Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 24 z 25 Previous  1 ... 13 ... 23, 24, 25  Next

Go down

Pisanie 03.02.16 15:37  •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
Możliwość beztroskiego odpowiadania na pytania została jej w brutalny sposób zabrana i chociaż zdołała jeszcze wychwycić jego odpowiedź, całkiem intrygującą nawiasem mówiąc, nie było szans, by dłużej się przy niej zatrzymać. Czynniki zewnętrzne charakteryzowały się tym, że nijak nie dało się na nie przygotować, szansa ich pojawienia się była znikoma i nikt się na nie nie szykował. Psy i parki współgrały ze sobą, ale przecież nie każdy czworonóg ma takie rozmiary, siłę i do tego z zaskoczenia trąca ludzi w szaleńczym biegu dając upust swojej zwierzęcej radości. Zupełnie nieświadomy tego, że przysporzył łowczyni nieco problemów, bawił się dalej w odległości kilku metrów, cały czas zwiększając ten dystans bez spoglądania za siebie, a Kami, chcąc nie chcąc musiała delektować się łożem ze śniegu.
Nie było idealnego rozwiązania na taką sytuację. Zerwać się i udawać, że nic nie miało miejsca? Dramatyzować przez zniszczone 'świeżo kupione buty'? Prychnęła głośno przy okazji strącając z twarzy śnieg, który dostał się chyba w każdy zakamarek jej ciała, jakimś niewiadomym dla kobiety sposobem. Przy innej okazji najchętniej pozostałaby na obecnym miejscu ciesząc się chwilą wytchnienia dla ciała i duszy. Wycofała powoli ręce i wbiła gołe palce w śnieg czując szczypiące zimno na całej ich powierzchni, oparła się na nich i powoli podniosła do pozycji siedzącej. Coś nie było okej i czuła to już w tym momencie.
- Teoretycznie opalanie na śniegu jest najbardziej efektywne. - stwierdziła niezbyt zaangażowanym tonem jednocześnie badając ostrożnie dłonią ewentualne uszkodzenia cały czas spoczywając na śniegu. Ludzie, który wcześniej ewentualnie zainteresowali się upadającym człowiekiem, odwrócili głowy bojąc się napotkać jej spojrzenie i z ustami ukrytymi w długich szalach poruszali się w swoim kierunku jednolitym krokiem, ale ona nadal siedziała i skupiała się wzrokiem na samej sobie.
To, że kiedyś pracowała jako medyk tylko jeszcze mocniej upewniało ją w przekonaniu o jakiejś nieprawidłowości. Opuszkami palców ostrożnie przesunęła po kolanach w myślach notując sobie, że najpewniej się obiła i po powrocie powinna ostrożnie zrywać materiał z kończyn spodziewając się nawet ewentualnego krwawienia. Zacisnęła w końcu dłoń na swojej kostce co odbiło się na jej twarzy grymasem niezadowolenia, nie tyle z bólu, co ze powodu nieprzyjemnej informacji, która niczym impuls wpłynęła do jej głowy.
Nie podnosząc głowy pozbyła się śniegu z płaszcza i spodni, ostrożnie oparła ciężar ciała na dłoniach i wstała lekko chwiejąc się na boki w niezgrabnej próbie utrzymania równowagi bez konieczności stawania na stopie, która odmówiła jej posłuszeństwa. Na pierwszy rzut oka nie była w stanie stwierdzić nic więcej, zwichniecie, skręcenie, przemieszczenie, wszystko było możliwe. Ona jednak cały czas nie podnosiła głowy. Za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że zrobiła jedną z głupszych rzeczy, które mogła zrobić jako głowa całej organizacji. Daleko było jej jednak od dania po sobie poznać, jakie myśli nawiedzały ją w tej sytuacji.
- Przepraszam, nie chcę Ci zajmować czasu, ale mógłbyś mi pomóc dojść do ławki? Z resztą już sobie poradzę. - Odezwała się nagle rzucając mu nieco zakłopotany uśmiech połączony ze zmrużonym okiem. To po nich podobno najłatwiej odczytać emocje, dlatego brak jednego w tym momencie pozwalał jej w połowie ograniczyć taką możliwość.
To tylko zwykły wypadek, każdemu się zdarza, szczególnie zwykłym, normalnym obywatelom miasta.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.16 16:11  •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
Ta nagła przeszkoda w kontynuowaniu ich konwersacji poniekąd była na rękę Eliminatorowi, któremu dopiero teraz przyszło na myśl, że poruszanie takich tematów, jak to miało miejsce wcześniej, może nie skończyć się najlepiej. I chociaż nie łypał na nią podejrzliwym wzrokiem, doszukując się jakichkolwiek zdradzających ją elementów, jakoby była Drug-onem, Łowcą czy po prostu Wymordowanym, to starał się zachowywać wystarczającą czujność uniemożliwiającą mu zdradzenie zbyt wiele tudzież wchodzenie na niebezpieczne temat. M-3 miało być uważane za miasto idealne, a wszelkie okazywanie niezadowolenia, zwątpienia czy nawet sprzeciwu wobec ogólnego poglądu było tępione i uciszane. Władza naprawdę mydliła wszystkim oczy i chociaż wyraźnie dało się czuć w powietrzu, że coś jest nie tak, to większość ze zwyczajnym strachem wolała nie wychylać się zanadto. Słusznie zresztą. Wśród wojska również można było znaleźć kilka jednostek, którym nie odpowiadało funkcjonowanie miasta. Warner nie był wyjątkiem.
Przez kilka uderzeń serca po prostu stał jak stał, wyprostowany, z nieporuszonym wyrazem twarzy, wbijając w nią badawcze i ciut naglące spojrzenie. Mógł zawsze uznać, że to nie jego sprawa, zwyczajnie ją zignorować i ruszyć dalej, bo przecież nie prosił się o jej towarzystwo, a fakt, że wymienili się swoimi imionami nie oznacza, że nagle stali się sobie bliscy. Mimo to, czekał spokojnie, aż dziewczyna przyswoi tę nagłą sytuację i wstanie. Ten upadek nie prezentował się groźnie, aczkolwiek wiele razy dochodziło do poślizgnięć na lodzie, kiedy to delikwent złamał rękę albo i nawet niefortunnie skręcił kark. Sam Ryutarou kilka razy w swoim życiu obił tyłek o ziemię przez nieostrożność. Każda pora roku miała swoje uroki.
- Wszystko w porządku? - Uniósł brew, wprawdzie niespecjalnie przejęty jej ewentualnym stanem, ale sama kultura i pewne poczucie obowiązku zmuszało go do zadania tego pytania. Nie zwrócił uwagi na kilkoro przechodniów, którzy zwolnili kroku, by zerknąć pytająco w ich stronę, aczkolwiek niezainteresowani ruszyli zaraz dalej.
Trudno było nie dostrzec grymasu wykrzywiającego jej twarz, a tym samym zauważyć, że pewnie ten upadek pozostawił dotkliwy ślad. Może w postaci zwykłego zadrapania, a może też czegoś poważniejszego jak skręcenie kostki. Warner medykiem nie był i chociaż znał jakieś podstawy, to takie przypadki wolał zostawiać upoważnionym do udzielania pomocy osobom. Sam pewnie tylko pogorszyłby powikłanie.
Westchnął cicho pod nosem, gdy Kami zachwiała się lekko, próbując ustać prosto na nogach. Najwyraźniej jego ingerencja będzie tu obowiązkowa. I chociaż po krótkim otaksowaniu wzrokiem osoby okularnika, nikt nie łudziłby się, że to pomocny typ, nigdy nie odmawiający pomocy, bo w końcu pozbawiony był także empatii, to jednak potrafił wykrzesać z siebie coś na wzór zainteresowania drugą osobą. Prawdopodobnie było to spowodowane jego pracą - dbał o bezpieczeństwo publiczne, więc ochrona cywili stanowiła jeden z jego obowiązków. Ale nie zawsze zachowywał się kulturalnie wobec innych. Potrafił wygiąć wargi w kpiącym uśmieszku i odwrócić się do kogoś plecami, jeśli akurat owa osoba utarła mu nosa albo zwyczajnie do niego nie przemawiała. Yuu miała jednak to szczęście, że Warner nie poczuł ochoty odpuszczenia tego miejsca.
- W zasadzie i tak nie jestem zajęty - wymamrotał, podchodząc do niej bliżej. Zlustrował dziewczynę uważnym spojrzeniem, by po chwili stanąć za nią i - nim mogłaby ewentualnie zaprotestować - objął ją jedną ręką w pasie, drugą zaś układając pod jej kolanami, by zgrabnym ruchem porwać ją w ramiona. Uznał to za najbardziej efektowną opcję, zwłaszcza, że jako połowicznie zmechanizowany człowiek takie niesienie drugiej osoby nie było dla niego większym problemem. Właściwie Kami zdawała się być lekka niczym piórko.
- Nie potrzebujesz przypadkiem pomocy lekarza? - zapytał od niechcenia, kierując się powoli w stronę najbliższej ławki, przy okazji trzymając ją pewnie blisko ciała. Jego wyprostowana pozycja i pewne niewzruszenie w oczach utkwionych na drodze wyraźnie sugerowało, że to dla niego nic wielkiego. Nie był rycerzem ratującym damy w potrzebie, ale uznawał to poniekąd za swoją powinność. Od której czasami się wymigiwał, a czasami nie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.16 17:01  •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
Odrobinę nawet żałowała, że musiała zachwiać się akurat w tamtym momencie, gdy jej plan powoli zaczynał funkcjonować. Czasu cofnąć się jednak nie da, więc i nie należy żałować niepotrzebnie rzeczy, na które nie ma się wpływu. Przepełniała ją pewna doza goryczy, lecz niezwiązana z takim właśnie rozwojem sytuacji. Nie pierwszy i nie ostatni raz leżała na śniegu dając się pokonać czemuś tak trywialnemu, jak warunki otoczenia. Mogła walczyć z rządem, ale z naturą wygrać się nie da. Zwyciężył na nią naturalny instynkt zwierzęcia jak i śliska powierzchnia. Właściwie mogłaby nawet dziękować, że śnieg złagodził jej upadek, nie czuła jednak potrzeby szczególnie okazywać wdzięczności względem białego puchu w tym konkretnym momencie. Skupiała się jedynie na ostrożnym badaniu możliwości uszkodzonej kończyny, poruszając nią delikatnie jak i starając się na moment przesunąć na nią ciężar ciała. Nie dało się jednak nie zauważyć, że balansowała tylko na jednej stopie, trzeba jednak przyznać, że radziła sobie doskonale. Mało kto wiedział, że bez problemu mogłaby zrobić teraz mostek ze stania z miną znudzenia i palcem w nosie. Każdy sportowiec wie jednak, że gwałtowne szarpnięcie nierozgrzanego organizmu kończy się kontuzją.
Spojrzała na niego unosząc brwi w niemym zdziwieniu. Wiedziała, że pytanie zostało zadane jedynie z przyczyn grzecznościowych i powinna jak najszybciej zbyć je czymś w rodzaju: "jasne, nic się nie stało", lecz prawda była taka, że kiwała się na boki na jednej stopie, czując rwący ból w tej drugiej i chcąc nie chcąc, samą mową ciała dawała wyraźnie znać, że tak nie jest. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale nadal nie miała pomysłu.
- Żyję. - stwierdziła w końcu z niepewną nutą zawartą w swoim głosie. To było chyba najbezpieczniejsze rozwiązanie, jednocześnie prawdziwe co i nieoznaczające, że nie stało się nic innego.
Nie takie przypadki udawało się jej opanować, myśl o czołganiu się do ławki była jednak nieco przytłaczająca, zmieszanie i nagły wzrost ciśnienia krwi nie pozwalał jej jednak z chłodną głową ocenić uszczerbku, stąd ta wola, by dostać się do przyzwoitego siedziska przez które nie odmrozi sobie tyłka.
Grzeczność, uprzejmość i kultura. To kilka ze zjawisk, jakie człowieka wprowadzały w jeszcze większe zakłopotanie, a jednak były konieczne. Nie mogła ocenić, czy jego dyspozycyjność była szczerą prawdą, czy jedynie sytuacyjnie rzuconym tekstem budującym go w myślach Kami jako człowieka z taktem. Gdyby tak oskarżyła go o kłamstwo, a okazałoby się, że mówi prawdę, wyszłaby na niewdzięczną bestię. Za jej milczenie odpowiadało jednak przekonanie, że nikt by nie marnował własnego cennego czasu dla nieznajomego. Nie zareagowała na to jednak, bo i nie było takiej potrzeby. Pozwoliła więc słowom wybrzmieć się aż do całkowitego wyciszenia i w ciszy czekała na jego reakcję.
Takiej jednak się nie spodziewała, i nie chodziło wcale o to, że niemal bez wahania postanowił jej pomóc, to jeszcze czuła się cholernie dziwnie, kiedy ten, ktokolwiek w ogóle, postanawiał ją podnieść. Przez pierwszą sekundę chciała nawet zaprotestować, bo: "kto to widział nosić tak faceta na rękach?" szybko jednak przypomniała sobie, że nie jest już w domu i niewątpliwie płci męskiej nie jest. Nawyk to druga natura człowieka, po raz drugi zdała sobie z tego sprawę jednego dnia.
Zacisnęła usta w wąską linię z możliwie jak najbardziej obojętnym wyrazem twarzy. Powstrzymała się od zbyt gwałtownej reakcji, w końcu za pomoc jej się wdzięcznym, a nie się na nią narzeka. Daleko było jej także od typowo kobiecej reakcji, gdzie pokryłaby się wielkim rumieńcem i z piskiem wyrażała swoje zawstydzenie. Pozostanie neutralną dobrze jej wychodziło, nie musiała nawet szczególnie się wysilać.
- To nie jest nic pilnego, myślę że nie ma sensu zawracać komuś tym głowy. Sama znam się na tym nieco, powinno wystarczyć. - Odpowiedziała ze spokojem, mimowolnie chwytając go za ramię jedną ręką i pilnując się, by przypadkiem nie wbić mężczyźnie paznokci w skórę. Robiła to w końcu automatycznie, starając się nie wypaść. Jeszcze zabawniej by było, gdyby teraz i on nadepnął na pokrytą lodem kałużę i... nie, tego lepiej sobie nawet nie wyobrażać. W takim momencie pomoc lekarza byłaby niewątpliwie potrzebna i to obojgu.
Nie musieli się za daleko przemieszczać od miejsca upadku, w parku było wiele ławek, więc Kami z satysfakcją obserwowała, jak zbliżają się do jednej z nich. Mogła wtedy ratując resztkę swojej dumy z pomocą oparcia drewnianego siedziska znaleźć się na nim bez urażania bolącego miejsca.
- Dziękuję - powiedziała ze szczerą wdzięcznością zastanawiając się, czy znajdzie w swojej niewielkiej torebce wystarczająco dużo rzeczy do usztywnienia kostki. Potem już jakoś dojdzie do któregoś z ukrytych przejść. W ostateczności zawsze mogła poprosić jakiegoś łowce o pomoc.


/War się znowu umorło, więc wybywam z tematu.
Kiedyś dopiszę lepszy motyw odejścia, lub jeżeli wróci, to odmrożę wątek.
z/w
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.18 0:00  •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
To był dzień jak co dzień, i dlatego właśnie tak bardzo mu się to nie podobało. Te same zmęczone, nudne, wyprane z energii dni, wszystkie tak samo bez znaczenia, te same 24 godziny, w których trzeba istnieć, a potem, o zgrozo, był kolejny dzień i tak cały czas, cały czas, bez przerwy. To było takie... beznadziejnie męczące. Kiśnięcie w domu też się nie sprawdzało - nie ważne gdzie był, wszystko było bardzo meh. I chyba dlatego idąc do sklepu wziął okrężną drogę, żeby powłóczyć się jeszcze bardziej bez sensu, rozprostować nogi i popatrzeć na kolory, które oferowało mu życie rzeczywiste dookoła. Zielony. Zielony mu się podobał. Zielone drzewa i trawa. Ładnie komponowały się z błękitnym niebem.

Zatrzymał się z boku ścieżki i przez moment chwiał się na piętach, zmęczonym wzrokiem błądząc rekreacyjnie i powoli, żeby nie powiedzieć wręcz bezmyślnie, po otoczeniu. Trochę ludzi idących każdy w swoim kierunku, krzaki, ławki... cisza i spokój na świeżym powietrzu. Tak bardzo to wszystko mu nie pasowało do jego paranoicznych i oblepionych kurzem myśli. W dłoni ściskał telefon, jakby była to jego jedyna ochrona przed... cóż, wszystkimi tymi ludźmi i świeżym powietrzem. Bezpieczny i znajomy przedmiot, na ekran którego lubił co chwilę bezsensownie spoglądać, co robił z czystego przyzwyczajenia.
Spacerowym krokiem ruszył dalej, powtarzając w głowie listę zakupów, którą co chwilę zmieniał, rozszerzając i zawężając, przypominając sobie na co jest uczulony a czego tak w zasadzie nie lubił, ale o tym nie pamiętał, bo dawno tego nie próbował.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 0:52  •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
Iść z krukiem - nie, ryzyko, jest zbyt zauważalna. Bez kruka nie ma mowy. Nie dzisiaj, kiedy czarne kruczydło jak zwykle ukleiło się jej jak srebrnej broszki. Czy była aż tak blada? W każdym razie, niełatwo wytłumaczyć pierzastemu, żeby nie zwracał na siebie uwagi. Ale koniec końców i tak przystała na jego, lub raczej jej upodobania.
Posadziła ptaka na ziemi jeszcze na długo przed wejściem do parku. W zasadzie, gdyby się przyjrzeć dokładnie zwierzę poruszające się na dwóch sztywnych łapach choć w odległości paru metrów, to wciąż za tylko jedną i tą samą osobą - wyglądać mógł nieco podejrzanie. Ale na co komu informacja, że po mieście wałęsa się jakiś tam kruk, która jest już dużo mniej przejmująca, aniżeli kruk pasażerujący komuś na ramieniu?
Tyle gadania i mojego przynudzania o jeden szczegół, a Tomi wtenczas niewiele zaprzątała sobie tym głowę. Nie stał nad nią w prawdzie żaden boss, od którego przyjęłaby zadanie w którym bez skrupulatnego działania wróciłaby bez głowy. Najzwyczajniej obserwowała swój cel, trudny cel. Zakapturzona istota niewiele wyróżniała się spośród tłumu. Oczy miała szeroko otwarte krocząc... stój. Momentalnie jej postać spoczęła na ławce patrząc przed siebie, jakby zawsze tam była. Tak. Jakby nigdy nic. Dobra okazja... nie. Zmienił swoje położenie.
Jej twarz nic konkretnego nie odzwierciedlała. Nadal ten sam walony, przeszywający wzrok spod kaptura, błądzący w niewiadomym i ignorowanym przez resztę kierunku.
Ne, trzeba było iść dalej. Krokiem równie sztywnym co zawsze ruszyła dalej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 12:51  •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
Miał to śmieszne wrażenie, że ktoś go śledzi. Patrzy na niego. Każdy czasem coś takiego ma, prawda? Nieznajomy na przystanku będzie sprawdzał rozkład jazy za tobą, ale wystarczy tylko żeby jego głowa była zwrócona w twoim kierunku i od razu ma się to uczucie. Przypadkowe nieintencjonalne zawieszenie wzroku akurat w miejscu gdzie stoisz. Zerknięcie na kogoś bo ładnie dziś się ubrał.
Ale... ale to nie było tego rodzaju nieszkodliwe spojrzenie, które Matta sięgnęło.
Ta nitka niepokoju, która tak na prawdę nigdy go nie opuszczała, bo opleciony nią był zręcznie od stóp po sam czubek głowy, zacisnęła się mocniej, jakby ktoś nadepnął na jej koniec. Wzdrygnął się nieznacznie. Był bardziej zdezorientowany niż cokolwiek innego, ale zaraz miało się to zmienić. Z każdym krokiem świat robił bardziej duszny i ciemny. Trochę bardziej głośny i klaustrofobiczny, co było bardzo dziwne, bo przecież nic się nie zmieniło od poprzedniego razu kiedy rozejrzał się dookoła - park, jasno, zielono, niebiesko i spokojnie. Jedyne co było inne to zawartość jego głowy. Mimowolnie wpełzające mu w myśli wszystkie paskudne obrazy z jakimi się do tej pory musiał zmierzyć. Widział zbyt dużo ciał i miał zbyt dużo ran jak na obywatela utopijnego miasta. Krótko mówiąc - na prawdę nie potrzebował wiele, żeby trauma, panika i paranoja zacisnęły mu się wokół gardła w tej chwili.
- P-przesadzasz, przesadzasz. T-to ładny dzień, ładny dzień, ładny... - wymamrotał do siebie, zatrzymując się w miejscu. Zlokalizował najbliższą ławkę i usiadł na niej, uskuteczniając zdrowe wdechy i wydechy na uspokojenie. Wrażenie cudzego spojrzenia zelżało nieznacznie. Rozejrzał się ostrożnie, bardzo ostrożnie, lustrując otoczenie. Prawdopodobnie może i by był w stanie dostrzec frapujący go element, ale ponieważ w swoim patrzeniu miał stałą modyfikację typu "boje się ludziom patrzeć w twarze i w oczy" to koniec końców oczywiście nie zyskał nic, poza przeglądem mody obuwniczej i zdziwieniem się na fakt, że całkiem duży ten gawron. Ale to był park. Ludzie nosili tu buty i prawdopodobnie mogły być tu różne ptaki. Nie znał się na ptakach.

Zadecydował, że poczeka parę minut, tak na wszelki wypadek. Posiedzi, uspokoi się, przecież w środku miasta, w takim ładnym parku, szansa na atak terrorystyczny był nikły, prawda? Prawda?
Dla złagodzenie nerwów, zaczął klikać w swój telefon. Miał tak mało znajomych do których mógł cokolwiek napisać, że nie było problemem wybranie odbiorcy jego smsów.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.18 20:43  •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
Dziwny nieznajomy patrzący na ciebie - niby z braku laku - mógł zostać uznany przez ludzki mózg za potencjalne zagrożenie, ale hej, czy to nie lepsze niż gdyby było właśnie inaczej? No bo popatrzmy; nigdy nie wiadomo, czy ten zupełny random - którego drogą logiki zwyczajnie zignorowałeś - właśnie nie zastanawia się, jak to by było wepchnąć ciebie, nieznajomego, wprost pod koła rozpędzonego pociągu. Gdyby tak... gdyby tak urwać się systemowi i zabić? Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto sam nigdy nie miał podobnych myśli.
Szła nadal powoli w odległości kilku metrów, co pozornie nie dawało jej wielkiego pola do popisu, gdy postanowił zatrzymać się na jednej z ławek. Trudna sprawa. Ale nie dla niej. Chwila konsternacji i już wiedziała, co robić.
Cmoknęła. Pozornie cicho, wątpliwe, by ktokolwiek zdołał to zarejestrować jako coś cokolwiek znaczącego. Ktokolwiek oprócz czarnego ptaszyska. Musiała usunąć go ze swojego tropu. Chwila nie minęła gdy ptak zdążył doskakać do niej a nawet przed nią podekscytowany, wszak zareagował na przywołanie, nie? A ona jakby nigdy nic, na własną potrzebę, udała, że go nie zna. Zarzuciła nogą przed siebie przepędzając Shun ze swojej drogi jak jakiegoś brudnego dzikusa, ot 'przechodzień, który nie lubi zwierząt' i posypała się garstka czarnych piór a nieco ogłupiały ptak podleciał do gałęzi najbliższego sobie drzewa. Tuż obok ławki, na której spoczywał on.
Co z nią? Najzwyczajniej pozornie minęła swój cel. Przyspieszyła kroku udając greka i chwilę później znajdowała się na innej ławce po drugiej stronie chodnika, tyle, że znowu pare metrów dalej. I to nie koniec. Obserwowała go, wyjęcie przez niego telefonu tylko znacząco ułatwiało robotę. Mogła w sumie poczekać i sprawdzić, gdzie go chowa, ale czy to konieczne? Jednak również przy tym, jakże zaskakująco, nie chciała zwracać na siebie uwagi i poczyniła to samo, wyciągając telefon. Nadal miała jednak swój cel w zasięgu wzroku, a to wszystko były sekundy, gdy obserwując go niepozornie spod jasnych kudłów - i znad ust zakrytych podpierającą twarz dłonią - zagwizdała pewną melodię. No nic, że ktoś nuci sobie w parku...? No nie. Bo na ten jeden czarny pomiot działało to niczym płachta na byka, wyjątkowa melodia z wyjątkowych ust, która znaczyła dla jej kruka tyle co "atakuj wszystko, co się rusza". Tak, spodziewana rzecz - Matt był aktualnie najbliższym celem, pechowo, nie? Nastroszone ptaszysko wydało z siebie groźne krakanie już w locie na domniemaną ofiarę i błyskotkę jaką miał w ręku, czyż jego telefon nie mógł być mniej interesujący?
Teraz pytanie, bronisz siebie czy ten niepozorny sprzęcik, bo ten dziób i pazury nie wyglądały jakby miały łaskotać.


//Ps. Nie wydrapie nikomu oczu ani nic. Nie bijcie za wykorzystywanie niewinnych zwierząt. xD
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.18 15:02  •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
Po wymianie paru smsów ze swoim najlepszym smsowym przyjacielem Johnem Doe Który Wcale Nie Jest Pracoholikiem trochę się uspokoił. Wszystko dalej wyglądało normalnie dookoła, a jednak... a jednak nie dziękuję, chyba sobie stąd pójdzie. Ułożył plan zakładający taktyczny odwrót do domu - przecież nie musi iść teraz na zakupy, zrobi je kiedy indziej, a jedzenie na telefon to super sprawa. No właśnie, co z tym telefonem...
Najpierw usłyszał łopot skrzydeł. Do tego zaraz dołączył ptasi wrzask i czarne niebo zagłady runęło mu na głowę. Typowy dzień z życia Matta - jak uda mu się kiedyś przejść przez dwie ulice nie doświadczając żadnej przemocy fizycznej ani psychicznej, będzie to zaiste piękny i spokojny dzień, godny oznaczenia w kalendarzu.
Jego ciało zareagowało automatycznie - dłoń zacisnęła się obronnie na telefonie, a zaskoczony był tak, że nawet nie udało mu się wydusić z siebie krzyku zaskoczenia. Podniósł ramiona próbując ni to odgonić ptaka ni to chronić twarz, słowem - chaos. Wystarczająco stresujące jest kiedy zwykły gołąb poderwie się do lotu i obierze kierunek koło twojej twarzy, co dopiero gigantyczna czarna masa piór, która umyślnie próbuje cię zamordować. Istotnie pazury nie załaskotały. A nawet, o ciekawostko, przeciwnie! Zasmakowały w rozdartej skórze i krwi, kiedy inteligentne ptaszysko zakotwiczyło się na gołym przedramieniu Matta. Rękawy przydużej bluzy oczywiście podciągnął wcześniej za łokcie, na swoje zgubne nieszczęście. Nie zauważył tego, ale stworzenie nie starało się nawet specjalnie wyrządzić mu krzywdy, bo miało zgoła inny cel. Skrzydła wciąż łomotały, kiedy bystrym ciemnym oczkiem wypatrzył telefon i nie zawahał się do niego dostać. Ale przemocą, wiadomo, tak najszybciej. I zaraz też dziób zetknął się boleśnie z dłonią studenta. Wystarczyła chwila, żeby palce rozluźniły chwyt i przedmiot gdzieś spadł, Matt nawet nie patrzył gdzie, wciąż skrajnie zdumiony i zdezorientowany co się działo. I w ten sposób, w jednej chwili coś próbowało mu wydrapać oczy, w następne, kiedy zwierz nagle rozmyślił się z przekąski z ludzkich gałek ocznych, co niewątpliwie próbował zrobić według skromnej opinii Ego, a w następnej znów był na ławce sam, oniemiały. Czarne pióra zniknęły gdzieś w koronach drzew, może w krzakach, nie patrzył nawet gdzie. Pulsujące bólem rozdrapane ramie i okaleczona dłoń siąpały krwią. Pierś chodziła mu w górę i w dół, kiedy łapał oddech. Poprawił się na ławce i przez chwilę siedział bez ruchu, żeby wreszcie skulić się nieco, zmarnieć i zawiesić głowę w bardzo nieszczęśliwy sposób.
A chciał tylko kupić sobie karton mleka. Pooddychać świeżym powietrzem, przejść się parkiem w sztucznie utrzymywanej ładnej pogodzie utopijnego miasta. Ale skoro nawet już Matka Natura go nie lubiła, to nie wiedział czego tu próbował szukać.
Od czego tu zacząć - od szukania telefonu, żeby pochwalić się Kawowemu Goblinowi Który Żył W Jego Telefonie co się wydarzyło, rozsądniejsze wydawało się choćby przetarcie krwi z rąk. Nie chciał żadnej atencji od przechodniów ani tym bardziej od patrolu S.SPEC (ostatnio coraz ich więcej po ataku w galerii handlowej, czy tylko mu się wydawało?). Rozglądając się dookoła wypatrując pierzastej masy, wciąż trzęsącymi się dłońmi wyłuskał z plecaka butelkę wody i chusteczki. Przetarł wszystko szybko, nieuważnie i choć bolało i wciąż plamiło czerwonym, zaciągnął rękawy.
I teraz zagadka tygodnia: gdzie jest ten głupi telefon. Kucnął badając ziemię dookoła, ale nic z tego. Westchnął i ze swojej przepustki na nadgarstku zadzwonił na numer swojego zagubionego telefonu. Gdzieś niedaleko usłyszał swój dzwonek, melodię fortepianową. To... to było dziwne. Obolały i zaintrygowany, zabrał swój plecak. Nieustannie klikając "zadzwoń" i nadstawiając ucha, ruszył ku dźwiękom.


//przemoc, wreszcie
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.18 23:00  •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
Obserwując wciąż cały ten zdalnie sterowany bałagan z daleka i uprzednio oderwawszy dłoń od zasłaniającego jej twarz podparcia, ledwie zauważalnie zacisnęła paznokcie na rękawie drugiej ręki. Czas zdawał się na chwilę stanąć, kiedy odczuła, że może na moment spuścić z tonu swej baczności; za to jedynie mogła się przyglądać jak jej zwierzak rozdziera skórę delikwenta, czyż nie przypominał w tym prawdziwie cmentarnego kruka? Tyle, że na żywej ofierze... cóż.
Ale gdy to przedstawienie biegło ku końcowi, a w jej oczach był to niezwykle przedłużający się moment, poczuła znów ten nagły impuls mówiący: masz kilka chwil. Gdy nagle wszystkie kolory, dźwięki i myśli zdawały się wyraźniejsze, wręcz uderzały wracając do niej jak piłka odbita od ściany.
Dotychczas starała się pozostać niemal zupełnie niezauważalna, teraz jednak cokolwiek by nie zrobiła, to ten bardziej ryzykowny plan wymyślony na poczekaniu wydawał się jej w tej chwili najbardziej korzystnym. Wiadomym było, że czarne kruczysko, choć silne, to nie na tyle zręczne, żeby utrzymać swoją brzęczącą zdobycz zbyt długo w dziobie. Shun nie usłyszałaby też jej cmoknięcia w takiej sytuacji.
Kolejne. Sekundy. Wybieg. Gwizd, tym razem normalny.  Czarny pomiot usiłuje za wszelką cenę do niej podlecieć, hałasując znowu trzepotem swoich sporych skrzydeł. Jak odróżnić przyjazny trzepot od nieprzyjaznego? Cóż, w tym wypadku równie dobrze kruk mógł rzucać się teraz też na nią, także wtedy, kiedy wyciągała z jego dzioba już raz odebraną należność.
Chwilę później widok był następujący - zakapturzona postać, której wywiewane pojedyncze kosmki włosów zdradzały ich jasne zabarwienie, bliska zniknięcie gdzieś za zakrętem w jednej z mniej uczęszczanych uliczek parku, z dwoma telefonami w dłoniach. W jednym z nich numer dzwoniący na ekranie, w drugim - ten sam numer, skrzętnie przepisywany z naciskiem, by niczego przypadkiem nie dotknąć po drodze.
Nie próbowała się nawet oglądać, już i tak była wystarczająco podejrzana. Miała co do tego dalszy plan. A na razie pomógł jej refleks, podzielność uwagi i dobra pamięć... zdążyła. Zdążyła minąć pare zakrętów. Wtedy też, będąc już stosunkowo daleko od miejsca zdarzenia, przykryta potępionym jak skrzydła jej ptaka cieniem pobliskiego drzewa, zatrzymała się. Ale, co to? Nagle, jak gdyby nigdy nic stała nieruchomo z czarnym ptakiem na ramieniu. Schowawszy sprzęt włącznie z dłońmi do kieszeni, jakby nieco się zgarbiła. Mogła się zmęczyć, choć nie wydawało się to wystarczającym powodem, dla którego nagle zwolniła tempa. Ruszyła dość ostrożnie powoli przesuwając się nadal w stronę wypatrzonego miejsca, w którym zaskakująco ilość ludzi śmiało mogłaby policzyć na palcach. Być może to przez ten cień drzew i niezbyt ciekawą część okolicy. Tylko czemu nie uciekła po prostu jak najdalej?
W międzyczasie czarne oczy Shun obserwowały ją nadal, sytuując się na niezbyt wysoko osadzonej gałęzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.18 23:03  •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
Leniwie przymknęłam oczy, delektując się pierwszymi promieniami delikatnie głaskającymi spragnioną słońca i ciepła, skórę.
Miała po dziurki w nosie totalnie wszystkiego; każda kolejna osoba spotykana przez nią na tej pięknej drodzę przez park, powodowała spazmy irytacji. Przechodzący obok ławeczki ludzi robili to zdecydowanie zbyt często, tworząc swymi ciałami zdecydowanie zbyt dużo cienia i całkowicie odwracając uwagę dziewczyny od pięknych okoliczności przyrody.
Uwielbiała zieleń; wszystko, co żywe i niezbyt ruchliwe, bo wszystko, co wykazywało ponad przeciętną energię przerażało Letti — dlatego otaczała się głównie roślinami, hodując sałatę we własnym apartamencie, starannie dbała by ani jednej roślince nie zabrakło wody i słońca. Nic nie było jednak w stanie zastąpić dzikiego Parku Miejskiego, wydającego się namiastką przeszłości. Nie widziała innego, równie pięknego i dzikiego miejsca. Nieposkromione przez człowieka drzewa, dzielnie pięły się w górę, w stronę słońca; były zupełnie jak ona, wyciągająca szyję do szyi w poszukiwaniu coraz cieplejszych promieni, pragnęła odpoczynku, tak utęsknionej chwili spokoju i ciszy, niezakłócanej przez zbyt głośnych przechodniów.
Apsik. Kichnęła głośno, gdy przed oczami zobaczyła czarne ptaszysko, szarżujące prosto na chuderlawego chłopaczka. Zaskoczona obrotem sprawy nie zrozumiała zupełnie od razu, o co tak właściwie chodzi i chyba nawet trochę za późno zareagowała na atak, bo zanim zdążyła podnieść siedzenie z wyjątkowo wygodnej ławeczki, ptaszysko znów przeleciało jej przed nosem, tym razem z telefonem w dziobie.
Ornitologiem nie była, ale nie uważała zachowania ptaka za normalne, podobno sroki dopuszczały się kradzieży, ale kruczyska czmychającego z nowiutkim telefonem w parku by się nie spodziewała. Prychnęła nawet pod nosem, bo sytuacja była dość niecodzienna, i cholera, wszystko wskazywało na to, że ma alergię na tego latającego złodziejaszka.
Zanim się obejrzała, chłopak otrząsnął się po ataku i zaczął szukać urządzenia.
Kiwając głową na boki, powoli, tak by nie przestraszyć zszokowanego młodzieńca, odchrząknęła, gdy był odwrócony do niej tyłem. Coś podpowiadało Callaghan, że tak trzeba, że nie powinna zostawiać go w potrzebie i musi wykazać inicjatywę.
To może zabrzmieć dziwnie, ale obawiam się, że twój telefon jest obecnie w posiadaniu ptaka i w trawię go nie znajdziesz — rzekła spokojnie, uśmiechając się miło, by nie zrobić wrażenia przemądrzałej lub — co gorsza — szalonej. — Jeśli chcesz mogę Ci pomóc w lokalizacji, bo mam... - zatrzymała się na chwilę w swoim wywodzie, poszukując odpowiedniego słowa w dobry sposób określającego alergię na kruki, bo tej dziwnej cechy przyznać się nie chciała — znaczy, wyczuwam kruki, o — spuentowała niedorzecznie, mając nadzieje, że chłopak nie pośle jej w diabły, bo intencje miała naprawdę dobre.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.18 1:14  •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
Już zdawało mu się że kogoś widzi, dźwięk ciągnął spojrzenie ku ludzkim sylwetkom, wystarczyło tylko podążać za melodią, która...
Ajjj, co? Odwrócił się spłoszony i zdezorientowany, nawet mimo wcześniejszego uprzejmego zawiadomienia kobiety o swojej obecności gardłowym dźwiękiem. Gapił się na nią kiedy mówiła. Znaczy, robił coś w stylu gapienia się, bo kontakt wzrokowy starał się jednocześnie ograniczyć do minimum. Pierwszych słów i tak nie zrozumiał, bo był zajęty byciem zaskoczonym i kalibracją swojego punktu koncentracji. Przez dwie sekundy wahał się czy po prostu nie uciec i tyle, ale było już za późno. Słowa nieznajomej zaczynały nabierać sensu i były to całkiem miłe słowa. Ktoś nieznajomy chciał mu pomóc. Oczywiście, że wywołało to w nim podejrzenie! Paranoia game wciąż odbijała się w nim echem po własnych niedawnych traumatycznych przygodach zawierających w sobie morderstwa i inne takie.
- ...wyczuwasz kruki - powtórzył powoli, jeszcze wolniej wznosząc brwi z powątpiewaniem, jednocześnie patrząc gdzieś na lewo, próbując przemielić tę informację w kontekście sensowności i przydatności. Pierwszy test niezaliczony, ale drugi jak najbardziej miał zielone światło. Popatrzył na o pół głowy od siebie wyższego detektora kruków. Dobra tam, nie miał czasu na nieufanie ludziom, potrzebował swojego telefonu z powrotem! Nie dlatego, że go szczególnie jakoś potrzebował - telefon i jeszcze więcej fajnych rzeczy i tak miał wbudowane w przepustkę, jak każdy obywatel M3 - ale sama scena kradzieży zaczynała mu wreszcie mocno zahaczać o słowo "kuriozum". Nie lubił takich rzeczy. Koniec końców poczuł się trochę lepiej, że nie jest w tym sam. A Lettice wyglądała całkiem... w porządku. Całkiem normalnie i niepsychopatyczne, więc plus. Może go nie zamorduje w środku parku. Kiwnął więc głową.
- Ummm... O-okey. W p-porządku. Chodź - powiedział kierując ich w stronę gdzie wcześniej się kierował, ku muzyce, której teraz już nigdzie nie słyszał. Zadzwonił do siebie z przepustki jeszcze raz, mając nadzieję na przyśpieszenie poszukiwań. - Cz-czy to normalne? Że ptaki kradną telefony? - spytał. Był zbyt zaabsorbowany ich wyprawą poszukiwawczą, że praktycznie zapomniał denerwować się związku z rozmową z obcą osobą. Usilnie za to ignorował ukryte za rękawem bluzy rany. I zaczynał się robić głodny. A tak w ogóle to chciał do domu.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Park Miejski - Page 24 Empty Re: Park Miejski
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 24 z 25 Previous  1 ... 13 ... 23, 24, 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach