Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 04.04.18 17:03  •  Solidna szopa - Page 4 Empty Re: Solidna szopa
Plan był prosty. Nie odzywać się do niej i ją ignorować, nie wdawać się w niepotrzebne dyskusje i interakcje. Przeczekać aż pogoda na zewnątrz się ustabilizuje, a potem zniknąć, jak gdyby nigdy nic. Dlatego też początkowo ją ignorował, chociaż cały czas zachowywał czujność. Nie ufał jej. Nawet, jeżeli zadeklarowała, że go nie zaatakuje, bo jej pomógł. Bo mało na Desperacji kłamców i manipulatorów, którzy tylko czekają, by wbić ci sztylet w bebechy? Mało to osób, które karmią innych pięknymi słowami tylko po to, by wykorzystać chwilę nieuwagi? Kobieta mogła mówić co chce. Zarzekać się, że jest wdzięczna i nie zrobi niczego podejrzanego. Ale w oczach chłopaka była intruzem, wrogiem. Nieroztropnym, to fakt, ale nadal wrogiem.
Milczał, nawet na nią nie spoglądając, kiedy mówiła dalej, najwyraźniej próbując w jakikolwiek sposób nawiązać z nim kontakt i podtrzymać strzępek rozmowy. Czy ona wreszcie może się zamknąć? przemknęło mu kwaśno przez głowę. Przesunął opuszkami palców po rękojeści sztyletu, uznając, że to właśnie ten przedmiot jest teraz najciekawszą rzeczą w tej przeklętej szopie, która przy każdym większym podmuchu wiatru wydawała się z siebie niepokojące dźwięki, jakby lada moment mogła się zawalić na ich łby.
"Twój pupilek?"
Wreszcie przeniósł spojrzenie na jej szczupłą sylwetkę, a w niebieskim spojrzeniu pojawił się ostrzegawczy błysk. Już od dawna przestał klasyfikować tygrysa jako pupila, zwierzątko, 'coś', co należało do niego. Dla Tsukishimaru tygrys był jedynym partnerem i przyjacielem, któremu ufał i z którym podróżował, mając tę pewność, że go nie zdradzi. W porównaniu do innych żyjących i myślących istot.
- Sarutahiko. - odezwał się nieco zachrypniętym głosem, utrzymując go w chłodnej tonacji.
- Nazywa się Sarutahiko i nie jest żadnym pupilem. - dodał dobitnie, zerkając ukradkiem na bestię, która właśnie układała wygodnie łeb na skrzyżowanych, przednich łapach, leniwie szurając ogonem po brudnej i zakurzonej podłodze.
- I nie wiem. Nie jestem zielarzem, nie znam się na roślinach. Ale żyjąc tyle lat na Desperacji człowiek zdąży nauczyć się do czego służą niektóre rośliny. Tak samo jak ta, która dobrze neutralizuje większość słabszych odmian trucizn i jadów. - dodał po chwili, nawiązując do wcześniejszego pytania kobiety.
- Większość długowiecznych Desperatów o tym wie. A to świadczy o tym, że nie jesteś stąd. Człowiekiem też nie. - uniósł wzrok, uparcie lustrując jej sylwetkę, wbijając ostrze noża tuż obok swojej nogi.
- A więc kim? Kolor oczu może świadczyć o Łowcy. Z drugiej strony anioły również są spotykane z krwistym spojrzeniem. I są równie nieroztropne, co ty. Ale wymordowanym na pewno nie jesteś. A już tym bardziej człowiekiem. - dodał po krótkiej, i jak dla niego dość logicznej, analizie dziewczyny. Nie chciał jej szufladkować, ale przez poznanie jej rasy, o ile nie zacznie mu wciskać kitów, mógł przynajmniej jeszcze lepiej przygotować się do każdej ewentualności i nieprzewidywalności z jej strony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.18 18:11  •  Solidna szopa - Page 4 Empty Re: Solidna szopa
 Chociaż odrętwienie opuściło głowę najszybciej, nadal czuła mrowienie na ustach z każdym wypowiedzianym słowem. Prawie jakby zjadła coś niesmacznego, badała usta językiem i oblizywała usta przed każdą dłuższą wypowiedzią. Nadal nie podjęła się próby wstania, z dwóch bardzo jasnych powodów. Po pierwsze, dlatego iż obawiała się nagłego upadku i zawrotów głowy, a po drugie, z powodu prośby, czy raczej groźby chłopaka. Gdyby nagle postanowiła rozprostować nogi, mógłby to uznać za zbytnie naruszenie jego gościnności.
 Sztylet, którym bawił się w ciszy widziała bardzo wyraźnie. Ostrze odbijało szczątkowe ilości światła, błyski zza sztachet szopy przedzierały się wąskimi szczelinami do środka. Tylko wtedy, gdy niebo przeszywała błyskawica mogła mu się lepiej przyjrzeć. Już wcześniej skupiła się na osobie ratownika, ale kiedy oboje weszli rozmową na temat tygrysa, to jemu zaczęła się przyglądać mocniej. Wielki kociak wyrażał opanowanie, ale nigdy do końca nie ufała zwierzętom. Nawet jej własne wilki przejawiały instynktowną dzikość, czasami ostrzegały głośnym kłapnięciem paszczy, innym razem gryzły bez wyraźnych sygnałów. Pasiasta bestia, tym bardziej obca przyprawiała ją o większy niepokój, niż obecność młodzieńca.
 — Sarutahiko. — powtórzyła za nim, ale z wyraźną nutą ciepła. Już wcześniej pomyślała, że to miano kojarzy jej się z japońskimi wierzeniami i chociaż większość ludzi nadal zachowywała w imionach ojczysty wydźwięk, niewielu było tych, którzy przykładali do nich większą wagę. — Ojciec rodu Sarume, mąż Amenouzume, król mórz i oceanów. — Przerwała i obniżyła wzrok na wysokość oczu stworzenia. — Całkiem niecodzienne imię jak na lądowego kota.
 Cieszyło ją chociaż to, że młodzian podchwycił temat i postanowił odezwać się, z nieco większym zaangażowaniem i luzem niż wcześniej. Rozumiała jednak jego obawy i podzielała je, również starała się być ostrożna i nie przekraczać pewnej granicy spoufalenia. Skoro jednak pogoda zamknęła ich w szopie na najbliższy czas, badała grunt. Siedzenie w niezmąconej ciszy zbytnio by ją stresowało, a tak okazało się, że jednak może porozmawiać.
 — Szkoda. Chwiałabym zobaczyć jak wyglądały wcześniej. Jeżeli mają lecznicze właściwości, to muszą być dosyć rzadkie. — Ciągnęła płynnie, a skoro domyślał się tak wielu faktów, nie było powodu, by udawać głupią, albo zaprzeczać. Kiwnęła lekko w połowie wypowiedzi. — Łowcą. Wędrowałam z grupą, ale oddzieliliśmy się na chwilę. Myślę, że gdyby nie pogoda przyszliby tu szybciej. — Zawahała się na moment. — Nie są zagrożeniem. Raczej nie zjawią się w okolicy przed końcem nawałnicy, ale nawet jeśli, to nie ma powodu, by próbowali na Ciebie zapolować. Poza tym, wyglądasz mi na kogoś, kto umiałby oddalić się niezauważony.
 Spojrzała nieco niżej, na ręce chłopaka, które po przeczesaniu jej torby odrzuciły ją na bok. Z trudem powstrzymała się od ciężkiego westchnięcia. Skoro miał wprawne ręce złodziejaszka, to pasował jej do wizji takiego cienia, który atakuje znienacka i równie szybko ucieka z widoku. Mimo to, jako okradziona czułą się jednocześnie pokonana.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.18 23:41  •  Solidna szopa - Page 4 Empty Re: Solidna szopa
Uniósł jasne spojrzenie, w którym coś zaiskrzyło. Nuta zaciekawienia wdarła się pomiędzy obojętność. Kobieta zainteresowała go w chwili, kiedy nawiązała do imienia Sarutahiko. Co prawda to było zbyt mało, aby zaczął chętniej z nią rozmawiać, ale zaciekawiła go na tyle, że był gotowy poświęcić jej parę chwil. Pomimo swojego uwielbienia dla ciszy, mógł od czasu do czasu zrobić wyjątek i ją nieco zmącić.
- Wiesz. - stwierdził, nawet na krótką chwilę nie spuszczając z niej swojego spojrzenia. Musiał przyznać, że nie spodziewał się spotkać kogoś na Desperacji, kto znałby genezę pochodzenia imienia jego tygrysa. Jak widać dzień ten był pełen zaskoczeń.
- To zabawa słowami. - odezwał się po minucie, spuszczając spojrzenie na pozostałe jedzenie. Sięgnął po kolejnego krakersa nawet się nie ociągając i pochwycił go w dwa palce.
- Sarutahiko nie tylko jest lądowym kotem. - ugryzł przysmak, a w pomieszczeniu oprócz odgłosów ich wzajemnego oddychania rozlegało się dość irytujące chrupanie.
- To ognisty tygrys. - wyjaśnił, nie będąc do końca pewien, czy kobieta zna rodzaje bestii zamieszkujące Desperacje. Ale skoro rzucała takie dziwne nawiązania do Saru, całkiem możliwe, że akurat tego nie była świadoma.
- Nie. - pokręcił głową, chcąc od razu naprostować jej błędne myślenie. - Te rośliny nie posiadają leczniczych właściwości. Gdyby tak było, na Desperacji już dawno byśmy ich nie znaleźli, bo handlarze zwęszyliby pomysł na zarobek. Jak już wcześniej wspominałem, pomaga zneutralizować słabe toksyny z krwi, to wszystko. Zresztą, sama ocknęłabyś się za parę godzin. Dzięki niej doszło do tego po prostu szybciej i dzięki temu nic cię nie zeżarło. - wzruszył lekko ramionami, zjadając resztki suchego prowiantu. Z lekkim żalem spojrzał na pozostałe już tylko okruszki, żałując, że kobieta nie zabrała ze sobą więcej. No ale z drugiej strony i tak nie powinien narzekać. Zmniejszył ryzyko pójścia spać z zupełnie pustym żołądkiem.
Na powrót przeniósł spojrzenie w jej stronę, kiedy zdradziła się ze swoją przynależnością. Nie do końca chciał jej wierzyć, że tak bez problemu to powiedziała, ale w sumie... po co miałaby kłamać? To i tak niczego nie zmieniłoby.
- Umiałbym. - zgodził się odchylając do tyłu, aby oprzeć wygodniej o ścianę za nim.
- Umiałbym też po cichu poderżnąć im gardła, nim ci zorientowali się, że właśnie umarli. - dodał po chwili. Nie chełpił się, ani też nie był arogancki. A ostrożny. Nie miał pojęcia, czy kobieta w jakiś sposób nie jest z nimi w kontakcie. Może posiadała moc telepatii albo inny bzdurny bajer. Tego nie wiedział. Nic nie wiedział, dlatego musiał zachować pełną ostrożność. A jego słowa mogły podziałać nieco jak hamulec na ewentualnych agresorów. Przynajmniej miał taką nadzieję, że nie zrobią niczego pochopnego. Bo o ile wiedział, że błyskawicznie mógłby sobie poradzić i rzeczywiście po cichu ich wykończyć, tak też zawsze istniała szansa, że w ich grupie będzie znajdował się ktoś o podobnych zdolnościach do jego. Tsukishimaru był szybki, tego był pewny. Ale z siłą i fizycznością było o wiele gorzej.
- Jak na Łowcę jesteś całkiem nieroztropna, skoro zgubiłaś się i oddzieliłaś od reszty na nieznanym terenie. Nie jesteś tutaj pierwszy raz, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.04.18 19:23  •  Solidna szopa - Page 4 Empty Re: Solidna szopa
 Uniosła nieznacznie kącik ust, na jedną, nieznaczną sekundę zadowolenia. Widać było, że chociaż stara się tego nie okazywać, chłopak podchwycił temat imienia jego bestii. Niektórym wystarczyło tylko to, chwila zaciekawienia ich osobą, by mogli otworzyć się nieco bardziej, ale w końcu też temu uległa, racja? Dosyć łatwo przyznała się do swojej rasy, nawet jeżeli nie było to szczególnie ważne odkrycie.
 — Wedle legend, Sarutahiko był czymś w rodzaju olbrzyma, a ten tutaj jest całkiem sporym kociakiem. — ciągnęła dalej i kiwnęła głową, kiedy niebieskowłosy wskazał jej na konkretną rasę. Słyszała niejedno o tych stworzeniach, ale nie miała wielu możliwości zapoznać się z nimi lepiej. Dzieląca ich obecnie odległość była niewielka i całkowicie zaspokajała potrzebę bliskiego kontaktu z paszczą, która mogła odgryźć jej nogę jednym kłapnięciem. — Słyszałeś o kotach kluczników? To też rodzaj legendy... ale kto wie? Przywiązywały się po urodzeniu tylko do jednej osoby, nie ufały nikomu innemu. Klucznicy powierzali im pęki tych narzędzi w więzieniach, skarbnicach, zamkach, pałacach i tak dalej. W razie napadu koty potrafiły uciec z kluczami szybciej niż ludzie. Czasami myślę, że tygrysy ogniste mogły dać początek takim historiom. Z tego co wiem, są dosyć nieufne w stosunku do wszystkich innych poza ich wła... kompanami, racja?
 Nie posiadała wiedzy specjalistów, ale jeżeli coś tyczyło się mitycznych opowieści, to posiadała pewne pojęcie. Co prawda to nie nekomaty, ale kot zawsze pozostanie kotem, nawet jeżeli jest wielki i cały pokryty paskami. Z drugiej strony, chociaż ten temat interesował jej bardziej niż cokolwiek innego, to z młodzieńcem miała zamiar prowadzić dyskusję. Było to co najmniej niegrzeczne, by zajmować się bardziej zwierzęciem od jego ludzkiego towarzysza. Z całą swoją miłością do zwierzyńca wiedziała przecież, że sam tygrys by jej nie pomógł. To ludzkie ręce wpakowały ją na grzbiet kociaka i ludzkie ręce zajęły się ukąszeniem.
Ludzkie, a przecież z góry założyła, że do czynienia ma raczej z wymordowanym. Z pewnym względów krążyło ich tutaj znacznie więcej od zwykłych desperatów. Nie zmienia to jednak faktu, że chłopak pozostawał w swojej całkiem wizualne zwyczajnej formie.
 — Neutralizacja, odkażanie... mimo wszystko podciągnęłabym to pod lecznicze właściwości. W każdym razie pomaga takim przypadkom, jak ja. — parsknęła cicho. Nadal czułą się źle z powodu takiej nieostrożności, ale niech się dzieje wola nieba, póki co żyje i ma się dobrze. Na to nie mogła już dłużej narzekać. Pewne sytuacje należy jak najszybciej puścić w niepamięć, żeby nie przesłaniały za mocno widoku na realne, obecne zagrożenie. Przede wszystkim słowa, którymi częstował ją nieznajomy nadal były ostre, zakrawały o groźbę i wzbudzały w niej ciągłe poczucie zagrożenia.
 — Wierzę Ci — opowiedziała szybko — nie ma powodu, bym podważała takie śmiałe zapewnienie. Ja za to, jak widzisz, potrafię się całkiem wprawnie gubić i robić zamieszanie. — ciągnęła, reagując na jego najnowsze słowa. Nie było powodu, by zdradzała mu wiele więcej. O swoich zdolnościach wolała nie mówić, chociażby dlatego, że sporo z nich wymagało chociażby noża, który chłopak jej odebrał. Walka wręcz wymagała nieco więcej sprawności, co najwyżej mogłaby konkurować z nim w czysto fizycznej sprawności ciała. Może na to nie wyglądała, ale była całkiem zręczna i gibka. Pod sam koniec przytaknęła bez wahania. Znajomość Desperacji nie działała na jej niekorzyść. — Owszem. Nie pierwszy i mam nadzieję, że nie ostatni.
 Miała coś jeszcze dodać, ale słowa uleciały jej z umysłu. Pomimo wyraźnego braku zaufania ze strony chłopaka miała wrażenie, że jest wdzięcznym rozmówcą. Może właśnie dlatego, że wyglądał ta dziko miała wrażenie, iż doceniłby wartość dobrej dyskusji.
 — Trudno też nie wiedzieć, że Desperacja kieruje się własnymi cenami... wiem, że to pewnie niewiele, ale czy w zamian za pomoc usatysfakcjonowała by Cię zawartość mojej torebki? Pewnie nie mam prawa o to prosić, ale czy ją samą mógłbyś mi oddać? O ile nie wyleciały one na ziemie, to gdzieś w środku nadal są moje leki. — mówiła ostrożnie, ale z pewną swobodą. Nie było wiele złego w tym, gdyby młodzian podał własną cenę. Ona po prostu rozpoczęła temat, który prędzej czy później musieliby zacząć. — Przy okazji, jak Ci na imię?
 Dotychczas nie czuła potrzeby poznawania kogoś, kogo być może nigdy więcej nie spotka, ale teraz, gdy już zapytała wydało jej się to całkiem stosowne. Mogłaby chociażby gdzieś kiedyś polecić go opiece świątynnym bożkom, tak dla tradycji.
 — Moje brzmi Yū.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.18 23:07  •  Solidna szopa - Page 4 Empty Re: Solidna szopa
Kolejny plus dla niej, wzbudzając jeszcze większą dawkę zainteresowania w wymordowanym. Przyglądał jej się uważnie, wyłapując każde słowo, jakie padało z jej ust, jakby nie chciał, żeby cokolwiek mu umknęło.
- Nie. - odparł krótko na jej pytanie. Nigdy nie słyszał, ale chociaż historia wydawała się niezwykle absurdalna, to jednak coś wewnątrz niego kazało mu wierzyć, że w historii tej było ziarno prawdy. Gdy ponownie nawiązała do Sarutahiko, bezwiednie wyciągnął dłoń w stronę tygrysa i przesunął palcami po jego grzbiecie czując przyjemną miękkość jego sierści.
- Tak, są. Ale też są niezwykle lojalne i nigdy nie zdradzą. Bez względu na wszystko. - dodał po chwili ciszy, a na krótki moment, zaledwie ułamek sekundy, w jego jasnych oczach pojawił się nieprzyjemny cień przeszłości. Szybko jednak rozpłynął się, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
- Prawdę powiedziawszy to one wybierają same swoich towarzyszy, nie na odwrót. Nikt nie ma nad nimi władzy, chociaż wielu z pewnością chciałoby posiąść taką moc. - odparł w lekkiej zadumie, na moment powracając do wspomnień ich pierwszego spotkania. Już wtedy wiedział, że należą do siebie. Wystarczyło jedno, krótkie spojrzenie. I wiedział to. Od tamtej pory byli niemal nierozłączni. A jak już, to rozstawali się na góra jeden dzień. Nie więcej.
- Jak wyjdziesz z szopy i przejdziesz parę metrów na wprost, łatwo je znajdziesz. - poinstruował ją, skoro była tak bardzo ciekawa kwiatków. Nie czuł wewnętrznej potrzeby ukrywania tego przed nią. To nie był jakiś wielki skarb Desperacji, a jedynie drobne ułatwienie dla mieszkańców. Wręcz znikome w skali całego tego burdelu, jaki każdego dnia można było tutaj spotkać. Jakby natura chciała pokazać im, że nie jest taka zła. Nawet jeżeli byli przeklętymi istotami pozbawionymi duszy.
- Co cię tutaj ciągnie? Nawet u was musi być lepiej, niż tutaj. - zagadnął. Co prawda poniekąd znał odpowiedź. Sam wiele razy natrafił na miejsce, gdzie mógłby na stałe się osiąść, z dala od niebezpiecznych spojrzeń, zębów i pazurów. A mimo to nie potrafił. Nie potrafił rozstać się na długo z poczuciem nieznanego, adrenaliny i niebezpieczeństwa. Ciekawość była silniejsza, działała jak narkotyk paraliżując wszystkie głosy rozsądku. Trucizna, która powoli zabijała go od środka, pchając w sam środek niebezpieczeństwa. A jednak nadal w to brnął. Bezustannie. Po drodze karmiąc się cichą nadzieją na odnalezienie braci.
- Nawet nie wiesz ile minęło od czasu, kiedy ostatni raz jadłem owoc, który nie byłby z puszki. - dodał ciszej na wspomnienie soczystego jabłka. To był rarytas i chcąc czy też nie, dziewczyna mogła naprawdę wiele "kupić" na Desperacji w zamian za parę tego typu owoców.
Uniósł spojrzenie na dziewczynę zaintrygowany nagłą zmianą tematu. Jedna brew wystrzeliła ku górze w zaciekawieniu, gdy chwytał torbę i lekko ją podniósł.
- Huh? Torbę? - przechylił głowę na bok, nie spuszczając z niej spojrzenia.
- Będąc Łowcą masz dość łatwy dostęp do torb. Dlaczego akurat ta? Co w niej takiego niezwykłego? - zapytał lekko poruszając torbą.
- Przecież to zwykła, bezwartościowa torba, czyż nie, ?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.04.18 8:37  •  Solidna szopa - Page 4 Empty Re: Solidna szopa
 A więc miała rację.
 Chociaż widzę na temat Desperackich bestii poznawała zazwyczaj dzięki ustnie przekazywanym doświadczeniom, były też historie zawarte w książkach, które prawiły niejako właśnie o nich. Na dobrą sprawę nie istniała chyba żadna książka opisująca wszystkie żyjące tu rasy, ale natura ewoluowała tak szybko, że tworzenie ich mijało się z celem.
 — Więc to ty jesteś jego zwierzątkiem? — Rzuciła dla żartu tonem na tyle swobodnym, że trudno byłoby wziąć jej słowa za poważne.
 Uniosła dłoń bliżej twarzy i poruszyła niepewnie każdym palcem po kolei. Mięśnie odpowiadały prawidłowo, ale uczucie odrętwienia pozostało. Na oko oceniała, że wierzch nadal jest spuchnięty i to właśnie z jego powodu odczuwa mrowienie i dyskomfort. Wyglądało jednak na to, że zagrożenie minęło. Nawet bez ręki da sobie rady, jeżeli świadomość pozostanie na swoim miejscu.
 — Chętnie je zobaczę. — Przytknęła policzek bliżej ściany szopy nasłuchując chaotycznego dudnienia deszczu. Przez krótki moment miała wrażenie, że spojrzenie chłopaka zmieniło się, ale widok ten ulotnił się, zanim an dobrą sprawę ustaliła, czy nie jest to tylko gra świateł. Za każdym razem, gdy gdzieś w tle nieco przeszywał piorun, ich twarze rozświetlały się w ostrej, teatralnej grze blasku i cienia. — Oczywiście nieco później.
 Kontakt opierający się wyłącznie na rozmowie nie był najgorszy, ale jednookiej już teraz zaczynało brakować ruchu. Gdyby nie niepewność odnośnie własnej równowagi najpewniej przechadzałaby się od drzwi do przeciwległej ściany, albo chodziła w małych kółkach szukając sposobu na zabicie czasu. Kiedy siedziała tak, z nogami podciągniętymi bliżej ciała, ni to wyprostowanymi, ni w całkowitym zgięciu czuła się jak dziecko niepewne, czy rodzic uwierzył w udawaną chorobę. Miała wstawać, czy powinna czuć się zwolniona z obowiązków, które ją tu przygnały?
 Pytanie chłopaka przypomniało jej, że zawsze i wszędzie najpierw powinna trzymać gardę.
 — Jest lepiej w pewnym sensie, gorzej w innym. To zależy od osoby, każdy czuje, gdzie go tak naprawdę ciągnie. Może to ciekawość, ale tak właściwie, to nie potrafię opisać dokładnie tego uczucia. — Skierowała wolną dłoń nad serce, chcąc pokazać, że to co odczuwa bierze się prosto z wnętrza.  Jest niemożliwe do ubrania w słowa, ale jako podróżnik, może niebieskowłosy to zrozumie.
 Dziki słowik zamknięty w klatce prędzej umrze, niż przyzwyczai się do nowego otoczenia. To nie tak, że złota klatka jest zła, ma swoje wady i zalety, ale to wybór i możliwości napędzają zwierzęcą naturę. Póki sam nie podejmie pewnych decyzji, będzie się czuł oswobodzony. Po prostu musiała raz na jakiś czasu uciekać ze swojego więzienia by przypomnieć sobie, dlaczego warto do niego wracać.
 Poza tym, Desperacja kryła w sobie pewne skarby, o których może sama w sobie nie miała pojęcia. Widok nieznajomego, który celebrował nawet zwykłe jedzenie jabłka zwyczajnie ją cieszyło.
 — Tam skąd pochodzę też są rarytasem. Mimo wszystko puszki biorą się z niechęci marnowania pożywienia, którego nie da się rozprowadzić póki jest jeszcze świeże. To nadal ten sam owoc, jedynie zapakowany na gorsze czasy. Bywają drogie, ale jako składnik czegoś innego uchodzą za jeden z tańszych zapychaczów. To konkretne wcale nie było najświeższe, najzdrowsze ani najpiękniejsze. — Nie chciała obdzierać go z zachwytu, chociaż wątpiła, że tak niewielkie niedogodności odebrałyby chłopakowi radość. Nie był przyzwyczajony do luksusów, więc nawet jedno parchate jabłko w jego oczach jawiło się jak skarb.
 Rozumiała to. Sama miała ochotę zjeść je nieco później. W drodze powrotnej. Głód maskowała dosyć wprawnie ciesząc się, że żołądek nie ma zamiaru odśpiewywać hymnu skrętu kiszek.
 — No nie... nie używaj mojego imienia tak, żebym żałowała, że go podałam. — Cicho westchnęła. Najwyraźniej nie pozna miana swojego rozmówcy, chociaż nie było to wcale wielką przeszkodą. W myślach określała go na kilka sposobów, więc póki nie rozgoni mgły tajemnicy, pozostanie bezimiennym dzieciakiem. — I prawdę mówiąc, dla mnie nie jest bezwartościowa. Przede wszystkim dlatego, że ją legalnie zdobyłam, a nie ukradłam. Jak się domyśliłeś, zazwyczaj właśnie w ten drugi sposób łatwiej jest coś dostać. Jeżeli istnieje wybór, to wolałabym częściej dostawać coś własną pracą, a nie przypadkiem i z pomocą sprawnych palców. Drugi powód już wspomniałam.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.04.18 22:28  •  Solidna szopa - Page 4 Empty Re: Solidna szopa
Ciężko było wyczuć, czy żart wypowiedziany przez dziewczynę w jakiś szczególny sposób wywarło wpływ na chłopaku. Nie odpowiedział, a usta nawet nie drgnęły, ale też z drugiej strony medalu nie posłał jej żadnego spojrzenia. Zdawał sobie sprawę, że nie jest najlepszym kompanem do rozmów. Wolał milczenie, od zbędnej rozmowy, praktycznie nic go nie bawiło, był jak cień, który snuł się po Desperacji, nie chcąc zwracać na siebie zbytniej uwagi innych. Dlatego też zakładał, że kobieta prędzej czy później odpuści sobie rozmowę. Widocznie trafił na wyjątkowo wytrwały egzemplarz.
Nie skomentował również powodu, dla którego zapuszczała się w nieznane tereny. Właściwie czuł, że akurat w tym momencie, wyjątkowo, słowa są zbędne. Rozumiał. Cholernie dobrze rozumiał jej postępowanie, bo pod tym względem byli zaskakująco podobni do siebie. Nawet przez sekundę na jego twarzy położył się cień uśmiechu, ale ciężko było ostatecznie uznać to za uśmiech. Po prostu jego oblicze delikatnie rozjaśniło się, nic ponadto.
- Nie było. - zgodził się, nadal czując posmak owocu na języku - Aczkolwiek wciąż było smaczne. Żyjąc na Desperacji i żywiąc się wszystkim, co tylko możesz, nawet zgniłe jabłko pełne robaków jest rarytasem. Jesteś szczęściarą, jeżeli masz dostęp nawet do puszek. Wątpię, byś poznała smak kory czy też trawy. - odparł cicho poruszając bezwiednie palcami lewej dłoni, a po chwili nimi strzelił.
- Chyba zgodzisz się ze mną, że Łowcy mają o wiele lżej od nas, osób poza murami. - przymknął na moment oczy. Osobiście sam i tak nie miał co narzekać. Należąc do jednego z ugrupowań znajdujących się na terenach Desperacji miał i tak ułatwiony dostęp do rzeczy, środków i jedzenia w porównaniu do tych, którzy żyli bez sztandaru koloru nad ich głowami. Nie zamierzał jednak przyznawać się kobiecie do tego, że należał do Smoków. Nie wstydził się tego, ani też jakoś szczególnie nie ukrywał, o czym świadczył kieł w widocznym miejscu, jednakże nie uważał tego za coś niezbędnego do dalszej konwersacji.
- Tsukishimaru. - odezwał się nagle, niemalże wchodząc na bezczelnego w środek wypowiadanego przez nią zdania.
- Jesteśmy teraz kwita, czyż nie, Yū? - zagadnął, nie oczekując w żadnym wypadku odpowiedzi na pytanie. Sprawa torby stawała się z każdą chwilą coraz bardziej interesująca. Jak na złość położył ją sobie na kolana i przesunął opuszkami po jej strukturze, wbijając zaintrygowane spojrzenie w szczupłą sylwetkę kobiety.
- Beznadziejny. - skwitował wreszcie. - Bardzo beznadziejny powód. Sądziłem, że rzucisz coś w stylu, że ma dla ciebie wartość sentymentalną, że to pamiątka po twojej babci albo przyjacielu. Albo że jest wartościowa ze względu na swoją przydatność. Dużo rzeczy w niej się mieści, jak tak patrzę. - dodał i chyba po raz pierwszy dziewczyna mogła ujrzeć jak na jego usta wpełza krzywy uśmiech.
- Powiedzmy więc, że to zapłata za twoje życie. Bo chyba jest wiele warte, czyż nie? - nie, nie został przekonany, by ją jej zwrócić. W żadnym wypadku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.05.18 22:22  •  Solidna szopa - Page 4 Empty Re: Solidna szopa
 Ograniczona przestrzeń do poruszania się odrobiną ją irytowała. Przyzwyczajona do ciasnych tuneli nie powinna narzekać na niewielki metraż szopy, jednak wyrwana z rozległych desperackich równin kobieta czuła się nagle jak wrzucona do niewielkiego pudełka. Co z tego, że brak wygód nie uznawała za problem, skoro to nagła zmiana otoczenia była epicentrum problemu. Gdyby nie to, że nie straciła świadomości, a tylko ciało odmówiła posłuszeństwa, szok przeskoki byłby intensywniejszy. Być może ocknęłaby się w znacznie gorszym humorze niż przejawiany obecnie.
 Tak udawało jej się chociaż zabijać czas na pierwszy rzut oka zbędną rozmową. Każda wymiana zdań czemuś służyła i dzisiaj wcale nie było mowy o wyjątku. Chociaż słowa miały łagodną tonację, a temat wydawał się przypadkowy, nawet to, że utrzymywał ich obojga w spokoju było cenne. Być może jedno i drugie czuło napięcie, ale łączyła ich niemożliwość opuszczania szopy, przynajmniej do czasu, aż gwałtowna burza się nie ustabilizuje. Wyglądało tak, jakby dwie żmije stanęły na przeciw siebie w ciasnej rurze i czekały na to, aż ktoś przechyli pułapkę i je z niej wyciągnie. Kąsając się wzajemnie tylko by na tym stracili.
 — Zdziwiłbyś się. — odparła z łagodnym kiwnięciem głową. — Jedno i drugie nie jest mi obce, ale cenię sobie dużo bardziej herbatkę z sosnowych igieł od żołądka wypchanego ołowiem. — Nie mówiła, że ktoś ma tu lepiej czy gorzej. Obie strony medalu egzystowały z innym odbiorem otoczenia. To, że za cenę kilku takich puszek musieli niekiedy zakopać przyjaciela wolała przemilczeć. Obraz był piękniejszy, jeżeli uznawało się poświecenie.
 Wzruszyła ramionami. Chociaż wydawało się, że zignorowała rzucone w trakcie przemowy imię, zapamiętała je szybko, chociaż nie zamierzała używać go bez powodu. Mogła sprawiać wrażenie niezainteresowanej jego mianem, ale na dobrą sprawę nie miała powodu, by ciskać nim od zaraz na prawo i lewo. Tego, jak i wszystkich innych kart w rękawie użyje dopiero w odpowiednim momencie. Ciasna przestrzeń słabo zbitej budki nie nadawała się do słownych, ani tym bardziej fizycznych przepychanek.
 — Każdy ceni wagę argumentów własną miarą. Myślałam, że do złodzieja paradoksalnie szczerość przemówi najmocniej. Mogłabym skłamać i wymyślić jakąś łzawą, sztampową historyjkę, ale nie jestem dobra w udawaniu rozpaczy. — wzruszyła ramionami. — Widzisz. To zależy. Jeżeli w środku znajduje się coś niezwykle cennego, to być może moje życie niewiele się do tego ma. Sam zauważyłeś, że sporo się w niej mieści. Równie dobrze może być całkowicie pusta. — Spojrzała na niego dziko i uśmiechnęła się, ale nie jak ktoś o zdrowych zmysłach. — No dalej, wsadź tam rękę. Sprawdź.
 Uniosła się nieco na kolanach. Podniosła nawet dłoń, która dotychczas leżała gładko ułożona na ziemi. Wilgotne liście ześlizgnęły się odrobinę po powierzchni ręki, ale nie odpadły całkowicie. Czerwona tęczówka zabłysła w półmroku szopy w oczekiwaniu na decyzję chłopaka. Deszcz chaotycznie uderzał o ścianę budowli potęgując gęstą atmosferę ciszy, która zalęgła się po słowach jednookiej.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.05.18 1:01  •  Solidna szopa - Page 4 Empty Re: Solidna szopa
Przesunął paznokciem po dolnej wardze, uśmiechając się lekko na jej słowa. To było nawet trochę zabawne, oglądać jej reakcje oraz mimikę, jaką prezentowała podczas rozmowy. Widział i czuł, że dziewczynie zależy na przedmiocie. I chociaż nie czuł się przekonany, nawet jeżeli rzeczywiście mówiła prawdę, to i tak torba do niczego mu się nie przyda. Ale droczenie się z nią było też jakimś sposobem na spędzenie czasu i czekaniu, aż pogoda na zewnątrz się ustatkuje. Z drugiej strony nie czuł też wewnętrznej potrzeby oddania torby, zwłaszcza, że istniało spore prawdopodobieństwo zyskania na tym.
Odchylił się i oparł o ścianę za sobą, prostując przy tym wygodnie nogi, układając trzymany przedmiot na swoich kolanach jak jakiegoś kota.
- Naprawdę jesteś tak naiwna sądząc, że na złodzieju z Desperacji zrobi wrażenie prawda? - zapytał cicho, mrużąc przy tym delikatnie oczy.
- Dla nas złodziei, jak ładnie mnie określiłaś, nie ma to najmniejszego znaczenia. Żadna historia nie sprawi, że złodziejowi nagle zmięknie serce i odda skradzioną rzecz. - lewy kącik ust drgnął, niespiesznie unosząc się ku górze. Z jednej strony ciemnowłosa wydawała się niezwykle naiwna i nieporadna w tym, co robiła, z łatwością dziecka wpadając w jedną z łatwych pułapek Desperacji. Z drugiej strony jego wewnętrzna zasada podpowiadała mu, żeby jej nie lekceważyć. Żyjąc tyle lat w tym piekle co on, każdy ostatecznie przyswaja naukę, że nawet najbardziej niepozorna istota w ostateczności może okazać się sporym niebezpieczeństwem.
- Posłuchaj. - wznowił temat po dłuższej chwili milczenia.
- To, co zabrałem to tylko cena, za uratowanie twojego tyłka. Zapewne doskonale zdajesz sobie sprawę, że na Desperacji nie ma nic za darmo. Zatem te wszystkie rzeczy należą do mnie. I nie mam zamiaru bawić się w twoje gierki w stylu wsadź rękę to się dam przekonasz. Ta torba do niczego mi się nie przyda. - skwitował unosząc ją delikatnie i poruszył nią, chcąc skupić spojrzenie dziewczyna na trzymanym przez niego przedmiocie, a następnie ponownie ułożył ją na swoich nogach.
- Ale mogę się na niej wzbogacić. Rozumiesz? - spojrzenie błękitnych tęczówek nagle spoważniało, co jedynie mogło utwierdzić w przekonaniu, że nie żartował, w żadnym stopniu, cząsteczce.
- Możesz ją ode mnie odkupić. Pomyśl, rusz głową. - postukał się palcem wskazującym w skroń.
- Na pewno masz coś, co dla ciebie będzie dość bezwartościowe, ale dla mnie wręcz przeciwnie. Ubrania, jedzenie, leki. Na pewno masz łatwiejszy dostęp do tego, niż ja. Zaproponuj cenę. Zaproponuj co możesz podarować w zamian za torbę. Negocjujmy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.05.18 19:53  •  Solidna szopa - Page 4 Empty Re: Solidna szopa
 Przebrnęła przez moment ciszy z łagodnym uśmiechem na ustach. Ciało było przyjemnie pobudzone teraz, gdy zdołała już całkowicie pozbyć się promieniującego od dłoni odrętwienia. Zastąpiło je delikatne ciepło zmobilizowanego organizmu, idealne na dochodzący z zewnątrz wilgotny chłód burzy.
 — Naiwna? — przechyliła głowę mówiąc to. Mimo niezaprzeczalnego osłabienia zaraz po obudzeniu, pierwszą emocją, jaka była wyraźna na obliczu kobiety okazało się rozbawienie. Cały czas wyglądała na osobę z chłodnym uśmiechem na twarzy, nie zawsze zwiastował przypisaną mu radość, a jednocześnie nigdy nie był do końca szczery. — Powiedziałabym raczej, że doświadczona. To ty jesteś naiwny sądząc, że coś, co dla Ciebie nie brzmi przekonująco w ogóle takie nie jest. To, że prawda w żaden sposób nie potrafi zmienić twojego zdania świadczy tylko i wyłącznie o indywidualnym charakterze, a nie o złodziejskim fachu.
Obniżyła powieki patrząc na niego ostrym spojrzeniem półprzymkniętego oka. Szkarłatna tęczówka gubiła się w półmroku i tylko jasny błysk jej otoczenia odcinał wyrazisty wzrok od schowanej w cieniach twarzy.
 Nie mówiła tego w celu wszczęcia kłótni, ale gdy stawiał się w roli reprezentanta całego grona złodziei rzucając tak dalekie od prawdy kłamstwa, poczuła się w obowiązku bronić oczernianej grupy, nie tylko dlatego, że sama do niej należała. Odzywając się sprawił jednak, że zainteresowanie słowną potyczką straciła równie szybko, co je zyskała. Uniosła nieco jedną brew, a potem zaniosła się ciepłym śmiechem.
 — Nie bój się. Jestem skazana na słuchanie Cię, czy tego chce, czy nie. — oparła się na dłoni ułożonej za plecami i przetarła policzek wolnym przedramieniem hamując dalszy chichot. — Handel? Mówisz, że jesteś w aż takiej desperacji, że posuniesz się do całkowicie sprawiedliwej, ludzkiej wymiany? — Odzyskała kolory na twarzy, a teraz spoglądała na niego jak ptasia matka na pisklęta, z przyjemnym ciepłem w spojrzeniu, w którym próżno było szukać objawów ognistego temperamentu. Kami nawet poirytowana pozostawała bezwzględnie opanowana, destrukcyjna dla tych, których odbierała jako wrogów i cierpliwa jak matka dla całej reszty. — I jak to widzisz, drogi złodzieju? Zaproponuję Ci w zamian jedzenie, które i tak już zjadłeś, leki jakich nie mam czy ubrania, w które jestem odziana? — Przez krótki moment chwyciła za dół bluzki, jakby miała zamiar ją z siebie ściągnąć, ale niebieskowłosy raczej nie doceniłby delikatnego objawu humoru. — Mówisz, że do niczego Ci się nie przyda, więc w twojej opinii jest bezwartościowa, a jednak żądasz za nią zapłaty. Pokazujesz mi, że jesteś w dużej potrzebie, przez jaką podejmiesz się negocjacji i niemal w tym samym zdaniu mówisz o bezsensie targowania się.
 Wyprostowała nogi z cichym jękiem satysfakcji, a potem zmusiła je do ugięcia się w tureckim siadzie. Nie było wiele wygodniej, lecz po długim trzymaniu kończyn w jeden pozycji poczuła, że zaczynają powoli drętwieć. To był też moment, jaki dała chłopakowi na zastanowienie się nad jej słowami. Niezależnie od tego, do czego doszedł na tym etapie rozmowy pozwoliła sobie kontynuować.
 — Jedyna możliwość, by wymiana doszła do skutku będzie, gdy sięgniesz ręką do torby i udowodnisz mi oraz samemu sobie, że jest o co strzępić język. A ja muszę mieć co i jak Ci zaproponować w zamian. — przez kilka chwil przypatrywała się tygrysowi, ale gdy dochodziła do ciekawszych fragmentów rozmowy, kierowała wzrok na drugą osobę. — A będę mogła Ci coś zaproponować jedynie wtedy, gdy wrócę do siebie. Mogę uciec i pozostaniesz z bezwartościową torbą, albo pójdziesz ze mną dla pewności, do podobnych mojej osobie. — Uniosła brew sugerując, że mógłby sam w tym momencie domyśleć się dalszego rozwoju sytuacji. — Oba wypadki brzmią dla Ciebie dosyć niekorzystnie, prawda?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.18 18:07  •  Solidna szopa - Page 4 Empty Re: Solidna szopa
Przechylił się nieznacznie w jej stronę, opierając łokciami o skrzyżowane nogi. W jasnym spojrzeniu odbijał się nikły blask zewnętrznego światła, ale był na tyle słaby, że ciężko było dostrzec wyraz twarzy, jaki właśnie zagościł na jego odbiciu.
- Twoje słowa tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że mało wiesz o Desperacji, księżniczko z kanałów - - powiedział cicho, chociaż ostatnie słowa ocierały się niebezpiecznie o złośliwość. Cmoknął niezadowolony, odchylając się na powrót i postukał palcem wskazującym w torbę.
- Współczuję, skoro masz aż takie doświadczenie z ludźmi, a nie potrafisz przyswoić brutalnej prawdy odnośnie życia tutaj, w tym syfie. Nie wierzę, że naprawdę uważasz, że sprzedając prawdę złodziejowi zmięknie serduszko. Może znajdzie się taki miękki frajer, ale z pewnością nie pożyje zbyt długo. - parsknął pod nosem i pokręcił delikatnie głową. Dziewczyna nie miała pojęcia o tym, co mówi. Żyła i karmiła się swoimi idealistycznymi mrzonkami. Nic dziwnego, że po stawianiu stóp na tej ziemi spotkał ją taki los, jaki spotkał.
- Nie rozśmieszaj mnie. - parsknął nagle chłodnym śmiechem.
- Zdesperowany? Nie. Ale skoro widzę okazję w zarobku, to czemu miałbym z tego nie skorzystać? W imię czego? Skoro widzę okazję, to z niej korzystam. To bardzo proste, każdy powinien to zrozumieć. Dla mnie jest bezwartościowa, bo, jak może zdążyłaś już zaobserwować, posiadam torbę w której trzymam swoje bibeloty. Ale na Desperacji jest sporo osób, które takiego rarytasu nie posiadają. O tak, nawet taka bzdeta ma swoją wartość w tym miejscu. Powinnaś to wiedzieć. - znowu złośliwa nuta wkradła się pomiędzy jego słowa. Ubrania, buty, torby. To wszystko, co za murem wydawało się śmieciem, wbrew pozorom na Desperacji miało swoją wartość. Mniejszą bądź większą, ale jakąś miało. I Tsukishimaru doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego też zamierzał z tego korzystać, czy tego chciała, czy też nie.
- Powiedz mi, ile masz lat? Łowcy mogą dożywać do ilu? Trzystu? Czterystu? A ile z tego żyłaś na Desperacji? Tak naprawdę? - i chociaż padło pytanie, nie oczekiwał odpowiedzi, ponieważ chwilę później kontynuował.
- Jeżeli przeżyjesz tyle ile ja w tym syfie, to zrozumiesz. Dopiero wtedy będziesz mogła cwaniakować na temat tego co ma a co nie ma wartości. - machnął lekceważąco dłonią.
- Istnieje jeszcze jedna, a nawet dwie opcje. Pierwsza jest taka, że spotkasz się z resztą swoich kompanów, co wybrali się na Desperacje i zobaczysz co mają przy sobie cennego. Druga jest taka, że wrócisz do siebie i przyniesiesz mi tutaj, na Desperację. Nie będę za tobą podążał, nie ufam ci. A jeżeli uciekniesz, no cóż, to znaczy, że tak naprawdę torba nie jest dla ciebie aż tak cenna. A ja dostanę coś za nią gdzie indziej. Zdesperowany? Nazywaj to jak chcesz. Ale jak widzę okazję, to będę ją wykorzystywać. - dodał obdarzając ją ledwo zauważalnym uśmieszkiem. Negocjacje zakończone.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach