Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 23 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 15 ... 23  Next

Go down

Pisanie 14.10.14 19:24  •  Wielka czerwona skała - Page 8 Empty Re: Wielka czerwona skała
Szczerze powiedziawszy to nie potrafił zrozumieć tego całego fenomenu wokół rzekomo nowego boga, jakim był Ao. Jeżeli w ogóle istniał. W końcu nic nie wskazywało na jego prawdziwość, oprócz powtarzanych słów przez jego fanatyków. W przypadku Kreatora to anioły były dowodem jego istnienia. Chociaż, jakby się tak głębiej i dłużej nad tym zastanowić to, czy skrzydlaci naprawdę byli dziełem Stworzyciela? Czy może tak jak w przypadku Ao, ktoś w dawnych i zamierzchłych czasach puścił plotkę, która przez lata kiełkowała zakorzeniając się w umysłach prostych ludzi? W każdym razie Nathair wierzył w jednego i słusznego boga, tego, o którym uczono go jeszcze nim był pisklęciem. Chociaż nigdy nie widział go na własne oczy ani też nie dostał namacalnego dowodu na jego istnienie, oprócz siebie samego.
Słysząc jej powątpiewające słowa ociekające czystą kpiną, nastroszył się nieprzyjemnie, a jego twarz poczerwieniała jeszcze bardziej. Przechylił się nieco bardziej w stronę kobiety, choć wciąż zachowując względną odległość między nimi.
- Żebyś się nie zdziwiła, bo mam już swoje sposoby na Ryana. Wiem jak go trzymać krótko na smyczy, ale Ty tego nie zrozumiesz. – mruknął i brakowało jeszcze, żeby nadął swoje policzki, dzięki czemu wyglądałby jak niezadowolony chomik. Odsunął się od niej na całą odległość jaką tylko mógł i wcisnął plecami w skałę za niego, odwracając głowę nieco w bok, zrywając jednocześnie kontakt wzrokowy. Wciąż z miną niezadowolonego dzieciaka po krótkiej chwili milczenia, dodał już spokojniejszym tonem.
- Nie wyglądasz. Na taką, co potrafi walczyć i mogłaby zabić. – rzucił szczerze w końcu ponownie spoglądając na nią, jednakże było to spojrzenie tak krótkie, że mogłoby się zdawać zwykłą ułudą, gdyż różowe oczy spoczęły na jej broni. A w jego oczach zamigotały iskierki ciekawości. Jego dłoń drgnęła, jakby chciała sięgnąć po przedmiot kobiety i przyjrzeć mu się z bliska, jednakże w ostatniej chwili zesztywniała i poluzowała, koniec końców pozostając na swoim pierwotnym miejscu. Najwidoczniej szybko zdał sobie sprawę, że skoro on jej nie dopuszcza do siebie bliżej, aniżeli sytuacja tego wymagała, to ta zasada działa zapewne w drugą stronę. I tyczyło się to również wszelakich przedmiotów.
- Może innym razem. I pewnie, że potrafię… Trochę wolniej, ale potrafię. – rzucił, chociaż tak naprawdę nie wiedział jak to teraz będzie. Wczorajszego dnia jakoś tutaj dopełzł, chociaż przez większość drogi używał swoich skrzydeł, ponadto wtedy nadal trzymała go adrenalina. Dopiero dzisiaj odczuwał dotkliwiej skutki wczorajszej jatki. Przynajmniej już widział i oczy nie piekły tak bardzo, chociaż dookoła nich czuł, że wciąż skóra jest zaczerwieniona. Rana na torsie zdążyła nie krwawiła już tak bardzo i jeśli chłopak nie robił gwałtowniejszych ruchów, to nawet momentami o niej zapominał. Najgorzej miała się postrzelona rzepka, bo raz, bolała nawet jak Nathair nie ruszał nogą a dwa, rana była upierdliwa bo ograniczała anioła w swobodnym poruszaniu się. A w tym stanie nie mógł czynić swej powinności, co dodatkowo go irytowało. Nawet nie był do końca przekonany, czy kula utkwiła w nodze czy jednak w jakiś sposób poleciała dalej.
W każdym razie z cichym syknięciem podniósł się z ziemi, opierając łokciem jednej ręki o skałę i odsapnął, próbując zdusić grymas bólu, który pchał się na jego twarz.
- Chcesz okazać mi dobre serce i pomóc dojść do domu? – zapytał siląc się na złośliwość, choć ta została stłumiona przez niezadowolenie wynikające jego niedołężności w tym momencie. Zadrżał delikatnie, przenosząc cały swój ciężar na zdrową nogę. W sumie zawsze mógł na powrót klapnąć sobie pod ścianą i tak poczekać, aż sam się wyleczy. Chyba, że coś albo ktoś dorwałoby go pierwsze. A znając szczęście Nathaira… no więc właśnie.

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.10.14 23:54  •  Wielka czerwona skała - Page 8 Empty Re: Wielka czerwona skała
Nie miała zamiaru mu odpowiadać. Pies, który dużo szczeka zazwyczaj mało gryzie. Czyżby ta zasada sprowadzała się także do kurczaków? Tylko wtedy gryzienie zastąpić trzeba zastąpić dziobaniem, a czy ów akt nie jest zbyt zbliżony do tego czym dla ludzi jest pocałunek? A tak w ogóle to kurczak ten będzie gdakał czy piał, bo to przecież dwie różne rzeczy. Cóż. Wargi Taihen ściągnęły się w prostą linię, gdy zastanawiała się nad tak egzystencjalnymi kwestiami. Niemal zapomniała, że ich obiekt siedział naprzeciwko niej, starając się unikać wzroku rudowłosej. Zmarszczyła brwi, niewiele rozumiejąc z zaistniałej sytuacji. Przecież powinien mieć jakieś super moce, które by go teraz teleportowały do domu. Albo pofrunąłby na chmurce Kinto, jak Songo. Kto ich tam wie w tym Edenie - kolejnym potwierdzeniu, że ich bóg tak naprawdę nigdy nie istniał, a oni są zwykłymi imigrantami chuj wie skąd.
Gdyby jeszcze nie próbował sięgnąć po jej broń. Jej dłoń odruchowo spoczęła na klindze, zaś palce zacisnęły się, nie zważając na chłód stali. Pokręciła głową.
- Nikt nie powinien tak wyglądać. Nikt nie powinien zabijać.
Odrzekła cicho. Jeśli od czasu do czasu zerkał na nią, zdecydowanie nie mógł napotkać jej oczu. Nie chciała tego, bo jej głos, nagle przygaszony i pokorny, odpowiadał temu co działo się na twarzy młodej kobiety. Patrzyła na ostrze jakby tylko w nim znajdowała się jedyna odpowiedź, kłykcie zaś pobielały od zaciskania dłoni. Czy ktokolwiek mógłby zrozumieć na czym polega sztuka walki mieczem? Jakiejkolwiek walki, szczerze mówiąc. To nie była rozrywka, za jaką uważało się ją w wojsku. Człowiek znający swoją siłę i potęgę zwykł być spokojny i pewny siebie. Zabijacy po raz kolejny należeli jedynie do głośno szczekających psów. Nie sztuką jest zabić. Sztuką jest unieruchomić i zastraszyć. Nie sztuką jest torturować, a przekonać słowem bądź gestem. Te mądrości jednak zanikły z czasem, zaś wyznawcy Ao pokusili się o otwartą agresję względem innych. Będzie musiała zaprowadzić porządek w swoich szeregach. W sumie już zaczęła.
- Siedź.
Rzuciła w końcu do Nathaira, gdy ten zaczął się podnosić. Widziała to kątem oka. Odłożyła broń na bok i przeniosła ciężar ciała na kolana. Uklęknęła, nie zważając na kamyczki wbijające się w jej łydki. Sięgnęła do arafatki i rozwiązała ją, by przyjrzeć się aniołowej ranie. Już zaczęła się jątrzyć od braku opieki i dezynfekcji, zapach zaś wcale nie był przyjemny. Odkaszlnęła, odwracając głowę, zaraz jednak znów spojrzała na otwór w ciele i zbliżyła do niego twarz. Może i było to głupotą, może za chwilę dostanie z kolana w szczękę, ale mama zawsze jej powtarzała, że ból to przede wszystkim ludzka psychika. To dlatego matki całowały rany swoich dzieci. To właśnie dlatego teraz wargi Shi spoczęły na ranie Nathaira. Delikatnie, jak płatki kwiatów czy skrzydła motyla, wszak nie chciała mu sprawić dodatkowego bólu.
Wyprostowała się i uśmiechnęła lekko. Spojrzała krytycznie na kraciastą szmatę i odrzuciła ją. Gwałtownym szarpnięciem rozerwała dół swojej bluzy i wydarła z niej szeroki pas, którym to ponownie zabandażowała nogę anioła. Mocniej i zdecydowanie bardziej profesjonalnie niż byle węzełek. Teraz przynajmniej strzaskana rzepka jakoś się trzymała.
- Proszę, nie gdacz już i nie narzekaj. Do klasztoru jest o wiele bliżej, a ja obiecuję, że nie stanie ci się żadna krzywda z ręki innych wyznawców.
Nadal była zaniepokojona i, o dziwo, przemawiała przez nią wielka troska. Wstała i podała różowłosemu dłoń. Jeszcze nie wiedziała jak go tam zaniesie, ale będzie musiała dać radę. Pewnie nie przerzuci go sobie przez ramię, ale być może... być może doczołgają się o wspólnych siłach. A na koniec da mu ciasteczko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.14 0:46  •  Wielka czerwona skała - Page 8 Empty Re: Wielka czerwona skała
No proszę, a więc była jedna kwestia, co do której zarówno Tai jak i Nathair nie mieli wszelkich wątpliwości i co do której się zgadzali. Nikt nie powinien zabijać. Czyżby świat nie był o wiele spokojniejszym miejscem, gdyby każdy bezwzględnie trzymał się tej zasady? Jakim prawem ktoś mógł decydować o życiu innej osoby? No więc właśnie. Dla Nathaira jeszcze sto lat temu cos takiego było wręcz niepojęte. Nawet przez głowę nie przeszła mu myśl, że mógłby kogoś pozbawić życia. A teraz? Teraz było inaczej. Odkąd został aniołem stróżem Ryana, wszystko uległo zmianie. Aktualnie nie był już tak wierny swym wcześniejszym przekonaniom. Wiedział, że ze względu na Wymordowanego byłby w stanie zranić, a nawet zabić. Doprawdy, był naprawdę beznadziejnym aniołem.
Zerknął na Tai, która poleciła mu, żeby siedział. A on na przekór jeszcze bardziej się wyprostował, a jak. Nie będzie przecież kogoś słuchał, ot tak. I to co z tego, że w tym momencie zachowywał się jak mały gówniarz. Chciał jej udowodnić, że jest w stanie stać oraz poruszać się i nie potrzebuję niczyjej  pomocy. Jak zawsze. Powiedzmy.
Przekrzywił lekko głowę w bok, gdy dziewczyna zaczęła pozbawiać go arafatki, która tak dzielnie do tej pory służyła Nathairowi jako jedyny opatrunek. No cóż, pierwszej jakości bandażem to ona nie była, aczkolwiek do tej pory w miarę spełniała swój obowiązek. Przez twarz chłopaka przebiegło delikatne skrzywienie, kiedy ujrzał jak babrze się jego rana. Szczerze powiedziawszy to wczoraj miał nadzieję, że w miarę szybko rozpocznie się proces regeneracyjny. Jak widać przeliczył się i pozwolił, by jakiś syf dostał się do rany. Chyba rzeczywiście będzie jednak potrzebował pomocy…
Wtem zamarł, zapominając na moment jak się oddycha, gdy delikatne usta Tai musnęły jego ranę. Momentalnie twarz chłopaka przybrała odcień podobny do koloru zaskrzepniętej krwi na kolanie, a ciałem wstrząsnął delikatny dreszcz. Gdy kobieta odsunęła się, to i Nathair wbił się w skały, jakby właśnie chciał stać się z nią jednością.
- C.. co Ty odwalasz!? Nie rob tego nigdy więcej! Nie całuj mnie! – wyrzucił z siebie mało pewnym głosem wpatrując się w dziewczynę nie tyle co z zaskoczeniem, ale również ze swego rodzaju obawą bez konkretnego podłoża. Spojrzał szybko w bok, chcąc ukryć zarumienienie pod przydługawymi końcówkami włosów i dodał ciszej.
- To krępujące. – mruknął, ignorując jej wyciągniętą rękę w jego stronę. Zamiast tego schylił się po swój miecz, o który się oparł. Nie wiedzieć czemu, ale wolał swoją własną broń, która na krótki moment miała przekształcić się w laskę, aniżeli pomoc kobiety w podpieraniu. Przyczyn tego mogło być wiele, jak przykładowo fakt, że chłopak zdecydowanie bardziej wolał polegać na sobie i być, nawet jeśli mu to zbytnio nie wychodziło, samodzielny, albo po prostu nie chciał opierać się o ramię mniejszej od siebie kobiety. W każdym razie powoli kulejąc, krok po kroku, ruszył do przodu.
- Prowadź. – mruknął cicho, jednocześnie przyjmując zaproszenie do jej świątyni, zawierzając na słowo, że nic złego go tam nie spotka. No cóż, pomimo tego, że był aniołem i dysponował różnymi mocami, to po wczorajszym przesileniu nie był do końca pewien, czy uda mu się ich w pełni wykorzystać w razie ewentualnego niebezpieczeństwa. Cóż, zobaczy się jak będzie na miejscu.

zt x 2
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.14 14:20  •  Wielka czerwona skała - Page 8 Empty Re: Wielka czerwona skała
Słońce zachodziło już za horyzont, ale Anioł nie mógł sobie jeszcze pozwolić na odpoczynek. Koszmarny, nieumarły zmutowany stwór przypominający 3-metrową wersję jakiegoś upiornego niedźwiedzia wyrósł jak spod ziemi i rzucił się na chłopaka. Który tylko na to czekał. Aktywował miecz i wydłużył jego łańcuch, w tym samym czasie wzbijając się w powietrze. Wzleciał do góry, po czym zapikował ostro, kierując się prosto na potwora. Gdy tamten miał go już uderzyć łapą aktywował niematerialność przelatując na wylot niego. Dobrze że bydlę było martwe bo z żywymi istotami tak nie umiał... Gdy spory kawał łańcucha był jeszcze wewnątrz stwora, Vas uzył elektryczności, rażąc go prądem o wysokim natężeniu. Następnie korzystając z tego, że potwór zaczął się chwiać pociągnął za łańcuch oswabadzając miecz, co sprawiło że bestia obróciła się w jego stronę, a on doskoczył do niej i gładko odciął jej łeb. Ciało padło na ziemię w rozrastającą się szybko kałużę krwi. Ma się tę wprawę w walce mieczem jak się żyje już kilka tysięcy lat... Vasto westchnął ciężko gdy jucha obryzgała go całego.
- I po cholerę było mnie atakować? Ty jesteś martwy a ja brudny... - kopnął truchło z irytacją i oddalił się do swojego obozowiska pod skała. Miał za zadanie sprawdzić pogłoski na temat artefaktu, który rzekomo tutaj był, a skończyło się na szlachtowaniu fauny, która chciała go zabić. I jednym przypadku flory. Chłopakiem wstrząsnął lekki dreszcz. Co też ta apokalipsa zrobiła z tym spokojnym światem. Położył się na kawałku koca, który miał mu służyć dzisiaj za posłanie, pod głowę podłożył odciętą łapę potwora. No co? Była miękka, tak? A nie uśmiechało mu się trzymanie głowy na twardym gruncie. Wyciągnął z kieszeni konsolę i zaczął grać. Ekranik migotał lekkim blaskiem oświetlając jego zmęczoną twarz, a cicha melodyjka rozbrzmiewała pośród nocy. Wydawać by się mogło, że cała Desperacja zamilkła słuchając niezwykłego jak na te tereny dźwięku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.14 20:35  •  Wielka czerwona skała - Page 8 Empty Re: Wielka czerwona skała
Smukła, niewysoka sylwetka sunęła w półmroku, płynnie i bezszelestnie niby jeden z licznych cieni. Od czasu do czasu jasnoskórą postać musnęły macki zachodzącego słońca, nim to zupełnie zniknęło za horyzontem, pozwalając gęstej nocy spowić okolicę. Rozgrzane długim marszem mięśnie pracowały harmonijnie, zaś wyostrzone zmysły działały na najwyższych obrotach. Lou niestrudzenie zbliżała się do źródła tajemniczych, zupełnie obcych odgłosów, zachodząc w głowie, jakież to zwierzę może wydawać tak niespotykane dźwięki. Technologia była dlań czymś zupełnie obcym. Może dawniej, przed kataklizmem, kiedy była zwyczajnym dwunogiem, miała styczność z elektroniką. Ba, na pewno miała, lecz teraz… Och, tamta Ren umarła setki lat temu i chociaż nigdy nie zapomniała swego prawdziwego miana, nie zwykła go nawet używać. Nie była już tamtą osobą. Teraz była Louve, białą wilczycą. Brzmiało dumnie, no nie? Lepiej niż "zwykły, mały kundel z pchłami". Nikt nie musiał wiedzieć, że była tylko psem. Z resztą, na tym pustkowiu nie miała nawet z nikim styczności, a co tu dopiero mówić o dochodzeniu, od jakiego gatunku wywodzą się jej nabyte cechy.
Po kilkunastu minutach marszu w nozdrzach zakręciła się woń jakiegoś osobnika, co potwierdzało przypuszczenia wymordowanej. Coś, co wydawało dziwaczne odgłosy, było żywą istotą. Bardzo, ale to bardzo chciała pobiec w tamtym kierunku, palona od wewnątrz szaloną ciekawością, aczkolwiek powstrzymała chęć jak najszybszego obejrzenia znaleziska, minimalnie zwalniając. Skradała się, jak to miały w zwyczaju polujące drapieżniki. Niemalże pełzła przy ziemi, powoli i cierpliwie, skrupulatnie zmniejszając odległość dzielącą ją od źródła dźwięków i... Światła? Zastrzygła uszami, wyraźnie zaintrygowana. Wkrótce zaszła leżącego mężczyznę od tyłu, znad jego ramienia przypatrując się grającemu urządzeniu. Z gardła Czerwonookiej wyrwał się głośny, może trochę piskliwy szczek zaaferowanego psa, trafiając prosto do jednego z uszu nieznajomego. Raczej nie było to zbyt przyjemne doznanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.14 21:34  •  Wielka czerwona skała - Page 8 Empty Re: Wielka czerwona skała
Vas był tak zaaferowany grą, że prawie przeoczył szelest za plecami. Prawie, bo jednak zorientował się że ktoś do niego podchodzi. Co prawda dopiero gdy napastnik był ok. 2 metrów od niego ale...
Rozluźnił prawy nadgarstek. Gdy rozległo się...szczeknięcie? chłopak posłał po ziemi impuls elektryczny, blokując na chwilę system nerwowy nieznanej istoty, jednak nie powodując bólu, co wykorzystał, aby podnieść się szybko z ziemi, a potem przyzwał miecz i trzymając go odwróconym chwytem, machnął w kierunku niespodziewanego gościa. Długi, 4-metrowy kawał łańcucha owinął się wkoło ciała istoty. W razie gdyby miał zostać zaatakowany, puści po nim następną falę energii elektrycznej, ale teraz...przyjrzyjmy się co złapał. W łańcuch została spętana istota z grubsza przypominająca człowieka. Znaczy się, pod grubą warstwą brudu, sierści, jeszcze większej ilości brudu i...czy wspominałem o brudzie? dało się ujrzeć ludzką postać, chociaż Anioł nie potrafiłby określić płci osobnika z powodu maski na głowie. Wbił miecz w ziemię i schował konsolę do kieszeni. O co tu mogło biegać? Najprawdopodobniej miał przed sobą Wymordowaną, pytanie tylko jakiego gatunku... Z nimi nigdy nie wiadomo. Najpierw prowadzisz miłą rozmowę, a potem rzucają na ciebie chcąc rozerwać tętnicę... Cóż...
- Ummm... Hej? Nie wiem czy rozumiesz co mówię, ale przepraszam za niezbyt miłe powitanie. Rutyna rozumiesz... Kilku podobnych do ciebie typków chciało mnie kiedyś zabić. Nie bój się... - mówił cichym, spokojnym głosem, takim gdy chce się uspokoić spanikowane zwierzątko. To że istota szczeknęła na niego świadczyło o dwóch rzeczach. Nie miała otwarcie złych zamiarów, bo wtedy rzuciła by się na niego od razu, to po pierwsze. A po drugie...najwidoczniej nie do końca zachowała swoje człowieczeństwo, bo co za normalny człowiek szczeka? Vasowi zrobiło się jej przykro. Kto wie ile błąkała się samotnie po Desperacji... - Jestem Aniołem, i nie zrobię ci krzywdy...
Chłopak przykucnął, by pokazać, że nie chce dominować nad nieznajomym i rozłożył swoje białe skrzydła. Uśmiechnął się lekko.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.14 21:59  •  Wielka czerwona skała - Page 8 Empty Re: Wielka czerwona skała
Nie spodziewała się ataku, oj nie. Od kiedy grające, świetliste przedmioty mają ręce i nogi, a do tego zachowują się, jakby je pchła w tyłek ukąsiła? Od kiedy w ogóle mają tyłki? Ren stała jak wmurowana, prawdopodobnie nawet sparaliżowana strachem równie mocno, co zszokowana. Wszystko stało się szybciej, niźli mogła się spodziewać. Poruszyła się niespokojnie, sprawdzając, czy ma jakiekolwiek szanse na ucieczkę. Kiedy zrozumiała, w jak marnej się znalazła sytuacji, uderzyła weń fala irytacji, mieszającej się w jednakowych proporcjach  z rezygnacją oraz narastającą paniką. Co teraz?
Stuliła spiczaste uszyska, chowając je wśród zmierzwionych kosmyków, barwą swą przypominających poranną mgłę i obnażyła zębiska, chociaż tego już nieznajomy zauważyć nie mógł, z powodu maski przesłaniającej trójkątną twarzyczkę. Zawarczała melodyjnie, dając do zrozumienia o niezadowoleniu wynikającym z obecnego położenia i szarpnęła się znów. Puszysta, średniej długości kita cudem uniknęła przywiązania do reszty ciała i ze świstem przecinała chłodne powietrze, krążąc z lewej do prawej i z powrotem. Jakby się zacięła, czy coś. Pewnie Anioł wielu rzeczy się spodziewał, od ataku, poprzez histerię, aż po milczenie… Ale nie tego, co nastąpiło. Tak, Lou umiała mówić. Nie robiła tego co prawda wybitnie często, zazwyczaj do komunikacji używając wszelakich pomruków tudzież warkotów, lecz obecna sytuacja zmusiła ją do sklecenia tych kilku zdań. Poza tym bała się ostrych przedmiotów, a ostrze odbijające nikły blask miesiąca przyprawiało ją o drżenie kończyn. Teraz udawanie zdziczałej mogło co najwyżej zakończyć się egzekucją, wszak takich jak ona się eliminuje, więc za najlepsze rozwiązanie uznała użycie ludzkiej mowy i próbę "negocjacji".
- Ty zasrany, przerośnięty gołębiu, zdejmij ze mnie te swoje… Te swoje… Kurwa, cokolwiek to jest, ZDEJMIJ TO ZE MNIE! Jak nie to... To zmienię formę! Zmienię się w wielkiego, białego wilka i zeżrę cię na raz! - Dobra groźba nie jest zła. Gorzej, jeśli nie pokrywa się z rzeczywistością, jak to było w tym przypadku. Co nie zmienia faktu, iż mężczyzna nie był świadom, że zamiast ogromnego wilczyska ujrzałby niedużego, białego kundelka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.14 22:41  •  Wielka czerwona skała - Page 8 Empty Re: Wielka czerwona skała
Vas w dalszym ciągu uważnie obserwował nieznajomego. Przesunął nieco ciężar ciała i schował skrzydła gdy istota zaczęła warczeć. Nie zdziwił się zbytnio, to raczej normalne w tej sytuacji. O wiele bardzie zdziwiło go to, że potrafiła mówić. I sądząc po tonie głosu była dziewczyną. Cóż, każdy może zostać Wymordowanym...
- Spokojnie... Mówię że nic ci nie chcę zrobić. I... uważaj na słowa panienko. To nie przysto- NOŻ KURWA MAĆ! AKURAT W TAKIM MOMENCIE?!
Chłopak zobaczył, jak w ciemnościach przemykają wkoło nich jakieś cienie. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć.. Nie za dobrze. W dodatku ma teraz na głowie jeszcze jedną niewiadomą. Cholera wie jak się zachowa. Najwyżej Anioł pożegna się z tym światem...już swoje przeżył. Rozwiązał dziewczynę i rzucił jej szybkie spojrzenie.
- Możesz sobie warczeć i mnie wyzywać, ale albo będziemy współpracować, albo ktoś tu bedzie miał smaczną przekąskę...i wierz mi że nie będzie to nasza dwójka. Skoro tak dobrze idzie ci walka to radzę zamienić się w tego wilka, bo mamy kłopoty...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.14 0:33  •  Wielka czerwona skała - Page 8 Empty Re: Wielka czerwona skała
- N-Nie zasłużyłeś na to, aby dostąpić zaszczytu ujrzenia mnie w mojej wspaniałej i...i niebezpiecznej formie. - Żachnęła się, wyżej zadzierając podbródek i kątem rdzawego ślepia zerkając ku Aniołowi. Wbrew wszystkiemu, nie była taka głupia, na jaką wyglądała. Resztki instynktu samozachowawczego tliły się wewnątrz Białowłosej i chociaż najchętniej rzuciłaby się do ucieczki tudzież zaatakowała tego_buca_który_śmiał_ją_związać, to w tej chwili ów buc był jedynym obiektem, do którego mogła zwrócić się tyłem, nie narażając przy tym na bliższe spotkanie własnego karku z pazurami, kłami, czy innym cholerstwem. W milczeniu wykonała kilka kroków wstecz, niechętnie podchodząc do mężczyzny  i wyciągnęła spośród płacht luźnego materiału dwa sędziwe, acz wciąż nadające się do walki ostrza. Teoretycznie miała stosunkowo twarde pazury, w praktyce jednak nijak nie przysłużyłyby się w walce. Tak samo, jak jej "wspaniała i niebezpieczna" zwierzęca postać. Dziękowała bogom, w których, notabene, nie wierzyła, iż życie na tym paskudnym pustkowiu nauczyło ją walki o przetrwanie. Naturalnie, gdyby musiała samotnie zmierzyć się z przeciwnikami pewnie wybrałaby ucieczkę, bo i tak nie miałaby szans na wyjście ze starcia w jednym kawałku, acz aktualnie mogli przeżyć. Mogli. Nie musieli. Jakby nie było, Ren nie zwykła zbyt szybko się poddawać, toteż czekała, gotowa i pewna. Przecież należała do Wymordowanych, istot bardzo często będących maszynkami do zabijania, nieobliczalnymi, pełnymi gniewu i takie tam. Tak sobie to przynajmniej tłumaczyła, dokładając wszelkich starań, by stłumić narastający strach.
Dłużące się niemiłosiernie oczekiwanie na atak ze strony bestii wkrótce sprawiło, że Lou nie wytrzymała. Ostatecznie, była tylko psem. Owczarkiem, który bardziej niźli do walki nadawał się do zaganiania owiec, czy innych, tym podobnych istotek. Ni to warknęła, ni szczęknęła, równocześnie ruszając przed siebie. Nie miała najmniejszych oporów przed zostawieniem Anioła na pastwę stworów. Gdyby nie one, sama by spróbowała go rozszarpać, wszakże - w jej mniemaniu - stanowił poważne zagrożenie, jak każdy inny dwunóg. Szczerze mówiąc miała nawet nadzieję, że nie da rady piątce przeciwników, acz nie było już czasu na oglądanie się za siebie i podziwianie krwawego przedstawienia. Lawirowała niby tancerka, płynnie i z niewymuszoną gracją unikając ciosów. Szybko wydostała się poza zacieśniający się krąg przeciwników, wspomagając się przy tym dzierżonymi w dłoniach nożami. Co sił w nogach biegła przed siebie, niemalże na oślep. Byle dalej od kłopotów. [z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.12.14 17:56  •  Wielka czerwona skała - Page 8 Empty Re: Wielka czerwona skała
Vas nie zamierzał sam walczyć ze stworami. Rozłożył skrzydła na pełną rozpietośc i szybko odleciał.
[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.01.15 14:53  •  Wielka czerwona skała - Page 8 Empty Re: Wielka czerwona skała
[Wydarzenie - Odbijanie anioła]

To był dobry dzień na polowanie. Zwłaszcza że udało się tak przyjemnie i bezproblemowo. No... Prawie. I tak biorąc pod uwagę jak mógł skończyć, jego polowanie udało się całkiem "nieźle". Zaskoczył swoją ofiarę, przez co zminimalizował obrażenia jakie uzyskał, jedynie obrywając od jej głównego uzdolnienia. Jej, bo to właściwe słowo. Trafiła mu się anielica, jaką zdołał zaskoczyć i uszkodzić na tyle mocno, by nie zdążyła się właściwie obronić, co dało mu szansę do pokonania jej...
I proszę, jak miło. Gdzieś tak od dobrej godziny czy dwóch, pogwizdując sobie jakąś przyjemną melodię ciągnie wyżej wspomnianą anielicę na dość prowizorycznych "sankach", składających się z kilku dech i jakiejś blachy, przez co nie miał tak wielkich problemów w kwestii taszczenia tych zwłok. No, prawie zwłok. Żyje jeszcze? Przystawał nawet od czasu do czasu, przyglądając się czy jego ofiara jeszcze dycha... Ledwie, ale dycha. Jak wyglądała ta ofiara?
Oj, z pewnością wcześniej mogła wyglądać pięknie. Długie, zjawiskowe czarne włosy, zapewne pięknie lśniące w blasku słońca. Ponętna figura, oczy w kolorze nieba...
Można się rozpisywać o jej wyglądzie jaki MOGŁA mieć, ale niestety w tej chwili wygląda jak pacjentka kostnicy. Połączonej z rzeźnią. Leżała na plecach, a na jej torsie roiło się od wielu, płytkich cięć, tworzących dziwne, skomplikowane wzory i runy... Lub będące zwyczajnymi śladami bytności Hexa. Była pozbawiona ubrania od pasa w górę, a w miejscu jej lewej piersi znajdowała się wyraźna, mięsista dziura, pełna zakrzepłej krwi. Poziom tej rany zrównał ją z resztą ciała, przez co najwyraźniej można określić, że "spłaszczył" ją trochę w tym miejscu. Zamknięte oczy, zapewne przez utratę przytomności... Lub ze strachu bądź bólu skrywały bolesny sekret, a konkretnie - brak gałek ocznych. Były bardzo dokładnie... Wyrwane, a ślad po nich zaginą, podobnie jak po lewej piersi, chociaż ślady krwi na twarzy Hexa mogą "wskazywać" co się z nimi stało. Jej brzuch zdobiły dwie, głębokie rany w kształcie krzyża, z czego ta przecinająca jej ciało wzdłuż sięgała aż do podbrzusza i łona. To aż dziwne jak wiele wytrzymała... Lub zaskakuje jak Hex umie utrzymać przy życiu, jednocześnie długo i przyjemnie bawiąc się ze swoją ofiarą.
Co to za anioł bez skrzydeł? A skoro o nich mowa, faktycznie były. Anielica nie zdążyła ich schować, co skończyło się tym że są złamane w połowie długości, do tego stopnia że trzymają się chyba na reszcie skóry i piór, bo zagięcie ich pod dowolnym kątem jest bezproblemowe. Ramiona i nogi? Chyba z tego wszystkiego wyglądają najlepiej, jedynie lewy przegub był przeszarpany, a krew cicho sączyła się z niego, osłabiając ofiarę brutalnych zabaw Dżina. Przez uda i przedramiona zostały przeprowadzone ostrza, po każdym na jedną kończynę, wbite głęboko, aż po same rękojeści (albo nawet dalej), z precyzją omijając krwionośne żyły. Przebiły one deski "sanek", przyszpilając tym sposobem "towar", co by nigdzie nie zwiał.
I w takim też stanie zastawał ją Dżin. Co każde zerknięcie wydawała się bledsza, a od jakichś 15 minut przestała nawet wydzierać się na wszelakie ognie piekielne które pochłoną za to Jeneviera. Taaak, ognie piekielne. Zdecydowanie straszna groźba, zwłaszcza od strony anielicy władającej ogniem, która nie jest w tej chwili w stanie wykrzesać nawet pojedyńczej iskry.
Dżin postanowił że zrobi krótki postój przy dość sporej skale i przyjrzy się swojej ofierze. W końcu musi dotrzeć... W miarę żywa do Kościoła, prawda? Stąd też przestał ją wlec gdy dotarli do takowej i przykucnął obok jej poszarpanego ciała, sunąc delikatnie palcem wzdłuż pionowej rany z dwóch tworzących "krzyż" na jej brzuchu. - Jak się czujesz, moja droga? Potrzebujesz czegoś? Może chcesz się napić przed śmiercią? Tak się składa że mam jeszcze trochę alkoholu ze sobą...
- I-i... dź... D-d... D... Do... D... D... D-i... Dia... Bła...
Wprost aż wzruszył się od tego, jak kobieta dzielnie próbuje go wciąż wysłać w te ognie piekielne. Aż wydał z siebie teatralne, zmartwione "och", uśmiechając się delikatnie. - Ma Pani, czemu jesteś taka oschła dla swych sług? Przecież mogłem być mniej miły, prawda? Mogłem rozrywać twoje ciało kawałek po kawałku, odgryzać mięśnie i skórę od kości, smakować twojej krwi i pieprzyć się z tobą w miarę jak smakowałbym twojego rozkosznego ciała kęs po kęsie. Skąd więc ta niechęć? Jestem miły, nieprawdaż? - Dla udowodnienia faktu "jak" miły jest, sięgnął dłonią ku lewej nodze, udzie konkretnie i zaczął lekko poruszać ostrzem w kolisty sposób w ranie jaką zrobił. Zduszone, słabe jęki bólu wydobywały się z zaciśniętych warg kobiety, jaka najwidoczniej nie chciała dać satysfakcji Dżinowi by słyszeć jej ból. Znów wydał z siebie teatralne, zmartwione westchnięcie, odpuszczając po chwili i siadając na piasku obok, wpatrując się w niebo.
- Spójrz ze mną na niebo. W końcu to nasza ojczyzna, prawda? Nie bój się. Rozchyl powieki i spójrz. - Było to oczywiście niemożliwe, albowiem biedna anielica była w tej chwili bez oczęt... Jakichkolwiek, cała we własnej krwi, i poznaczona dziesiątkami ran. Któż ją ocali?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 23 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 15 ... 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach