Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Nie, posłuchaj… Nie idź. Proszę. – Wycedził przez zaciśnięte zęby, starając się jednak utrzymać przyjazny wyraz twarzy. Nerwy mu puszczały, ale na zbyt wiele nie mógł sobie pozwolić. Sam wstał, zaciskając ręce w pięści i napinając wszystkie mięśnie, zupełnie jakby miał zamiar rozładować całe napięcie jakimś atakiem agresji wymierzonym w zupełnie cokolwiek i kogokolwiek.
On nie grozi. Boi się. Jest zaszczuty, a jego dni są policzone. Spróbuj to zrozumieć, wierzę, że umiesz – Powiedział już spokojniej, jednak jego ciało było dalekie od stanu porównywalnego jakkolwiek do spokoju. Dziwnie czuł się w roli mediatora, przyzwyczajony był w końcu do tego, że to Shinya pełnił tę rolę.
Nie jesteśmy tacy dalecy sobie nawzajem, Hunter – Odezwał się głośniej, starając się wychwycić wzrokiem spojrzenie młodzika. Hachi był zdesperowany i przestraszony sam w sobie, jednak najchętniej okazałby to zlaniem tego  frajera po tej uroczej buźce tak, że wyjebałoby go przez Bałtyk.
Cwaniactwo to wielka siła. Widzisz? Zależni są od ciebie wojskowi, paskudne kundle rządu. Ty wiesz jak ja ich nie znoszę? – Roześmiał się krótko. – Lubisz mnie – Skwitował, mrużąc przy tym oczy w wyrazie namiastki zadowolenia.
Więc pierdol go – Ruchem głowy wskazał na Shinyę. – Daj to mi. Ten wielkolud jest mi potrzebny. To moja własność – Kolejny wdech, drżenie, dłużąca się pauza. Kłamie? Mówi prawdę? Czy powinien to wiedzieć?
Kocham go. – Wyrzucił to z siebie krótko; z jednej strony przypominało to po prostu faktyczny szybki, krótki rzut, z drugiej zaś lawinę, jeżeli chodziło o kontekst emocjonalny. Nie, nie chodziło jednak o miłość, bo był do niej zdolny jak wieloryb do lotu;  miotały nim raczej stres, poczucie presji ciążącej na barkach, zdenerwowanie i poczucie, że żołądek lada moment wywinie w jego wesołych trzewiach jakieś serdeczne salto.  
Głównie przez niego dołączyłem do tego cholernego wojska, które tak niemożebnie mnie wkurwia. Chciałem go chronić i to się nie zmieniło od ostatnich pięciu lat, łapiesz? Chciałem pokazać, że potrafię mu dorównać… Jest większy, silniejszy, mądrzejszy, spokojniejszy… Lepszy – Ciągnął z goryczą przepełniającą jego głos, który z kolei się załamywał. Wyglądało to tak, jakby łamał go ból i smutek, jednak prawda była taka, że po prostu bolało go przełknięcie dumy na rzecz czegoś, co tak naprawdę w znacznej części odbiegało od tego, co naprawdę myślał.
Wciąż był pusty i zepsuty.
Chcesz, żebyśmy wyszli? Wyjdziemy. Mnie by wkurwiało nachodzenie. W sumie chciałbym zajść tu gdzie ty, musi być fajnie. Ale póki ja jestem po innej stronie, a ty po tej, to wiedz, że nie tylko kogoś zabiłeś, ale i złamałeś serce komuś, kto nic ci nie zrobił. Czy twój kaprys jest ważniejszy niż lata poświęcone komuś… Ha… Nawet niż czyjeś życie? Nie odbieraj mnie jako zagrożenia. Powiedziałem, że nie obchodzi mnie, co ty sobie robisz i nie kłamałem. Przyszedłem tu tylko i wyłącznie dla niego. – Jeżeli ta szopka, która wychodziła zresztą realistycznie, nie podziała, to Moroi miał już w głowie tylko jedno wyjście.
Stare, chińskie przysłowie mówi, że dwadzieścia granatów załatwi sprawę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shinya był zaskoczony reakcją Huntera. Od kiedy to szubrawcy przejmują się uczuciami obcych osób? Dopiero po chwili zreflektował się, że szubrawca czy nie szubrawca, był to mimo wszystko... człowiek. Czyżby po raz kolejny źle oceniał innych, bazując na swoich wyobrażeniach? Już to przerabiał dopiero co z jego wyglądem, który wyobrażał sobie zupełnie inaczej. Czy naprawdę nie mógł wyciągnąć wniosków?
Te myśli szybko jednak zostały zgaszone czy też przytłumione przez słowa Hachiego. Shinya mimowolnie spojrzał na niego z zaskoczenie. Usłyszenie z jego ust słów takich jak "proszę", "dziękuję" czy "przepraszam" było rzadkością. Aktualnie słyszał tylko pierwsze, ale to wystarczyło, by przykuć jego uwagę. W ogóle zdziwiło go przejęcie inicjatywy przez Hachiego. To prawda, nieraz był pierwszy do gadania, ale raczej bzdur. Ale żeby był mediatorem? Kto zamienił rudzielca na dyplomatę?
Dopiero po chwili do Shinyi doszło, co ten mówił. Jego mina z pewnością godna była uwiecznienia, gdy usłyszał wyznanie hycla. Chciałoby się rzec, że jego jedyna myślą było "ŻE CO?!", ale prawda była taka, że myślenie mu się wyłączyło. Z uchylonymi ustami wgapiał się w Hachiego, kiedy ten kontynuował swoją przemowę. Nawet nie zarejestrował, co on mówił dalej po... po wyznaniu mu uczuć. Po prostu patrzył niego z niedowierzaniem, zastanawiając się, czy ten mówi serio. Jeśli tak... jak mógł się nie zorientować? Naprawdę Hachi dołączył do SPECu, żeby go chronić? Miał wrażenie, że wszystkie jego emocje odbijają się na jego twarzy. Niedowierzanie, poczucie winy. Ale i... czy nuta radości? Jeśli naprawdę Moroi coś wobec niego czuł... czemu poniekąd sprawiało mu to radość?
...chyba że kłamał. Chyba że blefował, by przekonać Huntera, by dał im lekarstwo. Jakby tak nad tym pomyślał, było to całkiem prawdopodobne. To czemu serce szybciej mu biło, kiedy wierzył, że jego słowa to prawda? Zganił się w myślach. Był głupi, wierząc w to wszystko, durny, licząc na cokolwiek. A mimo wszystko nie umiał wyłączyć emocji. Głupie emocje!
Bał się w ogóle odezwać. Przez chwilę sądził, że to gadanie Hachiego denerwuje Huntera, a tu się okazuje, że on sam dużo bardziej negatywnie działa na tego człowieka. Spuścił wzrok, nie umiejąc sprostać takiemu zadaniu jak patrzenie w oczy rozmówcy. Poczuł się głupio. Naprawdę zachowywał się agresywnie jak zaszczute, wystraszone zwierzę. Nie miał może za co cenić Huntera, ale mimo to groził mu, był tak zdesperowany. Najchętniej zapadłby się pod ziemię.
- Przepraszam... - niemal szepnął. Czuł, że okazuje słabość. Nie powinien tego robić. - Hachi,nie... nie błagaj za mnie - poprosił żałosnym tonem, starając się nie myśleć, jak okropnie to brzmi. Chwycił towarzysza za rękaw i pociągnął lekko. Stracił wszelkie siły, był zagubiony. Poniekąd bał się, że to, co usłyszał, było prawdziwe... ale też i nieco tego chciał. - Czy... czy ty naprawdę... - Pokręcił głową. To nie było miejsce na omawianie takich spraw. Zerknął szybko na Huntera, nim znów opuścił wzrok. Nie umiał utrzymać kontaktu wzrokowego. - Nie chciałem ci grozić. Ale i nie mogę wymawiać się strachem... - pokręcił głową. - Źle cię oceniłem. - Nie chciał na niego patrzeć. Ani na rudzielca. Chciał schować się dwa metry pod ziemią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zgodnie z przewidywaniami, Hunter zatrzymał się, kiedy padła prośba z ust rudowłosego. Spojrzał w milczeniu na niego, wysłuchując każdego słowa, jakie padało. Ciężko było wyczytać coś konkretnego z wyrazu jego twarzy, ale jedno było pewne. Z pewnością nie zignorował jego słów, a w spojrzeniu pojawiła się mgła zainteresowania.
Wreszcie zapadła cisza, a Hunter nadal się nie ruszył z miejsca, być może targany wewnętrznie emocjami, rozkładając sobie w głowie wszystkie ‘za’ oraz ‘przeciw’.
- Dobra – westchnął w końcu, zaledwie po paru sekundach, które nierealnie zdawały się przeistoczyć w minuty.
- Niech będzie. – dodał na powrót siadając na kanapie, rozkładając się przy tym jak pan i władca tego świata.
- Okazałbym się ostatnim chujem, gdybym odmówił pomocy po tak dramatycznym oraz wzruszającym wyznaniu. Cóż za przemowa! Wiecie, też jestem tylko człowiekiem. – położył dłoń na swojej klatce piersiowe i obdarzył was delikatnym uśmiechem. Najwidoczniej przemówienie Hachiro naprawdę pomogło, a przeprosiny, które padły z ust Shinyi zostały przyjęte, gdyż nie tylko podejście mężczyzny, ale również i atmosfera dookoła jakby uległa zmianie, złagodniała.
- Karl, przynieś dla nich po drinku. Na mój koszt. – zwrócił się do siedzącego po swojej prawicy mężczyzny. Ten jedynie posłał nieco zniechęcone spojrzenie w stroję dwójki Hycli, ale nie odezwał się ani słowem. Podniósł się i wyminął ich, kierując się w stronę schodów.
-Dobrze, interesy. – Hunter skiną głową, przysuwając się nieznacznie bliżej krawędzi kanapy, opierając łokciami o kolana, wbijając wzrok w Hachiego.
-Nim jednak zrobimy…. – skinął głową w stronę drugiego mężczyzny, o wiele większego gabarytami od niego. Ten przetarł wierzchem dłoni delikatne kropelki potu, które pojawiły się na jego skroniach, a następnie wsunął dłoń po pazuchę kurtki, która znajdowała się na jego barkach, wydając się nieco za mała. Wyciągnął lufkę oraz kartę, które położył na stole, pomiędzy Shinyą a Hachiro. Następnie z małego, skórzanego woreczka wysypał nieco białego proszku, który za pomocą karty uformował w niemal dwie, równe kreki.
- To narkotyk. – stwierdził bez ogródek Hunter, wykładając kawę na ławę.
- Jego zażycie wywoła totalny odlot, ale jednorazowe zażycie nie przyniesie jakiegoś większego niebezpieczeństwa. Nie uzależni. Raczej. – uśmiechnął się wesoło, wyciągając z tylnej kieszeni spodni telefon komórkowy.
- Jeden z was musi go wciągnąć, a ja uwiecznię to na zdjęciu. Jego zażycie może pociągnąć naprawdę srogie konsekwencje, zwłaszcza, jeżeli należy się do Spec. Ja w tym czasie zrobię zdjęcie. To będzie moje zabezpieczenie. Jeżeli któreś z was mnie zdradzi i wyda, i polecę na dno, pociągną za sobą również i was. Proste. Jedna osoba. Z drugą będę rozmawiał. Wybierajcie! – wskazał dłonią w waszą stronę, przygotowując telefon.

Termin: 10.12
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Nie przewidywał w swoim planie pewnej części skutków ubocznych, a mianowicie tego, jak rzekome wyznanie przyjmie Shinya. Bo jak to tak w kumplu się zakochać? No dupnie trochę. Obawiałby się tego pewnie, gdyby nie jeden istotny fakt; nie miał takich problemów, bo był za głupi — albo za mądry, zależy jak patrzeć — by mieć względem kogokolwiek faktyczne głębsze uczucia. Był cwaniakiem, który nie brzydził się kłamstwa, a to, co się tu działo, uważał po prostu za grę, w której wygra albo sprytniejszy, albo bardziej zepsuty.
Poczuł, jak momentalnie opuszcza go napięcie, kiedy Hunter zgodził się dać im lek i, co dla Hachiego w tej chwili nawet ważniejsze, wpadł w jego maleńką, słodką pułapkę. Odprowadził go spojrzeniem pełnym ulgi i ekscytacji, a jego policzki wciąż piekły, co było zarówno reakcją na to, że udało mu się kłamstwo i na targające nim emocje.
Dopiero teraz zwrócił uwagę na Shinyę, który nie dość, że coś do niego mówił, to jeszcze ciągnął go za rękaw sweterka. Uśmiechnął się do niego z mieszanką pogodności, niepokoju i ulgi naraz, przez co jego wargi drżały delikatnie. Następnie na nowo przysiadł przy swoim towarzyszu, krótko przesuwając po jego dłoni palcami. Odgrywanie roli uroczego chyba weszło mu trochę w krew, bo taki gest można by było uznać za całkiem słodki. Gdyby się nie wiedziało, że wykonawca jest małym, wrednym pokurwiem i pasożytem.
Dobry z ciebie koleś, wiesz – Wyszczerzył się nawet na jego słowa w sposób dość wdzięczny i uprzejmy, szczególnie, kiedy tamtego typka wysłano po drinki dla nich. A potem znowu potoczyło się trochę inaczej niż mógłby się spodziewać ktokolwiek. A Hachi po trochu podejrzewał, że ten rozkapryszony jeleni smark zrobi coś, żeby się zabezpieczyć. Szkoda, że nie zrobili tego jego rodzice.
Oho – Mruknął, choć za miną głupka i rozbawieniem w głosie kryło się milion gróźb.
Wyglądam ja ci na kogoś, kto boi się konsekwencji~? – Nie schodził z tonu pomruku sugerującego raczej, że chce się bawić aniżeli być poważnym. – Więc pozwól, że ja się pobawię, a on—
A on, to jest Shinya, właśnie się za to zabierał.
„Psia mać.”
No, to się nie pobawię. Bardzo poleci? Mam go pilnować? Jest jednak cenny dla mnie. – Chwycił Shinyę za ramię, żeby czasem mu nie umarł. – I chyba nie powinien mieszać, nie? – Czytaj: chcę wypić za niego. – Przez pracę muszę być raczej czysty i się nie orientuję~ Także… Przechodząc do rzeczy – Odchrząknął, chcąc nadać sobie powagi rujnowanej przez lisi uśmiech goszczący na jego ustach.
– Oferta z mojej strony jest taka, że możemy legalnie wyjść za mur po coś, czego potrzebujesz. Opcjonalnie mogę iść sam, jak go potrzyma za długo, bo widzisz, on jest raczej grzeczniutki i najwyżej pije do snu. Ale ufam ci, że to go nie skrzywdzi. Ja nie mam oporów przed praktycznie niczym. Mogę wycinać wymordowanych jak chwasty. Mogę zbierać zioła. Nie wiem czy pieniądze są bardziej czy mniej atrakcyjne, bo nie wiem, jak działasz z przelewami. I nie wnikam w to, dopóki nie powiesz, że wolisz pieniądze.


Kierowanie postacią Shinyi za zgodą userki, żeby popchnąć do przodu pisanie.~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odetchnął w duchu z ulgą, gdy okazało się, że Hunter jednak nie odszedł. Miał rację, to był najskuteczniejszy sposób zakończenia jakichkolwiek negocjacji. Przynajmniej nie musieli się tym martwić już teraz. Był zaskoczony, że mężczyzna tak polubił Hachiego - cóż, paplanina jego znajomego albo od razu doprowadzała ludzi do szewskiej pasji, albo zjednywała ludzi, do których taka otwartość przemawiała. Sam Shinya zaliczał się zaś do trzeciej grupy, która ignorowała dziewięćdziesiąt procent wypowiedzi rudzielca.
Nie było jednak tak kolorowo. W ogóle nie powinien oczekiwać, że teraz będzie z górki. Niewyraźnie patrzył na poczynania ochroniarza Huntera, podejrzewając o co chodzi jeszcze zanim ten szczegółowo wyjaśnił swoje warunki. Zerknął szybko na Hachiego, ale nie musiał się nawet długo namyślać. Już i tak wystarczająco dużo problemów narobił przyjacielowi swoją chorobą. Sama myśl o tym, że miałby przy tym pozwolić mu się naćpać i dać Hunterowi materiał do szantażowania go... no nie, po prostu. Nie było takiej opcji. Nie zapominając, że Hachiemu zdecydowanie lepiej szła rozmowa i negocjacje.
Wiedział jednak, że ten się zgłosi. Nie miał zamiaru dać mu ku temu sposobności. Szybko chwycił lufkę, pochylił się nad proszkiem i nim zdołał pomyśleć, co on w ogóle wyrabia, bez żadnych wątpliwości, które nie zdążyły się uformować w jego głowie, wciągnął narkotyk. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale nie był kompletnym ignorantem w tej kwestii, więc szybko obie kreski zniknęły. Cóż, musiał pożegnać się z czystą kartoteką. Patrzył na mężczyznę, kiedy ten robił mu zdjęcia, nie pozwalając, by na jego twarzy pojawiły się jakiekolwiek emocje poza determinacją.
Szybko poczuł dziwną lekkość w głowie i oparł się o fotel, w którym siedział, czekając na efekty. Chciał zerknąć na Hachiego, ale nie miał ochoty widzieć wyrazu jego twarzy. Co sobie mógł teraz o nim pomyśleć? Zamiast tego zamknął oczy i usiłował skupić się na swoich reakcjach, by wiedzieć, co się z nim dzieje. A przynajmniej miał szczery zamiar, który jednak rozpłynął się, kiedy narkotyk wziął go w swoje objęcia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Błysk lampy z telefonu mężczyzny rozświetlił na moment wszystko dookoła. Usta Huntera wykrzywiły się w uroczym uśmiechu.
- No, więc załatwione. – powiedział rozbawiony, wsuwając telefon na powrót do kieszeni spodni. W tym samym momencie do stolika wrócił mężczyzna z trzema szklankami z żółtym alkoholem. Wydzielał dziwny, acz przyjemny zapach. Postawił jedną szklankę przed Hunterem, a dwie pozostałe przed jego gośćmi, samemu zajmując swoje miejsce.
- Nie, nie. Poczekaj mój drogi. – Hunter wystawił otwartą dłoń przed sobą w geście zatrzymania słowotoku, jakim ponownie potraktował go rudowłosy.
- Nie, nic mu nie będzie. Będzie miał małe odpały, ale ostatecznie nic mu nie będzie. Nie musisz aż tak bardzo przejmować się swoją królewną – parsknął cicho pod nosem, wyraźnie rozbawiony całą sytuacją. Sięgnął po  szklankę i jednym haustem wypił całą złotą zawartość, krzywiąc się przy tym delikatnie, ale ponownie się uśmiechając.
- Mówię ci. Najlepszy trunek tego lokalu. Napij się – mrugnął do Hachiro, momentalnie poważniejąc. Był to wyraźny sygnał, że wreszcie mogli zająć się tym, po co przybyli tutaj członkowie władzy.
Oparł łokcie o kolana, nachylając się w jego stronę i intensywnie wpatrując się w spojrzenie rudowłosego.
- Zapomnijcie. Nie będziecie wychodzić poza mury. Mam od tego swoich ludzi. – odparł szczerze, a lewy kącik ust mężczyzny uniósł się nieznacznie ku górze.
- Ale powiedzmy, że zrobimy przysługę za przysługę. Załatwicie coś dla mnie, a ja wam dam to, co chcecie. We wschodniej części miasta, na obrzeżach lasu mieszka mężczyzna, którego okoliczni nazywają go Dusikorą. Jak popytacie, to na pewno któryś z nich go wam wskaże. Albo jak do niego dotrzeć. – zamilkł na moment, by rudowłosy mógł powoli wszystko zapamiętać, bądź nawet zapisać. Tylko na krótką chwilę przeniósł spojrzenie na ciemnowłosego i delikatnie uśmiechnął się, gdy widział ekscytację pojawiającą się na jego twarzy.
- Dusikora jest w posiadaniu pewnego artefaktu. To opaska na rękę. Czarna, z małymi, czerwonymi kamyczkami. Chcę go. Chce ten artefakt. Przynieście mi go, a dostaniecie to, czego potrzebujecie. Nie obchodzi mnie to, jak go zdobędziecie. Siłą, kradzieżą czy dobijecie z nim handel. Po prostu przynieście go. Zgoda? – zapytał wyciągając rękę w stronę Hachiro.

Termin: 14.12
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Chwilę siedział cicho kiedy Hunter tak mu nakazał, mając gdzieś w swoim małym rozumku myśl, że znowu wyprowadzi tego niezrównoważonego emocjonalnie głąba z równowagi. Zerknął na alkohol, jednak jeszcze nie upił ani łyka, pamiętając, że ma słabą głowę. Musiał negocjacje doprowadzić do końca, a opije całość dopiero potem.
 – Jest tak uroczo dziewiczy pod masą względów, że aż szkoda to niszczyć – Co nie znaczy, że Hachi nie chciałby go tego pozbawiać. – A… e. Ta, jasne – I tutaj legła w gruzach jego asertywność, bo w końcu sięgnął po trunek i śladem gospodarza wszystko wypił. Podejrzewał w sumie, że coś w nim będzie, ale bez ryzyka nie ma zabawy. Na miejscu Huntera sam by coś podłożył.
 – Żaden problem – Powiedział od razu po tym, jak młodzik przestał mówić. W międzyczasie czuł, jak ciepło ogarnia jego ciało i powolutku przymula mu rozumek. Był w stanie myśleć jeszcze trzeźwo, ale gdyby faktycznie wypił też szklankę Nyacchiego, to już byłoby słabo, a powoli rosły w nim takie zamiary.
 – Dobra, tylko cztery kwestie. Jak go poznamy? Czy równie ciężko jak ciebie? – Tutaj przez usta przemknął mu na krótko uśmieszek. – Jakie właściwości ma ten przedmiot? Wolę, żeby mnie nie zmiótł z powierzchni ziemi jak jedenciosczłowiek. I czy typ jest nastawiony wrogo do intruzów? No i gdzie mamy ci to przynieść? Tutaj? Jak powiesz, to jasne, ja się zgadzam na wszystko – Odparł raczej spokojnie, mrużąc przy tym oczy.
 – Jestem raczej na tyle szybki i cichy jeśli chodzi o zakradanie się. – Ścisnął mocniej ramię Shinyi na wypadek, gdyby trzeba było przywołać go do porządku. I w sumie bez względu na decyzję Huntera Hachi wypije drugą szklankę trunku, po czym wyprowadzi swojego przyjaciela z lokalu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shinya nie miał najmniejszego pojęcia, czego się spodziewać. Uczył się o tym, jak zachowują się ludzie pod wpływem i jak sobie z nimi radzić, a nie jak to jest być pod wpływem. Przymknął oczy, jakby to mogło pomóc. Zrezygnował nawet z prób słuchania dalszej rozmowy.
Pierwszym, czego doświadczył, to ciepło rozlewające się po jego wnętrzu, jakby temperatura krwi podskoczyła mu o dobre kilka stopni. Od razu zamajaczyło mu, że podobnie się czuł po wypiciu alkoholu, ale to było coś innego. Dłonie zaczęły mu drżeń, więc zacisnął je w pięści, ale była to ostatnia forma oporu, na jaką było go stać. Później jego mózg zalała fala znużenia i otępienia, jakby coś gęstego i lepkiego zalało mu ten obszar, który umiał poprawnie oceniać rzeczywistość i wyciągać rozsądne wnioski.
Chciał rozpiąć koszulę, chociaż trochę, ale po chwili dotarło do niego, że drżeniu rąk towarzyszy szczękanie zębami, a tak zwykle się dzieje, jak jest mu zimno. Ze zdziwieniem dotknął wierzchu dłoni palcami drugiej i z zaskoczenia aż otworzył usta, faktycznie, było mu zimno! W sumie jak się nad tym zastanowił, to faktycznie gorąco jakby zanikało zastępowane przez drugą skrajność.
Uchylił powieki, chciał znaleźć okno, grzejnik... sam już nie wiedział, jak już stwierdził, że potrzebuje jednego, to nagle drugie było bardziej potrzebne. Czuł, że się poci, jakby był chory i miał gorączkę, ale czemu by tak miał się czuć? Nie potrafił tego nijak pojąć. No i czemu ktoś wpuścił do knajpy słonie?
- S-słoń... - wymamrotał, wgapiając się bez mrugania w sporego ssaka, który miał na sobie coś przypominającego skąpy, kobiecy strój kąpielowy. Wstał, zataczając się na stół, ale już po chwili w kilku krokach dopadł barierki tarasu i spojrzał w dół, gdzie po dwóch stronach lady owe wielkie, szare stworzenia kręciły się wokół rur.
- Patrz, Hachi, słonie... - powiedział do przyjaciela, nie odrywając wzroku od widowiska. Ciężko było nazwać to widowisko eleganckim i pełnym gracji jak zwykły taniec na rurze, ale z pewnością miało w sobie coś fascynującego. Surrealizm sytuacji zupełnie do niego nie docierał, czuł się jak w śnie, gdzie nawet najgłupsze rzeczy mogą wydawać się zupełnie normalne.
Mimowolnie na jego twarzy pojawił się uśmiech, coraz lepiej ignorował wahania temperatury ciała, która skakała jak jakieś pieprzone jojo. Miał ochotę się zaśmiać, ale ciężko mu było wydobyć z siebie dźwięk. Przebierał w miejscu nogami jak dziecko, które nie może doczekać się wyjścia na lody. A na samą myśl o lodach, zrobiło mu się cieplej. Ale na pewno nikt go nie podejrzewa o jakieś złe myśli, nawet widząc rumieniec ekscytacji na policzkach, czyż nie?
Odwrócił się z mało mądrym uśmiechem w stronę Hachiego, zupełnie ignorując innych, właściwie ich nie zauważając. Ale jak ładnie wyglądał jego przyjaciel! A może nie tylko przyjaciel? W końcu mówił, że go kochał! Od zawsze wiedział, że ten jest śliczny, ale dopiero teraz widział to lepiej!
- Haaaachi, słońce, widziałeś? - spytał rozmarzonym tonem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hunter uśmiechnął się delikatnie w stronę ciemnowłosego, chociaż w pełni sobie zdawał sprawę, że umysł drugiego hycla w tym momencie nie działa należycie. Nie zmieniało to faktu, e czerpał nieco chorą rozrywkę z obserwowania naćpane dziewice i ich reakcje na narkotyk wżerający się w żyły, niczym trucizna rozchodzącą się po organizmie.
Z niechęcią oderwał wzrok od niego, ponowie skupiającą się na jego towarzyszu. W końcu biznesy były ważniejsze. A ten tutaj trzeba było zapiąć na ostatni guzik.
- Tak jak już mówiłem. Nie obchodzi mnie, jak tego dokonacie. Że tak powiem, lata mi to i powiewa.  Interesuje mnie jedynie artefakt, nic poza tym. – uśmiechnął się szerzej, wyciągając z kieszeni srebrną papierośnicę. Otworzył ją i wyciągnął jednego papierosa, którego wsunął pomiędzy swoje wargi. Nim jednak go odpali, uniósł spojrzenie i wyciągnął papierośnicę w stronę Hachiro, częstując również i jego.
- Jak już wcześniej wspominałem, Dusikora mieszka na obrzeżach i na pewno pobliscy mieszkańcy wam pomogą. Trochę się wysilcie, nie ma nic podanego od razu na srebrnej tacy, czyż nie? – spojrzał na rudowłosego i zaczepnie mrugnął w jego  stronę, zaciągając się dymem z papierosa.
- Zresztą, możecie popytać, możecie skorzystać z systemu. Hej, przecież macie tak wiele możliwości! No, na pewno o wiele więcej, niż przeciętny, szary obywatel. Na pewno na coś wpadniecie. Ponadto, uwierzcie mi, ale kiedy go zobaczycie, od razu będziecie wiedzieli, że to on. Po prostu. Jego nie da się pomylić z nikim innym. – postukał się palcem w skroń. Wierzył w ich kreatywność.
- I wybacz, ale nie zdradzę ci właściwości bransoletki. Dopóki nie założysz jej na nadgarstek, to nie będzie aktywna, więc o to nie macie co się martwić. A co do jego wrogości… ciężko stwierdzić. Chyba zależy od dnia? I sposobu rozmowy? Na pewno będzie to ekscytujące spotkanie, o tak. Wierzcie mi lub nie, ale na pewno nie kłamie. – roześmiał się pod nosem, na krótką chwilę uciekając gdzieś myślami, być może właśnie do wcześniej wspomnianego Dusikory.
- A, oczywiście. Najważniejsze. Kiedy zdobędziecie to, co chcę, wystarczy, że napiszecie hasło klucz na ten numer. – z drugiej kieszeni wyciągnął długopis i na skrawku serwetki naskrobał numer telefonu.
- Powiedzmy, że hasłem kluczem będzie Turkusowy długopis. Kiedy je wyślecie, ktoś się z wami skontaktuje i wtedy ustalimy dokładnie dzień, godzinę i miejsce. Czy teraz wszystko jasne? – spojrzała Hachiro, przesuwając w jego stronę numer.

Termin: 23.12
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Jak raz chciał skupić się na czymś poważnym zamiast na śmieszkowaniu z Shinyą, a temu akurat się zebrało! Machnął niecierpliwie ręką, chcąc uciszyć mężczyznę, jednak ten zaraz podniósł swój zadek i powlókł się w kierunku barierki, zataczając się. Hachi pokręcił tylko głową i sięgnął po alkohol zostawiony przez towarzysza, po chwili zaś opróżnił całą szklankę. Wobec Huntera wciąż był nieufny, ale jak się bawić, to się bawić.
Nie, dzięki. To już nie moja bajeczka – Odpowiedział na zaproponowanego mu papierosa. Czuł, że alkohol zaczyna go przytulać swoimi ciepłymi ramionami, wywołując na policzkach rumieńce i podżegając Hachiego do agresji, którą jednak dzielnie powstrzymywał. Były rzeczy ważne i ważniejsze, a najwyższy priorytet miało teraz zdrowie Shinyi, a nie sprowadzenie do parteru jakiegoś gnojka, który myśli, że może o wiele więcej niż powinien.
Aha, się robi. Znajdę jakiś sposób – Kiwnął głową, dostrzegając coraz wyraźniej wpływ alkoholu rozchodzącego się po niewysokim ciele. Podniósł się w końcu i zgarniając skrawek papieru od Huntera, po czym zgarnął też Shinyę.
Nie mów do mnie „słońce”, bo to jakbyś się śmiał z mojego wzrostu, farfoclu niemądry – Burknął do niego. – Schodzimy. Zaufaj mi bez względu na to, gdzie cię zaprowadzę. – Starał się zachować powagę, jednak nie potrafił się nie uśmiechać na widok takiej miny u Shinyi. Doceniał każdy uśmiech, a taki od wiecznego ponuraka był na wagę złota. Chwyciwszy go za ramię, rudy zaczął prowadzić go po schodach w dół, mając nadzieję, że nie stanie się im nic złego. Jeżeli nie, to wyprowadzi go z baru i nie zastanowiwszy się za wiele, zamówił po prostu taksówkę i wpakował wielkiego głąba do środka, następnie dając namiary na wschodnią część miasta.
Jeśli dostaną się tam bez większych problemów, Hachi zaciągnie go na jakąś ławkę i przysiądzie tam z nim. Obaj musieli się trochę przewietrzyć.
Jak się czujesz, staruszku? – Czy już o to nie pytał? – Nie wiem, na ile mnie rozumiesz… Ale wiesz? Myślę, żebyśmy nie mieszali góry do tego. Orientujesz się, czy sprawdzanie systemu jest monitorowane? – Sam tego nie pamiętał, ale podejrzewał, że odpowiedź brzmi „tak”, więc musieli działać sami.
Widzisz coś nietypowego, Shinya? – Oho, po imieniu? Bez zdrobnień? – Kurwa, głowa mnie boli, psia mać – zaklął, a w myślach przeklinając też siebie, że w ogóle pił. Miał zdecydowanie zbyt słabą głowę na przygody z alkoholem, zwłaszcza, gdy czekały go inne niezwykłe wydarzenia. Miał zamiar poczekać tu na kogoś, kto wyglądał na mającego jakąś wiedzę. I zaczepić go.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ku zachwytowi Shinyi, Hachi faktycznie dołączył do niego, na co mężczyzna obdarzył go najbardziej promiennym uśmiechem, na jaki było go stać. Zanim jednak się zorientował, ten znów zniknął, co już takie zabawne nie było! Okiayu obejrzał się niemrawo akurat gdy rudzielec wychylał zawartość szklanki. Czy szklanka była już ważniejsza od niego? On tylko chciał pokazać przyjacielowi coś fajnego!
Zadrżał, choć sam nie wiedział, czy to od emocji, czy może od ponownie ogarniającej go fali zimna. Chciał zarzucić na siebie jakiś kocyk, ale zaraz znów miał wrażenie, że zaraz się usmaży, że pot się z niego leje. Położenie się plackiem na ziemi nie byłoby takim złym pomysłem, póki co jednak po prostu usiadł. Trzymanie się w pionie na nogach stawało się dość ciężkie.
Jak przez mgłę dochodziły do niego pojedyncze słowa z rozmowy, ale nie miał ani chęci, ani siły, by się w nie wsłuchiwać. Coś o bransolecie - jak Hachi je lubił, może powinien mu kupić taką?
Uśmiechnął się, kiedy Hachi znów do niego podszedł. Wyciągnął ramiona jak dziecko, które chce, by mama je podniosła, po czym uwiesił się jego ramienia i kiwając głową, dał się poprowadzić w dół.
- Ufam ci zawsze! Naaa-naawet jak udaję, że nie! - odparł z chichotem, kiedy wychodzili z baru. Wtulił się mocniej w rękę towarzysza, chłonąc ciepło jego ciała - przydatne, jako że znów dopadły go zimne dreszcze. Nie dyskutował, potulnie wykonywał polecenia jego słońca, choć chyba miał tak nie mówić, bo rudzielec protestował!
Kiedy jechał taksówką, wciąż trzymał kurczowo rękę Hachiego, jakby ten miał uciec, gdy tylko się z uścisku uwolni. Nie miał pojęcia, gdzie jedzie samochód, ale musiał wybierać się w jakieś zielone miejsce, bo tapicerka i twarze ludzi powoli przybierały ten właśnie kolor. Kiedy zorientował się, że jego kolega zmienia kolor, aż otworzył usta ze zdziwienia i tyknął go w policzek.
Nie podobało mu się to. Niebieski, czerwony, fioletowy, brązowy - wszystko byłoby dobrze. Ale ZIELONY? Uśmiech powoli uciekał z jego twarzy, kiedy uświadamiał sobie, że rudzielec już nie będzie rudzielcem, tylko zielonowłosym, w ogóle nie tylko włosym, ogólnie zielonym. Kiedy wyszedł z taksówki, a życie nie nabierało innych barw, z jego twarzy zupełnie znikła wesołość, zastąpiona przez ogromny smutek.
- Hachiiiii - jęknął boleśnie. - Nie bądź zielony... n-nie lubię zielonego...! - pociągnął nosem, a z jego oczu wypłynęły na policzki duże łzy, których nawet nie próbował otrzeć. Zaczął chlipać, ciągając go za rękaw, trąc nieco policzek, jakby chciał zetrzeć tę okropną barwę.
- Mój biedny Hachi... T-to na pewno przez zieleń boli! - odparł, kiwając głową. - A-albo góra pomieszała w głowie... - Jego mózg wyciągał pojedyncze słowa z wcześniejszych wypowiedzi wojskowego i nieco opornie szło mu ich analizowanie. W rezultacie Shinya nie do końca wiedział, co się dzieje, ale chciał pomóc przyjacielowi mimo wszystko.
- S-system... hakerzy są dobrzy w tym! - Oho, czyżby jakaś rozsądna myśl? Może nieco chociaż udało mu się myśleć. - A-ale nie znam takiego... Hachi, po co system...? - Chwiał się nieco na nogach, ale póki co się na nich trzymał. Podobało mu się powietrze, mniej wszechobecna zieleń, ale chociaż zaczął próbować otrzeć wilgoć z policzków.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach