Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Czas : Około miesiąca wstecz.
Miejsce : Ścieki

Czy może być coś gorszego od naprawdę chujowo zaczętego dnia? Migrena od rana nie dawała mu spokoju, a w gabinecie czekało na niego cała masa papierów wypełnienia. Musiał się tym zająć i skompletować informację. Wysłać ludzi na kolejne misje i przede wszystkim dowiedzieć się gdzie do cholery jest Chisana. Ta mała, ale kochana wredota wyparowała. Często się to działo, ale zawsze w końcu wracała do domu. Teraz było zupełnie inaczej. Nikt nie widział jak wychodziła. Zupełnie nikt, tak jakby wszyscy byli ślepi. Nie mógł o tym myśleć bo od razu przechodziły go dreszcze. Powoli otworzył drzwi od gabinetu i ziewnął głośno. Na miejscu czekał już na niego Gian. Nie spodziewał się go tak wcześnie, ale co innego miał robić? Został przydzielony do niego przez przywódczynię. Pewnie zdał jej raport, a teraz znowu musi się z nim męczyć. Ta cała sytuacja nie była zbyt dobra dla obu stron. Szpiegmistrz nie chciał "niańki", a jeden z dziesiątki wcale nie chciał u niego przebywać. Traktowali się bardzo neutralnie, ale to tylko ze względu na przywódczynie. Przywitał się z nim kiwnięciem głowy i skierował się w stronę biurka. Oczywiście od wczoraj wieczora papierów urosło, a to oznacza, że siatka szpiegowska działa jak trzeba. Nie wiedział czy ma się cieszyć z tego faktu czy wręcz przeciwnie. Westchnął ciężko i ściągnął swój płaszcz. Powiesił go na fotelu na który potem usiadł. Czas zająć się tym całym bajzlem. Cała masa informacji, którą będzie musiał spamiętać by potem wykorzystać je przeciwko władzy lub łowcom. Miał zdecydowanie za dużo na głowie, ale starał się nie narzekać. Sam zgodził się na taki awans. Sam był sobie winny. Zapalił papierosa i czytał dokumenty w spokoju. Czas mijał powoli i nic nie wskazywało na to, że dzisiejszy dzień będzie najgorszym dniem jego plugawego życia. Rozległo się pukanie do drzwi na co szpiegmistrz zareagował tylko podniesieniem wzroku znad papierów. Do środka wszedł jeden z jego najlepszych ludzi trochę poddenerwowany. Zimne spojrzenie Ciro wcale nie ułatwiało mu zadania. Widział krople potu, które ściekały z czoła szpiega.
- Byle szybko. - Mruknął tylko i dalej zaczął patrzeć w papiery. Zaciągnął się papierosem i słuchał swojego podwładnego. Nie sprawiało mu problemu skupienie się na obu rzeczach jednocześnie, ale nie mógł być przygotowany na to co właśnie usłyszy.
- Zgodnie z rozkazem rozpoczęliśmy poszukiwania Chisany. Wszystkie zebrane informacje potwierdzają, że ... wtajemniczona nie żyje. - Głos mu się załamywał podczas mówienia, a kiedy skończył podał do ręki szpiegmistrza dokumenty dochodzenia. Pierwsza reakcja szpiegmistrza była taka, że nie wiedział nawet gdzie się znajduje. Gdyby teraz stał pewnie wylądowałby na kolana. Ukrywał zaskoczenie, żal i smutek. Musiał grać twardego. Taka już była jego rola. Wziął dokumenty i całkowicie się zatracił w raporcie. To nie mogła być prawda. Wszyscy wiedzieli w jakich byli stosunkach. Ta mała dziewczynka była jego córką. Przyszywaną, ale córką. Kochał ją i dbał o nią lepiej niż o kogokolwiek. To była jego ostatnia spuścizna po Nyanmaru. Obiecał sobie, że nie pozwoli jej skrzywdzić. Przez nowe obowiązki trochę ją zaniedbał, ale miał zamiar poświęcić jej więcej czasu jak tylko ogarnie się w tym wszystkim. Teraz już nie będzie miał takiej okazji. Cały świat mu się zawalił.
- Wyjść. - Odparł tylko cholernie wściekłym tonem. Było blisko by nie rzucił się na tę dwójkę. Nie mieli nic do powiedzenia. W ciszy opuścili pomieszczenie, a on w końcu mógł się pogrążyć całkowicie w agonii. Czuł się rozerwany od środka. Jeden z jego powodów do życia i trwania w tej organizacji zniknął. Ona była dla niego najważniejsza. Teraz jej już nie ma. Czuł się jakby przegrał życie. Był porażką ojca. Miał wrażenie, że jeszcze jego fatum rodzinne przeszło również na nią. Miał nadzieję, że złamie wszystkie niedogodności i będą mogli żyć razem jak szczęśliwa rodzina. Jak widać władza miała wobec niego inne plany. Spierdolili wszystko na co pracował wiele lat. Jego ręce drżały, a w głowie jawiła się chęć zemsty. To zawsze nadchodziło po utracie czegoś ważnego. Musiał znaleźć winnego. Pozbawić go życia. Ale to nie będzie takie proste. Będzie cierpiał znacznie dłużej niż jego mały skarb. Jego spojrzenie zrobiło się puste, a jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Pogrążył się w ciemnościach. Przestał całkowicie widzieć na oczy, a widział tylko obrazy Chisany. Kiedy ją ratował po porwaniu. Kiedy osłaniał ją na głównym placu kiedy odbijali anielicę Growa. Każdy dzień spędzony właśnie z nią sprawiał mu przyjemność. Te czasy już nie powrócą. Nie liczyło się już nic. " Nie obchodzi mnie czy to będzie już koniec. " - To była pierwsza myśl. Był gotowy umrzeć. A raczej nie chciał już żyć. Wstał od biurka i zaciągnął się z całej siły papierosem. Czas wykonać ostatni taniec w jego karierze. Nie będzie żałował niczego. I tak to co było dla niego najważniejsze już odeszło. Zostawił papiery na biurku i ruszył w stronę wyjścia. Spodziewał się, że Gian poleci do przywódczyni by od razu przekazać jej tę informację. Domyślał się jak to się skończy. Co może zrobić ojciec, który stracił dziecko? Pogrąży się w szaleństwie oczywiście. On był już dostatecznie popieprzony. Teraz to wszystko osiągnęło apogeum. Ubrał swój płaszcz i wziął głęboki wdech. Jego oczy dalej były całkowicie bez jakiegokolwiek wyrazu. Na głowę narzucił kaptur i wyszedł z biura. Kierował się w stronę wyjścia ze ścieków. Musiał przejść co prawda przez główne korytarze. Musiał dostać się do głównej kwatery władzy. Jak najszybciej. Nic nie mogło go teraz zatrzymać.

    W jego głowie jak zawsze jego wewnętrzne szaleństwo dawało się we znaki. Wszędzie całkowita ciemność. Wcześniej można było zauważyć tutaj jakiekolwiek zarysy otoczenia. Teraz nie ma tutaj nic. Wszystko zniknęło. Została pustka i nicość.
    - Ha! Jesteś żałośny. - Ten głos rozpoznałby wszędzie. Ten sam, który popchnął go do postawienia pierwszego kroku w stronę sadyzmu i szaleństwa. Spodziewał się, że go tutaj zastanie. Nie wiedział skąd dochodził dźwięk. Miał wrażenie, że z każdej strony. Nie mógł wywnioskować niczego.
    - Pozwoliłeś ją zabić? I co teraz zamierzasz? Umrzeć tak samo jak ona? Jesteś jeszcze bardziej popieprzony niż zawsze myślałem. - Teksty tego typu wcale nie pomagały, ale tamten był tego świadomy. Miał go pogrążyć jeszcze bardziej w całej sytuacji. Sprawić by przestał myśleć logicznie. Już teraz to było praktycznie niemożliwe, a wszelkie racjonalne myślenie zostało odcięte.
    - Zamknij się. - Cichy dźwięk zbitego psa. Nie umiał zachować się tak jak zawsze. Każde ze słów jego szaleństwa odbijały się echem. Wszystko co powiedział powtarzało się tak jakby ktoś co chwilę wciskał przycisk 'replay'. Nie mógł tego wytrzymać. Po chwili jego świadomość uciekała. Zamieniał się w chodząca maszynę, która zamierza wykonać samozniszczenie. Zaprogramował w głowie tylko jedną rzecz. Zabić wojskowych. Zemsta. Chisana.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Arkusze papieru przesuwały się pod jej palcami. Pożeranie wzrokiem informacje w niewielkim stopniu wchłaniała, wiele raportów było pisanych lakonicznie, wszystkie głosiły dokładnie to samo, brak jakichkolwiek odchyłów od normy. Z obowiązku analizowała jednak każdą podsuniętą przez kogoś stronę danych, wokół panowała cisza, nie było nikogo kto mógłby przeszkodzić, kto uwolniłby ją od uciekających pod wzrokiem literek. Powoli odłożyła plik dokumentów na blat, na którym siedziała, czubkami butów dotykając podłogi.
Usłyszała kroki. Rytmiczne, ciężkie kroki, osoby dorosłej, płci męskiej, najprawdopodobniej goniec z wiadomością.
Dla wygody organizacji sporo czasu musiała spędzać w jednym miejscu, być zawsze pod ręką, by podejmować kluczowe decyzje, bo kiedy nie działo się nic, najłatwiej było o rozpętanie się chaosu. Betonowa klatka czterech ścian, na środku drewniane biurko i krzesło, puste ściany w kolorze szarości, mrugająca jarzeniówka, dwa wielkie wilki śpiące z głowami na łapach. Ich oddech był jednym dźwiękiem wypełniającym pomieszczenie, dlatego tak dobrze słyszała każdą zbliżającą się osobę.
Wyszarpnęła ze stosiku pierwszą, lepszą kartkę i uniosła ją nad głowę, analizując treść pod światłem przebijającym się zza papieru. Poprawiła kołnierz białej koszuli. Lubiła białe koszule, nic nowego, jeżeli ktoś znał ją dłużej niż kilka dni. Zapewniały swobodę, a poza tym, pamiętała że na każdym eleganckim spotkaniu jej brat takie nosił. Obowiązkowo sprawiła sobie ich całkiem sporo.
- Proszę. - Zawołała, gdy ostatni krok zabrzmiał przed drzwiami, a ręką posłańca zawisła przy powierzchni drzwi chcąc kilka razy zapukać w drewnianą powierzchnię. Wziął głębszy oddech i otworzył szerzej oczy. Nie spodziewał się, że ona wie, a ona nie widziała, lecz wiedziała jak dokładnie się zachował.
Nigdy nie znudzi się jej ta zabawa, każdy młody wpadał w pułapkę, ale przecież znała każdy kąt kryjówki łowców, nie było pomieszczenia, którego nie umiałaby od razu zlokalizować, nie była tu najstarsza, ba, przy niektórych łowcach wypadała jak młodziak, a jednak dzierżyła najwyższy stołek, tron całej organizacji.
Odkaszlnęła i spojrzała w stronę przejścia, łapiąc w pułapkę spojrzenia rudzielca, z masą piegów pod oczami. Był najpewniej jej wzrostu, może nawet kilka centymetrów wyszczy, lecz gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, natychmiast spuścił głowę i powtórzył kwestię, którą musiał powtarzać całą drogę aż do tego miejsca.
- Pan Vettori kazał przekazać, że ktoś w sposób nieuprawniony próbuje opuścić południowe wejście... i... i że wie, że się pani obija. - Jęknął pod sam koniec, po czym z przesadną dokładnością zasalutował i zniknął niczym kot wrzucony nagle do wanny z wodą.
- H-heę? - Warknęła do powietrza, bo znowu została sama. Spojrzała na kartkę papieru, która zgnieciona pod nieopanowanym zaciśnięciem pięści wisiała żałośnie. Wypuściła ją na ziemię i zacisnęła usta w wąską linię.
W tym pomieszczeniu nie było kamer, dokładnie znała położenie wszystkich, które zainstalowano w kanałach, a jednak ten człowiek wiedział zawsze i wszędzie co robiła i czym się zajmowała. Jego potworna dokładność była przerażająca, nawet teraz czuła zimne dreszcze na plecach.
Nie było do końca prawdą, że się obijała. Zwyczajnie nie miała nic innego do roboty, chociaż jak to mówił kapitan dziesiątki: "Jeżeli nie masz nic do roboty, to znaczy że o czymś zapomniałaś". Według niego zawsze należało wykonywać coś pożytecznego, nawet jeśli on sam, zamknięty w swej niewielkiej salce pełnej monitorów spędzał cały czas na koordynowaniu ruchów organizacji. W chwili takiej jak ta, najpewniej spędzał godziny nad lekturą erotycznych magazynów dla mężczyzn.
Zsunęła się jednak ze swojego siedziska, niesiona emocjami nie zauważyła nawet, gdy powędrowała na środek pokoju, wilki otworzyły oczy i śledziły ją wzrokiem, bez większego zainteresowania. Nie to było jednak najważniejsze co robiła, a czego nie. Pierwsza część wiadomości to ta, na której należało się skupić. Szczególnie, że nie każdy taki incydent był natychmiastowo zgłaszany, chodziło o to, że łowców było zbyt wielu, by każdego legitymować na wejściu, w tym względzie mieli dosyć mocną swobodę, pomijając wszelkie zabezpieczenia, które tylko łowcy mogli swobodnie wyminąć. Znaczyło więc to tyle, że chodziło o coś ważnego, o kogoś konkretnego, sytuację którą Vettori postanowił, zamiast zająć się osobiście, zgłosić do przywódczyni.
- O co chodzi, Vetto? - wyrecytowała do komunikatora, niewielkiego telefonu, który siłą został jej "podarowany". Nienawidziła tego małego urządzenia, było prawie jak niewidzialna smycz, lecz zagrozili jej, że jeżeli przestanie się odzywać, postawią na nogi całą organizację, a tego nie chciała. Nosiła więc, to małe, brzęczące cholerstwo i odpowiadała, gdy działo się coś ważnego.
- Pomyślałem, że chciałabyś sprawdzić to osobiście.
- Jak miło z twojej strony. - odparła o tyle dziwnie, że ani ciepło, ani też sarkastycznie.
Odsunęła od ust komunikator i spojrzała na ekran, na którym po krótkim dźwiękowym komunikacie pojawiły się wyróżnione fragmenty nagrań z kamery.
Ciro, nie dało się go pomylić z kimkolwiek innym, a to znaczyło tylko, że Vettori miał rację. Powinna i przede wszystkim chciała załatwić to osobiście, w końcu sama wciągnęła tego człowieka w sprawy łowców. Nie był pierwszym, lepszym łowcą z przypadku, który nie wiedziałby, że zamiary opuszczenia kryjówki należy zgłosić komuś z postawionych wyżej, a skoro tak, oznaczało to, że chciał uciec w pełni świadomy.
Opuszki palców zetknęły się z gęstym futrem i ciepłą skóra zwierzęcia. Wilk momentalnie podniósł do góry uszy, a żółte ślepia zatrzymały się na kobiecie. Odczytując dane z ekranu podeszła do bestii i czekając na załadowanie się kolejnych informacji zaczęła głaskać młodego basiora. Jeszcze niedawno był szczeniakiem, pomyślała, musiał wpaść do jednego z kanałów, a ponieważ nie miał oka, musiał plątać się po Desperacji sam, odrzucony przez stado. Hakai, bo tak się nazywał, przecząc własnemu imieniu leżał spokojnie na ziemi, a chaos i destrukcja tańczyły w jego głowie.
Cicho, niczym podmuch wiatru wyślizgnęła się z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi, obserwujące ją ślepia zniknęły za drewnianą powierzchnią, znowu słyszała kroki, własne, trochę dziwne, jakby stąpała krzywo, czasami kulała, z przyzwyczajenia, zapominała się i zdradzała więcej niżeli by chciała, nawet jeżeli wokół nikogo nie było. W tej części kryjówki niemal nigdy nikogo nie było, nawet tutaj istniały bardziej i mniej uczęszczane drogi, dlaczego jednak tędy nigdy nikt nie przechodził?
Sunęła dłonią po chropowatej, betonowej ścianie. Były tam namalowane przedziwne symbole, słowa w obcych językach, czasami jakieś jednoznaczne rysunki, szubienica, pentagram, masa krzyży. Nie widziała ani jednego, była ślepa z lewej strony, ale dzięki temu odczuwała ich obecność znacznie wyraźniej. Brnąc tunelami, o których mało kto wiedział ominęła szerokie korytarze, wyskoczyła z przejścia na niższą platformę, schody już dawno się zapadły i dalej poszła torami. Miejscami kanały łączyły się ze starymi tunelami metra, te miejsca w szczególności były urokliwe, zwłaszcza, gdy usunęli z nich sterty szkieletów.
- Zrobisz jeszcze dwa kroki i zatrzymasz się. Spojrzysz do tyłu... - powiedziała ze spokojem, pozwalając echu powielić jej słowa i wzmocnić ich brzmienie. Gdy tylko minęła kolejne przejście, o którym mało kto wiedział, znalazła się za plecami Ciro, zanim ten pchany do przodu swoimi myślami mógł ją wyczuć.
Sama zatrzymała się zaraz po tym, jak komenda padła z jej ust. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i przeanalizowała szybkim spojrzeniem ekwipunek łowcy. Nie wyglądał na kogoś, kto wychodzi na zewnątrz w jakimś konkretnym celu, przysiąc nawet mogła, że chodzi dokładnie tak samo na co dzień. Niewiele to jednak zmieniało, nawet chciała usłyszeć odpowiedź na pytanie, którego nie zadała, lecz trwało w powietrzu, w  ciszy, która nastała zaraz po jej wypowiedzi.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

A jednak ktoś powiadomił przywódczynię co miał zamiar zrobić. Doskonale wiedział, że opuszczenie kwatery głównej bez uprzedniego poinformowania najwyżej władzy jest niemożliwe. Wszyscy byli monitorowani, a ona i Ciro dostawali wszystkie informacje na temat osób, które opuszczają ścieki. Tym razem tylko ona dostała pełne informację. Na szczęście był już w miarę blisko wyjścia. Dla niego nie było już znaczenia czy ktoś mu wejdzie w drogę czy nie. Musiał po prostu przeć na przód. Nie mógł zostać zatrzymany w takim miejscu. Nie mógł czekać na swoją zemstę. Wystarczająco długo czekał na okazję by dobrać się do Rogana, a teraz jeszcze zabrali mu córkę? Ile jeszcze będą chcieli mu zabrać by wreszcie całkowicie go zniszczyć? Nie był do końca przekonany czy wojsko robi to specjalnie czy po prostu to był zwykły zbieg okoliczności. Wielki sadysta był niczym rozpierdolone domino. Najważniejsza część się zawaliła i cała reszta też poszła w cholerę. W tym momencie nie był w stanie myśleć trzeźwo. W głowie widział tylko i wyłącznie obraz swojej przyszywanej córki. Co prawda to nie były miłe wspomnienia. To nawet nie były jego wspomnienia. Wyobrażał sobie jak musiała wyglądać po śmierci. Jak oni śmieli zabić małą dziewczynkę. Zapierdoli ich wszystkich. Każdego po kolei. Nie zostanie po ich głównej kwaterze kamień na kamieniu. Jeżeli dalej Łowcy mają robić podchody to on w tym momencie rezygnuje. Zniszczy Spec samemu. To miasto. Głowy wszystkich nabije na pal i zostawi przed wejście do miasta. Zajmie się wszystkim. Wiedział, że Yuu będzie go powstrzymywać. Nie mogła zrobić nic w tym momencie. Jeżeli teraz odwróci się od niego uzna ją za swojego wroga i ją również zniszczy. Kroczył pewnym krokiem przed siebie, ale wyglądał tak jakby się upił. Co jakiś czas tracił równowagę i co chwile mruczał coś pod nosem. Całkowicie stracił połączenie z realnym światem.
- Gówno wiesz. - Mruczał dalej pod nosem. Jego wewnętrzne żądze wyśmiewały go. Ten, który popchnął go w stronę szaleństwa teraz wciągał go jeszcze głębiej. Im głębiej zanurzasz się w tej czarnej papie tym gorzej będzie z niej wyjść. W pewnym momencie nie będzie możliwości powrotu. Tego już nie mógł przewidzieć. Nawet nie liczył na to, że swój wypad przeżyje. Gdyby był u władzy w Łowcach pewnie posłałby wszystkie jednostki zdolne do walki na front. Organizacja powinna się cieszyć, ze człowiek który jest niestabilny emocjonalnie nie jest przywódcą. W ten sposób nawet jeżeli on umrze to rebelianci przetrwają i będą mieli dalej siły by nacierać. Nie jest nikim ważnym. Wiele osób dalej go nie akceptuje. Nie odzywają się tylko dlatego, że jest silny i na tyle szalony by wyzwać Yuu na sparing. Jakby nie patrzeć wyszedł z niego żywy prawda? Dał jej go wygrać, ale gdyby walczyli na poważnie do końca to kto by wygrał? Nie mógł o tym nawet teraz myśleć. Nie mógł się nawet skupić na niczym innym niż Chisana.
W dalszym ciągu kroczył przed siebie, aż w pewnym momencie usłyszał znajomy głos. Od razu wiedział do kogo należy, ale instynktownie wykonał polecenia. Zrobił dwa kroki do przodu i skręcił głowę tak jakby patrzył się do tyłu. Kaptur zasłonił mu cały widok, ale wiedział kto przyszedł. Analizował swoje aktualne potrzeby i żądze. Ona nie była jego celem. Yuu Kami. Przywódczyni. Łowca. Stosunek aktualnie nieznany. Chwile tak stał, aż w końcu zamruczał coś pod nosem i zaczął iść dalej w stronę wyjścia. Musiał pewnie wyglądać naprawdę żałośnie, ale teraz nie miał czasu na rozmowę z nią. Jego czas uciekał. Zaprogramował się podświadomie do niszczenia i zabijania.
- Nie mam na Ciebie czasu. - Zachrypnięty głos całkowicie pozbawiony emocji. Tak właśnie. Nie była dla niego w tym momencie ważna. Zeszła na niższy priorytet. W tym momencie liczyło się tylko by iść przed siebie. Jeżeli ona ma do niego jakąś sprawę to ma pecha. Będzie musiał się tym zająć dopiero kiedy wróci. O ile wróci. Czy ona zareaguje w jakikolwiek sposób? Niech spróbuje go zatrzymać. Życzę powodzenia. On teraz nie może się zatrzymać. To wszystko zaszło za daleko. Jego nienawiść, którą wcześniej potrafił powstrzymać w końcu się uwolniła. Ze znacznie większą siłą. Pierdolnęła niczym Popek po walce z pudzianem.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Zdecydowanie nie był to pierwszy raz, gdy przyszło jej reagować w sytuacji takiej jak ta. Nie był specjalny, nie był wcale lepszy, czy inny od każdego łowcy, którego napotkała po drodze, czy całej reszty, żyjącej w tej betonowej, kruchej, lecz ciągle trwałej twierdzy. Siła fizyczna to nic, kiedy na drodze staje delikatna psychika, niewielka zmiana w myśleniu i nawet najtwardszy człowiek jest w stanie skończyć tak jak Ciro. Nic nie mogła stwierdzić na pewno, lecz domyślała się w czym rzecz. Niektórych znała nieco lepiej, a małej Chisany nie dało się nie kojarzyć, szczególnie że nie pałała ona do Yuu zbyt dużą sympatią. Urocze, że cały czas spoglądała na Kami, prawie jakby to ona odebrała jej matkę. Nigdy się jednak tym nie przejęła, byłaby nikim, martwiąc się o takie detale.
Wielu łowców w kartotece miało wielki znak zapytania obok swojego imienia, przy wielu ten znak tkwił już długie lata, ale papieru nigdy nie niszczyło się, jeżeli nie odnaleziono ciała. Wielu ciał nie było prawa znaleźć, ale tu chodziło o formalności, nie można mówić jak o martwym odnośnie kogoś, kogo ciało nie spoczywa pod gruntem, w obojętnie jakim stanie. Taki sam, czerwony, duży znak naniesiono jakiś czas temu na jej krótką jeszcze dokumentacje, ale nie była pierwszym, nie jedynym dzieckiem. Nikim specjalnym, tak samo jak Ciro.
- Wydaje mi się, Szpiegmistrzu, że jednak znajdziesz nieco czasu dla swojego Przywódcy. - Odparła twardo, nieporuszona jego celowym, bądź nie zignorowaniem jej obecności.
Nie używała zbyt często tak formalnego języka, zwracając się do kogoś za pomocą rangi, którą obejmował. Owszem, było wielu zwykłych wtajemniczonych, którzy nie istnieli w jej umyśle podpisani imieniem i nazwiskiem, ale względnie każda twarz była zakwalifikowana do znanej i nieznanej. Bynajmniej nie miało to związku z jej spoufalaniem się, po prostu czuła się wystarczająco pewnie, by być miła i nieco bardziej ludzka.
I tym razem, chociaż mogło to brzmieć delikatnie jak pytanie, nie było nim. Nie potrzebowała broni, nie zabrała nawet sztyletu, ufając chwilowo swoim własnym dłoniom i sile, jaką potrafiła wyciągnąć z giętkości własnego ciała. Co prawda ostatni raz walczyła bez no-dachi szmat czasu temu, ale nawet wtedy android, który stanął na przeciw niej w kanałach, zaprzestał dalszego ataku.
Dziwna to jednak byłą sytuacja, w tym momencie patrzyła z góry na emanującego marnością człowieka, któremu powierzyła całkiem sporo. Nie, zdecydowanie jej się to nie podobało, chociaż rozumiała, problem leżał bardziej w tym, że pomimo nietrzeźwości własnego umysłu, nie potrafił sam dostrzec jak bardzo głupie jest to, co robi, co planuje zrobić. Najwyraźniej nic nie było w stanie przemówić mu do rozsądku.
- Idziesz w złą stronę. - Rzuciła nagle, widząc jak niewzruszony kontynuuje swój marsz. Kami jednak nie drgnęła, jedynie jej spokojny głos pełzł po ścianach tuneli, brzmiąc echem dookoła ich obojga. - Jeżeli chodzi o Chisanę, wydaje mi się, że bardziej zainteresuje Cię to, co usłyszysz idąc za mną.
Nadal jednak nie miała takiej siły, która w bezpośrednim starciu bez broni mogłaby przeważyć szalę zwycięstwa na jej stronę. Nie mówiąc już o płci, braku broni czy tego, jak niewielka była w porównaniu do łowcy, zwyczajnie nie dawałaby z siebie wszystkiego walcząc z łowcą, który nie jest groźny, a jedynie... zagubiony.
Powiedziała więc tylko to, co miała powiedzieć i odwróciła się do niego bokiem, kiwnięciem głowy wskazując przeciwległy korytarz. Z lodowatą niemal, kamienną i bezduszną obojętnością czekała aż zrobi to, co od niego oczekiwała. Rzuciła przynętę, której oszołomiona ryba nie ominie bez reakcji.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Raczej nikt nie mógł się spodziewać jak zareaguje Ciro po utracie Chisany. Wieść o tym, że zniknęła już krążyła od jakiegoś czasu, ale on był pewien, że wszystko jest z nią dobrze. Przeliczył się i zawiódł na całej linii. To był pierwszy raz kiedy przełożył organizację na pierwszy tor. Chciał się całkowicie zaangażować w życie Łowców. Sprawić, że będzie im łatwiej pokonać władzę. Jeżeli to miała być cena jaką musi zapłacić to jest zdecydowanie zbyt duża. Wolałby by dalej byli tacy spokojni niżeli zaczęli wygrywać wojnę. Inni członkowie organizacji ze względu na własne dobro zerkali na dziecko. Jest jedną z najmłodszych członkiń, a raczej była. A teraz organizacja musi ponieść za to odpowiedzialność. Pośrednią, ale przyjmie. Będzie musiał się tym wszystkim zająć samemu. Nie chce pomocy. Żaden ojciec nie potrzebuje pomocy przy takich zabiegach. To byłaby po prostu ujma na honorze. Nie mógłby nazwać się ojcem już nigdy. Już teraz uważał, że całkowicie stracił prawo do nazywania się rodzicem. Jego wewnętrzny głos każe mu przestać. To nie była Twoja prawdziwa córka. To było dziecko Nyan, ty je tylko pilnowałeś. Nie wyszło? Trudno, zostaw to i żyj dalej. On dzięki niej złagodniał. Potrafił się kontrolować. A teraz gdy jej nie ma to czemu ma się powstrzymywać. Mógłby zrobić masakrę na kimkolwiek. Nawet na zwykłych cywilach. To już byłoby ciekawe. Może to było lepsze rozwiązanie? Najpierw się wyżyć, a potem po prostu zacząć myśleć logicznie nad swoją sytuacją? Niestety, ale trzeba przyznać, że teraz jego umiejętności strategiczne zupełnie nie działały. Jakby mógł zachować spokój to wszystko mógłby sobie poukładać i dopiero zacząć działać po jakimś czasie. Tak byłoby najlepiej, ale... nie ma większego bólu dla rodzica niż utrata dziecka. Chętnie poświęciłby drugie oko, rękę albo nogę. Kurwa. Ta cała sytuacja jest naprawdę beznadziejna.
Słowa Yuu docierały do jego uszu, ale nie reagował na nie zupełnie. Odmówił posłuszeństwa w tym momencie. Na upartego mogłaby już posądzić go o zdradę. Miał się jej podporządkować. Był jej cieniem. A raczej cieniem organizacji. Miał eliminować i zdobywać informację. Porzucił to teraz.
- Nie. - Krótka odpowiedź. Tak teraz mogła być pewna, że na nią zlał ciepłym moczem. Nie zamierzał się jej teraz podporządkować. To byłaby strata czasu kiedy czeka go jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Według jego obliczeń aczkolwiek prawdopodobnie błędnych wynikało, że teraz mogła go tylko skuć i gdzieś powiesić na ścianie w ściekach. Dopiero wtedy miałaby pewność, że wcale się nie ruszy i nie ucieknie. W przeciwnym razie pewnie będzie szedł dalej przed siebie. A ona była dostatecznie silna by się zanim zająć osobiście. Musiała tylko chcieć. Jego ciało w dalszym ciągu było w ruchu, a kaptur zasłaniał jego twarz. Nie mogła widzieć go w takim stanie. Zdecydowanie nie mogła widzieć jego twarzy. Po niej mogłaby dostrzec, że całkowicie załamał się psychicznie. Kiedy do jego głowy dotarły jej kolejne słowa dopiero zwolnił. Powoli zaczynała docierać do jego szarych komórek. Imię Chisana zadziałało jak słowo klucz. Od razu się zatrzymał i przestał ruszać całkowicie. Zatopił zęby w swoich wargach, a zacisniętą pięścią uderzył o ścianę. To jest właśnie ten moment. Kulminacja gniewu. Nienawiść. Sadyzm. Wewnętrzne potrzeby.
- Nie wymawiaj tego imienia. - Wycedził przez zęby tracąc nad sobą kontrolę. Odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią zdrowym okiem spod kaptura. Mogła dostrzec jak po jego brodzie ścieka krew. Prawdopodobnie trochę za mocno podgryzł wargę. Niby nic wielkiego, ale teraz wyglądał jak jakiś kanibal, który dopiero co wpieprzył dobry i krwisty kawał ludzkiego mięsa. - Jeżeli przez 5 minut nie powiesz mi nic ciekawego ... wracam do realizacji swojego pierwotnego planu. - Mruknął w dalszym ciągu zachrypniętym głosem. Co prawda po jej ostatnich słowach wyglądał trochę lepiej. Jego wcześniej puste oczy teraz wyrażały wkurwienie tak jak dawniej. Ruszył w jej stronę powolnym krokiem, ale to nie zmieniało faktu, że szpiegmistrz aktualnie jest jak chodząca bomba tykająca z opóźnionym zapłonem. To był właśnie największy problem przywódczyni. I co teraz zrobisz? Jak zatrzymasz tę sekwencję autodestrukcji? Działaj, pokaż z czego Cię zrobiono.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Kiwnęła głową, na znak, że zrozumiała jego 'żądanie'. Bez słowa ruszyła w przeciwnym kierunku, mijając kolejne przejścia i korytarze, sunąć po betonowych płytach w ciszy, czując i słysząc obecność Ciro za plecami. Nie zachowywał się nawet cicho, był trochę jak niedźwiedź prowadzony na arenę z kagańcem na pysku, był groźny sam w sobie, ale nie w tym momencie, czekając aż kluczyk otworzy kłódkę i będzie mógł rzucić się z zębami na swojego tresera. Tym bardziej właśnie z jej ust nie padało ani jedno słowo. Dobieranie ich także było sztuką dosyć delikatną, możliwe że w tym momencie mogłaby powiedzieć nieco za wiele, albo wręcz przeciwnie, jednym zdaniem sprawić, że łowca straciłby zainteresowanie.
Bezpieczne milczenie trwało, na tyle długo, by oddalili się dostatecznie od miejsca spotkania, ale nie aż tak długo, by jej poprzednie słowa wyszły na jaw jako oczywisty blef. Odkaszlnęła w zwiniętą pięść, jakby szykując się do rozpoczęcia rozmowy, ale kilka kolejnych kroków minęło w równie bezczelnej ciszy. Nie zamierzała nic do niego mówić.
- Vettori, zablokuj mu możliwość wyjścia, chwilowo każda próba opuszczenia tuneli będzie równoznaczna ze zdradą, dalej procedury wedle standardowego postępowania w takim wypadku. - Wyrecytowała do komunikatora, który w jej dłoni znalazł się zaraz po tym, jak tylko odwróciła się tyłem do łowcy, prowadząc go wgłąb kryjówki.
Oczywiście, że mógł to słyszeć, ba, nawet musiał. Nie było nic, co zagłuszyłoby jej głos, a idący zaraz za nią łowca nie miał przecież uszkodzonego słuchu. Każde słowo, idealnie zrozumiałe musiało wbić mu się do głowy, wwiercić tam, jako oznaka... no właśnie, oznaka czego? Miał się czuć zdradzony, oszukany?
- Wybacz, nie mam zamiaru słuchać kogoś, kto zwraca się do mnie bez szacunku. - Rzuciła mimochodem, robiąc krótką przerwę od przekazywania rozkazów swojemu człowiekowi. Nie musiało minąć wiele czasu, by taki komunikat dotarł do każdego miejsca w kryjówce, od tego momentu, kiedy oni maszerowali sobie spokojnie środkiem tunelu, każdy łowca pilnujący wejścia wiedział już, że Ciro Eltyar nie opuści schronienia łowców pokojowo.
Personalnie nic do niego nie miała, ale to co mógłby teraz zrobić zagrażałoby organizacji, oczywistym było więc, że musiała zadziałać natychmiastowo, nie było kompromisów, dawania kolejnej szansy, obiecanej poprawy. Nie mierzyła się z groźnym przeciwnikiem, wrogiem, który czyhał na jeden błąd czerwonookich, ale z człowiekiem, który sam nie wiedział już co i dlaczego robi. Musiała go chronić przed samym sobą, a przynajmniej do czasu, bo za niańkę nie miała zamiaru robić. Zaangażowała się osobiście tylko z jednego powodu, ponieważ niewiele było w tunelach osób, które Ciro nie zamordowałby od razu, gdyby tylko kazałby mu się zatrzymać jeszcze tam, zaraz przy wyjściu ze ścieków.
Mimowolnie spojrzała na bok. Ostatnimi czasy prawie w ogóle nie było już nikogo.
- Nie znaczy to oczywiście, że nie mam Ci nic do powiedzenia, zdaje się nawet, że część z tych rzeczy mogłaby Cię zaciekawić. Byłoby jednak dość ciężko mówić odnośnie łowczyni X, zapanowując jednocześnie twoją prośbę, by nie używać imienia łowczyni X. No i w każdym razie zaraz minie pięć minut, chyba nawet nie mam czasu, by zacząć mówić, szkoda. - Powiedziała głosem, z którego wyraźnie wynikało, że wcale, ani odrobinkę nie jest jej szkoda. Były rzeczy, które należało wykonać niezwłocznie, zamiast bawić się w mediatora, szczególnie zakładając, że na szali było życie ich wrogów, bardzo marny to był dla niej układ. Mogłaby wręcz użyć Ciro jako swojej broni, głupiej, omamionej, szaleńczo silnej.
Jedną osobą, której wartość się teraz krystalizowała był szpiegmistrz, nie ona. Nie potrzebowała bezmyślnych pachołków, ani też ludzi bez serca, złoty środek był trudny do odnalezienia, tym bardziej więc wartość potrafiących go w sobie odnaleźć była większa.
Nie bała się o swoje plecy, cały czas szła przed nim, prowadząc w jakieś miejsce, kusząc obietnicami zdradzenia nieco więcej, jeżeli uda się w tym samym kierunku. Jeżeli chciałby ją zabić, miał teraz idealną okazję, ale wiedziała, że tego nie zrobi.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Była naiwna. Naprawdę oczekiwała, że gdyby faktycznie dała mu okazję do zadania śmiertelnego ciosu to by tego nie zrobił? On z charakteru jest łowcą. Nigdy nie zostanie zwierzyną. Będzie zdobywał to co chce jeżeli tylko dostrzeże okazję. Wyniesie się ponad wyżyny swojego człowieczeństwa i możliwości, ale zrobi to cholera jakby od tego zależało jego życie. Był jednak świadomy jak teraz funkcjonują ścieki. Wszędzie jest praktycznie monitoring. Nie ma żadnych martwych punktów. Jeżeliby czegokolwiek spróbował to reszta organizacji od razu zaznaczyłaby go jako zdrajcę. To już nie to samo co kilka lat temu kiedy mógł mordować innych członków kiedy tylko chciał, a wina nie spadała na niego. Ona się po prostu zabezpieczyła. Nawet jeżeli nie miała przy sobie broni dalej nie była bezbronna. Może i był otumaniony przez chęć zemsty, ale to nie zmieniało faktu, że potrafił myśleć logicznie. Odciągnęła go trochę od szybkiej ucieczki i zemsty, więc mógł się w minimalnym stopniu opanować. To już był mały sukces po jej stronie. Ale trzeba było przyznać jej rację. Jakby teraz zerwał się ze smyczy, a kaganiec by nie wytrzymał presji jego złości to mogłoby to się skończyć tragicznie dla wielu. Nie zwracałby nawet uwagę kogo by ciąć. Po prostu przedarł się przez wszystkich. Znała go bardzo dobrze. Wiedziała jaki ma charakter. Siłą nie daliby rady go zatrzymać. To tylko by go nakręciło.
Szedł za nią mniej więcej jej tempem, ale kiedy się odezwała to krwiste oko wbiło się w nią jeszcze mocniej niż wcześniej. Teraz miał ochotę zatopić kły w jej szyi i rozerwać ją na strzępy. Naprawdę miała czelność stawania między nim, a jego przyszłą ofiarą? To była dalej ta sama Kami co wcześniej? Zamierzał przeczekać i zobaczyć jak to wszystko się potoczy. Teraz rzucanie się na nią nie miało sensu. Chciał to zrobić. Cholera instynkt mu podpowiadał by rzucić się w drugą stronę. Wyjście było tak blisko, ale teraz kiedy już wszyscy wiedzą, że nie mogą go wypuścić to nie miało sensu. Niepotrzebnie dał się namówić. Co ona mogła mieć za informację? Przez ten cały amok dał się nabrać. Chciała go ograniczyć bardziej niż podejrzewał. Co będzie następne? Nałożysz mu kajdanki i faktycznie zamkniesz w pokoju? Zapalił papierosa by mógł chociaż na chwilę uspokoić swoje myśli. Dym papierosowy mu w tym pomagał. Teraz co prawda to i tak sprawa była już krytyczna. Zaczął analizować sytuację. Powoli. Całkowicie niespieszno mu było dopóki za nią szedł. Co chwile widział obrazy swojego dziecka przed oczami, ale starał się je przegonić by mógł skupić się tylko na przywódczyni.
- Myślisz, że strażnicy wyjścia podołają? - To było szczere pytanie. Jego ton też był trochę inny niż jeszcze przed chwilą. Potrafił się powstrzymać. Nawet jeżeli tylko teraz to i tak był spory wyczyn. Korciło go by wyciągnąć broń i się nią zająć. Za dużo wysiłku włożył w jej rządy. Organizacja uznała ją za najsilniejszą przez ich sparing. Oddał jej tytuł bez wahania. I teraz to dostaje w zamian? Ten Sadysta ma być ograniczany przez nią? To było nie do pomyślenia. Splunął na ziemię i zaciągnął się papierosem. Nie oczekiwał od niej zrozumienia. To może i głupie, że ten człowiek tak bardzo przejmował się losem jednej osoby. Nie mógł tego tak zostawić. Jeżeli się chociaż nie zemści nie będzie mógł zasnąć. Te obrazy, dźwięki i jego drugie ja znowu dadzą o sobie znać. Zostanie zniszczony przez własną świadomość. Będzie wrakiem człowieka. O ile już nim nie został. Jeżeli faktycznie miała zamiar mu coś powiedzieć to niech zrobi to od razu. Wydusi z siebie wszystko i da mu czas na przemyślenia.
- To był mój błąd. Mów co chcesz. Jej imię też nie jest wyjątkiem. - Powiedział to od niechcenia, ale w głębi duszy wolałby uniknąć powtarzania słowa Chisana. I tak jest już roztrzaskany niczym lustro po mocnym uderzeniu o podłogę. Teraz to już kwestia czasu, aż ktoś całkowicie mu zabierze resztki rozumu. - Teraz jak już zamknęłaś wyjścia mam dużo czasu. - " Do czasu, aż wykombinuję jak stąd wyjść. " - To już powiedział w myślach, ale taka była prawda. Na wszelki wypadek położył jedną rękę na rękojeści miecza. Wolał być zawsze zabezpieczonym. Skoro zablokowała mu wyjście i zamierzała traktować jak zwierzątko w klatce to wolał być w pogotowiu. Teraz może nie ma broni i swoich towarzyszy, ale jeżeli któryś z jej wspaniałej gwardii wyskoczy to woli być gotowy.
- Domyśliłaś się... A raczej doskonale wiesz co chciałem zrobić. - Czyste stwierdzenie faktu. Jego czerwone oko wwiercało się w nią, a dłoń mocniej zacisnęła się na rękojeści. Teraz mogła czuć jego obecność jeszcze bardziej. Nie hamował swoich żądzy. Mord z niego wyciekał. Rozpacz też. Te dwie rzeczy zmieszane w jedno były mieszanką wybuchową. Co może stać się z człowiekiem który zatracił się całkowicie w chęci mordu przez rozpacz? Najczęściej umiera z przyczyn naturalnych jak przedziurawienie pociskami.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Chociaż jego żądza krwi niejednego zwaliłaby z nóg, na Kami nie działała jakoś szczególnie. Owszem, czuła że jest inaczej, że zachowanie Ciro odbiega od normy, nie musiał mówić nic, a i tak czytała z ruchów jego ciała wiele. Nie miała czasu bawić się w tym kipiącym garnkiem emocji, raptownie odcięła mu ogień i pozostawiła w takim stanie, aż sam wystygnie. Przynajmniej z założenia tak miał potoczyć się plan, bo przecież łowcy było daleko do wrzącej wody, nie zachowywał się tak przewidywalnie. Przez krótki moment musiała wbijać to sobie głowy, ma do czynienia z człowiekiem, żywą istotą, a nie nieco mądrzejszą wersją gibającego się kaktusa, przez sporą część życia miała wrażenie, że tylko z tym drugim rodzajem ludzi przychodzi jej się borykać.
- Są łowcami tak samo jak ty, jeżeli twoje ego pozwala Ci już mówić takie rzeczy, to znaczy, że zdecydowanie powinieneś się uspokoić i otrzeźwieć. - powiedziała, zapewniając go tym, że wcale nie boi się staranowania przez niego wejścia i jego strażników. Łowców było tysiące, niewielu tak na prawdę było nadzwyczajnie uzdolnionych, niektórzy wybijali się ponad tłum dzięki broni jaką dzierżyli, ale przecież nawet takie artefakty były dosyć pospolite, znajdzie się kilka, które bezpośrednio skontrowałyby Eltyara. Z resztą, wcale nie szukała teraz takich ludzi, to nie tak, że Ciro był aż tak groźny.
Dalej zachowywał się nieco jak indywidualista, ale musiał przypomnieć sobie i to szybko, że nie jest dłużej niezależnym człowiekiem. Z każdym przedstawicielem swojej rasy, którego cele różniły się od tych organizacji starała się utrzymywać co najmniej neutralne stosunki, upewnić się, że nie zaszkodzą jej ludziom, lecz gdy taki wojownik został już raz złapany w sidła grupy, uwolnienie się było zdecydowanie trudniejsze.
- Jeżeli ktoś miałby być odpowiedzialny za opiekę nad Chisaną, to nie ty, ale organizacja. O ile pamiętam, Nyanmaru pozostawiła ją w szeregach łowców, zamiast oddać pod opiekę indywidualiście. Myślę, że czuła iż większą opieką otoczą ją tysiące towarzyszy broni, a nie niestabilny emocjonalnie, niezdecydowany w swych poglądach człowiek.
Zastanawiała się, czy po tych słowach jeszcze mocniej się zdenerwuje. Tak jednak wyglądała sytuacja, kiedy poprzednia przywódczyni prowadzała swoją córkę po tunelach, Ciro nawet nie należał do grupy. To bardzo głupie, że nagle po zaginięciu Nyan, poczuł się niezwykle odpowiedzialny za dziewczynkę, do tego stopnia, że to pewnie dla niej schował dumę do kieszeni i dołączył do grupy.
- I nie możesz teraz zaprzeczyć, twój obecny stan mówi sam za siebie, nie dała Ci jej pod opiekę, bo zdawała sobie sprawę, jak zareagujesz dowiadując się, że jej samej coś się stało. Przewidziała to z dużym uprzedzeniem. - każda głowa organizacji to zakłada, dodała jeszcze w myślach.
Cel ich marszu wcale się nie zbliżał. Możliwe, że wcale nie było celu, do którego zmierzali, może od początku zwodziła go tylko po to, by szedł w głąb tuneli i skupiał się na rozmowie. Powoli kierowała jego złość na inne tory, bo oczywiście, jak sam powiedział, domyśliła się... nie, wiedziała co ma zamiar zrobić. Nie pierwszy raz to widziała, była oczywiście łowca z długoletnim stażem, obserwowała Nyanmaru od dawna, była jej prawą ręką w organizacji, oczywiście że widziała i wiedziała.
- Obserwuje cię dłużej, niż ty obserwujesz mnie Ciro. Ty na pewno też musiałeś się już domyśleć, że będę próbować cię powstrzymać, odciągnąć od tego, co miałeś zamiar zrobić. I co? To wszystko co przygotowałeś do powiedzenia? Masz zamiar zaciąć się w sobie i siłą przeze mnie przebiec, pogrążony w rozpaczy, dając się kontrolować własnym myślom? - Odwróciła się nagle w jego stronę, zatrzymując na środku jednego z wielu przejść, które mijali zmierzając dokądś. - Nie jesteś aż takim słabym człowiekiem, chociaż teraz robisz wszystko, by to udowodnić, wiec może jednak się mylę. Jesteś tylko słabym łowcą, pionkiem który do tego czasu unosił się na skrzydłach pozostawionych przez ludzi, którzy doprowadzili Cię do tego miejsca za rączkę? Jesteś a tak głupi, by w tym momencie wyjść z tuneli i dać się zabić, bo dookoła nie ma już nikogo, kto mógłby cię pchnąć w dobrym kierunku?
Prychnęła na bok z irytacją. Nie wiedziała co odpowie, równie dobrze mógł po prostu powiedzieć, że ma rację i paść na ziemię zapłakany. Spodziewała się właściwie wszystkiego.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Trzeba jej przyznać, że od dłuższego momentu nie była tak miękka jak na początku swojej kariery jako przywódca. Teraz rozumiała już na czym polega jej rola w tej organizacji. Była głównym filarem, który trzymał fundamenty przed zawaleniem. Musiała znać każdego człowieka jak najlepiej. Musiała kierować nimi inteligentnie. Zrozumienie drugiego człowieka to kwintesencja planowania w przyszłość. Jeżeli faktycznie Nyanmaru potrafiła coś takiego robić to znaczy, że Ciro ją nie docenił. Nigdy nie wygrał z nią sparingu nawet kiedy miał przewagę na początku. To była różnica w doświadczeniu. Był jej osobistym strategiem, ale czasami jej działania wykraczały poza jego rozumowanie. Nie popierał ich, ale ona i tak zawsze robiła po swojemu. Kami zaczęła zachowywać się podobnie. Nie zamierzał cały czas robić jej pod górkę. Od dłuższego czasu pomagał jej bardziej niż kiedykolwiek. Jego złość nie była jak na razie kierowana na inne tory. Powoli przygasała, ale to nie było wystarczające by zabić jego zapał do mordowania. W jej głosie wyczuł ostrzeżenie, ale nie wziął go jeszcze pod uwagę. To co powiedziała to była prawda. Zdawał sobie z tego sprawę. Poza tym Łowców było znacznie więcej niż mógłby podejrzewać. Jeżeli wszyscy by stanęli na przeciw niego to nie miałby najmniejszych szans wyjść stąd żywym. Jego próba zemsty zatrzymałaby się na ściekach. Nie miał jak stąd wyjść. Powoli jego szansa uciekała, ale on dalej za nią szedł. Miał zamiar do końca jej wysłuchać nawet jeżeli ona będzie próbowała go zirytować swoimi wypowiedziami. Był tego świadomy. Oni się nie lubili. Ich pierwsze spotkanie było starciem charakterów i skończyło się groźbami. To była sytuacja bardzo podobna do tej w której aktualnie się znajdują. On stracił wtedy Nyanmaru, a Yuu miała przejąć po niej rządy.
- Wracają wspomnienia... Prawie jakbyśmy się spotkali chwilę przed przejęciem przez Ciebie władzy. - Mruknął cicho i zaciągnął się papierosem. Do teraz uważał, że wtedy zachował się prawidłowo. Dbał o organizację na swój sposób. Musiał ją przygotować na takie spotkania. Nawet jeżeli ona tego nie dostrzegała to wtedy jakoś sobie poradziła. Miała wsparcie swoich ludzi. Niestety on jest świadomy, że jest jednym z najbardziej problematycznych członków. Starał się zachowywać tak by nie musiała zwracać na niego uwagę, ale oczywiście dzisiaj wszystko szlag trafił. Poniekąd cieszył się, że na swoim stanowisku może zachowywać się dalej jak indywidualista. W końcu raportował tylko przed Yuu. Mógł robić to co mu się podobało dopóki ona w ogóle się o niczym nie dowie. Idealny układ jak dla niego. Ona i tak nie wiedziała sporej ilości rzeczy o jego pracy. Miał plan zabicia każdego członka organizacji. Dotyczyło to nawet jej jeżeli przestanie zachowywać się jak prawdziwa przywódczyni. Nie mógł pozwolić by organizacja rozpadłą się przez to, że ona straciła głowę.
Jej słowa sprawiły, że zmrużył oczy. Obserwował ją jeszcze dokładniej i dalej trzymał rękojeść miecza. Musiał być ostrożny. Nie wyczuwał od niej dosłownie nic. Była całkowicie neutralna, a to sprawiało, że czuł się jeszcze bardziej nieswojo. Cholera. Prowokowała go w pewnym sensie. Mówiła prawdę, ale to sprawiało, że czuł się prowokowany. Tak jakby podchodziła do wkurwionego już lwa i dźgała go patykiem w dupsko. Może i organizacja była odpowiedzialna za młodą wtajemniczoną, ale to nie znaczyło że on też nie czuł tej odpowiedzialności. Co im dało to, że organizacja była odpowiedzialna i powinna jej pilnować? Dosłownie nic. Wszystko przepadło, a jeżeli organizacja była winna to wszyscy powinni ponieść konsekwencje. Niezdecydowany, niestabilny emocjonalnie?
- I co nam to dało? W większym stopniu poświęciłem się organizacji i już nie byłem w stanie jej przypilnować. - Odpowiedział drżącym głosem, a ona dalej ciągnęła ten temat. Cholera jak tak dalej pójdzie to straci resztkę kontroli. Mówiła o jego stanie psychicznym, ale czy doświadczyła czegoś takiego? Nie rozumiała go w ogóle. - Prowokujesz mnie. Czego oczekujesz, że będę teraz wylewny? Proszę bardzo. Też wydaje mi się, że mogła to przewidzieć. Zdawała sobie sprawę, że ją kochałem, a potem, że zacząłem kochać Chisanę. Jestem mściwym skurwysynem. Nie lubię jak zabiera mi się coś z mojego życia. - Powiedział samą prawdę, a w glosie dalej było słychać, że jeszcze jest wkurwiony. No cóż mógł poradzić. Wziął głęboki wdech i zaciągnął się papierosem. Musiał się opanować jeżeli nie miał się na nią rzucić z zamiarem rozszarpania. Był już tak blisko, że nawet nie odróżniłby jej od zwykłego członka organizacji. Ona dalej kontynuowała rozmowę. Próbowała wjechać mu na ambicje, ale znała go prawie najdłużej z organizacji. Jeżeli obserwowała go to musiała wiedzieć ile już zrobił. Zawsze działał samemu lub ewentualnie w parze. Nienawidził działania w grupie i teraz jest tak samo. Dostosowuje się, ale nie chciałby znowu się tak bawić.
- Oczywiście, że się domyśliłem. A oczekiwała, że grzecznie usiądę i będę sobie płakać? Już mówiłem. Jestem mściwy. Nie pozwolę by te wojskowe skurwysyny pałętały się i zmniejszały liczbę naszych członków. Czas na kontratak. Jesteśmy zbyt pasywni. - Teraz dopiero zaczął być wylewny. Wiedział, że organizacja będzie chciała wyczekać, aż nadarzy się idealna okazja do zemsty i eliminacji kilku niebieskich. A on nie chciał już czekać. Uwielbiał być w pierwszej linii starcia. Rzucanie się w wir walki to był jego sposób bycia. Kiedy się zatrzymała on też stanął w miejscu, a zdrowym okiem obserwował ją uważnie. Miała jaja. Zdecydowanie. Musiał jej to przyznać. To prychnięcie spowodowała, że drgnął instynktownie by ją uderzyć. Minimalne drgnięcie, ale zauważalne. Wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze.
- Skoro mnie obserwowałaś doskonale zdajesz sobie sprawę, że dotarłem do tego miejsca sam. Próbujesz wjechać mi na ambicje, ale to Ci się nie uda. Siedzę za biurkiem i zbieram informację. Brakuje mi walki. W ściekach nikt nie ma ochoty ze mną się sparingować. Rdzewieję Kami. A taka sytuacja jaka jest dzisiaj była idealna do odblokowania się w stu procentach. - Wziął ostatniego bucha i strzelił niedopałkiem w bok. - Jestem stworzony do walki. Nie mogę znieść, że te dupki, które kontrolują to miasto robią co tylko im się podoba. Możesz zaprzeczać lub nie, ale jesteśmy podobni. Wiem z czego Cię zrobiono. Widziałem podczas naszej walki co w Tobie tkwi. Nie rozumiesz mojego postępowania? Byłabyś w stanie tak na spokojnie siedzieć teraz i czekać kiedy ktoś zabrał Ci dziecko? Postaw się na moim miejscu. No spróbuj. - Powiedział wszystko co chciał w tym momencie. Oczekiwał jej reakcji. Ten sadysta przejmował się losem innych. Coś dziwnego prawda? W końcu zintegrował się z organizacją, ale teraz miał jej dość i naprawdę tracił cierpliwość. Potrzebował krwi wojskowych na swoich rękach.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Nie była pierwszym-lepszym człowiekiem czającym się z cienia na stanowisko przywódcy. W organizacji była długo, na pewno nie najdłużej, lecz nie od tego zależała pozycja jaką się obejmowało. Staż nie miał tu nic do rzeczy, ale niektórych gryzło w oczy, że tak szybko pięła się po szczeblach hierarchii łowców, by przed największą zmianą w swoich drugim życiu objąć krzesełko zaraz za plecami poprzedniego lidera. Nie on, nie ktokolwiek inny.
Chciała, żeby to pamiętali, żeby wiedzieli. Zaraz po awansie zarządziła sporo reform całego układu organizacji, sztucznie obsadzane stanowiska trzech zastępców, nie potrzebowała tego, przywódca nie może być aż tak słaby, by trzymać obok siebie aż trzy stróżujące psy, jeden wystarczał. Ale jak się okazuje, nawet i bez tego dawała radę.
- Nie mów, że przyszedłeś wtedy do mnie, bo martwiłeś się o los organizacji. - odparła zniesmaczona tymi nagłymi wspominkami. Ten okres nie był dobry, wielu nadal uważało, że Nyanmaru wróci i Kami nie należy się władza. Poglądy kobiet różniły się w wielu aspektach, polityka wzięła górę, miała swoich popleczników, tak samo jak jej poprzedniczka, a to właśnie Ciro zjawił się przed nią. Indywidualista, nie powinien mówić nawet słowa, a jednak wtedy poczuł, że musi o sobie przypomnieć, prawie jakby był kimś ważnym dla grupy. Oczywiste, że wtedy wzięła go za wroga, osobę która nie kieruje się dobrem organizacji, a swoim własnym, emocjonalnym podejściem do sprawy.
Tym bardziej więc wspominanie tej sytuacji nie mogło wyjść na dobre. Szybko zabiła wtedy w sobie to odczucie, że Nyanmaru bawiąc się w dom działała na niekorzyść Łowców, w końcu szanowała poprzedniczkę, ale widok Ciro za każdym razem jej o tym przypominał. Pierwszego wrażenia nie mogła tak łatwo z siebie wykorzenić, ale przede wszystkim doceniała korzyści, jakie dla grupy wnosił ze sobą łowca. Nie mogła zignorować silnych pionków na planszy, nawet te pojedyncze miały znaczenie.
Westchnęła. Nie miała ochoty, by odpowiadał na to pytanie. Rozwijanie tego tematu nic by nie dało, nie przybyła tutaj dyskutować odnośnie własnych opinii i wrażeń. W gruncie rzeczy, nic wielkiego się nie stało, jedna taka sytuacja i tak niewiele mogła zmienić. Pewnie gdyby wtedy się nie spotkali, wszystko i tak potoczyłoby się podobnie.
- Nyanmaru uważała, że bardziej przydasz się Łowcom poświęcając jej swoją siłę i umiejętności, a nie pilnując jej dziecka. - powiedziała, chociaż prawdą było, że wcale nie wiedziała, czy jej poprzedniczka tak myślała. Coś jednak sprawiło, że podjęła decyzje takie a nie inne, była przywódczynią, musiał myśleć podobnie, dlatego Yuu mogła z dużym prawdopodobieństwem mówić, jak prawdopodobnie wyglądało jej rozumowanie. Ktoś, kto nie jest w stanie w pełni poświęcić się dla idei nie miałby nigdy tak wysokiego stanowiska, dlatego Nyan była na samej górze, a Ciro w ogóle poza wewnętrznym światem rebeliantów. - Poświęciła siebie, Chisanę i nawet Ciebie dla dobra organizacji. Nie mam w takim wypadku zamiaru pozwalać Ci bezsensownie ginąć, a i ty nie powinieneś dać się teraz zabić, jeżeli chociaż trochę je kochałeś.
Ta wylewna wersja Eltyara nie za bardzo jej się podobała. Emocje nigdy nie szły w parze z efektywnością, nie potrzebowała płaczących na polu walki. Teraz jednak gotowa była wysłuchać go i puścić to w niepamięć, podobno każdy musi się kiedyś rozładować, lepiej więc, by robił to teraz, przed nią, niż rzucając się prosto pod strzelby S.SPECu za broń używając tylko górnolotnych obietnic zemsty.
Patrzyła na niego od dołu, zapamiętywała każde słowo, każdy dźwięk padający z jego ust, emocje jakie się z tym wiązały, wiedziała że wiele go to kosztuje, ale na tym polega rozładowywanie emocji, szczególnie tych negatywnych. Niech pokrzyczy, popłacze, może się złościć i wściekać, uważać że jest prowokowany, a słowa Kami miały uszczypać jego ambicje. Wyraz jej twarzy się nie zmieniał, była pewna siebie i spokojna.
- Większość informacji przepływa przez twoje stanowisko, musisz doskonale wiedzieć, że działaby zawsze, kiedy sytuacja jest sprzyjająca, ale to jasne, że nie poślę ludzi na pewną śmierć, jeżeli cel nie będzie warty takiej ceny. - mówiła, sięgając jednocześnie po telefon. Momentami sprawdzała ekran urządzenia, zamiast patrzeć bezpośrednio na łowcę, ale wyraźnie czegoś szukała w informacjach komunikatora. To co mówiła, było najnudniejszym hasłem jakie mogła udzielić w ramach odpowiedzi. Nie mogła jednak powiedzieć otwarcie: wiem, Ciro, rozumiem cię. Mi też brakuje walki, ręce rwą mi się do walki...
Mogłaby powiedzieć wiele, gdyby nie to, że nie mogła. Czasami przywództwo było okupione większym łańcuchem niż wszystkie inne stanowiska.
- Vettori? Mógłbyś przyprowadzić kogoś do pustego magazynu? - zadała pytanie do telefonu, wyraźnie wypowiadając słowa tak, by i mężczyzna mógł je dosłyszeć. Włączony na trybie głośnika komunikator odezwał się głosem człowieka, który wiele robił, chociaż nigdy nie było go widać:
- Jasne, za dziesięć minut możesz wchodzić.
Schowała urządzenie do kieszeni.
- Wiem, Ciro. Dlatego właśnie pytam, dlaczego teraz chcesz temu wszystkiemu zaprzeczyć. Ufam jednak, że jesteś w stanie stawić czoła swoim własnym myślom, nie bez przyczyny stoję przed tobą bez broni. Gdybyś faktycznie nie mógł nad sobą zapanować, byłabym już martwa. Dotychczas jednak oddycham i poruszam się bez problemu, oczekuje więc, że dasz radę kontynuować tą walkę. - powiedziała, niczym bezduszny robot, trochę automatycznie, odrobinę jakby była zmęczona.
Przez krótki moment zrobiło jej się odrobinę... niewygodnie, by nie mówić przykro. Skoro tak bardzo dobrze wiedział, z kim rozmawia, nie powinien nawet zadawać takich pytań, jakie zadał. Naumyślnie nie odpowiedziała na nie. Oczywiście, że poświęciłaby dla swojej grupy wszystko, z taką samą twarzą, z jaką w tym momencie z nim rozmawiała. Przez sekundę kusiła się nawet, by mu to powiedzieć, zamiast tego obrzuciła go nieodgadnionym spojrzeniem w milczeniu.
W końcu była przywódczynią.
- Chodź, pokażę Ci coś. Jestem pewna, że tym razem naprawdę Ci się to spodoba. - dodała konkretnym tonem. Teraz jednak szła zdecydowanie szybciej i w konkretnym kierunku. Pusty magazyn wykorzystywany był od dawna tylko w kilku celach, albo wyciągano w nim informacje z pojmanych, albo ukracało się im tam życie. Z rozmowy z Vettorim musiał wywnioskować, że będzie tam ktoś na nich czekał.
A Kami, z chodną obojętnością jak zwykle szła na przedzie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

No tak. Tutaj trzeba było przyznać jej rację. Wcale nie zależało mu wtedy na organizacji. To była spuścizna każdego przywódcy po kolei, ale on miał to w głębokim poważaniu. Martwił się o własne interesy, a także poszukiwał kogoś na kim będzie mógł wyładować swoją wściekłość. Natrafił akurat na Yuu, wtedy jeszcze nie była przywódcą. Miała dopiero przejąć te obowiązki. Los chciał ,że mieli niezbyt przyjazne stosunki przez to spotkanie. Kto by to tam liczył. Teraz też się zresztą nie dogadywali. Traktowali się neutralnie, ale mimo wszystko gdyby mogli skoczyliby sobie do gardeł. Zdawali sobie z tego sprawę. Są zrobieni z jednej gliny. Oboje kochali walczyć chociaż Yuu zgrywała teraz niedostępną. Chciała stłumić swoje wewnętrzne instynkty no i trzeba przyznać, że radziła sobie znacznie lepiej niż mógłby przypuszczać. Jej słowa sprawiły, że od razu parsknął śmiechem. Szybko jednak się uspokoił i przybrał swój obojętny wyraz twarzy.
- O nie, nie. Tamtego dnia myślałem tylko o tym by Cię zabić. Gdybyś nie miała wtedy swojego przyjaciela przy sobie to na pewno bym tego spróbował. - Powiedział to bardzo spokojnie wyjawiając jej pobudki, które nim wtedy kierowały. Nie zwracał uwagi na jakieś tam kobiety, które był wtedy członkami. Zwracał uwagę tylko i wyłącznie na przywódczynię bo to ona wydawała mu rozkazy. To było wszystko na czym mu zależało. Nie było mu nawet głupio, że tak się zachował. Był po prostu sobą tak samo jak teraz. Zawsze kiedy uderzała w niego fala wściekłości komuś się obrywało. Tym razem to on miał dostać po tyłku. Plan się spalił w momencie kiedy pojawiła się za nim, a on nawet nie wyczuł jej obecności. Nie podejrzewał, że Nyan przeżyła. Wiedział co się stało i przyjął to. Naprawdę przez to stracił wtedy cierpliwość do wszystkich, ale znalazł równowagę, a Yuu znalazła dla niego odpowiednią robotę. Trochę za mało w tym było walki bezpośredniej, ale eliminowanie celów po cichu też było w jego stylu. Miała mały problem, bo odpowiedział. Nie miał zamiaru ukrywać swoich emocji skoro tak "bardzo" chciała to wiedzieć. Nie wyczuł momentu w którym się zamknąć, ale co za różnica. Szczerość jest ważna no nie? Miał przydać się organizacji, a nie dziewczynce? Ciekawe spojrzenie na sprawę. Jeżeli nie zapewniłby jej ochrony to prawdopodobnie mała stałaby się celem. Ludzie mogliby winić Nyan za stan organizacji. A kto był najbliższy poprzedniej przywódczyni? No właśnie mała dziewczynka, która była całkowicie bezbronna. Musiał wziąć ją pod skrzydła. Dopóki ludzie wiedzieli, że on się nią opiekuje to nawet nie próbowali czegokolwiek robić. Polubili ją i została ich małą maskotką ścieków. Dlatego właśnie się rozluźnił i uwierzył, że organizacja jest w stanie sama sięnią zaopiekować chociaż na chwilę.
- I chyba mi to wychodziło. Mam sporo zasług na swoim koncie. Niestety miasto już mnie szuka. Wcale nie byłbym zaskoczony gdyby uważali, że to ja dowodzę. - Mruknął spokojnie i wzdychnął. Miał pecha, że akurat to jego szuka miasto. Ale w ten właśnie sposób Yuu zostaje niezauważona. Od dłuższego czasu podczas swoich zadań nawet nie pokazuje swojej twarzy. Działa incognito jeżeli już musi wykonać jakąś robotę poza ściekami. Jego wzrok w dalszym ciągu wwiercał się w nią i nie zamierzał na tym przestać. To nie było w jego stylu by odpuścić. Ona zachowała ten swój stoicki spokój i to tylko bardziej go denerwowało. On też potrafił taki być i doskonale rozumiał to, że stara się zachować twarz. Przywódca musi taki być. Wiecznie spokojny, pewny siebie i potężny. Miała wszystkie te cechy i to było godne podziwu. Na samą myśl, że będą mieli okazję znowu kiedyś walczyć przeszły go przyjemne dreszcze. Czasami miał ochotę być po drugiej stronie barykady tylko dlatego by z nią walczyć. Ale nie można mieć wszystkiego prawda? Jest szermierzem godnym pokonania. Ostatnio mu to udowodniła. Załatwili się nawzajem. Gdyby walczyli do końca na takich samych warunkach to od razu byłoby inaczej. Nikt nie wie jak mogłoby się to potoczyć.
Informacje. Dokładnie tak. Był pierwszą osobą, która dostawała jakiekolwiek informacje na temat wojska. Wiedział dużo jak nie wszystko. A chciał jeszcze więcej. Chciał potrafić ułatwić organizacji uderzenie w miejsce gdzie boli władzę najbardziej. Planował swoje własne wymierzanie kary dla wysoko postawionych osób. Tak jak porwał Ayako. Wtedy miał zamiar się z nią pobawić, ale nei wyszło to najlepiej. Za mało informacji. Ta porażka uderzyła w jego dumę, ale miał zamiar to naprawić. Jeszcze się do niej dobierze, a wtedy nie będzie już tak przyjemnie.
- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Najgorsze jest to, że mamy małe pole manewru. Ostatnimi czasy oni nie robią błędów. Nie wychylają się zupełnie. A ja dostaję nerwicy, że nie możemy znaleźć żadnej okazji do uderzenia. - Odpowiedział to spokojniejszym tonem, ale od razu przypomniał sobie jak zmusił Ayako do zjedzenia palca tamtego dzieciaka. Ekstaza przeszła jego ciało, a na twarzy pojawił się uśmiech. Zastąpił ból utraty córki chociaż na chwilę mrocznymi wizjami. - Jeżeli pozwolisz Yuu to spróbuję znaleźć nam taką okazję. - Nie prosił o pozwolenie. Stwierdził fakt, że będzie miał zamiar znaleźć im okazje do uderzenia. Nie musi to być duże przedsięwzięcie, ale ... to byłaby idealna chwila by się wyżyć. Dajcie mu godnego przeciwnika którego będzie mógł poćwiartować i ten człowiek będzie zadowolony. Następnie usłyszał jak mówi do swojego człowieka. Ten gościu to był człowiek zagadka. Jego kartoteka była praktycznie pusta. Musiał więcej o nim wiedzieć. Nie lubił mieć braków w swoich informacjach. Dajcie mi człowieka, a znajdę na niego haka. Tak to powinno wyglądać, ale jeżeli ktoś jest nieuchwytny... to sprawa się komplikuje.
- Jest mi żal, że nie byłem w stanie zrobić nic. To miała być moja kara. - Odparł cicho idąc za nią jej tempem. Tak właśnie myślał. Na co mu siła skoro nie potrafi ochronić nawet jednej osoby? - Zabicie Ciebie kiedy jesteś nieuzbrojona to byłaby skaza na moim honorze. Uważam Cię za godnego przeciwnika. Nigdy bym nie zaatakował kogoś takiego w plecy. Chciałem, ale potrafiłem się powstrzymać. - Czy powinna wiedzieć, że tak naprawdę chciał sie jej pozbyć? Niekoniecznie. Wyczuła to na pewno w jego żądzy krwi. Jeżeli straciłby całkowicie panowanie nad sobą to by się nią zajął, a potem reszta organizacji by go dopadła. Vettori nagrałby wszystko i potem wieść by się rozeszła. Zostałby zdrajcą.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach