Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Foku siadł na drewnianej ławce w głębi chaty, podparł dłoń kolanem, a na dłoni usadowił brodę. Posępnym spojrzeniem przyglądał się im wszystkim, znów będąc otoczonym przez zgraję facetów. - Jak zwykle chujowo... - pomyślał, patrząc na Lucky Luca i Jego Uszatka. Zaczął rozmyślać, nad sytuacją polityczną Uzbekistanu. Nigdy nie był w tym miejscu, ale słyszał, że jest to bardzo ciekawe miejsce. Możliwe, że nawet warte odwiedzenia. Przeczytał kiedyś artykuł. Uzbekistan jest unitarną republiką, w której funkcjonuje system prezydencki. Głową państwa jest Prezydent Republiki Uzbekistanu, którym od 8 września 3004 jest Shavkat Mirziyoyev. Według obowiązującego prawa wyborczego prezydent jest wybierany w wyborach powszechnych na 5-letnią kadencję z możliwością jednej reelekcji, wcześniej kadencje trwały 7 lat. W ostatnich wyborach z 4 grudnia 3004 Shavkat Mirziyoyev otrzymał według oficjalnych danych 88,61% głosów. Na czele rządu stoi premier, którym od 14 grudnia 3004 jest Abdulla Aripov. Z niewiadomych powodów, gdy czytał te informacje siedząc na klopie, wydawały mu się one dość fascynujące. Te odległe, tropikalne kraje, których nigdy nie widział. Chętnie rzuciłby to wszystko i wybrał się tam. Może wtedy odnalazłby prawdziwego siebie. Może zrozumiałby istotę człowieczeństwa i tego, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Gdyby tylko mógł pojąć to swoim małym rozumiem, wtedy cały ten paniczny strach przed facetami i fobia dotycząca zatłoczonych miejsc wydawałaby się jedynie maleńkim ziarnkiem piasku na wielkiej pustyni. Możliwe, że wtedy znalezienie odpowiedzi na dręczące go wątpliwości, pokroju "Jakie anime powinienem dziś obejrzeć?" albo "Czy dwie łyżeczki kokainy do kawy, to nie za mało?" byłyby czymś oczywistym, czymś, co nie nastręcza mu wątpliwości, które prześladują go każdej nocy. Być może, stałby się wtedy kimś bardziej wartym zaufania, kimś wartościowym, kto pomaga swoim współtowarzyszom w potrzebie, zamiast jedynie siedzieć na ławce, rozmyślając, jak bardzo ma przejebane. Jak bardzo nie chce mu się tu być, zważywszy na otaczające go towarzystwo. Gdyby mógł doznać tego oświecenia, może znalazłby motywację, by wspomóc ich dobrym słowem. Mógłby objąć ich czule ramieniem i powiedzieć: "Nie martwcie się przyjaciele, dusza naszego brata, jest już z Panem". Mogliby wtedy odpuścić sobie wzajemne utarczki. Mogliby przytulić się wzajemnie pod ciepłym kocykiem, wziąć Bobusia na kolana i zaśpiewać wspólnie pieśń, która dodałaby im siły i wiary na dalszą część niebezpiecznej nocy. Niestety, Foku choć chciał, nie był w stanie tego osiągnąć. Samo to, że był człowiekiem, a nie bytem wyższym sprawiało, iż był niedoskonały. Możliwe, że wręcz doskonały, w swej niedoskonałości. Miast zająć się problemami doczesnymi, takimi jak zdobycie części, by móc odpowiednio wspierać swoją przywódczynię, on gapił się na owłosiony tyłek starego dziada, który z każdą chwilą wzbudzał w nim coraz intensywniejszy odruch wymiotny. Czyżby ten brązowy osad był tylko brudem? A może to brak papieru toaletowego przyczynił się do jego powstania? Trudno było stwierdzić w wątłym świetle, które wypełniało izbę. Stare, spróchniałe deski trzymały się razem, choć wbite w nie gwoździe prędzej nadałyby się na przyczepienie na nich obrazków, aniżeli mocowanie solidnej konstrukcji. Prawdopodobnie była to sosna. Dąb odznaczałby się większymi słojami, jako że w przekroju jego pień jest o wiele grubszy. Foku nie sądził, by dziadek mógł znaleźć tu coś lepszego ponad to. Może leszczynę? Kiedyś, gdy mieszkał jeszcze w M-3 widział przedniej roboty mahoniowe biurko. Urzekło go swoją fakturą. Zwłaszcza, gdy mógł wpatrywać się w nie godzinami, kiedy jego ojciec wypełniał jego tyłek swoim tłustym, owłosionym członkiem. Jakby znów tam był. Zaiste, to zajmujące zajęcie, gdy wpatrywał się w to ciemne, solidnie wylakierowane drewno, zastanawiał się, czy mrok w jego duszy osiągnął już ten sam poziom, czy jednak bliżej mu do Vantablack. O tym też kiedyś czytał. Prawdopodobnie, w czasie gdy posuwał go jego opiekun, chwycił ze znudzeniem jakiś artykuł naukowy. Jest to substancja zbudowana z nanorurek węglowych, najczarniejsza znana substancja absorbująca więcej niż 99,965% promieniowania w zakresie widzialnym widma. Apropo absorpcji promieniowania, to jego odbytowi chyba było bliżej do czarnej dziury. Znów wrócił myślami do teraźniejszości. Jego przyjaciel po fachu, w sensie zawodowy rebeliant i onanista właśnie dokładnie przepytywał staruszka o jego motywy działania. Spojrzenie znów zjechało na nieubłagany, głęboki niczym Wielki Kanion rowek pomiędzy pośladkami sympatyka zwierząt czworonożnych. I te włosy... Mógłby je ogolić maszynką. Zrobić taki równy szlaczek. To by było dość satysfakcjonujące. Zawsze uważał, że oglądanie, jak ktoś inny goli czyjeś przerośnięte włosy daje właśnie to dziwne poczucie spełnienia. Mógłby zrobić to samo tutaj. Nawet w tym momencie. Przełożyć go przez drewniany stołek i przejechać maszynką, po jego wielkim, owłosionym pośladku. O tak. Mmm. To by zrobił. Wyjął dłoń z pod brody i dotknął nią miejsca, w którym znajdował się płat czołowy mózgu. Przez chwilę wydawało mu się, że ma włosy od tego intensywnego myślenia o nich. Swoją drogą, śmieszna sprawa, bo płat czołowy odpowiada za planowanie, myślenie, pamięć, wolę działania, podejmowanie decyzji, ocenę emocji i sytuacji, pamięć wyuczonych działań ruchowych, np. taniec, nawyki, specyficzne, schematy zachowań, wyrazy twarzy, przewidywanie konsekwencji działań, konformizm społeczny, takt, uczucia błogostanu (układ nagrody), frustracji, lęku i napięcia. Bardzo możliwe, że uszkodził sobie ten rejon w mózgu już bardzo dawno temu. Z taktem i konformizmem jakoś było mu nie po drodze, a lęki i napięcia, no tak... Co prawda nie musiał teraz bronić pracy magisterskiej - co kiedyś wydawało mu się najgorszą rzeczą zaraz po licencjacie - ale i tak jakoś głęboko zakorzeniły i niego się lęki, o których wcześniej wspomniano. Zadra na psychice pozostała. Głęboka bruzda ciągnąca się przez całą jego samoświadomość. Czuł się, jak ten pierniczek, co to go przykładny ojciec z pełnym ojcowskiej miłości zapałem wylukrował od góry do dołu. "Tak synku, lubisz to." (klaps) "Powiedz, jak kochasz tatusia" (klaps). "Who's your suger daddy my little bitch?" (slap). I tak to się kręciło. W tym momencie nastaje ciemność. Głębokie zbliżenie na źrenicę Foku. Ujęcie oddala się powoli, a on z niewinnym uśmiechem, spoglądając na całą trójkę mówi:
- Komu jeszcze zupki? - upijając łyka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pies popatrzył jedynie na Lazarusa, przybierając przy tym bardziej głupkowaty wyraz pyska niż zazwyczaj. Wywiesił jęzor bokiem swej gęby, zaś temu w bezwładnym zwisaniu akurat w tamtym punkcie pomagały braki w psim uzębieniu. Sprawy miały się trochę inaczej jeśli chodziło o zęby znajdujące się z przodu szczęk zwierzaka — kły wydawały się trochę za długie, zęby między nimi były nieco powykrzywiane, inne brakujące, przez co tworzyły coś na wzór groteskowej klatki. Nic dziwnego, że język zwierzaka obrał znacznie łatwiejszą drogę.
 Pogłaskany, Bubuś wydał z siebie ciche skomlenie i zatuptał łapami w miejscu, natomiast ogonem — chyba najbardziej owłosioną (choć wciąż liniejącą) częścią  swego istnienia, przypominającą szczotkę do mycia kibelka — pokiwał tak uprzejmie jak to tylko psia upośledzałka potrafi. Schwytany za ogon psiak skulił  się, jednak grzecznie zaprowadził łowcę do chatki.
 Po wypowiedzi Lazarusa wymierzonej w Pustelnika, staruszek milczał, wyraźnie oniemiały. Inicjatywę przejął natomiast Bubuś, który oznajmił z dumą, że krob. Siwy mężczyzna uniósł dłonie w geście niewinności bądź poddania  się, zaś po jego bardzo jasnych oczach było widać, że totalnie nie wie, o co chodzi. Już i miał otwierać spierzchnięte usta, kiedy to odezwał się jego póki co ulubiony, bo najbardziej gadatliwy wnuczek. Dopiero, gdy wymordowany zwrócił się do samego dziadka, ten wzdrygnął się jakby wyrwano go z transu, po czym spojrzeniem przesunął po wszystkich obecnych — począwszy na łowcy, przeszedłszy przez rybę, skończywszy na Bubusiu, który zasiadł dumnie obok łysego i przyglądał się jego poczynaniom z najwyższą uwagą. Coś w spojrzeniu psa mogłoby sugerować Foku, że zwierz łączy się z nim w bólu i że prawdopodobnie doskonale wie, co nieszczęsny łysek przeżył.  Niezbadane są mądrości wielkiego Bubusia.
 – Cia-ciałem? – Dziadek przybrał spanikowaną minę. – To była długa, jesienna noc… – Teraz wydawał się znacznie poważniejszy niż jeszcze parę chwil temu. – grehfehfehrarelrelelylyly – Odkaszlnął szpetnie, jednak z jakąś nutą bólu i smutku, kierując rozgorączkowane spojrzenie na starszego łowcę.
 – Mój drogi Pimpusiu – W końcu tak przedstawił go wnusio! – obawiam się, że twojego przyjaciela spotkało coś gorszego niż ja – Dodał, a pies siedzący przy Foku kichnął tak, że chyba cała chatka się zatrzęsła. Pustelnik natychmiast zasłonił okna przeżartymi przez mole zasłonami, jakby kichnięcie zwierza miało sprowadzić na nich apokalipsę.
 – Ma alergię na pająki – Wyjaśnił, przykładając palec do ust. – Zdobądź sławę i bądź tak sławny jak dziadziu! grehfehfehrarelrelelylyly! – Pokiwał głową z uśmiechem mówiącym, że jest chujowo, ale stabilnie. – Twój kompan, widzisz, padł ofiarą innego Pustelnika. Tamten osiadł już za złomowiskiem – Wskazał na północ, patrząc wciąż na swoje bezcenne wnuczęta. – On jest… on jest… grehfehfehrarelrelelylyly… – Zakrztusił się posępnie. – Prawdziwym właścicielem przybytku. Nakazał mi zrobienie tu porządku, bo inaczej nie przepuści nikogo ani nie wypuści mnie. Jak ja mam sprzątnąć złomowisko? – Zaśmiał się serdecznie, ale bezradnie. Ciszę pełną napięcia, jaka nastała po tych słowach, przerwała wypowiedź Foku, który zaś skupił na sobie całą uwagę dziadygi. Kościste palce dziadka poklepały wnuka po zacnej łysinie, pod którą kryły się miliony niezbadanych myśli, a twarz staruszka przybrała łagodny wyraz.
 – Krob! Krob! – Oznajmił Bubuś, chwaląc właściciela za gest. Albo gościa za ofertę. Albo po prostu chciał zupy.
 – Takie troskliwe dzieciuntko, prawda, Bubuś? – Dziadek z rozczuleniem pokiwał głową. – Ale – Zwrócił się znowu do całej trójki i psa – Jeżeli tu jesteście i jest tu coś, co wam pomoże, to oddam to! Znajdę wam. W zamian za pomoc z… Nim… A broń… Antoś powinien niedługo ją oddać! O ile nie przestrzelił sobie czerepu, grehfehfehrarelrelelylyly – Pokiwał żywo głową, wyglądającą tak, jakby lada moment miała odpaść od jego szyi. – Ale to rano! Szlajać się tam po zmroku to zostać jedzonkiem dla pajunków – Wzdrygnął się tak, jakby już wiele razy otarł się o taki los. – Zupkie zjeść trzeba i spać!
 Ale… Co z bajką na dobranoc i umyciem zębów?




dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Modlił się w duchu, by przygłupawy kuzyn nie zrujnował ich szansy wkupienia się w rodzinkę Pustelnika. Jeśli staruszek naprawdę uzna to za żart bądź zwyczajnie przyjmie na klatę nieodpowiednie zachowanie (co często się zdarza ze strony młodych) z dystansem, to pół biedy. Ale pierwszego wrażenia to już Łowca nie zmieni. Widać, że się nie zna na tych sprawach, pewnie gostek z rodzaju „najpierw działaj, później myśl”.
Zamienił się w słuch wraz z rozpoczęciem kolejnej wypowiedzi gospodarza.
A potem uniósł nieznacznie brew na wieść o drugim Pustelniku.
Czyli faktycznie nie mogło być tak łatwo.
Spokojnie, mamy czas. – Szarmancki uśmiech numer pięć i lekkie poklepanie starca po plecach w chwili zakrztuszenia się flegmą. Oby tylko nie dostał tym w twarz. Albo jakąkolwiek inną część ciała. Może dlatego stał bardziej z boku.
Nie wypuści Cię? Czyli jesteś tu wbrew swojej woli? – Podłapał tę myśl, a gdyby tylko nie chował swoich płetwo uszu, z pewnością właśnie by zatrzepotały. Złapał trop i zamierzał się go trzymać, kto wie, co znajduje się na końcu tego przyjemnego smrodku? Odchody dla niepoznaki, ale gdzieś w środku może skarb!
…Który sobie dyskretnie przywłaszczy, gdy pozostała dwójka nie będzie patrzeć.
Całe szczęście, że masz nas. – Odsłonił kilka zębów więcej w przyjaznym geście, a ręką wymownie wskazał na kompanów. – Rodzina nie zostawia w potrzebie. – Dodał.
Wzruszający moment przerwało pytanie Foku – poświęcił mu zaledwie krótkie zerknięcie. Odkąd przeżył z nim przygodę pod tytułem „zróbmy Frankensteina z trzech przypadkowych kolesi” nie był pewien, czy chce ponownie angażować się w tę relację.
Wracając do samego starca. Nie zapaliła się przy nim czerwona lampka w głowie wymordowanego, a zatem nie widział powodu, dla którego powinien żądać od niego dowodów na swoją szczerość, przyjął tę informację „na słowo” i wiedział, że tak właśnie było.
Zajmiemy się tym, bez obaw. A zatem, drużyno, jaki plan? – Zwrócił się do Łowców. – Ty masz… niezłego cela, no, powiedzmy… – Odchrząknął pobłażliwie i spojrzał na łysego. – A Ty? – Z tego co pamiętał, był dobry w panikowaniu. – Nadajesz się na przynętę. – Zastanowił się, a później wrócił uwagą na Pustelnika Juniora. – Jaki jest ten… właściciel? Egzystuje według jakiegoś rytmu dnia?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pimpuś posłał spojrzenie pełne dezorientacji najpierw Uszatemu, a później staremu dziadowi. Gdyby cała jego agresja mogła zasilić te czerwone ślepia to z pewnością powypalałaby wszystkim tutaj obecnym dziury w czołach wcale nie gorzej niż laser dezintegracyjny jego karabinu. Strącił z ramienia rękę wymordowanego i przejechał dłonią po materiale bluzy wcale nie by otrzepać jakieś pozostałe resztki zbyt bliskiego kontaktu, a zwyczajnie sprawdzić czy ta umarła szuja nie zrobiła mu żadnej krzywdy. Jeszcze śmiał, krewetek parchaty, rzucać mu jakieś wymowne spojrzenia. Ciekawe czy nie chciałby wymownego klapsa na dziąsło. Boris wyszczerzył kły jak zwierzę gotowe zaatakować, ale te schowane pod chustą sprawiały tylko wrażenie jakby łowca po prostu stał i bezmyślnie gapił się na tę flądrę. Dopiero głos Foku wyrwał go z rozmyślań o przygotowaniu desperackiego sushi.
- Nie, nie. Zjedz sobie wszystko, maleństwo. Jak pójdziesz spać głodny to przyśnią ci się cygany.
Słowa ledwo co przecisnęły mu się przez gardło i to wcale nie dlatego, że próby bycia miłym zamieniały mu wnętrzności w lawę, a zwyczajnie nadal nie mógł pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że naprawdę dziadek ugotował ten rosołek na własnych odkrztuszonych smarkach. Ale skoro łysemu pasuje to niech je. Na zdrowie! Albo za karę, że wylazł z kryjówki.
... obawiam się, że twojego przyjaciela spotkało coś gorszego niż ja.
Nie wiedzieć czemu łowca wrócił spojrzeniem do tajemniczej zupki, którą raczył się Foku. Póki co tylko ona wydawała mu się gorsza od tego starego piernika.
- Plan jest taki - zaczął tonem typowego marudy, gdy tylko wysłuchał reszty opowieści o lesie druidów złomowisku klanu pustelników - Zwabimy tego drugiego gnoja prosto w te całe pająki, poczekamy aż go wpierdolą, bierzemy co nasze i spierdalamy.
Prostolinijne myślenie typowego leniwego dresa. Jak się dorobić byle się nie narobić. O żadnym sprzątaniu złomowiska nie chciał słyszeć. Dej mnie wszystko za darmo bo mam horom łapkje. A jak powszechnie wiadomo słowiański wpierdol jest dobrym towarem eksportowym i bardziej hobby niż faktyczną zapłatą. Lazarus skrzyżował buntowniczo łapki na klacie i rzucił Uszatemu prowokujące spojrzenie. No dalej, spróbuj się nie zgodzić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Parę kropelek odrażającej, dziadziusiowej wydzieliny padło niegroźnie na nadgarstek drugiej dłoni wymordowanego, kiedy ten poklepywał staruszka. Nieszczęsny Uszaty jednak nie stracił kończyny, nie poczuł żadnego kwasu przepalającego skórę (łuski?), mógł najwyżej uznać ten akt za wysoce odrażający. Pokiwał ze smutkiem głową na pytanie, czy jest tu trzymany wbrew swojej woli. W międzyczasie, przed snem, podzielił się z nimi faktem, że drugi Pustelnik zapuszcza się tutaj czasami nad ranem, kiedy wschodzi Słońce, chcąc wyłapać godzinę, kiedy pająki wpełzają do swych nor po harcach w nocy.
 O poranku poszukiwacze przygód, czy to śpiący czy czuwający w nocy, zostali przywołani do porządku przez donośne walenie do drzwi. Gdy dziadek oznajmił głośno, że już otwiera — i że grehfehfehrarelrelelylyly — przez szybkę w drzwiach (albo coś, co kiedyś nią było, a obecnie zdawało jedynie siatką pęknięć rozsianych po kwadratowej powierzchni grubego szkła) dało się dostrzec oblicze, które Boris znał aż za dobrze. To samo porośnięte paroma włoskami na krzyż małpowate lico o źrenicach, których pozazdrościłaby niejedna koza, o gadzim, rozdwajającym się wąskim języku. Jaskrawożółte ślepia rozglądały się po wnętrzu, zaś pięść raz po raz uderzała w butwiejące drzwi.
 Pustelnik w końcu je otworzył, zaś gdy to się stało, porośnięte łuską i futrem ciało małpiszona było widoczne dla dzielnych śmiałków w pełnej krasie, podobnie zresztą to, co trzymał w swojej łapie. I obiekt ten również powinien mówić to i owo Lazarusowi — był to ten sam karabin, który poprzednio ten sam mutant mu wykradł z rąk. Gęba bydlaka wyrażała pewną skruchę, kiedy z jego pyska wydobyło się poburkiwanie i cichy, typowy dla małp okrzyk. Antoś najwyraźniej zasmucił się tym, że zabrał nowemu koledze jego zabawkę i jeszcze nie oddał w nocy — a lepiej, sądząc po zapachu, nie wnikać w to, gdzie ta lufa wnikała — i teraz wydawał się nawet skłonny go oddać.
 – Krob! Krob krob! – Odezwał się Bubuś, merdając do mutanta namiastką ogona, kojarzącą się raczej jednak ze szczotką do kibla, natomiast Antoś zbliżał do niego masywne łapsko — prawdopodobnie z zamiarem pogłaskania psa — jednak wtem jego uwagę przykuło coś zupełnie innego. Przysłonił swe oczęta o barwie lśniącego w słońcu bursztynu, gdy dotarł do nich blask odbijanego przez łysą glacę młodszego łowcy światła. Wyraz twarzy mutanta zelżał, a z jego pyska uszło westchnienie pełne rozkoszy, gdy spojrzenie jego tęczówek skrzyżowało się z tym, jakie posyłał mu młody łowca. Choć dla zwykłego człowieka nie było w tym nic specjalnego, to Antoś najwyraźniej czuł się tak, jakby w McDonald’s dorzucili mu dodatkowego nuggeta.
 Spojrzał na Lazarusa, uznając właśnie jego za kogoś, kto powinien zabierać głos w kwestii handlu żywym towarem. Wydał z siebie raz jeszcze piskliwy okrzyk i zamachał w powietrzu zakurzonym karabinem, po czym wskazał paluchem na Foku.
 – Łon to by chciał naszego Franusia wziuńć na randkie! – Ludzkim głosem odezwał się dopiero dziadek, który najwidoczniej był tłumaczem symultanicznym z antosiowego na japoński. Mutant pokiwał łbem i tupnął tylną łapą niczym sfrustrowane dziecko, któremu odmawiano kupna nowej zabawki.
 – Antoś obiecuje, że odprowadzi go w bezpieczne miejsce, kiedy już skończo spacerki – Dodał, a na potwierdzenie groteskowy bydlak znowu pokiwał łbem. – Pimpusiu, mów no, czy jako starszy braciuszek dajesz im błogosławieństwo! Mówi też, że łodda ci patyk ognia w zamian! – A to była oferta nie do odrzucenia. Jeżeli jej nie przyjmie, to prawdopodobnie wzbudzi wściekłość mutanta, a jego karabin ucierpi.
 Tak też, gdy targu już dobili, Antoś i Foku wyruszyli na romantyczny spacer o poranku. Podczas niego w pewnym momencie rozdzielili się — nowy lowelas łowcy wytłumaczył to tym, że jego mama będzie wściekła, po czym skierował się z powrotem w stronę złomowiska.
 – Bork! Bork! – Rozległo się szczekanie psa, brzmiące znacznie bardziej wrogo i agresywnie niż to, które wydawał z siebie Bubuś. Pustelnik wzdrygnął się, widocznie przestraszony, i rozejrzał się po przestrzeni wokół nich. Paręnaście metrów dalej, za jedną z górek śmieci, zaczął biec gigantyczny pająk, zupełnie tak, jakby i on obawiał się tego, co nadejdzie.
 – Ohoho, oho… – Staruszek przycisnął pomarszczone dłonie do policzków, robiąc przy tym przestraszoną minę. Spojrzał na swoich towarzyszy, jakby licząc na to, że to oni coś zdziałają. Sądząc po tym, że szczekanie nie było zbyt dobrze słyszalne, Drugi i jego pies byli jeszcze daleko. Tym samym Uszaty i Lazarus mieli czas na podjęcie działań bądź zaplanowanie czegoś.


Dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kuzyn nie wykazywał się jakąkolwiek chęcią zacieśnienia rodzinnych więzi, zaś Carl nie zamierzał na siłę szukać drogi do udanej współpracy. Z dwóch opcji wolał się dogadać i pozwolić sobie na swobodne działanie w oparciu o wspólny plan niż samowolkę bez pomocy z drugiej strony. Nie znał intencji przyjaciela łysego, przyjaźnie nie wyglądał, ale może to tylko takie jajko, twarda skorupa, a wewnątrz mięciutki.
Dawno nie jadał smażonego jajka.
Rzucił okiem na drugiego. Czy ta zupa mu naprawdę smakowała? Może nie doceniał kubków smakowych „kumpla”, ale sam był wyczulony na różne bodźce i zaserwowany przez dziadka posiłek naprawdę nie cieszył ani oczu, ani nosa, więc jak miałby zaspokoić język?
Drgnął, kiedy wydzielina z ust staruszka wylądowała na jego nadgarstku. Powstrzymał się przed skrzywieniem i wytarciem jej w pierwszy lepszy materiał – opuścił dłoń, a po krótkim namyśle sięgnął nią do kuzyna.
Ojej, masz tu jakąś nitkę. — Zebrał palcami wyimaginowany śmieć, przy okazji wycierając ślinę w jego bluzę. W końcu na coś się przydał.
Nie widział przeciwwskazań do wcielenia planu zaproponowanego przez snajpera, nie brzmiało to co prawda na żadną ambitną akcję, ale tym razem pewnie im wszystkim zależało na jak najprostszym pozbyciu się problemu. A gdy tak się stanie, on jeszcze trochę podliże się dziadkowi i zgarnie sobie jakieś cudeńka z wysypiska. Podsumował więc to wszystko lekkim wzruszeniem ramion na zgodę.
Rankiem, po nocy przebytej lekkim snem gdzieś w kącie, obudziło go pukanie do drzwi. Sennie uchylił powieki, jednak poczucie zagrożenia prędko rozwiało resztki otępienia. Jak się okazało, to pupilek, który wczoraj postanowił buchnąć koledze zabawkę. Czy to dobrze, że dostawał ją z powrotem do rąk? Jeśli strzeli mu do głowy kolejna próba pozbawienia staruszka oddechu, wiele tym utrudni. Wciąż widział w Pustelniku Juniorze sporo korzyści.
A potem było coraz dziwniej.
Patrzył tylko, jak mutant zabiera ze sobą łysego na randkę, i czuł ulgę (ich poprzednie spotkanie udowodniło, że nie wykazywał się zbytnią użytecznością), zaś z drugiej strony żałował pozbawienia go okazji do zostania przynętą.
Kiedy Bubuś zaszczekał ostrzegawczo, wyjrzał z chatki, by dostrzec to, co przeraziło dziadzię.
Więc jak tam Twój plan odnośnie pająków wpierdalających Seniora, co? – Spojrzał przelotnie na kolegę. – Masz karabin, jeśli znajdziemy Ci dobry punkt, będziesz mógł spróbować załatwić go z dystansu. Mnie możecie zostawić psa. – Zaproponował, przypominając sobie o mięsie trzymanym w torbie. – Dziadku, jest coś jeszcze, o czym powinniśmy wiedzieć? Znasz jakieś jego słabości?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zostawanie na noc w tym wątpliwej jakości przybytku nie było zbyt kuszącą opcją, nawet dla takiego szczura jak łowca. Spał już w o wiele gorszych warunkach, ale przynajmniej spał sam, a nie z jakimiś podejrzanymi typami. Jeden usilnie próbował bawić się w jakiegoś podstarzałego tatuśka wyimaginowanej rodziny, drugi wcześniej kręcił przed nim tyłkiem, a ostatnia uszata menda przejawiała jakieś chorobliwie natarczywe chęci dotykania go. Boris powarkiwał na wszystkich zgromadzonych i na każdego z osobna, ale w głębi duszy był naprawdę zrozpaczony.
Noc spędził w bezpiecznej odległości od reszty i ciągłym poczuciu, że jego kochany kuzynek próbuje się do niego niepostrzeżenie zakraść żeby odnaleźć na nim więcej niewidzialnych nitek, choć tym razem pewnie nie na bluzie. Nawet ranne pojawienie się Antosia nie poprawiło mu humoru, mimo że miał się w końcu na kim wyżyć.
- Błogosławieństwo i kopa w dupę, niech mi spierdala z oczu - warknął do dziadka i prawie wyszarpał mutantowi swój karabin z łap, tak jak on to poprzednio zrobił jemu.
Łowca posłał jeszcze Foku ponure spojrzenie sugerujące, że jeżeli na tym spacerku nie zrobi wszystkiego by urżnąć małpie wszystkie łapy to sam zrobi to samo z nim jak tylko wrócą do ścieków. Pobieżne oględziny stanu technicznego karabinu nie sugerowały by cokolwiek miało być z bronią nie tak, choć Lazarus wcale nie miał pewności czy cudo po zabawach z Antosiem nie postanowi wybuchnąć mu w rękach. Wolałby już dostać granatem w mordę niż laserem dezintegracyjnym.
Na dźwięk psiego szczekania nieprzyjemne ciarki przebiegły mu po kręgosłupie powodując, że odwrócił uwagę od swojej ukochanej broni i powędrował spojrzeniem za wzrokiem Uszatego, prosto na pająka.
- Moment... Czemu to bydle spierdala zamiast walczyć... - mruknął bardziej sam do siebie niż do reszty, a im bardziej jego nastawiony na rozwałkę rozumek przetrawiał wszelkie informacje, tym bardziej poparzone czerwone ślepia mężczyzny mrużyły się podejrzliwie - Ten gościu to wymordowany, tak? Co on potrafi? Kto jest z nim oprócz psa?
Boris nie miał zamiaru zostawać w chatce dłużej niż to było konieczne i jeżeli uzyskałby odpowiedzi na pytania swoje i Uszatego to jak najszybciej wyszedłby z kryjówki by znaleźć sobie jak najlepsze snajperskie stanowisko, rzucając Uszkowi pożegnalnego faka na do widzenia. Kara za macanki, które dla Lazarusa urastały do rangi prawdziwego problemu. Nawet wymordowanego nie słuchał, taki był z niego obrażony samiec alfa!
... a skoro Pustelnik śledził pająki to wystarczyło zaczaić się dokładnie na drodze, po której bydle już przebiegło. Śmieci dookoła było dostatecznie sporo by znaleźć sobie idealną szczurzą norę. Na tyle bezpieczną by nikt go w niej nie dorwał. Ani pies ani pająki, bo samego dziada miał zamiar odstrzelić jako pierwszego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na horyzoncie pojawiła się w końcu sylwetka mężczyzny dość rosłego, zdecydowanie wyglądającego dość dobrze jak na desperackie warunki. Nie było jednak widać zupełnie nic w kwestii szczegółów z jego wizerunku — nadciągał od wschodu, a wznoszące się powoli słońce skutecznie utrudniało dostrzeżenie czegokolwiek konkretnego. Dało się dostrzec kształt strzelby, która bardziej oswojonemu z widokiem broni palnej oku już po pierwszym spojrzeniu wyglądała na lepszą i znacznie nowszą niż ta należąca do staruszka. U boku mężczyzny kroczył przypominający wilka pies, natomiast kolejny pająk, klekocząc swymi żuwaczkami tak, jakby chciał przekazać coś swoim pobratymcom, uciekał na oślep. Czy bestię straszyła nadchodząca pora dnia, czy to faktycznie było wrażenie, jakie wywierał na nich ten osobnik?
 Dziadek wyglądał jakby wpadał w panikę — brudne palce podetknął sobie pod usta i zaczął obgryzać nierówne, pożółkłe paznokcie, zaś krótkimi, krzywymi nóżkami jął podskakiwać w miejscu. Dopiero pytanie, które padło ze strony Uszatego, wyrwało go z tego dziwacznego stanu parodiującego w miarę zdrowe reakcje na lęk. Popatrzył na wymordowanego ze szczerym strachem w oczach, ale też tak, jakby szukał w nim jakiegoś rodzaju podpory. Gwałtownie potrząsnął głową na boki, w ten sposób chcąc doprowadzić się do porządku, jednak potrzebował jeszcze chwili, by faktycznie był w stanie się odezwać.
 – Nie ma słabości – Odpowiedział drżącym głosem. – Jest tutaj panem… On… Może wszystko – Głos dziadka przeradzał się w błagalne skomlenie, zupełnie tak, jakby spodziewał się własnego zgonu lada moment. Podobne żałosne dźwięki wydawał z siebie Bubuś.
 – Zupełnie sam jest, sam – Dodał zaraz, przenosząc spojrzenie na łowcę. Widząc, jak tamten odchodzi, sam podskoczył do swojej chatki i chwycił za broń, którą przewiesił sobie luźno przez ramię. Pas, na którym była umocowana, był przeżarty przez mole albo inne paskudztwa, natomiast broń… No cóż, spojrzenie na nią skutkowało jedynie myślą „jakim cudem to strzela”. Strzelba dziadka była dubeltówką, wydającą się równie starą co jej właściciel, lufa była wykrzywiona, a drewniana kolba nieładnie poprzecierana.
 Kiedy Lazarus usadowił się na swoim miejscu, rozległ się pierwszy strzał, padający ze strony Pustelnika Właściciela. Kula śmignęła tuż obok łowcy, zdecydowanie niebezpiecznie blisko, jednak zamiast w niego samego, wbiła się w górkę śmieci, w której koczował. Nie wyglądało jednak na to, że wiedział o jego obecności tam; przedpotopowe pralki przypominające beczki były pełne niezwykłych tajemnic. To w piekarniku obok krył się młody pająk, którego odwłok zyskał dodatkową dziurkę. Przeciwnicy idealnie się podzielili — po lewej stronie największego, jakby powitalnego stosu odpadów kroczył Pustelnik, z kolei z prawej rysował się kształt psa, który z nosem przy ziemi starał się wychwycić jakiś trop.
 Natomiast w kuble na śmieci krył się sam Dziadek, wyściubiając jedynie czerwony nos i szczurze ślepka spod pokrywy.




Dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie podobało mu się jakim kultem dziadek otaczał uzbrojonego Pustelnika, a jeszcze bardziej nie spodobało mu się, gdy ten postanowił spróbować odstrzelić mu pół tyłka. W pierwszej chwili nawet pomyślał, że od razu zwęszył jego kryjówkę, ale gdy pocisk trafił młodego pająka, Lazarus w mgnieniu oka zorientował się w co się władował. Zamarł w bezruchu pozwalając sobie tylko naciągnąć chustę na pysk. Dopóki jeszcze dzieliła go większa odległość od swojego przeciwnika, sięgnął po karabin i starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów przygotował się do strzału. Miał tylko nadzieję, że wymordowana flądra zajmie się psem, tak jak obiecał. Boris skarcił się w myślach za pokładanie jakiejkolwiek nadziei i choćby kropelki zaufania do swojego kuzyna i ich dziadziusia, ale póki psychicznie był nastawiony na odstrzelenie łba komuś, kto zabił jego łowczego brata, trudno było mu ocenić realne zagrożenie. Liczył, że Pustelnik podejdzie po truchło małego pajęczaka. Byłby wtedy znacznie bliżej, w idealnej odległości by wysłać go do krainy wiecznych łowów. Łowca wymierzył w przeciwnika i nacisnął na spust posyłając w jego kierunku wiązkę lasera. Początkowo chciał odstrzelić mu głowę, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i wycelował w klatkę piersiową. Niech skurwiel zdycha w męczarniach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Przeniósł spojrzenie na wschód, skąd nadciągał gospodarz złomowiska. Zmrużył oczy, wypatrując się w jego posturze charakterystycznych cech, lecz dostrzegł głównie strzelbę, która nie budziła w nim ani krzty entuzjazmu. W takich chwilach żałował, że nie potrafi posługiwać się bronią palną i pozostaje mu bezpośrednia konfrontacja.
 — Czyli gramy bez tutoriala i na hardzie, zapowiada się wymagająca rozgrywka. — Skwitował, rozciągając usta w lisim uśmiechu. Może nie powinien się cieszyć na nadstawianie karku, ale kto nie lubił chociaż odrobiny adrenaliny? Brak zasad nie krępował jego ruchów, mógł robić, co tylko uznał za słuszne, a konsekwencjami zamartwiałby się w późniejszym czasie.
 Uwaga została przeniesiona na oddalające się plecy snajpera, a brew wymordowanego pozornie udającego człowieka powędrowała nieznacznie w górę, kiedy kuzyn wystrzelił z chatki jak proca. Nie z jakiegoś przejęcia czy zdziwienia, po prostu lubił wykorzystywać swoje zdolności mimiczne, chociaż od tego podobno szybciej robią się zmarszczki…
 Ej, czy on mu pokazał środkowy palec? Hultaj jeden, zero kultury wśród Łowców, nic dziwnego, że moczą się w Ściekach.
 Opuścił względnie bezpieczne ściany chatki i skierował się za jeden z większych stosów śmieci, traktując go jako osłonę przed wzrokiem Pustelnika Seniora. Przez moment współczuł psu tych wszystkich zapachów, jaki musiał doświadczać przez wrażliwy nos, ale potem przypomniał sobie, że zwierzęciu nie był pisany szczęśliwy los. Nie, jeśli faktycznie uda mu się go jakoś obezwładnić.
 Schylił się po zgniecioną puszkę (e).coli, a później zamachnął się i posłał ją kawałek dalej, by odbita od rupieci narobiła nieco hałasu poza zasięgiem wzroku przeciwników. Miał nadzieję, że pies przyleci pierwszy, a mężczyzna stanie się łatwym celem dla snajpera. W międzyczasie wsunął się nieco bardziej za starą lodówkę, wyglądając dyskretnie na otoczenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tuż po tym, jak pierwszy pająk padł, a Łowca sięgał po karabin i już-już ustawiał się do strzału, mógł poczuć, jak coś pełznie za jego nogami, wślizguje się między nie (i to wcale nie był rudy spec) i powoli zaczyna wspinać się po jego pośladkach. Gdyby się obrócił i zerknął choćby przez ramię, ujrzałby szczękającego żuwaczkami, zaniepokojonego pajęczaka, który jednak wyglądać mógł tak, jakby chciał wgryźć się w jego cnót pełne półksiężyce i urządzić na nich ucztę dla całej rodziny.
 Pająk wielki nie okazał się jednak takim gigantem jak przypadki opisywane przez podróżników. Lazarus zapewne miał okazję zobaczyć większy okaz należący do pewnego członka jego organizacji. Mając więc porównanie czy to z przekazami o tych bestiach, czy z doświadczeniem własnym, Azarov mógł uznać, że okaz, jaki głaskał go po pupci, był zaledwie pajęczym dzieciątkiem. Mierzyło mniej niż metr, a jednak wciąż ledwo mieściło się w wydrążonych przez swoich pobratymców tunelu. Zaintrygowane i naraz przestraszone tym, co widziało przed sobą, było jednak w gotowości do zaatakowania, jeśli ruchy łowcy okażą się zbyt gwałtowne.
 A Pustelnik zbliżał się, stawiając kolejne kroki przed siebie. Nie zanosiło się na to, by dostrzegł drugiego pająka. Kręcił się jedynie między stosami śmieci i przegrzebywał je dłońmi bądź co większe kawałki traktował serdecznym buciorem. Staruszek z kolei ruszył znowu do swojej chaty, gdzie razem z Bubusiem, o dziwo, siedział cicho jak mysz pod miotłą. Pewnie gotował więcej zupki.
 Dopiero po pewnym czasie uwagę Pustelnika właściwego zwrócił na siebie rzut puszką, który narobił masę hałasu. Mężczyzna i pies jakby synchronicznie zamarli, jednak to właśnie zwierzę pierwsze obróciło łeb w kierunku, z którego dobiegł odgłos zderzającej się z rupieciami puszeczki, która na zmianę posępnie toczyła się i podskakiwała ku dołowi. Pies zawarczał z niepokojem chwilę przed tym, jak łapy zaczęły prowadzić go do źródła dźwięku. Pustelnik jednak tkwił na miejscu, gotów do oddania strzału, jeśli tylko coś go ku temu pchnie.
 Szczekająca, zapluta bestia (czy ten pies toczy pianę z pyska?) ruszyła biegiem w stronę góry śmieci, od której rozlegał się metaliczny hałas. Gdy jednak zatrzymał się tam, w pierwszej chwili nie dostrzegł zupełnie nic. Kręcił wilkopodobnym łbem, węszył i nasłuchiwał, aż do momentu, gdy jego nozdrza wychwyciły pewien charakterystyczny zapach. Mięso, nieco już zresztą nieładnie pachnące po przeleżeniu paru(nastu?) godzin w torbie. Głowa psa skierowała się ku Uszatemu, zwierzę pochyliło się i obnażyło kły, warcząc. Nie wydawało się zbyt skore do współpracy, jednak śmierdzący kawał mięsa to w końcu coś, co psy bardzo lubią.


dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach