyć na milion innych pierdołowatych zadań, jakimi koniec końców i tak musiał się parać. Mówiłem ci, Nathanielu, że nie warto strzępić sobie języka. Dzieciaki są głupie. Tępe. Ten tutaj powoływał się na honor i swoją odwagę, a teraz leży ledwo żywy pod moim butem.
Uśmiech, jaki wpełzł na jego usta, mimowolnie lekko się powiększył. Była to drobna zmiana, ale zauważalna na tyle, na ile ktoś miał dobry wzrok. Słuchał właśnie głosu Miażdżycy, ale jego słowa niekoniecznie do niego docierały. Wszystko to, co wydawało się mu niepotrzebne, odcedzał od tego co istotne. W gruncie rzeczy nie pozostało zbyt wiele informacji, jakie jego umysł pozwolił sobie zakodować - tyle tylko, że Growlithe spotkał się z dość szczeniacką odmową i próbą pokazania „kto tu pociąga za sznurki”.
Niestety. Kwestia siły nie miała w Desperacji nic wspólnego z hartem ducha, z ambicjami. Tacy umierali najprędzej i Miażdżyca będzie - z całą pewnością - najlepszym tego przykładem. Począwszy od chwili obecnej, do momentu, w którym wytropią go Psy. Kto wie? Może będą się z nim bawić? Dadzą mu złudne wrażenie, że nie złapały jego śladu? Będą go śledzić przez parę dni, uśpią czujność i zaatakują wtedy, gdy będzie pewien swojej wygranej? To byłoby w ich stylu. Growlithe to wiedział i w tym momencie na to właśnie liczył.
Co za żałosny przypadek.
- Ukręcisz łby? Mam nadzieję, że to obietnica - odparł wyczuwalnie rozbawiony. Gdyby miał czas, pewnie nawet zaśmiałby się tak głośno, że sąsiedzi dwa domy dalej spojrzeliby po sobie zdziwieni. Zamiast tego postanowił inaczej spożytkować te ciągnące się w nieskończoność chwile. Zadziwiające, że jedynym urazem, jaki pozostał mu po Miażdżycy, to kwaśny niesmak w ustach, gdy usłyszał słowa odmowy - niewielu dotychczas mu się postawiło, a nawet jeśli, koniec końców i tak wygrywał, przeważając szalę na własną stronę. Był pewien, że tym razem nie będzie inaczej i aby to sobie zagwarantować, postawił na drobną pomoc.
Wyczarował czarny sztylet, niemalże identyczny jak ten, który swego czasu podarował Yunosuke. Podrzucił go parę razy w dłoni. W górę. W dół. W górę... prędko znów w dół. Jego krucze ostrze złapało parę promieni słońca, wytwarzając krótkie tęczowe pasy.
Teraz, gdy czubkiem sztyletu podniósł podbródek Miażdżycy, na twarzy przywódcy DOGS pojawił się niesmak. A przecież ten były Ratler wydawał się obiecujący. Musiało tak być, w końcu Growlithe nie przyjąłby go bezpodstawnie. To był błąd, za który przypłacił zerwanymi nerwami. Czuł się dokładnie tak, jakby coś gniotło jego wnętrzności od środka. I robiło to naprawdę sumiennie, za każdym razem, gdy przypominał sobie dzień, kiedy... no tak. Tu wcale nie chodziło o rozczarowanie Miażdżycą. Tu w ogóle nie chodziło o niego, bo nie stanowił żadnego realnego zagrożenia ani dla Wilczura, ani dla gangu. Sprawa była nieco bardziej złożona i fakt, że Growlithe czuł się źle, nie był związany ze zdradą dzieciaka, a czymś innym, nieco zakurzonym i sponiewieranym, ale wciąż na tyle raniącym, że nie potrafił... może nawet nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Że to wspomnienie wciąż było żywe.
Agh, cholera. Ich oczy są takie podobne.
Cóż.
Może jeśli wbije nóż w Miażdżycę, wbije go również w to wspomnienie, a ono rozleci się jak stłuczone lustro?
Białowłosy odsunął ostrze broni od jasnowłosego. Chwilę ważył sztylet w dłoni po czym z impetem rzucił nim, aby wbiło się w nogę młodszego Wymordowanego. Tuż nad kolanem. Nad rzepką.
Świetnie.
Wspomnienie również się rozbiło.
Growlithe powoli położył brzeg buta na rękojeści wbitego sztyletu.
- Jutro - nacisnął bardziej, wbijając ostrze głębiej i rozszerzając ranę - o świcie puszczę psy. Kto wie? Może kiedyś opowiesz mi, jak to jest, gdy zasrane kundle obdzierały cię ze skóry?
Po tych słowach odwrócił się i z beznamiętną miną odszedł w swoją stronę. Abstract udał się za nim, nie obejrzawszy się na Miażdżycę ani razu.
Cóż.
Wspomnienie faktycznie się rozbiło.
Roztrzaskało jak szkło. Tak jak chciał.
A teraz wszystkie odłamki raniły jego wnętrze, rozdzierając duszę do krwi.

| zt |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.14 18:54  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 2 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Minęło sporo czasu. Sama nie wiedziała kiedy minuty przerodziły się w tygodnie, a te - w długie miesiące, które łapczywie pochłaniały jej myśli, a także kruche ciało. Nic nie jadła, spała po dwie godziny na dobę, a resztę dnia spędzała tępo wpatrując się w ścianę. Złapała się ostatnio na tym, że nawet nie miała siły aby unieść szklankę z wodą. Nie wiedziała, co się dzieje z jej życiem, trwała w amoku; coś z powodzeniem, przeszkodziło jej w normalnym funkcjonowaniu. To coś, było rzeczą tak naturalną, że aż trudną do zauważenia przez Anielicę. Godzinami siedziała w swojej chałupie, tuląc do siebie dziurawy koc, jakby to on miał jej pomóc w rozwiązaniu zagadki. Nie myślała już o niczym innym, ignorowała pukania do drzwi, nawoływania zmartwionych sąsiadów i przyjaciół, którzy tylko z każdą wizytą irytowali ją co raz bardziej. Miała ochotę zniknąć, odpocząć od tego wszystkiego... Ale od czego?
Nie była sobą, chociaż i to ledwo zauważała. Często podnosiła się ostatkami sił z fotela, stawała przed lustrem w drewnianej oprawie, zrzucała koc z ramion i przyglądała się sobie, jakby nigdy nie dane jej było poznać swojego ciała i twarzy. Ta było i teraz. Gładziła blond włosy, które straciły blask i miękkość, badała twarde kości, które opinały się na skórze, jakby miały ją zaraz przebić, sprawić, że Wagabunda zniknie. Pamiętała idealne kształty, mięśnie, które groźnie poruszały się przy każdym jej ruchu, uśmiech, nawet ten niezwykle smutny wzrok. Teraz nie było niczego. Pustka. Była zaledwie marnym duchem dawnej siebie. Stała na zimnej posadzce, przenosząc co chwilę ciężar ciała z jednej nogi na drugą aby zanadto się nie zmęczyć. Przejechała chudymi palcami po zapadniętych policzkach, podbródku, piegatym nosie oraz po łuku brwiowym. Wygładziła blond włosy, które opadały jej na ramiona, plecy i biust jasnymi kaskadami, po czym odetchnęła głęboko, co sprawiło jej ból. Zacisnęła ręce na brzuchu i przysiadła na ziemi, nie mogąc ustać dłużej.
To zaczęło się kiedy wróciła z tego przeklętego miasta Ludzi, tego była pewna. Pojawiły się nudności, ogromne zmęczenie i brak siły. Jednak spędziła tam zaledwie dwie godziny, trzymała się z daleka od mieszkańców, zwierząt, niebezpiecznych zakamarków... Więc, co to do cholery miało być?! Przed tym "wypadem" nie spotkała nikogo podejrzanego, pamiętałaby, od wielu lat wiodła spokojne życie, daleka od zagrożenia i trosk. Nigdy nie była chora, nie znała tego uczucia, jednak teraz wiedziała, że coś jest nie tak z jej ciałem. Próbowała swoich zielarskich sztuczek, lecz nawet najsilniejsze wywary, które stosowała na umierających nie podziałały. Urodzona w Niebie, Skrzydlata Anielica... Miała umrzeć tutaj? Na Ziemi? To nie było jej miejsce! Nigdy nie chciała się tutaj znaleźć,gdyby miała wybór to nie poleciałaby szukać tego walniętego Archanioła, któremu zachciało się baraszkować z jakąś ludzką kobietą!
Ze złości napłynęły jej do oczu łzy. Szybko przetarła twarz chłodną dłonią, próbując wziąć się w garść. Pora stąd wyjść, coś ze sobą zrobić, poszukać wyjaśnienia, tak dłużej być przecież nie mogło być. Złapała się za kamienny parapet i podciągnęła powoli, próbując nie zrobić sobie przypadkiem krzywdy. Jak najszybciej mogła podeszła do szafy i ubrała się tak aby nic nie krępowało jej ruchów. Przyduże ubrania, które uwielbiała, wyglądały na niej na jeszcze większe, a buty, które zawsze musiała z trudem naciągać na nogi, teraz weszły bez problemu na jej chude stopy. Kurtkę szukała dobrych parę minut. Dawno nie wychodziła na dwór, przez co zapomniała całkowicie gdzie ją zostawiła, lecz gdy już wpadła jej w ręce, nieco pewniejszym ruchem założyła ją na siebie i zarzuciła kaptur na głowę - wolała nie zwracać teraz uwagi swoim wyglądem, szczególnie, że po Edenie zawsze kręci się sporo osób. Zgarnęła ze stołu swój nóż motylkowy i skierowała się w stronę drzwi. Musiała nieźle się nagimnastykować, ponieważ wcześniej pozamykała je na wszystkie spusty, tak w razie czego. Teraz jednak nawet nie raczyła zatrzasnąć za sobą porządnie drewnianych drzwi, które tylko odbiły się cicho od framugi i uchyliły nieco. Wagabunda stanęła oparta plecami o kamienną ścianę swojej chałupy pierwszy raz od dłuższego czasu rozkoszując się świeżym powietrzem. Jej policzki w mgnieniu oka nabrały kolorów, a włosy rozwiały się plącząc się dookoła kaptura. Pora ruszać.
I tak właśnie zrobiła.
Nie wiedziała do końca jaki był jej punkt docelowy, po prostu ruszyła przed siebie. Pogoda nie była najładniejsze, tutaj w głębi lasu trudno było nawet dostrzec, co znajduje się kilka metrów dalej. Mgła trochę utrudniła jej przechadzkę, jednak może lepiej, że przez nią mało kto wyjdzie ze swojego domu, przynajmniej nie będzie musiała się nikomu tłumaczyć, co się z nią działo przez tak długi czas.
Jej chałupka znajdowała się na skraju pięknych ogrodów, z których Eden słynął i wabił styranych wędrowców, spragnionych odpoczynku i pomocy niebiańskich mieszkańców. Kobieta skierowała swoje kroki w stronę strumyka, który płynął nieopodal. Zawsze kąpała się na uboczu w jego krystalicznych wodach. Miała swoje miejsce, o którym nikt nie widział, bo raczej rzadko kto zapuszczał się tak daleko od centrum Edenu, Wagabunda jednak miała na tyle szczęścia, że ze swojego domku miała zaledwie parę minut do owego zakątka. Minuty przerodziły się jednak w dobre pół godziny. Kobieta co chwilę przystawała tuląc do siebie drzewo, prosząc nogi o odrobinę wyrozumiałości i chwilę cierpliwości, wmawiając sobie, że strumyk znajduje się za kolejnym drzewem. Wytrwała jednak, w potach i bólach, lecz w końcu przedarła się przez wysokie krzaki i stanęła na piaszczystej zatoczce, którą sama wydeptała. Z niemałymi trudnościami przysiadła na złocistym piachu, po czym zdjęła buty i kurtkę. Krystaliczna woda zaszumiała jakby głośniej na widok Anielicy, a mgła nieco ustąpiła, pozwalając kobiecie na bezpieczne dojście do strumyka.
Wagabunda uśmiechnęła się delikatnie i zanurzyła powoli dłoń w zimnej wodzie, która od razu otoczyła jej całe przedramię cienką spiralą mocząc przy tym jej koszulę. Wandzia jednak nie za bardzo zwróciła na to uwagę, napawając się nieokreśloną energią, która spływała niczym błogosławieństwo do jej schorowanego ciała. Czemu wcześniej tego nie zrobiła? Nie miała pojęcia, ale to teraz nie miało większego znaczenia. Czym prędzej zdjęła lnianą koszulę i podwinęła nogawki legginsów po same kolana oraz uniosła nieco białą podkoszulkę ukazując brzuch. Weszła powoli do wody i przymknęła oczy, wystawiając przy tym twarz w stronę słońca, które nieśmiało przebijało się przez mgłę.
Wszystkie zmartwienia uleciały wraz ze strumieniem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.14 21:41  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 2 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Przesiedział w Edenie ponad miesiąc. I cały czas tkwił w tym samym miejscu.
Nie wziął pod uwagę tego faktu, kiedy odchodził.
Był zbyt zajęty przekonywaniem siebie o słuszności podjętej decyzji. Dopiero po kilku minutach marszu zorientował się, że nie wie, gdzie iść.
Trzeba było znaleźć jakąś mapę. Trzeba było zabrać ją ze sobą.
Cholera.
Błądził chwilę, bezkarnie depcząc nieskazitelne trawniki. Mgła wcale nie ułatwiała odnalezienia odpowiedniego kierunku. Iku skaczący mu pod nogami tym bardziej.
- Jeszcze możesz wrócić, paskudo - burknął, trącając go czubkiem buta. Zwierzak zaskrzeczał wojowniczo i rzucił się na obuwie.
- Zostaw.
- Arwrrr!
- Cholera.
Dziki skok. Fuknięcie. Kontratak.
- Mówię do ciebie!
Iku miał gdzieś, co do niego mówi. Nie przyjmował rozkazów od dwunogów. Był dumnym ikuruą małym, takie marne stworzenia, jak ludzie, nie miały nad nim władzy.
Mechaniczne palce złapały zwierzaka za kark i uniosły do góry. Przez chwilę iku się miotał, ale w końcu zrezygnował.
Pisnął z wyrzutem.
- Tak, tak.
Fuknięcie.
- Też cię kocham.
- Arwrrr...
Chwilę jeszcze kluczył pomiędzy krzakami, aż w końcu natknął się na strumień. Nie mając lepszego pomysłu, zdecydował się pójść wzdłuż niego. Aż gdzieś nie trafi.
Po jakichś trzydziestu minutach zaczął mieć wątpliwości. Wyglądało to tak, jakby ogród nie miał końca.
W momencie zwątpienia, chmury nieco rozstąpiły się, a promienie światła padły na istotę brodzącą w strumieniu. Istotę, która mogła być wybawieniem dla zagubionego Packarda. Istotę, która najwyraźniej przeżywała coś w rodzaju duchowego uniesienia.
Zawahał się. Bynajmniej, nie dlatego, że przyzwoitość nie pozwalała mu na zakłócanie spokoju dziewczyny. Męska duma próbowała mu wmówić, że sam bez problemu znajdzie drogę.
Ale on znał prawdę.
Wolno podszedł bliżej.
Rozważył kilka opcji powitania.
Nie miał zaufania do aniołów. Nigdy nie ufał ludz... osobom, które pomagały za darmo.
Poprawił plecak i pewniej chwycił niesionego iku, który właśnie próbował dobrać mu się do rękawa.
- Pochwalony. Którędy do wyjścia?
Zachowuj się naturalnie. Żadnych gwałtownych ruchów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.14 22:28  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 2 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Została stworzona jako istota idealna, bez wad, silna i mądra, zdrowa, jednak życie na Ziemi bardzo ją wyniszczyło - zarówno psychicznie i fizycznie. Nie dość, że przyswoiła wiele zachowań ludzi, które nieszczególnie pasowały, a wręcz gryzły się z jej anielskim przysposobieniem do życia, to do tego stała się słabsza, bardziej podatna na obrażenia. Lecz żadne wydarzenia i wiedza nie przygotowałaby ją na taką sytuację. Zdawała sobie sprawę, że nie jest w formie, ale do głowy by jej nie przyszło, że kiedykolwiek tak poważnie zachoruje. Nadal jednak była Aniołem - stworzeniem, które zostało stworzone do czynienia dobra i bronienia ludzi, a żeby tego dokonać musiała mieć trochę pary i energii, którą miałaby wykorzystać. Nie liczyło się to, że była troszkę niższej rani Aniołem. Wszyscy stworzeni w Niebie mieli podobne możliwości. Jedynie Archanioły mogły trochę więcej i ich moce był potężniejsze, jednak ciała mieli podobne. Wszyscy. Co do jednego.
Nie mogła się nadziwić, że tak bardzo schudła i straciła tyle sił. Przecież ledwo wyszła z domu! Dobrze, że nikt jej nie widział i nie wpadł na pomysł żeby wyważyć drzwi do jej chaty i sprawdzić, czy aby na pewno żyje. Wagabunda nie chciała pomocy. Nie ze względu na wysokie ego, którego się dorobiła na Ziemi, ani nie na dumę. Było jej po prostu wstyd. Spaliłaby się chyba ze wstydu, gdyby zobaczyłby ją inny Anioł. Nie chciała wyjść na słabą, nie chciała pokazać nikomu, że jako istota dobra i czysta, została zniszczona przez istoty, które sama miała chronić. To było niedopuszczalne... Gdyby ktokolwiek...
Wandzia spojrzała w niebo i odetchnęła głęboko. Często rozmyślała nad tym, czy kiedyś jeszcze tam wróci. Nie chciała w to wątpić i było jej niezmiernie głupio, że cokolwiek takiego przychodziło jej do głowy, jednak minęło już tyle czasu, że po prostu zaczynała się przyzwyczajać do tego miejsca. Mimo że ta nędzna chata to nie był jej prawdziwy dom i nigdy nie będzie, to jednak... Potrzebowała jakiegoś kawałka podłogi, do którego mogłaby wrócić.
Durna... - przemknęło jej przez myśl. Kobieta potrząsnęła głową i zmrużyła ślepia, jednak zaraz rozluźniła wszystkie mięśnie i zanurzyła się po pas w krystalicznej wodzie, która zaczęła delikatnie falować dookoła niej i wić się cienkimi wstążkami dookoła jej rąk i szyi, jakby próbując zmyć wszystkie oznaki choroby z jej ciała. Dawno tu nie przychodziła. Kiedyś zawsze w tym miejscu obmywała swoje ciało, jednak ostatnimi czasy korzystała z pobliskiej studni dla własnej wygody. W takich chwilach jednak doceniało się takie dzikie miejsca. Było idealnie.
Przykucnęła mocząc całkowicie swoje ubranie. Woda sięgała jej prawie do nosa, jednak nie przejęła się tym zbytni. Wagabunda nabrała odrobinę wody w usta i wypluła ją zaraz, odchylając w tym samym momencie głowę do tyłu aby zmoczyć bardziej blond włosy, które rozlały się po błękitnej tafli. Czuła się doskonale. Z każdą sekundą jej skóra nabierał kolorów, a chorowity pot znikał z jej ciała, nadając dziewczynie nieco zdrowszy wygląd. Może w końcu przestanie przypominać zabiedzonego żebraka.
Miała się już zanurzyć cała i wypłynąć na nieco głębszą wodę aby popływać, kiedy usłyszała szelest krzaków, które odgradzały dziką zatoczkę od reszty ogrodu. Gwałtownie wstała i odwróciła się w stronę przybysza. Woda jakby przylegała do jej ciała i przez chwilę tworzyła przezroczysty skafander, jednak gdy Wagabunda zdała sobie sprawę, że jest to mężczyzna z zewnątrz, a nie tutejszy, szybko opad. Kobieta mimo znaczącego osłabienia wyszła z niemałym żalem czym prędzej z wody i stanęła na złotym piasku, nieco zażenowana tą sytuacją.
- Do wyjścia...- powtórzyła za mężczyzną, przyswajając znaczenie tych słów. Nie za bardzo wiedziała co teraz zrobić. Miała nadzieję, że nieznajomy nie zauważył dziwacznego zachowania wody, wolała zostać jednak incognito, że tak powiem, szczególnie, że była w nie najlepszym stanie.  Przeczesała palcami włosy i spojrzała w oczy czarnowłosemu. Wyglądał... Nieszkodliwie, a przynajmniej tak jej się wydawało. - Do wyjścia... - powiedziała jeszcze raz, lecz bardziej do siebie. Chyba warto byłoby odpowiedzieć przybyszowi. Może szybciej da jej spokój. - Zależy jakie miejsce jest twoim punktem docelowym. Te lasy mają wiele dróg.
Odezwała się jej Anielska część - ta dobra. Skarciła się w duchu za to, że nie podała mu położenia najbliższych wrót, mniejsza już gdzie się wybiera. Lepiej żeby ją zostawił! Nieco skrępowana tym jak wygląda i swoim zachowaniem, spuściła wzrok, poprawia koszulkę, którą wcześniej nieco podwinęła i zajęła się wyciskaniem wody z włosów. No cóż.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.14 22:53  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 2 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Przez chwilę gapił się bezczelnie na jasnowłosą, zupełnie nie zauważając, że jej w czymś przeszkodził. Stał tak niewzruszony, myśląc o tym, co widział. I wcale nie chodziło o odsłonięte kostki ani brzuch.
Woda.
Adriel się teleportuje.
A ta robi z wodą, co chce. Tak to przynajmniej wyglądało.
Interesujące.
...
Boże, czy wszyscy tutaj mają jakieś super-moce? Na desperacji - przynajmniej w większości przypadków - da się rozpoznać, jakimi umiejętnościami ktoś dysponuje. I w razie czego szybko się ulotnić. A tutaj? Tu nigdy nie wiesz, czy ktoś nie rozkwasi cię samym spojrzeniem.
Tak. Stanowczo nie ufał aniołom.
Ale jego obecny problem mógł rozwiązać tylko skrzydlaty.
Zależy, jaki punkt docelowy.
Wiele dróg.

Westchnął i postawił miotającego się iku na ziemi.
- Muszę stąd wyjść. Z tego ogrodu. I z Edenu. - sprostował. Czubkiem buta odsuął od siebie zwierzaka, który znowu przypuścił atak.
Al. Al? Odwróć się. Dziewczyna jest cała przemoczona, daj jej się doprowadzić do porządku.
Sumienie? To ty?
Przyzwoitość, człowieku. Przyzwoitość.
Myślałem, że umarłaś.
Daj jej się ogarnąć w spokoju. Nie gap się tak.

Obrócił się lewym bokiem do anielicy i wpatrzył w drzewo przed sobą.
Spójrzcie na tą perfekcję. Spójrzcie, jak kora układa się w idealnie abstrakcyjne wzory. Niczym płaskorzeźba autorstwa wielkiego artysty, który za sprawą natchnienia stworzył dzieło. Dzieło, którego geniusz i ponadczasowość...
Ziewnął przeciągle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.14 23:49  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 2 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Nigdy nie brakowało jej odwagi ani też języka w gębie. Była uważana i sama też myślała o sobie jako o niepoprawnej gadule. Potrafiła zaczepiać nieznajomych zaczynając o typowej zaczepki o pogodzie, a kończąc na historii jej życia albo przepisie na dobry chleb z ziołami, które sama sadziła w ogródku. Porównując Wagabundę z przed kilku lat i tę mizerną dziewczynę, która właśnie pochyliła się aby opuścić nogawki legginsów, które przed wejściem do strumienia podwinęła pod same kolana, można by śmiało stwierdzić, że to dwie inne osoby. Z ręką na sercu. Życie tutaj ją trochę zmieniło. Na gorsze? Na lepsze? Nie miało to większego znaczenia, szczerze mówiąc, bo w zależności z jakiej strony znało się tę dziewczynę można było powiedzieć co innego. Mniejsza. Może trochę mniej o niej, a więcej o zaistniałej sytuacji.
Anielica po pozbyciu się nadmiaru wody z włosów oraz wyciśnięciu brzegów białego podkoszulka, który miała na sobie, założyła szybko lnianą koszulę. Ta od razu zrobiła się nieco wilgotna i przylgnęła do jej ciała, co skrępowało ruchy kobiety. Nie lubiła czegoś takiego. Dla niej akurat najbardziej liczyła się wygoda w ubiorze, dlatego wykorzystała chwilę nieuwagi mężczyzny i moment, w którym się odwrócił. Panując nad wodą mogła z nią zrobić co tylko chciała, nawet zamrozić, jednak teraz użyła nieco mniej śmiercionośnych umiejętności i po prostu pozbyła się odrobiny wilgoci z ubrań, na tyle żeby nie było widać większej różnicy na pierwszy rzut oka, ale w takim stopniu żeby nie zamarznąć i nie czuć się jak mokra kura. Przypuszczała, że nieznajomy nie jest człowiekiem... Tak jej się wydawało. Zauważyła, że ma mechanicznie zmodyfikowaną dłoń. Na pewno wiedział trochę o innych rasach i chlebem powszednim były dla niego spotkania z nadprzyrodzonymi stworzeniami, jednak wolała nie ryzykować. Niepotrzebne jej to było, szczególnie w takim stanie.
- Najprościej jeśli pójdziesz teraz w ledwo przy strumieniu. Po około dwóch kilometrach natrafisz na drewniany mostek. Wystarczy, że przejdziesz przez niego na drugą stronę i ruszysz na wschód. Nie prostszego. Nie zbaczaj jednak z drogi, bo się zgubisz. - Wyjaśniła, cały czas przyglądając się przybyszowi. Pochłaniała wzrokiem każdy centymetr jego ciała. Tak to już miała w zwyczaju. Raczej nie krępowała się jeśli chodzi o kontakt wzrokowy. Chociaż bezpieczniej byłoby odwrócić się i go zignorować, to ciekawska strona brała górę nad zmęczeniem i odrobiną niepewności.
Zaraz spojrzała na zwierzaka, który pałętał się pomiędzy nogami nieznajomego. Ikurua Mały. Często widywała je w Edenie. Jeden nawet miał norę w jej ogródku. Miłe stworzonka, chociaż widać było, że ten nieco daje popalić swojemu właścicielowi. Potrafiły pokazać charakterek, temu nie można było zaprzeczyć.
Uśmiechnęła się delikatnie nieświadoma tego, zaraz jednak wyprostowała się gwałtownie i zmieszała nieco. Obróciła się kilka razy w miejscu, nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić, po czym usiadła tam gdzie stała i zabrała się za zakładanie skarpet i butów. Mruczała coś do siebie pod nosem, nie za bardzo zadowolona z broku swojej czujności. Prawy Anioł znalazł sobie własny zakątek nad strumykiem, chce się umyć i jeszcze przeszkadzają, że to też nie jest karane. Też coś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 0:16  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 2 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
W lewo.
Dwa kilometry do mostu.
Wróć - mostka.
Przejść.
I na wschód.
Nie zbaczać.
- Dobra.
Poprawił zsuwający się plecak.
Jeszcze nie dostał w twarz. Zaskakujące. Czyżby Adriel go jednak wychował?
Powstrzymał parsknięcie, jak głupi krzywiąc się do pnia.
Iku przestał się rzucać. Al spojrzał w dół.
Zwierzakowi udało się wgryźć w grubą skórę buta i teraz siedział nieruchomo, kombinując, jak wyciągnąć zaklinowany dziób.
Ha.
Widząc gardzące spojrzenie Packarda, Fafik zawarczał gardłowo, pusząc się.
Chłopak zerknął w stronę anielicy.
Natychmiast uderzyła go intensywność, z jaką się w niego wpatrywała.
Odruchowo naciągnął rękaw i schował mechaniczną rękę do kieszeni.
Zmrużył oczy i teraz to on nie spuszczał z niej wzroku, śledząc każdy jej ruch, dokładnie obserwując, jak zakłada skarpety i jak uprawia mrukliwy monolog.
Cała przyzwoitość zaginęła w akcji.
Spojrzenie z serii 'co ci znowu nie pasuje?'. Spojrzenie, za które tyle razy dostawał w twarz. I którego wciąż nie mógł się oduczyć.
Rozpuszczony miastowiec.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 0:57  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 2 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Naciągała ciepłe skarpety na stopy bardzo powoli i z przesadzoną starannością. Poprawiała kilka razy każdy kawałek materiału aby ten ją nie uwierał w palce czy w kostkę, wcześniej jednak osuszała skórę na nogach, lecz tak aby mężczyzna tego nie zauważył. Buty wiązała bardzo dokładnie, naciągała sznurówki z każdej strony aby skóra sztybletów odpowiednio dopasowała się do jej nogi. Jej ruchy były tak powolne, że przez chwilę mogło się wydawać, że czas stanął w miejscu. Robiła tak dlatego, że cały czas kątem oka widziała nieznajomego, stojącego kilka kroków od niej. Przecież wyjaśniła mu drogę i nawet nie skłamała! Co jeszcze? Życzyć szerokiej drogi i napomknąć żeby uważał na siebie w drodze powrotnej? A może oczekuje od niej, że zapnie mu kurtkę pod samą szyję, wciśnie do kieszeni rękawiczki i pogrozi palcem, żeby się nie przeziębił. Nie, nie. Może kiedyś by tak zrobiła, słowo honoru, ale teraz no... Trochę nie miała teraz siły na pogawędki, a co dopiero na sprzeczki. A ten pan się wyraźnie prosił o dosłowne wykopanie za drzwi.
Po podwinięciu skarpety, która wystawała nad cholewkę buta, wstała powoli, lecz z nieukrywaną gracją i sięgnęła po kurtkę, którą zarzuciła tylko na ramiona, niem wkładając rąk w rękawy. Poprawiła jeszcze włosy, ponownie przeczesując je palcami, po czym niechętnie odwróciła się w stronę czarnowłosego i jego małego towarzysza. Jej wzrok wbił się w jego oczy. Nie powiedziała nic, czekała. Po prostu. Bo co innego jej zostało.
Odchrząknęła tylko i skrzyżowała ręce na biuście, dając do zrozumienia, że to jej dzika plaża. A co, będzie walczyć o ten piach i trochę wody, jeśli będzie trzeba... Znaczy. Jeśli on nie pójdzie, to ona to zrobi, no bo co. Chciała tylko odpocząć. Tylko trochę odpocząć, nic więcej.
- Więc... - zaczęła niechętnie, wbijając ponownie wzrok w niebo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 10:58  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 2 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- Więc...
Zmrużył oczy, nieprzyjaźnie łypiąc na anielicę.
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale iku wpadł mu w słowo.
- Arwrragh!
Ptako-królik znowu zaczął się miotać, stwierdziwszy, że jego problem da się rozwiązać tylko siłą.
Jeszcze trochę i w końcu rozerwałby buta.
Al jednak pofatygował się w dół, do brata mniejszego. Przykucnął, jedną ręką przytrzymał rozszalałego zwierzaka. Drugą pomógł mu uwolnić dziób z buta. Fafik, poczuwszy wolność, odskoczył od niego i zaczął biegać między drzewami jak szalony, wydając niezrozumiałe dźwięki, które mogły być jednocześnie wyrazem szczęścia i zapowiedzią nadchodzącego mordu.
- Więc - zaczął, obmacując czubek buta i oceniając straty - W lewo, dwa kilometry do mostka, przejść na wschód i nie zbaczać. - wyrecytował, jeżdżąc palcami po czarnej skórce.
Oparł dłonie o kolana z zamiarem podniesienia się.
Zastygł w bezruchu.
Oblizał wargi, marszcząc brwi w konsternacji.
- Właściwie... - zaczął wolno, w skupieniu wpatrując się w trawę przed sobą - Czysto hipotetycznie - w końcu był zdecydowany odejść, prawda? - Da się tu wrócić?
Próbował przybrać taki ton, jakby mówił o pogodzie, ale nie wyszło.
Przyglądał się anielicy wyczekująco, z nieokreśloną miną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 16:04  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 2 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Często tak bywało, że znikała z Edenu na dobre parę tygodni szwendając się po Mieście i odwiedzając starych znajomych w Desperacji. Nudziło ją te miejsce. Było tu tak idealnie, cicho, wszystko było przepełnione rutyną, poukładane i na swoim miejscu. Ogólnie... Anioły były bardzo nudne. Myślała o tym z ciężkim serce, jednak byli to jej pobratymcy, najbliższa rodzina, lecz nie potrafiła siebie samą okłamywać. Dlatego też zamknęła drzwi - a te zazwyczaj były otwarte dla każdego - na wszystkie spusty, chcąc zapobiec najazdowi Skrzydlatych, którzy zapewne zalęgliby się w jej chatce niczym myszy. Zdawała sobie sprawę, że chcieliby jej pomóc i w końcu któremuś by się udało, ale gdy wyobrażała sobie te wszystkie nudne rozmowy to rzygać jej się chciało. Zamknęła się, bo nie chciała wywołać kłótni na skalę całego Edenu, a była do tego zdolna.
Myśli wirowały w jej głowie, pozwalając na chwilę zatracenia. Czas mijał tak troszeczkę szybciej, a świat wydawał się odrobinę piękniejszy. Mgła nieco ustąpiła i słońce wystąpiło zza chmur, oblewając korony drzew złotą poświatą. Robiła się już trochę późno, jednak kobieta nie ruszy się stąd jako pierwsza, nie było takiej opcji. Wolała zachować wszelkie środki ostrożności i nie pokazywać mężczyźnie gdzie mieszka. Wyglądał na nieszkodliwego, ale gdyby okazał się mordercą? Tutaj nigdy nic nie było wiadome na sto procent i przekonała się o tym już wielokrotnie.
Przeniosła wzrok na nieznajomego z nadzieją, że ten ruszył się aby już stąd odejść. Jej rozczarowanie jednak nie sięgnęło dna, tak jak oczekiwała. Czarnowłosy stał cały czas w tym samy miejscu, jakby zapuścił korzenie. No cholera by go to.... Ech. Spokojnie. To jeszcze nie koniec świata. Zaraz się zniechęci, zabierze swojego futrzaka, pójdzie stąd i wszyscy będą zadowoleni. Na pewno tak będzie.
Przyglądała się jego poczynaniom z rozwrzeszczanym Ikuruem Małym z lekkim poirytowaniem wypisanym na twarzy. Albo przybysze byli na tyle głupi aby nie zrozumieć jej niechęci do nawiązania rozmowy, albo robili jej na złość, co było bardziej prawdopodobne.
Wagabunda skrzywiła się delikatnie, szybko jednak zastąpiła ten grymas delikatnym uśmiechem, żeby bardziej nie zdenerwować mężczyzny. I tak już zauważyła, że ni w pięć ni w dziesięć mu towarzystwo jakie mu zapewniła. A to pech.
- Dokładnie... - ... Sherlocku. Dokończyła w myślach, poprawiając kaptur na głowie aby ten jeszcze bardziej skrył w cieniu jej twarz. Miała ochotę teraz skopać komuś cztery litery i zgadnijcie komu. Czyżby tajemniczemu nieznajomemu? Nie, skądże. Niby z jakiego powodu...
Słysząc jego pytanie zaśmiała się w duchu. Po co miałby tu wracać? Przecież był pewnie wolnym stworzeniem, które mogło robić co tylko mu się marzyło. Po co wracać do Edenu? Można było spędzić tutaj miesiąc i być zachwyconym... Ale więcej? Nie rozumiała w tym sensu. I nigdy nie zrozumie. W serce ukuła ją zazdrość, która przez chwilę zajęła myśli kobiety na tyle, że nie była w stanie odpowiedzieć na pytanie. Odetchnęła głęboko i wsadziła ręce do rękawów kurtki, które wcześniej luźne zwisały po jej bokach.
- Eden to miejsce, o którym słyszeli raczej wszyscy mieszkańcy Desperacji i Miasta, chłopcze. - Skwitowała, wpatrując się teraz w jego ślepia. Dziwnie zabrzmiały jej słowa, jakby miała ponad tysiąc lat na karku... Co było prawdą, jednak całkowicie nie pasowało do jej delikatnego i młodego wyglądu. - Jeżeli będziesz chciał się tutaj dostać ponownie to wystarczy kogoś zapytać o drogę. - Zakończyła zrzucają kaptur z głowy. Oby to byłą wystarczająca odpowiedź dla niego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 16:58  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 2 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Skrzywił się na 'chłopca', ale w milczeniu dał jej dokończyć.
Słyszeć każdy słyszał o Edenie. Nawet on. Ale do niedawna uznawał opowiastki o zielonych ogrodach za zmyślną bajeczkę.
Zapytać o drogę, co...?

Łuskowaty wymordowany po raz kolejny zatapia zęby w padlinie, zanosząc się zezwierzęciałym rechotem. Zajęty rozrywaniem ciała na strzępy, nie dostrzega podchodzącego człowieczka.
- Przepraszam, czy szanowny pan orientuje się może, którędy do Edenu?
Ryk.
- Och, zatem przepraszam, że przeszkodziłem. Proszę wybaczyć najście. Czyli prosto i potem w prawo, zgadza się?
Głuche gulgotanie. Syknięcie.
- Pięknie dziękuję za pomoc. Niech pan pozwoli, to żebro utkwiło panu między zębami. Tak, tak znacznie lepiej. Zatem do zobaczenia, smacznego~!


Powstrzymał uwagę o problemach natury technicznej.
Zastanowił się, refleksyjnie skubiąc źdźbła trawy.
Po chwili podniósł się, wytrzepując ręce.
Chodziło o to, czy każdego wpuszczają. Te skrzydlate indywidua.
Ale skoro 'wystarczy zapytać o drogę', to chyba tak.
Skoro to tak dziecinnie proste, to aż dziw bierze, że jeszcze nie roi się tu od tych wszystkich wymordowanych pomyleńców.
Z drugiej strony, Al, jako - mimo wszystko - członek desperacyjnej społeczności, właśnie opuszcza Eden. Z własnej, nieprzymuszonej woli.
...
Nie był pewien, ile tak stał. Chwilę wpatrywał się w widoczny tylko dla siebie punkt zawieszony w przestrzeni, próbując zrozumieć motywy swojego działania.
W końcu uznał te rozmyślania za nieistotne.
Z rozdrażnieniem zerknął w stronę zwierzaka, po czym przeniósł wzrok na anielicę.
Też miała już dość. Aż dziw, że jeszcze nie dostał w twarz.
Jeszcze.
E, przyzwoitość. Jesteś tam jeszcze?
Nie odzywam się do ciebie.  

- Już. Już nie będę deptać twojego świętego trawnika swoimi brudnymi, pogańskimi  buciorami. Ten bezbożnik już się wynosi. Nie musisz przygotowywać dla mnie stosu. Zaraz zostawię twoją sferę sacrum w spokoju. Wytrzymaj jeszcze sekundę.
Sekundę po fakcie zdał sobie sprawę z wygłoszenia myśli na głos i ze stanowczo zbyt złośliwego tonu, jaki przybrał, a który był powodowany ogólnym rozdrażnieniem, z którym jego wybawicielka bynajmniej nie miała nic wspólnego.
Odchrząknął, z lekkim wyrzutem dla samego siebie.
- Mam iść w lewo teraz, czy za ileś-set metrów? - dorzucił, już całkowicie neutralnym tonem. Tonem człowieka, który wyraźnie czegoś chce.
Szczerze liczył, że zamiast liścia w twarz dostanie odpowiedź na pytanie.
Jednocześnie postąpił parę kroków w tył, unosząc dłonie w geście nieszkodliwości.
Wolał dać do zrozumienia, że sam usunie swój ludzki tyłek znad świętego strumyka. Żeby anielica przypadkiem nie postanowiła się pofatygować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 15 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 15  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach