Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 16 z 23 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 19 ... 23  Next

Go down

Pisanie 24.02.16 16:13  •  Wielka czerwona skała - Page 16 Empty Re: Wielka czerwona skała
    Po prostu nadmiar pozytywnej energii zielonowłosego był nieco przytłaczający. Fynn nie był pewny jak ma reagować. Z początku starał się trochę ignorować zaczepki nieznajomego, a potem uznał jednak, że powinien na nie odpowiadać. Aktualnie i tak nie miał lepszego zajęcia. Utknął na tej górze wraz z tym szaleńcem, więc był skazany na jego obecność. Nawet jeśli sobie tego nie życzył. Wszystko działo się wbrew jego woli. Przez chwilę poczuł się jak więzień, a przecież wcale nie musiał się tak czuć. Wystarczyłoby położyć wszystkiemu kres. Mógł zwyczajnie odejść, przejść bokiem, nie zatrzymywać się. Dlaczego postąpił inaczej? Sam chciałby wiedzieć... Może jednak coś w nim było? Może dostrzegł coś tym zielonowłosym przygłupie? Coś, czego u innych do tej pory nie widział?
    Chciał tchnąć trochę życia w kogoś takiego jak Fynn? To niesłychane, bo nikt wcześniej tego nie próbował. Albo próbował, choć Riverstone tego nie odczuwał. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że to całe "nieżycie" czarnowłosego mu pasowało. Nie odczuwał jakichś specjalnych chęci do tego, aby zacząć korzystać z życia. Nie miał żadnych zainteresowań, nie miał przyjaciół, nie wspominając już o celu w życiu, którego również nie odnalazł. Ale chyba mu to pasowało. Nigdy nie narzekał na swój żywot. No może czasami miał dość wszechogarniającego uczucia bezradności i zmęczenia, ale oprócz tego było dobrze.
    Pozostawienie przeszłości za sobą nie było takie proste. Fynn nie potrafił tak nagle zapomnieć o tym wszystkim co stało się kiedyś. Wszystkie dawne zdarzenia powracały w koszmarach. Przypominały o sobie, sprawiając chłopakowi ból. Z chęcią wyzbyłby się tego ze swojego życia, ale nie wiedział jak. Koszmary cały czas powracały. Wszystkie wizje przeszłości nasuwały mu się same, podczas snu. Czy to znak, że nie powinien spać? Nie, tego nie mógł zaprzestać. Brak snu źle oddziaływał na organizm, zwłaszcza takiej podniszczonej istoty jak Riverstone.
    A może rozpoczęcie rozmowy wcale nie należało do jego mocnych stron? Może bał się rozmawiać z kimkolwiek? Może był tak nieufny w stosunku do innych, że nie potrafił zacząć normalnej osoby? Inaczej było, gdy to ktoś inny zaczynał konwersację. Czarnowłosy nabierał nieco pewności siebie, starał się odpowiadać na wszystko, lecz nadal robił to z lekką ostrożnością. Niekiedy zwykła rozmowa przeistacza się w rękoczyny lub inne złe rzeczy. Nie chciał kłopotów, nie chciał.
    — Albo to Ty źle to ująłeś. Ofiarą nazywa się kogoś, kto doznaje jakiejś szkody albo umiera. Ofiara to również osoba niezaradna życiowo, niezdarna. Nadal uważasz, że źle Cię zrozumiałem? — spytał, uważnie wpatrując się w złote ślepia rozmówcy. Westchnął głośno, bo po chwili dokończyć swoją wypowiedź. — Nie chcesz? Och, to pewnie dlatego nadałeś mi miano ofiary. Wszystko rozumiem. — odparł z lekkim zażenowaniem w głosie. Zielonowłosy chyba zaczął się mylić we własnych myślach. Albo znał inną definicję słowa "ofiara". Nieważne, nie ma co się rozwodzić nad taką błahostką.
    Nie wyczuł w głosie nieznajomego zdenerwowania, a to oznaczało, że albo był znakomitym kłamcą, albo serio mówił prawdę. Fynn oczywiście obstawił to pierwsze, wiadomo. Nie było mowy o tym żeby całkowicie nieznana osoba chciała pomóc komuś takiego jak Riverstone. To bez sensu. Nie wierzył w bezinteresowną dobroć. Nie dostrzegał żadnych profitów, które mógłby zyskać złotooki. Może chodziło o Mittena? Vesna i tak nie przyzwyczaiłaby się do nowego właściciela. Bardziej prawdopodobne byłoby to, że umarłaby razem z Fynnem.
    — Zawsze zdarzają się wyjątki. Od każdej reguły jest odstępstwo, nawet od mojej olewczości, o ile istnieje takie słowo. Powinieneś się cieszyć, że zainteresowałem się kimś takim jak Ty. — powiedział z lekką pogardą pod koniec. Czy uważał się za lepszego? Raczej nie, po prostu chciał pokazać, że wcale nie jest taki słaby. Jego opłakany stan wcale nie sugerował tego, że jest ofiarą. Zielonowłosy nie powinien o tym zapominać.
    — Nie spytałem, bo nie czułem takiej potrzeby. To co zrobiłeś nazywasz inicjatywą? Nazwałbym to raczej wymuszeniem. Inicjatywa to impuls do działania, bodziec albo aktywność do działania, a nie robienie czegoś wbrew woli innych. — wyjaśnił najspokojniej jak umiał. Znowu chciał udowodnić swoją rację, którą chyba miał. Możliwe, że nieznajomy chciał dobrze (bo takiej opcji nie wykluczał, choć raczej według niego była mało prawdopodobna), ale jak na razie wszystko szło w złym kierunku. Oboje się przekomarzali, chcąc udowodnić swoją rację. Spierali się, a to nie prowadziło do niczego dobrego. Ta cała sytuacja była nieco męcząca, a rozmowy przecież nie powinny takie być, prawda? Aż miało się ochotę zatkać uszy.
    — I jestem zdania, że nie warto ryzykować da tych kilku procent, nawet jeśli miałby wyjść z tego coś dobrego. Tak, chcę się trzymać takiego życia, przyzwyczaiłem się już do niego. Każdy z nas powoli umiera. Ty też. To co z tego, że robisz ciekawsze rzeczy? I tak umrzesz, a wtedy nie będzie się liczyło to, co robiłeś tu, na ziemi. — wytłumaczył, oddychając głośno. i takim oto cudem wiecznie milczący Fynn rozgadał się, jakby zielonowłosy był jego przyjacielem. A nie był. Pierwszy raz od dłuższego czasu czarnowłosy z kimś rozmawiał. W sumie to mógł się odwrócić plecami i zignorować obecność złotookiego, ale nie zrobił tego. Czemu? Nie wiedział. Może faktycznie w tym uśmiechniętym ryjcu było coś magnetycznego, coś hipnotyzującego, coś co skupiło uwagę Riverstone'a. Może.
    Znowu przeniósł wzrok na kotkę, która skuliła się jakby była psem. Oczywiście dalej leżała na kolanach swojego właściciela. Możliwe, że miała zamknięte oczy, nie mógł tego stwierdzić, bo schowała pyszczek. Dobrze, że przynajmniej jej sierść dawała mu trochę ciepła. Robiło się trochę chłodno i coraz ciemniej, a on miał na sobie tylko sweter. Za kilka minut będzie drżeć z zimna. Jego ciało będzie próbowało wydobyć z siebie ostatnie pokłady ciepła. Wiedział to. Na samą myśl o tym schował ręce w rękawy, jak jakiś mnich.
    — Nie umrę w samotności. — burknął, wskazując rękawem na Vesnę, która odpoczywała na jego nogach. Wiedział, ze jeśli będzie bliski śmierci, to kocica przy nim będzie. Dotrzyma mu towarzystwa w ostatnich chwilach życia. Nie umrze w samotności. Był tego niemalże pewny. Przez chwilę się zawahał, ale szybko rozwiał wątpliwości. Bardzo szybko.
    Zerknął na zielonowłosego, gdy zajmował wygodniejszą pozycję. Ułożył się dość blisko, ale przyjął beznadziejną pozycję. Był niemalże idealnie wystawiony na ewentualny sierpowy od Riverstone'a. Bo to mogło się zdarzyć. No halo, od samego początku wszystko toczyło się w złym kierunku.
    A potem złotooki zaczął mówić. Fynn nie spodziewał się tak długiej przemowy, serio. Kto normalny prawiłby takie morały nieznajomemu? Nikt. Musiał mieć do czynienia z szaleńcem. Musiał.
    — Pomyślałem już o tym i nadal twierdzę, ze to co zrobiłeś jest totalnie bez sensu. Zgwałcić? Niezła próba rozśmieszenia, punkt dla Ciebie. Ej, nie... zwykłe poruszanie się też wymaga życia. Wcale nie wypieram się człowieczeństwa, wypieram się społeczeństwa, które jest parszywe, obłudne i głupie. W większości. — rzekł, próbując odpowiedzieć na wszystkie pytania, które usłyszał. Miło, że ktoś starał się go ruszyć, ale mimo wszystko nieznajomemu całkowicie to nie szło, bo Fynn i tak wiedział swoje. — Śmiało, zrób to. Podobno mam smaczną krew, tak mi się wydaje. — odparł, odsłaniając rękę, na której oczywiście wyraźnie były zarysowane żyły. Czyżby coś podejrzewał? Najpierw ta gadka o ofierze, później o wampirze i ten dziwny gest. Coś mu śmierdziało. Pomachał tak mu ręką przed twarzą, by po chwili znów schować ją do ciepłego rękawa.
    I ostatnia kwestia czymś w nim poruszyła. Poczuł lekki ścisk w żołądku. Wzrok wbił w kotkę, która właśnie zmieniła swoje miejsce. Zeszła z kolan czarnowłosego i zajęła miejsce obok nich (kolan). Fynn poczuł jakby coś ściskało go za gardło. Hex zdecydowanie za bardzo mieszał się w jego życie. Nie pasowało mu to. Nie miał ochoty słuchać gatki jakiegoś niby anioła. Powoli wyjął prawą rękę z rękawa, by następnie zamachnąć się nią w stronę zielonowłosego. Ułożył ją na mostku zielonowłosego, a potem błyskawicznie pchnął go, przewracając go na ziemię. Możliwe, że można było usłyszeć uderzenie pleców Hexa na skałę. Czarnowłosy zbliżył usta do ucha złotookiego. Uśmiechnął się krzywo.
    — Odpuść sobie. — wyszeptał, wracając na swoje miejsce. Siedział, jakby nic się nie stało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.16 19:41  •  Wielka czerwona skała - Page 16 Empty Re: Wielka czerwona skała
Coś jest w tej osobie. Sporo osób które spotyka w jakiś sposób są zdziwione, lub nie zdolne do pojęcia sposobu myślenia czy działania Hexa. Wszak większość ludzi ma stabilne charaktery i sposoby myślenia, wie co robić, i wie czego robić nie ma żadnego sensu. Dlatego, słysząc lub widząc Hexa i jego "sposoby", miał okazję nie raz widzieć drapanie się po głowie w konsternacji, czy miny wyrażające niezrozumienie. Nie czuł się jednak źle z faktem tej specyficzności, jakkolwiek to nie wyglądało. Gdy chciał - potrafił być normalny. Nie czuł jednak potrzeby, by ten świat posiadał kolejnego, szarego, wiecznie niezadowolonego z życia osobnika. Stąd, czy w chorobie, czy w bólu lub agonii - zawsze znajduje powód do uśmiechu, i zapewne z takim samym uśmiechem umrze. Bo w końcu to się stanie - w końcu nie uda mu się uciec z kryzysowej sytuacji. W końcu ktoś go zabije, lub coś. Wiedział o tym, ale nie bał się tego.
Był gotów, na moment gdy uzyska spokój. Spokój, jakiego sobie odbiera po dziś dzień, by ten moment nirvany był... Taki jaki być powinien. Dobry.
Cóż, więc teraz próbuje Hex, i robi to nader skutecznie, ay? Może i robił to wbrew woli chłopaka, ale zmusił go do działania. Do odrobiny wysiłku, do odrobiny rozmowy, do życia. Może i bolało, ale hej! Ból to znacznik tego, że wciąż żyjesz, więc to chyba dobrze, jak boli, prawda? I skoro nie miał tego wszystkiego, to zawsze można to odnaleźć. Kto wie, może to właśnie Hex mu pomoże? A jeśli nie - wskaże odpowiedni kierunek. Lub chociaż spróbuje, co będzie mógł.
Nigdy nie jest proste, gdyby było, ludzie tacy jak brunet nie istnieliby. Świat byłby stworzony tylko z ludzi bez ukształtowania z przeszłości, co mogłoby być na równi zaletą, co wadą. Wszak z przeszłości można wynieść tyle dobra, ile zła. Hex wyniósł obu rzeczy tyle, że ciężko było czasami się zdecydować na któreś z tych. Wspomnienia osób, zjawisk, działań czy zwyczajnie zdarzeń, które niosły dobro, lub tych, które niosły zło. Odwieczna walka wewnątrz jego ciała i duszy, i właśnie chce wciągnąć w taki konflikt kolejną osobę. Wyhodować szaleńca, w pewnym sensie. Czy materiał hodowlany jest gotów?
Skoro więc nie należało, to tym lepiej że natrafił na Hexa. Jak doskonale widać - on nie ma najmniejszego problemu z rozpoczęciem rozmowy, podtrzymaniem jej, i skończeniem. Łiiii! Idealny partner do rozmowy!
Na postawione pytanie rozchylił usta i uniósł dłoń z palcem w górze, jakby chciał coś powiedzieć, i zamarł na sekundę czy dwie w tej pozie. Chwila namysłu. 3... 2... 1...
- W sumie, możesz mieć racje, i "ofiara" nie było odpowiednim słowem. Wybacz, musiałem rąbnąć w ten kamień mocniej, niż sądziłem. - Westchnął, przesuwając dłonią po twarzy z kręceniem nią na boki w geście niedowierzania. Chyba naprawdę mógł coś uszkodzić, skoro mylił stwierdzenia.
- Więc będziesz moim towarzyszem rozmowy. Lepiej? - Spytał po krótkiej chwili, jakby chciał się poprawić. Co prawda raczej nie miał co wierzyć w to, że się tak szybko poprawi w oczach bruneta, ale kto wie. Może przyznanie się do błędu jednak okaże się być pomocne? Może wtedy brunet zrozumie, że ma na przeciw siebie osobę, która też popełnia błędy? Która jest... Ludzka?
- Och! - Jęknął, łapiąc się za klatkę piersiową z wyrazem bólu wyrysowanym na licu. I tak pewnie nie było go widać, ale liczy się zamysł! - To prawie bolało! - Stwierdził, po chwili jednak opuszczając dłonie i powracając do jako-takiej, normalnej postawy. - Niemniej, dziękuję za twoją uwagę. Gdyby nie ona - nie byłoby nas teraz, tutaj. Podziękuj sobie - inaczej nie miałbyś mnie całego dla siebie. - Zachichotał cicho, nie mogąc się powstrzymać. O ile nie chciał go drażnić, tak nie mógł się powstrzymać od cichego śmiechu, rozbawiony przez samego siebie. Oj, pożyłby we własnym towarzystwie dobrze jakiś czas, prawda?
- A ja nazywam inicjatywą, nawet jeśli to błąd. Jesteś całkiem dobrze wyedukowany, jak na tutejsze klimaty. Pochodzisz z Miasta, prawda? - Zaganił, zauważając ten fakt już w kilku momentach. Osoby tutaj raczej nie myślą w taki sposób. Są brutalne i twarde, większość spraw rozwiązują siłą, nie mają cierpliwości czy choćby tej wiedzy, którą ma brunet. Stąd, zaciekawiony tym faktem spytał o to, i zapewne w jakiś sposób mógł przypomnieć stare rany, ale... Cóż, tego się już nie odczyni.
- Może, ale powiedz mi, co zrobisz gdy jednak życie postawi cię przed ryzykiem, bez innego, możliwego wyboru. Co wtedy? - Jeśli faktycznie tak unika ryzyka, to co w sytuacji gdy nie będzie możliwe uniknięcie go? Gdy podjęcie go będzie wyborem między życiem, a śmiercią? Co wtedy?
Hm, tu chociaż mają podobieństwo. Obaj mają na sobie dość... Cienkie ciuchy, co może okazać się problemem w niedalekiej przyszłości zimnej, pustynnej nocy. Właściwie, po co z nim siedzi, a nie idzie w kierunku gór, by dotrzeć do swojego łóżka i glebnąć się pod, w miarę ciepłym kocem? To dobre pytanie.
- Ale wtedy zostawisz ją. - Może to trochę zmiana myśli, ale z drugiej strony, skoro tak zależy mu na tej kotce, ponownie ciekawość wzięła górę, i pytanie (zadane w domyśle) na ten temat ruszyło. Może dowie się czegoś ciekawego?
Może chciał ukazać mu swoje zaufanie? To, że powierza mu w tej chwili siebie samego, że mu ufa, na rzecz ich rozmowy?
- Aż tak nie wierzysz w mój urok osobisty? - Jęknął zawiedziony. A już myślał że uda mu się go zaprosić na romantyczny wieczór pod nieboskłonem, na płaskowyżu ogromnej skały.
... Och, fakt.
Nawet pomimo mroku, był w stanie dostrzec machającą mu przed oczyma rękę. Jego usta podświadomie się rozchyliły, a zęby obnażyły. Jego dłonie niemal same powoli sięgały w kierunku tej ręki, podobnie jak i całe ciało wychylało się, powoli...
Zmusił się do zagryzienia warg i cofnięcia w tył z wyraźnym trudem. Zacisnął powieki, nie chcąc mu nic zrobić. Nie mógł. Nie po tym wszystkim, co powiedział.
Tylko krótki moment po otwarciu oczu i zmianie tematu, Hex nagle wylądował na glebie, a brunet przysuną się bliżej, szeptając do niego. Ta jedna chwila sprawiła, że jego twarz niemal rozpromieniała szerokim uśmiechem, a Hex nie tylko podniósł się z powrotem do siadu, ale i przysuną bliżej.
- Nie odpuszczę. Właśnie tym mi pokazałeś, że nie powinienem tego odpuścić. Że jesteś warty moich starań, i jakkolwiek spróbujesz temu zaprzeczyć lub mnie zniechęcić - teraz już wiem, że dobrze robię. Że warto - dla Ciebie. - Szybkim ruchem ramienia wychylił rękę w stronę bruneta, by następnie poklepać go po niej. Delikatnie, "ciepło", w pewnym sensie. Cofnął po tym rękę, i tak siedział obok, uśmiechając się w mroku. Nie mówił.
Czekał aż to chłopak zacznie mówić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.02.16 18:37  •  Wielka czerwona skała - Page 16 Empty Re: Wielka czerwona skała
    W każdym coś jest, ale nie zawsze się to dostrzega, prawda? Hex również miał w sobie to coś, czego Riverstone nie potrafił nawet opisać słowami. Ale dostrzegł to, punkt dla niego. Och, kto by się spodziewał, że czarnowłosy jest zdolny zauważyć coś unikatowego w nieznajomej osobie. Przecież jeszcze nie tak dawno zapierał się rękoma i nogami przed rozmowami z innymi. Czyżby coś nim pękło? Może. Czy zrozumiał, że potrzebuje do przeżycia innych istot? Wątpliwe.
    Fynn słyszał kiedyś o ludziach, którzy potrafią odnaleźć szczęście nawet w błahych rzeczach. Nie mógł ich pojąć. Jak można znaleźć pozytywy w śmierci? Dla niego wszystko było jednym wielkim smutkiem, w którym coraz bardziej się pogrążał. Z czasem nawet te rzeczy, które powinny sprawiać radość przestały go interesować. Wolał zająć się podróżowaniem. Bezcelowa wędrówka była dla niego ucieczką od rzeczywistości. Gdy przemieszczał się z miejsca na miejsce nie musiał się zastanawiać nad wszystkim. Ten tryb życia mu odpowiadał. Był bardzo schematyczny, znał go na pamięć. I niekoniecznie chciał w nim coś zmienić.
    Mimo wszystko zmuszanie Fynna nie było zbyt dobrym pomysłem. Czarnowłosy irytował się bardzo szybko. Zawsze był zły, gdy coś nie szło po jego myśli. Zazwyczaj unikał jakichkolwiek bójek i innych kłopotów. Wolał uciec, odwrócić się w drugą stronę i ruszyć dalej. Ale nie unikał ludzi tylko dlatego, że go krzywdzili. Po prostu nie potrafił rozmawiać z innymi. Często po prostu odstraszał ludzi swoim wyglądem. Nie chodzi o to, że z niego brzydal, nie. Chodzi o to, że nie każdy normalnie reaguje na chłopaka z podbitymi oczami, który swoją gadką zniechęca do rozmowy.
    Jakiś czas temu czarnowłosy doszedł do wniosku, że tylko poprzez śmierć może uwolnić się od piętna przeszłości. Ale nie miał zamiaru się zabijać. Faktycznie, nie miał po co żyć, bo nawet nie znał swojego celu. Uznał natomiast, że warto jest żyć dla Vesny. Kotka go potrzebowała, a on nie miał zamiaru zostawić jej samej. Domyślał się, że jego śmierć byłaby równoznaczna z jej końcem. Jedno nie mogło istnieć bez drugiego. Ech, nie... co ja bredzę? Chyba po prostu chcę powiedzieć, że Fynn bardzo przeżywałby stratę Mittena.
    Skrzywił się lekko, widząc gest zielonowłosego. Zauważył, że mężczyzna dość często miał w zwyczaju układanie ręki na kształt pistoletu. Może to świadczyło i jego masochistycznych zapędach? Nie obchodziło go to. Może to był po prostu zwykły palec wskazujący uniesiony ku górze. To było bardziej prawdopodobne.
    — Mogę? Ja mam rację. Dobrze, że przynajmniej zauważyłeś swój błąd i uparcie nie tkwisz w swoim fałszywym przekonaniu. Och, faktycznie, musiałeś uderzyć się dość mocno, spłaszczył Ci się nos. — odpowiedział spokojnie, przechylając głowę nieco w bok. Zaczął się przyglądać swojemu rozmówcy, jakby naprawdę coś mu się stało. Ale nie, jego nos był w porządku. Chyba. Możliwe, że to była próba zażartowania. Kiepska, bo kiepska. Mówi się trudno.
    — Towarzysz rozmowy... Przypominam, że jestem tu, bo mnie zmusiłeś. Te kiepsko pasują do tej sytuacji, ale są lepsze niż miano ofiary. Ta. — burknął, odwracając wzrok gdzieś w bok. Pewnie przyglądał się widokom, na które mógł spojrzeć dzięki temu, że wdrapał się na górę. Nie, nie uznał tego jako pozytyw. Wciąż uważał, że to wszystko było totalnie bez sensu i lepiej byłoby gdyby sobie stąd poszedł.
    — Ale ja od samego początku staram się Ci powiedzieć, że wcale nie chcę tu być. Jestem tu tylko dlatego, że mnie tu zaciągnąłeś siłą. No i regeneruję siły przed dalszą wędrówką. Ty się nie liczysz. Ani trochę. — skomentował dość ostro, nie zważając przy tym na to, iż mógł tą wypowiedzą sprawić Hexowi przykrość. Totalnie go to nie obchodziło. Jak na razie robił wszystko źle. Denerwowało go to. Czuł się jakby był prowokowany. Zacisnął pięść, odetchnął głębiej, jakby powstrzymywał się od uderzenia lub zrobienia czegoś złego. Możliwe, że tak było. Ale lepiej się nad tym nie rozwodzić.
    — Uważasz, że teraz mam Cię całego dla siebie? Zastanów się nad tym jeszcze raz i powtórz to. Chcę to usłyszeć jeszcze raz. — powiedział z lekkim zainteresowaniem. Takiego wyznania się nie spodziewał. Przez głowę bruneta przemknęło kilka nieczystych myśli. Kilka brutalnych pomysłów. Chciał uświadomić Hexa, że nie powinien mówić takich rzeczy, bo ktoś może to źle zrozumieć i wykorzystać to. Riverstone nawet nie wyczuł w tym zdani żartu. Potraktował tę kwestię zupełnie poważnie. Przez chwilę myślę, czy to przypadkiem nie była propozycja seksualna. — Nie powinno Cię to obchodzić. I nie, wcale nie jestem wyedukowany, mówię o rzeczach oczywistych. — dodał po kilku chwilach. Możliwe, że potraktował to jako komplement albo zwyczajnie to olał, uznając zielonowłosego za lizusa.
    Właśnie, Desperacja była przepełniona plugawymi, brutalnymi i twardymi istotami. Brunet zawsze trzymał się na boku. Unikał kłopotów, unikał kontaktów z innymi, a zwłaszcza z takimi typowymi desperatami. Odpowiedział jak odpowiedział, nawet przez chwilę nie myśląc o swoim pochodzeniu. Sam nie był do końca pewny, czy wie, gdzie dokładnie się urodził.
    — Ryzykiem? Jak dotąd nigdy nie przydarzyła mi się sytuacja, w której miałbym do wyboru same gówniane wybory. Zawsze mogłem rozwiązać problem bez jakiegokolwiek ryzyka. A jeśli mi się coś takiego przydarzy... to wtedy się zastanowię. Wszystko zależy od sytuacji. —odparł obojętnie, wywracając oczami. Serio, nie przypominał sobie, żeby w swoim życiu został postawiony przed wyborem, który miał same złe wyjścia. Zazwyczaj zawsze była chociaż jedna opcja, która była dobra. Po prostu. Od dłuższego czasu prowadził tak bezkompromisowe życie, że był w stanie przypomnieć sobie żadnej gównianej sytuacji, w której musiał ryzykować.
    — Zawsze mogę ją zabrać za sobą. — odparł spokojnie. Uznał bowiem, że takie wyjście byłoby najlepsze dla Vesny. Po prostu.
    — Urok osobisty? — powtórzył, krzywiąc się. Nie zaprzeczył, ale również nie potwierdził tego. Nie wiedział co o tym myśleć. Dopiero teraz przyjrzał się dokładniej rozmówcy. Mógłby pokusić się o stwierdzenie, że zielonowłosy był w jego typie, ale nie odważyłby się powiedzieć tego na głos. Poza tym to i tak było mało istotne, wkrótce rozejdą się w swoje strony i raczej nie spotkają się kolejny raz.
    Po tej całej akcji z ręką Fynn był niemalże pewny, że Hex ma ze sobą jakieś większe problemy. Był sadystą? Masochistą? Kanibalem? Tłumił w sobie agresję? A może wszystko jednocześnie? Nie wiedział, ale poczuł, że chce uzyskać odpowiedź. — Co z Tobą? Widziałem to. Powiedz mi wszystko, będzie Ci lżej. Poza tym nie spotkamy się już więcej. — zaproponował, możliwe nawet, że kącik jego ust delikatnie drgnął. Zainteresował się. Kto by pomyślał, że problemy jakiegoś nieznajomego mogą go poruszyć? Nikt.
    — Rób co chcesz, ale mnie w to nie mieszaj.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.16 17:36  •  Wielka czerwona skała - Page 16 Empty Re: Wielka czerwona skała
Hm, ciekawe co mógł dostrzec pod osłonką tego szaleństwa i głupoty. No i nieodpowiedzialności. A także kilku innych, różnorakich cech jakimi można opisać zielonowłosego. Może faktycznie Fynn dostrzegł w nim coś więcej, niż tylko powierzchnie? Coś, co ukrywa przed innymi, coś, co chowa pod setką i jeszcze jedną ze swoich masek różnych ról i charakterów? Może dostrzegł tą prawdziwą część dżina, tą, której nie zna wiele osób? Czas pokaże. Wiadomo jednak, że jeśli faktycznie wcześniej osobnik przed nim tak zapierał się i uciekał od rozmów, to coś musiało sprawić, że jednak dał się złapać na osobowość złotookiego. Coś, nieważne w zasadzie co. Ważne, że zadziałało.
Tak jak dla niego wszystko było smutkiem, tak dla osób takich jak Hex to było powodem do uśmiechu. Czy to z własnego bycia żałosnym, czy to z rozbawienia sytuacją, czy nawet dlatego, że żadna, inna reakcja nie pasuje. Wszak lepiej jest się uśmiechać, niż płakać czy jęczeć i przeklinać swój los. To niewiele da, a skoro i tak nic nie zmienisz, możesz to przyjąć z godnością. Uśmiechem. Na siebie. Umrzesz? Nie? Trudno. Cokolwiek się stanie - jesteś na to gotowy, i przyjmiesz to z godnie, jak człowiek, nie szczur.
Może i nie był to dobry pomysł, zmuszać go do tej rozmowy, ale z drugiej strony, nie byłby w stanie inaczej przekonać go, do otwarcia się niż właśnie tak. Czy gdyby nie wciągnął chłopaka na górę, ten byłby tak samo skłonny do rozmowy na dole, zamiast zwyczajnie odejść, pójść sobie jak najdalej i całkowicie olać towarzystwo kapelusznika? Właśnie. Więc może i zrobił to wbrew woli bruneta, i ten nie był tym zadowolony, ale hej! Czasem trzeba coś poświęcić, by coś zyskać. W tym wypadku, bladoskóry poświęca swoją cierpliwość i czas na rzecz losowej osoby z pustyni niedobrowolnie, ale za to może z profitem pod postacią kogoś, z kim będzie mógł porozmawiać gdy będzie potrzebował. Gdy poczuje, że nie ma nikogo innego. Gdy zwyczajnie będzie miał ochotę. O ile oczywiście się przełamie i da mu szansę.
Ej no, jest inny sposób na uwolnienie się od przeszłości. Wystarczy znaleźć kogoś, kto zna się na chemikaliach lub anioła który umie robić pranie mózgu, i poprosić o amnezję. Bum! Sprawa załatwiona, pamięć znika gdzieś daleko w odmętach czasu, a ty zostajesz z tym, co masz teraz i tylko teraz. Niby opcja, ale jednak pewnie byłaby groźna, bo w taki sposób z łatwością można by się pozbyć świadomości zagrożenia ze strony otoczenia. Przykładowo, że ten kotek może być groźny, a od obcych ludzi nie powinno się przyjmować cukierków, czy coś. A zwierzaczek po śmierci właściciela raczej dałby sobie radę sam. Inne jej typu sobie radzą, czemu ona by nie miała?
Nie powinien za mocno wczytywać się w gestykulacje zielonowłosego, bo ta bywa czasami dość energiczna i bezsensowna. Dżin może w każdej chwili nawet wyrzucić ramiona do góry i zacząć nimi machać na boki jak idiota, zupełnie nie dopasowywując tego w żaden sposób do rozmowy. Zwyczajnie nie ma potrzeby - tak ten gest z palcem podobnie. Nie było w nim powodu, czy sensu. Miał być zaczątkiem czegoś, ale przestał.
Na uwagę o nosie aż z ciekawości sprawdził dłonią swój nos, ale ten wydawał się mieć dość normalny kształt, więc po chwili testu wzruszył barkami, układając dłonie na swoich kolanach. - Pomyłki się zdarzają, prawda? - Zaganił na moment jeszcze do słowach a pro po jego błędu, a na burknięcie przewrócił oczyma z westchnięciem. - Nie każ mi się za każdym razem do ciebie zwracać "Towarzysz rozmowy będący nim wbrew swej woli". Może zdradź mi swoje imię? Będzie ci łatwiej, moje już znasz. - Wątpił by ten fortel i próba wkręcenia w przedstawienie się zadziałała, ale kto wie, może się uda? Raczej nie chciał się do niego zwracać tak długim tytułem, w połowie mówienia go zapomni, o co chciał spytać lub co powiedzieć. I wtedy będzie słabo.
Powtórka z teatru ze strzałą w serce. Obiema dłońmi złapał się mocno za pierś i jęknął boleśnie, opadając na plecy. - Och, ten ból! Ranisz moje serce, ono krwawi przez ciebie! - Oczywiście, było to raczej sparodiowanie bólu, niż faktyczna reakcja na ten ostry komentarz. Nie wzruszył go za nadto, on wiedział swoje, i wiedział, że zrobił dobrze. Nawet jeśli dobrze nie zrobił. Ot, takie przeczucie, głęboko w trzewiach.
Na kolejne pytanie jednak ściągnął brwi, przerywając swój teatrzyk i podnosząc się do siadu z drobną konfuzją. Możliwe że nie wyłapał podwójnego dna tego pytania, i o ile często myśli "na dwa sposoby", tak tutaj w ogóle wypadło mu z głowy to, jak to może brzmieć. Stąd też, z lekka skołowany skiną głową, odpowiadając twierdząco. - Nie widzę tu nikogo, z kim mógłbyś się mną dzielić, więc tak. Jestem cały dla Ciebie. - Miał na myśli dość platoniczny sposób w tej chwili, rozmową, co było zaskakujące przy jego usposobieniu. I fakcie, że zwyczajnie nie wyłapał podtekstu. Możliwe że faktycznie uderzył w tą skałę silniej, niż sądził. Huh, kto wie.
- Byłem zaciekawiony, większość osób z Desperacji używa prostego języka, nie należy do elokwentnych, a tym bardziej nie neguje istnienia wyrazów, jakie są wypowiedziane przez inną osobę. Stąd pytanie. - Mało tu raczej jest słowników synonimów, czy też osób znających się ogólnie na wymowie i słowotwórstwie i jego zakresie. O ile Hex nie był w tym specjalistą, tak ten fakt zdołał dość łatwo zauważyć. Mało kto by go poprawiał, prędzej uznałby, że nie rozumie i to wina głupoty/szaleństwa Hexa, niż próbowałby odnaleźć logikę. A tu pojawił się on, i zrobił inaczej. No no.
- Hmmm, a co zrobisz w tej sytuacji? Teoretycznie nie wiesz, kiedy ci pozwolę zejść, i czy w ogóle pozwolę. Nie zrozum mnie źle - pewnie za jakiś czas pomogę ci zejść i się rozejdziemy. Ale gdybym nie chciał, i miałbym w planie cię zostawić tutaj - co byś zrobił wtedy? - To była sytuacja teoretyczna, więc nie powinien się w nią za mocno wczytywać. Nawet od razu przy tłumaczeniu, by nie zrozumiał tego źle uniesieniem rąk na wysokość barków i lekkim wychylaniem ich w jego stronę chciał zaznaczyć, żeby nie brał tego na poważnie. Tak "spokojnie, spokojnie", i tym podobne. To była sytuacja teoretyczna, i chciał o nią spytać. Tyle, i tylko tyle.
- Więc zamiast pozwolić jej żyć bez siebie, byłbyś jak Faraon, i zabrał ją ze sobą do grobu? Troszkę egoistyczne. - Zauważył, ściągając na moment kapelusz z głowy i przecierając jego rondo drugą dłonią. Nie widział, by było brudne, ale czuł, jak przy ruchach dłonią coś się po nim przewala. Dlatego też to zrobił, i włożył go z powrotem na głowę, przy pytaniu o urok. - Nie mi to stwierdzić. Wiem tylko że już rozkładałem nogi przed innymi, i oni przede mną. - Stwierdził ze wzruszeniem barków. Nie miał zamiaru stwierdzać, że faktycznie czuje się jak osoba pociągająca. O ile czasami faktycznie tak bywało, tak nie czuł się w nastroju na takie przechwałki teraz. Akurat jakoś tak wyszło, że postanowił grać rolę bezpieczno-pomocną. Uległą, w jakimś sensie.
I wtedy była sytuacja z ręką, po której dość szybko spytano, o co chodzi. Syknął niechętnie na pytanie, chyba pierwszy raz pokazując ze swojej strony jakikolwiek negatywny gest, po czym jednak odetchnął głęboko, kładąc lewą dłoń na karku i pocierając go nią. - Wiesz, istnieje choroba, którą można złapać, gdy zostaje się pogryzionym, podrapanym lub ogólnie w jakiś sposób uszkodzonym przez bestie zarażone wirusem. Ta choroba wytwarza w tobie pragnienie krwi. Narastające, co raz silniejsze i większe. - Wyciągnął dłoń z porwanego rękawa i złapał drugą dłonią jego dłoń, przytykając ją do swojego przegubu, poznaczonego dziesiątkami blizn. - A ja nie zawsze miałem pod ręką chętnych krwiodawców. Przepraszam za to. - Puścił jego dłoń, wzdychając ciężko, spuszczając wzrok na ziemię, skąpaną w mroku. Tak długo jak rozmawia z nim, ona nie będzie mu przeszkadzać. Nie powinna. Przecież jest na pustej przestrzeni, widzi i słyszy wszystko, gdziekolwiek i skądkolwiek przyjdzie. Nic się nie zakradnie, nic nie przyjdzie. Hehe... Nie ma jak, nie powinno.
- Więc ty wmieszaj mnie w to. - Rzucił na zmianę nastroju, znów podnosząc wzrok i uśmiechając się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.16 14:54  •  Wielka czerwona skała - Page 16 Empty Re: Wielka czerwona skała
    Właściwie to Fynn sam nie wiedział co o tym myśleć. Nigdy nie czuł się tak dziwnie w towarzystwie kogoś nieznajomego. Zazwyczaj wszystkie pogawędki, która prowadził z innymi szybko się kończyły. Nikt nigdy się nie starał podtrzymywać rozmowy aż tak. Hex był inny. Może nieco zwariowany i nachalny, ale nadal miał w sobie to coś, co nie pozwoliło Riverstone'owi przejść obok obojętnie. Szaleństwo i głupotę widział niejednokrotnie, więc na pewno nie chodziło o to. Nie mogło też chodzić o wygląd, czarnowłosy większą wagę przywiązywał do charakteru. A przynajmniej tak mu się zdawało. Bardzo możliwe, że dostrzegł chociaż część prawdziwego Hexa. Cały czas mu się przyglądał, analizował każdy jego ruch, jakby próbował go lepiej poznać. Ale nie dawał tego po sobie poznać, umiejętnie to skrywał. Może naprawdę brunet był całkowicie inny? Może swoje prawdziwe oblicze ukrywał za maską? Wątpliwe, ale jednak nadal prawdopodobne.
    Riverstone był zdania, że rzeczy smutne powinny być smutne, dlatego nie rozumiał tych, którzy potrafili znaleźć coś dobrego nawet we własnym cierpieniu i smutku. Przecież to takie nielogiczne. To tak, jakby zmienić kolory. Jakby czarny stał się białym i odwrotnie. Nie przeszkadzało mu to, że inni wokół byli szczęśliwi. Trochę im tego zazdrościł. Radość z życia opuściła go już dawno. W sumie to życie Fynna nigdy nie było beznadziejnie złe. Miał co jeść, wszystkie podstawowe potrzeby mógł załatwić bez większych kłopotów i zawsze z nim była Vesna. Prawda? Nie powinien uważać, że jego żywot jest kiepski.
    Te przymuszenie można porównać do typowej szkolnej sytuacji. Nauczyciel każe uczniom przeczytać lekturę szkolną. Książkę, która jest napisana tak niezrozumiałym językiem, że nawet ze słownikiem trudno byłoby ją zrozumieć. I choć niektórzy wychowankowie uwielbiają czytać to zabranie się za takie dzieło nie jest takie łatwe. Czytanie pod przymusem nigdy nie jest fajny. Tak samo jak pisanie postów, co nie? Podobnie było w tej sytuacji. Czarnowłosy zawsze był cichym człowiekiem, bardzo rzadko sam zaczynał rozmowę, a jeśli ktoś go zmuszał to zwyczajnie stawał się nieco chamski i jeszcze bardziej niechętny do jakichkolwiek konwersacji. Ale mimo wszystko starał się być dla Hexa łagodniejszy. Czemu? Próbował się tego dowiedzieć.
    Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Ktoś taki jak Fynn mógłby mieć niemałe problemy ze znalezieniem osoby, która podjęła by się zabiegu czyszczenia pamięci. Głównie przez swoją wrodzoną niechęć do innych i tą nieufność, która jeszcze niedawno towarzyszyła mu cały czas. Chyba powoli go opuszczała, ale brunet i tak wolał być ostrożny. Wobec wszystkich, nawet wobec zielonowłosego, którego już trochę poznał, przynajmniej tak mu się wydawało. Rozmawiali już dość długo i jak na razie to złotooki podał więcej informacji o sobie.
    Możliwe, że Vesna poradziłaby sobie sama po śmierci Riverstone'a, ale raczej ta dwójka była do siebie zbyt mocno przywiązana. Jedno nie mogłoby się przyzwyczaić do życia bez drugiego. Nie no, może trochę przesadził, ale mimo wszystko strata najlepiej przyjaciółki byłaby dla czarnowłosego bardzo bolesna.
    Nie powinien? Niby czemu? Co z tego, że gestykulacje Hexa były bezsensowne i często nic nie oznaczały? Przyglądał mu się od początku, analizował jego ruchy i zachowania. Nie miał zamiaru ignorować jego gestów. Może jednak był jakiś sens w tej całej bezsensowności? To brzmi źle, ale może jednak?
    Uśmiechnął się cierpko, gdy zielonowłosy zaczął sprawdzać swój nos. Oczywiście wiadomo, że w rzeczywistości nic się z nim nie stało. Chociaż kto wie? Fynn nie widział swojego rozmówcy przed tym jak przywalił w ścianę. Mógł wyglądać inaczej... Nie miał porównania, więc nie mógł tego sprawdzić.
    — Zdarzają się. Nie mam do Ciebie pretensji o to, że się pomyliłeś. W ogóle nie mam do Ciebie pretensji. W ogóle nic do Ciebie nie mam. — odparł dość obojętnie, przymykając na chwilę oczy. Przetarł oczy dłońmi. Rozchylił lekko usta, słysząc kolejną kwestię Hexa. — Nie każę. Nie śmiałbym Ci rozkazywać. Mam zdradzić swoje imię? — zrobił celową pauzę, przyglądając się uważnie zielonowłosemu. Chciał przez chwilę zastanowić się co mówić dalej. — Chcesz poznać imię osoby, której nigdy już nie zobaczysz? Nie uważasz, że łatwiej będzie gdy go nie poznasz? Przynajmniej nie będziesz o mnie myślał. Mi będzie łatwiej? Och, dobra, mów do mnie Fynn. — powiedział dość cicho, nie wiedzieć czemu.
    Znów przyglądał się kolejnym gestom mężczyzny. Może faktycznie nie były zbytnio znaczące? Zielonowłosy po prostu nie potrafił zapanować nad przesadną gestykulacją albo się denerwował i nie wiedział co ma robić z rękoma, dlatego układał je w różne pozy.
    — Krwawi? Lepiej dla Ciebie. — odpowiedział, nawiązując do tej akcji z ręką. — Dobrze wiedzieć, na pewno to wykorzystam, teraz. No dobra, to rozbieraj się. — burknął, ale jego kamienna twarz nie zasugerowała tego, że polecenie było żartem. Oblizał suche wargi, wbijając przeszywający wzrok w złotookiego. Dokładnie zmierzył jego sylwetkę, co mogło wydawać się dziwne, zwłaszcza, że siedzieli bardzo blisko siebie. Dopiero po jakiejkolwiek reakcji Hexa, machnął ręką. — Spokojnie, to tylko kiepski żart. — stwierdził zanim mężczyzna zdążył zareagować. Bo miejmy nadzieję, że dżin miał trochę własnego mózgu i nie miał zamiaru zrzucać ubrań przed pierwszym lepszym nieznajomym. Chociaż kto wie, co kryje się pod tą zieloną banią?
    — Nie tłumacz się. — skomentował, po czym popatrzył na Vesnę, która właśnie się przebudziła. Zmrużonymi ślepiami rozejrzała się dookoła, jakby chciała stwierdzić, czy jej właścicielowi nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Wstała, postawiła kilka chwiejnych kroków, po czym zaczęła chodzić po skale, wpatrując się w krajobraz. Nic dziwnego, widoki były piękne. Można było nawet zobaczyć Apogeum Desperacji.
    — Ta sytuacja jest beznadziejnym przykładem, serio. Myślisz, że obchodzi mnie to, czy pozwolisz mi zejść, czy nie? Wystarczy chwila, a wzlecę w powietrze i nie będziesz w stanie mnie sięgnąć. I gdzie tu ryzyko? Nie widzę go. Nie potrafię sobie wyobrazić tej sytuacji, dlatego Ci nie powiem. — odparł szybko, nie potrzebował czasu do namysłu, bo w przedstawionej sytuacji nie doszukał się ryzyka jakiego by się spodziewał. Było wiele innych akcji, w których występowało ryzyko. Hex musiał bardziej się postarać, aby wyciągnąć od Fynna jakiekolwiek odpowiedzi.
    — Bo może jestem egoistą. — skomentował krótko, nie chcąc za bardzo myśleć o śmierci Vesny.
    Nie zareagował na kwestię o rozkładaniu nóg. Nie wiedział jak lub po prostu mu się nie chciało. Swoje wiedział. Przyjrzał się zielonowłosemu dość uważnie i już dawno wyrobił sobie o nim zdanie, które raczej nie powinno diametralnie się zmienić.
    — I Ty chorujesz na coś takiego? To ciekawe... — powiedział, po czym westchnął. A potem złotooki złapał go za dłoń. Jego wiecznie zimną dłoń. Fynn był gotowy zamachnąć się drugą ręką, aby odeprzeć ewentualny atak, ale okazało się, że ta akcja wcale nie miała na celu go zranić. Palcami wyczuł blizny po cięciach. Aż cofnął rękę odruchowo. — Nie wiem co powiedzieć.
    — Nie chcesz być w to wmieszany, uwierz mi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.16 16:21  •  Wielka czerwona skała - Page 16 Empty Re: Wielka czerwona skała
Magia anioła. A właściwie niekoniecznie anioła, ale wciąż ma z nimi sporo podobieństw, w tym ten dziwny magnetyzm, jaki ściąga do niego ludzi, a wraz z nimi - kłopoty. Choć właściwie, to działa odwrotnie. To to poczucie obowiązku, ten dziwny nakaz "widzisz człowieka w potrzebie? Rzuć wszystko i idź mu pomóż" jest najbardziej problematyczną kwestią. Było, jest i będzie wiele sytuacji, w których Hex oddałby swoją "nieśmiertelność" (pod względem starzenia się przynajmniej) i swoje sztuczki, byleby przestać czuć ten durny warunek jego egzystencji. A gdyby przy okazji zrobiono mu pranie mózgu, i wywalono z niego Ex'a, kilkaset wspomnień których wolałby nie pamiętać, i kilka nawyków których chciałby nie być - wtedy to już w ogóle byłby zachwycony. Nawet by się nauczył piec ciasto, by upiec takiej osobie jedno.
Choć właściwie to nie, przecież nie mógłby tego zrobić, bo gdyby ktoś mu skasował pamięć, to zarazem wspomnienia o potrzebie usuwania pamięci by zniknęły. Neh! To nauka o pieczeniu ciast byłaby dla siebie samego, o!
Postrzeganie rzeczywistości w dużej mierze zależy od perspektywy. Rzeczy smutne nie są tak złe, gdy potrafi się przyjąć inne spojrzenie na świat, niż rozpamiętywanie całego zła i nieprzyjemności tych sytuacji, a odnaleźć w nich te dobre cechy. Skupić się na nich. Może tego brakowało brunetowi? Umiejętności zmiany perspektywy w swoim myśleniu? W końcu, jego życie nie jest aż tak złe. Potrafi znaleźć sobie jedzenie, większe kłopoty go omijają, zazwyczaj znajduje sobie miejsce do spania, ma nawet towarzystwo wiernego stworka. Jak nie znaleźć w tym czegoś dobrego? No jak? Skoro jednak Fynn nie znalazł - to musi mieć z tym problem.
Czyli w tym wypadku przymuszenie zadziałało podobnie jak do przedstawionej sytuacji, ale przymuszonemu uczniowi spodobała się lektura, może?
Och, z pewnością przy odrobinie wysiłku ze strony bladoskórego, odrobiny szczęścia losu i współpracy ze strony innych, obcych mu osób dałby radę odnaleźć tą jedną postać, która byłaby w stanie mu pomóc. Powinien. Zawsze jest ten procent na porażkę, więc hej, nie bójmy się go. Zaakceptujmy go, i uznajmy za bodziec, jaki nas popchnie do przodu i wspomoże nasze wysiłki.
Może jednak, kto wie. Czy już chłopak czyta z zielonowłosego jak z otwartej książki, czy jeszcze za wcześnie na takie stwierdzenia?
- Och? - Zaganił z zaciekawieniem, przechylając głowę lekko na bok. Nie ma pretensji, nawet o ściągnięcie go tutaj? Shhh, może nie przemyślał tej wypowiedzi, nie wyciągajmy go z błędu póki co! Shhh, shhhh! Ani słowa!
Kiwnął ochoczo głową na pytanie. Był ciekaw, jak osobnik przed nim ma na imię, i osobiście uznawał, że ich kontakt będzie łatwiejszy i "bliższy", jeśli obaj poznają wzajemnie swoje imiona. Na kolejne pytanie ponownie kiwnął głową. Był nieugięty w tej kwestii, i w fakcie chęci poznania jego imienia. Nie zmieni swojego zdania, więc niech już je powie i ukróci to odwlekanie! No, już, już! Na każde pytanie przytakiwał kiwnięciem głowy, czekając na moment aż pozna to imię. Już za moment, już prawie, iiiiiiiiiiiiii...!
...
I już. W sumie nie wiedział czego się spodziewać po tym, ani jaką reakcję powinien wystosować. W końcu imię to nie jest coś, z czego można się śmiać, albo czego gratulować, więc, hm.
- Etto... Tak. Dziękuję. Ehm... Ładne imię. - W konsternacji wsuną dłoń pod kapelusz i znów podrapał się po głowie, nie będąc pewien jak w sumie zareagować. Imię jak imię no, jak ma to zareagować? Czuł się zmieszany przez to, jaki wywarł nacisk, by się dowiedzieć tego, i teraz... Tyle.
Właściwie, to gestykulacja dżina wynikała z faktu, że zazwyczaj był dość energiczny i nie lubił zbyt długiego stania w bezruchu. Stąd też trzymał chociaż swoje gestykulacyjne kończyny w ciągłym ruchu, sensownym czy nie.
- Heh, w sumie fakt. - W końcu gdyby nie krwawiło, to by nie było zbyt dobrze, nie? Niemniej, zwlókł się do góry, akurat by usłyszeć prośbę o rozebranie się. Odchylił głowę, unosząc lekko brwi... By następnie uśmiechnąć się, delikatniej niż zwykle. I tak nie widział tego uśmiechu, więc co to za różnica? - Ach, szkoda. Choć trochę tu zimno by było potem, to mogłoby być fajnie. - Tak samo jak kamiennie serio przed chwilą był Fynn, tak w ten sam sposób (choć z tym uśmiechem ciężko było stwierdzić że to była kamienna twarz) odpowiedział. Nie kłamał, dlaczego by miał?
Pokiwał ponownie głową na to, by nie tłumaczyć się. Skoro nie, no w porządku. Nie będzie się temu sprzeciwiał, on jest szefem, heh.
Właściwie, nie skupiał wielkiej uwagi na Mittenie najwidoczniej należącym do Fynna, nie licząc kilku pytań gdy go uwzględniał w nich. Nie przyglądał się mu, przynajmniej aż do chwili gdy zaczął sobie spacerować po płaskowyżu. Ciekawe, czy te bestyjki są bardziej jak zwierzęta, czy bliżej im ludziom, i teraz ten stworek kontemplował piękno krajobrazu, czy zwyczajnie rozruszał kości.
- Umiesz latać? - Olewając całkowicie niemal całe tłumaczenie dlaczego ten przykład sytuacji był zły, Hex przeszedł od razu do puenty, jaka go ciekawiła. Przypominając wszak co było przy wspinaczce - dżin nie zauważył, że chłopak użył mocy, by dostać się na górę. Po wbiegnięciu po schodach skupił się na skorzystaniu z wyższej lokacji by znaleźć kierunek, w jakim powinien się skierować, by dotrzeć do Gór Shi. Dopiero gdy Fynn był na ziemi, zauważył go. Stąd pytanie. Jeśli tak - właśnie zaczął mu zazdrościć, bo sam był "aniołem", który nie mógł latać. Co za ironia.
Posłał krótkie spojrzenie znów w kierunku Mittena, lecz nie rozgrzebywał tematu jego śmierci. Mniejsza.
- Ciekawe to nie słowo, którym bym to opisał. - Stwierdził ze zgryzotą. Wiedział, że ten gest mógł być trochę nagły i chłopak mógłby odpowiedzieć agresją, ale był potrzebny w celu ukazania ogromu problemu tej choroby. Pokręcił głową na boki, starając się o uśmiech.
- Nie musisz nic. Uwierz mi, że chcę. Jestem już i tak w tak kiepskim położeniu, że nieważne jak potworne tajemnice kryjesz - chcę ci pomóc. Chcę zrobić choć tyle dobrego, bo jako "anioł", nie sprawuje się najlepiej. - Kilkadziesiąt zabójstw ludzi i wymordowanych, kilku aniołów i jednego archanioła na służbie. Taaaaaa. Zdecydowanie nie wypełnia swoich obowiązków zbyt dobrze, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.03.16 11:07  •  Wielka czerwona skała - Page 16 Empty Re: Wielka czerwona skała
    Inni ludzie i nieludzie zawsze niosą ze sobą kłopoty, zawsze. Nie chcesz mieć dodatkowych problemów? Wybierz samotność. Nikt nie przysporzy Ci dodatkowych zmartwień i nikt Cię nie zignoruje, kiedy będziesz potrzebował pomocy. Takie było myślenie Fynna. Wolał cierpieć w samotności, niż mieć nadzieję, że znajdzie kogoś, na kogo będzie mógł zawsze liczyć. Przyzwyczaił się do tego, że nie może spodziewać się pomocy i zrozumienia od innych. Możliwe, że dlatego nie wiedział jak się zachowywać w towarzystwie zielonowłosego, który ciągle próbował mieszać się w życie Riverstone'a. Czarnowłosy tego nie rozumiał. Wszystko było dla niego bardzo podejrzane, w dalszym ciągu bał się zaryzykować. Niby nie mógł nic stracić, bo już i tak był praktycznie z niczym, ale ryzyko samo w sobie jakoś go przerażało.
    Co do tego prania mózgu... Fynn pewnie by go nie chciał. Zaakceptował swój aktualny stan, ale wolał pamiętać to, co już przeżył. Może kiedyś wszystko spisze i powstanie z tego niezła książka. W sumie to sam już nie wiedział, czy chciałby stracić swoją pamięć czy nie. Zastanawiał się nad korzyściami i niekorzyściami amnezji kilka chwil. Ale dość szybko zaczął myśleć o czymś innym, bo uznał, że nie warto rozmyślać nad czymś co i tak były nieprawdopodobne. Istniała bardzo mała szansa, że straciłby pamięć, prawda? Dlatego skupił się na swoim rozmówcy.
    Życie bruneta na pewno nie było najgorsze. Ktoś inny mógłby nawet pozazdrościć takiego bytu, ale on sam uważał się za istotę wyniszczoną. Postrzegał świat przez ciemne barwy, dostrzegał tylko same negatywy, więc tak, miał z tym problemy. Możliwe, że potrzebował kogoś, kto mógłby pomóc mu postrzegać również te pozytywne aspekty życia.
    Nie, raczej nie czytał z niego jak z otwartej księgi, ale powoli zaczął wyczytywać coraz więcej informacji. A przynajmniej tak mu się wydawało. Starał się coś dostrzec w tych na pozór bezsensownych gestach, cały czas przyglądał się jego twarzy, zerkał na zachowanie jego ciała. Po prostu bacznie go obserwował, co jakiś czas zerkając w stronę Vesny, żeby nie było, że przygląda mu się bez przerwy.
    W swojej wypowiedzi pominął fakt, że zielonowłosy zaciągnął go na górę. Już prawie o tym zapomniał, bo przestał o tym myśleć. Ale poza tym to serio nic do niego nie miał. Był niemalże pewny, że za jakiś czas i tak rozejdą się w swoje strony i raczej nie spotkają się ponownie. To było niemalże pewne.
    — Ta. — odparł, słysząc komplement dotyczący imienia. Nie wiedział jak inaczej mógłby zareagować, więc zdecydował się na przytaknięcie. Nadal go obserwował. Poprawił również włosy, która opadły mu na oko. Podrapał się po ręce, po czym skupił swój wzrok na Hexie.
    — Co? Szkoda? A co, chciałbyś się przede mną rozebrać? No wiesz... rób co chcesz. — odpowiedział nieco zaciekawiony. Aż się krzywo uśmiechnął, ale mniej krzywo niż zwykle! Och, zimno? Kto by się tym przejmował? Pewnie i tak by się rozgrzali. Jasne, z brunetem zawsze było fajnie. Głupi ten, kto śmiałby temu zaprzeczyć.
    Faktycznie, nie warto było skupiać się na Vesnie, która grzecznie spacerowała, przyglądając się widokom. Niech się nacieszy póki może. Hex wydawał się nieszkodliwy, także nawet nie musiała się martwić o Fynna, bo na początku była nieco sceptycznie nastawiona do zielonowłosego. Obserwowała go, przypatrywała mu się, była gotowa zaatakować w razie potrzeby, ale jak się okazało mogła nieco odpocząć. Nie musiała się bać, że jej właściciela spotka jakieś niebezpieczeństwo. Brunet był raczej bezpieczny.
    — Potrafię zmieniać gęstość swojego ciała. Raz jestem jak balon, a raz jak posąg. — wyjaśnił krótko, nie chcąc się rozwodzić nad tym jaką moc posiada. To, że o niej powiedział było wielkim osiągnięciem, zazwyczaj nie zdradzał swoich umiejętności nikomu. Hex mógł się czuć zaszczycony.
    Riverstone ziewnął przeciągle, próbując zasłonić twarz. Świat był parszywy, czasy straszne, a Fynn wciąż próbował zachować swoją dawną kulturę. Przynajmniej jeśli chodzi o ziewanie. Poza tym musiał wyglądać dość uroczo, gdy ziewał, zwłaszcza, że wydał z siebie jakiś urokliwy pomruk.
    — Nie próbowałeś tego jakoś leczyć? — zapytał bardziej by zaspokoić swoją ciekawość niż żeby zaoferować swoją pomoc w znalezieniu lekarstwa. Nie miał zamiaru mu pomagać. Raczej nie był tego warty.
    — To wmieszaj się w to sam, pokaż mi, że Ci zależy. Potrafisz tylko gadać. Cały czas mówisz, że chcesz mi pomóc, a nie robisz nic w tym kierunku. Nic. Nie liczę rozmowy, która po prostu nie pomaga. — rzekł, łapiąc go za ramię i potrząsając nim lekko. Po kilku sekundach zabrał rękę i odwrócił się do Hexa plecami. Podkulił nogi, łapiąc się za kolana. Zaczął się delikatnie kołysać na boki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.03.16 17:48  •  Wielka czerwona skała - Page 16 Empty Re: Wielka czerwona skała
Patrząc tą logiką, wszystko przynosi kłopoty. Jedzenie przynosi kłopoty, bo musisz je zdobyć, a jak już zdobędziesz to nie wiesz, czy jest zdatne do spożycia. Zwierzęta też przynoszą kłopoty, bo kierują nimi instynkty przetrwania. Jeśli uznają cię za jedzenie - zjedzą. Jeśli za zagrożenie - zaatakują, lub uciekną. Ta logika w sumie neguje każdy typ interakcji z czymkolwiek, nawet stóp z podłożem, bo ono też cię może zdradzić. Tsh.
Hex nie jest osobą na którą można liczyć. Niestety, i choć próbuje do tego przekonać Fynna, doskonale wie, że jeśli chłopak się przed nim otworzy, złamie swoje bariery, to będzie tego żałował. Niestabilność charakteru dżina, jego ciągła walka o zachowanie resztek świadomości i nieustanne dręczenie przez Exa wyniszcza go.
A jednak, tak jak i prosi o to bruneta - chce zaryzykować. Chce być dobrym, jeśli jest to w ogóle dla niego możliwe. Jeśli nie, cóż, przynajmniej próbował, prawda?
Jak to mała szansa. Odpowiednio silne uderzenie w głowę mogło wywołać amnezję pourazową. Wystarczy poszukać odpowiedniej osoby która takowej dokona, i wszystko da się załatwić, hehe.
Skoro więc nie miał tak złego życia, czemu wciąż zaprzecza faktom, że życie tutaj może mieć trochę kolorów? Pewnie trochę go wszystko wyniszczyło, stąd więc Hex chwilowo próbuje coś zrobić. Cokolwiek, a nie wie co zrobić więcej, niż rozmawiać. Nie jest faktycznym aniołem, nie potrafi jak oni "wiedzieć", co jest nie tak. W czym trzeba pomóc. On wie, że ktoś potrzebuje pomocy. Ale nie wie, jak pomóc. Nikt mu nigdy nie pokazywał, nikt go nigdy nie nauczył, i wyszło jak wyszło. Niedoedukowany prawie-jak-anioł próbuje komuś pomóc. Yay!
Sekrety Hexa jeszcze więc nie zostaną wyniesione na światło dzienne. Dobrze, bardzo dobrze. W końcu co to by były za sekrety, gdyby ludzie o nich wiedzieli? No właśnie. Co prawda ludzi w pobliżu nie ma, jest tylko prawie-jak-anioł i wymordowany, ale liczy się kategoria. I myśl.
Nie zwracał zbyt wielkiej uwagi na fakt, że jest wnikliwie obserwowany. Ba, w tej ciemności, i w skupieniu na własnych słowach, gestach, a także na Fynnie jako całości, nie mógł tego zauważyć. Zbyt wiele rzeczy na raz zajmowało jego umysł, by nie dopuścić jego strachów do życia. Jego pragnień do zaistnienia. Stąd więc pozostawał w błogiej niewiedzy bycia analizowanym.
Oj no, już nie wspominajmy o tym zaciąganiu na górę siłą. Shhh, to już minęło.
Zarzucił głową do przodu i z powrotem, w geście bardzo energicznego przytaknięcia. Nie mógł inaczej zareagować na to "ta", poza przylepieniem sobie na twarz nieco głupawego uśmiechu. Czuł się zwyczajnie głupio w tej sytuacji, i tyle.
Na jego kolejne słowa jednak odchylił się lekko w tył, głowę przekręcając lekko na bok i z zalotnym uśmiechem zafalował brwiami raz czy dwa. Ściągnął kapelusz, jaki położył na swoich nogach i złapał za suwak swojej bluzy, zsuwając go w dół.
O dosłownie trzy-cztery ząbki.
- Jeśli chcesz więcej, to poproś ładnie. - Puścił suwak, układając dłonie na swoich udach. Jeśli jest tak zaciekawiony, to niech wykaże też trochę chęci. Nie miał ochoty marznąć sam, o!
Niestety, wrażenie w wypadku Hexa to najbardziej mylna rzecz, jaką można trafić. On jest naprawdę zdolny w wytwarzaniu sztucznego wrażenia bycia nieszkodliwym i dobrym, tylko po to, by wbić ci nóż w plecy. Typowa, dwulicowa istota, ktoś mógłby rzecz, i miałby rację, a także by jej nie miał. Nie wszystko jest czarne i białe, i tak łatwe do opisania.
- Wow, intrygująca umiejętność jak na wymordowanego. Większość z was raczej ma coś... Bardziej przyziemnego, acz to wydaje się interesujące. Moją moc widziałeś w akcji, nie mam tu chyba wiele do opisania. - Nie musiał mówić o tym, że to nie jest jego jedyna moc, nie było potrzeby. Niemniej, moc Fynna brzmiała naprawdę interesująco, i mogła mieć bardzo wiele zastosowań, zwłaszcza utwardzenie ciała do stopnia posągu. Nawet androidy miałyby z czymś takim problem.
- Jesteś znudzony, czy zmęczony? - Przechylił głowę na prawo, spoglądając pytająco na ziewającego chłopaka. Nie pominą faktu, że brzmiało to i wyglądało nader urokliwie w swojej specyficznej formie, aż wywołało to u zielonowłosego miły uśmiech.
Który już po chwili zrzedł, gdy spytano go o leczenie choroby. Pokręcił głową na boki, rozkładając bezradnie ramiona na boki.
- Nie znam składników na lekarstwo, nie wiem gdzie ich szukać, i... Póki co, daję sobie radę. - Stwierdził, kończąc wypowiedź z przekąsem. Nie był szczególnie zachwycony z "metod" tego radzenia sobie, przynajmniej teraz. Kto wie, czy za pół godziny nie czułby się z tym lepiej.
Złapany za ramię i potrząsany, nie reagował, aż do końca wypowiedzi. Wtedy to też, bez słowa wychylił się ku chłopakowi, objął go prawym ramieniem w talii, a lewe ułożył przez plecy, dłonią na tyle głowy. Najzwyczajniej w świecie przytulił go. Serdecznie i ciepło. Nie odzywał się, nie czuł w tej chwili potrzeby ku temu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.16 18:46  •  Wielka czerwona skała - Page 16 Empty Re: Wielka czerwona skała
    Chodzi raczej o to, że niektóre kłopoty są warte zachodu, inne już nie. Żywność jest potrzebna do przeżycia, dlatego opłaca się nadstawić karku by ją zdobyć. Jeśli chodzi o zwierzęta... Fynn jakoś nigdy nie miał problemów z dogadaniem się z nimi, dlatego też nie kontakty z nimi nie były dal niego kłopotliwe. Instynkty przetrwania raczej nie przysparzają kłopotów. Każdy je ma, więc traktuje się je jako coś normalnego. W Desperacji od dawna panowała zasada "zjedz lub zostań zjedzonym", przynajmniej takie wrażenie miał Riverstone. Ale nauczył się z tym już żyć. Jeśli chodzi zaś o ludzi... tutaj myślenie bruneta było nieco inne. Uważał ich za całkowicie niepotrzebnych, doskonale wiedział, że nie potrzebuje ich by móc przetrwać. Jak na razie w jego życiu wszyscy inni ściągali na niego kłopoty albo zwyczajnie wykorzystywali go, wolał unikać tego rodzaju sytuacji. Przyzwyczaił się do swojej samotności i jakoś nie spieszno było mu to zmieniać. A wzmianki o podłożu nie skomentuję, bo to nogi są winne temu, że ktoś się przykładowo wywraca. Tak myślę.
    Fynn w dalszym ciągu nie był pewny co do tego czy ewentualnie mógłby liczyć na zielonowłosego, czy też nie. Po prostu obserwował i zbierał o nim informacje. Myślał o nim i o jego zachowaniach. Niby się do niego przekonał, ale nadal pojawiały się wątpliwości, które pozostawały trudne do rozwiania. Szczęście, że Riverstrone nie wiedział jaki naprawdę jest Hex — w przeciwnym razie już dawno wziąłby nogi za pas.
    A niech sobie próbuje, przynajmniej poćwiczy trochę swoją cierpliwość. Bycie dobrym to pojęcie względne, więc nawet teraz był dobry. Każdy przecież inaczej postrzegał bycie dobrym, prawda? Ktoś inny mógłby powiedzieć, że to co robił zielonowłosy jest bardzo dobre, przecież namawiał zagubionego chłopaka do zmiany poglądów, prawda?
    Riverstone jest pesymistą. Pieprzonym pesymistą, który już od naprawdę wielu lat nie potrafił znaleźć pozytywów w swoim życiu. W głowie zawsze pojawiała się ta myśl, która mówiła, że mogłoby być lepiej.
    Brunet obserwował swojego rozmówcę cały czas. Jego wzrok dawno był już zmęczony, ale nadal potrafił dostrzec Hexa, nawet w takiej ciemności. Korzyści z bycia wymordowanym. Wyczulone zmysły znacznie ułatwiały życie, a zwłaszcza gdy miało się dużo lepszy wzrok niż inni.
    Powstrzymał się od ukazania jakiejkolwiek reakcji, gdy zielonowłosy poruszył zabawnie brwiami. Zamrugał energicznie ślepiami, gdy tylko ujrzał jak Hex złapał za suwak w bluzie. Odetchnął głębiej, skupiając na nim wzrok. Przeanalizował kwestię chłopaka, po czym podrapał się po karku.
    — Nie zapominaj, że to Ty stwierdziłeś, że mogłoby być fajnie, nie ja. Hex, rób co chcesz. Jak dla mnie mógłbyś nawet spaść z tej skały. Nie zapłakałbym nawet przez chwilę. — odparł spokojnie, krzywiąc się lekko. Bo w sumie taka była prawda. Ba, nawet byłoby mu na rękę, gdyby zielonowłosy nagle zniknął. Mógłby sobie w spokoju odejść. Nie, żeby teraz tego nie mógł zrobić...
    Kolejne głośne westchnięcie. Nie wiedział jak może skomentować wzmiankę o mocach. Albo po prostu nie chciał. Bo niby co mógłby powiedzieć? Nic ciekawego, a raczej nie miał zamiaru gadać bez sensu. Nie był jak Hex.
    — To i to. — odpowiedział, ziewając znowu. Znowu próbował zakryć twarz, co oczywiście znowu mu się nie udało. Pewnie przekręcił głowę w bok żeby zielonowłosy nie widział tego całego ziewania.
    — Poszukaj jakiegoś medyka, ktoś musi wiedzieć jak to leczyć. Ta, dajesz radę... nie skomentuję tego, bo swoje wiem. — rzekł przed siebie, nadal będąc zwróconym do swojego rozmówcy twarzą. Kątem oka widział jak Vesna położyła się znowu, uprzednio odchodząc od krawędzi. Nadal była w pewnym dystansie ze swoim właścicielem.
    Zimny wiatr dmuchnął brunetowi w twarz, zakrywając mu twarz włosami. Oczywiście od razu poprawił fryzurę. Zadygotał przez chwilę, a potem zdarzyło się coś, czego się nie spodziewał, nawet nie zdążył się odwrócić plecami. Poczuł dotyk. Ręka zielonowłosego oplotła jego talię, a druga spoczęła na plecach. W pierwszej chwili Fynn zamarł. Czuł się jak żona Lota, która zmieniła się w słup soli podczas ucieczki z Sodomy. Serce zatrzymało mu się na chwilę. Z jednej strony ucieszył go ten gest. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu ktoś obdarzył go tak miłym gestem. Ciało bruneta przeszedł przyjemny dreszcz. Chwilę trwał w tym uczuciu, dopiero po trzech minutach ogarnął co się właśnie stało.
    Złapał za rękę, która trzymała go w talii i odrzucił ją na bok. Starał się zrzucić z siebie kończynę, którą czuł na plecach. Po tym od razu się odwrócił, próbując złapać Hexa za włosy. I raczej mu się to udało, bo to przecież on lepiej widział w ciemności. Podniósł również szybko swoje ciało, a następnie nawalił się nim na zielonowłosego. Prawą ręką trzymał jego głowę za włosy, lewa starała się przytrzymać jego dłoń. Jeśli chodzi o drugą rękę Hexiora — została ona przygnieciona nogą bruneta, podobnie zresztą jak klatka piersiowa. Ona również była przytwierdzona do ziemi — kolanem. Swoją twarz nieco do niego przybliżył, spojrzał mu prosto w oczy.
    — Dlaczego to zrobiłeś? — sapnął z wyrzutem, ciągnąc go nieco mocniej za zielone kudły. Możliwe, że zabolało, ale jakoś niespecjalnie się tym przejmował. Teraz chciał wiedzieć co skłoniło go do tego gestu.
    Och, pomyśl tylko co mogłoby się stać gdyby Hex zdecydował się na pocałunek. Nie, lepiej nie myśl.


Ostatnio zmieniony przez Fynn dnia 09.03.16 12:25, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.16 10:49  •  Wielka czerwona skała - Page 16 Empty Re: Wielka czerwona skała
Pomimo iż uważał ich za niepotrzebnych i sprowadzających kłopoty, nie zaprzeczy, że w głębi siebie ich potrzebuje. Że chce mieć towarzystwo, na którym się nie zawiedzie. Przyjaciół, albo chociaż jednego przyjaciela lub przyjaciółkę, na którym lub której się nie zawiedzie. Każdy człowiek tak ma, nie można się wyzbyć podstawowej, ludzkiej chęci posiadania kogoś w pobliżu siebie. Nie zwierzęcia, nie przedmiotu. Innego człowieka. I choć większość z nich ściągnie na ciebie kłopoty tutaj - istnieje wciąż ten odsetek, który tego nie zrobi. Jedyne, co trzeba zrobić, to otworzyć się na to. Nie poddawać się. Dać sobie szansę, i dać szansę innym, niezależnie od tego jak wiele można stracić i ile razy. W końcu, co to za różnica? Nawet jeśli się nie uda - nic się nie zmieni. A jeśli się uda, zmieni się bardzo wiele.
Być może Hex potrzebuje kogoś takiego, jak Fynn? Może potrzebuje kogoś, kto pomoże mu się wydostać z tej ciemnej, szalonej nory na jakiej dno spadł? Tylko ludzie sprawiają, że dżin jeszcze walczy ze swoją chorobą, i samym sobą, nie poddaje się woli swojego "drugiego ja". Tylko oni sprawiają, że jeszcze ma powody do istnienia. No i niektóre anioły też. Abigail... Tak. Ona też go trzyma przy życiu.
Ale z drugiej strony, ktoś mógłby stwierdzić, że to co robi jest złe, bo ideologia Fynna pozwala mu uniknąć zagrożeń związanych z ludźmi. Więc tak, to jest raczej subiektywna opinia.
Może właśnie teraz nastąpi ten moment, w którym ta myśl, że może być lepiej się uwiarygodni? Może i faktycznie Hex będzie tym jednym, który go wyciągnie z emocjonalnego dołka. A jeśli nie - z pewnością chociaż w jakiejś mierze pomoże brunetowi zrozumieć, że ludzie (i anioły) nie są takie złe, jak je sam portretuje w swoich myślach.
Minus bycia tym kim jest to fakt, że nie posiada niczego specjalnego. Nawet nie posiada tych specjalnych możliwości aniołków, nie regeneruje się w oka mgnieniu, ani też nie ma tego cholernego refleksu, jakie mają te mendy. On musiał się starać, uczyć i trenować, by coś z tego wyszło. A oni? Dostali za darmo! To jest niesprawiedliwość!
Niemniej, kończąc ten wywód, wzrok Hexa przyzwyczaił się do otaczającej ich ciemności, i był w stanie dostrzec kontury chłopaka, ale żadnych szczegółów jego twarzy. Jego mimiki, czy nawet tego, czy podczas tego, co sam mówi, chłopak zwyczajnie nie śpi. Neh!
Odległość jaka ich dzieliła pozwoliła mu bez problemu usłyszeć ten nagły, głęboki oddech. Och, czyżby Panicz się zachłystną powietrzem? Sama myśl "dlaczego" musiał złapać oddech sprawiła, że dżinowi od razu podbił się humor jeszcze trochę wyżej. I kolejna kwestia go nie zdarła.
- Co nie zmienia faktu, że musiałeś łapać oddech jak rozsuwałem bluzę. - Przechylił głowę lekko na bok, posyłając mu ciepły, rozbawiony uśmiech. Nie wyprze się tego, oj nie. Warto wiedzieć, że jeszcze może się komuś podobać. To miłe.
Ej, ej, Hex nie gada bez sensu! On zwyczajnie wypełnia czas antenowy, jaki normalnie Fynn by zostawił martwą ciszą! I o!
- Aż tak cię nudzę? Ranisz mnie! Moje serce znowu krwawi! - Kolejne, teatralne łapanie się za klatkę piersiową jedną dłonią, a drugą opierając wierzchem o czoło, z grymasem bólu i odchyleniem głowy w tył. Oczywiście, trwało to tylko krótki moment, do następnych słów bladoskórego, gdy Hexior wrócił do normalnego sposobu siedzenia.
- Skąd ta troska? - Przechylił ponownie głowę na bok, tym razem drugi, z wyrazem zapytania w spojrzeniu i na twarzy. Jeszcze przed chwilą mówił, że nie będzie go obchodzić czy Hex spadnie ze skały, a teraz każe mu szukać pomocy. Hę? Zdecyduj się.
Spodziewał się, że Fynn nie będzie się tego spodziewał, acz zrobił to, o co go prosił. Wmieszał się. Dokładnie to zrobił. Skoro uważa, że słowa to za mało, da mu i gesty. Nie przerywał uścisku, nawet gdy Fynn przez dłuższy czas się nie ruszał. Nie siłował się z nim, gdy ten go rozwiązał, choć nie spodziewał się być pchniętym na ziemię i dociśniętym do niej. Maczeta w porwanej pochwie boleśnie wryła mu się w kręgosłup, od czego z gardła wyrwał mu się głuchy wzdych, oznaczający ból. Połóż się na czymś takim, zobaczymy czy ciebie nie zaboli.
Dość szybko został unieruchomiony. Próbował poruszyć rękoma, ale nie był w stanie, stąd też zrobił jedyne, co w tej chwili chłopak chciał, by zrobił. Patrzył na niego.
Dlaczego?
- Wmieszałem się. - Odpowiedział krótko, szybkim ruchem głowy się wychylając ku niemu i składając na jego wargach czuły, delikatny pocałunek. Nie był to gest pożądania czy pragnienia. To był gest czułości, ciepła, wprost troski. Delikatnie objął swoimi wargami jego, lekko przytykając swój język do jego ust w trakcie pocałunku. Nie chciał, by chłopak poczuł się, że robi to tylko po to, by go wykorzystać, dlatego chciał mu dać jak najczulszy i najprzyjemniejszy całus, jaki się da. Zamkną przy tym oczy, chcąc się skupić na pocałunku na tyle, na ile się da.
Poza tym - wargi Fynna, jak na warunki desperacyjne, były bardzo przyjemne w dotyku, i nie smakowały znowuż źle. Więc sam też zaczerpnął trochę przyjemności z tego gestu.
Nie trzymał go jednak dłużej, jak kilka sekund, po których odpuścił, odsuwając swoją głowę od niego, otwierając oczy, i przywołując ponownie na swoją twarz ciepły uśmiech.
Czy to moment, w którym umiera?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.16 19:47  •  Wielka czerwona skała - Page 16 Empty Re: Wielka czerwona skała
    Nie, właśnie nie. Ludzi uważał za całkowicie niepotrzebnych i przysparzających same problemy. Nie potrzebował ich, chociaż w głębi duszy chciał aby ktokolwiek go wysłuchał i zrozumiał. Potrzebował tylko zrozumienia (którego nigdy nie otrzymał), ale obecność ludzi była dla niego zbędna. Był przekonany, że lepiej sobie radził w pojedynkę. Inni zazwyczaj działali mu na nerwy. Irytowali go i przeszkadzali mu. No i nie potrafił współpracować, dlatego opcja działania samotnie zdawała mu się bardziej kusząca. Już dawno przekonał się, że znalezienie kogoś, na kim mógłby polegać jest praktycznie niewykonalne. Nie chciał się więcej starać. Był bezradny, nie potrafił zdobywać przyjaźni. Przestał się starać? Trudno, widocznie nie zależało mu tak bardzo.
    Nieprawda, są ludzie, którzy lepiej sobie radzą samotnie. Nikt nie zwraca im uwagi, nikt ich niepotrzebnie niepokoi, a jeśli coś im się nie uda to mogą mieć żal tylko i wyłącznie do siebie. Nie muszą obwiniać innych o błędy, które sami popełnili. Ale nie ciągnijmy tego dłużej.
    Czy to w ogóle możliwe, żeby ktoś potrzebował kogoś takiego jak Riverstone? Komu mógłby się przydać typ, który odstrasza wszystkich samym wyglądem? Charakter miał okropny, najchętniej wyzbyłby się połowy społeczeństwa i ogółem rozmowa z nim nie należała do najprzyjemniejszych. Poza tym brunet nie miał zamiaru pomagać Hexowi, chociaż przez krótką chwilę zebrało się w nim trochę troski, ale wyzbył się jej niemalże natychmiastowo. Wątpię żeby Fynn był osobą, która pomogłaby zielonowłosemu wydostać się z nory. Wątpię w to bardzo.
    Nic nie przychodzi ot tak. Tutaj Hex się mylił. Prawda, że wymordowani mieli te swoje biokinezy i wyczulone zmysły, ale nie każdy potrafił z nich dobrze korzystać. Niektórych nabyte moce przerastały, a inni popadali w szaleństwo. Nawet używania takich niby wrodzonych bajerów trzeba było się nauczyć. Riverstone musiał dużo razy użyć swojej mocy zmiany gęstości ciała aby poznać jej granice.
    Fynn widział wszystko dość dobrze, już dawno zignorował fakt, że powieki same mu się zamykały. Rozmowa pochłonęła go zbyt mocno. I całe szczęście, przynajmniej nie skupiał swojej uwagi na tym, że jest śpiący. Po prostu odpowiadał na pytania i kwestie poruszone przez rozmówcę.
    — To nie z Twojego powodu. — odparł niechętnie, wpatrując się w niego spode łba. Nie miał zamiaru się przed nim tłumaczyć. Westchnął głośniej? Westchnął. Na chuj drążyć temat? Hex był w typie bruneta, powinien to zauważyć już dawno. Zauważył? Niech się cieszy. Nie zauważył? Jest ślepy, niech idzie do okulisty. I tak, zielony gada bez sensu, a przynajmniej Fynn nie mógł odnaleźć sensu w jego wypowiedziach. Ale to nic, nie miał mu tego za złe.
    — Ta. — skomentował, odwracając wzrok. Miał wrażenie, że ktoś go obserwuje, które oczywiście nie było mylne, bo Vesna zerkała na swojego właściciela jednym okiem. Udawała, że śpi, a tak naprawdę przyglądała się zielonowłosemu. Była nieufna wobec innych, podobnie jak brunet.
    — Znikąd. Tylko żartowałem, możesz sobie umierać jak chcesz. — powiedział, krzywiąc się trochę. Ale kłamał. Serio pojawiła się w nim troska, ale nie dopuszczał do siebie myśli, że to mogła być ona. Riverstone troszczył się tylko o siebie i o swoją kotkę, inni praktycznie wcale go nie obchodzili.
    Fynn zauważył już wcześniej, że Hex miał na plecach maczetę. Możliwe, że specjalnie rzucił się na niego tak, żeby broń wbijała mu się w tył. Zasłużył na to. Przeczesał ręką zielone włosy mężczyzny, by po chwili wpleść w nie palce i pociągnąć za nie mocniej, odchylając głowę mocniej do tyłu. Chciał mu pokazać, że nie powinien zachowywać się tak wobec nieznajomych, bo może to się źle dla niego skończyć. Poluźnił chwyt, mrugnął ślepiami kilkukrotnie i spojrzał w bok. Vesna była gotowa pomóc w razie potrzeby, wstała i już miała ruszać w kierunku tej dwójki, ale Fynn pokazał jej żeby została w miejscu. Kotka posłuchała go, usadowiwszy się wygodniej niedaleko nich. W tym samym czasie stało się coś, czego brunet kompletnie się nie spodziewał. Ich usta się złączyły w pocałunku. Hex nieźle to sobie wymyślił, bo zrobił to w najmniej oczekiwanym momencie. Riverstone się wczuł. Ręką zaczął delikatnie bawić się kudłami przyjaciela. Oddał się tej chwili. Jego ciało znowu zostało nawiedzone przez ten przyjemny dreszcz. Aż drgnął. Dopiero gdy dżin przerwał pocałunek doszło do niego co właściwie się stało przed chwilą. Puścił rękę zielonowłosego, głowę również. Westchnął ciężko, próbując ogarnąć jak powinien zareagować. Oczy mu się zeszkliły, pojedyncza łza leniwie spływała mu po policzku. Twarz nadal dawała wrażenie jakby skamieniałej, pozbawionej emocji. Dopiero po chwili brunet schował twarz w rękawach swetra, a po kilku następnych sekundach zabrał je, a na jego twarzy wymalowało się wściekłe oblicze. Kolanem nadal przyciskał Hexa do podłoża, co prawda teraz robił to mocniej, dużo mocniej. Oblizał wargi, po czym uśmiechnął się szeroko. Pierwszy pełny uśmiech podczas tego całego spotkania. Wywierał ogromny nacisk na jego klatkę piersiową, co pewnie powodowało ból. Ale przestał po chwili. Odwrócił na chwilę wzrok, by po chwili powrócić nim do typa, który przed chwilą miał czelność go pocałować. Co było dalej? Zamachnął się ręką tak, że twarz zielonowłosego spotkała się z pięścią bruneta. Pewnie celował w policzek. Po uderzeniu spróbował wstać, ale niestety upadł na bok. Oparł się na łokciu, po czym uniósł ciało, próbując utrzymać równowagę. Podszedł do krawędzi skały, odwrócił się w stronę mężczyzny i spojrzał na niego.
    — Chcę zejść. Pomożesz mi czy mam spierdolić się na dół? — zapytał, oczekując odpowiedzi. Chodziło mu raczej o Vesnę. Fynn sam mógł bezpiecznie zejść na dół, ale nie dał rady przetransportować również swojej kotki. — Właśnie mnie straciłeś.


Ostatnio zmieniony przez Fynn dnia 13.03.16 12:10, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 16 z 23 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 19 ... 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach