Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 20 Previous  1, 2, 3 ... 11 ... 20  Next

Go down

Pisanie 26.01.14 0:05  •  Wiśniowy skwer - Page 2 Empty Re: Wiśniowy skwer
Pogoda, rzecz jasna, była do dupy, bo jak inaczej może być, kiedy ktoś ma już chwilę wolnego od drących mordy nauczycieli, od znajomych, którzy wciąż plotkują za plecami i od całego syfu, który trzeba na co dzień znosić. Ale oczywiście! Musi sypać śnieg, lód musi pokrywać KAŻDY dostępny skrawek ziemi, a mróz koniecznie potrzebuje chwytać w swoje chłodne łapska czubki palców, noska i uszu. Wściekły wzrok dziewczyny przeniósł się chwilowo na niebo, z którego wolno i leniwie leciał biały puch, opadający na ramiona jej kurtki oraz kaptur, który swoją drogą stawał się coraz bardziej mokry. Wiedziała, że nie trzeba było dużo czasu, żeby włosy również przemokły, stając się podstawą do ostrego przeziębienia czy też innego gorszego cholerstwa. Sama nie za bardzo rozumiała, dlaczego te staruszki siedzące ledwo dwie ławki dalej były takie skore do siedzenia w takim ziąbie, a na dodatek narażania swoich małych gnojków podopiecznych na jakieś okropne choróbsko! W sumie Miko nie byłaby szczególnie smutna, gdyby sprawca całego zamieszania związanego z mokrymi kroplami gdzieś pod jej koszulką nabawił się zapalenia płuc, a potem odszedł w spokoju do innego świata. No dobra. BEZ PRZESADY. Ale nie pogardziłaby, gdyby jednak nie wstał ponownie z łóżka.
Natomiast na chwilę obecną wzrok pozbawiony konkretnego wyrazu, a wyrażający jedynie pełne skupienie był skoncentrowany na ekraniku telefonu - zziębnięte palce stukały co jakiś czas, sprawiając, że wąż w 3D (w końcu wyższa technologia robi swoje) zmieniał kurs, co chwila pożerając jakiś owoc. Ktoś mógłby spytać - czemu nie grasz w domu? Przecież na dworze tylko niepotrzebnie się marznie! Rzecz w tym, że Miko zdecydowanie nie chciała na chwilę obecną być w bursie. Skoro dostała już czas aż do godziny dwudziestej, chciała go jak najlepiej wykorzystać, oddychając świeższym powietrzem. Jej współlokatorka była wyjątkowo smrodliwa, wierzcie mi. Nagły uśmiech wykrzywił twarz nastolatki, kiedy jej oczom ukazało się... złote jabłuszko! Zaczęła intensywnie klikać kciukiem w wyświetlacz, ale jej szczęście przeszło wraz z momentem zderzenia się głowy przydługiego wężyka z jego własnym tyłkiem.
Gwałtowny ruch, który wychwyciła kątem oka skutecznie poderwał ją do ponownego orientowania się w zaistniałej sytuacji. I można tylko próbować wyobrazić sobie minę dziewczyny, kiedy nagle zobaczyła klęczącego obok chłopaka. Ciemne brwi dziewczyny powędrowały do góry, kiedy obrzuciła karcącym spojrzeniem najpierw jego, a potem wesołą gromadkę, która nic nie robiła sobie z wywracania ludzi. Przesunęła jednak kolano, zakładając nogę na nogę tak, by nie zahaczać o ubrania nieproszonego gościa w jej cennej strefie nietykalności. Tymczasem z zapatrzenia w blondyna wyrwała ją wesoła muzyka z gry, którą szybko zapauzowała i wróciła niechętnym wzrokiem do nieznajomego. Pomijając już zupełnie fakt, że gadał do siebie, bo Mizuko nie podejrzewała, że zwróci na nią jakąkolwiek uwagę, to wydawał być się w porz... NISKI. Chociaż stanął (._.) tylko na chwilę, zaraz potem umieścił - ku jej niezadowoleniu - swój szanowny tyłek na ławce, Koruko zdążyła zauważyć, że pewnie bardzo jej nie przewyższał. Naprawdę nie miałaby nic przeciwko, gdyby się nie odzywał. W ten sposób jedno i drugie oszczędziłoby sobie zbędnych komentarzy do tej sytuacji, bo jej krótka ocena i własne doświadczenie z plączącymi się po okolicy małolatami sprawiło, że zielonowłosa w pełni go rozumiała. Niech sobie klęka, w sumie jej się należy za samo siedzenie.
”Wybacz, nie chciałem.”
Musiał, prawda? Musiał otworzyć paszczę, a tym samym postawić ją w niezręcznej sytuacji, gdzie głupio było go olać. Łypnęła z ukosa na jego oczy, zaczepiając jeszcze o brązowe pasemko włosów i na tym też skończyła ocenę Sebastiana, wracając wzrokiem do własnego telefonu.
Ta, nic się nie stało. – Wzruszyła ramionami, klikając na powrót przycisk trójkącika i wracając do gry jak gdyby nic się nie stało. Miała szczere nadzieje, że po jej krótkiej odpowiedzi chłopak zawinie dupę w troki i zniknie jej z pola widzenia; los ma jednak to do siebie, że nie spełnia naszych zachcianek. Kliknęła nerwowo, czując jego wzrok na swoich palcach i kątem oka zgromiła go za podglądanie. Westchnęła ciężko, ponownie klikając znak dwóch kresek, a jej zielony wąż zatrzymał się tuż przed swoim ogonem. Jęknęła cicho w wyrazie rezygnacji, krótkim ruchem blokując telefon i wsadzając go do kieszeni. Super, teraz całą uwagę mogła skupić na nieproszonym gościu! Lepiej być nie mogło, nieprawdaż? Rozplątała nogi, stawiając obie na ziemi i rzucając w jego kierunku zobojętniałe spojrzenie.
Bo mało kto gra, kiedy jest dużo lepszych gier. Może to jakiś głupi sentyment, kto mnie tam wie. – Burknęła ochrypłym głosem, odchrząkując krótko. Jeżeli miała mieć kaszel przez tamtego piekielnego bachora, była pewna, że zrobi awanturę babciom, które absolutnie NIC nie robiły sobie ze swoich rozbrykanych wnucząt. – Poza tym... – Kontynuowała, odrywając wzrok od dwóch staruszek i wracając do jego heterochromii, która, swoją drogą, zaczęła ją interesować. To soczewki? – ... nie wiesz, że nie wolno podglądać? A gdybym oglądała tutaj filmy erotyczne? – Klepnęła się po kieszeni ubrania. – Też byś skomentował? – Uniosła kącik ust do góry w pogardliwym uśmiechu. Cóż, skoro nie miała za wiele do roboty, mogła zamienić słowo czy dwa. Nie zaszkodzi jej, a tylko względnie umili dzień.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.14 19:25  •  Wiśniowy skwer - Page 2 Empty Re: Wiśniowy skwer
Cały (wątpliwy) urok Sebastiana tkwił w tym, że zawsze – z ogromnym naciskiem na to słowo – musiał się odezwać. Do czegoś miał te cholerne usta i to nie tylko do tego, by jeść czy robić inne – najczęściej mniej przyzwoite – rzeczy. O ile sam był w stanie przyznać, że trzymanie gęby na kłódkę wielokrotnie mogło oszczędzić mu problemów, tak w tej sytuacji milczenie mogłoby okazać się jeszcze bardziej niezręczne. Nie należał do grupy ludzi-bydła, a przeproszenie kogoś, kto przy pierwszym wrażeniu nie wpisywał się w schemat uprzejmej osoby i tak nie ujęłoby mu w niczyich oczach. A nawet jeśli – kto przejmowałby się zdaniem obcych? Rzecz w tym, że milknął dopiero wtedy, gdy druga strona absolutnie nie wykazywała zainteresowania jego obecnością, ale zielonowłosa popełniła ten paskudny błąd, przez który nie poczuł się kolejnym składnikiem powietrza. No to, żeby jakoś często miał okazję skosztować paskudnego smaku tego uczucia. Od jakiegoś czasu nawet zapominał jak to jest, przez co nie brakowało mu pewności siebie podczas zagadywania do obcych mu ludzi.
Sam nie zamierzał dokonywać bardziej rozbudowanej oceny zielonowłosej, ale nie wyglądała na szczególnie towarzyską. Rzecz jasna, zamiast uszanować to, że prawdopodobnie przyszła zaczerpnąć tutaj spokoju i nasycić się urokami samotności, uznał, że na pewno o wiele lepiej poczuje się, gdy będzie mogła zamienić z kimś słowo lub dwa. No dobra – tak naprawdę nie robił sobie wielkich nadziei na to, że ktoś taki dobrze przyjmie do siebie fakt, że druga osoba miała czelność w ogóle się odezwać. Ale – heeej! – pozory bywały mylące. Nawet po nim nie spodziewano się wielu rzeczy, a jednak je robił. Na podstawie własnej autopsji mógł stwierdzić, że nie zawsze wszystko musiało wyjść tak, jak sobie to wyobrażaliśmy.
Przytaknął głową na jej słowa. W zasadzie nie dał jej powodu, by urwała mu głowię, więc nic dziwnego, że to, że poniekąd na nią wpadł zostało zbagatelizowane. Pewnie miałby się znacznie gorzej, gdyby wylądował jej na kolanach i sprawił, że trzymany w ręku telefon wylądowałby w śniegu, odbierając jej możliwość dalszego wyżywania się na wyświetlaczu podczas gry, która i tak – najpewniej z winy Olivera – nie miała okazji potrwać długo.
Nie da się ukryć, choć na nudę dobre i to ― rzucił, po czym na chwilę zasłonił usta obiema dłońmi, które zaraz postanowił ogrzać cieplejszym powietrzem i ukryć z powrotem w znacznie cieplejszych kieszeniach. Przez spodnie czuł nieprzyjemny chłód ławki, co najpewniej było idealną wymówką do ruszenia się dalej, ale nie zrobił tego. Zielonooka znalazła dobry sposób, by go zatrzymać, a pomimo pogardliwego uśmiechu, który zawitał na jej twarzy, zaśmiał się pod nosem, jakby uraczyła go żartem. Przy okazji przyjrzał jej się bardziej badawczo, chcąc ocenić, czy wyglądała na wielbicielkę scen pornograficznych, do których oglądania mało kto tak otwarcie przyznałby się przed kimś, kogo widział niecałe dwie minuty i nawet nie miał okazji poznać jego imienia. ― To zależy ― odparł i uniósł wzrok, zastanawiając się nad tym przez chwilę. Różnobarwne tęczówki szybko poświeciły swoją uwagę dziewczynie, a rozbawienie było w nich aż nadto zauważalne. ― Gdyby były kiepskie, być może poleciłbym ci coś lepszego, a kiedyś podziękowałabyś mi za tę drobną pomoc w nabytym doświadczeniu ― dodał zgryźliwie i zmrużył lekko oczy. Trudno byłoby mówić o tym wszystkim na poważnie. Zresztą skoro mowa o doświadczeniu – sama obserwacja nie była aż tak pomocna jak praktyka. Jednak to nie był temat, który od tak można było poruszać publicznie. ― Albo zarzuciłabyś demoralizację, bo nie wyglądasz na kogoś, kto gustuje w tego typu klimatach.
A on wyglądał? Właściwie, idąc stereotypowym tokiem myślenia, wystarczyło już samo to, że był przedstawicielem płci męskiej. Co prawda wiekowo wydawał się za bardzo nie różnić od swojej rozmówczyni, ale to nie skreślało możliwości tego, że orientował się w temacie tabu. Nie ma co – doskonałe rozpoczęcie nowej znajomości.
Sebastian. ― Skoro już wyszło jak wyszło, wypadało się jednak przedstawić. W tym czasie oparł się wygodniej o ławkę, choć trudno było mówić o wygodzie, gdy w każdej chwili mógł odmrozić sobie tyłek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.14 22:52  •  Wiśniowy skwer - Page 2 Empty Re: Wiśniowy skwer
Mizuko nigdy nie miała nic do gadatliwych, otwartych czy ekscentrycznych osób - gdzieżby! To tak, jak nie ma się nic do dźwigu, dopóki nie zrzuci ci pięciotonowego klocka na głowę. Rozmowa z kimkolwiek była dla dziewczyny dużym wysiłkiem, bo zdecydowanie preferowała milczenie; zazwyczaj starała się ograniczać do krótkiej wymiany zdań, bo wiedziała, że większość jej partnerów w konwersacjach zniechęci się szybciej niż można by przypuszczać. W końcu komu chciałoby się mówić do słupa, który potrafi jedynie burczeć i furczeć? Odpowiedź jest na tyle jasna, że nawet nie przytoczę jej w tym poście. Tak czy inaczej - zielonowłosa nie widziała w obcym chłopaku nikogo intrygującego, bo z tłumu wyróżnia farbowane pasemko i kolor oczu jakby urwał się z wytanianego filmu science-fiction. Mimo to czuła już, że tak łatwo nie da za wygraną i będzie kontynuował tę mało porywającą rozmowę. Okej, nie było jeszcze nic złego. To przecież normalne, że od czasu do czasu dwójka przypadkowych ludzi spotyka się w przypadkowych okolicznościach i prawi o przypadkowych tematach. Z tą różnicą, że mało która babcia w autobusie poruszała temat pornografii wśród piętnastolatek. Nawet tak zamknięta i niemiła dla nieznajomych Miko potrafiła odezwać się do staruszek, więc wiedziała (zresztą nawet dziecko miało o tym pojęcie!), że erotyka i nagie ciała NIE BYŁY tematem codziennych rozmów.
Krótkie spojrzenie wysłane w jego stronę mówiło wyłącznie “Idź sobie.”, a jednak gdzieś cichutko w sobie piętnastolatka była względnie chętna do rozmowy o pierdołach. W każdym razie wydawało się to dużo ciekawsze od grania po raz setny w tę samą grę, której, szczerze powiedziawszy, miała trochę dosyć. Zawsze ten sam sposób przegrywania, zawsze ta sama złość - no komu by się to nie znudziło? Dlatego wlepiwszy w niego niechętny wzrok, wcisnęła dłonie w kieszenie i czekała; dawała mu jakieś trzydzieści sekund na odpowiedź, inaczej wstałaby, machnęła ręką i poszła dalej, zostawiając Sebastiana sam na sam z bachorami. Szczerze powiedziawszy ta opcja nie byłaby taka zła do zrealizowania już w tym momencie, z drugiej zaś strony wyszłaby na totalną znieczulicę i wredotę. Wybory, decyzje - głupia sprawa. Pociągnęła nosem, zaciskając palce wokół swojego superowego iPhone’a 5918371s. Wtedy nadszedł najmniej upragniony moment, kiedy do jej uszu dotarł jego głos. Świetnie.
Zamknij się już.
Świetne – mruknęła sarkastycznym tonem, wzruszając ramionami. Lepiej tak niż gdyby się nie odezwała, prawda? Spojrzała na niego kątem oka, obserwując spod przymrużonych od wiatru powiek dymek pary, która buchnęła z jego ust. Kącik bladych ust powędrował ku górze, kiedy przyglądała się każdemu ruchowi Olivera, a jej ciało zadrżało z chłodu. Z przyjemnością wyniosłaby się teraz do jakiejś knajpy albo księgarni, zwłaszcza że miała jeszcze od cholery wolnego czasu i nie chciała go zmarnować, siedząc z jakimś popaprańcem. Co gorsza bardzo wesołym popaprańcem; dziewczyna spoważniała, kiedy usłyszała jego śmiech i poczuła na sobie wzrok nieznajomego. Serio? Co śmiesznego było w jej twarzy? No dobra, miała czerwone poliki i nos, ale to jeszcze żaden powód do śmiania się. Plusem było to, że nie wyśmiał jej, a jedynie zachichotał jak ucieszona z różowej sukieneczki dziewczynka. Miko ze zrezygnowaniem wypuściła powietrze, tworząc wokół siebie kłęby dymku, który po chwili już zniknął; przybrała lekko zgarbioną postawę, wlepiając wzrok we własne kolana i tylko modląc się w duchu, żeby w tym momencie zamilkł lub chociaż odwrócił to niewygodne i natarczywe spojrzenie.
Koruko nie była ani trochę skora do ciągnięcia tematu pornografii w jej telefonie i szczerze powiedziawszy wolałaby, żeby taktowny Sebastian uciął temat przy samym zalążku. Ale nie! Swoje trzy, pięć, pierdyliard groszy musiał wpieprzyć, bo jakżeby inaczej. Wyjąwszy z kieszeni posiniałą od zimna dłoń, potarła sobie skostniały polik, rzucając mu równie rozbawione, co zirytowane spojrzenie. Owszem, nie rozmawiało się z nim jakoś BARDZO fatalnie, ale gdyby miała wybierać między “niech ten koleś się zamknie” a “mów dalej, jest porywająco”, postawiłaby cały majątek na pierwszą opcję. Prychnęła cicho i krótko, odpowiadając mu przepełnionym emocjami głosem (jak zwykle zresztą):
Rozumiem, że jesteś specjalistą od pornografii. Dobry początek na wyrobienie sobie opinii. – Skierowała swój wzrok na przebiegającego szerokim łukiem wokół okupowanej przez nich ławki dzieciaka, który tylko zerknął na dwójkę, spąsowiał i ruszył dalej truchcikiem. Mizuko zaś w duży modliła się o zbawienie i spektakularną glebę gnoja, który jeszcze chwilę sprawił, że miała mokrą koszulkę. Po chwili jednak wróciła wcale nie bardziej przychylnym spojrzeniem do blondyna, unosząc kącik ust ku górze. – Jakoś nigdy nie naszła mnie ochota na oglądanie nagich mężczyzn i kobiet, więc tu się nie mylisz - nie jestem erotomanką – rzuciła z przekąsem, już zbierając się do wstawania - chwyciła za uchwycik przy plecaku, przeczesała zwisającą z niego kitkę dłonią i była tuż-tuż od ruszenia szanownego tyłka, który chyba tylko cudem nie przymarzł do drewnianej ławeczki, kiedy między nimi zawisło jego imię. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, kładąc plecak z powrotem obok siebie i patrząc na niego z tak wielkim rozczarowaniem jakby właśnie zabił jej kota, babcię i spalił ulubionego pluszaka. Jęknęła ze zmęczeniem, przesuwając dłonią po twarzy i z nutą rezygnacji w głosie odparła:
Mizuko. Nie muszę podawać ci ręki, prawda? – Poruszyła zamarzniętymi palcami, sprawdzając, czy w ogóle ma jeszcze taką możliwość. – Masz dziwne imię. Jesteś stąd? – Zerknęła na niego z dezaprobatą, że w ogóle zmusił ją w jakiś sposób do ciągnięcia tej znajomości, która nie zaczynała się dobrze. Nie żeby od razu mieli zostawać wrogami, ale Miko nie za bardzo miała ochotę na poznawanie osób, których imiona w ogóle nie brzmiały jak normalne. Skąd on się urwał? Już sam fakt, że nie wyglądał jak przykładny obywatel (bo, rzecz jasna, pofarbowana jak wodorost dziewczyna wyglądała) sprawiał, że stawał się fascynująco zabawny. Może i nie będzie tak źle. Kto go tam wie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.14 1:19  •  Wiśniowy skwer - Page 2 Empty Re: Wiśniowy skwer
Szkoda, że dziewczyna nie potrafiła zebrać w sobie tych głęboko skrywanych chęci do prowadzenia konwersacji i nie uzewnętrzniła ich. Tak byłoby znacznie prościej, aczkolwiek los uwielbiał rzucać wszystkim kłody pod nogi, byleby obrana ścieżka nie była za prosta. Jakby samo to, że zawsze było trochę pod górkę nie wystarczyło. Na całe szczęście – ale na nieszczęście Mizuko – Oliver w swoim życiu miał okazję natrafić na wiele typów ludzi, z których każdy posiadał swoje indywidualne cechy, ale zawsze dostrzegało się jakieś podobieństwa, które pozwalały na drobne porównania, przez które jasnowłosemu udawało się czuć swobodnie niemalże w każdej sytuacji. Czasami wręcz prosił się o to, by zetrzeć mu uśmiech z gęby lub też – już w mniej przyjemnych sytuacjach – pozbawić go ciętego języka. Od wesołków śmiejących się z najdurniejszych rzeczy, przez dziwaków, aż po ponuraków, usiłujących roztaczać wokół siebie odstraszającą aurę – nie istniały dla niego żadne tajemnice ludzkich osobowości (w końcu nie raz i nie dwa przyszło mu zmieniać twarze). Patrząc z perspektywy własnych doświadczeń – na pewno nie wybrał najlepszego sposobu na rozpoczęcie znajomości z zielonowłosą, ale zawsze lepsze to, niż nudne rozmawianie o pogodzie. Nikt nie powiedział, że początki wymagały kierowaniem się utartymi schematami dialogów, w których co rusz następowała niezręczna cisza, jakby miała służyć ona przypomnieniu sobie kolejnego zestawu pytań. W takich przypadkach gdzieś po drodze ginął cały zapał do kontynuowania tego przedstawienia.
Nie widział w niej najlepszego towarzystwa. Nie musiał się odzywać, nie miał nawet celu, by dalej tu siedzieć, ale sam wkopał się w ciągnięcie dalej tej szopki. Nigdy nikogo nie przekreślał, bo – z całą pewnością – gdyby ktoś przeszkodził mu w jakimś pasjonującym zajęciu, a później nie docierało do niego, że przeszkadza, też nie byłby skory do nawiązywania znajomości. Kto wie? Może nastolatka bynajmniej nie miała aż tak złego nastroju na co dzień i nie spoglądała na innych w sposób, który poświadczałby ich o tym, że najbardziej ucieszyłby ją widok ich imion wyrytych na marmurowych nagrobkach. Sebastian nie miał sobie nic do zarzucenia i w jego łagodnym wyrazie twarzy kryła się też nuta pobłażliwości w stosunku do nieznajomej. Przecież nie zadźgał jej matki widelcem, a jedynie urozmaicił czas, który przeważnie dłużył się w samotności. I to za darmo! Jednak o tym, że czasami za takie atrakcje po prostu należało zapłacić nie musiała już wiedzieć.
Zawsze lepsza taka opinia niż żadna. Pewnie i tak w tym przypadku żadnej lepszej bym sobie nie wyrobił ― odparł spokojnie, zdradzając tym samym, że w gruncie rzeczy nie robił sobie nic z tego zdania. O ile uśmiech zdołał już zmyć się z jego ust, tak nic nie wskazywało na to, by jego humor się pogorszył. Mimowolnie odwrócił wzrok od rozmówczyni, by także przyjrzeć się przechodzącego obok dzieciakowi. Uniósł brwi, zastanawiając się czy mały nieopatrznie podchwycił temat czy znalazł sobie inną przyczynę, dla której rumieniec przyozdobił jego twarz (choć równie dobrze mogła być to wina niskiej temperatury). Oczywiście równie szybko zapomniał o przechodniu na rzecz szerszej obserwacji terenu. ― Punkt dla mnie. ― To jakaś gra? Zerknął z ukosa na nastolatkę. ― Mam dedukować dalej? Choć tak po prawdzie nie masz się czym martwić – też nie jestem. ― Przynajmniej nie po godzinach pracy, co? Fakt faktem – w ciągu dnia sprawiał wrażenie całkiem ułożonego. Nic nie wskazywało na to, by w jakikolwiek sposób zamierzał naruszyć przestrzeń życiową Mizuko i akurat to zachowanie nie mijało się z tym, co w tym momencie naprawdę myślał.
Zacisnął palce w kieszeniach, by po chwili znów je rozprostować i wyciągnął nogi przed siebie, krzyżując je na kostkach. Zauważył, że jego towarzyszka coraz bardziej się spieszyła, więc nie zamierzał jej zatrzymywać. W gruncie rzeczy nawet nie łudził się, że mu odpowie, a i nie przypuszczał, że coś tak trywialnego, jak przedstawienie się zmusi zielonooką do pozostania na tej cholernej ławce. To mogło oznaczać co najmniej tyle, że wcale nie była taka zła i jeszcze miała w sobie jakieś zalążki dobrego wychowania, przez które później targałyby nią wyrzuty sumienia.
Daj spokój. Więcej entuzjazmu.
Swoje myśli zachował dla siebie, jednak to nie powstrzymało nieco triumfalnego błysku w jego różnobarwnych oczach, ani drgnięcia kącików ust, które ponownie uformowały uśmiech na jego twarzy. Tym razem bardziej powściągliwy. W końcu dziewczę mogłoby szybko zmienić zdanie co do przebywania w obecności kogoś, kto cieszy się z niczego. W każdym razie skinął lekko głową, jakby miała być to deklaracja zapamiętania jej godności.
Nie, nie musisz. Sam wolałbym nie wystawiać już żadnej z nich na zimno ― stwierdził i wzruszył barkami, choć z każdą chwilą narastała w nim chęć przeczesania palcami blond kosmyków, które powoli zaczynały lepić mu się do czoła od topniejących na jego głowie płatków śniegu. I on mógł rozważyć założenie na siebie czegoś, co posiadało ciepły kaptur lub wreszcie rozważyć noszenie czapki, chociaż czułby się w niej głupio. Co z tego, że inni wciąż poświadczali, że ładnemu we wszystkim ładnie? ― Dziwne? ― Uniósł brwi w lekkim zdziwieniu. ― Tego jeszcze nie słyszałem. Wydawało mi się całkiem normalne. Generalnie urodziłem się tutaj, ale moiświętej pamięcirodzice przeprowadzili się w te strony z Miasta-2. Być może dlatego nie jestem kolejnym Takeshim czy kimś tam jeszcze, a w tamtych stronach pewnie wyszedłbym na mało oryginalnego ― żartobliwy ton dał mu się we znaki. ― W każdym razie nigdy nie byłem poza tym miastem. A ty?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.02.14 15:21  •  Wiśniowy skwer - Page 2 Empty Re: Wiśniowy skwer
W naturze człowieka leży życie w stadzie i to coś, czego zwyczajnie nie da się zmienić. Nawet jeżeli Mizuko preferowała spędzanie życia w samotności, nie mogła tego robić wiecznie. Dlatego mimo swojego neutralnego nastawienia w stosunku do każdej chodzącej istoty, zdawała się przychylniej patrzeć na Sebastiana, który jako pierwszy się odezwał, a co najlepsze - nie odszedł zaraz po przeprosinach. Może nawet zapałała do niego jakąś nieznaczną sympatią, a każde spojrzenie mówiące “Spierdalaj, proszę.” było tak naprawdę BARDZO nieśmiałym zaproszeniem do rozmowy, która mimo wszystko ją bawiła. Miała wyjątkowo dobry humor, jeśli pominie się morką plamę na koszulce, która niemiłosiernie przyklejała się do ciała. Na dodatek czuła klejące się do twarzy mokre kosmyki włosów w miejscu, gdzie rozprysła jej się śnieżka i była wręcz pewna, że z takiego siedzenia na chłodzie wyniknie przeziębienie lub, co gorsza, zapalenie płuc, a tego zdecydowanie chciała uniknąć. Zerknęła spode łba na zadowoloną z siebie twarz Sebastiana, na co sama mimowolnie wykrzywiła się w dosyć obrzydliwej parodii uśmiechu. Widocznie jej zachowanie nie przeszkadzało mu w stopniu na tyle dużym, by machnął ręką na tę beznadziejną rozmowę i ruszył w swoją stronę, co gdzieś jednak cieszyło Mizuko, bo dobrze jest czasem zamienić kilka słów z zupełnie przypadkową osobą. Niezależnie od tematu, który w ich przypadku był dość osobliwy. Dlatego była już niemal pewna, że ta znajomość nie zakończy się na wymianie zdań o pozycjach seksualnych, a wręcz wolała, żeby Sebastian okazał się dobrym partnerem do milczenia, które było dużo przyjemniejsze od nieustannej gadaniny.
Dziewczyna krótko pociągnęła nosem, czując chłód wyciskający z niej jakiekolwiek chęci do dłuższego pozostawania na dworze. Zresztą znalazła się w dość niekomfortowej sytuacji, gdzie nie chciała zapraszać nieznajomego na ciepłą herbatę, a odejście bez słowa pokazałoby, jak bardzo miała wywalone na to wszystko. Skostniałe od przeszywającego wiatru palce zaciskały się wciąż na telefonie w kieszeni, do której najchętniej cała by się wcisnęła i skuliła, żeby choć trochę poczuć przyjemne ciepełko. Na chwilę obecną ta opcja była zupełnie niemożliwa, a zielonowłosa czuła, że jeszcze trochę dane było jej spędzić na dworze w przypadkowym towarzystwie. Znudzony wzrok nadal wlepiony był z ukosa w Sebastiana, a jego wyraz twarzy w dziwny sposób ją uspokajał, jak i irytował. Nareszcie nie była to osoba, która non-stop marudziła na wszystko dookoła, a już w szczególności na nią, z drugiej jednak strony jego spokój stawał się trochę nie do wytrzymania dla tak nerwowej osoby jak Koruko. Dopóki jednak nie będzie musiała się nadmiernie odzywać, a on sam pociągnie temat przy jej jak najbardziej ograniczonej pomocy - będzie okej, a nikt się (za bardzo) nie wkurzy na to drugie.
Mimo całej silnej woli, jaka drzemała w dziewczynie, kącik jej ust powędrował nieznacznie do góry, kiedy zrzuciła z głowy kaptur, by choć trochę strzepnąć z niego płatki śniegu.
Na samym początku klęknąłeś przede mną, może jesteś zdesperowanym singlem, który szuka nieletnich narzeczonych? – Wzruszyła ramionami jakby taka opcja w ogóle jej nie przeszkadzała. – Chociaż gdybym miała wybierać, wolałabym specjalistę od pornografii – mruknęła, wracając do normalnego wyrazu twarzy. Spuściła wzrok z powrotem na buty, zaczynając żłobić coś w lodzie pokrywającym ziemię; regularne stukanie i podskakujące odłamki rozgniatanego obcasem lodu. Swoją drogą lubiła mróz tylko dlatego, że buty fajnie stukały. Zadziwiające, że w takim momencie jej myśli krążyły właśnie wokół tego, kiedy wgłębienie przez nią wykopane coraz bardziej się pogłębiało. Uśmiechnęła się lekko, wysuwając posiniałe dłonie z kieszeni i zaciskając je na ławce, wyjrzała, żeby ocenić swoje “dzieło”. Nie było źle. Znów zmierzyła morderczym spojrzeniem ślizgające się dzieci i przejeżdżającego z cichym szumem androida, który dzielnie brnął przez zaspy, odśnieżając stale okupowane przez przechodniów ścieżki. Nigdy nie darzyła tych automatów sympatią czy szacunkiem, a względnie pozostawały jej nawet obojętne. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić zastąpienia ludzi automatami bez uczuć. Bez sensu.
(...) dla mnie.
Co takiego? – Spojrzała na niego z otępnieniem wymalowanym na twarzy. Nie za bardzo wiedziała, o czym mowa, jednak z jego dalszych słów potrafiła jako tako ogarnąć, o czym rozmawiali. Jednak zamyślenie nie może poprawiać orientacji w temacie i poza nim. Jej usta wykrzywiły się w niemrawym uśmiechu, który zaraz jednak zniknął, a raczej zmalał do delikatnego uniesienia kącików. – Nie musisz. – Potrząsnęła krótko głową. – Dzięki, uspokoiłeś mnie – prychnęła z cichą parodią śmiechu, wciskając dłonie z powrotem w kurtkę; czuła, że już i tak trochę się rozkręcili z rozmową, a rozgadywanie się na tematy, które nie miały nic wnieść, było bez sensu. Między innymi dlatego nie chciała, żeby rozdrabniał się nad preferencjami seksualnymi piętnastolatki, bo nawet jeśli nie traktowała tego jako coś zupełnie nie na miejscu, to zwyczajnie wolałaby nie musieć nikomu o tym opowiadać. Niezależnie od tego, kim naprawdę był Sebastian, dziewczyna nie miała zamiaru opowiadać mu o tym, z kim najchętniej poszłaby do łóżka. Odwróciła znów wzrok, po raz kolejny też wyjmując ręce z kieszeni i chwytając przemoczony plecak, który wcisnęła pod swoje plecy tak, by nic, co w nim trzymała się nie zamoczyło. Zwłaszcza że dużo z tych rzeczy było jej bardzo potrzebnych, a przemoczone bandaże czy MP3 się nie przydadzą, nie? Odchrząknęła, nakrywając nos szalikiem i narzucając kaptur z powrotem na głowę. Nie miała ani trochę ochoty na przeziębienie przez rozmowę z jakimś blondaskiem, który zupełnie niechcący na nią wpadł i miał czelność się przysiąść. Sama Mizuko nie przypuszczała, że ta niekoniecznie interesująca rozmowa w jakikolwiek powstrzyma ją przed zabraniem dupy w troki i zwiania z miejsca zbrodni, ani że ktoś taki jak Oliver pośrednio zatrzyma ją na miejscu i w jakiś magiczny sposób przyciśnie nawet do przedstawienia się.
Zwycięstwo, jakie wyczuła w wyrazie, który wymalował się na twarzy nowopoznanego chłopaka sprawiło, że zielonooka skrzywiła się w wyrazie niezadowolenia, mierząc go wzrokiem. Teraz nawet nie myślała o wstaniu z ławki i odejściu, choć przy każdym przeszywającym powiewie i pociągnięciu czerwonym z chłodu noskiem nachodziła ją taka chęć. Mimo wszystko była zadowolona z takiego obrotu spraw, gdzie żadne nie naruszało zbytnio prywatności tego drugiego, a fakt, że nie musiała go dotykać był już zwieńczeniem wszystkich dobrych rzeczy, które mogły jej się przydarzyć tego konkretnego dnia.
To dobrze. – Skinęła głową, zerkając na niego z ukosa. Wyglądał naprawdę dziwnie i oryginalnie. Pomijając już jego oczy i włosy - nawet sposób zachowania miał taki, że (wyjątkowo) nie przeszkadzał on Miko, a wręcz jako tako odpowiadał. Nawet głupi temat jak imię, który normalnie by zignorowała, a przy nim chciała jakkolwiek rozwinąć. Z nijakim wyrazem na twarzy wysłuchała tego, co miał do powiedzenia i odparła spokojnym głosem:
No dziwne, dziwne. Znaczy nie mówię, że jest brzydkie czy coś w tym stylu, po prostu nie słyszałam takiego w tych stronach. – Odgarnęła zielonkawą grzywkę z oczu, po krótkim namyśle odpowiadając mu na pytanie: – Nie, nigdy nie byłam. I raczej wątpię, żeby było to kiedykolwiek możliwe. – Wzruszyła ramionami, z ogromną niechęcią zagajając kolejny temat i wiedząc tym samym, że kończą jej się szanse na wrócenie do ciepłego domu przed ustaloną z opiekunką godziną: – Zimno jest. Zastanawiam się w ogóle, jak te dzieciaki wytrzymują. I babcie. Może już stygną, chłód nie robi im różnicy. – Nieprzyjemny ton wkradł się do jej głosu, co dawało do zrozumienia, jak bardzo nie lubiła osób tak młodych i tak starych. Zresztą każdy był na swój sposób irytujący.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.14 13:58  •  Wiśniowy skwer - Page 2 Empty Re: Wiśniowy skwer
Niewiele rzeczy w ludziach tak naprawdę mu przeszkadzało. Miał z nimi styczność na co dzień, a to sprawiało, że stopniowo przyzwyczajał się do ich zachowań, nawyków i dziwactw. Co prawda, nie był w stanie znieść wszystkiego, aczkolwiek Mizuko niczym nie zasłużyła sobie na to, by potraktował ją w mniej przychylny sposób. Pomimo wszystkich nieprzyjaznych spojrzeń, tonu, który świadczył, że najlepiej byłoby, gdyby wreszcie się zamknął, nie zrobiła niczego, co zmusiłoby Sebastiana go odpłacenia się pięknym za nadobne. Nawet cieszył się z tego, że nie musiał wszczynać kłótni. To nie był odpowiedni czas ani też miejsce. Biorąc jednak pod uwagę to, że praktycznie jej nie znał i miało prawo być zła za to, że na nią wpadł, już prędzej odszedłby bez słowa, nie mieszając się w żadną konwersację. Pewnie sam nie był pewien, dlaczego wciąż tkwił na mrozie i postanowił zagadać do dziewczyny. W żadnym wypadku nie było po nim widać, że traktował ją, tak jak kawałek mięsa do wyrwania. Najprościej byłoby stwierdzić, że oprócz samej rozmowy nie miał żadnych zamiarów. Zapewne działało to na korzyść kogoś takiego jak zielonowłosa, która już pewnie nie raz i nie dwa na dziwaczne propozycje odpowiedziała pięścią. Za nic nie mógł pozbyć się tego wrażenia, ale dziewczyna po prostu dawała mu powody, żeby tak myślał. Jeżeli jednak miałby wybierać pomiędzy rozmową z nią a rozmową z kimś całkowicie miłym i bez skazy, wolał tę pierwszą opcję. Może potrafiłby odnaleźć się w każdej sytuacji, ale to nie byłoby aż tak ciekawe. O wiele lepiej docierać do kogoś, kto wydaje się odrobinę problematyczny niż do kogoś, kto podawał całego siebie na tacy już na samym początku.
Nawet jemu doskwierał chłód, co dało się we znaki choćby przez zaczerwienione od mrozu policzki i nos. W którymś momencie mimowolnie przygarbił się i podciągnął do góry wysoki kołnierz płaszcza, który zasłonił pół jego twarzy. Gdyby nie błyszczące oczy, spoglądające na dziewczynę znad czarnego materiału z raczej przyjaznym nastawieniem, mógłby równie dobrze ujść za kogoś podejrzanego. Zboczeniec czający się na nastolatkę – brzmi jak tytuł filmu akcji. Z tym, że różnica tych dziewięciu lat wcale nie była zauważalna, a fakt, że nawet nie znał wieku nowej znajomej pozwalał mu twierdzić, że była znacznie starsza, bo i na taką wyglądała. Nie śmiał jednak zapytać jej o wiek, gdyż panie po prostu tego nie lubiły, a i ten nie był aż tak istotny. Choć pewnie, gdyby się dowiedział, na jego twarzy wymalowałoby się niemałe zdziwienie i musiałby się powstrzymać od komentarzy pokroju: „Wyglądasz na starszą, w dodatku bez tapety na twarzy”.
Jego spojrzenie na moment zaczepiło o jej długie, zielone włosy, które dopiero teraz mógł zobaczyć w pełnej krasie. Wcześniej raczej nie przypuszczał, że całe mogą tak wyglądać. Ludzie mieli dziwne zwyczaje i czasami zmieniali kolor tylko nieznacznej części włosów, czego doskonałym przykładem był on sam, choć do tej pory nie wiadomo, co strzeliło mu do głowy z pojedynczym pasemkiem, które poprawiał za każdym razem, gdy tylko przychodziło mu udać się do fryzjera.
Dlaczego zieleń? ― spytał z czystej ciekawości, jednak szybko zapomniał o zadanym pytaniu. Holaaa, wysunął rękę z kieszeni i uniósł ją w geście, który nakazywał jej powstrzymać te wszystkie domniemania. Nie czuł się nimi skrępowany, ale chciał dać jej do zrozumienia, że wcale tak nie było. Przecież doskonale znała powód, dla którego tak się stało, ale to nie przeszkadzało mu w pociągnięciu tematu dalej. ― Zdesperowanym? ― prychnął, nie siląc się na zatuszowanie swojego rozbawienia. ― Nic z tych rzeczy. Jestem za młody, żeby niszczyć sobie życie małżeństwem. Poza tym to był przypadek, o czym sama doskonale wiesz. Nie moja wina, że dzieciaki nie patrzą, gdzie biegną i potrącają wszystko co się rusza. Powinni trzymać je na smyczy, bo nawet mój pies jest bardziej ostrożny ― burknął w imitacji dziecięcego rozdrażnienia, aczkolwiek nie brzmiał w zupełności tak, jakby jakoś bardzo przeszkadzała mu egzystencja dzieci, ale chyba każdy był w stanie przyznać, że o wiele lepiej byłoby, gdyby nie kręciły się pod nogami jak popierdolone. No, może każdy za wyjątkiem ich babć, na które mimowolnie przeniósł spojrzenie. Te były bardziej zafascynowane plotkowaniem o swoich sąsiadach niż pilnowaniem wnuków, które za moment mogły zrobić sobie lub komuś krzywdę. Chłopak rozmasował skroń ze zmęczeniem i schował zmarzniętą rękę z powrotem do kieszeni, by tam zacisnąć ją w pięść. Jednak robiło się coraz gorzej.
Chcąc nie chcąc nogi dziewczyny przyciągnęły jego uwagę. Mimowolnie zerknął z ukosa na buty, które obijały się o zamarzniętą powierzchnię. Było to o tyle zajmujące, że musiał powstrzymać wszelkie chęci wtórowania jej, dlatego też szybko uniósł wzrok i przymknął oczy, nieco rozleniwiony. Wiedział, że nie powinien siedzieć w bezruchu na ławce i odmrażać sobie tyłek, ale z drugiej strony nie chciał się jeszcze oddalać. Był cholernie towarzyski, czasami nawet aż za bardzo, dlatego wciąż siedział jej na głowie, choć jednocześnie wcale jej nie zatrzymywał.
„Co takiego?”
To, że zgadłem ― rzucił z nieskrywanym triumfem, jakby odgadnięcie jakiegoś faktu o nastolatce sprawiało, że faktycznie miał się czym poszczycić. Brakowało już tylko dumnie wypiętej klatki piersiowej, ale darował sobie tego przedstawienia i to tylko, dlatego że nie chciał odrywać się od oparcia ławki, gdyż w obecnej pozycji było mu całkiem wygodnie. ― To dobrze. Nie jestem aż tak wybitnym psychologiem. ― Zaśmiał się pod nosem. Szkoda byłoby, gdyby nieopatrznie się wkopał, wymyślając coś strasznie głupiego. W gruncie rzeczy wcale nie nadawał się do interpretacji ludzkich zachowań, więc znacznie lepiej było, gdy milczał w takich tematach. Po chwili po prostu kiwnął głową, zgadzając się z tym, by nie ciągnąć dalej tego tematu. Wszelkie teorie mógł zostawić dla siebie, zaś Koruko zapewne miała być szczęśliwsza, nie wiedząc, co naprawdę myśli. Jak wszyscy zresztą. On też wolał żyć w nieświadomości niż usłyszeć, że jest irytujący.
Więc będę ewenementem. ― Pokiwał głową w niemym przekonaniu i zaraz uniósł brwi, co było pierwszą odpowiedzią na kolejne słowa dziewcznyny. ― Ale samo w sobie niemożliwe nie jest, choć tu niczego nikomu nie brakuje ― odparł spokojnie. Czasem jednak zastanawiał się, jak żyli ludzie w innych obszarach świata, czy ich miasta też były cywilizowane do tego stopnia lub wszystko wyglądało dokładnie tak, jak pokazywano to w najróżniejszych książkach, jednak wszystko kończyło się na gdybaniu. Sam też nie miał zbyt wielkich możliwości, by wybrać się gdzieś poza granice tego miasta.
„Zimno jest.”
Nie mógł się nie zgodzić.
Dzieciaki przez cały czas są w ruchu, a babcie bez wątpienia rozgrzewają gorące plotki o „koleżankach” ― zażartował i mimowolnie wyszczerzył się głupkowato, choć płaszcz zamaskował ten grymas. Jednak różnobarwne tęczówki mówiły wszystko. Zabawne jest to, że oczy są w stanie najwięcej powiedzieć o człowieku. ― Myślisz, że na starość wszyscy nie mają co robić ze swoim życiem, więc ingerują w życie innych? ― rzucił i niespodziewanie podniósł się z ławki. Buty kilkakrotnie zastukały o zlodowaciałe podłoże, zaś chłopak otrzepawszy tył płaszcza, jakby w obawie o to, że mogło zostać tam trochę śniegu, obrzucił dziewczynę pytającym spojrzeniem, po czym zaraz rzucił: ― Tak czy inaczej myślę, że powinniśmy wziąć przykład z dzieciaków i jednak ruszyć się z miejsca. Chciałaś gdzieś iść, prawda? Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz.

I szlag by cię za to rozpisywanie!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.02.14 15:58  •  Wiśniowy skwer - Page 2 Empty Re: Wiśniowy skwer
Mimo swojego charakteru, dzięki któremu zazwyczaj trzymała się z dala od innych ludzi, nie była osobą, która postępowała pochopnie i agresywnie w stosunku innych. Dopóki ktoś nie dał jej podstaw do podniesienia ręki na kogoś - nie robiła tego. A już coś tak zwyczajnego jak rozmowa czy potknięcie się i przeprosiny nie były dla niej żadnym racjonalnym powodem do uderzenia go, podniesienia głosu czy zrobienia czegokolwiek, co wymagałoby więcej energii i emocji. Na ogół starała się wyzbywać odruchów wymiotnych na widok osób, które były zbyt otwarte, nachalne lub miłe, a już tym bardziej unikała przemocy w stosunku do obcych, o ile nie czuła się zagrożona. W przypadku Sebastiana miała wrażenie, że bezpieczniejsza przy jakimkowlwiek, jak zgadywała, starszym mężczyźnie dawno się nie czuła. Dlatego teraz jej wzrok i nastawienie lekko złagodniało, choć nie można było powiedzieć, że patrzyła na niego jak na potencjalnego partnera do rozmowy. Jasne, że lepiej byłoby, gdyby się wyniósł, z drugiej jednak strony dopóki nie zadawał zbyt wielu pytań i nie stawał się niewygodny, mogła go jakoś znosić. Szczerze powiedziawszy, cieszyła się, że w końcu ktoś urozmaicił jej popołudnie nawet, jeżeli chętnie posiedziałaby jeszcze trochę w samotności, klikając z furią w ekran i sterując trójwymiarowym wężem na tyle nieumiejętnie, by w końcu przegrać. Na tę myśl zacisnęła kościstą dłoń wokół telefonu, czując chłód metalowych części. Był cholernie zimny, ale przynajmniej suchy. Nie chciałaby, żeby przez przypadek wleciał w zaspę, na nowy nie było jej stać. Jedyne pieniądze, które miała to te, które udało jej się samodzielnie zarobić, a takie fundusze były poważnie ograniczone.
Mocniejszy powiew wiatru sprawił, że zęby dziewczyny przestały zaskakiwać na siebie, a żuchwa delikatnie zadrżała. Sine usta oraz zaczerwienione policzki były wyraźnym znakiem, że należało wracać, jednak jej uparty charakter trzymał ją stale w tym samym miejscu, które i tak już dzielnie sobie wygrzała. Gdyby teraz wstała lub się przesunęła, automatycznie zrobiłoby jej się chłodniej, a tego na pewno nie chciała. Zgniła zieleń co jakiś czas zaczepiała się o ogołocone z liści drzewa, by potem na dłuższą chwilę zatrzymać się na Oliverze. Wytrzymywała jego przyjazne spojrzenie, jednocześnie patrząc mu się prosto w oczy z nijakim wyrazem na twarzy. Nie uważała go za szczerzącego się idiotę, choć momentami zastanawiała się, co go tak cieszy. Może był to sposób na złagodzenie jej obyczajów, jednak coś tak prostego jak uśmiech nie było w stanie zmienić jej nastawienia do świata.
Co do jej wieku - Mizuko nigdy nie podawała innych danych osobowych niż jej imię, a i to zatajała do momentu, aż druga osoba się nie przedstawiła. Tym bardziej, że nie przeżyła jeszcze jakoś szczególnie dużo, a przez jakąkolwiek wiedzę o tym, ile wiosen ma już na karku, większość ludzi zaczęłoby się śmiać lub traktować ją bardziej pobłażliwie. Nigdy nie chciała, żeby ktoś uwłaczał jej dumie i wygórowanemu mniemaniu o sobie, a odzywki typu “dziecko”, “młoda” czy “bachor” spotykały się z wyolbrzymionym niezadowoleniem ze strony nastolatki. Między innymi dlatego wolała, żeby przypadkowy przechodzeń jak Hyde nie zaczepiał tego tematu i trzymał się z daleka od jakichkolwiek bardziej prywatnych pytań.
Uniosła brwi, słysząc nietypowe pytanie. Takiego jeszcze nie słyszała. Po co farobwałaś, czy ktoś ci pozwolił, jak ludzie reagują - tak. Ale o sam kolor niewiele osób pytało, z czego aż do teraz była zadowolona. Nie lubiła swoich włosów takich, jakimi teraz były. Starała się podcinać końcówki, próbowała wymywać gloniastą barwę z kosmyków, jednak wszystko sprowadzało się tylko do wysuszania. Wzruszyła barkami, odpowiadając mu najzwięźlej jak mogła:
Bo tak. To, że są zielone nie oznacza, że mi się podobają. – W tym momencie jego szczupła dłoń zawisła w powietrzu, a po ciele piętnastolatki przeszedł dreszcz jakby to jej własna ręka wychynęła chwilowo na zimno. Wysłuchała go z ironicznym uśmiechem błąkającym się po wargach, finalnie jednak poważniejąc i ponownie unosząc i opuszczając ramiona. Mimo to w jej oczach pojawił się błysk zainteresowania i, chcąc czy nie chcąc, odezwała się niezmiennie, choć pozornie, obojętnym tonem:
Niszczyć życie, co? – Prychnęła z rozbawieniem
pod nosem, kontynuując: – Nie wiem, czy małżeństwo jest takim niszczeniem życia, chociaż sama nie mam zamiaru się wiązać na dobre i na złe. To nudne.Rozgadujesz się.Wiem. – Krótkie spojrzenie w stronę dzieciaków i powrót do rozmówcy. – Masz psa? – O dziwo dało się wyczuć nijakie zainteresowanie w jej głosie. Nie przepadała szczególnie za psami, jednak lubiła wiedzieć, kto i jakiego zwierzaka posiada. Nawet jeżeli były to stworzenia tak przyjazne, że czasem miała ochotę przywalić któremuś w pysk butem, to żywiła do nich cichą sympatię. Zawsze pocieszne i wyszczerzone, a mimo wszystko nie mówiły. Sebastian mógłby brać z nich przykład! Cieszyła się w jakiś swój pokraczny sposób, że znalazła kogoś, kto nie obraża się za jej zachowanie, a próbuje brnąć przez dość ciężką w jej przypadku rozmowę. Sama Mizuko nigdy tak nie potrafiła - kiedy ktoś nie chciał wymieniać już zdań, zamykała się i odchodziła. Co więcej, nawet w przypadku osoby tak zamkniętej i unikającej rozgadywania się jak ona, w przypadku znalezienia dogodnego dla siebie tematu, potrafiła nawet nieznacznie pociągnąć temat. Kolejny powiew wywołał u niej dreszcz, a noga dziewczyny zatrzymała się w miejscu. W jakiś sposób rycie w zamarzniętym śniegu uspokajało ją i rozgrzewało, a jednak przejmujący chłód sprawił, że chciała podkulić chude kolana pod siebie i skulić się w kącie. Krótkie chrząknięcie i ponowne stuknięcie o twardą pokrywę. Przeszywający impuls bólu od uderzenia w nerw i ciche syknięcie.
Ignoruj.
Wróciła spojrzeniem do jego dwubarwnych tęczówek, wbijając nienachalny wzrok prosto w źrenice chłopaka. Lubiła tak patrzeć w czyjeś oczy, nie twierdząc przy tym, że widzi jakąś tandetną duszę czy wnętrze człowieka, bo wszystkie te filozoficzne (nie)prawdy miała w głębokim poważaniu. Nie. Po prostu lubiła gapić się komuś prosto w ślepia. Zadowolenie z samego siebie i swojej niezaprzeczalnej błyskotliwości wywołało u niej nikły uśmiech.
Brawo, Sherlocku. – Parsknęła, czując jakąś nić porozumienia między przypadkową dwójką ludzi. Nie niszczyło to jednak jej nadziei, że znajomość skończy się na jednej rozmowie, a jedno nie będzie musiała oglądać drugiego w innych sytuacjach niż spotkanie na ulicy, krótkie “cześć” i dalsze ruszenie własną ścieżką. Nie przeszkadzałaby jej taka kolej rzeczy, bo zazwyczaj wszystko kończyło się w ten wygodny sposób. Pokręciła głową z rozbawieniem, uśmiechając się bardzo krótko, acz ten niemy gest był ubarwiony względnie przyjacielskim nastawieniem również z jej strony.
Już jesteś. – Brzmi jak tani komplement. Natychmiast spoważniała, zakrywając całe zażenowanie związane z własnymi słowami pod ironicznym uśmiechem. Tym co zawsze. – Czasem chciałoby się wyrwać z tego miejsca. Trochę głupio siedzieć w ograniczeniu. Jak króliki w klatce. – W jej głosie dało się wyczuć wyraźne niezadowolenie z rzeczy, na które nie miała żadnego wpływu. Mizuko była uziemiona w tym miejscu przynajmniej do osiągnięcia pełnoletności, a potem i tak nic nie zapowiadało jej poprawy, więc już odgórnie zarządzone zostało, że tak jak się urodziła, tak też umrze w Mieście-3. Nie była nawet pewna, czy taka kolej rzeczy jej pasowała, czy też chciałaby coś zmienić. Zastanawiała się czasem, gdzie podziewa się jej ojciec. Jeżeli jemu udałoby się wymknąć z tego miejsca, to czemu nie jej? Westchnęła, wypuszczając z ust kłąb pary; wyjęła ręce z kieszeni, pocierając jedną o drugą. Zakrywszy rękawem nos, kichnęła cicho. Szykowało się niemałe przeziębienie. Spojrzała na niego, kiedy zaczął mówić, a jej usta mimowolnie wykrzywiły się w uśmiechu, który natychmiast nakryła dłonią, by zaraz potem odpowiedzieć mu swoim jak zwykle obojętnym głosem. A raczej takim starała się go uczynić, gdzieś wciąż błąkała się nutka rozbawienia.
Faktycznie, nie ma lepszego zajęcia niż obgadywanie tego, kto, z kim, kiedy i gdzie. Zresztą nie wydaje mi się, żeby to była jakaś ingerencja w czyjeś życie. Te staruszki nie mówią nic osobie obgadywanej, co najwyżej patrzą na siebie krzywo. Są nieszkodl... – Urwała, uświadamiając sobie, że wypowiedziała już znacznie więcej słów na ten temat niż zamierzała. Poza tym Sebastian wyraźnie szykował się do odejścia, a Miko nie miałaby nic przeciwko, gdyby nie użył liczby mnogiej na niepełne odchodne. Znów westchnęła ciężko, chwytając uchwyt od plecaka i wstając leniwie z ławki. Zarzuciła torbę na jedno ramię, przytrzymując je ręką, a drugą wcisnęła do kieszeni kurtki. Nawet nie zawracała sobie głowy otrzepywaniem przemarzniętego do granic możliwości tyłka.
W żadne konkretne miejsce. Gdziekolwiek, może do jakiejś kawiarni. Żeby tak cholernie nie wiało – mruknęła z niezadowoleniem, nieświadomie zrzucając na siebie ciężar jego towarzystwa. Natychmiast jednak dodała: – Nie musisz ze mną iść. – Odwróciła wzrok, patrząc na przebiegające obok dziecko. Zaraza się szerzy.

Ups. I tak mnie kochasz. ~ <3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.14 12:24  •  Wiśniowy skwer - Page 2 Empty Re: Wiśniowy skwer
*defeated* Too much. I pardon za to zwlekanie, ale zbierałem szczękę z podłogi przez tę długość.

Pewnie cieszyły się wiedząc, że kogoś w pewien sposób uszczęśliwił, chociaż nie zawsze był ucieleśnieniem dobra i cnót (właściwie tego to już w ogóle). Z drugiej strony rzadko słyszało się od kogoś w trakcie rozmowy, że jest miło lub miło spędziło się czas. Już nawet nie oczekiwał podobnych słów od ludzi. Musiał po prostu czytać między wierszami, co nie zawsze mu wychodziło. Był aktorem, a nie psychologiem – potrafił jedynie naśladować emocje, z których większość rzadko wyrażał, a i niektórzy także potrafili uzewnętrzniać je w indywidualny sposób. W tym momencie bazował na bardzo prostym schemacie: skoro dziewczyna jednak podjęła się rozmowy, to mogło oznaczać tylko tyle, że nie był męczący do tego stopnia, by zostawić go w towarzystwie pustej ławki i wrzeszczących bachorów w tle. Co prawda to zmotywowałoby go to zabrania swoich czterech liter w jakieś cieplejsze miejsce, bo i tak nie miał tu nic do roboty. W tym wieku już nawet uprzykrzanie małolatom życia i celne obrzucanie ich śnieżkami nie sprawiało już takiej frajdy jak kiedyś. Teraz nawet w chwilowym milczeniu wodził spojrzeniem dwukolorowych tęczówek za dzieciakami, które oddawały się swojej beztroskiej zabawie i potrafiły śmiać się z każdego wyrżnięcia się na ośnieżoną ziemię. Kiedyś wszyscy tak mieli, a teraz można było jedynie zastanawiać się nad tym, dlaczego z czasem patrzyło się na podobne wybryki z rezygnacją. Tęsknota za przeszłością?
Pomimo tego, ze aktualnie wyglądał jak ktoś, kto po prostu się narzucał, miał w sobie sporo taktu i wiedział mniej więcej, na co może sobie pozwolić przy pierwszym spotkaniu, a kiedy należy spasować. Nie zamierzał zadawać prywatnych pytań, bo chyba nikt nie chciałby, żeby ktoś nowo poznany urządzał przesłuchanie, jakby zaraz miał zabrać się za pisanie książki o swoim przypadkowym znajomym. „Pewnego razu w parku...” – ten tytuł nawet nie był chwytliwy! Ponadto uważał, że niekonwencjonalne pytania były lepsze przy pierwszym poznaniu. Bynajmniej nie był to czas na gadanie o szkołach, pracach, numerach butów... Dobra, To ostatnie może niekoniecznie go interesowało.
Zdziwił się nieco, gdy zielonowłosa zakomunikowała mu, że nie jest zadowolona ze swojej fryzury. Na chwilę otworzył szerzej oczy, by zaraz po tym pokręcić lekko głową w wyrazie braku zrozumienia. Trzeba przyznać, że było to nieco paradoksalne, chociaż może...
Nieudany eksperyment czy przegrany zakład? ― spytał z drobną nutą rozbawienia w głosie. Dla niego były to jedyne logiczne wyjaśnienia, skoro nikt nie farbował się z własnej woli na kolor, za którym nie przepadał. Trochę, w bardzo niewielkim stopniu, interesowała go historia tej zmiany. Sam zaczął snuć teorie, ale jedyną, która przyszła mu do głowy było zwyczajne dopasowanie koloru włosów do koloru jej oczu, które także nie umknęły jego uwadze. Nie uważał jednak, by był to dobry argument, choćby ze względu na to, że gdyby posłużył się tym samym, skończyłby z niemalże białymi włosami, ozdobionymi niebieskimi pasemkami lub jedna połowa byłaby biała, a druga niebieska. Nie uniknąłby dziwnych komentarzy na ulicy. Mizuko prezentowałaby się przy tym zwyczajnie. Nie twierdził, że było jej źle, bo zawsze mogła trzasnąć sobie na głowie bardziej jaskrawy kolor.
„Niszczyć życie, co?”
Oczywiście! ― Dla podkreślenia swojego zdecydowania klepnął się z otwartej ręki w udo, choć zaraz schował ją z powrotem w płaszcz. ― Znaczyyy... Pewnie na początku jest w porządku, ale wydaje mi się, że po czasie człowiek robi się już zmęczony. Przypadki, w których ktoś wytrzymuje ze sobą do końca są naprawdę rzadkie. No i często to jak podpisywanie paktu z diabłem. Rzecz jasna, mogę mówić tylko z perspektywy mężczyzn, ale od kobiet też wiele się nasłuchałem. ― I kto tu się rozgadywał? Na całe szczęście w końcu zakończył ten bezsensowny wywód. Każdy miał inne podejście do związków, a on widział w tym dużą odpowiedzialność i musiał wliczyć w to niepodważalny fakt tego, iż nie był kimś, kogo dało się uwiązać na krótkiej smyczy jak psa. Mógłby sprawić tym mnóstwo przykrości drugiej osobie, więc po prostu trzymał się z daleka, uznając, że to nie dla niego. ― Tak, mam. Nie wyobrażam sobie mieszkania bez czworonoga, choć Fear na początku sprawiał sporo problemów, ale jak każdy pies. Trzeba poświęcić im trochę czasu. A ty? Masz jakieś zwierzę? ― Skoro już zeszli na ten temat, postanowił odbić piłeczkę. Uwielbiał zwierzęta, więc rozmawianie o nich przychodziło mu z dużą łatwością. Nie chciał jednak zawalać nastolatki opowieściami o swoim psie już na początku, bo byłoby tego tak dużo, że nie połapałaby się we wszystkim, a i musiałaby pogodzić się z monologiem w jego wykonaniu. Już teraz był rozmowny, więc można było się tylko domyślać, na co jeszcze było go stać. Gdy znał się na jakiejś kwestii, usta potrafiły nie zamykać się mu przez długi czas.
No i masz, rozbawił ją! W tym momencie trudno było mu się powstrzymać od uwydatnienia uśmiechu także na własnych ustach. Nie przytłaczało go to ciągłe spoglądanie w oczy, jakby właściwie nie miał nic do ukrycia, więc bez problemu był w stanie odpowiedzieć dokładnie tym samym. W tej chwili każdy jego ruch był szczery. Każdy miał coś z kłamcy, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach.
No tak. Ktoś musi zaczepiać ludzi w parkach ― skwitował a propos bycia ewenementem. W jego głosie dało się wyczuć odrobinę zgryźliwości, aczkolwiek wszystko to skwitował lekkim wzruszeniem ramion. ― Coś w tym jest ― rzucił zaraz i odchylił głowę do tyłu, przez co mógł przyjrzeć się jasnoszaremu niebu, z którego leniwie opadały płatki śniegu. Zmrużył powieki, a na jego twarzy pojawiła się podejrzliwość. Rozejrzał się też z ukosa na boki, sprawdzając czy nikt ich nie podsłuchuje. ― Brakuje nam jeszcze kopuły nad głowami. Ale może tam jest, a wszystkie zjawiska pogodowe są sterowane przez władze? Jeśli tak, trzeba koniecznie złożyć zażalenie na tę niską temperaturę. To na pewno spisek! ― Zaraz... co? Przez cały ten czas brzmiał śmiertelnie poważnie, aczkolwiek gdy znów opuścił głowę, mimowolnie parsknął krótkim śmiechem. Zdecydowanie nadawałby się na bajkopisarza. ― Na zdrowie ― rzucił wraz z momentem, w którym usłyszał kichnięcie. To był kolejny argument opowiadający się za tym, by ruszyć się z miejsca i opuścić park, byleby nie zamarznąć na kość.
Czekał aż dziewczyna zdecyduje się, uprzednio komentując niedokończoną wypowiedź o staruszkach bezradnym rozłożeniem rąk, jakby w tym geście chciał zawrzeć całą swoją opinię na ich temat. Może były nieszkodliwe, ale obgadywanie koleżanek z innymi koleżankami było nie w porządku w każdej postaci. Komentowanie wszystkiego dookoła także, choć w zasadzie teraz sami pobawili się w krytyków tego świata.
„Nie musisz ze mną iść.”
Znam jedną kawiarnię niedaleko. I przynajmniej cię odprowadzę. Miło mi się rozmawia ― nie zawahał się powiedzieć tego wprost. Zaraz kiwnął głową na znak, by wreszcie ruszyli i przez cały czas starał się dotrzymać jej kroku.
    z/t x2.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.03.14 16:15  •  Wiśniowy skwer - Page 2 Empty Re: Wiśniowy skwer
Widok skwerku irytował Latoyę. Nie lubiła drzew wiśni.  Były próżne, tak samo jak róże. Różnica między nimi polegała na tym, że egocentryzm róż ogłupiał je, sprawiał, że były naiwne. A wiśnie utrzymywały trzeźwość istniejącego tylko w głowie Latoyi umysłu, obserwowały innych dookoła i z pogardą rzucały wyrzutami. Które często zresztą były prawdziwe. Na szczęście panowała zima. Drzewa straciły na pewien czas swe piękno i zamilkły.
-"Co tutaj robisz, Davis?"
Kobieta nie znała nikogo w okolicy na tyle dobrze, aby liczyć na usłyszenie tych słów. A powód przybycia na opustoszony plac był symboliczny. Latoya, stworzenie ułożone i spokojne, wyciągnęło z kieszeni płaszcza paczkę papierosów. Włożyło jednego z nich do ust i drżącą ręką próbowała za pomocą zapalniczki wybawić płomień. Spróbowała drugi raz. Trzeci i czwarty, aż wreszcie się wściekła i wyrzuciła wszystko do kosza.
W życiu zapaliła tylko jednego, jako piętnastolatka. Namówił ją do tego kuzyn. Potem miała ogromne wyrzuty sumienia.
Może gdyby humor jej dopisywał zaczęłaby się śmiać ze swojego infantylnego pokazu buntu. Teraz jednak nie czuła się najlepiej i postanowiła pozwolić sobie strzelić focha na cały świat.
"-Nikt przecież nie będzie miał mi tego za złe-" stwierdziła.
Wzięła głęboki oddech, spojrzała ukradkiem za siebie i struchlała. Na jej oczach paliła się zawartość kosza na śmieci.
Najpierw chciała krzykiem wezwać pomoc. Zrezygnowała z tego pomysłu. Później, usprawiedliwiając się, podeszła do źródła pożaru i zaczęła zastanawiać, jak go ugasić. A tak się składało, że nic nie przychodziło jej do głowy głowy.
"-Nie powinnam się tak denerwować-" tłumaczyła sobie-"W końcu płomień zgaśnie..."
Ale jak na razie ogień rósł w oczach i nawet nie przygotowywał się do zakończenia swego żywota. Zaczął własnie głaskać gałęzie rosnącego nad nim drzewa. Wspiął się na nie i zaczął wędrować do góry.
-O-okej- nogi pod Latoyą się ugięły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.14 22:35  •  Wiśniowy skwer - Page 2 Empty Re: Wiśniowy skwer
Tup tup tup~. Tup~... i jeszcze jeden tup~! Coś radosnego, acz wyglądającego na całkowicie przemęczone, pokonywało kolejne metry, poprawiając co jakiś czas dół płaszczyka poprzez obciąganie go jeszcze niżej. Po kilku krokach zatrzymywała się tylko po to, aby wydać z siebie przeciągłe ziewnięcie i... iść dalej. I tak w kółko, ściągając na siebie uwagę przechodni. No bo kto by to widział, wyglądać tak ospale w samym środku dnia? Do tego będąc tak młodym? Niektóre kobieciny nawet kręciły głową w wyrazie dezaprobaty, mając ją na widoku. Inne osoby za to przewracały oczyma, bądź też rzucały mniej lub bardziej przyjemnymi komentarzami w jej kierunku.
Mogłam zostać w domu i spać - syknęła do siebie w myślach, przeciągając się po raz kolejny w czasie tej dość krótkiej, jak na normalną osobę, wędrówki - zostać w domu, pospać, a potem zjeść dony żelków i iść wykąpać się w jakiejś kałuży, a potem...
Wpadła na coś.
To coś było twarde, chropowate, a do tego cholernie zimne i niewygodne. Nijak się do tego przytulić, aczkolwiek Hitomi nie narzekała. To było aż zabawne, jak przepadała za drzewami. Do tego to wypełniało powietrze wkoło siebie naprawdę zabawną wonią. Czymś jakby... wiśnią? Nie, żeby nie zajarzyła, że to drzewo wiśniowe, ale... no tak, udało jej się to dopiero po czasie. W końcu ogarnąć coś takiego, to jak wygrać jakiś teleturniej! Naprawdę, zwycięzcy Jednego z Dziesięciu przy tym wymiękają, a ona co~? Dała radę! Mimo wszystko nie było jej w smak tak bezczynnie stać, a ruszać się dalej także nie zamierzała. Przysiadła więc pod drzewem, które zaproponowało jej dobitnie swoje towarzystwo, by spojrzeć na cały ten otaczający ją syf. Nie no, nie było tak źle, z tym, że...
...że była śpiąca. Wtedy wszystko stawało się gorsze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.05.14 17:24  •  Wiśniowy skwer - Page 2 Empty Re: Wiśniowy skwer
Lubił tu przychodzić. Miejsce było ładne, pachniało przyjemnie no i w ogóle zwykle była tu cisza i spokój. Mimo iż było to dość popularne miejsce, to zwykle nie przydarzało się tu nic, co zakłócałoby porządek i wywoływało jakieś poruszenie wśród odwiedzających.
Mirai lubił patrzeć na te drzewa, szczególnie wiosną, kiedy było na nich więcej różu niż zieleni. Nie żeby jakoś specjalnie przepadał za różem, po prostu ten widok miał coś w sobie. Tak więc też białowłosy wpadał tutaj w przerwach od pracy aby posiedzieć na ławce i czasem sobie coś w spokoju zjeść. To, czy tu przyszedł, było w dużej mierze zależne również od tego, czy zrobił sobie coś po jedzenia w domu czy nie. Jeśli tak - mógł tu spokojnie przyjść. Jeśli nie - cóż, nie miał zamiaru tu głodować, chadzał więc do jakiegoś lokalu gdzie mógł sobie coś kupić.
Dziś jednak jedzenie miał. Ot, drożdżówka, kanapka z pieczenią i soczek. Starczyło, a mógł się pocieszyć ładnym widoczkiem. I kiedy tak sobie siedział i wcinał, coś przykuło jego uwagę. Tuptało sobie takie małe środkiem skweru aż w końcu przeżyło bliższe spotkanie z drzewem i zdecydowało się pod nim spocząć.
Mirari pokręcił głową zdegustowany. Znał to urocze małe stworzenie. Choć z reguły nie przepadał za dziećmi, ta mała istotka jakoś potrafiła go ująć. No i tak się złożyło że ją lubił. Nie widywał jej często, ale kiedy już na siebie wpadli, Mirai lubił się z maleństwem podroczyć.
Wstał więc z ławki, dokończył szamać swoją drożdżówkę i podszedł do dziewczynki wolnym krokiem.
- Znów całą noc grałaś w gry?
No cóż, w końcu Mirari nie wiedział o prawdziwej tożsamości Hitomi, nie zdawał sobie sprawy że obcuje z Wymordowanym, oraz że drugą połówką dziewczyny jest koala. No to skąd miał wiedzieć, że taki ma tryb życia? Wmówiła mu przecież, że to przez gry...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 20 Previous  1, 2, 3 ... 11 ... 20  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach