Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 23 Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 16 ... 23  Next

Go down

Pisanie 24.01.15 14:06  •  Wielka czerwona skała - Page 9 Empty Re: Wielka czerwona skała
Nie miał nawet czasu na to, aby zająć się swoją papierkową robotą u siebie w gabinecie. Kiedy tylko zajął wygodne krzesło przed biurkiem i ujął w lewą dłoń pióro, aby móc zacząć wypełniać gamę różnych papierów, w ten do jego gabinetu wdarł się jeden ze sługów i oznajmił, że jedna anielica została porwana przez Jina o imieniu Hex. Guerre nie czekając ani chwili dłużej, zaczął wypytywać o różnego rodzaju szczegóły, zrywając się z przed biurka i wyraźnie szykował się do uratowania dziewczyny. Był zdenerwowany i to jeszcze jak. Hex... Znał go. Nigdy nie miał okazji, aby się z nim spotkać, ale bardzo dobrze znał tą osobę z różnych opowieści od różnych osób. Czy naprawdę jest tak brutalny jak mówią inni? Jeśli tak... Nie będzie lekko. 
Zabrał ze sobą rzeczy, które będą mu potrzebne podczas przemycania (walki) i gdy tylko poznał wszystkie szczegóły i gdzie najprawdopodobniej ta dwójka może się znajdować, rozwinął białe skrzydła na całą szerokość, które gdzieniegdzie były lekko szarawe i ruszył w drogę, będąc przygotowany na dosłownie wszystko. Obawiał się tylko jednego, dość istotnego szczegółu...  
Zdenerwowany archanioł, to niebezpieczny archanioł. Szczególnie jeśli był to Guerre. Same przezwisko wskazuje, że lepiej nie zadzierać z nim, kiedy się wścieknie. Guerre oznacza wojnę z francuskiego. Paręset lat temu zaczęto go nazywać tak, gdy pewnego razu pokazał, na co go naprawdę stać. Wiele osób zaczęło się po prostu go bać, a Ci, którzy nie okazywali mu zasłużonego szacunku, nagle zmienili zdanie i do teraz są mu bardzo posłuszni. W końcu solidnie sobie na to zapracował. Jednakże zdawał sobie sprawę, że przeciwnik, do którego właśnie zmierza, może być nieco silniejszy od niego. Zawsze oceniał umiejętności przeciwnika zbyt wysoko, dzięki czemu uważał na walkę i mniej więcej wiedział, czego może się spodziewać. 
Przeleciał cały Eden, znajdując się teraz w Desperacji. Przeleciał tereny, które były skażone wirusem X oraz te, gdzie wirusa nie było. Zauważył parę błąkających się wymordowanych oraz głodujące zwierzęta, jednak nie było ani śladu po Jinie z anielicą. Złość jeszcze bardziej w nim narastała. Gdzie mogli być, gdzie on poszedł? Przyśpieszył trochę tempo lotu, gubiąc za sobą parę białych piór. Zleciał trochę niżej, szukając jakichkolwiek śladów. Nie przejmował się panującym zimnem, teraz go praktycznie nie odczuwał. Adrenalina rozgrzewała go od środka. Jednak cóż to? Ślady sanek? I... krew. Anioł przegryzł dolną wargę, udając się w ich stronę. Niewiele później dostrzegł dwie sylwetki ciała (jedną w dość krytycznym stanie). Najwidoczniej wróg postanowił zrobić sobie małą przerwę. Fabian nie zamierzał bawić się w elementy zaskoczenia. Patrzący w niebo mężczyzna mógł zaraz dostrzec samego archanioła. Zdenerwowanego archanioła. Wylądował na ziemi parę metrów od jina i anielicy, chowając tym samym swoje skrzydła. Splunął na ziemię i nie dało się zobaczyć zakrwawionej kobiety na sankach. Zdecydowanie za dużo krwi. Od razu wzięły go mdłości, ale potrafił jeszcze zachować zdrowe zmysły i nie zwymiotować. Piwne oczy rzuciły się ostrzegawczo na postać Hexa, starając się nie patrzeć na drugi plan, chociaż to było bardzo trudne. 
- Hex, jak mniemam - zaczął powoli, na razie spokojnie, nie dając po sobie poznać, że ma fobię do krwi, aczkolwiek bardzo chętnie chciałby mieć już to za sobą i po prostu się zrzygać - Jesteś jedną z najbardziej ohydnych osób jaką zdołałem poznać w swoim życiu. Ale dość tych komplementów - przerwał na moment, biorąc głębszy wdech ustami - Pewnie nie oddasz... jej po dobroci - po tych słowach, odsunął się jeszcze  od niego parę kroków, wyciągając jedno ze swoich starych ostrzy, które głownie służą mu do walki. Dalej nic nie mówił, przekaz był jasny, że chce, a raczej musi stoczyć z nim walkę. W innym wypadku nie uratuje dziewczyny, a przecież nie oto tutaj chodziło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.15 14:50  •  Wielka czerwona skała - Page 9 Empty Re: Wielka czerwona skała
Ciekawe... Czyżby jego opętańcze wybryki dotarły nawet do samej góry? Yey, nie sądził iż jest aż tak dobrze znany, toż to przecież nigdy się za nadto nie wychylał ze swoją tożsamością. Zawsze pod przykrywką, zawsze w skórze innej osoby, ale jednak widać nie zawsze ukrył swoją obecność. Szkoda... Z drugiej strony jednak - to tylko mu ułatwi zabawę, przecież ofiara która zna swojego oprawcę tak dobrze... Boi się go... Brzydzi się go... Wstydzi się go... Taka ofiara byłaby zdecydowanie piękna w swoim strachu. W swoim przerażeniu, którego Hex pożąda bardziej niż krwi i ciał. Strachu... Strachu... Więcej... Więcej... Więcej!
Och? Dżin, jeden z już niemal wymarłej kasty służalców rasy anielskiej miałby przygnieść swoją siłą, umiejętnościami, lub nawet determinacją i obłędem samego przywódcę skrzydlatego rodu? To zakrawa o nonsens...
Choć może okaże się prawdą i ziści? Może potęga obłędu byłego sługi przygniecie jego Pana? To by było dość niezwykłe, czyż nie? Na tym padole łez jednak, gdzie anioł okazuje się demonem, mężczyzna kobietą, dobro złem... To by chyba nie było niczym zaskakującym, prawda? Czy jednak walka będzie potrzebna? To rozstrzygnie się wkrótce.
Wpatrując się tak w niebo, we własnym milczeniu oraz płytkim oddechu i cichym łoskocie uderzeń na wpół żywego serca anielicy, zielonowłosy dżin czuł się... Dziwnie zrelaksowany. Serio. Czuł że jakiś obowiązek, jaki głębia jego czarnej duszy mu wyznaczyła spełnił się, nie czuł głodu krwi... Nie czuł głodu pożywienia... Nie czuł nawet głodu pożądania. Czuł się zaspokojony, zrelaksowany, zadowolony. Mógłby tu nawet położyć się, i wsłuchując w ciche tchnienia jego "ofiary" pozwolić na mijanie czasu wokół niego. W tej błogiej atmosferze zadowolenia i radości jaka kłębiła się wewnątrz jego, pokrytego cieniem i obłędem serca.
- I see skies of blue, and clouds of white,
The bright blessed day, the dark sacred night
And i think to myself...
What a wonderful world...
- W chwili takiej jak ta, nucenie czegoś tak... Kojącego i spokojnego było conajmniej niepokojąco nie na miejscu... Ale chociaż jego ofiara będzie miała okazje posłuchać całkiem melodyjnego głosu Hexa. Rzadko się zdarza że ktoś go nakrywa na nuceniu, zwłaszcza czegoś tak przyjemnego...
Zamknął oczy na krótki moment, by potem je uchylić. Niestety, cały sielski krajobraz tego miejsca poszedł w pizdu, bo zauważył że coś tu leci. Coś dość dużego, o białych skrzydłach... Raczej nie wyglądał na gołębia ani orła. Wytężył wzrok, przystawiając dłoń do czoła, podnosząc się jednocześnie na prawe kolano. Cóż to? To coś się zbliża. Całkiem szybko. I w dodatku leci prosto do tego miejsca.
Och... Czyżby odsiecz? Tylko kto dokładnie? - Może cię to pocieszy, ale chyba ktoś ci leci na ratunek. - Rzucił, spoglądając kątem oka na anielicę. Pomimo swojego stanu, odczucie faktu że ktoś chce jej pomóc sprawiło że nawet lekko się rozchmurzyła, wierząc niemal na słowo swojemu prześladowcy.
- B... Br... Brat... S... S... Siostra...
- A, fakt, chyba jedno z tych skrzydlatych. Myślisz że dam radę pociągnąć was oboje na ofiarę dla Ao? - Spytał po jej, okupionych sporym wysiłkiem i bólem słowach, uśmiechając się delikatnie. Nie podnosił się z kolana, nie wstawał, został tak jak był, mając swoją "ofiarę" w zasięgu ręki, gdy agresor lądował. Hm... Skądś zna ten wygląd. Kręcone, rude włosy, ta wyraźna uroda, śnieżnobiałe skrzydła...
Anioł, zdecydowanie. Ale który?
Dopiero gdy odezwał się, ukazując że zna Dżina... Głos mu przypomniał. No proszę. Sam wielki Archanioł Guerre postanowił ruszyć swój zad z Edenu? Na twarzy aż wykwitł mu wyraźny uśmiech, po którym zdjął z głowy kapelusz i przystawił go do swojej lewej piersi (prawą dłonią), skłaniając się delikatnie. - To dla mnie zaszczyt że sam Archanioł pofatygował się odbić swoją Siostrę. Ona też powinna być z tego zapewne zadowolona. - Rzucił nim jeszcze Guerre się odezwał, po czym włożył kapelusz na głowę, spokojnym, acz lekko iskrzącym wewnątrz tęczówek spojrzeniem złotych oczu lustrując anielskiego bojownika. Widać że przyszedł tu po konkrety...
Ale jeśli takowych nie będzie? Na "komplementy" aż zarumienił się (o dziwo, umie nawet ten odruch kontrolować), odchylając lekko głowę w tył i dotykając dłonią swojej klatki piersiowej, chcąc ukazać jak to mu "serce urosło" od tego lukru jaki na nie wylał. Wszystko jednak psuł ten wyraźny, szeroki, zdziwaczały uśmiech, ukazując to jako chorą parodię faktycznego zadowolenia. - Och, nie musiałeś... - Rzucił rozbawionym tonem, i wcale nie wyglądał na bardziej poruszonego gdy archanioł dobył ostrza. Miast tego, z tym samym, szerokim uśmiechem wyrwał z ramienia anielicy sztylet, którym następnie zaczął sunąć po jej zniszczonym ciele. - To zależy w jakim stanie chcesz ją odzyskać. Jeśli zaatakujesz - zginie tu i teraz. Ale możemy próbować negocjacji, co ty na to? Ukażesz resztki anielskiego rozsądku, czy rzucisz się jak pierwszy lepszy dzikus, licząc na to że nie zdąże w niej zagłębić ostrza? - Na dowód swojego działania, czubek ostrza sztyletu zatrzymał się przy lewej piersi... Hm, gdzie kiedyś BYŁA lewa pierś, a pod resztą zaschniętej krwi, a dalej żeber znajdowało się serce. Jeden, szybki ruch i nawet anielska moc nie przywróci jej życia. - Nie muszę jej dostarczać do Kościoła, lubię składać "ofiary" we własnym zakresie. Co prawda ja zamiast spalać serce wyrwane z bijącej piersi wolę je zjeść, no ale... Cóż, inwencja twórcza. - Z uśmiechem aż oblizał lubieżnie wargi, obserwując dalej działania anioła. Co zrobi? Czy zależy ma na życiu jego podwładnej, czy woli jednak zabić jej oprawcę, w imię strategii "do celu po trupach"?

Mam nadzieje że nie będziesz miała mi za złe tego, że postaram się poprowadzić tu Hexa w jak najgorszym możliwym obłędzie. To idealna chwila ku temu :3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.15 2:15  •  Wielka czerwona skała - Page 9 Empty Re: Wielka czerwona skała
Fabian nie mógł sobie pozwolić na nieznanie kogoś takiego jak Hex. Dla niego byłoby to w pewien stopień poniżenia. Nie znać byłego sługę samych aniołów, który postanowił się zbuntować i najwyraźniej w świecie nie należeć do nich. Jeden z niewielu ocalałych z ich gatunku... Jak można sobie pozwolić na nieznanie kogoś takiego? Przecież to skandal w czystej postaci! Dla Guerre jest to skandalem. 
Nie wiedział, czego miał się spodziewać. Jaki on był? Co tak naprawdę potrafi? Czy miał się obawiać? Martwić się? Sam nie wiedział. Nie wiedział, co myśleć o tym wszystkim, jak bardzo powinien się przejmować tamtą kobietą, tą sytuacją. Zachowywać się naturalnie czy użyczyć trochę gry aktorskiej? Ten nieprzyjemny dylemat... 
Bardzo szybko i łatwo został zauważony. Oto mu mniej więcej chodziło. Teoretycznie mógł zadziałać z zaskoczenia, ale wtedy byłoby większe prawdopodobieństwo na niepowodzenie się niż sam zysk. Z jego fobią zdecydowanie byłaby to klęska. I tak, póki co, dobrze się trzyma, rozmawiając z nim praktycznie na luzie, także... Nie jest źle. Ciekaw tylko, ile jeszcze będzie wstanie to ukrywać. Jak szybko Hex zorientuje się, że z archaniołem jest coś nie tak i w pewien sposób dziwnie się zachowuje. Jakby chciał zaraz zwymiotować. Upokorzyłby się wtedy... Prawda? Dlatego najlepiej oddalić się jeszcze o parę metrów, aby chociaż z jego oczu zniknęła postać zakrwawionej kobiety. Żeby już o niej nie myślał, ani na nią nie patrzył. Żeby tylko nie zemdlał... 
Nie skomentował jego słów, które zostały skierowane do samego archanioła. Generalnie nie było poco - nie widział potrzeby wdrążanie się z tym osobnikiem w niepotrzebną konwersację. Negocjacje, niewinne pogróżki, owszem. W końcu to zawsze wychodziło najlepiej, czyż nie? 
Posłał mu żmijowy uśmiech, kiedy tylko ten "wzruszył się" na urocze komplementy ze strony Fabiana. To wychodziło mu najlepiej, musiał przyznać. Krytykowanie innych, docinanie, rzucanie niezbędnych "komplementów" i pouczanie, co i jak ktoś ma zrobić, było z jednych najlepszych zajęć u anioła. Nie zamierzał tego u siebie zmieniać, tego był stuprocentowo pewny.
Oczywiście widok wyrywanego sztyletu z piersi anielicy, a raczej co z tej piersi zostało, nie był najlepszy widokiem dla agresora (w tym wypadku dla Guerre). Zrobiło mu się jeszcze bardziej niedobrze, a nawet przez parę sekund miał odruch wymiotny. Jednak z całej siły ścisnął w ręce trzymany sztylet, który całkiem niedawno wydobył ze skórzanej pochwy, starając się mimo wszystko patrzeć na wroga niż na damę w potrzebie. Ale ten zapach...
Z pewnością nie zamierzał atakować jako pierwszy. Ten, który nie przepada za walkami, woli jakąkolwiek negocjację i generalnie po prostu dla niego walki są fe i najlepiej, aby ich w ogóle nie było. Na pewno z chęcią potarguje się z nim, jednak tak czy siak spodziewał się w tym pewnego haczyku. Za gładko poszłoby, a on w cuda mało kiedy wierzył. 
- Już wspominałem, że jesteś ohydny? Na pewno nie zamierzam atakować jako pierwszy, chyba że jawnie sobie na to zasłużysz. Aż tak bardzo mnie nie pogrzało - stwierdził, biorąc nieco głębszy wdech i odruchowo zrobił jeden krok w tył, gdy tylko sztylet zatrzymał się na jej piersi. Było niedobrze, bardzo niedobrze. Znał swoje limity i czuł, że właśnie limit powoli kończy swój żywot. Teraz dopiero musi naprawdę się skupić, acz był nieco zdekoncentrowany. Musiał sobie jakoś poradzić z tym paradoksalnym problemem. 
- Więc? Czego chcesz za jej uwolnienie? - rzucił jeszcze, drapiąc się w nerwowy sposób po brodzie. Sztylet ciągle trzymał w dłoni, jednakże jego siła trochę spadła. Ogólnie dało się już dostrzec trzęsące się dłonie i nieco zdenerwowany, a raczej drżący głos archanioła. Czy da radę przemóc się swojej fobii? Cóż, zobaczymy.

Nie, nie będę mieć tego za złe, aczkolwiek mam nadzieje, że gdzie indziej także ukażesz jego cały obłęd :> I przepraszam, że dopiero teraz, ale internety padły...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.15 3:34  •  Wielka czerwona skała - Page 9 Empty Re: Wielka czerwona skała
Swoją drogą, to było ramię z którego nóż został wyjęty. Do resztki piersi tylko dotknął ostrzem, nie wbijał go jeszcze :3 I postaram się. Nie przepraszaj.

Skandal... Skandal... Skandal... Zaiste. A gdzie były te skandale gdy Hex doznał "powodu" jaki nie pozwolił mu pozostać w niebie? Gdzie był wielki archanioł Guerre, gdy dżin popadał w powolny, pożerający obłęd? Gdzie on był, gdy widział tą okrutną zbrodnię w szeregach aniołów? GDZIE ON BYŁ, GDY HEX GO POTRZEBOWAŁ?!
Powiem wam gdzie. W swojej bezpiecznej klitce, rezydencji wysadzanej diamentami i złotem, zbudowanej na fundamentach z kości jego wrogów. Tam był. Patrzył stamtąd, z daleka. Nie widział, a może nawet sam wydał ten rozkaz? Nie jest to już ważne. Teraz nie odczuwał zwierzchnictwa jego nad sobą. Teraz, czuł się "sam". Sam swoim Panem. Sam swoim Bogiem. Sam swoim Archaniołem. Czy rudowłosy bojownik światła jest gotów wejść do jaskini węża i stawić czoła mroku? Szaleństwu? Obłędowi? Okrucieństwu? Sadyzmowi? Krwi? Och... Tak, zdecydowanie. Krwi on musi najbardziej się postawić. Bo tej jest tu dużo. Na dżinie. Na ofierze. W ich żyłach... Choć można spytać nawet, czy więcej nie było tej krwi na ich dwójce, niż w faktycznie żyłach anielicy jeszcze mogło pozostać, prawda?
Fakt, trzyma sie nader dzielnie, jak na kogoś kto boi się krwi. To aż dziwne że archanioł "Guerre", gdzie częścią wojny było przelewanie krwi, czuł wobec niej obrzydzenie, strach, lub jakiekolwiek, tego typu negatywne uczucie. Powinien ją uwielbiać. Pławić się w niej. Wprost urządzać sobie lecznice kąpiele w krwi swoich wrogów. Ysh, dziwny ten anioł, dziwny, bardzo dziwny. I jeszcze jego zachowanie też do normalnych nie należało. Wydawał się walczyć sam ze sobą, co było dość... Specyficznym widokiem, ale Hex nie miał w planie go jeszcze podjąć. Jeszcze nie. Znajdzie na to czas. Z pewnością jeszcze im to trochę zajmie... Oj tak. Nikomu się nie spieszyło. Krew sączyła się powoli, jak w klepsydrze czasu przesypywała się ziarna piasku, oddzielające anielicę od oddania ostatniego tchnienia.
Aż mógłby się zmartwić na to, że jego uprzejmie powitanie zostało tak olane. To smutne, co nawet objawił na swojej twarzy Hex, ujawniając wyraz twarzy godny kogoś potwornie rozpaczającego. Trwał w takiej masce krótką chwilę, szybko jednak została ona "złamana" przez jego poprzedni wyraz. Uśmiech. Przez tą specyficzną, Hexowską twarz, która w praktyce nigdy nie mogła być niezadowolona czy zasmucona. Bo nie mogła. Wprost nie potrafił się smucić. Przecież jest jeszcze tyle ofiar do złożenia, tyle krwi do przelania... Czemu tu się smucić?
Nie umknął mu tem żmijowy uśmiech anioła. Ech, czemu ci "aniołowie" nie mogą być tacy jak powinni. Uczynni, mili, przyjemni, a archanioł powinien być szczytem tych cnót. Tu zaś okazuje się być niewiele różniący się od zwykłego rzezimieszka spod mostu, który zauważył, że ktoś chce przekroczyć takowy bez zapłacenia mu. Może i porównanie kiepskie... Ale nawet pasowało, hm?
Sztylet, wyrwany tak wcześnie do walki? Nie za szybko? Przecież nawet jeszcze nie zdążyli zamienić kilku słów, a ten już zamierza w jego stronę wymachiwać tym tępym żelastwem? Hm... Wyglądało to trochę jakby w tym sztylecie pokładał całą swoją siłę, co było o tyle zaskakujące, co... Niepasujące do tej chwili.
- Hmmm... - Zamruczał cicho w zamyśleniu, podnosząc nóż z ciała kobiety do swojego policzka, lekko nim "poklepując" go, zostawiając w ten sposób jeszcze kilka śladów świeżo wydobytej z żył ramienia posoki, która wyglądała dużo przyjemniej niż te zaschnięte ślady skrzepłej. Tak, zdecydowanie lepiej. - Wydajesz się być... Spięty. Coś nie tak? - Mieszanina dziwnego rodzaju troski i zaciekawienia wydobyła się w tym pytaniu skierowanym do rudzielca, a nóż wrócił z powrotem do kreślenia sobie małych ślaczków na mięsistej "dziurze" po piersi, co dla jej (byłej) właścicielki mogłoby być powodem do jęków bólu... Gdyby jeszcze miała na nie siły. A na takową nie wyglądała.
Och, jaki uczynny... Ale mimo to, broń (do walki, rzecz jasna, bo do "sztuki" jaką kreował Hex nie miał broni. Miał pędzle. Na krew) pierwszy wydobył. Hipokryzja? O jeny, jeny, jesteś grzeszny, mój aniele. Bardzo grzeszny. Dlaczego tak?
- Jakieś piętnaście sekund temu wspominałeś o tym. Hm... Czyżbyś się mnie obawiał? Nie jestem demonem, ani diabłem. Jak możesz się bać jednego ze swych sług? - Przechylił głowę lekko na bok, obserwując uważnie jego reakcje na swoje działanie. Cofał się, był niezdecydowany, potrzebował oddechów dla spokoju. Traci na koncentracji, jest zdenerwowany... Nawet miał wrażenie że dostrzega z odległości dygotanie dłoni Czyżby aura obłędu Hexa była aż tak wyczuwalna?
...
Nie, to na pewno nie to. Więc co? Hm...
- Gdyby to było tak proste, Archaniele. Chciałbym móc, tak jak jeszcze kilka lat temu, zażyczyć sobie rozwiązania. Powiedzieć "życzyłbym sobie tego, czego chcę by ją uwolnić", a to by się zjawiło. Niestety jednak, straciłem tą moc, w miarę jak obłęd pożera co raz więcej mojej psychiki. No ale mniejsza o mnie. - Wymierzył ociekającym krwią ostrzem noża, z którego nawet kapało na ziemię w stronę anioła, uśmiechając się wyraźniej. - Chciałbym... - Zmarszczył brwi, gdy nagle dostrzegł coś. Fakt że nóż jest cały we krwi. Och... Nawet dla pewności lekko przesunął głowę w bok, by to sprawdzić. Tak. To zdecydowanie była krew. Przysunął więc ostrze do swych warg i kilkoma liźnięciami języka ściągnął krew z ostrza, ponownie barwiąc swoje wargi szkarłatem, który również lądował w jego ustach, a potem gardle. Po krótkiej chwili ponownie wymierzył - tym razem czystym - ostrzem w stronę Guerre. - Wybacz, zabrudził się. Wracając - chciałbym... Wiedzieć czego chcę. Wiedzieć czego pragnę. Czy możesz mi to dać? - Przechylił głowę na prawy bok, i nawet nie patrząc na anielicę obok obrócił rękojeścią noża w dłoni tak, że trzymał go ostrzem "w tył" ramienia, zamiast jako przedłużenie takowego, i jednym, szybkim ruchem w stronę anielicy zatopił ostrze w jej prawej piersi. Niezbyt głęboko, daleko jeszcze było do serca...
Ale to wystarczyło by obudzić anielicę z braku przytomności. Z cichym załkaniem bólu.
- P-pro... Szę... Z-z-za... Z... Zabij... M... M... Mnie...
- Och? Słyszałeś, Archaniele? Ona już się poddaje... Zdołałbyś ją ocalić, nawet gdybym ją ci teraz oddał? Jej ciało jest oszpecone na zawsze, a jej wzrok teraz zwiedza wnętrze mojego żołądka, gdy po drodze wydłubałem jej oczy i przegryzłem. To ciekawe uczucie, gdy gałka oczna pęka pod naporem zębów... Powinieneś spróbować. - Szybkim ruchem wydobył ostrze z jej piersi, powodując kolejny krwotok, tym razem z - w miarę nienaruszonej części ciała. Ciekawe ile jeszcze tak pociągnie, i ile już krwi straciła...
Długo?
Nieee, raczej nie.

Nie zmieniało to faktu, że osobnik, który jeszcze przed chwilą przybył z wielką chęcią odbicia jego podwładnej z rąk Dżina, teraz...
Teraz niemal legł u jego stóp. Słabł. Złote oczy mogły to zauważyć już teraz. Bladł, tracił orientacje, rezon, skoncentrowanie. Czyżby to widok krwi tak na niego działał? Ex, aktywowałeś się sam? Nie... To nie to...
To krew. Ta cudna posoka, która dostarcza wszystkim życia... A w jego wypadku ogłupia go i niszczy. Interesujące...
- Fabianie, nie wiedziałem o tym, że masz słabość do posoki. Czyżbyś był chętny krwi? - Zielonowłosy z wyraźnym uśmiechem naciął wierzch ramienia do krwi, po czym jednym ze sztyletów, jakie utrzymywały jego "podarek" dla Ao na "sankach" zebrał trochę swojej krwi na ostrze, które następnie miotnął w stronę anioła.
To logiczne że spudłował, że anioł minął ostrze, które wylądowało za nim... Że nawet mimo słabości swojego ciała, chciał atakować...
Ale Ex nie był przewidziany. On zawsze był efektem X, wyłaniającym się z krwi jego "Pana". Z krwi Hexa. I tak też zrobił za plecami Guerre. Zmaterializował się z tych kropli krwi na ostrzu, i w pełnym kontakcie z aniołem wsunął się ukradkiem między jego skrzydła i zacisnął ramię wokół gardła rudowłosego, powodując z pewnością niesamowite, wprost ekstatyczne uczucie bólu...
Dla Hexa z pewnością. Lecz nie dla anioła, którego fobia krwi i ból rzuciły od tego dotyku na kolana, podobnie jak i aura obłędu wokół klona. A co z Hexem? Hex... Hex...
Jego umysł... Niszczał. W sekundach. Jego brutalność... Rosła. Jego ból... Nie był już w tej chwili warty zainteresowania. Pragnął śmierci. Krwi. Ciała...
Dlatego też, z lunatycznym śmiechem niosącym się przez pustynię, wcisną dłonie w miejsce po odciętej piersi anielicy i zaczął odrywać kawałek ciała po kawałeczku, co rusz wsuwając sobie do ust kawałki mdło-słodkiego, krwistego mięsa, jakie łapczywie łykał. Krew! Ciało! Tak...
Ex był tuż przy aniele, wcale nie racząc go niczym przyjemnym. Jego język, niczym smagnięcia ognia piekielnego przesuwał się po lewym uchu Ruttera, cicho szeptając między liźnięciami.
- Gdzie byłeś, Archaniele, gdy twoi podwładni cię potrzebowali? Gdzie byłeś, władco anielskiego rodu, gdy następywał w nim rozłam i śmierć? Gdzie byłeś, Guerre, gdy podwładni cię potrzebowali? Tuż obok... A nie zrobiłeś nic. Patrzyłeś, jak umierają... I tak samo patrz teraz. Cierp, czuj ich ból... Wczuj się w niego... -
W między czasie gdy Ex szeptał i lubieżnie smakował skórę archanioła, Hex zaczął odrywać "na żywca" żebra, wyłamując je i odrzucając gdzieś na boki... Aż w końcu, po wyrwaniu również płuca, dotarł do tego, czego pragnął.
Serce...
Jeszcze bijące...
Nieważne. Zakończył długi śmiech, wyrywając z wyrazem chorej satysfakcji na twarzy z piersi anielicy jej główny organ życia, po czym, z jeszcze ciepłym, ociekającym krwią serduszkiem zaczął iść ku archaniołowi. To już nie był Hex. Jego oczy skryły się w roztarganej fryzurze, błyskając zza nich niemal zwierzęcym szałem. Uśmiech, pełen obłędu, niezrozumiałego szaleństwa błądził po jego twarzy. Cała mimika twarzy wydawała się drżeć i zaginać z każdym krokiem, jakby sam fakt tego, co się dzieje z Hexem nie pozwalał na ukazanie na twarzy siebie. Zbyt złe, by to pokazać...
- Archaniele, za wszystkie twoje niedopełnienia służby, uchybienia i słabość... Skazuje cię na śmierć. Zanim jednak to zrobię, dam ci ostatni posiłek... Doceń moją łaskę, oddaje ci najcenniejszy i najlepszy kąsek. - W końcu staną przed aniołem, zrzuconym na kolana przez przytłaczający ból i niszczący obłęd. Wyjął zza pasa jeden z własnych sztyletów i wbił go bez pytania czy słowa między jego wargi, wyłamując kilka zębów i przeszywając się przez brodę, rozchylając w ten sposób dość... Brutalnie, po czym wepchnął mu do ust serce jego - już nie żywej - podwładnej. Wyrwał ostrze i zamknął jego szczękę, po czym ponownie użył sztyletu - tym razem wbijając go przez brodę, aż po rękojeść, przeszywając serce w jego ustach i sięgając mózgu...
Ale to było dla niego za mało. Dużo za mało. Wbił je aż do samego końca, przez co zakończył przy okazji żywot cielesny archanioła, po czym przykucnął przed nim, uśmiechając się do jego martwych oczu.
- Byłeś piękny, Guerre... Byłeś pożądany... Byłeś władczy... Żywy... - Mówiąc to, powoli zbliżał swoją głowę do jego, martwo zwisającej. Podciągnął podbródek do góry i złożył, na ochładzających się już ustach czuły pocałunek, z formą namiętności...
Jaką było zakończenie go poprzez odgryzienie dolnej wargi, jaką - dla odmiany - wypluł gdzieś na bok.
- Twoje usta... Smakują mdło... Jadem... Tak jak i twoja dusza... - Wyrwał sztylet z jego brody, jednocześnie drugą dłonią wyjmując drugie z krótkich ostrzy...
I wbił oba w klatkę piersiową, nieco powyżej linii płuc. Zsuną ostrza ku sobie, po czym jednym zaczął jechać ku górze, drugim zaś w dół, tworząc - dość krzywy, acz jednak - znak krzyża z długiej, krwawiącej rany, jaka przerysowała się po kościach, a niektóre połamała. Niektóre...
Nie zrobił jednak już nic więcej.
- Puść go.
- Nie będziesz...
Oba ostrza błyskawicznie wbiły się w Ex'a, a zawistny i zdeterminowany wyraz twarzy Dżina mówił jedno - "ja tu rządzę". Klon rozpłynął się, a bezwładne ciało archanioła uderzyło o powierzchnię pustyni...
I od razu wpadł Hexowi do głowy pomysł. Ao chyba go nie zabije za to, że będzie miał jedną ofiarę mniej, prawda? Poza tym...
Już nie żyją. Dlatego też, zaciągnął ciało archanioła na taczkę, kładąc je na pół-nagiej anielicy (zwrócone ku sobie, bo tak), i zaczął ciągnąć ich w inną stronę...
Ku Edenowi. Nim jeszcze ruszył, odgryzł prawe ucho archanioła i żuł je sobie "po drodze"...
Choć nieobiecane jest że nie smakował też innych części ciała archanioła.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.15 15:36  •  Wielka czerwona skała - Page 9 Empty Re: Wielka czerwona skała
-Noo...to weź mi jeszcze raz streść ten swój genialny plan na ściągnięcie mnie stąd bo chyba czegoś nie zrozumiałem! - Zawołał, będąc gdzieś między 5-7 metrem nad poziomem gruntu stałego. Spad trzymał się nerwowo dłońmi wypustek w niemal pionowej ścianie, podpierając się przy tym stopami na czymś w rodzaju lichej półki. Jakoś, gdy jeszcze wchodził na tę skałę wszystko wydawało się jakoś mniej przerażające i problematyczne. Być może powodem tego był fakt, że wdrapanie się na nią wiązało się z uratowaniem swojego życia przed chordą jakichś dziwnych bestii. Problem właściwy zaczął się tworzyć w momencie, w którym zrezygnowane poczwary się rozpierzchły, pozostawiając wilka w spokoju. Od tego momentu minęło blisko dobrych kilkanaście godzin - w sensie, gdy Spad uciekał było późne popołudnie, a obecnie pora dnia choć poranna to nieubłaganie dążyła ku południu.
-Jak zwykle łatwiej wejść niż zejść...- Sykną pod nosem, kładąc z niezadowolenia uszy niemal na płasko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.15 15:50  •  Wielka czerwona skała - Page 9 Empty Re: Wielka czerwona skała
- Genialnego planu nie mam! Mam tylko kilka pomysłów, ale nie wiem, czy dobrze by się skończyły dla Ciebie, mnie, lub dla nas obojga! - krzyknął, słysząc jak echo roznosi jego głos po okolicy. Leżał sobie właśnie na dużej skałce, czując jej chłód na swojej klacie i swoim brzuchu. Leżał właściwie na samym jej brzegu, spoglądając w dół na Spada, któremu raczej kończyły się już siły. Niewiele czasu dzieliło ich od tego, aby słowo ,,Spada" nie było odmianą imienia/przydomka wilka, który wisiał teraz na ścianie, a stanem rzeczy niefajnym, acz nieuchronnym.
- Teoretycznie jesteś trupem! Czemu nie puścisz się, przecież i tak nie umrzesz?! - krzyknął ponownie. - Jak Ci się coś urwie to Cię poskładam, co Ty na to?! Dyplomu nie mam, ale myślę, że dałbym radę!
Spojrzał w górę, obserwując okolicę. Przeczesywał swój umysł w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego pomysłu. Cóż... Wszystko, co przychodziło mu do głowy było dość ryzykowne. Nie mógł sobie pozwolić na ryzyko. Był medykiem, ludzie go potrzebowali. Cholerny Spad, jak zwykle ściągał na siebie kłopoty. A jakieś cholerne zrządzenie losu najwyraźniej miało z tej dwójki ostrą nabitę, bo za każdym razem, gdy temu rudzielcowi się coś działo, lub działo się coś blondasowi - ta dwójka się spotykała i jeden musiał ratować drugiego. Cyrk na kółkach.
- Dobrze się odżywiasz?! Ile ważysz?! Wiesz, teoretycznie jestem aniołem i mam skrzydła, ale nie jestem pewien czy Cię podźwignę! - zawołał jeszcze raz, opierając się brodą na wyciągniętych przed siebie przedramionach. Szare oczy wbijały się w rudzielca, który kurczowo trzymał się skały. Miał skubaniec wytrzymałość.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.15 16:13  •  Wielka czerwona skała - Page 9 Empty Re: Wielka czerwona skała
- Aha, tak mi się właśnie wydawało, że jakoś nie zrozumiałem tej części o braku planu...bo jak można nie mieć planu obijając się tak od co najmniej godziny! Chytry człowiek-przepiórka, a nie anioł, kierwa... - Rzęził, czując jak na czole pulsuje mu żyłka. Z tych mocji pozwolił sobie popuścić uścisk, przez co nieco niebezpiecznie się zachwiał, czując tym samym jak mu serce podchodzi niemal do gardła popychane przez adrenalinę. W takich momentach człowiek błyskawicznie odzyskiwał pokorę, lecz nie Spad, który zaśmiał się nieco histerycznie. Miało to wyjść bardziej złowieszczo, lecz mimo wszystko strach robił swoje, zwłaszcza, że odrętwiałe ciało wilka powoli sugerowało mu, że tak dłużej to już nie pociągnie.
- Ręka nogą, noga ręką?! Spasuję, nie przypominam sobie byś wspominał żeś mistrz składania puzzli i praktycznie to ty zaraz będziesz trupem, jak nie ruszysz tej swojej blond czupryny! - Tu poleciało jeszcze kilka złośliwych, kreatywnych docinek, które ostatecznie ucichły. Spada bowiem zaczynały pochłaniać coraz to czarniejsze scenariusze. Czyżby naprawdę miał być to jego koniec?
-N-no nie bardzo. Jakieś dwa dni temu padlinę dorwałem. Nie chcesz znać szczegółów... - Uszy miał położone po sobie, a ogon skulił pod siebie, po czym podniósł łeb ku górze, patrząc oczami sępiącego o smakołyka psa na Isao. Całkiem na poważnie wziął pytania anioła. Ach ta Despracja...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.15 17:41  •  Wielka czerwona skała - Page 9 Empty Re: Wielka czerwona skała
- Od jakiej godziny?! Wisisz tu już za długo. Straciłeś poczucie czasu! - odkrzyknął w ten sposób właśnie odpowiadając na oburzenie Spada. Gdyby to ktoś inny wisiał na tej skale - Isao zapewne już leciałby mu pomóc. Zrobiłby wszystko co w jego mocy, by jak najszybciej i jak najbezpieczniej ściągnąć taką osobę ze skały i uratować ją. Ale tu była mowa o Spadzie... Z tym rudzielcem łączyła go więź przyjaźni. Często dokuczali sobie nawzajem, a jednocześnie często jeden ratował tyłek drugiego. Teraz Isao odpłacał się za wszystkie, mniej i bardziej drobne, złośliwości jakich doświadczył z rąk szpadla. Ale w gruncie rzeczy nie chciał dla niego niczego złego. Oczywistym było, że uratuje mu tyłek.
- Pamiętaj, że teraz Twoje życie zależy od tego chytrego człowieka-przepiórki! Radziłbym ugryźć się w język! - zawołał, patrząc na niego z góry. Oparł się łokciem o zimną powierzchnię skały, zaś policzkiem o swoją własną dłoń. Podziwiał widok zdesperowanego przyjaciela. Ale koniec tych żartów. Nawet jeżeli jego słowa mogły wywrzeć inne wrażenie - w momencie, gdy spytał rudzielca o wagę, planował sposób uratowania go. Cóż byłby to za ratunek, gdyby podczas próby obaj spadli i się połamali? Żaden, no właśnie. Dlatego musiał pokombinować.
- Słabo mnie jeszcze znasz! Jak kiedyś trzeba Cię będzie poskładać to zapraszam do siebie! Za drobną przysługę naprawimy Cię! - zawołał i zaśmiał się. - No dobra, to działamy. - dodał sam do siebie po cichu.
Wstał i rozprostował kości, wyginając się lekko w tył i wyciągając. Coś chrupło mu w kręgosłupie. Starość nie radość, prawda? Ale owe chrupnięcie przyniosło ulgę i przyjemne uczucie.
- Nie chcę znać szczegółów, masz rację! - odkrzyknął. Poruszył łopatkami, złapał głęboki wdech, zamknął oczy. Z jego pleców zaczęły wyrastać skrzydła. Dwa wielkie skrzydła, pokryte śnieżnobiałymi piórami. Były całkiem spore, miały sporą rozpiętość. Isao poruszył nimi odrobinę, zamachał dwa razy.
- Powinienem Cię dźwignąć, ale wisisz mi przysługę i ubranie! Niby mogłem je zdjąć, ale nie widziało mi się lecenie po Ciebie z gołą klatą! - krzyknął do niego, nachylając się nieco w dół. No i zrobił swoje. Wzbił się w powietrze, podleciał do Spadesa i wyciągnął w jego kierunku dłonie. - Nie myśl sobie, że będę Cię niósł jak księżniczkę. Podaj ręce i złap się mocno! - krzyknął do niego.
Jeżeli Spadonini posłuchał, wkrótce cały ciężar wilka spoczął w dłoniach Iska. Dosłownie. Spad nie miał żadnego gruntu pod nogami, a jedynie dyndał sobie w powietrzu. 55 kilogramów nie było wagą zbyt wielką. Zwłaszcza jak na faceta. Jednak nadal była to dość spora waga do udźwignięcia. Tak więc, by wciągnąć rudzielca na górę, Is musiał włożyć w to nie mało wysiłku. Jakoś jednak się udało. Rudy i blondas znaleźli się na samym szczycie skały. Szarooki padł na kolana i łapał oddech przez otwarte usta, niczym ktoś, kto dopiero co przebiegł kilka kilometrów.
- Zrobisz tak jeszcze raz to będziesz siedział na tych skałach do usranej śmierci. - wychrypiał. Położył się na zimnej ziemi i schował białe skrzydła. Górna część jego garderoby była już do wywalenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.15 19:56  •  Wielka czerwona skała - Page 9 Empty Re: Wielka czerwona skała
Cóż, faktycznie, Spad miał skłonności do wyolbrzymiania w sytuacjach krytycznych, a w takiej też się znajdował od dłuższego czasu toteż na wszelakie zaczepki reagował pianotokiem. Naturalnie wiedział, że skoro magicznym sposobem trafił na Isao, to wszystko będzie dobrze, a przynajmniej istniało na to całkiem spore prawdopodobieństwo.
-Tu akurat przyznam ci racje! - Zdecydowanie wisiał tu za długo, a właściwie przytulał się do czerwonej, skalnej ściany, balansując przy tym na wąskiej, skalnej półce. Po tym, jak nogi zaczęły mu wymiękać asekurował się rękami, lecz zaciśnięte na wypustkach skalnych dłonie niemal już zbielały. Mógłby próbować jakoś zejść, lecz najzwyczajniej w świecie bał się i nie był pewny czy nie przypłaciłby tego jakimś złamaniem, które równoważne było śmierci. W Desperacji, nawet najwytrwalszy drapieżnik, okulawiony staje się łatwą ofiarą dla sprawniejszych.
Rzeczywiście rudzielec nie znał Isao zbyt dobrze, a właściwie wcale, lecz widział już, że jego towarzystwo to zwiastun tego, że coś wisi w powietrzu i bynajmniej nie jest to on. Rzadko mu się zdarzało wisieć, a właściwie to był pierwszy raz.
-Będę ci wisiał co tylko sobie zażyczysz tylko się pośpiesz! - Zawołał, a na odzew nie musiał długo czekać, gdyż po chwili czuł na plecach powiew wiatru wywołany trzepotem skrzydeł blondasa. Przez chwilę się wahał, z powodu swoich zdrętwiałych kończyn. Nie był pewien czy one posłuchają go w takim stopniu w jakim sobie tego życzył, lecz innego wyjścia nie było. Skoczył. Złapał się ramienia towarzysza. Przez chwilę z powodu nagłego obciążenia jakim obdarował Isao, Spad miał wrażenie że spadają, jednak było to chwilowe odczucie. Możliwe, że z ust rudzielca wydobył się wysoki, krótki pisk, lecz nawet jeśli anioł miał zamiar ten fakt wywlekać, wilk nie miał zamiaru się przyznawać. I tak wystarczyło, że przez całą podróż, dopóki nie poczuł gruntu pod stopami, miał zamknięte oczy.
- Spoko, następnym razem dam się rozszarpać. To byłoby mniej przerażające, a i cierpiałbym krócej. - Uśmiechnął się łobuzersko odsłaniając przy tym kły, po czym oddał się chwili wytchnienia. Leżał na chłodnej ziemi brzuchem i merdał zadowolony ogonem, oddychając równie ciężko i łapczywie jak Isao, lecz nie z powodu wysiłku, a nerwów, stresu i strachu. Przekręcił się po chwili na plecy i spojrzał ku niebu, które wydawało mu się jakoś dziwnie blisko. Właściwie, po tym jak zmrużył oczy pokusiłby się o stwierdzenie, że niektóre chmury były niemal na wyciągnięcie ręki. Przekrzywił głowę o 45 stopni w lewo, splatając przy tym ręce na brzuchu. Kontemplował tak chwilę, by zaraz zerwać się do pół siadu.
-Ty, Is, nie-nie-nie-nie-nie chowaj tego jeszcze. - Złapał nagle za jedno ze skrzydeł i pociągnął je na tyle mocno by odwieść towarzysza od znikania ich. - Słuchaj, nie wydaje ci się, że coś jest nie tak? Tak jakoś bardzo? BARDZO? - Nerwowym strzyżeniem uszu sugerował aniołowi by ten się rozejrzał dookoła, choć podejrzewał, że jako stworzenie przebywające przez większość czasu w przestworzach nie zorientuje się o co mu chodzi.
-Nie widzisz nic dziwnego, niepokojącego? Nie? To choć, pokażę ci coś. - Z „poker fejsem” wymalowanym na twarzy podał blondasowi rękę, by ten się na niej dźwignął, a potem podprowadził go pod krawędź skały. - Spójrz w dół, a potem na mnie, w dół, a potem na mnie, a potem powiedz mi jak mam zejść na dół? - Spytał z pełną powagą wymalowaną na twarzy mrugając przy tym inteligentnie co jakiś czas, a przynajmniej do momentu w którym najzwyklej w świecie nie wybuchł śmiechem. Poklepał przy tym blondasa pociesznie po plecach, nie przestając si śmiać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.15 20:57  •  Wielka czerwona skała - Page 9 Empty Re: Wielka czerwona skała
Oj tam od razu zwiastun tego, że coś wisi w powietrzu. Wisieć w powietrzu mógł co najwyżej sam Isao, chociażby z racji tego, że był aniołem. Cóż, jak się okazywało wisieć mógł także Spades, ale to już inna bajka. Widocznie jednak los lubił porobić sobie jaja z ludzi, a zwłaszcza z nich. Dlatego i tylko dlatego (jak to sobie tłumaczył skrzydlaty), zawsze gdy na siebie natrafiali, któryś był w tarapatach. Zaś drugi go z tych tarapatów wyciągał. Isao jednak wiedział, że to nie będzie trwać wiecznie. A przynajmniej taką miał nadzieję.
Ostatecznie i tym razem Isao miał uratować tyłek rudzielcowi, który po kilkunastu godzinach kurczowego uczepiania się skały - miał już dość. Blondas mógł być wdzięczny naturze za to, że obdarowała go czymś tak wspaniałym jak skrzydła. Dzięki nim raczej marne były szanse na to, że kiedyś znajdzie się w podobnej sytuacji do tej, w której znalazł się Spad. Chyba, że ktoś by mu te skrzydła powyrywał. Wtedy już miałby spory problem, tak jak i nasz drogi szpadel.
Właściwie nie zwracał uwagi na to, że rudzielec miał przez cały czas zamknięte oczy. Był zbyt zajęty podźwiganiem ich obojgu na górę. 55 kilogramów było jednak jakimś wyzwaniem zwłaszcza, że ta skała była tak wielka i wysoka. Zdarzało mu się przenosić większe ciężary, jednak na mniejsze dystanse i z mniejszym ryzykiem. Gdyby przypadkiem upuścił wilka - raczej skończyłoby się to dla niego kiepsko. A on straciłby jedną z niewielu osób, które darzył na tyle dużą sympatią, by móc nazwać ją kumplem. Jednak pisk chcąc nie chcąc do jego uszu dotarł. Spad mógł mieć jedynie nadzieję na to, że skrzydlaty nie będzie tego wywlekać. Ale nadzieja matką głupich, prawda? Chyba pora, aby ktoś go tego nauczył (:D).
Gdy już znaleźli się na górze, Isek padł na brzuch i leżąc w ten sposób łapał oddech. Leżenie na plecach z wyciągniętymi skrzydłami byłoby mniej wygodne, temu zdecydował się na taką, a nie inna pozycję. Wyciągnął przed siebie ręce, zgiął je w ramionach i złączył je ze sobą, po czym czołem oparł się o własne przedramiona. Łapał oddech łapczywie i tylko kątem oka zerknął na chodzący w tę i z powrotem ogon wilka. Zabawny widok, musiał przyznać.
- Droga wolna. Mi także oszczędziłbyś wysiłku. - odezwał się, odpowiadając na słowa Spada. Oddychał już nieco spokojniej. Wszystko powoli wracało do normy, więc zamierzał schować skrzydła. Jakże wielkim zdziwieniem dla niego było zachowanie Spadesa. Najpierw krzyki, potem złapanie go za skrzydła. Chcąc nie chcąc - ostatecznie ich nie schował. Za to spojrzał z ogromnym zdziwieniem i brakiem zrozumienia na rudzielca. O co mu chodziło? Może uderzył się w głowę. Podniósł się do pozycji siedzącej. Patrząc na Spadzia, przekrzywił głowę w jedną stronę, a jego jasne włosy zadyndały wesoło w powietrzu. No właśnie... Jasne włosy... Blond włosy... Komuś coś to mówi?
- Ale co nie tak? - spytał, marszcząc brwi. Rozejrzał się, pomyślał, przekrzywił głowę w drugą stronę. Nic z tego, dalej nic nie łapał. Popatrzył na Spadesa pytająco i podał mu dłoń. Rudy pomógł mu wstać, a więc anioł wkrótce stał już na własnych nogach. Z zaciekawieniem i zmieszaniem szedł za wilkiem do skraju skały. Oczywiście nadal nie wiedział o co chodzi. Czy ten wilk zgłupiał? O co mu chodziło? Po minie Iska dało się zrozumieć, że kompletnie nie wie, co zrobił nie tak. Był zbity z tropu i zagubiony niczym dziecko, któremu ktoś zabrał misia, który był tuż przed jego nosem. No bo jak to się mogło stać?!
Tak więc nasz uroczy szarooki inteligent popatrzył w dół. Popatrzył sobie, zawiesił się na chwilę, nic nie mówił i dopiero po chwili do niego dotarło. Tu wyobraźmy sobie, że nagle w jego zaciemnionej, pustej główce zapaliła się żaróweczka.
- Ups. - wydał z siebie tylko tyle, przytykając dłoń do ust. Zamrugał kilkakrotnie i odwrócił głowę, by spojrzeć na spada. Odsunął się od brzegu o krok i ostatecznie zaczął nerwowo mierzwić burzę swoich jasnych kłaków z tyłu głowy. Nie zabrakło przy tym głupkowatego wyszczerza. - I co teraz? - Zadał to pytanie bardziej do siebie niż do Spadesa. Ostatecznie znów zrobił pół kroku w stronę krawędzi. Spojrzał w dół, na Spada, znów w dół i znów na Spada.
- Masz dziewięć żyć, nie? Weź skocz i po sprawie. Posklejamy Cię. Skombinuję jakiś klej i parę nitek, damy radę! - powiedział śmiertelnie wyraźnym tonem. Aby dodać "powagi" swoim słowom do całości dodał jeszcze uniesiony w górę kciuk. Każdy wie, że okejka z fejsbuka daje +100 do autentyczności i zajebistości. - Skacz, tylko nie piszcz tak jak wtedy, gdy Cię wnosiłem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.15 21:46  •  Wielka czerwona skała - Page 9 Empty Re: Wielka czerwona skała
Reakcja Isao rozbawiła Spada jeszcze bardziej, do tego stopnia, że był zmuszony wycierać z kącików oczu łezki. Gdy się już się opanował stanął obok anioła i splótł swoje ramiona na torsie po czym spoglądał z tą samą, pozorną powagą w przepaść.
-No właśnie i co teraz...Chyba umrzemy. - Westchnął teatralnie, bo nie żeby ktoś tu stojący obok miał skrzydła i był tak defakto dwumetrowym aniołem z jakąś skazą fabryczną w postaci blond czupryny, która najwyraźniej zapuszczała swe cebulki w mózgu biednego Isao, lecz hej! Przecież gdyby było inaczej to nie byłby to ten san sam poczciwy Isao.
-Ej, właśnie nie. Jestem wilkiem, nie kotem. Gdybym był tą śmieszną istotą plującą futrem to bym już dawno siedział na ziemi. - Odpowiedział z pewną powagą, lecz po chwili zmarszczył czoło. - No ale teoretycznie raz żem już umarł, a niby żyję, więc może coś w tym jest... - Zamyślił się, co było prawdopodobnie winą okejki, która wywierała presje autentyczności. W końcu czemu Isao miał nie mieć racji? Gość w sumie pracuje u Boga, a to już o czymś świadczy prawda?
-Te, ty się nie baw w jakąś krzyżówkę MacGyvera z pielęgniarką. - Podsumował krytycznie, schodząc myślami na ziemię. Nie żeby nie ufał Isao, no ale od urodzenia nie było potrzeby żadnego większego naprawiania rudzielca i tak miało zostać.
Spad miał już popędzać anioła by się ogarną i ściągnął ich na ziemię, no ale ten poruszył dość....delikatny temat. Zmrużył złowrogo oczy, celując nimi w postać anioła. Zastanawiał się przez chwilę czy skomentować to jakoś czy puścić mimo uszu tę zniewagę. To pierwsze oznaczało przyznanie się do chwili słabości, to drugie też.
- Nie wiem co dzisiaj jadłeś ale wyraźnie ci to szkodzi na zmysły. Wiesz, mylenie góry z dołem, słysznie jakichś dziwnych dźwięków...Powinieneś pomyśleć czy tobie nie przydałoby się trochę kleju czy też nitki. - Odpowiedział wymijająco, po czym uśmiechną się, jak i porozumiewawczo zafalował brwiami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 23 Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 16 ... 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach