Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Darkness is a humorous thing...
Eden/Wczesne lata po Apokalipsie

Darkness is a humorous thing [Jahleel/Hitoashi] UOvnmln

- Góra Babel -

[...]
- Stać! Pomocy! Panu dzięki... Coś widziałam. Coś złego ukryło się w budynku! Nie mogę uspokoić braci! Zastęp musi coś zrobić... - twarz anielicy była biała i napięta ze strachu. Usta wciąż jej  drgały, a ręce zaciskały się na fartuchu nie mogąc przestać dygotać. Śmierć nigdy nie witała nikogo dwukrotnie. A już na pewno nie niebiańskie sługi. Cóż więc takiego wdarło się do budynku, głównej siedziby aniołów i siało takie przerażenie pośród skrzydlatych? Anioł zastępu usunął się na bok widząc na końcu korytarza, czającą się z wolna ciemność. Pełzła niczym wąż, wypełniając sobą całą przestrzeń. Pożerała każdy skrawek światła z mniejszą lub większą trudnością, zajmując nowe terytorium. Jak na jego rozum, zbyt szybko. - Został tam ktoś jeszcze? - Zapytał, chociaż miał niemiłe przeczucia. - N-nie wiem panie. Chyba wszyscy uciekli... - Oczy anioła popatrzyły chłodno na kobietę. Chciała dalej biec mimo jego przybycia, uciec jak najszybciej w stronę światła i jasnej części budynku. Nie winien jej oskarżać, jednak brak wiary w chwili trwogi zupełnie ją pohańbił. Co takiego było wewnątrz ciemności? Poza porzuconymi w strachu towarzyszami?
- Sprowadź zwierzchność. Odnajdź Jahleela. Kogokolwiek. Natychmiast. - Wydał rozkaz i odwrócił się. Ruszyłby przodem, jednak brak wsparcia komplikował całą sprawę. - Ja odetnę tę część budynku. Niechaj nikt nie próbuje schodzić na dół. - Odparł i roztoczył swoją barierę wokół tego nieszczęścia, które jedynie przybierało na gęstości. Jeszcze chwila i nic nie będzie widać… Zmrużył oczy. Wydawało mu się, że coś zauważył. Jakieś sylwetki, było ich wiele wyciągały dłonie w jego stronę, ale nie były to anielskie sługi. Zamarł na ułamek sekundy. Kobieta próbowała schować się za jego plecami. - Na co czekasz!? Ruszże się! - Pogonił osłupiałą siostrę i ponownie spojrzał przed siebie. Ciemność przykleiła się do bariery. Czerń tak gęsta jak smoła oblepiała wszystko wewnątrz zalewając pomieszczenie niczym wody potopu. Biada temu, kto nie uciekł... stwierdził w myślach, starając się nie poddawać wątpliwościom. Tym bardziej, gdy na powierzchni bariery, tuż obok jego twarzy odcisnęły się czarne dłonie. Chciały go. Wiedział, że to jedynie kwestia czasu, gdy jego siły opadną, a zło zacznie się wylewać na zewnątrz. Odczuł to wewnątrz. W swojej głowie, w dreszczach sunących po kręgosłupie. Dłonie cofnęły się drwiąco, by za moment zlać się z resztą mrocznej substancji.
- I chroń nas ode złego… - Wyszeptał.

[...]
Biegł przed siebie nie wiedząc gdzie może się schować. Miał wrażenie, że wszyscy to czują. Wiedzą gdzie jest i za moment go znajdą o ile wcześniej się nie pozabijają. To było niczym wyścig. Kto pierwszy znajdzie winnego… i Pan jeden tylko wiedział, co będą chcieli mu zrobić kiedy już to zrobią. Albo co gorsza, jak zareagują kiedy przestaną czuć ten słodki zapach bijący od niego. Podmuch wiatru jaki tworzył w pośpiechu, zatrzaskiwał szczelnie wszystkie drzwi, jednak nie był przygotowany na bezpośrednią konfrontację z przypadkowo napotkanymi aniołami. Chciał uniknąć ofiar. Widząc na końcu korytarza - w który akurat miał zamiar skręcić - jakieś postacie, zatrzymał się i schował za ścianą. Mało czasu. Ile to potrwa? Sam nie miał pojęcia, ale oto w oddali zamajaczyły mu skryte w półmroku schody. Prowadziły w dół, do podziemi. Do lochów. Do więzienia. Poczuł jak zimne ciarki biegną mu po plecach, podnosząc krótsze włoski na karku. Jakkolwiek złym nie byłoby to pomysłem, uznał że tam właśnie nikt nie będzie go szukał. W najmniej przyjemnym miejscu Edenu. Widać takie od początku było mu przeznaczone.
Potknął się w połowie schodów. To dopiero drugi poziom, a już opadł z sił. Wiatr jaki szalał tuż za jego plecami pogasił wszystkie pochodnie wąskiego korytarza. Został sam w ciemności. Czy ktokolwiek tutaj schodzi regularnie aby je rozpalić? Nikt go tutaj nie znajdzie – a przynajmniej taką miał nadzieję, nim nie usłyszał za plecami podniesionych głosów. Widzieli go. Ktoś musiał zauważyć dokąd biegł. Podniósł się z trudem. Noga odmówiła posłuszeństwa, ściągając go na nowo w dół. Jęknął, turlając się po schodach na sam dół. Nadzieja opuszczała go coraz bardziej. Natomiast ogarniający go stres i chłód tylko podsycały wariacje mocy. Bolało. Nie panował nad niczym. Był kompletnie rozsypany. Wydawało mu się, że trwało to nieprzerwanie długo. Jednak rzeczywistość wróciła tak nagle i boleśnie, jak bolesny był wcześniejszy upadek ze schodów. Padł na ziemię. Przeszedł przez ścianę? To nie wystarczyło. Znajdą go po zapachu. Teraz o wiele, wiele mocniejszym niż uprzednio. Nie pomoże mu nawet silny podmuch wiatru. Wczołgał się w jakiś kąt zagraconego pomieszczenia. Gdziekolwiek się znalazł nie miało to już wielkiego znaczenia. Starał się jedynie nie płakać. Oczy jednak szkliły się tym bardziej im głośniejsze były nawoływania. Zamknął je, by łzy nie opadały na zakurzoną i chłodną posadzkę. Chciał być dzielny ale nie potrafił.
- Hitoashi!
To nie był głos którego potrzebował. Który chciał usłyszeć. Niech go nie widzą. Niech nikt go nie widzi! Zacisnął powieki… a wtedy ciemność nagle się przed nim rozstąpiła. Z najciemniejszego mroku, rozwinęła się niczym kwiat wpuszczając do środka światło. Widział. Ale to nie był widok którego się spodziewał. Ktoś zapalił światło? Coś się stało kiedy zniknął? Cóż to za  ciężka i gęsta atmosfera?
- C-co to jest..?! POTWÓR!
Jest potworem? Popatrzył w dół. Kojarzył tego anioła, i całą resztę. Dlaczego tak wyglądają? To jego wina? Ich twarze, powykrzywiane i blade były niczym w pośmiertnym stężeniu. To strach... Czym się stałem?!

[...]
- POTWÓR!
- Co to takiego? Dlaczego tu jest coś takiego?
- Przerażające... nie... niee.... niech to ktoś zabierze...
- POWSTRZYMAJCIE TO!
- Światło zniknęło... Ogień się nie pali... To na nic!
- Nie chcę tu być!
- Aaaaaa! Agh....aaaghhh...!


[...]
...znów jest ciemno. Ile czasu minęło? Słyszę głosy, ale nikogo już nie widzę. Gdzie podziało się moje światło? Krzyki się oddalają. Dokąd biegniecie? Ktoś tu jeszcze przyjdzie? - ...Przepraszam. - Objął kolana, spuszczając głowę w dół. Wydawało mu się, że śni. Śni bardzo długi sen w pustce, która wciąż rosła odbierając mu siły. Został pożarty? Może to i lepiej... Może raz na zawsze więcej się już nie obudzić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wiele jeszcze było do zrobienia. Ziemia dopiero odetchnęła po kataklizmach, ledwie uspokoiła się i osiadła po trzęsieniach oraz pożarach. A to był dopiero początek. Trzeba było się zorganizować, uratować tyle, ile to tylko możliwe. Wysyłać oddziały, przygotować odzienie, wyhodować dość jedzenia, aby nakarmić ocalałych. Zająć się tą zmęczoną planetą tak, jak by to zrobił Stworzyciel.
Ignorując dławiącą pustkę w powstałym niedawno sercu. Nie zwracając uwagi na ogarniające uczucie bezsensowności i porzucenia.
Kwestia opuszczenia przez Boga wciąż była świeża. Czymże jest parę lat z perspektywy istot trwających nieprzerwanie od początku samego czasu? Ten okres wydawał się ledwie westchnieniem, ułamkiem chwili. Żadna z ran nie wygoiłaby się tak szybko. A już na pewno nie ta najpoważniejsza, jaką tylko można zadać aniołowi.
Nic nie może równać się z odebraniem sensu istnienia.
Byli posłańcami. Sługami Bożymi. Trwającymi, aby wykonywać rozkazy Pana, zawsze na najmniejsze Jego słowo. Stworzeni, by wypełniać wolę Kreatora, iskry z Jego płomienia. Ale teraz nie ma nic. Nie ma Boga, nie ma dawnego świata, nie ma ognia, z którego powstali. Jest tylko gnące karki najsilniejszych poczucie samotności i desperackie chwytanie się czegokolwiek. Marne naśladowanie czynów Stwórcy, mimetyzm, w jaki uciekali, aby nie dać się pożreć obłapiającej bezradności.
Pracował. Starał się nie osiadać bezczynnie i być w ciągłym ruchu. W tym chaosie, który zapanował, zaistniała potrzeba wyłonienia jednostek przywódczych. Najsilniejszych spośród nich, którzy wzięliby na swe barki ciężar odpowiedzialności za resztę oraz podejmowali decyzje rzutujące na całą rasę. Jak nie cały kraj. Aniołów o psychice niezachwianej żadną wątpliwością, którzy gotowi byli nieść na własnych barkach ów jarzmo. Nie wiedział jeszcze, czy podoła. Ale się starał. Pragnął odciążyć swych braci i siostry, choć trochę rozjaśnić ciemność nadchodzących dni. Aby ujrzeli przynajmniej cień nadziei na lepszą przyszłość.

Myśli zaprzątały mu niedawne patrole zastępu. To wszystko wydawało się proste, kiedy patrzyło się na Ziemię z góry. Ale teraz, będąc jej częścią... Wcale niełatwym zadaniem jest pogodzenie ograniczeń ludzkich ciał i potrzeb młodego Edenu. Zgranie w czasie patroli, rozlokowanie grup, ustalenie newralgicznych punktów. Stworzenie pól, oswojenie zwierząt, zbudowanie krosien. Postawienie domów, szpitala, przygotowanie infrastruktury. Przepływ informacji, rozdzielenie zadań, zachowanie nadzoru nad wszystkim co się działo. Co z tego, że mieli las, zaczątki budowli na Babelu i parę domków na krzyż, w których spała ta część skrzydlatych, dla których nie starczyło miejsca w katedrze. Trzeba było zrobić jeszcze trzy razy tyle, ile zrobili do tej pory.
Z zamyślenia wyrwał go krzyk anielicy. Podbiegła doń, chwytając za rękę.
- Panie, pomocy! - Jej słowa nie były zbyt składne. Chaotycznie opowiadała o wydarzeniach z południowej części budynku. Starczyły jednak, aby brunet dowiedział się o istocie problemu. Oddał przerażonej siostrze trzymane raporty oraz własne notatki. Spokój. Musiał zachować spokój.
- Zanieś to do archiwów. Ostrzeż anioły, aby nie zbliżały się do tamtego korytarza. I przestań panikować. Cokolwiek to jest, poradzimy sobie. - Polecenia wydawał stanowczym, pewnym głosem, nie pozwalając sobie na najmniejsze zająknięcie. W chwilach paniki nad tłumem zdołają zapanować tylko jednostki charakteryzujące się autorytetem i siłą. Nie może  być słychać u niego żadnego zawahania. Czuł, że kobieta pokłada w nim wiarę. Tako ona jak i inni, którzy świadkami byli rozrostu niepokojącej ciemności i czających się w niej potworów. Jeśli teraz Jahleel okazałby się zbyt słaby, zawiódłby ich wszystkich. Nie może do tej dopuścić.
Spojrzał na roztrzęsioną anielicę i uśmiechnął się lekko. Starając się dodać jej otuchy.
- Idź. Ja się tym zajmę. - Dodał dużo łagodniej. Delikatnie uwolnił rękę i wziął głęboki wdech, zanim skierował się ku tajemniczemu, skrytemu w mroku korytarzowi.

Przybył na tyle szybko, iż pilnującemu ciemności aniołowi nie zdążyły jeszcze wyczerpać się wszystkie siły. Spojrzał na kotłujący się za barierą mrok, zastanawiając się, który z potworów mógł wywołać takie zjawisko. Jaka bestia posiada zdolność przenikania do budynków i siania zamętu? Sięgnął po jedną z wiszących na ścianie pochodni i popatrzył po żołnierzu zastępu zanim skinął delikatnie głową.
- Dobra robota. Zostań tutaj. Pilnuj, aby nic się nie wydostało. Resztą zajmę się sam.
Nie może okazać strachu. Nie może dać się wątpliwościom. Inni pokładają w nim nadzieje, a on musi być dla nich opoką. Zatem bez zawahania przekroczył barierę, szybko znikając w ciemności.
Otaczający Jahleela mrok nie był zimny. Nie był też ciepły, miękki, przyjemny lub nie. Był... Lepki. To słowo pierwsze nasunęło się aniołowi na myśl. Wdzierał się wszędzie i pożerał wszystko, przywierał do każdego skrawka przestrzeni, skutecznie oślepiając. Nawet ogień nic nie dawał. Jego światło ginęło tak szybko, jak tylko powstało. W pewnym momencie Jahleel wyciągnął nawet dłoń, aby dotknąć końca pochodni i sprawdzić, czy wciąż płonie. Ból oparzonej skóry utwierdził go w przekonaniu, że ogień dalej radośnie harcuje na końcu drewienka. Jedynie ta ciemność nie dawała mu się przebić. Brunet szybko ugasił pochodnię, odrzucając ją gdzieś w bok. Była całkowicie bezużyteczna. Musiał drogę pokonać w inny sposób - łącząc zapamiętany układ korytarzy z dotykiem i mocą powietrza. Starał się wyczuwać, na czym załamuje się wytwarzany przez niego wiatr oraz dłonią cały czas trzymać się ściany. Do momentu, aż nie natknął się na schody.
Już miał je minąć, gdy doleciała do niego przyjemna, słodka woń. Wręcz wabiąca. Zbyt słaba, aby całkiem otumanić, ale wystarczająco silna, by zainteresować. Przywołał jej swym wiatrem więcej, upewniając się, iż źródło znajduje się gdzieś poniżej. Na końcu skrytych w atramentowej ciemności schodów.
Ostrożnie dłonią odszukał poręcz, zanim zaczął poruszać się w dół. Kolejne piętra i półpiętra, licząc przebyte stopnie. Do momentu, aż nie dosłyszał kwilenia i... czkawki?
Fenomen ten sprawił, że na moment poczuł się zagubiony. Czy to jakaś pułapka? Ta woń i ten płacz? Potwór chce go do siebie przywołać i wykończyć? Spiął się odruchem, ale im bliżej podchodził, tym mniejszą przejawiał wolę walki. Zapach skutecznie pozbawiał podejrzeń. A młody odrodzony zbyt już był słaby, aby przegonić zwierzchność strasznikiem. Znajdował się tu tylko on i otaczająca go ciemność.
- Chcesz się napić? - Spytał cicho, słysząc odgłosy czkawki dobiegające z odległości ledwie kilku kroków. Doprawdy... Co to za potwór, który kuli się w kącie i nie może powstrzymać czkania? I przed tym oni tak uciekali?
Starał się podejść i uklęknąć obok, przy okazji nie potykając o nic.
- Mam wodę. Nie musisz się mnie obawiać. - Dodał, pomimo ciemności uśmiechając się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jego płacz zagłuszał wszystkie zewnętrzne odgłosy dość skutecznie. W tym niedługim czasie, kiedy tak siedział wciśnięty w kąt zagraconego pokoju, ze trzy lub cztery razy wpadł w histerię, tracąc kontrolę nad swoją mocą. Nieświadomie wywołując niewielkie tornada, wzniecające cały kurz zgromadzony przez wiele lat oraz to co nie było wystarczająco ciężkie aby im się oprzeć. Bardzo prawdopodobne iż tym sposobem połamał kilka szczotek oraz kubełków, uderzając nimi o ściany, bądź rzucając o podłogę. Niestety chaosu wewnątrz siebie nie był w stanie uciszyć. Przyciskał dłonie do uszu, trzęsąc się jak galareta. Skutki nadużyć mocy powoli dawały o sobie znać. Pierwszy na pewno był ból głowy i stres. Zaraz po nim bóle mięśni i zębów, a nawet pierwsze trudności z oddychaniem. Moc słabła po każdym kolejnym podrygu, a on nadal cierpiał. Bliski był stanu krytycznego, z którego nie tak łatwo będzie mu wyjść. Tym bardziej iż w niedalekiej przyszłości czaiły się dodatkowe następstwa nadużyć. Mimo silnego i młodego ciała, ciężko to odchoruje. O czym miał się przekonać zapewne już już niebawem.
Krzyczał niemo. Z otwartymi ustami. Nie zdawał sobie nawet z tego sprawy, póki czyjś głos nie poraził go z niewiarygodnie małej odległości. Zaledwie dwa kroki od niego? - Kha! - Kaszlnął zaskoczony, przesuwając teraz drżące dłonie na usta, by zatrzymać własne czkanie. Nie odpowiedział aniołowi. Nie był w stanie zaczerpnąć na tyle powietrza, by wydać z siebie coś poza czkawką i zduszonym pomrukiem. Jeszcze do niego nic nie docierało. Bardziej świadoma myśl nastąpiła dopiero po upewnieniu się, że nikt poza nim samym oraz tajemniczą postacią z ciemności, nie znajduje się w składziku. To na pewno anioł? Nie potwór? Nie jego halucynacje? Nic nie widział. Wciąż było ciemno.
To niespodziewanie rzucone w jego stronę pytanie, zupełnie wytrąciło go z potoku depresyjnego i destrukcyjnego myślenia. Jednak emocje, teraz pozostawione bez sensu i merytoryki, wciąż w nim szalały. Ktoś zapytał go o wodę. Woda? Odwrócił się, z wolna przypominając sobie to co wiedział o wodzie. Przejechał językiem po suchych wargach. Napiłby się. Nawet uspokoił się na te myśl. Jednak tylko przez chwilę. Za moment żałosne czkanie znów go dopadło, poprzedzone niezbyt sensownym - Buuuuu... - Nie był w stanie o nic poprosić. Zaś bezradne kiwanie głową na nic zdawało się w ciemności. Zatem pierwsza próba kontaktu z nieznajomym się nie powiodła. Znów zaczął ogarniać go stres i zwątpienie. Zostanie tutaj sam? A może nieznajomy go jednak widzi? Może nie trzeba było żadnych słów? Znieruchomiał więc wpatrując się w miejsce, jak mu się zdawało, z którego usłyszał głos. Odezwie się ponownie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cokolwiek znajdowało się w ciemności, nie było w stanie zbyt dobrze się z Jahleelem porozumieć. Winić zapewne należy emocje targające młodym umysłem; przemęczenie po nadużyciu mocy; strach z powodu całej sytuacji. Nie zrażał się jednak. Zdążył ocenić głos jako należący do młodego mężczyzny. Może nadal dziecka? Wziął Hito za przerażoną ofiarę, spanikowanego świadka rozprzestrzeniającej się ciemności. Przechodnia, który wplątany został w sam środek tragedii. Na pewno nie łączył go ze źródłem mroku ani otępiającej woni. Nic więc dziwnego, że nie czuł przed młodym odrodzonym strachu. Skutecznie jego niekontrolowane feromony zagłuszyły cały zdrowy rozsądek.
Zbliżył się kolejne centymetry do chłopaka, zabierając jedną nogę spod siebie i klęcząc obecnie tylko na prawym kolanie.
- Nie wystrasz się teraz. Chciałbym cię dotknąć. Dobrze? Żeby dać ci pić, muszę wiedzieć, gdzie jesteś. - Poinformował łagodnym, spokojnym tonem, zanim odczekał parę chwil. Dawał drugiej stronie czas na reakcję - negatywną lub pozytywną. Jeśli nie usłyszał sprzeciwu, ostrożnie dłonią zaczął wodzić przed sobą, odnajdując wpierw jedno, potem drugie kolano Hitoashiego. Uśmiechnął się lekko sam do siebie, bo w mroku i tak odrodzony nie mógł go widzieć. Zrobił to zatem bardziej podświadomie. Dziwny, niezrozumiały dla niego odruch ludzki, który czasem przejmował kontrolę nad mięśniami twarzy. Zupełnie bezsensowny w tej sytuacji, a jednak przyziemne ciało uznało ów za niezbędny.
W dziwny sposób ten grymas nadał tembrowi głosu anioła przyjemnego, ciepłego zabarwienia.
- Tu jesteś. Wspaniale. Czy mogę cię teraz prosić, abyś wyciągnął rękę? Daj mi dłonie, nie obawiaj się. Nie skrzywdzę cię. - Nie przestawał zwracać się do niego w przyjazny sposób, starając się modulować swój głos tak, aby nadrabiał za wrażenia wizualne, odcięte przez moc odrodzonego. Chłopak i tak był przerażony. Jahleel jest tu, aby mu pomóc, a nie gorzej nastraszyć. Niestety, sytuacja bardzo ograniczała dostępne środki, pozostawiając tylko dźwięk i dotyk. O ile mówić mógł nieprzerwanie, tak wolał nie nawiązywać kontaktu wbrew woli Hitoashiego. Zatem wszelkie swoje czyny uzależniał od tego, z jaką odpowiedzią się spotykały. Jeśli tylko którekolwiek działanie wywołałoby następny atak paniki, anioł gotów był się cofnąć. Póki co czekał, czy młodzieniec go posłucha i naprawdę poda ręce.
- Chciałem dać ci pić. Ale jest zbyt ciemno, abym znalazł w tym pomieszczeniu kubek. Nie jestem nawet pewny, czy jakikolwiek się tu znajduje. Zatem zamierzałem nalać wodę na twoje złączone dłonie. Jeśli mi je dasz, będę wiedział, gdzie są i potem będziesz mógł się napić. Ile tylko potrzebujesz. - Uznał, że cierpliwe wyjaśnienia są potrzebne. Ukrywanie własnych intencji - chociaż dobrych i czystych - nie doprowadza do niczego dobrego. Tajemnice rodzą podejrzliwość i zawahanie, Jahleelowi zaś zależało, aby chłopiec mu zaufał. Może też w pewien sposób chciał, aby jego głos, rozbrzmiewający w ciemności, odciągnął myśli dziecka od strachu? Skupić umysł Hitoashiego na aniele, a nie otoczeniu? Tak by było najlepiej. Powinien powiedzieć coś jeszcze? Może nie. To i tak było wiele słów, które mogły albo naprawdę ukoić przerażenie, albo gorzej zestresować młodzieńca. Zatem póki co zamilkł, trzymając tylko dłoń na kolanie odrodzonego i czekając.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zatem nieznajomy też go nie widział. Nie potrafił stwierdzić jakim cudem udało mu się dotrzeć do niego, ale cieszył się z tego faktu. Przestał kiwać głowa i uspokoił się na tyle, na ile był w stanie. Powracając do cichego czkania i siąkania nosem. Rękawy jego Haori były całe zakurzone, mokre i zasmarkane, także powstrzymywał się ostatkiem woli aby nie przecierać nimi twarzy raz za razem. Starał się jakoś mentalnie przygotować na ruch anioła zastępu. Podążać za jego poleceniami. Nie spodziewał się jednak, że zmarzł tak bardzo. Ciepło dłoni Zwierzchności zaskoczyło go niczym niedopałek przytknięty do skóry. Drgnął mimowolnie, wydając z siebie urwany w połowie dźwięk czknięcia. Przestraszył się, że nieznajomy próbuje zrobić mu krzywdę. Cofnął by się zapewne, gdyby nie ściana z którą nie był w stanie bardziej się już zespolić. Ale przynajmniej czkawka przestała tak brutalnie go męczyć. Przełknął ten utrudniający komunikację płacz, przechodząc w kolejny stan - majaczącej w oddali nadziei. Nareszcie mógł się odrobinę wyciszyć. Po tej nieszczęsnej chwili, gdy zdał sobie sprawę, że to była zwykła dłoń, a nie kawałek rozżarzonego węgla. Przyszła kolej na szczątki determinacji, podszytej strachem o zawalenie prośby.
-T-ak...
Odparł wyciągając wolno obie dłonie przed siebie. Nie był w stanie utrzymać ich prawidłowo. Trzęsły się i rozłaziły, zupełnie jakby spazmy wracały. Nie mógł się zdecydować czy ma je trzymać w górze czy w dole, machając nimi bezradnie. Nieznajomy na pewno nie widział gdzie są, więc po krótkim sparingu z własnymi odruchami, przycisnął łokcie kurczowo do boków, wstrzymując na dłuższy moment powietrze i przysunął tę klekoczącą, dziurawą 'łódeczkę' do rąk Zwierzchności. Ledwo je trącił, a już się rozleciała, umknąwszy przed ciepłym dotykiem. - Ah..! - Zacisnął obie dłonie razem. Parzy? Nie parzy. Spróbował jeszcze raz, tknąwszy uprzednio ręce Jahleela palcami, póki owe nie rozgrzały się choć trochę i nie przyzwyczaiły do tego uczucia. Przy nim musiał być jak denat wyciągnięty z wody. Zimne, wilgotne od płaczu kończyny, spotkały się z ciepłą i suchą skórą starszego anioła. Bardzo prawdopodobne, że pieścił się ze sobą w tym momencie, ogarnięty strachem i lękiem. Ale dzięki temu prawie wcale nie myślał o otoczeniu, ani o tym co działo się z nim przed momentem. Czekał na wodę. Bez niej nie będzie w stanie przecisnąć przez gardło żadnego więcej, dłuższego słowa niż dotychczas mu się to udało. Głupie dziękuję, czy przepraszam zacinało się jeszcze w umyśle, nie trafiając w cale na język. Otrzeźwienie było tym czego w tym momencie najbardziej potrzebował. Obudzić się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uczucie zimnej dłoni na własnych palcach przypominało dotyk samej śmierci. Lodowate, wychłodzone ręce szybko się cofnęły, jednak zmartwienia z umysłu anioła ten ruch nie zmył. Musiał powstrzymywać się, aby z piersi zwierzchności nie wyrwał się żaden komentarz. Nawet zwykłe "Chryste" rzucone na wydechu mogło zostać odebrane zgoła negatywnie. Milczał zatem, zastanawiając się, jak długo chłopak już tu siedzi. Brakuje jeszcze, aby dostał zapalenia płuc. Trzeba go jak najszybciej stąd zabrać i przenieść w bardziej odpowiednie dla dzieci miejsce. Nie może jednak nic poganiać, inaczej zrazi do siebie chłopca.
Ostrożny, przerywany dotyk Hitoashiego kojarzył mu się ze zwierzęciem, które stara się pokonać własny strach i co podejdzie, zaraz ucieka. Czekał zatem. Aż się przyzwyczai, aż mu zaufa. Dopiero, kiedy chwycił go pewniej, anioł mógł cokolwiek zrobić. Wpierw zaczął od delikatnego rozgrzania palców odrodzonego. Miękkie, łagodne ciepło spłynęły w dół jego rąk, rozlewając się niby fala po ciele. Ostrożnie kontrolował temperaturę, nie chcąc podnieść jej za wysoko. Tylko tyle, aby przegnać dreszcze.
Czuł na skórze wilgoć i brud. Drobinki pyłu, jakie przykleiły się do mokrych od łez palców młodego anioła, kurz i popiół, ściągnięte ubraniem z posadzki. Wyciągnął dłoń dalej, dotykając jego przedramion i przemoczonych, zasmarkanych rękawów.
- Nie obawiaj się. Chciałbym cię umyć. - Doprowadzić do porządku. Wcześniej zbyt był zaaferowany całą sprawą i kwilącym w kącie dzieckiem, aby o tym myśleć, ale teraz jego uwagę skupił opłakany stan, w jakim znajduje się tako odrodzony, jak i pomieszczenie.
Nie lubił brudu. Denerwował go. Wszelkie niedoskonałości i nieczystości, tak powszechne w tym materialnym świecie, wywoływały u Jahleela odczucia podobne do wstrętu. Chciałby wszystkie skazy usunąć, skorygować, naprawić. Oczyścić ziemię z brudu i zła, nakierować ją na właściwe tory. Nic zatem dziwnego, że teraz zapragnął umyć i zadbać o znalezione dziecko. Zatroszczyć się o jego los.
Jeśli Hitoashi nie zaprotestował, za chwilę po jego ciele przesunęła się ciepła woda, zbierająca ze skóry i ubrań zanieczyszczenia. Nie robił tego gwałtownie, raczej dając czas, aby się młodzieniec przyzwyczaił. Sięgnął do szyi, zaraz cofając płyn i obmywając nim również posadzkę. Dla pewności. W tym momencie tako odrodzony, jak i przestrzeń dookoła niego powinny być czyste. Została jedynie twarz.
- Teraz twoja buzia. - Poinformował łagodnie, delikatnie się uśmiechając, zadowolony z dotychczasowej współpracy. Czując się pewniej, postanowił nie wykorzystywać do tego mocy. Nie chciał też wystraszyć go uczuciem podobnym do podtopienia. Puścił zatem dłonie chłopaka i sięgnął ostrożnie do jego policzków. Musiał w tym celu unieść się na kolanach. Wspomagając się mocą, przemył mu buzię palcami, bardzo subtelnie. Policzki, czoło, oczy.
Z wolna ciemność rozwiewała się, znikając całkiem, gdy Hito otworzył oczy. Mając wciąż dłonie na policzkach chłopca, anioł mógł w końcu spojrzeć w twarz odrodzonego. Uśmiechnął się do niego.
- Witaj. Bardzo miło mi cię zobaczyć. - Odsunął się od chłopca, siadając znów na piętach i rozglądając się. Na chwilę wracając uwagą do fenomenu dziwnego mroku. Czyżby zagrożenie zniknęło? Spoważniał na parę sekund, analizując otoczenie i bałagan wokół, zanim spojrzał ponownie na Hito. Uśmiechając się zaraz po tym.
- Chodź. Dość już się naczekałeś. - Sięgnął łagodnie po jego dłonie i pomagając mu, ułożył z palców łódeczkę. Podtrzymując miseczkę własnymi rękoma, napełnił ową ciepłą, czystą wodą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Anioł Zwierzchności był ciepły. Zadziwiające jak szybko jego dotyk rozgrzał całe ciało młodzieńca. Zupełnie jakby przywracał go ponownie do życia. Spazmy z wolna ustawały, a dreszcze zniknęły. Chociaż nie spodziewał się takiej bliskości. Wciąż miał nadzieję na wodę. Dlatego też siedział w bezruchu, zupełnie nie mając wpływu na to co się działo. W tym zimnym i ciemnym miejscu, coś co tak skutecznie przegnało gro nieprzyjemności nie mogło być złe. Możliwe że podświadomie chciał wierzyć, że jest dobry. Nie rozpoznawał tego anioła. Ani jego głosu, ani dłoni, ani też zapachu, który w końcu przedarł się przez wzbity w powietrze kurz i brud, dołączając do reszty wrażeń jakie odbierał pogrążony w ciemnościach Hitoashi. Zmysły zdążyły się przestawić, przez co reagował nieco intensywniej na bodźce, na które wcześniej nie zwracał większej uwagi. Podstawowa potrzeba - poczucie bezpieczeństwa - została w niewielkiej części zaspokojona, tak więc dość szybko wróciło doń pieczenie przetartego kolana, czy siniaki na łokciach. Nawet noga przypomniała mi o sobie z zadziwiającą precyzją. Kostka ukuła go lekkim bólem. Nie to jednak było najbardziej niepokojące.
Umyć? Był brudny? Widział, że jest brudny? Zaniepokojony tą propozycją, zaczął się wiercić i odsuwać. Nie garbił się, ale bardziej wyprostować kręgosłupa na ścianie już nie był w stanie. Poczuł wilgoć wspinającą się po jego ciele, w górę. Anioł wody? Uczucie do codziennych nie należało. Ciesz zalewała go powoli, wnikając w materiał i muskając jego skórę. To jakiś zły sen? Zacisnął mocniej dłonie, na rękach anioła i nabrał powietrza w płuca, spodziewając się tragicznego końca. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Jahleel próbował uniknąć symulacji podtopienia, a i tak zrobiło się nieprzyjemnie. Ostatnie złe uczucie szczęściem stanęło na szyi. Uniósł twarz w górę, ostrożnie wracając do regularnego oddychania. Puszczony dotknął swojej szaty oraz karku. Zero wilgoci. Nawet nie był spocony, o istniejącym wcześniej brudzie nie wspominając. Zanim zdążył zaprotestować przeciw dalszym zabiegom, dłonie Jahleela już znajdowały się na jego twarzy. Mruczał cicho w niemym proteście, zaciskając mocniej powieki by w końcu je poczuć i otworzyć. Ciężki strup, złudnie zalegający na ich powierzchni zniknął. Ciemność zaczęła ustępować, wycofując się z pomieszczeń niczym poszarpana pajęczyna. Składzik w którym się znajdowali, może i nie należał do najjaśniejszych, ale na pewno nie był on wypełniony tak gęstym mrokiem jak uprzednio.
Miał wrażenie, że to sen. Przecież jego oczy przez cały czas były otwarte. Reakcja nieznajomego uderzyła weń z podwójną siła. Wpatrywał się przed siebie, z nieokreślonym wyrazem twarzy, jakby poza wzrokiem stracił również słuch. Oczy Hitoashiego nie były już czarne. Były białe, martwe. Zasnute mgłą, która wcale nie zniknęła wraz z ciemnością. Został sam i chociaż złudnie spoglądał we właściwym kierunku, to nie potrafił zareagować. Drgnął dopiero, kiedy anioł napełnił jego dłonie wodą.
- Widzisz mnie? - Zaszeleścił ledwie słyszalnie, a zaraz po tym całą wodę wychlapał na swoją twarz przecierając z uporem swoje powieki. Zareagował o wiele gwałtowniej niż uprzednio. Jednak nie miał siły na użycie swoich mocy. O dziwo w ogóle też nie zemdlał. Wciąż był niewiarygodnie przytomny. Tylko jego ręce wciąż się trzęsły, a odruchy przypominały niezbyt świadome skurcze. Uwięzienie w tym świecie przerażało go dwa razy mocniej aniżeli w tedy, gdy wszyscy byli w nim uwięzieni. Chciał się za wszelką cenę obudzić. Zaczął drapać swoją twarz i dręczyć powieki. Wróciły również spazmy, pojawiła się gorączka i okropny ból głowy. Im bardziej się ruszał, tym było gorzej. Jakby ktoś skazał go na ten stan, nie pozwalając uciec.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Widok bielma, przysłaniającego oczy Hitoashiego, wywołał nieprzyjemny ucisk gdzieś w piersi. Czyżby młodzieniec był niewidomy? Czy ten mrok go oślepił? Nie był już pewnym, co obwiniać o kalectwo odrodzonego. Jaki paskudny zwrot losu przyczynił się do tego stanu. Ale wnioskując po jego słowach, zaczął myśleć, że to efekt dziwnego mroku. Czyżby bestia, która go wywołała, zaatakowała bezbronnego anioła? Brunet się spóźnił? Ta myśl okropnie mu ciążyła. Przytłaczała, chociaż starał się jej nie dawać. Może to tylko czasowe i zaraz minie? Taką miał złudną nadzieję.
Nie spodziewał się, że Hitoashi chluśnie sobie wodą w twarz. Czy przed momentem go nie umył? Nie chciało się chłopakowi pić? Niemniej ten ruch nie byłby jeszcze tak niepokojący, gdyby nie to, co naszło po nim. Desperackie drapanie oczu i twarzy, szarpanie powiek oraz spojówek. To tylko utwierdziło starszego anioła w poczuciu, że kalectwo nastąpiło niedawno. Aż się brunetowi chłodno zrobiło. Może gdyby nieco szybciej schodził ze schodów, może odrobinę pewniej poruszał się korytarzami, tego okropnego losu dałoby się uniknąć?
Wyciągnął ręce, łapiąc za dłonie odrodzonego.
- Zrobisz sobie krzywdę. Nie drap tak oczu. - Ale co ślepemu po oczach? Wsunął palce między paliczki Hitoashiego, aby mocniej przytrzymać jego ręce. Czuł się bezsilny, ale też w pewien sposób zawiedziony i rozgoryczony sam sobą. Nie umie leczyć chorób. Nie potrafi czynić cudów oraz pomagać wstać tym, których los przykuł do łóżek. A co tu mówił o przegnaniu mgły z oczu. Wszystko to znajdowało się daleko poza możliwościami bruneta.
Skupił się zatem na tym, co potrafi. Na odegnaniu smutku i paniki, uspokojeniu myśli. Zabraniu od odrodzonego jego lęków. W tym Jahleel jest niemal mistrzem - w zabieraniu ze swych braci i sióstr ciążących na nich problemów. Obarczaniu siebie, aby oni mogli odpocząć. Wobec tego teraz przysunął się do Hitoashiego, siadając przy nim. Puścił jedną dłoń młodego anioła, kładąc ową na jego piersi. Za chwilę objął chłopaka ciasno, dociskając mu ręce do ciała. Aby nie mógł już drapać oczu. Nie był to bolesny uścisk. Bardziej pewny. Aby dać zagubionemu aniołowi odczuć, że nie jest sam i nie został ze swoimi problemami oraz obawami bez żadnego wsparcia. Nieważne, czy to odrodzony, czy zagubiony w swej nabytej cielesności brat. Oni wszyscy tworzyli jedną wspólnotę, gotową na każde poświęcenie, aby pomóc sobie przejść przez największe trudy. Hitoashi znalazł się na Babelu nie bez powodu. Jakikolwiek był jego los do tej pory, teraz jest dla Jahleela bratem takim samym, jak anioły stworzone ręką Pańską. I czuł odpowiedzialność za życie oraz zdrowie odrodzonego nie mniejszą niż jak za los posłańców, którzy wcześniej szukali w zwierzchności oparcia.
- Nie bój się. - Dodał łagodnie, chcąc ponownie odciągnąć dźwiękiem własnego głosu myśli Hitoashiego od jego wewnętrznych rozterek. - Zaopiekuję się tobą. - Dopilnuje, aby żadna więcej krzywda się młodzieńcowi nie stała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z niemałym trudem, jego dłonie zostały odciągnięte od twarzy. Jak silna nie byłaby jego wola, nie potrafił przejrzeć ponownie na oczy. A bardzo chciał. Wręcz desperacko. Choćby i ponownie miał pogrążyć cały Eden w ciemnościach i przyzwać potwora w mroku. Niestety, albo właśnie na całe szczęście, ślepe oczy nie były w stanie przywołać owej, strasznej energii. Skutek uboczny w postaci czasowej ślepoty był swego rodzaju zabezpieczeniem. Ochroną przed przeciążeniem. Tylko kto byłby na tyle szalony aby używać tej mocy raz za razem? Jedna noc w ciągu dnia, to już dużo. Hito miał jednak inne zdanie o tej przypadłości. To kara. Pokuta za to co nieświadomie wyrządził innym aniołom. Czy teraz już nigdy nie będzie dane mu ujrzeć swojego brata? Nikogo? Zostanie skazany na łaskę innych, na te wszystkie osoby przed którymi próbował się schować? Powinien być dzielny, wziąć się w garść, przyjąć to jakoś dojrzale... ale nie potrafił. Nikt w takim stanie nie pozwoli mu opuścić Edenu. Jego pragnienie odszukania najważniejszego dlań człowieka na ziemi zostało pogrzebane. Nic więcej się wszak nie liczyło. Przegrał i nawet nie miał szansy aby zaprotestować.
Zwiesił głowę w dół, ostatecznie dając za wygraną. Nie było sensu dalej się szarpać i przeciwstawiać. Cokolwiek nieznajomy zdecyduje z nim zrobić, nie będzie w stanie odmówić. Na powrót był niesamodzielnym smarkaczem zależnym od innych. Mogli robić z nim co chcieli. Miał to wypisane na twarzy. Niepewność i strach malowały się tuż obok smutku i rezygnacji.
Jakie więc było jego zaskoczenie, kiedy ten oto anioł - zupełnie obca mu osoba - najpierw go objął, a zaraz po tym postanowił się nim zaopiekować. Czy tak powinno być? Dlaczego nie chce go oddać? Odprowadzić gdzieś gdzie zajmują się podobnymi przypadkami? Bezużytecznymi kalekami? Wszak, od zawsze był sierotą. Dorosłą, ale jednak nie miał dokąd iść, raz za razem zmieniając tylko swoich nauczycieli. Nikt raczej nie zdecydowałby się dobrowolnie wziąć go ponownie. Czy ten anioł był tego świadom? Uniósł lekko głowę, złudnie podążając spojrzeniem za jego głosem. Był ciepły i miał większe dłonie. Dlaczego wcześniej tego nie zauważył? Musiał być starszy od Hito. Tak mu się przynajmniej zdawało. Odwrócił się lekko i wolną ręką uczepił czarnej marynarki, wciskając twarz w bok.
Ładnie pachniał. Czysto. Jak powietrze po burzy naładowane ozonem. Przez dłuższą chwilę, nie robił nic poza wsłuchiwaniem się w anioła. Zapamiętywał go powoli. Wrażenia z nim związane. Od zapachu, po ostrożne, acz pewne gesty oraz głos. Oswajał się z jego obecnością. Zaś kiedy zdawać by się mogło, że uspokoił się wystarczająco, płacz powrócił. Nawet kiedy nie myślał o niczym, to łzy same cisnęły mu się do oczu. Ten stan sam w sobie był wystarczająco beznadziejny aby mieć powód do płaczu, a było nim... nieświadome zasmarkanie ubrania anioła. Zrobił to niechcący. Ale kiedy zdał sobie o tym sprawę, było już za późno. Spłoszony, chciał odpełznąć od Jahleela, zapominając zupełnie o tym że przecież sam nie tak dawno, został całkowicie odświeżony za pomocą wody. Zasłonił twarz rękawem, mamrocząc w popłochu zdesperowane - przepraszam. Gdyby nie był tak ciasno obejmowany, pewnie biłby pokłony dotykając ziemi czołem. Tak go wszak nauczono, a niżej pochylić się już nie był w stanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uwierzył, że już będzie dobrze. Że młodzieniec się uspokoił i teraz wyjaśnią całą sprawę. Jego pobyt w tym brudnym magazynie, jego kalectwo i obecność niepokojącej ciemności. Przytulił go chętnie, czekając, aż doprowadzi się mentalnie do porządku. Niestety, nie minęło parę chwil, a odrodzonym kolejny raz wstrząsnął płacz. Jahleel mimowolnie przyciągnął go do siebie, nie dając uciec. Trzymając w ramionach oraz nie przejmując się brudną marynarką.
- Shhh... Nie płacz, proszę. Będziesz się tylko gorzej czuł. - Chyba za mało do niego mówił. Pozwolił, aby myśli Hitoashiego błądziły, schodząc na bardzo smutne tory. Tym razem postanowił więcej się odzywać. Póki co ta taktyka przynosiła pożądane efekty.
Ramiona oplotły Hitoashiego, otulając go ciepłem. Wziął chłopca na kolana, przytulając do piersi. Marynarka znów była sucha i czysta, nie było znać poprzednich plam. Niepostrzeżenie wyczyścił je, kiedy młodszy anioł się zdystansował. A teraz pogładził go po głowie jedną ręką.
- Masz straszny katar. Jeszcze trochę i nie będziesz mógł oddychać. - Wyciągnął chusteczkę i rozprostował ją, zanim miękkim materiałem przesunął po powiekach Hitoashiego, zbierając spływające z oczu łzy. Za chwilę przyłożył chusteczkę - znów suchą i świeżą, jakby wcale nie wsiąkła przed momentem słonej wody - do nosa anioła.
- Wydmuchaj ładnie. - Może to efekt traumy i strachu? Może szoku po minionych wydarzeniach? Cokolwiek było tego powodem, odrodzony zachowywał się jak dziecko. Wyglądał na dużego chłopaka, a trzeba go doprowadzać do porządku niczym zapłakanego malucha.
Jahleel nie uważał jednak tego za złą rzecz. Nie oceniał ani nie szykanował. Po prostu zauważył i odnotował w pamięci, dostosowując swoje zachowanie do potrzeb młodszego. Brunet daleki był od przyklejania innym łatek. Kimże on jest, aby wydawać osądy na podstawie zachowania, którego motywów nie zna?
Kiedy chłopiec skończył, kolejny raz wyczyścił chusteczkę, zanim dał mu do ręki.
- Proszę. Jakbyś nadal potrzebował. Chcesz się jeszcze napić czy możemy już iść? Chyba starczy siedzenia na podłodze na jeden dzień. - Uznał, poprawiając Hito włosy. - Złapiesz mnie mocno za szyję? Nie bój się, wstajemy teraz. - Objął anioła, za chwilę podnosząc się i biorąc go na ręce. Lepiej, aby nie szedł sam w tym stanie. Nie tylko z obawy o potknięcia, ale też roztrzęsienie. Odrodzony nie wydawał się opanować na tyle, aby nie rozpłakać się, jak tylko zostanie puszczonym. Jahleel obawiał się powrotu nieprzyjemnych spazmów, jak tylko Hitoashi poczuje się znów samotny.
Odczekał chwilę, dając młodzieńcowi czas na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji, zanim ruszył do wyjścia i dalej schodami.
- Powiesz mi, jak się nazywasz i jak się tu znalazłeś? - Zagadnął, nie pozwalając, aby cisza zapadła na zbyt długo. Gotowy był samemu o sobie opowiedzieć, aby tylko coś mówić, jeśli chłopiec nie zamierzał włączać się w rozmowę. Na razie jednak poczekał na reakcję na zadane pytania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cały czas czuł się źle. Nie był pewien czy jest możliwym aby czuć się gorzej. A przynajmniej nie w tym momencie. Zacisnął powieki, kiedy anioł zaczął przecierać chusteczką jego twarz i spiął ramiona. Był podatny niemalże na wszystko. Ciężko przychodziły doń myśli, zatem nawet chusteczka przytknięta do nosa i krótkie polecenie wydmuchania go, nie wywołały weń buntu. Jedynie głowa opadała w dół, albo delikatnie się obracała, nasłuchując jakiś niepokojących odgłosów. Rzeczywiście mniej się denerwował, kiedy anioł do niego mówił. Dzięki temu był w stanie skupić się bardziej na jednej rzeczy. Na jego głosie, nie zaś na otoczeniu.
Zacisnął dłoń na podanej mu chusteczce i zaczął ową dziwnie miętosić. Jakby pierwszy raz miał w rękach podobny materiał. Wciskał weń palce, pocierał i rozciągał. Po chwili uniósł również głowę, kiwając ową nieśmiało.
Teraz by się napił. Zdążył stać się cały mokry z zewnątrz, nawet dwa razy, a jeszcze nie udało mu się zwilżyć języka. Może to dziwny sposób podania ale nie narzekał. Otrzymywał to, co los zechce mu ofiarować. Zwinął chusteczkę w rulon, niezdarnie zawiązując sobie na nadgarstku aby owej nie zgubić, po czym wyciągnął dłonie łącząc je w ten niezbyt perfekcyjny koszyczek, o który wcześniej go poproszono. Tylko co to za problem dla anioła wody?
Zaspokajając swoje pragnienie, ponownie wrócił do miętoszenia darowanej mu chustki. Prawdę mówiąc nie chciał nigdzie iść. Zostawać jeszcze bardziej. Co jeśli natkną się na nieprzychylne mu osoby? Ten dobry anioł stanie po jego stronie, narażając się na nieprzyjemności. Pokręcił przecząco głową, chociaż najwyraźniej nie miał w tej kwestii żadnego zdania. Zwierzchność jako pierwsza objęła go mocno, unosząc w górę. Chcąc nie chcąc musiał się jej trzymać. Zaś mimo wyczerpania, chwilę jeszcze zajęło mu rozluźnienie się na tyle, by nieświadomie nie podduszać Jahleela. Wszystko zgodnie z przewidywaniami.
To, że sam jest teraz pogrążony w ciemnościach, niby w osobistej pokucie wymierzonej przeciw niemu, wcale nie znaczyło że inni również podzielają ten stan. Po wyjściu na korytarz anioł mógł dostrzec, że w budynku jest całkiem jasno. Nawet jeśli były to przejścia położone mocno poniżej poziomu parteru, delikatna ciemność nie stanowiła dlań więcej problemów z widocznością.

- Powiesz mi, jak się nazywasz i jak się tu znalazłeś?
Dość długo nie było słychać ze strony chłopaka żadnego odzewu. Wtulony w kołnierz anioła, nawet nie drgnął, usłyszawszy zadane mu pytanie. Można by pomyśleć że śpi gdyby nie fakt, iż jego białe oczy, pozostawały szeroko otwarte. Prawdopodobnie namyślał się jeszcze, co właściwie powinien odpowiedzieć niosącemu go aniołowi. Od czego zacząć? I jak to wpłynie na jego aktualnie litościwą postawę wobec niego? Ale imię to już raczej powinien mu zdradzić. Zaskrobał delikatnie palcami w kark zwierzchności, jakby alarmując go że ma zamiar mówić.
- Hitoashi... Koyomi... - Wypowiedział słabo. Nie chrypiał, a mimo to brzmiał dość niepokojąco. Jak człowiek, który właśnie odpływa w objęcia Morfeusza. Tak przynajmniej powinien reagować każdy zmęczony anioł, po przekroczeniu limitów swej mocy. Regenerować się kojącym snem. - Przyszedłem
I dialog się urwał, na korytarzu znajdował się strażnik oraz parę innych osób, pozostawionych w pogotowiu. Oczekujących na powrót ich przełożonego. Te szepty rosły z każdą chwilą, wywołując niepotrzebne napięcie w dzieciaku. Zacisnął mocniej dłonie, wbijając paznokcie w kark Jahleela oraz ponownie - chociaż już nie z taką siłą jak na początku - podduszając go swym uściskiem. Na pewno nie był gorszy od źle zaciśniętego krawata.
- Mój panie...
- Mam wezwać po kogoś jeszcze?
- Skąd to dziecko? Zabierzemy go...
- Czy w tej części jest już bezpiecznie?

Tuzin głosów, wchodzących sobie w słowo. Czekających na wydanie poleceń. Hierarchia niczym w mrowisku. Jedno ziarnko piasku spadnie na ziemię, burząc utarty szlak i już nikt nie wie co ma zrobić. Hitoashi za to wyłapawszy z dialogów, że obcy chcą go gdzieś zabrać, ponownie dostał drgawek oraz nieregularnego oddechu. Za dużo ich tu było. Na pewno ktoś go zaraz rozpozna i obrzuci winą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach