Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 20 Previous  1, 2, 3, 4 ... 11 ... 20  Next

Go down

Pisanie 16.08.14 1:24  •  Wiśniowy skwer - Page 4 Empty Re: Wiśniowy skwer
Popołudnie spędzone na odpoczywaniu i "regenerowaniu" uszkodzeń, spłynęło jak krople deszczu po szybie. W pewnej chwili czas wlókł się jak krew z nosa, a gdy natrafił na dość śliską powierzchnię, ciekł jak grom z jasnego nieba.
Posiadając niezbyt wygórowane umiejętności kucharskie, wystarczyło zagotować torebkę ryżu i zalać ją mlekiem, przyprawiając cukrem do smaku i ba! Danie na dzień gotowe.
I tak wyglądał przez pewien czas dzień za dniem. Od czasu tych "niezidentyfikowanych" zjawisk pogodowych minęły bite dwa tygodnie. Mała Kami po raz kolejny musiała się stawić w szpitalu na kontrolę. Póki co nie było żadnych komplikacji, więc chyba można przyjąć, iż uszczerbki goją się prawidłowo. Noga niemiłosiernie swędzi, ale to chyba dobrze, co nie?
I takim sposobem Kami pozbyła się klatki na plecach. Z kręgosłupem przynajmniej się unormowało. Teraz tylko czekać za nogą.
Stosując się do codziennego planu, nadszedł czas spaceru dla psa. Tym razem Ren zadbała, by sprawiający kłopoty wychowawcze pupil nie nabroił. Był zadziwiająco cwany, jak na psa, co jej niezbyt podchodziło. W ogóle się dziwiła, że zwierzę może być tak inteligentne. Wprawdzie Ren jest miłośniczką zwierząt, ale niektóre rzeczy ją mocno dziwiły, inne zaś niepokoiły, przez co nie mogła sobie tego przyswoić, ani się z tym pogodzić. Ten biały, wilczurowaty husky był jak z jakiejś bajki...
Mniejsza. Rayu tym razem wiernie pilnował nogi swojej pani. Co jakiś czas wąchał słupy i oznaczał teren. Jakie to prymitywne.
Słonko świeciło, ale nie na tyle, by smażyć jajecznicę w samochodzie. Ren jakoś nie miała szczęścia do pogody. Nie pamięta już upałów, bo w jej obecności jakoś nigdy takowy nie występował. Ren i jej aura - część xxx... W zasadzie, to pasuje do niej takie  pochmurne niebo, deszcz i burza. Ona nie współgra ze słońcem. Jeszcze za mocno by ją przegrzało.
Turkusowe tęczówki zmierzały po szlaku niedoścignionego, psiego ogona. Kurde, majta i majta. Nie sposób nadążyć. W pewnym momencie albinos wlazł w trawnik, oczekując chwili prywatności. Ren subtelnie się odwracając, zatrzymała wzrok na pędach wiśni. Jej urok już dawno zniknął. Teraz była zielonym schronieniem dla ptaków i poszczególnych owadów. Nawet nie wiedziała kiedy rozchyliła usta, a w swoim małym zamyśleniu zaczęła gładzić korę drzewa obok. W tym czasie Rayu załatwił swoje sprawy. Był już gotowy do dalszej drogi, ale pozostało mu siedzieć grzecznie i przypatrywać się, dlaczego jego pani głaszcze roślinę, a nie jego. Przekrzywił głowę i ich spojrzenia skrzyżowały się.
- Nie gap się tak. Twój wzrok aż pali. - Syknęła i podrapała się po głowie. Czuła się skrępowana, kiedy ta para niebiańsko niebieskich oczu świdrowała ją na wylot. Zawsze wtedy miała przeczucie, że on wszystko wie, że potrafi wszystko z niej wyciągnąć. Jak jakiś duch czy zjawa. Bez pytania, jak na jakiś torturach. Tylko te tortury były po prostu inne. Nie towarzyszył im strach, czy oparcie. Sprawiały wrażenie krępujących i wstydliwych. Ren zawsze robiło się sucho w ustach, coś ją ściskało w gardle, ściągało od środka, a w oczach pałętały się łzy. Nie cierpiała płakać z byle powodu, a tym bardziej, kiedy w grobowej ciszy została rozbierana ze swoich problemów przez psa.
Szczerze mówiąc, strona Diamond przestała nad nią dominować i dlatego też miała powód do radości. Nie czuła tak silnej potrzeby ronić łzy. Może stwardniała?
Zapomniała zamrugać i oczy zaczęły ją szczypać. Pokręciła głową i spojrzała przed siebie, chcąc znowu wrócić do domu. Do laptopa...

<--
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.08.14 1:53  •  Wiśniowy skwer - Page 4 Empty Re: Wiśniowy skwer
Co zrobić, aby się nie narobić? Przez cały dzień nie będzie przecież leżała w łóżku i bezmyślnie wpatrywała się w sufit. Od pewnego czasu nie miała jakoś chęci do życia. Stała się obojętna na wszystko. Zauważyła, że to co kiedyś sprawiało jej radość, dziś jest tylko jakimś mało ważnym dodatkiem, wypełniającym czas wolny. Może łapie doła? Jak inaczej to wytłumaczyć? Powinna spróbować znaleźć inne zajęcie? Kolejny raz będzie musiała wysłuchiwać słów matki, aby w końcu gdzieś się ruszyła. Tym razem chyba da za wygraną i po prostu uda się na spacer. Tak, to dobry pomysł...
Szła ścieżką, zupełnie nie spoglądając na to gdzie podąża. Musiała na kimś wyładować swoje niezadowolenie. Na drodze stanął jej zwykły szary kamyk. I to właśnie on stał się jej ofiarą. Niech poczuje bliskość jej buta. Kopnęła go, wkładając w to sporo siły. Kamyk najprawdopodobniej nawet tego nie poczuł, skoro spokojnie wylądował koło wielkiego drzewa wiśni. Dziewczyna spojrzała na niego, spodziewając się jakieś reakcji. Zimny drań! Takimi to nie warto sobie głowy zawracać. Kontynuowała spacerek. Rozglądała się za jakąś pustą ławką. Teraz chciała po prostu usiąść i odpocząć. Wokół było pełno ludzi. Aż dreszczy można dostać. I jeszcze te dzieci! Wiecznie uśmiechnięte i uradowane małe bestyjki. Potrafią doprowadzić człowieka do wścieklizny. Kiyomi nie miałaby nic do tych małolatów, gdyby nie doświadczenia jakie przeżyła z kuzynką. Ją to powinni zamknąć na cztery spusty, wtedy cały świat zostałby uratowany... no, a przynajmniej różowowłosa. Pokręciła głową, chcąc pozbyć się z głowy obrazu krewnej. Dzisiejszy dzień jest za piękny, żeby o niej myśleć. Lepiej skupić się na czymś innym. I chyba już nawet znalazła kolejny obiekt zainteresowania. Miał on cztery łapy, futro, ogon i jakimś dziwnym sposobem przypominał psa. Takiej okazji nie mogła przepuścić! Uśmiechnęła się nieco, widząc zwierzę. Tak dawno nie miała z żadnym styczności. Teraz ma wyśmienitą okazję to nadrobić. Właścicielka czworonoga chyba nie będzie zła na to, że podejdzie i zacznie głaskać sierściucha? Często robiła tak, że podchodziła do pupili, nie pytając o pozwolenie właścicieli. „Dziewczyno co ty robisz? Ten pies cię ugryzie!” „Gdzie ty masz głowę? On nie daje się głaskać.” Ileż ona się tego nasłuchała! Mogłaby śmiało o tym książkę napisać! Ciekawe czy nieznajoma zareaguje tak samo. Husky wydawał się taki przesłodki! Normalnie, aż żal nie podejść. Szkoda, że nie mogła mieć własnego zwierzaka. Niestety domownicy mieli alergię na sierść. Kiy znalazła nawet wyjście z tej sytuacji, jednak matka za wszelką cenę nie chciała się zgodzić. Na nic były próby przekupywania i fochy. Jak można odrzucić tak wspaniałą propozycję? Przecież wąż nadawałby się doskonale! Nie za dużo przy nim roboty, no i nie trzeba wyprowadzać go wcześnie rano, a to jest wielki atut. Jak na razie musi zadowolić się cudzymi zwierzętami. I tak pewnego dnia przemyci do swojego pokoju jakieś urocze stworzonko. Tak więc nie owijając dalej w bawełnę, Kiyomi podeszła do psiaka.
- Jak się wabi?
Wysunęła lewą dłoń w stronę psiny, aby ta zapoznała się z jej zapachem. Lepiej być ostrożnym. Bez palców nie chciała przecież chodzić. Jeszcze mogą się jej na coś przydać, chociażby do takiej czynności jak smarowanie masła. Zerknęła na Kamikaze. Dziewczyna wydawała się być nieco nieobecna. Jej stanem przejmować się raczej nie będzie. Jeśli nieznajoma miała problem, różowa na pewno nie była odpowiednią osoba do tego, by ją wysłuchać i doradzić. Sama nie lubiła zawracać innym głowy swoimi kłopotami. Opowiadała o nich jedynie zaufanym osobom.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.08.14 8:59  •  Wiśniowy skwer - Page 4 Empty Re: Wiśniowy skwer
Rozmyślała o swoim zachwianym charakterze, i ni stąd ni zowąd za plecami usłyszała proste zdanie: Jak się wabi?
Że co? Przemknęło jej przez głowę.
Odwróciła głowę, a przed nią stała schylona różowowłosa panna, przystawiająca się do psa. Co za tupet! Ren wiedziała, że to społeczeństwo jest zepsute, i powinno wymrzeć, tak jak w pewnym anime, no ale czegoś takiego to się nie spodziewała. Nie spodziewała, że spotka to właśnie ją. Takie potencjalne zero.
Huh?
- Rayu. - odpowiedziała beznamiętnie. Dziwny, chłodny stan jej nie opuszczał, ale dzięki temu mniej odczuwała zdziwienie i nie musiała tak impulsywnie reagować.
Czworonóg głodny głaskania sam podstawiał łeb pod rękę nieznajomej. Ten pies jest niemożliwy! Raz na nieznajomych szczeka, innym znowu się nadstawia. No ludzie no!
Skrzywiła usta w cierpkim uśmiechu. Jeszcze przed chwilą prawi nikogo tu nie było, a teraz kręciła się tu masa ludzi. No tak, festyn Donghae się zakończył i to pewnie stąd tyle ludzi. Szkoda, a miała na ten festyn pójść.
Oparła kule na biodrach i założyła ręce na piersi. Trochę podirytowana, zaczęła wreszcie gadkę.
- Codziennie głaszczesz cudze zwierzęta? - Spytała lekko złośliwym tonem z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Tak, chyba takiego "ja" u siebie poszukiwała.
- Uważaj, ten pies jest dziwny. Kilka tygodni temu wydawał się spokojny, aż tu ni stąd ni zowąd ugryzł mi nowo poznanego kolegę. Chyba mocno się speszył, bo ani razu nie widziałam go więcej./ Tak Ray, o tobie mowa./ A potem przylazł do mnie z podkulonym ogonem.
Oczywiście, warto wspomnieć, że Ren nadal nie jest świadoma, że to działanie wszędobylskiego wirusa było sprawcą tego zachowania. I nie tylko u Rayu, ale u większości pupilów w tym mieście. Może ktoś będzie w stanie jej to wytłumaczyć, by nie była w błędzie i nie postrzegała swojego psa jako wariata.
Złośliwy uśmieszek przerwało niezbyt silne uderzenie gipsu od tyłu, które jednak odbiło się na zachwianiu równowagi. Na domiar tego, jedna z kul, opierających się o biodro upadła z impetem, trzaskając o ziemię. Przenikliwy, nieprzyjemny dźwięk rozniósł się po okolicy, co spotkało się ze zgrzytaniem zębami przez Kami. Sięgnęła po kulę, przytrzymując jednocześnie drugą.
Co do.. - Odwróciła się, a obok niej leżała czerwona, gumowa piłka, po którą zaraz przybiegło dziecko. Wnerwione spojrzenie Ren dzieciaka odstraszyła, przez co sięgnął po zabawkę i zaraz uciekł, nie wydając z siebie nic poza dyszeniem. Nabiegał się chłopak. Kami warknęła nieco i odwróciła się z powrotem ku nieznajomej. Wzrokiem utknęła w jej osobliwych włosach. Różowy... Wygląd wiele mówi o charakterze. Już mniej więcej wiedziała, z kim ma do czynienia. Chyba, że jej intuicja znowu okaże się błędna.
- Ciekawy kolor włosów. - Uśmiechnęła się nieco łagodniej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.08.14 22:34  •  Wiśniowy skwer - Page 4 Empty Re: Wiśniowy skwer
Widząc, że pies sam jest chętny do głaskania, dziewczyna uśmiechnęła się wesoło. Od razu polepszył jej się humor. Chyba powinna więcej czasu spędzać z zwierzakami. Jakże jej brakowało tulenia pupili. Drapała Rayu za uchem. W ogóle nie zwracała uwagi na to, że właścicielce czworonoga może się to niespecjalnie podobać. Ona chciała teraz trochę pobawić się z psiakiem, a on aż prosił się o pieszczoty. Odmówienie mu, byłoby wielkim błędem!
- Nie, tylko wtedy, kiedy jest okazja.
Zerknęła na nieznajomą dopiero wtedy, gdy ta powiedziała, że Rayu może w każdej chwili ugryźć. Przekręciła głowę w prawą stronę, przyglądając się psu. Czy takie słodkie, niewinne i przemiłe stworzonko potrafiłoby kogoś skrzywdzić? Przecież to było wręcz niemożliwe! Różowa była czasami za bardzo lekkomyślna jeśli chodzi o zwierzęta. Wydawały jej się takie cudne. Nie raz ugryzł ją pies czy też dosyć dotkliwie podrapał kot. Mimo to nie zmieniła swojego postępowania ani toku myślenia. Najwyraźniej jeszcze się nie nauczyła niczego na błędach. Piękne chwilę przerwał okropny hałas. Widząc kulę na ziemię, zdziwiła się nieco. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że dziewczyna ma gips na nodze. Że też wcześniej tego nie zauważyła. Pewnie do tego czasu nie zdawałaby sobie z tego sprawy, gdyby nie ten dzieciak, który narobił trochę zamieszania.
- Co ci się stało?
Zapytała bardziej z zwykłej ciekawości, aniżeli z troski. Nie należała do najbardziej pomocnych osób. Widząc kogoś w jakieś pułapce, prędzej zapytałaby się go dlaczego tam się znalazł, niż ruszyła od razu z odsieczą. Tym bardziej, gdyby to dotyczyły całkowicie obcego jej człowieka. Bywały takie dni, że więcej empatii miała zwykła drapaczka do pleców niż ona.
- Hm, dzięki. Twoje włosy też mają ciekawy kolor.
W prawdzie białą barwę włosów częściej spotykała u starszych osób. Jednak musiała przyznać, że nieznajoma, mimo młodego wieku, dobrze prezentowała się w białych puklach. Tego oczywiście nie powie na głos! Głaskając psiaka, przypatrywała się Kamikaze. Wyglądała na młodszą od niej. Chociaż co do tego nie mogła mieć całkowitej pewności. Nie raz spotykała dziewczyny, które będąc starsze, wydawały się nie mieć nawet osiemnastu lat. Jakie to smutne...
Kiyomi niestety nie potrafiła prawidłowo ocenić charakteru kogoś jedynie na podstawie wyglądu. Zazwyczaj jej przypuszczenia okazywały się być po prostu mylne. I tak „szuflatkowała” ludzi według swojego upodobania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.08.14 10:20  •  Wiśniowy skwer - Page 4 Empty Re: Wiśniowy skwer
Naburmuszona ciągle, stałą opierając ciężar na prawej nodze, logicznie - odciążając lewą w gipsie.
- Okazja powiadasz? Czyli mam rozumieć, że populacja pupili w "naszym" mieście się zmniejsza? - Zabrzmiało trochę jak pogarda i spław, ale... Jakby nie patrzeć, nie widziała wielu osób, którym towarzyszył jakiś pupil. W ogóle, kiedy wdała się z kimś w rozmowę, to nikt nawet nie wspomniał ani słowem o żadnym zwierzaku. Przykre, nawet bardzo. Wtedy, kontemplując sceny ze swojego życia, wszystko stało się jasne. My wymieramy. Wszyscy. Według zasad ewolucji - powoli, ale nieodwracalnie i brutalnie. Przyszła jej do głowy pewna myśl. Nie od dzisiaj wiedziała, że jest jakimś pomylonym organizmem, którego o dziwo ta ewolucja jeszcze nie wytępiła. W takim razie, po co ona tu jest? Czyżby siła wyższa miała wobec niej jeszcze jakieś plany? Ciekawe tylko, jakie.
I wtedy ją olśniło. A co, gdyby zaczęła pracować dla S.SPEC? Wiedziała, że w zastępach tej organizacji źle traktuje się wymordowanych i mutantów. A ona ze swoim dość spokojnym usposobieniem, mogłaby tam zasiać trochę łagodności. Po dawnej rozmowie z panem Łowcą, świat konspiracji - jak go zwała - nie był już taki różowy.
A może jeszcze coś innego. Może zaczęłaby pracować na własną rękę? Sporządzałaby notatki, zdobywała próbki i okazy z całej tej niezbadanej okolicy? No tak, ale na to trzeba kasy. Ale... miasto chyba finansuje różne projekty. Co, gdyby po szkole wzięła się za taką dorywczą pracę? Warto to przemyśleć, a stanowisko ogrodnika też warto utrzymać.
Zbyt długo się zamyśliła. Z refleksji wyciągnęło ją pytanie: Co ci się stało? Pokręciła głową, wracając myślami z powrotem do Wiśniowego skweru.
- Spadła na mnie kula armatnia. - Uśmiechnęła się chytrze. Gdyby kolejny raz miała powtarzać, że to zasługa anomalii pogodowej, język zapewne by się jej poplątał. Ano właśnie. To zjawisko też trzeba by zbadać.
Chwilę po swoim komentarzu, co do fryzury nowo poznanej, usłyszała wzmiankę o swoim sianie. Heheh.
- To wirus. - Uśmiechnęła się przyjemnie. Racja, jej matka z ojcem czasami podróżowali na tamten świat i kto wie, czy jakoś to na nich nie wpłynęło. Może ten kolor to zasługa jakiś minimalnych mutacji, spowodowanych przez niszczycielski twór?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.08.14 19:56  •  Wiśniowy skwer - Page 4 Empty Re: Wiśniowy skwer
- No jasne. I to jeszcze jak się zmniejszyła.
W jej głosie zawitała lekka nuta kpiny. Nie ukrywając, Kiyomi coraz rzadziej spotykała ludzi z swoimi zwierzakami. Nawet tych bezdomnych zwierząt było coraz mniej, a przynajmniej jej się tak wydawało. Dlatego tak bardzo się cieszy, gdy zobaczy na spacerze jakiegoś pupila. Dzisiaj właśnie trafiła na Kamikaze. Trochę zazdrościła jej tego, że posiada ona psa. Jakie to niesprawiedliwe...
I różowa myślała nad dołączeniem do S.SPEC. Jednak i częściej rozważała tą opcję, coraz bardziej oddalała się od tego pomysłu. Wątpiła by, to co głosi ta organizacja było prawdą. Świat nie może być przecież taki mały i mieścić się jedynie w obrębach murów. To musiało być po prostu jedno wielkie kłamstwo. Więc co się kryło poza M-3? Co ukrywała przed swoimi obywatelami władza? Tego dziewczyna chciała się dowiedzieć. Jednak wątpiła, aby to jej się udało. Mimo to będzie próbowała. Tak bardzo chciała się przekonać jak jest na „zewnątrz”. Niestety dotychczas nie miała takiej możliwości.
„Spadła na mnie kula armatnia”.
W to dziewczyna za bardzo nie wierzyła. Nawet jeśli było to prawdą, to nie brzmiało przekonująco. Mogłaby dalej drążyć temat i wypytywać się. Jednak postanowiła nic nie mówić na ten temat. Nic się przecież nie stanie, jeśli zostawi go w spokoju.
- Byłaś kiedyś poza murami?
Pytanie zadała tak nagle, nawet bez zastanowienia się nad tym. Wątpiłaby nieznajoma opuszczała „bezpieczne schronienie”. Jeśli odpowiedź byłaby inna, niż się spodziewała, wtedy na pewno będzie chciała dowiedzieć się czegoś więcej. Ludzie mówili różne rzeczy. Ciężko odróżnić co pośród nich jest zwyczajną plotką. Trudno jest znaleźć rzetelne źródło informacji.

Wybacz, że post jest taki krótki. Dzisiaj mam całkowity brak weny. ;-;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.09.14 23:49  •  Wiśniowy skwer - Page 4 Empty Re: Wiśniowy skwer
Westchnęła, słysząc wydźwięk słów niebieskookiej. Nawet nie zwróciła uwagi na ton, w jakim różowowłosa się wypowiedziała. Po prostu westchnęła, kiedy jej hipoteza się potwierdziła. My wymieramy. Zacznie się na zwierzętach, a skończy na ludziach. Racja. To społeczeństwo nie ma przyszłości. Musi wymrzeć.
Wertowała w myślach nadzieje o pracy w S.SPEC. Drgnęła, jakby w ciszy i skupieniu nagle ktoś wszedł do pokoju i zakłócił skupienie siedzącej tam osoby. Spojrzała na klęczącą "złodziejkę pupili" z nieświadomie rozchylonymi ustami. Skąd jej to przyszło do głowy?
- Nie. - Powiedziała stanowczo, lecz cicho. Spuściła lekko głowę, przez co jej twarz do połowy pokryła mlecznobiała grzywą. Trzeba przyznać, że dość przygnębiająco wyglądała w tej chwili.
- Skąd właściwie to pytanie? - Głos jej złagodniał. Sięgnęła po leżący obok kij, po czym schyliła się ku szyi Rayu i odpięła srebrny karabinek z uprzęży. Nie lubiła, kiedy pies posiada obrożę. Nie dość, że zwierzę może ją ściągnąć, to także o uduszenie nie jest trudno. Ile razy się słyszało o tym, jak psy dusiły się w obrożach, albo jak łańcuchy wrastały im w szyję. Dlatego też Rayu ma to szczęście, że posiada uprząż, niezbyt różniącą się od tych do psich zaprzęgów.
Zacmokała, ożywiając tym psa i rzuciła mu badyl w trawnik pomiędzy wiśniami. Trzylatek bez sporów rzucił się po zabawkę, wyślizgując spomiędzy objęć nowo poznanej.
- Jesteś z S.SPEC? - Zerknęła w stronę Kiyomi kątem oka. Kto normalny zaczyna te niebezpieczne tematy?
Chwilę później przybiegł Rayu z kijem w pysku. Ren odebrała drewno i rzuciła ponownie, tylko, że dalej, by się trochę nabiegał i jednocześnie nie przeszkadzał w rozmowie. Wpatrzyła się w puchaty biały ogon. Zanim jednak dobiegł z powrotem, Kami udało się wydobyć jeszcze jedno pytanie.
- Skąd wiesz o zewnętrznym świecie? - Głos miała łagodny, jednak znawca odkryłby w nim nutkę niepokoju.
Ciekawe, kto jej powiedział? - Zaczęła intensywnie myśleć. Wtedy po raz kolejny dobiegł do niej pies z zabawką. Ren, nie spoglądając w stronę Kiyomi, wyciągnęła wtedy kij w jej stronę. Skoro tak kocha zwierzęta, niech uraczy się rzucaniem im takich zabawek.
Kij sterczał i sterczał. Zwróciła się w stronę różowowłosej księżniczki i co? I zniknęła. Na twarzy białogłowej zaświtało krzywe rozchylenie ust. Przed chwilą ta laleczka o mało nie wycisnęła z Rayu flaków jak z tubki farby, a teraz? Nie ma jej!?
Albinoska westchnęła ciężko i przywołała do siebie psa. Czas wracać do domu. Czas wydobrzeć i ogarnąć, czy da się wyjechać.

[z/t]-->

No trudno. Przykro mi, ale nie lubię czekać Bóg wie ile za odpisem...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.12.14 1:21  •  Wiśniowy skwer - Page 4 Empty Re: Wiśniowy skwer
Pozostawiając za sobą zarówno Yuu jak i tego drugiego Łowcę(prawdopodobnie Łowcę), który nie ingerował w walkę aż do momentu jej przerwania ze strony androida, skierował się do wyjścia. Nie było problemem odnaleźć drogę którą przyszedł - przechodząc raz jakieś miejsce, bez problemu tworzy w swojej bazie danych małą mapę swoich kroków, po której wtedy może szybko wrócić najkrótszą drogą do wyjścia. Stąd też, gdy tylko się wydostał z kanałów, co nie było jednak wyjściem "na Rambo", a raczej dość ostrożnym i skrytym ruchem, mógł zabrać się za przemyślenia, a raczej - przeanalizowanie sytuacji.
Nie zamierzał jednak tego robić na środku ulicy, nie przesadzajmy. Przeniósł najpierw (wcześniej upewniając się braku obserwacji istot wokół) swoją broń z lewego boku za plecy, ukrywając ją za czernią płaszcza. Wolał uniknąć ewentualnych pytań "a skąd ty masz broooń? Chodź z nami, opowiesz to na posterunku Wojska"... I guess nope, raczej nie.
Przewieszenie broni nie zajęło w sumie dużo czasu, przez co mógł się skierować do jakiegoś, w miarę odosobnionego i spokojnego miejsca. Tylko tam we względnym nie pozostaniu zaniepokojonym mógłby na spokojnie przeanalizować dane...
I określić się. Co dalej? Odszedł od Łowców, stracił Mashiro...
Więc co dalej? Właśnie. To pytanie dręczyło wyraźnie jego jednostkę centralną. Co dalej? Gdzie znaleźć cel, co robić... Dokąd się skierować, do kogo? Przywykł do rozkazów, nie potrafi działać "na własną rękę" nawet, można ująć. Musi znaleźć cel, cel który wskaże mu drogę, który nad nim pokieruje...
Lecz gdzie takowy znaleźć?
Te wszystkie, dziwne wystawy świąteczne... Ysh, święto. On, jako twór spod dłoni człowieka, średnio posiadał "wiarę" w byty wyższe. Owszem, miał do czynienia z aniołami - lecz podchodził do tego jak "realista". Ot, inna rasa ludzka, której dodano skrzydła w zestawie i moce metamagiczne. Nic specjalnego, posłańcy Boga, tsh, dobre sobie. Jeśli faktycznie Bóg był taki wieloduszny i dobry...
Czemu pozwolił na to wszystko? Czemu nie zadziałał dużo wcześniej, odbierając ludziom odrobinę dobrej woli, by ukazać co jest faktycznie dobre, a co złe? Zostawiając ich samym sobie - pozostawił je ku zagładzie, i tak samo zapewne stanie się z biednym Lenem, jeśli nie znajdzie wyjścia z tej patowej sytuacji.
Dotarcie do jakiegoś mało uczęszczanego w tej chwili miejsca było dość problematyczne, zwłaszcza przy tłumach ludzi, tych świątecznych kwestiach i tym podobnych rzeczach... Ysh, nic miłego z tego nie przyjdzie. Koniec końców - jego czarne oczy odnalazły miejsce spokojne, puste, tak przyjemnie zapraszające...
Ten o to mały skwer. Drzewa wiśni... Mm, zdecydowanie brakuje tego w tej metropolii. Odczucia, że to faktycznie Japonia, gdyż trochę mało tego. Ale tu...
Tu jest w sam raz. Postąpił krokami wzdłuż alejki, szukając w miarę "logicznego" miejsca spoczynku, w którym mógł przeanalizować swoje dane. Krok, dwa, trzy... Jeszcze tak z parenaście i pewnie dotrze gdzieś! Yey. Nie rozglądał się za nadto natarczywie, i zresztą nie musiał. Dość szybko ujrzał ławeczkę nieco wgłąb tego miejsca, pustą i wprost zapraszającą swoimi drewnianymi "ramionami" do siebie. Yey! Zdecydowanie tak! Żadnych wojskowych, ludzi, wymordowanych czy aniołów na horyzoncie.
Tylko on. Sam. Ze swoją analizą dalszego ciągu działań. Spoczął wygodnie na lewym końcu ławki, splatając palce dłoni za głową i odchylając ją ku górze, w "zamyśleniu" zamykając swoje oczy. Pozwolił sobie na "oddanie się" tym myślom w tej chwili, odnalezienia dalszej drogi egzystencji. Dokąd może się teraz skierować? S.Spec odpada... DOGS? Chętnie by tam wrócił, a przynajmniej by odnaleźć takiego jednego psiaka i dać mu w pysk. Kolejny raz. Nie wiedział czemu, ale tylko to mu się kojarzyło z tą organizacją. Growlithe. I to - by dać mu w pysk. SOLIDNIE.
Co oprócz tego? Eden? Nie... To nie miejsce dla maszyny. Dokąd, ach, dokąd...
Pewnie teraz przypominał raczej dość "zmęczonego" swoim żywotem studenta, aniżeli faktycznie mordującą i mielącą ludzi i nie tylko na mielone maszynkę, ale cóż, uroki humanoidalnego wyglądu, czyż nie? Obrócił prawą nogę od kolana w dół w bok, kładąc ją na kolanie drugiej, oddając się błogiemu... Czemuś tam w jego żelazo-czaszce. Obliczenia, analiza danych...
Tego typu sprawy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.12.14 15:11  •  Wiśniowy skwer - Page 4 Empty Re: Wiśniowy skwer
Wiśniowy skwer - Page 4 Tumblr_nh44p1LXvO1s0xjvpo1_250 Wiśniowy skwer - Page 4 Tumblr_nh44p1LXvO1s0xjvpo3_250
Słodki kociak, który kompensuje ci czas oczekiwania na posta D:

- Uważaj, jak leziesz, krasnalu.
- Nie jestem krasnalem. Krasnale są małe i wredne.
- Taa, jak sobie chcesz…

- Och, przepraszam, nic ci nie jest, chłopczyku?
- Nie, proszę pani, to tylko niewielkie stłuczenie.
- Stłukłeś coś sobie?!
- Bombkę.
- Och.

- Pomóż mi z tymi pudłami, synu.
- Ale ja…
- Starszej pani nie pomożesz?! Kiedy ja byłam w twoim wieku, błagaliśmy rodziców o to, żeby móc pomóc sąsiadom. Ta dzisiejsza młodzież, zero szacunku...
- Wybrana osoba jest w tym momencie nieosiągalna z powodu własnych zakupów. Prosimy zadzwonić nigdy.

Wśród dzikiego tłumu zakupowiczów raz po raz migała blond czupryna ozdobiona różowym pasemkiem – Rin dzielnie przedzierał się przez szeregi nieprzyjaciół, dzierżąc w dłoni kilka banknotów i swoje dotychczasowe zakupy. Wymknął się z domu z samego rana i wyruszył na świąteczne łowy. Oczywiście jego opiekun nic o tym nie wiedział, bo to wszystko miała być niespodzianka. Kiedy Viral wróci do domu po spotkaniu biznesowym, zastanie pięknie przystrojone pokoje, imponującą choinkę i świąteczne potrawy. Młody uśmiechnął się szeroko na myśl o reakcji bruneta. Na pewno będzie zachwycony – w końcu kto nie lubi świąt? Tej rodzinnej atmosfery? Tych wszystkich przypalonych przez Rina wspaniałych dań? No właśnie!
Nawet nie zauważył, kiedy motłoch wypluł go ze swojej gardzieli, pozostawiając zupełnie samego na zimnie i śniegu w otoczeniu drzewek. Rozejrzał się dookoła, drapiąc się w zastanowieniu po głowie. A gdyby tak przejść przez ten skwer? To na pewno doskonały skrót… Wzruszył ramionami, kończąc tym swoje rozważania i ruszył pustą alejką, zastanawiając się, gdzie wywiało wszystkich ludzi. Przecież to niemożliwe, żeby tak kompletnie wszyscy wpadli w szał zakupów. Zawsze powinni zostać jacyś emeryci, próbujący założyć świąteczne czapeczki na łebki Bogu ducha winnych gołębi, albo chociaż banda dzieciaków rzucających się śnieżkami… A tu nic! Zaiste dziwna sprawa. Rin postanowił jednak nie zaprzątać sobie tym głowy. No, bo kto roztrząsa takie poważne kwestie w Święta?
- Kupmy bombki i choinkę, falalalala la la lala~! – zaintonował niezbyt czysto, przerywając tym panującą w parczku ciszę. Przez chwilę obserwował parę, której udało się uwolnić z jego ust. Obrócił się rozradowany wokół własnej osi i kontynuował: - Będzie ryba i pierniczki, falalalala la la lala~!
Sam nie do końca wiedział, czemu rozpiera go taka radość, lecz nie zmieniało to faktu, że podchodził do zagadnienia Gwiazdki niezwykle entuzjastycznie. Możliwe, że nawet zbyt entuzjastycznie, bo gdy przeskakiwał nad zamrożoną kałużą, udało mu się wyrzucić z reklamówki świąteczne lizaki. Jęk rozpaczy, który wyrwał się z jego gardła, był prawdopodobnie najdramatyczniejszym odgłosem, jaki słyszały otaczające go drzewa wiśni. Młody Dactylis momentalnie upuścił torbę z zakupami i rzucił się w stronę najbliższej zaspy. Panicznemu rozgarnianiu śniegu towarzyszyło pogruchiwanie gołębia, który postanowił wylądować właśnie koło zdesperowanego blondyna. Ptak zatrzymał się w odległości metra, przekrzywiając łebek. Zaraz jednak znudził się tym zajęciem, więc po prostu odleciał. Chłopak nie mógł sobie pozwolić na takie beztroskie poczynania. Ostatecznie jego cenne słodycze zaginęły zakopane w białym puchu. Muszą gdzieś tu być, no przecież nie wyparowały…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.14 21:11  •  Wiśniowy skwer - Page 4 Empty Re: Wiśniowy skwer
Awww, słodkie. Dziękuję ^w^

Przecież tak kompletnie wszyscy nie wpadli w szał zakupów, jeny. Jakiś zmęczony żywotem student śpi na ławce, gdzieś pewnie kręcą się inni...
Ale park faktycznie wydawał się nader pusty i cichy, jak cmentarz. Brr, kiepskie porównanie, prawda? Niemniej jednak, ta cisza nie mogła tak długo trwać. Ktoś musiał się pojawić i zmącić spokój tego miejsca, prawda?
I tym sposobem też spokój sortowania i analizowania danych Lentarosa - czytaj śpiącego na ławce studenta. Co prawda brakowało mu jako takiego plecaka (choć w jego wypadku bardziej pasowałaby niezniszczalny plecak typu kostka), i innych, typowych dla studentów sprzętów, jak łańcucha z pentagramem czegos z pewnością. No ale mniejsza z tym porównywaniem androida do studenta, w końcu nie uczy się, więc nie ma co porównywać. Wróćmy do sytuacji które się dzieją teraz, czyli...
Właśnie. Ktoś postanowił tu przyjść i podrzeć się, bo mu chyba ta cisza w uszach dzwoni. Ysh... Kiepskie próby podrobienia jakiegoś tekstu świątecznego były dość... Drażniące, można ująć, ale były możliwe do przełknięcia tak czy tak. Jeszcze raz...
Ysh... Ciszej no, są ludzie (i nie tylko) którzy próbują myśleć! To nie takie proste wbrew pozorom!
... Dobra, chyba nic z tego tutaj jednak. Dzięki mały, właśnie sprawiłeś że Len po raz kolejny nie może skatagolować myśli w swojej czaszce. Brawa dla ciebie! Wychylona twarzo-czaszka, która wgapiała się (z zamkniętymi powiekami, ale shaa) gdzieś w tył wróciła do pozycji domyślnej, podnosząc powieki by móc odnaleźć źródło tych nieznośnych hałasów. Czarne oczy analizowały każdy skrawek okolicy przed nim, aż w końcu znalazł prawdopodobnego winowajcę. Ktoś kopał w śniegu. Tehe, chce się dokopać do USA? Nie no, może i nie, ale wydawał się być zaaferowany tym, co robi. Może jak mu pomoże to przy okazji sprawi że osoba ta się nieco ściszy, a nawet sobie pójdzie? O? YEY! Super plan! Lenny, nie potrafię pojąć twojego geniuszu wprost!
Oparł dłonie o ławkę i odepchną się od niej, podnosząc do pionu. Rąsia potem przeniosła się na włosy, jakie nieco rozczochrał na boki w mniej świadomym geście. Można ująć że poprostu rozwalił sobie fryzurę, jeśli jakąkolwiek miał, o. Targał kudły przez krótki moment, po czym zbliżył się do panicznie kopiącego osobnika. Śnieg chrzęścił pod jego solidnymi, twardymi butami, gdy stawiał miarowe kroki w kierunku chłopaka niczym gwałciciel zachodzący od tyłu ofiarę bardzo uczynna osoba, która przy okazji z miejsca pokazuje, że się zbliża. Taki uczynny! Yey!
Gdy więc znalazł się tuż przy chłopaku kopiącym w ziemi, nachylił się nad nim w zaciekawieniu(wcześniejszego gołębia zignorował) i przyglądając jego poczynaniom z ciekawską miną. Aż objął kostką kciuka i palca wskazującego lewej ręki podbródek w geście zamyślenia! Tak bardzo. Prawą dłoń trzymał na swoim biodrze, świdrując czarnymi oczyma poczynania blondynka. - Za czym tak kopiesz? - Spytał po krótkiej chwili stania nad nim, nachylonym pod kątem iluś tam stopni. W każdym razie gdyby Rin teraz podskoczył z zaskoczenia, to pewnie by zdzielił czaszką w szczękę Lena. Lepiej niech tego nie robi, twarda jest! Jeszcze sobie guza nabije, biedak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.14 23:17  •  Wiśniowy skwer - Page 4 Empty Re: Wiśniowy skwer
Z początku nie zwrócił większej uwagi na odgłos zbliżających się kroków. Dopiero, gdy chrzęst śniegu był już nie do zignorowania, a nieznajoma istota postanowiła się do niego odezwać, Rin podniósł spojrzenie, by napotkać parę ciężkich buciorów i czarne nogawki. Przeniósł je nieco wyżej. Jeszcze trochę wyżej. I… woah, proszę państwa, ta osoba nie składała się z samych nóg. Cóż za odkrycie! Powinien dostać za to Nobla. W każdym razie, skoro już chłopak doszedł do wniosku, że nie będzie rozmawiał z samymi odnóżami, miło by było, gdyby odpowiedział…
- Lizakami – stwierdził takim tonem, jakby to była najbardziej oczywista oczywistość na świecie. - Bo muszą gdzieś tu być… – wymamrotał pod nosem, bardziej jakby chciał przekonać do tego siebie niż nieznanego mu jegomościa.
Rozgarnął rozpaczliwie śnieg po raz setny z rzędu. Z jego ust wyrwał się tryumfalny okrzyk – spod puchowej pierzyny wyglądała na niego lukrowana, czerwono-biała laska. Znalazł ją, ha! Teraz tylko trzy następne do odszukania… Zerknął przelotnie na swojego nowego towarzysza, otrzepując lizaka ze śniegu i wrzucając go do reklamówki z zakupami.
- Czemu nade mną stoisz? – zapytał z zaciekawieniem, podnosząc się i przesuwając kawałek dalej, by ogarnąć w swym szale poszukiwawczym większą powierzchnię ośnieżonego trawnika.
Wetknął łapę w jedną z większych kupek śniegu. Dało się słyszeć jęk pełen boleści, a brązowe ślepia blondyna perfidnie się zaszkliły. Jak. Można. Tak. Bardzo. Przywalić. W kamień. Chłopak zamrugał  gwałtownie, by odpędzić łzy (a raczej sztucznie wytwarzany wodny roztwór, udający łzy, ale shh, on o tym nie wie), bo przecież nie będzie się rozklejał przez jakiś głupi tlenek krzemu. Korzeń. A może pod nim schował się ten mały, podstępny… jest! No to połowa za nami.

Wiśniowy skwer - Page 4 Free_Christmas_Candy_Cane_Icon_by_xXScarletButterflyXx 2/4
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 20 Previous  1, 2, 3, 4 ... 11 ... 20  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach