Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Oddychała spokojnie i głęboko. Mroźna para ulatniała się z jej ust z każdym wydechem i była doskonałym dowodem na panujący w tych korytarzach chłód. Jaguarzyca poczuła dreszcze, które powoli opanowywały jej ciało; już po chwili cała trzęsła się, nie zważając jednak na te niedogodności i posuwając się uparcie do przodu. Jej zwinne, zgrabne ciało było niczym cień w tych mrocznych czeluściach. Jedynie jej niebieskie oczy błysnęły, gdy ta znalazła się blisko źródła światła. Zmrużyła je, potrzebując kilku chwil na przyzwyczajenie go do takiej zmiany oświetlenia. W końcu widziała już dostatecznie dobrze, by dostrzec leżącego człowieka pod ścianą.
Grzbiet Marceliny zjeżył się, ona sama wydawała się teraz trochę większa. Z cichym pomrukiem rodzącym się w gardle obeszła ciało, czekając, aż delikwent wstanie i rzuci się na nią. Oczekiwała ataku; szybko zorientowała się jednak, że był to już martwy mężczyzna, co rozpoznała po braku pary, którą wydalałby w czasie każdego wydechu. Marcelina zbliżyła się ostrożnie, spoglądając na niego i wyciągając łapę w celu ogólnego sprawdzenia stanu jego ekwipunku. Może miał coś przydatnego w kieszeniach? Marcelina znalazła jedynie kilka sztuk monet i puste pudełko po papierosach. Zresztą - w tej formie nie mogła pozwolić sobie na braniu zbyt wielu rzeczy ze sobą.
Odwróciła się. Jej wzrok spoczął na wciąż palącej się pochodni leżącej ciężko na ziemi. Dziewczyna podeszła do niej i chwyciła drugi koniec w pysk, podnosząc delikatnie. Wiedziała, że to dość ryzykowne posunięcie - pochodnia dawała światła na tyle, by ewentualnie zwrócić na siebie uwagę. Ciekawski, nawet marny wzrok w tak ciemnym korytarzu zauważy pochodnię z daleka, Marcelina także jednak chciała widzieć wszystko wyraźniej i po prostu lepiej. Podejrzewała, że to, co ukrywa się w ciemnościach doskonale odnajdywało się w mroku i niekoniecznie kierowało się głównie zmysłem wzroku. Szła więc dalej, trzymając się lewej strony i będąc przygotowana na każdy atak - wysunęła pazury i spięła mięśnie.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina | Poziom Średni | Cel: Artefakt "Judaszowy Śpiew" (Wszczep)
"Prochem i cieniem jesteśmy."

Im dalej, bardziej bohaterka nasza zagłębiała się w ciemne, zapuszczone korytarze wiekowej kopalni, tym na coraz chłodniejsze powietrze natrafiała. Zimno wgryzałoby się nachalnie, uporczywie w nieosłonięte materiałem części jej ciała, gdyby tylko Marcelina zachowała ludzką swą postać, a nie przeistoczyła się w cienistą, zlewającą z mrocznym otoczeniem kocicę o sporych, imponujących rozmiarach. Jednakże mimo futra ją pokrywającego i obdarowującego ją w miarę przyjemnym płaszczykiem ciepła, to z każdym stawianym krokiem naprzód - w coraz to dalsze zakamarki tego osnutego chwiejną flautą zakątka - sierść ta zbawienna traciła na wartości, ponieważ nie była przeznaczona do znoszenia tak niskich, nieprzyjemnych temperatur. Widoczna, biaława para wydobywająca się spomiędzy szczęk Wymordowanej i dreszcze atakujące jej mięśnie wyraźnie wskazywały na fakt, iż rzeczywiście przydałoby się w miejscu tym o wiele grubsze, oferujące lepszą izolację futro - coś, do czego nie miała w tej chwili dostępu, więc z upartością godną podziwu starała się ignorować reakcje swojego organizmu na panujący tu chłód i brnąć dzielnie do przodu, po szlaku wyczuwanego, ludzkiego zapachu.

Natrafiwszy na ciało martwego od jakiegoś czasu - sądząc po delikatnej warstwie szronu w niektórych miejscach na jego ciele i braku sztywności, która ustępuje średnio po czterech dniach od śmierci - mężczyzny, Marcelina - po ostrożnym zbliżeniu się do niego - przeszukała jego zwłoki w nadziei, że znajdzie w ubraniach jego coś ciekawego. Prócz paru monet i pustej paczki po papierosach, dane jej było trafić w jednej z kieszeni na poszarpany, obdarty i twardy z powodu zimna skrawek papieru, na którym niezgrabnie, krzywo nakreślone było długopisem urwane w połowie słowo "świa~". Skończywszy te oględziny, Wymordowana skierowała wzrok swój na ciągle, acz słabo płonącej pochodni, którą to zdecydowała się - mimo tego, iż blask jej mógł zdradzić jej pozycję potencjalnemu wrogowi czy drapieżnikowi - zabrać ze sobą. Pochwyciwszy ją w zęby, Marcelina ruszyła dalej starym, zalanym chłodem tunelem - zapach ludzki, wątły i słaby, nie zatrzymał się w punkcie, gdzie leży martwy człowiek, ale ciągnie się dalej wgłąb korytarza - tym razem jednak mając lepszy widok na swoje otoczenie. I kiedy podążać sobie będzie za wyczuwanym ledwo odorem ludzkim oraz maszerować naprzód będąc niemalże przytuloną do lewej ściany, to światło drżącego płomienia da jej szansę na ujrzenie malunków na jej powierzchni widniejących.

Tylko że nie były to malunki.

Szramy nieregularny i mnogie - jakby ktoś wielokrotnie drapał tę ścianę - ciągnęły się długimi, rozpaczliwymi pasmami; plamy czerwone i bordowe, i dawno już zaschnięte - tak dawno, iż straciły niemalże całkowicie swój metaliczny, przytłaczający zapach, którego mizerne resztki przytłumiało wszechobecne zimno - i nakładające się na siebie wieloma warstwami, i posplatane niczym syjamskie rodzeństwo, i rozmazane jak ołówek ścierany najtańszą gumką, i rozchlapane po ścianie niby farba włożona w ręce małego dzieciątka, i tworzące zawiłe, skomplikowane oraz sięgające aż po sufit wzory. Nim jednak objąć to wszystko mogło wzrokiem i rozumem; nim przypuszczenie odnośnie pochodzenia tych kleksów różnorakich dotarło do Marceliny, to do uszu jej wbił się znajomy, równomierny stukot dobiegający gdzieś za jej plecami. Odległy i cichy, i cudownie jednostajny rozbrzmiewał od strony, którą tutaj zawędrowała, robiąc się z każdą sekundą coraz głośniejszym, donośniejszym i wyraźniejszym.

Stuk. Stuk. Stuk.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: chłodno (około -2 stopnie Celsjusza); brak wiatru.
  • Wątły, ludzi zapach ciągnie się dalej tunelem, którym maszerujesz.
  • Za sobą - czyli z kierunku, z którego tu przybyłaś - słyszysz miarowe, ciche stukanie - identyczne do tego, które wcześniej słyszałaś stojąc w komnacie i które dobiegało wtedy z tego drugiego tunelu.


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 08.09.18 21:53, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Marcelina dumała chwilę nad wspomnianą, tajemniczą kartką, zgniecioną i schowaną głęboko w kieszeni martwego już mężczyzny. Dziewczyna w myślach wertowała słowa, które mogły zaczynać się na wspomniane litery - świat, świadek... światło?
Szła powoli, dystansując powoli myśli od całej tej sprawy. Wiedziała, że babulinka najprawdopodobniej nie ujrzy już swojej ukochanej wnuczki żywej. Dziewczynie zrobiło się smutno, ale szybko opanowała emocje i ucieszyła się w duchu, że jej ponadprzeciętnie rozwinięta inteligencja emocjonalna była na tak wysokim poziomie. Mogła bez problemu nie tylko zrozumieć i nazwać swoje emocje, ale także panować nad nimi; z małym wysiłkiem była też w stanie rozpoznać emocje innych, co rozwinęło się u niej na tyle, że była w stanie je poczuć. Tak, jakby mogła opuścić własną powłokę i wejść niedostrzeżona w inną, przejmując cały układ nerwowy, troski, wspomnienia...
Stanęła jak wryta, spoglądając na bazgroły na szorstkiej ścianie. Gdy przyjrzała się uważniej, wiedziała już, że nie były to żadne, artystyczne malunki mające na celu wyżyć się w jakiś sposób artyście - to były ślady, które przypominały te od interwencji haczykowatych szponów. Dziewczyna złożyła uszy płasko, wysunęła pazury i poczuła, jak sierść na jej grzbiecie jeży się wściekle. Patrzyła jak zaczarowana na wzory, ciągnące się po ścianach niczym wspaniałe, acz niezrozumiałe dla publiczności dzieło sztuki. Zastanawiała się nad trzymaną w pysku pochodnią - po kilku sekundach rzuciła nią o ziemię i dodatkowo podeptała, by słaby płomyk zginął w niezbadanym oceanie ciemności. Marcelina stała dość długą chwilę, pozwalając oczom przyzwyczaić się do maksymalnego mroku. Gdy w końcu zmysł wzroku stanął na szczycie swoich możliwości, wymordowana zrobiła niepewny krok do przodu, jakby spodziewała się nagłego ataku z przodu. Nic się jednak nie stało - ruszyła więc dalej, teraz niemalże skradając się do przodu. Okropna, metaliczna woń uderzyła w nią niczym rozpędzony pociąg, przez co ta aż się skrzywiła. Nie lubiła tego zapachu. Odwróciła się, słysząc miarowy stukot dobiegający z jej tyłów. Coś zbliżało się do niej, powoli skradało się i wyraźnie nie spieszyło się na spotkanie z nią. Może po prostu nie miało pojęcia, że coś chowa się w tych tunelach? Że Marcelina, głupia, zeszła w czeluścia tego małego piekła z własnej woli?
Nie zastanawiała się. Zamiast tego ruszyła szybko i bezszelestnie do przodu, starając się oddalić od podejrzanego dźwięku. Ludzki zapach dochodził ze strony, w którą biegła; teraz jednak starała się znaleźć konkretne schronienie czy rozwidlenie. Chciała zgubić to coś lub po prostu schować się i przyjrzeć, oceniając przeciwnika.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina | Poziom Średni | Cel: Artefakt "Judaszowy Śpiew" (Wszczep)
"Prochem i cieniem jesteśmy."

Urwane w połowie, boleśnie szczątkowe słowo na niewiele jej się tutaj i w tej chwili zdało - ani nie dało jej żadnej, jakiejkolwiek wskazówki odnośnie tego, co kryło się w lepkich, czarnych ciemnościach; ani nie pomogło jej w mentalnym naszkicowaniu mapy tegoż przygnębiającego miejsca czy w odnalezieniu zaginionej, możliwie martwej już dziewczynki; ani też nie rzuciło światła na całą tę przedziwną, makabryczną sytuację rozgrywającą się w tej niezwykle wiekowej, zapomnianej kopalni. Kopalni, która napiętnowana i skażona była jakąś zagadką groteskową oraz potencjalnie niebezpieczną, jeśli wziąć pod uwagę mroki przygniatające i wszechobecne, odnalezione truchło dorosłego mężczyzny i odkryte na ścianach krwawe, plamiaste malunki oraz wydrapane niewątpliwie ostrymi pazurami rzeźby. Widok kleksów tych szkarłatnych i bordowych, i nakładających się na siebie nierównymi warstwami, i ze sobą chaotycznie przeplatających nie był najprzyjemniejszy dla oka lub podnoszący jakoś wielce - wcale - na duchu, miast tego jeżąc sierść na karku Marceliny i kładąc płasko jej spiczaste, kocie uszy. Wpatrywała się niby zaczarowana we wzory te aż po sufit odległy się ciągnące, wybudzając się dopiero po momencie z amoku tego za umysł mocno chwytającego. Kiedy otrząsnęła się już z niego na dobre i myśli uporządkowały się właściwie, Wymordowana upuściła trzymaną dotąd w zębach pochodnię na ziemię i przydeptała wątły, drobny płomień w celu kompletnego zaduszenia go, zgaszenia. Cichy, przeciągły syk przeciął powietrze jak prężne, mocne uderzenie biczem, jednocześnie z czym cienie na dobre zdominowały calutką przestrzeń otaczającą naszą zacną bohaterkę.

Pogrążona w mrokach głębokich i zapachem krwi nasączonych, Marcelina postawiła niepewny, ostrożny krok naprzód i gdy nic nie złapało za jej kończynę, nic nie wgryzło się nagle oraz znienacka w jej ciało i nic nie rzuciło się na nią z krwiożerczym, potężnym rykiem bojowym, poczęła skradać się naprzód, ku słabej i nikłej woni ludzkiej. Wszystko zmieniło się, jednakże, kiedy usłyszała stukot za swymi plecami - miarowy, jednostajny i z każdą mijającą sekundą zbliżający się coraz to bardziej do jej aktualnej pozycji. Karcąc się w duchu przyspieszyła swój bezszelestny marsz do biegu zwinnego oraz równie bezgłośnego, planując znaleźć jakieś dające szansę na zgubienie zbliżającego się Czegoś rozwidlenie bądź tymczasowe schronienie, z którego czeluści mogłaby przyjrzeć się na spokojnie temu nadciągającemu niespiesznie Czemuś. Przebrnęła w ciemnościach korytarza kilkanaście dobrych metrów będąc nieustannie śledzoną, ściganą przez wydający się przybierać - niezależnie od tego, czy zwolniła, czy też przyspieszyła kroku - na głośności oraz intensywności stukot, nim natrafiła na dwie dające nadzieję oraz wzbudzające ciekawość rzeczy. Pierwszą z nich było gwałtowne urwanie się tunelu, którym to się przemieszczała - lecz nie kończył się on ścianą chropowatą czy gładką, tylko drzwiami stalowymi, nie wyglądającymi na jakoś specjalnie grube i opatrzone na wpół wytartym już, wyblakłym oraz ledwo możliwym do odczytania znakiem "Uwaga gaz!". Drugą, natomiast, był strach czysty i duszący, i przytłaczający, który dochodził z rysującej się w mrokach, ledwo widocznej i poziomo umieszczonej w ścianie na wysokości około półtora metra wnęki. Jeżeli Marcelina sięgnie mentalnie ku emocji tej w chłodnym powietrzu drżącej i ze szczeliny mogącej zmieścić w sobie dorosłego człowieka wylewającej, to usłyszy myśli nieswoje, obce i jakby przez dziewczynkę przerażoną oraz w oślepiającej panice pogrążoną szeptane: Pomocy, pomocy, pomocy....

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: chłodno (około -2 stopnie Celsjusza); brak wiatru.
  • Przed sobą masz stalowe drzwi, z poziomej wnęki w prawej ścianie - na wysokości mniej więcej półtora metra - wyczuwasz silny strach.


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 08.09.18 21:53, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jej zawsze opanowane, dotąd spokojnie płynące myśli teraz przybrały zawrotnego tempa. Krew w żyłach zaczęła wręcz wrzeć, a ona sama poczuła stróżkę potu spływającą po jej czole. Kim był niewidzialny przeciwnik? Ta scena niczym z horroru wywołała w niej uczucie strachu. Lęk - w tej sytuacji użycie tego słowa było jak najbardziej prawidłowe, wszak nie miała pojęcia, co było jego źródłem, a dokładniej: co czaiło się w ciemnościach - pogłębił się, gdy Marcelina uświadomiła sobie iż jej przyspieszenie i przejście z chodu do truchtu w tej sytuacji okazało się niewystarczające - tajemniczy stukot również przyspieszył i nabrał na sile. Wymordowana zaczęła analizować zebrane informacje i bodźce - ściany pobrudzone szkarłatną i bordową cieczą, tworzące nań abstrakcyjne wzory, których układ nie miał chyba żadnego sensu; głębokie ślady przypominające oranie ogromnych szponów; tajemnicza kartka z urwanym słowem, pierwsze zwłoki należące najprawdopodobniej do mężczyzny; tajemnicze COŚ, co cierpliwie podążało za nią spokojnie i jakby będąc pewnym, że w końcu dobierze się do marcelinowej skóry; zapach, ludzki zapach, który ciągnął się od jakiegoś czasu i nabierał na sile. Jaguarzyca dotarła w końcu do wzbudzających podejrzenie, stalowych drzwi; nim jednak zbliżyła się do nich, do jej nozdrzy doleciał podejrzany i bardzo wyraźny zapach. Zwróciła bystre oczy w tamtą stronę; dostrzegła niewysoką wnękę, z której słychać było szepty. Szepty, które nie były prawdziwe, a jedynie zbierały żniwo w jej głowie - wiedziała o tym doskonale, wszak była ekspertką od spraw szeptów w głowie niewiadomego pochodzenia. Otrząsnęła się i odetchnęła - wybrała stalowe drzwi, na których widniał podejrzany napis Uwaga Gaz! Na krótką chwilę popadła w zadumanie - i co teraz? To coś było coraz bliżej; jeśli wnęka nie jest żadnym przejściem czy tunelem to coś mogło dopaść ją szybciej niż ta sobie wyobrażała. Dlatego szarpnęła silną łapą za drzwi, chcąc je otworzyć.
Wtedy jednak do jej nozdrzy doleciał kolejny zapach. Zapach strachu. Przez jej skrajne emocje, których huśtawkę doznaje tak niezwykle rzadko nie była w stanie wyczuć tego wcześniej. Odsunęła się od drzwi i, pomimo wcześniejszych niepewności, próbowała dostać się do wnęki. Była skoczna, miała pazury i była stworzeniem kotowatym, dlatego bez problemu powinno jej się to udać.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina | Poziom Średni | Cel: Artefakt "Judaszowy Śpiew" (Wszczep)
"Prochem i cieniem jesteśmy."

Czuć strach i lęk, i przerażenie w sytuacji, gdzie znajduje się w głębinach ogarniętej czarnymi mrokami, niezwykle wiekowej i od dawien dawna już nie prosperującej kopalni oraz jest się ściganym przez Coś - niewiadome, miarowo podążające tropem swej zwierzyny, swej ofiary i wcale nie kryjące się ze swoją obecnością, ze swą pogonią - nie jest wcale rzeczą dziwną, godną pogardy czy wartą wyśmiania. Wręcz przeciwnie, jest to coś w pełni normalne oraz naturalne, a także wspomagające instynkt samozachowawczy i wolę przetrwania. Czasami, jednakże, odczucia te i łaknienie przeżycia zamglone, przykryte i przyćmione są innymi emocjami - pragnienie uratowania niewinnej jednostki, wsparcia kogoś również będącego w kiepskiej, tragicznej wręcz sytuacji bądź ocalenia tego, dla którego pozornie ratunku już żadnego, jakiegokolwiek nie ma. Heroiczne pobudki - moralność, prychnęliby poniektórzy i splunęli z krzywą miną na suchą, popękaną ziemię - są czymś w miarę rzadkim w tych zdewastowanych, zniszczonych i pokiereszowanych tak przez Matkę Naturę, jak i ludzi stronach oraz wypełnionych zmutowanymi, skrzywionymi i zdziczałymi istotami - bestiami, krzyczeliby ludzie chowający się za bezpiecznymi, kopulastymi murami Miasta 3 - zakątkach Desperacji. W większości przypadków, bowiem, nie nagradza ona i nie wybacza bohaterskiego zachowania, miast tego nabijając persony w taki sposób postępujące na wysokie, ostre i obtoczone w soli pale.

Marcelina - wbrew surowym prawom i wiedzy na temat tego, jak działa makabryczna, niebezpieczna Desperacja - zeszła w odmęty starej kopalni w celu odszukania i uratowania młodziutkiej, malutkiej wnuczki płaczącej na powierzchni, opierającej się o wejście do szybu staruszki. I nie dość, że zagłębiła się w czeluście te tajemnicze i mrokami osnute, to nawet będąc śledzoną przez Coś zatrzymała się w trakcie otwierania drzwi - które zaskrzypiały głośno, przeraźliwie i z echem ciągnącym się wgłąb tunelu, którym w punkt ten się dostała. I z którego maszerowało ku niej to Coś - prowadzących do kolejnego, następnego korytarza i wskoczyła do zauważonej wcześniej wnęki, z której dolatywał do niej zapach czystego, niekontrolowanego strachu. Zostawiwszy za sobą uchylone przejście, Wymordowana susem zgrabnym i wspomaganym ostrymi pazurami dostała się do poziomej dziury. Tam, w ciasnocie mogącej pomieścić w sobie najwyżej dwójkę rosłych ludzi, dane jej było wpaść - niemalże dosłownie - na dziewczę przyodziane w wytartą, podziurawioną i niewiadomego już koloru sukienkę, które to kuliło się w jednym z kątów i łkało bezgłośnie w swe cieniutkie, umorusane brudem oraz zakrzepłą krwią ramiona oparte o podciągnięte do klatki piersiowej kolana. Kiedy Marcelina dostanie się do szczeliny i mała, około dziesięcioletnia persona ją zauważy, to dzieciątko to krzyknie z przerażeniem we własną, mającą zagłuszyć - i połowicznie odnosząc sukces - ten chrapliwy, zabarwiony płaczem dźwięk i próbować będzie wcisnąć się jeszcze bardziej w ścianę, o którą to się opiera. Panika i lęk zaleją jej jeszcze nie do końca rozwinięty umysł, dusząc i oślepiając, i przyspieszając drastycznie bicie drobnego serduszka.
- P.... proszę! - wychrypi niewiasta ta, wlepiając swe ogromne, błękitnej barwy - chociaż ciężko byłoby zauważyć to w panujących tu ciemnościach - ślepia w sylwetkę Wymordowanej.
Stukanie, tymczasem, stanie się jeszcze głośnie, donośniejsze i świadczące o tym, że to Coś, co jest źródłem owych odgłosów jest już tuż, tuż; że jeszcze moment, a przyjdzie im natknąć się na tego niespieszącego się, mozolnego wręcz prześladowcę; że wreszcie dane im będzie spotkać się z tym Czymś. Jeszcze tylko... chwila.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: chłodno (około -2 stopnie Celsjusza); brak wiatru.


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 08.09.18 21:53, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciemność, tak zimna i wilgotna, teraz stałą się jakby gorąca i ciasna. Marcelina nie miała pojęcia, czy to jej strach bawi się z nią w tak podły sposób, czy faktycznie coś w atmosferze zmieniło się. Przełknęła ślinę i raz jeszcze spojrzała na drzwi, nie wiedząc już, co winna począć.
W końcu podjęła ostateczną decyzję i wtargała się we wspomnianą wnękę, mając ogromną nadzieję, że będzie ona jakimś tunelem bądź miłym wejściem do korytarza, którym będzie mogła uciec jak najdalej bądź nawet wydostać się z tego wilgotnego piekła. Niestety - happy end'y, a przynajmniej tak szybkie zdarzają się tylko i wyłącznie w bajkach, które niegdyś prababka Felicja opowiadała Marcelinie do słodkiego snu.
Sen... sen. A może to właśnie był sen? Jaguarzycy serce niemalże podeszło do gardła, gdy w kącie dostrzegła jakąś postać. Z ulgą przyjęła jednak fakt, że była to najprawdopodobniej poszukiwana przez wymordowaną zguba. Zasłoniła łapą usta dając znak przerażonej niewiaście, by ta zamilkła natychmiast. Marcelina przysunęła się bliżej dziecka, przyglądając się jej i spoglądając na jej zakrwawione ramiona. -Kto Ci to zrobił? - nieprzerwany stukot wciąż docierał do jej uszu; dystans między dwójką a nieznanym czymś niepokoił ją bardzo. Marcelina podjęła szybką decyzję - momentalnie rozpłynęła się, przeistaczając w ciemny dym i wypływając w tej formie z wnęki. Chciała ujrzeć to COŚ; trwała w takiej niewidzialnej formie, mając nadzieję, że nieznajome stworzenie będzie próbowało dorwać się do dziewczynki. Wtedy Marcelina, jak to mówił jej na szybko ułożony plan, zamierzała zaatakować nieznajomego. Bała się; była świadoma, że tajemnicza istota nie była raczej przyjaźnie nastawiona. Marcelina szczerze wątpiła w to, że zwłoki mogły być pozostawione przez dziewczynkę.
A może? Kto wie. Po desperacji szwędają się wszak różne dziwadła. Wymordowana zaczęła w duchu zaklinać najpierw spotkaną babkę, a potem siebie samą; a raczej własne, zbyt dobre serce. Na szczęście jej tyłek już dawno zrobił się twardy; a skoro jej miłosny narząd zawodził w kwestii dobrych decyzji, to chociaż ta część ciała mogła przyjąć bez szwanku ich skutki.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina | Poziom Średni | Cel: Artefakt "Judaszowy Śpiew" (Wszczep)
"Prochem i cieniem jesteśmy."

Z jednej strony natrafienie na malutkie, skulone w mrokach ciemnoszarych dziecię oznaczało, iż Wymordowana odnalazła potencjalnie cel swój i powód przebywania w kopalni tej wiekowej oraz kryjącej w sobie zagadki mroczne i możliwie śmiertelne. Z drugiej, jednakże, nie dość, że niewiasta maluteńka nie przedstawiała się w najlepszym stanie - ani fizycznym, ani psychicznym - to jeszcze na domiar wszystkiego w stronę ich niedużej, wyrytej w ścianie kryjówki zbliżało się niespiesznie, z klekotaniem miarowym to Coś. A to oznaczało, że dziewczynce o błękitnych, niewinnych oczkach groziło niebezpieczeństwo i możliwość skończenia tak, jak mężczyzna, na którego Marcelina się wcześniej natknęła. Kruszynka wlepiała ślepka swe rozszerzone z przerażenia w bohaterkę naszą zacną, nie relaksując się i nie wzdychając z wdzięcznością czy ulgą na jej widok - posłuchała się jednak niemego sygnału kobiety, zasłaniając piąstkami drżącymi swoje trzęsące się usteczka w próbie zachowania milczenia. Pokręciła rozpaczliwie głową w odpowiedzi na zadane jej pytanie, przyciskając mocniej kolana do klatki piersiowej i próbując skulić się jeszcze bardziej, niż to aktualnie czyniła.
- Pot... potwór - wyszeptała z czknięciem i paraliżującym język strachem, potykając się na słowie tym pojedynczym i ledwo je wypowiadając.

Nie było to za wiele informacji - prawie niczego, tak naprawdę, Marcelina się nie dowiedziała - toteż postanowiła ona na własne oczy przekonać się o tym, Co też takiego maszeruje głośno i ze stukotami równomiernymi w ich kierunku - i czy było to to monstrum wspomniane przez dziecię przyciskające się plecami do chropowatej, kamiennej ściany. Rozpłynąwszy się w dym zwiewny i zlewający się z panującymi w tunelu ciemnościami, Wymordowana wypłynęła ze szczeliny i przyczaiła się oczekiwaniu na pojawienie się tego Czegoś. Dziewczynka, tymczasem, rzuciła się do przodu z niemym krzykiem utykającym w gardle i rozpaczliwie wyciągniętą do przodu - ku przeistaczającej się w mgłę kobiecie - drobną rączką. Szloch poszatkowany i wypełniony desperacją wyrwał się z jej chudego, bladego gardełka, rozbrzmiewając w powietrzu niby dziki wystrzał z armaty. Klekot zamilkł, ucichł na sekundę krytyczną, nim wznowił się z przyspieszoną, szybszą częstotliwością. Moment ledwo później do korytarza tego wkroczyło to Coś w pełnej swej krasie i okazałości - zajmująca niemal całą szerokość i wysokość tunelu maszyna przywodząca na myśl skorpiona o zbyt długich, pajęczastych odnóżach zawitała w punkcie tym kulminacyjnym. Srebrno-miedziane niegdyś cielsko oprószone było aktualnie delikatną, szczątkową warstwą rdzy, z pary szczypiec została tylko jedna, prawa sztuka, ogona nie było jeszcze widać - majaczył gdzieś tam za bestią tą stalową, kiwał się w mrokach głębokich - zaś ślepia czerwone jarzyły się słabo, migotliwie w tutejszych ciemnościach. Robot ten zatrzymał się na chwilę, nim ruszył ze stukotem ku wyrwie, w której chowała się przerażona, zastygnięta w bezruchu niewiasta.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: chłodno (około -2 stopnie Celsjusza); brak wiatru.


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 08.09.18 21:54, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Marcelina nie była dobra w kontakcie z dziećmi. Nie potrafiła ukoić ich nerwów, uspokoić, obiecać, że wszystko będzie dobrze. Ale teraz ujrzała, a przede wszystkim poczuła ogrom prawdziwego, niczym nie skrytego strachu, którego dziewczynka nawet nie próbowała ukryć. Malował się on na jej małej, niewinnej twarzy, krył się w niebieskich oczach, wychodził z każdą nutą jej słów. W takim stanie mała niewiastę raczej nie mogły już wystraszyć zimne oczy Marceliny, dlatego ta nie odrywała od dziewczynki spojrzenia. - Pomogę Ci. - obiecała, posyłając delikatny uśmiech, po czym rozpłynęła się.
Będąc w takiej formie człowiek nie czuje się wyzwolony z ciała. Nadal słyszy, widzi i odczuwa bodźce, które interpretuje w swój sposób, co powoduje, że wciąż jest częścią tego brudnego świata. Z pewnością nie jest to forma astralna, a po prostu biokineza, która zmniejsza ciało na małe cząsteczki - a te, choć rozproszone i oddzielone, wciąż stanowią całość. Marcelina ukryła ogrom przerażenia, które napłynęło po ujrzeniu klekotającej istoty. Zdecydowanie wolała żywą bestię - tak ogromnych, przerażających masz po prostu się bała. Ta była wyjątkowo szkaradna, nadgryziona zębem bezlitosnego czasu i, przede wszystkim, krwiożercza. Najprawdopodobniej była zaprogramowana tylko na zabijanie - gdy ujrzała swój cel, zapamiętywała jego wygląd, dźwięk i ewentualnie zapach, o ile posiadała odpowiednie czujniki i poszukiwała go do skutku - choć to również mogło być zależne od oprogramowania. Niektóre fauno-maszyny posiadały pamięć sięgającą tylko kilku godzin, inne - kilka dni. Te drugie były zdecydowanie bardziej problematyczne - dla ofiar oczywiście.
Wymordowana nie czekała długo. Dostrzegła zamiary potwora, który najprawdopodobniej zorientował się o położeniu swojej ofiary. Marcelina nie czekała zbyt długo - z czarnego dymu powstała czarna, kotowata bestia. Majestatyczna jaguarzyca o pięknych, błękitnych oczach rzuciła się na blaszanego potwora, chcąc odwrócić od dziewczynki jego uwagę. Miała w zanadrzu jeszcze kilka sztuczek, mocy, których nie zawaha się użyć...
Z jej gardła wydobył się ryk. Ryk królowej dżungli.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina | Poziom Średni | Cel: Artefakt "Judaszowy Śpiew" (Wszczep)
"Prochem i cieniem jesteśmy."

Mimo że Marcelina zdawała się nie wierzyć w swoje umiejętności obchodzenia się z dziećmi, dziewczę ukrywające się w skalnej szczelinie nad wyraz pozytywnie przyjęło skierowany ku niej uśmiech Wymordowanej oraz jej słowa obiecujące słodką, kuszącą pomoc. Iskierka wiary - i zaufania, i otuchy - zalęgła się w sercu i oczach, rozbłysła pośród mroków desperacji i przerażenia pożerających młodziutki umysł, zalśniła pod warstwą łez przeistaczającą ślepka jej niedoświadczone w dwie piękne, szklane kulki o krystalicznej, płynnej powierzchni. Nadzieja jest makabrycznie potężnym narzędziem, mocą o niesamowitej i niepowtarzalnej wręcz sile - czymś, co zdolne jest do popchnięcia szarego, najzwyklejszego i przeciętnego człowieczka do czynów wykraczających poza jego kompetencje; do wskazania słabo oświetlonej, acz stabilnej drogi pośród bagien grząskich oraz głębokich; do obdarowania kogoś upadłego i w glebę wbitego cudownymi, szumiącymi niebiańską pieśnią skrzydłami umożliwiającymi dosięgnięcie zbawiennego owocu cudu. Tak mało wystarczyło - iskierka zaledwie, wątła i pozornie bezużyteczna - ażeby wzniecić w duszy czyjejś pożar gorliwy, żywy i gorący, który to krok jest od przeistoczenia się w niekontrolowaną, niemożliwą do okiełznania pożogę. Tak niewiele potrzeba, aby dokonać niemożliwego.

Wkroczenie do punktu tego sporego, mechanicznego skorpiona było momentem przełomowym i istotnym, trudnym do odsunięcia na dalszy plan oraz zmuszającym tutejsze osóbki do skupienia na istocie tej całych swoich uwag. Robot - namierzywszy wyrwę w ścianie i najpewniej wykrywszy kulącą się w niej, przepełnioną strachem splatającym się z cienką nitką nadziei dziewczynę - ruszył z klekotem i delikatnym, chropowatym zgrzytem ku znieruchomiałej, zastygniętej w kompletnym bezruchu niewieście. Wymordowana czająca się w królujących tu ciemnościach pod postacią zwiewnej, wtapiającej się w otoczenie mgły - mimo własnego strachu wgryzającego się w nią zakrzywionymi, jadowitymi zębiskami - nie czekała ani chwili dłużej, przeistaczając się w dostojną jaguarzycę o niebieskich ślepiach i rzucając się ku kroczącemu stopniowo, w równym rytmie ku zalanemu terrorem dziecięciu skorpionowi. Postać jej majestatyczna i godna podziwu wylądowała po wykonanym susie między dwoma przednimi, lewymi odnóżami mechanicznego potwora. Impakt tego zderzenia zachwiał robotem i wyprowadził go z równowagi, którą to jednakże zaraz odzyskał - nie było to nic trudnego, gdy posiada się aż trzy pary długich, zwinnych kończyn. Cała ta akcja sprawiła dodatkowo, że skorpion uderzył prawą stroną - głównie zgięciami kończyn po tej stronie oraz szczypcami jego jedynymi - o ścianę tunelu, zalewając przestrzeń nieprzyjemnym zgrzytem, trzaskiem i klekotem przyspieszających, schowanych w korpusie kół zębatych. Ślepia rozbłysły, cielsko wzniosło się nieco wyżej i zagięło, zaś odnóża, pomiędzy którymi rozbiła się Marcelina ze stukotem przybliżyły się do siebie - wyglądało to tak, jak gdyby robot łaknął zamknąć ją pomiędzy nimi, przydusić ją w potrzasku i może nawet i zmiażdżyć, jak tak dalej pójdzie.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: chłodno (około -2 stopnie Celsjusza); brak wiatru.


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 08.09.18 21:54, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po wykonaniu wręcz akrobatycznego skoku, który w przypadku tej postaci nie był niczym szczególnym czy trudnym, jej pazury z impetem wbiły się w stalowy odwłok potwora. Nim Marcelinie udało się uzyskać równowagę, szpony pozostawiły za sobą ślad w postaci podłużnej, głębokiej szramy; wymordowana wiedziała, że choć udało jej się odwrócić uwagę biomechanicznego stwora od bezbronnej dziewki, tak teraz sama jest w poważnych kłopotach.
Wychowana na desperacji szakalica doskonale jednak czuła się w walce. Odkąd Aragot podarował jej cząstkę siebie, a ciemność powołał na sługę wymordowanej, Marcelina była potężniejsza i - przede wszystkim - pewniejsza siebie. Czymże jest wszak władca silny, acz pozbawiony wiary w siebie? Dziewczyna, której gnijąca dusza przesiąknięta była kiełkującym złem zapomnianego Boga, królowa największych oceanów mroku, łowczyni, dla której szczególną porą jest nów... Marcelina, która właśnie ratowała bezbronne dziecię przed tajemniczą, piekielną maszyną. Nadstawiała własną skórę dla niej, a przecież nawet jej nie znała...
Adrenalina kazała jej działać, lecz nie przysłoniła zdrowego rozsądku. Wiedziała, że pokonać stwora będzie trudno. Wszelkimi staraniami próbowała uchronić się przed ewentualnymi ciosami ogromnych szczypiec, sama zadając je swoimi silnymi łapami pełnych zaostrzonych szpon. Z ciemności zaś, dotąd niezmąconej i cichej poczęły wyłaniać się kształty przypominające kopie Marceliny - czarne pantery, których ślepia pozbawione źrenic wręcz rozpływały się w neonowym błękicie. Siedem mar, których kończyny rozpływały się w czarnej jak ich sierść mgle okrążyły skorpiona, ze wściekłym warkotem przystępując natychmiast do ataku. Insomnia, Nemezis oraz Anhedonia rzuciły się na kończyny potwora, próbując je zniszczyć; Fuma, Haron oraz Astarte postanowiły zaatakować przód skorpiona, zaś Dike doskoczyła do dwóch odnóży, próbując pomóc Marcelinie wyswobodzić się i uszkodzić dwa, wielkie szczypce.

Moce: Przywołanie mar, 1/6


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 17.02.18 22:04, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach