Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 15 z 23 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 19 ... 23  Next

Go down

Pisanie 21.02.16 17:29  •  Wielka czerwona skała - Page 15 Empty Re: Wielka czerwona skała
"Can you feel that? Oj tak, czuję to dość dokładnie, nie musisz mi tego przypominać." Cmoknął z niezadowoleniem kącikiem ust, siłą odrywając wzrok od - już przygotowanego na obecność zębów miejsca - rozdartego rękawa, skrywającego kuszący przegub lewej dłoni. Wyssał butelkę niemal do cna, a wciąż czuł to płonące uczucie pragnienia gdzieś poniżej linii gardła. Dość blisko, by nie dawało mu spokoju. Za daleko, by chociaż się podrapać czy w jakikolwiek sposób zakłócić ten fakt. Gdyby wiedział, że znów się zgubi, zabrałby więcej. Albo chociaż skierował się w stronę, jaka "podobno" prowadziła do miejsc, gdzie coś żyje. Cóż, przynajmniej baterie jeszcze działają, a dudniące brzmienie jednego z cięższych zespołów mu pomaga.
Gdy jego oczy oderwały się od własnej ręki, niemal uderzył twarzą o ścianę skały, do jakiej nieuważnie się zbliżył. Ze zmieszaniem wycofał się kilka kroków, chcąc objąć wzrokiem ten... To... Hm. Skałę, jakkolwiek to nie określić.
- Co jest, ta skała w ogóle się ode mnie nie oddala. - Stwierdził z konfuzją na twarzy a także w tonie, wycofując się co raz bardziej i bardziej, choć wydawało się że to nic nie zmienia. Jakby trafił do krawędzi świata, gdzie ten kamień jest jedną, ogromną ścianą.
W końcu, kilka metrów dalej i parę komentarzy później dał radę dostrzec, że to jednak tylko jeden, wielki kamień. Podparł dłońmi biodra z uśmiechem, unosząc lekko brwi.
- A to duża suka. Ciekawe jaki jest widok z góry. - Opuścił dłonie i zbliżył się ponownie do skały, przytykając do niej dłonie gdy tylko był na miejscu. Rękaw opadł z lewego przedramienia, ukazując ponownie przedmiot pożądania Hexa, jaki przykuł jego uwagę.
Żyły były widoczne, na dziwnie łuszczącej się skórze. Zauważył że coś jest nie tak od niedawna, ale nie wiedział czy to zwyczajnie brud, czy coś poważniejszego, hm. Prędzej czy później, jeśli faktycznie to coś poważnego, to odezwie się solidnym bólem. Zapewne w nieodpowiednim momencie.
Niemniej, skupmy się na sytuacji. Dżin zastygł, wbijając swoje złote oczy w lewą dłoń, którą obrócił spodem ku sobie, by móc patrzeć na żyłę przegubu. Przesuną prawą dłoń i wcisnął dwa palce w żyłę, jakby sprawdzał tętno.
Tyk, tyk, tyk, tyk. Krew przepływa. Czerwona, rozkosznie słodka...
- Nie, Hex, panuj nad sobą. - Uderzył się prawą dłonią w bok głowy, potrząsając takową następnie. Opuścił lewą rękę, wracając uwagą do skały, spoglądając to w górę, to w dół.
- Hmmmm. Może spróbuję wspinaczki?
"Myślałem że nie chcesz umierać szybko i w możliwie najgłupszy sposób."
- A cicho bądź, to moje życie, i zakończę je tak jak chcę, jeśli mi się zachce.
"Spooooko, niech ci będzie. Nie marudź jednak jak będziesz lecieć kilkadziesiąt metrów w dół. Już widzę ten podpis na nagrobku. "Tu leży Hex, ofiara własnej głupoty. Niech będzie to przestroga dla każdego, kto próbuje się zanurzyć w głupocie, bywa mordercza."
- Oj dobra, już dobra. - Uciął rozmowę, z westchnięciem cofając się dwa-trzy kroki i podpierając ponownie biodra, spoglądając w górę po odchyleniu głowy w tył. Hmmm, powinno mu się udać z użyciem mocy, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.16 19:23  •  Wielka czerwona skała - Page 15 Empty Re: Wielka czerwona skała
    Kolejny dzień. Kolejna bezcelowa wyprawa. Gdzie go nogi poniosą? Sam chciałby wiedzieć. W swoich przechadzkach nigdy nie obierał miejsca docelowego. Po prostu brnął do przodu. Czy szukał miejsca, w którym chciałby zabawić na dłużej? Możliwe, choć z drugiej strony chyba był zbyt mocno przyzwyczajony do swojego aktualnego trybu życia. Takie przechodzenia z miejsca na miejsce sprawiało, że życie czarnowłosego było ciekawsze, a przynajmniej tak mu się wydawało.
    Szedł do przodu chwiejnym krokiem, co mogło być spowodowane zmęczeniem jego organizmu. Nie pamiętał kiedy ostatnio się wyspał. Cały czas miewał koszmary. Budził się nocami cały zalany potem. Próbował zasnąć ponownie, ale jakoś nie dawał rady. To dlatego ciemne oczy Fynna były wiecznie podkrążone. Nigdy nawet nie próbował tego maskować, po prostu mu się nie chciało.
    Zaczął rozmyślać nad swoimi podróżami. Myślał również o tym, czy nie czuje się zbyt samotny, gdy tak wędruje po Desperacji. Ale przecież nie był sam! Od razu wytrącił się z zamyślenia i spojrzał na Vesnę, która dzielnie maszerowała obok niego. Trzymała się bardzo blisko nóg swojego właściciela, aż musiał uważać żeby przypadkiem się o nią nie wywrócić. Możliwe, że zatrzymał się na chwilę, kucnął sobie i pogłaskał ją po głowie. Kocica stała się jego najlepszą przyjaciółką. Zawsze była posłuszna, wędrował z nią wszędzie i była jego jedyną kompanką w podróżach. Ale nigdy nie narzekała, była mu oddana, dlatego tak bardzo cenił sobie jej obecność.
    Dopiero po kilku minutach doszło do niego, że zaszedł trochę za daleko. Czerwona pustynia? Aż tak długo myślał, że swoim ślimaczym tempem dotarł aż tutaj? A może to tylko przewidzenia? Jego oczy potrafiły dostrzegać wyimaginowane obrazy kiedy był zmęczony.
    Schował ręce do przydługich rękawów, uniósł je i przetarł oczy materiałem swetra. Mrugnął kilka razy, wciąż nie dowierzając, że jest przy tej wielkiej czerwonej skale. Nie pamiętał tego, że tu przyszedł. Cała ta sytuacja była dla niego dość dziwna. Aż westchnął cicho, starając się ogarnąć to wszystko.
    Chwilę później zauważył zielonowłosego typka, stojącego obok tej skały. Znowu przetarł oczy i dopiero po tym skupił wzrok na nieznajomym. Czy był prawdziwy? Raczej tak, przynajmniej wyglądał na realnego. Jakoś nie miał ochoty ruszać w jego kierunku, zrobił tylko kilka kroków, by następnie zdecydować się jednak na pozostanie w bezpiecznej odległości. Zlustrował sylwetkę zielonowłosego. Czuł się przez chwilę jak jakiś podglądacz. Odsunął się i usiadł na ziemi. Chciał odpocząć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.16 20:15  •  Wielka czerwona skała - Page 15 Empty Re: Wielka czerwona skała
No dobrze, pora nakreślić jakiś plan wejścia tam. Tak, lepiej najpierw rozplanować rozłożenie schodów, zanim faktycznie się po nich wejdzie. Może się okazać że nawet sprintem nie zdąży wbiec na górę, jeśli źle ułoży te schodki. Sięgnął dłonią ku kieszeni, chcąc wydobyć notes...
Ale napotkał pustą przestrzeń. Z konsternacją zwrócił wzrok ku spodniom, nie mogąc napotkać palcami pożądanego kształtu.
- Och, serio. - Mrukną pod nosem, W praktyce wyjmując kieszeń na wierzch. Podobnie sprawdził drugą, ale znalazł tylko bateryjkę i mp3, jakie tam trzymał. Westchnął przeciągle, wkładając kieszenie (i ich zawartość) na miejsce.
- No nic, pora na spontan! - Zawołał entuzjastycznie, cofając się kilka kroków w tył, i gdy odległość była w porządku, nachylił się ku ziemi, i klasnął w dłonie, ocierając je o siebie. Z zawziętym wyrazem twarzy i szerokim uśmiechem na twarzy pobiegł na przeciw ścianie, aż przy odpowiedniej odległości skoczył, próbując się czegoś złapać.
Próbował.
To dobre słowo.
Było fajnie przez sekundę czy dwie "lotu". A potem było bardzo, ale to bardzo niefajnie przez kolejne kilka sekund, gdy uderzył całym pędem swojego ciała o skałę, a potem odkleił się od niej i padł plackiem na ziemię. Maczeta na plecach wcale nie złagodziła upadku, będąc szczerym, stąd gdy tylko minął moment konsternacji...
- ... To. Bolało. - Stwierdza fakty, więc nie nabawił się żadnego wstrząśnienia mózgu, dobrze. We własnym wstydzie złapał za kapelusz jaki zleciał z niego po drodze i założył go sobie na twarz. Hańba i wstyd, dobrze że go nikt nie widział, prawda?
Prawda?
Ta myśl nie chciała mu dać spokoju, więc po paru sekundach rozejrzał się po bokach.
Och, jednak ktoś tu był? Suuuuuuuuper.
"Popisałeś się, Hex. Może zaczniesz rozdawać autografy?"
- Oj Ex, Ex, Ex, ja wiem że jestem popularny, ale niech wszystko ma swoje granice. - Uśmiechnął się rozweselony komizmem tej sytuacji, po czym powoli wzniósł swoje plecy do pionu. Ciche syki bólu nie były jedynym ukazaniem tej emocji, choć twarz wciąż była zakryta, więc grymasu nie było widać. Yay!
Niemniej, gdy w końcu się wyprostował, zdjął kapelusz i zwrócił głowę ku obserwatorowi, wkładając kapelusz na czubek łba.
- Mam nadzieje że chociaż było to zabawiające do obejrzenia. Chcesz wejść ze mną na górę? - Uniósł prawą dłoń, palcem wskazującym celując w skałę. Skoro już i tak chce się tam dostać, to może zawsze zabrać kogoś po drodze, nie?
Po tych słowach postanowił pozbierać się z piasku, co szło dość mozolnie, ale do przodu. Nie było to może najprzyjemniejsze, a obicia dadzą mu się we znaki jeszcze jakiś czas, ale hej! Nie było tak fatalnie, prawda?
Shhh, wiem że było. Próbuje pocieszyć Hexiora.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.16 21:24  •  Wielka czerwona skała - Page 15 Empty Re: Wielka czerwona skała
    Wyprostował nogi, aż mu kości strzeliły. Wydały z siebie nieprzyjemny trzask, można by zacząć się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko z jest z nimi w porządku. Zbadał rękoma dolne kończyny, chcąc upewnić się czy rzeczywiście kości tylko strzeliły. Uszczypnął się, poruszył prawą stopą w jedną stronę, potem w drugą, a potem stwierdził, że jednak wszystko jest dobrze. Aż odetchnął z ulgą.
    Dalej przyglądał się zielonowłosemu. Chwilę śledził jego sylwetkę, ale dosłownie po kilku sekundach wzrok skupił na kocicy, która usadowiła się obok niego. Możliwe, że próbowała wejść swojemu właścicielowi na kolana, ale wystarczyło jedno spojrzenie czarnowłosego, a Vesna od razu zrozumiała, że akurat teraz czułby się niekomfortowo, gdyby spoczęła na jego kolanach. Mruknęła cicho, zamerdała ogonem, po czym ułożyła się, grzebiąc łapami w piasku. Często bawiła się pazurami, gdy zatrzymywali się by chwilę odetchnąć.
    Spróbował się podnieść. Obolałe ciało i piasek wcale nie ułatwiały podniesienia się. Zrezygnował. Musiał posiedzieć tu jeszcze kilka chwil. Zaczynało zmierzchać, a to oznaczało, że trzeba się zbierać i znaleźć miejsce na nocleg... bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie spałby na pustyni, prawda?
    Znowu skupił swój wzrok na nieznajomym. W dalszym ciągu zachowywał się jak typowy monitoring osiedlowy. Rozsiadł się wygodnie i przyglądał poczynaniom zielonowłosego. Chętnie użyłby lornetki, gdyby takową posiadał. Ale z tej odległości też go widział, co prawda ciężkie powieki zamykały mu się co jakiś czas. Przez chwilę miał wrażenie, że typ go widzi, ale to było tylko wrażenie. Obcy odszedł od skały, chcąc wziąć rozbieg. Nie trzeba być Sherlockiem żeby ogarnąć jak potoczyły się jego losy. Próbował wbiec po skale w górę, a po kilkusekundowym locie spadł. Narobił przy tym dużo hałasu i zapewne nieźle się poturbował. Na twarzy czarnowłosego od razu pojawił się uśmiech. Zachichotał z głupoty nieznanego mu mężczyzny. Zielony ogłupia to fakt, ale żeby aż tak? To co zrobił było nieco bez sensu, szkoda, że przedstawienie skończyło się szybciej niż zaczęło.
    Minęło kilka minut zanim nieznajomy się podniósł. Fynn nie spodziewał się, że ich spojrzenia tak szybko się spotkają. W pierwszej chwili miał ochotę zignorować cały ból i podnieść się, po to aby jak najszybciej uciec. Z drugiej strony uznał to za całkowicie pozbawione sensu. Zielonowłosy nieźle się obił, więc raczej nie stanowił wielkiego zagrożenia. Ale mimo wszystko wolał być ostrożny, dlatego odruchowo wymacał kieszenie spodni, w poszukiwaniu czegoś do obrony. Wyczuł nóż i od razu się uspokoił. Poza tym Vesna była obok, mogła dość szybko sparaliżować napastnika, jeśli zdecydowałby się zaatakować.
    Usłyszawszy pytanie uśmiechnął się cierpko. Nie wiedział co ma odpowiedzieć, dlatego zastanowił się chwilę. Powinien milczeć, bo jakoś nie miał ochoty rozmawiać, ale niegrzeczne by było totalne zignorowanie mężczyzny. Zwłaszcza, że jeszcze nie zrobił nic karygodnego. Jak na razie pokazał tylko jak bardzo głupi potrafi być, ale to przecież nie jest nic złego, co nie? No.
    — Mhm. W takim stanie nigdzie się nie wspinam. — odparł ochrypłym głosem, który w połowie zdania zrobił się normalny. W czasie drogi praktycznie cały czas milczał i dawno nie pił, to dlatego jego głos na chwilę mu wysiadł. Zamrugał energicznie czarnymi ślepiami, wpatrując się w oczy zielonowłosego. Były niesamowitej barwy, aż chciało się na nie patrzeć. Potrząsnął głową, sprawdzając czy Vesna jest obok. Ułożył rękę na jej karku, masując ją delikatnie. Lubił kiedy mruczała.
    — Spróbujesz jeszcze raz? — zagadał jak pedofil namawiający dzieciaka do zobaczenia kotków w piwnicy. A tak na serio to zdecydował, że mógłby jeszcze trochę popatrzeć na ten masochizm zielonowłosego, skoro i tak jest zmuszony zostać tu jeszcze trochę. A nuż, widelec wyniknie z tego coś naprawdę zabawnego? Na tyle śmiesznego, że nawet taki znudzony życiem Fynn będzie chichotał wniebogłosy. Hę?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.16 23:15  •  Wielka czerwona skała - Page 15 Empty Re: Wielka czerwona skała
Cały ten zachód może i nie wydawał się warty działań, ale jednak w umysle zielonowłosego było coś... Odrobinkę przestawione. Nie, nie chodzi o to że jest głupi, czy coś. Jest zwyczajnie, hm, specyficzny, inny. Jeśli ma ochotę zrobić coś idiotycznego - zrobi to. Jeśli ma ochotę zrzucić maskę idioty i całkowicie wyprać komuś mózg - też da radę, o ile będzie mu się chciało. Oczywiście, tłumaczenie tego nie jest w sumie potrzebne w tej chwili, bo wszystko można podsumować w jednej myśli.
Hex używa swojej głowy, ale często woli robić rzeczy ZANIM jej użyje, niż potem żałować, że tego nie zrobił. Carpe Diem? Można to tak ująć bez problemu. Kiedyś oczywiście ta filozofia go zabierze do grobu, ale póki co sobie radzi. Zbiera tylko obicia i blizny, plus minus wpada w ciekawe (lub też nie) sytuacje. Każda z tych rzeczy jest lepsza, niż pozostanie sam na sam ze swoimi myślami. Każda, bez wątpienia. Mógłby powtórzyć ten skok i upadek jeszcze piętnaście razy, byleby odsuwał go od myśli, jakie kryją się w jego umyśle. Od...
Nieważne, wszak mamy tu gościa, prawda? Fakt, że odległość jaka ich dzieli była dość znacząca nie przeszkadzał Hexowi zawieszenia na nim wzroku, i zlustrowania go takowym na ile w tej chwili może. Nie wydawał się być zanadto wyróżniąjącym elementem Desperacji, człowiek - bądź wymordowany - jak człowiek - bądź wymordowany. Gdy w końcu udało mu się pozbierać do kupy i wznieść do pionu, na wstęp postanowił zrobić kilka ruchów, tak dla upewnienia się że z ciałem wszystko w porządku. Najpierw ramiona zgięte w łokciach na wysokości klatki piersiowej i obroty torsem na lewo i prawo...
I coś chyba było nie tak. Jakieś dziwne kłucie w boku, hmmm. Niemniej, chwilowo je olał, przeciągając się, co zaowocowało nasileniem się kłucia.
- Shhh, cicho, ciało. Przeżyliśmy gorsze rzeczy, nie marudź. - Zrugał swoje własne bebechy za fakt, że postanowiły boleć, i następnie przestąpił około czterech kroków w stronę bruneta, zatrzymując się nieco bliżej, ale dalej w dość znaczącej odległości.
- Podszedłbym bliżej, ale wiem, że mój wygląd nie należy do zachęcających. Niemniej! - Wystrzelił prawą dłonią z palcem wskazującym do góry, na wysokość policzka.
- Nie mówiłem, że będę się wspinał. I tak, spróbuje znów wejść na górę. Chcesz się dołączyć? Nie masz się czego bać, nie pogryzę cię czy coś. Masz może jakiś papier i ołówek, lub jakąkolwiek inną metodę piśmienniczą? - Spytał, obejmując wspominaną dłonią podbródek, by po kilka sekundach namysłu machnąć nią gdzieś w przestrzeń. - Nah, pewnie nie. Słabo wyglądasz, masz gdzie mieszkać? - Spytał z - co może zadziwić - faktyczną troską w tonie, zaraz jednak obracając się ponownie ku skale. Hmmm, nie był pewien jak wygląda z boku, ani jak wysoka jest, stąd nie miał pewności w jaki sposób zbudować schody.
W zamyśleniu przyklęknął na prawym kolanie, dobywając swojego sztyletu zza pasa i począł kreślić w piasku jakieś kształty. Już krótki moment prób przypomniał mu, że robi się ciemno, więc jakiekolwiek rysowanie całkowicie odpada. Duh! Musi się jakoś wspiąć na tą skałę tak czy inaczej, może stamtąd będzie mógł obrać trasę na Kościół Nowej Wiary, bo inaczej ciężko będzie się ogarnąć.
- Więc jak, chcesz wejść ze mną? Jeśli chcesz, mogę ci pomóc wstać i dotrzeć tam. - Zaproponował, oczywiście kierując głowę ku niemu na czas tej wymowy. Gdy już skończył, podszedł do skały, przesuwając po niej powoli prawą dłonią. Musi ją wyczuć, inaczej ciężko będzie wykreować solidne przejście. Nie miał żadnej pewności, jak wysoki ten kamyczek jest, ani czy jest płaski u góry. Wydawał się być w miarę okrągły, co mogło powodować że u góry jednak jest płaskowyż, ale jak to jest z naturą tutaj, w Desperacji, każdy wie.
- Hmmmmmm... Wiesz może czy ta skała jest na górze płaska, i mniejwięcej jak wysoka jest? - Kolejne pytanie, kolejne spojrzenie w stronę chłopaka. I kolejny uśmiech, oczywiście! Hexior wcale nie czuł powodu by nie być uśmiechniętym. Nawet jeśli jest na pustyni pełnej bestii i potworów, które żerują po zmierzchu, poobijał się od upadku, i nie ma zielonego pojęcia, jak wrócić do "domu". Tak, ciekawa statystyka, aaaale nie będzie znowuż fatalnie. Nie powinno, przynajmniej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.16 11:32  •  Wielka czerwona skała - Page 15 Empty Re: Wielka czerwona skała
    Co on tu robił? Nadal grzecznie siedział i przyglądał się poczynaniom tego dziwnego typa? Możliwe, że już dawno by sobie poszedł dalej, gdyby tylko nie czuł się tak mocno zmęczony. Oczy same mu się zamykały, ciało miał obolałe i ciężkie. Miał wrażenie, że w jego ubraniach poupychane są jakieś kamienie, które dodatkowo go obciążają. Aż sprawdził kieszenie spodni. Nie znalazł w nich żadnego zbędnego balastu.
    Fynn wcale nie myślał, że zielonowłosy jest głupi. Nie. On po prostu stwierdził, że to co zrobił było totalnie bez sensu, ale sam w swoim życiu zrobił kilka rzeczy, które całkowicie były pozbawione jakiegokolwiek sensu. Aż zaczął się nad nimi zastanawiać przez chwilę. A potem zdał sobie sprawę jak bardzo głupio postąpił. Momentalnie oczyścił swój umysł z tych debilnych przemyśleń, chcąc powrócić do teraźniejszości, bo teraz tylko ona się liczyła. Nie powinien się rozwodzić nad tym co było kiedyś i tak nie mógł zmienić swoich decyzji. Z pewnością tego żałował, bo gdyby potrafił cofać czas, to mógłby podjąć inne kroki i możliwe, że byłoby mu łatwiej teraz. Nieważne.
    Wielu ludzi ma podobnie, Fynn też czasami najpierw coś zrobi, a dopiero potem pomyśli o tym. Ale zachowuje się tak tylko wtedy, gdy nie jest w stanie trzeźwo myśleć. Na przykład kiedy strach blokuje jego logiczne myślenie albo gdy ma za dużo myśli w głowie. Chociaż zazwyczaj stara się kontrolować natłok przemyśleń. Szkoda, że nie zawsze się udaje.
    Czarnowłosy poczuł na sobie wzrok nieznajomego. Z jednej strony powinien się cieszyć, bo przynajmniej nie czuł się już jak podglądacz. Z drugiej strony czuł się nieco skrępowany, chyba nie lubił gdy ktoś mu się przyglądał. Oczy mu się nieznacznie powiększyły, gdy zielonowłosy zrobił kilka kroków w przód, tym samym zmniejszając dystans między nimi. Dłoń Riverstone'a spoczęła na podłożu, po czym zacisnęła się w pięść, więżąc przy tym trochę piasku. Uniósł rękę trochę do góry i wypuścił sypką substancję, którą wiatr zabrał gdzieś w bok. Rozruszał bark, w którym poczuł dziwne mrowienie. Dosłownie chwilę zajęło mu pozbycie się nieprzyjemnego uczucia. Zauważył, że nieznajomy coś szepcze, możliwe, że po prostu mówił do siebie. Nie zaniepokoiło go to. W Desperacji często spotyka się Wymordowanych, którzy mają ze sobą problemy. Bardzo dużo problemów.
    Dystans między nimi nadal się zmniejszał, szczęście, że po kilku następnych krokach typ postanowił się zatrzymać. Czemu szczęście? Fynn był niesamowicie zmęczony, nie miał zamiaru konfrontować się z kimś, kto mógł być niebezpieczny. Zielonowłosy wyglądał w miarę normalnie, ale i tak wolał być ostrożny. Ale pozory mylą.
    Skinął głową, gdy usłyszał kwestię mężczyzny. Czy mógł stwierdzić, że nieznajomy jest brzydki? Nie, raczej był dość przystojny. Dobrze, że nie powiedział tego na głos.
    — Zrób jak chcesz. — odparł spokojnie, znowu skupiając wzrok na sylwetce swojego rozmówcy. Przewrócił tylko ślepiami, gdy zielonowłosy znów zaczął mówić. Słuchał go uważnie. Jego nachalność nieco go rozjuszyła. Przecież już było mówione, że w swoim obecnym stanie Fynn nie ma zamiaru wspinać się po skale.
    — Boli mnie ciało, ledwo chodzę, a Ty proponujesz mi wspinaczkę? Słyszysz jak to debilnie brzmi? — burknął, ignorując zapytanie o papier i coś do pisania. Zastanowił się chwilę nad tym po co nieznajomemu takie przedmioty, ale uznał, że nie warto zajmować głowy takimi bezsensownymi sprawami.
    Mruknął cicho do siebie, gdy tylko usłyszał kolejne pytanie. Czuł się trochę jak na przesłuchaniu. Pytanie, odpowiedź, pytanie, odpowiedź. Westchnął, przecierając oczy. Popatrzył w niebo, by po chwili znów powrócić do swojego rozmówcy.
    — Nie powinno Cię to interesować, ale nie, nie mam. — powiedział dość obojętnie. Troski w głosie mężczyzny nie odczytał, bo zawsze miał wrażenie, że wszyscy wokół chcą jego nieszczęścia. Odtrącał od siebie wszystkich, nawet tych, którzy próbowali mu pomóc.
    Obserwował zielonowłosego i jego poczynania. Gdy ukucnął i zaczął rysować coś na piasku, uśmiechnął się krzywo do siebie. Nawet specjalnie nie rozmyślał nad tym co nieznajomy mógł rysować czy też pisać. Nie interesowało go to. Niech sobie robi co chce. Minęło dosłownie kilka chwil, a potem znowu padło pytanie, które słyszał już wcześniej.
    — Nie. — zaprotestował, podnosząc obolałe ciało. Na jego twarzy wymalowało się poirytowanie tą sytuacją. Ile razy można odmawiać? Ile razy można pytać o to samo? Chwiejnym krokiem zrobił kilka kroków w przód, zmniejszając ich dystans na tyle, że wystarczył jeszcze metr i wyciągnięcie ręki, aby dotknąć ciała rozmówcy.
    — Zdaje się, że jest płaska u góry. — rzekł, przechylając głowę w bok. Przełknął głośno ślinę, po czym wbił wzrok w złote oczy nieznanego mężczyzny. Vesna stała obok prawej nogi czarnowłosego, jakby czekała na polecenia swojego właściciela.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.16 13:52  •  Wielka czerwona skała - Page 15 Empty Re: Wielka czerwona skała
Zmęczenie to tylko stan ciała, jaki powinno się być w stanie pokonać umysłem, tak jak choćby teraz Hex walczy ze swoimi wnętrznościami, które chcą od niego wielu rzeczy. Jedno chce leżeć, drugie boli, a jeszcze trzecie chce zlokalizować najbliższe źródło krwi i wlać sobie do gardzioła, przy okazji rozlewając większość po okolicy. Może i to trochę głupie, ale tak zazwyczaj się kończy. Większość krwi wyleje się na ziemię z ran, rozleje po ubraniach czy wycieknie na skórę, a to już nie będzie takie fajne, jak prosto z żyły.
Hm, niemniej, shhh. Wracając do sytuacji, i działań Hexa, to nie tak, że on blokuje swoje sposoby myślenia. On myśli, tylko zwyczajnie nie chce sobie pozwolić często na to, by myśleć. Myśląc za wiele, może przypadkiem pozwolić na wejście do głowy myśli, jakich nie chce tam wpuszczać. Jest ich wiele, za wiele by ryzykować. Zbyt bolesnych, bo pozwolić na ich objawienie się. Zbyt trudnych do wyrzucenia, do tego stopnia, że zwyczajnie lepszą opcją wydaje się nie myśleć, a działać.
Przywiązał uwagę do gestów ciała obserwatora, gdy począł się zbliżać do niego. Co prawda nie był w stanie z nich dużo wyczytać, poza tym co było widać na pierwszy rzut oka. Podniesienie piasku, rozsypanie go, i kręcenie barkiem. Może jest ranny? Albo zwyczajnie ciało mu zdrętwiało, bo od tak dawna już siedzi i patrzy na Hexa. Któreś z tych z pewnością, tylko które, nie mógł zdecydować. Jego ręce nie sięgały nigdzie, były doskonale widoczne, wymachując do przodu przy kroku nogi, cofając się gdy ruszała druga. Nic, co by mogło się okazać niepokojące lub nieprzyjemne.
Wyglądał normalnie? Wbrew pozorom - nie spodziewał się, że ktoś może tak pomyśleć. Co prawda nie nosi swojego standardowego stroju, więc może i faktycznie, wygląda nieco znośniej, ale i tak... Często zielone włosy sprawiają, że już ludzie (i nie tylko) uważają iż coś z nim nie teges. Tylko przez zielone włosy. Neh. Jakby Abigail widzieli i jej tęczę, to może daliby mu spokój.
Nie, raczej nie. Wie dlaczego, ale nie każdy wiedzieć musi.
- Skąd ta neutralność i niechęć od wyrażenia własnego zdania? Nie bądź stłamszony, to tu nie pomoże, chyba, że posiadasz naturę niewolnika. - Uniósł dłonie za kark i splótł je tam, odchylając głowę nieco w tył, na oparcie z przedramion. Kapelusz przez to przechylił się nieco w przód, ale chwilowo mu to nie przeszkadzało. Nachalność jak nachalność, ale tak zwyczajnie ma. Jak czegoś się uczepi, to będzie drążył dziurę, aż się uda. Albo się znudzi.
Częściej zdarza się to pierwsze.
- Nie słuchasz ze zrozumieniem. - Zauważył w odpowiedzi na pytania, unosząc rondo kapelusza łokciem ze swojej twarzy, wciąż posyłając mu ten sam, szeroki i pogodny uśmiech.
- Są inne sposoby. Jak choćby wejście po schodach. - Stwierdził, podnosząc głowę ponownie do właściwego punktu i opuszczając ramiona. Przechylił energicznie głową na lewo i prawo, wywołując na tyle wyraźny strzyk, że aż zwolnił, powoli wracając do postawy standardowej z cichym "auuuu". Gdy poradził sobie z tą kwestią, kręcąc głową jeszcze raz czy dwa na boki, aż pozbył się zesztywnienia, wrócił umysłem do rzeczywistości, i do osobnika przed nim. Co mówił? Że nie powinno interesować? Że nie ma? Chyba tak, hm. Rozłożył bezradnie ręce na boki, unosząc nieco barki i lekko cofając głowę w tył. Uśmiech? To już jego standardowy wyraz twarzy, chyba nie ma po co powtarzać, że go wciąż ma.
- A jednak, interesuje. Kto wie, może będę ci w stanie pomóc? Acz to zależy od Ciebie, i czy zechcesz przyjąć moją pomoc. - Stwierdził, opuszczając ramiona i zajmując się swoim rysownictwem, które okazało się niewypałem przez brak solidnego oświetlenia. Na lampkę czy latarkę nie miał co liczyć, nawet zapalniczka by się przydała... No ale nie ma, więc trudno, trzeba na wyczucie.
- Jesteś strasznie negatywny. Trzeba czasem powiedzieć życiu "tak", kto wie co dzięki temu zyskasz? - Wzruszył barkami, wracając do "wyczuwania" skały i wyszukiwania odpowiedniego punktu, by zacząć przejście. Musi je zrobić szybko, szybko przez nie przejść... I wejść na górę. Nie wiedział jak duża ta skała jest, ale nie spodziewał się czegoś rozmiarów góry. Nie ma samotnych gór na środku pustyni, prawda? Conajwyżej kilka pięter to będzie. Powinno być.
Informacja jakiej dał mu brunet była ostatnią, której potrzebował. Teraz można zaczynać.
- Wciąż marudzisz o to, że nie chcesz się wspinać. A ja wciąż mówię, że to NIE jest wspinaczka. Patrz, teraz będzie sztuczka. - Oparł dłoń o skałę i zamknął oczy, przez chwilę robiąc coś, czego pewnie Fynn oczekiwał od dawna - był cicho.
Ale już po momencie inny dźwięk mógł zakłócić wycie wiatru. Coś drżało i rzęziło wyraźnie, dudniło wewnątrz tej skały... Aż Hex zabrał dłoń, a skała zwyczajnie się rozsunęła. No, na wysokość około dwóch metrów, co wyglądało prawie jak otwarcie tajemnych drzwi.
I wtem Hexior doskoczył szybkim krokiem do Fynn'a i złapał go za ramię, równie szybko wciągając do tego przejścia. Było wystarczająco szerokie, by obaj ramię w ramię mogli nim iść, a już po kroku-dwóch od przestąpienia progu można było wpaść na schody. Dość wysoki próg, ale dzięki temu pójdzie szybciej.
Nie dając chłopakowi szans na wycofanie się, Hex najzwyczajniej w świecie zamknął "drzwi" za sobą, po czym wskoczył na schody i zaczął żwawo iść ku górze. W jakiejś odległości było widać dziurę ukazującą niebo, co dawało nieznaczne światło o tej wieczornej porze.
- Mam nadzieje że widzisz dość dobrze w mroku. Lepiej byś się pospieszył i wszedł na górę szybko, inaczej ta skała cię zmiażdży. Moja moc nie utrzyma jej tak wiecznie. - Nie musiał nawet wołać - echo było na tyle silne, że z pewnością szybko doniosło wiadomość w dół, bez większych zakłóceń. Dźwięki obijających się o kamienne schody butów szybko przerwał ponownie głos złotookiego, ale nie w takiej manierze, w jakiej mógł się spodziewać jego "towarzysz".
Hex zaczął śpiewać. On chyba musi koniecznie iść na jakieś zajęcia ze śpiewu, często to ostatnio robi, prawda?
- Well I'm not a vampire, But I feel like one~
Sometimes~
I sleep all day, because I hate the sun~
Light~
My hands are always shaking, body's always aching, and the dark is when I feed~
Hmmm, jak to dalej leciało..?
- Oj, chyba zapomniał jak dalej tekst leciał. Szkoda, nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.16 21:14  •  Wielka czerwona skała - Page 15 Empty Re: Wielka czerwona skała

    Tak, zmęczenie to ten cholerny stan, który Fynn odczuwał dość często, ale nie ma co się dziwić, prawda? Tysiące nieprzespanych nocy, które powoli powodowały u niego coraz większe rozdrażnienie, miewał trudności z koncentracją, coraz częściej bolała go głowa, jego reakcje były wolniejsze, trudniej było mu skupić uwagę na czymkolwiek i dużo innych. Nie potrafił zignorować swojego stanu, choćby nawet bardzo chciał. Fajnie by było zapomnieć o bólu, wyzbyć się go. Czarnowłosy miał dość zawrotów głowy i tego, że oczy zamykały mu się same. Poza tym jego twarz robiła się coraz brzydsza. Oczy stawały się coraz bardziej podkrążone, twarz i usta blade. Czuł, że jego dawna uroda przemijała. Najgorsze było to, że nie potrafił nic z tym zrobić. Nadal sypiał bardzo źle, ciągłe koszmary nie dawały mu zregenerować sił. Budził się z krzykiem, a resztę nocy próbował zasnąć. Ale nigdy mu się nie udawało. Po prostu się bał. Miał wrażenie, że jest w gównianej sytuacji bez wyjścia, chociaż kilkanaście lat temu powiedziałby, że z każdej sytuacji jest wyjście. Ludzie bardzo szybko się zmieniają.
    Spróbował kolejny raz zastanowić się nad sposobem myślenia zielonowłosego. Z pewnością należał do osób upartych, niemalże nachalnych, chociaż według Fynna nachalni byli wszyscy Ci, którzy próbowali mieszać się nie w swoje sprawy. Próbował dokładnie przeanalizować osobę, z którą miał do czynienia. Zdziwiło go nieco to, że jego rozmówca tak bardzo tryska entuzjazmem. Nawet przez chwilę z jego twarzy nie zniknął ten wesoły uśmieszek. Czy były jakieś głębsze powody tego zadowolenia? Nie, raczej nie. Nigdy nie rozumiał takich ludzi, chociaż bardzo się starał. Riverstone dostrzegał w życiu same ciemne strony. Według niego wszyscy wokół chcieli tylko jego nieszczęścia, dlatego nauczył się trzymać wszystkich na dystans. Zerwanie kontaktów z innymi Wymordowanymi spowodowało, że zbliżył się do zwierząt. Zrozumiał je, zaprzyjaźnił się z nimi. I śmiało mógł stwierdzić, że zwierzęta były lepszymi kompanami niż ludzie i inne istoty tego pokroju.
    Możliwe, że Fynn miał inną definicję normalności. Nieznajomy wyglądał dla niego zwyczajnie, nie wliczając w to zielonych włosów, które swoją drogą były jego atutem. To co, że nie pasowały do złotych oczu? Takie nietypowe połączenia są naprawdę fajne.
    Szybko przerwał swoje przemyślenia, pukając się pięścią w łeb. Potem ułożył dłonie na swoich skroniach, próbując je rozmasować, jakby ten zabieg miał mu pomóc z myśleniu i uśmierzeniu zmęczenia i bólu, które teraz czuł. Po chwili złączył dłonie i zaczął nimi pocierać, jakby chciał wykrzesać tym ruchem trochę ciepła. Jego problemy z krążeniem powodowały, że miał wiecznie chłodne dłonie, co czasami doprowadzało go do szału.
    Zabawne, że Riverstone ostatnio trafiał na samych dziwnych typów. Co prawda większość konwersacji kończyła się szybciej niż zaczęła... Nieważne. Jakoś nigdy nie miał szczęścia do swoich rozmówców. Zazwyczaj okazywali się totalnymi psycholami i szaleńcami lub po prostu złodziejami.
    — A czy to ważne? Swoje zdanie mam, może po prostu nie chcę się nim dzielić z innymi. I tak nikogo nie obchodzi co mam do powiedzenia. — odparł, wzruszając ramionami. Bo taka była prawda. W Desperacji był szarakiem, nikogo nie obchodziło zdanie pojedynczej jednostki, nawet jeśli było słuszne. Życie nauczyło Fynna, że lepiej zamknąć gębę na kłódkę. Czasami wyrażanie swoich poglądów kończyło się źle. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałyby podejmować takiego dużego ryzyka, by powiedzieć coś, co i tak nie zostanie wysłuchane. Totalny bezsens.
    — Albo w ogóle nie słucham. — odpowiedział, mrużąc oczy. Szybkim ruchem poprawił ciemne włosy, które zasłoniły mu oko. W sumie to nie powinien tego robić, przynajmniej przez chwilę miał zakryty ten zaspany ryj.
    — Widzisz tu gdzieś schody, geniuszu? — zapytał nieco złośliwie. Nie wiedział co kryje się pod tą zieloną czupryną, ale jedno było pewne, żadnych schodów nie widział. Nie wiedział również o zamiarach nieznajomego, dlatego cała sytuacja wydała mu się trochę dziwna. A schodów nadal nie widział. Może jego rozmówca po prostu je sobie wyobraził?
    Wykrzywił się lekko, widząc kolejny uśmiech na twarzy nieznanego mężczyzny. Możliwe, że jego półgębek był ładny, ale powoli działał Fynnowi na nerwy. Twarz zielonowłosego zostanie w pamięci Riverstone'a na długo.
    — Po prostu nie mieszaj się w nieswoje sprawy, tak będzie lepiej. Dla Ciebie i dla mnie. I nie potrzebuję Twojej pomocy, poradzę sobie sam. — skomentował jego wypowiedź. Kiwnął nawet głowę, chcąc zapewnić nieznajomego, że da sobie radę. Nie chciał pomocy, zwłaszcza od osoby, która prawdopodobnie była niespełna rozumu. Nieważne, po prostu był przekonany, że jest samowystarczalny. Tyle w temacie.
    Szczęście, że złotooki zrozumiał, że rysowanie po piasku o tej porze jest głupie. Robiło się coraz ciemniej, za kilka minut nie byłby w stanie dojrzeć co napisał, bądź narysował.
    — Wątpię abym mógł coś zyskać. — burknął w odpowiedzi. Faktycznie... był negatywny. No i co z tego? Mu to nie przeszkadzało, a jeśli komuś się to nie podobało to miał problem, a lepiej nie szukać problemów tam, gdzie ich nie ma.
    Skupił wzrok na swoim rozmówcy, który wrócił do badania skały. Chciał wdrapać się na górę, nie wspinając się po niej. Czyżby miał zamiar użyć jakiejś mocy, która stworzy magiczne, lewitujące, kolorowe schodki do nieba? Aż chciał to zobaczyć. W międzyczasie spojrzał na Vesnę, która grzecznie stała obok i również wpatrywała się w nieznajomego. Wyglądała na zainteresowaną, w przeciwieństwie do swojego właściciela, który czekał, aż to żałosne przedstawienie dobiegnie końca. Był pewny, że potrzebuje jeszcze tylko kilku minut i będzie mógł zwyczajnie ruszyć dalej. Ruszyć dalej i zapomnieć o tym dziwnym spotkaniu.
    — Wcale nie marudzę, po prostu źle się czuję, powinieneś uszanować to, że nie chcę spierdolić sobie zdrowia jeszcze bardziej. — zachrypiał nieco wkurzony. Miał ochotę podejść do złotookiego i uderzyć go w tę uśmiechniętą gębę. Ciało go bolało, a on śmiał zarzucać mu to, że niby marudzi. Zero empatii i jakiegokolwiek współczucia osobie potrzebującej.
    Był gotowy na bombardowanie kolejnymi pytaniami, których się na szczęście nie doczekał. Cisza. Ten typ, któremu gęba nie zamykała się nawet na chwilę przymknął się i wreszcie Fynn mógł usłyszeć własne myśli. Nie musiał słuchać ciągłego bezsensownego gadania. Nareszcie. Jeszcze kilka chwil, a sam zdecydowałby się na uciszenie rozgadanego rozmówcy. Co za dużo to nie zdrowo, prawda?
    I nagle wielka skała przed nimi zaczęła pękać, rozsuwać się. Popatrzył na nią nieco obojętnie, próbując ukryć to, że nieznajomy jednak mu zaimponował. Nie spodziewał się tego, że zielonowłosy podbiegnie do niego i chwyci go za ramię. Nawet nie zdążył zareagować. Machnął tylko ręką, aby Vesna wiedziała, że ma za nim podążać. Zamknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył ujrzał mrok. Momentalnie kucnął, w poszukiwaniu swojej pupilki. Gdy ją znalazł uśmiechnął się, ale tylko na chwilę, bo powrócił wzrokiem do swojego rozmówcy, a przynajmniej starał się go ogarnąć wzrokiem.
    — Jesteś popierdolony. — skomentował, wyciągając dłoń w jego stronę. Dłonią starał się odszukać jego brzuch, miał ochotę przywalić mu pięścią w przeponę. W mroku zdołał tylko złapać go za rękę, którą szarpnął mocniej, chcąc pokazać jak bardzo jest wściekły. — Najlepiej by było, gdybyś zostawił mnie w spokoju.
    Musiał zacząć iść do góry. Czy miał jakieś inne wyjście? Nie, inaczej zmiażdżą go skały, a tego przecież nie chciał. To nie on był tu masochistą.
    Pierwszy stopień, drugi, a potem trzeci. Pokonywał je dość szybko. Na chwilę nawet zignorował ból, który po chwili uderzył z większą mocą. Oczy mu zabłyszczały. Zachwiał się, a potem zakręciło mu się w głowie. Musiał użyć swojego daru, aby móc bezpiecznie wdrapać się na górę. Minęła chwila, a Fynn unosił się w powietrzu jak balon. Vesna dzielnie pokonywała kolejne stopnie "schodów", Riverstone zaś bezpiecznie doleciał na górę, gdzie zmienił gęstość swojego ciała na normalną. Padł na ziemię twarzą w dół. Zakaszlał kilka razy, po czym zaczął się krztusić. Wypluł ślinę gdzieś w bok, a sam ułożył się na plecach. Szczęście, że jego kocica była obok niego po kilku chwilach. I radośnie lizała go po twarzy. Potrzebował odpoczynku, serio.
    — Nic nie mów, po prostu, kurwa nic nie mów. — zachrypiał w przerwie pomiędzy głębszymi oddechami.


Ostatnio zmieniony przez Fynn dnia 23.02.16 13:33, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.16 12:05  •  Wielka czerwona skała - Page 15 Empty Re: Wielka czerwona skała
Zastanawiające więc jakim cudem Hex utrzymywał zapasy energii i entuzjazmu, choć był w dość podobnej sytuacji w kwestii snu. W praktyce samo przebywanie w ciemności kończyło się reakcją wprost alergiczną czasami, ale gdy ma zajęte myśli i działa, nie pozwala na przebicie się niczego spoza zakresu działania "na teraz" - jest lepiej. Można więc ująć, że Hex pokonuje swoje zmęczenie póki co za pomocą siły woli. Oczywiście - ona nie wystarczy na zawsze. W końcu zacznie się męczyć, ale wtedy, nawet ta godzina czy dwie snu będą zbawienne, i pozwolą mu znów nabrać tej siły woli, jakiej potrzebuje. Plus minus rzeczy takie jak te, rzeczy dziwne czy zupełnie niepotrzebne, na swój sposób powodują dodatkowe skoki energii. Robi coś, czego nie potrzebuje, nie musi, ale robi to, bo ma na to ochotę. Pokazuje samemu sobie, że ma siłę. Ma chęci. I ma możliwości. Umysł to potężna broń, jeśli potrafi się z niej właściwie skorzystać, a to robi Hex. Każdego dnia.
Pesymistyczne podejście w tym miejscu ma swoje uzasadnienia, ale tkwiąc w czarnej, pochłaniającej dziurze bez nadziei czy choćby ułamku myśli, że może być lepiej powoli wyniszcza. Są różne sposoby radzenia sobie z tym. Można mieć w coś wiarę. Można mieć wiarę w kogoś.
Albo można w ogóle się nad tym nie zastanawiać, przyjąć co się ma, i nie myśleć o konsekwencjach swoich decyzji i kolejnych dni. Działać, działać, działać. Tak działa zielonowłosa mózgownica.
Hm, właściwie wygląd może i nie był niczym popisowym, ale hej! Nowy towarzysz nie zna nawet ćwiartki charakteru dżina w tej chwili, więc nie mógł stwierdzić, czy ten jest normalny czy nie. Jeszcze da mu dużo, bardzo dużo okazji do przemyślenia oceny o sobie.
Podobno tylko szaleńcy są coś warci, prawda?
- Skąd to stwierdzenie? To, że jedna, dwie czy nawet setka osób nie chce cię wysłuchać, nie znaczy, że ta sto-pierwsza osoba tego nie zrobi. Dlatego ja rozmawiam z każdą, a jeśli nie chcą słuchać, idę dalej, aż znajdę właściwą... Ofiarę? To chyba dobre określenie. - Wzruszył barkami, lekko rozkładając ramiona na boki z nieznacznie uniesionymi brwiami i głupkowatym uśmiechem. W końcu ktoś ulega jego werbalnym atakom, i go słucha. A jeśli atak falami dźwiękowymi nie pomaga, zawsze są inne sposoby przykucia uwagi. Fizyczne, lub też nie do końca. Na każdego znajdzie się sposób, by jednak dał trochę tej swojej cennej uwagi i czasu. Wszak brunet już to zrobił, prawda? Nawet jeśli nieświadomie - poświęca swój, sztaby złota cenny czas przypadkowemu przechodniowi. Z każdym tak da radę.
- Musisz mieć bardziej otwarty umysł, przegapiasz wiele, olewając otoczenie. - Wsunął prawą dłoń pod kapelusz, podrapując się nieco po głowie. Nie był to gest zamyślenia czy konsternacji, tylko odpowiedź na swąd skóry głowy. Ciężko tutaj raczej o wodę i szampon, więc no. Musi w sumie dowiedzieć się, jak wygląda ten cały sojusz z miastem. Może coś źle zrozumiał? Może musi jakieś specjalne papierki wypełnić? Może wtedy go wpuszczą na spokojnie, i nawet znajdzie jakieś miejsce by się solidnie wyszorować.
Choćby u kogoś w domu.
Na złośliwe pytanie, nawet nie patrząc w stronę rozmówcy wycelował w niego palcem wskazującym prawej ręki, po czym ten sam palec podniósł nieco do góry i pomachał nim na boki. Taki gest "nu nu nu".
- A co mówiłem o otwartym umyśle? - Spytał z równą wcześniejszemu pytaniu złośliwością, opuszczając rękę. Wiedział dokładnie, że konfuzja sytuacji może irytować chłopaka, ale będąc szczerym, jemu się to podobało. Fajnie jest czasem kogoś powkurzać, i obserwować jak to na niego działa. Poza tym - co to by była za zabawa, gdyby wszystkie zasady i opcje wytłumaczył od razu? Żadna, lepiej wszystko poznać powoli i jedno po drugim, gdy jest się na to gotowym.
- Och, wiesz, chciałbym czasami nie mieć potrzeby mieszać się w sprawy innych. Niestety, moja natura mi na to nie pozwala. - Wzruszył barkami. Mimo wszystko, i mimo nie bycia jako takim aniołem, wciąż miał genotyp tych ptaszydeł. A także pragnienie niesienia pomocy innym, nawet jeśli było zupełnie niepotrzebne lub bezsensowne. Czasem potrafił to olać (choćby wtedy gdy kogoś mordował, i pojawił się taki sprzeczny komunikat w stylu "nie zabijaj, pomóż mu", "ale ja go morduję, siedź cicho".)
- Nie musisz w to wierzyć, ale jeśli czasem pozwolisz sobie na ryzyko, możesz coś zyskać. Nie ryzykując, jedyne co ci zostanie to powolna agonia wewnątrz twojego umysłu, aż w końcu stwierdzisz, że takie życie nie ma sensu, i się go pozbawisz. Tak to działa. - Może i Hex sam w sobie nie doświadczył czegoś takiego, a fakt nie-bycia człowiekiem powodował, że nie posiadał takiego problemu (wszak ma po co żyć, jego misją jest... Właściwie już zapomniał co, ale wie, że coś tam jest, co dalej każe mu żyć.) Wiedział jednak, że ludzie tak mają. Widział kilku, którzy tak powoli... Umierali? Tak, to chyba dobre określenie. Żyli, ale umierali od środka, i coś takiego chyba trawi w tej chwili jego rozmówcę.
- Żyjesz w miejscu gdzie każdy kolejny krok może być twoim ostatnim, zdrowie to jedno z twoich mniejszych zmartwień. Nie sądzisz, że z góry lepiej dostrzeżesz okolicę, i odnajdziesz sobie miejsce na nocleg? - Zwrócił pytające spojrzenie na moment ku chłopakowi, po czym jednak znów wrócił do skały. O ile większość czasu było mówione o tym, jak to Hex działa bez planu i namysłu, często zdarza mu się układać "plany" w "locie". Szybko myśli, i jeszcze szybciej działa. Już od samego momentu spojrzenia na tą skałę miał chęć tam wejść, połowicznie dla zaspokojenia tej pustej ambicji, ale też by móc dostrzec drogę do Gór Shi. Wędrówka nocą po pustyni to kiepski plan, to raz. Dwa - w ciemnościach nie czuje się najlepiej, zwłaszcza gdy zostanie sam ze swoimi myślami.
Gdy magia się wydarzyła, a potem zdarzyła się druga magia z wciągnięciem chłopaka do środka, Hex dość szybko kierował się ku górze. Owszem, dał się złapać za ramię, ale szybko wyplątał się z uścisku, uśmiechając się szeroko na jego stwierdzenie.
- Słyszałeś o tym, że tylko szaleńcy są coś warci? Poza tym - nie mógłbym cię od tak zostawić. Źle bym się czuł z porzuceniem kogoś w TAK KIEPSKIM STANIE, jak mi go opisujesz. - Ironiczny swąd drugiej części wypowiedzi mógł niemal uderzyć marudę prosto w twarz, a potem jeszcze z raz czy dwa. Dżin dość szybko pokonywał stopnie, po jakimś czasie zaczynając nucić tą swoją pioseneczkę, aż po krótkiej chwili od jej skończenia wbiegł na górę. Sporo tego było, aż na końcu biegu oparł dłonie o uda, dysząc i łapiąc oddech. Myślał, że ta skała jest dużo niższa, ale jednak nie. To było solidne 50 metrów prosto w górę, ile to pięter? Hm, sporo, nie umie stwierdzić.
Nie zauważył, jak jego towarzysz "przelatuje" obok, aż do momentu gdy ten opadł na ziemię i zaczął się krztusić. Otarł usta dłonią i podszedł do chłopaka, przykucając obok. Widząc że już tu jest, zamknął przejście. Nie było powodu, by dalej było otwarte wszak, skoro obaj już tu są, i też ten stworek jaki liże bruneta po twarzy.
Na zachrypiałe polecenie wzruszył barkami, rozglądając się wokół, bez uśmiechu tym razem. Był skupiony na szukaniu punktów zaczepienia, aż w którymś momencie zastygł, a następnie śmiertelnie poważnie stwierdził.
- Mantykora tu leci. - O ile poważnie to zagrał - nic tu nie leciało. Zupełnie nic, ale nie mógł się powstrzymać od tego z jednego powodu. Chciał zobaczyć jego panikę w tej chwili. Skoro już go zmusił do biegu w górę, to można się bawić dalej, nie? To tylko zabawa! To tylko takie wkręcenie go!
Hex jest sadystą, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.16 18:25  •  Wielka czerwona skała - Page 15 Empty Re: Wielka czerwona skała
    Faktycznie, to zastanawiające skąd zielonowłosy czerpał swoją energię i entuzjazm. Z jego twarzy uśmiech nie znikał nawet na chwilę. Co było nie tak z tym typem? Fynn czuł się bezradny. Całkowicie bezradny. Z początku starał się kulturalnie dać nieznajomemu sygnał, że nie jest zainteresowany konwersacją, a już na pewno nie przyjaźnią. Później musiał zagrać trochę agresywniej, ale to również nie poskutkowało. Co mógł zrobić, by ten natrętny typ wreszcie dał mu spokój? Miał użyć siły, żeby wreszcie przymknąć mu twarz? Nie, nie byłby do tego zdolny, ręki użyłby tylko w ostateczności. Na razie jeszcze jakoś to znosił, ale było coraz gorzej.
    Pesymistyczne podejście do świata Riverstone'a nijak nie wiązało się z jego wiarą. To, że widział świat tylko w czarnych barwach było spowodowane jego przeszłością, która zostawiła w nim trwały ślad, wielką ranę gdzieś w jego sercu. Wszyscy najbliżsi odwrócili się od niego. Wszyscy, którym ufał zawiedli go, sprawili, że jego życie stało się koszmarem. Podłamał się psychicznie, odstawił wszystkich na bok, decydując się na bezcelową wędrówkę po terenach Desperacji. Możliwe, że szukał sensu swojego życia. Możliwe, że szukał kogoś, kto potrafiłby go chociaż trochę zrozumieć. Tak, zrozumienie u innych to było to, czego potrzebował. Jak można mieć wiarę w kogoś, gdy nikt nie ma wiary w Ciebie?
    Albo można myśleć. Myśleć i nie robić ze swoim życiem nic pożytecznego. Niszczyć się i nie dostrzegać tego. Gnić w swoim problemach, nawet nie podejmując prób rozwiązania ich. Tak robił Fynn. Już od dawna nie widział sensu swojego istnienia. Nawet jeśli się zastanawiał nad tym co przyniesie mu jutro to i tak był pewny, że w jego życiu nie wydarzy się nic nowego. Znowu będzie wędrował ze swoją kotką, unikając ludzi. Inni zadawali mu tylko ból, do którego się już przyzwyczaił. Nikt od bardzo dawna nie próbował z nim spokojnie porozmawiać, nikt nie próbował go zrozumieć. Wszyscy tylko bezsensownie go krytykowali i góry uznawali, że się myli.
    Riverstone wiedział, że ma ciężki charakter. Wiedział, że to on sam go ukształtował, możliwe nawet, że miał do siebie o to żal. Czy się obwiniał? Tak, w głębi duszy żałował tego, że jest taki, a nie inny. Mimo wszystko zaakceptował siebie, nauczył się żyć ze swoim chorym charakterem. Nie chciał go zmieniać. Dobrze się bawił w swoim towarzystwie. Samotny też do końca się nie czuł, bo miał Vesnę, która zawsze była przy nim, nawet w tych najgorszych chwilach. Mógł śmiało stwierdzić, że to dzięki niej nadal żył. Gdyby miał istnieć tak sam jak palec... pewnie już dawno odebrałby sobie życie.
    Wysłuchał złotookiego w spokoju, rozglądając się dookoła. Wzrok mu się pogorszył. Przez to, ze robiło się ciemniej widział coraz mniej. Olał to, że nie mógł wyłapać twarzy mężczyzny.
    — Z doświadczenia. Na swojej drodze nie spotkałem nikogo, kto spróbowałby chociaż trochę mnie zrozumieć. Myślisz, że jestem Twoją ofiarą? Niedoczekanie. Uważaj z kim zadzierasz. — prychnął, chcąc pokazać, że nie ma zamiaru być tym słabszym. Może jego obecny stan fizyczny nie był najlepszy, ale nadal potrafił się obronić. Nazwanie go ofiarą było błędem, zielonowłosy powinien to wiedzieć. Fakt, może nie powiedział tego wprost, ale na pewno to zasugerował, Fynn tak to zrozumiał i nie miał zamiaru zmieniać swojego zdania.
    Westchnął głośno. Jedną dłoń ułożył na swojej klatce piersiowej, jakby chciał zobaczyć, czy jego serce nie bije zbyt szybko. Był nieco zdenerwowany, ale miał również obawy. Bał się? Możliwe, właśnie dlatego postanowił sprawdzić jak często bije jego serce. Po kilkusekundowej kontroli zabrał rękę ze swojego ciała.
    — Nie, nie. Nic nie muszę. Mogę. Poza tym olewanie otoczenia jest mi na rękę, już dawno przestałem się przejmować wszystkimi wokół. — skłamał. Oczywiście, że w jakimś mniejszym stopniu nadal przeżywał cierpienie innych. Chociaż... sam już nie wiedział. To ciężka kwestia. Bo niby nie zwracał uwagi na otoczenie, nie obchodziła go śmierć innych. Z drugiej strony nadal miał dni, w których na wszystko reagował bardzo emocjonalnie. Po tym przemyśleniu Fynn zdał sobie sprawę, że jest pokręconym typem.
    Zignorował jego gest, pogrążony w swoich myślach. Wyłączył się na chwilę. Wykrzywił się znacznie, gdy usłyszał pytanie nieznajomego. Mruknął cicho.
    — Co mówiłeś? Nie wiem, nie słuchałem. — stwierdził, bo nie chciał dłużej ciągnąć tej sprawy. Przedłużanie tego wydawało mu się całkowicie bezsensowne, a nie lubił tkwić w bezsensownych sprawach. Otwarty umysł? Równie dobrze można być szczęśliwym z zamkniętym umysłem, prawda? Tak się da. — To chyba ktoś musi zmienić Twoją naturę. Ja nie wypytuję Cię o Twoje życie, więc Ty też przestań wypytywać o moje. To debilne. —
    Zielonowłosy nie potrafił nawet uszanować czyjejś prywatności, nie wspominając o tym, że wcześniej całkowicie zignorował to, że Fynn źle się czuł. Riverstone właśnie w tym momencie dostrzegł z kim ma do czynienia. Złotooki był egoistą. Nie obchodziło go to, że czarnowłosy nie miał ochoty wchodzić z nim na górę. Nie obchodziło go również to, że naprawdę źle się czuł. Miał na wszystko wyjebane i robił to co chciał, byleby tylko zaspokoić swoje potrzeby. Po trupach do celu i to dosłownie, bo ciemnooki był w tym momencie w bardzo kiepskim stanie. Potrzebował snu. Czuł, że się rozpada.
    — Bla, bla, bla. Wolę nie ryzykować. Moje ryzyka prawie zawsze kończyły się dla mnie źle. Nie chcę cierpieć znowu. Masochistą nie jestem. — odparł spokojnie, wpatrując się w sylwetkę zielonowłosego. Chociaż podczas wypowiadania ostatniego zdania zawahał się, co można było wyczuć. Nie no, typowym masochistą nie był, chociaż czasami ranił siebie fizycznie lub psychicznie, często nieświadomie. Serio. I nie żeby jakoś specjalnie lubował się w zadawaniu sobie bólu. Nie.
    Nie byłby zdolny do odebrania sobie życia, przynajmniej tak uważał. Zdanie nieznajomego w ogóle nie pokrywało się z tym, jakie wyrobił sobie Fynn. Ale cóż... ludzie (i nieludzie) myślą różnie, każdy ma wolną wolę, więc hulaj duszo!
    — Zdaję sobie z tego sprawę. Widzisz... bez innych wokół jest mi łatwiej, jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś mnie skrzywdzi. A jeśli nikt nie będzie mnie krzywdził to pożyję sobie jeszcze długo. — burknął, uśmiechając się krzywo. — Albo prześpię się na skale. — powiedział spokojnie. Prawie zabrzmiało jak żart!
    I znowu zaczął gadać. Fynn oczywiście z grzeczności wysłuchał wszystkiego co miał do powiedzenia złotooki. Oczywiście wyczuł ten sarkazm, dotyczący jego stanu. Prychnął głośno, wstając z zimnej skały. Usiadł wygodnie, obserwując swojego rozmówcę. Nie odpowiedział. Po prostu zamilkł. Teraz wiedział, ze ma rację. Nikt go nie słuchał. Niby powiedział zielonowłosemu, że źle się czuje, ale on i tak go nie wysłuchał i postawił go w sytuacji bez wyjścia. Musiał wejść na górę. I nie wiedział jak z niej zejść. Nie mógł nawet uciec, bo był zbyt zmęczony.
    Nie zareagował na zaczepkę mężczyzny. Zwrócił się do Vesny, wziął ją na ręce i usadowił na swoich kolanach.
    — Czego jeszcze chcesz? — wypalił z lekkim wyrzutem.


Ostatnio zmieniony przez Fynn dnia 24.02.16 9:12, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.16 19:32  •  Wielka czerwona skała - Page 15 Empty Re: Wielka czerwona skała
Czyżby za dużo pozytywnej energii na raz uderzyło w Fynna, który przywykł do czarno-białego krajobrazu, i tęcza wprowadzana przez zielonowłosego boli go w oczy? Niektóre rzeczy trzeba wprowadzić wbrew woli innej osoby, by doceniła je później, gdy pomyśli o nich na chłodno. Wszak spójrzmy na ogólną statystykę zdarzeń - Hex zagadał do chłopaka. Trochę starał się poprawić jego amebowe podejście do życia, a także zmusił go do ruszenia się, i zrobienia czegoś niespodziewanego, nawet jeśli było to wbrew jego zmęczonemu ciału. Owszem, zrobił to wbrew jego osobie. Owszem, może mieć do niego o to żal. Ale czy można mieć żal o to, że chciał w życie Fynna tchnąć trochę żywota? Skoro i tak wygląda jak trup, to raczej wiele nie zmieni na własną rękę, ktoś musi go popchnąć we właściwą stronę. Albo kopnąć. Aż ruszy sam.
Może czas zostawić przeszłość za sobą, i iść do przodu? Ciągłe patrzenie w tył i założenie na swoje oczy pryzmatu przeszłości nic nie zmieni w teraźniejszym świecie. Będzie cię tylko trzymać w tyle, jeśli mowa akurat o negatywnej przyszłości. Pozytywna mogłaby dać siłę, by dalej "ciągnąć" swój żywot. Negatywy jednak nie są warte wspomnień, i najlepiej zwyczajnie je zostawić za sobą. Gdyby tylko dzielił się tymi mądrościami faktycznie z chłopakiem, jaki teraz uważa go za egoistycznego dupka.
A może to nie on powinien czekać, aż ktoś porozmawia z nim, a sam znajdzie takiego rozmówcę? Jeśli góra nie chce przyjść do Mahometa, Mahomet powinien pójść do góry. Upartość i dekadentyzm niewiele tu zmieni. Stanie w miejscu to dobra opcja na zatrzymanie wszystkiego, a także bicia swojego serca.
- Źle zrozumiałeś moją myśl. Nie chcę cię atakować, czy krzywdzić. I skoro nie spotkałeś nikogo póki co, to poddałeś się już? Nie za wcześnie? - Serio, to było czystą prawdą. Gdyby Hex chciał go zranić, poddałby się swojemu morderczemu pragnieniu krwi, i rzucił się na chłopaka ostrzem do przodu, nie dając mu czasu na reakcję czy unik. Nie chciał tego. Nie chciał go krzywdzić, nawet jeśli był w stanie prawie wegetatywnym i miałby z niego solidną ucztę. Nie. Nie chce.
- A jednak, zainteresowałeś się działaniami przypadkowego przechodnia, który skakał na skałę jak ostatni idiota. Czy to nie przeczy twojej olewczości? - Spytał, choć nie było w tym już ironicznego tonu, czy uszczypliwości. To było stwierdzenie faktu, ułożone w pytanie kwestionujące jego motywy. Jeśli faktycznie nie umie się przejmować innymi jak twierdzi - nie powinien się tym zainteresować. Powinien go ominąć, gdy ten był zajęty swoją "zabawą" ze skałą. Nie zrobił tego, dlaczego? Bo fajnie się patrzyło? Bo był ciekawy? Jakkolwiek na to nie odpowie - to zaprzeczy jego olewaniu otoczenia.
- Bo nie spytałeś. Ja wyszedłem pierwszy z inicjatywą, której tobie brakuje ze względu na to, że wycofałeś się z kontaktów międzyludzkich, jeśli tak można określić naszą rozmowę. - Może i faktycznie był trochę nachalny w swoim rozgadaniu, ale osobiście uważał, że ma powód. Chciał tchnąć w chłopaka trochę życia, sprawić, by zaczął coś robić. Choćby się bronić przed nim. Nawet tyle byłoby już solidnym progresem, na jakim w tej chwili na swój sposób zaczęło nawet zależeć. Wszak skoro jest taki olewczy wobec wszystkiego i negatywnie nastawiony do przyszłości, to czy zrobi mu wielką różnicę cokolwiek się z nim stanie? Wszak może zwyczajnie pozwolić, by życie zrobiło z nim co chce. Czy chce tak? Czy może jednak coś ruszy ze swoim żywotem?
- Prawie, mój drogi. A więc jednak, choć w kilku procentach, ryzyko się opłaciło. Czemu więc nie pozwolisz sobie zaryzykować dla tych kilku sytuacji, które mogą się dzięki temu zdarzyć? Czy naprawdę chcesz się tak trzymać życia, w którym jedyne co robisz, to powoli umierasz? Jak dla mnie to jest masochizm, a uwierz mi, że wiem o czym mówię. - Mógłby mu pokazać trochę tych blizn, które czasami były jedyną opcją ucieczki od Ex'a. Od wizji, od przeszłości, którą jednak stara się trzymać za sobą. Nie poradzi na to, że jednak czasami wraca, skrada się w ciemności za jego plecami, by potem zacząć go dusić i niszczyć. Nie zrobi tego jednak, jeszcze nie. Pomińmy też fakt że i tak wiele by nie zauważył w tej chwili.
- Aż w końcu umrzesz w samotności, prawda? - Już nie chciał przypominać kwestii o samobójstwie, tylko sam fakt samotnej śmierci. Wszak nikt nie przyjdzie mu z pomocą, gdy dzika bestia go zaatakuje. Nikt nie będzie przy nim, gdy będzie się wykrwawiał. Nikt nie da mu dobrej myśli, przy jakiej odejdzie. Nikt, bo nikogo nie będzie wokół. Ani jednej, innej osoby.
Koniec końców Hex przysiadł obok chłopaka, podciągając lewe kolano bliżej ciała, by następnie położyć na nim lewy łokieć, i lewą dłonią podeprzeć lewy policzek. Sporo lewej strony, fakt, ale tak wyszło.
- Może ci się wydawać, że chcę cię zwyczajnie zamęczyć. Albo zabrałem cię tutaj by, nie wiem, zgwałcić czy coś. Spróbuj jednak o tym pomyśleć przez chwilę. Pomimo iż mówiłeś mi, że twój stan nie pozwala na wspinaczkę, zmusiłem cię byś wszedł tu za mną, a potem równie szybko dostał się na górę, by nie umrzeć. Postawiłem twoje ciało w sytuacji, gdzie potrzebowało od ciebie życia. Życia, którego w sobie nie masz. Odszedłeś od ludzi, i jedynym twoim towarzystwem stały się zwierzęta, ale nie wyprzesz się człowieczeństwa. A bycie człowiekiem sprawia, że brakuje ci innych, jakkolwiek to jest bolesne. Chciałem tchnąć w ciebie trochę życia, mój drogi. Nie chcę ci zrobić ci nic złego. Gdybym chciał, prawdopodobnie rozszarpałbym ci gardło i spił twoją posokę jak wampir. - Zrobił krótką przerwę, ocierając wargi prawą dłonią. Krótka myśl o krwi sprawiła, że jego ciało mobilizuje wszystkie możliwości, byleby go zmusić do tego. Płomień w gardle, suche wargi, i sahara w ustach. Tia. - Nie robię tego jednak, bo chcę ci pomóc, a ty nie chcesz tej pomocy. Wiem, że pewnie powiesz coś w stylu, że skoro nie chciałeś mojej pomocy, to po co i tak ją dałem. Cóż... Niektórych trzeba zmusić, niestety. Dlatego tutaj i teraz, w miejscu z którego nie uciekniesz póki ci nie pozwolę, wysłucham cię. Tak jak twierdziłeś, że potrzebujesz. Możesz mi teraz nie wierzyć, a ja nie mam ci jak tego ukazać, ale jestem aniołem. Albo chociaż mam z nimi coś wspólnego, fakt, że jestem stamtąd. - Palec wskazujący prawej dłoni powędrował w górę, celując w niebo. - Jeśli cię to zainteresuje, mam na imię Hex. - Nie spytał o imię bruneta, nawet jeśli miał okazje, co więc znaczyło, że nie chce go teraz do niczego zmusić. Był szczery w swojej postanowieniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 15 z 23 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 19 ... 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach