Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

  Najłatwiej było latać. Drobne ciało i skrzydełka pozwalały pokonywać szalone odległości przy minimalnym ryzyku ze strony niebezpiecznych stworzeń. Przemiany miały jednak swoje wady. Przede wszystkim nie dało się zabrać ze sobą ubrania, po drugie, nie dało się niczego ze sobą zabrać, po trzecie, zawsze kilka minut od biokinezy z owada w człowieka miała zwielokrotnioną wizję i ciało w czarne pasy. Maszerowanie na własnych, ludzkich nogach było zatem korzystniejsze, ale bardziej uciążliwe. Odrobina wysiłku wystarczyła, by zamiast budzić respekt swoją dumną postawą szurała butami po ziemi z językiem na wierzchu i twarzą pokrytą buraczkowym rumieńcem.
  — Nienawidzę takich pustkowi... jestem głodna... — zajęczała do siebie i z teatralnym wysiłkiem uniosła dłonie do grającego marsza żołądka. Brzuch wdzięcznie uciszył się na kilka sekund, a potem uderzył ze zdwojoną siłą. — Umieraaaam...
Wsadziła palce do ust i zaczęła obgryzać paznokcie. Zazwyczaj wkładała to minimum wysiłku, by zadbać o swój wygląd, więc takie zachowania nie wchodziły w grę, ale teraz czuja, że musi jakoś oszukać swoje usta. Uczucie głodu było nieodłącznym elementem jej egzystencji. Nawet po sytym posiłku szukała zawsze dokładki, a potem deseru, a później deseru po deserze. W międzyczasie były także przekąski. Tym razem od kilku godzin nie jadła i czuła, że umiera. Wrażenie było tak głębokie i przejmujące, że rozważała wyrycie sobie na przedramieniu testamentu. Nie było innej możliwości niż śmierć głodowa.
  Nie było, chyba, że jakimś cudem natknie się na jedzenie.
  Nos miała czuły. Jeden podmuch wiatru przyniósł ze sobą woń soli, a drugi czegoś zjadliwego. Wiedziała, że niedaleko znajduje się niebezpieczny brzeg morski, ale wiedziała również, że w przypadku walki o żarcie nawet lewiatan nie miałby z nią szans.
  — Jedzenie! — zawyła i uderzyła pięściami o swoje zgięte z wysiłku kolana. — Gromadzenie energii...! Aktywacja!
Skoczyła z miejsca i puściła się biegiem na przełaj. Nie przeszkadzały jej gęste zarośla, ani nierówności w terenie. Musiała znaleźć źródło przyjemnej woni. Natychmiast.

  Danie podane na talerzu znalazła szybko i bezbłędnie. Pojawił się jednak trochę inny problem. Miejsce wyglądało na zamieszkałe, a ryby, które ktoś tak ładnie posortował i przygotował do zakonserwowania w soli niewątpliwie należały do osoby, która je złowiła. Głód był zbyt silny, aby go zignorować, dlatego zanim zdała sobie sprawę, iż nogi ciągnął ja dalej, było już za późno, by znowu się ukryć.
Przepadło! Teraz już muszę je zjeść. Wmówiła sobie, całkiem szybko godząc się ze strategiczną porażką takiego przedsięwzięcia. Węszyła i nasłuchiwała, obserwowała i skradała się, lecz wszystko wskazywało na to, że w tym momencie nie było tutaj nikogo.
  — Szczęście, szczęście! — zapiała i bez skrupułów rozsiadła się pod belką z rybami. Nie przejmowała się nadmiarem łusek, wyrywała płetwy, ogony, odrywała głowy i dobierała się do białego mięsa w samym środku. Jedna ryba za drugą spadały na ziemię kiedy w euforii pochłaniała kawałek po kawałku wszystko, co było w jej niewielkim zasięgu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wykonywanie zamówienia dla Drugsów szło powoli, ale sprawnie. Zostawił na łodzi pierwszą część z kilku, jakie zamierzał dostarczyć. Były już w miarę obrobione i przygotowane do ewentualnego wyniesienia, ale musiał przez to użyć na nie swojego drogocennego zapasu soli, bo inaczej do jutra już by je szlag trafił w tej wilgoci. Chwilowo jednak miał w planie zrobić sobie przerwę, bo najwidoczniej ławice rybne podłapały jego ślad i postanowiły póki co się zabrać w inne rejony. Wrócą, zawsze wracają.
Głupie ryby. Albo mają pamięć złotej rybki.
Wyczłapał się na mieliznę, zostawiając kawałek sieci jakiego używał do łowienia zawieszony na kotwicy wystającej z ziemi. Postawił wyraźnie swoje stopy, po czym uniósł ramiona do góry, przeciągając się z potężnym, wyraźnym rykiem. Oj, to było miłe uczucie, tak się przeciągnąć, ale pewnie jego głos aż zadrżał całym okrętem przy którym był.
TO nie tak jednak że ktoś będzie w środku, prawda? Opuścił lewe ramię, zaś prawym podrapał się pod prawym kątem wargi. Był mokry i zapomniał zdjąć swoich ciuchów. Ech, wyschną na nim, tak to chociaż lepiej się trzymają, nie?
No ale pora zerknąć jak tam rybki. Powolnymi krokami, bez większego pośpiechu skierował się do dziury jaką zazwyczaj wczłapywał się do swojego "leża". Nie próbował zachowywać zbytniej ciszy, więc każdemu krokowi towarzyszyło solidne tąpnięcie wodne. I tak, zapewne, jego kałdun był pierwszą rzeczą jaką ktoś by zobaczył, dopiero potem cała reszta by się objawiła.
- Ciekawe jak tam moje rybki się trzymają, raczej ta ilość soli powinna wystarczyć by się nie popsuły... Obym nie musiał dawać więcej, powoli się kończy. - Pomarudził na głos samemu do siebie, powoli wczłapując się do łodzi. Z początku nawet nie zwrócił uwagi na to, że coś jest nie tak. Dalej capiło mieszanką ryby i soli, dalej było tu wilgotno i ciemno.
Dopiero gdy wdepną w coś śliskiego i spojrzał pod stopę, dostrzegł że właśnie całkowicie rozmazał na podłożu oderwaną, rybią głowę.
A potem jego oczy powiodły ku rybom. Były poszarpane, porozrywane, ponadgryzane i ogółem jakby przeszło to jakieś wyjątkowo wkurzające tornado, jakie postanowiło ponadgryzać każdą rybę z osobna, zamiast zadowolić się jedną czy dwoma. Stojąc tak przez scenerią rozpaćkanych ryb, wysuną ręce przed siebie i wskazał najpierw po lewo, potem po prawo na podłoże przed sobą z przeciągłym, budującym się pomiędzy trzema rundkami wskazywania "what the fuck". Chwilowo był albo zbyt skupiony na stanie ryb, albo zwyczajnie nie zwrócił uwagi na gościa jaki zjadł ten zapas, chyba że go w ogóle chwilowo nie było.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Żołądek był wypełniony, przez gardło z trudem przechodziły kolejne kawałki mięsa wyszarpnięte z surowej ryby, ale głód nadal kazał jej wyciągać ręce po więcej. Pluła ośćmi na boki i gdy jedna porcja przestawała być atrakcyjna wizualnie, przestawiała się na szarpanie drugiej. Smak miał niewiele do rzeczy z chęcią zaspokojenia niekończącego się łaknienia, mogłaby jeść nawet wióry, gdyby miała pewność, że jej nie zaszkodzą.
  — Kolorowa rybka pływa w oceanie, plum, plum, plum, plum, plum! — śpiewała z pełnymi ustami w rytm dziecięcej piosenki. Zapach soli morskiej w połączeniu ze świeżutkim mięsem doprowadzał jej zmysły do szaleństwa. Śliniła się i czuła przyjemne dreszcze na całym ciele z każdym połykanym kęsem. Nie istniało dla Heiki na tym świecie nic tak ekscytującego jak cała sterta jedzenia, które ma tylko dla siebie. — A ogromny rekin chciałby zjeść śniadanie, plum, plum, plum, plum, plum!
  Odrzuciła na bok kręgosłup wyjęty ze sporej wielkości tuńczyka i zaśmiała się do samej siebie oblizując palce z rozkoszą. Destrukcji i bałaganu jaki czyniła zdawała się w ogóle nie dostrzegać, w rozluźnieniu pozbawiała jakiegoś rybaka jego połowu całkiem pewna, że jeżeli będzie chciał ryby, to złowi sobie ich więcej. Jedna osoba na pewno nie zjada ich tak dużo, a jeżeli będzie naprawdę głodna, to przecież zostawiła płetwy, głowy i trochę pożywnych kostek z kręgosłupów. Wnętrzności już dawno musiały trafić jako skład kolejnej zanęty, ponieważ wszystkie ryby były zgrabnie z nich oczyszczone.
  Żyć, nie umierać, a raczej jeść, nie przestawać.
  — Może powinnam zabrać kilka ze sobą? Schowam je pod łóżkiem i będę mogła podjadać w nocy kiedy nikt nie będzie mógł mi ich zabrać? — Zaśmiała się chytrze i przytuliła do piersi tuńczyka błękitnopłetwego. Ostre rybie łuski nie przeszkadzały jej w zrobieniu sobie ze zdechłego zwierzęcia maskotki do głaskania, ale w tym samym momencie usłyszała głośny plusk, a potem odgłosy kogoś, kto niewątpliwie wracał by doglądnąć swoich połowów.
Kapitanie, mamy problem!
  Zerwała się na równe nogi i w kilku susach pokonała przeszkody dzielące ją od idealnej kryjówki, starej skrzyni, która była wystarczająco duża, by mogła się za nią schować. Musiała paść na kolana, ale nadal nie wypuściła tuńczyka, z którym to doglądała teraz nieznajomego przybysza.
  — Jest źle, panie rybo. Chyba wrócił właściciel tego jedzonka — wyszeptała do ryby i nachyliła jej głowę tak, by puste, okrągłe oczy przyglądały się razem z nią ogromnej, zielonej rybie, która machała rękami na widok rozrzuconych wszędzie kawałków mięsa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No dobra, po kilku chwilach w końcu darował sobie dalsze marudzenie na to, że ktoś mu wyżarł ryby. Teraz co by z tym zrobić, hmmm.
Siadając sobie przed stosem ponadgryzionych ryb z solidnym łupnięciem, zaczął je wyjmować jedno po drugiej i przeglądać w jakim są stanie. Większość z nich była w jakiś sposób naruszona. A to brakowało kawałka ciała, a to oderwana głowa, a to cała rozdarta w pół. Meh.
- W sumie, nie pamiętam czy zdołałem je oczyścić z toksyn jakich były pełne od pływania w tym oceanie. Heh, ciekawe czy osoba, które je zjadła poczuje to na własnym żołądku, gdy wykręci jej flaki do góry nogami. - Nie mógł się powstrzymać od rubasznego śmiechu, próbując znaleźć w tej sytuacji odrobiny sposobu na poprawienei sobie humoru, nawet czyimś nieszczęściem. Przynajmniej przez chwilę, po której postawił łokieć na kolanie i oparł dłoni do tego ramienia przyłączonej swoją głowę, wzdychając cicho. - Ech, gdyby tylko zaczekał i spytał to by nie było problemu. Zapewne jednak obawiał się ewentualnego mieszkańca i wolał zjeść jak najwięcej się da i nawiać... Acz w sumie, hmm. - Wyciągnął jedną z nadgryzionych ryb ze stosu i przyjrzał się jej. Ślady są świeże. Zresztą - to nie tak że to zajęło mu niewiadomo jak dużo czasu, nie było go tu może godzinę, dwie. Biorąc pod uwagę nieład i to, jak ktoś tu się objadał, to ewentualny winowajca nie odszedł daleko!
Aha!
Szkoda że jednak dotarcie do tego wniosku zajęło mu tyle czasu, pewnie ewentualny złol już jest na uchodźtwie. Hmmmm. Zwlókł swoje siedzisko z pokładu i podniósł się z rybą, postanawiając zacząć od przeszukania statku. Wszak kto wie, może takowa osoba została przez niego zaskoczona i wciąż tu z nim jest. - Wyjdź, nie zrobię ci krzywdy. Gdybym miał zacząć od krzywdzenia, to by wyglądało zupełnie inaczej. - Nie był inwazyjny ani nazbyt natarczywy, ale też nie miał pewności że w ogóle ktoś tu z nim jest, a nie że marnuje czas. Po co w ogóle szukał tej osoby skoro nie miał jej aż tak za złe? Ano bo ktoś by mu chociaż pomógł to ogarnąć. Ciężko komuś jego gabarytom ogarnąć to miejsce z małych kawałków ości, a jak zacznie to gnić to będzie jeszcze gorzej.
- Oj dawaj, już moment na wściekanie się minął, jest w porządku. - Próbował zabrzmieć na tyle przyjaźnie, na ile dało się brzmieć przyjaźnie dla kogoś kto widział prawie 4 metrowe rybsko któremu zjadło się pobratymców.
Swoją drogą, to musi wyglądać makabrycznie, jakby Theo był jakiegoś sortu handlarzem niewolników z własnej rasy.
Ale no, jest tu ciemno, jego światło nie jest aż tak potężne, a sam statek jest dość duży, więc chwilowo jeszcze nikogo nie znalazł. Liczył na to że faktycznie ktoś tu jest - bo jakby mieli wyjść? Usłyszałby pluski wody, a takowa była cicha od kilku minut. Więc...?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Przyciągnęła grzbiet ryby do policzka i z podejrzliwym wyrazem twarzy śledziła cień wielkiego ryboluda poruszający się po deskach statku. Nabrała powietrza w policzki i przysłuchiwała się jego słowom z oburzeniem.
Myśli, że jestem jakimś obdartusem z Apogeum szukającym darmowej wyżerki!
  Poczerwieniała na policzkach. Podniosła się do kucnięcia i jak kaczuszka, na krótkich nóżkach poczłapała na skraj skrzyni, żeby wychylając kawałek okrągłej buzi i przyjrzeć się lepiej swojemu ewentualnemu wrogowi. Wrogowi, ponieważ już teraz była zdecydowana walczyć o stertę jedzenia, gdyby właściciel nie zechciał ich oddać po dobroci. Skrzywiła usta i wbiła palce w miękkie ciało martwej ryby, którą ściskała jak czterolatka ulubionego, pluszowego misia.
  Nie przez to, że przymilnym tonem oferował pokojowe pojednanie, nie dlatego, że w sposób wyraźny i oczywisty zaczął przeszukiwać najbliższe kryjówki, Hei zdecydowała się opuścić swoją kryjówkę i tak cicho, jak tylko potrafiła przemieścić się za jego plecy. Ci, którzy mieli tą niepewną przyjemność znania ją trochę dłużej wiedzieliby, co było główną motywacją większości jej poczynań. Przyczaiła się na moment, w którym wielkolud odszedł od belki z wywieszonymi rybami, by przewalić ewentualne skrytki po przeciwnej stronie pokładu i sięgnęła ręką po leżące na ziemi mięso, które było tylko odrobinę poszarpane przez jej niewielkie zęby tu i tam.
  Już wcześniej zaplanowała, że zaciągnie ze sobą kilka większych sztuk. Grzechem byłoby pozostawić je tutaj do gnicia, albo co gorsza, do zjedzenia dla innych potworów, które nie będą miały skrupułów. Wymordowana również ich nie miała. Gdyby tak przyniosła porcję odpowiednio dużą, by oddać jeszcze część do spiżarni, być może dostałaby w zamian coś z zachomikowanych słodyczy.
  To była walka o wyższe cele, więc z pasją starszych pań kradnących napoje gazowane ze świątecznego stołu przyciągała ryba po rybie taszcząc je ku sobie za obślizgłe ogony i naderwane płetwy. W krótkich ramionach niewiele było jednak miejsca, więc gdy tylko liczba uprowadzonych sztuk przekroczyła szaloną liczbę sześciu, kolejna wyślizgnęła się z pomiędzy palców i upadła z plaśnięciem pod nogi dziewczyny.
  Kliknęła językiem i schyliła się po nią, ale przez zamieszanie i brak uwagi wyciągnęła dłoń po jeszcze jedną (obiecuję, że to już ostatnia!) rybę i poczuła jak coś wielkiego i ciężkiego, czego nie dostrzegła z powodu małego chaosu stanęło na jej palcach.
Zacisnęła usta z całej siły zmuszając się do wytrzymania bólu, ale nie było mowy, by jej nieprzystosowane do walki i otrzymywania obrażeń ciało poradziło sobie z takim obciążeniem.
  — Dobra, dobra, już nie będę, tylko zejdź mi z ręki, okej?! — warknęła w próbie wyszarpnięcia niewielkiej dłoni spod stopy nieznajomego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie zdołał dobrze postawić tej nogi przy którymś z kroków, a nagle usłyszał ludzki głos. Szybko cofną swój krok w tył i rozejrzał się wokół, ale nic nie widział. Spojrzał w dół. Nic nie widać.
Kilka kroków w tył.
O, teraz ją widzi. A przynajmniej jej głowę, dość niska jest ta osóbka i ciężko powiedzieć. Oczywiście, zdołał rozpoznać że brzmi raczej dziewczęco. Tyle wie.
No ale skoro znalazł winowajcę zamieszania, pora coś z tym zrobić. Podparł dłońmi boki i nachylił się w strone dziewczynki, przyglądając się jej dokładnie. - Nie zamierzam tobą wytrzeć pokładu za to, że zjadłaś te ryby. I tak pewnie bym cię nie złapał, prawda? - Uniósł lekko kąciki ust do góry. Oczywiście, przy mówieniu tego starał się nie używać swojego głosu za nadto. Jeszcze brakowało by ją ogłuszył swoim mówieniem. - Niemniej, mogłaś zaczekać. Nie jestem osobą która nie dałaby jeść komuś kto tego potrzebuje, a zdecydowanie nie dałbym surowej ryby. Jak zgaduje jednak nie mogłaś się tego spodziewać, prawda? - Spojrzał na stos ponadgryzanych ryb i westchną sam do siebie, wzruszając bezwiednie barkami. Nie było się nad czym zastanawiać, nie da przecież Drugsom takich pociętych i poszarpanych ryb. Będzie trzeba wyłowić więcej.
- Możesz zatrzymać to co już ponadgryzałaś, ale zostaw resztę. Chyba jednak zasługuje chociaż na to, by poznać twoje imię w zamian za fakt że wyjadłaś mi tego tyle, nie? - Wyprostował się, opuszczając ramiona i obejmując spojrzeniem ogólne warunki w jakich w tej chwili się znalazł. Wszędzie naśmiecone po jedzeniu ryb, conajmniej połowa tego co złowił dotąd jest właśnie zupełnie nie do użytku poza wyrzuceniem lub oddaniem jej (albo zjedzeniem samemu, ale chwilowo nie ma ochoty). - No i skoro zjadłaś, to musisz też po sobie posprzątać. Ten śmietnik sam się nie ogarnie. - Wskazał zielonym paluchem na stosiki ości i porozciąganych ryb, uśmiechając się. Przy okazji od razu zrzuci to, co by ewentualnie złapała od jedzenia tych ryb.
- W zasadzie to nawet się przyda, zapach tych resztek wyrzucony na głębię przyciągnie większe drapieżniki z których mogę wydobyć więcej mięsa niż to, co tu miałem. Hmmm... - Bardziej niż mówiąc to do jego "gościa" mówił do siebie, pocierając się pod wargą w zastanowieniu. Tak, to brzmi jak całkiem dobra opcja! - Być może wyświadczyłaś mi tym przysługę, wiesz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Natychmiast wyszarpnęła uwolnioną dłoń i cofnęła się w kilku podskokach. Przyłożyła palce do obolałej kończyny i zaniosła cichym jękiem. Znoszenie bólu nie było jej mocną stroną, nie była przystosowana do bezpośredniej walki, więc rzadko doznawała groźnych ran. Chociaż tym razem miała szczęście i kości wydawały się być w całości, nie mogła przestać biadolić. Zdrętwienie i krew powracająca do zbielałych członków dawały bardzo nieprzyjemne uczucie.
  Zabrała powietrza w policzki i spojrzała wściekłym wzrokiem na ryboluda.
  — Oczywiście, że nigdy byś mnie nie złapał! — prychnęła stając wyprostowana, lecz nadal musiała spoglądać pod dużym kątem ku górze, by spoglądać na twarz rybaka. — Nie myśl sobie, że Ci tak łatwo uwierzę. Dokarmianie innych na Desperacji, no jasne. Pewnie sam miałeś zamiar to wszystko zeżreć, a teraz planujesz, żeby i mnie złapać i schrupać. Tylko spróbuj!
  Trzymała się w bezpiecznej odległości. Nie miała pewności, czy istotna z którą rozmawiała rzeczywiście porusza się tak wolno, jak na to wygląda. Znała przypadki goryli czy nosorożców, które mimo postawnej figury mogły szarżować znacznie szybciej od człowieka. Przemiana była ostatecznością, miała zamiar podprowadzić resztę ryb, więc ucieczka nie wchodziła w grę. Grała na czas, rozmawiała, ale dyskretnie badała wzrokiem budowę łajby, na której się znajdowali.
  — Heika Lalala — zapiała, niemal dosłownie, bo poprawna wymowa jej imienia brzmiała jak wycie najechanego psa. Równie dobrze właśnie w ten sposób mogło zostać odebrane przez wielkiego wymordowanego. Nie wyjaśniła nic więcej, po prostu wyciągnęła odzyskującą kolory rękę po rybę, którą wcześniej upuściła w przypływie bólu. Zmierzyła go z kapryśny wyrazem twarzy i parsknęła. — Twoje ryby, twój bałagan.
  Oczywistym stało się, że niewielka dziewczynka nie miała zamiaru babrać się w odpadkach ponadgryzanych ryb. Nawiasem mówiąc, chcąc nie chcąc musiał docenić jej destrukcyjne umiejętności. Do zbiorów dorwało się tylko niewielkich rozmiarów dziecko, a pokład tankowca wyglądał jak po jedzeniowym huraganie. Niewątpliwie należało go wysprzątać, jeżeli nie chce się do końca miesiąca cuchnąć rybami, ale aoistka nie miała najmniejszego zamiaru przyłożyć do tego ręki.
Przeskoczyła skrzynkę, za którą wcześniej się chowała, wyminęła w odległości kilku metrów ryboluda i zgarnęła w ramiona wielkiego tuńczyka, którego wcześniej musiała przegapić.
  — Sam sobie posprzątaj. A kiedy złowisz coś dużego, znowu to ukradnę. — Wyszczerzyła białe ząbki i uciekła w kierunku wyższego pokładu z zapasem nowych przekąsek w objęciach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie mógł się powstrzymać od jednego, wyraźnego gestu, chcąc może nieco nastraszyć osóbkę jaka najwidoczniej nie doceniała jego możliwości.
Wychylił się w jej stronę szybkim nurem w dół i kłapną szczękami przed nią, być może też pół-świadomie obdarzając ją podmuchem rybiego oddechu z paszczy. Po tym geście jednak się wyprostował, uśmiechając "zadowolony" z siebie. Nie odpowiadał na jej słowa że nie złapałby jej, czy że dokarmia innych po to, by potem ich zjeść. Ile jeszcze razy usłyszy tą historyjkę, mmm? To już zaczyna się robić nudne.
- Mmm, dobrze, uznam więc że Hei. - Ciężko było mu z tego wyłowić co jest imieniem, co nazwiskiem, a co pseudonimem, więc zwyczajnie wyciągnął to, co uznał za najłątwiejsze mu do powiedzenia, i najlepiej brzmiące. Lala brzmiało jakoś tak okropnie sztampowo i nieprzyjemnie, a Hei... Hei może być jak dla niego.
- A myślałem że są już twoją własnością? - Podparł dłońmi biodra, obserwując jej działania. Nie zmieniał swojego miejsca gdy obchodziła go, ani gdy zabrała kolejną z ryb, ani też gdy kierowała się ku górnemu pokładowi.
- Na twoim miejscu bym tam nie szedł. Nigdy nie sprawdzałem co tam jest, kto wie czy nie czają się tam gorsze potwory niż ja, aaale to twój wybór. Jak zdecydujesz się jednak na to, by zejść i to posprzątać, będę czekał. - Rzucił za znikającą dziewczyną, stwierdzając że ma jeszcze dość czasu, by się nieco "pobawić" z jego nowym gościem. A gra ta to gra na wytrwałość, na cierpliwość.
A takowej rybacy (i rybi rybacy) mają najwięcej. Stąd też Amep w swojej łagodności i gracji wieloryba w sklepie z antykami postanowił klapnąć sobie, opierając plecy o blachę przy wyjściu. Splótł ramiona na klatce piersiowej i co jakiś czas zerkając na zewnątrz, postanowił poczekać na Hei. Okręt jest zbyt duży by bez żadnego zagrożenia dla swojego zdrowia wyskakiwała z górnego pokładu na ziemię, tym bardziej nie znając dokładnej odległości do dna. Jeśli więc ma w planie faktycznie zabrać jego ryby i uciec, będzie musiała zejść na dół.
I obejść właściciela.
A czy to będzie proste? Zobaczymy. Oczywiście że jest niska i szybsza od niego, ale pewnie jeśli by usiadł w samym środku przejścia, to zapewne miałaby problem by go obejść. Niemniej jednak, póki co będzie czekał. Ma czas.
Teraz jej ruch, a nie wyglądała na kogoś kto jest cierpliwym strategiem. Pozory mylą jednak, i Amep to dobrze zna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Zmierzyła go drapieżnym spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek. Chodziło jej oczywiście o artystyczny bałagan, który wytworzyła z ciał ponadgryzanych ryb na pokładzie jego domu-statku. Te konkretne obiekty mógł sobie zachować, lepkie, poszarpane, oblepione brudem i drzazgami wyłowione z groźnego oceanu zdobycze. Ukraść zamierzała wyłącznie tyle, ile jest w stanie unieść w ramionach, a więc co najwyżej kilka większych sztuk.
  — W twoich snach! — odpowiedziała triumfalnie. Wyrzuciła ryby na wyższy pokład i wspięła się po metalowej drabince gdzie jeszcze raz zebrała je wszystkie w uścisku dziecka niosącego ulubionego pluszowego misia.
  Nie wyglądała na zbyt przejętą ostrzeżeniem morskiego potwora. Z resztą, wcale nie zamierzała pakować się pod pokład. Zaczaiła się tylko na skraju podestu i w kilku susach skrajem górnego pokładu znalazła się przy barierkach mierząc wysokość jaką musiałaby pokonać skacząc. Cmoknęła głośno, oczywistym stało się, że nie jest w stanie skoczyć na podmokły grunt przy tak sporej odległości. Zamiast ryzykować połamanie, przerzuciła ryby za burtę patrząc dokładnie w miejsce, w którym uderzyły z głośnym plaśnięciem o błoto, a potem bez słowa zaczęła zrzucać z siebie kolejne warstwy ciuchów. Bez ostrzeżenia i wyjaśnień, bez zwracania uwagi na Amepa, który najwyraźniej uznał, że jedynym sposobem ucieczki niewielkiej wymordowanej będzie powrót tą samą drogą, którą się tutaj znalazła, a więc przechodząc obok niego.
  — Rybka pomyślała, że rekin ją zje, plum, plum, plum, plum, plum!~ — nuciła pod nosem w trakcie wykonywania swojej nielogicznej czynności. Pozostała w samej bieliźnie, gdy cisnęła za burtę resztą odzienia i w przeciągu kilku sekund... zniknęła. — Na dnie oceanu, gdzieś schowała się... — rozbrzmiało jeszcze w powietrzu, a potem po Heice nie było śladu.
  Nie, być może czujne, sokole oczy byłyby w stanie ją wychwycić, lecz zakładała, że morski stwór nie posiada wzroku drapieżnego ptaka. Ryby nie szczyciły się najsilniejszym w królestwie zwierząt zmysłem widzenia, więc niewielkich rozmiarów szerszeń mógł umknąć uwadze oswojonego. A Heika, teraz już w formie wściekłego z charakteru i natury owada zlatywała sobie wzdłuż ścianek tankowca prosto do miejsca, gdzie zrzuciła ryby i część swoich ubrań.
  Na pokładzie statku pozostała po niej jedynie bielizna.

/Grand Thief Fish: Heika Edition
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Plusk na zewnątrz zwrócił jego uwagę. Rzadko kiedy ktokolwiek poza nim tu bywa. Jeśli to był nowy gość, lub co gorsza, jakieś dzikie zwierzę jakie mogło zaszkodzić jego gościowi, musiał od razu zareagować. Tak też zrobił, wydobywając się ze swojego okrętu i faktycznie PODBIEGAJĄC do miejsca skąd usłyszał dźwięk. Tak, dobrze czytacie - PODBIEGAJĄC. Amep był tak przejęty faktem że jego gość może zostać ranny przez jakieś zwierzę że PODBIEGŁ.
Ale jedyne co znalazł w miejscu źródła dźwięku to ryby. Biorąc pod uwagę po zapachu - jego ryby. Stąd też, bez większego zastanowienia się rozdziawił paszczę i pochłoną te wszystkie ryby, razem z mułem na jakim się znajdowały, po czym wrócił z powrotem do siebie. Nie widział ani ciuchów Hei, ani jej samej, stąd też nie zwrócił na to uwagi. Nie był jednak głupi - rozumiał że wyrzuciła je z góry i szukała opcji by zejść na dół. Jeśli jednak zabierze jej łup, będzie musiała jakoś to inaczej rozwiązać, nie?
Z tą myślą Amep jak jakiś pelikan niósł cały ten "towar" z powrotem do siebie, i będąc przy dziurze rozdziawił swoją paszczę, wydobywając z mułu ryby i wrzucając je z powrotem do środka, by następnie połknąć muł jak i inne rzeczy (może przypadkiem fragmenty ubrania Hei jakie nie zauważył). Umyje je później.
Gra trwa. Wrócił do poprzedniej pozycji, czekając na ruch jego gościa. Ma czas, a w oceanie jest pełno ryb. Po co więc tak walczy o te parę ryb?
Dla rozrywki, dang. Serio mu się tu czasem nudzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Idź po nią.
 Słowa brzmiały głowie echem ciężkiego rozkazu. Ich dźwięk brzmiał z taką mocą, że mimo wielkiej niechęci mężczyzna wstał z okupowanej kanapy i odłożył czytaną od kilku godzin lekturę na miejsce. Rozciągnięcie mięśni kosztowało go połowę energii zgromadzonej od czasu poranka.
 — Znów się gdzieś szlaja.
 Westchnął, kiwając jedynie głową ramach odpowiedzi. Nie widział potrzeby strzępić już i tak nadpsutego języka na oczywistości. Chwycił towarzyszące od wieków ostrze w dłoń i ruszył naprzód.
 W czasie podróży zajmował się głównie ziewaniem i wypatrywaniem znajomej sylwetki. Wzrok tylko kilka marnych razy powiódł za umykającym zwierzęciem, bądź w kierunku szeleszczącej nazbyt głośno gałęzi. Po całym dniu był zbyt zmęczony na podziwianie przyrody. Przyświecał mu jedynie jeden cel i to na nim skupił rozleniwione zmysły.
 Nie był pewien, ile to już trwało. Mogło zając kilka godzin, a równie dobrze kilka minut, które dla wymęczonego umysłu ciągnęły się od stuleci. Wiedział natomiast, że powoli docierała do niego chęć rezygnacji.
 Przecież się znajdzie — podpowiadał jakiś chytry głosik. Kuszący dźwięk ciągnął w tył za ramiona i utrudniał kroki. Z drugiej strony nad karkiem wisiało ostrze rozkazu i to ono przeważało szalę, wygrywając ten wewnętrzny pojedynek. Lenistwo nie miało najmniejszych szans w obliczu twardego polecenia.
 W końcu przystanął, nabierając w płuca porządnego haustu powietrza. Równie szybko uleciało przez rozchylone usta. Bez szans, nie krzyknie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach