Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Czy myśleliście kiedyś o tym, by wasze mieszkanie było mobilne? By można je było zabrać ze sobą gdzie się chce i jak daleko się chce? Częściowo coś takiego dało się wykonać, jeśli mieszkało się na łodzi. Oczywiście, ograniczenia wody i tak dalej.
Amep w jakimś stopniu realizuje to "marzenie". No, jak bardzo może. Jego "dom" to wielka dziura w boku tankowca (najprawdopodobniej wycięta palnikiem i przerobiona na łuski do naboi), w jakiej urządził sobie coś na styl "mieszkania". Sam tankowiec znajduje się na mieliźnie, podmywany wodą przy większych przypływach w nocy, lecz niewzruszony. W dużym stopniu nie jest zniszczony, jedynie pokryty rdzą, a górny pokład jest solidnie popróchniały. Gdyby ktoś jednak chciał zwiedzać, zdołałby znaleźć wciąż zdatne do użytku kwatery mieszkalne. Kto wie czy nawet nie okupowane - Amep nie zaglądał
On sam jednak ma swoje legowisko w tej ogromnej dziurze, nieco w głąb kadłuba. W tym miejscu praktycznie wszystkie piętra pokładu mają dziurę, nie licząc górnego. I może piętra czy dwóch niżej. Ma tam jakieś lampki, świeczki, miejsce do snu składające się z kupy porwanych materaców ułożonych w coś w stylu łoża, nawet miejsce na ognisko i - co za tym idzie - gotowanie. Często jednak zjada swój posiłek razem z naczyniem, więc niestety, złodzieje nie znajdą tutaj nic solidnego. Ma jednak regał z książkami! Na piętrze okrętu patrząc od miejsca gdzie w dziurze jest jego "legowisko", sięga tam gdy ma ochotę coś poczytać.
Trochę ciasno, trochę twardo - ale własne. Mało kto chce się zapuścić, widząc rozmiary stworzeń (i Amepa) będących w pobliżu. Dla rybiego stwora jednak - to idealne miejsce.


Jeszcze jedna zatoka i powinni być na miejscu. Amep był diabelnie szybką bestią w wodzie, a jej pokonywanie nie sprawiało mu żadnej trudności w porównaniu do poruszania się po lądzie, jakie robił powoli i ociężale.
Ostatecznie zwolnił w końcu, oddychając ciężej i wyraźniej. Szybko się męczył, tak, miał kiepską kondycje, wiedział o tym. No i co z tego, uch.
- Już... Blisko. Patrz za zatoczką... - Rzucił przez wydechy, płynąc nieco wolniej i powoli opływając wzniesienie jakim była zatoczka odgradzająca ich od okrętu, jaki Zay miała dostrzec.
I w miare jak ją omijał, okręt powoli wyłaniał się. I w zasadzie nie kończył wyłaniać się przez dobrą chwilę, aż ostatecznie, w pełnej okazałości objawił się przed ich obojgiem. Metalowy kadłub był przerdzewiały i dziurawy w wielu miejscach, w tym ogromna dziura gdzieś jego centrum. Pordzewiałą stal podmywała od dołu delikatnie woda, która jednak dla Zay byłaby mniejwięcej do kolan, może nawet bardziej.
- Okręty... Takie jak ten, pływały po wodzie dawno, dawno temu, przewożąc różne rzeczy i różnych ludzi. Płynęły wiele dni, mieszkało na nich wielu ludzi. Teraz takie jak on albo są na dnie oceanu, albo na mieliznach brzegów, rdzewiejąc. - Opowiedział odrobinę, podpływając bliżej. - Widzisz tą dużą dziurę? Można powiedzieć że jeśli tam się wejdzie, to wejdziesz do mojego mieszkanka. Nie mam tam dużo, ale to zawsze coś. - Spytał, nie spodziewając się by Zay nie dojrzała tego ziejącego ubytku. Sam okręt nei wyglądał aż tak fatalnie - był jednak wyraźnie zaniedbany i podniszczony. Może gdyby ktoś chciał go odratować, dałoby radę.
Ale na co to komu, z kto wie jakimi bestiami rządzącymi oceanami? Amep nie jest nawet "mały" w porównaniu do tego, co może się kryć na dnie. Lepiej więc nie ryzykować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Lepiej nie. Staczanie się z góry nie jest bezpieczne... mój brat kiedyś, zimą, sturlał się w śniegu po zboczu góry i wpadł na kamienie. Gdyby nie było tam zaspy, pewnie skończyłby o wiele gorzej. -A mówią, że śmiech jest zaraźliwy. Małej Egzorcystki jak widać nie dotyczyła ta zasada, bo żarty rybiego wymordowanego przyjmowała z takim samym niewzruszeniem, co mieszkańcy Miasta kolejną prognozę pogody o treści: "ciepło i słonecznie przez cały dzień". Poza tym życie w górach nauczyło ją, ze kwestie bezpieczeństwa naprawdę są priorytetowe. Nawet kiedy znało się ścieżki i granie na wylot, jeden nieostrożny ruch mógł okazać się zabójczy. Niejeden już doświadczony wędrowiec postradał życie z powodu złych warunków atmosferycznych, ataku dzikiego zwierzęcia, a czasem po prostu koszmarnego pecha. Zay zaś od małego kładziono do głowy, by nigdy nie traciła czujności, szczególnie gdy wyprawiała się gdziekolwiek samotnie.
- Powietrze... - powtórzyła cicho, zamyślając się na moment. Zasady fizyki w formie teoretycznej były jej obce, ale przykłady praktyczne łapała całkiem sprawnie. A w tym momencie przypomniała sobie, że przecież jeśli się wypuści powietrze z płuc będąc pod wodą, to ono przecież unosi się do góry. A gdyby uniemożliwić mu przebicie się przez powierzchnię cieczy, nadal próbowało uparcie, jakby inaczej po prostu nie potrafiło. Mieli w jaskiniach niewielkie jeziorko, gdzie czasem bawiła się przy brzegu i zdołała zauważyć podobną zależność. Gdyby więc powietrza było naprawdę, naprawdę dużo... cały zamysł brzmiał jak marzenie szaleńca, ale mimo wszystko miał w sobie coś sensownego. Trudno jednak było sobie coś takiego wyobrazić, dlatego musiała polegać na obserwacji reliktów przeszłości. Wpatrywała się w odległy punkt jak zaczarowana, wypatrując tego osobliwego zjawiska, jakim miał być okręt. Kiedy wreszcie zaczął się wyłaniać zza zatoczki miała oczy otwarte tak szeroko, że lada moment mogłyby jej wypaść z czaszki. Nie chciała jednak ominąć żadnego detalu, pochłonąć cały obraz za jednym zamachem, choć nijak się tego uczynić nie dało.
- Czyli normalnie on by... on by nie miał takiej dziury? - spytała, przypatrując się wejściu do amepowego mieszkania. Próbowała sobie wyobrazić tę wielką machinę poruszającą się po oceanie, jednak wcale nie było to takie łatwe. W pewnych kwestiach musiała zaufać, że opowiadający nie próbuje wprowadzić jej w błąd - w końcu na dobrą sprawę, po co miałby to robić? Gdyby chodziło o jakieś układy, z każdej strony należało spodziewać się oszustwa, jednak w kwestii historii i ciekawostek o świecie można się było pokusić o nieco łatwowierności. Poza tym, opowieści o statkach, pływaniu po morzach i temu podobne sprawy brzmiały tak magicznie i bajkowo, że aż żal by było im zaprzeczać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Oj, rozchmurz się Zay, nie wszystko należy przyjmować z grobową powagą. - Stwierdził raczej pogodnym tonem, uśmiechając się nieco. Oczywiście, nieco z jego rozstawem szczęki to było dość sporo. Świat nie jest tylko czarny i biały, czasem trzeba poszukać w nim nieco odcieni szarości i szukać sposobu na poprawienie sobie nastroju. Gdyby tak nie umiał, zapewne skończyłby martwy, poddając się i nie chcąc dalej żyć. A tak, jest tutaj, jako żywa, tonowa ryba. No, człowiekowata ryba.
I tak, to nie tona, ale już dla przybliżenia lepiej napisać tak. Nie mówcie Amepowi, będzie markotny.
Koniec końców, dotarli do wielkiej, żelaznej bestii morskiej. Nie widział reakcji dziewczyny, ale był ją w stanie odgadnąć po jej ciszy i niezbyt dużym wierceniu się. Dobijając nieco bliżej mielizny na jakiej był okręt, zatrzymał się, pozwalając jej na dokładniejsze przyjrzenie się jego "domostwu", jakkolwiek by tego nie nazywając.
- Oczywiście, gdyby ten statek był zanurzony, woda zaczęłaby zalewać go od środka i ciągnąć w dół, zatapiając. To tak, jakbyś ty wpadła do wody, i stopniowo ktoś przykuwał ci do rąk i nóg jakieś ciężary. - Podał przykład praktyczny, by nie miała problemu z wyobrażeniem sobie w jaki sposób to działa. Wyważone obciążenie i duży zapas powietrza powodował wyporność, jaka pozwalała okrętom takie jak ten unosić się na wodzie i płynąć przez morza i oceany. Wydobył dłoń z wody i wskazał na drugi koniec okrętu, bliżej wody.
- Tam powinny być wirniki, ale złomiarze je zdemontowali. Wirniki kręciły się bardzo szybko, popychając okręt przed siebie i pozwalając mu płynąć. Jak z pływaniem troszkę. A skoro o tym mowa. - Zwrócił się razem z nią frontalnie w stronę okrętu, po czym wskazał dłonią na teren przed nimi. Trochę pod wodą, ale widać było dno gołym okiem. Mielizna na jakiej okręt się znajdował miała trochę wody, a nie wiedział jak bardzo Zay miała nieprzemakalne ciuchy i buty, stąd też.
- Przed nami jest już na tyle płytko, że nie będę mógł płynąć. Z drugiej strony jest na tyle dużo wody, że możesz wpaść nawet po kolana. Co z tym zrobimy? Możemy jeszcze opłynąć okręt, z drugiej strony powinno być mniej wody, ale musiałabyś przejść przez środek okrętu by dotrzeć do mnie, a pojęcia nie mam co jest w korytarzach. Mogę cię też ewentualnie wnieść. Albo możesz wskoczyć do wody po kolana, jeśli masz w miarę nieprzemakalne ciuchy. Jak wolisz? - Podrzucił jej kilka propozycji, czując narastające ssanie w żołądku. Nie chciał jej popędzać w decydowaniu, ale jeśli zaraz nie zacznie czegoś rzuć, gryźć lub jeść...
Może być nieciekawie. Nie dawał jednak tego po sobie poznać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ale... nie jestem zachmurzona - odpowiedziała, odrobinę zdziwiona. Nie było dla niej do końca jasne, który aspekt jej zachowania jest dla wymordowanego taki zabawny. W końcu rozmawiała z nim zupełnie normalnie, odpowiadała na wszystkie pytania, ogólnie rzecz biorąc zachowywała się tak, jak to zawsze miała w zwyczaju. Wybuchy śmiechu i energiczna gestykulacja nie były jej znane z praktyki, ale była do tego przyzwyczajona. Nie widziała żadnego powodu, dla którego miałaby w ogóle kiedykolwiek próbować wyrażania się w ten sposób, skoro nie było to dla niej ani trochę naturalne. Czasem wręcz odnosiła wrażenie, że to ci, którzy nie kontrolują swoich emocji są nieco dziwni... czasem wręcz nie na miejscu. Nowy znajomy tak się przejmował jej bezpieczeństwem, a wydawał się nie mieć zbyt wielkiego pojęcia o tym, jak bardzo okazywanie jakichkolwiek uczuć potrafi być groźne dla zdrowie i życia. Jest słabością, której ujawnienie może się skończyć tragicznie. Tylko ten, który nie pokazuje po sobie nic ze swojego wnętrza, może uważać się za pana sytuacji - a stąd już tylko krok do zwycięstwa. Tak przynajmniej rozumowała jasnowłosa dziewczynka, bo w ten sposób od małego uczoną ją myśleć. Emocje nie przybliżają jej do zdobycia celu, stąd są zbędne. Należy je zachować na czas, w którym opuszczenie gardy nie będzie oznaczało odsłonięcia się względem zagrożeń. Na pewno nie było to w tej chwili.
- Rozumiem - potwierdziła krótko. Nim w ogóle zbliżyła się do jakiegokolwiek zbiornika wodnego, ktoś dorosły ostrzegł ją, by nie zapuszczała się zbyt daleko w głębię. Trzymała się więc płytkiego brzegu, nie ryzykując, że dno nagle ucieknie jej spod stóp w jakimś bardziej stromym spadku. W końcu nigdy nie nauczyła się pływać - nie było jej to szczególnie potrzebne. W tym momencie była to jedna z kwestii, które zmuszały ją do szczególnej ostrożności. W końcu gdyby przypadkiem ześlizgnęła się z głowy Amepa, mogłoby się to dla niej bardzo źle skończyć. Wolała nie przekonywać się na własnej skórze, jak wygląda utonięcie.
- Poczekaj chwilę - poprosiła, rozważając naprędce plan przedostania się do wnętrza tankowca. Obchodzenie okrętu naokoło nie miało sensu. Albo by się zgubiła, albo coś by ją napadło. Nie, to nie był dobry pomysł. Z drugiej strony mogła przejść po płyciźnie, jednak niestety, jej odzież nie była nieprzemakalna. Dlatego też, uzyskawszy minutkę czasu, postanowiła zabezpieczyć się przed przemoczeniem. Rozsznurowała i zdjęła buty, po czym podwinęła nogawki luźnych spodni aż nad kolana. Z obuwiem w jednej dłoni, drugą ręką zabezpieczając się przed utratą równowagi, ześlizgnęła się z głowy rybiego wymordowanego do zimnej wody. Drgnęła na nagły kontakt z chłodną cieczą, a nie chcąc pozostawać w niej za długo, ruszyła przez fale ku dziurze w burcie tankowca. Poza tym, kto wie, co mogło kryć się w wodzie tuż przy brzegu - wolała nie sprawdzać tego gołymi stopami. Raz-dwa znalazła się na okręcie, szczęśliwie ocalając swoją odzież od namaczania w oceanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie? A wydajesz się. - Stwierdził bez większego wahania w odpowiedzi. Może i ostatnio rzadko spotykał istoty rozumne i w miarę ludzkie, to jednak zazwyczaj byli oni bardziej... Żywi w kontakcie. Dziewczynka na szczycie jego głowy wydawała się wycofana, niezbyt skora do dzielenia się swoimi emocjami, oszczędna w ruchach. Oczywiście - to nie jest znowu takie złe, ale jednak Amepowe preferencje właśnie były bardziej w stronę emocjonalności. Stąd też, myśląc że coś jest nie tak, poprosił dziewczynkę o rozchmurzenie się. Szczerze myślał, że jest czymś przygnębiona lub zasmucona, i stąd ta oszczędność.
Lecz skoro to tylko jego wrażenie, to cóż zrobić, nic z tym nie zrobi.
Lepiej wiec by się trzymała tej śliskiej, gładkiej, rybiej glacy. Pewnie Amep mógłby szybko ją złapać i wyciągnąć z wody, ale i tak skończyłaby z tego powodu przemoczona, z płucami upchanymi morską, słoną wodą. A to by było czymś zdecydowanie mało przyjemnym.
Pozwolił białowłosej na chwilę rozmyślania nad decyzją, ostatecznie zapominając o opcji jaką wybrała, czyli zwyczajnemu zdjęciu butów, podwinięciu nogawek i szybkiej przebieżce przez płytką wodę. - No tak, czemu sam na to nie wpadłem. - Rzucił za przebiegającą się dziewczynką, wydobywając swoje cielsko z wody i wtaczając je na mieliznę. Był mokry i jego resztki ciuchów lepiły się do niego, ale to nie był problem. Prędzej czy później wyschną, a on raczej i tak często wraca do bycia mokrym, więc co to za różnica.
Nie omieszkał jednak najpierw skręcić w stosunku do statku i zbliżyć się do jednej ze skał, jakie znaczyły linie podnoszącego się gruntu w porównaniu do oceanu. Trafił akurat na całkiem spory, wystający głaz, na jakim Zay mogłaby spokojnie się położyć i rozłożyć wszystkie swoje kończyny w każdym kierunku, i jeszcze byłoby miejsca!
Ale trochę je umniejszył, odgryzając gdzieś tak połowę takowego z nader potężnym w wydźwięku trzaskiem. Chwila gruchotania i łamania w ustach i puf, tyle ze skały zostało, a ryba miała załatwioną kwestię zaspokojenia głodu na chwilę lub dwie. Może przez ten czas Zay rozejrzała się we wnętrzu? Może ubrała z powrotem swoje buty? Niemniej, ryba przeszła w końcu przez płyciznę i dotarła do dziury w brzegu okrętu.
- Uwaga, wchodzę! - Przekazał, powoli, jak sam powiedział, wchodząc do wnętrza żelaznego, zniszczonego kadłuba. Uruchomił latarnię naftową jaką posiadał zawieszoną na jakiejś urwanej rurze centralnie nad jego małym domostwem, oświetlając wnętrze ciepłym, żółto-pomarańczowym światłem.
- No, to skoro tu jesteśmy, masz na coś konkretnego ochotę? Mógłbym cię podsadzić wyżej i rozejrzałabyś się w środku. Pokład powinien być wystarczająco stabilny by cię utrzymać. - Zaproponował, zerkając ku jednemu z przejść gdzieś tak na wyciągnięcie jego rąk. Powinno utrzymać Zay i pozwolić jej trochę pozwiedzać, jeśli ma ochotę.
- Nie jestem niestety zbyt interesującą osobą prywatnie, nie licząc mojej ogromnej osobowości. - Wypuścił z siebie krótki, acz nawet w miarę przyjemny do słyszenia śmiech. Jak na jego prezencję i rozmiar paszczy, nie brzmiał jak rechotająca żaba. Hallelujah.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Pewnie dlatego, że jesteś przyzwyczajony do wody. Bez problemu pływasz w ubraniach, więc pewnie ci to nie przeszkadza. Kiedy woli się być suchym, trzeba bardziej kombinować.
Zdecydowanie wolała nie taplać się w wodzie razem ze swoją odzieżą. Może gdyby było lato i miałaby pewność, że wszystko wyschnie lada chwila, to byłaby zupełnie inna sytuacja. Tymczasem przy obecnej temperaturze przesiadywanie w mokrych ciuchach byłoby wybitnie nierozsądnym czynem. Szło się od tego pochorować, a jak wiadomo, w warunkach Desperacji nawet przeziębienie było groźne. Wystarczyło, że nie udało się zawalczyć z przypadłością na czas, by rozwinęły się powikłania. Głupie wystawienie się na zbyt intensywny wiatr mogło w skomplikowanej sekwencji wydarzeń doprowadzić do czyjegoś zgonu. I to takiego na amen, z którego się już nie wstaje w nowej, lepszej formie. Taką szansę otrzymywali tylko nieliczni i tylko raz, kiedy wirus nieznanym nikomu sposobem uruchamiał na nowo mózg, zmuszał serce do pompowania krwi, a płuca do wciągnięcia skażonego powietrza. Nikt nie potrafił wyjaśnić tego osobliwego zjawiska; wielu złorzeczyło na swój los, inni cieszyli się z drugiej szansy od losu. Dla Zay fakt bycia takim, a nie innym stworzeniem był zgoła obojętny. Nawet nie wiedziała, jakiemu zjawisku zawdzięcza nadludzkie właściwości swojego organizmu. Taka się urodziła i nic nie była w stanie z tym zrobić, więc tym bardziej nigdy w to nie wnikała.
Wszedłszy do wnętrza tankowca, rozejrzała się z zainteresowaniem. W samym legowisku Amepa nie było nie wiadomo jakich atrakcji do podziwiania, toteż oględziny nie zajęły jej zbyt długo. Było to jednak miejsce inne niż zazwyczaj, toteż choćby z tej przyczyny warte uwagi. Koniec końców odłożyła swoje buty na podłogę, w pewnej odległości od małej kałuży, która tworzyła się z wody spływającej z jej nóg.
- Chętnie zobaczę kawałek statku, jednak chyba lepiej będzie, jeśli najpierw wyschnę - zasugerowała. Wygodniej byłoby jej chodzić w butach, jednak tych nie zamierzała wkładać na przemoczone stopy. Wolałaby też nie wbić sobie żadnego śmiecia, przypadkowo na nim stając, ani też doznać żadnej innej kontuzji. Chyba nic ich nie goniło, mogli poświęcić trochę czasu na przerwę od zwiedzania, nawet jeśli młoda Egzorcystka naprawdę bardzo chętnie dowiedziałaby się więcej o tajemniczym statku.
- Możesz mi poopowiadać. Na pewno widziałeś dużo ciekawych rzeczy... tu, nad oceanem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ma sens. Nie mam potrzeby zmuszać się do bycia suchym, nie licząc piasku. Piasek na mokrych stopach to okropna sprawa, ale już przywykłem. - Zwłaszcza jak dostanie się między palce. Co prawda ma tylko trzy palce, aka dwa miejsca w jakie piasek może się dostać, to i tak fakt "skrobania" piachu o siebie w tych przestrzeniach to dla niego coś okropnego. Coś, do czego przywykł, ale od czasu do czasu wciąż może pomarudzić, prawda? Prawda?
Właśnie. A skoro już dotarli do okrętu, miał skromną nadzieję że fakt chodzenia po zimnym metalu nie będzie dla dziewczynki zbyt kłopotliwy. Choć skoro w sumie o tym mowa...
- Nie będzie lepiej jak usiądziesz tam? Póki nie wyschną ci stopy chociaż. - Ryba wskazała na swoje standardowe legowisko, które było sporym zbiorowiskiem materaców, koców i innych, w miarę miękkich rzeczy jakie, jak na fakt że zazwyczaj kładzie się na nich mokra ryba - były nawet w miarę suche. To zapewne spowodowane faktem że rzadko w sumie się na nich kładzie i jeśli usypia, to gdzieś po drodze lub w innych miejscach. Bo nie chce mi się tu wracać, ot, i tyle. Ale skoro już tu są, to niech może skorzysta? Przynajmniej stopy trochę osuszy i nie złapie czegoś od stania boso na zimnej stali. Mokro i boso.
Będąc tutaj, można było mieć wrażenie, że okręt jest większy od środka niż na zewnątrz, a przynajmniej coś takiego mówiła nieprzenikniona (poza promieniami światła przebijającymi się przez korodujący materiał kadłuba) ciemność jaka ciągnęła się w tył i w przód od tego miejsca. Lampa naftowa, jaka wisiała nad nimi dawała solidne światło, ale nie sięgała zbyt daleko. Kto wie co tam siedzi i boi się wyjść, wiedząc że przy wyjściu jest takie monstrum jak Amep?
Na prośbę o opowieściach wąsata ryba podrapała się po głowie w zamyśleniu. Opowieści? Hmmm.
- O czym by ci tu opowiedzieć, Zay? W wodzie mieszkają ryby, nad ocean przychodzą różne potwory jakie korzystają z faktu że jest tu dużo wody. Oceanicznej, prawda, ale najwidoczniej jest to lepsze niż śmierć z pragnienia. Widziałem tu już latające Gryfy, Mantykory, Lwy Nemejskie, Lopterosy. Na plus jes to, że one boją się wejść głębiej do wody, czego w sumie nie dziwię im się. Wiesz że po oceanach pływają ryby które są większe od tego okrętu? - Spytał, obracając się przodem ku dziurze jaką dotarli, patrząc w stronę wody. Tia. Wieloryby. Po mutacjach stały się jeszcze bardziej rozpierzchłe i ogromne, jak molochy oceanów płynące z jednego miejsca w drugie i łykające ryby takie jak Amep na przystawkę. Uch. Splótł dłonie za plecami, kontynuując. - Kiedyś, nim jeszcze rozpierzchł się wirus, ocean był spokojnym miejscem, jakie czasem pokazywało swoje zęby i straszyło ludzi. Teraz, to jak bariera śmierci dla kogokolwiek. - Stwierdził, może nawet z lekką nutą marudzenia? Coś w tym jest, wszak sam jest uwięziony tutaj, gdyż jest to zbyt niebezpieczne by spróbować przepłynąć do innego kontynentu. Ocean to zawsze było tajemnicze miejsce, ale teraz...
Teraz to enigma, jakiej można się tylko bać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Dobry pomysł - przytaknęła, po czym zostawiwszy buty na suchej, stalowej powierzchni, przeszła przez pomieszczenie i usiadła na stosie materacy i koców. Była na tyle niewielka, że nogi zwieszały się jej kilka centymetrów nad podłożem. Nie musiała się więc martwić, że coś zamoczy, a już nie musiała stać boso na lodowatym metalu. Zdecydowanie zdrowiej, a więc i lepiej; naprawdę wolałaby nie złapać żadnej paskudnej choroby, szczególnie że czekała ją jeszcze podróż powrotna. Ta z pewnością będzie wyczerpująca, więc gdyby przy okazji musiała się jeszcze zmagać z szalejącymi w ciele drobnoustrojami, raczej nie skończyłoby się to dla niej najlepiej. Tym bardziej, że jako dziecko wciąż miała nie do końca wprawiony system immunologiczny, nawet jeśli sama nie miała pojęcia, że coś takiego jest i jak się nazywa. Terminologia medyczna też była dla niej wielką niewiadomą, tak samo zresztą jak większość pojęć, które nie określały bardzo realnych i namacalnych zjawisk. To, co można jeść i to, po czym się umiera; drzewa i krzewy, ubrania, zwierzęta, przedmioty codziennego użytku - to były rzeczy, na których się znała i o których potrafiła cokolwiek powiedzieć.
Chciała, żeby do tej listy dołączył też ocean. Nic dziwnego, że ledwie Amep zaczął mówić, chłonęła każde słowo nie tylko słuchem, ale też patrzyła w skupieniu na rybiego wymordowanego. Widać było, że bardzo zależy jej na ciekawych opowieściach i że wszystko, co do niej trafia, od razu jest intensywnie przetwarzane i dopasowywane do już posiadanej przez nią wiedzy.
- Woda oceaniczna to jakaś inna woda? - dopytała, nie będąc pewna, czy dobrze rozumie. W końcu zjawisko wody słonej było dla niej wciąż obce, jako że pierwszy raz była nad morzem. Czy więc taki ogromny zbiornik wody marnował się, bo nie dało się jej pić? To by w sumie tłumaczyło, czemu nie kłębiły się tu tłumy potencjalnych mieszkańców, ale tego tylko się domyślała - konkretną odpowiedź chciała usłyszeć z ust swojego przewodnika.
- Większe? Nie, to niemożliwe. - Pokręciła głową z powątpiewaniem. Nic nie miało prawa być tak ogromne, na pewno nic żywego. Tylko doliny i góry osiągały tak ogromne rozmiary, może jeziora i chmury, ale nie ryby! I co one niby jadły? Przecież żeby wykarmić tak wielkie stworzenie trzeba by było całych ton żarcia i lada chwila w morzu nic a nic by nie zostało... tak przynajmniej jej się wydawało.
- Jak coś tak pięknego może być barierą śmierci... - mruknęła cicho pod nosem. Zakochała się w oceanie od pierwszego wejrzenia, a teraz słuchała o tym, jaki jest niebezpieczny. Taka szkoda!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niestety, ryboczłek nie miał zbyt dobrze pościelonego swojego legowiska. O ile za normalnego życia był w miarę poukładanym gościem i lubił mieć porządek, życie jako prawie tonowa ryba zmusiło go do zmiany przyzwyczajeń. Czasem zwyczajnie ciężko jest podnieść jakieś śmieci walające mu się pod nogami, zwłaszcza jak są małe. Chyba nie ma sensu tłumaczyć czemu, prawda?
- No przec... A, no tak. - Z początku ryba już chciała zarzucić coś o tym, że to przecież oczywiste że to inna woda, ale przypomniało mu się o fakcie że Zay wizytuje nad oceanem pierwszy raz. No tak, miało sens że nie znała różnic między tą wodą, a wodą z podziemnych źródeł czy rzek.
- Zaproponowałbym byś spróbowała sama jaka jest różnica, ale możesz nie mieć własnej wody by potem sobie z tym poradzić. Woda oceaniczna to słona woda, której wypicie, nie dość że paskudne w smaku to zamiast nawodnić organizm, wprost przeciwnie - wysuszy go od wewnątrz. Ja jestem dziwny, więc mnie nie licz do tego. - Parsknął, od razu zaznaczając że z nim jest "coś nie tak", dlatego woda morska na niego tak nie działa, podobnie jak i nie ma problemów ze słodką. Normalnie wszak ryby są albo tego albo tego typu, i wpuszczone do innej będą miały... Problem.
Ale czy Amep wygląda na normalną rybę? Nah, absolutnie. Stąd też jest zdolny do tak nienaturalnych dziwactw jak to. Może nie jest to fenomen typu plucie jadem, rażenie prądem czy strzelanie atramentem jak inne stworzenia wodne, ale to zawsze coś, nie?
Słysząc, że Zay mu nie wierzy, podszedł bliżej dziury we wraku okrętu i wychylił się nieco, spoglądając w dal, w stronę oceanu. Myślał, że może będą w stanie dojrzeć stąd jednego, ale nic z tego. Trzymają się dalej. Ryba więc wycofała się i wróciła z powrotem do Zay, wzruszając bezwiednie barkami. - Myślałem że może jakiś kręci się w pobliżu, ale nic z tego. Możesz mi nie wierzyć, ale wciąż istnieją takie ryby. Nazywano je wielorybami, jeden taki mógł bez problemu mieć rozmiar tego okrętu. Teraz jednak, gdy dodatkowo zmutowały przez wirus, stały się jeszcze większe i bardziej żarłoczne, ciągnąc się pod powierzchnią oceanu jak prawie niekończące pasmo ruchomego mięsa. Cierpią z powodu faktu, że będąc tak ogromną rybą mniejsze mogą je łatwo podgryzać i pożerać, dzień po dniu, a nim one się w ogóle obrócą w ich stronę, już zniknął. Miałaś pewnie takie problemy z małymi owadami czy robalami, nie? Pomyśl więc że to właśnie takie robaczki, tylko sama jesteś rozmiaru góry, a te robaczki rozmiarów domów. - Trochę długi wywód, gdzie niejednokrotnie Amep musiał robic małą przerwę na łapanie oddechu (o ile dużo powietrza może nabrać, równie dużo wypuszcza by mówić, więc no), ale spełnił rolę. Wieloryby istnieją wciąż, są jednak teraz ogromne w porównaniu do tego, co kiedyś. - Zresztą, na Desperacji nie ma czegoś takiego, jak pustynne robale? Wieloryby to coś w ich stylu. Tylko bardziej jak ryba. I dużo większe. - Może to odrobinę błędne porównanie, ale powinno wystarczyć dla tego przykładu.
Nie posłyszawszy pomruków zbytnio (głośno oddycha i nie usłyszał, cóż zrobić), Amep postanowił kontynuować opowiastkę, myśląc że może, dla odmiany, przywoła do wyobraźni ciekawsze wizje. - W oceanie jednak nie żyją tylko ryby wyglądające jak ryby. Są tam też różne, inne zwierzęta. Choćby na brzegu, mogłaś zobaczyć coś takiego, jak poruszające się, nieco duże, czerwone robaczki ze szczypcami. To kraby. Niektóre małe, inne mogłyby cię szczypcami przeciąć w pół. - Na wizualizacje, wysuną w stronę Zay prawą dłoń, robiąc gest "nożyczek" z jego dwóch palców, "tnąc" nimi powietrze z małym uśmiechem. Szybko jednak przestał, kontynuując. -  Są też inne, ciekawe stworzenia, węgorze, które wyglądają jak długa, oślizgła lina zakończona z jednej strony ogonem a z drugiej głową. Niektóre z nich potrafią nawet same tworzyć prąd i nim razić! Albo meduzy, takie trochę flakowate stworki z ogromnym kapelusikiem, jakie mają kilka odnóży którymi się odpychają w wodzie i tak zwane parzydełka, jakich dotknięcie powoduje oparzenia i ból, jakby dotknęło się ognia. Albo ośmiornice! Takie miękkie stworki, które, jak nazwa mówi, mają osiem rąk, nóg, czy co jak to tam nazwiesz, z takimi przyssawkami od wewnątrz, którymi kleją się do różnych rzeczy. Ich odmiana, kałamarnice, gdy jest przestraszona pluje atramentem! To taka czarno-niebieska maź, bardzo trudno przez nią coś zobaczyć. Kiedyś służyła do pisania. - Sporo opowieści, sporo różnych stworzonek, a to dopiero początek! Jeszcze rekiny, z jakimi ma coś wspólnego, czy koniki morskie, ryby-piły.
Ocean był pełen ciekawych stworzeń. Może im nie starczyć czasu na opowiedzenie o nich wszystkich.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Mhm. Chyba rozumiem - stwierdziła po krótkim namyśle. Co prawda była to spora nowość, ale potrafiła uwierzyć, że rzeczywiście coś takiego występuje. Przywołała w pamięci, jak opowiadano jej o zbiornikach wody niezdatnej do picia, bo była skażona lub brudna. To musiało być coś podobnego, tylko w wodzie morskiej kłopot stanowiła sól. Zaynab nie miała do niej dostępu zbyt często, ale miała okazję spróbować. Ktoś jej też kiedyś powiedział, że od nadmiaru soli bardzo chce się pić, co dość zgrabnie łączyło się z wytłumaczeniem Amepa. Tak czy inaczej przyjęła do wiadomości fakt, że ocean raczej nie jest dobrym materiałem pod herbatkę, za to przynajmniej miło było na niego popatrzeć. I to tłumaczyło, czemu nad brzegiem nie wystawały tłumy wszelakich stworzeń z wiadrami i baliami, żeby zrobić zapasy.
- A, pustynne robale kojarzę. Widziałam je kiedyś z daleka - potwierdziła, wysłuchawszy kolejnej porcji opowieści. Rzeczywiście były spore, choć chyba nie tak duże, jak tankowiec, w którym obecnie przesiadywali. Może po prostu ten egzemplarz, który miała okazję zobaczyć białowłosa, był jakiś niewyrośnięty? Ewentualnie na świecie istniały żywe stworzenia większe nawet od tych kreatur. Spoglądając na to logicznie, skoro ocean był tak wielki, że nie dało się go objąć wzrokiem, musiało być w nim dużo miejsca dla ogromnych zwierząt. Im dłużej nad tym myślała, tym więcej sensu wszystko nabierało.
- Trudno to sobie wyobrazić - stwierdziła na opis kolejnych istot zamieszkujących morską otchłań. Nawet, jeśli rybi wymordowany opisywał je z odpowiednią starannością, i tak nie był w stanie sprawić, by Zay wyobraziła sobie ich zgodną z rzeczywistością wersję. Jak niby miałaby dojść do tego, jak wygląda meduza? Mając do dyspozycji tylko kilka informacji na jej temat, mogła przywołać w głowie co najmniej kilkanaście możliwych opcji wyglądu takiego żyjątka. Cóż, niewiele można było zrobić poza zaprezentowaniem realnego okazu tego czy innego stworzenia, ale ku temu raczej nie mieli możliwości. Pozostawało liczyć na to, że jeśli kiedyś zdarzy jej się napotkać morskie zwierzę, uda jej się na podstawie kilku podstawowych cech dopasować mu odpowiednią nazwę. Zresztą, małe istniało prawdopodobieństwo, by kiedykolwiek musiała się tym kłopotać. Nad ocean miała daleko, więc niewielkie były szanse, że będzie się często pojawiać w jego okolicy. A wszystkie te niestworzona cuda nie pokazywały się w głębi lądu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uniósł kciuk w górę, słysząc że jego niska towarzyszka zrozumiała, co miał na myśli. Przynajmniej w jakimś stopniu, jak sama twierdzi. Z wody morskiej niestety wiele się nie dało zrobić, poza choćby płukaniem lub myciem w niej czegoś. Można nią było oddychać, ale to tak samo jak normalną gdy ma się skrzela, więc to się nie aplikuje.
- No, to spróbuj do takiego robala dostawić płetwy po bokach, jedną płetwę wystającą z ogona, parę oczu, trochę wyciągnięty do przodu pysk... I powiększ go tak z dobre 5 razy jak nie więcej. Wtedy wyjdzie ci coś w miarę podobnego do wieloryba. - Na ile dał radę opisać wyobrażenie tej ogromnej ryby, tyle zdołał. Ciężko jest opisać coś na tyle dużego, zwłaszcza że minęły wieki odkąd widział ostatniego. Nie zapuszcza się już głębiej i dalej w ocean, a to właśnie tam głównie takowe się kręcą i wojują między sobą, a także i innymi rybami. Jak i na lądzie, życie w wodzie to nieustanna walka o przetrwanie pomiędzy mniejszymi w grupach, a większymi, samotnikami. Coś jak Amep, on też dzieli ten stereotyp. Jest dużym, mieszkającym z dala od innych istot samotnikiem, lecz w jego wypadku jest to uwarunkowane jego ciałem, potrzebami i zagrożeniami, jakie ta okolica niesie. Ot, zwyczajnie kiepskie połączenie, bo może gdyby Desperacja była bliżej to nie miałby takiego problemu z kontaktem między-wymordowano-ludzkim. Tia.
- Domyślam się. Zresztą, wielu ludzi nawet przed wybuchem wirusa sporo z tych stworzeń nie widziało. Pomocne były zdjęcia, opisy, a także i książki, w innym wypadku nie mogliby zobaczyć żadnej z nich. W sumie, skoro o tym mowa... - Rybowaty skierował się w stronę ściany na przeciw dziury. Gdy dotarł do stalowej bariery, zaczął sięgać gdzieś w ciemność, próbując coś złapać. Stawał nawet i na palcach, trochę przy tym pomachując swoją tylną, ogono-płetwą jaką dotąd mało pokazywał, aż w końcu, z usatysfakcjonowanym "mam to" wrócił na palce, wyciagając, jak na jego rękę, przeciętnych rozmiarów książkę. Na wymiary dłoni Zaynab jednak, ta książka była dość sporym tomem. Była już trochę zbutwiała i podgryziona, ale wciąż w miarę czytelna.
- Nie sądzę byś umiała czytać... Ale są tu jeszcze w miarę czytelne zdjęcia niektórych ze stworzeń jakie ci opisałem. Spójrz. - Z miłym uśmiechem wręczył jego białowłosej towarzyszce tomisko, ciekawym jej reakcji. Może nigdy nie miała okazji dotknąć książki dotąd?
Pora na nowe doświadczenia zatem!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach