Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 19.02.18 14:14  •  Solidna szopa - Page 3 Empty Re: Solidna szopa
Ogródkowe batalie jasnowłosego pozostaną odwieczną tajemnicą, bowiem kiedy Zhan się obudził, anioł już wrócił do szopy i ponownie gotował coś w kociołku. Tym razem z pewnością nie była to zupa, bowiem w nozdrza wymordowanego uderzył mocny ziołowy zapach. Przywodził na myśl napar, który pił tuż po poznaniu swojego wybawcy. Jak się później miało okazać, domysł całkiem słuszny.
- Obudziłeś się? - zapytał z lekkim uśmiechem jasnowłosy, widząc ruch na posłaniu - To dobrze, lekarstwo jest prawie gotowe. - wskazał dłonią gotującą się ciecz, której Crane nie mógł obserwować ze swojej pozycji.
- Jak się czujesz? - w głosie anioła dało się usłyszeć autentyczną troskę i ciekawość. - Dasz radę wstać?
Martwił się, bo pianista spał dość długo, mimo faktu, że w trakcie rozmowy nie było po nim aż tak widać zmęczenia czy osłabienia. Im dłużej jednak przypatrywał się pacjentowi, tym bardziej dochodził do wniosku, że desperat wygląda znacznie lepiej, niż w momencie utraty nieprzytomności na środku jego szopy. Nadal wyglądał na dość osłabionego, jednak kolory na jego twarzy były żywsze niż uprzednio - trupia bladość ustąpiła naturalnemu kolorowi skóry Zhana.
Z obserwacji jasnowłosy uznał, że jeśli biorąc pod uwagę stan wyjściowy, którym było całkowite wyczerpanie i duża utrata krwi, ciemnowłosy pianista wydobrzał na tyle, by mógł wykonać wszystkie czynności bez obaw o nagłe omdlenie lub o odmowę wykonania czynności przez osłabione mięśnie. Nadal było mu dość daleko do pełnego wyzdrowienia, ale już znajdował się mniej więcej w połowie drogi.
Anioł zaczerpnął kubkiem cieczy z kociołka, po czym podszedł do Zhana i podał mu naczynie. - Proszę, wypij to, ale uważaj, bo gorące. - ostrzegł lojalnie, tak jak na samym początku ich znajomości.


// tu masz wyniki losowania -> link i tak jak tam napisałem, to czy twoja moc zadziałała, czy nie, leży w twojej gestii. Stan Hyde'a jest stabilny, chociaż nadal jest osłabiony i musi uważać na ranę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.18 2:42  •  Solidna szopa - Page 3 Empty Re: Solidna szopa
Przebudził się, podnosząc się powoli do siadu i mimo uszkodzonego układu nerwowego odczuł znajomy ból w okolicy pleców. To już samo w sobie stanowiło idealny środek na powrót do rzeczywistości, odsuwający na bok sen, który jeszcze niedawno mu towarzyszył, a także pozostałą senność. W odróżnieniu od czterech zmysłów Zhana Crane’a w efekcie nieuniknionej mutacji z genami kobry królewskiej i mamby czarnej za przekleństwem wirusa X — tylko węch pozostał niewyostrzony, przez co bywał naturalnie przytłumiony przez pozostałe. Zapach unoszący się w niewielkim pomieszczeniu wydawał się przyjemnie znajomy, w odróżnieniu od tych widoków na Desperacji, które skądinąd kojarzył, ale nie potrafił określić, z czego wynika ten stan rzeczy. Brakowało mu informacji, cennych informacji.
Dużo lepiej niż podczas naszej poprzedniej rozmowy — przyznał szczerze, kierując spojrzenie na swojego rozmówcę, pamiętając aż nad to, że kontakt wzrokowy jest kluczowy. Nie doskwierał mu już ból czy zawroty głowy i tak silne osłabienie, które pozostawiało wrażenie, jakby ktoś narzucił mu na ramiona ciężki płaszcz z ołowiu. — Podejrzewam, że nie będę miał z tym większych problemów. — dodał, choć nie było mu aż tak spieszno, by to od razu sprawdzać.
Zmierzwił ręką ciemnie włosy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego wzrok spoczął na chwilę na swetrze, który został uprzednio położy tam przez anioła, a niedługo potem przeniósł się na jasnowłosego mężczyznę, który podał mu naczynie z gorącym płynem. Skinął jedynie głową, przejmując je od niego i bardzo powoli przymierzając się do zrobienia przynajmniej jednego łyka na sam początek, by w razie zbyt wysokiej temperatury poczekać aż przygotowane lekarstwo ostygnie.  


// Nie przewiduję, by na obecnym etapie fabularnym ta postać potrafiła z pełną swobodą korzystać z tej mocy. Dopiero się tego nauczy, ale musi być w lepszym stanie fizycznym.~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.18 4:21  •  Solidna szopa - Page 3 Empty Re: Solidna szopa
- Cieszę się, że to słyszę. - odparł jasnowłosy na słowa pianisty. Odstąpił kilka kroków, dając mu trochę przestrzeni osobistej. - Wyglądasz też zdecydowanie zdrowiej.
Taka była prawda. Maść w połączeniu z naparem zrobiła swoje i jeśli nie postawiła go od razu na nogi to tylko dlatego, że Zhan nie miał ochoty wstawać. Anioł wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, złowił jednak wzrok Anglika, zahaczający o sweter, leżący na plecaku. Wskazał go dłonią.
- Pomyślałem, że jeśli moje medykamenty zadziałają, będziesz chciał od razu ruszyć w drogę... - zaczął tłumaczenie, na spojrzenie zielonych oczu odpowiadając swoim. Po chwili jednak odwrócił wzrok i skierował swoje kroki ku skrzyni - Dlatego od razu cię spakowałem. - kontynuował, odwracając się do pianisty z wypłowiałą, ongiś ciemnoniebieską koszulka w dłoniach. Powoli zbliżył się do Zhana i podał mu ją, wyciągając ręce do przodu - Proszę, to dla ciebie. Sweter również. Nie możesz chodzić nagi po tym pustkowiu, kiedy wokół trwa zima. To najszybsza droga do zapalenia płuc.
Nie dodał, choć mógł, że takie działanie zniweczyłoby wszystkie jego starania, by podreperować zdrowie Crane'a. Nawet taka myśl nie przeszła mu przez głowę, choć w jego głosie pobrzmiewała troska, kiedy mówił o możliwej chorobie.
Po kilku minutach jednak zdał sobie, jak mógł odebrać jego słowa uprzejmy Anglik. Jasnowłosy zamachał rękami, jakby się od czegoś odżegnywał - To wcale nie oznacza, że cię wyganiam. - opuścił ręce - Możesz zostać tutaj tak długo, jak tylko zechcesz, jest mi niezmiernie miło, że mam wreszcie towarzystwo. - tłumaczył się, nieco speszony faktem, że niemal obraził swojego gościa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.18 3:43  •  Solidna szopa - Page 3 Empty Re: Solidna szopa
Uwaga o tym, że wygląda zdrowiej była w zasadzie całkiem dobrą nowiną. Jeszcze jakiś bliżej nieokreślony czas temu — Zhan Crane miał sporawe problemy, by go odmierzać z jakąkolwiek dokładnością na terenie humorzastego bezkresu — nie musiało się to skończyć na jego korzyść. Los bywał w tej materii wyjątkowo przewrotny.
Pomyślałem, że jeśli moje medykamenty zadziałają, będziesz chciał od razu ruszyć w drogę… — słowa anioła zadziałały na niego niczym zimny prysznic, odganiając na dobre pozostałość po śnie. Tak, musiał ruszać. Nie mógł tu przecież zostać, wiedział to zbyt dobrze. Dr Jekyll nie bez przyczyny pozostawił mu pamiątkę na plecach po swoim skalpelu, miała być swoistą motywacją ku temu, by odnalazł się w nowej rzeczywistości. Okaże się to bowiem niemałą próbą dla pianisty, który zobaczy dopiero na własne oczy czym jest prawo dżungli na terenie Desperacji, tak odległe wobec tego co wyniósł i pozostało w nim, jakoby na stałe na pamiątkę odrodzonych miast. Przez ten czas wypił powoli zawartość podanego mu w naczyniu lekarstwa i opóźnione położył obok siebie, stabilnie na podłożu.
Dziękuję — mruknął uprzejmym tonem, biorąc od anioła ubranie. Nie był pewny, czy zasłużył sobie na tak miły gest ze strony anioła, które bądź co bądź obdarzył sympatią. Przyjrzał się koszulce, którą niedługo potem założył, czując znajome ciągnięcie w okolicy pleców. To samo uczynił ze swetrem, który jak się okazało również został mu podarowany. Zdecydowanie była to najmilsza rzecz, która spotkała go od momentu nagłego odzyskania ciała w jakimś sterylnym pomieszczeniu, w faktycznym wariancie należącym pododdziału S.SPEC – Hycli. Nie możesz chodzić nagi po tym pustkowiu, kiedy wokół trwa zima. To najszybsza droga do zapalenia płuc.Może zabrzmi to dziwnie, ale nie czuję różnicy temperatury. Wiem, że to niezbyt nienormalne. — Urok zaburzonej termoregulacja i nieodczuwanie różnic temperatur przez mieszaninę dwóch jadów węży pochodzących z tej samej biologicznej rodziny, które wyrządziły w jego dogorywającym w agonii organizmie więcej szkód niż pożytku. Pianista uśmiechnął się lekko, przyjaźnie. W żadnym razie nie poczuł się urażony. — Myślę, że nadużyłem twojej gościnności. Miejmy nadzieję, że nasze ścieżki jeszcze się przetną.I nigdy nie poznasz mnie od tej złej strony. Po tych słowach Zhan powoli się podniósł, ale nie odczuł zawrotów głowy, to był dobry znak, wcześniej chwytając również za szelkę plecaka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.18 11:26  •  Solidna szopa - Page 3 Empty Re: Solidna szopa
- To wszystko wyjaśnia... - odparł anioł na wieść o zaburzonym odczuwaniu temperatur przez swojego pacjenta. Już nie dziwił się, dlaczego ciemnowłosy mężczyzna wędrował po zimnych terenach Desperacji nagi od pasa w górę. Niemniej wątpił, by był odporny na choroby - Ale niczego nie zmienia. Powinieneś dbać o siebie. To, że nie czujesz chłodu, nie znaczy, że cię nie osłabia. - pouczył go łagodnie. Być może to natura anielska przezeń przemawiała, być może faktycznie polubił swojego gościa, elokwentnego i uprzejmego. Tak czy inaczej, nie zamierzał pozwolić mu na śmierć z wychłodzenia w jakimś desperackim rowie.
Jasnowłosy poczuł ulgę, wiedząc, że nie uraził Crane'a. Widząc jak ten zakłada torbę na zranione plecy, poczuł lekki ucisk w sercu, bo oto kolejna istota od niego odchodziła. Przegonił jednak tę myśl.
- Niczego nie nadużyłeś, przyjacielu. Zawsze będziesz dla mnie mile widzianym gościem. I obyśmy się jeszcze kiedyś spotkali. - powiedział, odprowadzając pianistę do drzwi. Kiedy jednak Zhan przekraczał próg, anioł jakby sobie coś przypomniał
- Jeśli kiedykolwiek znajdziesz się na terenie Edenu, proszę, odszukaj anioła imieniem Jahleel i przekaż mu te słowa: "Akinael melduje, że się udało." Będzie wiedział, o co chodzi. - poprosił, przedstawiając się po raz pierwszy w ciągu całego ich spotkania.
Długo jeszcze stał w drzwiach i wpatrywał się w plecy oddalającego się pianisty, mrucząc pod nosem słowa błogosławieństwa, dla tego niewinnego, choć splamionego krwią, mężczyzny.


Wydarzenie zakończone
Efekty: rana na plecach opatrzona i zaleczona w pewnym stopniu. Na następnej fabule będziesz jeszcze odczuwał częściowy ból, a na kolejnej już tylko dyskomfort. Dostajesz słoiczek z leczniczą maścią, która przyspiesza gojenie ran - słoiczek jest niewielki, maści starczy ci na dwie średniej wielkości rany, ale za to możesz go sobie zachować na później.

//nie dałem zt, bo założyłem, że chcesz mu jeszcze jakoś odpowiedzieć. Jeśli nie, daj znać na PW
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.18 2:22  •  Solidna szopa - Page 3 Empty Re: Solidna szopa
Nikt nie mógł cieszyć się, niepodatnością na działanie wirusów bądź bakterii wszelkiej maści, a Zhan Crane nie był żadnym cudownym wyjątkiem od tej reguły. Nie posiadał co prawda świadomości, co się takiego stało, że nie odczuwał różnic temperatur (szybko jednak zauważył, że to dziwne zjawisko nie przechodziło, a nawet stale się utrzymywało, będąc poniekąd nieodłączną częścią), ale w takie dokładnie ubrania odzyskać po wypuszczeniu z siedziby S.SPEC na Desperacji, która należała do Hycli.
Tak, masz rację. Nie da się temu zaprzeczyć — zgodził się z nim niemal od razu. Już jako dziecko uczony był tego, że należy ubierać się stosownie do pory roku, temperatury oraz pogody za oknem. Ta wiedza, choć iście podstawowa i banalna sprawdzała się również i na humorzastym, a tym samym bezlitosnym bezkresie.
Masz moje słowo, że jeśli tam zawędruję, to bez zawahania przekażę twoje słowa właściwej osobie. — oświadczył takim tonem, by jasnowłosy anioł nie miał wątpliwości ku temu, że te słowa to obietnica, uprzednio odwracając się w jego stronę, by pochwycić jego spojrzenie. Zanim zdecydował się na opuszczenie terenu szopy, skinął jeszcze głową i uśmiechnął się lekko na pożegnanie, powtarzając jeszcze w myślach treść wiadomości: Akinael melduje, że się udało i imię anioła, do którego miała ona trafić: Jahleel, nim na dobre zniknął z pola widzenia swojego wybawcy.

✗____zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.18 20:06  •  Solidna szopa - Page 3 Empty Re: Solidna szopa
 Okolica nie wyglądała na aż tak wielką, jaka była w rzeczywistości. Odeszła zaledwie na odległość, mimo której mogła wzrokiem dostrzec zarysy budynków, od których zaczęła marsz. W tych stronach nie bywała często, nie było ku temu wielu okazji, a i ziemie nie oferowały nic wybitne cennego, by zapuszczanie się na wiele dni od murów miało jakiś sens. Teraz jednak okazja była jak rzadko i dopóki mały, stacjonujący nieopodal oddział nie zregeneruje sił do powrotu, czas spędzała przede wszystkim na dopełnianiu spraw negocjacyjnych. Były też takie okazje, jak ta, kiedy chód powoli ustępował wilgotnym roztopom, a słona woń dochodząca z bliskich wód oceanicznych dobrze działała na jej nadszarpnięte płuca. W tych stronach nie kaszlała tak często, jak w mieście, wypełniała ją więc energia, które nie doświadczała za często.
 Wybrała się na zwiad, nie chcąc tego określać zwykłym spacerem. Starała się trzymać w zasięgu wizji lornetki uświadomiona o niebezpieczeństwach tych stron, ale metry uciekały pod nogami szybciej, niż się tego spodziewała. Każdy kolejny zakręt i kępa zarośli pobudzały jej ciekawość. Z tych miejscem miała dosyć mieszane uczucia. Raz natrafiła na gniazda piaskowego robala, a innym razem na psychopatę zakopanego na plaży po brodę. Trudno powiedzieć, co było gorsze.
 Poruszała się ostrożnie, zabrała ze sobą tylko lekki ekwipunek, miała zamiar wrócić niedługo po południu. Chciała skorzystać z największego ciepła, kiedy słońce odstraszało nocnych łowców, ale przedzierało się przez chmury jeszcze zbyt delikatnie, by pobudzić ciepłolubne bestie. Odwilż musi jeszcze trochę potrwać, zanim na dobre rozbudzi potencjał Desperackich mutantów. Cały wachlarz niebezpieczeństw najpewniej spał teraz w oczekiwaniu na pojawienie się skrajnych warunków. Czuła się względnie bezpieczna, ale nadal czuwała, sprawdzała każdy hałas, ruch i wyrazistą woń.
 — Ciekawe. — wyraziła na głos swoją myśl, która pojawiła się na widok majaczącej w oddali szopy. Obchodziła ją szerokim łukiem, bo budynek wyglądał zbyt dobrze jak na porzucony. Otoczenie wskazywało jednak na odwrotność, albo jakby schronienie używane było jedynie od czasu do czasu. Nie czuła chęci odwiedzin u potencjalnego właściciela. Rzuciła jeszcze jedno, pożegnalne spojrzenie i ruszyła dalej wzdłuż udeptanej przez zwierzęta ścieżki.
 Przynajmniej taki był jej pierwszy zamiar. Delikatne ukłucie na odsłoniętej dłoni zbyła machnięciem, potem przesunięciem paznokciami po swędzącym punkcie, ale w końcu pulsujące nagle miejsce zmusiło ją, by zatrzymała się i spojrzała w dół na dłoń. Na ciemnej skórze jaśniała malutka czerwona kropka, otoczona pobladłą plamą.
 Ukąszenie.
Jakiś owad? Pomyślała jeszcze, zanim obraz szopy nie rozmył jej się przed oczami gry upadła najpierw na kolana, a potem resztą ciała na wilgotny, desperacki piasek pogrążona w nieświadomości, czymś pomiędzy snem, a omdleniem. Z zewnątrz dochodziły do niej chaotyczne głosy, ale wszystko inne zamieniło się w czarną plamę.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.03.18 22:21  •  Solidna szopa - Page 3 Empty Re: Solidna szopa
Posiadanie drobnego ciała coraz częściej oznaczało więcej plusów, niż minusów. Nie rzucał się w oczy i bez większego problemu mógł stopić się w tło, chociażby dzięki przesiadywaniu na jednej z gałęzi samotnego drzewa. Poruszającego się samotnego wilka, a raczej w tym wypadku wilczycę, obserwował już od pewnego czasu, czekając na najbardziej odpowiedni moment, by najzwyczajniej w świecie ją okraść. Byli na Desperacji, ona była samotna, cóż innego mogło jej się przydarzyć? A każdy w ostateczności na którymś etapie swojej podróży się potykał. Tsukishimaru nie był na tyle głupi, by zaatakować ją otwarcie. Wiedział, że nie miałby najmniejszych szans, nawet jeżeli była to kobieta i do tego pozornie wyglądająca.
Nie spodziewał się jednak, że okazja pojawi się o wiele szybciej, niż przypuszczał.
Kiedy jej ciało zwaliło się na ziemie wzniecając w powietrze kłęby kurzu, odczekał jeszcze chwilę, upewniając się, że nie wstanie przy najbliższej okazji i zeskoczył z drzewa. Zagwizdał, po czym ruszył powoli w jej stronę. Gdy zatrzymał się przy nieprzytomnej, teraz bezbronnej owcy, spomiędzy zasuszonych krzaków wyłoniła się smukła sylwetka ognistego tygrysa lojalnie podążając za śladami swojego pana, a raczej partnera, gdyż wymordowany nigdy nie uważał samego siebie za jednostkę wyżej. Bestia zatrzymała się przy nim, a on nieświadomie uniósł dłoń i prześlizgnął opuszkami po jego miękkiej sierści, zatrzymując palce tuż przy jego pysku.
- To nie potrwa zbyt długo. - powiedział cicho i ukucnął przy niej, łapiąc za ramie a następnie przekręcił ją na plecy, przez moment przyglądając się jej nieprzytomnej twarzy. Nie przywiązywał jednak zbyt wielkiej uwagi do niej, nie klasyfikując nieznajomej jako ładnej czy brzydkiej. Wyciągnął rękę i odpiął płaszcz, który okrywał jej ramiona i szarpnął mocniej, wyszarpując go spod jej lekkiego ciała. Przyjrzał się uważniej materiałowi, po czym zarzucił go na siebie, czując jeszcze przyjemne ciepło, które pozostawiła ciemnowłosa. Następnie wyszarpał z kabury sztylet a na koniec zerwał z niej torbę, którą przewiesił sobie przez ramie. Podniósł się i ostatni raz obdarzył ją spojrzeniem, a następnie skierował swoje kroki w stronę krzaków.
- Sarutahiko? -obejrzał się przez ramie na swojego przyjaciela, który najwidoczniej nie zamierzał się ruszyć z miejsca.
- Nie. Idziemy. Nie będę bawił się w dobrego Samarytanina. Dobrze wiesz, jak to się zawsze kończy. - powiedział cicho wbijając spojrzenie w tygrysa. Ale już teraz wiedział, że przegrał na całej linii. Ostatecznie westchnął ciężko i zawrócił, schylając się, by złapać ją za ramie i pociągnąć mocniej.
- Wiesz jak to się skończy. - wymruczał pod nosem niezadowolony przerzucając lekkie ciało przez grzbiet tygrysa, a następnie kierując kroki w stronę szopy, która wydawała się w takim momencie najbardziej rozsądnym rozwiązaniem.
W środku panował względny chłód, który jednak okazał się zbawienny w połączeniu z duchotą. Tsukishimaru uderzył pięścią w jedna z desek by nieco ją odsunąć i wpuścić do środka cienką wiązkę światła, w którym zamigotał pył wielomiesięcznego kurzu. Złapał za ubranie kobiety i nią szarpnął, zrzucając ją na drewniane deski jakby była jakimś workiem kartofli albo innego mięsa. Chociaż nie, mięso to to szanował.
- Zanieśliśmy ją. Możemy już iść? - zapytał tygrysa, ale jego wzrok prześlizgnął się wzdłuż jej dłoni, na dłużej zatrzymując się na czerwonym i opuchniętym miejscu. Przykucnął łapiąc drobną dłoń w swoje i przyjrzał się uważniej ugryzieniu. Medykiem nie był, ale żył wystarczająco długo na Desperacji, aby znać podstawowe rzeczy, które mogły uratować mu życie.
- Huh. Zostań tu. - polecił tygrysowi przerzucając przez głowę pasek torby i rzucił ją gdzieś w kąt, po czym wyszedł, pozostawiając nieprzytomną samą w towarzystwie Sarutahiko. Wrócił po jakiś dwudziestu minutach, trzymając w dłoni parę liści o nieregularnym kształcie. Wsunął sobie jeden do ust i zaczął go mielić, w międzyczasie podchodząc do tygrysa i wsunął dłoń do jednej z torby, która była przewieszona przez jego grzbiet, wyciągając z niej fioletową wstążkę, kolejne z jego zdobyczy (Och Tsuki ty śmieciarzu). Wrócił do dziewczyny i wyciągnął z ust zmiętoloną liściastą papkę, którą przyłożył do ugryzienia, a następnie zakrył to kolejnym, tym razem całym liściem i wszystko obwiązał wstążką, by prowizoryczny opatrunek nie zsunął się.
- Jak się obudzi, znikamy, rozumiesz? - spojrzał przelotnie na tygrysa siadając przy przeciwległej ścianie, gdzie wcześniej rzucił torbę. Torbę, po którą teraz sięgnął, by zajrzeć do środka.

Solidna szopa - Page 3 XIroSAE
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.18 19:27  •  Solidna szopa - Page 3 Empty Re: Solidna szopa
Nie mogła się poruszyć. Ciało zamieniło się w szmacianą lalkę, która z naturalnym wyrazem twarzy rozluźnionych mięśni stała się nagle idealną ofiarą dla dosłownie wszystkiego, co mogło zaczaić się w okolicy. Co gorsza, przebolałaby może śmierć w całkowitej nieświadomości, ale mózg pozostał aktywny, zbierał wszelkie bodźce z otoczenia, tylko postanowił na nie nie reagować.
 Z boku musiało to wyglądać, jakby całkowicie odleciała. Nie było w końcu sposobu, by sprawdzić, czy problem aby nie leżał tylko w paraliżu ciała, skoro nawet usta trwały w lekkim rozchyleniu, całkowicie niezdolne do reagowania na rozkazy z góry. Kobieta wewnątrz siebie pozostała świadoma i przez to jeszcze mocniej podenerwowana. Mijały długie minuty, a stan wcale się nie zmieniał. Nie polepszał się ani nie pogarszał, więc snucie domysłów na niewiele się zdawało. Czuła jedynie pulsujący na dłoni ból, rozchodzący się od małego ukąszenia, a stworzenia, które zadawało tego typu obrażenia, nie znała w ogóle. Gdyby przyszło jej walczyć z podobnych sobie przeciwnikiem, czułaby się przynajmniej pokonana honorowo, a tak, kiedy nie widziała co ją dorwało, trwała we własnej głowie z gorzkimi myślami i całą masą obraźliwych dla swojego losu określeń.
 Okolica była przesadnie cicha. W pierwszym momencie myślała, że to odrętwienie odbiera jej powoli zmysły, ale wtedy właśnie powietrze przeszył ostry gwizd, zbyt mocny, by należał do ptaka. Rozmył raz na zawsze nadzieje, że poszczęści jej się po tym przypadkowym pechu i dotrwa nienaruszona do momentu, aż jad przestanie działać. Zbliżał się do niej jakiś człowiek, prawdopodobnie nikt, kogo chciałaby spotkać, skoro zachowywał się tak cicho i ostrożnie. Po odgłosach kroków nie mogła określić zbyt wiele, poza tym, że delikatne dźwięki sugerowały zwierzę o miękkich łapach, albo dziecko.
Palce, którymi miała nadzieję poruszyć nie drgnęły, a słowa padające z nieznanych ust wzmagały tylko poczucie niesprawiedliwości. Nie miała nawet szansy zareagować.
 Dotyk lekkich dłoni w żadnym wypadku nie napawał ją nadzieją. Ludzie desperacji byli bardzo różni, nie dało się ich klasyfikować tak łatwo, jak miastowych. Wąskie palce mogły ciągnąć za sobą niezwykłą zwinność i dokładność, a brak delikatności, z jaką obchodził się z nią nieznajomy świadczyły właśnie o tym, że próbował ją okraść, na pewno nie pomóc.
 Było jednak jeszcze coś, co nie mogło dać jej spokoju. Czy obok był ktoś jeszcze? Czuła dwa osobne źródła ruchu powietrza i ciężki, zwierzęcy oddech. Chociaż druga sylwetka nie dawała o sobie znać tak wyraźnie, jak pierwsza, była niemalże pewna, że nie chodzi tylko o jednego napastnika. Było ich co najmniej dwóch.
Sarutahiko.
 Wykrzywiła się w myślach. Imię bóstwa płodności, możliwe, że nadane całkowicie nieświadomie. Nic jednak, co wiązało się z utrzymywaniem gatunku, nie kojarzyło się jej zbyt dobrze. Będzie miała szczęście, jeżeli postanowią dopuścić się tylko kradzieży.
Żałosne.
 Im dłużej pozostawała w odrętwieniu, tym gorzej znosiła przebywanie ze swoją głową sam na sam. Głosy dookoła były jak sen bez obrazu, nie mogła na nie zareagować, nie mogła nimi pokierować, nie mogła zrobić nic, co chciała zrobić. Czekała i modliła się w duchu do wszelkich bóstw ochrony i szczęścia, kiedy jej ciało umieszczone zostało na czymś dużym i ciepłym. Niemal na pewno na jakimś zwierzęciu. Czuła jego mięśnie poruszające się pod miękką, ciepłą skórą i futrem, które było jej bliższe niż cokolwiek innego. Chociaż brzmiało to absurdalnie, z wymiany zdań, czy bardziej z jednostronnej mowy i dochodzących z boku odgłosów wywnioskowała, że to właśnie zwierzę kupiło jej pomoc, przynajmniej na razie.

 Momentami miała wrażenie, że usypia. Myśli rozpływały się, zamieniły się w koszmarną papkę, tak samo lepką i paskudną jak ta, która trafiła na jej dłoń. Jad wyciągany przez nieznaną roślinę słabł, ale gdy próbowała zmusić palce do zwinięcia się w pięść, nadal odmawiały posłuszeństwa.
"Jak się obudzi, znikamy, rozumiesz?"
 Zastanowiło ją to. Czy w swoim obecnym stanie nadal stanowiła jakieś zagrożenie dla złodziejaszków? W międzyczasie zwróciła im nieco honoru, zabrali jej rzeczy, ale nie zrobili nic więcej, co mogłaby uznać za szkodliwe. Jej ciało pozostało w stanie nienaruszonym, może nawet w lepszym niż ten, kiedy ją znaleźli. Zaniesiona do szopy, czego domyśliła się po odgłosach i przebytej odległości nie stanowiła już tak wielkiej pokusy dla przypadkowych tubylców. Na palcach jednej ręki mogłaby policzyć desperatów, którzy zachowywali się tak... sprawiedliwie. Coś za coś.
 Z odebranej jej torby wysypało się jedynie kilka średniej wartości rzeczy. Może na Desperacji stanowiły coś pożądanego, ale dla kobiety ich strata nie wiązała się z odczuwalną niedogodnością. Zabrała ze sobą bukłak z wodą, trochę krakersów, suszone paski wołowiny i dwa jabłka, przekąski na badanie okolicy. Poza tym bandaż, który nosiła niemalże zawsze, pojemnik z tabletkami i zapalniczkę. W końcu miała nie odchodzić zbyt daleko.
 Stukot spadających na ziemię przedmiotów zabrzmiał w jej uszach niezwykle ostro. Zanim zorientowała się, co robi, uniosła górną część ciała z podłogi i usiadła skołowana. Półmrok wnętrza szopy w jej oczach widniał jako jednolita, ciemna masa.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.18 23:21  •  Solidna szopa - Page 3 Empty Re: Solidna szopa
Nie spodziewał się jakiś konkretnych skarbów w torbie dziewczyny. Żyjąc tyle lat na Desperacji przywykł i zdążył się nauczyć, aby doceniać wszystko, co wpadało w jego dłonie. Dlatego też z zadowolenie spojrzał na skromny prowiant. Pochwycił w palce jedno z dwóch jabłek i musnął opuszką jego miękką strukturę. Ile to już lat minęło, nim ostatni raz je jadł? Przysunął owoc bliżej swoich warg, a następnie zaciągnął się jego powietrzem. Owoce na Desperacji były prawdziwym rarytasem. I chociaż miał cholerną ochotę zjeść od razu oba, nie mógł sobie na to pozwolić. Na aż tak egoistyczny krok. Zerknął w bok, na leżącego obok tygrysa. Nie, nie mógł. Zdecydowanie. Zbyt wiele mu zawdzięczał.
Podsunął dłoń z owocem, zachęcając go niemo do skonsumowania go, a sam zabrał się za krakersy, które cicho zaczął chrupać, wpatrując się w dłużącej ciszy w stronę kobiety. Lada moment rzeczywistość powinna do niej przemawiać, a wtedy on wraz z Sarutahiko opuszczą szopę, pozostawiając ją samą. To był naprawdę dobry plan.
Już w pierwszych chwilach, gdy ciemnowłosa zaczęła się zbierać z drewnianej podłogi, Tsukishimaru powoli podniósł się do pozycji kucającej, uprzednio wrzucając wszystkie znaleziska do torby. Sięgnął jeszcze po bukłak z wodą, który opróżnił do połowy niemal od razu, czując przyjemny chłód rozchodzący się po jego krtani.
- Nie ruszaj się zbyt gwałtownie. - polecił jej krótko, kiedy wreszcie ich spojrzenia spotkały się ze sobą. Wstał na równe nogi, przerzucając torbę przez ramie i poprawiając zdobyczny płaszcz. Przez moment przyglądał się jej, wreszcie rzucając pod jej kolana bukłak.
- Wypij. Musisz się nawodnić. Resztę zabieram. Za godzinę powinnaś już móc poruszać się swobodnie. - suchy ton prześlizgnął się spomiędzy jego warg. Odwrócił się i bez zbędnych ceregieli nacisnął za klamkę, pociągając do siebie drewniane drzwi. Ale wystarczył jeden krok do przodu, aby poczuł silny wiatr, który niemal nie wywrócił jego drobnego ciała. Spod przymrużonych powiek dostrzegł ciężkie chmury kłębiące się nad ich głowami, co świadczyło tylko i wyłącznie o zarwaniu pogody zwiastującej sam kataklizm dla mieszkańców Desperacji, jeżeli nie znajdą schronienia w odpowiedniej chwili.
Niech to szlag trafi.
Z kłębiącą się irytacją trzasnął drzwiami i odliczył w myślach do dziesięciu. Póki jad krążył w żyłach kobiety, nie groziło mu większe niebezpieczeństwo. Gorzej, kiedy na nowo odzyska siły. Zaatakuje go? Na pewno. Będzie chciała odzyskać swoje rzeczy. Z drugiej strony nie miał szans na zewnątrz. Nie przy jego gabarytach. Cholera.
Wreszcie odkleił się od drzwi i powrócił na swoje poprzednie miejsce, siadając ciężko, i wyciągając swoją broń, którą położył obok. Na wszelki wypadek. Żeby widziała. Żeby nie planowała żadnych głupot.
- Wychodzi na to, że jeszcze chwilę ze sobą pobędziemy. - odchylił delikatnie głowę, dotykając potylicą nierównej struktury desek ściany, nadal jednak nie spuszczając z niej swojego spojrzenia.
- Zrób jeden ruch, który mi się nie podoba, a poderżnę ci gardło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.18 14:29  •  Solidna szopa - Page 3 Empty Re: Solidna szopa
 Uniosła wzrok przed siebie. Półmrok chaty i huk wiatru uderzającego o niestabilne ściany przynosił ze sobą obawy. Nadal była skołowana, szybkie przeniesienie ciała do siadu wywołało chwilowe zawroty, a przecież dochodziło jeszcze działanie jadu. Nawet wyciągnięty z ciała przez okład z wilgotnego zioła mógł nadal krążyć po ciele czekając, aż wydali się go z ciała na dobre. Czuła mdłości i niechęć do jedzenia. Chrupanie krakersów na boku chwilowo ją obrzydzało, chociaż sama zabrała je jako przekąskę na podróż.
 Nie miała zamiaru poruszać się gwałtownie, co do tego mógł mieć całkowitą pewność. Nagły ruch zwaliłby ją na kolana, a poza tym znała podstawy surwiwalu na Desperacji. Jeżeli ktoś ratuje Ci tyłek i stawia żądania, to należy ich przynajmniej wysłuchać jeśli chce się podtrzymać ten stan. Oparła się tylko wolną dłonią za plecami by nie paść znowu na płasko. Miała mroczki przed oczami, dlatego twarz nieznajomego właściciela głosu pozostała połowiczną tajemnicą. Widziała tylko zarys jego sylwetki i wiedziała, że nie jest sam.
 Bukłak zatoczył się obok, rzucony przy ziemi przez desperata i przyznała mu niemo rację, czuła suchość w gardle i pragnienie, brzęczyk w umyśle który kazał jej wypełnić usta płynem, odświeżyć się trochę, dać organizmowi tego, czego potrzebuje.
 - Dzięki. - odpowiedziała sucho na ten gest.
 Może powinna wyrażać więcej wdzięczności względem chłopaka, ale ton cieplejszy od obojętności nie mógł przejść przez jej suche usta. Była zła sama na siebie, szczeniacki błąd doprowadził ją do tej sytuacji, w której powinna zachowywać się jak niedołężny pacjent, albo jeniec. I faktycznie tak musiało być.
 Niemalże odetchnęła głośno, kiedy oznajmił, że zostawia ją w spokoju, za niewielką cenę ekwipunku. Płaszcz na ramionach nieznajomego wyglądał na nieco zbyt obszerny, skoro ona potrafiła się nim w całości okryć, tak na chłopaku wyglądał jak przewieszony na wieszaku. Powoli wracał wzrok, dlatego widziała jego niezwykle smukłą sylwetkę. Pewnie nie miałby z nią szans, gdyby zdołała go złapać.
 Ale to było wykluczone. Nie tylko dlatego, że próba powstania mogłaby skończyć się żałosnym upadkiem, ale też w powodu zwykłej wdzięczności. Pomógł jej i nie zrobił krzywdy, nie powinna próbować walczyć, a raczej wysłuchać.
Szczególnie gdy okazało się, że pogoda zmusi ich do przebywania w swoim towarzystwie jeszcze jakiś czas. Kliknęła językiem i przeniosła wzrok na prowizoryczny okład. Nie był zły, na Desperackie warunki wręcz idealny. Znała się na medycynie, ale zielarstwo i użyteczność roślin tych ziem pozostała dla niej tajemnicą.
 - Spokojnie, nie zaatakuje kogoś, kto mi pomógł. - westchnęła ciężko. Nie było powody by to ukrywać. - Co to za roślina?
 Zapytała i wskazała kiwnięciem głowy na swoją dłoń. Opuchlizna zdawała się maleć, chłopak znał się na rzeczy. Z każdą minutą wizja wygładzała się, znikały mrugające plamki, ciemność okazała się przyjemna dla oka łowcy, cienie układały się gładko na twarzy nieznajomego. Widziała jego czujne spojrzenie.
 - Twój pupilek? - mruknęła ochryple, nie mogąc dłużej ignorować obecności wielkiego kociaka, który był tutaj poza dwójką ludzi. Dotychczas zachowywał się spokojnie, dlatego nie zwracała na niego większej uwagi, ale jakby nie patrzeć, nie był to domowy mruczek. Z ich dwójki to właśnie tygrys prezentował się groźniej i mógł być problemem.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach