Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down



Nagły, przenikliwy dźwięk i wibrujący telefon zmusił Marcelinę do pobudki. Otworzyła oczy, wpatrując się jeszcze dłuższą chwilę w sufit. Nie uciekając spojrzeniem od punktu, którego trzymała się od kilku minut, chwyciła w dłoń telefon leżący na sąsiedniej komodzie i niechętnym wzrokiem spojrzała na wyświetlacz.
Masz jedną nową wiadomość.
Uniosła brew, jej wyraz twarzy nadal pozostawał obojętny.  

nieznany napisał:Dziś, 23:30, stary ratusz.

Doskonale znała autora wiadomośći mimo, iż jego numer widniał jako nieznany. Z nadal neutralnym wyrazem twarzy spojrzała na zegarek, który wskazywał właśnie 21:03, po czym pośpiesznie uciekła nim w swoje ogromne okno zajmujące prawie całą ścianę. Wstała powoli, ociągając się niczym kot. Podeszła powoli do okna, niemal naga, wpatrując się w otchłań pięknej metropolii, która wręcz pożerała swoją głębią migających świateł i ogromnych wieżowców, które działały niczym ogromne lustra tylko potęgując hipnotyzujący efekt. Odgarnęła półdługie włosy. Kosmyki uparcie wpadały jej w oczy, szybko jednak zostały przywołane do porządku i ładu. Jej długi ogon ciągnął się po ziemi niczym włosy pięknej Roszpunki, teraz tkwiąc w dziwnym bezruchu. Dziewczyna dopiła czwarty już kieliszem wytrawnego wina, dopalając przy okazji swojego ulubionego papierosa smakowego. Otarła rodzącą się w jej kącikach ust łzę, nie pozwalając spłynąć jej po policzku. Była prawie martwa. Już drugi raz, tym razem jednak w inny sposób.

* Godzina 23:30. Stary ratusz, zachodnia część miasta, nieopodal granicy z centrum. *


Zakapturzona, czarna postać siedziała na szczycie starego, zabytkowego wręcz budynku o strzelistych wieżach, ogromnych oknach i rozbudowanym dachem. Podpierała jedno z rusztowań, które stały tu od kilkunastu lat. Widocznie nikt nie jest zainteresowany remontem tej pięknej, wyróżniającej się na tle nowoczesnych wieżowców budowli.
Stała w cieniu. Była praktycznie niewidoczna - obecność zdradzała tylko para jasnych, niebieskich ślepi, łudząco przypominające kocie. Lewe ciągle mieniło się innymi odcieniami, głównie granatowym i fioletowym. Takie spojrzenie posiadała tylko jedna osoba na tym burym, nędznym świecie... - Jesteś w końcu - zachrypnięty, kobiecy głos odezwał się, gdy na arenę wkroczyła kolejna, podobnie ubrana postać. - Jednak spóźnianie się jest jedną z Twoich cech, Erin. - dodała, uśmiechając się. Szereg białych, drapieżnych kłów pojmał błysk księżycowego światła. Była pełnia. Idealny czas na łowy. - Reszta zaraz powinna się pojawić. - dodała, jakby do siebie. To Hadrian, zastępca Marceliny wysłał członkom szajki wiadomość o godzinie i miejscu spotkania. - Tak ważna osobowość jak ty, Hadrianie, nie powininna się spóźniać. - powiedziała nagle, nie patrząc nawet na postać, która wlaśnie jako trzecia wyszła z cienia. Mężczyzna uśmiechnął się. - Miałem sprawy do załatwienia, pani-pierwsza-przywódczynio.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Życie w mieście nie będąc członkiem tutejszej społeczności ma swoje wady. Dużo wad.
Jakkolwiek jednak wiele by ich nie było, wszystko jest lepsze od bycia na zewnątrz, gdzie każdy dzień był jeszcze "ciekawszy" od kolejnego. Pomiędzy wymordowanymi, bestiami żądnymi krwi i mięsa a brakiem pożywienia, wody i chorobami szerzącymi się po tamtejszych obszarach nie można się było nudzić. Oj, nie można było.
Dlatego też czasem wolała się ponudzić w "bezpiecznym" mieście. Czasem częściej. Czasem rzadziej.
Ze słuchawkami w uszach maszerowała wzdłuż dróżek wschodniej części miasta. Nie była w stanie dziś spać, to prawdopodobnie ta pełnia. Księżyc zawsze robi z nią co chce, agresywny z niego partner na noc. Niemniej, nic z tym nie może zrobić, tylko poddać się jego nastrojom.
A dziś miał nastrój na działanie.
Wibracje w kieszeni wybudziły ją z transu machania lekko głową na boki do rytmu jednego z utworów. Bez wielkiego wahania wyciągnęła takowy z kieszeni i przyjrzała się wiadomościom.
Byłoby fajnie gdyby wiedziała o co chodzi, choć wiedziała, że tylko członkowie szajki znają ten numer. A skoro piszą...
Tak.
- Księżyc zawsze wie, kiedy mnie pobudzić. - Uniosła prawy kącik ust do góry, chowając telefon z powrotem.
Ma jednak czas. Bez pośpiechu. Bez napięcia. Jeszcze tylko kilka utworów, trochę spaceru i będzie gotowa.
No i musi znaleźć kogoś kto o tej godzinie jej przeczyta, co jest tu napisane.


No dobrze, trochę ją poniosło pod tym względem, i nie było to tylko "kilka" utworów, ani też tylko "trochę" spaceru, a znalezienie kogoś kto by jej odczytał tą wiadomość nie było taaakie proste o tej godzinie i w tamtym regionie, ale dała radę! Nie żeby paliło się za nią jak chciała tu dotrzeć, ale też jednak wolała nie kazać na siebie czekać.
Za długo.
Kaptur trzymał się sztywno dość krótko ściętych, czarnych włosów, spod którego widać było zarysowanie nosa i prawy kącik ust w górze, jak w momencie, gdy dowiedziała się o zebraniu.
Nie było problemu rozpoznać, kto ją powitał jako pierwszy.
- Och Marcelinko, brzmisz jakbyś mnie spotkała pierwszy raz. Taki mój urok. - Wysunęła ramiona na boki i lekko wychyliła klatkę piersiową do przodu, wzruszając barkami. Jej błękitne oczy, skryte teraz pod ciemnością jaką tworzył jej kaptur były ciemniejsze niż zwykle. Była podekscytowana? Może jeszcze nie.
Ale z pewnością była zainteresowana rozwojem sytuacji.
Szybko opuściła ramiona, wkładając dłonie z powrotem do kieszeni i powracając sylwetką do standardowej postawy. Nawet jeśli często patrzyła z góry na Hienę (nic dziwnego - jest od niej nieznacznie wyższa), to zawsze lubiła ją widzieć. Jej twarz, jej włosy, jej uśmiech, jej piękne, hipnotyzujące oczy.
Tsh, Erin, daj spokój. I tak nic z tego nie będzie.
Kiwnęła głową na słowa o przybyciu pozostałych członków. Jeśli ona się spóźniała, to co dopiero oni? Heh.
Przybycie Hadriana, nawet jeśli był drugi we władzy nad całą szajką nie wzruszyło nią za nadto, może dlatego że nigdy nie kwapiła się do wtrącania w rozmowy pomiędzy Marc a nim. Miast tego, postanowiła przeciągnąć się odrobinę, splatając ramiona ze sobą wysoko w powietrzu i odciągając plecy w tył. Przymrużyła delikatnie oczy, czując rozkoszne rozluźnienie. Trochę zesztywniała od ciągłego spaceru w jednej, określonej pozie. Potrzebowała tego.
- Jaki mamy plan rozrywek na dzisiaj? - Zaganiła ostatecznie, zaciekawiona planów zarówno Hieny, jak i jej zastępcy. Co tym razem mają w zanadrzu?


Ostatnio zmieniony przez Erin dnia 06.04.17 20:57, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Patrzyla na Hadriana. Wręcz taksowała go przenikliwym, zagadkowym spojrzeniem. Jej wyraz twarzy przez te kilka sekund był nieodgadniony, jakby nieodkryte, pomieszane ze sobą emocje. Ich relacja była skomplikowana. Nikt nie mógł rozgryźć tej dwójki. Nikt jeszcze nie odgadł intencji chociażby jednej ze stron, a wielu zastanawiało się, obserwując ich. Z cienia zaczęły wychodzić kolejni członkowie szakalów.
- Ostatnio mój informator wspomniał coś o mniejszej liczbie ochrony w rezydencji pewnego cholernie bogatego gościa - powiedział Hadrian, bawiąc się pobrzękującymi kluczami - Trzy osoby wejdą pierwsze, by się rozejrzeć. Kolejne osiem wejdzie, by trochę pomyszkować. Reszta zostanie na zewnątrz, będzie osłaniać tyły i pozostanie z nami w stałym kontakcie. - jego głos był opanowany, spokojny i mocno nacechowany emocjonalnie. Kątem oka spojrzał na Marcelinę, które teraz siedziała twarzą skierowaną w stronę pięknego pejżazu miasta-3. Wydawała się być wręcz obojętna na jego słowa. Wszyscy spojrzeli na nią. To ona miała tu decydujący głos, a Hadrian zajmował jedynie stanowisko zastępcy. Wstała powoli, zamiatając ogonem chłodne podłoże dachu, po którym walało się mnóstwo śmieci, papierków, butelek i puszek po piwie. Widać, że miejsce było częstą posiadówką na spotkania w miłym gronie. - Najpierw jedna osoba musi zająć się zabezpieczeniami, hasłem, alarmami. Rezydencja położona jest w jednej z najlepszych dzielnic naszego miasta. Całkiem niedawno dowiedziałam się, że ochrona zastrajkowała i ekipa zmniejszyła się o jakąś połowę. Myślę, że spokojnie można ją obejść.
Wyciągnęła z kieszeni papierosy, dając czas na dyskusję, pomysły i ewentualne sprzeciwy. Szajka malała. Marcelina zdążyła policzyć obecnych i szybko zorientowała się, kogo nie ma. Brakowało aż czterech osób. O dwóch wieści zginęły kilka tygodni temu. Podświadomie czuła, że nigdy więcej ich nie zobaczy. - Proponuję, by pierwsza kompania składała się z dwóch osób. Jest nas za mało na większą ekipę pierwszej fazy. Ash i Xerry, zajmiecie się ewentualnymi alarmami i wytorowaniem drogi bocznej. Najlepiej kanalizacją, chociaż brzmi to banalnie - zaciągnęła się, z jej nosa i ust wydobył sie gęsty, czerwony dym. Wszyscy znali jej dość nietypowe preferencje papierosowe. Uwielbiała te bardzo słodkie i wręcz mdłe, czasem orzeźwiające i świeże. Uwielbiała też kolorowy dym, który często zaskakiwał. - Kolejne pięć osób wejdzie za nimi. Ja, Hadrian, Erin, Badlin i Ćma. Pozostali zostaną na zewnątrz, by pilnować okolicy. Musimy szykować się na ekspresową ewakuację.
Skończyła. Wyrzuciła papierosa. Spojrzała znów na Hadriana, poprawiając kaptur - ...żadnych przedstawień, rozumiemy się? Ma być cicho, szybko i skutecznie. - rzuciła w jego stronę, robiąc kilka kroków. - Zgromadzenie za trzydzieści minut pod rezydencją. To trzy kilometry stąd na południowy-wschód. Obok stoi duży, niebiesko-żółty, migoczący bilboard z półnagą japonką. Jeśli nie znacie drogi to włączcie GPS-y bądź trzymajcie się kogoś, kto ją zna.
Grupka rozpłynęła się w cieniu. Każdy pobiegł swoim sposobem i swoim tempem w stronę, którą wyznaczyła wymordowana. Marcelina podeszła do krawędzi budynku i zeskoczyła z niego z niebywałą pewnością i opanowaniem. Zniknęła w mroku. Jej lekkie, bezszelestne ruchy pozwoliły jej przejść przez ciemne, wąskie uliczki niezauważenie. Wkroczyła w gęsty tłum ludzi, których - mimo późnej pory - było tutaj mnóstwo. Dziewczyna szła spokojnie, w kapturze, nie spoglądając ludziom w oczy. Nie interesowali ją. Patrzyła uparcie w punkt, do którego dążyła.
Mimo ogromnego tłoku i chaosu jej umysł był skupiony. Dlatego szybko zorientowała się, że ktoś za nią podąża. Nie przejęła się tym jednak - wiedziała doskonale, kim była ta osoba. Szybko i niespodziewanie skręciła w boczną uliczkę. Tam... zniknęła. Mężczyzna rozejrzał się tylko, by w końcu zrezygnować z poszukiwań. - Nie znasz drogi? - jego piwne oczy spotkały się z jej chłodnym spojrzeniem. Marcelina uniosła brew, nadal podpierając ścianę ze skrzyżowanymi rękami. - Wolę Cię mieć na oku. W końcu jestem Twoim zastępcą. - wzruszył ramionami, unosząc ironicznie kąciki ust. - Ale nie stróżem. - ucięła Marcelina. Ruszyła przed siebie, zostawiając anioła samego. Czuła, jak jej sierść jeży się lekko. Zrobiła dwa szybkie, głębokie wdechy i nie odwróciła się już. Hadrian nie próbował dotrzymywać jej kroku.
Dotarła na miejsce trzecia.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rozplanowywanie akcji nie leżało w jej zakresie działań. Nawet jeśli miałaby jakiś pomysł, plan, to jednak nie ona tu była od myślenia. Ona była elementem działającym, podobnie jak wielu...
Nie.
Niewielu już członków szajki. Ilu ich zostało? Gdy nikt więcej już nie przybył, w trakcie wywodów Hadriana rozejrzała się po ludziach jacy byli w pobliżu. Splotła ramiona pod linią swojego biustu. O ile nie jest czytelnikiem, tak umie liczyć do chociaż dziesięciu.
A nawet dziesięciu tu nie było. Naliczyła siedem osób, wliczając w to ją samą, Marc i Hadriana. Czyli poza nimi, tylko czwórka więcej?
Martwiące.
W chwilach takich jak ta, jej umysł nieco odpływał od faktycznego toru mówionego. Wszystko jej przypominało o tym, że prawdopodobieństwo śmierci jest tak bliskie. Kryje się za każdym krokiem. Jak jej jeszcze się udało do tej pory przetrwać? Jest tylko człowiekiem. Słabym człowiekiem. Bez problemu mogła rozpoznać, że Marcelina żyje już długo, bardzo długo.
Ale ona jest na wpół zwierzęciem. Silnym, zdolnym do niezwykłych rzeczy jakich Erin nigdy nie posiądzie.
Czasami czuła się tak bezsilna wobec losu.


Cały ten tor przemyśleń nie trwał długo w czasie rzeczywistym, lecz wystarczająco długo wewnątrz jej umysłu, by skutecznie ukrócić jej dobry nastrój. Z tego zamyślenia wyrwał ją głos Hieny. Bez urazy dla Hadriana - ale wolała słuchać jej niż jego.
Dlatego też wydobyła swoją świadomość z trzewii doła i skupiła się na słowach wymordowanej. Nie zabrała jednak głosu. Ash, Xerry, Badlin i Ćma wydawali się nie mieć pod tym względem chwilowego zahamowania.
Ona jednak nie czuła, że ma dobry wkład w to wszystko. Jest wszak tylko słabym człowiekiem, prawda?
Stąd też słuchała rozkazów, jakie zamierzała wykonać. Jak narzędzie, w dużej mierze jakim jest. Bo czym innym? I tak zemrze jak nie za kilka dni, to miesięcy. Czy to zgwałcona i rozszarpana przez jakiegoś napalonego wymordowanego który nie miał niczego pod ręką, czy zjedzona przez bestię lub choróbsko.
Nie jest na nic warta. Dla nikogo.
Przynajmniej była w stanie określić kierunek i rozpoznać dokąd iść. Nie zamierzała nikogo śledzić, ani też się spieszyć. Nie było to daleko, więc mogła znów wyjąć słuchawki i wsadzić je do uszu, włączając na chybił trafił jeden z utworów w telefonie po tym. I tak nie znała ich nazw, więc co to za różnica?
Grunt że coś gra, prawda?
Była odrobinę... Podbita. Nie zawsze spotkania z Hieną i te akcje wprowadzają ją w taki nastrój, ale widok brakujących członków szajki przypomniał jej, jak bardzo jej życie jest łatwe do zakończenia. Wystarczy nawet durne potknięcie się o kamień i tyle po niej. Nie ma wytrzymałości czy siły dzikich zwierząt, albo możliwości fizycznych tych czerwonookich mutantów.
Była nic nie warta...

Dotarła na miejsce piąta, z głową opuszczoną w dół, dłońmi wbitymi w kieszenie odzienia. Nachodziły w pobliże noża, jaki trzymała za pazuchą. Na wszelki wypadek.
Zawsze na wszelki wypadek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzała na zegarek. 24:19. -Szkoda marnować czasu. Zaczynajmny akcje. - jej oczy mieniły się teraz niebezpiecznie granatową poświatą. Cień rzucany przez kaptur nadał jej twarzy zasłużonej tajemniczości. Nikt nigdy nie może być pewny wymordowanego i jego zamiarów. Dwójka wybranych bez oporu weszła do środka przez szyb kanalizacyjny w prawym skrzydle rezydencji. Przez ten czas grupka zdążyła obgadać wielkość, domniemane bogactwo i zasrane szczęście, jakie dotknęło właściciela domu. Ah, zawiść, jak widać, nie tylko ludzka - pomyślała Marcelina, patrząc na wymordowanych, łowców i aniołów. Lubiła tych ludzi, choć praktycznie wszystkich znała tylko z akcji szajki, z niektórymi nie zamieniła więcej niż sporadycznych, niezbędnych zdań. Komórka zawibrowała. Wymordowana chwyciła ją pośpiesznie i odczytała wiadomość.

Ash napisał:Alarm wyłączony.

Bez słowa schowała telefon i zeskoczyła z wysokiej półki, na której siedziała. - Czas na zabawę, kotki... - mruknęła, podchodząc do szybu - Nasza piątka wchodzi do środka. Wasza trójka - wskazała na pozostałych - zostaje tutaj. Niech każdy włączy wibracje, na wypadek, gdyby Ci pisali esy bądź próbowali się dodzwonić. Tylko błagam Was - puściła do trójki oczko - ...dzwońcie tylko, gdy dostrzeżecie niebezpieczeństwo. Psy, właściciel domu, większa horda strażników. Niech każdy z Was zajmie inne miejsce - tył, front i prawy bok. Ten, który patroluje tyły niech spojrzy czasami na lewą stronę, czyli tą, w której właśnie jesteśmy - po tych słowach pierwsza weszła do środka, odszukując dwójkę. - I jak się sprawa ma? - szepnęła do Xerry'ego, który znalazł się najbliżej kotowatej - obczailiśmy tylko pół tego piętra, ale przechodząc przez szyb udało nam się dostać do pomieszczenia z kamerami. Pustego - Ash zbliżyła się Marceliny. Była wyraźnie podekscytowana - Strażników nie spotkaliśmy prawie w ogóle. Na wielkim ekranie był wgląd na prawie sześćdziesiąt pomieszczeń. - Dobra. W takim razie jedno z Was pójdzie do tego pokoju, na wszelki wypadek znajdując miejsce schronienia. Strażnik zawsze może przyjść. Albo przebywać akurat się w kiblu - dodała, przypominając sobie kultową scenę Pulpfiction.
Cała ta sytuacja była lekko niepokojąca. - Nie uważasz, że to trochę dziwne? - zapytałą Hadriana, który wygramolił się z szybu kilka minut za nią. Był znacznie większy i szerszy, przez co zablokował także przejscie dla Erin, która wkroczyła dopiero ostatnia, przy okazji strasząc ją z szyderczym chichotem, że tego dnia jadł akurat fasolkę. A po fasolce zawsze miał gazy. I wszyscy o tym wiedzieli, bo już nie raz dał temu aromatyczne świadectwo... - Marcelina, wyluzuj! Los po prostu się do nas uśmiechnął... - odpowiedział, poklepując ją po ramieniu.
Szli ostrożnie, trzymając się cienia. Ash zaprowadziła ich do pokoju z kamerami, dzięki któremu mogli się przyjrzeć rezydencji i skrócić czas poszukiwań o conajmniej połowę. - Ten gość ma dziewięć łazienek! Ja ucieszyła bym się jak głupia z chociaż jednej takiej wypasionej... jebany szczęściarz. Patrzcie... z dwóch korzystają jacyś goście. Chyba strażnicy. I... jak widzicie, nie są sami. - wskazała palcem na ekran, gdzie dostrzec można było mężczyzn siedzących w wannach. Obok nich kręciły się kuso odziane piękności. Na innych filmach znalazła się reszta - większość w osobnych pokojach w towarzystwie kobiet ekskluzywnych. Tylko trzech stało na warcie. Hadrian prychnął śmiechem. - Ładnie się bawią. No cóż... - Po prostu korzystają z nieobecności szefa - ucięła Marcelina, nie spoglądając na niego - ...znajoma sytuacja, no nie? - Hadrian spojrzał na nią kątem oka. Jego wzrok był zagadkowy. - ...Tu jest pokój z sejfem - powiedziała zmieszana członkini szajki. Nie chciała znaleźć się w centrum kłótni między przywódczynią, a zastępcą. - ...na szarym końcu rezydencji. Szyb prowadzi tylko przez pierwszą połowę. Potem musicie improwizować... pamiętajcie, że przy sejfie stoi aż dwóch fagasów.
Przywódczyni spojrzała na Erin pytającym wzrokiem. Miała wybór: albo zająć się myszkowaniem, jak reszta grupy, albo iść z przywódczynią i zastępcą na podbój sejfu. Hadrian również spojrzał na nią, a w jego oczach Erin dostrzegła coś w rodzaju... prośby. Upadły anioł wyraźnie chciał, by ta zostawiła ich samych. Co innego mówił wzrok Marceliny.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

"W końcu."
Westchnęła z ulgą, słysząc że nareszcie zaczynają. Nie włączała się do rozmów zanim rozpoczęli, nie była zbyt chętna komentować tego. Chciała zacząć. Chciała odciągnąć myśli od tego spadku nastroju jaki miała od dłuższej chwili. Nawet jeśli nie będzie żyć tak długo jak reszta, to chociaż pożyje sobie solidniej niż połowa tego miasta! To dobre myślenie, prawda? Chyba nawet usłyszała kiedyś od jednego z wymordowanych "lepiej żyć rok jako lew, niż czterdzieści lat jako owca".
A ona miała ochotę ryknąć, pokazać pazury i się zabawić. Nawet jeśli następnego dnia nie dożyje. Wyciągnęła dla pewności ukradkiem nóż i sprawdziła ostrze. Nieco stępiałe, ale wystarczy by wypatroszyć osobę, jaka spróbuje im zagrozić.
Nie potrzebuje więcej.
Nim jednak zaorientowała się, jej towarzysze już wchodzili jeden po drugim, a jej przypadło "zaszczytne", ostatnie miejsce, za Hadrianem.
- Spróbuj tylko, a wetknę ci ten nóż w tyłek i zakorkuje dopóki nie wyjdę. - Odpowiedziała bez większego wahania na "groźbę" anioła, uśmiechając się niepokojąco. Nie raz i nie dwa już miała okazje poczuć, że trzewia skrzydlatego nie są tak czyste i aromatyczne, jak niby anioły powinny w zamiarze być.
Poooooza tym, one się regenerują szybciej, nie? Co by to był za problem, gdyby przez godzinę czy dwie krwawił z tyłka, neee? Żaden, prawda? Z pewnością niektóre osoby tutaj mogły poświadczyć, że "krwawienie" z dolnych okolic to żaaaden problem.
Prawda?
Dając sobie krótki dystans między mniej szlachetną częścią pleców Hadriana a sobą wszedła w końcu do tuneliku. Nie był mały, ale też raczej przejść w nim nie przejdzie. Ech, cholerne geny. Że też nie mogła mieć za ojca kogoś niskiego, przynajmniej nie miałaby tu problemu.
Dotarła ostatecznie, docierając tuż po Hadrianie. Przegapiła nieco wglądu na sytuacje, ale nie wyglądało na to, by ktokolwiek był zaniepokojony sytuacją. Patrząc na Ash - wprost przeciwnie. Tylko Marcelina wydawała się być mniej przekonana do tego, a skoro anioł próbował jej poprawić humor, coś może być nie tak.
Jej dłoń upewniła się, że nóż nie jest trudny do wyjęcia. Musi być gotowa. Na wszelki wypadek.
Podążyła razem z całą ekipą za Ash, i nie odbierała sobie możliwości obejrzenia ekranów.
Choć gdy wyłapała wzrokiem to ochroniarzy razem z "eskortą", wzdrygnęła się ze zdegustowaniem, odwracając wzrok od ekranów. Miała dość tego typu "widoków". Na długo. Najlepiej na zawsze.
- Czy naprawdę nawet w tym mieście nie mogły znaleźć sobie lepszego zajęcia? - Koniec końców nie wytrzymała, i musiała wyrazić swoje zdegustowanie na głos, krzywiąc się. O ile nie rzucała epitetami, bo rozumiała że sytuacja nie zawsze jest dla każdego różowa, ale nawet tu, w tym "idyllycznym" mieście, wciąż ktoś musi się prostytuować?
- Byle jak najdalej od tych ekranów i kibli. - Odpowiedziała na jeszcze niewypowiedziane pytanie, a jakie zdołała wyczytać z oczu Marceliny i Hadriana, zbliżając się do nich. Wybacz aniołku - nie obchodzi ją to, czy chcesz być sam na sam z Hieną czy nie. Ona chce być tylko jak najdalej od tego. A szary koniec rezydencji wydaje się być dobrą odległością, prawda?
Poza tym, jakoś trzeba odciągnąć tych "fagasów".
A że już doświadczenie z burdelu ma, to może je zawsze wykorzystać, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mina Hadriana lekko zrzedła, gdy poznał zamiary Erin. Marcelina za to ucieszyła się i w duchu podziękowała dziewczynie za chęć dalszego towarzyszenia dwójce. Wizja trójkątu chyba niespodobała się upadłemu aniołowi, który najwyraźniej miał do Marceliny jakąś sprawę. Hiena jednak nie chciała rozmawiać z nim sam na sam. Chyba się przed czymś broniła. I najprawdopodobniej sama wymordowana nie miała pojęcia, przed czym dokładnie. - Zaskoczę Cię. - rzuciła w stronę Erin - Niektóre to lubią. Po prostu. - wzruszyła ramionami, odwróciwszy się do dziewczyny. Jej wielki oczy błysnęły. - Prostytutki musisz dzielić na dwie grupy. - dodała, idąc teraz równo z Erin - ...pierwsze to te, które są do tego zmuszone. Przez złych ludzi bądź jeszcze gorszy los. Drugie to rasowe dziwki, które dostają orgazmu od samej myśli o grubej forsie. I właśnie je obserwowałaś na ekranie.
Kilka kroków naprzód i dotarli do otworu, dzięki któremu mogli wcisnąć się w szyb wentylacyjny. Marcelina jako pierwszą wpuściła Erin. Za nią ruszyła wymordowana. Hadrian okazał się zbyt duży, by próbować wcisnąć się w szyb. - Trudno - rzucił, uśmiechając się krnąbrnie - pójdę pieszo. Korytarze są i tak puste. Wszyscy panowie zajęci są ważniejszymi sprawami. - Tylko do nich nie dołącz - powiedziała Marcelina, chwytając w oie dłonie kratę - mamy robotę do wykonania. - zamknęła za sobą szyb i ruszyła do przodu, za Erin. - Oczywiście, Marcelinko. Ja zabawię się inaczej. - po czym pogłaskał delikatnie swój czarny, ulubiony rewolwer. Jeden z piękniejszych modeli z jego kolekcji.
Jak się okazało, przejście to nie stanowiło problemu. Nie znalazły się w labiryncie, droga prowadziła cały czas prosto. Po kilkunastu minutach dotarły do jego końca. - Pokonałyśmy połowę drogi - powiedziała Marcelina, zeskakując z prawie samego sufitu, gdzie kończyła się ich bezpieczna ścieżka - teraz musimy trzymać się cienia. Nie wierzę, że wszyscy zabawiają się jednocześnie. Chociaż jeden baran musi pilnować korytarzy.
Ruszyła do przodu. Dotknęła okolice tylnych kieszeni dżinsów sprawdzając, czy jej ulubiony pistolet leży grzecznie na swoim miejscu. Czuła się dzięki niemu bezpieczniej i pewniej. Trochę, bo i tak najczęściej strażnicy po prostu strzelają. Zbyt głośno było o złodziejaszkach, którzy strzelali do nich pierwsi.
Wymordowana zatrzymała się gwałtownie. Usłyszała kroki. Cholera, ochroniarz - pomyślała, odwracając się do Erin. - Szybko, improwizuj! - szepnęła, podbiegając do wysokiego, szczupłego wazonu z rośliną przypominającą palmę. Schowała się za nią, uniosła ręce i złożyła je w taki sposób, by dłonie kryły się za liśćmi rośliny. Erin miała kilka sekund na wybranie schronienia.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie mogła nie zaprzeczyć, że lekko ją ucieszył fakt iż Hadrian nie był zachwycony jej zamierzeniami. To nie tak że go nie lubiła czy coś, ale zawsze z przyjemnością będzie się bawić w "coś za coś". A w tym wypadku - groźby zagazowania jej były powodem, by za to nie pozwolić mu mieć czasu "sam na sam" z Marceliną.
Poza tym, naprawdę nie miała chęci być w pobliżu tych kibli z zabawiającymi się dziwkami. Za dużo razy jej flaki były wywrócone do góry nogami przez tą "pracę" by znowu na to patrzeć, czy to słyszeć. Pewnie puściłyby jej nerwy i z nożem w dłoni rzuciła się na tych kolesi. Nie na kobiety. Na tych kolesi.
- To? - Ściągnęła brwi, pytająco wpatrując się w szefową. Jak ktoś może czerpać przyjemność z ciągnięcia tych oblechów. Jak ktoś może czerpać przyjemność wiedząc, że ludzie tacy jak oni są w nich? Pokręciła głową ze zrezygnowaniem, słysząc wyjaśnienie Marceliny. Nie znała chyba nikogo, kto by podzielał ten drugi punkt widzenia, ale najwidoczniej w tym mieście są osoby które mogą to robić, bo lubią? Bo chcą mieć forse za obciąganie i bycie rżniętą przez tych pokurczów, jakim żona nie daje, albo nie mogą sobie znaleźć dziewczyny?
- Nigdy nie sądziłam, że coś mogłoby sprawić, bym chciała wrócić na Desperacje szybciej niż z niej się wydostałam. Właśnie zmieniłam zdanie. - Skrzywiła się, gdy przez jej głowę przeleciały obrazy tego, co się dzieje teraz w tych łazienkach.
Serio. Dobrze że są z dala od nich. Naprawdę mogłaby mieć problem z powstrzymaniem się od rzucenia w ich stronę i zaszlachtowania tych gości. Zaczynając od oderżnięcia ich godności.
No nic, mamy szyb jakiego mieli użyć. Przechyliła głowę lekko na bok, przyglądając się mu. Był dość mały, ale chyba jeszcze zdoła się zmieścić, nie ma rozbudowanej sylwetki ciała za nadto. Może być ciasno, ale nie powinno być źle. Hadrian za to...
Ach, tak. On ma "swoje metody", i chyba właśnie chciał iść je wykorzystać. Kiedyś musi się nauczyć używać broni palnej. Jak tylko będzie miała takową i dość amunicji by spróbować. No i kogoś kto będzie miał cierpliwość.
Ale najpierw ktoś kto by nauczył ją czytać i pisać.
Więc raczej nie za prędko.
Schyliła się i weszła do szybu pierwsza, odsuwając się na tyle by Marcelina się zmieściła, ale nie odchodząc jeszcze daleko.
Na wszelki wypadek.
Na szczęście, nie wydarzyło się nic konkretnego, to też gdy tylko Hiena do niej dołączyła, ruszyła przodem, w miarę żwawo przeciskając się przez szyb.
- Mogę cię o coś spytać, Marcelino? Widziałam już dużo wymordowanych, ale... Jak działa zmiana w takowego? - Mieli trochę dystansu do przekroczenia, więc chciała o to spytać, a raczej nikt nie powinien zwrócić uwagi na ich cichą rozmowę. Chciała zebrać informacje o tym, zanim zdecyduje, by odebrać sobie życie.
Po to, by żyć ponownie, lecz silną. Tak, jak chciałaby żyć.
Ostatecznie dotarły do końca tunelu i Erin zrobiła miejsce Marcelinie, by zeszła pierwsza. W razie czego, ona ma jeszcze metody by jakoś obejść ewentualny atak. Erin zaś byłaby skończona lądując prosto na jakimś ochroniarzu, zakręcenie tyłkiem by tu nie pomogło. Zeskoczyła tuż po wymordowanej, choć zrobiła to wolniej, bo jednak dystans spadku nie był mały. Na szczęście - bez naciągnięć. Praktyka się opłaciła. Otrzepała kolana po lądowaniu, słuchając w między czasie swojej towarzyszki.
- Myślisz że nabrałby się gdybym powiedziała, że przysyłają mnie jego koledzy by nie czuł się samotny? - Spytała całkiem serio, prostując się po otrzepaniu kolan. O ile nie czułaby się z tym dobrze, poświęcenia muszą być wykonane, zwłaszcza w "pracy" takiej jak ta.
Ruszyła tuż za nią, ostentacyjnie sprawdzając swój nóż. Był skryty pod rozpiętym płaszczem i pod koszulką, zaś jego ostrze miała za pasem, ale wciąż powinien być łatwy do wyciągnięcia bez większego problemu dla jej wprawnej dłoni. Szybki ruch i cięcie.
Oby nie było potrzeby.
Szlag, może jednak być. Nie miała tak czułego słuchu jak wymordowana, ale jej reakcja szybko dała jej do myślenia, co się stało. Ktoś idzie. Improwizacja, tak, tak, jasne!
Nie myśląc długo, wyciągnęła ramiona z rękawów płaszcza i obróciła go przodem tak, by okrywał ją od przodu. Sama zaś oparła się o ścianę i lekko skuliła w bardziej zacienionym kawałku korytarza, narzucając kaptur na głowę. Może i to było głupie, ale głupsze byłoby tłumaczenie się z tego, że przysyłają ją jego koleżcy, a że to było za rogiem, była duża szansa, że facet ją zwyczajnie przeoczy. Lub kobieta. Lub cokolwiek co idzie. Z nałożonym kapturem i płaszczem na drugą stronę ciała, blisko ściany i skulona tak, by zakryć jej stopy, było ciężej ją dostrzec w cieniu, a nawet jeśli - wyglądała bardziej jak zakryty posąg.
Gdy kroki były słyszalne i dla niej, wstrzymała oddech, a jej dłoń delikatnie muskała palcami rękojeść noża. Była gotowa wyrwać go razem z kawałkiem koszulki i wrazić między żebra ochronie, jeśli tylko będzie potrzeba.
Oby nie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ten temat również należał do dość wrażliwych dla Marceliny. Nie zastanawiała sie często i długo nad żywotem dziwek, tych rasowych, rzecz jasna. Tych wręcz obrzydliwie bogatych, bo na ich działalność popyt był zawsze... - Osobiście znam kilka takich. - powiedziała Marcelina, kiwając głową z dezaprobatą. - Nie przebywałam z nimi długo, niestety byłam zmuszona nie jeden i nie dwa razy. Zdążyłam się - chcąc nie chcąc - przyjrzeć ich intencjom. Niektóre były zakomleksione i szukały uwagi, inne pragnęły czuć się pożądane - ta, śmieszne w chuj, co nie? - a jeszcze inne lubiły seks i pieniądze. Po prostu. - skrzywiła się, przymykając na chwilę oczy. - Nah, obrzydliwe. Długo już żyję na tym parszywym świecie. - powiedziała wymordowana, jakby do siebie - byłam w różnych środowiskach, widziałam wiele. Świat nie jest czarno-biały, ale chyba przeważa w nim zło. - westchnęła, wbijając wzrok w podłogę - ...w każdym człowieku znajdziesz zło. Ale już nie w każdym dobro.
W szybie było ciemno, wilgotno i śmierdziało stęchlizną. No i padliną - gdzieś leżało truchło martwego szczura, może dwóch. Wymordowana jadła kilka godzin wcześniej, z chęcią "ojebałaby kebsa" w pobliskiej knajpie u araba, jednak odór śmierci skutecznie oddalił jej myśli od jakiegokolwiek pożywienia.
- Nie próbuj się w to bawić. Nie warto. - ucięła wymordowana, szybko odkrywając intencję Erin. Wiedziała, że dziewczyna czuje się niepewnie w towarzystwie nie-ludzi. Nie miała pojęcia jednak o podstawowej rzeczy. - Może i nie masz nadludzkiej siły, zwinności albo szybkości; nie wyrastają Ci rogi, nie posiadasz ogona czy pazurów. Ale masz coś, czego nie mamy my... duszę. - tak, można nazwać ją naiwną. Ale i tym obszarze wiedziała, co mówi. Przekleństwo Aragota przyjęła też dlatego, że była już splugawiona. Była, bo stała się wymordowaną. - Sprawa ma się tak, że nie każdy się odradza. - skoro już dziewczyna była taka ciekawa... - Niektórzy umierają, wirus ich wykańcza. Innym owszem, udaje się, jednak... rodzą się jako dzikie zwierzęta. Ich jestestwo jest uwięzione w dzikiej powłoce, która kieruje się tylko podstawowymi instynktami. To nawet nie są już zwierzęta... - mruknęła, urywając na chwilę. Gdzieś w oddali usłyszeć można było jednostajne kapanie. - Cóż. Inni stają się nosicielami, czyli nadal są po prostu ludźmi, bez pazurów, bez biokinezy, bez duszy. I są jeszcze tacy, jak ja. - Ucięła. Miała nadzieję, że Erin wie, kim tak naprawdę była Marcelina. Bestią, która uśpiona, acz ciągle żywa bytowała w powłoce na pierwszy rzut oka oswojonej i opanowanej. Zarażony, poziom E. - Wiesz, dlaczego Ci o tym mówię? Bo mimo wszystko ja nie żałuję. Nie chciałabym być człowiekiem. - paradoks ściga paradoks. Takie życie.
- Myślę, że nie. - szczera jak zawsze, piękna jak nigdy. Marcelina. - Słuchaj, Twój ubiór. Kilka ran na twarzy. Brak makijażu. Daj spokój... poradzimy sobie - puściła oczko.
Akcja z improwizacją była szybka. Jednak tym, który podszedł do nich okazał się... - Kurwa, Hadrian - warknęła Marcelina, chwytając wazon i rzucając nim w mężczyznę. Ten złapał go bez żadnego problemu - dobrze, skoro nie chcieli, by dźwięk rozbijanego szkła obudził  na nowo czujność pogrążonych w rozkoszach cielesnych strażników - Sory, ale nie mogłem się powstrzymać. Świetnie się ukryłyście. Wykorzystam kiedyś Twój pomysł, Erin.
Marcelina popchnęła go z szyderczym uśmiechem. Pokręciła łbem i oddaliła się od wyszczerzonego od ucha do ucha Hadriana, nadal trzymając się cienia. Dokąd teraz?, zastanawiała się wymordowana. Trójka zorientowała się, że ma do wyboru aż trzy główne korytarze. Wszystkie wydawały się podobne. I we wszystkich było mnóstwo drzwi. - Proponuję na lewo. - A ja bym wybrał korytarz naprzeciwko nas. Marcelina odwróciła się w jego stronę i skrzyżowała ręce na piersi. - Gówno masz tu do gadania, kolego.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Rozkosznie. A myślałam że ja mam problemy, ledwie radząc sobie z przeżyciem na pustyni. Najwidoczniej jednak chwytanie się każdej okazji by przeżyć nie jest nawet w połowie tak ważne, jak potrzeba uwagi, kasy czy bycia pożądanym. - Przewróciła oczyma, wcale nie szczędząc ironii w tonie. Niektóre problemy w perspektywie z innymi wydają się takie błahe i głupie. Wszak czym jest pragnienie towarzystwa czy kasy do sprzedawania ciała dzikim zwierzętom tylko po to, by ledwie przeżyć kolejny dzień?
Perspektywa to piękna rzecz.
Przystanęła na moment, gdy usłyszała o tym, że w każdym jest zło. Hmmmm.
- Nie jesteśmy usprawiedliwieni z tego, co robimy teraz, bo inaczej nie mamy szans na przeżycie, prawda? - Zadała to pytanie, choć nie oczekiwała odpowiedzi. Tuż po nim westchnęła ciężko, jakby już poznała odpowiedź zanim jakakolwiek padła, ruszając ponownie. Niezależnie od tego w jak złej sytuacji są - nie ma usprawiedliwienia dla tego, co robią. Dla okradania. Zabijania. Bicia. Sprzedawania się. Nawet jeśli inaczej by nie przeżyli - żaden z członków szajki nie posiada "usprawiedliwienia" wobec tego, co robi.
Nie, Hadrian nie może udzielić rozgrzeszenia, to tak nie działa.
Jak to dobrze że ma tylko "ludzki" węch. Nie przewracało jej wnętrzności, choć i tak raczej wolałaby nie przywiązywać uwagi do tego, co wącha w tej chwili.
- Miałam wrażenie, że na Desperacji rodzisz się bez duszy, a nawet jeśli, to takowa ucieka z twojego ciała jak najszybciej. Warto pamiętać że jednak mam tam jeszcze coś, co nie potrzebowało barwienia spermą, by być białe. - Choć niezbyt to było zabawne, próbowała podjąć jakąś formę dowcipu w tej wypowiedzi. Nie wyśmiewała w tej chwili naiwności Hieny, lecz sama raczej nie wierzyła w to że można mieć "duszę" i robić to wszystko by przeżyć, co ona musiała. Choć podobno dusza może być i czarna, tak? Ech.
- Domyślałam się tego. Nie ma tak łatwo, prawda? - Stwierdziła od razu w odpowiedzi na słowa o tym że nie każdy się odradza. To było do przewidzenia, nie każdy ma szczęście. Gorzej mają ci, którzy mieliby wrócić, ale nim to zrobią, coś ich zje.
Oj, to byłby problem.
- A ja nie chcę nim być więcej. Czuję się bezużyteczna, bezsilna. Każdego dnia mam wrażenie że od byle podmuchu wiatru czy potknięcia się umrę, bo nie jestem ani czerwonookim mutantem, ani wymordowanym, ani pierzastym pokurczem. - Przystanęła ponownie, opuszczając spojrzenie w dół. - To mnie przeraża, Marcelino. Staram się o tym nie myśleć, i tylko dlatego jeszcze nie oszalałam. - Potrząsnęła głową, ruszając dalej. Nie kontynuowała już tego tematu, wracając do ich działań dalszych i skupiając się na nich. Nie ma co rozważać nad jutrem, gdy trzeba przeżyć dziś.
- Ludzie tutaj są wybiórczy, ech! - Splotła ramiona pod klatką piersiową, fukając na bok. Jak to tak?!
No dobrze, nie żeby aż tak bardzo tego potrzebowała.
Jej kamuflaż był bez skazy, ej! Słysząc na kogo wpadli, nie mogła się powstrzymać od tego, by zdzielić swoją twarz dłonią w charakterze "facepalmu".
- Marcelino, mam ogromną ochotę sprawdzić jak szybko anioł zregeneruje się po zmiażdżeniu swoich klejnotów. Mogę? Proszę? - Spytała, zdejmując kaptur z twarzy, uśmiechając się szeroko. Ta sytuacja mimo wszystko była zabawna.
Ale serio, czy może?
Poprawiła swój płaszcz i ponownie wsunęła ramiona do rękawów, przysuwając się nieco bliżej. Trzy korytarze, trzy opinie, trzy wybory, zero decyzji. Hmmm.
Wysunęła się przed nich i przykucnęła przy rozstaju korytarzy, wciąż trzymając się ciemności w miarę. Wydobyła swój nóż zza pazuchy i położyła na ziemi.
- Zagramy w ruletkę. Pójdziemy gdzie wskaże nóż. Jeśli wskaże do tyłu, powtórzymy aż będzie skierowany w jeden z kierunków. Może być? - Spytała, bez potwierdzenia zakręcając nożem koło. Wirował na małym ornamencie tuż przy końcu rękojeści, a tam, gdzie wydobywało się z takowej ostrze, więc nie robił zbędnego hałasu.

Twój wybór gdzie wyceluje : 3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie odpowiedziała. Na tematy filozoficzne i egzystencjalne wolała rozmawiać ze swoim odbiciem w lustrze. A i jego częśto nie ufała. Marcelina, no cóż... niestety, w sferze duchowej miała po prostu przejebane. Zaprzedała swoją duszę zapomnianemu, uśpionemu bożkowi zapominając, że chyba tej duszy nie miała od ładnych kilku miesięcy. Cóż, teoretycznie.
Widocznie źle pojmowała slowo "dusza". Najwyraźniej nie było to coś, czego definicję znajdziemy w Bibli czy w słowach padających z anielskich ust - oni wszyscy twierdzili, że wymordowani jej nie posiadają. Psiakrew, pieprzone zabobony! - Słuchaj - odpowiedziała Marcelina, urywając wypowiedź Erin - ...żyjemy w świecie, gdzie musimy to robić. Po prostu. W takim świecie żyjemy. A ja... ja nawet nie próbuje się usprawiedliwiać. Nie mam zamiaru. Ani siebie, ani Ciebie, ani Hadriana, ani żadnego innego "złego". Los zgotował mi na tyle problemów, że teraz moje alibi brzmi... KARMA. Tylko, że nie moja. Bo to ja jestem karmą. - parsknęła. Ostatnie słowa mówila ciszej, jakby do siebie. Ale świat jeszcze nie spłacił swojego długu wobec niej. A ona miała zamiar dopilnować, by tak się stało.
Zamilkła już. Temat uznała za zamknięty.
- Sama najchętniej bym to sprawdziła. - przyznała, marszcząc nosek - podwójny shot okazałby się dla mnie zabójczy - przyznał Hadrian, odwracając się bezpardonowo do dziewczyn. Chyba trochę przeraziła go wizja ataku ze strony dwóch niewiast. Pomysł Erin z nożem bardzo spodobał sie Marcelinie. Odpowiedzialność zawsze będzie można zrzucić na los. - Prawo - powiedziała, patrząc w tamtą stronę. - Chodźmy więc.
Trójkącik wzajemnej adoracji ruszył w tamtym kierunku. Korytarz był pusty, nie słychać było żadnych dźwięków w promieniu kilkunastu metrów. Marcelina miała nadzieję, że nikt nie zauważył podejrzanych ruchów i nie czai się gdzieś w cieniu. Nie słyszała jednak odgłosów oddechów innych, niż jej, Erin i Hadriana. Poczuła za to niespodziewaną wibracje w tylnej kieszeni. Sięgnęła po telefon.
Ash napisał:Coś jest nie tak
Marcelina zatrzymała się. Patrzyła na telefon, czując, jak serce bije jej coraz szybciej.
Marcelina napisał:Co jest?
Ruszyła dalej nie przyznając się dwójce, co się stało. Zignorowała pytający wzrok Hadriana i robiła kolejne kroki, tym razem wolniejsze i jakby... niepewne.
Ash napisał:Widzę coś na jednym z ekranów
Marcelina wypuściła powietrze.
Marcelina napisał:Kobieto, szczegóły! Jeszcze kilka kroków i będziemy przy sejfie!
- Zauważyłyście dość dziwną rzecz? - zapytał w końcu Hadrian - jesteśmy prawie na miejscu. Żadnych strażników w promieniu kilkunastu kroków. Nie wierzę, że wszyscy zajęci są panienkami.
Ash napisał:KURWA
Wymordowana otworzyła szeroko oczy. Spojrzała na dwójkę. - Coś jest cholernie nie tak. Ash pisze, że... - nie dokończyła. Nieprzerwane wibracje sygnalizowały próbę połączenia. Dzwoniła Ash. - Co jest? - spytała wymordowana, wpatrując się w punkt na ścianie. - ...Ash?
W słuchawce słychać było tylko szum i przerywany głos dziewczyny. Członkini szajki zdawała się być conajmniej przestraszona. Jedyne, co cała trójka zdołała usłyszeć, to: - coś... sejf... piwnica... coś tam w środku... łańcuchy... kłamstwo... ukrywa... ciekajcie... to jakieś zasrane...
Koniec.
Połączenie zostało przerwane.
Nikt z trójki nie był pewien, czy w ostatniej sekundzie nie usłyszał duszonego krzyku.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach