Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Go down

Pisanie 27.06.18 19:14  •  Solidna szopa - Page 5 Empty Re: Solidna szopa
Księżniczka z kanałów —  powtórzyła w zamyśleniu. — Podoba mi się.
 Przechyliła głowę rytmicznie na lewo, na prawo, aż w końcu oparła je o uniesione wyżej ramię. Nie było powodu, by starała się udowodnić swoje racje bardziej niż i tak już tego dokonała. Nie zależało jej w najmniejszym stopniu na przekonaniu dzieciaka do zalet otartego umysłu, chłonnego na zjawiska odbiegające od pewnych norm wynikających z doświadczenia. Świat kierował się ogólnie bardzo złożonym, aczkolwiek stałym systemem na podstawie którego bardzo łatwo budowało się własne poglądy i przypisywało rzeczom, sytuacjom i osobom konkretne właściwości. Ale historia znała niejeden przykład odstępstwa od tych poprawności, które odwróciło świat do góry nogami. Spodziewaj się niespodziewanego, ale przede wszystkim: nigdy nie jest stratą czasu podjęcie próby.
 — Skoro tak uważasz. — Westchnęła zrezygnowana. Początkowy towarzysz rozmowy okazał się usilnie pilnować swoich przekonań, jakby nie miał na tym świecie nic innego. Czasami najważniejszym punktem dyskusji mogła być sama wymiana zdań. Ta kończyła się jednak szybko, jeżeli chociaż jedna z osób uczestnicząca w rozmowie nie wyrażała chęci gdybania, stawiania się w butach kogoś innego. Świat był długi i szeroki, ilu ludzi tyle możliwości, a oni tkwili w martwym punkcie, wąskim tunelu ograniczonej widoczności, jak koniec wyścigowe przed startem. W takim wypadku poczuła rezygnację, zamiast chęci poświęcenia się obgadywaniu możliwości, ewentualności, tego co być może istnieje, chociaż nie muszą tego widzieć.
 W tym momencie bliższy tematu wydawał się być ognisty tygrys - anomalia natury, która teoretycznie nie miała większego prawa żyć, a jednak siedziała teraz przed jej oczami, u boku chłopaka. Czy gdy setki lat temu wirus dopiero się rozprzestrzeniał ludzie rozważali pojawienie się takich potworów? Może wizjonerzy, marzyciele i złowróżebnicy. Naukowcy pewnie upierali się przy swoim, a teraz musieliby przełknąć gorzki smak porażki. Niemożliwe stało się możliwym, nielogiczne zjawiska istniały na porządku dziennym, złodziejom miękły serca za sprawą szczerości. Nie była jedyną, która miała rację, ale chłopak również się nie mylił.
 — Więc może nie desperacja, a uzależnienie od przypadku? — zasugerowała z łaskawym uśmiechem. — Jeżeli nie trafi ci się ofiara do zrabowania, albo cud z nieba, to jesteś w stanie sam o siebie zadbać? Zapolować na coś, albo wyhodować sobie jedzenie? Uszyć ubrania z tego, co daje ci jałowa ziemia Desperacji?
 Po części żartowała sobie z fachu złodzieja, ale chciała zaspokoić jednocześnie własną ciekawość. Wiele z tych pytań padło ze szczerej intencji okrycia prawdy o tym, kim był młodzieniec siedzący zaraz obok. W końcu jak sam zauważył, była księżniczką z kanałów, potrafiła bez większego trudu zaspokoić większość podstawowych potrzeb przeciętnego człowieka, a on, żyjąc na Desperacji mógł tylko zerkać z zazdrością na jabłka w jej torbie. Pod względem majątkowym znajdowała się oczywiście znacznie wyżej od wymordowanego, na jakiego bez nieszczerości mogła patrzeć ze współczuciem.
 — A więc jednak choć trochę mi wierzysz? — Uniosła nieco podbródek wykrzywiając usta ku górze. — Bezwarunkowo uznałeś, że nie kłamałam w sprawie bycia Łowcą, chociaż musisz zdawać sobie sprawę, że pod tym pojęciem kryje się więcej niż jedno pojęcie. Czerwień moich oczu w tak oczywisty sposób zamydliła ci oczy? Z ich barwą kłamie się idealnie. — Poprawiła włosy zahaczając je za uchem z kobiecą niewinnością, jak pewna siebie panna, która z paluszkiem przy ustach przyznaje się do niewinnego kłamstewka. Teatr, grała z uciechą. — A co to znaczy żyć gdzieś tak naprawę? — Zaśmiała się na koniec i przesunęła powoli pod przeciwległą ścianę. Tkwienie ciągle w pozycji bokiem do rozmówcy było niewygodne, ale również niekulturalne. Czuła się tylko lepiej, a więc mogła wreszcie zacząć zwracać uwagę na takie detale.
 Przysunęła płaską dłoń do ust.
 — Oh ho ho, przepraszam, nie wiedziałam, że trafiłam na Desperackiego weterana. Pewnie mogłabym się od Ciebie wiele nauczyć — powiedziała swobodnie. Usiadła po turecku i napadła łokciami na kolana badając stan nóg. Wcześniej obawiała się, że w przypadku nagłego powstania mogłoby ją zawieść, ale teraz nie odczuwała już osłabienia. Nawet zawroty głowy ustały, a nadeszło orzeźwienie. Z chęcią otworzyłaby drzwi i dała deszczowi zwilżyć twarz. Istniała jednak obawa, że nagły podmuch wiatru wyrwie je całkowicie i resztę burzy spędzą chlastani deszczem.
 — Świetnie. A więc kiedy przejdzie nawałnica poczekasz tu na mnie grzecznie, aż wrócę tu by wykupić swoją własność? — Zakpiła otwarcie, a jednocześnie poddała w wątpliwość możliwość takiej wymiany. — A może doświadczeni Desperacji twojego pokroju maja na to jakieś tajemne sposoby? Prędzej czy później i tak będziesz chciał ją komuś opchnąć i zaryzykujesz grabież, hm?
 Przewróciła oczami. Na Desperacji nawet życie miało swoją cenę, każde inną, ustalane najczęściej na podstawie posiadanych przez konkretną jednostkę przedmiotów. Być może tylko piasek i kamienie były tutaj bezwartościowe, bo tych każdy miał pod dostatkiem, wszędzie. W ubraniach, w łóżku, w zębach, jeżeli ktoś uprzednio odpowiednio cisnął takim delikwentem o ziemię.
 — Jest coś, co mam przy sobie, a co jest bezwzględnie wartościowe — zaczęła ostrożnie, jakby sama nie mogła ustalić, czy chce o tym mówić. — Ale jestem niemal całkowicie przekonana, że akurat to nie będzie Cię interesować. Nie interesuje to nikogo, kto czuje się sprytniejszy niż jest w rzeczywistości.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.07.18 1:16  •  Solidna szopa - Page 5 Empty Re: Solidna szopa
Cmoknął wyraźnie rozbawiony.
Ona naprawdę nie wiedziała nic o życiu na Desperacji. Utwierdzała go w tym przekonaniu z każdym wypowiadanym przez nią słowie, w którym próbowała kpić czy też żartować. Ale takie myślenie prędzej czy później ją zgubi. A on nie był tym, który ją uświadomi, wyciągnie rękę i wskaże odpowiednią drogę.
- A jak myślisz? - zagadnął, unosząc nieco głowę.
- Spójrz na mnie. Czy uważasz, że gdybym nie potrafił zadbać sam o siebie z takim mizernym wyglądem, to siedzielibyśmy tutaj i sobie wesoło gawędzili? - pokręcił lekko głową. Żyjąc na Desperacji wiesz, że wygląd bywa pozorny. Nawet małe dzieci czy słabo wyglądające kobiety w rzeczywistości mogły okazać się śmiertelnym niebezpieczeństwem. Dlatego nie mógł uwierzyć, że zapytała o coś tak trywialnego i oczywistego.
- Ponadto, jak widzisz- - uniósł obie dłonie wyżej i rozsunął wszystkie palce. - -nawet mam wszystkie części swojego ciała. Wnioski wyciągnij sama. - mruknął z krzywym uśmiechem. Mógł wyglądać jak niedożywione dziecko, nie oznaczało to jednak, że jest niesamodzielny i zdany na łaskę innych. Musiał sam sobie radzić. To raz, a dwa, zdecydowanie wolał życie samotnika. nie licząc oczywiście Sarutahiko jako towarzysza.
- Nie. - odparł od razu na jej zarzucenia odnośnie zaufania w sprawie przynależności rasowej.
- Jednakże skoro przedstawiłaś się jako Łowca, zacząłem cię tak określać. Nie ma znaczenia do jakiej rasy tak naprawdę należysz. Możesz być wymordowaną, człowiekiem w soczewkach czy aniołem. Dla mnie nie ma to najmniejszej różnicy. Jednakże przedstawiłaś się jako Łowca, to tak się zwracam. Nie oznacza to, że ci wierzę i ufam. - to, że przyjął jej rasę ze skinieniem głowy, nie oznaczało, że jej uwierzył. Przyjął to jako informacje, nie jako fakt. I może w tym wszystkim przemawiała przez niego arogancja, ale był pewien swoich umiejętności. Zarówno tych magicznych jak i naturalnych. Uniósł dłoń i leniwie podrapał się po policzku, wzdychając cierpiętniczo na kolejne jej słowa. Rozmowa zaczynała go nużyć, a raczej jej podejście do sprawy, gdzie zakładała tylko dwa kierunki. Albo prawo, albo lewo. Nie brała pod uwagę innych ścieżek, co było dość upierdliwe.
- Myślałem, że jesteś bystrzejsza. - powiedział zmęczonym tonem, w żadnym wypadku nie zamierzając jej obrazić, a stwierdzając subiektywną opinię, jaką zdążył sobie wykreować na jej temat przez ten krótki czas ich konwersacji.
- Zawsze mogliśmy się umówić w jakimś określonym miejscu o określonej porze. Nikt o zdrowych zmysłach nie czekałby w jednym miejscu. Nie stałby się na otwartym terenie w oczekiwaniu. Jeżeli nie zjawiłabyś się, oznaczałoby to dla mnie, że zrezygnowałabyś. Dopiero wtedy poszukałbym innego kupca - zapewne zacząłby od Apogeum, gdzie kręciło się najwięcej myślących wymordowanych. Wszystko było do ugadania. Był cierpliwy. Wciąż czekał na jej propozycje.
- Konkrety.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.07.18 20:00  •  Solidna szopa - Page 5 Empty Re: Solidna szopa
Chowasz się i kradniesz. To twój sposób na przeżycie. — stwierdziła i machnęła ręką.
 Nigdy nie powiedziała, że wygląda jakby się kończył, tylko że jest zależny od innych. Czyżby mimo wszystko uderzyła w przysłowiowy stół? Mógłby zaprzeczyć, ale to w dużym stopniu odebrałoby sens całej ich wcześniejszej konwersacji, która krążyła wokół fachu złodzieja. Zasugerowała, że te umiejętności są trzonem jego walki w każdym dniu na Desperacji i jeżeli miała rację, to oczywiste, że okradać musiał kogoś. Nie da się okradać hodując i kraść tworząc coś od zera. Podkreślił w końcu też swój mizerny wygląd, jakby zaznaczał, że mimo tego dobrze sobie radzi. Pomimo, że tak oczywista niedogodność nie pozwalała mu korzystać z kilku innych metod.
 To mówiło samo za siebie, lecz tym razem już nie zareagowała w jakiś zauważalny z zewnątrz sposób. Nawet się nie skrzywiła, kiedy po raz kolejny przystąpił do żarliwej obrony własnego sposobu życia. Nie broniła mu żyć tak jak żyje teraz, ale to nie znaczy, że w każdej kwestii musiała się z nim zgadzać. Nie posiadał całej wiedzy świata, jedynie własne doświadczenia, których nie dało się wizualnie zaprezentować. Ale w tym właśnie tkwił haczyk, doświadczenia są subiektywne.
 Uniosła do góry brew, kiedy zaprezentował jej wszystkie dziesięć palców na swoim miejscu.
No, wszystkie części ciała, które mogę zobaczyć. Całkiem sporo chowasz pod ubraniami, ale nie, tych wcale nie chciałabym oglądać.
 Przyciągnęła kolana bliżej klatki piersiowej, a potem na nowo je wyprostowała. Wielkość pomieszczenia nie dawała dużej swobody. Niewiele brakowało, by majtając stopami w pełnym zasięgu nie dotknęła siedzącego chłopaka. Robiła wszystko w miarę możliwości, starając się przede wszystkim ochraniać plecy poprzez opieranie się nimi o jedną ze ścian rudery. Kiedy mogła znowu swobodnie się poruszać, odzyskała trochę więcej werwy.
 — Przeceniałeś mnie w takim razie, Tsukishimaru. — odpowiedziała beztrosko. Nie było najmniejszego powodu, by udowadniać, że jest inaczej. Poza tym wcale nie musiała być najmądrzejsza na każdej płaszczyźnie. Dużą rolę w doskonaleniu się grało przeświadczenie, że nie jest się najlepszym i najwspanialszym. Trzeba czerpać z doświadczenia innych jak Graal, kraść tylko to, co nas umacnia. Jedną z takich rzeczy niewątpliwie była wiedza, ciągle rozrastający się system informacji. Przeniosła dłoń na podłogę przed sobą i palcem wskazującym nakreśliła kilka symboli. — Pisane znakami na księżyc i śmierć?
 Nie musiał jej tego wyjawiać. Była niemal przekonana, że ma rację. Tak specyficzne miano posiadało niewiele sensownych znaczeń, gdy analizowało się każdy z członów bezpośrednio. Z tych kilku, które przywołała w umyśle było jedno, jakie pasowało najmocniej i to właśnie je podała w pierwszej kolejności. Maru, obecnie stosowane bardzo rzadko, wiele setek lat temu, nawet jeszcze przed apokalipsą używane było często w starej Japonii w imionach nadawanym dzieciom. Przyrostek niejako zastępował zdrobnienia, więc nadawał się idealnie przy rozmowach z berbaciami. Czasami używany również prześmiewczo przez tych, którzy nie życzyli sobie dorastać.
 — Byłam przekonana, że na tym etapie opisu się domyślisz. Jeżeli jednak działasz w pojedynkę, to te informacje będą dla Ciebie zbędne — oznajmiła. Dotychczas mogła sugerować się niejasnościami, lecz gdy chłopak tak bardzo walczyć o podkreślenie swojej niebywałej samodzielności, to handel wiedzą okazałby się najpewniej stratą czasu. Z tego powodu ominęła gładko drążenie w temacie, który go nie interesował i przeszła do konkretów, których tak bardzo sobie życzył. — Co może wiedzieć rozpuszczona księżniczka z kanałów o potrzebach takich znamienitych desperackich weteranów, jakim niewątpliwie jesteś? — zaśmiała się. — Możesz podać swoją cenę. Jestem przekonana, że jest niewiele rzeczy, których nie posiadam, a jakie warte są podania jako cena wykupu mojej skórzanej torebki. Jedzenie? Ubrania? Kosztowności? Pomyśleć, że mógłbyś mieć to i wiele więcej, gdybyś nie tkwił tutaj w samotności.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.07.18 18:41  •  Solidna szopa - Page 5 Empty Re: Solidna szopa
- Nadal to samo. Albo A, albo B. Nie ma miejsca dla C. - powiedział cicho, już nieco znużonym tonem.  Nie było sensu dalej tłumaczyć, trzeba było odpuścić. Kobieta podążała prosto, swoją ścieżką i nawet nie brała pod uwagę, że po obu stronach może ujrzeć coś innego od drzew. Machnął na nią ręką, niech sobie dalej żyje w swoich fałszywych przekonaniach. Po dokonaniu wymiany za tę jej przeklętą torbę zapewne już nigdy się nie spotkają. Relacje takie jak te, przemijały szybko, roztapiały się jak pierwszy śnieg.
Przesunął leniwie palce po rękojeści noża, który wciąż znajdował się obok, aż wreszcie go podniósł, bawiąc się nim bezwiednie i obracając w długich i szczupłych palcach.
"Przeceniałeś mnie"
- Skoro tak twierdzisz. - mruknął pod nosem, nawet nie unosząc już spojrzenia, jakby w jednej chwili stracił całkowite zainteresowanie jej osobą. Nie skomentował również nawiązania do jego imienia, chociaż na krótką chwilę przykuła jego uwagę. Wędrował spojrzeniem za jej palcem, gdy kreśliła znaki, szybko jednak zerwał i tym razem kontakt wzrokowy, skupiając się na sztylecie. Sarutahiko ziewnął szeroko i uderzył lekko płonącą końcówką ogona i zakurzone deski, po czym delikatnie przymknął oczy, pozwalając sobie, by lekka drzemka go objęła, chociaż poruszające się uszy i reagujące na każde drgnięcie jasno dawały do zrozumienia, że nasłuchuje i jest czujny, gotowy do podjęcia każdej akcji, jeżeli tylko taka będzie wola jego towarzysza.
Westchnął ciężko, kiedy kobieta znowu założyła, że jest albo A albo B. To powoli robiło się irytujące. Czy brak jednego oka naprawdę narzucił jej klapki na szersze spojrzenie? Skoro jest samotnikiem, to nie potrzebuje tych informacji? Niedorzeczne. Informacje mogły być potężną bronią, bez znaczenia jakie, bez znaczenia czy działało się w pojedynkę czy z kimś. Ale oczywiście nie wzięła różnych rozwiązań pod uwagę. Szła na łatwiznę.
Beznadziejny przypadek pomyślał w myślach.
A potem nagle chwycił za rękojeść sztyletu i wbił z impetem ostrze w drewno tuż obok swojego uda, spoglądając na kobietę przeszywającym, chłodnym spojrzeniem, chociaż usta wykrzywiły się w wężowych uśmiechu.
- Dość. - przechylił głowę na bok.
- Nie uważasz, że jako osoba, która padła w tak banalną pułapkę Desperacji, nie powinnaś w tym momencie tak cwaniakować, hm? Skończyłem. - podniósł się, a Sarutahiko uniósł głowę. Tsukishimaru wsunął zza pas sztylet i zgarnął torbę kobiety, przerzucając ją przez grzbiet zwierzęcia i zaczął ją mocować, dając jasno do zrozumienia kobiecie, że straciła swoją szansę na jej odzyskanie, a Tsuki stracił ochotę na dalszą konwersację oraz targowanie się. Czasami trzymanie języka za zębami popłacało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.07.18 19:49  •  Solidna szopa - Page 5 Empty Re: Solidna szopa
 Czy to nie on przypadkiem jeszcze chwilę temu wykluczał istnienie wszystkiego, co nie zgadzało się z jego jednotorowym tokiem rozumowania? Że niby mogą istnieć szczerzy złodzieje? Brońcie bogowie, ale umysł mam przecież otwarty na możliwości. Tylko nie wtedy, gdy mi to nie pasuje.
 Powstrzymała się od uśmiechu, zabójczo szczerego i niewinnego jak na okoliczności, z jakimi przyszło się jej mierzyć. Już nie tok dyskusji bawił ją tak wyśmienicie, ale bezsensowne ciskanie słowami w eter. Mogłaby zacząć śpiewać, a pewnie i tak powiedziałby jej, bez chwili zastanowienia nad sensem czynu, że robi to gorzej niż przeciętne dziecko desperata. Bo przecież wiek definiował jakoś naszego istnienia, a większe możliwości ograniczały rozwój talentów. Musiała być cholernie rozpuszczoną księżniczką, do tego z tupetem. Ptaki zlatywały się do gałęzi i śpiewały przy niej w chórkach, a smokiem okupującym wieżę zajmowali się odpowiedni ludzie.
 — Niewątpliwie uratowałeś mi życie. Odrzucasz komplementy ze względu na wrodzoną skromność? — ciągnęła rozbawiona w duchu. Z zewnątrz zachowywała się jednak poważnie, niemalże z przejęciem, które wyrażało się nie tylko w spojrzeniu, ale i w drobnych gestach ciała.
 To, czy faktycznie padłaby bez jego pomocy trupem było kwestią sporną, ale nie siliła się teraz na słowa bezwzględnie potwierdzone. Wilki mogły bezbłędnie złapać jej trop, a fakt, że nie oddaliła się poza zasięg widoczności od schronu też dawał spore możliwości. Brakowało jej spokoju, by do wyczerpania wyliczyć wszystkie możliwości, jakie stwarzał taki rozkład sił. Balans był kwestią czasu, a mimo to nie zakładała, że prowadzona dyskusja będzie skutkować cichym planowaniem pościgu. Nawet teraz, chociaż poirytowana, nie myślała o tym na poważnie.
 Chłopak wyglądał jak wychodzony dzieciak i jej pomógł. Nie ignorowała tak oczywistych rzeczy.
 — Ale ja nie skończyłam. — prychnęła na bok, bez chęci kontynuacji ponownego obrzucania się nieprzychylnościami. Jeżeli poczuł się urażony, to znaczy, że trafiła w czułe miejsce. Brakowało mu dystansu, być może w powodu widocznych gołym okiem braków. — Jak pewnie doskonale widzisz nie jest mi śpieszno do rzucania czczymi groźbami. Znam swoje położenie i wiem na ile mogę sobie pozwolić, chociażby z powodu głupiej wdzięczności. Są jednak pewne granice ceny, jakich można żądać za coś, co jest dla mnie ważne, choć dla innych może wydawać się śmieciem. Powiedzmy jednak, że jestem w stanie przytaknąć na proponowane zdzierstwo, bo stawić mi się bez niej w swoich czterech ścianach nie godzi. Głupstwem byłoby jednak rzucać pomysłami, kiedy bardziej niż dla przekory zdajesz się nie potrzebować niczego. Żaden to interes, którego się nie dobije, a skoro wiesz już, że chce ją odzyskać, to rzucaj życzeniami jak siedząc Mikołajowi na kolanach i bogowie wiedzą, może spotkamy się na środku.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.07.18 22:59  •  Solidna szopa - Page 5 Empty Re: Solidna szopa
Sarutahiko podniósł się i leniwie machnął ognistym ogonem. Nie zwracał najmniejszej uwagi na kobietę, chociaż niewątpliwie był gotowy rzucić się na nią, jeżeli ta wykazywałaby jakiekolwiek agresywne nastawienie w stosunku do wymordowanego. Zatrzymał się przy Tsukishimaru w momencie, gdy ten sam przystanął z ręką na drzwiach, gotowy je pchnąć do przodu. Oczywiście, że był zdziercą. Jak praktycznie każdy na Desperacji. To miejsce rządziło się swoimi własnymi prawami i nic, ani tym bardziej nikt tego nie był w stanie zmienić. Trzeba było po prostu się dostosować, żeby przeżyć.
Po chwili milczenia westchnął ciężko.
- Antybiotyk. Coś do jedzenia długoterminowego, może jakieś konserwy. Dwa jabłka dla Saru. Coś ciepłego na zimę, może być koc. Oraz... - przeniósł wzrok na siedzącą nieopodal kobietę.
- Przejście do miasta. Nie teraz, na przyszłość. Chcę coś, co po pokazaniu sprawi, że jakiś Łowca pomoże dostać mi się do miasta. Jakaś wasza łowcza przepustka. - dodał cicho. Nie oczekiwał, że się zgodzi na to. Nie obchodziło go to. Niech kombinuje. Nie ufał jej, tak samo jak nie ufał Łowcom, ale wierzył w swoje umiejętności i moce na tyle, że był nawet gotowy pozwolić na zakrycie sobie oczu, jeżeli będą tego chcieli. Jeżeli będą chcieli chronić swoich skarbów z kanałów.
Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że ją wyzyskuje. Ale pod tym względem ciężko u niego doszukiwać się jakichkolwiek skrupułów. Chciał przeżyć, jak każdy tutaj. A skoro wyczuł możliwość ułatwienia, to zamierzał z tego skorzystać. Bez znaczenia na wszelakie koszty. Pchnął wreszcie drzwi, wpuszczając do starej szopy świeżego powietrza i światła. Na dworze wciąż wiało, ale uspokoiło się na tyle, że mógł wyjść bez ryzyka porwania przez silny wiatr.
- Za dwa dni, w tym samym miejscu, nim słońce osiągnie najwyższą wysokość. - powiedział cicho ustalając datę i godzinę. No, mniej więcej godzinę, wszakże nie posiadał zegarka i żyjąc na Desperacji już dawno zatracił poczucie czasu. A potem wyszedł wraz ze swoim zwierzęcym towarzyszem, pozostawiając kobietę samą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.07.18 13:39  •  Solidna szopa - Page 5 Empty Re: Solidna szopa
Dwie doby później.

 Poprawiła ramiączko plecaka. Wraz ze wzmagającą się temperaturą przedstawiała się zazwyczaj na torby. O ile wyprawa nie wymagała od niej niesienia ze sobą ciężkiego ekwipunku zwykłe zwiady po najbliższej okolicy wykonywała z niewielką saszetką na pasku, do którego była także przywiązana reszta najpotrzebniejszych gratów. Tego dnia jednak musiała wsunąć na plecy brzydki, obdarty bagaż, pasujący idealnie do pystynno-skalistego otoczenia. Pomimo niepozornego wyglądu mieścił w sobie całkiem sporo, był trochę jak worek, do którego ktoś doszył dwa paski. Sprawdzał się z braku lepszej alternatywy.
 Dla Kami był jednak denerwujący. Nie dlatego, że dała się rozpuścić wygodom, ale dlatego, że musiała go uzupełnić o kilka przedmiotów, które niechybnie będzie musiała potem oddać, aby spróbować odzyskać swoją własność. Nawet teraz, kiedy z obojętną miną zawiązywała grubą sznurówkę gryzła się z myślami. Nie mogła nie rozumieć postawy wymordowanego, sama najpewniej postąpiła by w sposób identyczny, bardziej niż na niego była zła na siebie. To zdarzenie od początku do końca było wielką pomyłką. Na całe szczęście, dosyć tanią w konsekwencjach.
 Podwinęła rękawy do łokci i westchnęła. Plecak ułożył się na swoim miejscu i niemal natychmiast poczuła tam wilgoć. W takich temperaturach stojąc w miejscu pociła się jak przeciętny sportsman po intensywnym treningu. Nienawidziła gwałtownych zmian, a mało kto uwierzyłby, że jeszcze dwa dni wcześniej w tych okolicach przechodziła nawałnica z huraganami. Tylko połamane drzewa i wilgotna plamy na ziemi udowadniały, że nie miała do czynienia z iluzją.
 — Godzina? — zapytał jeden z łowców, którego mijała niedaleko szerokiej bramy z ociosanych bali i żelaznych prętów.
 — Więcej. Chociaż... — Oparła się o wystający z ziemi betonowy słupek. — Może być i godzina. Do zobaczenia.
 Machnęła i kilkoma szybkimi krokami nadała sobie tempo marszu.
 Idąc w prostej linii odległość dzielącą ją od starej szopy była w stanie pokonać dużo szybciej niż tamtego dnia, kiedy w znacznej mierze kręciła się tylko po okolicy. W duchu za to dziękowała, każdy krok palił podeszwy, oddech rozpalał przełyk i wysuszał go natychmiastowo. Zanim jeszcze straciła z oczu budynek sięgnęła po pierwszy łyk wody. Tak na dobry start, usprawiedliwiła się.

 Była idealnym celem dla drapieżnych ptaków. Teren był bezlitośnie otwarty i nawet teraz widziała od czasu jakąś ciemną smugę wędrującą po niebie. Obstawiała sępy, które z racji braku jakiejkolwiek innej bliższej śmierci ofiary towarzyszyły jej aż w okolice szopy. Kiedy zajrzała do szopy, a potem oparła się o jedną z jej ścianek usiadły niedaleko na rozgrzanym kamieniu i wlepiały w nią swoje oczy, malutkie i czarne jak żuki, których o tej porze roku było pełno.
 Oczekiwała w spokoju bawiąc się szeroką gumką do włosów, którą dotychczas miała na przegubie jednej ręki. Wydawało się, jakby to zajęcie pochłaniało całą jej uwagę, ale w rzeczywistości strzelała nią bezmyślnie. Nasłuchiwała czujnie, od czasu do czasu strzelała okiem na boki.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.07.18 23:21  •  Solidna szopa - Page 5 Empty Re: Solidna szopa
Znalazł się na wyznaczonym miejscu zdecydowanie zbyt wcześnie. Nie oznaczało to jednak, że zamierzał czekać na otwartym terenie. Nie ufał jej na tyle, by zaryzykować, że ktoś odstrzeli wystający łeb, dlatego też zakamuflował się między koronami drzew, wyczekując. Wpatrywał się w milczeniu w jeden, martwy punkt, znajdując w sobie niezbadane pokłady cierpliwości. Przywykł do wyczekiwania na odpowiedni moment. Potrafił się wyciszyć, zniknąć.
Czekał.
Aż wreszcie się pojawiła.
Wargi lekko drgnęły, wykrzywiając się w satysfakcjonującym uśmieszku. Co prawda jęczała, że torba jest dla niej ważna, ale tak naprawdę nie sądził, że aż tak, by ponownie ryzykować spotkanie z nim. W końcu zawsze mógł się zaczaić za nią, zdzielić w łeb i okraść z tego, co miała przy sobie. Desperacja już taka była.
Mimo to zsunął się z drzewa i powoli ruszył w jej stronę. Chwilę później w ślad za nim wyłonił się pysk tygrysa, który bezdźwięcznie podążał za swoim właścicielem, nie zamierzając odstąpić go nawet na krok.
- A jednak. - odezwał się zatrzymując się za nią w odległości paru metrów. Na tyle blisko, by bez podnoszenia głosu mogła go dosłyszeć, na tyle daleko, bym nim zdołała do niego doskoczyć, Tsuki zdążyłby już zareagować. Środki bezpieczeństwa.
- Mógłbym przysiąc, że prędzej podwiniesz ogon i zwiejesz. - dodał cicho, ale w jego tonie można było wyczuć nutę zadowolenia, że jednak nie okazała się tchórzliwą owieczką. Tak było o wiele ciekawiej.
- No więc? Masz wszystko? - zapytał jednocześnie kładąc dłoń na własności kobiety, która aktualnie znajdowała się na grzbiecie Sarutahiko, gotowy to zdjęcia jej i oddania wprost w dłonie łowczyni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.08.18 19:43  •  Solidna szopa - Page 5 Empty Re: Solidna szopa
 Nie zamierzała się zbliżać, a tym bardziej robić tego po kryjomu. Cały zamysł handlu wymiennego umarłby w momencie, w którym każda ze stron zamiast wyczekiwać sprawiedliwej zamiany czaiłaby się na życie drugiej. Tego rodzaju praktyki miały swoje własne miano - morderstwa. Tego dnia nie miało do niego dojść.
Spojrzała na niego spod ciemnych brwi. W ciszy analizowała wypowiedziane słowa, ale nie zamierzała się odnosić.
 — Tak i nie — odarła wymijająco.
 Zsunęła ramiączko plecaka i bagaż wylądował na jej stopach. Wyjęła z niego butelkę wody, którą wsunęła za szeroką pętelkę przy pasku. Potem chwyciła ponownie za taśmę nośną przy zgrabnie zapakowanym bagażu i w takiej formie wysunęła ramię przed siebie.
 — Wszystko poza jednym jednym jest w plecaku. Możesz zabrać całość. — Mówiła z opanowaniem, ale dało się odczuć, że szykowała sobie grunt do dłuższej wypowiedzi. — Nie obiecuję, że leki zadziałają. Nie pochwaliłeś się rodzajem choroby, Tsukishimaru, więc zapakowałam tylko uniwersalny antybiotyk. Niepełny listek, ale starczy na podstawową kurację. Dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Nie pić za dużo po zażyciu, bo nie zdąży się rozpuścić w żołądku.
 Patrzyła na niego krytycznie. W którymś momencie pozwoliła sobie nawet na skrzyżowanie ramion. Chociaż ton głosu miała szorstki, słowa układały się raczej w matczyną wiązankę dla dziecka, które zachorowało bo wlazło do rzeki, do której zabroniło mu się wchodzić. Trzymała nerwy na wodzy w zupełnie inny sposób, niż większość znanych jej ludzi. Zazwyczaj objawiało się to pozbawionym emocji, rzeczowym mówieniem.
 — Nie ma tylko łowczej przepustki — skrzywiła się na dźwięk dwóch ostatnich słów. — Nie ma czegoś takiego jak łowcza przepustka. Mogę ci pomóc przedostać się przez wyrwę w murze, ale zapewnienie bezpieczeństwa na powierzchni M-3 leży poza istniejącymi możliwościami. Nie istnieje coś takiego jak bezpieczeństwo na powierzchni, jeżeli nie jesteś perfekcyjnie zametkowanym człowieczkiem specu. Przejście przez mury... to już inna sprawa. Nie muszę tego robić nawet w ramach wymiany. Z wielką chęcią wpuszczę tam każdego... — zarażonego szczura?
 Mlasnęła i pozwoliła słowom się wybrzmieć.
 — Możesz iść z nami teraz, albo posłużyć się plecakiem. Ma na sobie mój zapach, więc jeżeli zbliżysz się do murów i trochę poczekasz, któreś z moich zwierzęcych towarzyszy cię odnajdzie.
 Oparła dłoń na biodrze i przeniosła wzrok na tygrysa.
 — Wegetarianin? Zazwyczaj takie kiciusie wolą mięso od jabłek, ale zgodnie z umową, w plecaku są jabłka i zero grama mięsa. — Nie jej było oceniać nawyki tygrysa podróżującego z wymordowanym, ale zwykłym pytaniem nie spodziewała się kogokolwiek urazić. Jednocześnie czekała na ruch z jego strony. Plecak trzymała wystarczająco mocno, by nie dało się go łatwo wyrwać. Nie zamierzała upierać się znowu i walczyć na słowa, ale była jednocześnie daleka od beztroskiego rzucenia mu swojej części umowy pod nogi. Przynajmniej dopóki nie upewni się, że wszystko nadal jest aktualne.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.18 18:46  •  Solidna szopa - Page 5 Empty Re: Solidna szopa
- Nie ma problemu. - odparł na słowa nawiązujące do możliwości przedarcia się za mury.
- Tyle mi wystarczy. - właściwie od samego początku właśnie o to pytał. Nie o bezpieczeństwo w mieście, a o umożliwienie prześlizgnięcie się zakamarkami kanałów do serca miasta. Na powierzchni już sam sobie poradzi. Znał ryzyko, ale był również gotów się go podjąć, bez znaczenia czy jego szanse na powrót byłyby zerowe.
Pokręcił delikatnie głową na boki.
- Nie potrzebuję udać się tam teraz. Ale chcę mieć zabezpieczenie na przyszłość. Na wypadek jakiejś konieczności. - w końcu jak to mawiają, przezorny zawsze ubezpieczony. Albo mawiali w dawnych latach.
Podał torbę dziewczynie, ale wypuścił ją dopiero w momencie, kiedy jej palce wyswobodziły plecak. Nie chciał się z nią szarpać, a i przypuszczał, że ona sama jest podobnego zdania. Gdy wreszcie dokonali wymiany, odsunął się od niej na parę kroków i otworzył plecak, sprawdzając jego zawartość, żeby upewnić się czy wszystko jest.
- Dobrze, mamo. Będę brał dwa razy dziennie. - mruknął pod nosem, na krótką chwilę unosząc spojrzenie na nią, a usta lekko drgnęły, wykrzywiając się w uśmiechu. Zarzucił plecak na grzbiet tygrysa, którego poklepał po karku, a następnie sam wskoczył na niego. Jednakże nie odjechał jeszcze.
- Mięsa na Desperacji jest pod dostatkiem. - skwitował krótko. Oczywiście nie miał na myśli mięsa w stylu krówki czy nawet jakiegoś jelenia. Nie od dziś wiadomo, że wymordowani żeby przeżyć bardzo często uciekali do kanibalizmu. Stało się to normalnością tutaj. I zarówno Saru, jak i sam Tsukishimaru niejednokrotnie praktykowali taką metodą. Liczyło się tylko przetrwanie, a nie jakieś przeklęte morale.
- Saru bez problemu upoluje sobie mięso, jabłka już nie. Musielibyśmy pofatygować się do samego Edenu, a to nieco upierdliwe. Ale skoro wpadła nam okazja na darmowe jabłka... - zamilkł, przypatrując się jej przez chwilę. Wreszcie skinął głową.
- Możliwe, że się jeszcze spotkamy. Uważaj na siebie. - pożegnał ją krótkimi słowami, a następnie szepnął coś do swojej bestii. Tygrys poruszył ogonem, po czym odbił się ciężko łapami od ziemi i pomknął w stronę starych drzew. Po chwili nie było już po nich ani śladu.


[zt]

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.08.18 11:10  •  Solidna szopa - Page 5 Empty Re: Solidna szopa
Prychnęła na wypowiedziane ironicznie słowa: "dobrze, mamo". Nie musiała komukolwiek matkować, by zasugerować mu jak należy przyjmować leki tak, by nie zostały zmarnowane. Nie były najtańszą i najbardziej dostępną rzeczą, nawet dla niej, a gdyby chciała wyrzucić w błoto trochę medykamentów, po prostu by to zrobiła. To była także oznaka delikatnej nici sympatii. Nie każda znajomość musi polegać na całodobowym prawieniu sobie komplementów. Szacunek nie był zarezerwowany dla przyjaciół.
 — Jasne. Może przeziębienie Cię nie zabije. — odparowała, zarówno na hasło o lekach i jego ostatnie słowa, zanim zniknął za piaskowymi muldami na swoim tygrysie. Chociaż powiedziała to dla żartu, wiedziała że pewne choroby, którymi w mieście nie przejmował się żaden lekarz, na Desperacji mogły okazać się śmiertelne. Wystarczył jeden chłodny dzień, by od zwykłego kataru i wychłodzenia nabawić się zapalenia płuc.
Kaszlnęła w rękę i zbadała dokładnie odzyskaną, skórzaną torebkę. Było na niej trochę rudawej sierści i kilka niebieskich włosów. Spojrzała na te pamiątki krytycznie, a potem strąciła je na piasek, by zniknęły pod ziemią na dobre. Przełożyła pasek przez ramię i skierowała się w drogę powrotną.

z/t
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

 
Nie możesz odpowiadać w tematach