Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Kartoteka nie dostarczyła odpowiedzi na żadne wyprodukowane w głowie informatora pytanie. Czytelną jej część przyswoił sobie niemalże od razu, rejestrując ją w pamięci. Jednakże czuł nieprzyjemny, acz najbardziej realny w obecnej sytuacji i przy tym niezbyt przyjemny dyskomfort w postaci uścisku w żołądku, gdyż przedstawiony w niej pacjent posiadał zbliżone dane personalne do jego osoby, a raczej łudząco podobne, pokrywające z nimi niemalże całkowicie.
Przetoczył wzrokiem po pomieszczeniu, nasłuchując nierównego, głębokiego oddechu. Pomieszczenie nie było utrzymane zgodnie z zasadami sterylności, do czego ostatecznie przekonały go unoszące się w powietrzu pyłki kurzy, gdy pacjent zrzucił z siebie nakrycie, eksponując zasłoniętą przez zaniedbane włosy twarz.
Mike wsłuchiwał się w brzmienie jego głosu, spijając z jego poruszających się ust każde słowa, a ten wydał mu się znajomy, chociaż jego rozpoznawalność była utrudniona przez chrypę i osłabienie.
Nie dla mnie tutaj jesteś...
Zarzut? Oskarżenie? A może suche stwierdzenie faktu?
Pracownik organizacji rządowej nie posiadał w sobie za grosz empatii, zatem rozpoznanie zawodu, czy też innych emocji było dla niego niemalże niewykonalne. On, jak i zarówno ten mężczyzna oraz personel, byli jednakże świadomi faktu, że Mike Havoc nie znalazł się w tej palcówce dla pacjenta. Został tutaj wezwany w niejasnym celu, który chciał poznać, bowiem zastosowana  przez lekarza argumentacja nie przekonywała go w zadowalającym stopniu. SPEC nie musiało testować jego medycznych umiejętności, gdyż w ich szeregach znajdowali się wybitni specjaliście, a on takowym nie był. Przywiodła go tutaj zawodowa ciekawość i chęć zaspokojenia jej, lecz przebarwiony monotonią głos, jaki z siebie wyrzucał, na nią nie wskazywał. Był sceptycznie nastawiony do obecnej sytuacji, tak samo jak do egzystencji niektórych jednostek.
Zacisnął mocniej dłoń na wręczonych mu na własną prośbę pliku kartek, jakby te pełniły rolę tarczy
Owszem, nie jestem tutaj dla pana — zreflektował się po krótkiej chwili milczenia, a na jego blade usta wślizgnął się ledwo widoczny zarys uśmiechu.  — Jednakże intuicja podpowiada mi, że pan może znać prawdziwy cel mojego pobytu w tym miejscu, którego jestem zresztą niewysłowienie ciekaw — przyznał bez zbędnych kurtuazji, zmniejszając dystans, których ich dzielił, jednakże nadal nie naruszył prywatnej przestrzeni. W ramach własnego bezpieczeństwa. Nie chciał też zostać ewentualnie oskarżony o jej  naruszeni, mimo iż zdawał sobie sprawę, iż nikt się do takowych nie ustosunkuje, ponieważ prawo nie współpracowało z osobami znajdującymi się w takim stanie, jak ten pacjent. — Czy mogę go poznać?
Nawet jeśli informator nakłoniłby ówże mężczyznę do zgarnięcia włosów z twarzy, jej rysy zapewne byłyby zniekształcone przez chorobę, zatem jego tożsamość nadal znajdowałaby się w kręgach domysłów.
Potarł palce o nasadę nosa, aby w przynajmniej minimalnym stopniu zakłócić przepływ woń, którą wydzielało zmarniałe ciało.  Niską temperaturą natomiast za wszelką cenę starał się ignorować, nawet jeśli ta nie odpuszczała i przeniknęła przez warstwę ubrań, jakby była zębami drapieżnika wbijającymi się w skórę ofiary.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Postać wypuściła z siebie powietrze w pytającym odgłosie, przechyliła głowę wpierw na lewo, a później na prawo w próbie zrozumienia sytuacji. Potok słów musiał najwyraźniej wprowadzić ją w drobną panikę, bo poczęła niespokojnie wiercić się na posłaniu, ściskając mocniej dłonie na cienkim materiale kołdry.  
Kiedy dystans został skrócony, pacjent gwałtownie rzucił się w Twoją stronę, ale nie zdołał chociażby wypaść za granicę łóżka – łańcuchy pod pierzyną zaszczękały i jak stalowa smycz przytrzymały go na miejscu w klatce choroby. Blond włosy wysunęły się zza nadgryzionego ucha, ale kiedy podniósł głowę, spłynęły po bokach, odsłaniając wykrzywione w strachu oblicze.
Spoglądały na Ciebie przepełnione smutkiem oczy kobiety.
Wyglądała niewinnie, ale nie była w stanie opanować niektórych reakcji ciała – odsłoniła wyżarte przez próchnice zęby, obserwowała Cię przenikliwym spojrzeniem, a jej chude dłonie zadrżały nieznacznie, jakby trawione przez silną potrzebę działania.
Przebij — wychrypiała. — Przebij, zanim wyjdzie… — Z ostatnim słowem wypluła z ust także plamę krwi, która wyraźnie odznaczyła się na zmąconej bieli pościeli. Zgarbiła się i przytknęła wierzch dłoni do warg z przejęciem, że metaliczny posmak nie znika i zaraz zachłyśnie się własną posoką.
Drzwi za Twoimi plecami zamknęły się z hukiem. Jedyne źródło światła w pokoju skapitulowało w jednej sekundzie, rzucając Cię w ciemną otchłań. Z oddali rozległ się przeraźliwy krzyk strawiony prędko przez całkowitą ciszę.
Słyszałeś tylko przyśpieszone bicie swojego serca.



Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Umysł Havoca magazynował zdobywane na przestrzeni ostatnich minut informacje i analizował je przy pomocy wysokiego IQ swojego właściciela. Podczas wykonywania tej czynności, wzrok informatora ani na sekundę nie został spuszczony w pogrążonym przez ostatni cykl choroby ciele.
Musi mi pani wybaczyć tą druzgocącą pomyłkę — oświadczył, niby w ramach przeprosin, jednakże nie wykazywał stosowaną w takich okazjach skruchy, kiedy tożsamość pacjenta została wreszcie przez niego odkryta, a ówże osobnik - mylnie uznany za mężczyznę - okazał się być przedstawicielem, a raczej przedstawicielką płci przeciwnej. Ton głosu nadal był pozbawiony wszelkich modulacji, bezemocjonalny i syntetyczny.
Ręka Mike'a Havoca wyraźnie zadrżała, gdyż podskórnie wyczuł zagrożenie, a wypowiedziane przez kobietę słóww tylko utwierdziły go w tych złych przeczuciach. Dłoń sięgnęła po pistolet. Zacisnął na nim palce i zgrabnym szarpnięciem wyjął jedyny przedmiot, którego obdarzył pełnym zaufaniem, mimo iż wcześniej obiecał, że nie użyje go na terenie placówki.
Przebij. Przebij, zanim wyjdzie...
Bez cienia zawahania wycelował lufę w kobietę i nacisnął na spust, wbijając w nią lodowate spojrzenie.
Odgłos wystrzału odbił się od ścian, zabrzęczał w uszach Havoca i wtedy toteż nastała nieprzenikliwa ciemność, zaalarmowana przed wątły snop światła, który zadrżał i w końcu wygasł bezpowrotnie w akompaniamencie zamykanych z hukiem drzwi.
Strach z niego wyparował, zresztą tak samo jak wszelkie, gromadzące się w nim złe przeczucia. Zbliżył się do ściany i wolną dłonią odnalazł klamkę. Złapał za nią i pociągnął, lecz drzwi nie drgnęły. Najprawdopodobniej teraz powinien go oblać zimny pot oraz strach, jednakże nie był w stanie wyhodować w sobie  takich uczuć w tak krótkim czasie. Czekał w napięciu i gotowości, zerkając w pustkę przed sobą, aby w miarę swoich ograniczonych możliwości zarejestrować jakiekolwiek ruch.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W zmąconych strachem oczach kobiety odbiło się szczerze zdziwienie, kiedy lufa pistoletu została w nią wycelowana, by po chwili ozdobić głowę krwawiącą dziurą. Huk przemknął po pokoju, czerwona posoka trysnęła na ścianę oraz pościel, a ciało, teraz pozbawione świadomości i życia, powoli przechyliło się do tyłu i opadło miękko na poduszce. Martwe, zimne, bezgłośne.
Na długi czas utknąłeś w pustce, bezwzględnej ciszy i opatulających Cię ciemnościach. Mogłeś zacząć odliczać w myślach minuty, by po drodze zgubić się w rachubie i dobrnąć do połowy pełnej godziny. Nie, wskazówka z pewnością wykonała obrót więcej niż te trzydzieści razy. A może właśnie nie, może ten brak wyraźnych bodźców spowolnił czas?
Podłoga pod Twoimi stopami zmieniła nachylenie, powoli, początkowo niezauważalnie, a gdy osiągnęła już punkt krytyczny, ciągnąc ciało w dół, nie było szansy, by to powstrzymać. Grawitacja szarpnęła Tobą i posłała na bolesne zderzenie z niewidzialną ścianą.
Otworzyłeś gwałtownie oczy, dostrzegając niewyraźne, pochylające się nad Tobą twarze. Minęło kilka chwil, nim nabrały ostrości.
Panie Mike? Słyszy mnie pan? — Ruda błądziła zaniepokojonym wzrokiem po Twoim obliczu, doszukując się objaw poważniejszych obrażeń.
Proszę wybaczyć, to zapewne wina tego odoru… nie każdy jest w stanie go zignorować, a pan wykazuje szczególną wrażliwość na ostre zapachy, prawda? Cóż… — Lekarz odwrócił wzrok w krótkim namyśle, a potem wyprostował się, uświadamiając Cię, że leżysz na podłodze, chłonąc chłód podłogi przed pokojem, do którego masz wejść.
Czy nie wszedłeś już do niego w swoim śnie?
Tak czy siak właśnie potwierdzono zgon pacjenta. Przykro mi, że wasze spotkanie nie mogło potrwać trochę dłużej. — Uśmiechnął się przepraszająco, przyglądając się z góry.
Kiedy już udało Ci się podnieść i pojąć sytuację, mogłeś zauważyć, że w rzeczywistości nic się wokół nie zmieniło. Drzwi do sali numer sześć były zamknięte, żarówki na korytarzu nie zaprzestały pracy, a w recepcji wciąż panował ruch.
No dobrze, heh… — Złożył ręce, utrzymując dalej uśmiech na ustach, co nadawało mu tym razem sztywności. — Jest jeszcze jedna sprawa niecierpiąca zwłoki, widzi Pan, to dość delikatna sprawa…
Bardzo delikatna. — Zawtórowała mu żywo recepcjonistka, kiwając głową.
Niestety obowiązuje nas tajemnica lekarska, dlatego…
HAVOC! — Obcy głos pełen zrozpaczenia przebił się przez monolog starszego mężczyzny.
Na końcu korytarza pojawiała się krótko ścięta kobieta, trzymająca jedną dłoń na wysokości brzucha, a drugą wyciągając w Twoją stronę. Ubrana w luźną piżamę, wyglądała jakby dopiero co wyszła ze szpitalnego łóżka – czarne, potargane włosy, kapcie na nogach, zmęczenie w oczach. Jej ruchy były niezdarne, ciężkie, co najprędzej można zrzucić na tuszę kobiety, wszak była przy kości.
Och, Havoc, wiedziałam, że przyjdziesz…! — Bliska płaczu ze szczęścia, ruszyła w Twoją stronę.



Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Otworzył gwałtownie oczy i praktycznie z tą samą energią, podpierając się na łokciach usiadł, czując tym samym chwilowy ból głowy, ból, który zapewne był jedyną realnie odczuwalną przez niego rzeczą, gdyż odróżnienie wyobraźni od rzeczywistości było czynnością niemalże awykonalną, jakby po przekroczeniu progu tej placówki stracił umiejętność logicznego myślenia. Zerknął prosto w oczy stojącej nad nim kobiecie, jednakże nie towarzyszyła tej czynności dezorientacja.
Owszem — przytaknął, tym samym potwierdzając teorię mężczyzny, który tę opinię zaprezentował Havocowi swoje kompetencje w zakresie wykonywanego zawodu, bo informator nie udostępniał takich informacji nikomu, zatem najprawdopodobniej, pod wpływem intensywnego zapachu, faktycznie stracił przytomność, a przynajmniej chciał w tej chwili utrzymać taką wersję wydarzeń. Dla własnego komfortu psychicznego.
Podparł się na rękach i wstał z chłodnej podłogi. Otrzepał najpierw spodnie, potem marynarkę z pyłków, chociaż świadomość, że jego ubiór przesiąkł kurzem, a także zarazkami przygniotła go swoim ciężarem i na chwilę odebrała mu siłę. Podparł się o ścianę, aby znów nie upaść, oddychając przy tym ciężko, jakby właśnie został zmuszony do przesadnego wysiłku, nieadekwatnego do jego warunków fizycznych. Krople poty pojawiły się na czole, a prawa dłoń nieświadomie znalazła się na wysokości kabury, ale nie napotkała metalowej raczki pistoletu. Broń najprawdopodobniej został skonfiskowana przez pracowników ośrodka. Wyprostował się po chwili, acz próba zaczerpnięcia do płuc powietrza nadal sprawiała mu trudność, a zwykle blada cera, była teraz biała jak papier, niemalże przezroczysta.
Ten zgon może zaszkodzić reputacji ośrodka. Moje kondolencje — wyszeptał cicho, prawie niesłyszalnie w swoim ojczystym języku, zaciskając w pięść drżące ręce, gdyż jego wewnętrzne leki ujrzały światło dzienne. Nie dano mu odpowiednio dużo czasu na przetworzenie myśli i przetrawienie aktualnych wydarzeń, o czym boleśnie uświadomił go przecinający powietrze krzyk, który napełnił go niezrozumiałą dla niego samego ulgą. Odwrócił się, aby odnaleźć źródło tego dźwięku, lecz nie znał tożsamości tej kobiety. Instynkt obrony włączył się sam, gdy nogi wykonały parę kroków w tył wbrew jego woli.
Proszę zachować ode mnie stosowną odległość — rzekł, obdarowując kobietę bezlitośnie zimnym spojrzeniem. Nie miał ochotę na bezpośrednią konfrontacje z jej ciałem.
Uścisk paranoi utulił go szczelnie, jak kokon. Czuł się, jakby właśnie ktoś obdarł go z godności, a jakakolwiek próba zapanowania nad sobą kończyła się fiaskiem. Chciał jak najszybciej opuści te miejsce, a następnie zabarykadować się w swoim mieszkaniu i odetchnąć z ulgą w towarzystwie delikatnego brzmienia trzymanych w dłoni skrzypiec. Odseparować się od ludzi. Z dala od mani prześladowczej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To nie pierwszy i nie ostatni raz, jesteśmy przygotowani do takich sytuacji. Odpowiednio zajmiemy się ciałem i zadbamy, by… — zawiesił na moment głos — następnym razem skutecznie temu zapobiec. — Lekarz wykazał się znajomością języka obcego, jakim się posłużyłeś, ale w odpowiedzi pozostał przy japońskim.
Kiedy krzyk dobiegł do waszych uszu, wyglądał przez moment na zrezygnowanego tym nieoczekiwanym spotkaniem, ale zaraz uprzejmie zwrócił się w stronę nadchodzącej kobiety i zaprosił ją gestem dłoni bliżej.
Panie Mike, więcej taktu, to przecież pańska żona. — Wypomniał Ci szeptem. — Masume, zajrzyj do sali pacjentki, mniemam, że pościel jest do wymiany. Ach, i tabletki. — Skinął porozumiewawczo rudej, a ona odkiwnęła głową i od razu ruszyła korytarzem, mijając po drodze nieznajomą kobietę.
Sęk w tym, że im bliżej was się znajdowała, tym odnosiłeś silniejsze wrażenie, że słowa lekarza wcale nie były blefem. Znałeś tę kobietę. Znałeś Chihayę. Znałeś swoją żonę.
Ręka, którą trzymała się za brzuch, opadła wzdłuż ciała, odsłaniając prawdziwy powód lekkiej nadwagi.
Charakterystycznie okrągły brzuszek, spod którego, gdyby przyłożyć ucho, wydobywało się ciche bicie mniejszego serca.
Havoc, dzięki Bogu, zdążyłeś… — Zignorowała ostrzeżenie, bagatelizując je do zwykłego droczenia się. Wyglądała na zbyt przejętą całą sytuacją, choć z drugiej strony w jej oczach przemknął cień prawdziwego szczęścia na Twój widok. — Moje modlitwy zostały wysłuchane, co ja bym bez Ciebie zrobiła… — mamrotała i przyczepiła się Twojego ramienia, nie w nachalnym, lecz łagodnym geście, wyrażającym potrzebę wsparcia.
Proszę wybaczyć, że się wtrącam, ale nie powinna pani opuszczać pokoju w takim stanie, co więcej… termin przypada na dzień dzisiejszy, a to znaczy, że odpoczynek i spokój jest wskazany. Czy…
Czy mój mąż może mi towarzyszyć podczas porodu?
Łysy mężczyzna zawahał się, ostatecznie rzucając Ci szybkie spojrzenie i odpowiadając:
Oczywiście… zgadza się pan, prawda? W takim razie wracajmy teraz do sali. Musi się pani oszczędzać, tym bardziej nogi i kręgosłup. — Ułożył dłoń na plecach kobiety w sugestii ruszenia się z miejsca, a ona pociągnęła Cię lekko wzdłuż korytarza.
To będzie chłopiec — poinformowała cicho, szukając na Twojej twarzy odwzajemnienia jej radości.



Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kolejna informacja została zapisana we wspomnieniach Havoca, jakby te były pustymi kartkami, które czekały na zapełnienie. Otóż Mike jeszcze chwilę temu był przekonany, iż nigdy nie zawierał związku małżeńskiego; nie miał odpowiednich predyspozycji do takowych. Wachlarz jego umiejętności socjalnych został ograniczony do odseparowania się od społeczeństwa, a liczba osób, które do siebie względnie odpuściła była ograniczona i starannie wyselekcjonowana, pomijając w tym zakresie odchyły od normy w postaci pewnej persony, mającej czelności włamać mu się do mieszkania i dotykać jego osobistych rzeczy. Jednakże, im dokładniej zapoznał się z rysami twarzy kobiety, tym słowa lekarza zyskiwały na wiarygodności, a wcześniejsza niepewność skruszyła się niczym lud podczas nagłego skoku temperatury. Bez trudny odnalazł w głowię imię swojej żony, ale mimowolnie skrzywił się, kiedy poczuł ciężar kobiety na swoim ramieniu, gdyż nadal nie mógł dopuścić do siebie myśl, że ktokolwiek może w tak brutalny sposób zakłócać jego przestrzeń osobistą; dbał o nią bardziej niż o wygląd zewnętrzny, czy też dobór odpowiednich słów.
Twoim jedynym obowiązkiem jest dostosowanie się do poleceń lekarza dla dobra dziecka, Chihaya — upomniał ją szorstko, bez krzty empatii, obdarzając ją spojrzeniem, w którym czaiła się wyraźna nagana, mimo iż ostatnia część zdania z wyjątkowym trudem przycisnęła się przez gardło, jakby napotkała tam niewidzialną przeszkodę.
Puść mnie, dorzucił w myślach i automatycznie wyszarpał się delikatnie z jej uścisku, po czym bardzo niechętnie złapał ją za rękę. Przez obecność rękawiczek na jego dłoniach, łatwiej było mu znieść fizyczny dotyk. Nie wzbudzał w nim aż tyle odrazy, zwłaszcza, że materiał w minimalnym stopniu chronił go przed atakiem bakterii, a przynajmniej tak próbował się pocieszyć.
Nie widzę żadnych przeciwwskazań, panie doktorze — skwitował krótko, tym samym wyrażając swoją zgodę na uczestnictwo w porodzie. Nie kierowało nim jednak dobro żony, ani tym bardziej potomka; był ciekaw jak przebiega ten proces na żywo, gdyż nigdy nie był jego świadkiem. Widział tylko parę nagrań, a takowe doświadczenie mogło w znaczny sposób urozmaicić jego wyobraźnie, a także skłonić go do refleksji i poszerzyć postrzeganie istoty śmierci w dalszych działaniach Mukuro.
Mam nadzieję, że nie odziedziczy po tobie niektórych cech, w tym niepokorności — zwrócił się do żony, a na jego ustach mimowolnie wkradł się zarys uśmiechu, kiedy ta zdradziła mu płeć dziecka, jednakże sam nie wiedział, czy ta informacja miała dla niego jakiekolwiek znaczenie. Poprowadził ją za rękę do sali, którą zapewne wcześniej zajmowała. Nie zaprezentował swoją postawą żadnej formy entuzjazmu, a tląca się na jego twarzy iskierka radości wygasła.
Jeśli ta kobieta faktycznie go znała, powinna zatem zdawać sobie sprawę, że nigdy nie wybiegał takimi emocjami daleko w przyszłość. Cierpliwie czekał na rezultat, aby wykrzesać z siebie euforię chociaż w szczątkowej wersji, a przecież nie mieli gwarancji, że dziecko urodzi się zdrowe, ani tym bardziej, że ona przeżyje poród, gdyż istota tej placówki wzbudzała w Havocu wiele sprzecznych emocji i o zdrowych zmysłach nigdy nie umieściłby w niej nikogo bliskiego. Właśnie, o zdrowych, a w tym momencie miał szereg wątpliwości, czy jego należały do tego szacownego grona, a pobyt jego małżonki w tym miejscu był niemalże doskonałym dowodem jego braku umiejętności w podejmowaniu wyborów, ewentualnie stopniowego zaniku poczytalności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

O-oczywiście, po prostu… — Chihaya obejrzała się na lekarza, za siebie, a później wróciła do Ciebie spojrzeniem. — Usłyszałam Twój głos. Zbywali mnie półsłówkami, a ja chciałam tylko mieć pewność, że będziesz obok. To ważny czas, źle czułabym się z myślą, że… że… myślę, że powinieneś być obecny. — Uśmiechnęła się nieśmiało, nie chwaląc się najbielszymi zębami, ale coś w tym geście nadal pozostawało rozczulające. Zacisnęła chude palce na tych Twoich i splotła je razem, żałując z pewnością bariery w postaci materiału rękawiczek, mimo to nie powiedziała ani słowa, posłusznie dreptając przy boku.
Męczyła się widocznie, pochylona nieco do przodu, z wolną ręką spoczywającą na brzuchu. Kroki stawiała ciężko, bez obuwia, które mogłoby zamaskować opuchnięte stopy, ale nie traciła dobrego humoru, o czym świadczyły rysy jej twarzy — za każdym spojrzeniem ulokowanym w Twoją osobę zdawała się odzyskiwać siły na dalszą drogę.
Ale po Tobie odziedziczy oczy. — Stwierdziła z całkowitym przekonaniem. — Będzie z Tobą bezpieczne, prawda? — Wpatrzyła się w Ciebie z uwagą, ledwo powstrzymując się przed kolejnymi, naglącymi do udzielenia odpowiedzi pytaniami.
bezpiecznebezpiecznebezpieczne… odbiło się w Twojej głowie.
Sala niewiele różniła się od tej, w której przebywała „znajoma”, jednak odznaczała się większą sterylnością i powierzchnią – było tu miejsca na cztery szpitalne łóżka wraz z kotarami oraz sprzętem medycznym na wózku stojącym w rogu pomieszczenia.
Recepcjonistka ścieliła właśnie ostatnie posłanie (reszta wyglądała na nieużytkowaną), a gdy was zobaczyła, zbliżyła się i pomogła Chihayi powoli spocząć na skrzypiącym materacu. Podała jej jakieś tabletki, kazała popić, po czym papierowy kubek wyrzuciła do kosza.  
Zajrzę do pani za chwilę. — Lekarz dał wam sposobność na prywatną rozmowę i po chwili zostaliście tylko we dwójkę.
Chihaya poprawiła poduszkę pod plecami, wzięła głębszy wdech i zamknęła oczy.
Chyba… chyba się boję…



Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chihaya posiadała typowe rysy twarzy, które degradowały jej przynależność etniczną; była rdzennym mieszkańcem M-3, a natura obdarzyła ją japońską urodą, w tym brązowymi oczyma, dlatego też Havoc szczerze wątpił w to, że ich potomek odziedziczy po nim oczy, jednakże nie podzielił się tymi wątpliwościami z żoną, gdyż w jej obecnym stanie takie szczegóły nie miały najmniejszego znaczenia. Nie chciał dokładać jej zmartwień, ani tym bardziej kłócić się z jej wizją na temat wyglądu jeszcze nienarodzonego dziecka.
bezpiecznebezpiecznebezpieczne…
Ból w głowie się nasilił, gdyż te słowo odbijało się od czaszki głuchym echem, jakby pełniło rolę ostrzeżenia, jakby kobieta chciała mu zasygnalizować, że nie znajdowali się w bezpiecznym położeniu. Przycisnął palec do skroni, acz ten gest nie przyniósł zadowalającego efektu. Miał wręcz absurdalne wrażenie, że ktoś jęczy mu ten przymiotnik do ucha, stojąc tuż za nim, mimo iż nie wyczuwał za plecami niczyjej obecności.
Z nami będzie bezpieczne — poprawił ją, ale czuł unoszący się w powietrzu niepokój. Czyżby jej życie było zagrożone? Ciążą nie przebiegła bez komplikacji? Spojrzał na jej blady profil i wychudzoną twarz, zapadając w stan tymczasowej konsternacji. Pogładził palcem zewnętrzną część dłoni, aby tym gestem dodać jej otuchy.
Cierpliwie czekał aż lekarz i krzątająca się w bliskim otoczeniu pielęgniarka opuszczą tę salę, aby dać im nieco prywatności. Zerknął kątem oka, gdy w końcu mężczyzna zniknął za drzwiami, a potem rozejrzała się dookoła, z zawodową podejrzliwością i dbałością o każdy szczegół, jednakże nie dostrzegł niczego niepokojącego. Na pierwszy rzut oka pomieszczenie było utrzymane w nienagannym porządku.
Znów złapał kobietę za rękę i wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu, który był jego niezbyt zgrabną imitacją.
Źle cię potraktowano? — zapytał, lecz w tonie jego głosu nie pobrzmiewała troska o bezpieczeństwo żony. Było takie jak zawsze - machinalne, mimo iż wykrzesał z siebie odpowiednio dużo motywacji, aby zerknąć jej prosto w oczy, ale jego spojrzenie też nie uległo przekształceniu. Chłodne i zdystansowane, jak wzory rysowane na oknie przez mróz. Był emocjonalnym wrakiem i nie umiał tego naprawić, nawet jeśli neurony w mózgu wysłały mu wyraźne sygnały, że dopuścił tę kobietę do swojego życia.
Poprawił się na krześle, na którym usiadł zaraz po tym, jak żona położyła się na łóżku, jakby te było niewygodne.  
Czy może byłaś świadkiem przykrego zdarzenia, które nie powinno wydarzyć się w takim miejscu, jak to? — zapytał. Być może w tym momencie powinien popisać się taktem, przyłożyć dłoń kobiety do swojego policzka i musnąć jej skórę sinymi ustami, ale nie potrafił wykazać się w takich sytuacjach podobną kurtuazją. Chciał wiedzieć, gdzie tak naprawdę się znajdowali i dlaczego, od chwili przekroczenia progu budynku, czuł się obco i nieswojo w kontakcie z własnymi wspomnieniami, myślami.
Strach to naturalny odruch. Mechanizm obronny. Spróbuj się uspokoić. — Ułożył jej dłoń na brzuchu, po czym wycofał swoją. Być może obecność dziecka podziała kojąco na jej stan nerwowy, bo sam Havoc nie był szczególnie uzdolniony w tym kierunku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odpowiedziała cieniem uśmiechu pełnym ulgi, wypuszczając cicho powietrze z płuc i zaciskając słabo palce na Twojej dłoni.
Nie od razu zabrała głos w celu odpowiedzi, uchyliła jedynie powieki, by móc zawiesić zamyślone spojrzenie w miejscu zetknięcia się ściany z sufitem.
Ależ skąd. Zaoferowano mi tu fachową pomoc. — Zacisnęła chude palce na materiale pościeli. — Gdyby nie Ci lekarze… nie miałabym tej szansy. To dla mnie naprawdę wiele znaczy. Móc w końcu wyrwać się z… z tej pustki. I spędzić czas z osobą, którą kocham. — Zwróciła na Ciebie oczy. — Nawet, jeśli nadejdzie moment rozstania, wierzę, że to zostanie już ze mną na zawsze. Mam cel, tylko… — Zawahała się, jakby z uświadomieniem, że o niektórych rzeczach nie powinna mówić głośno. Spuściła wzrok i pokręciła lekko głową, a kilka kosmyków włosów opadło luźno na twarz. — To cud. Pragnę się tego trzymać wszelkimi siłami.
N-nie… — Zgarbiła nieco ramiona, próbując ochronić się przed niewygodnym pytaniem. — Tu jeszcze nic złego się nie wydarzyło. — Wymusiła na sobie uniesienie kącików warg, ale jej oblicze ozdobiło jedynie skrzywienie.
Pokiwała głową na znak zrozumienia, a dłoń wygodniej ułożyła na wybrzuszeniu, rozstawiając palce.
Opowiesz mi coś? Wspomnienie, które wiele dla Ciebie znaczy?
W którym odnajdujesz siłę?  


Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciężkie, analizujące spojrzenie informatora spoczęło na twarzy kobiety, a właściwie jej prawym profilu. Spijał z jej ust każde słowo, jak alkoholik, który nie mógł pozwolić, aby zmarnowała się chociażby kropla wysokoprocentowego trunku, a później rozbierał jej słowa na czynniki pierwsze, przetwarzał i próbował je uporządkować; bez skutecznie. W powietrzu unosiła się woń śmierci, a napięcie nie wpływało w pozytywny sposób na jego skupienia, bo te było wyjątkowo rozproszone; pierwszy od dawna nie potrafił nazwać emocji, które kłębiły się w nim, jak chmury na niebie w trakcie deszczowego dnia.
Był zdezorientowany. Czuł się obco we własnym ciele. Miał wrażenie, że te wszystkie myśli, a także wspomnienia o żonie nie należały do niego, jakby wylądował nagle w skórze innej osoby. Nie tej, którą był na co dzień, ale jednocześnie był przekonany, że były prawdziwie. Czuł się jak błądzące w mlecznobiałej, gęstej mgle dziecko, nie mogące znaleźć drogi do domu.
- Kochanie - rzucił z siebie, na wydechu, gdyż te czułe słowo ledwo wydostało się spomiędzy zaciśniętych jakby w słup strun głosowych. - Czym jest ta pustka? Niestey nie wiem, o czym mówisz. Czy mogłabyś mi to wyjaśnić? - zapytał subtelnie, grzecznie, lecz miał wrażenie, że Chihaya nie była w stanie mu udzielić odpowiedzi na żadne pytanie w sposób go zadowalający. - Masz cel, tylko... - podjął temat, wbijając w nią spojrzenie, ni to ponaglające, ni dodające otuchy. Nie potrafił okazywać emocji, więc w tym zakresie mógł tylko uwierzyć w to, że kobieta, którą rzekomo poślubił i spodziewał się mieć z nią dziecko, znała go na wylot i wiedziała o tej emocjonalnej dysfunkcji. - Co rozumiesz przez jeszcze nic złego nie wydarzyło? - zapytał, próbując zachować spokój, głos jakby wypuszczony ze syntezatora, twarz pozbawioną odpowiedniej ekspresji, mimiki. - Powiedz mi wszystko, co wiesz, Chihaya, bo istnieje prawdopodobieństwo, że to może stanąć na drodze do szczęścia naszemu dziecku - odparł, niemalże szeptem. Nie chciał jej straszyć. Była to metoda motywacji, argument nie do przebicia. - Muszę to wiedzieć, gdyż w innym wypadku mogą go przed tym nie uchronić - dodał w ramach rehabilitacji, a potem wypuścił z uścisku rękę żony i stanął, niby to w nerwowym geście, ale miał po prostu ochotę ewakuować się z tego ośrodka. Jego wzrok przemieszczał się z jednego mebla, na drugie, aż w końcu pochylił się nad swoją żoną, zachowując przy tym bezpieczną odległość i zerknął jej prosto w oczy, kładąc jedną z dłoni, nadal chroniony przez materiał, na jej głowie.
- Nasze pierwsze spotkanie, Chihaya - odpowiedział, lecz takowego nie pamiętał. Wspomnienia były niekompletne, rozmazane, a tym zabiegiem chciał jedynie namówić kobietę do zwierzeń. Był informatorem. Potrzebował więcej informacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach