Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Nawet w murach utopijnego miasta? – Zainteresował się niewinnie, w przerwie między kolejnymi łykami szkockiej. Zwolnił tempo i pozwolił sobie na degustowanie smaku w ustach, odrzucając od siebie dewizę „znajomych”, jakoby alkohol powinno się wlewać, a nie smakować. Później kończyli jak tamta grupka i stawali się łatwym celem, nie mówiąc o ryzyku oczernienia organizacji zachowaniem.  
Podzielał opinię nieznajomego (i uświadomił sobie, że wciąż nie zna jego imienia, ale czy to było tak istotne?), chciał jednak pociągnąć temat z neutralnego podłoża, nie wykazując się jeszcze żadnym nastawieniem wobec panujących stereotypów. Nie uważał M-3 za utopii, a raczej zmienił swój światopogląd po tym, jak wniknął w struktury S.SPEC, bliżej przyglądając się funkcjonowaniu władzy i polityce. Wyszedł z bańki nieświadomości i stanął przeciw czemuś, co normalnego mieszkańca by zwyczajnie przeraziło, ale on stał tam uparcie i śmiało odwzajemniał spojrzenie bestii. Taką siłę zawdzięczał nie samym ćwiczeniom i umiejętnościom walki… przede wszystkim własnemu charakterowi, dla którego był w stanie wiele poświęcić.
Do wojska? Popierasz ideologię S.SPEC? – Zastukał znów papierosem o popielniczkę i wrócił do zagazowywania płuc. Właściwie jednego płuca.
Mógł to skomentować, w końcu był teraz najlepszym źródłem wiedzy o tym, jak wygląda to od wewnątrz, ale milczał, nie przepadając za zbytnim zagłębianiem się w tematy swojej organizacji. Nie uważał, że brakowało w niej czasu na samodoskonalenie swoich umiejętności, raczej że nadchodził taki punkt, kiedy faktycznie nie mogłeś, mimo chęci, pójść o ten krok dalej. Od niedawna zauważył niepokojący zastój, miotał się od jednego pomieszczenia do drugiego, załatwiał papierkową robotę, uczestniczył w szkoleniach, na akcjach, ale… ale to już nie wystarczało.
„Przeżyłbym ponad wszystko, jeżeli nie przez walkę to przez ucieczkę. Nie zamierzam porzucać swojego życia tak łatwo by zabiło mnie parę chlejusów.”
Skomentował to jedynie nieznacznym wykrzywieniem warg pod nosem.
Istota tkwi we współczesnej wygodzie i bezpieczeństwie. Mieszkańcy z reguły nie konfrontują się bezpośrednio z zagrożeniem, nie ma więc powodów, dla których mieliby posiadać blizny. A nawet jeśli… w tych czasach łatwo to zoperować. Wiesz, ta presja na doskonałą urodę… – Wzruszył ramionami, bo to akurat nigdy go nie przekonywało. Sztuczność traktował z dystansem, podejrzliwością, nie rozumiał ludzi dążących do ideału, skoro tego nie dało się osiągnąć. Człowiek nie był idealny, nie mógł stworzyć idealnej rzeczy, więc nic nie było idealne.
Wzmianka o heterochromii mimowolnie skupiła uwagę eliminatora na oczach rozmówcy. Przeczuwał, jaki kolor może zobaczyć, jeszcze zanim czerwona tęczówka znalazła się w zasięgu wzroku.
Pozostać przy domysłach czy zaryzykować usłyszeniem nie tego, co chciał?
Dlaczego czerwone?
Poprawił się na siedzeniu i dla wygody oparł stopę o kolano. Nie miał za wiele miejsca, co można zrzucić na karb wzrostu, musiał pić za wiele mleka w dzieciństwie.  
Dziewięć. – Dziesiątki nie dał sobie z prostej przyczyny, to jak narzucanie granicy, bo przecież nie ma już nic wyżej w podanej przez mężczyznę skali, a to oznaczałoby utknięcie w martwym punkcie. Warner wciąż widział w sobie potencjał na dalszy rozwój, nie był ślepy na błędy, a już na pewno nie na tyle arogancki, by uznawać się za najlepszego w tym fachu. Ćwiczył od… dwudziestu lat? Nabył sporo doświadczenia, walczył z rozmaitymi jednostkami, a każda potyczka różniła się od siebie, zwracając jego uwagę na inne style walki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- A może ze względu na to, że to właśnie to miasto. - Odparł bardzo spokojnie na jego niewinne jakże pytanie, które mogło sprowokować niezłe kontrowersje. Razem mogliby dojść do bardzo ciekawych wniosków, a jego odpowiedź naprowadzała go na inny tok myślenia. To miasto samo w sobie było niebezpieczne. Łowcy, wojskowi, wymordowani, aniołowie. Każda z ras miała tutaj sporo do powiedzenia i przez to właśnie mury wcale nie były tak bezpieczne jak by wielu się mogło wydawać. Niewiele jednostek obywatelskich o tym wiedziało, że tutaj tak naprawdę nie walczą tylko Łowcy, ale też wymordowani, którzy mogą ukrywać się w tych murach. W tej pieprzonej izolatce, która miała być ostoją pokoju bez żadnych dziwactw. Gówno im z tego wyszło, a zamiast tego mieszkańcy żyją w złudnym bezpiecznym świecie. To wszystko to jest tylko iluzja, której boi się całego SPEC i wojsko. Nie potrafią zapanować nad plagą dziwnych zjawisk, które pojawiają się w ich mieście, a to tylko go cieszyło. To oznaczało, że właśnie cel Łowców powoli się realizuje. Brak kontroli nad miastem to był jeden z wielu celów organizacji. Jego następne pytanie wyrwało go trochę z zadumy.
- Niekoniecznie jak mam być szczery. To była raczej sugestia rodzica, który był oficerem. Za wszelką cenę chciał bym i ja obrał taką samą drogę. - Odparł to bardzo spokojnie bez żadnej szczególnej reakcji. To była akurat prawda, chociaż ojciec wolał go katować zamiast naprowadzać go na prawidłową drogę. Jak dobrze, że się stało, że to właśnie młody Eltyar pociągnął za spust wyrywając się z tej pętli przeznaczenia, która miała wepchnąć go na tory "prawości".
- Umarł, więc nie czułem się zobowiązany dalej podążać za jego wolą, wolałem robić to co ja uważam za słuszne. - Powiedział to równie spokojnie. Gdyby nie śmierć jego rodzicieli nikogo by nie spotkał. Prawda na temat tego miasta byłaby ukryta. A on dalej trwałby jako zwykły obywatel bądź zostałby wychowany na siłę na wojskową marionetkę gotową zabijać na każde ich zawołanie. Ale dokonał wyboru. Wybrał samodzielne myślenie, wolność i siłę. - Skoro miałem już coś robić to wolałem ćwiczyć walkę mieczem chociaż w minimalnym stopniu. Tak uczciłem pamięć swoich bliskich, ale nie zamierzałem poświęcać swojego życia ideologii kogokolwiek. To jest moje życie i będę z nim robił co chce. - Kolejne bardzo szczere i nieco kontrowersyjne. Tak naprawdę cała władza starała się kierować obywatelami. Nadawać im poniekąd sens życia i wpajając im swoją rzeczywistość. A on wyrwał się z tego wszystkiego. Myślał samodzielnie i mógł dawać młodemu Warnerowi do myślenia. Nawet już nie dbał o to czy mówi to tak jak powinien to robić obywatel. Teraz liczyło się tylko to, że faktycznie robił to na co miał ochotę. Właśnie ta wolność słowa i wolna wola sprawiała, że czuł się bogiem w tym momencie. Jak wiele osób w tej zagrodzie mogło powiedzieć to samo? Jeżeli powiedzieli coś nie tak mogli być skontrolowani, a następnie zamknięci w więzieniu na chociażby 24 godziny. Miał ochotę zaśmiać się złowieszczo czując jak wielką ma władzę nad własnym życiem.
Jego rozmówca miał niestety rację. Miasto zakładało bezpieczeństwo i komfort życia, a on chodził z pociętą mordą. Poniekąd miał rację. Mógł tak naprawdę iść na operację i mieć to zagojone w trymiga. Ale nie. Musiał znaleźć na to dobrą wymówkę chociaż... Może znowu powie po prostu to co myśli. Tak będzie najlepiej, a potem nie zakręci się we własnych wypowiedziach.
- Wierzysz w to? Nie zawsze są wojskowi by nas ocalić, a jeżeli ich nie ma jesteś zdany tylko na siebie. - Powiedział to szybko i napił się delikatnego łyka whisky. - Nie zamierzam pozbywać się czegoś co ma mi przypominać o swoich błędach. To kwestia dumy nawet bym powiedział. Pierdolić idealną urodę, większość z nas i tak jest brzydka jak noc. - To wypowiedział z szerokim uśmiechem na twarzy i zaciągnął się papierosem. Teraz ta moda na idealny wygląd tylko go irytowała. Wszyscy przyglądali się na niego jak na wybryk natury, a on tylko się z tego cieszył. Kiedy miał okazję dorwać się do wojskowego pięknego niczym lalka to od razu kaleczenie jego ryja jest jego ulubioną czynnością. Nie wszyscy na to zasługują, ale w wieku technologii i rozwoju po prostu ludzie zapominają o tym, że wygląd nie ma znaczenia. Ocenianie wszystkich poprzez wygląd jest totalnie bez sensu. Ciekawe czy też jego towarzysz to zrozumie. Jego następne pytanie nie wytrąciło go z równowagi, odpowiedział prawie od razu z małą przerwą na szluga.
- Pytaj się mnie, a ja Ciebie. - Szybka odpowiedź bardzo obojętna. - Na zielone oko nie widzę od małego, na drugim traciłem wzrok. Jeżeli zaproponują Ci eksperymentalne leki by uratować Twój wzrok ... to się nie zgadzaj. Jednym ze skutków ubocznych jest heterochromia. - Było widać jak bardzo poważny jest podczas mówienia tego wszystkiego, ale na sam koniec na jego twarzy pojawił się dosłownie minimalny uśmiech. To była całkowita nieprawda. Tak to właśnie miało wyglądać. Poważny wyraz twarzy, a potem delikatny uśmiech, że niby zwalczył te wszystkie przeciwności losu i tak dalej. Nic w sumie ciekawego.
- Kolejnym skutkiem ubocznym jest brak reagowania drugiego oka na jakiekolwiek bodźce. Nie reaguje nawet na bodźce z układu nerwowego. Zaufaj nowoczesnej medycynie. - Plunął na ziemię wyrażając swoją dezaprobatę dla szpitali miasta. Miało to wyglądać wszystko wiarygodnie i nie było wcale tak bardzo złe.
Dziewiątka? Wysoko. Obserwował go jeszcze uważniej i zaczął analizować jego posturę chociaż przez przez ten płaszcz było ciężko. Nie był w stanie określić całkowicie jego siły, ale skoro określał się tak wysoko to były dwie możliwości. Tak było naprawdę albo po prostu oceniał się zbyt wysoko. Każda z tych opcji skłaniała go tylko do jednego wyboru.
- Ayyyyy. - Krótki dźwięk zadowolenia. - Chciałbym się z Tobą zmierzyć w takim razie. - Dodał ze szczerym uśmiechem.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Czyli masz mu coś do zarzucenia…? – Był odważny, jeśli nie wahał się podejmować publicznie takiego tematu, nie mówiąc o sugestii niezadowolenia z funkcjonowania miasta.
Osobiście zwykł uważać na wypowiadane słowa, praca w wojsku wyczuliła go na najgorsze scenariusze, a zatem także na potencjalne podsłuchy i możliwość przyłapania na gorącym uczynku, jakim miało być poddawanie w wątpliwość słuszności władzy. Mógł jej wiele zarzucić, irytowały go pewne procedury, przełożeni czy współpracownicy, działania, z którymi absolutnie się nie zgadzał, sojusze (Kościół Nowej Wiary? Naprawdę?) i często nie stronił od komentarzy, sęk w tym, że ludzie brali go po prostu za człowieka marudnego. Wymamrota coś pod nosem, ale rozkaz wypełni jak należy.  
Wyrwało mu się ciche parsknięcie.
Łączyło ich więc coś więcej niż uwielbienie do szkockiej, nikotyny i broni białej, aczkolwiek w jego przypadku nikt nie sugerował pójścia w ślady ojca. Ten temat był właściwie pomijany, przynajmniej ze strony najbliższej rodziny. Widzieli w nim przyszłego lekarza, nauczyciela, może psychologa (zabawne, bo sam teraz takiego potrzebował), ale nigdy nie kogoś, kto zająłby stołek w S.SPEC. Ojciec nie próbował zarazić go swoim zamiłowaniem do inżynierii, tej Ryutarou nawet nie pojmował, mimo częstych wizyt w garażu podczas doskonalenia nowego sprzętu albo szukaniu usterki w jakimś mechanizmie. Stał obok, przyglądał się sprawnym palcom zawodowca i poniekąd rozumiał teorię, z praktyką zaś był problem.
Jak się zwał? – dopytał o rodzica, a nuż miał okazję już słyszeć o tym oficerze.
Ostatni raz zacisnął zęby na filtrze papierosa, po czym zgasił go i popił szkocką, zostawiając sobie jeszcze jedną czwartą naczynia. Nic nie zapowiadało, by miał się stąd ruszyć przez najbliższe kilka minut, trafił na nie najgorsze towarzystwo i rozmowa jakoś się ciągnęła.
Śmiałe stwierdzenie. – Ocenił jedynie i zastanowił się nad własnym życiem.
Nie robił tego, co chciał. Właściwie nie do końca, bo właśnie robiąc coś odwrotnego, powoli zbliżał się do celu. Musiał wykazać się nie lada cierpliwością, ale był pewien, że te wysiłki w przyszłości się opłacą. Nie robił niczego bez wiary w opłacalność swoich wyborów, nie widział jeszcze, jak wysoko się wspiął, bo nie mógł spojrzeć w dół – nie mógł się zatrzymywać – jednak gdy dotrze na sam szczyt…
Trudno mi się z Tobą nie zgodzić. – Kącik ust uniósł się w półuśmiechu. – Dobrze prawisz. – Zwrócił się bardziej w jego stronę, by tym razem utrzymywać bezpośredni kontakt wzrokowy. – Więc jaka historia kryje się za tymi pamiątkami na twarzy?
Twarz eliminatora nie została jeszcze oprawiona w żadne blizny, choć była to jedynie kwestia czasu, za to do obojczyka i pleców ktoś zdążył już się dorwać i zostawić po sobie trwały ślad. Nigdy nie wstydził się tych niedoskonałości, wręcz przeciwnie, stanowiły dowód na zwycięskie wyjście z walki, przypominały o wspólnej nienawiści i o tych, za których miał się odpłacić.
Do kitu. – Przerwa na łyk alkoholu. – W takim razie musiałeś mieć niezłe trudności w opanowywaniu walki bronią białą. Bez jednego oka nie da się poprawnie ocenić odległości, choć to pewnie kwestia praktyki i wyczucia.
Nie doszukiwał się w jego wypowiedziach kłamstwa, nie nastawiał się na to, mimo dystansu, jaki wobec niego trzymał. Jeśli się rozstaną i nigdy więcej nie spotkają, to te informacje i tak okażą się bezużyteczne.
Za tę whisky mogę Ci się odwdzięczyć sparingiem. Dlaczego nie. – Oparł wygodnie łokieć o blat. – Jestem ciekaw Twojej techniki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Jak każdy. Społeczeństwo o tym nie mówi, ale doskonałość tak naprawdę nie istnieje. Nie ma bytu idealnego. Nie ma szermierza, który jest doskonały w każdym aspekcie. Wszyscy mamy sobie coś do zarzucenia. To miasto nie jest inne. - Powiedział to bez zawahania tak jakby miał od razu przygotowaną odpowiedź na to pytanie. To nie była do końca prawda. Mówił to co mu ślina na język naniesie, ale to była jego szczera opinia. Zapomniał dodać, że JESZCZE nie ma doskonałości. Jego celem było również osiągnięcie stadium idealnego szermierza, który nie ma sobie równych. Samodoskonalenie było bardzo wysoko w szczeblach jego celów. Może nie najwyżej, ale starał się jak tylko mógł. To nie miało znaczenia w tym momencie. Miasto jest zepsute do szpiku kości. Trzeba wymienić kręgosłup, którym jest władza. Na co mieli ją zastąpić tak naprawdę? Czy to są te wątpliwości o słuszność działań grupy? Możliwe, że pojawiły się na moment, ale równie szybko zniknęły. Aktualna władza jest zła, a nowa może być już tylko lepsza. Doskonale widział jak zachowują się ludzie w Łowcach. Nie powinno być aż tak źle, ale ... nie mógł mieć pewności. Człowiek nigdy nie może być pewny czy się obudzi następnego dnia, a taka sprawa była jeszcze gorsza. Wolność słowa była tutaj kluczowa. Szpiegmistrz mógł pozwolić sobie na wszystko, a osoba będąca pod nadzorem władzy? Wieczna kontrola. Przepustki. Wkurwiający tryb życia. Kto wie czy nie sprawdzają Cię kiedy srasz - chociaż nie, to też robią na pewno. To wszystko musiało runąć by ludzie znowu mogli poczuć się wolnymi. Jaki jest sens posiadania wolnej woli skoro tak naprawdę nie możesz z niej korzystać? Jesteś niewolnikiem systemu władzy. To chyba był jeden z głównych aspektów, które przemawiały dla niego by pierdolnąć ten cały system w cholerę. Zacisnął na moment mocniej zęby, ale szybko rozluźnił szczękę. Nie mógł dać się sprowokować swoim myślom i dalej grać swoją rolę.
Zapytanie o ojca wybiło go z rytmu. Człowiek, którym gardził od samego początku swojego żywota. Wziął głęboki wdech papierosem i wypuścił dym. Chujowy temat, a mógł go nie zaczynać.
- Tomio Eltyar. - To nie była szybka odpowiedź, ale w końcu wydusił imię tego skurwiela. Napił się jeszcze szkockiej i znowu zaciągnął papierosem. Wspomnienia wracały, ale głównie te lepsze. Jego czaszka rozsmarowana po całej sypialni. A może nie powinien zabijać wtedy też swojej matki? Stała mu na drodze, a traktowała go tylko minimalnie lepiej niż ojciec. Teraz to nie miało znaczenia. Oboje gryźli ziemie, a mina wojskowych gdy zobaczyli ich zastrzelonych podczas uprawiania seksu? Bezcenne. Dobrze, że nie podejrzewali małego dzieciaka, który był przestraszony bardziej hukiem wystrzału niż samym morderstwem. O nim na pewno w kartotekach jest pełno.
- A moje imię to Ciro. - Dodał jeszcze tak by potem nie wyszło na to, że się nie przedstawił. Skoro i tak już znał nazwisko jego ojca to było w miarę logiczne, że nosił takie same - a przynajmniej powinien. Podrapał się po głowie i obserwował jego zachowanie. Może gdzieś coś już słyszał o tym nazwisku, a może nie. Kolejne bardzo ciekawe pytanie. Jak na nie odpowiedzieć w taki sposób by nic nie wyszło na jaw? Zastanawiał się chwilę w miarę głośno.
- Głupia historia. - Zaciągnął się papierosem. - Zaufałeś kiedyś kobiecie? Potrafią być czasem przerażające. - Odparł rozbawiony. No tak przywódczyni wysłała go na prostą misję bez większych komplikacji, a trafił na jedną wielką komplikację. Gwardzistę, który miał dwa razy więcej doświadczenia i znacznie lepsze umiejętności. - Miałem pokonać w szermierce jedną osobę, która okazała się być o tyle lepsza, że nawet nie widziałem nadchodzącego ciosu. Najszybciej szlifujesz swoje umiejętności kiedy ktoś jest znacznie silniejszy, ale nie kiedy podczas zwykłego wyzwania nie potrafi się powstrzymać. Powiedzmy, że rekomendowała go jedna kobieta za którą oddałbym oko. - Wzruszył ramionami i ostatni raz zaciągnął się papierosem. - I teraz bym nie miał oka - chociaż w sumie i tak na jedne nie widzę. - Znowu delikatnie się uśmiechnął. Znowu częściowo powiedział prawdę, ale w sumie nie bardzo. Jeżeli kiedyś się spotkają i faktycznie stwierdzą, że mogą być kimś więcej niż znajomkami od kieliszka to jak się wytłumaczy wszystkie kłamstwa mniejsze i większe? Znowu zaczął myśleć o rzeczach całkowicie niepotrzebnych.
Kolejne wzruszenie ramionami.
- Kwestia wprawy. Nadrabiam refleksem i spostrzegawczością. Najgorsze było nauczyć się przewidywać trajektorię ciosu widząc tylko minimum strony atakującej. Tyle razy co dostałem bokenem po ryju ... Ale opłaciło się. Często ufam intuicji, ale działa. - Ot cała filozofia. Faktycznie na początku walka była dla niego bardzo trudna. Nie umiał w ogóle się odnaleźć i miał wrażenie, że będzie bezużyteczny. Bardzo szybko zrezygnował z bycia gówna. Trenował więcej niż kiedykolwiek by być sprawnym fizycznie i psychicznie. Zajęło mu to parę miesięcy zanim ocenianie odległości stało się tak samo proste jak kiedyś. Ale odkąd utracił oko miał wrażenie, że przybrał na sile. Zdecydowanie jego umiejętności szermierki podskoczyły na inny poziom. Bardziej skupiał się na przeciwniku podczas walki. Wysilał oko do granic możliwości, a dzięki temu widział szczegóły, które wcześniej by mu umknęły. Taka cena za dodatkową umiejętność. Sparing za whisky? I to jeszcze darmowe whisky? Kurwa, zajebiście.
- Minęło już trochę czasu odkąd się sparingowałem. Będę bardzo wdzięczny kompanie. - Odparł spokojnie i podniósł swoją szklankę w górę. - Twoje zdrowie. - Rzucił jeszcze zanim dopił do końca szkocką.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Jego nowy kompan trzymał się naprawdę śmiałych poglądów. Eliminator odczuwał pewnego rodzaju podziw dla tej otwartości, aczkolwiek nie aprobował do końca jego postawy. Sam miał wiele do zarzucenia, czy to miastu, czy S.SPEC, ale siedział cicho, nie pozwalał komentarzom wydostać się poza granice bezpiecznego umysłu. Do pewnego czasu i on był zagrożony manipulacją, dlatego podjęcie się działań mających zapewnić ochronę myśli w postaci wszczepu uznał za jeden ze swoich lepszych pomysłów. Wyobrażenie wtargnięcia kogoś z buciorami do intymnej strefy, jaką była psychika, przyprawiało go o nieprzyjemne dreszcze. Fizycznie chroniła go gruboskórność, dystans, emocjonalne wyprucie, ale mentalnie łatwo wyprowadzić go z równowagi przez wymierzenie ciosu w słaby punkt.
Wymienione nazwisko powtórzył kilka razy w duchu, doszukując się jakichkolwiek powiązań z kimś, kogo już zna, jednak natrafił na pustkę. Prawdopodobnie nigdy się na niego nie natknął, jakoś nie przeżywał okresu w S.SPEC, w którym pragnął pozbyć się początkowego zagubienia przez zaznajamianie się z jak największą ilością pracowników. Przeciwnie, unikał wówczas ludzi jak ognia, nawiązując kontakty wyłącznie w razie konieczności, prędko też zapominał o przelotnych sytuacjach, dziwiąc się później, że ktoś zna jego imię, bo przecież „pomogłeś mi z analizą wydobywanych surowców” albo „siedzieliśmy obok siebie na zebraniu”. Niepielęgnowane relacje szybko spychał w odmęty pamięci.
Ryu. – Skinął nieznacznie głową, trzymając wciąż między palcami uniesione naczynie.
Przynajmniej to imię nie ucieknie mu zbyt szybko, krótkie i proste, może z podobnego powodu przedstawiał się zwykle skrótem, a nie pełnym brzmieniem swojego imienia. Ludzie zazwyczaj posyłali mu wątpliwe spojrzenia na wieść, że jest „smokiem”, bo z pozoru daleko mu było do tych żywiołowych stworzeń. Zmieniliby zdanie, gdyby tylko przyszło im zobaczyć go w akcji. Na co dzień flegmatyczny w zachowaniu, wręcz znudzony, pozbawiony iskry, oddający się machinalnie powierzonym zadaniom, dopiero w obliczu kryzysowych sytuacji zmieniał się o sto osiemdziesiąt stopni. Dzisiaj tak mogło być, ale pijacy uciekli, zanim zdołał się rozkręcić. Lepiej dla nich.
Nie, i z tego, co słyszę, postąpiłem właściwie – parsknął cicho. – Mimo to trzeba uważać, by różnica umiejętności nie była zbyt kolosalna. Wtedy więcej z tego szkody, niż pożytku.
Początki treningów z Kido pamiętał jako okres bardzo trudny i wyczerpujący, zarówno ciało jak i umysł. Wojskowy świetnie sprawował się jako rywal, dysponował niebywałą umiejętnością walki wręcz, ale jeśli się nie hamował, Ryutarou nie potrafił nadążyć. Przez długi czas nie dostrzegał postępu w ich sparingach, a nie dostawał całkiem po mordzie tylko dlatego, że ojciec zdążył mu wpoić trochę praktyki z zakresu samoobrony. Nijak miało się to jednak do pokonania takiego przeciwnika.
Nawet słabość można wykorzystać na swoją korzyść. – Podzielił się mimowolnie wnioskiem bez głębszych wyjaśnień, po czym wymownie poruszył szklanką na ten mały toast i również dopił whisky.
To nie była najlepsza pora na zjawienie się tu płci pięknej, zważywszy na fakt, że bar niemal opustoszał po małej demonstracji siły, a jednak w środku zjawiły się dwie „damy”, od których już na kilometr biła pewna sztuczność – czy to po chodzie, mającym wyeksponować atuty, czy po ostrym makijażu. Warner nie zwrócił na nie uwagi, rejestrując obecność zaledwie kątem oka. Usiadły całkiem niedaleko, przy barze, rzucając ich dwójce przelotne spojrzenia. Nie miały w czym wybierać, ale po subtelnych uśmiechach łatwo uznać, że mimo to zadowolił je „asortyment”. Przejęcie inicjatywy wydawało się kwestią kilku chwil.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie przewidywał nawet takiej możliwości by ten mógł znać jego ojca. To musiałoby być jeszcze zanim się urodził, a to było praktycznie niemożliwe. Tak przynajmniej uważał. Miał co do tego rację, ale nie miał żadnej pewności, że jego myśli są prawdziwe. To był ciężki kawałek chleba, ale teraz to nie czas na takie rozważania. Najgorsze będzie kiedy niektórzy będą go znali i doskonale będą sobie zdawać sprawę, że jest zaginionym dzieciakiem sprzed ponad 20 lat. To byłoby bardzo problematyczne bo mogliby od razu być podejrzliwi co do jego przebywania w mieście. Na szczęście jego kompan jeszcze nie dostrzegł braku przepustki. Długie rękawy płaszcza zgrabnie to ukrywały, ale nikt nie jest idealny. W końcu prawda wyjdzie na jaw, a wtedy może być nieciekawie. Jeżeli zrobi jeden zły ruch wszystko runie jak domek z kart. Wszystko się skończy, a ta sielanka zamieni się w krwawą jatkę. Ale czym miał się przejmować. Jeżeli jego nowy znajomy jest tak naprawdę cywilem, który po prostu umie walczyć wręcz to nie będzie żadnego problemu, ale jeżeli jest wojskowym to cała sprawa się komplikuje. Będzie musiał wybierać między zamordowaniem go i ucieczką, a samą ucieczką. Wszystko może obrócić się na jego niekorzyść, a on nienawidził właśnie takich sytuacji.
Ryu. Raczej skrót imienia, ale nie mógł być pewny. No, ale teraz przynajmniej wie jak się do niego zwracać. Taka krótka informacja mogła być bardzo ważna w ich relacji. Prostota ponad wszystko. Przyglądał mu się w stoickim spokoju i dalej zajmował się swoim drinkiem. Opowieść, którą mu wpoił powinna zadziałać. Tak jak właśnie myślał. Ludzie są całkiem łatwowierni. Nic prostszego. Ale wszystko szło zbyt gładko i nawet nie chciał wierzyć, że osoba która siedziała obok niego mogła wszystko łyknąć.
- Smok? - Podpytał dla pewności by być pewnym jak to się pisze i jakie znaczenie ma kanji. Przyglądał mu się dalej bez większego sensu, a jego odpowiedź na jego małą historyjkę trochę go zaskoczyła. W sumie zgadzał się z nim, że kobiety to najcięższe orzechy do zgryzienia. Zaufanie takiej wymaga sporo pracy, a i tak nigdy nie możesz mieć pewności, że czegoś nie odpierdoli. A jak już cokolwiek zrobi co może przyprawić Cię o śmierć to robi to niespostrzeżenie. One zawsze wybiorą najgorszy moment na wszystko. Tutaj nie mógł się nawet sprzeczać.
- Jego doświadczenie ponad moją szybkość. I to była główna różnica. Mogę szczerze powiedzieć, że wtedy jeszcze tak dobrze nie walczyłem. Kto by się spodziewał, że jakiś staruch będzie w stanie tak się ruszać. - Wzruszył tylko ramionami i przez jakiś moment w ogóle się nie odzywał. Rogan przyprawiał go o dreszcze. To był człowiek, którego łowca nie mógł prawie dotknąć. Może ich umiejętności nie były aż tak bardzo różne, ale ... gwardzista był szybszy od łowcy. Pierdolonego mutanta, który powinien być znacznie szybszy od niego. On stracił oko, a ten staruch tylko miał zadrapanie na ramieniu. Teraz wszystko wyglądałoby inaczej - tego był w stu procentach pewien. Ta cała sytuacja zmotywowała go do jeszcze cięższych treningów, a to zaowocowało gwałtownym wzrostem umiejętności. Musiał wybrać się w jedno miejsce i będzie mógł się nim zająć. A wtedy to będzie jego koniec. Wzdychnął ciężko rozmyślając nad tym wszystkim. Niestety przez to wszystko spiął się trochę, więc lewą ręką rozmasował trochę kark.
- Wszystko można wykorzystać. Czasami największa słabość to Twoja najlepsza broń. Można udawać, że jest się słabym, a kiedy przeciwnik wysunie się na przód pewny swoich poczynań po prostu z nim skończyć. Słabość to raczej pojęcie względne. - Zaciągnął się szlugiem i napił trochę whisky. - Ludzie mają nieograniczony potencjał ewolucyjny. Jesteśmy w stanie przystosować się do każdej sytuacji i przeżyć. Jednak nasz gatunek jest całkiem ... niesamowity, nie uważasz? - Ciekawe słowa jak na zwykłego cywila. Może trochę przesadził, ale tak właśnie uważał. Nie mniej, nie więcej. Nie będzie się bał mówienia tego co myśli. Skończył z tym. Jest przecież wolnym człowiekiem. Zero ograniczeń.
I w tym momencie właśnie jakieś kobiety wkroczyły do baru. Do tego cholernego przybytku, który nie ma wcale takiej dobrej sławy. Przyjrzał się im i westchnął ciężko. To nie był naprawdę najlepszy moment. Brak ochoty na spędzanie czasu z kobietami dał mu się we znaki. Przyglądał się dziewuchom swoją parszywą mordą mając nadzieję, że to je odstraszy. Faktycznie teraz są czasy, kiedy perfekcyjna twarz i ciało to podstawa. A on miał bliznę i dwukolorowe oczy. Zero perfekcji - tak powinno być. To zdecydowanie miało mu pomóc w pozbyciu się tych lalek dmuchanych.
- Najgorzej. - Mruknął tylko pod nosem teraz patrząc tylko przed siebie. Miał nadzieje, że jego kompan będzie miał podobne zdanie na ten temat. Jeżeli jego morda ich nie odstraszy to znaczy, że będą strasznie upierdliwe i wkurwiające. W sumie jedno jest zaskakujące bliskie drugiego. Szlag by to trafił. Dlaczego los był taki nieuczciwy? Pozbyli się jednego problemu to pojawił się drugi. Niestety one prawdopodobnie będą trochę bardziej uparte od panów, których łaskawie wyprosili. Kobieta niezadowolona to uparta kobieta. Kto wie co teraz im chodzi po tych łbach. Nie zniesie tego na trzeźwo. Podniósł rękę i barmanowi pokazał dwie szklanki - Jego i Ryu. Niech napełni ich szklanki póki jeszcze mają ku temu okazję.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Przeglądanie akt prędko nużyło eliminatora, zwłaszcza, gdy zabierał się za to o późnej porze, po powrocie z patrolu i nadgodzin, które sam sobie dodatkowo nałożył. Zdarzało się więc tak, że wertował papiery o trzeciej nad ranem, a między kolejnym dniem pełnym obowiązków dzieliło go tylko parę godzin drzemki. Ostatni raz bardziej zaangażował się w analizę listów gończych i wrogów publicznych jakieś cztery miesiące temu, dokładnie przeglądając zdobyte przez S.SPEC informacje. Część była uboga w szczegóły, część zawierała dość dokładne opisy, jednak żadna podobizna nie rzuciła mu się jeszcze w oczy podczas rutynowych obchodów. Wówczas okularnikowi przyświecał jeden cel – chciał znaleźć powiązania z pewną osobą. Czuł się w obowiązku wybadania sprawy, lecz z drugiej strony wcale nie chciał uświadamiać sobie, z jakim przestępcą miał do czynienia przez tak długi okres znajomości. To oznaczałoby powiększającą się ślepotę na zagrożenie, tracenie czujności. Mógłby to zrzucić na nieregularny tryb dnia, ciągłe zmęczenie, stres i irytację, ale nie zamierzał chować się przed rzeczywistością za byle wymówkami.
Smok. – Potwierdził.
Skąd zrodził się pomysł na takie, a nie inne imię? Uświadomił sobie, że nigdy nie zagłębiał się w ten temat, w jego rodzinie nie skupiano się na tego pokroju sprawach. Z dalszą familią utrzymywali dość nikły kontakt, może za sprawą dzielącej ich odległości – większość krewnych pochodziła z dawnych Niemiec, nieliczni przeprowadzili się do Japonii. Teraz, kiedy rodzice zagościli na cmentarzu, już nikt nie dzwonił do siebie w ramach składania życzeń z okazji urodzin czy świąt. Ryutarou nie widział potrzeby odnawiania starych kontaktów, oni żyli w swoim świecie, a on w swoim. Jedynym, co nie dawało mu spokoju, to powód, dla którego wujek postanowił zasponsorować jego zmechanizowanie.
Element zaskoczenia. Niektórzy są podatni na stwarzane przez innych pozory, mniej lub bardziej świadomie. Jak widać potrafi to przeważyć w bezpośrednim starciu.
Sam nie stanowił wyjątku, choć z tą świadomością łatwiej było mu rozpracowywać „pułapki”. Starał się nie zakładać z góry, jakie przeciwnik może mieć słabe strony, chyba że miał pewność braku innej możliwości. Najczęstszy błąd to przekonanie, że kobieta nie jest w stanie oddać Ci z równą siłą. Przynajmniej to zaobserwował w murach władzy, kiedy młodziki zaczepiały płeć piękną z głupią nadzieją na wykazanie się swoim męstwem.
Skąd pewność, że Ci za murem również go nie mają? – Odstawił puste naczynie na ladę. – W porównaniu z pozostałymi gatunkami ludzie nie są aż tak wybitni. Nie pod względem fizyczności, ale trudno ukryć, że… jesteśmy dość uparci i zaradni w razie potrzeby. – Wpatrzył się w ściankę szklanki, w której odbijało się neonowe światło lokalu.
Wiele razy zdarzyło mu się trafić na granice wytrzymałości. Wiele razy przypuszczał, że czekają go ostatnie minuty na tym piekielnym padole, ale w ostatecznym rozrachunku zawsze jakoś udawało się wykaraskać nawet z najgorszej sytuacji. Wola przetrwania, nagły wzrost adrenaliny, autosugestia… składało się na to wiele czynników. I chyba każda istota żywa została zaprogramowana tak, by za wszelką cenę uniknąć śmierci.
Natarczywe wpatrywanie się towarzysza w kobiety nie przyniosło oczekiwanego efektu, bo uśmiech z ich twarzy wcale nie znikał. Może Łowca przypodobał im się właśnie ze względu na swoją oryginalność? Otaczały je pewnie same ideały, a tu taki rarytas w postaci wyróżniającego się z tłumu mężczyzny o dwubarwnych oczach i bliznach…
Ewentualnie były trochę spite i źle odbierały jego obraz.
Niezainteresowany? – Zagadnął od niechcenia na reakcję kolegi. Dobrze się składało, bo gdyby sytuacja miała się inaczej, a Ciro postanowiłby wciągnąć do rozmowy tamtą obcą dwójkę, pewnie pozbawiłby Ryutarou resztki przyjemności, jaką czerpał z tego wieczoru. Wówczas nie pozostawałoby mu nic innego jak dyskretne wycofanie się. I tak nie nadawał się do zacieśniania więzi i flirtowania, Ishida dosadnie go w tym uświadamiał za każdym razem, kiedy podpuszczał go do obcowania z kobietami.
„– No dalej, pokaż, co potrafisz, tygrysie.
– Przecież czytałeś moje cv.
– Mam na myśli sprawy damsko-męskie.
– Nie robi mi to różnicy, czy walczę z mężczyzną czy z kobietą.
– …”

Jedna z dziewuszek postanowiła przejść do ataku i zostawiła koleżankę, by przenieść się na krzesło bliżej ich dwójki i usiąść po stronie Ciro. Założyła nogę na nogę, eksponując odsłonięte przez miniówkę udo, i posłała nieznajomemu słodki uśmiech, który niósł za sobą obietnicę niezmywalnego śladu szminki na kołnierzu. Może miała nadzieję, że jej także postawi kolejkę?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nigdy nie spotkał jeszcze osoby, która by nosiła miano smoka. To bardzo ciekawe zjawisko. Dosyć rzadkie imię. Kiedyś zastanawiał się jak bardzo takie osoby musza być narwane, ale tutaj spotkał człowieka, który był całkowicie spokojny i wydawał się być znudzony życiem. Spodziewał się zupełnie czegoś innego. Według niego ktoś kto nazywał siebie smokiem powinien być potężny i niezłamany. Co prawda miał okazję widzieć go już w akcji, ale to nie było nic, aż tak specjalnego. Szkarłatne oko obserwowało jego jestestwo, a on sam rozważał delikatnie wyłączając się z rozmowy. Jeszcze przed chwilą rozmawiali o Roganie, który był jednym z jego celów na długiej liście. We wszystkim miał rację, ale pewnie Warner nawet nie dopuszczał takiej możliwości, że sam wpadał w jego sidła. Element zaskoczenia był ważny, ale kłamstwa w które się topił mogły przeważyć nad wszystkim. W momencie kiedy dojdzie do starcia między nimi na poważnie będzie mógł wykorzystać wszystko przeciwko niemu. Tak najłatwiej wyłączało się najtrudniejszych wrogów z akcji. Im więcej o nich wiesz tym więcej jesteś w stanie wykorzystać przeciwko nim. Prosta kalkulacja, a w dodatku każdy człowiek robił to chociaż raz. Nienawidzisz kogoś? Dowiedz się o nim więcej i rozważ jak zajść mu za skórę. Osobiście miał nadzieje, że do tego nie dojdzie bo dosyć miło mu się z nim rozmawiało. Czuł się jak za starych czasów, kiedy jako indywidualista pracował w duecie. Teraz to już przeszłość, a on dalej miewa momenty kiedy obwinia się za śmierć swojego kompana. Dzięki niemu nabył ważnych doświadczeń, które pozwoliły mu się rozwijać dalej. Tak samo mógł powiedzieć o sytuacji jego córki. Podrapał się po policzku pod sztucznym okiem.
- Brak doświadczenia robi swoje. - Wzruszył tylko ramionami i delikatnie się uśmiechnął. "Tylko teraz jest inaczej" - Wypowiedział to tylko w swojej głowie. - Może tym razem skończyłoby się to lepiej. - To powiedział trochę mniej przyjemnym tonem. Teraz już wiedział, że jego cel jest dalej w mieście. I nie zamierzał mu w ogóle odpuszczać. Zajmie się nim kiedy tylko nadejdzie odpowiednia pora. Najpierw obowiązki, a potem przyjemności. Nie mógł przekładać zemsty ponad organizację. Może wiele osób sądzi, że wcale się nią nie przejmuje, ale to jego główne zmartwienie. Oddawał się jej w pełni, a kiedy tylko miał dość przebywał tutaj zbierając informację, które kiedyś może mu się przydadzą. Musiał zadowolić Kami, organizację i przede wszystkim siebie. Wiele razy nie był zadowolony ze swoich poczynań. W wielu misjach był zbyt pewny siebie, a czasem nie miał w ogóle zaparcia by iść na przód. Dopiero kiedy postawił na przywódczynię wszystko co miał - swoją reputację, czas, córkę i własne umiejętności stwierdził, że nie ma już wyboru jak tylko popchnąć to wszystko w odpowiednią stronę. Mogła nie doceniać tego co dla niej zrobił, ale to nie miało znaczenia. Ważne, że on czuł się spełniony w jakiś sposób. Pewnie rozumiała jak się poświęcał, ale czy uzna jego starania tego nie wie nikt. Specjalnie przegrał walkę by zbudować jej fundamenty władzy. Indywidualista Eltyar przegrał z przywódczynią - ten psychol, który zazwyczaj wysyłał swoich partnerów sparingowych do szpitala. Odpłynął w myślach po raz kolejny i wrócił dopiero po paru szybszych mrugnięciach. Znowu o tym myśli. Totalnie bezsensowne rozmyślenia, które nie powinny wpłynąć na jego aktualne działania.
- Zapomniałeś, że wymordowani byli kiedyś ludźmi? Ewoluowali, albo zmutowali. Nie wiem, które określenie jest lepsze. Ale rozwinęli się by dostosować się do danej sytuacji. Tak naprawdę może to właśnie nasza uparta natura uratowała ich od utracenia resztek rozumu? - Powiedział to bardzo spokojnie wykładając dalej swoje przemyślenia na temat tego gorszego sortu "ludzi". Tak naprawdę nie miał nic do Wymordowanych. Dopóki nie próbują go zeżreć to wszystko jest w porządku. Żyli sobie gdzieś poza miastem walcząc o przetrwanie. Nie ma w tym nic złego. Każdego mogło to spotkać, a mimo wszystko są dyskryminowani jeszcze gorzej niż Łowcy. Ale to tak naprawdę te ściekowe szczury wybrały taki styl życia. Czy to w sumie jakaś różnica ? Te dwa gatunki czy też rasy muszą zostać zlikwidowane i taka jest główna dewiza władzy. Zastanawiało go czy naprawdę wszyscy wojskowi są tak wyprani i nie rozróżniają, że aktualna władza nie jest wcale taka jaką ją malują. Mieli pewnie zbyt mało przykładów z których mogliby wyciągać wnioski. Najciemniej pod latarnią. Własnie dlatego uwielbiał patrzeć na wszystko od strony osoby trzeciej. Miał czas na analizę w przeciwieństwie do tych najbardziej pochłoniętych konfliktem. Co za biedactwa, aż chciałoby się ich trochę pomęczyć.
- Nie. - Odparł szybko i skrzywił usta w niezadowoleniu. - I mam wrażenie, że tak szybko się nie odpierdoli. - Niezbyt przyjemny ton. Jeżeli szukałby kogoś na jedną noc to może jeszcze, ale teraz? Dajcie sobie spokój to był najgorszy timing z możliwych. Nie szuka tylko pięknego ciała - go mógłby mieć w każdym momencie. Jeżeli kobieta nie potrafiłaby dorównać mu podczas walki to nie było nawet sensu interesować się taką jednostką. Nie miał głowy do bronienia kolejnej istoty, a poza tym lubi jak kobieta potrafi sama o siebie zadbać. No i w sumie to ona musi potrafić utemperować swojego faceta, by ten zachowywał się jak należy no nie? A doskonale wiedział, że te tutaj po prostu szukają szybkiego ruchania i na tym by się skończyło.
Stało się. Usiadła obok łowcy tak jakby w ogóle był zainteresowany całą sytuacją. Szybkie spojrzenie na Warnera tak jakby szukał pomocy w danej sytuacji. Doskonale wiedział, że chciała drinka. Ale nie zamierzał wcale go zamawiać. Spojrzał na nią tylko od niechcenia odwracając w jej stronę głowę tak by mogła dostrzec jego blizny. Może to pomoże by się trochę odjebała. W dodatku jego spojrzenie mówiło samo za siebie. Zupełnie nie był zainteresowany, a jej podbicie tylko go zirytowało.
- Potrzebujesz czegoś? - Pierwszy krok w stronę bazy " Danie jej kosza" zaliczony. W sumie trochę ciekawiła go jej reakcja, ale miał nadzieje, że zareaguje agresywnie i pójdzie sobie w cholerę. Czy to był w ogóle odpowiedni ruch?
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

 — Jeśli cokolwiek to dla Ciebie znaczyło, niewątpliwie — mruknął, pogrążając się na moment w wewnętrznych rozważaniach.
 Sam był tego przykładem, kiedy rok, a może już dwa lata temu?, stanął oko w oko ze swoją największą słabością. Nie spodziewał się takiego finału ich konfrontacji, chociaż dopuszczał do siebie myśl, że nie przegonił jeszcze mistrza. Napędzała go wówczas zemsta, chęć wymierzenia sprawiedliwości za krzywdy, jakie mu wyrządził, nawet nieświadomie. Bo kto by się spodziewał, że ten stary, wkurwiający swoją osobowością pryk stanie się dla młodego rekruta tak istotną personą? Jego śmierć zburzyła wszystko, co udało mu się zbudować na gruzach przeszłości. A później wrócił, wypadek okazał się tylko świetnym aktorstwem, blefem, który wszyscy kupili. Prawie wszyscy. Przegrał tamtą walkę, ale stała się ona jedynie oliwą dodaną do ognia motywacji, by dalej przeć naprzód, rozwijać się i kiedyś ponownie zweryfikować osiągnięcia.
 — Zmutowali — stwierdził, bardziej ze względu na sam wydźwięk słowa niż znaczenie. Ewolucja wydawała mu się procesem sensownym, dostosowującym organizm do środowiska, czymś naturalnym. Wymordowani tacy nie byli. Na resztę słów wzruszył ramionami. To nie był temat, na który chciał się wypowiadać, a już na pewno nie z cywilem. Nie potrafił zrozumieć ofiar wirusa X, nie widział w nich ludzi, raczej marne imitacje wspomnianego rozumu. Byli gorsi od rebeliantów i o ile tych potrafił w jakiś minimalny sposób respektować, to wobec mutantów nie miał za grosza litości.
 — Dlatego z takimi jednostkami trzeba krótko i zwięźle.
 Ile to razy on stał się obiektem czyjegoś zainteresowania, które guzik go obchodziło, a jedynie irytowało i utrudniało pracę. Z takimi kobietami się nie patyczkował, zupełny brak zrozumienia i okrutne podejście do uczuć najczęściej wystarczyło, by wybić im z głowy dziwne fantazje.
 Złapał na krótko spojrzenie towarzysza, gdy dziewuszka usiadła obok niego. Cóż, za miłe towarzystwo i zafundowaną whisky chyba mógł mu pomóc…
 — Czas na mnie — powiedział głośno, wstając od lady. — Wpadnę do Ciebie później, pamiętaj, że liczę na wspólną kąpiel. Ale bez seksu, zaczynam wcześnie pracę. — Ciągnął drobne kłamstwo, nie przyglądając się twarzy kobiety, ale mógł tylko wyobrazić sobie, jak jej entuzjazm zastępuje zdziwienie i zawahanie.
 — Na razie — dodał i odwrócił się, kierując kroki ku wyjściu z lokalu.
 Blondynka zerkała to na niego, to na Łowcę, uświadamiając sobie powoli, co właśnie tu zaszło.
 — Uch, n-nie, przepraszam… to pomyłka. — Wykrzywiła usta w niezdarnym uśmiechu i wstała pośpiesznie, by wrócić do swojej koleżanki.
 Drzwi za eliminatorem zamknęły się ciężko.


— wątek zakończony —
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach