Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Kiedy kura zapragnęła latać (Tyrell)  Fo3jl7wrj5t2y6u2mftw36yaxzdl1jy5rzkq

Postać: Tyrell
Cel: Skrzydła
Poziom: Banalnie łatwy
Możliwość zgonu: Teoretycznie nie. Ale wszystko zależy od ciebie.

To był naprawdę ciężki poranek. Kiedy otworzyłeś oczy, od razu poczułeś piekący ból w skroniach, który dudnił z taką siłą, że niemal rozsadzał ci czaszkę od środka. Do tego dochodziło pieczenie w gardle oraz dreszcze, które ogarniały twoje całe ciało.
- rell…. Tyrell… Tyrell! – cichy, kobiecy głos z każdym kolejnym uderzeniem serca stawał się coraz bardziej głośny i nieznośny. Dopiero po chwili dotarło do ciebie, że to on był źródłem twojej pobudki.
- No wreszcie! Pukałam chyba z dobre dziesięć minut i cisza! Przez moment myślałam, że się przekręciłeś. – Ilia była dość drobną dziewczyną o szarych włosach za ramiona i zadziornym spojrzeniem. Ale pomimo swojego wygadania była dość miła i zawsze chętna do pomocy. Zwłaszcza przy pobudkach.
- Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej. Przeziębiłeś się? W każdym razie Jakub i End wrócili z zadania. I End… źle z nim. Ma pogruchotane kości a jego ręka jest wygięta w dziwny łuk. A w siedzibie nie ma żadnej Hydry! No to pomyśleliśmy o tobie, ale nie wiem czy dasz radę… – w zielonym spojrzeniu dziewczyny pojawiły się iskry smutku. Jako jedna z nielicznych, była bardzo zżyta z właściwie każdym członkiem Smoków, dlatego też każda ich strata była dla niej potwornym ciosem.
- Może… może coś ci przynieść?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Ból. Falstart. Stary materac nie był początkiem, był punktem bez odwrotu. Przeszywający impuls jaki rozdzierał jego półkulę mózgu, wydawał się razić prądem głęboko zakopane nerwy, wiec kiedy usłyszał pierwszy głos nie zareagował — nie wykonał nic poza zmarszczeniem brwi i odruchowym naciągnięciem szorstkiego koca aż po szyję. Leżąc na boku w oblicze dziewczyny spoglądała tylko paskudna, zaschnięta blizna jego policzka.
  Kolejne krzyki już zadziałały. Pomimo iż szare komórki zaczynały tańczyć mu salsę, a przez powoli uchylające się blade powieki nie widział nic poza rozjechanym obrazem, wirującym jak turbina skomplikowanego mechanizmu, to zdołał unieść swoje ciało na rękach i skupić chłodny wzrok na dziewczynie, która niespodziewanie znalazła się tuż przy nim.
  — Wszystko jest dobrze.
  Odparł machinalnie, ale widać było, że kłamał. Rzadko kiedy pokazywał swoje słabości. A tym bardziej te, których nie potrafił wytłumaczyć. Czemu tak drżał? Jego charakter pomimo złego stanu zawsze pałał niewidzialnym ogniem, który nie gasnął nawet wtedy, gdy ktoś okazywał się go potrzebować. A tym bardziej ktoś z organizacji.
  Chłopak podniósł się do siadu. Kołdra opadła z jego ramion, a dziewczyna mogła zauważyć, jak blade wytatuowane dłonie mierzwią odstające, smoliste kosmyki. Miał na sobie tylko popielaty, krótki rękawek — miejscami pokryty drobnymi dziurkami — i dresowe spodnie. Odrzucił koc na bok. Opuścił nogi na zimna posadzkę i pochylając się nad kolanami przetarł twarz, aby oprzytomnieć. Teraz potrzebował tego niesamowicie bardzo. Zrobiło mu się chłodno.
  — Od początku…
  Odparł kiedy dłonie osunęły się na kolana, a jego machinalne oblicze skupiło swe zmęczone spojrzenie na dziewczynie. Wszystkie te informacje jakimi go obrzucała wydawały się ranić jego zmęczony umysł, dlatego skrzywił się nagle, jakby zjadł cytrynę i bardzo intensywnie podrapał się po ramieniu, na którym zebrała się już wyraźną gęsią skórka.
  — End i Jakub są ranni? Gdzie oni są?
  Kolejny impuls. Podparł się ręką materaca.
  'Może coś ci przynieść?'
  Pomimo iż nie chciał, to jego wzrok odruchowo popędził ponad jej ramie, dokładnie na stół na którym stała butelka wody. I pomimo iż jego wzrok bardzo szybko powrócił na jej dziewczęca buzie, wydawało mu się, że najemniczka zrozumiała tę niema próbę, której on sam nie wypowiedziały na głos. Bez zawahania wstał, ale zabrało mu to więcej sił niż sądził.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Dziewczyna od razu zrozumiała jego niemy przekaz. Z błyskiem w zielonym spojrzeniu pospiesznie odwróciła się na pięcie i dopadła do stolika, na którym stała butelka z wodą. Nim jednak oddała je w twoje dłonie, zatrzymała się przed tobą i  typową dla niej troską, przyglądała się uważnie twojej rozpalonej twarzy.
- Gorączkujesz… – powiedziała cicho, wsuwając przyjemnie chłodną dłoń pod przydługawe kosmyki i dotknęła twojego czoła.
- Może chociaż poproszę Julitę, by przygotowała jakiś pożywny i ciepły posiłek dla ciebie? Wiesz, jesteś… jesteś bardzo cenny dla nas. – odwróciła spojrzenie, a jej lico pokryte było kraśniejącymi rumieńcami.
- Nie możemy sobie pozwolić na twoją stratę. Znaczy… nie to, żeby chodziło o mnie, ale mam na myśli wszystkie Smoki i… Tyrell! – jej głos gwałtownie przybrał na sile, a w tonę wkradła się nuta strachu. Pochyliła się bliżej, ale tylko dlatego, by przyjrzeć się plamom na kocu i materacu.
- To… krew? Czemu nie mówiłeś, że jesteś ranny! Trzeba cię najpierw opatrzyć! – jęknęła przestraszona. Rzeczywiście, na materacu widniały dwie ciemne plamy, zapewne już zaschniętej krwi. O dziwo, nie odczuwałeś żadnego dyskomfortu i pieczenia, które powinno towarzyszyć przy ewentualnej ranie. Tylko to cholernie złe samopoczucie….
- Naprawdę, może sami spróbujemy pomóc Endowi, ty musisz najpierw zadbać o siebie, do diaska!
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Kiedy dłoń dziewczyny opadła na rozpalone czoło anioła, jego ciało z automatu poddało się temu chłodnemu opatrunkowi. Nogi na powrót ugięły się pod nim, a tyłek bardzo szybko znalazł się znów na zdewastowanym posłaniu z którego właśnie został bezdusznie zbudzony.
 Uniósł głowę wyżej, gdy czarne kosmyki przedzierały się przez jej palce i przymknął oczy, ukazując swoje blade oblicze. Teraz gdy stała przed nim i górowała nad nim wzrostem mogła zauważyć, że na niemal pergaminowej skórze pojawiły się już pierwsze, wyraźne wykwity na policzkach. Pomimo iż czuł się fatalnie jego organizm, zareagował fascynacją na samo wspomnienie gorącego posiłku.
  —  Nie wiem co się dzieje.
 Wymamrotał, a kiedy uchylił powieki parę smolistych pasm osłaniało mu oczy. Widział przed sobą Ilię. Nie wyglądała na spokojną. Przez chwilę nie rozumiał jej zaskoczenia. Nie rozumiał nawet słów które wypowiadała. One były dla niego słyszalne, ale problem tkwił w zrozumieniu — zanikały tak szybko w jego podświadomości, że ledwo potrafił je do siebie przyjąć. Dopiero wykrzyczane imię jakoś na niego zadziałało. Spojrzał za siebie, a plamy krwi, o których wspominała wydawały się nie mieć dla niego żadnego znaczenia. Przez krótką chwilę wpatrywał się w szkarłatny ślad totalnie oniemiały, jakby miało zaraz wyrosnąć z nich coś, co wyjaśniałoby ich sekret.
 Gwałtownie (tak mu się przynajmniej wydawało, w praktyce ruch był jednak słaby i flegmatyczny, jak u człowieka po udarze), położył dłonie na koszulce, szybko zdając sobie sprawę, że przecież gdyby krwawił, koszulka również była by zabrudzona, a takowych plam na klatce piersiowej nie widział.
  — Nie jestem ranny, Iila, koc musiał być brudny. Spójrz sama.
 Próbował mówić, ale kiedy kolejny ból przeszył jego skronie, przyłożył palce do czoła i zmarszczył nos.
  — Zrób co ci powiem. To bardzo ważne, Il — mruknął nawet na nią nie patrząc, walczył z bólem rozsadzającym czaszkę. — Połóżcie go. Niech rękę ma wyżej od tułowia. Na jakiejś poduszce. — kontynuował, ale osłabienie spowodowało, że opadał znów bokiem na łóżko. Objął się za ramiona, ale tym razem na nią spojrzał. Wyglądał fatalnie. — Na stole, w tym pojemniku. Tak, tym. — Powtórzył, gdy zauważył, ze jej wzrok gna w tamtą stronę. — Są środki przeciwbólowe. Daj mu dwie pastylki. Białe. Tam są tylko jedne takiego koloru. Poleżę trochę i zejdę do was. Dojdę do siebie. Poradzisz sobie?
  Chyba po prostu potrzebował usłyszeć 'tak'.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ilia zagryzła dolną wargę, do końca nie będąc pewna, jaką decyzję powinna podjąć. Z jednej strony chciała wykonać polecenie anioła i pomóc Endowi, ale z drugiej….  Z drugiej nie chciała zostawić Tyrella samego. Dlatego też spoglądała to na twoją twarz, to na drzwi, a jej drobne palce coraz mocniej zaciskały się na materiale jej bluzki, miętoląc sztywny materiał.
- Ale… poradzisz sobie? – zapytała, jakby ostatecznie chciała usłyszeć prośbę, by została, chociaż przecież wiedziała, że takie słowa nie padną z ust ciemnowłosego anioła. Ostatecznie skinęła głową, z ciężkim sercem zgadzając się na jego prośbę.
- Dobrze, zrobię to. Ale wrócę do ciebie najszybciej, jak tylko będę mogła, dobrze? Ty z kolei musisz mi obiecać, że nie będziesz się zbytnio forsować! – spojrzała na ciebie karcąco, przez moment przypominając starszą siostrę, której nigdy nie miałeś. Ostatecznie westchnęła i wzięła co potrzeba, po czym skierowała się ku drzwiom. Nim jednak zniknęła za nimi, posłała ostatni raz zmartwione spojrzenie w twoją stronę.
- Za parę minut jestem. – obiecała.
I znów zostałeś sam. Sam w duszącej i dławiącej ciszy. Miałeś wrażenie, że dreszcze przybrały na sile, a twoim ciałem wstrząsają torsje. W głowie zaczęło dźwięczeć, zawroty stały się nie do zniesienia. Czułeś, jak wpadasz w agonalny stan, że jesteś sam, i nic ani nikt ci nie pomoże.
A potem wszystko gwałtownie zniknęło. Całe otępienie, drżenie. Jak za pstryknięciem palcami.
Cisza przed burzą.
Poczułeś przeszywający ból rozrywania na plecach. Gwałtowny i brutalny, jakby ktoś na żywca zrywał z ciebie skórę. Ciepłe stróżki krwi zaczęły spływać po twoich plecach, ramionach i szyi, brudząc wszystko dookoła. Dźwięk rozdzieranego materiału przeciął panującą w pomieszczeniu względną ciszę. Światło przysłonił ci cień. Przez moment wyglądało to tak, jakby ktoś odebrał ci wzrok, ale po chwili zorientowałeś się, że to nie wzrok utraciłeś. A białe, choć teraz błyszczące czerwienią krwi skrzydła przysłoniły źródło światła. Ból powoli stawał się słabszy, choć wciąż odczuwalny, pulsujący.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Tyrell ostatni raz spojrzał na Ilię, gdy ta już zamykała drzwi. Irytujący zamęt jaki szalał w jego głowie, dał chłopakowi tylko możliwość potaknięcia głową. Nie wypowiedział już w jej stronę ani jednego słowa, to musiało jej wystarczyć. Głęboka troska dziewczyny była teraz dla niego bardzo ważna, ale nie potrafił jej tego pokazać. Nie, gdy w głowie błyskały mu błyskawice, których tak przeklęcie się bał.
  Po paru minutach leżenia poczuł się lepiej. Ból w skroniach zniknął zastąpiony dziwną pustą ulgą. Podniósł się do siadu. Wystarczyło, że znów opuścił nogi poza materac i wziął oddech. Przeszło mu przez myśl, że musi wstać i ruszyć do Enda i do Il. Musiał to zrobić. Jednak myśl ta szybko zastąpiona została kolejna porcją bólu – wcale nieprzyjemniejszą od poprzedniej. Ten trwał jakiś czas. Miał ochotę krzyczeć, ale gardło miał zasznurowane niewidzialną liną.  Pochylił się. Skóra na plecach paliła go żywym ogniem. Myślał, że nie zniesie już kolejnej porcji bólu – to było za wiele; krople potu skropliły się na jego czole. Nie miał siły się poruszyć – nawet o tym nie myślał. Siedział na posłaniu pochylając się kiedy plecy były poddawane biczowaniu najbardziej brutalnym, jakim do tej pory mógł się poddać.
  Kiedy gorąco opadło gdzieś w dół jego pleców, znikając za paskiem spodni, uchylił oczy. Sapnął głośno. Oddech miał nierówny, a serce waliło mu jak po przebiegnięciu maratonu.
  Dziwny cień.
  Zmrużył jaśniejące ślepia. Wyprostował się z trudem i spojrzał za siebie. Oniemiał. Wielkie białe skrzydła zakrapiane szkarłatem okrywały jego ciało jak swojego rodzaju anielska tarcza. Gwałtownie poderwał się na nogi, o mało nie potykając już przy pierwszym kroku.
  SKRZYDŁA. JAK TO MOŻLIWE.
  Oczywiście było to możliwe. Złapał w palce jedno z piór czując ich miękkość. Przez moment poczuł ulgę, ale szybko zostało zastąpione porcją zaniepokojenia. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek ich doświadczy. Nauczył się żyć bez nich, jak człowiek. Ale teraz? Miał je. Cholera. Miał.
  Czuł jak każdy ruch sprawia mu ból. Stał pośrodku pokoju próbując nimi poruszyć, choć to nieme polecenie rozległo się bardziej w jego głowie niż w ciele.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skrzydła bezwiednie opadły, a ty poczułeś, jak ci ciążą. Jakby do skóry pod łopatkami przyczepiono metalowe łańcuchy, które ściągały całe twoje ciało w dół. Nie poruszyły się, kiedy próbowałeś zrobić to siłą woli, ale zamiast tego, gdy tylko spróbowałeś zrobić krok do przodu, poczułeś jak pomiędzy palcami ucieka twoja równowaga. Gruchnięcie o ziemię było bolesne, z pewnością nabiłeś sobie parę siniaków na pośladkach (które pewnie później opatrzy Shane) oraz na łokciach, gdy próbowałeś zamortyzować upadek.
Nim jednak wylądowałeś na twardej ziemi, ciężar na twoich plecach zniknął, a zamiast tego w powietrzu unosiło się mnóstwo opadających w mozolnym tempie piór. Niektóre rozpadały się, zamieniając w jasnoszary pył, inne pozostawały nietknięte. Lepka od krwi koszula opadła na twoje plecy, z których ziała pustka po niedawnych skrzydłach. W głowie trochę huczało, ale było lepiej. Przynajmniej gorączka zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie gorzki posmak.
Pieczenie i ból na plecach zostały wyparte przez upierdliwe swędzenie i dyskomfort, do którego jednak dało się przywyknąć.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Poczuł, że zaczyna tracić równowagę. Skrzydła wydawały się być dla niego ciężarem nie do utrzymania. Bagażem, który nie jest wstanie udźwignąć. I to właśnie wtedy upadł. A wyrznięcie dupskiem o podłoże odezwało się silnym, promieniującym bólem w okolicach lędźwi i kości krzyżowej. Zacisnął zęby, w ostatniej chwili asekurując upadek dłońmi, więc po prostu usiadł na ziemi jak dziecko, które po przejściu paru kroków upada na dywanik.
  Spojrzał za siebie. Magiczny ciężar zniknął, a opadający szary pył i szczątki piór zmieszały się z gęstym tumanem kurzu.
  Zniknęły.
  Mrugnął i sięgnął do swoich pleców. Szczupłe palce wyczuwalny jednak tylko rozerwana dziurę w jego popielatej koszulce.
  Poderwał się na równe nogi, jak człowiek przebudzony z bardzo wyraźnego snu. Przez moment stał tak nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czuł się dziwnie, jak nigdy wcześniej. Zapragnął mieć kogoś przy sobie; ta irracjonalna słabość, która była dla niego tak rzadka. Rzucił się do drzwi i otworzył je na oścież. Pulsowanie w czaszce było już mu tak znane, że postanowił je zignorować.
  Zaciskając w dłoni klamkę rozejrzał się gwałtownie po ciemnym korytarzu.
  Cisza.
  Przepłynęło przez niego dziwne ciepło. Jakaś niezrozumiała obawa.
  — Ilia?
  Usłyszał swój własny niepewny głos, który był pewien, że wypowiedział tylko w głowie. Wiedział, że jej tu nie było, wiec po co się za nią rozgląda? Czemu jej imię przeszło mu przez myśl.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odpowiedziała ci wręcz bolesna cisza. Jakby w tej jednej chwili cała góra stała się widmową siedzibą pozbawioną jakiejkolwiek żywej duszy. Spróbowałeś postawić krok do przodu, czując się już na tyle pewnym swojego ciała, które choć wciąż obolałe, wydawało się o wiele bardziej lekkie niż tuż po poranku.
Ale ból przyszedł znowu.
Znów poczułeś szarpanie za skórę, rozrywanie, uczucie osłabienia. W uszach zaczęło ci dzwonić, w głowie kołysać jakbyś poruszał się po łodzi targanej morskim sztormem. Wpadłeś na chropowatą i przyjemną ścianę, znajdując w niej idealną podporę dla sytuacji, w jakiej aktualnie się znajdowałeś.
Kiedy wszystko przycichło, zdałeś sobie sprawę, że potworny ból był tylko w twojej głowie, a tak naprawdę był o wiele mniejszy, niż początkowo. Jakby twoje ciało powoli musiało przyzwyczaić się do nowych doznań i możliwości. Tym razem skrzydła nie pojawiły się, przynajmniej nie w całości, a jedynie parę piór opadło miękko tuż obok twoich nóg.

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Był zmęczony. Spojrzał leniwie jak parę szarych piór sypie się na brudna podsadzkę kamiennego holu. Był tu sam. Tylko on. On i ból — rzecz jasna.
  Wyprostował się i pomimo wyraźnego grymasu, który towarzyszył tej czynności; oderwał  bark od ściany. Jego ciało wydawało się adaptować do transformacji łatwiej niż umysł, który nadal nie potrafił uwierzyć, że całe to cierpienie stało się teraz tylko echem, odzywającym się przy większym wysiłku. Ruszył w kierunku drzwi. Powoli, prostował się lekko, jakby chciał rozciągnąć mięśnie, które sprawiały mu ból.
  Czemu teraz?
  Mógł ruszyć holem i poszukać reszty, ale pomysł ten bardzo szybko okazał się dla niego bezsensowy. Potrzebował regeneracji. Padł z powrotem na łóżko, okrywając się zakrwawioną kołdrą. Naciągnął materiał aż po sam łeb i ukrył w niej twarz. Nie miał sił na cokolwiek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gratulacje, ukończyłeś misję. Wee, szał nagich ciał, serpentyny w górę, staniki na scenę!

Nagroda: Upragnione skrzydła.
Ale żeby nie było tak łatwo, nim zaczniesz swobodnie z nich korzystać musisz jeszcze trochę się natrudzić. Przez 3 fabuły będziesz odczuwał ból, ogólnie złe samopoczucie, oraz gwałtowne, samoistne wysuwanie skrzydeł. Przez kolejne 3 fabuły przy użyciu skrzydeł będziesz uczył się latać i utrzymywać równowagę. A potem śmigaj ile chcesz c:

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach