Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

  Gdy latała sobie w formie szerszenia, zawsze wydawał z siebie najgłośniejsze, najgroźniejsze dźwięki jakie tego typu owad mógł z siebie wydawać. Buczała groźnie ostrzegając wszystkie inne podobne wielkością stworzenia u wypatrywała zagrożenia w postaci ptaków, które mogłyby spróbować ją zjeść. Nie raz trafiła na zwierzęta na tyle odważne, by próbować ją pożreć jednym kłapnięciem dzioba czy innej paszczy, ale wtedy albo truła je od środka zanim wpadły na pomysł pogryzienia owada, albo kąsała je natychmiast i uciekała z uścisku oblepiona jedynie odrobiną paskudnej śliny.
  Teraz dla bezpieczeństwa trzymała się nisko, przy trawie. Zostawiła wszystko za sobą, śmierdzącą rybami plażę, strzępki ubrań i ryboluda, który z nieuwagi mógłby ją również pochłonąć tą wielką paszczą, gdyby pomachał nią dookoła tak jak zrobił to w przypadku wyrzuconych za burtę ryb. Heika ceniła jedzenie, ale jeszcze bardziej doceniała własne życie. Gdyby była martwa, nie mogłaby dłużej jeść.
  Napełniła żołądek na tyle, by przez kilka najbliższych minut nie narzekać na głód. Mogła skupić się na tym, by ewakuacja wypadła pomyślnie. Odkryła już położenie ogromnego tankowca na którym mieszkał wymordowany-wędkarz, więc będzie mogła odwiedzać go i okradać częściej. Wątpiła w to, by stwór opuścił swoje gniazdo tylko dlatego, że jednego razu jakaś dziewczyna postanowiła nadszarpać większość jego zdobyczy. Może następnym razem będzie już lepiej przygotowany na taką ewentualność, ale nie wiedział o Heice wszystkiego. Teraz był pewnie zdezorientowany jej nagłym zniknięciem, albo uznał, że niebieskowłosa sama została zjedzona przez coś, co ukrywało się pod pokładem jego domu.
  Leciała na bezpieczniejsze tereny bucząc głośno ociężała. Pomimo niewielkiego wzrostu potrafiła pokonywać kolejne metry w niesamowitym tempie, bez problemu zostawiła majaczący statek za sobą zapamiętując trasę, którą przyszło jej pokonać. W końcu poczuła się na tyle bezpieczna by wzlecieć nieco wyżej i przysiąść na gałęzi jednego z suchych, nadmorskich krzaków.
  Usłyszała też coś niepokojącego w okolicy. Jakiś ruch, który wychwyciły jej wrażliwe czułki. Rozszczepiona wizja owada była niewygodna do śledzenia nieznajomego źródła hałasów, ale teraz dużo trudniej byłoby ją zobaczyć. Przysiadła za zbrązowiałym listkiem czekając na to, aż coś, co stawia tak ciężkie kroki wyłoni się w końcu na horyzoncie.
  Szykowała żądło na wszelki wypadek, bo spodziewała się nowego zagrożenia, ale nie osoby, jaka ukazała się jej owadzim oczom.
  Zabzyczała głośno, co było zastępstwem dla wykrzyczenia imienia Papieża. Zerwała się z gałęzi i zapikowała prosto na jego ramię siadając na skraju, by mógł ją dostrzec, zanim z przyzwyczajenia postanowi trzepnąć otwartą dłonią robala, który na nim usiadł. Podskakiwała na boki trącając go owadzimi łapkami.
Co ty tu robisz?! I jak ja mam się teraz przemienić?! Mam nadzieję, że masz dla mnie jakieś ubrania, bo inaczej będziesz musiał napatrzyć się na to boskie ciało! Emocjonowała się w myślach mając nadzieję, że ich znajomość wystarczy Fauxowi do zrozumienia podskakującego szerszenia.
Chodźmy stąd! Jestem głodna!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Ręka mężczyzny opadła tak bezwiednie, jakby nagle stracił nad nią panowanie. Dłoń plasnęła głucho o udo, ale wątpił, by Heikala na ten dźwięk przybiegła jak ucieszony szczeniak. Gdyby miał dla niej coś do jedzenia, to może wtedy wizja zyskałaby na prawdopodobieństwie. Niestety nie miał przy sobie ani okrucha chleba.
 Ruszył dalej. Odetchnął wyjątkowo ciężko, mierząc okolicę znużonym spojrzeniem. Drzewo numer dwa, krzak numer pięć, badyl numer czterdzieści... ani jednej znajomej sylwetki. Mimo uważnego wypatrywania nie dostrzegł ani jednego, zagubionego w podróży niebieskiego włosa, który mógłby go naprowadzić na właściwy trop. Czy ta dziewczyna nigdy nie czytała Jasia i Małgosi? Z drugiej strony im dłużej o tym myślał, zaczynał dochodzić do wniosku, że zamiast okruszków, Heikala mogła zostawiać za sobą części garderoby.
 Czując na ramieniu łaskotanie w pierwszej chwili chciał strzepnąć zaczepiony o koszulkę liść, czy cokolwiek tam było. Nie zrobił tego tylko dlatego, że umysł nagle tchnęło przeświadczenie, że po prostu nie powinien.
 Dostrzegając na tle czarnej koszulki jasne kolory szerszenia, zmarszczył nieco brwi. Nie spodziewał się jej zastać akurat w takim stanie. Zsunął ciemną, nieco zakurzoną bluzę z ramion, licząc, że pani Generał załapie przekaz. Komentarz o zdmuchnięciu przez mocniejszy powiew wiatru cisnął mu się na usta, ale najwyraźniej dysfunkcja miała więcej zdrowego rozsądku niż sam Papież, bo wargi drgnęły niemal niewidocznie w początku słowa i zamarły, wracając do poprzedniego stanu. To nie był czas odpowiedni na wypruwanie siódmych potów tylko dla jednej, złośliwej odpowiedzi.
 Nieco sfrustrowany wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby i cmoknął niezadowolony.
 Poczekał na decyzje towarzyszki z cierpliwością godną podziwu. Później już nic nie powstrzymywało wymordowanego przed obraniem powrotnego kierunku.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyspa ---> Obecnie znajdujecie się na wodzie, jeszcze kawałek drogi od brzegu.


  Musiał o tym wiedzieć, inna droga nie istniała. Dwoje porywaczy nie zamierzało wędrować wgłąb wyspy, tylko jak najdalej od niej. Koła sunęły więc po wodzie, ale kierowca nie zwalniał. Wcześniejszy korowód ciągnął się po szczycie tunelu leniwie, acz bezpiecznie, teraz walczyli z czasem w pędzie rozchlapując na boki wodę.
  Obraz był potwornie surrealistyczny, za plecami zostawili już dawno wyspę otoczoną gęstą mgłą, wokół siebie mieli jedynie ogrom wody i jedną, jedyną drogę ciągnącą się aż po horyzont. Powoli, acz systematycznie fale się unosiły i chociaż w tym momencie powierzchnia, po której jechali była widoczna, nie będzie to trwać wiecznie.
  Pedał gazu wciśnięty do podłogi ciężarówki jęczał w ramach buntu.
  Anielica przełknęła głośno ślinę. Kąciki jej oczu zawilgotniały, ale zacisnęła pobielałe z nerwów wargi i powstrzymała się przed płaczem. Pomimo delikatnego wyglądu wykazała się opanowaniem wojennego weterana. Nie zamierzała pokazywać innym, co znaczy dla niej informacja o śmierci nie jednego, a prawdopodobnie dwóch członków rodziny. Sama próbka szaleństwa wyspy w postaci tej dwójki mężczyzn i brutalnej reakcji towarzyszy wystarczyła jej aby zorientować się, że tak samo jak Jekyll, wpakowała się w bezdenne bagno kłopotów.
  — Odnajdzie się i wróci z pozostałymi —  odparła szorstko, dając znak jasnowłosemu, żeby nie podważał jej słów. Sama w nie nie wierzyła, ale musiała trzymać pion.
  Na słowa bernardyna i odpowiedź Lali, których bez wstydu podsłuchiwał wymordowany, chłopak wybuchł śmiechem. Natychmiast pożałował, rana szarpała go w piersi, wykrzywił się z bólem i przestał rechotać. Zabrał głos, ale z dużo większą ogładą.
  — Nie będą go szukać, jeżeli sami nie chcą zginąć. Prędzej czy później odkryją, że we mgle z wyspy nie da się normalnie wędrować... jest toksyczna, jak całe powietrze tam. Miesza w zmysłach, mąci w głowie... wydaje Ci się, że idziesz prosto, a tak naprawdę kręcisz się w kółko, albo wędrujesz do środka wyspy. — Wymordowany podsunął się do siadu, już wcześniej pozbył się ubrania, więc teraz czekał tylko, aż ręce Jekylla zaczną czynić cuda, o które zwykle oskarżało się medyków. Nikt już nie pilnował zapasów ciężarówki, które częściowo zniszczone, ale przede wszystkim porozwalane po całym tyle pojazdu tylko czekały, aby ich użyć. — Długo unikałem jej działania latając ponad wyspą, ale nie dało się jej opuścić górą. Latałem daleko ponad wodę, ale zawsze na horyzoncie pojawiała się wyłącznie ona... droga jest tylko jedna.
  Wcześniejsze wzmocnienie Lali powoli mijało i chłopak na nowo tracił odzyskane dopiero co kolory. Z twarzy odpłynęła mu krew, oczy uciekały do góry, a palce na obu dłoniach drżały. Nawet ta, która była potwornie złamana i wygięta podskakiwała pod wpływem nagłych impulsów nerwowych.
  — Najpierw ręka — rozkazał, a potem dodał szeptem, unikając spoglądania na kierowcę: — Nie dojedziemy. Trzeba będzie spróbować lecieć.
  Wymordowany ptak ze złamanym skrzydłem i anielica z karłowatą parą tego samego narządu nie prezentowali się jako najwspanialsza ekipa ratunkowa, ale lepszych pomysłów w tym momencie nie mieli.
  Jakby wyczuwając, że młodszy z mężczyzn go unika, osobnik siedzący za kierownicą zaniósł się okropnym, głębokim kaszlem, a potem wypluł na siedzenie obok grudę zakrzepłej krwi. Jedną rękę trzymał na kierownicy, a drugą znowu zaczął rozdrapywać sobie twarz. Ciężarówka zachwiała się, albo przez jego nieuwagę, albo z powodu napierających na opony fal.
  W takim tempie jazdy byliby w stanie dotrzeć w przeciągu godziny do innego niż wyspa lądu, na bardzo odległy, opustoszały brzeg Desperacji. Daleko od Apogeum czy jakiegokolwiek innego zamieszkałego miejsca na pustyni.

---

Wykonaj w temacie rzuty, jeżeli zdecydujesz się udzielić pomocy wymordowanemu:

1-20 - Zaczynasz udzielanie pomocy, ale z powodu warunków i zmęczenia idzie Ci bardzo mozolnie.
21-100 - Udaje Ci się sprawnie udzielić pomocy. Bez problemu znajdujesz potrzebne przedmioty.

1-30 - Z powodu wody podmywającej koła i złej jazdy kierowcy ciężarówka traci na chwilę przyczepność, a ty kaleczysz się w dłoń jakimś latającym swobodnie przedmiotem albo ostrym przedmiotem trzymanym w ręce.
31 -100 - Brak negatywnego efektu.


Termin: 48/48

Jekyll: zmęczenie. Drobne otarcia na łydkach i przedramionach, obite biodra. Jedna ze szklanych buteleczek zawartych w ekwipunku roztrzaskała się i fragmenty szkła wbiły się w okolice lędźwi - krwawią, ale w tym momencie nie utrudniają ruchu.

Kierowca: stan nieznany, poza dziwnymi napadami i podrapaną twarzą.
"Ptak": rana postrzałowa powyżej lewej piersi + poszarpane fragmenty skóry dookoła wlotu kuli. Złamana prawa ręka.
Lala: stan nieznany
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down


Nie miał pewności, czy do rany aby na pewno nie wkradło się zakażenie. Przecież ten gównojad osmarkany tarzał się w piasku jak dziesięciolatek. I lekarz nie miał nic przeciwko tężcowi lub innemu cholerstwo, jeżeli takowe wlałoby nieco oleju do głowy tego głupka. Toć on nie miał za grosz wyobraźni i pojęcia o medycynie!
  Ani słowem się nie odezwał, kiedy anioł zwrócił się bezpośredniego do niego. Anielica, anioł... Jeden pies. Słyszał, że w zasadzie klasyfikacja płciowo u nich nie istniała. Kiedyś, tam w górze, w niebie, choć Jekyll nie dawał temu wiary. Wiara w Bogu dawno temu wyemigrowało z jego światopoglądu, wcześniej niż nadal tlące się w nim człowieczeństwo. Wierzył tylko w to, co realne, a niewidzialne. Czort wie, co było odpowiedzialne za wirusa X. Obstawiał nielegalne eksperymenty - może Rosji, może Korei albo USA - nad bronią biologiczną. A może to wina tych przeklętych Japończyków? Ta wyspa... mgła o narkotycznych właściwościach. Czemu był aż tak dobrze ukrywa przed światem zewnętrznym? Skurwiele na pewno mieli coś na sumieniu, choć teraz nie miało to już najmniejszego znaczenia. Teraz chciał jedynie wrócić do miejsca, którego umownie nazywał swoim domu i być może skontaktować się z Yunem, ale na pewno przespać się przynajmniej dziesięć godzin, o ile ci przeklęci hultaje mu na to pozwolą.
  — Unbefuckinglievable! — nie wytrzymał — Ręka? Do reszty zmysły postradałeś? — obruszył się, nawet nie zwróciwszy uwagi na rozkazujący ton, które zalegał w owych słowach prymitywnego ignoranta. Nieuk, a takich na Desperacji niestety po pęczki. — Złamana ręka nie zagraża twojemu życiu tak bardzo jak kula, która może w każdej chwili się przemieści. Powinieneś leżeć nieruchomo i nawet ograniczyć oddychanie, głupcze!
  Wszakże lekarz to nie cudotwórca, krucyfiks! Czego ten ograniczony umysł nie pojmował? Co sobie wyobrażał? Że rany zniknął jak ręką odjąć? Niedoczekanie jego! Jekyll nei posiadał magicznej różdżki, nie znał tez żadnych wyszukanych czarów-marów. Umrze, wykrwawi się na śmierć, jak dalej będzie zmieniał pozycje dwa razy na minutę, głupek jeden.
  W końcu oczyścił ranę, aczkolwiek nie wiedział, czy ilość użytej przezeń wody utlenionej była wystarczająca. Nie miał przy sobie więcej buteleczek, a ekwipunek medyczny w skrzyniach szlag trafił. Przy asyście anielicy, chociaż jej udział w owym przedsięwzięciu ograniczał się do stania z boku. Miał wręcz wrażenie, że patrzyła mu na to ręce i rozliczała go z każdego kroku. W końcu z trudem, bo z trudem, z wieloma turbulencjami, zabrał się do właściwego zabiegu, ale nie było to takie proste. Warunki nie sprzyjały wcale. Zmęczenie nie dokuczało na każdym kroku, a drżąca prawa dłoń niczego nie ułatwiała. Szło mu mozolnie. Z ledwością wyjął kulę, znowu wykorzystując rentgen w oku, by niczego nie uszkodzić i nie pogorszyć stanu pacjenta.
  —  Chcesz ją na pamiątkę? — zakpił, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Nic a nic go nie obchodziła. Odłożył ją gdzieś na bok.
  W trakcie zszywania rany, rzucił ukradkowe spojrzenie na krajobraz za oknem, na pieniste fale uderzające o brzeg. Chyba udało im się jakimś cudem wrócić, ale co dalej?
  Prychnął, kiedy jedyna z ocalałych skrzyń zatrzeszczała i pod wpływem kolejnych wybojów przewaliła się na podłoże, czemu towarzyszył nieprzyjemny, brzęczący w uszach harmider. Z igłą wbitą w tkanki mężczyzny, przymknął na chwile powieki, słysząc w uszach nieznośny, wręcz uporczywy uszach pisk ciśnienia.
  —  Dokąd zmierzacie? Znacie topografię Desperacji? Jesteście w ogóle stąd? — spytał po chwili, z czystej ciekawości, by zagłuszyć pisk, jednak w dłużej mierze nadal koncentrował się głownie na ranie. Cholera jasna, czemu szło mu tak wolno, mozolnie? Wyszedł z wprawy? Dobre sobie! Nie był jakimś podrzędnym szarlatanem!

Urządzenie rentgenowskie - 2/2
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

  Chłopak nie oponował, kiedy Jekyll zajął się w pierwszej kolejności jego raną po postrzale, zapewne dlatego, że zaczynało mu już brakować sił. Dotychczas trzymał się świadomości z desperacji, adrenalina osłabiała ból i uderzała do głowy jak silny narkotyk. Uderzanie fal o pojazd, a teraz także i podwozie. miało hipnotyczny, uspokajający rytm. Nawet wiedząc, że każdy głośniejszy tego typu odgłos może świadczyć o oderwaniu się kół od betonowej drogi na środku bezkresnej wody.
  — Ręka... — warknął pomimo bólu, wyciągając gdzieś spod siebie broń. Może cały czas trzymał ją w sekrecie przy sobie, a może znalazła się blisko niego kiedy ciężarówka wpadła w koleinę i wszystkie graty jeszcze raz zmieniły swoje położenie. Bez skrupułów wycelował w głowę Jekylla, trzymając drżące palce na spuście. — Ręka, kurwa. Obetniesz ją później, nieważne... teraz ją jakoś poskładaj. Ma się trzymać przynajmniej kilka minut.
  Na jego czole pojawiły się grube krople potu, rozbiegane spojrzenie przeskakiwało po całym pojeździe, najdłużej przystawało skierowane na sufit. W takim momentach wydawało się, że młodszy z mężczyzn straci przytomność, ale wbrew wszystkiemu udawało mu się normować oddech.
  Spojrzał szaleńczo na anielicę.
  — Zrobisz to jeszcze raz — zaczął szorstko, a kiedy oczy Lali pokrył lekki blask, machnął dłonią wyrywając się na moment spod rąk Jekylla. — Nie, nie. Nie teraz. Później... — dodał tajemniczo, kładąc głowę na podłodze ciężarówki, by posłużyć się wreszcie obiecaną pomocą bernardyna. Oddychał świszcząco, ale czujnie obserwował cienie biegające w obrębie jego pola widzenia.

  Przez kilka długich minut trwał w bezruchu. Tylko sporadycznie otwieranie oczu świadczyło, że jeszcze nie zmarł, ale ilość uciekającej z jego rany krwi była ogromna. Nawet pomimo działań jasnowłosego, stan chłopaka się nie polepszał. Szwy natychmiast oblały się na nowo posoką, a pod skórą wylała się na piersi ciemna krew.
  — Jak najdalej od wyspy... — odparł w końcu słabym głosem. — Ta wyspa... to szaleństwo. Wszyscy umrą... chyba że uda im się ją opuścić... — Temperatura jego ciała mocno się zwiększyła, wcześniejszą bladość zastąpiły rumieńce świadczące o wysokiej gorączce.
  W pewnym momencie do pomocy włączyła się anielica, nakryła chłopaka i podała mu trochę czystej wody. Jej ruchy, pomimo wcześniejszych zapewnień o doświadczeniu, były dość niepewne. Gnębiło ją wiele przykrości, a mimo to dało się wyczuć, że coś ukrywa.

  W pewnym momencie silnik zbuntował się. Słona woda wreszcie dotarła do podwozia i zalewała teraz mechanizmy. Koła ślizgały się po betonie tracąc przyczepność, fale zaczęły powoli spychać pojazd z jedynej drogi, pchając go w stronę głębiny.

---

Wykonaj w temacie rzuty, jeżeli zdecydujesz się udzielić dalszej pomocy wymordowanemu, określ czy chodzi o dokończenie opatrywania rany po kuli czy opatrzenie ręki:

1-10 - Z powodu warunków i zmęczenia idzie Ci bardzo mozolnie.
11-100 - Udaje Ci się sprawnie udzielić pomocy. Bez problemu znajdujesz potrzebne przedmioty.

1-30 - Na horyzoncie znajduje się ląd.
31 -100 - Nadal otacza was wyłącznie woda.


Termin: 48/48

Jekyll: zmęczenie. Drobne otarcia na łydkach i przedramionach, obite biodra. Jedna ze szklanych buteleczek zawartych w ekwipunku roztrzaskała się i fragmenty szkła wbiły się w okolice lędźwi - krwawią, ale w tym momencie nie utrudniają ruchu.

Kierowca: stan nieznany, poza dziwnymi napadami i podrapaną twarzą.
"Ptak": rana postrzałowa powyżej lewej piersi + poszarpane fragmenty skóry dookoła wlotu kuli. Kula została wyjęta, a rana jest w trakcie opatrywania i szycia. Złamana prawa ręka.
Lala: stan nieznany
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ręka. Ręka. Ręka — przedrzeźniał go z wyraźnym rozbawieniem, które skutecznie przegnało chmury deszczowe z szmaragdowych ślepiów. —Ucisz się. Robię wszystko, by doprowadzić cię do stanu używalności, a twój jazgot mnie rozprasza i wystawia moją cierpliwość na próbę.
  Upomnienie owe miało na celu jedynie zagrać mężczyźnie na nerwach. Przywykł już do pacjentów, a raczej imbecyli stawiających sobie diagnozy samopas, roszczeniowych ponagleń, pogardliwych spojrzeń i lekceważącego stosunku do medycyny. Nie w takich warunkach pracował. Pełen doświadczeń lekarz, zamiast na  krzykach, koncentrował się przede wszystkim na odgłosach dolatujących z zewnątrz, a co się tam działo przechodziło ludzkie pojęcie. Fale coraz hardziej spychały pojazd ku brzegowi wyspy. Cud, że woda nie zalała silnika.
  Jekyll obiecał sobie, że jak przeżyje, przestanie patrzeć spode łba na herszta, a nawet wykrzesze z siebie odrobinę współczucie do tej łachudry, wszakże ta banda partaczy, którą dowodził, zapewne kiedyś wpędzi go do grobu. Wraz z tą myślał uspokoił się nieco, choć na jego zachowanie wpłynęła także zachowanie anielicy. W końcu wzięła się w garść i przestała płakać nad swą życiową tragedią. Chwała niech ci będzie, medycno!
  —  Co jest ten wyspie? Co tam widzieliście? — podjął po raz któryś ten sam temat. Szczątkowe informacje, które otrzymywał, go nie satysfakcjonowały ani trochę. Może powinien użyć bardziej radykalny środków przekazu? Oprócz uroku osobistego, posiadał w swoim asortymencie cały pakiet argumentów. Po chwili użył jednak z nich, a z pomocą przyszły mu kolejne niespodziewane - jak grom z jasnego nieba! – turbulencje, kiedy igła mocniej zatopiła się w ciele rannego. Uśmiechnął się wymuszenie, ciut złośliwie, a usta poruszyły w niemałym przekazie wyduś to z siebie, do cholery!. — Wybacz. Już kończę. Ten twój kompan to kiepski kierowca. W życiu takiego darmozjada nie widziałem.
  Dokończywszy swojego działa, przy pomocy kobiety, która w końcu ruszyła na ratunek strapionemu poszkodowanemu, obandażował klatkę piersiową mężczyzny. I dopiero teraz mógł zabrać się za to, co trapiło hultaja najbardziej. Za złamaną rękę. Ale, hola, nie tak szybko! Zerknął mu prosto w ślepia.
  — A  może nic tam nie ma, tylko tchórze  z was są, co? — podpuszczał z miną niewiniątka. — Wierzyć mi się nie chce w tej banialuki, które próbuje cię nam to wciskać. Kto was pogonił? Bazyliszek? Kelpie? A może weszliście do gniazda gryfów i dały wam popalić?
  Złośliwy uśmiech ukształtował się na ustach Jekylla, choć wcale nie było mu do śmiechu, kiedy zawarczał silnik i samochód nagle się zatrzymał. Ugrzązł w mule? Na mieliźnie? Cholera jasna, co ten wybryk natury za kierownicą wyprawiał?
  — Pamiętasz, jaka była umowa? Miałeś nas zabrać w bezpieczne miejsce, z dala od tej waszej wyspy, a mam wrażenie, że prowadzisz na śmierć — wypomniał, nastawiając w połowie żywej, w połowie martwej miernocie rękę. Któż by go posądzał o tyle siły? Nikt i on sam się sobie dziwił, że pomimo zmęczenia, był w stanie z siebie coś jeszcze wykrzesać, choć chyba to głownie zasługa adrenaliny i złość. Trzymała go w ryzach jak przyjaciółka w biedzie.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

  Nawet najdoskonalszy kierowca nie byłby w stanie niczego w tych warunkach zdziałać. Ich pojazd po prostu ześlizgiwał się z betonowej powierzchni popychany przez napierające od boku fale wprost do oceanu. Przypływ przybył zgodnie z obietnicą, unosząc poziom wody i odcinając Desperację od przejazdu, a przejazd od wyspy. A oni, co najgorsze, nadal znajdowali się na tym środkowym.
  Mężczyzna wprawiający pojazd w ruch nawet ich nie słuchał, skupiał się na walce z kierownicą, która uciekała pod wpływem nacisku wykrzywiającego koła. Wraz ze skrzypieniem ciężarówki, rozległo się także głośne chlupanie, kiedy przechylona maszyna zerknęła się z powierzchnią wody. Wilgoć natychmiast wdarła się do pojazdu.
  —  Kiedyś nauczysz się słuchać innych. O ile w ogóle przeżyjemy. — warknął wymordowany, wykrzesując z siebie energię na chwilę przed katastrofą. Szarpnął się do siadu, zaczerwieniony na twarzy i blady na rękach z powodu nieopanowanej gorączki. Opatrzenie miejsca, gdzie pocisk wbił się w klatkę piersiową niczego mu nie dało, poza może satysfakcją, że nie krwawi już jak kogut bez głowy. Nie miał jednak siły, by upominać się mocniej o usztywnienie ręki.
  Ręki, która w tym przypadku była najważniejsza.
  Odepchnął od siebie Jekylla i anielicą, a potem uniósł broń. Drżąca dłoń przez moment celowała w okolicę towarzyszącej mu dwójki, a potem chłopak przesunął ramieniem na bok i wypuścił pocisk w tył głowy ich kierowcy. Starszy mężczyzna przez kilka sekund siedział w jednej pozycji, a z jego pękniętej czaszki zaczęła wylewać się gęsta, brunatna krew. Upadł do przodu, uderzając czołem o klakson, który odezwał się krótko, żałośnie.
  —  Dobranoc, tato — mruknął pod nosem i natychmiast wrócił spojrzeniem do medyków. — Macie minutę... może dwie na zabranie wszystkiego, co będzie wam potrzebne, żeby mnie uleczyć, kiedy już wylądujemy. Życie za życie. — Zakończył ostro i jego ciało zaczęło zmieniać swój kształt. Szwy niemal natychmiast zostały wchłonięte przez narastającą tkankę, napięły się, ale nie pękły. Zniknęły po prostu na piersi zwierzęcia, którym powoli stawał się wymordowany.
  Przyjmował wielkie wymiary ptaka, który wcześniej w zderzeniu z Jekyllem poturbował ich oboje. Niemalże wypełniał już cały tył ciężarówki, a jego skrzydła nadal nabierały pełnych kształtów - jedno ułożone gładko przy ciele, a drugie zwisające żałośnie na boku. Z taką raną nie dało się zalecieć zbyt daleko.
  Rzeczywistość była brutalna. Chłopak nie przeżyje, jeżeli bezpośrednio po dostaniu się na brzeg ktoś nie udzieli mu pomocy, a anielica z karłowatymi skrzydłami i bernardyn, sam na środku oceanu nie przeżyją bez kogoś, kto uniesie ich ponad wodą. Byli teraz od siebie zależni. Wymordowany jeszcze nie złamał swojej części umowy.
  Lala kiwnęła zdezorientowana głową i natychmiast otrząsnęła się, żeby zacząć upychać wszystko co dało się jeszcze uratować do swojego plecaka. Dziwne fiolki, które tutaj przywieźli, jakieś opatrunki, pudełka z lekami. Ręce trzęsły jej się szaleńczo. Wiedziała, że nie będzie w stanie zabrać ze sobą ciała postrzelonej siostry.
  —  Użyję mojej mocy... ale nie wiem jak długo dam radę — mówiła drżącym głosem, szykując się mentalnie na szaleńczy lot, który może się skończyć upadkiem do oceanu, jeżeli chłopak przeceniał swoje siły. Teraz jego złamane skrzydło wydawało się gwoździem do grobu całej trójki.
  Przemieniony w pełni wymordowany kiwnął głową. Teraz, kiedy znajdował się bezpośrednio przed nimi mogli zauważyć, że przypomina wielkiego orła z piórami rozbielonymi wokół głowy. Miał jednak masywniejsze i szersze barki i ogromne szpony, które mogły z łatwością pochwycić każde z nich w pasie. W jego szklistych oczach czaił się ten sam strach, ale i determinacja.
  Lot rozpocznie się w momencie, gdy oboje z anielicą będziecie gotowi.

---

Termin: 48/48

Jekyll: zmęczenie. Drobne otarcia na łydkach i przedramionach, obite biodra. Jedna ze szklanych buteleczek zawartych w ekwipunku roztrzaskała się i fragmenty szkła wbiły się w okolice lędźwi - krwawią, ale w tym momencie nie utrudniają ruchu.

Kierowca: postrzelony w tył głowy, nie żyje.
"Ptak": rana postrzałowa powyżej lewej piersi - opatrzona. Złamana prawa ręka.
Lala: stan nieznany


W ramach dodatkowych wyjaśnień:
Uznałam rzut nr 1 jako kontynuacje opatrywania rany na piersi wymordowanego. Z racji tego, że nie określiłeś, czego rzut się tyczył. Dodatkowo dorzucam bardzo pobieżny rysunek waszego położenia, bo widziałam pewne rozbieżności pomiędzy tym, gdzie ja was widzę, a gdzie ty ich widzisz: link

Ponownie wykonaj rzut:
1-20 - Na horyzoncie znajduje się ląd.
21 -100 - Nadal otacza was wyłącznie woda.

Z pośród przedmiotów znajdujących się w ciężarówce możesz zabrać ze sobą ekwipunek o łącznej masie 30 kg. Liczby tutaj są bardzo umowne, nie odnoszą się za bardzo do rzeczywistości, bo chciałam ułatwić stworzenie zawartości plecaka i tego co zabierzesz przy sobie. Twój obecny ekwipunek (opisany w pierwszym poście wydarzenia) zajmuje 5 kg, możesz zadecydować że coś wyrzucisz, albo zabrać go ze sobą. Pozostaje ci więcej jeszcze 25 kg. W zależności od dalszego przebiegu wydarzenia niektóre przedmioty możesz jeszcze utracić:

Obecny ekwipunek:
apteczki pierwszej pomocy o ulepszonym składzie - 1 kg
trzydniową porcje jedzenia i picia - 2 kg
bandaże - 0,5 kg
podręczna latarka - 0,5 kg
szklane buteleczki na próbki - 1 kg

Zawartość ciężarówki, wszystko z czego możesz wybierać. Waga odnosi się do jednej sztuki danego przedmiotu:

3x Wartościowy przyrząd medyczny ukryty w pudle - 10kg
1x Złożony wózek inwalidzki - 10 kg
1x Narzędzie do filtrowania wody - 10 kg

2x Kule ortopedyczne (para) - 5kg
2x Butla z tlenem - 5 kg
1x Nosze ratownicze - 5 kg
1x Defibrylator - 5 kg
1x Respirator - 5 kg

2x Lód w sprayu - 3 kg
3x Zestaw trzech skalpeli - 3 kg
2x Zestaw stabilizatorów (szyjny, kolanowy, ręki, stawu skokowego) - 3 kg
1x Preparat krwiotwórczy (technologia) - 3 kg
1x Kamizelka Kendrick'a - 3 kg
1x Benserazidum (lek) - 3 kg

2x Ciśnieniomierz - 2 kg
2x Stetoskop - 2 kg
5x Nożyczki - 2 kg

5x Zestaw 5 strzykawek i 5 igieł - 1 kg
5x Termometr - 1 kg
10x Zestaw 2 maseczek ochronnych - 1 kg
10x Temblak - 1 kg
1x Gingo Biloba (lek) - 1 kg
1x Politea (lek) - 1 kg
1x Wszoprecz (lek) - 1 kg

10x Bandaże 10m - 0,5 kg
10x Bandaże elastyczne 5m - 0,5 kg
5x Plaster w taśmie 10m - 0,5 kg
10x Tabletki przeciwbólowe 10szt. - 0,5 kg
10x Antybiotyki 5szt. - 0,5kg
10x Woda odkażająca 500ml - 0,5kg
10x Gaza jałowa 1mb. - 0,5kg
10x Rękawiczki lateksowe - 0,5kg
5x Koc termiczny - 0,5kg
10x Wzmacniająca mieszanka ziołowa - 0,5kg
10x Leki na zatrucie pokarmowe - 0,5kg

Jeżeli czegoś nie ma w ciężarówce, a chciałbyś to zdobyć, daj mi znać. "Zważę" i dodam przedmiot do listy. Przewaliłam sporo stron ze sprzętem medycznym, ale kończą mi się już pomysły |D W razie pytań wiesz gdzie mnie szukać.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jekyll wiedział, że leczenie nie przyniosłoby porządnych rezultatów. Nie był cudotwórcą, psiakrew! Nie uleczyłby złamania w kilka minut, a krótkotrwałą stabilizacją takowego nic by nie ugrał. Przemiana znacznie obciążała organizm, pogłębiała nabyte zranienia i nie sprzyjała rekonwalescencji.
  Kiedy rozległ się huk wystrzału, wzdrygnął się, aczkolwiek zaskoczenie nie ukształtowało się na jego twarzy. Bądź co bądź śmierć jednego z czwórki pasażerów dużo ułatwiała, a Jekyll oswoił się z podobnymi epizodami. Sam mordował.
  — Nigdzie nie polecisz. Przepadniesz jak kamień w wodę — zawyrokował, rzucając ukradkowe spojrzenie ptaku, który zapełnił niemalże całą przestrzeń w ciężarówce.
  Śmierć była już blisko. Napływa z każdej strony wraz z wodą.
  Rzucił kontrolne spojrzenie kobiecie, która upychała do plecaka wszystko, co wpadło w jej ręce. Czy powinien uczynić podobnie? Po napchaniu po brzegi tobołka, masa się zwiększy i wtedy ptak na pewno nie uleci nawet metra, a zewsząd otaczały ich uderzające raz po raz o wóz fale.
  Cholera jasna! Co robić?
  Zajrzał do skrzynki. Bandaże. Zestaw strzykawek - dużych, małych. Termometry. Respirator. Mnogość sprzętu medycznego dwoiło mu się w oczach, ale po co mu to wszystko? Jeżeli utonie, nie zrobi z tego żadnego użytku.
  — Jaka udało wam się zgromadzić tyle sprzętu? — spytał kobiety, tocząc walkę z własną chciwością, która wślizgiwała się do jego umysłu, zatruwając myśli jak trucizna. W tonie pobrzmiewał częściowo zachwyt, częściowo strach. Ten sam, który prześlizgiwał się po trzewiach.
  Śmierć. Tylko śmierć mogła go powstrzymać, a ona była blisko. Naprawdę blisko. Za blisko. Zapędzała go na krawędź ostateczności. On już raz umarł i wiedział, że kolejnej szansy nie będzie. Nie miał czasu. Musiał podjąć decyzje jak najszybciej, w zasadzie teraz! Samochód przechylił się pod kątem osiemdziesięciu stopni. Uchwycił się jednego z siedzeń, aby nie runąć w tył.
  — To be, or not to be, that is the question — mruknął pod nosem. Czemu akurat teraz pomyślał o klasyku angielskiej literatury?
  Nabrał do ust łapczywie powietrza. Podjął decyzje. Chciał żyć.  Te pragnienie nie wyparowało. Nigdy. Chciał nadal oddychać, zobaczyć się z Yunem i leczyć. Żyć. Po prostu żyć. Jak dotąd. A nawet bardziej niż dotąd. Być może może bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
  — Lala… — wyszeptał imię anioła. Sięgnął po swój plecak. Wyjął z niego apteczkę pierwszej pomocy. Włożył do niej schowany w kieszeni skalpel i zawieszoną u szyi fiolkę z wodą ze Styksu. — Schowaj je do plecaka. A to… — zawahał się przez chwilę, rozwiązując z nadgarstka chustę DOGS — …zawiąż mi ją za chwilę na szyi. — Zebrał się w sobie i odszukał wzrokiem paciorkowatych ślepi ptaka. — Zmienię się tak, jak i ty.W lisa. Małe, bezbronne stworzenie o czterech odnóżach, którym będziesz mógł się posilić, kiedy przyjdzie ci na to ochota, ale nie radzę. Gryzie. Jest chore. Wściekłe. Fałszywe.Będę znacznie lżejszy.
  Nie wydusił z siebie już ani słowa. Mężczyzna, chociaż w gorącej wodzie kąpany, sprawiał wrażenie bystrego. Zmniejszenie obojętności ciała jednego z nich, nawet przy uszkodzonym skrzydle, nieco poprawi się jego mobilność i zdolność manewru w powietrzu. Przy wsparciu anioła ich szanse na przetrwanie wzrastały o pięć procent, a lepsze to niż równe zero. 
  Skoncentrował się na bólu, który pojawiał się podczas każdej przemiany, w niemal identycznym natężeniu, ale teraz przez wzgląd na przemęczenie, odczuł go dotkliwej niż zazwyczaj. Trzask wyłamanych przy stawach kości. Syk, a zaraz po tym jęk. Tylko chwila, ale jakby wieczność. Rudy lis wydostał się z małym trudem spod połów ubrań. żółtawe ślepia zatrzymawszy na kobiecym obliczu. Jednym susem zminimalizował dzielący ich od siebie dystans i rzucił wymowne spojrzenie chuście, którą trzymała w dłoni. Czekając cierpliwie aż zawiąże mu drżącymi palcami żółty materiał, nie spuszczał z oczu ptaka, a potem wydał z siebie dźwięk zbliżony do pisku, kiedy poczuł na zwierzęcym korpusie twarde szpony. Był pewny, że pożałuje tej decyzji...
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

  Mieli do wyboru utonąć, idąc na dno wraz z ciężarem pojazdu, albo podjąć się szaleńczej próby uniesienia ponad wodę, na skrzydłach rannego wymordowanego. Chłopak był tak zdesperowany, że wolał umrzeć próbując opuścić wyspę, niż zostać na jej brzegu. Nawet teraz, kiedy przybrał swoją ptasią formę, nie wyglądał jakby żałował podjętej przez siebie decyzji. Może wraz z ojcem, trupem za kierownicą, planowali to od miesięcy. Kim byli, ile czasu spędzili na wyspie i jak w ogóle się tam dostali?
  Szkliste oczy wielkiego orła spoglądały na wodę wlewającą się na tył pojazdu.
  Nie zareagował w żaden sposób na słowa Jekylla, kiedy Lala oznajmiła po cichu, że wzięła już wszystko, co udało jej się zmieścić w plecaku, wymordowany rozchylił ostrożnie skrzydła łapiąc pod piórami morskie powietrze. Przez kilka długich chwil kucał w takiej pozycji, czekał na odpowiedni moment, albo rozważał to, czego się podjął.
  Korzystając z ostatnich chwil, anielica spełniła prośbę bernardyna, zaczepiając na jego szyi żółty materiał chusty. Na pól sekundy jej dłoń zamarła przy symbolu Desperackiej bandy, ale jeżeli pomyślała coś na temat jasnowłosego, to nie wypowiedziała tego na głos.
  — Niech Bóg ma nas w opiece — powiedziała pewnym siebie głosem, pomimo drżenia zdradzającego jej obawy. Kąciki jej oczu zawilgotniały kiedy dotknęła policzka siostry po raz ostatni.
  Ptasie szpony bez ostrzeżenia złapały ich w połowie. Orzeł czając się na skraju ciężarówki złapał za jej górną krawędź dziobem i wspierając się wyłącznie na nim wspiął się na dach pojazdu. Ostry, morski wiatr uderzył w nich natychmiast szarpiąc piórami, sierścią i włosami anielicy na boki. Ostre pazury zgniatały ich ciała, ale wymordowany nie mógł poluźnić uścisku. Powoli rozłożył skrzydła. Zdrowe - na całą jego rozpiętość, a złamane pokracznie i dużo niżej.
  Silny podmuch, który pchał fale po wodzie cisnął ciałem ptaka w niebo. Przez chwilę horyzont zawirował, obracali się chaotycznie, wszystko zlewało się w jednolity błękit, słona woda opryskiwała ich z każdej strony, a szum oceanu pod spodem świadczył o zbliżającym się zderzeniu z taflą.
  I nagle lot się wyrównał. Lecieli, a właściwie szybowali na kruchej konstrukcji, jaką był ranny wymordowany. Oczy Lali błyszczały i ten sam rodzaj światła otaczał krwawiące intensywnie skrzydło, które pomimo rozległej rany poruszało się rytmicznie.
  Na horyzoncie, w miejscu z którego w ich kierunku padał oślepiający blask słońca, pojawiła się niewielka, czarna plama brzegu.
  Ciało Jekylla przeszył nagle ostry ból. W miejscu gdzie wcześniej został ranny rozbitą na kawałki szklaną fiolką zaciskały się pazury orła. Gęsta krew zaczęła ściekać po jego rudej sierści i kropla za kroplą wpadała do wody pod nimi. Ból był okropny i z każdą chwilą się wzmagał.

---

Termin: 48/48

Jekyll: zmęczenie. Drobne otarcia na łydkach i przedramionach, obite biodra. Jedna ze szklanych buteleczek zawartych w ekwipunku roztrzaskała się i fragmenty szkła wbiły się w okolice lędźwi. Rana uciskana przez szpony otworzyła się i krwawi intensywnie. Ból przeszywa przede wszystkim tylne kończyny.

Kierowca: postrzelony w tył głowy, nie żyje.
"Ptak": rana postrzałowa powyżej lewej piersi - opatrzona. Złamana prawa ręka.
Lala: stan nieznany

I klasycznie, jeden rzut:
1-50 - Udaje im się dotrzeć nad ląd.
51-100 - Moc anielicy przestaje działać i pikujecie do wody.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Widział, jak ręka anioła na pół sekundy zamarła przy żółtym materiale, ale nie pochylił się  należycie nad tym problemem, zbyt skupiony na orle, który zajmował jego myśli skuteczniej od anielskich dylematów. Skąd u licha wzięło się u nich te całe współczucie, te niegasnące pragnienie szczęścia dla wszystkich istnień, ta irracjonalna dobroć, która w końcu doprowadzi ich gatunek na krawędź zagłady?
  Cichy pisk wydobył się z lisiego gardła, kiedy zwierzę poczuło na swoim niewielkim gabarycie orle szpony. Chwilę później, przymykając na chwile ślepia, wdychał do dróg oddechowy zapach morskiej bryzy, czując na pyszczku delikatną mgiełkę i słony smak na języku. Otworzył je dopiero wówczas, kiedy ptak poderwał się do lotu, ani razu nie zerknąwszy na znajdującą się pod nim toń. Wzrok wbił na horyzont, na słońce przebijające się przez chmury, na rozproszoną mgłę, pozostawiając tonący pojazd daleko w tyle.
  Z zapartym tchem, na upartego, z zapalczywością poszukiwał upragnionego lądu, ale tam gdzie sięgał okiem, była tylko pusta przestrzeń. Krajobraz, choć niezwykle urodziwy, przywodził na myśl bezdenną przepaść, w której coraz bardziej się zanurzali, wraz z kolejnym trzepotem wielkich skrzydeł.
  Lis skulił się i zaraz tego pożałował. Kilka cierpiętniczych pisków przetoczyło się przez jego gardło i jakby rozdarło na strzępy powietrze, bo oto targnął nim trudny do wytrzymania ból - najpierw pod postacią ostrego impulsu w mięśniach, potem jakby zachęcone do dalszego działania mierzwioną przez wiatr sierścią, przemieściło się ku dolnym partią organizmu, gdzie zostało zalkalizowane jego ognisko, po czym skutecznie zadomowiło się w trzewiach. I pojawiła się krew, coraz więcej krwi. Czując jak ciepłą konsystencję juchty spływa po tylnych łapach, przez jego ciało przeszło kilka dreszczy, a pysk znowu wydobyły się skowyt, zagłuszony jedynie przez szum brzęczącego w uszach wiatru, gdy zaczęli mknąć w dół, ku falom, tracąc wcześniejszą nienaganną rotacje.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

  Szum powietrza kiedy opadali i odgłos fal rozbijających się o siebie został scalony w jedno, kiedy moc anielicy przestała działać. Potężny rozstaw skrzydeł nie zapewnił im dostatecznej powierzchni, aby szybować przez resztę drogi w kierunku bezpiecznego lądu. Podmuchy pchały ich przed siebie, ale nikt nie był w stanie zapanować nad zmniejszającą się gwałtownie odległością. Ptak trzepał desperacko skrzydłami, ale pozbawiał się w ten sposób kolejnych piór i krwi, która na nowo trysnęła z uszkodzonej kończyny.
  Świst zagłuszył wszystkie inne dźwięki, a kiedy uderzyli w wodę, wszystkie odgłosy tego świata zamilkły.
  Byli głęboko, ciemność pochłaniała promienie słońca, bąbelki powietrza wciągnięte pod wodę wraz z nimi umykały powoli w stronę powierzchni. Ich ciała unosiły się w przestrzeni, wszystkie w zasięgu wzroku, gdyby którekolwiek miało jeszcze siłę, aby otworzyć oczy. Słona woda drażniła rany, wyciągała z ciała wszystkie siły, wlewała się przez usta, uszy, nos.
  Lala z szeroko rozwartymi oczami przyglądała się ich końcowi. Jej karłowate skrzydła rozpływały się w wodzie, jak gdyby same zostały z niej stworzone. Ukochany ojciec, ukochana siostra, pomyślała zapatrując się pomimo bólu w słońce wiszące wysoko nad ich głowami, nad taflą wody.
  Opadali powoli w kierunku dna.

  ...

  Pierwsze co usłyszał to ciche kasłanie. Ktoś wyjąc i jednocześnie oddychając ciężko podniósł się znad niego odsłaniając zamglonemu wzrokowi ostre światło dnia. Silna kobieca dłoń trzymała go nadal za pyszczek, ale gdy pierwsze oznaki odzyskania świadomości stały się oczywiste, uścisk natychmiast się poluźnił.
  — Dzięki ci Panie, dzięki ci Panie! — płakała obsesyjnie przeczesując mokre, zlepione ze sobą futro gładką dłonią. — Panie... Mój Panie... dlaczego. — Zawyła znowu anielica odsuwając się, aby dać Jekyllowi szansę na pozbycie się z płuc reszty słonej wody.
  Lala klęczała blisko kiwając się w przód i w tył rękami pocierając oczy. Była w całości przemoknięta, jej ramiona nosiły ślady obtarć, a z pomiędzy palców ciekła jej obficie krew. Ramiona i jasne dotychczas ubrania zdobyła znacznie większa ilość szkarłatu, niż wskazywałyby na to stróżki ściekające po jej skórze.
  Wszędzie z resztą cuchnęło juchą, piasek był nią przesiąknięty.
  — Nie wiem co robić, nie wiem... — anielica ścierała z policzków grube łzy. Zawsze była czarną owcą w tej rodzinie, w końcu jako jedyna z całej trójki w ogóle nie znała się na udzielaniu pomocy.
  Fale uderzały leniwie o brzeg zalewając co jakiś czas majaczący w odległości kilku metrów brzeg.

---

Termin: 48/48

Jekyll: Wyczerpanie, głębokie rany na obu kończynach uniemożliwiające poruszanie tylnymi łapami (w ludzkiej formie znajdują na zewnętrznej stronie ud, mają formę rozcięć po trzech szponach), pęknięty mostek.

Kierowca: postrzelony w tył głowy, nie żyje.
"Ptak": stan nieznany
Lala: krew cieknąca z nosa, obtarcia na rękach.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach