Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 15.01.18 4:15  •  Solidna szopa - Page 2 Empty Re: Solidna szopa
W pianiście pozostawał nieodłączny styl zachowania, jakoby nawyk sugerujący jego właściwe pochodzenie wprost z odrodzonych miast, gdzie nie sposób było porównywać bestialskie akty, co poniektórych osobników, do jego nienagannego sposobu wypowiedzi. Właśnie przez to Zhan Crane sprawiał wrażenie elementu niepasującego do układanki, jakby kolorem zaburzającym w całości czarno-białą kompozycję, nie wtapiał się w środowisko, mimo że wygląd zewnętrzny nie wyróżniał go aż tak, z wyjątkiem intensywnie zielonych tęczówek, których nie dało się jednak nie zauważyć. Równie dobrze możemy zająć się rozmową, na te słowa anioła niemal odruchowo skinął twierdząco głową.
Wymordowany słuchał opowieści gospodarza, nie przerywając mu ani razu. Moc? Rzeczywiście mogło to w istocie zabrzmieć abstrakcyjnie, zwłaszcza dla kogoś kto nigdy wcześniej nie miał bliższej (z naciskiem na świadomej) styczności z aniołem, ale Zhan Crane nawet jeśli o tym samym pomyślał, zdecydowanie nie dał tego po sobie poznać, zachowując przy tym lekki, uprzejmy półuśmiech. Nie wykazał się aktem niegrzeczności w postaci pokazywania jakiegoś zniecierpliwienia, na całe szczęście został odpowiednio wychowany i mimo aktualnego terenu, na którym się znajdował nie czuł zwolnienia z norm, w których został zamknięty bądź potrzeby wzmożonej swobody, która pozwalałaby mu na okazywanie jakiegokolwiek zlekceważenia wobec swojego rozmówcy. Przeniósł wzrok na wyciągniętą rękę z ususzonym nasionem, by chwilę potem przyłożyć złożone palce w miejscu kciuków do podbródka, zaś te wskazujące oparł o czubek nosa, przyglądając się poczynaniom jasnowłosego.
Fascynujące — mruknął Anglik, choć mogło to zostać nieco zniekształcone, gdyż nie odsunął rąk, z żywym zainteresowaniem tkwiącym w intensywnie zielonych tęczówkach, których to wzrok zatrzymany był w roślinie, która wyrosła z podłoża z niebywałą łatwością. Niesamowite. — Od jakiego czasu stąpacie po ziemi? Dlaczego tak się stało? — dodał z niezmiennym zaintrygowaniem kontynuowaniu tematu rasowości.
Zhan Crane jednak chwilę później spoważniał, zmarszczył brwi, by niedługo potem posłać posępne spojrzenie swojemu nieocenionemu rozmówcy. Nieco filozoficzny kierunek ich rozmowy wyraźnie w jakimś, choćby minimalnym stopniu odcisnął się na pianiście i jego dotychczasowym nastroju. Cały przebieg rozmowy i pusta w jego umyśle z masą kłębiących się tam pytań bez możliwości uzyskania sensownej odpowiedzi zdawała się dostrzec światełko w tunelu.
Wychowywałem się w jednym z odrodzonych miast jakieś sto siedemdziesiąt trzy lata temu, a po dwudziestu trzech umarłem rzekomo na gruźlicę, którą zdiagnozował u mnie człowiek, który sprawił wbrew mojej woli, że wciąż żyję. Należy traktować to jako cud czy oszukańcze przekleństwo i plamę na tle natury?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.01.18 18:35  •  Solidna szopa - Page 2 Empty Re: Solidna szopa
Siedząc po turecku przy swoim rozmówcy, anioł oparł łokcie na kolanach, złożył dłonie w piramidkę i znad tego gestu spojrzał na Zhana. Nie było w jego wzroku pogardy, która standardowo towarzyszyła temu układowi palców, najwidoczniej była dla niego po prostu wygodna i pozwalała mu się skupić.
- Od jak dawna? Szczerze... nie pamiętam dokładnie. Z pewnością braliśmy udział w tłumieniu apokalipsy... Jak zapewne ci wia- - zaczął i urwał, czerwieniąc się lekko - wybacz mi, proszę, zapominam, że nie znasz pewnych niuansów nowego świata. Wracając - Bóg odszedł, pozostawiając po sobie apokalipsę w trakcie wykonywania i wszechobecny chaos. Moje wspomnienia z tamtego okresu są rozmyte, pewnie nie do końca to zrozumiesz, ale między aniołami a Bogiem istniała więź, bardzo szczególna w swej naturze. Kiedy go zabrakło... wszyscy popadliśmy w rozpacz, od Archaniołów, Serafinów, po najmarniejszy pył niebieski, aniołów służebnych. Sporo czasu zajęło nam otrząśnięcie się z tego marazmu, kiedy jednak tego dokonaliśmy, zeszliśmy na to co pozostało z ziemi, by spróbować ocalić resztki ludzkości. Chyba nie wszyscy postanowili zstąpić, nie pamiętam. - uśmiechnął się przepraszająco - Znów, proszę cię o wybaczenie, lata spędzone na desperackiej ziemi w warunkach, jakie widzisz dookoła siebie, nieco przytępiły moją pamięć, bo skupiałem się głównie na doczesności.
Oparł dłonie na ziemi i wstał sprawnie, ponownie zbliżając się do kotła z wywarem. Zamieszał i znów urwał kilka liści, które pokruszył i dodał do bulgoczącej cieczy. Nabrał w płuca powietrza, by kontynuować, ale wówczas usłyszał głos Crane'a, który osadził go w miejscu. Skupił się całkowicie na pianiście, a gdy skończył, twarz blondyna wyrażała lekkie zmieszanie. Ważył przez chwilę słowa, jakby zastanawiając się, w jaki sposób mógł delikatnie odpowiedzieć na pytanie.
- Czyn tego człowieka był niegodziwy, jeśli jednak otrzymałeś za jego sprawą szansę na nowe życie i jesteś w stanie świadomie odpowiadać za swoje akcje, to przebaczyłbym mu w końcu, na twoim miejscu. Nie powiem ci, czy wirus, za którego sprawą wciąż oddychasz i funkcjonujesz, to część Jego planu, bo teraz nic pewnego o Nim nie można powiedzieć. Wiem tylko tyle, że póki masz kontrolę nad sobą i możesz decydować za siebie, to przyszłość stoi przed tobą otworem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.18 20:00  •  Solidna szopa - Page 2 Empty Re: Solidna szopa
Zhan Crane jako dotąd nieświadomy obywatel nigdy nie zadawał niewygodnych pytań, bo i samo pojęcie apokalipsa wydawały się czymś odległym, jakby światem zamkniętym w słowach książki widniejącej na półkach biblioteki, którymi pianista nie był nawet zainteresowany. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że w obecnej sytuacji podważanie realności tego co go otaczało nie miało najmniejszego sensu. Racjonalne podejście i próba analizowania na podstawie jego własnej wiedzy nie do końca zwieńczona była owocami, a przed nim, jak na złość, znajdowało się więcej pytań, aniżeli odpowiedzi. Nie podważał zatem na wpół przez zmęczenie i wyczerpanie słów anioła, na wpół zaś świadom, że adaptacja do nowych warunków to jedyny sposób, by przetrwać. To ostatnie pozostawało jednak wyrazem tak obcym, że nie wypowiedziałby go na głos, w myślach zaś strącał je w otchłań, jakby w poszukiwaniu odpowiedniego, stosowniejszego zastępstwa.
Nie szkodzi — mruknął poniekąd stałym, uprzejmym tonem pianista. Wychowanie i kultura osobista odgrywały w tej materii kluczową rolę. Być może okazywało się to doprawdy niepraktyczne, gdyby rozejrzeć się po mieszkańcach bezkresu, lecz Zhan Crane nie zamierzał ulegać wpływom, choćby negatywnych emocji, które w akcie desperacji lub rozwijającej się depresji dyszały mu zachęcająco w kark, by pozostawił daleko za sobą to kim jest i skąd pochodzi, lecz tylko to tak naprawdę utrzymywało go przy zdrowych zmysłach. — I jak wam to idzie od tamtej pory? — zapytał szczerze zainteresowany czy wspomniana próba ratowania z tego co z ludzkości pozostało odniosła pożądany, oczekiwany sukces. Nikt nie doszukałby się w jego głosie nic co wskazywałoby na lekceważenie bądź złośliwość, tej od strony Zhana Crane'a niemal nie sposób było doświadczyć. Sam nie zaliczał się do zbyt optymistycznie nastawionych, zwłaszcza po doświadczeniu życia po życiu, jak ironicznie mógłby to określać. Nie oczekiwał zatem odpowiedzi pozytywnej, wystarczyło mu zapewne rozejrzenie się dokoła, by się jej doszukać. Upadek cywilizacji, przejęcie władzy przez naturę to widoki, których mieszkając w jednym spośród dwóch utopijnych miast nigdy, by sobie nie wyobrażał nawet w najśmielszych snach. A teraz? Był poniekąd częścią tego krajobrazu nędzy i rozpaczy, małym punkcikiem na mapie ruiny świata.
Przełknął z trudem w ślinę, gdyż przez cały ten czas zaschło mu dostatecznie w gardle. Rzucone w eter pytanie nurtowało go, wierciło mu dziurę w brzuchu i obijało się o ciemne ścianki czaszki. Zhan Crane starał się znaleźć podstawę, swoisty fundament, na którym mógłby się utrzymać, choć coraz mocniej czuł się jak tonący, który chwyta brzytwy, a znikąd nie może doszukać się pomocy w postaci koła ratunkowego. I... takiego przecież wcale mógł nie dostać. Ubytki w pamięci w postaci przeogromnych luk pozostawiały płaszczyznę do domysłów i rzeczywiste podejrzenia wobec najgorszego.
Rozumiem — mruknął cicho pod nosem, może nie do końca wyraźnie i westchnął niemal bezgłośnie. Być może obecność wirusa X, od którego dowiedział się od jasnowłosej kobiety, która wmawiała mu dziwne historie, wskazujące na to, że ręce miał splamione czyjąś krwią, wcale nie wskazywała na dobrą bądź złą odpowiedź, ale to wcale nie oznaczało, że czuł się pewniej. — Nie do końca satysfakcjonuje mnie ta odpowiedź. — przyznał gorzko z cierpkim półuśmiechem, tak jakby miał nieprzyjemność posmakowania kwaśnego soku z cytryny, a i nie mogło umknąć nagłe pogorszenie nastroju młodego mężczyzny. Tyle go ominęło, a jego więcej nie wiedział i nie zdawał sobie nigdy sprawy, jakby żył ciągle w ciemnościach, bez podejrzeń, o ile tak ogromny stan niewiedzy mieszkańców idealnego świata pod kopułami można, by określić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.18 22:06  •  Solidna szopa - Page 2 Empty Re: Solidna szopa
Na pytanie Zhana anioł rozłożył ręce, jakby wskazywał otaczające ich zgliszcza, po czym zapytał - A jak myślisz? Niestety osiągnęliśmy tyle tylko, że świat się ustabilizował i może w przyszłości, kiedy ludzie odkryją lek na wirusa X, uda im się ponownie zasiedlić ziemię... - mimo dość pogodnej twarzy, głos jasnowłosego wyrażał niedowierzanie. W istocie, perspektywa ponownego opanowania świata przez homo sapiens wydawała się bardzo odległa i jakoś tak... nierzeczywista. Nawet dla anioła, który w teorii już wiele przeżył i zobaczył.
Gdy gospodarz dostrzegł przygaszony wyraz twarzy swojego gościa, również posmutniał widocznie. - Wybacz. Niesienie pociechy żyjącym nie jest moją mocną stroną. - przeprosił, pochylając głowę i zamilkł, skupiając się tylko i wyłącznie na wywarze, który zbliżał się najwidoczniej do stanu ostatecznego. Zamieszał po raz ostatni i zbliżył się do skrzyni, z której wydobył dwie miski, blaszaną i drewnianą, oraz dwie metalowe łyżki. Nalał porcje do obu, po czym podał drewnianą miskę pianiście. - Uważaj, gorące. - ostrzegł lojalnie. W naczyniu Hyde mógł dostrzec nieco mętną ciecz o przyjemnym, ziołowo-warzywnym zapachu, z dużą ilością owych warzyw unoszących się na powierzchni zupy.
Anioł usiadł obok niego i spojrzał, na ile to było możliwe, prosto w oczy Crane'a.
- To naturalne, że po tym, co wycierpiałeś, ciężko jest ci przyjąć to, jak wygląda świat. Takie wątpliwości zdarzają się nawet aniołom. Musisz jednak pamiętać, że sam fakt zarażenia wirusem nie czyni cię bezmyślną bestią. To nasze czyny, a nie geny nas określają. - uśmiechnął się do niego lekko, jakby chcąc mu dodać otuchy - Zaczynasz z czystą kartą, więc wszystko jeszcze przed tobą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.18 18:21  •  Solidna szopa - Page 2 Empty Re: Solidna szopa
Nie wykazywał większych nadziei na to, że odpowiedź, która zostanie mu udzielona przez jasnowłosego anioła, doda mu większej otuchy czy chociażby odrobiny nadziei, ale mimo wszystko wolał to po prostu usłyszeć, a tym samym upewnić się, czy jego pierwotne podejrzenia są słuszne. Nie potrafił ocenić jakie szanse na uzdrowienie ma ludzkość i nie było w tym nic zaskakującego — nie miał zielonego pojęcia, kiedy epidemia zarażeń rozeszła się falą po świecie, zbierając swe żniwo i w którym roku miała swój początek, ale perspektywa stu pięćdziesięciu lat posiadania tego w swoim organizmie stanowiła jedyny punkt odniesienia dla byłego pianisty. Musiało to trwać zatem o wiele dłuższej niż ten okres czasu. Cóż, Zhana Crane'a ciężko byłoby w obecnej sytuacji czymkolwiek pocieszyć i nie było w tym winy samego anioła, który nie czuł się dobry w roli tymczasowego pocieszyciela.
Ludzie — powtórzył ten wyraz w taki sposób, jakby je smakował. Czy można było nazywać zarażonych ludźmi, skoro umarli? Pozostali jeszcze przy życiu ci, których zaraza nie objęła swoim ramieniem, lecz czy to było wystarczające? — Chyba nie poradzili sobie z tym do tej pory, skoro nadal nie ma na to lekarstwa. Czy to oznacza, że wy — anioły, nie jesteście podatni na działanie tego wirusa?
Przyglądał się, tak samo jak poprzednio, działaniom mężczyzny i ostrożnie, zgodnie z instrukcjami, przejął drewnianą miskę. Unoszący się zapach był dość intensywny, by zadziałać nawet na nieobjęty wyostrzeniem zmysł węchu, przypominając w ten sposób o pustym żołądku. Powstrzymanie się przed konsumpcją okazało się jednak dużo trudniejsze, już niekoniecznie przez sam wzgląd na wysoką temperaturę wywaru.  Kontakt wzrokowy skupił na szczęście jego uwagę na rozmówcy, mimo że zapach nadal kusił. Pianista przygryzł dolną wargę tylko na krótki moment, zanim nie zdecydował się podjąć tematu:
Nie mam stuprocentowej pewności, czy aby na pewno nie jestem bezmyślną bestią — oświadczył cicho, ponurym tonem. Opowieści jasnowłosej kobiety rodem ze sterylnego pomieszczenia jej słowa i ich pewność podczas wypowiadania ich, nie mogły nie być wyssaną z palca bajeczką, jak początkowo zdezorientowany to założył. — Teraz może i nie, ale uświadomiono mnie o nieludzkich czynach na przestrzeni czasu, którego nie dane mi było zapamiętać, a których się ponoć dopuściłem. Na ich podstawie śmiem twierdzić, że zmienienie mnie w coś wbrew mojej woli, otworzyło drzwi czemuś co wcześniej nie miało ujrzeć światła dziennego. — Zezwierzęcenie i oddanie wobec instynktów brało górę nad ciałem w momencie, gdy poziom wirusa X w organizmie pianisty, celowo podnoszony przez Dr Jekylla, utrzymywał go w zdziczałej, agresywnej formie. Nic więc dziwnego, że Zhan Crane po odzyskaniu świadomości i pustką w miejscu wspomnień, z niekiedy przewijającymi się urywkami i twarzami, które niewiele mówiły jego świadomej, ludzkiej wersji. Pianista nie mógł mieć do samego siebie zaufania, gdyż jego wrogiem pozostawał wirus, którym został zainfekowany. Dopiero po tych słowach spuścił wzrok na zupę, po czym przeszedł do niespiesznej jej konsumpcji, lecz nie było to spowodowane jej gorącem, a spadkiem apetytu na samą myśl o tym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.18 21:58  •  Solidna szopa - Page 2 Empty Re: Solidna szopa
Anioł pokiwał powoli głową, gmerając łyżką w zupie - Tak, anioły są na wirusa całkowicie odporne. Możemy przy okazji jego obecności złapać inną paskudną chorobę, tę jednak da się wyleczyć stosunkowo prosto... - tak, boskim wysłannikom naprawdę się poszczęściło, nieprawdaż? Mieli moce, mieli skrzydła, byli odporni na najbardziej zabójczą zarazę współczesnego świata... Tylko ten obowiązek utrzymania na chodzie całego tego cyrku na kółkach jakoś im ciążył i niektórzy z nich faktycznie zaczynali wątpić w dobroć Pana i słuszność Jego decyzji.
Jasnowłosy jednak długo się nad tym nie zastanawiał, bo oto jego gość podał mu kolejne szczegóły, które najwidoczniej mocno ciążyły mu na duszy. Słysząc to swoiste wyznanie grzechów, anioł zamarł, z łyżką uniesioną w połowie drogi do ust. Odłożył ją powoli i skupił się na słowach Zhana, analizując je dokładnie. Zacisnął usta w wąską kreskę, bowiem przeszłość Hyde'a idealnie przeczyła temu, co przed chwilą powiedział, a propos czystej karty. Nie wydawał się jednak specjalnie przerażony czy zniechęcony faktem, że uprzejmy i dobrze wychowany mężczyzna, jakim był jego pacjent, okazał się bezwzględnym mordercą. Wręcz przeciwnie, najwidoczniej maniery Crane'a zrobiły na nim wystarczająco dobre wrażenie, by teraz z całej siły starał się go przekonać o tlącej się w nim iskrze człowieczeństwa. Bowiem, kiedy pianista zamilkł, głos zabrał jasnowłosy.
- Wybacz, że nieco to uproszczę, Desperacja nie sprzyja bowiem zawiłym dylematom moralnym. Mówisz, że nie pamiętasz tych "nieludzkich czynów", że ktoś musiał cię uświadomić o ich istnieniu. W takim wypadku najpewniej nie byłeś świadomy, wirus przejął nad tobą kontrolę. Nie można więc obarczać cię odpowiedzialnością za to, co robiłeś kiedyś. - przerwał na chwilę, zastanawiając się, jak ubrać myśli w słowa. - Teraz jednak jesteś już świadomy, co widać w twoim zachowaniu, bardzo grzecznym i bardzo nietypowym, jak na Desperację. Więc od tego momentu, wszystko co uczynisz, będzie twoją zasługą lub twoją winą. Musisz nauczyć się panować nad mutacjami i zwierzęcymi instynktami. Właściwie, to powinieneś od tego zacząć, jak tylko poczujesz się na tyle dobrze, by stanąć o własnych siłach.
Anioł nie był zbyt dobry w pocieszaniu ludzi, zamiast tego starał się dobrą radą wesprzeć Zhana, do którego zdążył już poczuć lekką sympatię.
- Nie będzie to łatwe, ale kontrolowanie swoich zachowań z pełną świadomością jest warta wysiłku...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.18 3:46  •  Solidna szopa - Page 2 Empty Re: Solidna szopa
Wymordowany pokiwał jedynie głową w celu okazania, że zrozumiał. Na swój sposób była to interesująca informacja — anioły ominęła plaga wirusa X i znajdowały się poza jej zasięgiem. Zhan Crane nie odczuwał niczego, co miałoby pomniejszy charakter ukrytej zazdrości, bardziej można, by określić to mianem swoistej ulgi, jak ktoś kto po kroczeniu w nieprzeniknionych ciemnościach tunelu nagle dostrzega światełko na jego końcu. Może dla ludzkości jako takiej było już za późno, a lekarstwo wcale nie musiało przecież okazać się czymś osiągalnym, czymś po co wystarczyło wyciągnąć długie palce, lecz to nieszczęście nie objęło wszystkich istnień.
To swoiste wyznanie grzechów, jak sam uznał to anioł, w rzeczywistości było czymś co wykluczało zaczęcie z czystą kartą. Sto pięćdziesiąt lat niewiedzy to spory okres czasu, a ułamek win, o których miał możliwość się dowiedzieć za sprawą jasnowłosej kobiety w mundurze wojskowym wybiło go z rytmu na tyle, że myśli kłębiły się tylko wokół zagadnienia jego okrucieństwa, z którego nie zdawał sobie sprawy. Lecz czy niewiedza w postaci braku wspomnień, a ledwie kilkunastu stop-klatek niezdradzających zbyt wiele, mogły być stosownym wyjaśnieniem i uzasadnieniem, które zmywałoby go z okrutnych czynów? Czy to zwalniałoby go z odpowiedzialności i tego, że przyczyniłby się do cierpienia innych własnymi rękoma? Zhan Crane jako jeden z najbardziej utalentowanych artystów swojego pokolenia, nie potrafił pozbyć się z umysłu kąsających go, niczym pomniejsze węże, uciążliwych myśli i wyrzutów sumienia. Rozterki moralne nie należały niewątpliwie do widoków normalnych na terenie bezkresu, ale możliwe, że pianista tylko dzięki nim nie popadł jeszcze w czyhającą na niego depresję i szaleństwo, choć te wyciągały w jego stronę ochoczo zdegenerowane ręce. Motorem napędowym tych rozmyślań bądź starannych prób przetrawienia informacji nie była w tym przypadku realna szansa kary, wisząca nad nim jak ostrze kata tuż przed wykonaniem wyroku, czy możliwość poniesienia z tego tytułu konsekwencji — już dawno nie żył i to nie na surowych zasadach któregoś z utopijnych miast, przypominających niekiedy te spartańskie. Dlatego też nie mogło umknąć, że posiadacz intensywnie zielonych tęczówek wstrzymał się od dalszej konsumpcji zupy, bardziej pochłonięty analizą wypowiedzi anioła.
Być może masz rację — powiedział cicho, patrząc na swojego rozmówcę. Tak, zdecydowanie potrzebował dłuższej chwili, aby te słowa rozłożyć na czynniki pierwsze. Jasnowłosy anioł dał mu za to bezcenną możliwość spojrzenia na swoją iście podbramkową sytuację z zupełnie innej, nowej perspektywy, choć jak na typowego Zhana Crane’a przystało, nie będzie ona pozbawiona jego wrodzonego krytycyzmu do samego siebie. — To co się wydarzyło, nawet poza moją świadomością i kontrolą, wcale nie zmywa krwi z moich rąk, czyż nie? — rzucił śmiertelnie poważnie, choć w jego tonie nie było ani krztyny cichej nadziei czy fałszywego wrażenia, by ktoś mu zaprzeczył. Nie oczekiwał tego, tak samo jak nie chciał usłyszeć kłamstwa jako formy pocieszenia. Anglik potrzebował jedynie podparcia w tym, że jego obecna analiza sytuacji i rzeczywistości, która go otaczała nie była skażona błędem wynikającym ze zmęczenia czy osłabienia organizmu. — Jeszcze nie wiem, na ile byłbym zdolny to wszystko kontrolować, czas pokaże. — mruknął jeszcze z niewiele znaczącym półuśmiechem. Nie czuł się jednak ewentualną wizją konfrontacji uradowany, w tym przypadku mógł spodziewać się najgorszego, by w razie ewentualnego niepowodzenia dodatkowo się nie rozczarować, a tym samym z miejsca nie oczekiwać cudów na kiju.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.02.18 2:11  •  Solidna szopa - Page 2 Empty Re: Solidna szopa
Podczas gdy Zhan analizował jego słowa, anioł w milczeniu pochłaniał zupę, jakby chciał na zapas nadrobić momenty rozmowy, w których konsumpcja jest nie na miejscu. Nadal jednak myślał przy tym intensywnie, jak rozwiązać moralny dylemat pianisty, a raczej, jak pomóc mu dojść do zgody z samym sobą i akceptacji własnej przeszłości. Bo to był ważny czynnik, Crane musiał oderwać się od przeszłości, której nie mógł zmienić i skupić na teraźniejszości, która ciągle znajdowała się w jego rękach. Tak przynajmniej uważał jasnowłosy.
Kiedy jego pacjent znowu się odezwał, odłożył łyżkę i spojrzał na niego. Westchnął ciężko, najwidoczniej ciemnowłosy nie da się tak łatwo uspokoić.
- Nie, nie zmywa w żadnym stopniu. Jeśli zabiłeś... to ta osoba już nie wróci, niezależnie od stanu twojej świadomości. Dlatego mimo, że nadal uważam, że nie ciąży na tobie odpowiedzialność, bardzo ludzkim czynem byłaby właśnie nauka i opanowanie bestii, którą ongiś byłeś. Po to, by już nikt nigdy nie doznał śmierci z twoich rąk, bez twojej zgody.
Urwał, pozwalając mu dalej mówić. Kiedy skończył, anioł kontynuował.
- Również tego nie wiem. To coś, co chyba zależy od siły twojego organizmu. Fakt, że po stu siedemdziesięciu trzech latach odzyskałeś niepodległość świadomość świadczy, że ta siła w tobie drzemie, więc rokowania są dobre.
Ponownie zaczął jeść, tym razem niespiesznie. Wtem, jakby sobie sobie coś przypomniał. Zatrzymał łyżkę w pół drogi.
- Pamiętaj, że myśli wpływają na ciało. Im mniej masz woli walki, tym trudniej będzie ci opanować swoją mutację.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.02.18 12:43  •  Solidna szopa - Page 2 Empty Re: Solidna szopa
Słowa jasnowłosej kapitan Hycli, wysokiej i twardej podczas podejmowania decyzji, nadal odbijały się echem od czaszki Zhana Crane’a. Początkowo zdawały się fikcją i podejrzaną próbą wprowadzenia go w błąd, jak podpowiadał mu rozum, okazało się inaczej. Sprawa ta stałe ciążyła mu na barkach, jak niesiony ciężar, którego waga zwiększała się wraz z każdą kolejną, pełną niepewności myślą, zaglądającą wgłąb jego samego, podważając w ten sposób to kim był i za kogo się miał, stawiając pod znakiem zapytania wartości, które cenił i jakimi zwykł się kierować za czasu swej artystycznej świetności. Niepewność czy obrzydzenie rosło natomiast w siłę, a on w sposób przewidywalny łamał się pod ich wyraźnym naporem.
Słowa jasnowłosego anioła dodawały mu jednak pewnej otuchy, wsparcia, którego potrzebował, a na jakie liczyć nie mógłby ze strony pewnego przebiegłego Lisa (byłby na taki akt zbyt dumny). Niezaprzeczalnie —ciężko było mu się pogodzić z tym, że mógłby dopuścić się takich czynów, które uznawał za głęboko nieakceptowalne. Mężczyzna miał rację — życia nikomu nie zwróci, ale wina wciąż nią pozostawała, należało jednak myśleć o tym, by takich zajść było jak najmniej. Na samą myśl o takiej ewentualności w gardle czul wyrastającą wręcz gulę, której to mógłby się przyglądać, sparaliżowany przez swoją zezwierzęconą naturę przerażał go do głębi, bardziej niż nie jeden najbardziej rzeczywisty koszmar, gdyż takowy miałby miejsce na jawie, a on jako prawowity właściciel ciała zostałby pozbawiony prawa głosu. Dlatego zapewne podjęta wcześniej próba konsumpcji posiłku przygotowanego przez osobę, która opatrzyła mu rany, z boku musiała wyglądać na powolną, mimo że sama potrawa nie miała sobie nic do zarzucenia. Nie chciał urazić jasnowłosego, którego zdążył przez tak krótki okres czasu polubić. A gdyby nie moralny dylemat, który nie dawał mu spokoju, niewątpliwie pochłonąłby ją szybko, być może prosząc o dokładkę.
Pianista analizował słowa anioła, rozkładał je na czynniki pierwsze. Zhan zdał sobie jednak sprawę, że milczy trochę za długo, mieszając łyżką w zupie niczym małe dziecko, dlatego uniósł spojrzenie na swojego rozmowę. Skarcił się w myślach za tak nietaktowne zachowanie.
Dziękuję — wymamrotał w odpowiedzi Zhan Crane uprzejmym tonem, wciąż nie odrywał wzroku od anioła. — Zarówno za opatrzenie ran, posiłek, jak i służenie mi dobrą radą. W tym świecie po apokalipsie trudno będzie o równie dobrego słuchacza, który mógłby spróbować rozwiać moje wątpliwości i pomóc mi to poukładać sobie w głowie. — dodał z lekkim półuśmiechem. Oczywiście, że musiał to jeszcze przemyśleć, ale rozmowa z jasnowłosych sprawiła, że dzieląc się tym poczuł się tak, jakby ściągnięto z niego pewien ciężar. Nie uznawał się za oczyszczonego z win, nie uważał też, by był zdolny sobie to wybaczyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.02.18 14:21  •  Solidna szopa - Page 2 Empty Re: Solidna szopa
Anioł niespiesznie jadł zupę, zerkając co jakiś czas na Zhana. To, że pianista trafił akurat do jego szopy, musiało być częścią boskiego planu. Inaczej, taki zbieg okoliczności nie byłby możliwy. Ilu mieszkańców Desperacji udzieliłoby pomocy rannemu na skraju śmierci? Prawie żaden. Bóg musi mieć plany wobec tego ciemnowłosego, skoro zesłał go wprost w ręce zielarza. Jasnowłosy nie wiedział, jaki to plan, ale czuł instynktownie, że jest zobowiązany pomóc swemu pacjentowi ze wszystkich sił. Choć zrobiłby to, nawet i bez tego przeczucia.
Słysząc słowa Crane'a uśmiechnął się lekko. - Cieszę się, że mogłem ci pomóc. Miło było w końcu z kimś porozmawiać, zwłaszcza z kimś tak uprzejmym i dobrze wychowanym jak ty. - zjadłszy wszystko, odłożył łyżkę i wstał. - Skoro na tę chwilę twoje serce jest spokojniejsze, spróbuj zażyć trochę snu. Przez sen wszystko lepiej się goi.
Jasnowłosy zauważył bowiem, że od początku rozmowy stan rozmówcy wyraźnie się poprawił. Nie był pewien czy to skutek połączonego działania maści i mutacji czy sama mutacja była na tyle silna, ale w jego ocenie, pianista wracał do zdrowia niezwykle szybko. Prawdopodobnie, kiedy się obudzi, będzie w stanie o własnych siłach opuścić domostwo anioła. Na samą myśl, poczuł coś w rodzaju żalu. Zdążył bardzo polubić tego ułożonego i elokwentnego osobnika. Gdyby nie łuski, które dostrzegł na jego plecach oraz jego wyznanie, nie domyśliłby się tego. Uśmiechnął się lekko pod nosem. Paradoksalnie najbardziej ludzki wymordowany, jakiego miał okazję poznać, ma wyrzuty sumienia i wątpliwości, a kanalie zabijają bez mrugnięcia okiem...
Jeśli Zhan zasnął, anioł wydobył ze skrzyni poplamiony i poprzecierany miejscami plecak, po czym zaczął go pakować. Wsadził do niego mały słoiczek z maścią, rolkę bandaża, woreczek płócienny z suszonym mięsem a także warzywa i blaszaną manierkę z wodą. Zakończywszy proceder, położył ostrożnie plecak obok posłania Crane'a. Przyjrzawszy mu się po raz kolejny, westchnął lekko, po czym ze skrzyni, innej niż dotychczas, wyjął ciemnozielony sweter. Był powyciągany i lekko poplamiony, ale poza postrzępionymi brzegami rękawów i małymi dziurami na brzuchu jego stan mógł być określony jako dobry. Z pewnością lepszy ów sweter niż brak jakiegokolwiek okrycia. Anioł położył sweter na plecaku i wymknął się z szopy. Pacjent pacjentem, ale warzywa w ogródku należało ogarnąć tak czy siak.



//myślę, że to już zmierza ku końcowi, jeszcze 1-2, max. 3 kolejki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.18 17:58  •  Solidna szopa - Page 2 Empty Re: Solidna szopa
Po podziękowaniu aniołowi za jego dobroć okazaną zwykłemu wymordowanemu, któremu opatrzył rany i dał tymczasowe schronienie na okres zaleczenia — Zhan powrócił do drewnianej miski z zupą, której intensywnie ziołowy zapach nieco osłabł, by następnie opróżnić powoli jej calutką zawartość, lecz nie dlatego, że temperatura wciąż pozostawała bardzo wysoka, a z tego względu, że przez rozmyślania i przebieg rozmowy zmalał mu apetyt, mimo tego, że nie miał w ustach nic pożywnego i równie smacznego od bardzo długiego czasu. Dopiero po skończeniu jedzenia, odłożył na bok miskę i łyżkę, którą pozostawił w jej środku.
Pokiwał głową, na znak, że zrozumiał i posłusznie usłuchał medycznego polecenia, można, by pokusić się o stwierdzenie, że z przyzwyczajenia. Pianista nie ośmieliłby się podważyć czyichś kompetencji, zwłaszcza, że sam takowych nie posiadał. Zresztą już od dobrych paru minut osłabiony organizm informował go o senności w wyniku wypełnienia żołądka. Proces trawienia sam w sobie wymagał pewnego zużycia energii. Zhan Crane musiał przyznać, że rozmówca, który pokazał mu coś niezwykłego w postaci wyrośniętej we wnętrzu szopy rośliny, na swój sposób ukoił jego nerwy i dał mu, choćby tylko chwilową, równowagę w sferze jego moralnych rozważań. Istniało jednak podejrzenie, że wrócą, jak to mają w swoim zwyczaju koszmary i lęki, obrzydzenia do samego siebie nie tak łatwo jest się pozbyć, tak jak i posępnych nastrojów, pojawiających się znienacka i w najmniej oczekiwanym momencie.
Powoli, ostrożnie ułożył się na sienniku, na którym to odzyskał wcześniej przytomność. Na powrót położył się na brzuchu, by nie otrzeć świeżo opatrzonej rany lub w najgorszym razie nie narażać jej na wtórne uszkodzenie, a tym samym nie kusić losu. Nie musiał jednak długo czekać, by po ułożeniu głowy na złożonych ramionach, by oczekiwać działania Morfeusza — powieki stały się cięższe, a on niedługo potem zasnął. Pianista nie zarejestrował późniejszej krzątaniny jasnowłosego anioła, najwyraźniej zmęczenie i osłabienie odegrało swoją znaczącą rolę, a charakter przeprowadzonej rozmowy, niezaprzeczalnie niełatwej, dodał swoją cegiełkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach